Pierwsze spotkanie

– …ale, zrobisz to?
– Tak.
– Naprawdę?
– Tak!
– Dziękuję…

***

Jadę. Pierwsze spotkanie. Znamy się już kilka miesięcy, ale to tylko rozmowy bez spojrzenia w oczy, listy bez zapachu dłoni. Spotkaliśmy się w innym świecie, w którym byłam słabą kobietą, szukającą oparcia w męskich ramionach. On zobaczył we mnie więcej. Pokazał mi więcej… Jak połączyć miłość i zadawanie bólu? Jak być silna i nie zostać z tą siłą sama? Redefinicja kobiecości. Co on we mnie widzi? Nie dowiem się, póki nie spróbuję.

Czeka na mnie w hotelowym pokoju. Pukam i słyszę otwierane drzwi. Mija kilka chwil zanim wejdę. Tak, jak się umówiliśmy.

Jest tam. Klęczy z opuszczoną głową. Nie chcę żeby mnie widział, jeszcze nie teraz. Muszę zmyć z siebie ślady podróży. Ślady codzienności. Taka moja metamorfoza. Spokojnie opowiadam mu o podróży. Pytam jak się czuje. Niby zwykła rozmowa – nie odpowiada mi jednak. Na to nie dostał pozwolenia. Przyglądam się odbiciu w lustrze. Maluję usta, rozpuszczam włosy. Za sobą widzę jego. Podoba mi się ten garnitur, nienagannie skrojony, dopasowany. Mój kochanek jest szczupły, rude włosy niesfornie odstają na czubku głowy, ma taką chłopięcą twarz. „Nienawidzę tego, że wyglądam jak nastolatek.” – powiedział kiedyś. Ciesz się, kochany, ja nie mam tego przywileju. Moje ciało jest pełne, miękkie. Jestem kobietą i wyglądam jak kobieta. Już nie dziewczyna, już dawno nie…

Cisza daje mu znać, że czekanie dobiega końca. Podchodzę do niego powoli, metal cicho pobrzękuje w mojej dłoni.

– Popatrz na mnie. – rozkazuję.

Podnosi głowę, pierwszy raz naprawdę widzę to spojrzenie. Mimowolnie uciekam wzrokiem, przecież to obcy człowiek. Patrz, patrz! Rozkazuję sobie. Potrzebujesz tego spojrzenia, a on na nie czeka. Patrz! Ręce oplatają jego szyję, klamra zaciska się, w ręku trzymam koniec łańcucha smyczy. Jaki on jest piękny.

– Wstań! I pamiętaj, masz patrzeć mi w oczy! – ciągnę za smycz, stajemy naprzeciw siebie. Jest ode mnie nieco niższy, to przez te buty. Chwieję się lekko się na czubku niebotycznych szpilek, nie chodzę tak ubrana na co dzień. Ale teraz nie jest „co dzień”. Trzymaj fason – poprawiam siebie. To twój czas.

– Twarzą do ściany. – opiera policzek o ścianę, ręce związuję mu za plecami. Napieram swoim ciałem na jego plecy, Sutki tężeją w zetknięciu ze śliskim materiałem marynarki. Moja ręka pomiędzy jego pośladkami, mocno ściskam jądra, wybrzuszenie spodni powiększa się. Odwracam go z powrotem. Trzymam smycz krótko, zaciśnięta pięść tuż pod jego brodą. Druga ręka rozpina marynarkę, koszulę. Paznokcie znaczą ślad na jego torsie. Pasek odpina się ciężko, spodnie, slipki, w dół. Jego naprężony penis sterczy śmiało. Ma taką gładką skórę.

– Chodź! – powiedziałam. Syknął cicho gdy złapałam jego męskość, prowadząc go na środek pokoju.

Ten hotel wybraliśmy celowo, tylko tu było takie łóżko. Ogromne, miękkie. Z metalowym wezgłowiem. Idealne. Posadziłam go na łóżko, plecy oparł o zimny metal, krótka sprzączka spięła obrożę. Nie wstaniesz, kochanie. Siedział, a właściwie półleżał tam, patrząc mi uparcie w oczy. Zaraz nie zobaczysz nic.

Zdjęłam jego spodnie, skarpetki, slipki. Marynarka i koszula oplatały tylko jego ramiona i ręce. Czegoś tu brakuje… Nogi. Rozsuwam szeroko jego nogi, zginam w kolanach, wokół kostek, potem kolan, obwiązuję sznury. Przyglądam się mojemu mężczyźnie. Dlaczego nawet w takiej pozycji nie traci nic ze swojej siły? Jego penis wydaje się jeszcze większy, jądra opadają ciężko. Cała jego siła jest teraz w moich rękach.

Wyciągam palcat. Patrząc mu w oczy obracam go w dłoniach, Skórzana końcówka pieści moje policzki, piersi, wciska się pomiędzy uda. On spogląda na mnie i oblizuje spierzchnięte usta. Jestem całkiem mokra, soki znaczą palcat moim zapachem. Podchodzę bliżej i zawiązuję mu oczy czarną apaszką. Przybliżam palcat do jego nosa.

– Czujesz ten zapach?

Teraz. Uderzenia padają miarowo, na brzuch, klatkę piersiową, uda. Zaciśnięta szczęka, drgające mięśnie. Widzę ten ból. Kiwa głową – jeszcze, chcę jeszcze. Czubkiem palcata drażnię główkę penisa, krople podniecenia ściekają powoli. Nikłe oznaki odprężenia na twarzy i kolejne uderzenie. Mocniej. Spina się cały, uchyla. Nie uciekniesz. Już nie prosi o więcej. Dostaje wszystko, co chciał.

To za mało.

Podchodzę do łóżka. Łapię oba jądra w dłoń i wkładam sobie w usta. Ciągnę mocno, najpierw jedno, potem drugie. Odsuwam twarz i uderzam je dłonią. Reakcja jest silna. Druga ręka wsuwa się pomiędzy jego pośladki. Palcem masuję jego dziurkę. Ostre paznokcie znaczą ślady na skórze. Splunięcie. Palec wdziera się do jego wnętrza. Czuję jak zaciska mięśnie, chce unieść pośladki ale ściśnięte jądra trzymają go na miejscu. Pozwalam mu przyzwyczaić się do nowego wrażenia. Powoli wyciągam palec, by wepchnąć go za chwilę z całą mocą. Krzywi się i kręci głową. Nie? Przecież to jeszcze nie koniec. Drugi palec rozpycha dla siebie miejsce, potem trzeci. Wdzieranie się do środka wymaga ode mnie siły, słyszę jego ciężki oddech i stłumiony jęk. Krople potu znaczą jego czoło. Głowa opada. Apaszka zsuwa się z oczu.

– Wiesz, że nic nie znaczysz? – Pytanie wyrywa go z chwilowego letargu.
– Jak to?
– Nie mów do mnie. Masz słuchać. – Brzmienie mojego głosu zaskakuje nawet mnie samą. – Jesteś tylko śmieciem, który dał się związać i zerżnąć. Nie nadajesz się do niczego innego. – Zaskoczenie w jego oczach pokrywa się mgiełką… żalu? Strachu? – Jesteś nikim, pamiętaj. Nic nie znaczysz. Jesteś tylko narzędziem. Jesteś rzeczą. Zabawką. Śmieciem. – Słowa same pchają się na usta. Widzę jego zaciętą twarz, psie oczy. Chcę mówić jeszcze więcej. Sam się o to prosi. – Wiesz, po co tu jesteś? Masz mi zrobić dobrze, rozumiesz? Tylko po to tu jesteś. Teraz liż. – Siadam na jego brzuchu, tyłem, pochylam się, wypinam pupę w stronę jego twarzy. – Liż! – Wysuwa język. Przesuwa nim w górę i w dół pomiędzy moimi pośladkami – Gdzie? Liż moją dupę, psie. – Język raz za razem liże moją skórę, mokre, chłodne ślady i gorący oddech. – Teraz w środku. – Okrąża moją dziurkę i wsuwa język do środka. Wypinam się jeszcze mocniej. Chcę poczuć ten język głęboko. – Słodko? Tam jest jeszcze bardziej słodko.. – Pochylam się bardziej, przysuwam swoją cipkę do jego twarzy. Cała jest mokra od moich soków. Napieram na jego twarz, czuję usta, nos wciskające się pomiędzy moje płatki. Językiem kreśli kółka wokół najczulszych miejsc. Otwiera drogę do środka, pochłania każdą sączącą się ze mnie kroplę. Wtula się, jakby chciał się tam schować. – Wystaw język. – Miarowe ruchy i to wrażenie, gdy jego język wsuwa się we mnie. Sama nadaję rytm, moje ciało prze do spełnienia.

To jednak za mało.

Obracam się do niego przodem i nabijam na twardy fallus. Gwałtownie. Patrzę mu w oczy, zaciskam dłonie na szyi. Mocno. Przez chwilę słychać tylko mój szybki oddech. Potrząsa głową. Już. Łapie powietrze jakby wynurzył się z wody. Czuję jak szybko pulsuje mu krew. W jego oczach całkowite oddanie. Biorę go dla siebie. Unoszę się i opadam, jego penis zanurza się głęboko, czuję, jak pulsuję w środku.
– Należysz… Do… Mnie… – słowa skandowane w rytm naszych ciał prowadzą go na sam szczyt. Urwany krzyk. Wytryska we mnie gorącym nasieniem. Całuję go mocno i z ostatnim mocnym pchnięciem dołączam do niego. Spełnienie rozlewa się po moim ciele, wypływa kremową strużką spomiędzy moich ud.

Powoli odpinam metalową sprzączkę i smycz. Rozwiązuję sznury. On zapada się w miękkość pościeli. Zasypia.

***

W nocy obudził mnie jego oddech. Czułam, że cały zlany był potem. Drżał.
– Powiedz to, proszę. – szepnął, wtulając się we mnie. Wiedziałam, jakiej odpowiedzi potrzebował.
– Jesteś bezpieczny.

Scroll to Top