Spaghetti

Kolejny sms: „Potrzebuje jeszcze 15 min i wychodzę”
Dostałem go godzinę temu, a jej jeszcze nie ma. Licząc 30 minut na dojazd z biura do domu – powinna tu być od 15 minut.
Jak to dobrze, że znam ją tak dobrze i że spaghetti wstawiłem do piekarnika. Nie wystygnie tak szybko i nie wyschnie odparowując.
Zawsze lubiłem gotować. Robiłem to zwłaszcza kiedy miałem wolne weekendy a ona pracowała do późna. Dziecko spało już od godziny. Stół przygotowany. Świec jeszcze nie zapaliłem, bo nie wiadomo czy nie wypaliłby się przed jej przyjazdem.

Usłyszałem na korytarzy stuk obcasów.
„Hmm.. Wraca. moja businesswoman. Jak zwykle spóźniona. Jak zwykle trochę roztrzepana. Jak zwykle zamaszysta.”
Kiedy otworzyła drzwi zacząłem zapalać świece. Pstryk! Pstryk! Kiedy potrzeba zapalniczka odmówiła posłuszeństwa.
Nagle zza mnie wyłoniła się smukła ręka – Pstryk! Zajaśniał płomień. Nie usłyszałem jak wchodzi, pewnie zdjęła buty w przedpokoju.
Odwróciłem się.
„Achh.. Ten szelmowski uśmiech i te ogniki w ciemnych oczach.”
– Cześć kochanie. Wiem, spóźniłam się – tylko na chwilę położyła głowę na moim ramieniu. Zdejmując płaszcz przeszła do drugiego pokoju.
– Dziecko..?
– Śpi jak suseł od godziny.
– Co zrobiłeś dobrego?? Bo te świece to nie do zupki chińskiej.??
„Mhm.. małe złośliwości.. sam tego chciałem – to mnie w niej urzekło..”
– Pamiętasz jak się poznaliśmy? Jak rozmawialiśmy godzinami po nocach?
– Jakże bym mogła zapomnieć. Ta faktura za telefon.. – przewróciła oczami i uśmiechnęła się. Kocham ten uśmiech, to on przyspieszał bicie serca.
– Wiec dziś, tak jak wtedy obiecałem, będzie spaghetti.
– Zdążę jeszcze zapalić? Opowiem ci co się dziś działo – nasz mały rytuał relacjonowania sobie minionego dnia.
– Dobrze, ja też jeszcze zapalę – usiedliśmy naprzeciwko siebie w kuchni nad kubkiem wieczornej kawy. Patrzyłem w jej uśmiechnięte oczy. Mógłbym w nich utonąć. Słuchałem o tym, jak minął jej dzień. O tym, jak radziła sobie załatwiając kolejne sprawy, o tym jak się wkurzała na pracowników, jak szukała jakiś dokumentów (nie wiem o jakie dokumenty chodziło i dlaczego były tak ważne, ale po prostu lubiłem jej słuchać i chciałem wiedzieć jak spędziła ten dzień beze mnie).
A spaghetti stygło.
– Kochanie.. chodź zjemy..
– Już idę, już się zbieram. – z jękiem zmęczenia podniosła się z krzesła.
– Mam się przebrać bardziej elegancko? – doskonale wiedziała, że jej wygląd przyprawiał mnie o zawrót głowy. Tak jak i tym razem. Od samego patrzenia robiło mi się „mokro”. Czarny obcisły strój, czarna spódnica, bluzka, która odsłaniała odrobinę za dużo, widoczne przy każdym kroku pończochy opinające udo. Nie wiedziałem, czy bardziej mam ochotę schrupać ją, czy zjeść to (pewnie już ledwo ciepłe) spaghetti..
– Nie. Wyglądasz bosko. Jak zwykle. – przesunąłem dłonią po jej głowie – przez kark na plecy i pośladki wyraźnie zarysowane pod lejącym się materiałem spódnicy. Zadrżała. Oups! Znów to zrobiłem. Dotknąłem karku. Wiedziałem jak taki dotyk na nią działa, ale ty razem zrobiłem to nieświadomie. Wiedziałem, że muszę uważać na to kiedy ją podniecam. Potrafiła być nieobliczalna. Tak jak w supermarkecie na stoisku z bielizną, albo wtedy kiedy zamknęliśmy się w kwiaciarni.
-Siadaj. Już podaję.. – nalałem wina do kieliszków. Spaghetti okazało się jeszcze ciepłe.
Jedliśmy siedząc naprzeciwko siebie. Rozmawialiśmy o jakiś błahostkach. Jak zwykle się ze mną przekomarzała. Żeby choć na chwilkę ją uciszyć podałem jej na widelcu makaron w sosie, z dodatkową porcją sera. Z mojego talerza. Na moim widelcu. Podane moją ręką.
Szeroko uśmiechnięta pokiwała mi palcem przecząco dając do zrozumienia, że nie da się tak łatwo zakneblować. Kolejna porcja już czekała na wprost jej ust.
– ..Mhmmh niemhm robimhy.. tmakmm… – próbowała protestować i jednocześnie przełykać kolejne porcje spaghetti.
Nagle spoważniałem. Wstałem ze swojego miejsca. w dłoni trzymając chusteczkę powoli i ostrożnie zbliżyłem się do niej.
– Nie ruszaj się! Przez moment się nie ruszaj! – powiedziałem nie odrywając oczu od jej twarzy. Zamarła w bezruchu zdezorientowana.
Przysunąłem dłoń… jeden zdecydowany ruch i już po kłopocie. Miała drobinkę sosu na policzku
– Ohh.. Ty!! Jeszcze się zemszczę. Tak mnie wystraszyć?! I jeszcze w dodatku.. chusteczką?? Miałam nadzieję, że wiesz jak się załatwia takie sprawy.
– Taak…? Nie wiedziałem. Poprawię się… następnym razem. – nawinąłem na widelec kolejną porcję spaghetti i popatrzyłem na nią. I aż mnie zatkało z wrażenia! Moja czarnulka smarowała makaronem i tłustym czerwonym sosem wokół swoich ust. A w oczach te diabelskie ogniki.
– Masz drugą szansę – powiedziała wystawiając zalotnie język – poradzisz sobie czy mam zadzwonić po pomoc?
Wyzwanie, to pachniało na kilometr wyzwaniem. „Ja nie dam rady??”
– Daj ten swój pyszczek – położyłem jedną dłoń na karku, drugą ująłem ją pod brodę. Zacząłem całować wzdłuż linii ust. Skrzętnie omijałem same wargi. Wyżej, w stronę uszu, a potem znów w dół. Ręką gładziłem po karku i szyi. Cała aż drżała. Nastawiała policzki pod moje usta i język. Spod przymkniętych powiek obserwowała czy mnie to podnieca. Podniecało jak diabli! Dobrze, że nie było widać spodni i wypukłości jaka się tam utworzyła.
Wylizałem cały sos jaki udało się jej rozprowadzić po twarzy. Zsunąłem się w stronę ust. Pachnący winem i przyprawami pocałunek. Jej pragnienie, żeby był głębszy, dłuższy, mocniejszy. Wstałem i wróciłem na swoje miejsce.
– A teraz muszę popić. Może winka Jaśnie Pani? – nie lubiła jak się tak do niej zwracałem
– Ty wredniaku!! Wiesz że tego nie lubię. – próbowała mnie chwycić za rękaw ale udało mi się uciec.
– Masz za swoje! – strzeliła z widelca w moją stronę makaronem unurzanym w sosie. Kilka nitek przefrunęło obok ale ze dwie-trzy spadły mi na koszulę i spodnie.
– Taaak??? Okey – z mojego talerza mogłem wykorzystać tylko warzywa z sałatki. Biały sos na jej czarnej bluzce wyglądał dwuznacznie. Ze śmiechem próbowała zasłonić się przed moim pociskiem z warzyw i to, co miało polecieć na moją stronę posypało się z widelca na nią.
– Widzisz co narobiłeś..? – z obrażoną miną wskazywała na swoją spódnicę i tłuste plamy po sosie.
– Ja?? Przecież.. kochanie.. przepraszam.. – wystarczyła tylko zagniewana mina i byłem już wręcz uległy. Wiedziałem, że wykorzystuje to niecnie przeciwko mnie, ale nie mogłem się po prostu oprzeć. Podszedłem do niej i rozłożyłem ramiona by ją przytulić, kiedy nie wiadomo skąd na mojej piersi wylądowała garść klusek z nieodłącznym sosem.
– Taka jesteś..??? – objąłem ja wpół. Poczułem pod palcami jak bardzo jest ciepła. Jak miękka i jak delikatna.
Usta złączyły się same bez udziału świadomości. Uwielbiałem jej pocałunki.. delikatne i zaborcze. Jej język na moim, jak zawsze chwilkę próbowała czy dam jej rządzić i ulegała kiedy naciskałem mocniej. Poczułem przyspieszony rytm serca, szybsze pulsowanie żyłek na szyi, krótki oddech, miękkość i grację ruchów kiedy obejmowała mnie ramionami. Czułem zapach perfum i jej ciała. Jak obezwładniająca mgiełka. Zmysły na baczność. Wszystko skupione w jednym – w dotyku i bliskości jej ciała.
Podniosła się z krzesła. Całowała mnie mocno i głęboko jakby zachłannie i niecierpliwie. Zawsze tak całowała. Wydawało się, że boi się, że za moment zniknę. Zachłannie.
Przytuliła się biustem do mojego ciała, jej udo między moimi – wręcz wdarła się przemocą. Uścisk dłoni splecionej z moją. I buzujące podniecenie – przy niej i tylko przy niej tak się działo – od stanu zauroczenia, zaskoczenia do prawie samego szczytu pożądania w kilka chwil. Wystarczyło, że była blisko, że dotykała, nawet na pozór aseksualnie, że patrzyła, że się poruszała blisko mnie.
Coraz mocniej wplątane palce w moich włosach. Brak oddechu. Świat ucieka mi spod nóg. Czułem, że za moment stracę przytomność. Oddam się ekstazie, eksplozji czystej emocji.
– Kochanie..
– Mhmm…?
– Wiesz.. uwielbiam cię..
– Wiem. Ja ciebie też – ciężko oddychała
– Weź mnie.. tu i teraz. Chce się z tobą kochać – wyszeptała z uśmiechem.
Taką ją lubiłem i takiej się jej bałem. Miała wtedy całkowitą władzę. Wtedy to ona mnie zdobywała a nie ja ją – i widziałem że ulegnę, za każdym razem ulegałem. Tak jak ona mi. A może to tylko kwestia odpowiedniego doboru chwil? Światło świec padało na jej opalone ciało. Skrzyło się na złoto.
Ona wolała srebro. Ale dziś nie było księżyca za oknem. tak jak wtedy, gdy robiliśmy to po raz pierwszy. Wtedy była cała srebrna w księżycowej poświacie. Ja wolałem ją na złoto. To jedna z niewielu różnic między nami. Cieszyłem się z każdej z nich i kolekcjonowałem je jak drogocenne kamienie.

Przesunąłem dłońmi po jej brzuchu, na piersi. Dotykałem mocno i stanowczo. Tak jak lubiła – tak jak ja lubiłem najbardziej. Jej ręce na moim karku, na szyi, na twarzy.. jak dłonie niewidomej odnajdujące znajome szczegóły, linie, załamania, rysy.
Odchyliła się z zamkniętymi oczami. Opierała się pośladkami o stół. Znów całowaliśmy się głęboko. Ekstatyczne uniesienie. Czułem się jakbym unosił się wraz z nią ponad ziemią., jakby nie istniała grawitacja.
– Popatrz jaka jestem podniecona – wsunęła dłoń pod spódnicę i sięgnęła tam gdzie chciałbym być językiem. Wyjęła i pokazała mi w świetle świec jak błyszczą jej palce. Była bardzo mokra.
– Nie wierzę… – podniosłem spódnicę za brzeg – chcę sam sprawdzić.
Pomogła mi i jednym ruchem uniosła ją odsłaniając nogi w samych pończochach.
„Hmmm.. znów dałem się podkręcić.. znów to zaplanowała..” – pomyślałem z uśmiechem. Właśnie dlatego było nam tak dobrze ze sobą. Bezustannie zastawialiśmy na siebie pułapki, w których wpadnięcie zazwyczaj oznaczało nieopisaną rozkosz.
Sięgnąłem językiem.. zadarta spódnica zasłaniała mi jej twarz a tak lubiłem patrzeć kiedy ma wyraz oddania na ustach, oczach. To, jak jest jej dobrze widać było nawet w zmarszczeniu brwi. Łapczywie, zachłannie wpijałem się w nią ustami, lizałem i wbijałem się językiem do środka. Trzymałem ją za biodra a ona balansowała na krawędzi stołu. Wsuwałem się najgłębiej jak mogłem. Słyszałem jak nade mną dyszy. Powoli jej głęboki oddech przechodził w jęk. Pojękiwała za każdym razem, gdy wsuwałem język w jej wnętrze i kiedy wychodziłem drażniąc samym czubkiem łechtaczkę. Kiedy była już prawie na brzegu orgazmu – przestałem.
Z niespełnienia moja czarnowłosa kochanka bezgłośnie krzyczała.
Obróciłem ją. Opadła na stół, przytuliła się do niego brzuchem Przyjęła mój ciężar na swoje wygięte plecy. Rozłożyła szeroko dłonie pomiędzy rozrzuconymi sztućcami i serwetkami. Przysunąłem się do niej bliżej. Wyczułem jej ciepło ale zatrzymałem się tuż przed.. delikatnie głaskałem ją między płatkami. Drażniłem, to wzmacniając ucisk, sugerując, że już chcę wedrzeć się do jej wilgotnego i ciepłego wnętrza, to odsuwałem wywołując drżenie napiętych ramion i rozwartych ud. W końcu, kiedy po raz kolejny naparłem trochę mocniej przesunęła biodra i jednym gładkim ruchem przyjęła mnie do środka.
– Aaaaaaaaaaa… – długie paznokcie drapiące o blat. Znów wyszedłem. Bawiłem się dotykiem tuż przy wejściu do środka. I znowu się wbiłem. Cała zaciskała się wokół i rozluźniała. Oparła głowę o moje ramię. Powoli wypełniłem całe jej wnętrze. Zatrzymałem się. Czułem jej drżące dłonie kiedy objęła mnie do tyłu za twarz i gładziła włosy. Znów wyszedłem. I znowu się wbiłem. Zatrzymanie. Wyczuwałem ja całym sobą. Przywierała do mnie całym ciałem.
– Nie przestawaj.. błagam.. jeszcze.. – szept ledwo wydobywał się spomiędzy spierzchniętych warg.
Znów wyszedłem. I znowu się wbiłem.
Przyspieszyłem. Mocno ścisnąłem jej biodra. Objąłem ręką wpół. Mocniej.. mocniej.. mocniej..
Zatraciliśmy się oboje. Jej krzyki i mój głośny jęk. Poruszaliśmy się coraz szybciej. Coraz mocniej ściskałem jej pośladki i biodra. Kołyszące się światło świec.
– Jeeeszczeee.. – wbijałem się w nią z całych sił
– Błagam nie przestawaj. Jeszcze…
– …
Przez chwile trwaliśmy nieruchomo. Słuchaliśmy uspokajających się oddechów, cieszyliśmy się bliskością naszych ciał..
Spojrzałem na stół – moja duża, męska dłoń i obok jej mała, kobieca, delikatna. Ona patrzyła na to samo. Zmęczony uśmiech milczącego porozumienia. Nakryłem jej dłoń tak, że zupełnie schowała się we wnętrzu mojej. Poczułem jej palce zaciskające się od wewnątrz. I ciepło płynące gdzieś z głębi mnie poprzez ten uścisk.

Scroll to Top