Przekleństwo Ekstazy cz.7

Siedemnastoletni młodzieniec o niepospolitych gabarytach opierał się plecami o drzewo i pobudzał swego niecodziennych rozmiarów członka. Rozrywkę tę sprawiał sobie niemal codziennie. Kilkadziesiąt metrów przed sobą miał Rimię, malutką rzekę przepływającą nieopodal stolicy. W wodzie kąpały się nago trzy dziewczyny, które przychodziły tu zaczerpnąć wody do gospodarstwa rodziców. Dobrze krył go las porastający obie strony potoku, a wzdłuż brzegów ciągnęły się kilkumetrowej szerokości pasy trawy i plaż, dzięki czemu można było skorzystać z brodu przecinającego tutaj nurt. Pusta przestrzeń dawała dobry widok na to, co działo się we wodzie i jej bliskim sąsiedztwie.

Córki gospodarza Grygera miały od lat szesnastu do dwudziestu, z różnicą wieku co dwa lata. Najmłodsza była najwyższa spośród sióstr i miała długie blond włosy sięgające za piersi. Przez to nie zawsze miał dobry widok na dwie półkule świeże niczym pierwsze pąki na drzewach. Kilka razy udało mu się zobaczyć sterczące z zimna jasnoróżowe sutki niewiele wyróżniające się na tle różowej, młodej skóry. Pomiędzy nogami miała brązowawy meszek dokładnie kryjący całe krocze, gdy zwarła uda. Starsza też była blondyką, tyle że niską i kobiecą. Duże piersi, włosy do ramion i szerokie biodra przy jednoczesnym wyraźnym wcięciu w talii czyniły ją w oczach chłopca boginią seksu. Najstarsza nie była zbyt hojnie obdarzona przez naturę. Małe, stożkowate piersi, wąskie biodra i wzrost równający ją z niejednym mężczyzną do tej pory skutecznie odstraszały potencjalnych zięciów Grygera.

Dziewczyny niczego nieświadome przeciągały się w sięgającej im kolan wodzie, napinając rozkosznie piersi, albo pływając na grzbiecie w głębszej wodzie. Pryskały się wodą stając szeroko na nogach plecami do niego i eksponując swe muszelki. Tarzały się ze sobą na brzegu, zapewne przekomarzając się o chłopaków. Na koniec zaś spacerowały wzdłuż rzeki czekając, aż słońce je osuszy. Chłopak poczuł, że dochodzi. Utworzony w wyobraźni miraż przedstawiający ujeżdżającą go środkową siostrę skutecznie przyczynił się do wzrostu podniecenia. Targnęło nim kilka spazmów i z westchnieniem ulgi wyrzucił na trawę obfity ładunek spermy. Podciągnął spodnie i już miał się zbierać, gdy usłyszał pisk wydobyty z trzech dziewczęcych gardeł. Spojrzał jeszcze raz w ich stronę. Kilkanaście metrów za nimi z lasu wyszedł niedźwiedź, zapewne do wodopoju. Zrobił to jednak tak niefortunnie, że odciął nagie siostry od miejsca, gdzie zostawiły ubrania i wiadra z wodą. Zapewne skończyłoby się to szczęśliwie i misiek nawet nie zwróciłby na nie uwagi, lecz krzyki pozbawiły siostry nadziei na spokojne rozwiązanie sprawy.

Młodzieniec nie czekał dłużej. Co prawda miał z niedźwiedziem marne szanse, ale warunki fizyczne pozwalały mu powstrzymać go na tyle długo, by panny mogły uciec. Dwa metry wzrostu i prawie trzysta funtów wagi czyniły zeń jednego z potężniejszych mężczyzn w wiosce, mimo iż miał ledwie siedemnaście lat. Ruszył biegiem, na przełaj przez krzewy, ku dziewczynom. W tym czasie niedźwiedź stanął na tylnych łapach i zaryczał głośno. Zrobił parę kroków w kierunku przerażonych sióstr, które stanęły jak wryte. Dwa kroki od tragedii spomiędzy drzew wyskoczył chłopak, który całą masą naparł barkiem na stojące zwierzę. Zdezorientowany miś zatoczył się, ale trzykrotna przewaga masy pozwoliła mu utrzymać się na nogach. W tym czasie dziewczęta zamiast uciekać, zakryły dłońmi piersi i łona.
– Oron! Co ty tu robisz?! -darły się jedna przez drugą.
– Uciekajcie! Dam sobie z nim radę!
– Ale jak?
– Nieważne! Biegiem po wodę, a potem do domu!
– Podglądałeś nas! -zaperzyła się najmłodsza.
– I napalałeś się! -dodała druga, widząc nie całkiem uśpione wybrzuszenie w spodniach chłopaka.
– Powiemy ojcu! -skończyła trzecia.
– Zamknąć się! -krzyknął wsciekły Oron- Najpierw musicie przeżyć! Więc już, won mi stąd!

Posłuchały. Na koniec każda spojrzała na niego po raz ostatni i ruszyły w las, by obejść ich szerokim łukiem. W tym czasie niedźwiedź pozbierał się i znów zaryczał.
– Myślisz, że się ciebie boję? To się mylisz. -wycedził Oron- Zatłukę cię jak psa, nie pomogą ci pazury i kły.

Wnerwiony olbrzym chciał oprzeć na jego ramionach przednie kończyny, ale Oron złapał je poniżej łap i nie pozwolił im opaść. Niedźwiedź szarpnął, jednak chłopak wrył stopy w piach i nie dał się przewrócić. Zanim zwierz wpadł na pomysł zapikowania ku niemu paszczą, młodzieniec podkurczył nogi, po czym wyrzucił je w przód, trafiając przeciwnika piętami w gardziel. Zwierz runął w przód i obalił człowieka na plecy, przygniatając mu dłonie łapami do podłoża. Już miał zacząć kąsać, gdy otrzymał kopniaka z kolana w podbródek, co skutecznie zamknęło mu z głośnym kłapnięciem paszczę. Sam Oron się zdziwił, że poszło mu tak łatwo. Pokrzepiony tym faktem zadał jeszcze kilka ciosów. Raz stopą, raz kolanem. Niedźwiedź zszedł z niego i wycofał się. Ruszył do ataku na czterech łapach, ale w ostatniej chwili Oron uskoczył w bok. Padając poczuł uciskanie na brzuch i wydostał spod siebie kamień rozmiarów pięści. Podniósł go jedną ręką (dla niego był to żaden problem) i spojrzał bestii prosto w ślepia.

Niedźwiedź spotkał się wzrokiem z chłopakiem, który ośmielił się rzucić wyzwanie panowi tego lasu. Ujrzał niebieskie oczy ze źrenicami okolonymi czerwonym pierścieniem. Rozwarł paszczę i ponowił atak. Był to dla niego koniec. Oron cisnął mu z najmniejszej odległości trzymanym kamieniem prosto w przełyk. Kamlot utknął tam i zranił gardło zwierzęcia. Bestia zaczęła się miotać na wszystkie strony, ale to nie pomogło. Rzuciła się do wody, która po chwili zabarwiła się na czerwono. Zimna ciecz spowodowała jednak zaciśnięcie się błon śluzowych i głębsze rany. Przez kilkanaście minut Oron przyglądał się, jak zwierzę walczy ze śmiercią. Nie wygrało. Ze śmiercią nikt nie wygra.

Plaża była pusta. Nie został nawet strzępek szat Hyeny, Kyeny i Dyeny (wymieniając od najmłodszej). Wrócił do wioski.

—– —– —– —–

– Powiadam wam, to demon wcielony! Gołymi ręcami niedźwiedzia ubił! -wrzeszczał starzec na forum wioski.
– Bzdury pleciesz, kumie. Toć on nie ułomek, by z byle źwierzem sobie nie poradzić. -zaoponował Huan, kowal u którego Oron terminował- Za dziesięć lat on będzie jenerałem jakim albo najlepszym kowalem na Zachodzie. Ja ci powiadam, kumie Feerze.

Po powrocie Hyeny, Kyeny i Dyeny dwóch mężczyzn, którzy akurat nie byli w polu, porwało za widły i ruszyło w las, by pomóc Oronowi lub, co bardziej prawdopodobne, zabić zwierzę pożerające jego zwłoki. Jakież więc było ich zdziwienie, gdy ujrzeli chłopaka całego i zdrowego, tylko w postrzępionych portkach. Gryger narobił jednak rabanu o podglądanie jego córek w kąpieli, i jako sołtys zwołał forum wioski.
– Gówno prawda! Tylko młódki mu w głowie! Córki chciał mi zbałamucić! -przerwał ojciec trójki powabnych dziewcząt.
– Srata tata! On niechybnie niejedną potworę ma już na sumieniu, jeno się nie chwali! Prawdali, Oronie? -zagaił chłopaka jego przybrany ojciec (doktor, który przyjął go na świat- patrz Przekleństwo Ekstazy cz.2).

Wezwany do odpowiedzi milczał. Wyznanie prawdy kompletnie by go skompromitowało, a te głupie dziewki ubzdurały coś sobie, że chciał je kolejno zaliczyć i porzucić ciała w lesie lub utopić w Rimii.
– Ha! Milczy! Znaczy, winny! -triumfował Gryger.
– A zamknijże jadaczkę, kumie. -uciął kowal- Wstydzi się, bo widok zastał wstydliwy. Hej, Oronie, czegóż się tu wstydzić? Czyż nie po to są powaby kobiece, by chuć nimi posilać?
– Tegoż za wiele, Huanie! -wzburzył się sołtys- Moje córki to nie byle kurewki z estińskich burdeli!
– A to dlaczego hasają z odsłonietymi powabami po lesie? Jagód szukają? -zadrwił kowal.
– Zaraz nie zdzierżę!
– Twój problem!
– Zebrani, toż to jest potwarz dla królewskiego majestatu! -ozwał się starzec- Jawnie do chędożenia wbrew panien woli namawia! I urzędnika królewskiego cześć bezcześci!

Kowal zrobił się czerwony z gniewu.
– Kurwa! Co to jest, choroba? Kumie, wszak on twe latorośle od paszczęki niedźwiedziej wybawił. I za to kastrować go chcecie, że się na gołe dupy ponapatrzał? Za to? Czy nic dla ciebie nie znaczy, że mógł być ostatnim, który ich powaby obaczy?
– Cichaj, Huanie. Widzę, że to cię w twarde dupsko kole, żem ja niewdzięczny. Cóż zatem mam czynić? Córkę za niego wydać?
– A chociażby. Hyena młódka powabna, kumie, i w sam raz na panią kowalową się nada.
– A niech cię orki w rzyć chędożą z twoimi radami. Hyena zgodzić się musi! Najmłodsza moja córka to, nie wydam jej za gołodupca!

W tym momencie głos zabrał cyrulik.
– A niech będzie. Chatę z uposażeniem mu oddaję, jeno jako gość tam będę do sczeźnięcia zamieszkiwał!
– A ja mu połowę narzędzi wystawię na zrękowiny! Niech wie, że szacunek mój ma i poparcie!

Gryger stropił się. Kazał jakiemuś gołowąsowi po swej prawicy przyprowadzić Hyenę, a sam siadł w krześle wywleczonym na forum specjalnie dla niego.
– Waszmościowie… Cóż teraz? Któż obstaje za darowaniem win temuż oto Oronowi, przez własną mać nazwanego Przeklętym?
– Baczaj na słowa, kumie! Toć to nie jego wina, że maci bebechy powypruwał. Prawdali to?
– Prawda! -odrzekł chór kilkunastu mężczyzn na forum.

Przyprowadzili Hyenę. Wyglądała niczym owca prowadzona na rzeź. Oron nawet nie spodziewał się jej zgody.
– Córuś ty moja… -Gryger wstał, podszedł do niej i pocałował w czoło- Wieszli, że Oron cię od śmierci marnej wyratował. Dla ciebie to uczynił, własne zdrowie wystawiając na szalę Giogosa, boga myśliwych. Chceszli go?

Hyena spojrzała Oronowi w oczy. Odwrócił wzrok. Wiedział, że zobaczy w nim potwora. Oczy bestii. Tak nieludzkie i straszne. Zadrgała jej żuchwa, gdy cedziła powoli:
– Ja… tatulu… panowie kmiecie, panie kowalu, panie cyruliku… Ja… biorę go!

Ostatnie dwa słowa zaakcentowała tak mocno, że zgromadzonych przyzwyczajonych do jej spokojnej mowy zabolały uszy.
– Oronie, cho no tu. -zapraszającym gestem przywołał chłopca sołtys.

Młodzieniec podszedł do niego. Gryger złapał za prawe dłonie córki i przyszłego zięcia, a następnie zwarł je ze sobą i uniósł w górę.
– Ogłaszam zrękowiny! -wrzasnął.
Zgromadzeni skwitowali te słowa oklaskami.

—– —– —– —–

Drzwi do alkowy w domu Orona otworzyły się na oścież i potężny młodzieniec przeniósł żonę na rękach przez próg. Podszedł zaraz do łoża i położył ją na nim. Wrócił do drzwi i zamknął je, zaciągając zasuwę. Przed godziną zostali małżeństwem. Sołtys pobłogosławił ich i pozwolił udać się na pokładziny, a towarzystwo zostało na biesiadzie.

Hyena miała na sobie skromną białą, sukienną suknię. Mogła ją jednak łatwo zdjąć, rozsznurowując tasiemki od gorsetu krzyżujące się między jej łopatkami. Orom podszedł do niej. Po drodze zrzucił spodnie i koszulę. Został tylko w rajtuzach. I te zdjął jednak przed wejściem na łoże i przystąpieniem do rzeczy. Jego członek wisiał między nogami, w stanie spoczynku mając dwadzieścia centymetrów. Zapalił świecę na szafce przy łożu i spojrzał na Hyenę.
– Czekałem na to. -rzekł pogodnie. Hyena obróciła się na brzuch, by łatwiej mu było ją rozebrać.
– Ja też. Od kiedy cię wtedy zobaczyłam… -zaczerwieniła się po tych słowach- Widziałeś mnie bez sukienki, to pannie nie przystoi, dlatego się zgodziłam.

Sprawne kowalskie palce mężczyzny poradziły sobie z gorsecikiem bez trudu. Chwycił sukienkę na ramionach Hyeny i zsunął ją wzdłuż ciała, zdejmując z kostek i rzucając na podłogę. Teraz mógł zobaczyć ją w całej okazałości. Przez pół roku od zrękowin nie chadzał do lasu; Gryger zadbał, by od rana do wieczora miał pełne ręce roboty. Toteż zdziwiło ją, że na łonie dziewicy nie było ani włoska. Uklęknął na jej udach i odgarnął włosy z jej biustu. Delektował się widokiem małych piersi przyozdobionych miękkimi jeszcze sutkami. Położył dłonie na jej piersiach i delikatnie zatoczył nimi owale. Hyena zaczerwieniła się.
– Proszę, zgaś świecę… Ja się wstydzę…
– A przed siostrami się nie wstydziłaś? -spytał z przekąsem Oron. Zaczerwieniła się jeszcze bardziej.

Nie bacząc na nią pieścił dalej piersi.
– Pocałuj mnie… -wyszeptała głosem jak z innego świata. Czuła podniecenie, ale nie potrafiła nazwać tego uczucia.

Schylił się ku jej ustom i ich wargi przykleiły się do siebie. Siostry mowiły jej kiedyś, że chłopcy lubią z języczkiem, więc nieśmiało wsunęła go między w usta. Ze zdziwienia zacisnął dłonie na piersiach. Przekręciła głowę i krzyknęła.
– Co robisz! Mógłbyś być bardziej delikatny. -drugie zdanie wypowiedziała łagodniejszym tonem.

Sięgnął ustami go jej piersi i przyssał się do sutka. Poczuł, jak twardnieje mu w ustach. Zaciskał na nim zęby (uważając, by nie przesadzić), szturchał językiem, ssał, ugniatał wargami. Po chwili zmienił pierś. Równolegle z pieszczeniem Hyeny czuł, jak jego członek rośnie, twardnieje, staje się coraz sztywniejszy. Dziewczyna robiła się coraz bardziej wilgotna, co poczuła wyraźnie po kwadransie pieszczot. Oron rozgrzał jej piersi do czerwoności, nie musiał robić nic innego, by była gotowa.
– Teraz… Wejdź we mnie…

Oron zszedł z niej i teraz mogła rołożyć nogi. Ujrzał różowiutkie wargi, a w nich schowane trochę tylko ciemniejsze płatki. Jedne i drugie były lekko rozchylone, odsłaniając nabrzmiałą łechtaczkę i przeszkodę na głębokości centymetra. Oron nakierował na otwór członek i pchnął lekko, by dostać się między wargi. Trzysdziestocentymetrowy fallus nie zdziwił Hyeny- nigdy nie widziała innego, widocznie wszystkie takie są. Następny ruch Orona był bardziej zdecydowany. Wdarł się w nią prawie połową członka i przerwał błonę dziewiczą. Hyena w ułamku sekundy wybuchnęła płaczem.
– Auć! Jak boli… -jęczała przez łzy.
– Mam przestać? -spytał podniecony Oron.

W chwili, gdy w nią wszedł, omal od razu nie szczytował. Uczucie zagłębienia się w kobiece miejsce rozkoszy było zupełnie inne niż pobudzanie się dłonią. Wszechobecny ucisk na całej długości wzmagał w nim podniecenie stokroć lepiej niż którykolwiek ze stosowanych przez niego technik samozaspokojania.
– Nie… zaraz mi przejdzie.

Położył się na niej i przywarł ustami. Skrzyżowała nogi na jego krzyżu. Dźwignął się na kolana, unosząc jej biodra do góry. Jednocześnie złapał w dłonie obie piersi i znów zaczął obmacywać. W ten sposób wisiała na nim za nogi, a mocarne dłonie męża nie pozwalały jej odsunąć się od niego. Wycofał się i wrócił. Głębiej i mocniej. Poczuła wilgoć wypływającą z muszelki i wędrującą w dół przez uda. Oron zaś nie przestawał. Kilkunastoma ruchami rozszerzył jej wnętrze na tyle, by móc wchodzić w całości. Przeniósł dlonie na jej ramiona, powodując silniejszy opór przy wchodzeniu w nią. Poruszał się coraz szybciej, a ona widziała tylko swoje drgające w nadawany przez niego rytm piersi. Spojrzała mu prosto w oczy. Po raz pierwszy. Zdusiła w sobie okrzyk przerażenia.

Nagle gdzieś zniknęła cała romantyczna otoczka pierwszego razu. Zdjęła z niego nogi i zaczęła się wyrywać. Bez skutku. Jego członek był wystarczająco mocny, by utrzymać na sobie jej biodra. Kochał się z nią dalej pomimo jej prób przerwania stosunku.
– Puść mnie! Zostaw mnie, potworze! Rat… -zamknął jej usta pocałunkiem. Chciała go ugryźć w wargę, ale siła naporu jego pocałunków nie pozwoliła na to. Oddała mu się więc zrezygnowana.

Mlaskanie jego członka w szparce było coraz głośniejsze. Była tak podniecona, że nie myślała o niczym innym, jak o wielkiej męskości pocierającej wszystkie ścianki jej groty rozkoszy. Cudowne uczucie rozchodziło się po całym ciele. Z początku nie wiedziała, że nadszedł orgazm. Sutki stały się tak twarde, że aż bolały przy każdym dotyku. Pochwa zaciskała się na Oronie jak szalona, doprowadzając i jego na skraj wytrzymałości. Przeciągnęła się z głośnym „aaaaaaaach!”, a on w tym czasie wpompował w nią cały ładunek spermy, jaki miał przygotowany na te okazję. Było tego naprawdę sporo. Gdy wyszedł z niej, za jego członkiem wylało się kilka pokaźnych ładunków krwi zmieszanej z sokami i spremą. Całe biodra Hyeny drgały.

Zaniepokoił się, gdy z kącika jej ust wypłynęła piana. Drgawki nie ustawały. Nim zdążył wezwać pomoc, przestała się ruszać. Wpatrywała się w sufit martwymi oczyma.

Scroll to Top