Przekleństwo Ekstazy, cz. 7b

Na początek przepraszam czytelników, że nie chronologicznie, ale pisząc część 8 nie zajrzałem do 7, a zapomniałem, co w niej było 😉

Następnego dnia w chacie Grygera odbywała się poważna dyskusja. Doktor i Oron siedzieli na krzesłach, a podenerwowany gospodarz chodził w kółko po izbie. Sam opiekun pana młodego musiał przyznać, że nie widział podobnego przypadku śmierci oblubienicy w czasie pokładzin. Podczas oględzin zwłok nie dostrzegł nic niepokojącego, a narządy płciowe nie zostały uszkodzone (poza przerwaniem błony dziewiczej). Po zdaniu przez Orona relacji z nocy poślubnej także nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Hyena umarła. Zdziwiło go jednak, że stało się to w trakcie orgazmu.
– To nie było normalne. -powiedział mu na stronie- Zapewne jest tu jakieś działanie sił nieczystych, chociaż w nie nie wierzę. Wyjadę na kilka tygodni do stolicy, do czasu mego powrotu postaraj się nie zbliżać do żadnej kobiety. Zasięgnę rady w Gildii Magów, tam na pewno znajdą odpowiedź na nurtujące mnie podejrzenia.

Jak powiedział, tak i zrobił. Przed zachodem Słońca nie było już go w osadzie. W tym czasie Oron wrócił do pracy u kowala. Nie miał zamiaru siedzieć w domu i patrzeć na puste łoże, w którym wczoraj rozegrał się ten dramat.

* * * * * * * *
Wieczorem udał się nad rzekę. Wziął ze sobą oszczep i kawałek lnianej tkaniny, którą zamierzał się wytrzeć. Po dotarciu na miejsce zrzucił z siebie ubranie i rzucił się w leniwy nurt, chłodząc rozpalone od pracy mięśnie i po części kojąc zszargane nerwy. Po kwadransie stwierdził, że ma dość.

Wyszedł na brzeg (ten sam, gdzie kiedyś walczył z niedźwiedziem) i wytarł ociekającą wodą twarz oraz mokre włosy. Podszedł do miejsca, gdzie stykały się linie piasku i wody, gdzie przykucnął plecami do ściany drzew i wpatrywał się w płynącą rzekę. Dopiero teraz mógł pomyśleć, zawsze przychodził w to miejsce i będąc nago po kąpieli potrafił poprawnie rozumować. Czuł wtedy taki specyficzną więź z przyrodą. Wyostrzał mu się słuch, tak że był czuły na odgłosy każdego przelatującego ptaszka, stąpającego w gęstwinie jelenia, czy szemrzącą wodę. Miał wrażenie, że jednoczy się z naturą, że to do niej należy tak naprawdę. Znajdował w sobie niepospolite pokłady energii. Ładował akumulatory na kilka dni ciężkiej pracy w kuźni. I to wszystko w czasie kilkunastu minut gapienia się w rzekę.

Tkwiąc w zadumie nie spostrzegł, że nie jest sam. Od dłuższego czasu z leśnych ostępów patrzyło na niego dwoje zielonych oczu. Nie słyszał szelestu liści ocierających się o odzianą postać, kroków bosych stóp na piasku. Gdy przybysz przykucnął za nim i przywarł wnętrzami ud do jego pośladków, gdy małe, kobiece dłonie objęły do i spoczęły na umięśnionym brzuchu, gdy delikatny podbródek oparł się na jego ramieniu i miękkie, długie włosy muskały pod wpływem wiatru jego policzek- on tego nie poczuł. W jego nozdrza uderzył zapach wiosennych kwiatów zbieranych przez dziewczęta w okresie roztopów. Drgnął. Postać znikła w mgnieniu oka. Pod wpływem tego nagłego odczucia odwrócił się, choć nadal kucał. Podniósł wzrok. Widok zaparł mu dech w piersiach.

Stała przed nim wysoka kobieta. A może nie kobieta? Musiała być nieznacznie starsza do niego. Miała zielone oczy i brązowe włosy. Na głowie wianek z kwiatów. Piersi zasłaniały jej dwa pionowo zwisające liście paproci związane łodygami na karku. Pomimo delikatnego zefirku nie poruszały się, by odsłonić dorodne piersi. Dopiero po chwili opuścił wzrok i dostrzegł, że ów osobliwy stanik łączy się czubkami liści z ogonkiem trzeciego liścia, który skierowany końcem w dół zasłaniał łono i którego czubek ginął między długimi, szczupłymi nogami przybyszki. Talię opasywał większy wianek z kwiatów, zapewne łączący się na krzyżu z końcem liścia. Ów osobliwy strój jednoczęściowy pozwalał jednak dostrzec nieziemską urodę właścicielki. Idealne stopy, z gładkimi, przyciętymi paznokciami i nieskazitelną skórą. Przecudne opalone nogi, szerokie biodra, płaski brzuszek, boki piersi wystające spod paproci, łabędzia szyja i twarz godna najpiękniejszych pieśni. Smukły, zadarty nos, duże oczy i wąskie usta, wystające kości policzkowe, małe uszka, za które założone były włosy. Całe ciało równomiernie opalone. Gdy usta istoty otworzyły się w niemym uśmiechu, Oron nie mógł wyjść z podziwu nad gładkimi, białymi ząbkami błyszczącymi niczym perły.

Poczuł gwałtowny przypływ pożądania. Ponieważ był nagi, więc o pragnieniach Półorka szybko dowiedziała się owa piękność. Otwarła szerzej oczy na widok wielkiego członka spotkanego mężczyzny. Zaczęła się śmiać. Miała cudowny głos, jeszcze piękniejszy niż wygląd. Niczym tuzin słowików ćwierkających tę samą pieśń, lub woda szemrząca w leśnym wodospadzie. Słuchając jej śmiechu Oron słyszał bicie swego serca, pulsowanie krwi napływającej do mózgu, strzyżenie uszami zająca czającego się w zaroślach, i stąpanie podchodzącego go lisa, i ziewanie niedźwiedzia kładącego się do snu, i nawoływania wilków ruszających na łowy. To wszystko słyszał. Wraz z ustami śmiały się jej oczy. Widział w nich jak las jak w zwierciadle. Promienie Słońca przenikające przez korony drzew i grę świateł porannej jutrzenki na pokrytych rosą liściach. Wiatr pochylający źdźbła traw na polankach, i błysk światła w zwierciadle wody. Miał wrażenie, że zapada się w tych oczach, a śmiech obejmuje go swymi ramionami i nie pozwala słyszeć nic innego. Wpadł w trans przerwany wraz ze śmiechem kobiety.
– Cudowny z ciebie mężczyzna. -stwierdziła z niekłamanym uznaniem- I zostałeś hojnie wyposażony przez Matkę.
– Akurat po niej chyba kuśki nie odziedziczyłem. -zażartował lekko zażenowany Oron.
– Nie chodzi mi o twoją matkę. Tylko o naszą. Tą, która wszystko stworzyła. Lasy, pola, rzeki, nas. Powinniśmy składać jej po stokroć cześć w najpiękniejszym rytuale, który sama nam podarowała.
– Nie rozumiem cię. -wydukał tylko oczarowany młodzieniec.

Nie ruszyła żadną ręką, nawet nie mrugnęła okiem, a opadło z niej odzienie. Samo z siebie. Został jej tylko wianek na włosach, które zamaszystym ruchem głowy rozwichrzyła. Wtedy spadł. Podziwiał teraz najpiękniejsze skarby, dary od „Matki”, jak to stwierdziła kobieta. Dwie symetryczne półkule trochę zwisające pod wpływem grawitacji. Miała już nabrzmiałe sutki. Były brązowe i dość spore, wielkości ziarenek groszku. Aureolki także niemałe, średnicy może pięciu centymetrów, jak szybko ocenił bystry wzrok Orona. Łono było nagie jak sama kobieta i nie było na nim nawet śladu jakiegokolwiek owłosienia.

Naga postać ruszyła ku niemu. Spoglądał na nią z dzikim pożądaniem i ślepą fascynacją, mimo to nie potrafił się ruszyć. Jej biodra kołysały się, a ich widok przyprawiał go o dreszcze. Idąc, na ułamki sekund odsłaniała przed nim skrytą między udami kobiecość, i wtedy widział dwie równoległe do siebie fałdki w kolorze jej opalonej skóry. Nic więcej. Szła do niego kilka sekund, które dla niego były wiecznością. Kontemplował każdy jej ruch- mrugnięcie okiem, falowanie piersi; śledził każdy rozwiewany przez wiatr włos i odprowadzał go oczami na smukłe ramię piękności.

Gdy stanęła przed nim, onieśmielony pięknem padł najpierw na pośladki, a gdy pochyliła się ku niemu- na plecy. Znów się roześmiała. Widok dwóch pionowo zwisających piersi drgających w rytm skurczów jej przepony rozpalił jego zmysły do białości. Bał się jednak cokolwiek zrobić, tak oczarowało go to cudne zjawisko. Nie miał nawet odwagi na nią spojrzeć, gdy stanęła nad nim w rozkroku i usiadła na jego muskularnym i twardym brzuchu. W miejscu kontaktu jej muszelki ze swoją skórą młodzieniec poczuł chłód, gdyż nawet ciepło kobiecego wnętrza nie było większe niż gorączka przez nią wywołana. Schyliła się ku jego ustom i wpiła palce w piach po bokach jego głowy. Chwilę później przywarła do niego wargami, zapierając mu dech w piersiach. Pomimo całej swej ogromnej siły fizycznej nie był w stanie oprzeć się kobiecie, która po krótkim, lecz namiętnym pocałunku zaczęła skubać zębami jego wargi, a jej palce wczepiły się we włosy, by masować skórę jego głowy. Położyła się na nim, przyciskając piersi do jego torsu. Dotyk dwóch twardych punkcików i gładkiej, nieskazitelnej skóry wywołały w nim kolejną burzę emocji. Gdy jeszcze cofnęła biodra i potarła rowkiem między pośladkami o jego przechylającego się ku przodowi członka, miał wrażenie, że nie oprze się dłużej naporowi rozkoszy.

Dostrzegł, że całowała go z zamkniętymi oczyma. On sam również zwarł powieki i poddał się namiętności. Nieśmiało położył ręce na jej pośladkach i zaczął je masować, ale ona chwyciła je w swe dłonie i przeniosła na plecy. Posłuszny jej rękom zatoczył dłońmi okręgi na jej ciele, dotykając ją opuszkami czterech palców każdej dłoni. Stracił rachubę czasu podczas całowania jej ust i gładzenia skóry. Nie wiedział, czy usiadła na nim okrakiem po pięciu minutach, kwadransie, czy godzinie. Znów widział wszystko w zwolnionym tempie. Ruchem głowy zarzuciła włosy na jedną stronę. Dźwignęła się na kolana i cofnęła, by po chwili klęczeć w rozkroku z wejściem do pochwy nad jego żołądzią. Niepospolity członek Orona był prawie tak długi jak odległość między jej kolanami a łonem. Miał nastąpić wielki finał ich spotkania. Przełknął ślinę, czekając na jej ruch. Wyczuła w nim niepewność i najpierw zsunęła napletek z jego członka. Zobaczyła fioletowo-różową żołądź rozmiarów kurzego jajka. Oblizała lubieżnie usta i przyłożyła swą szparkę do czubka jego męskości. W tym momencie Oron nie wytrzymał. Targnął nim gwałtowny skurcz, jęknął cicho i kilkoma silnymi strzałami zalał jej krocze spermą, a siła spazmów wyrwała jego narząd z dłoni kobiety i także jej podbrzusze przyjęło swoją dawkę. Po piętnastu sekundach jej wzgórek łonowy i uda ociekały białawą, lepką substancją.

Na jej twarzy pojawił się wyraz zawodu, ale szybko przemieniła go w szczery uśmiech.
– Widocznie tak być musiało. Poczekam chwilę, aż zbierzesz siły do kolejnego aktu miłości. Tymczasem Matka dała nam kolejną szansę na złożenie jej hołdu.

To powiedziawszy chwyciła go za ręce i przekoziołkowała się wraz z nim, tak że w końcu leżał na niej, opierając się przedramionami o piach po bokach jej ciała. Spojrzał jej w oczy. Widział w nich swą twarz i bezgraniczną rozkosz. Ona widząc jego wąskie źrenice i słysząc szybki, głęboki oddech, uśmiechnęła się słodko i pocałowała go krótko w usta z głośnym cmoknięciem.
– Chciałbyś posmakować prawdziwej rozkoszy? -spytała, znów oblizując wargi. Jej usta i oczy wciąż się do niego uśmiechały.
– Tylko z tobą. -odpowiedział, schylając się do kolejnego pocałunku. Powstrzymał go jej palec przyłożony do jego warg, jakby chciała go uciszyć.
– Więc rozchyl moje nogi i pokaż, jak bardzo mnie pragniesz. Niech Matka da ci, czego pragniesz.

Zdziwiony enigmatycznymi dla siebie słowami zszedł z niej, zarzucił sobie jej łydki na ramiona i położył prawie na brzuchu, by sięgnąć ustami do jej Zakątka Rozkoszy. Ujrzał, tak jak wcześniej, dwie podłużne fałdki, teraz błyszczące się od śluzu i spermy. Spomiędzy nich nieśmiało wystawały dwa mniejsze, pomarszczone płatki, spomiędzy których w górnym zejściu wystawała nabrzmiała, niewielka łechtaczka. Rozchylił jej wargi palcami i poczuł słodki zapach i ciepło jej wnętrza. Cofnął dłoń i z namaszczeniem pocałował jej muszelkę, po czym otworzył usta i zamknął je, łapiąc łechtaczkę w pułapkę swych zębów okrytych wargami. Krzyknęła, po czym odepchnęła rękami jego głowę.
– Nie chcę, byś dał mi teraz rozkosz. Chcę tylko, byś jej posmakował. Śmiało, niech twoje usta spijają ze mnie miłość, dar Matki.
Oblizał wargi z soków i uśmiechnął się.
– Twoje ciało jest stworzone do kochania. Niech stanie się, co ma się stać.

Mówił te słowa nie całkiem świadomie. Patrząc jej wcześniej w oczy nie spostrzegł, że ich zielony kolor powoli nabiera fioletowych skaz, a brązowe włosy zmieniają odcień na brudnozielony. Wiedział tylko, że musi zakosztować jej rozkoszy, musi poczuć, jak smakuje miłość. Przywarł więc do niej ustami i wsunął w nią swój długi język najdalej, jak mógł. A że był całkiem pokaźnych rozmiarów, więc sięgnął daleko. Czuł na nim skurcze rozgrzanych mięśni, ale także słodycz jej soków i ciepło kobiecego ciała. Poruszał samym czubkiem, kręcił nim całym, wsuwał i wysuwał, albo odrywał od niej usta i zlizywał z jej łona uronione krople. Kobieta zacisnęła uda na jego głowie i odrzuciła ręce na bok, tworząc ramionami z ciałem i w łokciach kąty proste. Zaciskała otwierała pięści, zginała i prostowała palce w stopach. Im dłużej trwał ten stan, tym więcej czerpał z jej Źródła Rozkoszy, a ona tym szybciej oddychała, jęczała, krzyczała ku niebiosom i wyśpiewywała cześć Matki. Oron doskonale czuł, że doprowadza ją na szczyt. Była coraz bardziej rozpalona, wilgotniejsza, obficiej sączył się z niej miłosny nektar. Toteż nie bardzo go zdziwiło, gdy gwałtownym ruchem naparła łonem na jego twarz, ściskając mu nos po wyrwaniu się jego ustom. Poczuł na wargach i brodzie skapującą wilgoć. Wygięła się w pałąk, napinając piersi. Szczytowała kilka minut. Po tym czasie opadła w jego objęcia.
– Matka dała mi doświadczyć swej dobroci. Złóżmy jej więc najwspanialszy z hołdów, identycznie, jak robią to nasi bracia, zwierzęta.

Po tych słowach wyrwała mu się i odwróciła się do niego. Klęczała i opierała się dłońmi o podłoże, wypinając ku niemu tyłeczek i kręcąc nim zalotnie. Widział jej śmiejące się usta, oczy i błyszczącą muszelkę. Podpełznął do niej na czworakach i przyłożył stojącego już członka do wejścia jej Gniazda Rozkoszy. Jednocześnie pochylił się nad nią i oparł dłonie obok jej. Wyglądali jak para kopulujących zwierząt.
– Tak, teraz weź mnie, weź moje ciało, przyjmij rozkosz, weź ją i daj też mi, jak jeleń z łanią, jak wilk z wilczycą, jak pierwotnie chciała matka…

Jej słowa dodatkowo go podniecały. Nie miał żadnych problemów, by wejść w nią samą żołądzią. Poczuł znajome ciepło, pulsowanie krwi w jego i jej narządach, a także ciasną, otaczającą go barierę. Zakręciła biodrami, a on cofnął się, nie wychodząc z niej jednak, i wykonał drugie pchnięcie. Tym razem zespolili się całkowicie. Bez przeszkód zagłębił się w niej całkowicie, aż poczuł dotknięcie gładkich pośladków na swym podbrzuszu. Jęknęła i zaczęła się prężyć i falować w prawo. lewo, górę i dół, by zmieniać kąt natarcia i różnicować doznania obojga. Oron tymczasem powoli wykonywał swe zadanie. Jakże inne było to kochanie od wczorajszej nocy poślubnej, gdy zadawał Hyenie ból, wchodził w nią na siłę i w efekcie zadał jej śmierć. Teraz trafił na osobę godną najwyższej czci, gotową na przyjęcie jego miłości wraz z wszelkimi tego mankamentami, i nie sprawiało jej to ani bólu, ani przykrości. ci. Była jego ideałem. Gdzie tam Kyenie do niej. Średnia córka Grygera wydawała mu się teraz niewartą zachodu wieśniaczką, a on miał przy sobie (i pod sobą, i na sobie) księżniczkę tego lasu. Nagła nobilitacja, którą sam wydedukował, dodała mu animuszu. Uniósł dłonie i chwycił w nie piersi kochanki, jednocześnie wzmagając siłę penetracji. Wchodził w nią szybko, ściskając jej piersi, ale wycofywał się powoli, kręcąc przy tym biodrami, przy czym rozluźniał uścisk i muskał tylko palcami twarde sutki. Jednocześnie słyszał szum liści na drzewach i plusk płynącej wody. Kobieta reagowała bardzo entuzjastycznie i żywo na wszelkie jego działania.
– Tak! -krzyczała- Niech moje piersi doznają tej samej miłości, jak me łono! Niech twoja męskość kocha mnie ku czci Matki! Nie spiesz się! Niech ta chwila trwa wieczność! Tak! Ach! Matko! Daj mi owoc mego trudu, ześlij mi swe błogosławieństwo! Doceń nasz hołd, potwierdź siłę sakramentu! Aaach!

Kochanek starał się jak mógł, by sprowadzić na nią „błogosławieństwo Matki”. Słuszność swych działań dostrzegał w coraz silniejszych skurczach, w coraz wyższej barwie głosu kobiety, w coraz łatwiejszym dzięki sokom ruchom. Gdy dotykał żołądzią samego dna jej wnętrza, czuł się jak odkrywca nieznanych obszarów. Tam było znacznie ciaśniej, ale również nie było żadnych problemów.
– Wypełniliśmy naszą powinność względem braci zwierząt, teraz złóżmy hołd przodkom, kochajmy się jak oni!

Zaprzestał ruchów, wyszedł z niej i poczekał na jej reakcję. Położyła się na plecach i rozchyliła nogi, podkurczając je i ukazując nie zwartą jeszcze po wyjściu członka Orona muszelkę.
– Chodź do mnie, najdroższy! Całuj me usta, pieść me piersi, kochaj me ciało!

Położył się na niej i poczuł, jak jej uda przywierają do jego boków. Wszedł w nią ponownie i spojrzał w jej oczy. Ujrzał prawdziwe oblicze zjawiska. Zielone oczy przedzierzgnęły się w tęczowe, a włosy stały się zielone. Kobieta uśmiechała się drapieżnie, szczerząc białe kły o połowę dłuższe od pozostałych zębów.
– Tak, najdroższy, teraz będziesz mnie kochał do końca świata, ku czci matki! -wyszeptała, a swym głosem zmroziła mu krew w żyłach. Przypomniał sobie opowieści zabobonnych bab i staruchów o Rusałkach, pięknych dziewczętach uwodzących nieostrożnych chłopców kąpiących się w leśnych strumykach. Omamiały ich i kazały się kochać, aż wyczerpany i wycieńczony kochanek nie padał martwy. Oron spróbował wyjść z niej. Bezskutecznie. Nie mógł wyjąć żołądzi z jej szparki.

– Jesteś w mojej mocy! Będziesz się ze mną kochał do końca życia! Ale czymże taka śmierć wobec większej chwały Matki! Tak! Tak! -zaczęła krzyczeć, gdy spanikowany Oron uspokoił się i wpadł na iście szatański pomysł. Zaparł się rękami o jej barki i wbił się w nią z całym impetem, aż klasnął podbrzuszem o jej łono i moszną o muszelkę. Szybko się wycofał i wrócił z jeszcze większą siłą i szybkością. Czuł, jak ciasne wnętrze kochanki zaczyna pulsować w rytm jego szybkich ruchów.

– Próbuj, a jakże! Niech nasze ciała dają sobie rozkosz, ku chwale Matki! Tak! Ach!
– Zobaczymy, kto kogo zachędoży na śmierć. -odparł Oron, jeszcze przyspieszając. Miał żywo w pamięci minioną noc i pomimo traumatycznych przeżyć tym razem miał nadzieję, że finał będzie identyczny. Dawno już zgubił rachubę, ile razy cofał się i ponawiał atak z siłą niemniejszą niż wcześniej. Dzięki pracy w kuźni miał końskie zdrowie i żelazne płuca. Rusałka otworzyła usta, ukazując ociekające śliną kły, wywaliła język i przechyliła głowę w bok, przymykając oczy. Z tą ekstatyczną miną przyjmowała kolejne próby doprowadzenia jej do orgazmu. Wbiła jeszcze paznokcie w jego plecy, aż krzyknął z bólu.

Sam nie wiedział, czy orgazm był zasługą jego szybkości i mocy, czy ciasnoty szparki Rusałki, czy po prostu czasu stosunku. W każdym bądź razie poczuł uderzenia gorąca do głowy i naszło go wrażenie, że rumienią mu się policzki. Serce waliło mu w klatce piersiowej i wydawało się, że za chwilę przeciśnie się przez żebra i wyskoczy na zewnątrz. W podbrzuszu rozeszła się fala ciepła, która podążała ku kroczu, a następnie wzdłuż członka do żołądzi. Pierwszy ładunek nasienia oddał, gdy akurat wchodził w nią na maksymalną głębokość. Cudowne uczucie spełnienia nakazywało mu pozostać w bezruchu, ale ślepa żądza ponaglała jego biodra do dalszych ruchów. Cofał się więc i szybko wracał, strzelając przy naporze i odwrocie. Czynił tak przez kilkanaście sekund. Na koniec wysunął z niej tyle męskości, ile się dało.

Rusałka zacisnęła zęby na tyle, na ile pozwalał jej wysunięty język. Zaczęła oddychać przez usta, świszcząc przez zęby. Targnęły nią spazmy orgazmu. Wyginała się w pałąk i opadała na ziemię, krzycząc niezrozumiałe słowa. Z kącika jej ust wypłynęła strużka piany. Przeorała paznokciami plecy i ramiona kochanka, zdrapując z nich skórę aż do krwi. Po chwili Oron poczuł, jak tajemne pęta puszczają i wyszedł z niej pospiesznie, po czym odskoczył jak oparzony do tyłu. W ciągu kilku minut tarzająca się w piasku i krzycząca istota spłonęła doszczętnie, a jej popioły wiatr poniósł do rzeki, a ta do morza.

Młodzieniec długo nie mógł się otrząsnąć. Po pół godziny rozmyślań wykąpał się jeszcze raz i wrócił do osady, gdy słońce ledwie majaczyło na horyzoncie.

Scroll to Top