Metamorfoza. Etap czwarty.

Przeciągnęłam się nie otwierając oczu. Zaskoczył mnie opór nad głową i pod nogami. Trzeszczenie wikliny? No tak, jestem w moim kojcu, a nie łóżku. Nie mogę się w nim do końca wyprostować ale poza tym jest nawet wygodny. I tak najczęściej śpię zwinięta w kłębek, więc mi to nie będzie przeszkadzać. Wyczułam woń zupy mlecznej z kleikiem, czyli śniadanie już zostało przygotowane przez moją Panią. Otwarłam oczy i zobaczyłam, jak jasnooka blond piękność w czarnej tiulowej koszuli nocnej ostrożnie stąpa boso niosąc tacę. Na tacy były dwie miseczki. Jedną miskę postawiła na podłodze przy moim leżu, a drugą na stoliku ze szklanym blatem. Jedyna łyżka nie była przeznaczona dla mnie. Usiadła za stolikiem i jedząc uważnie mnie obserwowała. Zastanawiałam się jak się za kaszkę zabrać: ręką, językiem, unurzać w niej cały pyszczek? Kotki i pieski jedzą liżąc, więc tak też spróbowałam parującego grysiku. Było smaczne, ale dziwnie się w ten sposób jadło. Niezręcznie jakoś. Musiałam cały czas odgarniać moje długie kasztanowe włosy, żeby ich nie umoczyć. Zauważyłam szeroki uśmiech Pani. Bawiła się ramiączkiem koszuli obserwując moje poczynania.

– To też część tresury. Masz niezwykle zręczny języczek i aż mnie nosi, jak sobie pomyślę co możesz jeszcze osiągnąć ćwicząc go w ten sposób. I jeszcze jedno: patrz na mnie cały czas kiedy liżesz. O tak właśnie. Prześlicznie kręcisz tyłeczkiem, kiedy jesz. Kiedy już się dorobisz prawdziwego ogonka, będziesz nim wspaniale merdać. Smacznego suniu.

A tak, ogonek. Teraz sobie uświadomiłam, że od wczoraj cały czas w mój tyłek wetknięty był lateksowy koreczek. W ciągu pół dnia i całej dzisiejszej nocy tak przywykłam do jego obecności, że nie wykonując gwałtownych ruchów nie odczuwałam go w ogóle. Ale ciągle tam był i najwyraźniej znalazł dla siebie stałe miejsce. Przypomnienie tego faktu wzbudziło w okolicy mojego podbrzusza przyjemne sensacje. Chciałam wstać i pozmywać naczynia, ale gwałtowne szarpnięcie zmusiło mnie do zwrócenia uwagi na moją smycz. Jej koniec przywiązany był do kojca. Pani uśmiechnęła się raz jeszcze i podeszła by ją rozsupłać.

Kiedy zmywałam, przyszła mi do głowy zabawna myśl. Zmywanie naczyń nago jest praktyczne, bo nie musimy się martwić, że zachlapiemy sobie ubranie. Poszłam pościelić nasze łóżka, bo moje leże zaczęłam traktować jak łóżko. Pani skończyła toaletę i ja wskoczyłam do łazienki. Na toaletce przyszykowana była gruszka do lewatywy, jakiś płyn i żel. Zaaplikowałam sobie całą gruszkę letniej wody i dokładnie umyłam koreczek wodą z mydłem, a później przemyłam go jeszcze tym płynem zgodnie z instrukcją na buteleczce. Nagle poczułam przemożne pragnienie związane z sedesem. Poszło „z siłą wodospadu”. Podobno niektórzy uważają lewatywę za przyjemność. Mnie aż przechodzi dreszcz, kiedy tylko o tym pomyślę. Nic miłego. Podobno zdrowe, ale…

Prysznic i zmiana opatrunków na ramieniu, łechtaczce i pępku. Kolczyki na sutkach wyglądały, jakby tu były od dawna. Nawet obrzęk znikł. Za niedługo sutki całkiem się wygoją. Nie zakładałam na nie żadnego plasterka i jak się później okazało słusznie. Jeszcze tylko nasmarowałam żelem koreczek i wprowadziłam go na swoje miejsce. Przez chwilę poczułam zimno gumy, a potem już nic, tylko przyjemne wypełnienie.
Gotowa poszłam się ubrać. W każdą sobotę robimy zakupy: prowiant i inne potrzebne do życia produkty. Pani przygotowała już moje dzisiejsze ubranie. Robiła to od czwartku z widocznym ukierunkowaniem stylu. Różowy obcisły trykotowy podkoszulek i szorty z jeansu. Podkoszulek dokładnie przylegał do mojego ciała ujawniając najdrobniejsze krzywizny, w tym kształt piersi, a nawet obecność kolczyków w sutkach. Sutki oczywiście sterczały nieprzyzwoicie. No i szorty. Niebieski jeans zakrywał niewiele ponad połowę pośladków i ledwo sięgał pachwin. Powiem szczerze, że wyglądałam tandetnie i zdzirowato. Uśmiechałam się spoglądając w lustrzane drzwi szafy. Powoli zaczynało mi się podobać to balansowanie tuż za granicą przyzwoitości. Oczywiście moja muszelka pływała w soczkach. To ciągłe utrzymywanie się napięcia zaczynało powodować drgawki w nogach i rękach. Dreszcze spływały po plecach i brzuchu co kilka minut. To Ona mnie prowadziła na nieznane terytoria. Nie tylko wzbudziła moje zainteresowanie seksem i erotyką, nie tylko wprowadziła do mego życia wiele śmiałych pomysłów, nie tylko pokazała mi wiele sekretów ciała kobiecego. Ona połączyła to wszystko w całość swoją osobą i prowadziła mnie za rękę, a ja szłam za nią ślepo. To dawało mi zarazem niepewność i oczekiwanie niespodzianek, jak i oparcie w jej bliskości. Seks z facetem nie był dla mnie nowością, ale seks z kobietą i to w takim natężeniu… Było mi błogo pod Jej dominacją.

Ustaliłyśmy, że pójdę sama, bo Ona od wtorku nie była na „łowach”. Była to jej ulubiona rozrywka, której sensu dotąd nie rozumiałam. Wychodziła na miasto, by upatrzyć sobie jakiegoś faceta i uwodziła go, zamieniając z nim zaledwie kilka zdań. Gdy już wiedziała, że owinęła go sobie wokół palca, to „puszczała go w trąbę”. Biedni faceci, rozpaleni do czerwoności, nagle dostawali kosza. Było to okrutne, ale z boku oglądane – zabawne. Zabrałam listę zakupów i przewiesiłam przez ramię torbę. Przy drzwiach Pani otworzyła kłódeczkę przy mojej obroży i uwolniona wyruszyłam na zakupy.

Nie zawsze w maju możemy cieszyć się letnią pogodą. Dzisiaj pogoda była zgodna z oczekiwaną o tej porze roku. Ja ubrana byłam zdecydowanie za lekko. Zimne powietrze poranka utrzymywało moje sutki na baczność. Pół pupy wystające z szortów pokryte było gęsią skórką. Spodenki wrzynały mi się między pośladki poruszając koreczkiem w moim odbycie przy każdym kroku. Moja muszelka pocierana intensywnie przez za małe spodenki wprost ociekała, co zaczynało być ewidentnie widoczne. Spojrzenia ludzi w zależności od płci były albo oburzone prowokacyjnością ubioru lub po prostu głodne i pełne pożądania. Obładowana reklamówkami z warzywami, środkami czyszczącymi, butelkami napojów, serami, mięsem i czym-tam-jeszcze doszłam do klatki schodowej, gdzie doszłam do granicy podniecenia i dostałam spazmów. Orgazm przyprawił mnie o odpływ sił. Stałam zdyszana i opierałam się lewą ręką o ścianę. Obładowana naręczami reklamówek niczym z reklamy Media Markt stałam ze spuszczoną głową, gdy z góry nadszedł sąsiad.

– Co ci jest, Marusia? Źle się czujesz? – Wielbiciel „Czterech pancernych” się znalazł. Spotkał mnie w najmniej odpowiednim momencie. Młody, przystojny strażak z drugiego piętra. Wyprostowałam się i z trudem opanowałam. Jego wzrok bezbłędnie wylądował na moich opiętych różowym trykotem sterczących sutkach.
– Zimno tam, co? – Wzrok mu płonął. To był dosyć niebezpieczny moment. W powietrzu wisiała perspektywa zacieśnienia kontaktów do bardzo… bezpośrednich(?). Nie miałam tego w planach. Trzeba się jakoś wymigać.
– Tak, za lekko się ubrałam i chyba coś mnie zbiera. – Przecisnęłam się bokiem, a on odwracał się do mnie przodem, przez co chwila nieco się rozrosła. Wymknęłam się nie spoglądając nawet za siebie. – Pójdę łyknąć jakiś proszek i się położę.

Parłam po schodach niczym czołg. Zakryłam nogi zakupami na ile było to możliwe, ale i tak czułam jego wzrok odprowadzający mnie na kolejnych półpiętrach. Udało mi się uniknąć niewesołej sytuacji. Strażak zamiast gasić, rozpalił mnie. To okropne, do czego mnie doprowadza ta bezustanna burza hormonów, którą we mnie od środy wywołuje Pani. Teraz każda sytuacja, w jakiej się znajdę jest przesycona erotyzmem. To więcej niż okropne, to przyjemne. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy, że można wszystko odbierać w ten sposób. Nie interesowałam się seksem, a teraz ociekałam nim. Ludzie wokół mnie czuli to przez skórę. Nie przeszkadzało mi, że byłam przemarznięta. Miałam zimne ręce i nogi, policzki i uszy, ale w środku rozgrzana byłam na całego.

Zdjęłam ubranie w przedpokoju i założyłam obrożę. Wydało mi się to naturalne. Poczułam ciepło z kaloryferów. Widocznie ktoś uznał, że jeszcze należy trochę dogrzewać nasze domy. Byłam wdzięczna za ten pomysł. Teraz do roboty. Rozpakowywałam zakupy i chowałam wszystkie produkty na swoje miejsca. Na lodówce znalazłam kartkę z instrukcjami. Przeczytałam ją w napięciu. Rzut oka na ścienny zegarek uświadomił mi, że zostało niewiele czasu. Skończyłam z zakupami i pognałam do łazienki. Gorący prysznic nie był wskazany ze względu na przekłute pępek, sutki, łechtaczkę i tatuaż na ramieniu, ale dziś go potrzebowałam. Zresztą tatuaż nie wymagał już opatrunku. Obrzęk był solidny i czułam ból przy każdym ruchu ręką, a nawet i bez tego, ale rana już nie krwawiła. Wzięłam porcję środków przeciwbólowych. Nie znieczulały całkiem, ale trochę pomagały. Plasterek na guziczek rozkoszy i drugi na kolczyk w pępku dopełniły stroju. Zaczęłam rozczesywać i suszyć włosy. Spojrzałam na toaletkę. Naszła mnie chęć, by zrobić mocniejszy makijaż niż zwykle. Zmieniłam szminkę. Miałam taką w jasnym, ostrym odcieniu czerwieni. Coś koło karminu. Dostałam na gwiazdkę, ale nie używałam, bo była zbyt agresywna. Dzisiaj mi się spodobała. Rzadko używam tuszu do rzęs, ale jak już zaczęłam… Podkład nie był w stanie przykryć rumieńców na twarzy. Wyglądały one jak doskonałe geometrycznie kółka różu, jak tandetny makijaż przeciętnej Rosjanki. Wyglądałam śmiesznie, jak pamiątkowa malowana lala z Moskwy lub Petersburga. No cóż, taki urok. Pognałam przyrządzić spaghetti. Szklany stolik w pokoju mojej Pani był już nakryty. Obrus przykrywał blat i spływał do podłogi. Dwa nakrycia, ze sztućcami, serwetkami i nawet świecznikiem. Z boku stał jeszcze jeden talerz, tylko nie wiedziałam po co. Nie było przy nim serwetki, ani widelca i łyżki. Postawiłam miskę z makaronem i drugą z sosem na stole dokładnie o 13:00. Usłyszałam jeszcze zgrzyt klucza w zamku, kiedy zgodnie z instrukcją wczołgałam się pod nakryty stolik.

Oczekiwałam, aż Pani podejdzie i pokaże mi swoją niespodziankę. Ale nasłuchując kroków zdrętwiałam. Oprócz szpilek było słychać jeszcze parę zwykłych butów. Sądząc po ciężkim chodzie, były to męskie kroki. Nie miałam jak uciec. Pomyślałam, że jak będę cicho i się nie zdradzę żadnym szmerem, to nikt mnie pod stołem szukać nie będzie. Ona wiedziała. Przecież to Ona kazała mi tam wpełznąć. Spojrzałam na smycz zwisającą mi z obroży. Na pewno spostrzegła, że moja obroża nie wisi na haczyku przy drzwiach. Skoro tak, to muszę być w domu, a przygotowany obiad oznacza, że wszystko już zrobione i ja jestem pod stołem. Na pewno wiedziała. Czekałam w napięciu. To nie było przyjemne oczekiwanie.

Kolejny raz naciskała nić mojego do Niej zaufania. Zawsze dotąd udawało się Jej mnie przekonać, że to dla mojego dobra, ale to się powtarzało nagminnie. Rozmyślania przerwało mi szuranie krzesła za mną i wtargnięcie pod obrus dwóch skórkowych czubków butów. Potwierdziło się moje przypuszczenie. Były męskie. Nie śmiałam drgnąć i aż na chwilę wstrzymałam oddech. Stukot szpilek od drzwi i szuranie krzesła od strony mojej głowy oznajmił mi, że Pani chce siedzieć naprzeciw swojego gościa podczas obiadu. Dosunęła się z krzesłem i podciągnęła obrus na kolana. Zobaczyłam z bliska wyraźnie, że ma na sobie mini i nie ma bielizny. Pstryknięcie palcami miało zwrócić moją uwagę na Jej dłoń i następny gest jaki wykona. Nie była pewna w którą stronę jestem odwrócona. Palcem wskazała swoją muszelkę i rozsunęła nogi. A więc to tak. Ona sobie będzie jeść obiad z jakimś facetem, a ja miałam dyskretnie robić jej minetkę pod stołem. Chytre i nie ujawniało mojej obecności. Mój oddech znów przyspieszył i przyjemne ciepło oblało me ciało na znak aprobaty. Pocałowałam Jej udo. Niecierpliwie namacała moją smycz i pociągnęła mnie od razu do celu. Zatrudniłam mój języczek i padły wreszcie pierwsze słowa ich rozmowy.

– Otwórz proszę wino. – Poprosiła swego rozmówcę. Więc przyniósł ze sobą wino. Zapowiadało się na większą akcję.
– Mówiłam, że będę miała dla ciebie pewną propozycję. Przejdę od razu do rzeczy. Dam ci wiele przyjemności, ale oczekuję czegoś od ciebie w zamian. Dla ciebie to drobnostka. W końcu jesteś stolarzem. Drobny mebelek nie sprawi ci chyba kłopotu. A zaręczam ci, że będziesz z naszego układu zadowolony.

Zawiesiła swój lukrowany głosik i usłyszałam dźwięk nalewanego do kieliszków wina. Podjęła swoją wypowiedź. Głos nieznacznie Jej się łamał, ale przypisałam to swojej pracowitej działalności. Lizałam i ssałam Jej skarb a jej kolana okresowo wstrząsał delikatny dreszcz.
– Chcę żebyś zrobił dla mnie i mojej suczki pewien mebelek na zamówienie. To specjalne zamówienie i jednostkowa produkcja. Projekt jest mój. Nagroda też będzie specjalna. Myślę, że się zgodzisz w ciemno… – Jej dłoń powróciła pod stół i wplątała się w moje włosy. Pani docisnęła moją głowę do uda unieruchamiając ją na chwilę. Pewnie nie chciała, żebym ją rozpraszała w punkcie kulminacyjnym negocjacji.
– No dobrze, zgadzam się. – Padły pierwsze słowa Jej rozmówcy w mojej obecności. – Ale chcę chociaż małą zaliczkę, żebym mógł się zorientować w wartości nagrody.
– Dobrze, powiem ci od razu, że musisz robić wszystko, co ci powiem. To podstawowy warunek. Jeśli nie posłuchasz choć raz, wylatujesz z tego domu i z nagrody nici. Rozumiesz?

Nie wiem dlaczego, ale od podejrzenia przeszłam do przeświadczenia, że mam coś wspólnego z tą nagrodą. Czyżbym to ja nią była? Po wczorajszej wizycie w klubie z salonem kosmetycznym i tatuażu, mogłam się czegoś takiego po Niej spodziewać. Kazała mi zadowolić współwłaścicielkę klubu i oddała filmik z mojej tresury jej mężowi. Czułam się sponiewierana. Jednak z drugiej strony obroniła mnie przed brudnymi łapskami właściciela BR&ER.; No i mimo wszystko zrobienie minetki Edycie było dla mnie ogromną przyjemnością. Później w nocy, kiedy znowu opowiadałam to Pani Ewie, dało nam to wspaniały katalizator doznań w naszej sypialni. To balansowanie na granicy zaufania onieśmielało mnie. Zawsze okazywało się, że jestem za wszystko wdzięczna mojej Pani, a ona zachowywała się, jakby była pewna mego zaufania od początku do końca. I mojego zadowolenia też.

Odpowiedzią mojej Pani był brzęk przestawianych naczyń. Poczułam, że za moją pupą krawędź obrusu unosi się. Kolejne szarpnięcie za smycz przywołało mnie do przerwanej czynności. Na czworaka, z głową między udami Pani i nagim tyłkiem w kierunku Jej rozmówcy. Blat stolika jest szklany, a obrus dalej się unosił.

– Tylko trzymaj ręce nad stołem. Powiedziałam, że dostaniesz pewną nagrodę, ale ona nie obejmuje dotykania mnie, czy mojej suki. Czy to jasne? No zdejmij obrus do końca.
Jej słowa uspokoiły mnie, ale tylko odrobinę. Trzymana krótko za smycz nie mogłam nawet odwrócić głowy. Zresztą musiałabym przestać lizać muszelkę mojej Pani, a to z pewnością by się Jej nie spodobało. No i po chwili wyjaśniło się dlaczego jest dodatkowy talerz. Ten bez sztućców przeznaczony był dla mnie. Pani postawiła go pod swoim krzesłem. Jedzenie spaghetti bez sztućców jest nieco… głośne. Mlaskanie i cmokanie, które powodowałam, roznosiło się echem po całym pokoju. Przypomniało mi się, co Pani mówiła przy śniadaniu. Musiałam nieziemsko kręcić tyłkiem jedząc i próbując nie zmieszać z sosem moich włosów. Nie mogłam podnieść się za wysoko, bo przeszkadzało krzesło. Jedną ręką trzymałam włosy, a drugą podpierałam się, żeby nie upaść na twarz w makaron. On z pewnością obserwował moje wysiłki poprzez blat obok swego talerza. No i koreczek musiał być doskonale widoczny w mojej pupci. Nie wspomnę, że moje piersi zwisały nad podłogą, a wargi sromowe musiały być rozwarte, jak płatki róży w rozkwicie. Wydawało mi się, że kaloryfery są mi dzisiaj niepotrzebne. Poczułam kropelki moich soków spływające w górę brzucha. Nawet sos chili mnie tak nie rozgrzał jak tamten obiad. Skończyło się bardzo szybko. Zaraz po obiedzie stolarz zgodził się na wszystko. Wziął od Pani karteczkę z dokładnym opisem mebla i ruszył do przedpokoju. Zanim wyszedł, mimowolnie dotknął dłonią wybrzuszenia na swoich spodniach i przystanął na chwilę. Gdy wychodził, zauważyłam, że w owym miejscu wybrzuszenia wykwita i rośnie plamka wilgoci. Hihihihi. Pomyślałam sobie, że powrót przez miasto w zaspermionych spodniach może nie być już dla niego tak przyjemne, jak sam obiad. Ma po prostu pecha.

Pani Podeszła do mnie z szerokim uśmiechem i wyprowadziła mnie spod stołu. Podprowadziła mnie do swego łóżka, podniosła do postawy stojącej i najzwyczajniej w świecie namiętnie pocałowała w usta. Całowała łapczywie i energicznie, a ja nie pozostawałam jej dłużna. Przypomniałam sobie moje zażenowanie i nieśmiałość pierwszego naszego pocałunku. Było to wieki temu, a dokładnie w tą środę. Przypomniałam sobie piosenkę, którą śpiewałam moim siostrzenicom, które chodzą teraz do przedszkola. „(…) i nadziwić się nie mogą, jaki piękny świat”. Najedzona, ale głodna zdałam sobie sprawę, że dopiero popołudnie. Gorączkowo błądząc rękami po swoich ciałach i spijając słodycz ze swych ust straciłyśmy wreszcie równowagę i wylądowałyśmy w Jej łóżku. Rozpłynęłyśmy się w czułościach i gorączkowo starałyśmy się nawzajem zaspokoić nasze rozbudzone dzisiaj pożądaniem ciała.

Leżałyśmy obok siebie na plecach wpatrując się w sufit. Pani odezwała się pierwsza.
– Wiesz co, chciałam sobie odpuścić siatkówkę w tym tygodniu, ale jesteś w dobrym stanie. Szybko się giosz. – To mówiąc dotknęła jakby od niechcenia kolczyka wiszącego u mojego sutka. Jej dłoń deliktnie przesunęła się po moim prawym bicepsie przez środek tatuażu. Wbrew przewidywaniu, nie spotęgowała przez to szczypania, a przyjemny dreszcz w zamian spłynął mi po plecach. Wiedziałam, że chce się jak najszybciej mną pochwalić, również naszym wspólnym znajomym. Przez te kilka dni poznałam na tyle Jej drugie oblicze, że mogłam oczekiwać, że zdobi to w tak aluzyjny sposób, że nic w zasadzie nie będzie jasne, a pozostanie wiele domysłów. To po prostu jeszcze jedna z Jej gierek. Zdawała się cały czas prowadzić jakąś grę, a przy tym być całkiem szczera. Człowiek wiedział, że go mami, a jednocześnie akceptował to. Byłam dumna, że zajęłam tak szczególne miejsce w Jej planach. Ludzie mówią, że uczucia, to gra hormonów. U mnie symfonię wygrywało całe laboratorium chemiczne. Tak, było mi błogo. Byłam szczęśliwa.
Ubrałam się ponownie w przygotowane dla mnie rano ubranie. Na wierzch narzuciłam tylko bluzę z dresu, a na nogi długie spodnie do kompletu. Spakowałam ręcznik, żel kąpielowy, parę skarpet i tenisówki. Pani obrzuciła mój ubiór wzrokiem, skinęła z akceptacją i zdjęła mi obrożę. Ruszyłyśmy na przystanek autobusowy.

Nasi znajomi już na nas czekali. Utyskiwali na nasze dwunastominutowe spóźnienie. Poszłyśmy do szatni i na rozgrzewkę na sali. Pani wystąpiła w nowej koszulce z emblematem z przodu. Był to taki sam inicjał Jej imienia z koroną u góry, jaki kazała umieścić na zwieńczeniu mojego tatuażu. Skojarzenia tych, którzy zauważyli szczegóły mojego tatuażu musiały być dosyć wąskie. Miałam nadzieję, że nikt tego głośno nie skomentuje. Skąpe spodenki i obcisła trykotowa koszulka powodowały, że poczułam się jak na porannych zakupach. Koledzy nie omieszkali przywitać mojego stroju radosnymi gwizdami. Koleżanki szeptały między sobą spoglądając na rysujące się pod materiałem kolczyki na sztywniejących już lekko sutkach. Po chwili zaczęliśmy grać. Przy gwałtownych ruchach obcisłe szorty wpijały mi się w rowek i z tyłu i z przodu.

Po udanej zagrywce jest w siatkówce zwyczaj, że autora zdobytego punktu klepie się lekko w tyłek „na szczęście”. Koleżanka próbowała mnie w ten sposób pochwalić za ścięcie z drugiej linii i niestety minęła się z moim pośladkiem. Dłoń częściowo zawadziła palcami o wewnętrzną stronę uda. Na jej twarzy odmalował się szok i niedowierzanie, gdy poczuła śliskość. Z szeroko otwartymi oczyma uniosła dyskretnie palce do nosa i powąchała. Wyraz niedowierzania jeszcze się pogłębił, gdy potwierdziły się jej przypuszczenia, że to moje soczki spływają powoli po udzie. Nie odezwała się, ale zaczęła bacznie i często mi się przyglądać. Mimowolnie oblizywała wtedy usta. Nie przejmowałam się już tym za bardzo, gdyż odkryłam, że świadomość jej zainteresowania przyjemnie na mnie wpływa.

Po meczu wskazane jest wziąć prysznic. Tak się złożyło, że większość dziewczyn już wyszła z łaźni, kiedy właśnie ta koleżanka zajrzała pod mój prysznic. Zaczęła coś mówić i zawiesiła się w pół zdania. Wzrok latał jej od mojego tatuażu, przez kolczyki na piersiach, pępku i nagim łonie. Na końcu spojrzenie spoczęło na mojej twarzy. Zaskoczona nie mniej od niej upuściłam mydło i machinalnie odwróciłam się, by je podnieść. Baśka, bo tak miała na imię, zaczęła się krztusić i oddaliła się pospiesznie niepomna, że czegoś ode mnie chciała. No tak, uświadomiłam sobie obecność koreczka w pupci. O mamo! Teraz się rozniesie na dobre. Pogrążona w rozmyślaniach i zajęta ablucjami nie spostrzegłam, kiedy Baśka wróciła.
– Czy… potrzebujesz…. To znaczy, czy chcesz… No! Czy mam ci umyć plecy? – wreszcie wystękała.

Zaskoczyła mnie. Nie znałam jej od tej strony. Skinęłam przyzwalająco głową. Wśliznęła się do kabiny i zaczęła delikatnie rozsmarowywać dłonią żel do kąpieli po moich plecach. Czułam drżenie jej rąk. Stałam nieruchomo i tylko opuściłam głowę. Ośmielona przesunęła dłonie nieco do przodu, pod pachy i powoli zbliżała się do moich piersi. Cierpliwie czekałam chłonąc przyjemność. Ujęła moje piersi w dłonie i przywarła do moich pleców. Zważyła ciężar moich słodkości i okrężnymi ruchami zaczęła je masować. Pomimo szumu natrysku słyszałam jej ciężki oddech. Moje dłonie skierowałam za siebie: na jej biodra a następnie na pośladki. Poczułam jak składa pocałunek na mojej szyi i jej ręka wędruje w dół, do mojego wzgórka słodyczy. Akurat w tym momencie zza murka wychyliła się Pani.

– Zachowujesz się jak suka spuszczona z łańcucha. W dodatku z cieczką. Na chwilę nie można cię spuścić z oka.
Baśka przerażona drgnęła, chciała się skulić za mną i najprawdopodobniej zaraz uciec, jednak ja widząc uśmieszek na twarzy Pani przykryłam jej dłonie i przytrzymałam na miejscu. Po kilkunastu sekundach wzajemnego mierzenia się wzrokiem z Panią, Baśka podjęła przerwaną czynność. Pani podeszła i ponad moim ramieniem pocałowała Basię w usta. Moje dłonie znów ulokowałam na tyłeczku, tym razem należącym do Pani. Po kilku minutach pochłonął mnie atak błogości. Dobrze, że znajdowałam się pomiędzy nimi dwoma, sprasowana jak kanapka, bo nogi ugięły się pode mną, a one podtrzymały mnie. Ja odpoczywałam oparta o zimne kafelki, a Pani gestem nakazała Baśce kucnąć przed sobą i zrobić sobie dobrze języczkiem. Po chwili ja kucnęłam za nią i przylgnęłam do niej. Tak jak wcześniej Basia mnie, tak teraz ja masowałam jedną ręką jej piersi, a drugą miętosiłam jej skarb. Gdy szczytowała, chciała krzyczeć, ale na szczęście Pani, również w szczytowaniu, przycisnęła jej głowę do swego łona.

Później wzajemnie pomogłyśmy sobie skończyć kąpiel i wytarłyśmy się nawzajem w milczeniu. Przed drzwiami budynku Baśka zdobyła się na pierwsze słowa.
– Ja jeszcze nigdy… – Pani położyła swój śliczny paluszek na jej ustach i pomachała dłonią, niczym bywalec „Familiady”. Rozstałyśmy się nic już nie mówiąc.

– Zaskakujesz mnie. Zdeprawować naszą skromną Basię i to tak krótko po rozpoczęciu tresury? No, no… Przyznam, że nie brałam jej pod uwagę. Niemniej jednak kara za samowolne działanie cię nie minie. Naruszyłaś znów najważniejszy punkt naszej umowy i to w sposób ciężki. Karać cię będę jutro, bo dziś mam w stosunku do ciebie plany. Chodź, nasz autobus nadjeżdża.

Wiedziałam, że tym razem kara będzie ciężka, ale wiedziałam też, że będzie się ona wiązała z przyjemnością w pewnym sensie, więc się nie bałam, ale przyszło mi do głowy, że powinnam. Co przyniesie wieczór tak ekscytującego dnia? Nie miałam pojęcia. Wiedziałam jednak, że będzie cudownie. Wracając do domu zastanawiałam się nad przemianą we mnie i sposobem w jaki wpłynęłam na Baśkę. Pani kształtowała mnie niczym garncarz glinę.
Co będzie dalej?

Scroll to Top