Marzenia się nie spełniają. Marzenia się realizuje.

Obudziłem się. Czwarta rano a ja już na nogach. Kuchnia. Kawa do kubka i papieros. Przeczytana gazeta z wczorajszego dnia pod tyłkiem na taborecie. Ciemno tak w kuchni jak i na dworze. Dopiero czwarta. W telewizji pustki, nieciekawe programy o tej porze, jeśli w ogóle coś jest. Nawet nie włączam. O! Samochód pojechał. Kierowca zapewne podobnie jak i ja znużony zmienia bieg i jedzie do kolejnego miejsca, bo trzeba dowieźć mleko i ser na poranne śniadanie dla mieszkańców osiedla. Nawet kawa przestaje smakować. Zresztą, czy ona kiedykolwiek mi smakowała? Raczej nie. Piję z przyzwyczajenia. Mnie kawa nie budzi, mnie usypia.

Rzut okiem na termometr. Zimno, cztery stopnie na minusie. Zakładam spodnie, bluzę, nakładam kurtkę i buty i wychodzę na dwór. Razem ze mną obudził się pies. Przycupnął pod drzwiami i czekał. Na klatce zakładam czapkę i cienkie rękawiczki. Przed blokiem odpalam kolejnego papierosa. Pies robi swoje na trawniku. Nie mam zamiaru sprzątać, nikt nie sprząta. Po zimie okaże się jak ludzie sprzątają po swoich czworonożnych przyjaciołach. Co drugi krok „niespodzianka”. Miny. Trzeba uważać.

Sąsiad wychodzi z klatki. Podaję rękę na „dzień dobry”, choć jeszcze ciemno. Sąsiad do pracy się spieszy. Nic to. Gaszę papierosa i wchodzę do klatki. Pies macha ogonem, szczęśliwy pójdzie spać zapewne. Ja już nie dam rady. Gdzieś około 14 zechce mi się spać. Tak już mam. Kładę się wtedy na trochę a mój czworonóg, mój osobisty południowy budzik zacznie szczekać, kiedy nadejdzie szesnasta. Wstanę, znów z nim wyjdę i wrócę do domu.

Szczekanie. Patrzę na zegarek. Dochodzi siedemnasta. Chyba też zaspał. Patrzę na niego a on na mnie. Jego zaspane oczy mówią wszystko. Głaszczę go po głowie i kładę karmę do miski. Zajada się. Wychodzę z domu. Jeden cel. Gazeta, którą czytam i gazeta, której nie czytam, ale lubię ją mieć. Sprzedawca, pan Mieczysław, od mojego dzieciństwa prowadzi ten kiosk. Mogę powiedzieć, że wiele wie o mnie. To u niego kupowałem pierwsze papierosy, pierwsze prezerwatywy i pierwsze świerszczyki. Zawsze uczynny i zawsze serdeczny pan Mieczysław. Podał mi gazety, wziął pieniądze i życzył miłego dnia. Pozdrowiłem go i do domu.

Nadal zimno. Podkręcam grzejnik i głośność muzyki. Sąsiad z dołu niebawem zacznie walić w kaloryfer. Policja nie przyjedzie, bo, po co? Nikt do mnie nie zagląda. Rodziny nie mam. Od śmierci mamy, sześć lat temu jestem sam. Mieszkałem z mamą. Mieszkanie mam po niej. Praktycznie z nikim nie rozmawiam. O czym? U każdego sąsiada „wszystko po staremu”, każda sąsiadka robi „zakupy, sprzątanie, pranie i obiad staremu”. Nie mam żony, nigdy nie chciałem być „starym”. Sąsiad wali. Po trzecim uderzeniu wyłączę. Koniec muzyki na dziś. Chyba sąsiad był zadowolony z dzisiejszej dawki muzyki. Kilka piosenek kultowego AC/DC. Trochę kultury potrzeba. Wychodzę na balkon. Wyjmuje z reklamówki zimne piwo i wracam do pokoju. Moja zimowa lodówka na alkohol – balkon. Do czegoś musi służyć a nie tylko po to, żeby w lato powieszać kwiatki. Otwieram piwo. Kolejne łyki przerywa pukanie do drzwi.

Miła blondyneczka w okularach zaproponowała mi lepszy pakiet telewizyjny. Zapraszam do domu. Wchodzimy do pokoju. Uśmiecha się na widok piwa. Częstuję, ale odmawia. No cóż… Nie każdy musi lubić i chcieć. Odstawiam butelkę i słucham tej sympatycznej dziewczyny. Młoda, jakieś dwadzieścia lat może ciut więcej. Wciąż mówi. Oni się uczą tych formułek na pamięć czy jak? Pytam ją o to. Czerwieni się i mówi, że w ciągu kilku miesięcy takie gadanie wchodzi w nawyk i słowa same lecą. Proszę ją więc o konkretne przedstawienie konkretnej oferty. Nie chcę słyszeć „korzystniejsza, lepsza, ciekawsza”. Ma być powiedziane, dlaczego ta oferta jest lepsza od wcześniejszej. Dziewczyna mówi, że jestem ostatnim jest klientem dziś i może mi to dłużej wytłumaczyć. Jednym słowem – konkretniej.

Wychodzę do łazienki. Sprawdzam się w lustrze jak wyglądam, po czym wracam do dziewczyny.

Przedstawiam się. Ona ma na imię Kasia i studiuje zaocznie coś tam związanego z psychologią. Mówię, że musi znać się na ludziach, ale ona zaprzecza. Mówi, że zna się na ich umysłach. Psychiatra mi sprzedaje telewizję kablową. Ehhh, co za życie. Sam wiem jak to jest. Po studiach, skończone prawo, doktorat w wieku raptem trzydziestu lat. A teraz? Posada wykładowcy na państwowej uczelni. Marny grosz, ale zawsze. Dorabiam poradami prawnymi przez Internet i wykładaniem na uczelniach prywatnych. Większą część dnia mam wolne. Raz na dwa tygodnie do prywatnej szkoły na wykłady a codziennie do państwowej. Dziś nie byłem, ponieważ dziś środa. Dzień wolny od pracy.

Spodobała mi się ta dziewczyna. Zaczęliśmy rozmawiać o rzeczach spoza „kablówki”. Ciekawie się z nią gawędziło. Nie odpowiadała „po staremu” ani „obiad dla starego i pranie”. Mówiła konkretnie i ciekawie. Z pasją mówiła o psychologii. Jak się później dowiedziałem studiuje psychologię społeczną. Ciekawe. Sam się tym pasjonuję.

Zmrok w oknie i Kasia zaczyna się zbierać. Pakuje swoje katalogi, swoje papiery. Summa summarum nie podpisaliśmy umowy. Poprosiłem ją na sam koniec, że zakupię największy pakiet jak zostanie u mnie na kolację. Zaczerwieniła się stojąc w drzwiach. Prosiłem i prosiłem aż się zgodziła. W czasie kolacji zapytałem czy mogę uznać to za randkę. Zgodziła się. Pocałowałem ja delikatnie. Nie oponowała, ale po chwili oderwała się od moich ust. Nazwała mnie Don Juanem. Mój sposób na podryw – rozmowa, rozmowa, rozmowa, kolacja. Uśmiechnąłem się. Zostałem mianowany Don Juanem. Już wiem, że jest moja. A może nie? Jakoś nigdy nie miałem szczęścia do kobiet. Zawsze omijały mnie bokiem. Ani nie jestem ładny ani nie jestem brzydki. Przeciętny, szczupły brunet o fryzurze w stylu Deepa. Znajome wykładowczynie, te młodszej daty mówiły, że podobny jestem do niego. A czy on ładny czy też brzydki niech wypowiadają się panie.

Dalej rozmawiamy siedząc obok siebie. Nutka erotyzmu zaczęła wędrować po pokojach mieszkania szukając pary „kochanków”. Byliśmy tylko my, ale pytanie brzmi: Czy nutka do nas trafi? No i cóż odpowiedzieć jak się nie wie. Siedzimy i rozmawiamy. W pewnym momencie Kasia zaczyna delikatnie kierować się w stronę tematów czystko erotycznych. Spoglądam na nią i gaszę światło, które rozświetlało całe pomieszczenie – żyrandol. Klikam włącznik niewielkiej lampki, która podsyca tą nutkę kierując ją w stronę dużego pokoju. Kasia się uśmiecha jakby nie wiadomo, co się stało. Pytam ją, jaki według niej jest prawdziwy mężczyzna. Nie jakiś bajkowy, ale prawdziwy człowiek, którego może spotkać w sklepie kupując masło. O wyglądzie nie wspomina, jak wcześniej powiedział: Nie ma to większego znaczenia. Farmazon. Każda kobieta tak mówi, ale na wygląd patrzy. To tak jakby facet podrywał kobietę nie zwracając uwagi na jej tyłek i biust. Jaki sens podrywu skoro osoba się nie podoba? Bajdurzenie. Mówi, że mężczyzna powinien być zdecydowany i silny – oho, szuka mnie. Kolejny raz powtarza sentencję, że „mężczyznę poznaje się po tym jak kończy a nie jak zaczyna”. Śmiech mnie po raz kolejny ogarnia i odpowiadam: Facet zawsze kończy tak samo, ma wytrysk. Przytakuje mi i dodaje, że „Wytrysk może być mały lub potężny. Domyśl się, który kobieta woli”. Miałem kiedyś kobietę. Co za tekst. MIAŁEM KIEDYŚ KOBIETĘ. Cieszmy się. Kiedy miałem wytrysk chowała się gdzie pieprz rośnie. Na twarz? Nie. Na biust? Bardzo rzadko. Czasami pozwalała mi spuścić się na brzuch i tyle, więc moja odpowiedź trochę Kasię zdziwiła. Nie tego się spodziewała. Plus dla niej. Wychodzi na to, że ona to lubi.

Odpalam papierosa. Częstuję Kasię, ale odmawia. Mówią, żeby w towarzystwie nie palić. Co zrobić jak się chce. Szybko kończę i siadam obok niej. Przyglądam się jej a ona mnie. Po chwili znów się całujemy. Tym razem bardziej namiętnie. Nasze ręce wędrują po ciałach powoli poznając je. Dotykam piersi, nie oponuje, nie odpycha a wręcz przylega do mnie. Czuję jak mój przyjaciel zaczyna budzić się do życia. Kasia chyba też to poczuła, bo bardzo szybko jej dłoń powędrowała w tamtą stronę. Rozpięła rozporek i wyciągnęła mojego członka w stanie, jak to nazywam „pół-uśpionym”. Zjeżdża ustami niżej aż dotyka języczkiem czubka. Dreszcz rozchodzi się po moim ciele. Czuję gorąco. Odpycham ją i zdejmuję spodnie i majtki. Staję przed nią z wyprężonym członkiem w jej stronę. Uśmiecha się i znów delikatnie go całuje. Liże językiem a ja rozpływam się w rozkoszy. Wreszcie podnoszę Kasię i zdejmuję z niej spodnie. Szybko ściągam majteczki i dotykam szparki okrytej kilkudniowym zarostem. Miła w dotyku, pięknie pachnie. Rozchylam płatki i wpijam się językiem zlizując każdą kroplę jej soków. Proszę Kasię, aby usiadła i rozłożyła nogi. Szybko spełnia moją prośbę, po czym łapie mnie za głowę i przyciska do swej muszelki. Wiję językiem czując rozkosz, czując smak tej młodej i pięknej dziewczyny. Spoglądam na nią. Wyrywa mi się i zdejmuje ze mnie koszulkę. Mój owłosiony tors chyba podziałał na nią jak płachta na byka. Rzuciła się i zaczęła mnie po nim całować. W czasie, gdy Kasia pieściła mój tors rozpiąłem guziki jej koszuli i pospiesznie ściągnąłem ją. Szybkim ruchem dłoni zdjąłem także stanik, który jakże skutecznie blokuje mężczyznom widoki pięknych piersi. Dotknąłem sutka. Był twardy. Po chwili całowałem jej piersi, ugniatałem je odczuwając olbrzymią rozkosz.

Położyłem się a Kasia nadziała się na mojego sterczącego przyjaciela. Ciepłem swojego ciała dzieliła się ze mną. Odbierałem łapczywie tą pieszczotę coraz to mocniej wbijając ją na siebie. Gorąco. Czułem jak jej mokra cipka przejeżdża po moim członku oliwiąc go niczym samochodowy tłok. W głowie natłok myśli.

Ja i ona. Sam na sam. Seks dla seksu. Chęć za chęć. Pieszczota za pieszczotę. Miłość za miłość?

Zdejmuję Kasię z siebie i odwracam ją tyłem. Wypina tyłeczek pokazując mi swoją lśniącą cipkę drugą dziurkę – zakazaną u wielu kobiet. Dotykam palcem tej drugiej dziurki i próbuję włożyć w nią członka. Kasia wyrywa się i kieruje go na cipkę. Tu też „kakaowe oczko” jest zakazane. Rozpycham się pomiędzy jej płatkami. Wyrywam się uczuciu zbliżającego się orgazmu. Uciekam. Zwalniam ruchy. Zastygam wreszcie mocno ściskając mięśnie, aby wytrysk jeszcze nie nadszedł. W tym samym momencie pochylam się nad Kasią i całuję jej plecy. Oddycham głęboko starając się uspokoić. Odszedł. Znów biorę się do dzieła. Od lekkich wejść przechodzę do mocniejszych. Kilka lekkich wejść i jedno mocne. Kasia szybko oddycha.

Czuję tą rozkosz, która rozpływa się po mnie. Czuję to ciepło. Czuję Kasię blisko. Bardzo blisko.

Wychodzę z niej. Kładę ją na plecy. Znów językiem zlizuję jej soki. Cipka pulsuje napychając mnie rozkoszą i gorącem. Wiruję coraz szybciej wokół guziczka palcem drażniąc jej otworek. Słysząc coraz szybsze oddechy Kasi zaczynam energiczniej poruszać językiem po jej guziczku i mokrych płatkach. Zaciska nogi by po kilku sekundach opaść bezsilnie na poduszkach. Daję czułego całusa wciąż gorącej muszelce, po czym siadam obok niej. Kładzie swoją głowę na mojej nodze uspokajając się. Głaszczę ją i dotykam wciąż napawając się pięknem jej ciała. W delikatnym świetle lampki jej ciało nabrało wręcz boskiego kształtu. Mokre od potu, lśniące, oddychające. Odpoczywamy.

***

Telefon. Budzi mnie głuchy dźwięk wibracji. Wstaję i odbieram. Ktoś – pozbawiony zapewne rozumu – dzwoni do mnie o godzinie szóstej rano i pyta mnie czy podrzucę go do Świnoujścia. Odkładam komórkę i znów do łóżka. Pies mruczy. Nie dadzą już mi spać. Wychodzę z nim. Zmęczony z podkrążonymi oczami przemieszczam się kilka razy wokół bloku. Bardzo rano. Papieros tli się w ręku. Nie pamiętam już ostatniego głębszego zaciągnięcia. Krztuszę się dymem zmieszanym ze świeżym powietrzem. Pies obojętnie spogląda na mnie po chwili odwracając głowę i zajmując się swoimi sprawami. Na zegarku dochodzi szósta czterdzieści. Dostaję wiadomość. Kasia. Krótkie „cześć” na powitanie. Odpisuję to samo. Wkładam telefon do kieszeni by po chwili go wyjąć.

„Dziś też do mnie przyjdziesz? Zapraszam. Kupiłem dobre wino. Zrobię kolację”
„Nie. Wolę piwo. Zimne”
„To zapraszam na piwo. Zimne”
„Już kupiłeś? Dochodzi siódma”
„Wcześnie wstaję. Poranek to najlepszy czas na rozmyślanie”
„O czym tak myślisz?”
„O pewnej słodkiej blondynce, która zawróciła mi w głowie”
„Spotkałam wczoraj kogoś”
„Można spytać, kogo?”
„Słynnego Don Juana”
„I jaki był?”
„Przeciętny. Mówią, że taki wspaniały kochanek a w łóżku się nie sprawdził”
„Może za drugim razem słynny Don Juan pokaże co potrafi?”
„Wierzyć trzeba, ale nie za mocno”
„Dlaczego?”
„Marzenia, o których zbyt silnie się myśli po pewnym czasie przechodzą do porządku dziennego i stają się smutną, szarą rzeczywistością. Wówczas już nie są marzeniami a tylko chwilową częścią naszej szarej codzienności. Lepiej jest pomarzyć intensywnie, ale rzadko. Ja tak robię”
„Spełniają się?”
„Marzenia się nie spełniają. Marzenia się realizuje. Jeśli nie będziesz dążyła odrębną ścieżką ku ich realizacji to się nigdy nie spełnią”
„Mam je realizować, ale o nich nie myśleć? To jest sprzeczne”
„To się nazywa podświadomość. Gdzieś w twojej głowie te marzenia są i one kiełkują. Jeśli będziesz zbyt często o nich myślała uschną, ale jeśli będziesz o nich myślała czasami, ale intensywnie i do tego szła własną drogą te marzenia staną się możliwą rzeczywistością”
„Nie można nie mieć marzeń. Trzeba je mieć i o nie dbać”
„Dokładnie. Jeśli myślałaś, że Don Juan przy takiej pięknej kobiecie jak ty za pierwszym razem okaże się super kochankiem to się zawiodłaś. Daj mu jeszcze jedną szansę a poprawi się”
„Uważasz, że za drugim razem pójdzie mu lepiej?”
„Tak myślę. Kiedy patrzy na kobietę taką jak ty wątpi czy podoła zadaniu”
„Jakiemu?”
„Zadaniu dania ci rozkoszy”
„Pasuje ci szósta?”
„Do osiemnastej. Zimne piwo i chipsy. Mogą być solone? Zrobimy sobie romantyczny wieczór. Mam bardzo dobry film”
„Uwielbiam solone. A film? Nie lubię romantycznych komedii”
„To nie będzie komedia. Powiedzmy, że będzie to film o dziesięciu facetach, którzy rżną jedną dziewczynę”
„Też odpada”
„Hm. Don Juan już coś wymyśli”
„W takim razie do osiemnastej”
„Do osiemnastej”

Obejrzałem się. Zaszedłem aż do centrum miasta. Spoglądam na wieżę ratuszową. Zegar wskazuje siódmą pięćdziesiąt. Ponad godzina. Zgłodniałem. Pies siedzi przy mnie i mruczy. Wracamy do domu szybszym krokiem. Ludzie przebudzeni z ciepłego snu wstają i zapalają światła budząc dzieci do szkoły. Gromady już chodzą a inne gromady dopiero wstają. Podchodzę do budki z pieczywem i kupuję bułkę z czekoladą. Szybko zjadam i skręcam w swoją ulicę. Dzwoni telefon.

– Słucham?
– Dzień dobry. Mówi Wądołowska z sekretariatu. Panie Maćku, mógłby pan dziś zastąpić doktora Wielzuga? Rozchorował się a miał mieć dziś trzy godziny wykładów – mówi pani Krysia z sekretariatu. Niechętnie, ale się zgadzam zastrzegając, że na uczelni będę za jakieś trzydzieści minut. Studenci zapewne już cieszą się, że doktora Wielzuga nie będzie. Ale będzie doktor Maciek i on was przemagluje – ale tylko trochę.

Uśmiecham się. Wybieram numer Kasi i puszczam sygnał niczym nastolatek bawiący się w podchody do jakiejś podobającej się koleżanki. Czekam czy odpuści.

„Tryn ty ryn tyn ty ry ry ry tyn tyn”

Scroll to Top