Suknia panny młodej

„Ja Andrzej, biorę Ciebie Gabrielo za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę…”. Kobieta w sukni ślubnej przygryzła ze złością wargę. Nienawidziła swojego imienia odkąd tylko przypominała sobie jakąkolwiek chwilę z wczesnego dzieciństwa. Gabrysia, Gabryjiela, Gabunia, Gaba, Gabrielka. Każda z wersji imienia nadanego ponoć ku czci prababci, sławnej w całym mieście hafciarki, kojarzyła się w głowie właścicielki z ciepłym, mdlącym zapaszkiem prowincji. A teraz stoi w tej durnej napuszonej bezie i dla faceta swego życia będzie już do końca swych dni „małżonką moją Gabrielą”, jak obiecywał pół żartem, pół serio przedstawiać ją w towarzystwie. Właśnie. Beza. Niewygodna, tandeciarska i nieprzewiewana. I przedpotopowy welon. Elka miała wrażenie, że topnieje w środku tego uniformu. Blaszany, połatany dach kościoła nagrzany wrześniowym słońcem zadziałał jak grillownica.
Jak miło byłoby wziąć cichy ślub w klimatyzowanym konsulacie w Barcelonie. Namawiała do tego Jędrka usilnie przez całą wiosnę. Ubrałaby błękitną sukienkę z cienkimi paskami tkaniny krzyżującymi się na głęboko odsłoniętych plecach. A później kolacyjka we dwoje w barze z widokiem na wieże Gaudiego. Poza tym dziewczyna była przekonana, że za drobną gratyfikacją urzędnik konsularny zamiast znienawidzonej „Garbrieli” wypowiedziałby imię „Elka”, którym od lat przedstawiała się zarówno prywatnie, jak i oficjalnie. Zresztą, jak by na wizytówkach wyglądało „Gabriela Kownacka. Creative Director”. To imię pasuje do księgowej, a nie pracownicy największej agencji reklamowej w zachodniej Polsce. A „Elka”, to „Elka”. Od razu widać, że trzyma się pół metra od wszelkich ksiąg rachunkowych.
No ale scenariusz hiszpański okazał się nie do zaakceptowania. Narzeczony powtarzał jak katarynka, że tradycja, że zobowiązania rodzinne, że ksiądz proboszcz, że całe miasteczko. Tradycja-srycja. Matko, jaki z tego faceta chwilami wychodzi zapyziały palant. Miasteczko Wyronieck, nasza mała ojczyzna. Gdyby tylko tak bardzo go nie kochała… Więc zgodziła się i na ten kościółek wymagający remontu, i na wesele na 250 osób i nawet na wódkę weselną zamiast Bolsa czy Luksusowej.
A teraz Elka stoi przed ołtarzem jak taka durna, z połową miasteczka za plecami. Suma ciągnęła się niemiłosiernie, bo ceremonia bez mszy oczywiście też nie wchodziła w grę. Dziewczyna dziękowała tylko za intensywny zapach kadzidła. Aromatyczny dym tłumił odrażającą woń, starego zaniedbanego mężczyzny, który rozsnuwał wokół siebie proboszcz. Z kolei na siateczce obrzydliwego welonu zatrzymywały się przynajmniej kropelki śliny księdza Konstantego. Kolejne pretensjonalne imię pasujące jak ulał do dwutysięcznego miasteczka – skonstatowała Elka. Spojrzała kątem oka na Andrzeja. Wydawał się być pochłonięty w modlitwie. Przeniosła ciężar z jednej nogi na drugą. Szpilki sygnowane marką Wenecja były tyleż seksowne, co mało wygodne. Średnio nadawały się do ponadgodzinnych kościelnych celebracji, odbywanych przecież głównie na stojąco.
Za to szpiczaste pantofelki idealnie posłużą w tańcach na imprezie dla znajomych w Palladium. Ufff… Jutro popołudniu wsiadają z Andrzejem do samochodu i zostawiają na resztę życia Wyronieck. Eleganckie dwupokojowe mieszkanie w śródmieściu Wrocławia trzeba jeszcze tylko urządzić, ale to przecież sama przyjemność. Na razie mogą spać jak do tej pory na materacu z IKEA. Oki-doki. Z tego co Elka pamiętała z młodzieńczych doświadczeń, msza dobiegała końca. Oby tylko przetrwać wieczór z podchmielonymi wujkami chcącymi podczas weselnych wygibasów poobmacywać pannę młodą ..

***

Tomek miał serdecznie dosyć wielkiej wyprawy na weselne uroczystości Elki. Razem z Bartkiem, Zośką i Olgą zobowiązali się dostarczyć wielki karton z prezentem od firmy na to zdupie. Porządnie wytrzęsło ich na drogach piątej kolejności odśnieżania. Pobłądzili ze dwa razy i nadrabiali w sumie kilkadziesiąt kilometrów. Oczywiście spóźnili się ponad kwadrans. Usiedli w ostatniej ławce blisko wejścia. W sumie nie ma tego złego… Taka lokalizacja uratowała delegację ślubną z agencji od utraty zmysłów w dusznym wnętrzu. Tomek współczuł serdecznie Elce. W głębi nawy, przed ołtarzem musiało być jak w ukropie.
W sumie dobrze jej tak, uśmiechnął się złośliwie. Tak jest zaświergolona w tym swoim Jędrusiu, że nie dostrzega jaki z niego burak. Nie dość, że parafiańszczyzna bije mu uszami, to jeszcze nie potrafi rozmawiać o niczym innym, jak tylko o swoich projektach. Pan inżynier zakichany. Nosi wyżej nos niż czubek głowy. A nie odróżnia Malczewskiego od Malewicza.
W życiu nigdy Tomek by nie przyznał, że największy ”w****” budzi w nim fakt, że Elka w narzeczonym była zabujana do nieprzytomności.
Sam Tomasz, jako żonaty facet z ponadziesięcioletnim stażem, patrzył na dziewczynę na progu życia małżeńskiego z lekkim dystansem. Wiedział, że namiętność, fascynacja szybko przeminie. I Elka zwiędnie i zasuszy się w sfrustrowaną żonę faceta, który nie dorasta jej intelektualnie do pięt. A małżeństwo zapewne traktowała tak samo serio jak to zlecenie projektu reklamówki „na wczoraj” z Lestrades. Siedziała wtedy dzień w dzień i noc w noc przed komputerem. Nie zrażała się, chociaż kapryśny klient sam nie wiedział czego chce i co chwila wywracał całą koncepcję na nice. Wszyscy w agencji widzieli, że tak samo bez reszty angażuje się w swój związek. Do Andrzeja wydzwaniała minimum trzy razy w ciągu dnia pracy i nawet na naradzie pisała do narzeczonego pod stołem czułe SMS-y. Kiedy Tomek kilka razy próbował z Elką poflirtować, każdą zaczepkę obracała w żart. Ewidentnie iskrzyło między nimi, ale dziewczyna nigdy nie przekraczała subtelnej granicy między przyjacielskim przekomarzaniem, a pierwszymi taktami damsko-męskiego tanga.
Tomek rozejrzał się. No tak, jak to w polskim kościele. Wszędzie trzeciorzędne malowidła na ścianach, a nigdzie porządnego oznakowania jak dojść do toalety. Postanowił jednak zaryzykować. Po dwóch porannych kawach wytrzęsiony na dolnośląskich bezdrożach pęcherz dopominał się boleśnie ulgi. Tomek wstał i dyskretnie opuścił przedsionek kościoła. Rozejrzał się. W takim miejscu nie da rady skorzystać z plenerowego odprysku. Mężczyzna ruszył wzdłuż ceglanego muru wokół budynku w nadziei na znalezienie wejścia do zakrystii. Na pewno musi tam być wygódka dla księdza proboszcza lub chociaż życzliwy kościelny, który wskaże rozwiązanie tak delikatnego problemu.

Andrzej po raz pierwszy w życiu czuł się bezgranicznie szczęśliwy. Przymknął oczy i jedną częścią duszy wtapiał się w przebieg mszy, a dugą kontemplował swoja rajską sytuację. Ostatni projekt znalazł uznanie u klienta na tyle duże, że pojawiły się już kolejne zlecenia na cztery nowe inwestycje. Szef zaproponował sam, że firma sfinansuje MBA. Zamówione meble do kuchni przyjadą tydzień wcześniej, bo stolarzowi spadło jedno zamówienie. No i ukochana kobieta właśnie zostaje żona. Jedyne co spędzało mu sen z powiek to perspektywa zamieszkania na stałe we Wrocławiu. Nie wyobrażał sobie życia poza Wyronieckiem. Sad rodziców pachnący jabłoniami, miniaturowa piaszczysta plaża nad strumieniem, pani Basia w sklepiku przy rynku uśmiechająca się codziennie tak samo szczerze i życzliwie. A duże miasto, to duże miasto. Żygać się chce, kiedy widzi się te wszystkie singielki po czterdziestce łapiące wszystko co się rusza. Chlejących całymi wieczorami sfrustrowanych kopirajterów bez weny, Zadymionych wściekłością krawaciarzy w wypasionych toyotach i bejcach wcinających się na wała z podporządkowanej. Zero oddechu, nikła zieleń przydymiona spalinami. I nie ma gdzie mieszkać. Masz do wyboru rozpadające się kamienice, wyzute z charakteru blokowiska albo klatki dla chomików poustawiane obok siebie przez pomylonych od chciwości developerów. Andrzej przyznał, że pułapka na gryzonie kupiona na spółkę z Elką nie wyróżniała się z grona innych ofert poza przyjazną lokalizacją niedaleko wylotówki na Wyronieck. Miał jednak nadzieję, że wrócą do swojego miasteczka jak tylko pojawią się dzieci. Sam może dojeżdżać tę godzinę drogi do biura. No i Elka uwolni się wreszcie od tego toksycznego towarzystwa fałszywych pisapsiułek i szemranych kolesi z agencji. Sama zwierzała się, że czasami ma serdecznie dosyć pracy i z trójeczką dzieci mogłaby spędzać całe dnie. A może nawet z czwóreczką? Andrzej uśmiechnął się pod nosem. Seks to pewnie nigdy się im nie znudzi. Cholera jasna, odpłynął myślami za bardzo. Postarał się skupić na przebiegu sumy. No tak. Już za chwilę komunia święta. Potem pozdrowienia, błogosławieństwo i rozesłanie, a potem do zakrystii na podpisanie papierów urzędowych.

W zakrystii było jeszcze upiorniej niż przy ołtarzu. Elka prawie zemdlała podpisując podsuwane kolejno przez proboszcza papiery. Oparła się oburącz o stół.
– Muszę się odświeżyć. Jest gdzieś tutaj umywalka z zimną wodą? – spojrzała w stronę księdza.
– Tutaj nie, ale na plebanii możesz dziecko skorzystać z łazienki – staruszek skinął głową w kierunku drobnej blondynki w komży. – Drzwi otwarte, ale Zosia pokaże drogę, a w razie czego pomoże – dodał z ciepłym uśmiechem.
– Pójdę z Tobą, wyglądasz naprawdę niewyraźnie – zaniepokoił się Andrzej.
– Spoko, w razie czego ministrantka Cię zawoła.
– Dobrze my w takim razie może wyjdziemy do nawy i ksiądz Konstanty poprowadzi różaniec, żeby goście się nie niepokoili – świeżo upieczony mąż spojrzał błagalnie na proboszcza.
Elka nie czekała na dalszy ciąg tych dywagacji i ruszyła za niknącą w ciemnej sieni dziewczyną. Wychodząc zmrużyła oczy od nagłego rozbłysku ostrego słońca. Szła niemal na oślep obok ministrantki i zastanawiała się nad meandrami watykańskiej polityki. Czy wprowadzanie na zakrystię dziewczynek zamiast chłopców miało zapobiegać aferom z molestowaniem chłopców przez duchownych? Czytała chyba taki komentarz w necie do upowszechniania koedukacyjnej ministrantury. Szalony pomysł. Takie dojrzewające dziewczątka to przecież burze hormonalne. Zakocha się w wikarym czy proboszczu i kłopot gotowy. Chociaż Księdzu Konstantemu to chyba nie grozi. Elka zmierzyła wzrokiem sylwetkę dziewczynki. Widać było, że za chwilę eksploduje w niej kobiecość. Buzia miała jeszcze trochę dziecinne rysy, ale biodra i piersi zaokrąglały się już ponętnie. Elka zastanawiała się ile Zosia może mieć lat. Teraz te małe kobietki tak szybko dojrzewają, że nie można się zorientować, czy mają lat szesnaście czy czternaście. A niejedna jedenasto czy dwunastolatka wygląda tak, że niejednemu Polańskiemu by oczy powypadały. Elka potknęła się na nierównym chodniku.
– Dobrze się Pani czuje? – Zosia podtrzymała pannę młodą.
– Spoko, to tylko mój astygmatyzm. Ledwo widzę po tych kościelnych mrokach.
– To uwaga, teraz będą dwa schodki – uprzedziła dziewczynka.
Elka ostrożnie weszła na werandę plebanii.
– To dalej pójdę sama. Jak dalej? – Elka uśmiechnęła się do Zosi.
– Za wejściem w prawo i drugie drzwi, takie biało niebieskie – blondyneczka oddała uśmiech.

Drzwi do zakrystii były otwarte, ale małe pomieszczenie za ołtarzem rozwiało nadzieję Tomka na ulżenie swej fizjologii. Jedyne drzwi prowadziły do nawy głównej, gdzie właśnie kończyła się msza. Mężczyzna wyszedł z sieni o rozejrzał się wokół. Na szczęście między drzewami sadu rysowała się bryła niskiego budynku, w której zapewne pomieszkiwał starszawy proboszcz. Tomek skierował się miedzy drzewa powoli, by nie podrażnić obciążonego pęcherza. Dopiero gdy wchodził na ganek puknął się w czoło. Trzeba było się odpryskać gdzieś pod jabłonką, z tego miejsca by nikt go nie dostrzegł. No ale jak już jest na plebanii to sprawdzi tutejszą wygódkę. Przaśnie będzie, ale może chociaż czysto.
Zaraz po wejściu do łazienki Tomek obrzucił wzrokiem pomieszczenie. Zaskakujące, ale w toaleta na plebanii prezentowała się nad wyraz luksusowo. Szybko zlokalizował pisuar za ścianką z luksferów. Mocował się chwilę z rozporkiem na guziczki i już za chwilę z zamkniętymi oczami pozbywał się nabrzmiałego efektu porannych kaw. Kiedy skończył, rozglądał się z ciekawością. Pomieszczenie miało chyba ponad 20 metrów kwadratowych. Wyłożone jasnoszarym granitem z ciemnopomarańczowymi wstawkami błyszczącej glazury wydawało się być nawet jeszcze większe. Naprzeciwko wejścia szeroka umywalka z długim lustrem, na pierwszy rzut oka kryształowym. Na prawo od drzwi niezbyt wysoki murek za nim toaleta i nawet bidet. Błyszcząca, luksusowa kabina prysznicowa. Do tego podświetlenie punktowe w podwieszanym suficie. No i świeży, cytrynowy zapach w całym pomieszczeniu tworzył miły koktajl z dobiegającym przez otwarte szeroko okno aromatem sadu.
No tak, proboszczowa łazienka bardziej przypominała pokój łaziebny w czterogwiazdkowym SPA.
– Fiu, fiu – zagwizdał pod nosem Tomek. Jak na zaciekłego antyklerykała przystało od razu pomyślał o zdewastowanym dachu kościoła.
Mężczyzna podszedł do umywalki i umył ręce. Zajrzał jeszcze za drzwi umieszczone obok kabiny prysznicowej. O ho ho! Kto by się spodziewał. Tomek wszedł do niewielkiego pomieszczenia. No proszę, znalazło się miejsce nawet na wielką trójkątną wannę z dyszami jacuzzi i kabinę parowej sauny. Mężczyzna z ciekawością oglądał panel na ścianie przy saunie. Domyślił się, że urządzenie umożliwia także skorzystanie z biczy wodnych i aromaterapii.
Nagle Tomek zdrętwiał. Usłyszał trzaśnięcie w głównej łazience i szum wody z umywalki.
– Cholera jasna – pomyślał gorączkowo. – Idiotyczna sytuacja. Wyjdzie na to, że myszkuję po plebanii jak złodziej.
Uchylił lekko drzwi. Przez niewielką szczelinę zobaczył skrawek białego tiulu. Elka. Uchylił jeszcze trochę drzwi. Dostrzegł w lustrze naprzeciwko umywalki, że opiera się dwiema dłońmi o umywalkę i pochyla nad nią głowę wdychając powietrze chłodzone strumieniem zimnej wody. Tomek przypatrywał się z przyjemnością widzianej od tyłu sylwetce. W jego głowie zakotłowały się obrazy. Poczuł, jak rośnie erekcja. Panna młoda, tak bardzo świeża, delikatna, w bieli symbolizującej niezbrukaną czystość. Tomek nie miał złudzeń, że w dzisiejszych czasach panny donoszą wianek do nocy poślubnej, ale symbol pozostał nadal mocny. Tak bardzo miał na nią ochotę. Przypomniał sobie jak niesamowicie pachniała, kiedy całował ją gratulując przyszłego ślubu. Jaśmin z lekką nutą cynamonu.
Elka wyprostowała się. Widział jej podwójnie odbity uśmiech. Ze zdziwieniem dostrzegł, że unosi rąbek sukni. Coraz wyżej i wyżej, odsłaniając nogi obleczone w cieniutki jedwab pończoch. Jedną dlonią przytrzymywała ją na udach a drugą zanurzyła między nimi. Tomek niemal nie wypadł przez uchylone drzwi. Ona się masturbuje. Na plebanii, nie bacząc na czekające tłumy gości weselnych duszących się wewnątrz kościoła. No tego by się po tej cnotce nie spodziewał. Ciekawe czy jej świętojebliwy mąż wie, że żonka grzeszy nawet pod bokiem proboszcza. Tomek wyjął komórkę, otworzył obiektyw i ustawił opcję na nagrywanie. Widział w okienku telefonu jak dziewczyna rytmicznie zanurza dłoń między tiul sukni. Odczekał minutę. To wystarczy. Teraz otworzył szeroko drzwi.
– Cześć Elka – powiedział cicho.
Dziewczyna odwróciła się w stronę niespodziewanego intruza.
– Tomek, co ty tu robisz – z wrażenia nawet nie wyjęła dłoni z majtek. Dyszała nierówno z zaróżowioną twarzą i dekoltem.
– Właśnie patrzę i nie muszę pytać co ty tu robisz – mężczyzna uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Panna młoda wypuściła wreszcie z dłoni krawędź swej kiecki.
– Nie Twoja sprawa – powiedziała bez przekonania.
– Jasne, że nie moja. Bardziej zainteresowane będą wszystkie sąsiadki, którym pokażę ten filmik – wyciągnął dłoń z telefonem. Z głośnika aparatu rozległo się ciche pojękiwanie. Elka schowała twarz w dłoniach.
– Czego chcesz – zapytała półgłosem.
– Tego samego czego ty przed chwilą. Tylko że we dwoje. To znacznie przyjemniej,
– Chcesz mnie zgwałcić w dniu mojego ślubu? – w temperamentną dziewczynę wstąpił duch oporu.
– Nic na siłę. Masz wolną wolę. Zawsze możesz uznać, że masz w pompie te małomiasteczkowe uprzedzenia. Ale nie sądzę, żeby Twój Jędruś tak łatwo przełknął to upokorzenie. Trochę zdążyłem poznać jego buraczane zasady – Tomek zrobił dwa kroki do tyłu. – To jaka decyzja? Goście czekają na weselicho? Spoko? – roześmiał się przytaczając jej ulubione powiedzonko.

Elka stała bezradna. Poczuła się jak by spadała w przepaść. Kiedy weszła do łazienki na plebanii żeby się odświeżyć, bardziej myślała o tym, żeby nie zemdleć. Pieszczoty ani były jej w głowie. Kiedy jednak stała nad opryskującymi twarz kropelkami zimnej wody, z lekko rozchylonymi kolanami… Kiedy czuła wwiewający pod suknię letni wiatr.. Kiedy skojarzyła sobie, jak musi wyglądać taka pochylona, z wypiętym tyłeczkiem… Nie mogła się opanować. Zapomniała o całym świecie. Pieściła się intensywnie, wyobrażając sobie, że zamykają się z Andrzejem w tej łazience i pieszczą przy umywalce, a potem lądują pod prysznicem. Zanurzała między coraz bardziej wilgotne płatki środkowy palec. Masowała łechtaczkę naciskając w rytm przyspieszającego oddechu. Tak było miło, beztrosko i przyjemnie. I nagle obok pojawił się Tomek z nakręconym ukradkiem filmem. Nie wiedziała co ma robić. Usuwał się jej grunt pod nogami. Z jednej strony dziewczyna najchętniej dałaby do wiwatu temu palantowi. Zatrzasnęła za sobą drzwi, wróciła do kościoła, a Tomek niech pokazuje co tam nagrał, komu chce i jak chce. I tak miała zamiar za chwilę zerwać wszystkie nitki łączące ją do rodzinną miejscowością. Z drugiej strony Elka wiedziała, że Andrzeja taka sytuacja by dobiła. Z jeszcze jednej strony… Tomek podobał się jej od pierwszego spotkania w biurze, kiedy oblała go kawą przy stoliku z ekspresem. Flirtowali niekiedy podczas przerwy na lunch. Miał specyficzne poczucie humoru, potrafił żartować także na własny temat. Lekko złośliwy, błyskotliwie inteligentny. Zawsze w Elce umysł faceta najbardziej rozpalał zmysły. Chociaż i fizyczność kolegi z pracy nie napawała dziewczyny obrzydzeniem. Czasami podziwiała z prawdziwą przyjemnością jego pośladki, kiedy wczołgiwał się pod biurko, by poprawić ciągle odpadając kabel sieciowy. Rzecz jasna nie liczył się inny facet poza Andrzejem. Od dzisiaj – mąż, któremu ślubowała pół godziny temu wierność.
– No a poza tym mogę wrzucić filmik do netu i anonimowo rozesłać do paru twoich znajomych. Do szefostwa, do Klientów. Wprawdzie mąż Cię z przyjemnością utrzyma po stracie pracy, ale czy chcesz takiego życia? – Tomek trafił w czuły punkt. To przeważyło szalę.
– Jak chcesz to zrobić? – zapytała Elka z rezygnacją w głosie.
Tomek nie powiedział ani słowa. Przysunął się tak blisko, że poczuła zapach per fumów. Łagodna nuta świeżości. Light Blue Dolce&Gabbana jak zawsze – rozpoznała natychmiast.
Tomek ujął jej twarz w dłonie. Całował Elkę z pośpiechem, jak by chciał zaspokoić palące od dawna pragnienie. Czuła że jego język rozsuwa z wyczuciem usta, zęby. Szuka jej języka. Dziewczyna poczuła rosnące podniecenie. Jej ciało rozbudzone niedawno autoerotycznymi zabawami poddawało się mimowolnym impulsom. Elka skapitulowała. Panna młoda oddała pocałunek. Całowała mężczyznę z coraz większym zapałem. Głęboko, z oddaniem. Czuła się zdominowana bez reszty. Podniecona, uległa i bezradna. Tomek wiedział jak rozpalić młodą kobietę. Ale nie o to mu chodziło. Przynajmniej nie teraz.
Odsunął się i Elka zobaczyła jak mężczyzna sięga do rozporka. Wysunął purpurową, połyskującą główkę. Szamotał chwilę rozsuwając szerzej otwór w spodniach i wysunął nie tylko trzon, ale i całą mosznę z nabrzmiałymi jądrami.

Tomek patrzył jak Elka powoli klęka. Spojrzała mu w oczy. Patrzył z zachwytem. Zapamiętał całą scenę jak w zwolnionym tempie filmu przyrodniczego. Dziewczyna u jego stóp wyglądała w tej chwili, jak by rozkwitała z rozpostartego na podłodze białego kielicha swej sukni. Zimnymi dłońmi objęła gorący trzon u podstawy. Otworzyła usta. Mężczyzna jęknął kiedy liznęła dziurkę w główce. Język panny młodej zsunął się niżej, na wędzidełko. Masował z wyczuciem kawałeczek napiętej skórki. Druga dłoń Elki nie pozostawała bezczynna. Ujęła od dołu mosznę i muskała raz za razem. Sięgnęła głębiej, do rozporka. Masowała krocze w rytm uderzeń języka o końcówkę penisa. Wreszcie Elka łapczywie chwyciła główkę i wessała do ust. Ssała rytmicznie jednocześnie suwając. Dłoń Tomka zacisnęła się na kasztanowych włosach. Zebrał je w garść i prowadził głowę dziewczyny w przód i w tył, w przód i w tył. Miarowo niczym metronom. Starał się nie przyspieszać, aby nie finiszować przedwcześnie. Panna młoda jednak miała inne plany. Zaczęła pieścić Tomka z szaleńczym zapałem. Lizała wzdłuż trzonu, omiatała językiem główkę, pracowała ustami i zębami, połykała niemal członka sięgając jego końcówką aż po same gardło. Tomek ledwo mógł ustać w miejscu. Nogi się pod nim uginały. Wrzały mu myśli. Tak pięknie obrabia mu ch*ja. Klęczy przed nim jak suczka. Ta wcielona niewinność. Ta niezłomnie wierna dziewczyna. Uległa tak łatwo, jak by grzała się na myśl o Tomku od dawna. W dniu swojego ślubu, Atawistyczny instynkt samca który posiada samicę należącą do innego samca wlewał mu płynny ołów do jąder. Tomek zacisnął żeby. Zamknął oczy. Napiął mięśnie nóg. Z jękiem spuścił się w głąb gardła Elki. Zakrztusiła się ale połknęła pierwszą, największą porcję nasienia. Tomek wyrwał się z jej dłoni i ust. Tryskał kolejnymi kroplami. Białe perły spermy osiadały pannie młodej na twarzy. Jedna jak dzwoneczek kołysała się na kosmyku ciemnorudych włosów. Inna spływała po policzku. Kolejna jak naszyjnik spływała po szyi w głąb dekoltu. Tomek teraz dopiero znowu spojrzał w dół. Dziewczyna od pewnego czasu musiała wrócić do zabawiania się swą dłonią. Pieściła się w przyklęku z dłonią między białymi skłębionymi tkaninami. Odchyliła głowę do tyłu. Pewnie za chwilę też skończy. Tomek chwycił Elkę za ramiona i prawie szarpiąc postawił ją na nogi.
– Teraz była tylko moja przyjemność. Ale nie martw się. Planowałem powrót zaraz po życzeniach przed kościołem, ale w tej sytuacji skorzystam z wcześniejszego zaproszenia na wesele – nachylił się do ucha panny młodej scenicznym szeptem.
Mężczyzna sięgnął po leżący koło umywalki welon. Starł nim swoje nasienie z kobiecej skóry.
– W ten sposób całe popołudnie będziesz czuła mój zapach na sobie. A wieczorem. Na pewno znajdziemy jakieś ustronne miejsce, prawda? – Tomek ujął kobietę pod brodę i popatrzył jej w oczy. – Możesz być pewna, że gdybym nie widział jak bardzo masz na to ochotę, obróciłbym całą sytuację w żart. No ale wtedy obyłoby się bez tego pięknego brandzlowania – uśmiechnął się odsłaniając zęby.
Widział, ze dziewczyna oddycha szybko, puls na jej szyi wygrywał werble. Milczała.
– W sumie dobrze że się pospieszyłaś z tymi pieszczotami. Ktoś mógłby powziąć podejrzenia i zawitać tutaj nieproszony. A tak wrócisz do kościoła nieskalana. To znaczy z nieskalaną opinią – Tomek poprawił celową pomyłkę. – Wyjdź pierwsza, bo pewnie pan młody się niepokoi. No i będę miał pewność, że nie ulżyłaś tu sobie w samotności. Mam ochotę być dzisiaj pierwszym gościem weselnym, który dogodzi pannie młodej – zaśmiał się w głos.
Odczekał chwilę kiedy zamknęły się za Elką drzwi. Kiedy mył dłonie w umywalce zobaczył jeszcze kątem oka w lustrze mignięcie płowej czuprynki w oknie. Poczuł wracające twardnienie w podbrzuszu.

Całą drogę z kościoła do restauracji Brylantowej Andrzej przesiedział ponury koło Elki. Dziwnie zachowywała się po powrocie z plebanii. Niepokoił się. Kwadrans wcześniej była blada z duchoty, a kiedy wyszedł z zakrystii zatroskany przedłużającą się nieobecnością żony spotkał ją zadyszaną, jak by właśnie przebiegła pół stadionu. Może jakaś grypa ją łapie?
A później okazało się kolesie z agencji mieli pojawić się na przyjęciu weselnym. Pamiętał kłótnie narzeczeńską sprzed dwóch miesięcy. Elka upierała się wtedy, że nawet jak wyślą zaproszenie do agencji, to i tak nikt na całą noc nie zostanie. Powtarzała, że i tak zwiną się sprzed kościoła, a zawiadomienie zamiast zaproszenia będzie odebrane zwłaszcza przez dziewczyny z jej działu jako akt wypowiedzenia wojny.
Na domiar złego po wyjściu Elki na chwilę odświeżenia do plebanii Andrzeja złapał atak alergii. Pewnie przez te jabłonki w sadzie. Nos w kilka sekund spuchł jak bańka mydlana, zapchał katarem, a oczy załzawiły jak po ataku gazu pieprzowego. Mężczyzna był pewnie, że nie poczuje smaku i zapachu żadnej z potraw, które osobiście ustalał z kucharzem. Nie posmakuje ani creme brule, ani wołowiny w sosie tymiankowym, ani sałatki na rukoli. Andrzej był wściekły na siebie. Nie cierpiał zapominalstwa u innych i w tym przypadku także nie miał zrozumienia dla własnej słabości. Ampułkę z lekami zostawił na witrynie w pokoju stołowym rodziców.
Elka w sumie także milczała, aczkolwiek chyba była w lepszym nastroju. Duszności najwyraźniej ustąpiły. Patrzyła na mijane sady i domy uśmiechając się kącikiem ust. Panna młoda bawiła się od niechcenia rąbkiem swego welonu.
Po dotarciu do Brylantowej już jakoś samo się wszystko potoczyło zgodnie z zaplanowanym co do minuty harmonogramem i Andrzej odzyskał humor. Trzaskały kieliszki rzucone za siebie po pierwszym toaście, orkiestra dawała czadu i przez pierwszą godzinę z Elką prawie nie siadali. Jak można było zauważyć, towarzycho z agencji bawiło się we własnym gronie. Pan młody był pewien, że obgadują przy piwie prowincjonalny obciach. Boazerię pokrywającą ściany Brylantowej, żyrandole ze sztucznego kryształu, pozłacane brzegi talerzy, piętrowy tort z porcelanowymi figurkami pary młodej. A niech obgadują. Co tam, najważniejsze że od dzisiaj jesteśmy z Elką na dobre i na złe.
Za oknami zaczęło się robić ciemno, kiedy Andrzej postanowił zmienić koszulę. Wyczekał kiedy Elkę poprosi do tańca jej starszy kuzyn i po angielsku opuścił salę bankietową. Powędrował na piętro. Prawie nie pił całe popołudnie, zatem nie miał problemu z pokonaniem stromych schodów wiodących do części hotelowej. Tylko który to był numer pokoju? Dwadzieścia jeden czy dwanaście? Nacisnął klamkę pokoju z oczkiem wypisanym na drzwiach. Otworzył szeroki drzwi i już wiedział, że się pomylił. Na pościelonym łóżku leżała młoda dziewczyna. Andrzej rozpoznał w niej Zosię, ministrantkę służącą do ślubnej mszy. Tylko, że teraz nie miała na sobie komży. Jedną poruszała się charakterystycznym rytmem pod połą rozpiętej białej bluzeczki z granatowymi guziczkami. Grafitowa spódniczka zrolowana w pasie odsłaniała nagie podbrzusze i nogi. Na kołdrze leżały porzucone cieliste rajstopy. Obok łóżka bielały bawełniane majtki. Andrzej patrzył jak urzeczony. Druga dłoń dziewczynki obejmowała ciemnozielony, podłużny kształt. „Ogórek” – błysnęło w głowie pana młodego. Zosia miała zamknięte oczy i chyba pogrążona w erotycznych rozmyślaniach nie usłyszała wtargnięcia mężczyzny do pokoju.
Pan młody czuł rosnącą erekcję. Przełknął ślinę zbierającą się w ustach. Zafascynowany nie mógł odwrócić wzroku od wilgotnego warzywa to znikającego, to pojawiającego się przy wejściu do dziewczęcej cipki. Srom był jeszcze słabo wykształcony, blond włoski dopiero zaczynały się ścielić na podbrzuszu. Wzgórki piersi Zosi także ledwo rysowały się pod rozchyloną bluzką. Nie mniej jednak cała sytuacja dowodziła, że w dzisiejszych czasach u nastoletnich dziewczątek psyche dojrzewa znacznie szybciej, niż soma.
Dziewczynka jęknęła. Prawą dłoń przesunęła z piersi w dół i masowała nabrzmiały guziczek, Andrzej nie mógł dalej się powstrzymać. Ostatnim gestem rozsądku przekręcił tylko klucz w drzwiach. Rozpiął spodnie, pozwolił by opadły na ziemię. Chwilę później obok rzucił majtki i skarpetki. Naprężona męskość wybrzuszyła spód koszuli. Mężczyzna usiadł na łóżku. Zosia się ocknęła. Usiadła próbując zsunąć w dół spódniczkę.
– Pan Andrzej. Przepraszam. Ja tylko chciałam…
– Ciiii… – pan młody położył dziewczynce palce na ustach. Lewą dłoń położył na kolanie i wsunął pod spódniczkę.
– Ale niech pan przestanie. Zacznę krzyczeć.
– A krzycz sobie ile chcesz. Słyszysz jak muzyka wali? Jak zaczęli grać dla starszych „biłeyje rozy”, to nie skończą tak szybko – Andrzej wsunął dłoń jeszcze głębiej pod spódniczkę. Dotarła do ogórka. Tak jak mężczyzna przypuszczał tkwił jeszcze zanurzony do połowy w dziewczęcej pochwie. Chwycił i obrócił go wokół osi. Zosia jęknęła zaciskając dłonie na prześcieradle.
– Często się tak zabawiasz? – mężczyzna zmrużył oczy.
– Dzisiaj pierwszy raz. Zwykle tylko pod prysznicem, ale dzisiaj… – dziewczynka się zająknęła.
– Dzisiaj pozazdrościłaś pannie młodej nocy poślubnej? – Andrzej uśmiechnął się życzliwie.
– Właśnie – Zosia przytaknęła aż nadto skwapliwie.
– No to pan młody przyszedł do Twojego łóżka. Nie cieszysz się? – Andrzej musnął szyję ministrantki.
– Ja jestem za młoda na seks. Niech pan stąd wyjdzie.
– Tak? Ciekawe ile Twoich koleżanek już się bzykało. Może jesteś jedyną dziewicą w klasie?
– Nie obchodzi mnie to. Nie chcę, nie chcę… – Zosia wyglądała, jak by miała zerwać się i uciec.
– Nie zachowuj się jak rozkapryszona dziewczynka. Czy dziewczynki tak się niegrzecznie zabawiają? – Andrzej wyjął ogórka wilgotnego jeszcze od dziewiczych soków. Teraz warzywo nie wydawało się takie wielkie, jak na pierwszy rzut oka. Mężczyzna oblizał je.
– Pysznie smakuje twoja brzoskwinka – powiedział patrząc Zosi prosto w oczy. Wiedział, ze będzie próbowała uciec. Kiedy pochyliła się do skoku chwycił ją za nadgarstki i popchnął głębiej w pościel. Dziewczyna przewróciła się. Andrzej z łatwością wykręcił jej ręce nad głowę i przytrzymał na poduszce jedną dłonią. Drugą rozchylił szerzej bluzkę. Zosia szarpała się, ale nie krzyczała. Pan młody sięgnął ustami do ledwie rozkwitłej brodawki. Chwycił i zaczął muskać językiem. Dziewczyna ziajała. Trudno powiedzieć czy ze strachu, złości czy z podniecenia. Agresor postanowił sprawdzić. Prawa dłoń zanurkowała między szczupłe uda. Rozchyliła zaciśnięte kolana. Za sekundę Andrzej już wiedział. Cipka Zosi ociekała wilgocią niczym polewana gęstym sokiem. Mężczyzna nie przestawał pieszczot dziewczęcych piersi. Czasami Zosia wzdrygała się, kiedy przesuwał szorstkim zarostem po kształtnych wzgórkach.
– Zrobię ci prezent. Tak ładnie się podniecasz kiedy Cię pieszczę. Zostaniesz nadal dziewicą. Przynajmniej nie teraz poczujesz jak to jest kiedy penis suwa się w ciasnej cipce – mruknął pan młody. Dostrzegł na stoliku nocnym pudełko z kremem nawilżającym. Pewnie ministrantka zostawiła go blisko w razie problemów z ogórkiem, ale jak się okazało naturalna wilgoć wystarczyła.
Słysząc to Zosia przestała się szarpać. Andrzej to wykorzystał. Nagle odwrócił ją na brzuch. Jednym gestem odsłonił tyłeczek. Dziewczyna znów zaczęła walczyć. Mężczyzna kolanami rozchylił miotające się nogi. Jedną dłonią przytrzymywał na karku, tuz pod linią jasnych włosów. Sięgnął po ogórka. Warzywo znów zanurkowało na poprzednim miejscu w dziewczęcej cipce.
– Leż spokojnie, to będzie nam naprawdę miło – Andrzej prawie położył się na Zosi. Czuł pod wyprężoną męskością jej zgrabne półdupki. Sięgnął do opakowania balsamu. Dziewczyna wzdrygnęła się od zimna kremu, kiedy położył dłoń na jej pupie. Powoli wmasowywał go między pośladki. Co chwilkę opuszkiem palca dotykał gwiazdki dziewczęcego anusa. Wiedział już, że Zosia jest jego. Już nie szarpała się, nie próbowała uciec. Jęczała kiedy męski palec wskazujący muskał wejście do dupki. Wreszcie Andrzej wsunął palec aż po knykieć. Dziewczyna na początku zacisnęła pośladki, ale kiedy druga dłonią zaczął suwać ogórkiem, przyjęła nowe doznanie rozluźniając mięśnie. Na to czekał Andrzej. Pochylił się. Położył główkę penisa na ciasnym, wilgotnym otworku. Naparł. Nic z tego. Pomógł sobie kciukiem. Zosia jęczała już cały czas. Próbowała protestować. Pan młody nie słuchał. Teraz nic nie było w stanie go powstrzymać. Nacisnął kciukiem na główkę penisa, by pokonała zwężenie dupki. Pomogło wcześniejsze nawilżenie. Mimo wyraźniej różnicy w rozmiarach penis centymetr za centymetrem pokonywał dziewiczy przesmyk. Teraz Andrzej jęknął. Cała główka wcisnęła się do wnętrza dziewczyny. Było tam ciasno, gorąco jak w islandzkim gejzerze. Mężczyzna pozwolił dziewczynie lekko się unieść. Tkwił z męskością zanurzoną do połowy w jej pupie. Teraz Zosia go zaskoczyła. Sięgnęła dłonią pod sobą i zaczęła masować łechtaczkę. Mężczyzna zachwycony taką reakcją zaczął powolutku suwać ogórkiem i w tym samym rytmie kołysać się wnikając jeszcze głębiej w dziewczęcego anusa. Uśmiechnął się. Chyba oboje znaleźli wspólną melodię do tego tańca.

Elce zakręciło się w głowie ze znużenia. Kuzyn Maciek, dobiegający pięćdziesiątki listonosz, chyba wsunął orkiestrze stówkę lub nawet dwie. Kapela grała rosyjski przebój sprzed lat dobre dwadzieścia minut. Maciek w starokawalerskim stanie najwyraźniej nie czuł się komfortowo. Elka była pewna, że wykorzystywał każdą okazję by podszczypywać i obleśnie pogładzić referentki, przepychając się codziennie na swoje miejsce za pocztowym kontuarem. Nie mógł więc odpuścić sobie takiej okazji jak wesele. Przygarnął pannę młodą stanowczo zbyt intensywnie, jak na okazanie rodzinnej sympatii. Dziewczyna odsuwała się z obrzydzeniem od niestarannie ogolonego policzka. Przy każdym obrocie czuła na pośladkach maćkowe ręce, kiedy tylko obracała się tyłem do ściany. Elka mogła się założyć, że miał teraz lepkie spocone dłonie notorycznego onanisty, a koło paznokci kuzyna starczały niechlujnie obgryzione skórki. Gdyby nie te małomiasteczkowe zwyczaje, dziewczyna odepchnęłaby natręta po pierwszych taktach piosenki Jurija Szatunowa. Ale nie wypada, żeby panna młoda odmówiła tańca nawet najgorszemu nędzarzowi. – Pamiętaj, to przynosi pecha – powtarzała w nieskończoność przyszła, a teraz już aktualna teściowa.
Wreszcie orkiestra odpuściła sobie katowanie sowietpolo i gromko odśpiewała „a teraz idziemy na jednego…”. Elka miała nadzieję, że mechaniczna muzyka zmieni trochę weselny klimat, ale już za chwilę usłyszała dobiegającą z głośników charakterystyczna linię melodyczną „W starym albumie u mego dziadka Jest takie zdjęcie, istny cud. Płynący w falach, wśród mewek stadka…”. Elka niemal wyrwała się z kuzynowskiego objęcia i umknęła, zanim Krawczyk rozśpiewał się na dobre. Nachyliła się do kelnera niosącego kieliszki. – Gdzie tu jest łazienka – musiała trzy razy wykrzyczeć pytanie, zanim przebiła się przez narastający jazgot muzyki. Kelner kiwnął ręką za siebie i pomaszerował w kierunku kiwających zachęcająco ramion zadzierżystych czterdziestolatków okupujących ławę przy wejściu do ogrodu.
Elka weszła do ciasnej łazienki. Kilka metrów kwadratowych powierzchni wyłożonych biało-czarnymi taflami glazury wypełniały niemal bez reszty muszla z plastikową klapą i archaicznym górnopłukiem oraz pokryta pajęczyną pęknięć kremowa ze starości umywalka. W środku pachniało mocno miętowo jakimś tanim środkiem dezynfekcyjnym.– Ksiądz proboszcz chyba by zszedł na zawał po wizycie w podobnej toalecie – dziewczyna przypomniała sobie luksusy z plebanii. Popatrzyła na swą spoconą twarz w lustrze i odkręciła pokryty kamieniem uchwyt wylewki. – Uff, na szczęście jest ciepła woda. Ze mnie to jednak szczęściara – powiedziała na głos i mrugnęła porozumiewawczo okiem do postaci w welonie. Zdjęła tiul z włosów i umyła buzię. Poczuła zapach męskiego nasienia uwolniony parą wodną z pamiątek na dekolcie. Elka zamknęła oczy. Całą drogę z kościoła czuła pod welonem te szczególne ingrediencje, mieszające się z aromatem Davidoff Cool Water Woman – ulubionym damskim zapachem Andrzeja (cóż za perwersja!) – oraz ulatniającym się już zapachem szamponu Cinamon&ArabianJasmine.
Ktoś głośno zapukał do łazienki. „Zajęte” – wyjąkała Elka wyrwana z niegrzecznych myśli. Człowiek za drzwiami zapukał znowu. Tym razem charakterystycznie. Trzy krótkie, dwa długie, jeden krótki. Melodia „Love In Small Town”, nieoficjalny hymn agencji „BuleMind”. – Ktoś z naszych – pomyślała, ale tak naprawdę wiedziała kto czeka po drugiej stronie drzwi. Odsunęła zapadkę. Tomek uśmiechał się identycznie, jak w chwili gdy niemal wypchnął pannę młodą z łazienki na plebanii. Wsunął się do ciasnego pomieszczenia i zamknął za sobą starannie zasuwkę. Objął Elkę w pasie i przygarnął do siebie zanurzając twarz w kasztanowe pukle.
– Nie mam ochoty na zbędną zabawę. Zresztą chyba trzy godziny temu dostatecznie mocno Cię rozbudziłem. Tak długo w biurze zgrywałaś cnotkę-niewydymkę, a tak wyśmienitej laski nikt mi w życiu nie zmajstrował – szept Tomka rozpalał w głowie Elki ostrzegawcze napisy. „Możesz uciec”. „Zawołaj pomoc, zaraz ktoś przybiegnie”. Ale dziewczyna wiedziała, że w proboszczowej łazience zrobiła coś więcej, niż tylko uległa szantażowi. Uległa, bo chciała tego faceta każdym kawałkiem duszy i ciała. Rozbudził w niej pokłady namiętnej lubieżności, jakich by nigdy po sobie się nie spodziewała.
– Zerżnij mnie teraz – warknęła do męskiego ucha. Odwróciła się tyłem, oparła dłońmi o zimne kafelki. Tomek zarzucał jej przez chwilę na plecy kolejne warstwy spódnic i halek. Wreszcie Zobaczył krągłe jasne pośladki, odrobinę tylko odcinające się kolorem od białej koronki pończoch. Mężczyzna z zadowoleniem skonstatował, że Elka nie założyła stringów. Położył dłoń na pupie panny młodej i napawał się dotykiem delikatnego batystu fig.
Przez chwilę Tomek chciał pieścić pupę Elki przez tkaninę kuszącą barwą kości słoniowej. Postanowił jednak nie patyczkować się i postąpić zgodnie z życzeniem panny młodej. Jak rżnięcie to rżnięcie. Odchylił na bok majtki i wsunął w wilgoć cipki dwa palce jednocześnie. Dziewczyna jęknęła i wygięła kręgosłup w nagłym spazmie rozkoszy.
– Co on ze mną robi… Jak ja się zachowuję. Może w tym winie mszalnym był jakiś narkotyk. Zachowuję się jak… – Elka nie mogła dojść do ładu ze swoimi myślami. Czuła, jak wnętrze jej kobiecości penetrują niespokojne męskie dłonie. Napierała tyłeczkiem, aby poczuć jej jeszcze intensywniej. Dziewczyna była pewna, że gdyby któryś z gości weselnych zobaczył ją w tej chwili, do końca życia nie wytłumaczyłaby się z tej sytuacji. Byłoby gadania na pół powiatu i pewnie by jeszcze o wnuczkach opowiadali, że to maluchy od tej co puściła się na własnym weselu. A już nie daj boże Andrzej który gdzieś… – Oughhhh… Błądzące rozbiegły się po szarpnięciu elektryzującego doznania. Sklepienie cipki rytmicznie pobudzane naciskiem palców Tomka wysłało sygnał do rozpalonego podnieceniem mózgu. Potem kolejny. Mocniejszy i bardziej nasycony voltami i amperami przyjemności. Zaraz po nim nadbiegały ciągi błyskawic o smaku elektrycznego avocado. Jakimś wrodzonym instynktem mężczyzna znajdował przy każdym geście nowe połacie wyładowań przyjemności. Elka miała wrażenie, że jej punkt Graffenberga zyskuje kolejne wymiary, rozciąga się w płaszczyznę i przestrzeń eksplodujące pod opuszkami palców w kolejnych uderzeniach pioruna. Jeszcze chwila i ugną się pod nią nogi w orgiastycznym spełnieniu. Ale przecież nie tak miało być. Ostre rżnięcie to nie to samo, co ostry petting.
Elka jeszcze szerzej rozstawiła stopy. Odgięła do tyłu głowę tak, że kasztanowa sploty rozsypały się po ramionach i plecach. Przeniosła punkt ciężkości, opierając dłonie niżej. Miała nadzieję, ze Tomek domyśli się, że kobieta nie planuje orgazmu podczas podobnych pieszczot. Chyba sugestia podziałała. Poczuła, że mężczyzna wyjmuje palce lepkie od rozkosznych soków. Zamruczał. Ale zamiast zdybać pannę młodą jak wyposzczony koczkodan przygarnął ją do siebie, tak że ich głowy znalazły się na odległość szeptu.
– Twoja cipka intensywniej pachnie niż wszystkie pachnidła Arabii. Smakuje bardziej bosko niż miód z cynamonem w oliwnych ogrodach Hebronu. Płacze z tęsknoty do brutalnego taranu wbijającego się w Twoją niewinność z całą bezwzględnością – kolczaste od niecierpliwego pragnienia słowa mężczyzny przez ucho wwiercały się w splątane myśli panny młodej. Bardziej domyśliła się, niż usłyszała, że oblizuje palce z kobiecego nektaru. Przeszył ją dreszcz perwersyjnej ciekawości. Elce nigdy nie przyszło do głowy, aby kiedykolwiek posmakować jak smakuje kobieca rozkosz. Miała nadzieję, że Tomek położy swoją dłoń na jej ustach i wtedy…
Mężczyzna jednak realizował odmienny scenariusz. Elka poczuła, ze Tomek odsuwa się znowu i mocuje ze spodniami. Ponownie wypięła tyłeczek odczytując intencje kochanka, tak że niemal zsunęły się z pleców skłębione warstwy białych tkanin. Kochanek przytrzymał na plecach sukienkę ślubną lewą dłonią, a drugą położył na biodrze. Elka zamarła w oczekiwaniu. Nie czekała długo na delikatny dotyk u wejścia do swej brzoskwinki. Dziewczyna pod zamkniętymi powiekami widziała całą scenę na dużym zbliżeniu. Purpurowa główka, którą z takim zaangażowaniem, pieściła na plebanii połyskuje męskimi sokami. Teraz napiera na pokryte delikatnymi włoskami wargi. Rozpycha się między nimi bez pardonu i wciska się głębiej i głębiej. Aż po obrzmiałą z rozkoszy mosznę. Elka zacisnęła pięści wbijając w dłonie paznokcie. Nie była jeszcze dobrze przygotowana do penetracji, ale dzięki temu doznania były jeszcze intensywniejsze. Mogłaby porównać to do obrazu zapamiętanego z jakiegoś zdjęcia reklamowego. Skórka soczysty owocu pęka rozpryskując krople soku zdeflorowana zwiniętym w rulon kawałkiem papieru ściernego. Falujące wraz z gwałtowną melodią kochanków wtarcia, zawierające w sobie odrobinę szorstkiego bólu oraz delikatność i słodycz rozgryzanej nektarynki. Takie właśnie emocje napędzały kolejne fale przyjemności. Galopującej, nieokiełznanej, trochę niechcianej.
Elka nabijała się coraz mocniej na sterczącego zaganiacza mężczyzny. Faceta, do którego nie czuła nic więcej poza dużą, ale pozbawioną gorętszych nut sympatią i atawistycznym pragnieniem samicy homo sapiens w galaktycznej, niepowstrzymanej rui. Jęczała cicho oddając pchnięcia i rozkoszując się każdym suwem. Chciała, aby ten tartaczny numerek trwał jak najkrócej, byle szybciej, mocniej i intensywniej odczuwać rozkosz poddania się napalonemu niczym mężczyźnie. Żadnych czułości, delikatności. Nie myślała nawet o masowaniu swej łechtaczki, aby samemu czerpać maksimum fizycznej przyjemności. Ważniejsza było rozkoszowanie się budowaniem mentalnej relacji uległości i zniewolenia pożądaniem. Tomek chyba czuł to samo, bo nie bawił się w pieszczoty piersi, ud czy brzucha. Teraz już dwiema dłońmi przytrzymywał pannę młodą za biodra i wbijał się po samą nasadę penisa. Raz za razem cofał się ledwo dotykając główką cipki i mocnym wyrzutem swoich bioder wnikał rozpychając delikatne kobiece wnętrze.
Tak, to stanowczo było to, co inżynierowie lubią najbardziej. Fizyka ciała stałego w każdym słów tych znaczeniu. Ciasna, dziewicza dupka Zosi zaciskała się na penisie Andrzeja rytmicznie. Mężczyzna wsuwał nieco więcej niż połowę trzonu i cofał się pozostawiając w anusie tylko główkę. Dyszał coraz szybciej, a ministrantka cicho kwiliła z twarzą w puchowej poduszce. Pan młody starał się jednocześnie czerpać maksimum rozkoszy z tego doznania i nie zgubić melodii dziewczęcego podniecenia poruszając ogórkiem w cipce. Czuł, jak dłoń Zosi na swoim wzgórku łonowym niczym dyrygent orkiestry kameralnej to przyspiesza, to zwalnia gesty.
Odgłosy głośnej muzyki dobiegające z dołu wskazywały, że kapela weselna nie ustaje w męczeniu rosyjskiego linii melodycznej przeboju. Na szczęście na piętrze utwór na twardy smyczek i młodziutką wiolonczelę rozwijał się jeszcze bardziej dynamicznie. – Chyba koniec tanga, czas na rock and rolla – przemknęło przez głowę Andrzeja, gdy poczuł rosnącą częstotliwość dziewczęcej palcówki. Mężczyzna zatrzymał się na chwilkę. Wsunął powolutku ogórka i gdy poczuł opór puścił warzywo i przesunął dłoń na biodro Zosi. Zerknął w dół. – Dzielna dziewczynka – mruknął widząc, drobną dłoń przechwytującą podłużny zielony kształt i zaczyna nim obracać.
Andrzej muskał opuszkami palców biodra Zosi i podziwiał leżące przed sobą budząc się do kobiecości ciało. Patrzył na piękną linię pleców z równymi guziczkami kręgosłupa sięgającymi jasnych włosów i lekko tylko wystającymi skrzydełkami łopatek. Położył dłonie na drobnych pośladkach dłonie i wyrzucił mocno biodra w przód. Ministrantka stłumiła okrzyk poduszką. Było ciasno i gorąco jak w przedsionku pieca martenowskiego. Andrzej poczuł, że wszedł głębiej niż do tej pory.
– Przygotuj się na prawdziwie dorosłe doznania. Do tej pory to było jak prywatne gimnazjum dla grzecznych prymusek. Zapraszam panią do liceum, kilka chwil i zda pani egzamin prawdziwej dojrzałości – Andrzej postanowił, że pora przestać martwić się o doznania młodej kobietki i zadbać o swój orgazm. Goście weselni zaraz zaczną się dopytywać, gdzie podział się pan młody.
– Niech pan nie robi mi krzywdy – Zosia oderwała głowę od poduszki. Zaszkliły jej się oczy.
– Mówiłem Ci, że masz się odprężyć, to będzie fajnie. A może mam opowiedzieć o wszystkim księdzu proboszczowi? Już nigdy nie zadzwonisz na anioł pański – Andrzej zaryzykował szantażu. Miał nadzieję, że zawstydzona ministrantka nie zorientuje się, ze ta broń jest obosieczna.
– Niech pan będzie ostrożny, to naprawdę zabolało – zrezygnowana dziewczynka rozluźniła pupkę i opadła na pościel.
Andrzej sięgnął po pudełeczko z balsamem. Wysunął jak miniutę wcześniej penisa niemal w całości, i nasmarował trzon śliską mazią.
– Rozluźnij dupkę, zaczynamy test z wuefu – mężczyzna chwycił Zosię za biodra i zaczął ujeżdżać wbijając się raz za razem coraz mocniej. Dziewczynka puściła ogórek i splotła dłonie przed sobą w pozycji bezwzględnego oddania. Warzywo wysunęło się lepkie od soków spomiędzy delikatnych płatków. Pan młody mimochodem zwrócił uwagę na uwolnioną brzoskwinkę. Sięgnął sam do niej dłonią i wsunął kciuk masując sklepienie cipki. Z zapałem rozpychał się w dziewiczej dziurce zwilżonej balsamem raz za razem zagłębiając po samą nasadę penisa. Czuł, jak jądra pulsują nadciągającym spełnieniem obijając się o wilgotną cipkę. Wreszcie Andrzej warknął i tryskał w głąb ciasnej dziurki nie przerywając rytmicznej penetracji. Zosia jęczała już bez przerwy. Pan młody czuł jak kolejne porcje spermy uwalniają się z nabrzmiałej główki. Wreszcie finisz. Mężczyzna poczuł jak członek kurczy się i maleje. Wyskoczył z pupki i patrzył jak z kurczącej się jeszcze co chwilkę gwiazdki między pośladkami wypływają białe ciężkie krople i spływają w dół, w kierunku otartych od gwałtownych zabaw warzywem płatków ledwo rozkwitłego łona. Pan młody wstał, ubrał się pospiesznie i wyszedł. Za chwilę wrócił, schylił się w kierunku łóżka i schował do kieszeni ogórka. Chciał pocałować Zosię jeszcze na pożegnanie, ale ministrantka nakryła się kołdrą po samą głowę. Zrezygnował. – To przecież jeszcze nie koniec wesela, może jeszcze się spotkamy – rzucił na pożegnanie w kierunku skłębionej pościeli.

Andrzej zamarł bez ruchu. Zosia też przestała pojękiwać i napierać pupką. Ktoś zapukał do drzwi i od razu nacisnął klamkę. Mężczyzna starał się powstrzymać ciężki oddech. Przed chwilą udało mu się wniknąć po samą nasadę w ciasną dupkę ministrantki. Czuł na trzonie jak rytmicznie zaciskają się mięśnie anusa. Jednak stres spowodował, że erekcja powoli ustępowała.
Stukanie powtórzyło się.
– Zosia, jesteś tutaj? – głos zza drzwi na pewno nie należał do osoby dorosłej.
– Kto to – syknął Andrzej do ucha dziewczyny.
– Moja kuzynka Majka… Umówiliśmy się przed oczepinami… Na ławce przed Brylantową… – małolacie najwyraźniej trudno było złapać dech po wcześniejszej jeździe bez trzymanki. Uniosła się lekko na rękach i patrzyła w stronę wejścia.
Andrzejowi zaświtał szatański pomysł.
– Ładna? – zapytał z lubieżnym uśmiechem.
Zosia odwróciła główkę z zaciętymi ustami.
Kuzynka, kuzynką, ale chętnie byś jej włosy powyrywała, co? – pan młody zaśmiał się bezgłośnie.
– Jest wredna i złośliwa.
– Chcesz jej dać w kość?
– Pewnie, ale jak się próbuję bronić, to ona zaraz skarży.
– Zawołaj ją do pokoju, tak jej dopieczemy, że do końca życia będzie Ci ustępowała z drogi.
– Ale ona zakabluje…
– Mam swoje sposoby, nie martw się. A potem dokończymy jak będziesz chciała. A jak nie, to Ci odpuszczę.
– Zgwałci pan Majkę?
– Zobaczysz…
Zosia podeszła szybkim krokiem do drzwi. Andrzek patrzył z przyjemnością na zgrabne półdupki kołyszące się pod zrolowaną w pasie spódniczką.
– Już jej nie ma – Zosia odwróciła się do niedawnego gwałciciela z wyraźnym żalem.
– Zawołaj.
– Majka, jestem tutaj, przebierałam się – ministrantka zawołała w głąb ciemnego korytarza.
– Idzie – Zosia zamknęła drzwi i w kilku susach wróciła na łóżko i przykryła się po szyję kołdrą. Andrzej momentalnie znalazł się na jej miejscu przy wejściu.
Pokryte tapicerką z zielonej dermy drzwi uchyliły się i w szczelinie pojawiła się czarna grzywka nad pięknie rzeźbionymi rysami twarzy nastolatki. Andrzej złapał nowoprzybyłą za kark i wciągnął do pokoju. Zanim zdążyła się zorientować jedna dłonią zasłonił jej twarz, a drugą zamknął zamek w drzwiach, a potem objął w pół. Wyrywała się, próbowała ugryźć dłoń, kopnąć do tyłu w prześladowcę. Była zdezorientowana, widząc uśmiech Zosi, która odchyliła kołdrę i wstała nie próbując nawet zasłonić piersi wycghlające się z rozchylonej bluzki.
– Słuchaj mała suczko. Jak nie będziesz grzeczna, to twoja kuzynka rozpowie wszystkim, że zastała cię tutaj, jak brandzlowałaś śpiącego pana młodego. Ja potwierdzę, że ktoś mi dosypał czegoś do drinka i straciłem przytomność, a kiedy się ocknąłem miałem kutasa w twoich ustach.
Majka zaczęła szarpać się jeszcze mocniej.
– Uspokój się i myśl rozsądnie. To małe miasteczko, będziesz miała opinie ****y do końca życia. Chcesz tego? Nasze słowa przeciwko twoim. Jak myślisz komu uwierzą?
Dziewczynka zawisła zrezygnowana otoczona ramieniem Andrzeja.
– Będziesz posłuszna, zrobisz to co będę kazał? Albo twoja słodka kuzyneczka? Jak się zgadzasz, kiwnij głową i wtedy cię puszczę. Ale jak zawołasz o pomoc, od razu wracamy do historyjki o sennym lodziku.
Majka poruszyła głową. Zosia miała na twarzy wyraz dzikiej satysfakcji.

Elka zaciskała dłonie na krawędzi umywalki. Czuła z pomieszaniem irytacji i rozkoszy, jak Tomek się z nią drażni. Wysuwa swojego penisa tak, że tylo czubeczek główki tkwi między pulsującymi płatkami a potem jednym długim ruchem dobija do samego końca. Wydawała jęk za każdym razem kiedy czuła męski wzgórek łonowy uderzający w płeć, a główkę niemal aż w macicy. Facet znał się na rzemiośle jak mało kto. No na pewno bardziej, niż jej dzisiejszy ślubny. Zanim rozpiął rozporek rozdział ją z majtek, które leżały teraz obok i dał koncertowy popis pieszczot dłonią i ustami. W pannie młodej zwijało się wszystko i rozprężało kiedy kochanek dwoma palcami masował górne sklepienie pochwy, przekręcał je, masując jednocześnie kciukiem łechtaczkę. Soki musiały wypływać z cipki hektolitrami. Mężczyzna zlizywał je mrucząc z zadowoleniem jak mały miś w opuszczonej .niedawno przez pszczoły barci. Miała pierwszy orgazm kiedy Tomek palcem masował punkt G, a czubeczek języka wsunąl między rozchylone znienacka pośladki.
Elka nie zdążyła odpocząc po dreszczach spazmów, kiedy meżczyzna wepchnąl się pierwszy raz od tyłu w zmęczoną pieszczotami ****eczkę. Teraz dobijał się do swojej przyjemności. Kobieta czuła błogość, bardziej rozlewajace się odprężenie, niż rosnące podniecenie.
Mężczyzna zmienił rytm. Trzy krótkie mocne wniknięcia do samego końca. Potem dwa niespieszcze, tak żeby poczuła każdy centymetr trzona przesuwający się w szparce. Potem jeden krótki. Trzy sekundy przerwy i od nowa. Zapadka w głowie Elki zaskoczyła dopiero po trzecim powtórzeniu tego zestawu. Hymn „Love In Small Town”. Co za perewresyjny żartowniś. Zaśmiała się.
– No nareszcie skojarzyłaś. Pamiętaj, nie da Ci mąż ani matka co da agencja nasza gładka – usłyszała za plecami wesoły głos. – A teraz musimy się pospieszyć, bo jeszcze ktoś zacznie szukać gwiazdy wieczoru. Na przykład uroczy mężulo.
Elka poczuła dłonie Tomka na biodrach. Teraz przestał się droczyć i bawić. Silne, mocne suwy następowały w obłędnym rytmie. Taaak. Taaaak. Taaaaaak. Taaaaak. Ledwo powstrzymywała się, żeby nie wrzeszczeć tych „tak”. Eletryczne przypływy zaczęły przelewać się z komórki do komórki, z nerwu do nerwu. Czuła, że nadchodzi kolejny orgazm. Palce kochanka wbijały się w skórę. Kutas był twardy jak kawałek tralki z egzotycznego drewna. Gorący jak kawa, którą oblała się jako trzylatka. Do dzisiaj czuła palący ból po dziecięcym wypadku. I wiedziała, że ten wrzątek między uadmi też będzie pamiętała równie długo. Raz za razem, coraz bliżej o coraz głębiej. Wreszcie finał, poczuła ostatni mocnz suw i wzmożoną wilgoć wewnętrz cipki . Z jękiem Tomek wysunął miękkiego członka. Poczuła jak lepka sperma spływa na uda i zapach krochmalu rozszedł się się w ciasnej łazience
– Następnym razem będzie jednocześnie, obiecuję – łobuzersko mrugnął okiem i poprawiając garderobę zniknął za drzwiami wejściowymi.
Elka oparła się pupą o umywalkę. Pięknie, pierwszy dzień małżeństwa i już dwie zdrady na koncie. Nie czuła jednak wyrzutów sumienia. Postanowiła nie zmywać śladów po spermie także spomiędzy swych ud i nie podmywać cipki.

Scroll to Top