Prawo natury

Spotykaliśmy się ze sobą pół roku i pokochałam ją. To znaczy wtedy mi się tak wydawało – teraz wiem, że to nie była miłość, tylko zwykłe zakochanie się, zauroczenie plus seks. O tak, tego ostatniego nigdy nam nie brakowało. Jestem jak to mówią – chudy, ale byk, a jedyna imponująca część mojego ciała kryje się w spodniach. Teresie to nie wystarczało – czemu się oczywiście nie dziwię. Ale ja tak naprawdę jestem fajnym facetem, przez większość ludzi łubianym, wesołym, umiarkowanie pijącym i za dużo palącym, czułym, oddanym, no i – prawdę mówiąc – mało skromnym;

No, ale byłem tym słabszym – więc przegrałem. Artur to kawał chłopa, opalony, muskularny, krótko ostrzyżony, ponury mruk. Moja słabizna to zawartość portfela a to z kolei jedyna chyba zaleta tego ciołka. Kiedy z nim odeszła, zorientowałem się, że to, co brałem za miłość, nie było nią. Nie mógłbym przecież kochać kobiety, która potrafiłaby mnie rzucić z powodu kasy…

Tej kasy było naprawdę dużo – Tereska zaprosiła mnie, kiedy przeprowadzili się do nowego domu. Kupił go dla niej i dla przyszłego syna… A ja miałem problem z kolacją w średnio dobrej restauracji… Jeszcze nie było urządzone, wszędzie stały pudła z rzeczami, część mebli jeszcze nie skręconych, czekających na fachowców, bo Artur brzydził się brudną robotą. Zaproponowałem pomoc, ale Teresa nie chciała chyba mówić narzeczonemu o mej wizycie.

Siedzieliśmy więc w jedynym w pełni urządzonym pomieszczeniu – w sypialni – starając się prowadzić „miłą rozmowę. To znaczy, ja byłem miły, a ona do mnie mówiła, opowiadając o pierdołach – czego to jej nie kupił, gdzie to nie byli, ,ile to nie zarabia… Wyszedłbym po paru minutach, gdyby Tereska nie była Tereską, cudowną dupcią, której ciągle pożądałem. Na okoliczność porządków domowych ubrana była tylko w starą koszulę z podwiniętymi rękawami i krótkie spodenki, kryjące szeroką, miękką pupę. Nie miała na sobie stanika, więc jej duże, ciężkie piersi swobodnie ruszały się w rytm kroków.

Kiedy pochylała się nad czymś, biust był dobrze widoczny, niedopięte guziki zapewniały mym oczom swobodny dostęp. Jej sutki były duże i ciemne, brodawki miała długie i wrażliwe na pieszczoty – uwielbiała, kiedy je ssałem. Ze zdziwieniem i podnieceniem zauważyłem, że były naprężone, sterczące, znacząc się guzkami na materiale koszuli. Wodziłem za nią wzrokiem pełnym pożądania, czując jak twardnieje mój olbrzym.

Coś jej upadło, jakaś pierdółka, którą miała postawić na szafce i zaczęła jej szukać. Uklękła, zaglądając pod meble i wypięła w moją stronę pupę. Miała na czym siedzieć – krągłe i obfite pośladki lekko się kołysały, kiedy wierciła się na kolanach, usiłując wyciągnąć zagubiony drobiazg. Przez jasnożółty materiał spranych spodenek widziałem wyraźnie jej czarne stringi, których pasek niknął między pośladkami, rozchylając je jeszcze bardziej. Przełknąłem ślinę. Nieraz brałem ją W takiej pozycji, i wdzierając się w szparkę mocnymi ruchami, trzymając za biodra, głaszcząc spocony tyłek…

Mój mały drgnął gwałtownie i na takie wspomnienie, erekcję trudno było mi już ukryć. Zapragnąłem poczuć jeszcze jeden raz jej gorącą dziurkę na moich palcach, na moich ustach, na moim fiucie… Jej koszula obsunęła się, ukazując praktycznie w całości rozkołysane kule piersi. Nie wytrzymałem. Uklęknąłem z tyłu, za nią, kładąc rękę na jej kroczu. Była ciepła i miękka, moje palce, jak wiele razy przedtem, zaczęły masować dziurkę przez materiał.

Szarpnęła się, chciała się uwolnić, wyrwać, ale spojrzała na olbrzymie wybrzuszenie w moich spodniach, poczuła dłoń pieszczącą łechtaczkę i tylko głośno westchnęła, wpatrując się we mnie szeroko otwartymi oczami. Byłem na równi podniecony jej ciałem i tym, że mszczę się na Arturze. Chwyciłem spodenki i kilkoma krótkimi pociągnięciami ściągnąłem w dół. Zatrzymały się przy kolanach, krępując jej ruchy; koszulę szarpnąłem na boki, aż strzeliły guziki.

Wypięła się w moją stronę, wystawiając tyłek do góry. Blade pośladki kołysały się zachęcająco. Odciągnąłem na bok majteczki i w nozdrza uderzył mnie kwaskowy zapach jej cipki. Spod gęstego futerka wystawały obfite wargi, czerwone i wilgotne. Włożyłem w jej mokrą cipkę dwa palce, aż jęknęła z rozkoszy. Kciuk przedarł się przez ściśnięte płatki drugiej różyczki, wywołując kolejny jęk. Uwielbiała taką pieszczotę.

Pchnąłem ją lekko i przewróciliśmy się na miękki dywan. W pośpiechu rozpięła mi pasek i ściągnęła spodnie i bokserki. On już stał, twardy jak pala i jak pala wielki. Z zachwytem W oczach ujęła go w dłoń, powoli ściągnęła skórkę z główki. Była czerwona, błyszcząca, po dwóch czy trzech ruchach pojawiła się na niej przezroczyste kropla. Sięgnęła do niej językiem, zlizała mokrym pociągnięciem, potem ujęła czubek w usta. Jej mięsiste, czerwone wargi zacisnęły się mocno, a głowa miarowo poruszała się w górę i w dół. Niezła była, taka, jaką ją zapamiętałem.

Zanurzyłem usta między jej uda, odszukałem łechtaczkę i lizałem ją, penetrując cały czas palcami obie dziurki. Leżeliśmy na bokach, liżąc się i pieszcząc przez kilka minut. Jej biodra poruszały się w rytmie, wychodząc naprzeciw moim palcem, z ust zaczopowanych moją żołędzia wydobywały się pomruki zadowolenia.

Dokładnie oblizany członek lśnił w jej dłoni, długie, wąskie palce zwieńczone karminowymi paznokciami poruszały się po nim, muskając pulsujące żyłki i wplątując się we wioski u nasady. Podniosłem się, odchyliłem jej głowę do tylu, wolną ręką mocno ściskając brodawkę. „Chcesz go?” wychrypiałem jej do ucha. Kiwnęła głową. „Powiedz to”. „Chcę go… bardzo”. Grzeczna dziewczynka.

Uklękła przed łóżkiem, pochyliła się tak, że tułów leżał na nim, a tyłek był wypięty w moją stronę. Taka pozycja najbardziej mi odpowiadała – mogłem ją solidnie przelecieć, a przy tym nie musiałem patrzeć jej w oczy. Poskręcane od soków wioski rozchyliłem czubkiem członka, nie wchodząc na razie, ale drażniąc i ją, i siebie oczekiwaniem. Ślizgałem się po łechtaczce i między wargami, aż zaczęła jęczeć, a ja czułem mrowienie rozkoszy. Trzymając go w dłoni, naprowadziłem wreszcie na dziurkę, sam ciesząc się jego wielkością i mocą. Był długi, gruby, pokryty siecią fioletowych żył, troszkę skrzywiony w lewo, co wcale nie zmniejszało wrażenia, jakie zwykł wywoływać na kobietach.

Teresa wstrzymała oddech, czując nacisk na dziurkę. Powoli włożyłem kawałeczek do środka, delikatnie, ale stanowczo. Najpierw przyjęła samą główkę, obejmując ją delikatnymi płatkami szparki.

Westchnęła i zacisnęła dłonie na narzucie, mnąc ją i gniotąc. Naprężyła się na chwilę, odwykła widocznie od takiego olbrzyma. Pchnąłem mocniej, głębiej. Krzyknęła z mieszaniną bólu i rozkoszy. Ledwo się mieściłem, od ostatniego naszego razu skurczyła się zauważalnie. Miałem nadzieję, że ten jej frajer ma malutkiego siusiaka…

Jeszcze jedno uderzenie, i jeszcze, i jeszcze… Wyprężała się pod krótkimi, silnymi ruchami, jakby przypominając sobie, ile straciła, mrucząc z zadowoleniem i niedowierzaniem jednocześnie. Złapałem ją za biodra, palce aż mi pobielały, wbite w miękkie, ciepłe ciałko. Jej dłonie wędrowały po całym łóżku, miętosząc kapę i pościel, szarpiąc poduszki. Uderzyłem ją. Klaps z głośnym trzaskiem wylądował na pośladku, aż podskoczyła. Na białej, delikatnej skórze błyskawicznie wykwitło czerwone odbicie dłoni. Spojrzała na mnie zamglonym wzrokiem, koniuszkiem języka oblizując wargi. Uderzyłem ponownie, W drugi. Wyszczerzyła ząbki. „jeszcze” zamruczała. ,,Mocniej”.

Uderzyłem po raz trzeci. Jęknęła głucho, wyprężając się maksymalnie w moją stronę. Pośladki były teraz wypięte tak bardzo, jak tylko umożliwiała to obecność mojego olbrzyma w dziurce. Szparka już się przystosowała, mięśnie rozciągnęły się i gładko ułożyły na palu. Po każdym klapsie wilgotniała coraz bardziej. Jej biodra same tańczyły, spazmatycznymi ruchami nabijając się na mnie. Okładałem ją mocno, byłem pewien, że za mocno, że zaraz powie ,,stój”. Ale za tym chyba też się stęskniła, choć pupa była już cała czerwona, to ona nadal jęczała i gwałtownie ruszała biodrami.

Dobijałem aż do dna, czując niemal bolesny nacisk na główkę. Przykucnąłem tak, że tyłek miałem uniesiony, kolana ugięte, a rękami mogłem bawić się jej piersiami. Zwisały swobodnie, ciężkie, pełne. i czterech dłoni byłoby mało, by objąć je dokładnie, tak były duże. Długie brodawki były twarde jak kamyki, sterczące i naprężone. Chwyciłem je, ścisnąłem mocno, gniotąc między palcami, ponownie balansując na granicy bólu i przyjemności, na granicy, która z takim upodobaniem przekraczała. Dyszała jak oszalała, wykręcając głowę, by spojrzeć mi prosto W oczy, spomiędzy rozchylonych ust wystawał język, przywołując mnie wibrowaniem.

Miałem to gdzieś, nie zamierzałem się z nią całować, nie po tym, jak ssała fiuta tamtego. Tego dnia była dla mnie tylko gorącym mięskiem z dziurka… Była blisko, wiedziałem to, znałem każdy cal jej ciała i wszystkie odruchy… jeszcze tylko kilka ruchów, pięć, może sześć porządnych pchnięć… Wystarczyły cztery. Krzyknęła rozdzierająco, twarzą opadając na łóżko. Krzyczała, kiedy waliłem w nią jak najmocniej, jak najszybciej, jak najgłębiej… Wrzasnęła, kiedy uderzyłem jej wypięte pośladki, ponownie barwiąc je na czerwono. Nachyliłem się do jej ucha: „Jestem lepszy od niego? jestem?”. Nie odpowiedziała od razu, więc chwyciłem jej pierś i zacisnąłem palce na brodawce. ,,Jestem?”. Musiałem to usłyszeć. I usłyszałem. A potem znowu krzyczała…

Zostawiłem ją leżącą bezwład- nie na łóżku, mokrą i wyczerpaną, ze spermą cieknącą ze szparki… Zwyciężyłem prawo natury. Tylko na chwilę, ale zwyciężyłem…

Scroll to Top