Pedały

Piątek 15 sierpnia 23:35 (dwa dni do spotkania)

Nie mogę przestać o niej myśleć.. To było jak huragan, jak tornado. Te wyobrażenia wspólnych chwil, które moglibyśmy przeżyć razem, niezapomniane wspomnienia które połączą nas na długo. Dni, noce, wieczory i poranki. Chodziłem po mieszkaniu i nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Od kiedy ją zobaczyłem nic już nie było takie jak przedtem..

Jak wyglądała? Na pozór zwyczajnie, ale jednak miała w sobie to coś. Blond włosy opadające łagodnie na ramiona, brązowe oczy jak u sarny. Duże piersi dające obietnicę ogromnej rozkoszy, falujące przy każdym jej ruchu. Brzuch, którym miarowo wciągała i wypuszczała powietrze. Pupę, którą wierciła się nieustannie, jakby zataczając koła na wielkim korkociągu. Nogi o wspaniale umięśnionych łydkach, które w myślach zaciskały się na moich biodrach w tańcu rozkoszy. I miała jeszcze coś, co było absolutnie najważniejsze, co wyróżniało ją z tłumu miliona innych kobiet. Nie mogę jeszcze tego zdradzić, przyjdzie na to odpowiednia pora.

Czy myślałem o niej w jakiejś konkretnej sytuacji? Oczywiście że tak. Zostałem obdarzony naprawdę bujną wyobraźnią, która wielokrotnie sprowadzała mnie na manowce, ale też niejednokrotnie pozwalała na projekcję takich marzeń, które unosiły mnie do góry i pozwalały przeżyć niezapomniane chwile. Takie na przykład jak ta, gdy wyobrażałem sobie jak kochamy się w cyrku.

Jest tłum ludzi- matki, ojcowie, dzieci, ciotki, wujkowie, stryjenki i cała masa innych osób. Ona pracuje tam jako gimnastyczka na trapezie, a ja też. Wykonujemy masę niebezpiecznych ewolucji. Jesteśmy w specjalnych, aerodynamicznych kostiumach, które ułatwiają nam te wszystkie wygibasy. Za chwilę czeka nas salto mortale. Wiecie, o co chodzi- to wyjątkowo ryzykowna operacja, której nazwa pochodzi od tego, że wielokrotnie kończyła się śmiercią wykonawcy. I tutaj tuż przed występem robię coś niezwykłego. Biorę nożyczki i nacinam otwór w jej kostiumie, tam gdzie ma cipkę. Ona o tym nie wie, robię to oczywiście na samym kostiumie, bo inaczej zauważyłaby, że ją tnę i zorientowałaby się co do moich niecnych planów. Zrobione. Gong woła nas na arenę. Ona szybciutko przebiera się w kostium, ja już jestem gotowy. Wchodzimy na linę i rozpoczynamy ewolucję. Polega ona na tym że w locie splatamy się nogami i tak zawieszeni paradujemy nad gawiedzią wśród echów i achów.

Zbliżamy się do siebie. Ja otwór w moich gaciach mam już od dawna gotowy i pała stoi mi jak ta lala. Z dołu tego oczywiście nie widać. Ona zauważa to w ostatnim momencie, gdy jest już za późno. Wbijam się w nią moim naprężonym kutasem, ona jęczy i oplata mnie nogami. Wirujemy w powietrzu, widzowie przerażeni, a my w rozkoszy. Walę ją na całego, to naprawdę musi być szybki numerek, to salto trwa niecałe dwie minuty. Czuję, że dochodzę. Sekundę przed wytryskiem wychodzę z niej i spuszczam się w powietrze. Krople spermy spadają gdzie popadnie. Ciotki i mężowie ocierają płyn ze swoich włosów i nosów, myślą „ale oni spoceni” i cieszą się w głębi ducha, że są tak blisko tego misterium. My fruwamy jeszcze przez chwilę. Dyskretnie wsuwam sflaczałego kutasa do kombinezonu i wspólnie kłaniamy się publiczności. Uff, ale się nakręciłem. Późno już, muszę koniecznie zwalić konia..

Sobota 16 sierpnia 11:04 (jeden dzień do spotkania)

Dzień zaczyna się leniwie jak zwykle. Wstaję, jem śniadanie, ubieram się. I tak nie mam dziś nic do roboty. Wyobraźnia pracuje za to jak oszalała. Tym razem moja blond bogini jest kucharką w mlecznym barze. Stoi spocona za ladą. Klienci tłoczą się przy wejściu, bo tu jest tanio i smacznie. Ja powiedziałbym raczej tanio i sracznie, ale co to kogoś obchodzi, że nie lubię mlecznych barów. Jestem jednym z klientów. Kiedy przychodzi moja kolej proszę o jajecznicę na boczku, bułkę i kakao. Ta cała nazwa brzmi tak erotycznie i analnie, że dostaję błyskawicznej erekcji mówiąc te słowa przy wszystkich. Dostaję karteczkę, którą stara baba nabija na drucik i czekam przy zatłuszczonym stoliku. To bar retro, stylizowany na komunę.

Po chwili moje specjały czekają już na mnie. Biorę jeden czy dwa kęsy jajecznicy, przegryzam bułą i przepijam kakałem. Potem krzywię twarz, biorę talerz do ręki i jako niezadowolony klient wpycham się na zaplecze, żeby ponarzekać co też ta pani kucharka mi przyrządziła. Jestem typowym chamem. Odciągam ją od garów i każę jej obciągać mi faję. Ona klęka w tym całym swoim zgrzebnym rynsztunku i niechętnie acz z poczuciem obowiązku pt. „klient nasz pan” ciągnie mi fiuta swoimi pełnymi, wilgotnymi wargami. Jest spocona od żaru kuchni. Jak jestem wkurwiony to i podniecam się szybko. Nie tracąc czasu rzucam ją na blat pełen mąki, ściągam portki i unosząc jej łachmany ponad pas wchodzę w jej waginę. Przy każdym ruchu moich bioder wzbudzam w powietrzu tuman mąki który owiewa nas jak wiatr, wchodzi w nasze nozdrza, kichamy i kaszlemy.

Gdy czuję że jestem już blisko wychodzę z jej cipki i tryskam moimi glutami do spaghetti bolognese, które właśnie stoi w okienku czekając na odebranie. Później klient lub klientka powie- „hmm, unikatowy smak, warto spróbować”, powie koleżankom i interes będzie się kręcił. Mój interes zakręcił się już na tyle dobrze, że potrzebuję odpoczynku. No i znowu jestem zmuszony ulżyć swojej wyobraźni. Sąsiedzi nie mają ze mną lekko. Gdy się onanizuję robię zawsze bardzo dużo hałasu, charczę i warczę i niestety niektórzy skarżyli się na to do administracji. Mam to w dupie.

Niedziela 17 sierpnia 12:00 (to już dziś, dokładnie za dwie godziny!!)

Ten poranek to już kompletne apogeum. Już nie mogę się doczekać spotkania z moją cudowną blondynką. Mam nadzieję, że będzie miała na sobie to coś o co ją prosiłem. Jeśli tak, zrobię to z nią w parku, przy wszystkich, nic mnie nie powstrzyma! Biorę szybki prysznic, woda jest zimna jak diabli, skurwysyny odłączyły mi gaz, dobrze że Internet działa bez zarzutu. Koncentruję całą siłę woli by nie brandzlować się w kabinie, choć rączka już jak tresowany piesek chwyta za pałkę. Dosyć, dosyć!! Podziałało. Nie mogę tracić energii, przecież za dokładnie pięćdziesiąt trzy minuty zobaczę moją Wenus z Milo…

Jestem jak zwykle grubo przed czasem, straszliwy nerwus ze mnie. Zawsze wydaje mi się że się spóźnię i tkwię jak buc w zaroślach. Tym razem nie będę krył się w krzakach, siedzę na ławeczce i odliczam długie minuty. Czy ona nie zapomni? Czy będzie miała to coś? Jak nie to będę naprawdę zawiedziony.

Patrzę co chwilę na zegarek jak opętany. Kurwa, facet, mówię do siebie, wskazówki nie będą poruszać się szybciej jak będziesz się na nie gapił. Cierpliwości, jeszcze parę minut. Wokoło cały czas przechodzą ludzie, a we mnie krew gotuje się jak w garnku. I ta obsesyjna myśl- czy ona nie zapomni, czy ona nie zapo…?

Jest! Bingo!! Widzę ją już z oddali. Nie zapomniała! Zbliża się do mnie falującym ruchem, z gracją, bez zbędnego pośpiechu. Oj wie jak wzbudzić w mężczyźnie pożądanie.. Dzieli nas jeszcze jakieś trzydzieści metrów, dwadzieścia pięć, dziesięć, pięć, ona jest już tak blisko!

Już czuję na sobie jej oddech, prawie owiewa mnie swoimi pachnącymi włosami. Jaskrawy kolor jej czerwonej szminki oślepia mnie i hipnotyzuje. Muszę zrobić to teraz! Zbieram się w sobie, koncentruję jak nigdy przedtem i z całej siły walę ją pięścią w twarz.

Jej ciało nieświadome mego podstępu szybuje nad chodnikiem i wpada w krzaki, które miękko amortyzują upadek. Trzeba zachować w sobie resztki gentelmana i pozwolić kobiecie na zachowanie elegancji. W końcu to kobieta upadła. Ja jestem wreszcie sam na sam z tym, co kręci mnie najbardziej na świecie. Rower! Dotyk twardych pedałów to dla mnie największy afrodyzjak. W końcu mogę je poczuć.. Rozpędzam się coraz bardziej nucąc pod nosem refren ulubionej piosenki: „Freeeee, as a biiiird”…

Scroll to Top