Studium pożądania

Ten weekend zapowiadał się wspaniale. Łukasz wybierał się do swego kumpla Krzysztofa na działkę. Już miał w głowie cudowny widok siebie leżącego na stole lub polewanego ostatniego dnia zimną wodą pod prysznicem, by wytrzeźwieć i wrócić w stanie „kapującym” do domu. Dwa dni porządnego melanżu- dziś i jutro. Sobotni poranek przywitał Łukasza pięknym, późno lipcowym słoneczkiem. Wstał nie bez trudności (kto widział w wakacje wstawać o dziewiątej rano). Poszedł do toalety, wrócił do swego pokoju po czyste slipy i udał się pod prysznic. Przed tygodniem skończył osiemnaście lat i jeszcze dwa dni temu czuł wszystkie tego konsekwencje, zarówno w postaci swędzących pośladków (kumple nie próżnowali z pasem) i lekkich zawrotów głowy przy wstawaniu. „Za dużo ostatnio piję”, pomyślał. Sobota zatankowana w trupa i niedziela trochę mniej huczna- czyżby za dużo? Jego zdaniem tak, ale „w trakcie” się o tym nie myśli. Wziął prysznic, ubrał się w lekkie, letnie rzeczy (koszulka rozpięta na trzeci guzik i spodenki „3/4” z cienkiego materiału). Postanowił sporządzić sobie śniadanko. Nie było to trudne, gdyż na kuchence stała patelnia z lekko ostygłą jajecznicą. Znak to, że najdalej kwadrans temu matka poszła na rynek po warzywa.

Zjadł, co mu tam jeszcze zostawiła (bułeczki z wędlinką, pomidorem i szczypiorkiem), po czym wrócił do pokoju. Szybko spakował do swego szkolnego plecaka dwie pary skarpet, bokserki, spodenki, kąpielówki, koszulkę i bluzę w razie, gdyby wieczorem się chłodno zrobiło. Po namyśle wyjął z szuflady stówę i schował do portfela. Będzie na wódę i bistro, a może i jakimś dziewczynom się postawi piwko. Pokrzepiony tą myślą schował do kieszonki w portfelu drugą prezerwatywę, w razie, gdyby jedna nie wystarczyła. Założył sandały, zarzucił na siebie plecak, zawiesił na szyi odtwarzacz mp3 i puścił do jednego ucha kawałek w klimacie rasta. W tym momencie usłyszał stukot otwieranego zamka i cichy trzask zamykanych drzwi. Wyszedł na korytarz i zobaczył wracającą z siatką włoszczyzny mamę.
– Już wychodzisz? Pewnie nawet się nie najadłeś… – stwierdziła na jego widok.
– Zjadłem, zjadłem… No to do jutra mamo, na dziesiątą umówiłem się z Krzychem.
Pocałował rodzicielkę w policzek i wyszedł z domu.

Na pętlę autobusową miał kilka minut drogi. Pewnie czekał już tam na niego Krzysztof, popalając swe ulubione papierosy marki Spike Red. Na miejscu czekał go niemiły zawód. Kolega rozmawiał z jakąś dziewczyną. Była od niego wyższa o kilka centymetrów, miała włosy koloru jasno-ciemny blond upięte w kok i żywo gestykulowała podczas dyskusji. Podszedł bliżej starając się zostać niezauważonym. Miała figurę modelki- szczupła, małe piersi, wąskie biodra i patykowate kończyny. Obcisłe spodenki i top odsłaniający brzuch pokazywały jednak, że nie brakuje jej ciału krągłości. Nie znał jej. Kto to może być? Mieli być sami i schlać się do nieprzytomności, a tymczasem jakaś laska weszła im w paradę. Może to tylko przypadkowe spotkanie i zaraz sobie pójdzie? Jego przybycie oboje skwitowali uśmiechem.
– Hej Luki, to jest Monika, moja kuzynka. – rzekł Krzysztof na przywitanie. Uścisnęli sobie dłonie i przyciągnęli do siebie, zderzyli torsami i klepnęli w plecy. Witali się tak już od dwóch lat, od kiedy ich kilkumiesięczna znajomość przerodziła się w przyjaźń.
– Cześć, Łukasz jestem. – powiedział chłodno do dziewczyny. Podała mu rękę i przemówiła głosem, na dźwięk którego Łukaszowi serce zabiło szybciej.
– Monika.

Tym jednym słowem zdefiniowała całą swą osobę. Teraz mógł baczniej jej się przyjrzeć. Nie miał powodów no narzekań, nowo poznana osóbka potrafiłaby zawrócić mu w głowie, gdyby się na to zdobyła. Malutki, spiczasty nosek, zimne zielone oczęta, małe usta, wargi sprawiające wrażenie zagryzionych i wystające kości policzkowe nadawały jej aparycji powabu, którego nie dostrzegł u żadnej znanej sobie dziewczyny. Poczuł się wręcz wyróżniony, że podała mu dłoń, którą zresztą niezbyt mocno uścisnął. Miał ochotę wziąć Krzyśka na bok i porządnie go schrzanić za to towarzystwo, ale nadjechał zielono-żółty Neoplan poznańskego MPK linii 87 mający zawieźć ich w okolice działki rodziców Krzysztofa.Cała trójka wsiadła do autobusu i stanęła pośrodku pojazdu z racji niecodziennego tłoku. Widocznie nie oni jedyni mieli nadzieję ukoić na działce nagromadzone przez cały tydzień troski. Chwycili się rury biegnącej pod sufitem w ostatniej chwili, gdyż kierowca ruszył z impetem, co zresztą częste jest w przypadku spóźnień. Monika nie miała tego szczęścia, co dysponujący pewnym chwytem Łukasz i Krzysztof. Poleciała do tyłu, zatrzymując się na nowo poznanym koledze. Stała przodem do niego i upadając przylgnęła biustem do jego torsu, uciekając twarzą na ramię chłopaka, by nie zderzyli się głowami. Krzysztof odczuł pewne zakłopotanie, ale ucieszył się z bliskiego kontaktu z ciałem powabnej kuzynki przyjaciela. W ułamku sekundy cofnęła się niczym oparzona.

– Sorry bardzo, ale widzisz, co się stało. – przepraszający ton głosu Moniki zdradzał zażenowanie, ale w jej oczach dostrzegł dziwny błysk zdradzający „drugie dno” wypadku.
– Nic się nie stało. – odpowiedział Łukasz, uśmiechając się najbardziej naturalnie, jak w tej chwili potrafił.
– Tej, kurwa, patrzcie!
Krzyk Krzyśka wyrwał ich z krótkiej sceny zawiązania bliższej znajomości. Oto bowiem za oknami autobusu sunęły po niebie trzy myśliwce F-16. Niby żadna atrakcja, ale jednak kilka osób powiodło wzrokiem za cudami nowoczesnej sztuki wojennej otrzymanej od towarzyszy z USA. Między paczką nastolatków rozpoczęła się dyskusja na temat rozmaitych przypałów, szkoły itp. Monika zaczynała we wrześniu naukę w ich szkole z tym, że w liceum. Przyjaciele poczuwali się do obowiązku opowiedzieć jej kilka barwnych anegdot o nauczycielach i znajomych z innych klas. Wybuchali śmiechem po puentach relacji z wtop nauczycieli. Perlisty śmiech Moniki długie sekundy rozbrzmiewał w uszach Łukasza, zaś widok śmiejącej się i mrużącej przy tym dziewczyny powodował kłucie w podbrzuszu. Całą siłą woli powstrzymywał się od wzwodu, który zważywszy na jego lekki ubiór, natychmiast stałby się widoczny. Nim dojechali na swój przystanek, jeszcze kilka razy, niby przypadkiem na niego wpadła. Gdy autobus ruszał z jednej z zatoczek, stała odwrócona tyłem do niego i podczas typowego dla kierowcy mocnego startu przycisnęła pośladki
do jego bioder. Przez moment świat mu zawirował, a zapach jej włosów (wiśniowy szampon, był tego pewien) przyprawił go o wypieki na twarzy. Zganił się w myślach za swe fantazje, w końcu może nie miała niczego konkretnego na myśli, a on zbytnio ubarwiał rzeczywistość.

Pół godziny jazdy na przedmieścia i dotarli do celu. Państwowe Ogródki Działkowe „Leśniki”, chociaż lasu Łukasz nie widział tutaj ani grama pomimo dziesiątej wizyty podczas trzecich wakacji z rzędu. Przystanek autobusowy, zaraz koło niego droga gruntowa wiodąca wśród pól do „fortecy”, jak nazywał teren ogródków działkowych Krzysiek. Faktycznie, otoczony polami kwadrat okolony betonowym murkiem wysokim na dwa metry i z zewnątrz stylizowanym na szare cegły sprawiał wrażenie niedostępnego. W środku, pod murami wiodła droga otaczająca wszystkie działki. Te natomiast rozparcelowano na zasadzie szachownicy: kwadraty złożone z czterech ogródków pooddzielane drogami przecinającymi POD wzdłuż i wszerz. Domek Krzyśka wraz z malutkim ogródkiem i trawnikiem znajdował się mniej więcej pośrodku. Całości dopełniała budka ciecia przy wjeździe i parking dla gości tuż koło niej. Spacerowali sobie niespiesznie. Dochodziła za kwadrans jedenasta. Tu strzelały w górę żółte słoneczniki, tam biegały po ogródku małe pieski. Gdzieniegdzie sympatyczna babcinka pieliła ogródek, a kilkuletnie szkraby biegały w kąpielówkach po trawniku, nastawiając się na strumienie wody ze zraszacza. Para około czterdziestki opalała się na leżakach w porannym słońcu, a na stoliku między nimi stały dwie szklanki z sokiem wiśniowym. Słowem- sielsko, anielsko. Arkadyjskie widoki jakoś nie bardzo pasowały Łukaszowi do zataczania się od ściany do ściany, ale- jak mawia przysłowie- wolność Tomku w swoim domku.

– Jakoś nie chce mi się tutaj siedzieć i czekać do wieczora. – wymamrotała Monika.
– Faktycznie. – poparł ją nowo poznany kompan- Może pójdziemy nad jezioro? Wypije się piwko, poopala, wymoczy. Po południu się wróci i zacznie chlanie.
– Nie ma sprawy. – bez zastanowienia przystał na pomysł Krzysztof- Zostawiamy ten cały burdel, przebieramy się i dymamy na plażę.
Bezpośredniość wypowiedzi przyjaciela skłoniła Łukasza do pofolgowania poprawności językowej, którą starał się zachować przed poznaną dziewczyną.
– A potem się najebiemy. – skwitował, po czym uśmiechnął się od ucha do ucha.

Działeczki Krzychowi niejeden mógł pozazdrościć. Dwupokojowy domek z tarasem postawiony na półmetrowej podbudówce oraz trawnik wystarczająco duży, by rozstawić basenik i kilka leżaków. Wzdłuż płotu granicznego z jednym sąsiadem krzaczki malin, porzeczek czarnych i czerwonych, truskawki i poziomki. Lokator z drugiej działki miał okazję podbierać śliwki, gruszki i jabłka z karłowatych drzewek. W jednym rogu posesji królował orzech włoski rzucający po południu cień na połowę trawnika. Małe grządki z warzywami służyły do przyrządzania letnich surówek ze świeżych, naturalnie uprawianych roślin. Łukasz za każdym razem, gdy tu przyjeżdżał, miał ochotę pozostać w tymże miejscu do końca lata. Z dala od wielkomiejskiego zgiełku, blokowisk, nocnych świateł i hałasów autobusów nocnych przemykających pod oknem. Nawet komputera nie będzie mu brakować. Dobra książka, alkohol i dużo słońca. Ten jeden weekend w trakcie całych wakacji mógł okazać się strzelonym w dziesiątkę, wszak matura za pasem i kilka godzin dziennie chłopak poświęcał na powtórki z matematyki (przysiągł sobie, że przygotuje się do rozszerzenia bez korepetycji). Płotek okalający działkę nie sięgał jednego metra, a furtka miała tylko klamkę. Taka ufność względem sąsiadów miała swoje uzasadnienie- wszyscy się znali, a kilkanaście osób mieszkało tu na stałe i w zimne pory roku doglądało, czy ktoś nie szpera po nieswojej działce.

Dotarli do celu w kilka minut, po drodze wypalając po papierosie. Monika ekscytowała się niemal każdym nowo poznanym obiektem. W trakcie jazdy autobusem Łukasz dowiedział się, że pochodzi z kilkunastotysięcznego miasta, gdzie nie ma ogródków działkowych, bo większość osób ma duże ogrody i nie potrzebuje dodatkowych terenów rekreacyjnych. Szybko się rozpakowali, a dziewczę od razu zajęło łazienkę. W tym czasie Łukasz rozejrzał się po chatce. Mały przedpokój z wieszakiem i szafką na buty, z którego wchodziło się do łazienki wyposażonej w sedes, umywalkę i prysznic oraz salonu służącego rodzicom Krzysztofa za sypialnię. Dwa kredensy, stół pośrodku, cztery krzesła, telewizor i trochę bibelotów. W jednym kącie schody kręcone do pokoju na górze, gdzie poza dwoma łóżkami, regałem z książkami i szafą nie było żadnego wystroju. Malutka kuchnia z blatem, lodówką, kuchenką i zlewem, a miejsca tyle, by jedna osoba mogła się obrócić i obsłużyć cały sprzęt. Tak zapamiętał to miejsce z majówki i od tego czasu nic się nie zmieniło. Brakowało tylko zegara na ścianie, który zostało rozbity podczas wymiany baterii przez znietrzeźwionego Krzyśka. Pewnie jeszcze długo trwałyby te kontemplacje, gdyby trzask drzwi nie wyrwał go z zamyślenia. Gdy Łukasz trwał w stanie błogiej nieświadomości, przyjaciel wydobył z lodówki półtoralitrową mineralkę, a Monika wyszła z łazienki. Na jej widok serce podeszło chłopakowi do gardła. Założyła wiązane na biodrach i plecach bikini. Wyobraźnia zadziałała szybciej, niż zdrowy rozsądek. Niewidzące spojrzenie przeniósł z elementów wystroju wnętrza na dziewczynę. Sztywne miseczki stanika dokładnie zakrywały piersi, jednakże sam ich kształt pozwalał bez trudu wydedukować, jakie skarby kryją. Majteczki złożone z dwóch sporych trójkątów kryły dziewczęce łono i zasłaniały ponad połowę zgrabnej, acz jak domyślił się wcześniej Łukasz, kościstej pupy. Opalone równomiernie ciało kusiło o domysły, że nie raz zrzucała ten skromny strój, by oddać się kąpieli słonecznej w stroju Ewy. Delikatne i wypielęgnowane stopy obute w filigranowe sandały niemal bezgłośnie stąpały wpierw po płytkach w przedpokoju i po wejściu do salonu, po parkiecie. Poruszała się w naturalny sposób i chyba nie zauważyła, że Łukasz wpatruje się w nią wzrokiem mówiącym po tysiąckroć „zjem cię, schrupię cię”.
– Aleś się odjebała, nie ma co. – skomentował wygląd kuzynki Krzysztof.
– No co, przecież nie będę się nad jeziorem dopiero rozbierała. Pójdę od razu tak. – jej tłumaczenie trafiło do roszczącego sobie prawo do opiekowania się nieletnią kuzynką chłopaka.
– No, to ja z Lukim też pójdziemy od razu w gaciach. Co nie?
– Jasne. – zapytany starał się ukryć zmieszanie – A gdzie browary schowamy?
Krzysiek podrapał się w głowę.
– W sumie, kurwa… Weź plecak.
– To po cholerę mam świecić gołą klatą, jak plecak będę ze sobą taszczył.
– No to nie wiem…
– Hej! – wtrąciła Monika zirytowana faktem, że jej zdanie zupełnie zostało pominięte w dyskusji – Weźmy torbę, od razu się koc i ręczniki schowa.
– Genialna jesteś. – pochwalił ją kuzyn – No to wywal z torby moje rzeczy, ja idę do kibla.
Gdy już udał się tam, gdzie nawet królowie chadzają pieszo, Monia zabrała się za wywalanie rzeczy Krzysztofa na tapczan. W tym czasie Łukasz nalał sobie wody do szklanki.
– Chcesz?
– Nie, dzięki. Poczekam na piwo.
– No bez jaj, nie chcę mieć przypału, jak nas dojebią.
– W razie co powiecie, że się dopiero poznaliśmy i nie będziecie mieli gnoju za rozpijanie nieletnich.

Kolejny raz trafnym argumentem przekonała dyskutanta. Nim nieobecny przebrał się w kąpielówki i wrócił do towarzystwa, przybornik plażowicza był już spakowany. Do ręczników i dużego koca (w sam raz na ich trójkę) dołączyło mleczko do opalania. Łukasz modlił się w duchu, by to on był tym szczęśliwcem, który rozsmaruje chłodny płyn po niemal nagich, gładziutkich plecach dziewczęcia.
– Dalej, idź się przebrać, chciałbym już iść.

Popędzony przez przyjaciela chłopak wyjął kąpielówki z plecaka i udał się do łazienki. W ciasnym pomieszczeniu nie czuł się zbyt komfortowo, dodatkowo uwierał go sztywny członek. Nawet nie ukrywał przed sobą, że przeleciałby Monikę przy lada okazji.Rozebrał się i wtedy dotarło doń, że przecież nie pokaże się towarzyszom z pokaźnym wybrzuszeniem poniżej pasa, skoro ma mieć
same kąpielówki. Widział tylko jeden sposób, by pozbyć się kłopotu. Co prawda od wielu tygodni się nie masturbował, ale tę sytuację uznał za mającą jedno jedyne wyjście awaryjne. Monika, jak Monika. Gdyby byli sami i stanąłby przed nią z naprężonym penisem w kąpielówkach, pewnie kochaliby się do utraty tchu. Ale Krzysztof… Raczej nie byłby zadowolony z ewentualnego wybryku „podopiecznej”, więc lepiej, żeby nie dowiedział się przedwcześnie o planach przyjaciela. Może sytuacja sama się rozwinie na ich korzyść?

Usiadł na klozecie i ujął główkę penisa opuszkami trzech palców. Ten jeden raz sobie ulży, sytuacja go do tego zmusza. Zdjął napletek z żołędzi i nałożył go z powrotem. Niezawodny sposób na rozładowanie napięcia od ładnych paru lat. Przymknął powieki i pomyślał o obiekcie swych pragnień. Oczyma wyobraźni widział ich na plaży. Wypinającą w jego kierunku tyłeczek Monikę. Nagusieńką, błyszczącą i wydepilowaną muszelkę. Niecierpliwe kołysanie biodrami. Była tylko jego. To on miał ją posiąść. Równomiernie opalone ciało prosiło się o pieszczoty. Odwracała się do niego i po jej zaszklonych oczach, kołyszących się od głębokich wdechów i wydechów piersiach, rumieńcach na twarzy i dekolcie poznawał, że jest w tym momencie jedynym, który może ją zaspokoić. Myśli podążyły dalej. Klęczał za nią. Masował dłońmi kościste biodra, a aksamitna skóra i drżenie kochanki pod wpływem dotyku rekompensowały mu skąpstwo natury. Opuszkami palców błądził po brzuszku, który cofał się i rozkurczał od spazmatycznych oddechów. Pieścił łechtaczkę czubkiem penisa. Delektował się stycznością dwóch nabrzmiałych organów służących obojgu płciom z osobna do doznawania rozkoszy. Wilgoć z jej łona pobudzała go do działania. Masował bezwiednie penisa. Oparł się lewą ręką na kolanie i przyłożył do dłoni czoło. Pochylił się niczym dyskobol. Tak, to ta pozycja, w której osiągał największą satysfakcję. Wydawało mu się, że z profilu musi sprawiać wrażenie zamyślonego. Taka dwu-trzyminutowa gra wstępna przed masturbacją zawsze wzmagała końcowy efekt.

Czuł się strasznie głupio. Tak celebrować zwykłe „walenie konia”. Zamiast zachować się jak facet i poderwać Monikę. He, na to przyjdzie czas. Przecież nie weźmie jej na plaży. Miał namiastkę tego, co być może ich czeka. Zaczął poruszać prawą ręką w wyuczony, aczkolwiek od jakiegoś czasu niepraktykowany sposób w chwili, gdy fantazja zagoniła go do wnętrza przybytku rozkoszy dziewczęcia. Wyimaginowany seks toczył sie pod jego dyktando. Pożądanie rozpaliło mu ogień w podbrzuszu. Od samego wtargnięcia w ciasną, choć nie dziewiczą pochwę wygięła się w pałąk. Przyspieszył. Coraz cięższy oddech mógł go zdradzić przed przyjaciółmi, toteż trochę się opanował. Kochał się z nią i tylko to się liczyło. Poruszał miednicą w tempie swej ręki. Trzymał w dłoniach małe piersi i czuł dotyk twardych, drobnych sutków. Słyszał jęki penetrowanej nastolatki. Tracił kontrolę nad swym ciałem. Pochylił się i oparł tors na jej plecach. Wtulał się w jej ciało, wzmagał ruchy. Zaczynała szczytować. Wbijał się w nią mocno i do końca. Krzyczała, by nie przestawał, ale nie miał już sił. Opadła na koc. Położył się na niej i jednym ruchem sfinalizował stosunek. Przesłonił lewą dłonią linię strzału spermy, która trafiłaby na drzwi. Po chwili miał w garści owoc wysiłku minionych kilku minut. Strzepnął zawartość dłoni do sedesu i umył ręce. Gdy opadło zeń napięcie, wysikał się i spłukał zawartość muszli. Założył kąpielówki i wrócił do Krzyśka i Moni.

– To jak, idziemy?

Scroll to Top