Nic nie może przecież wiecznie trwać

Może nie jest to opowiadanie czysto erotyczne, ale takie właśnie miało być.

******

– Tak, to on – wskazał ruchem głowy wysoki policjant jednocześnie patrząc się na zdjęcie młodego chłopaka.
– Zabieramy?
– Niech go nasi obejrzą i zabierajcie – odpowiedział młodszemu stopniem policjantowi komisarz Wielkołek.

******

Karolina siedziała w pokoju. Patrzyła tępo w telewizor, słyszała śmiech, brawa i ogólną radość bijącą przez szklany ekran z telewizyjnego studia. Widziała twarze osób robiących z siebie głupków w zamian za obiecane pieniądze od stacji, która musiała zatrzymać swoich wiernych widzów. Siedziała w fotelu, który do tej pory był wygodny. Przed kilkunastoma godzinami jednak przestał już być wygodny. Stał się zapadnięty, strasznie niewygodny i brudny. Jak wszystko. Do pokoju wszedł jej ojciec, emerytowany żołnierz. Człowiek ze stali – jak sama o nim mówiła.

Rzadko okazywał uczucia. Nie umiał czy może nie chciał? Nigdy się o to nie spytała. Podszedł do niej i postawił przy niej kubek z mocną herbatą. Poczuła jej silny zapach. Sam usiadł na drogim fotelu, który był oddzielony od pierwszego szklanym stolikiem.

– Oglądasz te głupoty? – spytał wskazując na telewizor. Karolina podniosła pilot i podała mu go jak odpowiedź. Ona nie oglądał. Ona tylko patrzyła na wciąż przewijające się obrazy, na kolory migające jak w dyskotece. Przypomniała sobie jedną z nich, kiedy siedziała z boku, sama i patrzyła się na przystojniaków, którzy wirowali na parkiecie i nawet na nią nie spojrzeli.

Nie była brzydka. Miała krótkie czarne włosy i ciemne oczy. Była niewysoka, co dobrze wyglądało z jej drobną figura. Ot, zwykła dziewczyna, która szuka szczęścia w dyskotece. Tak o sobie myślała. Wtedy go poznała. Przystojny brunet, wyższy od niej, dobrze zbudowany. Podszedł i zagadał o „tej durnej dyskotece, w której większość szuka miłości na całe życie albo seksu na najbliższe dwadzieścia minut”. Zaprosił ją na spacer, choć dochodziła północ. Poszli okrężnymi drogami przez miasto. Nie bała się. Wyglądał na silnego człowieka, który gdyby chciał to by zniszczył mury stojące na drodze. Odprowadził ją do domu, wziął numer telefonu i poszedł do siebie. Następnego dnia nie zadzwonił. Odezwał się dopiero po trzech dniach.

– Spotkamy się? – spytał, kiedy usłyszał jej delikatny głos.
– Chętnie – odpowiedziała mu gotowa wybiec tak jak stała, nieubrana, naga. Dotykała swoich niedużych piersi rozmawiając jednocześnie z Wojtkiem. Tak miał na imię nieznajomy z dyskoteki.

Od tamtych pamiętnych, pierwszych dni minęły ponad dwa lata. Dwa długie lata, pieprzone miesiące i pieprzone dni. Każda bezmyślna sekunda i każda smutna minuta oczekiwała przyjścia Wojtka.

– Może włączę coś innego, jak myślisz? – z odrętwienia wyrwał ją głos ojca.
– Mówiłeś coś?
– Co chcesz oglądać? Jak chcesz to przełączę.
– Ok.

Z tej całej pełnej smutku i zwykłego ludzkiego wkurwienia sytuacji, wyrwał ich dzwonek telefonu. Ojciec wstał i odebrał. Po krótkiej rozmowie oddał słuchawkę Karolinie, która po chwili odłożyła ją na widełki.

– Zawiozę cię – powiedział ojciec nakładając kurtkę – Chodź.

Karolina wstała i założyła kurtkę. Dochodziła czternasta. Jest sierpień. Jeszcze wcześnie, ale pogoda nie dopisała. Zapięła się do połowy długości zamka i wyszła za ojcem zamykając drzwi. Ojciec przekręcił klucz i złapał córkę za rękę. Zeszli na dół i podprowadził ją do samochodu. Była cała blada, nieułożone włosy odstraszały każdego, który stał na jej drodze. Nie obchodziło jej to.

Podjechali pod szary, duży budynek z dużym białym napisem na niebieskim tle: Policja. Weszli do środka, ojciec przedstawił się i po chwili młody policjant zaprowadził ich do komisarza Wielkołka. Karolina usiadła na krześle i patrzyła się w okno, z którego dochodziły pierwsze tego dnia promienie słońca, które z trudem przebijały się przez szare niebo.

– Karolina? – komisarz spojrzał na dziewczynę i po chwili dodał – Spójrz na mnie. Mam coś dla ciebie – Karolina spojrzała na trzymaną w dłoniach komisarza białą kopertę z napisem „Karolinka”. Podniosła wzrok i spojrzała w oczy policjanta, który zauważył jej wzrok na kopercie – Tak, ta koperta miła trafić do ciebie.

– Jest twoja – podał ją dziewczynie i spojrzał na ojca Karoliny – Panie pułkowniku, zapraszam na kawę – złapał go pod ramię i wyszli z pokoju zostawiając Karolinę samą.

Otworzyła kopertę i wyciągnęła kartkę papieru złożoną „na cztery”. Odłożyła kopertę i rozłożyła kartkę na stole. Zaczęła czytać.

„Droga Karolinko…

Jest 20 sierpnia, kiedy piszę ten list. Siedzę w pokoju i słucham radia. Właśnie leci „Nic nie może przecież wiecznie trwać”. Piękna piosenka, prawda? Kiedy czytasz ten list wiesz już, co się stało, ale nie wiesz jeszcze, dlaczego. Wyjaśnię ci.

Zawsze cię podziwiałem. Twoje zdolności, Twoją wiedzę i Twoje poczucie humoru. Jesteś dziewczyną pełną życia, która traciła te życie będąc ze mną. Czy cię kochałem? Nie wiem, co to jest miłość. A skoro nie wiem to zapewne nie. Nie złość się. Muszę tak napisać. Chcę być z Tobą szczery. Wiem, że ja dla Ciebie znaczyłem dużo. Doceniam to – naprawdę. Ale szczerość przede wszystkim.

Uwielbiałem spędzać z Tobą czas, ale wciąż czułem… Czułem, że nie jestem tym, kim powinienem być. Pamiętam jak w czerwcu wyjechaliśmy nad morze. Pamiętasz to jeszcze? Pamiętasz ten obdrapany pokój w motelu i śmieszny obrazem na ścianie? Mieliśmy widok na morze – jak mówił portier. Szkoda, że nie dodał, że to morze jest tylko na obrazku. Nieważne. Wysilam się na humor. Na dobry humor. Bezcelowe.

Dokładnie pamiętam jak pierwszy raz pocałowałem cię w tym motelu. Pierwszy raz wówczas. Brudny pokój zamienił się w salon opatulony złotem, na środku, którego stała całująca się para. Poznawałem Twoje ciało. Dotykałem Twoich piersi, Twoich ust. Byłaś cała dla mnie a ja dla ciebie. Chciałem cię całować i nie wracać do rzeczywistości. Byłem we śnie, jak w transie.

Powoli rozpinałem guziki w Twojej koszuli. Odrzuciłem ją na bok, po czym zdjąłem Twój stanik. Byłaś na wpół naga. Zniżyłem się, aby móc całować Twoje piersi. Piękne, cudowne. Oddawałaś mi się. Czułem, że właśnie trafiłem do nieba. Rozpiąłem guzik w spodniach i po chwili stałaś przede mną w samych majteczkach, które po chwili także znalazły się na podłodze. Wtedy Ty zaczęłaś mnie rozbierać. Całowałaś moje sutki, ramiona i uszy – wiedziałaś, że to na mnie działa.

Ściągnęłaś mi spodenki i majtki. Dotknęłaś mojego penisa, który patrzył dumnie do góry. To było piękne, kiedy pocałowałaś go. Poczułem spełnienie.

Nie będę opisywał wszystkiego, co się wtedy działo, bo, po co. Wiesz jak było. Byliśmy wtedy w niebie. Ty i ja. Sami, jedyni. Czuliśmy rozkosz, kiedy dochodziliśmy do orgazmu – razem.

Droga Karolinko, jeszcze ci nie wyjaśniłem, dlaczego to zrobiłem. Wtedy na tych wakacjach poznałem pewnego faceta z naszego miasta. Ostatniego dnia wakacji, nie wiem, dlaczego poszedłem do niego na piwo. Wtedy, kiedy ty byłaś ze swoją przyjaciółką na damskim wieczorze. Nie wiem, dlaczego ale w pewnym momencie zaczęliśmy się całować. Ja i on. Nie rozumiałem, dlaczego. Ale nie szukałem odpowiedzi. Jego penis w moich ustach, jego sperma, jego smak, zapach. Jego dotyk na moim tyłku – to wszystko dawało mi nieziemską rozkosz.

Potem po powrocie wszystko się zepsuło. Nikogo za to nie winię. Spotykałem się z nim za Twoimi plecami. Okłamywałem Ciebie, że wszystko jest w porządku, że kocham Cię. Teraz jak wiesz, były to puste słowa. Ja nie umiem kochać.

Przez całe miesiące od momentu poznania go spotykaliśmy się. Nigdy nie rozmawialiśmy dłużej niż dwadzieścia minut. Szybko zrywaliśmy z siebie ubrania, całowaliśmy się i szalenie kochaliśmy. Uprawialiśmy seks czy miłość – może spytasz. Seks, tylko seks. Niestety, tylko na początku. Z czasem coraz bardziej przypominało to miłość. Wciąż to od siebie odrzucałem. Teraz wiem, nie kochałem ani Ciebie ani Jego.

Nie wiem jak zakończyć ten list. Chciałem ci coś wyjaśnić.

Popełniłem samobójstwo. Mam nadzieję, że to nie boli, choć pewnie nic nie może bolec bardziej niż kłamstwa, jakie wykańczały mnie od środka. Wielokrotnie chciałem Ci wyznać całą prawdę, ale bałem się. Bałem się Twojej reakcji. Teraz mogę Ci wszystko wyznać, co też zrobiłem.

Powiesiłem się, bo nie chciałem już cierpieć. To dla mnie ostatni krok. Żegnaj do następnego życia.

Jak w piosence, „Nic nie może przecież wiecznie trwać, co zesłał los trzeba będzie stracić”.

– Nic nie może przecież wiecznie trwać – powiedziała do siebie Karolina i dodała do wchodzącego komisarza z jej ojcem – Proszę.
– Możesz zatrzymać ten list – odpowiedział jej.
– Nie chcę go. Niech pan zrobi z nim, co chce. Może pan go spalić, zatrzymać, oddać do gazety. Niech pan zrobi z nim, co chce – wyrzuciła wszystko z siebie i wyszła z pokoju.
– Do widzenia – dodał ojciec i wyszedł za nią. Kiedy ją dogonił spojrzał jej w oczy i spytał – Co było w tym liście córeczko? Coś o Wojtku?
– Od Wojtka. Ale to był list od niego dla mnie. Przepraszam, ale nic nie może wiecznie trwać.
– Co to znaczy kochanie? – Karolina spojrzała na niego. Miała dwadzieścia lat a ojciec po raz pierwszy tak czule się do niej zwrócił.
– Nic tato. Kocham cię – przytuliła się a z oczu popłynęły jej łzy.

Scroll to Top