Tam gdzie miłość ma swoje granice

Mam na imię Wiktoria i mam szesnaście lat. Mówią, że to najpiękniejszy okres w życiu ale ja nie jestem tego taka pewna. Tyle marzeń i tyle obaw. Tyle różnych opinii. Chciałabym mieć własne zdanie na wiele spraw, ale po prostu nie mam o nich pojęcia. Np. seks. W szkole jestem prymusem. Nie mam problemu z rachunkiem prawdopodobieństwa ale nie wiem jak się całować. I tu pojawia się problem. Muszę się dowiedzieć, bo mój perfekcjonistyczny umysł nie może znieść braków w tej dziedzinie. Zważywszy na to, że najgorsza i najgłupsza latawica w klasie już wie. To prawie jak zniewaga.

Mężczyźni fascynują mnie, tak się od nas różnią. Ale nie zrobię tego z byle kim. Tyle, że sprawa ze mną nie jest taka prosta. Nie mam pojęcia jaki powinien być mój wybranek, oprócz tego że przystojny. Mam wielu kolegów. Gadamy, żartujemy a nawet flirtujemy. I muszę przyznać, sama przed sobą, że czasem jestem po prostu trochę wredna. Wcale nie chcę, ale nie kontroluję tego. Nie mogę się powstrzymać, jeśli któryś robi to w zbyt nachalny i oczywisty sposób. Nie wiem jak to działa. Może to jakaś przekora siedzi we mnie? Ale jeśli chłopcy są na każde moje skinienie i snują się za mną jak psy – tracę zainteresowanie. Bardzo to skomplikowane i sama siebie nie rozumiem. Uwielbiam za to takich, którzy obserwują mnie dyskretnie i dają dużo swobody. Planują i zakładają sidła.

No i stało się. Zahipnotyzował mnie, bo wcale na mnie nie patrzył (albo tak mi się wydawało). Był duszą towarzystwa i wszędzie było go pełno. Dowcipny i zabawny – od razu przykuł moją uwagę. Przyszedł z moim kolegą na lodogryf, tam gdzie chodziliśmy co tydzień całą paczką. Rozmawiał, śmiał się i zaczynałam być coraz bardziej zła na niego, że śmie nie zwracać na mnie uwagi. Co za dupek – pomyślałam. Na odchodne wspomniał o organizowanej przez siebie imprezie i zaprosił na nią tylko moją przyjaciółkę. No nie, tego było już za wiele. Halo, też tu jestem! – przebiegło mi przez myśl. Ale oni odwrócili się i zaczęli odchodzić. Przyznam, przez trzy sekundy stałam, jak wryta i nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie się stało. Gdy nagle odwrócił się i z odległości paru metrów rzucił – tak jak rzuca się kość psom – jakby od niechcenia z tajniackim uśmieszkiem:
– Ty też jesteś zaproszona – i nie czekając na odpowiedź oddalił się natychmiast.
Cholera! Co on sobie wyobraża?! Co to ma znaczyć: ty też? Dodatek do deseru? Taki gratis na koniec transakcji? Wcale że nie przyjdę, niech się wypcha.

Ale przyszłam. Te zielone oczy wywierciły mi dziurę w głowie i nie mogłam o niczym innym myśleć. Impreza odbyła się w domku jednorodzinnym, w pokoju z mansardą. Myślałam, że będzie tam cała masa ludzi a tu czterech chłopaków i razem z nami cztery dziewczyny. Wszystko zaplanowali – brakowało tylko kotylionów. Czułam się jak śliwka w kompocie ale przecież był tam „On” – obiekt moich westchnień, tylko do której z nas będzie smalił? Usiadłyśmy przy stole a on natychmiast się dosiadł. Jest dobrze – pomyślałam. Jakieś kanapki (ale się nakroili), napoje, rozmowa trochę drętwa – w sumie o niczym i nagle jego ręka na moim ramieniu. C i ę ż k a. Nie podobało mi się to samcze zaznaczenie terenu. W jakimś odruchu bezwarunkowym, kierowanym nagłym impulsem, zawrzało we mnie i szybkim ruchem pozbyłam się tej ciężkiej ręki ze swego ramienia, dodając:
– Opieraczki zdrożały – Zdziwił się bardzo, ale czemu? Co sobie myślał? Czy ja wyglądam na wieszak? Wstał i zaczął zagadywać kogoś innego. No nie. Dlaczego mężczyźni muszą się tak szybko obrażać?

Byłam już dość skołowana tą sytuacją, kiedy podszedł i poprosił mnie do tańca. Wolny kawałek. Jak się później okazało, składanka specjalnie dobranych utworków na tę okazję. Przytulił mnie , bardzo powoli, czekając na moją reakcję. Czułam się cudownie i wtopiłam się w jego ciało, zarzucając mu ręce na szyję. Chciałam aby poczuł i zapamiętał każdy milimetr mojego ciała. Chciałam aby czuł moje krągłe piersi na swoim torsie oraz ciepło moich ud – przy sobie. Cudownie pachniał. Jego naturalny zapach zmieszał się z delikatną wonią perfum. Miał tak subtelny zapach lekko opalonej skóry. Zadrżałam oszołomiona, że jestem tak blisko. On wtulił głowę w moją szyję i tańczyliśmy powoli – zresztą tak, jak wszystkie przybyłe pary. Wtem jego usta, niby przypadkiem musnęły moją odkrytą szyję. Poczułam coś jakby chłód i miły dreszcz przeszył moje ciało. Nie protestowałam. Całą swoją duszą chciałam aby to powtórzył. Kolejny subtelny całus spoczął na moim karku. Nie wiedziałam, że to może być aż tak przyjemne. Ciepło powoli rozchodziło się po moim ciele a ja zaczynałam czuć się bardzo błogo. Nogi zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa i gdyby zagrali szybciej, chyba nie dałabym rady. Zaczęłam delikatnie dygotać i miałam nadzieję, że on tego nie zauważy. Ocierałam się o niego i bardzo chciałam wyczuć jego twardą męskość. Nie musiałam długo czekać. Rozkoszowałam się tą chwilą jakbym zdobyła Mont Everest. Pierwszy raz ktoś był tak blisko mojego ciała i to było niebiańskie uczucie.

Trzy pocałunki i koniec. Mrr… Jeszcze. Ale nic. I po dłuższej chwili znowu. Tym razem do pocałunków dołączył czubeczek mokrego języka. W o w! Wilgotny język znaczył ślady na mojej szyi, które szybko dawały odczucie chłodu, powodując niezwykłe dreszcze. Byłam wdzięczna, że ta muzyka nie chciała się skończyć. Moje ręce na jego karku zaczęły delikatnie drapać nasadę jego włosów. Chyba było mu przyjemnie, bo podniósł głowę i spojrzał w moje rozmarzone oczy. W jego spojrzeniu dostrzegłam błysk i niezwykle palący żar. Jak on umiał patrzeć! Nikt tak jeszcze na mnie nie patrzył. Tak – pomyślałam – to mógłby być ten, na którego czekam. Mój Książe. Objął mnie i jeszcze mocniej przycisnął do siebie. Jego ręce zaczęły pomału wędrować po moich plecach. Delikatnie i subtelnie gładziły każdą ich część a ja miałam wrażenie, że zaraz się rozpłynę. Czubek języka zatoczył koło na moim uchu i badał jego kształt, jego najmniejsze zakamarki a oddech przyprawiał o drżenie. Gdyby chciał, oddałabym mu się tu i teraz.

Niewiadomo jednak kiedy, zrobiło się już bardzo późno a ja musiałam być w domu o 22:00. Miałam kochających ale dość surowych rodziców. Chłopcy po dżentelmeńsku zamówili taksówki i dostał mi się całus na pożegnanie. Błyskawiczny, ukradziony całus, który zamącił mi w głowie do reszty. Cóż, chemia. Oszalałam na jego punkcie. W taksówce drżałam z wrażenia i z ekscytacji nie mogłam przestać mówić.

Od tej pory sprawy potoczyły się już bardzo szybko i jakby bez mojego udziału. Zdążyłam się jednak wywiedzieć, jakie dziewczyny lubi mój wybranek i co go w życiu kręci. Jego przyjaciel okazał się niezwykle pomocny w tej kwestii, a ja doskonale już wiedziałam co powinnam robić. Bo niestety trudno nastolatce być sobą, skoro nie wie jeszcze kim jest i co w życiu najbardziej jej smakuje.

Impreza za imprezą. Żyłam jak w amoku. Pierwsze pocałunki i uniesienia, nieznane emocje, odkrywanie świata na nowo. Unosiłam się w powietrzu a on był tym powietrzem, bez którego nie potrafiłam już żyć. Poszłabym za nim na koniec świata. Poznałam nowych ludzi – jego przyjaciół. Patrzyli na mnie jak na kogoś z innej planety. Obserwowali z pewną rezerwą ale nigdy nie usłyszałam od nich nic niemiłego. Jak się później okazało w opowiadaniach mojego miłego, byli to ludzie bez żadnych hamulców moralnych. Brat z siostrą a nawet z psem, solo lub w grupie, różne perwersje – nie było dla nich kwestii nie do przeskoczenia. Musiałam być chyba solą w ich oku, taka naiwnie niewinna. Nie mogłam uwierzyć, że ludziom mogą w ogóle przyjść do głowy takie rzeczy. Fascynowali mnie bardzo ale wolałam patrzeć na to z daleka. A właściwie liczył się dla mnie tylko mój chłopak. Był moim ekspertem i prowadził mnie za rękę wszędzie gdzie chciałam.

Był czuły, wrażliwy i doskonale rozumiał moje kobiece rozterki i słabości. Potrafił rozebrać na czynniki pierwsze – moje emocje i wytłumaczyć mi co przeżywam i dla czego czuję tak a nie inaczej. Kłóciłam się z nim wtedy zażarcie, denerwowało mnie, że ciągle ma rację. A on śmiał się i tłumaczył dalej. Był moim najlepszym przyjacielem i kochankiem. Żadna koleżanka nie wiedziała o mnie tyle co on i nie rozumiała mnie tak jak on. Zresztą ta zaborcza miłość nie zostawiała wiele miejsca przyjaźniom. Powoli zaczęliśmy omijać spotkania i ludzi. Zwyczajnie nie było już na to czasu a ja przestałam nawet czuć taką potrzebę. Moi i jego znajomi trochę się na nas obrazili, ale my byliśmy dla siebie całym światem. Chłonęłam go całą sobą i chciałam słyszeć tylko jego głos i czuć jego dotyk. Wtopiłabym się w niego gdyby było to możliwe. Seks sprawiał nam ogromną frajdę i nie chciałam marnować czasu na pogawędki z kumpelkami.
– Jak ja bym miała chłopaka, to bym cię zabierała – mawiała moja przyjaciółka. I co miałam jej wtedy powiedzieć, że nie lubię trójkątów?

Rodzicom zaczęła przeszkadzać moja ciągła nieobecność w domu:
– Co ty w hotelu mieszkasz? – pytali. A po co miałam siedzieć w domu dla zasady, skoro za progiem czekała miłość?

To było niezwykłe uczucie. Świeże i dziecinne. Życie chwilą i uniesieniem, w przedziwnym, odmienionym stanie umysłu, bez myślenia o konsekwencjach. Bez logiki, która towarzyszy dojrzałym związkom. Czysta fascynacja bez grama rozsądku, granicząca z obłędem. Tak kocha się tylko raz. Tak można kochać gdy się ma 16 lat – wtedy wolno. Ale czy to wystarczy aby czas nas nie zniszczył? Czy nie obudzę się kiedyś z przerażenia, gdy wreszcie otworzą mi się oczy?

Czas jednak płynął, choć tego nie czuliśmy. Zbliżał się koniec roku. Dla mnie nauka to pryszcz. 10 min czytania w autobusie i klasówka zaliczona. Byłam gościem w szkole i najrzadziej widzianą osobą w klasie. Przychodziłam właściwie zaliczać sprawdziany. Do moich rodziców dotarła jednak informacja o tym fakcie. Moja nauka nie ucierpiała na tym a jedynie frekwencja. Miałam koszmarną wręcz ilość godzin nieobecnych nieusprawiedliwionych, czego nie mogli znieść. Zrozumieli wszystko w mgnieniu oka i dostałam szlaban. Mój tata nie mógł przeżyć, że jego jedyna, ukochana córka, którą pielęgnował od niemowlaka, przewijał i całował w pupcię, teraz oddaje ją innemu. I to jeszcze w tak nieprzyzwoicie młodym wieku. Na koniec roku, ze średnią 5,0 i nieodpowiednim zachowaniem, po raz pierwszy w życiu nie dostałam świadectwa z czerwonym paskiem i nie odebrałam go na apelu. Byłam najlepszą uczennicą w szkole a laury przypadły komuś innemu. Ale nie żałowałam. Gdybym miała wybór, zrobiłabym wszystko dokładnie tak samo.

Mój ukochany nie był takim asem nauki. Prócz nieobecności doszły mu jeszcze problemy z zaliczeniem roku. Jego rodzice byli wściekli.

Doszli do wniosku, że nie powinniśmy się dalej spotykać i kontynuować tej znajomości. Że ta miłość działa destrukcyjnie na nas oboje. Postanowiono nas rozdzielić. Zakaz spotkań i ścisła kontrola wychodzeń. Ojciec zabrał mi wszystkie kosmetyki, zostawiając tylko szare mydło, bo jak uważał, gdy nie będę już taka ładna, to skończą się moje problemy. Nie pozwolono nam się nawet pożegnać. Koniec roku, rozdanie świadectw i wywóz do ciotki do innego miasta, z dala od deprawującej miłości. Mój chłopak był zrozpaczony. Nie chciał na to pozwolić ale nie mógł nic zrobić. Szalał ze wściekłości, tłukł pięściami w co popadło aż do krwi. Ja również tonęłam w żalu i nie mogłam przestać płakać ale wierzyłam, że jakoś przetrwamy te wakacje i w następnym roku szkolnym znowu będziemy się spotykać. Zwyczajnie zejdziemy do podziemia. W dzień mojego wyjazdu wykradł się jakoś z domu i przyszedł pod moje okno. Usłyszałam stuk kamienia w parapet.

– Wiki zejdź na dół, powiedz że idziesz z psem, musze cię przytulić przed wyjazdem.
– Jak dobrze, że jesteś, już schodzę.
Mój ojciec jest jednak bardzo bystrym i czujnym człowiekiem. Spodziewał się chyba takiego obrotu sprawy, bo wtargnął do pokoju i rzucił mną na łóżko. Był purpurowy na twarzy i mocno zaciskał zęby. Wyjrzał przez okno i wrzasnął:

– Gówniarzu jeden, spier… natychmiast bo wezwę policję. Już cię tu niema. Schodzę na dół z telefonem – i wybiegł z pokoju głośno trzaskając drzwiami. Wyjrzałam przez okno:
– Nie przejmuj się, uciekaj. Wszystko będzie dobrze. Spotkamy się po wakacjach.
– Czekaj na mnie Wiki. Jestem cały twój. Always – pobiegł przed siebie. Kiedy miał już zniknąć mi z oczu za budynkiem wykrzyczał na całe gardło:
– Kocham cię Wiki!!!! Jesteś moja na zawsze!!! – i zniknął. To był koszmar. Jak scena z najgorszego filmu. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że to się tak skończy. Jedyny człowiek, z którym mogłabym spędzać 24 godziny na dobę, z którym nigdy nie było nudno, który tak mnie rozumiał, dla którego byłam najważniejsza na świecie – zniknął właśnie za rogiem i miałam go nie widzieć przez dwa długie miesiące. Nie bałam się, że nasze uczucie się zmieni. Byłam tego pewna, jak niczego na świecie. Nie mogłam znieść tylko bólu rozłąki. Straconego czasu i wszystkich chwil, które moglibyśmy spędzić razem a które nigdy nie wrócą. Nie mogłam myśleć normalnie. Uśmiech zniknął z mojej twarzy. Musiałam coś zrobić aby nie oszaleć i skrócić czas wakacji. Skrócić czas wakacji – w jakim muszę być stanie, że mam takie pragnienia?

Wyjechałam. Aby nie myśleć postanowiłam być wśród ludzi. Nie mam problemów z zawieraniem nowych znajomości, więc nie było to trudne. Ciotka mieszkała na wielkim osiedlu, upstrzonym różnymi atrakcjami dla młodzieży. Boiska do siatki i kosza oraz stoły do pingponga stały się stałymi miejscami mojego pobytu. Byłam tak niezmordowana, że przychodziłam sama na boisko, ćwicząc rzuty do kosza. Z początku miałam problem z trafieniem nawet z bliska. Ale złość i rozpacz dają niezwykłą determinację. Pod koniec wakacji, rzucałam do kosza ze środka boiska. Poznałam dużo młodych i wspaniałych ludzi. Wspólne wypady nad pobliskie jezioro i gra w pingponga aż do zmierzchu, aż nie było już widać piłeczki, sprawiły że staliśmy się nierozłączną paczką. Jeden z chłopców nawet mi się podobał, ale moje serce było już zajęte.

To zadziwiające, jak szybko człowiek w tym wieku się zmienia. Jak bardzo wpływają na niego inni ludzie. Jak zmienia się hierarchia wartości. Byłam już inną osobą, choć o tym nie wiedziałam i mój ukochany również miał się zmienić, pod wpływem tych wakacji. Kiedy ludzie są razem, mogą wpływać na siebie nawzajem i na kierunek tych zmian. Ale jeśli są osobno, może się okazać, że już się nie znają.

Wakacje się wreszcie skończyły i po raz pierwszy byłam szczęśliwa 1 września. Postanowiliśmy spotykać się w ukryciu. Ku naszemu zdziwieniu ta sytuacja spotęgowała maksymalnie dreszczyk emocji, jaki może towarzyszyć randce. Nasza konspiracja połączyła nas jeszcze bardziej. Mieliśmy wspólną tajemnicę, wspólny problem, z którym walczyliśmy na wszelkie sposoby. Byliśmy jak Romeo i Julia. W naszą sprawę zaangażowaliśmy całą rzeszę znajomych, którzy pomagali nam ukrywać prawdę. Ja nauczyłam się podrabiać usprawiedliwienia – no tak, wyciągnęłam w końcu lekcję z poprzedniego roku. Pisaliśmy listy i zostawialiśmy je w umówionych miejscach. Wybieraliśmy odludne miejsca i spotykaliśmy się tam niczym szpiedzy. Nasza miłość, pozbawiona problemów i normalnych emocji, przeżywała totalne szczyty. Nic na świecie nie było ważniejsze od naszego spotkania. Byłam gotowa kłamać i oszukiwać, byle tylko się z nim zobaczyć. Nasi rodzice zamiast nas rozdzielić – scementowali nasz związek. Wbrew pozorom, wielkie problemy zbliżają ludzi a normalna i spokojna codzienność zabija uczucie.

Z boku wszystko wyglądało bardzo zwyczajnie. Uśpiliśmy czujność naszych rodziców ale obudziły się inne demony. Do tej pory żyłam jedynie miłością i było mi z tym dobrze. Nie potrzebowałam innych ludzi ani przyjaciół – właściwie wszyscy poszli w odstawkę, prócz tych, którzy nam pomagali. Nie widziałam w tym nic złego. Byłam dla niego wszystkim a on dla mnie również był całym światem i myślałam, że tak będzie zawsze. Ale człowiek się przecież rozwija a prawdziwa miłość powinna pobudzać do tego rozwoju. Dawać pozytywną siłę. Dbać o najlepiej pojęte dobro drugiej osoby. Potrzebowałam wolności i czasu aby poznać samą siebie. Moje zainteresowania zaczęły kolidować z naszymi spotkaniami. Uczucia się nie zmieniły ale potrzebowałam świeżego powietrza, trochę wolności i zaufania. Zdarzyło mi się spóźnić, ponieważ coś mnie zatrzymało. Nie przez niedbalstwo ale z przyczyn obiektywnych. I klops. Nie wystarczały zwykłe przeprosiny i wytłumaczenie. Zaczynało się roztrząsanie i drążenie jakości moich uczuć. Wzbudzanie poczucia winy i podważanie moich intencji. Godzinami wałkowaliśmy jeden temat a potem musiałam znosić jego dąsy. Nie mogłam się z tym pogodzić. Na początku myślałam po prostu, że bardzo mnie kocha i nawet mnie to bawiło. Ale przesada w żadnej dziedzinie nie jest wskazana. Sytuacja się powtarzała. Kochałam go ale czułam się jak w potrzasku. Byłam zmęczona potrzebą nieustannego tłumaczenia i zastanawiania się, co może wpłynąć na wybuch jego niezadowolenia. Ludzie muszą mieć chwile dla siebie aby z jeszcze większą siłą mogli do siebie wracać.

Pewnego razu, już pod koniec roku szkolnego, kiedy zaufanie moich rodziców było już prawie odbudowane – udało mi się uzyskać pozwolenie na wyjście do koleżanki – na noc. Oczywiście rodzice dostali jej adres i nr telefonu. Koleżanka była wtajemniczona w całą historię. Siedzieliśmy u niej do 24:00 (czekając na telefon od nich – nie zadzwonili) i poszliśmy oczywiście do hotelu. To miała być pierwsza cała noc w naszym życiu. Miałam nadzieję, że ten wieczór będzie szczególny. Że uda mi się wyjaśnić mojemu ukochanemu jak bardzo go kocham. Że przestanie być w końcu tak chorobliwie zazdrosny o czas. Zapaliliśmy świece. Muzyczka cicho grała i znowu zapomniałam o całym świecie. O pretensjach i problemach. Znowu był tylko on i ja. Reszta nie istniała. Nic więcej się nie liczyło.

Byłam w siódmym niebie. Wreszcie będę mogła zasnąć w ramionach mojego ukochanego i sprawdzić jak pachnie, kiedy się budzi. Jak wygląda, kiedy jest odrobinę zaspany. Chciałam patrzeć na jego śpiącą twarz i zatrzymać czas.

Na tę schadzkę wybrałam dzień menstruacji. Nie chciałam zawracać sobie głowy gumkami lub stresować się innymi metodami. Byliśmy otwarci i nie stanowiło to dla nas problemu. Pragnęłam czuć go w sobie bez żadnych ograniczeń, chłonąć każdy skrawek jego ciała.

Pachnąca i czyściutka wyszłam z łazienki tylko w zwiewnej koszulce nocnej, zakupionej na tę okazję. Patrzył jak urzeczony, jakby zobaczył anioła.
– Chodź do mnie – powiedział leżąc na łóżku. Uklęknęłam nad nim.
– Jesteś taka piękna. Jesteś lekiem na cale zło – byłam szczęśliwa. Chciałam delektować się każdą minutą i sekundą naszego spotkania. Podniósł się. Obiema rękoma przyciągnął zachłannie moją twarz do swojej. Przejechał powoli językiem po moich zamkniętych jeszcze ustach. Rozchylił je i wsunął język delikatnie do środka. Było bosko. Wymarzona chwila wreszcie się spełniała. Czułam jak wilgoć pomału powraca do mojej muszelki i podnieciło mnie to jeszcze bardziej. Rozłożyliśmy pod sobą ciemne ręczniki aby nikt nie miał pretensji. Jego dłoń zaczęła powoli błądzić po moim ciele. Cudownie znaczyła drogę na moich plecach, wprowadzając mnie w błogostan.

Zaczęłam się dotykać. Moje dłonie sunęły od szyi przez piersi aż do brzucha i z powrotem. Delikatne opuszki palców mojego kochanka wprawiały w drżenie całe moje ciało. Byłam rozpalona i gorąca. Jego palce trafiły wreszcie do mojej szparki. Wsunęły się tam powoli na kilka cm i tak samo powoli zaczęły się wysuwać. Moje soki bardzo skutecznie mieszały się z krwią, tak że prawie nie można było jej rozpoznać. Potęgowało to tylko odczucie wilgoci i rozkoszy. Byłam tak cudownie mokra i podniecona, że nie mogłam się doczekać kiedy we mnie wejdzie, a jednocześnie chciałam odwlec tę chwilę w nieskończoność. Palce pieściły moje różowe płatki i ich maleńki skarb, rozcierając wilgoć w każdym zakamarku. To było szaleństwo. Jakbyśmy byli sami na końcu świata. Włożył je głęboko i poruszał coraz szybciej a ja czułam, że odchodzę od zmysłów. Wyjął je i nasadził mnie na siebie powoli. Wszedł a właściwie wślizgnął się tak lekko – otoczony rzeką wilgoci. Jęknęłam. Ten niezwykły poślizg sprawił, że odleciałam prawie natychmiast. Zaczęłam rytmicznie unosić się i opadać, odchylając się jednocześnie do tyłu. Nasze oddechy bardzo już przyspieszyły. Zaczęłam na powrót gładzić swoje ciało. Brzuch, kark, sutki prześlizgiwały się pomiędzy moimi palcami i rozkosz zaczęła płynąć lawiną. Mój najdroższy był zachwycony takim widokiem. Patrzył z lekko przymrużonymi oczami i z zaciśniętymi wargami przyśpieszył. Ścisnęłam go nogami i uchwyciłam się ręczników pod nami. Moje ciało wygięło się lekko i opadło na mojego kochanka.

Otulona przyjemnością, marzyłam aby się w nim rozpuścić. Obróciłam się tyłem, przyciągnęłam jego rękę i byłam pewna, że zaśniemy jak dwie łyżeczki. Nic bardziej błędnego.
– Dlaczego chcesz leżeć do mnie tyłem?
– Tak mi wygodniej. Poza tym, to bardzo przyjemne, kiedy tak mnie obejmujesz. Czuje się wtedy bardzo bezpiecznie.
– Ale czemu się ode mnie odwracasz? Zupełnie jak byś mnie nie kochała.
Byłam skołowana. Karuzela w mojej głowie zaczęła tańczyć na nowo. Nie miałam ani siły ani ochoty tłumaczyć mu, że to bez znaczenia. A zresztą jak to wytłumaczyć? Czy można komuś wyjaśnić, że się go kocha i jednocześnie chce się spać do niego tyłem? Byłam tak zaskoczona i zdezorientowana tym dziwacznym zarzutem, że nie wiedziałam co mam powiedzieć. Nie przyszło mi nigdy do głowy, że w ogóle można tak myśleć. Co mnie czeka z tym człowiekiem? Jakim jeszcze absurdem mnie zaskoczy? Nie mając ochoty na dyskusję odwróciłam się w jego stronę i próbowałam zasnąć. Przecież na 6:00 musieliśmy wrócić do koleżanki. Wejść przez okno i udawać, że byliśmy tam przez całą noc. W końcu rodzice mogą wpaść na pomysł i zadzwonić o 8:00 lub coś w tym stylu. Myśli nie dawały mi spokoju, narastała we mnie złość, że toleruję taką sytuację. Zaczęła cierpnąć mi ręka, więc najdelikatniej jak potrafiłam obróciłam się na plecy i zaczęłam się zastanawiać co ja tu robię.

Jestem już w domu. Najpiękniejsza noc w moim życiu uświadomiła mi, że muszę podjąć świadomą decyzję, czy chcę być z tym człowiekiem dalej. Czy chcę wiązać z nim przyszłość. Pomimo młodego wieku, w swojej naiwności planowaliśmy przecież małżeństwo. Czy można tak kochać do szaleństwa i odejść? Czy jeśli się kocha, to nic innego się już nie liczy? Czy zawsze nie będzie się jednakowo liczyło? A z drugiej strony, czy będę potrafiła zaakceptować jego wady i żyć z nimi dalej? Czy można zaakceptować taką chorobliwą zazdrość i zakryć ją miłością? Czy chcę tak żyć? Czy cena tej miłości nie jest za wysoka? Siedziałam tak na łóżku i pochlipując zastanawiałam się nad swoim życiem. Jeśli mam to zakończyć to teraz, bo z czasem będzie jeszcze trudniej i ból może okazać się nie do zniesienia.

Nie. Nie mogę żyć z człowiekiem, który dusi mnie swoją miłością. Wiem, że nie mogę bo go znienawidzę. To przecież uczucie tak bliskie miłości. On się już nie zmieni. Tyle razy o tym rozmawialiśmy. To się będzie tylko pogłębiać a nasza miłość pokruszy się pod tym ciężarem. Muszę mieć pewność, taki komfort popełniania błędów, że jeśli zdarzy mi się zranić mojego ukochanego – on nie zrobi z tego afery. Po prostu powie: nie ma sprawy i mnie przytuli. Nie mogę żyć w ciągłym strachu, czy tym lub tamtym go nie urażę lub spać całe życie na jednym boku. Nie mogę tak żyć bo umrę. I chociaż kocham – muszę odejść, bo to uczucie mnie zniszczy.

To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu. Przepłakałam kilka nocy i napisałam długi list. Wiedziałam, że kiedy spojrzę w jego oczy, zapomnę co chciałam powiedzieć albo łzy ścisną mi gardło i nie powiem nic. Nie mogłam odejść bez słowa, choć tak byłoby najprościej. Po tym co razem przeszliśmy i ze względu na uczucie jakie jest między nami – należą mu się wyjaśnienia.

Czytał w milczeniu. Trwało to wieki a ja czułam jak łzy nie mogą przestać płynąć kącikami oczu.
– Powiedz, że to żart. Głupi żart. Powiedz! Błagam Cię! Miałem tyle planów! Mogło być tak cudownie! Wrócisz do mnie zobaczysz. Nikt nie będzie cię kochał tak jak ja.
Spuściłam głowę i nie mogąc wydusić słowa rozpłakałam się na dobre. Przytulił mnie. Objął mocno ramieniem i zaczął kołysać jak małą dziewczynkę. Trwało to kilka minut, gdy nagle przerwał:
– Co ja kurde robię?! Ty ze mną zrywasz a ja cię przytulam?! Piszesz, że mnie kochasz ale ja w to nie wierzę. Nigdy mnie nie kochałaś. Jeśli miłość się kończy, to znaczy, że w ogóle jej nie było!
– Nieprawda, kocham cię ale nie mogę być z tobą. Zbyt wiele nas dzieli – byłam w tym większej rozpaczy, bo on podważył całe moje dotychczasowe uczucie. Nie byłam wstanie udowodnić mu, że naprawdę go kocham. Nie chciałam aby myślał, że wszystko co nas łączyło było kłamstwem. Nie chciałam aby żył w takim przekonaniu. Ale nie byłam wstanie mu tego wyjaśnić – zresztą nie pierwszy już raz. Rozumiałam, co przeżywa i czułam się bezsilna. Nie mogłam nic więcej zrobić ani powiedzieć, poskładał list, schował do kieszeni i odszedł. Płacząc, siedziałam na schodach i patrzyłam jak odchodzi. Nie obrócił się ani razu. Nigdy więcej go nie widziałam.

Zerwałam kontakt z jego znajomymi. Przyjaźń po czymś takim? Czy mogłabym rozdzierać jego i swoje serce, patrząc mu w oczy, gdy rozmawiamy? Nie mogłabym katować ukochanej osoby, każąc mu oglądać mnie przy tzw. okazji. Za nic w świecie nie chciałam aby cierpiał choć odrobinę bardziej niż to było konieczne.

Płakałam po tym zdarzeniu jeszcze kilka dni i nie mogłam dojść do siebie. Nie byłam wstanie patrzeć na wspólne zdjęcia, prezenty i drobiazgi. Bolało wtedy podwójnie. Gdy już myślałam o czymś innym, jednym spojrzeniem przywoływałam całe cierpienie. Wyrzuciłam wszystko. Musiałam to zrobić bo chyba bym oszalała. Teraz już wiem, że miłość nie musi być ślepa.

„Nie widziałam go już od miesiąca. I nic. Jestem może bledsza, trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.”

Scroll to Top