Nowa twarz

– Wypełniłam. Proszę bardzo.
– Dziękuję. Zadzwonimy do pani.

Kwestionariusz osobowy (fragmenty):

Data: 7.04.2005
Płeć: kobieta
Imię: Iris
Nazwisko: Bogelund
Pseudonim: brak (po prostu „Iris”)
Orientacja: heteroseksualna
Wiek: 30 lat
Stan cywilny: mężatka
Dzieci: brak
Zawód wykonywany: dyrektor generalny (od 8.04.2005 r.)
Zatwierdzenie Klauzuli Tajności: Iris Bogelund

Klub „?”, adres: nieznany, godzina 20:28, 9 kwietnia 2005 r.

Audi S8 z przedłużonym nadwoziem skręciło z głównej drogi w ledwo zauważalną leśną przecinkę. Mocno rozstawione lusterka potężnego auta co rusz ocierały o zwisające gałęzie. Mimo słabej widoczności kierowca rozwijał sporą prędkość. Oczywiste było, że dobrze zna teren. Po pokonaniu maksymalnie dwóch, trzech kilometrów leśnym szlakiem, auto zwolniło i majestatyczne wtoczyło się na niewielką polanę, ograniczoną z trzech stron szpalerami drzew, z czwartej zaś solidnym ceglanym murem kilkumetrowej wysokości. Jedyny wyłom w spoistej strukturze muru stanowiły dwuskrzydłowe stalowe wrota. Pojazd zbliżył się do nich, czterokrotnie mrugając światłami. Po chwili oczekiwania, wrota zaczęły się powoli rozwierać. Gdy samochód zniknął za murem, bramę natychmiast zamknięto.

Rozmowa telefoniczna: Warszawa – Sztokholm, godzina 17:41, 2 kwietnia 2005r.

Głos 1 (W-wa): „Cześć Jonas”
Głos 2 (Sz-m): „Witaj stary zboku”
G1: „Nie pozwalaj sobie”
G2: „Wiem, po co dzwonisz. Mam ją wreszcie”
G1: „Tę od Blondasa?”
G2: „Właśnie.”
G1: „Wie, co jest grane?”
G2: „Mniej więcej”
G1: „Musiałeś ją namawiać?”
G2: „Nie baardzo. Chciała się tylko przespać z problemem, ha ha! Ale wreszcie się zdecydowała.”
G1: „Dziwna”
G2: „Raczej zdeterminowana. Ambitna suka, jak cholera”
G1: „Nie pokłóciła się z….”
G2: „Podobno obyło się nawet bez cichych dni”
G1: „To git. Uratowałeś swoje dupsko. Jonas.”
G2: „W dodatku w przyjemny sposób”
G1: „Jak to?”
G2: „Pierwsze świadczenie odebrałem od naszej zdobyczy już u siebie”
G1: „Ty sukinsynu! Cwany gnojku! Co mianowicie? Pełen zakres?”
G2: „Nie… tylko laseczkę. Z połykiem”
G1: „Blondas wie?”
G2: „Nie.”
G1: „I mnie nazywasz zbokiem? Jaka jest?”
G2: „Stary…zajebista!!! Zrobi tam trzęsienie ziemi! Tylko nie przesadźcie z pigułami. Nie zmarnujcie towaru”
G1: „Blondas nie da zrobić krzywdy swojej suce. Poza tym Pigularz robi teraz lepsze rzeczy. Babka będzie chodzić jak w zegarku”
G2: „Zajadę do was kiedyś”
G1: „Nie ma chuja we wsi. Za wysokie progi. Bywaj, Jonas”
G2: „Ciao”

Audi S8 kluczyło po parkowych alejkach. Po chwili wyjechało na obszerny plac, wyłożony granitowymi płytami. Znajdowała się na nim efektownie podświetlona historyzująca willa. Wszechobecne kolumnady i proporcje bryły budynku przywodziły na myśl dzieła Palladia. Auto zatrzymało się przed okazałym portykiem. Kierowca został na swoim fotelu. Z tylnego siedzenia prędko wysiadł rosły mężczyzna w czarnym uniformie. Podszedł do przeciwległych drzwi i otworzył je, podając dłoń drugiemu pasażerowi.

Była nim kobieta. Ubrana na czarno od stóp do głów. Miała na sobie atłasowy „płaszcz”, sięgający kostek, przewiązany w pasie i dość obszerny. Struktura materiału pozwalała jednak docenić niezwykle kształtną sylwetkę. Kobieta miała lśniące, czarne włosy, upięte wysoko w „koński ogon”. Mężczyzna ujął jej dłoń i ostrożnie poprowadził po schodach, wiodących do okazałych wrót. Kobieta z rozwagą stawiała kroki. Jej nieduże stopy odziane były w wytworne sandałki na cienkiej i wysokiej szpilce. Z pewnością nie poradziłaby sobie sama. Jedwabna szarfa zasłaniała bowiem jej oczy.

– Zdejmij opaskę – usłyszała. Lekko pociągnęła za materiał. Zrazu nieco oślepiło ją światło. Wzrok jednak szybko się przyzwyczaił. Znajdowała się w obszernym hallu, z którego na wyższe kondygnacje wiodły efektowne schody, podobne do tych, które zaprojektował Leonardo na zamku w Chambord. Wystrój wnętrza był quasi-renesansowy. Większość powierzchni wyłożono jasnym trawertynem. Było to niezwykle eleganckie miejsce.

Kobietę lekko popchnięto na środek hallu. Wokół niej zaczęły zbierać się postaci. Byli to ludzie obojga płci, ubrani w identyczne stroje. Mężczyźni byli odziani w czarne zwiewne uniformy, kobiety zaś w atłasowe płaszcze. Ich twarze nie były niczym zasłonięte. Gdyby kobieta pochodziła znad Wisły, niewątpliwie zaskoczyłby ją widok niektórych fizjonomii. Należały do postaci „z pierwszych stron gazet”. Ona pochodziła jednak z dalekiego kraju. Jej ojczyzną była Szwecja. Poza tym… obserwując tłumek, kobieta wyraźnie wypatrywała kogoś konkretnego. Sądząc po jej reakcji, bez skutku.

DYGRESJA
Klub „?” zwany popularnie „Zagadką”, został utworzony w 2002 roku przez osobę bądź osoby, które do dzisiaj pozostają nieujawnione. Pewne jest, że byli to ludzie zamożni. Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, w jednej z wytwornych willi Starego Konstancina zaczął działać lokal o dźwięcznej nazwie „Europa” – nader elegancki burdel. Zatrudniane w nim dziewczęta były starannie dobierane. Oprócz walorów fizycznych musiały dysponować także pewnymi przymiotami ducha. Jak się wyraził warszawski poeta, jeden z bywalców zamtuzu, „tutejsze kurwy, prócz głęboką pizdą muszą wykazać się też charyzmą”. Renoma lokalu coraz częściej ściągała do niego tzw. „wyższe sfery”. Politycy wszystkich partii, popularni dziennikarze, piłkarze, biznesmeni, aktorzy… Słowem, bywała tu „Warszawka”.

Punkt zwrotny nastąpił po dwóch latach funkcjonowania przybytku. Jeden z „udziałowców” burdelu przejął za długi popularną warszawską agencję modelingu. Dziwnym trafem, niektóre z dziewcząt, marzących o karierze modelki trafiały stamtąd do rozrastającego się „klubu” w charakterze kobiet publicznych. Klienci klubu zaczęli się rozsmakowywać w dziewczynach, nie przypominających w niczym tanich dziwek z ulicy. Propozycje okazjonalnej pracy w „klubie” zaczęły trafiać również do „czynnych” modelek. Początkowo, tych szeregowych. Wreszcie – tych z pierwszych stron gazet. Większość kobiet reagowało na te „awanse” z oburzeniem. Jak to jednak zwykle bywa, prośbą i groźbą, perswazją i sugestią udało się przekonać parę „gwiazdeczek” do niejakiego nadwerężenia swej reputacji a przy okazji – do dodatkowego, bardzo godziwego zarobku. Przy pomyślnym zbiegu okoliczności, nadstawienie tyłeczka odpowiedniej osobie mogło dać dziewczynie znacznie więcej. Okładkę poczytnego tygodnika, a nawet (o radości!) rólkę w telewizyjnym serialu.

Jak to w biznesie bywa, po czasie hossy przyszedł zajebisty dół. Skomplikowane zależności pomiędzy konstancińskim lokalem a światem polityki i biznesu wylazły na wierzch przypadkiem, przy okazji jednego ze śledztw dziennikarskich, prowadzonych przez gwiazdę ogólnopolskiego dziennika. Wypłoszyło to z burdelu znakomitą większość jego gości. Przy okazji afery stanowisko stracił jeden wicepremier, dwóch ministrów, czterech prezesów spółek skarbu państwa i parę płotek. Wstydu najadło się kilka postaci „życia publicznego”. Zapadły wyroki rozwodowe. Kilkanaście żon wyprowadziło się do mam. Nabito pewną ilość sińców pod sporą ilością oczu. Sprawcę zamieszania – popularnego dziennikarza skutecznie uciszono. Dzisiaj jest jednym z bywalców klubu „Zagadka”.

Bo klub „Zagadka” (nie będący jeszcze wówczas klubem „Zagadka”) przetrwał. W pamiętnym 2002 roku akt własności lokalu, wraz z całym bagażem problemów trafił w pewne, do dzisiaj nieustalone ręce. Osoba ta (bądź osoby) podjęła decyzję o rozwinięciu i jednocześnie „sprofilowaniu” działalności klubu. Wprowadzono karty członkowskie i instytucję „członka wprowadzającego” (sic!). Opracowano i udoskonalono regulamin. Zadbano o stałe dostawy „świeżego mięsa”. Enigmatycznemu właścicielowi zależało, by usługi świadczone przezeń stały na najwyższym światowym poziomie. Chciał powołać Klub z prawdziwego zdarzenia. Miejsce, gdzie amatorzy pozamałżeńskiego życia płciowego zrealizują wszystkie swoje najskrytsze i najdziksze fantazje.

By nie budzić demonów przeszłości, potrzebna była nowa siedziba. Ukryta przed oczami ciekawskich i odpowiednio prestiżowa. Przepastne portfele mocodawcy (lub mocodawców) spowodowały, że słowo stało się ciałem. W ustronnym miejscu powstał kompleks, mogący zaspokoić wszelkie wyrafinowane potrzeby. Formalności związane z budową w ekspresowym tempie załatwili kompetentni urzędnicy. W podzięce za pomoc zaoferowano im pewne świadczenia.

Chętnych do korzystania z uroków klubu, pomimo horrendalnej wysokości opłat członkowskich, przybywało. Informacja roznosiła się w zaplanowany i uporządkowany sposób. By zapobiec niekontrolowanemu wypływowi nieco krępujących szczegółów działalności przybytku, wprowadzono środki zaradcze. Drobiazgowe kwestionariusze dla członków klubu i „obsługi”, podpisane własnoręcznie zobowiązania o milczeniu i weksle (!). Wreszcie, nagrywanie wszystkich wizyt. Na zdrowy rozum, te ograniczenia powinny wypłoszyć potencjalnych klientów i trzymać ich z dala od klubu. Wyższe sfery bywają przecież niezwykle ostrożne… Władze klubu, zdając sobie z tego sprawę, postanowiły zaproponować swym członkom produkt tak przedniej marki, tak dalece dopracowany i wyszukany, by pomimo przeciwności przylecieli jak na skrzydłach. Mężczyzna jest tworem niezbyt skomplikowanym. Tylko jedna rzecz zamąca umysł każdemu bez wyjątku. Nie są to pieniądze ani władza. To seks.

A seks był wszędzie. Członek klubu mógł korzystać z uciech cielesnych w każdym wydaniu. Potrzebna niewolnica? Będzie. Możesz zajrzeć jej w zęby i ujeździć. Chcesz dwie słodkie maturzystki? Na żądanie przyniosą nawet swoje świadectwa. Czerwony pasek dodasz im w prezencie. Pragniesz popatrzeć jak dwumetrowy Murzyn zaspokaja albinoskę? Zrobi się. Niektóre usługi wymagały nieco czasu, zachodu i były płatne ekstra. Pocieszające dla właścicieli klubu było to, że gros jego członków pragnął się tylko zwyczajnie ruchać. Zapewniano im to. Modelki, aktoreczki, studentki i pokojówki. Cycate i płaskie jak deska. Ich cipki stały otworem dla członków klubu. Pewną innowacją były członkinie. Jak wszyscy zapewne wiedzą, istnieje spora grupka dobrze sytuowanych kobiet, skłonnych godziwie zapłacić, byle je tylko dobrze wydymano. Postarano się o odpowiednią ilość prężnych, błyszczących i sterczących dumnie penisów. Wielkich jak drzewa i skromnych jak mały korniszonek. Wprawdzie powszechnie wiadomo, że rozmiar nie ma znaczenia, ale popyt na te okazałe przekroczył wszelkie szacunki.

Co można jeszcze dodać? By zapewnić urozmaicenie oferty, zaczęto organizować comiesięczne przyjęcia, w czasie których oddawano się grupowemu spółkowaniu. Członkowie i członkinie pieprzyli się między sobą jak króliki. Robili to na basenie, w saunach i na luksusowych szezlongach. Rżnęli się na alabastrowych korytarzach. Co ciekawe, przyjęcia były obowiązkowe. Chodziło o utrzymanie więzi klienta z dostawcą usług. Wielu urzędników wysokiego szczebla ustalało swój kalendarz międzypaństwowych wizyt, zerkając na grafik Klubu. Do anegdoty przejdzie okolicznościowa gala w Teatrze Wielkim, którą odwołano, gdyż pokrywała się z terminarzem „Zagadki”. Znaczna część zaproszonych wolała zdrowe jebanie od podziwiania śpiewu podstarzałych primadonn.

Twórców klubu „?” nękał pewien problem. Luminarzy świata kultury, rekinów finansjery i prominentów wszelkich szczebli łączyły dwie rzeczy: zamiłowanie do niezbyt zdrowego trybu życia, oraz nadmiar stresu. W takim środowisku nietrudno było załapać „zespół giętkiego korzenia”. Mówiąc wprost: wielu członkom klubu nie chciał stawać. Poradzono sobie i z tym problemem. W sukurs przyszedł człowiek, którego i istnienie i działalność okrywała mgiełka tajemnicy. Legendarny „Pigularz”. Mocodawcy klubu dysponowali kimś takim. Dostarczał on specyfików swojego przepisu. Część medykamentów stawiała na baczność nieposłusznych „członków” inny rodzaj zaś pomagał pozbyć się hamulców bzykanym pannom i paniom. Preparaty tworzone przez „Pigularza” balansowały na granicy zasad prawa karnego, niekiedy bardzo znacznie je przekraczając. Zatem o nich sza….

Zaczęły się też udziwnienia. A jakże… Wielu napaleńcom przestały wystarczać wyuzdane modelki czy cycate aktoreczki. Co to za przyjemność z pieprzenia „foki” która na każde żądanie z profesjonalnym uśmiechem nadziewa się na kutasa? Wśród członków Klubu pojawiło się silne stronnictwo, domagające się „zwykłych” kobiet. Kur domowych, spokojnych mężatek, bab wykonujących normalne, „cywilne” zawody. Kobiet, które można zdobyć, zbałamucić, podstępem nakłonić do seksu. Znaleźli się też małżonkowie, którzy w myśl popularnej na Zachodzie zabawy „cuckold” pragnęli ujrzeć swoje połowice z cudzym kutasem zanurzonym w pochwie. Z dużą ostrożnością, podjęto starania by nie pozostawić ich marzeń bez spełnienia. Klub „?” szanował swoich członków…

– – –

– Panie Ambasadorze…
– Słucham?
– Czy mam przygotowywać materiały na sobotnią konferencję?
– Nie będę w niej uczestniczył. Lecę do Sztokholmu na spotkanie z ministrem.
– Podobno zapadną ważne ustalenia…
– Słuchaj więc uważnie. Będziesz mnie zastępował.

Szczupły dryblas w średnim wieku, o „północnej” karnacji i niezwykle jasnych włosach opierał się o kutą balustradę, uważnie obserwując klatkę schodową.
– Ivar!!! – zawołał ktoś.
– Ciichooo…- zasyczał mężczyzna.
– Na co tak patrzysz? Na tę nową służkę?
– Uhm.
– Fajna sucz. Zamierzam w niej zamoczyć. O ile dopcham się do kolejki. Znasz ją?
– To moja żona, idioto.

Minął kwadrans. Szczupły blondyn stał teraz w dość nietypowym pomieszczeniu, którego jedną ze ścian w całości przeszklono. Po drugiej stronie szyby (będącej zapewne lustrem weneckim), w pomieszczeniu stanowiącym połączenie sypialni z imponującą łazienką rozwijała się „akcja”. Kobieta, którą przywieziono do pałacu była oglądana i oceniana przez gromadkę mężczyzn. Blondyn przyglądał się temu z zainteresowaniem. Musiał jednak przerwać obserwację. Podeszła do niego para. Mężczyznę znał dobrze, lecz kobietę – drobną, urodziwą, krótko ostrzyżoną szatynkę w średnim wieku widział po raz pierwszy.
– Państwo pozwolą, że ich sobie przedstawię – zagaił mężczyzna. Oto Pani Agata Linde. A to Pan Ivar Bogelund. Ambasador Królestwa Szwecji.
– Bardzo mi miło – Bogelund ukłonił się nisko – od dawna w Klubie?
– Dosłownie parę dni – uśmiechnęła się kobieta
– Czym Pani się zajmuje, jeśli oczywiście wolno zapytać?
Kobieta powstrzymała się od udzielenia odpowiedzi, gdyż Ivar wyraźnie skoncentrował się na zdarzeniach, mających miejsce za szybą. Sytuacja rozwijała się tam bardzo szybko.

Do kobiety w atłasowym płaszczu zbliżyło się dwóch mężczyzn. Byli zupełnie nadzy. Na jednego z nich – ostrzyżonego „na zero”, w nieco latynoskim typie dało się nawet patrzeć z zainteresowaniem. Był proporcjonalnie zbudowany. Drugi, znacznie starszy i całkiem siwy, nie odznaczał się urodą. Sylwetkę psuł mu starczy, odstający brzuch i obwisła klatka piersiowa. Jego twarz była otyła i spocona. Mężczyźni obchodzili kobietę w płaszczu dokoła, jak psy obwąchujące sukę. W pewnym momencie starszy z nich uchwycił szarfę, którą przepasana była nieznajoma i silnie za nią pociągnął. Płaszcz rozchylił się, a następnie delikatnie opadł na podłogę. Ciało kobiety było przepiękne, nawet jak na wyśrubowane standardy Klubu. Miała ciemną, jakby karaibską karnację. Jej uroda była wysublimowana, rysy niezwykle regularne, kocie brązowe oczy. Idealne, sterczące piersi okrywała koronka ekskluzywnego stanika. Miała na sobie czarne pończochy. Była bez majtek. Skóra wokół jej warg sromowych była gładko wygolona. Starszy mężczyzna bezceremonialnie tarmosił biust kobiety. Szczypał jej sutki przez materiał. Przyglądała mu się z mieszaniną obojętności i pewności siebie. Młodszy mężczyzna zaszedł ją tymczasem od tyłu i całował jej kark. Obaj mieli penisy w stanie silnej erekcji. Co ciekawe, narządem o większych gabarytach dysponował starszy. Był naprawdę długi, za to dość cienki i zakrzywiony w bok. Niezwykle zaczerwieniony i nabrzmiały. Penis młodszego mężczyzny mieścił się „w dolnej strefie stanów średnich”.

Ambasador Bogelund poczuł, jak krew zaczyna mu szybciej krążyć. Poznana przed chwilą kobieta zauważyła to.
– Zna Pan tą nową służkę?
– Tak. To moja żona. Iris.
– Oh… Widzę, że chce ją Pan zobaczyć w akcji – ciągnęła niezrażona kobieta
– Czekałem na to od dawna.

Iris Bogelund tymczasem straciła nieco ze swej obojętności. Intensywne pieszczoty młodego mężczyzny przyniosły efekt. Jej wzrok uległ pewnemu zamgleniu. Dłonie adoratora wędrowały po pięknym, smagłym ciele. Od czasu do czasu muskał jej piersi, uwolnione już z materiału. Iris delikatnie gładziła jego członka. Starszy mężczyzna przyglądał im się teraz bez ruchu. Po chwili chuć wzięła górę nad spokojem. Jego dłoń ścisnęła wspaniałą szyję kobiety. Druga ręka powędrowała do podbrzusza. Ku zaskoczeniu służki, partner bezceremonialnie wepchnął jej dwa palce do pochwy. Lekko jęknęła.

Pomieszczenie „za szybą” było zaopatrzone w silne mikrofony. Jęk dziewczyny rozniósł się bowiem w sporym zwielokrotnieniu w „punkcie obserwacyjnym”.
Zwiewne spodnie, w które odziany był Bogelund silnie wybrzuszyły się na kroczu. Z wypiekami na twarzy obserwował proces „zdobywania” jego małżonki.
Agata Linde zauważyła to natychmiast.
– Mogę? – zapytała bardzo naturalnie, wskazując głową w kierunku krocza Ivara.
– Proszę uprzejmie, droga Pani – ambasador nie zapominał o etykiecie.
Kobieta bez dalszych wstępów klęknęła na podłodze. Rozwiązała sznurek spodni Bogelunda, pozwoliwszy opaść im na podłogę. Pod spodem nie było bielizny.
Agata wpatrywała się chwilę w nabrzmiałego fallusa Ivara. Jego penis był elegancki, niczym cały właściciel. Pozbawiony jakiegokolwiek owłosienia, czyściutki i pachnący. Raczej nieduży. Kobieta nie uznawała gry wstępnej. Oblizując się lubieżnie zaczęła pochłaniać swoje trofeum. Posiadała niezbyt częstą umiejętność „głębokiego gardła”, z czego natychmiast zrobiła użytek. Ivar jęknął zachwycony. Jął szarpać nastroszoną fryzurę swej adoratorki.
Przerwała pieszczotę.
– Patrz na Iris! – fuknęła – To jej inicjacja. Nie przegap tego! Mną się nie przejmuj.
Łatwo powiedzieć… Bogelund z rozkoszą chłonął dreszcze dobiegające z podbrzusza. Agata nieco zwolniła tempo, ograniczając się do kolistych, powolnych ruchów językiem. Była mistrzynią seksu oralnego. Potrafiła w pełni kontrolować partnera. Gdy tego chciała, umiała wyciszyć jego emocje, nie przerywając aktu. Wystarczyłaby jej też zapewne chwila, by móc rozkoszować się smakiem jego spermy.
Tymczasem małżonka ambasadora stała się przedmiotem nieco bardziej zdecydowanych działań. Starszy mężczyzna poczuł się chyba zniecierpliwiony pieszczotami, którymi obdarzał służkę przystojny młodzieniec. Zdecydowanym gestem powstrzymał go i nakazał, by ten się odsunął. Młodszy nie oponował, choć spojrzał z wyrzutem. Stary pchnął dziewczynę na bordową leżankę. Była nieco zdziwiona, lecz posłusznie wyciągnęła się na brzuchu. Mężczyzna był już silnie rozpalony. Naparł na nią z impetem, przyciskając jej piersi do sprężystego obicia kanapy. Jedną ręką nakierował swego penisa w odpowiednie miejsce i zaatakował. Służka została zdobyta. Kochanek pakował swe prącie głęboko w jej ciasną jeszcze pochwę. Był nieustępliwy i dziki. Wraz z posuwistymi ruchami penisa trzęsły się niezbyt jędrne pośladki mężczyzny. Jego wiszący brzuch rozlewał się na boki, przykrywając doskonałe kształty pośladków kobiety. Kontrast między starczymi „zwisami” zdobywcy a przepięknym i jędrnym ciałem służki był niezwykły. Mężczyzna zwiększał dawkę brutalności. Jego sztywny członek penetrował rozognione wnętrze kochanki. Jednocześnie podduszał ją zaciśniętym na szyi ramieniem. Twarz kobiety wyrażała sporą dozę bólu, pomieszanego jednak z coraz wyraźniejszą przyjemnością. Poczerwieniała. Z trudem łapała powietrze. Nie była już tak nieskazitelna, tak posągowa jak w chwili przekraczania progów Klubu. Rżnięta niczym „wór na spermę”, rozpłaszczona i stłamszona przypominała bardziej dziwkę z niedrogiego burdelu. Doznanie, które stało się jej udziałem nie było może gwałtem, ale balansowało na niezwykle cienkiej granicy dopuszczalności.

Bogelund obserwował rzeczy, które kiedyś stanowiły jego najbardziej „zakazane” i „niegodziwe” marzenia. Patrzył na żonę, będącą bezwolnym narzędziem w rękach obcego mężczyzny. Obserwował jej trzęsące się pośladki, łapiące ciężko powietrze nabrzmiałe usta. Oczy, przewracające białkami. Rozkoszował się jej rozgniecionymi na leżance piersiami. Być może Iris inaczej wyobrażała sobie inicjację w klubie. Miast wyrafinowanych pieszczot spotkała ją duża dawka agresji chutliwego starca. Ivarowi jednak to odpowiadało. Czuł, że zazna jeszcze w Klubie rozkoszy, o której mu się nie śniło. Nie przerywając obserwacji, rozparł się wygodnie na szezlongu. Jego członek był przedmiotem stałej atencji Agaty Linde, która przyssała się do niego niczym pijawka. Sprawiało mu to wielką rozkosz, którą Agata jednak kontrolowała.

Jeeeest!!!!! „Starzec” wystrzelił w cipce Iris. Ilość spermy, którą wyprodukował przekraczała znacznie normę. Było w tym coś sprzecznego z prawami fizjologii. Lepka ciecz wydostawała się spomiędzy warg Iris, plamiąc wytworny materiał leżanki. Mężczyzna pchnął jeszcze kilka razy, po czym opadł bezwładnie na rozgrzane ciało służki. Po upływie najwyżej minuty podniósł się niezgrabnie. Wstał, ocierając dłonią wciąż jeszcze sterczącego członka. Zwrócił się w stronę młodego „kolegi”, który był niemym świadkiem zakończonej kopulacji.
– Wsadź jej chuja, póki ciepła – wykrztusił. Po tych słowach oddalił się, nie zaszczycając Iris nawet spojrzeniem. Młodzieniec chwilowo nie wykazywał ochoty na współżycie. Jego członek wisiał smętnie.

Po drugiej stronie szyby także było już po wszystkim. Gdy z pochwy Iris zaczęła wypływać lepka strużka, Agata Linde postanowiła przystąpić do decydującego natarcia. Po raz kolejny „połknęła” całego członka Ivara, łechcąc jego żołędzią swe migdałki. Jej zęby lekko się zacisnęły. Spojrzała na kochanka zmysłowo. Jej usta muskały nasadę członka. Ivar nie był w stanie tego wytrzymać. Spuszczał się zapamiętale przez kilka sekund, wtłaczając nasienie wprost do gardła Agaty. Kobieta wysysała członka do ostatniej kropli. Wyjęła go z ust i oblizała się ze smakiem.
– Dziękuję pięknie! – powiedziała wesoło po chwili.
– Cała przyjemność po mojej stronie – wysapał Ivar
– Ja myślę! – Agata mrugnęła okiem i tanecznym krokiem wybiegła z Sali. Pozazdrościła służce widoku spermy wypływającej z cipki. Też tak chciała. Na szczęście była w Klubie…

Iris leżała wyczerpana. Obróciła się na plecy. Czuła się „wydymana na wylot”. Orgazmu rzecz jasna nie przeżyła. Reguły gry były raczej oczywiste. Jest służką, więc to ją będą pierdolić. Jeśli się sprawdzi, może kiedyś zmienią jej status. Wiedziała, po co to robi, jaki cel jej przyświeca. To pozwalało zachować pewien spokój ducha. Iris zawsze była silna. Nie ulegała emocjom. Wielu mężczyzn miało ją za beznamiętną, zimną sukę. W chwilach refleksji przeważnie przyznawała im rację.

Do pokoju wszedł młody mężczyzna we fraku. Spokojnym głosem odezwał się po angielsku do nagiej Iris.
– Pani Bogelund. Jest Pani oczekiwana w Sali Owalnej. Proszę się pospieszyć. Zaprowadzę Panią.
– Dobrze. Umyję się tylko i ubiorę – Iris wydłubywała z pochwy resztki klejącej się spermy.
– Nie teraz. Proszę iść za mną od razu. Aha, proszę to zażyć! – wyciągnął do niej niewielką tabletkę.
Iris połknęła ją z rezygnacją. Pospiesznie wzuła sandałki i powlokła się nago za młodzieńcem.

Duża sala, zwana „owalną” przypominała układem miskę o łagodnych brzegach lub… ring zapaśniczy. Porównanie nieprzypadkowe, gdyż na środku wygrodzono przestrzeń na wzór ringu właśnie. Na jego środku stało okrągłe łoże o średnicy kilku metrów. Wokół wznosiły się wyściełane ławeczki, ustawione na podobieństwo sportowych trybun. Większość miejsc była już zajęta przez mniej lub bardziej niekompletnie ubrane postaci. Wszystkie rozmawiały po polsku, więc Iris nie miała pojęcia, o czym. Lekcje mowy Mickiewicza miała zacząć pobierać dopiero od poniedziałku. „Domyślam się, kogo będą dopingować” – stwierdziła jedynie w duchu. Nie sprawiało jej to jednak dyskomfortu. Była dziwnie spokojna, wręcz zrelaksowana. Zastanawiała się, czy to nie wpływ tabletek, które stale jej tu podawano.

Jej nastrój nieco się pogorszył, gdy ujrzała wchodzącego na salę prawdopodobnego współbohatera mających się odbyć „zawodów”. Iris spojrzała na niego ze zdumieniem. Był to ogromny, mocno owłosiony mężczyzna. Mógł śmiało mieć ze 2 metry i 20 cm wzrostu. Wyglądała przy nim jak laleczka. Chyba nie myślą, że…
Cóż… O tym właśnie myśleli, niestety. „Publika” chciała zobaczyć „mecz” pomiędzy nową służką a „Big Boyem” – bo taką „ksywkę” miał gigant. Ich kategorie wagowe krańcowo się różniły. Ogromne były wszystkie elementy ciała mężczyzny. Był „wykonany” jak gdyby w innej skali. Iris z obawą lustrowała okolice jego krocza. Niefortunnie, był akurat ubrany w spodenki i biały T-shirt. „Może to tylko prowokacja?” – gdybała Iris. Z miejsc dla publiczności podniósł się jeden z mężczyzn. Wygłosił krótką mowę, którą młodzieniec we fraku tłumaczył na angielski:
– Witaj Iris. Mamy dla Ciebie drugie i jednocześnie ostatnie dzisiaj zadanie. Nie dziw się, że jest nieco trudniejsze od pierwszego. Daj z siebie wszystko. Później będzie Ci przysługiwał odpoczynek. Mam nadzieję, że zasłużony. Do dzieła!!!
Rozległy się oklaski. Zgromadzona w liczbie ok. trzydziestu osób publiczność głośno dopingowała swego ulubieńca. „Bierz ją!!!” – ten okrzyk powtarzał się najczęściej.
– Co się tu… – nie zdążyła nawet pomyśleć Iris. Olbrzym podbiegł do niej i bez słowa chwycił ją wpół. Zaczęła wierzgać nogami. Jak piórko uniósł ją, ostrożnie omijając publikę. Z impetem cisnął nią na łoże. Oszołomiona Iris uklękła, wpatrując się w giganta z przerażeniem. Ten tymczasem zerwał z siebie T-shirt i z trudem zdjął spodenki. Z trudem, gdyż pod spodem sterczało już jego ekstremalnej wielkości przyrodzenie. „Nieee!” – jęknęła w myślach Iris. To nie był penis. To był olbrzymi irracjonalny chuj. Niech nawet nie próbuje!
Uniosła się nieco i próbowała się zwrócić do mężczyzny, który przed chwilą przemawiał.
– Proszę o zwolnienie mnie z tego zadania. Jestem za mało doświadczona. Nie dam rady… – błagała w mowie Szekspira.
– Zamknij się dziwko i nie próbuj uciekać bo pożałujesz!!! – napomniał ją ostro młodzieniec we fraku.
Tymczasem „Big Boy” nadstawił swego penisa „trenerowi” krążącemu obok „ringu” który spryskał go jakimś aerozolem. „O co tu chodzi?” – Iris nic nie rozumiała.
Olbrzym przysuwał się do niej powoli. Sytuacja robiła się patowa.
– Ivaaar! – zawołała na próbę Iris. Bez skutku.
Gigant wyciągnął sękatą dłoń, łapiąc służkę za szyję. Ścisnął mocno, tak że oczy nieomal wyszły jej na wierzch. Używając tylko jednej ręki, przygniótł ją do łoża. Nie miała szans w jakiejkolwiek walce. Postanowiła się poddać.
Podniecony wielkolud zbliżył swą twarz do jej podbrzusza. Sapiąc z rozkoszy, wciągał w nozdrza zapach jej mocno już „przechodzonej” cipki. Nie pytając o cokolwiek (czy on w ogóle umiał mówić?) wyciągnął jęzor. Był długi i śliski. Z miejsca wpakował go kobiecie w zaróżowioną szparkę.
– Uhmmmmmmm – stęknęła zaskoczona Iris. Było…nieźle! Język olbrzyma był sprawny, a jego wielkość – bezprecedensowa. Gdyby na tym się skończyło…
„Big Boy” przetrząsał jej wnętrze, delektując się resztkami spermy starszego kolegi. Iris drżała z tej dziwnej, wymieszanej ze strachem rozkoszy. Wielkie łapska olbrzyma ugniatały jej piersi. Robił to zdecydowanie za mocno! Bolało!
Wielkolud wychynął spomiędzy jej nóg. Iris zrozumiała, że nadszedł decydujący moment. Złożyła uda, trzymając je tak z całej siły. Gigant nic sobie z tego nie robił. Jedną dłonią ścisnął razem jej kostki, unosząc nogi ku górze, a następnie przyciskając je do piersi Iris. Uzyskał w ten sposób dość łatwy dostęp do cipki kobiety. Iris zrozumiała, w jakiej pozycji zostanie zmasakrowany jej „skarb”. Była to niestety pozycja, którą w przewodnikach ars amandi określa się mianem „głębokiej penetracji”…
„Nieeeeeeeeeeeeee!”

Kutas wielkoluda mierzył wprost pomiędzy wargi sromowe służki. „Czy wyjdę z tego cało?” – zdążyła jeszcze pomyśleć dziewczyna.
– Aaaaaarghhhhhhhhhhhhh!!! – ryknął olbrzym, wpychając swoją maczugę do rozgrzanego wnętrza. Iris straciła na chwilę przytomność. Gdy ją odzyskała, poczuła się lepiej.
– – –

Iris Bogelund siedziała w głębokim fotelu, w pomieszczeniu przypominającym garderobę. Jej nogi były szeroko rozwarte, odsłaniając nagą, wyeksploatowaną do cna szparę. Powoli dochodziła do siebie po „decydującym starciu” z olbrzymem. Mimo gwałtownego charakteru współżycia oraz chwilowej utraty przytomności, udało się jej – o dziwo – wynieść z tego coś dla siebie. Doznała orgazmu, który nieco osłodził jej odniesione rany. Preparat, którym spryskano penisa wielkoluda spowodował silne rozwarcie ścianek pochwy, niczym przed porodem. Zmutowany chuj giganta nie rozdarł zatem jej wnętrzności. Była pewna, że zastosowane medykamenty przyczyniły się również walnie do jakości jej szczytowania. Publiczność biła jej brawo na stojąco. Na sali był też podobno Ivar…

Do „garderoby” Iris wszedł młody mężczyzna w lekarskim kitlu.
– Witam. Jestem ginekologiem. Na imię mam Marek – odezwał się czystą angielszczyzną i wyciągnął do niej dłoń.
– Dobry wieczór, Marku – Iris uśmiechnęła się krzywo – jestem trochę poobcierana. Pomożesz mi się pozbierać?
Lekarz umył ręce, założył rękawiczki i rozpoczął badanie. Cipka Iris była silnie zaczerwieniona i miejscami otarta do krwi. Łechtaczka nienaturalnie napuchła. Ginekolog delikatnie ją potarł.
– Co czujesz?
– Hmmmmm… – Iris jęknęła, odczuwając przyjemny dreszczyk – czuję, że mi dobrze – wyjaśniła nieco zdziwiona swoją reakcją.
– Nie przejmuj się. To w tej chwili naturalne – uśmiechnął się gin.
Iris zamrugała długimi rzęsami.
– Należysz do klubu? – spytała, gdy lekarz smarował jej krocze jakąś maścią.
– Nie… – współpracuję z nim od niedawna, ale karta członkowska… Za wysokie progi dla prostego lekarza.
– Wiesz co? – Iris przeciągnęła się jak kotka – Włóż mi kutasa. Tak na chwileczkę…
– Ależ… – dr. Marek potężnie się zmieszał
– Proszę… Dzisiaj walił mnie stary brzydki dziad, a potem zostałam zmasakrowana przez jakiegoś goryla!
– Ale…
– Podobam Ci się?
– Pewnie…
– Taka ładna dupa jak ja zasługuje chyba na seks z normalnym, przystojnym facetem?

Iris nie pytała już dłużej. Wzięła sobie to, co chciała. Ginekolog dr. Marek po raz pierwszy w życiu połączył sprawy zawodowe z prywatnymi. Jego średni penis tonął wprawdzie nieco w rozepchanej cipie służki, jednak po chwili wynagrodziła mu to wspaniałym oralem. Szwedzka piękność wyssała doktora do ostatniej kropelki, dochodząc do pięknego wniosku, że seks jest treścią życia.
– – –

Biurowiec Centrum Finansowego, Warszawa, dnia 11 kwietnia 2005 r.

Pracownicy polskiego oddziału MSL Corp. zgromadzili się w największej sali konferencyjnej swego eleganckiego biura. W powietrzu czuć było atmosferę wyczekiwania. Kto będzie mówił? Może Minc? On ma gadane… Zastępca dyrektora technicznego wykpił się jednak kiepskim akcentem. W końcu postanowiono, że nowego dyrektora powita w imieniu załogi młoda brokerka, Aleksandra Makowicz. Jej umiejętności lingwistyczne miały sprawić przyjemność nowemu przełożonemu.

A właściwie przełożonej… Iris Fuerte Bogelund zamaszyście wkroczyła do sali, uśmiechając się przyjaźnie do swych nowych podwładnych. Wyglądała olśniewająco. Promieniała optymizmem. Czyniąc pewne ustępstwa na rzecz małżonka (które były treścią niniejszego opowiadania), przy współudziale osób znaczących sporo w biznesowym świecie zyskała wakującą posadę, która pozwoli jej nareszcie rozwinąć skrzydła. Z przyjemnością i satysfakcją słuchała nieco wystraszonej, ślicznej brunetki, która najczystszym, doskonalonym w Uppsali szwedzkim przedstawiała jej nowe zadania i współpracowników.

Iris zwyciężyła. To będzie jej czas.
Od dzisiaj.

Scroll to Top