Siedem odcieni nocy

Hotel Travel, do którego wiozła mnie taksówka, nie jest niczym wyjątkowym w centrum Dżakarty w dzielnicy Mangga Besar. Ma wielką monumentalną fasadę, bez żadnych dodatkowych ozdób. Z przodu są dwa wejścia do hotelu i restauracji, trochę z boku do klubu. Oprócz stłoczonych na parkingu samochodów i kilkunastu taksówkarzy oczekujących na klientów, nie ma w nim nic będącego zapowiedzią tego, co znajduje się w środku klubu. Wygląd hotelu niczym nie różni się od innych hoteli w Dżakarcie, w restauracji hotelowej można wypić kawę, nie domyślając się nawet istnienia miejsca znajdującego się obok, w klubie.
Kieruję się do klubowego wejścia, dwóch stojących na bramce ochroniarzy sprawdza dokładnie moją podróżną torbę. Nie ma w niej wiele. Telefon, podróżny portfel, latarka czołówka, z którą nie roztaję się nigdy w czasie moich podróży, paczka papierosów i zapalniczka.
Muzyka wewnątrz klubu uderza mnie jak podmuch wiatru. W środku, w półmroku rozświetlanym kolorowymi światłami stroboskopowymi, przebywa kilkaset osób. Tuż przy wejściu wpadam na śliczną, nagą dziewczynę. Ogląda mnie przelotnie wzrokiem i odchodzi, zmysłowo kręcąc szczupłymi biodrami okrytymi zaledwie krótką spódniczką, spod której wyraźnie widać jej bieliznę. Nie różni się zbytnio od innych dziewcząt w tym lokalu.
To świat podziemny Dżakarty, ukryty dla oczu normalnego mieszkańca. To mekka dla wielu podobnych do mnie odkrywców, do której odbywamy pielgrzymki z różnych krajów świata, aby sprawdzić się, zyskać odrobinę relaksu w monotonii życia, a może udowodnić coś samemu sobie bądź odkryć coś nowego?
W świecie i w czasie, w którym żyjemy, gdzie cała Ziemia została już dokładnie pomierzona, sfotografowana i skatalogowana – nie zostaje wiele do odkrycia. Współcześni Kolumbowie – żądni nowych przygód i wrażeń są niczym mucha w butelce, obijają się o szklane ściany, widząc przez nie zamglony obraz świata. Każde przemierzanie tych samych szlaków jest niczym podróżowanie pospiesznym pociągiem. W oknie widać przemykający krajobraz, który nie wydaje się już tak interesujący, oglądany wcześniej dziesiątki razy na zdjęciach czy filmach.
Ja i mnie podobni – jesteśmy innego rodzaju odkrywcami. Nie robimy tego dla zdjęć, filmów czy katalogów. Nie robimy tego poto aby opowiadać historię znajomym posiłkując się zdjęciami i dukumentacją osób które poznaliśmy. Odkrywamy dla samych siebie, dla przeżyć i wrażeń które doświadczamy, dla dreszczyku podniecenia, zaangażowania – dla motyli które w odróznieniu od kobiet również odczuwamy, ale w innym miejscu niż w brzuchu. Jesteśmy kolumbami niezbadanych bliźniaczych wzgórz, magallenami nieopisanych dotąd jaskiń i tuneli, smakoszami piękna i degustatorami wrażeń i zapachów.
Dla rzeszy kobiet jesteśmy tą gorszą połową mężczyzn, którzy są nie tylko ojcami, mężami, opiekunami, przyjaciółmi, lecz także samcami z wielkim popędem płciowym pchającym ich do coraz to nowszych podbojów seksualnych. Dla tych wyemancypowanych kobiet jesteśmy dzikimi zwierzętami, buntownikami, których nie da się okiełznać czułymi obietnicami wiecznie trwającej miłości. W dodatku musimy się ukrywać, gdyż większość społeczeństwa – mimo ukrytej fascynacji osobami takimi jak ja – ocenia nas i sprowadza do rodzaju chorych osobników, stawiając na równi z gwałcicielami i pedofilami różnego typu.
Dla nas samych jest to dużo prostsze. Są turyści pragnący odpoczywać i robić sobie zdjęcia pod piramidą Cheopsa, są też tacy, którzy chcą uprawiać miłość w jej cieniu. Najlepiej z dwoma ładnymi Egipcjankami. To my.
Jesteśmy seksturystami.
Świat wiruje wokół mnie, na scenie gra mocna muzyka; jakiś miejscowy zespół raz po raz odgrywa amerykańskie i japońskie przeboje. Brzmią one trochę śmiesznie, gdy są wykonywane przez indonezyjskich muzyków z wyraźnym azjatyckim akcentem – choć talentu i głosu wokalistom na pewno nie brakuje. Przechodzę przez salę do samego jej końca. Pod ścianami, na wyściełanych skórą kanapach, siedzą dziewczęta, jest ich pewnie kilka dobrych setek. Średnia wieku to 24 lata. Wysokie i niskie, szczupłe i jędrne, filigranowe, z drobnymi piersiami albo z ogromnym biustem, ciemnoskóre, kawowe i żółtoskóre, aż wreszcie prawie białe tak jak i moja skóra. Do wyboru, do koloru! Wyzywające makijaże podkreślają ich piękno. Niektóre z dziewcząt zachęcają, prowokują, zapraszają. Niektóre mają obojętne miny i ziewają. Są też takie, które sączą drinka, dyskutują i obserwują przechodzących mężczyzn. Większość jednak wydaje się znudzona czekaniem.
Aby nie pogubić się w tym gąszczu, podzielone są na kilka kolorów: żółty, niebieski, czerwony, brązowy, zielony. Każda z nich ma na sobie ubranie w tym kolorze. Każda z dziewczyn ubrana jest w jeden z trzech strojów: w skąpą sukienkę, której zadaniem jest zaprezentowanie, a nie zakrycie ciała, w zasłaniającą piersi bluzeczkę i kusą spódniczkę owiniętą ciasno wokół bioder albo w zwykłe, bardzo krótkie spodenki i pasek materiału zakrywający piersi. Po sali krążą starsze kobiety ubrane w podobne kolory – to mamasan . Każda z mamasan ma pod sobą kilkanaście dziewczyn ubranych w ten sam kolor, co ona. To one pobierają pieniądze i przyprowadzają dziewczyny do klientów. Większość z mamasan mówi trochę po angielsku, koreańsku, japońsku, czego niestety nie można powiedzieć o dziewczynach. Mamasan w przeszłości również siedziały pod ścianą, ale to było wiele lat temu – dzisiaj są już za stare i za grube na tę pracę.

Przy stolikach na środku sali siedzą klienci. Można dostrzec każdy kolor skóry i rasy; są tu seksturyści z Japonii, grupki głośnych młodych Koreańczyków, którzy przybyli się dobrze zabawić na weekend, rzadkie plamki białych turystów z USA i Europy, śniadzi i ponurzy Arabowie, trochę mężczyzn z Malezji i Singapuru… Wszystkich łączy jeden cel: dobra zabawa z nową dziewczyną.
Siadam przy stoliku i zamawiam piwo. Zanim jeszcze zdążę je otworzyć, pojawia się przy mnie mamasan.
– Chcesz dziewczyna? – pyta łamanym angielskim.
– Później – odpowiadam. – Daj mi wypić piwo – wskazuję na otwartą puszkę indonezyjskiego piwa.
– Chcesz ładna dziewczyna? – jej nachalność jest tak naturalna jak jej krzywe zęby. Na zachodzie dorobiłaby się fortuny w sprzedaży marketingowej, ludzie kupowaliby od niej produkty – dla świętego spokoju.
– Chcesz dziewczyna? – stoi nade mną jak znudzona krowa. Wiem, że się jej nie pozbędę. – Chcesz dwa dziewczyna?
– Berapa harga dua? – pytam, ile chce za dwie dziewczyny.
Nie daje nawet po sobie poznać zdziwienia, że mówię po indonezyjsku. Jej nalana krowia twarz pozostaje niewzruszona.
– Czterdzieści pięć za dwie ładna dziewczyny – odpowiada.
Macham znudzony ręką i piję piwo. Mamasan wraca za dwie minuty z dwiema Azjatkami. Sadowią się koło mnie zakłopotane, nieśmiałe. Nie są najładniejsze, więc próbuję mojego starego numeru, który oszczędzi mi krążenia po sali w poszukiwaniu co ciekawszych pośród dziesiątek dziewczyn znajdujących się w klubie.
– Mamasan, tutaj jest 5 dolarów – pokazuję jej. – Przyprowadź mi najładniejsze dziewczyny w tym lokalu, a te pieniądze będą twoje.
Jej krowia twarz pierwszy raz wykrzywia się w grymasie uśmiechu, zabiera ze sobą te dwie nieciekawe Azjatki i leci na poszukiwanie. Po kilku minutach przyprowadza mi prawdziwe indonezyjskie piękności. Ubrane są w inny kolor niż sukienka mamasan. Pewnie pożyczyła je. Siadają przy mnie, jedna z prawej, druga z lewej. Tym razem nie oponuję, lecz zerkam zawstydzony na dziewczęta, popijając piwo. Napiwek mamasan, razem z czterdziestoma pięcioma dolarami, znika w fałdach jej sukienki, po sekundzie znika i ona w poszukiwaniu nowego klienta.
– Apa kabar – witam się z dziewczynami – mam na imię Adam, a wy?
Siedząca po prawej dziewczyna, wyraźnie śmielsza, odzywa się:
– Baik . Mówisz po indonezyjsku? Mam na imię Jule, a to Sali.
– Tylko trochę. Ładne imię: Jule. Ile masz lat?
– Dwadzieścia trzy, Sila jest młodsza, ma dwadzieścia.
Sali jest drobną dziewczyną z długimi ciemnymi włosami zlewającymi się na jej ramiona. Ma niewielkie piersi i śliczne krągłe pośladki. Jule jest szersza w biodrach i wydaje się bardziej dojrzała, a jej pełne piersi wyskakują z kusej sukienki. Obie dziewczyny znacząco wybijają się z całego tłumu urodą. Na ulicy ubrane nawet w burkę zwracałyby na siebie uwagę mężczyzn swoimi perfekcyjnymi kształtami.
Mój odkrywca mimowolnie budzi się do życia. To ciekawe, że jeszcze zanim ujrzy się kobietę nago, wyobraźnia działa tak intensywnie, że nasze pistolety w spodniach aż bolą od napięcia. Zapalam papierosa, popijam piwem i kontynuuję rozmowę z Jule.
„Nie tak szybko” – myślę. – „Jeśli chcesz, żeby twój plan się udał, nie zachowuj się jak prawiczek” – rugam sam siebie w myślach. – „Ale nie zachowuj się też jak jakiś napalony seksturysta!”
…..
…..Kończę piwo. Kierujemy się do pokoju. W jednej ze ścian klubu są drzwi prowadzące na klatkę schodową, wchodzimy tamtędy na kolejne piętro, na którym znajduje się długi korytarz z pokojami. Gdy Sali i Jule wchodzą po schodach, obserwuję ich zgrabne pupcie, a moja lewa nogawka znów daje o sobie znać. Nic dziwnego! Dziewczyny, przechodząc koło mnie, na każdym kroku starają się o mnie ocierać, powabnie dotykać, prowokować. Znają się na pracy. Napiwek, który być może im ofiaruję, będzie liczył od czterdziestu do dwustu procent ich dochodu…
…Łykam zimne piwo. Sali siedzi na skraju łóżka, Jule zaczyna się rozbierać. Rozbieram się i ja. Jule zaprasza mnie do kabiny prysznica, gdzie dokładnie myje moje ciało, odwdzięczam się jej tym samym. Ma piękne piersi i śliczne pośladki. Kiedy je namydlam, mój wąż wyciąga główkę w kierunku jej ciała, subtelnie ocierając się o jej podbrzusze. Jule myje go dokładnie, berapając coś po indonezyjsku do siedzącej w pokoju Sali. Na końcu wyciera mnie do sucha.
– Co mówiłaś do Sali? – pytam.
Uśmiecha się, zanim mi odpowiada.
– Że jest duży i twardy.
Duży to besar, ale w innym narzeczu określenie penisa (kentol) może oznaczać coś innego. Na samej Jawie używa się dwóch narzeczy, ale również sam indonezyjski język może różnić się w zależności, z jakiego regionu pochodzi osoba. Coś podobnego do naszych ziemniaków, kartofli, gruli, bulw, baraboli – każde nazewnictwo jest charakterystyczne dla innego regionu. Zresztą do dziś język Indonezyjski jest tylko standardem narzuconym przez państwo na cały kraj, mimo to większość ludzi na co dzień rozmawia w swoich narzeczach i językach. Spotkałem nawet takie osoby które nie znały indonezyjskiego w ogóle, mimo że urodziły się już w Indonezji gdzie uczono tego języka od kilkudziesięciu lat.
Wypijam ostatni łyk piwa, przygaszam światło dla lepszej atmosfery i wskakuję do łóżka razem z uśmiechniętą Jule. Sali właśnie się rozebrała i siedząc w kucki w kabinie prysznica, podmywa swoje skarby.
Dla mnie noc się właśnie zaczęła.
Klęcząca Jule pochyla się między moimi nogami i bierze czule mojego członka do buzi, który wypełnia dokładnie jej całe usta. Ssie go energicznie.
Sali, jeszcze mokra, bo prosto spod prysznica, kładzie się z boku – moja dłoń wędruje po jej ciele. Opuszkami palców dotykam jej krągłości, jeżdżę wokół zarysów wypukłości drobnych, lecz pełnych piersi. Zakreślam spokojne łuki tam i z powrotem, chwilami zjeżdżam na uda, starając się jeszcze nie dotykać bardziej intymnych miejsc. Podobnie pieszczę sutki jej piersi. Wodzę palcami wokół, czasem przypadkowo zahaczając o nie – ale nigdy nie zatrzymując się na dłużej. To mój spektakl, mój dzień, mój plan.
Drugą ręką gładzę piersi Jule, podczas gdy ona ssie mojego penisa, trzymając moje jądra w swojej małej dłoni. Po kilku minutach moje pieszczoty stają się bardziej nachalne, obsypuję nimi sutki Sali i jej cipkę, która mimo to ciągle jest sucha. Uspokajam się myślą, że Azjatki z południa nie oddają zbyt wiele wilgoci; mało się pocą w tropikalnym klimacie, a ich szparki, mimo że już podniecone, nie ociekają wilgocią jak u białych kobiet.
Mój penis stoi w pełni wyprężony niczym żołnierz na musztrze. Popycham Jule w dół, przerywając jej fellatio; kładę ją na wznak wzdłuż leżącej drugiej dziewczyny. Sam przyklękam miedzy nimi i na przemian pieszczę dłońmi ich łona i piersi.
Po kilku minutach pieszczot pozwalam Jule założyć mi prezerwatywę i rozchylam nogi Sali; ma ładną muszelkę pokrytą gąszczem ciemnych włosów łonowych. Nie wchodzę w nią od razu. Głaszczę najpierw jej piersi i szyję, równocześnie naciskając penisem na jej clitoris. Łagodnie ocieram się, aż Sali syczy lekko z podniecenia. Podoba jej się, chociaż jest wyraźnie zdziwiona, że jeszcze w nią nie wszedłem. Lubię się drażnić, lubię czuć ich podniecenie, ich oczekiwanie, ich pragnienie, żebym już był w środku. Lubię, gdy zapominają o płynącym czasie, o kolejnych klientach i całą uwagę skupiają tylko na jednym: przyjemności, którą im daję.
Dziewczyny szybko zauważają, że jestem trochę inny od większości klientów.
Zapytałem raz jedną z pracujących dziewczyn: jaki jest stereotyp jej klientów? W jaki sposób ich obsługuje? Odpowiedziała mi, że najpierw go ssie, a jak już jest gotowy, to wchodzi w nią i szybko kończy. Co za marnotrawstwo! Akt, który możemy przedłużać, ograniczeni tylko czasem, za który płacimy, zmniejszamy do prostej fizjologii – podobnej do codziennego załatwiania się.
Rzadko zdajemy sobie sprawę, że płacąc za seks, płacimy za godzinę – a najczęściej całą zabawę kończymy po 10 15 minutach. Ja jestem inny: zawsze wykorzystuję każdą minutę. Pewnie jestem trudnym klientem, ale z drugiej strony każda dziewczyna jest po tym zadowolona i chciałaby się spotkać ze mną ponownie. I nie chodzi tylko o pieniądze. Może to dlatego, że mam do nich szacunek? pracę, a zarazem mają z niej trochę przyjemności… Z takimi klientami jak ja. Wiem, że swoje dzisiejsze półtorej godziny wykorzystam co do minuty, starając się dać i jednocześnie otrzymać jak najwięcej przyjemności.
Sali leży z rozchylonymi szeroko nogami. Moja dzida, dotąd tylko ocierająca się o jej szparkę, zagłębia się w niej na kilka centymetrów. Ma bardzo ciasną dziurkę, więc staram się poruszać wolno, aby nie sprawić jej bólu, choć i tak wybijam ten otwór na nowo. Ściskam mocniej jej sutki, w tym samym czasie moja lewa ręka głaszcze cipkę Jule leżącej obok. Sali syczy coraz głośniej – w miarę jak wchodzę w nią głębiej i gwałtowniej. Podciąga swoje nogi coraz wyżej, umożliwiając mi głębszą penetrację. Kładę się na niej na chwilę i biorę w usta jej duże sutki, gryząc je łagodnie. Wypełniam ją teraz całą, moje ruchy frykcyjne stają się coraz mocniejsze. Sali już nie syczy, lecz intensywnie jęczy, doprowadzając mnie tym do coraz większego podniecenia. Po chwili zmieniam pozycję z misjonarskiej na nożycową, jak ją nazywam. Unoszę jej lewą nogę, kładę na swoim ramieniu i okrakiem wślizguję się pomiędzy jej uda. Prawą dłonią tłamszę mocno jej pośladek, a lewą wracam do Jule, którą przez chwilę zaniedbałem. Subtelnie masuję jej piersi i uda, a ona patrzy na mnie z wyraźnym zainteresowaniem, gdy poruszam się rytmicznie w Sali, wywołując u niej głośne okrzyki rozkoszy.
Staram się wyczuć „ten” moment, tak trudny czasem do rozpoznania dla mężczyzn, niejednoznacznie określony, często zupełnie inny u każdej z kobiet, składający się z tak wielu elementów, które dopiero złożone w całość informują mnie: Sali jest krok od orgazmu. Ruchy jej bioder stają się gwałtowniejsze, jakby chciała „połknąć” mnie całego, jej podbrzusze drga w wewnętrznych spazmach, oddech staje się głębszy, jęk dłuższy, a całe ciało krzyczy o dotyk… Nagle jej dłoń ląduje na moim pośladku, a ostre paznokcie wpijają się w niego ostrymi paznokciami, pchając mnie stanowczo w jej stronę – teraz już wiem. Wbijam się w nią gwałtownie, lewym udem staram się równocześnie pocierać o jej łechtaczkę, prawą dłonią ściskam pośladki, lewą kładę na łonie, chcąc zagarnąć w ten sposób biodra ku sobie; przyspieszam, a moje ruchy stają się bardziej brutalne, arytmiczne – wszystko to po to, aby mój czubek znalazł się w niej głębiej i mocniej. Sali wybucha kaskadą jęków i spazmów, rżnę ją ostro jeszcze przez chwilę, aż jęki powoli cichną, a ciało rozluźnia się bezwładnie. Wiem, że miała orgazm. I to nawet bardzo przyjemny orgazm.
Nadal poruszam się w Sali, delikatnie masując dłońmi jej ciało, lecz już bez brutalności, a z wyczuciem. W międzyczasie zaczynam ponownie dotykać Jule. Głaszczę wewnętrzną stronę jej ud cyklicznymi ruchami, czasem dotykam warg sromowych, zjeżdżam niżej do jej pośladków. Wydaje się zaciekawiona, lekko podniecona. Oto na jej oczach jej koleżanka przeżyła orgazm – i to chyba nieudawany – a klient dalej w pełni sił.
– Tak, kochanie, teraz twoja kolej – mówię do niej po polsku. Uśmiecha się, choć i tak nic nie rozumie jest podniecona i zdaję sobie sprawę, że teraz czas na nią.
Wychodzę z ciągle drżącej Sali i ściągam prezerwatywę. Jule zakłada mi nową. Układam się między jej nogami i pocieram penisem o jej wzgórek łonowy. Tym razem dostrzegam kilka kropli wilgoci w jej cipce.
„Ależ nie tak szybko” – myślę. – „Daj sobie trochę czasu, słodka Jule”
Głaszczę ją dłońmi, zapominając na chwilę o Sali. Jule ma pełne piersi z dużymi sutkami. Większość Indonezyjek ma duże zaokrąglenia sutkowe, zwane naukowo otoczką brodawki sutkowej, nawet młode dziewczyny mają zaokrąglenia rzędu ośmiu do dziesięciu centymetrów. Choć wychowałem się w tradycji dużych piersi, których otoczka brodawkowa jest zaledwie delikatnym przedbiegiem do sterczącego sutka, wielkie zaokrąglenia podniecają mnie bardzo, dając dużo większe możliwości zabawy z nimi dłońmi i językiem. Biorę je do mojej buzi, łagodnie ssąc; w trakcie zmiany mojej pozycji mój penis napręża się, naciskając na jej szparkę. Ledwie się w nią wsuwam i już uciekam. Znowu pochylam się ku niej, biorąc w usta jej prawą pierś, wówczas mój członek zalega w jej szparce na centymetr. Ale nie, wciąż w nią nie wchodzę. Muskam ją moimi ustami po szyi, piersiach, ramionach – zaledwie rozchylając jej jamkę moim naprężonym członkiem.
Bawię się z nią w ten sposób przez kilka minut. Jule syczy coraz gwałtowniej, wypinając się ku mnie. Jej dłonie, oparte na moich biodrach, starają się wepchnąć mnie do niej, ale wciąż jej na to nie pozwalam. W końcu za którymś razem, gdy pochylam się, ponownie całując i gryząc jej sutki, mocnym ruchem wypycha biodra w moją stronę, pochłaniając główkę mojego penisa. Uśmiecha się, jęcząc z zadowolenia. Widzę, że jest bardzo podniecona; ta gra w kotka i myszkę niesamowicie ją rozgrzała. Co rusz, gdy powoli zagłębiam się w niej, oblizuje językiem swoje wargi lub przygryza zębami tylko tę dolną, co jest oznaką jej budzącego się podniecenia.
Kocham takie momenty w seksie, gdy widzę, że dziewczyny odczuwają przyjemność razem ze mną, choć wcale nie są do tego zobligowane. To dla mnie niesłychanie podniecające. Jule jest fantastyczna w środeczku, ma bardzo ciasną cipkę, a zarazem wilgotną i mięciutką. Mój penis jest jakby otulony jedwabną otoczką i jej ciepłem w środku – lecz jej temperatura nie może się równać do mojej. Mam wrażenie, że mój fiut, aż wrze przy każdym moim mocniejszym ruchu. Gdy wchodzę w Jule głębiej, jej twarz się rozaniela. Po chwili ja również czuję, że moje emocje wzrastają. Zmieniam pozycję na taką, która nie pozwoli mi zbyt szybko zbliżyć się do granicy erupcji.
Jule ma naprawdę wyjątkową szparkę, zdolną doprowadzić mężczyznę do finału w kilkanaście sekund. Siadam po turecku, nasadzając ją na siebie – to dobra pozycja dla kobiet, które lubią stymulować swoją łechtaczkę, ocierając się o podbrzusze partnera, i łączyć to z głęboką penetracją. Dla mężczyzn też jest to podniecające, bo widać kobiece piersi, można złapać za pośladki partnerki i ruszając nimi, nadać jej swój rytm. Osobiście lubię tę pozycję z innego powodu: jest ona dla mnie odpoczynkiem, a mój członek, choć głęboko zanurzony w cipce, nie porusza się zbyt wiele, ograniczając dopływ odbieranej przyjemności.
Indonezyjki są kiepskie w pozycji na jeźdźca, choć istnieją oczywiście wyjątki – ale większość z nich ma słabo rozwinięte mięśnie, którymi białe czy latynoskie kobiety tak fantastycznie ujeżdżają swoich partnerów. Z jednej strony może to być spowodowane tym, że w ich regionie nie używano wierzchowców do jazdy, więc nie mogły się tego nauczyć, a z drugiej – Indonezyjczycy rzadko pozwalają kobietom w seksie na pozycje dominujące. Jednak Jule szybko się uczyła.
W czasie gdy moje usta ssą jej dużą pierś, obie dłonie opieram na jej pośladkach. Ściskam je lekko, nabijając ją raz po raz na mój kijek. Szybko znajduje swój rytm, niezbyt szybki, ale głęboki; czuję, jak trzon mojej włóczni napiera na okolice jej brzucha, co sprawia jej wielką przyjemność.
Wkrótce jej jęki stają się głośniejsze i obejmując mnie mocno biodrami, czuję jak jej podbrzusze wibruję przechodząc po chwili w drgawki orgazmowe. To niezmiernie podniecające, prawie zrzucam ją z siebie, chcąc powstrzymać moją erupcję, ale Jule w porę napręża się ostatni raz i obwisa na mojej napętej włóczni z przejmującym krzykiem orgazmu. Obejmuję ją delikatnie i masuję czule plecy, wciąż poruszając się wolniutko w jej cipce.
Wieczór się dopiero zaczyna.
Wychodzę z Jule niej i wracam do Sali. Ustawiam ją na kolanach z wypiętymi pośladkami w moją stronę, pociągam na skraj łóżka i szybko dosiadam, gdy sam stoję na podłodze. Biorę ją najpierw delikatnie, później coraz gwałtowniej, ściskając na przemian to jej kształtne pośladki, to małe zgrabne piersi. Pieprzę ją od tyłu, w pozycji pieska.
Po chwili wychodzę z niej i w tej samej pozycji ustawiam Jule, wpychając się w jej małą szparkę z energią królika. Dziesięć, piętnaście ruchów i znowu przesiadam się na Sali. Kilkanaście ruchów i dosiadam z powrotem Jule. Widok dwóch pięknie wypiętych pośladków w moją stronę doprowadza mnie do szaleństwa. Mój kamienny grot zasługuje na tę nazwę, wybijając rytmicznie raz po raz drogę w ich ciasnych cipkach. Po chwili Sali nie wytrzymuje mojego wigoru i jęcząc, osuwa się na łóżko, tak że tylko jej pupcia z wypiętą cipką wciąż przyjmuje mój grot, gdy wbijam się w nią rytmicznie. Gdy jej jęki ustają, przesiadam się na Jule. Delikatnie pcham jej kark w dół, zmuszając ją do tej samej pozycji co Sali, i po kilkunastu ruchach znowu przesiadam się na nią, mimo że dopiero co przeżyła kolejny orgazm.
Rżnę obie dziewczyny w tej pozycji przez dobre 20 minut, na zmianę, chwilami ściskając mocno ich pupę, co daje mi podwójną rozkosz, bo przez to ich ciasne cipki robią się jeszcze węższe. Po chwili Jule zaczyna jęczeć, poświęcam więc jej trochę czasu, ujeżdżając jej cipkę, aż owocuje to głośno wykrzyczanym orgazmem. Wciąż jestem twardy, mimo że minęła dobra godzina, odkąd na zmianę uprawiam z nimi seks. Oszczędzam jednak swoje siły na resztę nocy. Zostaje mi 30 minut, z których nie chcę zmarnować ani sekundy.
Obie leżą na brzuchach, zmęczone, z szeroko rozrzuconymi nogami. Dla dziewczyn z biznesu klient taki jak ja jest zarówno dobrodziejstwem, jak i koszmarem. Trudno czasem im się pozbierać po kilku przeżytych orgazmach, a że noc jest jeszcze młoda, a one ładne – czeka ich jeszcze dwóch, może trzech klientów tej nocy. Zdaję sobie sprawę, że po spotkaniu ze mną kolejne nie będą już takie przyjemne i dziewczyny z pewnością będą starać się jak najszybciej doprowadzić swoich kolejnych klientów.
W czasie tej godziny starałem się namówić je, aby zaczęły się całować i zabawiać sobą, ale Indonezyjki traktują lesbijstwo jako coś złego, a jeśli już, to trzeba do tego przyjaciółek lub dobrych koleżanek, a nie dwóch przypadkowo wyrwanych dziewczyn. Gdyby znalazły się w moim hotelu, może by się na to zgodziły. Z pewnością skłoniłaby je do tego obietnica dużych pieniędzy, ale nie chcę ich na nie marnować, zwłaszcza że nie zostaje wiele czasu.
Kładę drobniejszą Sali na Jule, która leży na brzuchu, i rozchylam ich nogi. W ten sposób jedna cipka jest nad drugą. Bez zastanowienia wchodzę w pierwszą. Moje ruchy frykcyjne na pewno podniecają trochę zmęczone dziewczyny. Wychodzę z Sali prosto do cipki Jule znajdującej się zaledwie kilka centymetrów niżej. Mój świat wiruje, a serce pompuje krew do członka, który raz po raz zanurza się to w szparce Jule, to w dziurce Sali. Jestem bliski orgazmu, ale wciąż mam swoje 15 minut do wykorzystania i nowe pomysły.
Tym razem ustawiam je jedną za drugą. Leżą na prawym boku, napięte piersi Jule dotykają pleców Sali. Unoszę ich lewe nogi, układając je na moich ramionach, zaczynam rżnąć je ponownie, raz wchodząc w cipkę Sali, raz w Jule. Na przemian pieszczę dłońmi ich piersi i pośladki. Widok dwóch atakowanych przez ze mnie jaskiń rozgrzewa moją krew aż do wrzenia. Duże piersi Jule co rusz dotykają pleców Sali, masując je w trakcie moich ruchów. Dziewczyny trzymają się nawzajem za dłonie, wspomagając się w czasie moich silnych ataków. Jęczą z przyjemności na zmianę, już prawie niezdolne do wykonywania jakichkolwiek ruchów.
W końcu i ja daję upust mojemu wrzeniu. Przesuwam Sali na plecy, unoszę jej obie nogi na ramiona i zaczynam wbijać się w nią ostro. Łapię mocno jej pośladki, ściskam i podsuwam ją bliżej ku sobie, by dziko wwiercić się w jej wyeksponowaną cipkę. Głębiej i coraz głębiej…
Moja gwałtowność zmusza Sali do głośnego krzyku. Swoim grotem wbijam się do samego dna jej cipki, a moje lędźwie uderzają rytmicznie i z poklaskiem w jej rozwarte uda. Z każdym ruchem czuję, jak mój penis, dokładnie otulony jej ciasną pochwą, przebija się aż do jej gardła. Sali pod gradem moich ruchów wrzeszczy z odczuwanej przyjemności. Siedzący we mnie demon seksualności przejmuje władzę nad moim ciałem: to przyspieszam, to wolniej wchodzę w jej szparkę – aż do momentu gdy łapię za jej biodra i wwiercam się w nią w ostatnim akcie posiadania, którego efektem jest potężny wytrysk mojej spermy.
Ciężko dysząc, rozglądam się po pobojowisku. Zmęczona Jule obserwuje mnie leżącego na jej koleżance. Sali z rozrzuconymi nogami znieruchomiała pod moim ciałem, wciąż drgając od spazmów poorgazmowych. Bezwiednie gładzę jej twarz, dając jej to ciepłe uczucie, które kobiety bardzo lubią po seksie. Po pięciu minutach uśmiechów, delikatnego głaskania i pieszczenia obu zmęczonych ciał dziewczyn wstaję z łóżka i zmierzam pod prysznic. Jule, zataczając się lekko, idzie razem ze mną i tam ponownie myjemy się dokładnie. Wysuszam się już wilgotnym ręcznikiem i ubieram. W tym samym czasie do kabiny prysznicowej wchodzi Sali.
– Podobało ci się? – pytam Jule.
– Ya – odpowiada najczęściej używanym zwrotem w Indonezji: potwierdzeniem.
– Jesteś mocnym mężczyzną. Lubię twoją twarz i jego – mówi, dotykając mojego rosnącego penisa. – Jest bardzo twardy.

To zrozumiałe, że dziewczyny lubią takich klientów jak ja. Część mężczyzn bierze sobie je dopiero po wypiciu morza alkoholu, a niektórzy są starsi i zestresowani młodym wiekiem dziewczyn. Ponad połowę czasu dziewczęta muszą się namęczyć, żeby doprowadzić u takich osobników do wzwodu, nie mówiąc już, ile się męczą, żeby go utrzymać. Klientów takich jak ja się szanuje.

Scroll to Top