Odwróciła się do mnie przodem, podeszła, zaczęła rozpinać koszulę. Rozpiętą wyciągnęła ze spodni. Przytuliła się do mnie, ja gładziłem jej włosy. Chwilę tak staliśmy, po czym odsunęła się, przejechała długimi, w identycznym kolorze jak sukienka paznokciami po moich żebrach, szybko odwróciła się i poprosiła:
– Rozepnij.
Rozpinałem jej sukienkę guziczek po guziczku…
Tak się zaczęła znajomość z Patrycją
To był przepiękny letni dzień. Mimo, że słońce mocno przypiekało z prawie bezchmurnego nieba, delikatny wiaterek chłodził na tyle skutecznie, że nie odczuwało się skwaru. Wczesnym popołudniem wędrowałem ulicami. Ruch jak zwykle o tej porze roku był niewielki.
Na jednej z głównych ulic zauważyłem bardzo ładną dziewczynę. Szła przede mną niezbyt spiesznym krokiem. Dostosowałem swój krok do jej tempa i szedłem za nią kilka przecznic, mogąc nasycić oczy wspaniałym widokiem. Była szczupła, ale nie wychudzona. Długie, sięgające prawie pasa, falujące włosy w odcieniu ciemnego złota spięte w luźną kitę falowały w rytm jej kroków. Falowały wraz z krótką, plisowaną spódniczką w kratę. Przechodząc przez ulicę, gdy dawała większy krok by wspiąć się na wysoki krawężnik, spod krawędzi spódniczki wysunął się brzeg koronki wykańczającej jej pończochy. Długie, zgrabne nogi w jasno-brązowych pantofelkach na niewysokiej szpilce stawiała niespiesznie, ale bardzo sprężyście. Szew pończoch niesamowicie dodawał uroku i podkreślał smukłość jej nóg. Nad lewą kostką połyskiwał złoty łańcuszek. Luźna bluzeczka z białego jedwabiu była tak cienka, że więcej pokazywała niż ukrywała. Dziewczyna przewiesiła sobie przez ramię malutką torebkę, w której chyba nie zmieściłaby nic więcej niż tylko telefon komórkowy. Idąc widziałem ją tylko od tyłu, jednak jej sylwetka zdradzała posiadanie przez właścicielkę znacznego biustu. Miała stosunkowo szerokie ramiona, za to talia była tak wąska, że można by ją było objąć palcami jednej ręki. Spódniczka rozchylała się szerokim kloszem na kształtnych biodrach. Można byłoby ulec złudzeniu, że dolna część jej ciała nie ma żadnego połączenia z górną, gdyby nie to, że poruszały się w idealnej harmonii.
Dziewczyna doszła do skrzyżowania i stanęła przed przejściem w oczekiwaniu na zielone światło. Stanąłem obok niej. Mogłem teraz ocenić ją z bliska. Buzię miała jak aniołek. Śliczną, gładką cerę złociła delikatna opalenizna, kontrastująca z zielenią jej oczu. Makijaż miała tak delikatny, że trzeba było się mocno przyglądać by go dostrzec, jednak na tyle stanowczy, że doskonale podkreślał jej urodę. W uszach skrzyły się malutkie brylanciki kolczyków. Leciutko zadarty nosek dodawał jej zalotności. Pod bluzką miała biały staniczek bez ramiączek, bez paska obejmującego ciało – same koronkowe miseczki wypełnione kształtnymi piersiami. Na szyi, w głębokim dekolcie wisiał cieniutki łańcuszek z główką jednorożca.
Zgrabnym ruchem ręki odgarnęła z twarzy niesforny kosmyk włosów. Dłoń miała smukłą, z długimi palcami i jeszcze dłuższymi jasno-różowymi paznokciami. Rzuciła w moją stronę przelotne spojrzenie. Musiała dojrzeć wyraz zachwytu na mojej twarzy, bo przez jej usta przemknął delikatny uśmiech.
Światło zmieniło się. Niby zagapiłem się, by pozwolić jej znowu iść przodem. Szła równym, spokojnym krokiem, jednak jej sposób poruszania zmienił się. Widać było, że czuje na sobie mój wzrok. Wyraźnie zaczęła mocniej kołysać biodrami. Teraz prawie za każdym krokiem spódniczka odsłaniała koronkę pończoch.
Wyraźnie zabawa w podziwianie wdzięków spodobała się jej, bo przed przejściem podziemnym przy następnym skrzyżowaniu znacznie zwolniła. Na szczycie schodów prawie się zatrzymała, pozwalając mi zrównać się ze sobą. Schodząc w podziemia obok niej, mogłem zobaczyć nie tylko koronkę pończoszki wyłaniającą się spod zakładu jej spódniczki, ale i część gołego uda ponad nią. Poniżej schodów stanęła i zaczekała, abym wybrał kierunek, w którym chcę się udać. Poszedłem w lewo, w kierunku wyjścia na przystanek autobusowy. Po paru krokach wyprzedziła mnie i prawie biegiem wpadła na schody. Gdy ja stawiałem nogę na najniższy stopień, ona była już w połowie górnego biegu stromych schodów. Moim oczom ukazał się fantastyczny obraz. Widziałem nie tylko całe nogi, łącznie z częścią nie okrytą pończochami, ale także zgrabnie zarysowaną linię oddzielającą uda od pośladków. Przez moment nawet mignął mi rąbek jej śnieżnobiałych fig. Niestety odjechała autobusem w zupełnie inną stronę niż ja.
Długo nie mogłem o niej zapomnieć. Po nocach przypominałem sobie obraz jej ciała prześwitującego przez bluzkę i widok ze schodów. Ciągle widziałem kontur jej zgrabnej sylwetki widzianej pod słońce i jej zalotne spojrzenie, gdy drzwi autobusu już zamknęły się za nią.
Z końcem lata zacząłem chodzić na zajęcia sportowe: siłownię i basen. Na kolejnym treningu zdarzył się cud. Właśnie kończyłem męczyć mięśnie brzucha pierwszą serią skłonów na skośnej ławeczce, gdy do sali weszła Ona. Ubrana była w ciemny żakiet, kremową atłasową bluzkę i szarą, mocno rozkloszowaną i bardzo krótką spódniczkę. Leżałem jeszcze chwilę na ławeczce, głową w dół nabierając siły przed rozpoczęciem kolejnej serii ćwiczeń. Od środkowego przejścia przez salę dzieliły mnie centymetry. Miałem już unieść się w kolejnym skłonie, gdy piękność z moich snów przeszła obok, kierując się do instruktora stojącego akurat w drugim końcu pomieszczenia. Przeszła tuż nad moją głową. Patrząc w górę zobaczyłem zgrabne nogi w czarnych pończochach przypiętych do białych podwiązek i śnieżnobiałe koronkowe majteczki. Nie mogłem się za nią nie obejrzeć. Pończochy były ze szwem, nad lewą kostką połyskiwał łańcuszek, czarne szpilki miarowo uderzały o wykładzinę. Za parę minut była z powrotem na sali. Tym razem ubrana w strój treningowy. Wyglądała w nim bardzo atrakcyjnie. Obcisły, intensywnie żółty trykot na wąskich ramiączkach okrywał ją od dekoltu po kostki u nóg. Miał głębokie wycięcie na plecach. Na cienkim, elastycznym materiale wyraźnie rysowały się wypukłości sutków na szczycie idealnie kulistych piersi. Na kombinezon założyła granatowe bokserskie spodenki, a raczej coś, co je przypominało, ale było o niebo seksowniejsze.
Przyszła jesień i listopadowe szarugi, a my spotykaliśmy się tylko w fitness-klubie. Wymienialiśmy krótkie „cześć” i uśmiech. Czasem Patrycja, bo tak moja piekność miała na imię, mnie zagadnęła, czasem ja ją, ale znajomość nie układała się najlepiej. Raz ona śpieszyła się po zajęciach do domu, drugim razem ja musiałem jeszcze wrócić do pracy lub po forsownym wysiłku i saunie długo dochodziłem do siebie.
Zbliżały się Święta i mój pierwszy Nowy Rok w nowym mieszkaniu. Przyszedłem na ostatnie zajęcia przed Wigilią lekko spóźniony. Patrycja była już na sali i wypacała na jednym z rowerków kalorie, których wcale nie miała za dużo. Po szybkiej rozgrzewce usiadłem na sąsiednim, wprowadziłem program treningowy i zagadnąłem ją. Organizowałem imprezę sylwestrową połączoną z czymś w rodzaju parapetówki. Zaprosiłem ją. Bardzo mnie ucieszyło, że nie ma chłopaka i przyjdzie sama. Skończyła pedałować, a pot spływał jej stróżką po nosku. Otarła go ręcznikiem, zsiadła z roweru i odchodząc zaproponowała, że możemy porozmawiać wychodząc z siłowni.
Tak jak zwykle, kilka razy mijaliśmy się zmieniając przyrządy. Wymienialiśmy tylko uśmiechy, bo zarówno Patrycja jak i ja założyliśmy sobie bardzo intensywne programy. Widać ona też przewidywała niezłe obżarstwo na Święta.
Na basenie Patrycja pływała jak zwykle na skrajnym torze, starając się jak najdłużej wylegiwać na wodzie pomiędzy kolejnymi ruchami żabki. Kąpała się jak zawsze w bardzo seksownym, jednoczęściowym kostiumie, w kolorze pomiędzy pomarańczowym a czerwonym. Jej kostium miał wysokie, sięgające niemal talii, wycięcie na nogi. Z tyłu był tylko wąski paseczek między pośladkami i skrzyżowane na plecach ramiączka. Przód składał się ze smukłej litery V w dolnej części, a w górnej z szelek poszerzonych na tyle, by kryły strategiczne części biustu. Staniczek ten, by nie zsunął się z krągłości na boki był spięty na środku dużym, złotym kółkiem.
Ja byłem na drugim torze, jak zwykle męczony przez trenera z pływania delfinem. Nie wiem, dlaczego postawił sobie za punkt honoru, że nauczy mnie tego stylu. Może widział we mnie materiał na pływaka, może starał się mnie zamęczyć, bo widział moje zainteresowanie pływającą Patrycją, a może próbował się czymś zająć by nie gapić się na nią ze swojego doskonałego punktu obserwacyjnego na brzegu.
Po pływaniu Patrycja wyszła bez słowa do damskiej części sauny, natrysków i szatni, a ja, jak najszybciej wskoczyłem do męskiej sauny. Pod prysznicem musiałem kombinować jak koń sołtysa pod górę i po piachu, by nie myśleć o Patrycji i nie mieć związanych z tym problemów.
Czekałem na nią z dobre dziesięć minut. Bałem się, że zapomniała i już sobie poszła, ale wreszcie wyszła.
Ubrana była w czarne buty mocno powyżej kostki, sznurowane na drobne haczyki, na tak wysokim obcasie, że palcami ledwo dosięgała ziemi, oraz w grube, połyskujące czernią rajstopy, czarną, wąską spódnicę, obszerny kosmaty srebrzysty golf. Zarzucone na to miała puchate jasnokremowe futerko sięgające tuż przed koniec spódniczki, czyli gdzieś do połowy uda. Po futrze rozsypane miała swe lśniące włosy. Przed wyjściem założyła jeszcze futrzany toczek i już wyglądała jak marzenie. Do wizerunku nie pasowała jedynie duża, czarna, sportowa torba ze strojem treningowym.
Poszliśmy na przystanek. Pogoda była tak paskudna, że po drodze nie dało się rozmawiać. Temperatura była tuż poniżej zera, wiał ostry północny wiatr i siekł twarze drobnymi kryształkami zamarzniętego deszczu. Na przystanku zaproponowałem:
– Odwiozę cię.
– Dobrze, a ty gdzie mieszkasz?
– Niezły kawałek za miastem, tam, gdzie nie tylko autobusy ale i wrony zawracają.
– Na wschód?
– Tak.
– To u ciebie po śmietnikach grasują białe niedźwiedzie? – Podchwyciła mój żart.
– Tak, ale tylko zimą.
Wsiedliśmy do autobusu. Były akurat dwa wolne miejsca obok siebie, więc z nich skorzystaliśmy. Patrycja usiadła bliżej okna, ja przy przejściu. Przysunęła się do mnie i objęła moją rękę.
– Ale dzisiaj nieprzyjemnie – zagadnęła
– Bardzo nie lubię takiej pogody. Wolę, gdy jest słońce i leży dużo śniegu.
– To jak wtedy wydostajesz się ze swojego zapyzia?
– Mam czołg. – Zażartowałem ze swojego samochodu.
– To, dlaczego nim teraz nie jeździsz?
– Rano nie daje się przebić przez korki i nie ma gdzie zaparkować pod pracą.
Zapadła chwila milczenia. Po paru minutach przerwała ją Patrycja.
– Co z tym Sylwestrem?
– Ma przyjść parę osób. Sami znajomi i znajomi znajomych.
– Ile ma być osób?
– Nie więcej niż dwadzieścia. Z tobą będzie do pary.
– To fajnie. Pewnie potrzebujesz, by coś ci przygotować?
– Ja daję lokal i alkohole, kolega sprzęt grający i muzykę z obsługą. Każdy coś ma przynieść do jedzenia.
Rozmowa dalej toczyła się na tematy organizacyjne, co przygotować, jak podać. Trochę rozmawialiśmy o moim mieszkaniu.
Przez cały czas rozmowy Patrycja siedziała mocno przytulona do mojego ramienia, kolana przyciskając do moich. Jej spódnica dość mocno podjechała, odsłaniając całe nogi a nawet coś więcej.
Przyszedł czas wysiadać. Wstałem pierwszy, wziąłem torby: swoją i jej. Patrycja wstając wysunęła najpierw nogi spomiędzy siedzeń i dopiero później wstała. Przez krótki moment widziałem jej wzgórek osłonięty jedynie rajstopami, spod których prześwitywała biel majteczek. Podniosła się. Ze śmiechem i udawanym zgorszeniem zrobiła mi wyrzut, że ją podglądam. Nie pozwoliła mi wejść nawet na klatkę schodową, jednak na pożegnanie pocałowała mnie i to bynajmniej nie w policzek.
Oboje w okresie międzyświątecznym nie pracowaliśmy, więc stanęło na tym, że Patrycja miała przyjechać do mnie w przeddzień imprezy, upiec u mnie jakieś ciasto i nadać ostatniego szlifu przygotowaniom do zabawy. Na pewno przydała się kobieca ręka, bo ja nie za bardzo mam ducha artystycznego.
Umówiliśmy się w hipermarkecie wczesnym popołudniem. O innej porze roku byłby to środek dnia, teraz był jednak zmierzch. Patrycja przyszła ubrana jak poprzednio, z tą różnicą, że zamiast spódnicy miała na sobie bardzo obcisłe, legginsopodobne, czarne spodnie. Po zakupach pojechaliśmy do mnie upiec ciasto i przygotować mieszkanie na przyjęcie gości. Na szczęście przed wyjściem z domu zmieniłem ustawienia na programatorze temperatury. Gdy weszliśmy było gorąco. Musieliśmy zdjąć cieplejsze części garderoby. Najpierw ja zdjąłem sweter. Potem Patrycja ściągnęła swój golf. Miała pod nim morelowego T-shirta, tak krótkiego, że było widać krągłość jej piersi gdy ręce unosiła do góry szperając w szafkach mojej kuchni lub pochylała się nad ciastem. Pod nim nie miała już nic więcej. W czarnych legginsach i koszulce wyglądała bardzo seksownie. Potem ja długie spodnie zmieniłem na luźne bermudy, a Patrycja wyciągnęła spod spodni rajstopy. Zrobiła to oczywiście w łazience, mimo moich zapewnień, że nie będę jej podglądał. Dobrze wiedziała, że nie dotrzymałbym słowa. Legginsy ściśle przylegały do jej ciała podkreślając jego kształtność. Opinały zgrabny tyłeczek, lekko uwypuklały się na wzgórku, oblekały długie nogi. Na gładkiej powierzchni patrycjowych spodni rysowały się krawędzie jej bielizny: smukły trapez z przodu i malutki trójkącik z tyłu. Dookoła bioder biegła tylko wąska tasiemka kokardkami połączona z rogami trapezu.
Przechodząc z tyłu, za pochyloną nad deską do krojenia Patrycją, nie powstrzymałem się, by jej nie dotknąć. Stojąc za jej plecami przejechałem opuszkami palców po bokach od talii do krawędzi koszulki. Zareagowała przeciągłym Mmmm.
Przeciągnąłem ponownie, tym razem nie kończąc na krawędzi koszulki. Gdy tylko brzeg T-shirta zaczął się unosić przycisnęła moje dłonie łokciami.
– Nie wolno! – Oświadczyła dobitnie, ale zamiast się odsunąć posunęła się w tył opierając się pupą o mnie. – Masz co robić. Zajmij się czymś. – i puściła moje dłonie.
Nie zabrałem ich, tylko zsunąłem je trochę poniżej talii. Widząc, że nie odchodzę Patrycja wyprostowała się, odłożyła nóż i przeciągnęła się unosząc ręce nad głowę. Jej koszulka stosownie do wykonanego ruchu powędrowała za rękami odsłaniając krągłości ciała. Skorzystałem skwapliwie z okazji, że jej piersi znalazły się na swobodzie i je objąłem. Były przyjemnie chłodne, jędrne i idealnie kuliste. Skóra miała dotyk aksamitu, była równocześnie miękka i sprężysta. Czułem, jak pod palcami twardnieją jej sutki. Patrycja gwałtownym ruchem opuściła ramiona, chwyciła moje dłonie i zamiast odepchnąć zsunęła je tylko na wysokość pasa.
– Mówiłam, że nie wolno! – Stała nadal oparta o mnie. – Zajmij się czymś pożytecznym – odepchnęła mnie uderzając mnie w podbrzusze swoją pupą. Zabrała się za pracę.
Za jakiś czas, może godzinę Patrycja przerwała pracę w kuchni, odprostowała się i przeciągnęła demonstrując wdzięki. Podszedłem do niej. Stanąłem za nią, i przytuliłem. Oparła się plecami o mnie i powtórnie przeciągnęła się próbując złączyć dłonie za moją głową. Objąłem ją kładąc dłonie na jej biodrach. Przesunąłem je do góry, a następnie w dół i do przodu tak, że znalazły się na kościach biodrowych, ale pod jej spodniami. Palce trafiły dokładnie tam, gdzie były kokardki jej fig. Na próbę przesunięcia ich dalej w dół i do przodu zareagowała stanowczym:
– Dalej nie wolno.
Staliśmy tak chwilę, ona wyprostowana, dając odpoczynek plecom, ja bawiąc się troczkami jej majteczek i głaszcząc jej skórę ma biodrach. Zacząłem ją łachotać po brzuchu. W śmiechu skuliła się i odsunęła orzekając:
– Wystarczy.
Przytrzymałem ją, by nie odeszła. Z powrotem zatrzymałem ręce na jej biodrach. Chwyciłem za końce tasiemek. Patrycja odsunęła się do przodu, a kokardki się rozwiązały.
– No i co zrobiłeś? Jak je rozwiązałeś, to teraz coś z tym zrób! – Wyrzut w jej głosie był wyraźnie udawany. Pociągnąłem za troczki. Spod spodni Patrycji najpierw wysunął się mały trójkącik przechodzący w kawałek tasiemki, a następnie smukły trójkąt stanowiący przód majteczek. Całość była wykonana z cudownie miękkiego czerwonego, lśniącego jedwabiu w żółtą kratkę. Tego wieczoru do niczego więcej już nie doszło.
Ustaliliśmy, że w Sylwestra przyjadę po nią wcześniej, bo trzeba było jeszcze dokończyć przygotowania. Gdy mi otworzyła, ubrana była w luźny, krótki sweter i te same legginsy, co poprzednio. Szeroki dekolt swetra przesunął się odsłaniając nagie ramię. Przez materiał spodni nie wycinał się żaden kontur bielizny. Włosy, spięte na czubku głowy spadały puszystym ogonem na kark. Podała mi przygotowaną torbę i zapakowaną w foliowy pokrowiec balową suknię w kolorze burgundzkiego wina. Ubrała się i wyszliśmy.
Prace przygotowawcze poszły szybko, bo niewiele było do zrobienia. Zostało dużo czasu na założenie kreacji.
– Użyczysz mi sypialni, bym mogła się przebrać? – Spytała Patrycja rozpinając torbę.
– Oczywiście.
– Tylko nie podglądaj. I chciałabym wziąć prysznic.
Poszliśmy do sypialni. Gdy ja wyciągałem z szafy olbrzymi ręcznik kąpielowy dla Patrycji, ona wypakowała na łóżko rzeczy z torby. Gdy wychodziłem na moim seksodromie leżała już przygotowana suknia, tiulowa krynolina, czarne pończochy z bardzo szeroką, koronkową gumką, kuferek z kosmetykami i biżuterią.
– Możesz przyjść i mi pomóc? – Doleciało mnie pytanie z sypialni, gdy zmieniałem kolejną już płytę. Poszedłem. Patrycja stała na środku pokoju. Fantastycznie uczesana, umalowana i ubrana. No nie całkiem ubrana, bo jej sukienka była rozpięta na plecach, a Patrycja przytrzymywała ją z przodu. Suknia była przed kolano, dół miała mocno rozkloszowany, rozłożony na szerokiej krynolinie. Góra była w postaci gorsetu odsłaniającego całe ramiona i plecy.
– Poproszę, zapnij. Tylko bez żadnych numerów.
Zapinanie guziczków przy gorsecie szło bardzo powoli. Były bardzo małe i bardzo gęsto przyszyte. By nie miały szans się rozpiąć, pętelki były jeszcze mniejsze. Gdy skończyłem, Patrycja jeszcze poprawiła sukienkę i przejrzała się w lustrze na drzwiach szafy. Wyglądała bosko. Delikatny makijaż podkreślał jej urodę. Kształtne usta nabrały pod szminką delikatnie czerwonej barwy. Jej oczy pod niesamowicie długimi rzęsami przybrały odcień złota. Włosy miała wysoko upięte w luźny kok i przyozdobione brylantowym diademem. W uszach wisiały zdobne kolczyki. Spod dużych, rzucających kolorowe skry kamieni zwisały cyzelowane wisiorki zakończone jeszcze większymi kryształami. Na szyi miała krótki łańcuszek, a na nim identyczny wisiorek jak przy kolczykach. Aksamitny gorset podkreślał jej krągły biust. Nad prawą piersią miała tatuaż przedstawiający delfina przeskakującego nad falą. Istne arcydzieło namalowane na skórze. W talii, zamiast paska miała złoty łańcuch doskonale kontrastujący z głębokim odcieniem sukni. Spódnica zrobiona z atłasu ukazywała rąbek czarnego tiulu i nogi w czarnych pończochach. Na lewej kostce błyszczał gruby łańcuszek. Szwy w pończochach prowadziły wzrok pod spódnicę i kusiły, aby znaleźć ich zakończenie. Na stopach miała buciki na bardzo wysokiej szpilce, trzymające się nogi tylko cienkimi rzemykami. Na palcu u lewej stopy miała założoną złotą obrączkę.
Zabawa była wesoła. Towarzystwo dobrze się bawiło. Darek dostarczył przednie nagrania, potrafił poderwać do tańca nawet najbardziej zasiedziałych imprezowiczów. Sam tańczył wybornie. Nic w tym dziwnego, skoro trenował rock’n’rola sportowego. Większość tańców przetańczył ze swoją stałą partnerką, jednak często zmieniał ją na inne, by rozruszać pozostałe pary.
Patrycja tańczyła chętnie i z dużym zapałem. W każdym szybszym tańcu, przy każdym obrocie spódnica jej sukni rozkładała się szerokim kołem wokół bioder. Wtedy, światu ukazywały się w całej okazałości jej zgrabne nogi. Demonstrowała koronki przy pończochach. Z ich czernią kontrastowała jasna skóra jej ud. Parę razy coś niepokojąco błysnęło pod jej spódnicą.
Zmęczony kilkoma szybkimi kawałkami przysiadłem na niskim fotelu i patrzyłem na tańczących. Patrycja wywijała kolejne piruety prowadzona przez Pawła. Za każdym obrotem spódnica tworzyła płaski dysk wokół jej talii odsłaniając wszystko, co było poniżej. Pończochy Patrycji kończyły się koronką powyżej połowy uda. Wyżej było jej gładkie ciało. Przyjrzałem się uważniej. Nie dało się dojrzeć majteczek, tylko szparkę nie przysłoniętą żadnym zbędnym włoskiem. Czasami między nogami coś się skrzyło, jak kropelka wilgoci.
Darek puścił wreszcie coś wolnego, by zmachani goście mogli chwilę odpocząć w uścisku partnera. Tańczyłem z Patrycją.
– Fantastycznie wyglądasz!
– Podoba ci się?
– Absolutnie!
– A co najbardziej?
– To, co masz pod spodem?
– A co mam?
– Nic.
– To nic ci się nie podoba?
– Podoba mi się to, że nic nie masz.
– To dla ciebie.
– Dziękuję.
Mocno po północy Patrycja tańczyła z Darkiem szalonego r’n’r-la. Tańczyli w zawrotnym tempie. Robili nawet prostsze figury z wersji sportowej. Nie mogłem od Patrycji oderwać wzroku. Przy każdym piruecie pokazywała pełną długość swych nóg. Przy obrotach robionych z wyskoku najpierw Patrycja dosięgała ziemi, a dopiero po chwili opadała jej spódnica. Mogłem wtedy przez krótką chwilkę podziwiać kształt jej niczym nie osłoniętego tyłeczka. Przy przewrocie przez plecy partnera Patrycja pokazała światu idealną geometrię wzgórka, co zostało przyjęte przez obserwatorów z aplauzem. Taniec zakończył się figurą, w której Patrycja mocno wygięta w tył zawisła na ręce Darka. Jej spódnica podwinęła się i została w górze. Szybkim ruchem ręki zsunęła ją w dół. Trwało to jednak na tyle długo, że można było dostrzec wiele szczegółów wcześniej uciekających spojrzeniu. Widać było płaski, wygimnastykowany brzuszek, lekką obłość wzgórka z wąską linią szparki. Nie było na nim ani jednego włoska, a skóra była gładka niczym aksamit. Między jej nogami wisiał kolczyk. Był identyczny jak te w uszach i wisiorek przy łańcuszku na szyi.
Alkohol i parę wolnych kawałków zrobiły swoje. Pary na parkiecie zaczęły się do siebie kleić. Ręce partnerów zaczęły błądzić po ciałach partnerek, zsuwały się w okolice pośladków, próbowały dotrzeć pod spódnice. Paweł kiwał się ze swoją dziewczyną, przytuloną do jego piersi. Trzymał ją oburącz za szczupły tyłeczek. Ona dłonie miała wciśnięte pomiędzy nich a jej palce wyraźnie nie pozostawały bezczynne. Patrycja przysunęła się jeszcze bliżej mnie, przywarła swoim łonem do mojego uda. oparła policzek na moim ramieniu, palcami wodziła po mojej szyi. Trzymałem ją lewą ręką tuż powyżej gorsetu na plecach, a prawą tuż poniżej talii. Powoli moja dłoń powędrowała w dół, trafiła na krągłość jej pupy. Zsunęła się jeszcze niżej, tam, gdzie owal jej ciała przechodzi w smukłość nogi i jeszcze trochę dalej. Delikatnymi ruchami palców przesuwałem materiał spódnicy, aż dotknąłem nagiej skóry. Nie zaprotestowała. Przesunąłem dłoń do góry, w miejsce, gdzie wyrasta noga. Dotykałem aksamitu jej ciała. Czułem pod palcami mięśnie jej nogi pracujące przy każdym kroku i krągłą jędrność tuż powyżej. Patrycja spojrzała na mnie i jedynie sięgnęła za siebie by poprawić spódnicę podciągniętą przez moją dłoń.
Darek próbował jeszcze raz czy drugi poderwać ludzi do tańca puszczając szybszą melodię, ale impreza wyraźnie chyliła się ku końcowi. Powoli goście zaczęli wzywać taksówki i rozjeżdżać się do domów. Paweł, ponieważ mieszkał z żoną niedaleko Patrycji zaproponował, żeby się z nimi zabrała. Ona jednak nie wybuchła entuzjazmem. Wyraźnie na coś czekała.
– Zostań. Rano cię odwiozę. – Zaproponowałem. – Łóżko mam szerokie. Zmieścimy się.
– Dziękuję Pawle, zostanę. – Patrycja zwróciła się do mojego kolegi – A ty nie licz na zbyt wiele. – Zalotnie dodała do mnie.
– Spróbuję, ale nie ręczę. – Zripostowałem.
Jako ostatni pojechał Darek ze swoją dziewczyną. Zabrał swój sprzęt grający, więc włączyłem moją aparaturę, mniejszej mocy i już mocno leciwą, ale nadal sprawną. Puściłem cichą, spokojną muzykę. Szybko zebraliśmy brudne naczynia i wynieśliśmy do kuchni, bo nie ma nic gorszego niż rano wstać i przerazić się bałaganem po całonocnej imprezie. Z grubsza ogarnęliśmy bałagan na stole. Reszta potraw z półmisków powędrowała do lodówki.
Podszedłem do Patrycji, stanąłem za jej plecami. Objąłem ją dłońmi w talii i pocałowałem w ramię. Przechyliła się do tyłu, oparła o mnie. Mocniej przycisnęła moje dłonie do swego ciała. Zaczęliśmy się bujać w rytm muzyki. Ręce Patrycji powędrowały do tyłu, spoczęły na moim rozporku. Sięgnąłem w dół. Dłonie powędrowały na krawędź jej spódnicy, a następnie w górę, pod spód. Dotknąłem przodu jej ud. Jedna dłoń powędrowała wyżej, aż dotknęła jej wzgórka. Wsunąłem ją w głąb, między nogi, aż poczułem kolczyk między palcami. Pieściłem ją całą dłonią, od czasu do czasu trącając wisiorek. Ona przez spodnie masowała moje nabrzmiałe drugie ja, które w tym momencie stało się pierwszym.
Po kilku tak przetańczonych piosenkach zaproponowała:
– Może pójdziemy spać?
– Pójść możemy, ale chyba nie spać.
– Ja jestem zmęczona, wiec idę spać. A ty rób co chcesz.
Poszliśmy do sypialni. Jak tylko stanęła na miękkim dywanie, zrzuciła buty, rozpuściła włosy, które kaskadą opadły na jej ramiona. Sięgnęła do guziczków sukienki, ale nie dała rady ich rozpiąć. Ja w tym czasie zdjąłem marynarkę i krawat. Odwróciła się do mnie przodem, podeszła, zaczęła rozpinać koszulę. Rozpiętą wyciągnęła ze spodni. Przytuliła się do mnie, ja gładziłem jej włosy. Chwilę tak staliśmy, po czym odsunęła się, przejechała długimi, w identycznym kolorze jak sukienka paznokciami po moich żebrach, szybko odwróciła się i poprosiła:
– Rozepnij.
Rozpinałem jej sukienkę guziczek po guziczku. A było ich chyba tysiąc. Gdy puścił ostatni, odeszła kawałek, odwróciła do mnie przodem i pozwoliła, by suknia zsunęła się na podłogę. Stała chwilę naga, w samych pończochach, po czym powoli zaczęła je zdejmować. Odpięła jeszcze łańcuszek z szyi i już była gotowa iść spać. Ja w tym czasie ściągnąłem futro przykrywające łóżko. Gdy tylko ukazała się pościel Patrycja szybko wsunęła się pod kołdrę i przytuliła do poduszki. Leżała zwrócona w moją stronę, przyglądała się jak zdejmuję ubranie. Zrzuciłem z siebie spodnie nie dbając specjalnie o to by się nie pogniotły, zzułem skarpetki. Gdy zostałem w samych slipach Patrycja skomentowała:
– A co ty masz za ochraniacze bokserskie. Pokaż je tu bliżej.
Moje slipy były rzeczywiście dość nietypowe: stringi, w których przód zrobiony był z pikowanej bawełny, a tył stanowiła jedna guma w pionie przez środek. Podszedłem do łóżka. Pociągnęła mnie. Lecąc zdążyłem tylko uderzyć w wyłącznik na ścianie by zgasić światło. Świeciła się tylko mała lampka przy łóżku. Przytuliła się do mnie, sięgnęła w dół i zaczęła ściągać ze mnie slipy. Pomogłem jej, by nie trwało to zbyt długo. Noc była bardzo długa i wyczerpująca.
Rano obudziłem się leżąc na wznak. Rano to już na pewno nie było. Minęło już prawdopodobnie południe. Patrycja leżała na lewym boku. Jej twarz opierała się o mój bark. Prawą nogę miała wyprostowaną wzdłuż mojej, a lewą zgiętą w kolanie położyła na mojej męskości. Spała oddychając lekko, miarowo. Grzywka opadła jej na oczy. Lewej ręki, leżącej za jej plecami nie mogłem ruszyć, by jej nie zbudzić. Prawą odgarnąłem niesforny kosmyk z jej czoła. Poruszyła się. Mocniej przywarła swym łonem do mojego biodra, a prawą ręką objęła mnie. Po chwili lekko się przeciągnęła, i wsunęła na mnie. Policzek oparła na mojej piersi, ręce podłożyła mi pod plecy a nogi spuściła po obu stronach mojego ciała. Powoli się budziła. Wisiorek jej kolczyka drażnił mnie. Poruszyła lekko biodrami by spotęgować ten efekt. Zabrzmiał ostatni akord miłosnego uniesienia tej nocy.
Patrycja wstała, niczym nie okrywając ciała przeciągnęła się i poszła do łazienki. Po chwili usłyszałem, że bierze prysznic. Wstałem, podszedłem do drzwi i delikatnie ruszyłem klamkę. Nie były zamknięte. Zobaczyłem Patrycję stojącą pod prysznicem, przodem do mnie. Nie zaprotestowała na mój widok, czyli drzwi specjalnie zostawiła otwarte. Wślizgnąłem się do kabiny. Poprzedni akord nie był ostatnim. Chyba, że to zaczynał się nowyjakże ciekawie zapowiadający się dzień.
Po prysznicu Patrycja siedząc na łóżku zaczęła dbać o swoją urodę. Wyjęła z uszu ciężkie kolczyki, a na ich miejsce założyła malutkie diamenciki. Delikatnie zaczęła rozczesywać mokre włosy. Ja już zdążyłem założyć spodnie i koszulę, gdy mnie zawołała. Siedziała na łóżku po turecku, nie kryjąc swych wdzięków.
– Możesz odpiąć mi ten kolczyk? – Wzrokiem wskazała na swój cud. Podszedłem do łóżka i uklęknąłem. Siedziała w takiej odległości od krawędzi, że mogłem łokcie oprzeć o materac i swobodnie operować dłońmi.
– Mam wyjąć cały, czy tylko zdjąć wisiorek? – Spytałem po zbadaniu konstrukcji kolczyka.
– Zdejmij tylko wisiorek, albo… o, mam inny. Zmień mi cały kolczyk. – Odparła po krótkim przerzucaniu rzeczy w kuferku. Podała mi malutkie, złote kółeczko, o znacznej grubości, którego fragment zastąpiony był cienkim drucikiem. Rozpiąłem kolczyk, który leciutko się wysunął. Wziąłem drugi, przyłożyłem do miejsca skąd wypadł poprzedni. Bez większego problemu drucik wysunął się z drugiej strony. Zapiąłem go. Złoto kolczyka mocno kontrastowało z jasnym różem ciała w tym miejscu Patrycji.
Patrycja wstała, wyjęła z kuferka butelkę balsamu. Namaściłem ją całą, nie pozostawiając ani milimetra nie zadbanej skóry. Przeciągała się przy tym, mruczała. Z zadowoleniem poddawała się pieszczocie. Mogłem podziwiać jej kształty i gładkość ciała, idealną proporcję i sprężystość mięśni. Zabawa obojgu nam przyniosła wiele radości. Po skończonym zabiegu zeszła z łóżka, z torby wydobyła figi i założyła. Wyglądała w nich jeszcze bardziej seksownie niż bez. Były czarne, wykończone delikatną koronką. Zgrabnie opinały jej wzgórek, podkreślając jego kształt. Z tyłu był mały trójkącik sznurowany przez środek. Założyła na nie legginsy. Na gołe ciało wciągnęła sweter.
– Pozwolisz mi umrzeć z głodu? – Zapytała.
– W życiu! Chodź, coś upolujemy.
Nie było problemu ze znalezieniem czegoś do jedzenia. Lodówka po imprezie pękała w szwach. Przygotowałem herbatę, usiadłem przy stole i zacząłem szykować kanapki. Nie szło mi to zbyt zgrabnie. Patrycja obserwowała mnie przez moment, po czym podeszła.
– Daj mi to. Coś ci dzisiaj nie wychodzi. Chyba w nocy spuściłam ci za dużo rozumu.
– W takim układzie ty musiałaś mocno zmądrzeć.
Usiadła mi okrakiem na kolanie, plecami do mnie i zajęła się przygotowywaniem śniadania. Zasłaniała mi cały świat. Objąłem ją w talii. Ręce wsunąłem pod sweter. Dotknąłem jej piersi. Patrycja na moment przerwała swoje zajęcie i wyprężyła się, Nie przestawałem jej pieścić, muskając palcami także jej plecy i brzuszek. Spuściła kolana w dół, przesuwając równocześnie stopy do tyłu. W tej pozycji miała mocniejszy kontakt z moim kolanem. Delikatnie kręciła biodrami dalej szykując śniadanie. Gdy skończyła przygotowania usiadła w tej samej pozycji, przodem do mnie. Zaczęliśmy jeść. Patrycja karmiła nas – jeden kęs dla mnie, drugi dla niej, a ja ją za to pieściłem. Gdy ostatni kęs zniknął w naszych żołądkach, przesunęła się i przytuliła. Pieściłem jej plecy, bawiłem się jej włosami.
– Nie masz jeszcze dosyć? – Zapytała.
– Nie.
– Ostry z ciebie zawodnik.
– Staram się.
Sięgnęła do moich spodni i odstawiła fantastyczną robótkę ręczną. Podniosłem ją i wstałem. Objęła mnie nogami. Zaniosłem ją do sypialni, delikatnie położyłem na łóżku. Sam usiadłem obok. Zająłem się nią. Jedną ręką pieściłem jej ciało, drugą sięgnąłem pod majteczki. Zadrżała z zadowolenia.
Umówiłem się z Patrycją na wyjście do teatru i kolację przy świecach. Podjechałem samochodem pod jej biuro. Czekałem kilkanaście minut nim wyszła. Otulona była w swoje kremowe futerko, spod którego wystawała granatowa, wąska spódnica tuż za kolano.
– Cześć – Przywitała mnie wsiadając do samochodu. – Mamy jeszcze czas bym się przebrała?
Spojrzałem na zegarek. Dochodziła piąta. Spektakl zaczynał się o siódmej trzydzieści.
– Mamy. Jak minął dzień?
– Nudnie i długo.
– Dlaczego?
– Bo bez ciebie.
– Nie przesadzaj.
– Poważnie.
Rozmowa się urwała. Zająłem się przedzieraniem przez korki, a Patrycja przymknęła oczy odpoczywając po znojach dnia codziennego. Rozpięła klamrę utrzymującą jej włosy upięte w kok i potrząsnęła głową. Burza jej złotych loków rozsypała się po ramionach. Usiadła luźniej, trochę odchyliła oparcie.
– Jedziesz jak wariat. – Orzekła.
– Nie chcesz chyba tkwić w korku do nocy? Będziesz miała więcej czasu na przygotowanie się do wyjścia.
– Jestem szybka. Nie potrzebuję dużo czasu.
– Aha, bo ci uwierzę. – Zaśmiałem się.
– No chyba, że ty mi będziesz przeszkadzać.
– A kto ci powiedział, że nie będę. – Podchwyciłem.
– Nie chcesz chyba spóźnić się do teatru?
– Spóźnianie się jest cechą wielkich ludzi.
– A ty się za takiego uważasz? – Było to bardziej stwierdzenie niż pytanie.
– No! W każdym calu.
– W tym też? – Zapytała dotykając moich spodni.
– A jak oceniasz?
– Znośnie. – Odparła całując mnie w policzek. Chciałem ją przytrzymać i pocałować w usta, ale się odsunęła.
– Ja chcę cała dojechać do tego teatru. Nie rozpraszaj się.
– To ty mnie rozpraszasz.
– Już nie będę. – Dźgnęła mnie palcem pod żebro.
– Jau. Bo cię nie dowiozę.- Ale już byliśmy pod jej domem.
Weszliśmy na górę. Pomogłem zdjąć jej futro. Ściągnęła pantofelki. W domu nie było nikogo oprócz nas. Patrycja zdjęła granatowy żakiet, pod którym miała jedwabną bluzkę koloru bladego łososia z głębokim dekoltem. Objąłem ją. Przez bluzkę wyczułem gorset. Przytuliła się i pocałowała mnie. Rozpiąłem kilka guziczków jej bluzki…
– Daj spokój.
– Przecież i tak ją chciałaś zdjąć.
– Ale nic poza tym.
– Bo ci uwierzę!
– Musisz.
– Udowodnij. – Przytuliłem ją i pocałowałem. Oddała pocałunek. Zsunąłem bluzkę z jej ramion i odłożyłem na bok. Sięgnąłem za jej plecy, rozpiąłem spódnicę. Opadła na podłogę. Patrycja stała ubrana w biały, koronkowy gorset z podwiązkami i białe, bardzo skąpe, także koronkowe figi. Do podwiązek przypięte miała czarne pończochy. Poddała się moim pieszczotom.
– Pognieciesz sobie koszulę. – Przerwała milczenie.
– To mi ją wyprasujesz.
W odpowiedzi rozwiązała mi muchę, rozpięła koszulę. Zsunęła ją ze mnie razem z marynarką.
Figi założone miała na podwiązki więc- nie musiałem odpinać pończoch by je ściągnąć. Odbyliśmy szybki numerek, jak zwierzaczki, od tyłu.
Z łazienki Patrycja wyszła zawinięta w ręcznik. Już wcześniej zauważyłem, że zniknął delfin z jej piersi. Tatuaż był tylko namalowany.
– Gdzie się podział twój delfin?
– Odpłynął.
– Daleko?
– W siną dal.
– Szkoda. A wróci?
– Po co?
– Bo mi się bardzo podobał.
– Bardziej niż ja?
– Tylko w komplecie z tobą. Pasował do ciebie. Mogłabyś stale go nosić.
– Uważaj, bo mnie sprowokujesz, a wtedy nie da już się usunąć.
– Mi się podobał.
Na wyjście Patrycja założyła czarne body z grubej koronki, czarne pończochy we wzorek, z szeroką koronką u góry i owinęła się długą, kopertową spódnicą, czarną jak noc. Na nogi założyła buciki na wysokich obcasach. W uszach i na szyi powiesiła znajome wisiorki.
– Założyłaś cały komplet? – Zapytałem na ich widok.
– Nie. Ostatni mogłabym ci pożyczyć.
– Nie masz do czego przypiąć. – Droczyłem się z nią.
– Mogłabym mieć. Mogę ci zrobić.
– Teraz? – Zdziwiłem się.
– Nie. Na przyszłość.
– A będzie bolało?
– Dla mnie się nie poświęcisz?
– Dla ciebie wszystko.
Wyszliśmy. Wieczór był bardzo udany i jeszcze bardziej rozkoszny.
Na sobotę umówiliśmy się na dyskotekę. Nie bardzo rozumiałem, dlaczego Patrycja chciała się ze mną umówić dużo wcześniej. Skoro chciała, to ja mogłem być tylko zadowolony. Przyszła ubrana w obcisłe jeansy – biodrówki dokładnie opinające jej sylwetkę i cienki, mocno dopasowany golf bez rękawów. Miedzyspodniami a krawędzią golfu widać było jej płaski brzuszek. W pępku miała złoty kolczyk, od którego odchodził również złoty łańcuszek i nikł pod spodniami. Jak na razie tylko domyślałem się dokąd prowadził. Włosy upięła jak pensjonarka w dwa kucyki. Jej piersi podtrzymywane przez bardotkę mocno wypełniały bluzkę.
– To co? Robimy? – Zapytała po wstępnych grzecznościach wyciągając z kieszeni futra metalowe pudełko.
– Co robimy? – Zdziwiłem się.
– To! – W odpowiedzi z pudełka wyjęła mały, złoty kolczyk.
– Naprawdę mówiłaś poważnie?
– Jak najbardziej.
– Ale ja się boję.
– Mnie się boisz?
– Nie ciebie, ale, że będzie bolało.
– Obiecałeś. – Na to dictum nie miałem odpowiedzi.
Patrycja położyła mnie na seksodromie. Otworzyła pudełko i wypakowała jakieś drobiazgi . Usiadła mi okrakiem na brzuchu, zwrócona w stronę moich spodni.
– Dla twojego dobra muszę cię unieruchomić. – Przesunęła się trochę w kierunku mojej twarzy. Rozpięła mi spodnie, ściągnęła gatki. Delikatnie ujęła moją męskość. Przez moment się przyglądała.
– Do twarzy mu będzie z kolczykiem. – Użyła mojej ulubionej formy ON. – Zrobię ci Księcia Alberta.
Chwilę siedziała coś szykując, rozwinęła kilka ręczników jednorazowych z rolki przyniesionej z kuchni. Znudzony zacząłem łachotać Patrycję.
– Uspokój się, bo ci niechcący zrobię krzywdę. – Na to musiałem zareagować. Przestałem. Uniosłem się trochę, podparłem łokciami próbując dostrzec co ona robi. Dokładnie wszystko zasłoniła. Jedyne, co mogłem widzieć, to jej kształtny tyłeczek i plecy. Gdy się pochyliła, spod spodni wysunęła się krawędź majteczek. Materiał był wyraźnie elastyczny, biały, gładki i błyszczący. Ich biel była tak czysta, że prawie wpadała w błękit. Ich połysk w zestawieniu z matowym aksamitem jej skóry był pięknym widokiem.
– Auu! Piecze. – czymś Patrycja mnie polała.
– Poszczypie i przestanie. Teraz może zaboleć. – Sięgnęła po coś. Zakłuło. Przez moment czułem tępy ból. Znowu sięgnęła po coś. Pociągnęła, czymś precyzyjnie operowała. Ból się zmienił i przeszedł w ćmienie. Jeszcze chwilę manipulowała. Coś lekko uwierało, ale już nie bolało.
– Gotowe! – Zanim zsunęła się ze mnie zebrała wszystkie narzędzia i ręczniki. Wreszcie pokazała swoje dzieło. – Zostałeś oznakowany jako moja zdobycz. Spojrzałem się na miejsce operacji. Na czubku mojego drugiego ja tkwił mały złoty kolczyk. Obejmował dolny koniec otworku, przez który wyskakują plemniki.
– Da się z tym żyć?
– Podobno.
– A kochać?
– Podobno.
– To nie jest to sprawdzone?
– W sieci piszą, że da, tylko na początku ostrożnie.
– A w praktyce?
– Nie sprawdzałam.
– A jak ostrożnie? Jak jeże, czy jeszcze ostrożniej?
– Zaraz zobaczymy. – Patrycja zaśmiała się i jak poprzednio usiadła na mnie. Tym razem mocno się pochyliła i odrobiła pracę ustną. Była bardzo delikatna. Tylko parę razy trąciła kolczyk językiem, co nawet nie zabolało, a przyznam sprawiło przyjemność.
– I co dobrze było? – Zapytała po skończeniu.
– No! Możemy powtórzyć?
– Ale nie teraz. – Podciągnęła mi slipy i zapięła spodnie.
– Patrycja? Wiesz po co plemniki mają ogonki? – Zapytałem, gdy zeszła ze mnie.
– No?
– Żeby łatwiej je było wyciągnąć spomiędzy zębów.
– Jesteś świnia! – ze śmiechem oburzyła się i rzuciła na mnie. Całowaliśmy się długo i namiętnie.
W karnawale udało mi się wyciągnąć Patrycję na parę imprez. Zaliczyliśmy parę dobrych filmów w kinie. Była to udana, choć krótka zima. Wszystkie spotkania kończyły się podobnie. Patrycja zostawała u mnie na noc, a czasem i na cały łykend. Musiałem wtedy odwozić ją rano do domu, by mogła się przebrać do pracy. Podwoziłem ją pod biuro. Zdarzało się, że po drodze, lub u niej w domu, korzystając z tego, że wszyscy wyszli pozwalaliśmy sobie jeszcze na szybki numerek.