Hop, hop, przez strużki i kałuże… Kiedy zalepią te dziury? Plask! Błoto, samo błoto! Czego trąbisz, baranie? Nigdy nie biegłeś na tramwaj? Frajer… Ile lat ma twój Kadett? Rzęzi jak Bryan Adams… Kurwa, a gdzie moja sieciówka? Kieszeń z lewej, z prawej, suwak w dół, koszula… jest!
Ósemka! Ósemka! Stary tabor, ponoć z Amsterdamu, ale jary! Nie to co czeski chłam albo niedoróbki Siemensa… To mój tramwaj. Zdążę czy nie? Jeeeest! Zdążyłem…
Drzwi szurają jak w Ikarusie sprzed dwóch dekad, ale w środku komforcik, ciepełko, wyściełane fotele. Ciężko opadam na siedzisko. Ciul, że gąbka sterczy, że bazgroły… Kolejorz! CWKS – jebany pies! Jak będę miał czterdziechę, ponarzekam na chamstwo młodzieży…
Fury błyskają światłami. Listopad. Osiemnasta. Ciemności. Szyby parują od środka, wilgotnieją na zewnątrz. Mżawka. Pierdziawka.
Stary skład skrzypi i terkoce, ale toczy się żwawo. Krauthofera. Głogowska/Hetmańska… Szara kamienica, trzecie piętro. Mieszkanie studenckie na drugim roku. Pierwsza miłość… Niepierwszy seks, ale najlepszy… Zamyślam się, zasępiam, zasmucam…
Przecieram zaparowane okno. Lustracja terenu. Może tu będzie? Może wsiądzie? Ona? Od kiedy się roz… Od kiedy mnie rzuciła, widziałem ją trzy razy. Jest konsekwentna do bólu. Diablica. Nie! Nie mów tak o niej…
Na przystanku jej nie ma… Na co ja liczę? Ona nie jeździ już tramwajami. Wskoczyła o szczebelek wyżej na drabince ewolucji, która przyśniła się pieprzonemu Darwinowi. Jeździ teraz furą, bo ON ma furę! Nie, nie Darwin! Darek! Tak ma na imię ten uśmiechnięty szczonek… Nosi spodnie w kant, aktówkę i studiuje prawo jebana jego mać. Po tatusiu odziedziczy kancelarię notarialną. Ona nie zostawi go nigdy. Podobno go kocha, to niby ten jedyny. Wiem, że prócz tego potrzebuje stabilizacji, bezpieczeństwa, botków GinoRossi i sushi… On jej to da, bo ma! Proste, nie? Ja mam niedokończone rysunki, nienapisane piosenki, niezapłacone rachunki… Trzeci rok w plecy… Złamany nos i trapery o schodzonych podeszwach. Oto, co sobą reprezentuję!
Czemu stoimy? Dzwonek zadzwonił, więc bimba powinna już jechać. Co jest, tej?
Jasne! Ktoś biegnie z wywieszonym jęzorem. Zdąży wsiąść, czy nie zdąży? Co zrobi motorniczy? Trzaśnie drzwiami przed nosem, czy zabłyśnie kulturą osobistą? To zależy, kto biegnie. Jeśli zafajdany studenciak z plecaczkiem – pocałuje klamkę jak w banku. Jeśli sfrustrowany dziadzio – patrz powyższe. Jeśli zgrabna brunetka w kozakach za kolano i lekko rozchylonej kurteczce – motorniczy poczeka. A jakże! Poczekał…
– Dziękuję. Bardzo dziękuję – słodki alt i falujące oddechem piersi. Bimbiarz krzywi się z zadowoleniem, połyskując srebrną jedynką. Takie szprychy widuje się rzadko!
Ja kiedyś widywałem ją codziennie… To Ona… Ona!
Czuję nagły przypływ zainteresowania cholewkami moich butów. Opuszczam głowę jak najniżej się da. Nie chcę, żeby mnie widziała. Dlaczego? Chuj wam do tego!
Jest śliczna. Łypię spode łba. Nie patrzy w moim kierunku. Szuka miejsca z przodu wagonu. Ma nogi do samej ziemi. Czarne, wysokie buty i czarne rajstopy w skośny wzorek. Spódniczka… Pupa jak owoc endemicznego kokosa z Seszeli. Byliście kiedyś na Seszelach? Ja też nie i nie zanosi się…
W ogóle jest odsztafirowana. Wyjściowe ciuchy. Znam ją przecież. Świeża, krótka fryzurka, kolczyki, błyszczyk. Wiem jak on smakuje! Ona ma siostrę w Londynie. Siostra przywozi jej taki błyszczyk… Nie kupisz go w Rossmannie ani nawet w Sephorze. To luksusowy towar, orzeźwiający, seksowny… Zwłaszcza na jej ustach. Oblizuję się…
Rajstopy w skośny wzorek… Znam ten wzorek… Nosz kurwa mać, nieee! To nie rajstopy – to pończochy! Sam jej kupiłem, więc wiem! Kosztowały wuchtę ale pyliło się, bo ubierała je do wyra i wywijała nogami jak tancerka z rewii. Popatrz tej… pończochy! Nigdy nie nosiła ich „na dwór”. Teraz nosi…
Ona znajduje miejsce kilka metrów przede mną. Mijamy Park Wilsona. Chyba przestało padać. Zaraz dworzec, targi i wsiądzie masa ludzi. Lepiej wstanę, bo i tak się jakaś babuszka napatoczy… Ona siedzi tyłem do mnie, więc zdobywam się na odwagę i podchodzę parę kroków. Bliżej… Jest na wyciągnięcie ręki. O nie! Czuję jej zapach! Ten zapach! Nogi trzęsą mi się jak młodemu kucykowi.
Złapałem ewidentną fazę. Jestem oszołomiony. W przebłyskach świadomości nurtuje mnie jedno rzeczowe pytanie: Czemu nie skasowała biletu? Zapomniała? Nie! Każdy, tylko nie ona! Czyżby miała sieciówkę?
A więc jeździ tramwajami… Zstępuje z chmur od czasu do czasu! Byłem przekonany, że wszędzie wozi ją ten zakochany i zakichany dupek. Z jedną ręką na skórzanej kierownicy a drugą na jej gorącym udzie…
Śniadeckich. Stoimy na światłach. Drrń, drrń, drrń! Dzwonek firmowy Nokia Tune. To nie mój… Co najmniej dziesięć osób nerwowo szuka komórki. W tym Ona… Tak! To jej telefon!
Odruchowo się przysuwam. Słyszę każde słowo.
– Cześć Dareczku…
„Dareczku”? Fuuuj!
(Teraz mówi Dareczek. Ona słucha. I ja słucham dalej)
…
(Znowu Ona)
– Tak. Byłam. Tak. Fajna.
…
– Wiesz… nie mogę. Jadę do Altum, do czytelni… – Jej głos jest lekko zakłopotany.
DO CZYTELNI? W TAKIM STROJU? W pończochach? Coś mi się nie zgadza! – myślę
…
– Tak, Dareczku. Mam pojutrze koło. Muszę przysiąść. Ale przecież jutro się widzimy!
…
– Tak. Właśnie wysiadam. Pa, kochanie.
…
– Ja Ciebie też. Pa.
????????????????
O co tu biega? Nic nie rozumiem… Uszeregujmy fakty… Ale może za chwilę, bo otworzyły się drzwi. Dworzec Zachodni. Pełno wiary.
Ściśnięty tuzinem spoconych ciał i niewymiarowych sakwojaży znajduję bezpieczny azyl tuż za kasownikiem. Tuż za jej plecami. W zasadzie nad nią. Chciała ustąpić miejsca pomarszczonemu dziadzi, ale ten aż fuknął.
– Proszę siedzieć, piękna panienko – i z wyraźną rozkoszą położył dłoń na jej kształtnym ramieniu.
A więc? Co ona kombinuje? Do czytelni nie chodzi się w tak podniecających szmatkach! Przecież wszyscy będą się gapić, zamiast tonąć w lekturze. To nie w jej stylu. Ubrałaby się skromniej… Znacie miasto? Jeśli idzie faktycznie do Collegium Altum, to musiałaby wysiąść zaraz. Na Kaponierze.
Ruszamy. Koła piszczą, trakcja błyska snopem złotawych iskier. Czekam w napięciu. Najpierw Targi. Potem Kaponiera. Ona tkwi na swoim miejscu. Nie jedzie do czytelni.
Kłamała.
Kłamała fagasowi. Okłamuje go. Jedzie gdzieś indziej. Dokąd?
Ona wierci się niespokojnie. Zapuszczam żurawia. Nie mogę się powstrzymać. Jeszcze trochę, maleńka a dojrzę Twoje majtki… Niestety! Obciągnęła spódniczkę. Rozgląda się, więc odwracam się plecami. Nie pozna mnie. Na szczęście kupiłem nową kurtkę. Na Kapie wysiadło trochę wiary ale nadal jest pełno. Zaraz skręt w Teatralkę. Bimbę wypełni masa studenterii.
Zatrzymujemy się. W tłumie widzę znajomą twarz. Zbyniu? Tak, to Zbyniu. Niezły z niego aparat!
Nie chcę, by mnie zdekonspirował. Schylam głowę. Po chwili martwieję. Zbyniu wykorzystuje zwalniające się miejsce i dosiada się do Niej. Ściąga brzydki kaszkiet. Ona… przegarnia jego włosy!
– Cześć kotku – szepcze
Zbyniu nachyla się w jej kierunku. Zbliża usta do jej ust.
– Przestań! Szepcze Ona. Coś ty… Nie tutaj – kręci głową. Ale jednak go całuje! W usta!
Całują się.
Kręci mi się we łbie. Za dużo wrażeń jak na raz. Bezwiednie opieram się na zażywnym ciele jakiejś babiny.
– Panie, co pan? – gdera jejmość.
– Cicho przepraszam i przyklejam czoło do szyby. Kątem oka obserwuję „parkę”. Zbyniu przysuwa się do Niej tak blisko jak to tylko możliwe. Ona jest niespokojna, ale nie odtrąca go. Ich dłonie się spotykają. Zaplatają ze sobą palce. Ona patrzy tak… no tak jak kiedyś patrzyła w chwilach gdy… Sami rozumiecie, gdy jej się chciało… Gdy chciała się pobawić. Więc teraz bawi się ze Zbyniem.
Ze Zbyniem. To niewiarygodne. Facet jest taki… w jej kategoriach obleśny. Dużo pije. Jara mnóstwo ćmików. Ubiera się jak cieć. Klnie jak szewc. Jest brzydki, brzydszy niż ja – na bank. Nie mówiąc już o Dareczku… Niesamowite! Dareczek – frajerem tysiąclecia? Poznałem Zbynia przypadkiem, przez wspólnych znajomych. Ona też go znała, zdawało się z widzenia. Zdawało się… Kiedy zaczęli ze sobą kręcić? Jak to możliwe?
Nagle ostre hamowanie. Ósemka staje w poprzek skrzyżowania. Jakiś pener zatarasował zebrę swoją bejcą. Motorniczy brzęczy aż więdną uszy. Pener wystawia faketa przez szybę i odjeżdża z piskiem. Babcie się drą. Dziadzie klną.
– Ty zwiędły chuju w dresie!
– Ty piździelcu!
Korzystając z zamieszania wśród pasażerów Zbyniu wpycha swoją łapę pod Jej spódniczkę. Ona się wierci, lekko unosi… Wstrzymuję oddech. Siada na jego dłoni! Co on jej robi? Nikt nawet nie zauważył. Tylko ja wychylam łeb nad ich głowy i prawie wszystko widzę. Bimba spokojnie jedzie dalej, a on pewnie już odchyla na bok jej majtki. Umyłeś ręce, brudasie? Wiele bym dał za widok jej twarzy. Pewnie przewraca oczami… Zawsze przewracała w takich chwilach. „Suka ze mnie wyłazi” – mówiła wtedy.
Hamowanie. Fredry. Dużo ludzi wysiądzie. Może oni też? Odsuwam się pospiesznie. Ale parka zostaje na swoim siedzeniu. Włochata łapa Zbynia nadal między Jej nogami. Zdaje mi się, że ona cichutko jęczy… Nie, to wyobraźnia…
Otwierają się drzwi. Ona szarpie się lekko i szturcha fagasa. Ręka wyfruwa z raju. Odsuwają się od siebie jak nieznajomi i z lękiem gapią się na wchodzących. A więc pełna konspira… Nie dziwię się. O tej porze w tym miejscu nietrudno o znajomych…
Na szczęście dla mojej byłej znanych twarzy brak. Z ukosa widzę, jak jej piersi poruszają się niespokojnie. Kurteczka jest cienka więc doskonale widzę ich kontur. Duże i pełne lekko kontrastują ze szczupłym ciałem. Gdy stawała przede mną nago bez erotycznego kontekstu wyglądała nawet trochę… śmiesznie. Takie „cysterny” jak lubiłem je nazywać. Przyczepione do chudego wieszaka. Zabawnie majtające przy każdym ruchu. Nie raz parsknąłem śmiechem a ona wydymała usteczka. Za to w łóżku… Do dzisiaj mam odlot jak tylko pomyślę. Soczyste. Miękkie w dotyku…
Dokąd jadą kurwa ich mać? Do Zbynia? Nie ma mowy, on mieszkał w Feniksie z Bączkiem i Spiętym. Istna melina, byłem tam kiedyś. Ona pasuje do nich jak papier ścierny do dupy. Pewnie jadą do jakiejś knajpy pomiętosić się po ciemku. Te pończochy oznaczają jedno. Dziewczyna ma ochotę… Pamiętam ciasny kibel w Minodze i jej wypięty tyłek. Wołała, żebym nie przestawał. Nie obchodziło jej, czy ktoś słyszy. Na szczęście grała muzyka! Teraz też gra, tyle że nie dla mnie…
Ręka Zbynia znów harcuje… Objął ją wpół i wsadził dłoń pod jej kurtkę. Widzę, kurwa, widzę jak łapie ją za cycki. Bardziej bezczelny być nie mógł! Bezwiednie się przysuwam i gapię się na to z góry. Pieści jej sutek, aż dziewczyna oddechu nie może złapać. Co za skurwysyństwo! Ona się już nie broni. Jest napalona jak kocica. Aż takiej jej nie znałem!
Zmuliło mnie. Nie mogę już na to patrzeć. Mam dość całej tej nieszczerej laski, jej fagasa Zbynia i nieświadomego sponsora frajera – Dareczka wraz z jego furą i kancelarią taty. Odsuwam się z obrzydzeniem, bo co jeszcze mogą zrobić? Wyciągnie pytonga? Zerżnie ją przy wszystkich? Zrobi jej minetę między placem Cyryla a rynkiem Wielkopolskim? Nie mój cyrk, nie moje małpy!
Korzystając z większego luzu, który zrobił się w tramwaju, przenoszę się na tył wagonu. Siadam i gapię się tępo przed siebie. Która to godzina? Wyciągam komórkę. Zupełnie bezwiednie i bez sensu przeglądam stare SMS-y. Jest jeden od niej…
ZAWSZE BĘDĘ CIE KOCHAC I PRAGNAC. JESTES NAJWSPANIALSZYM FACETEM NA SWIECIE. JESTEM CALA DLA CIEBIE. MALWINA
Tak. Ona ma na imię Malwina. Zapomniałem wam o tym powiedzieć. A może celowo nie chciałem. Chcę wyprzeć jej imię ze świadomości. Wiadomość nadano półtora roku temu. Nie wiedzieć czemu, pieklę się i wściekam. Moje palce pracują zawzięcie.
ODPOWIEDZ:
COS KRECISZ CHYBA NIE CALA MOJA, KOCHANIE. Z TEGO CO WIDZE CYCKI I CIPKE OFERUJESZ ZBYNIOWI CHUJOWI PRZEKLETEMU. DOBRZE CI? CIEKAWE CO MYSLI TWÓJ DARECZEK, CO BY ZROBIL JAKBY SIĘ DOWIEDZIAL HA HA WIEM WSZYSTKO
No i super. Ulżyłem sobie. Gdybym był skończonym skurwysynem, wysłałbym jej tego SMS-a. Niech ma, na co zasłużyła. Znając ją – dostałaby szału. Ale oczywiście nie zrobię tego. Jak już mówiłem wcześniej – nie mój cyrk nie moje małpy. Nie jestem pojebany. Jestem normalnym facetem, zasługującym na jakąś normalną, wierną dziewczynę. Znajdę kiedyś taką! Mojej byłej będzie wtedy łyso, bo będę miał ją całkowicie w dupie. Już niedługo. A tego niewysłanego esa zachowam na pamiątkę, ha ha.
Bimba tymczasem rozpędza się na odcinku między katedrą a Śródką. Malwina ze Zbyniem ciągle siedzą na tyłkach. Liżą się już bez opamiętania. Język Zbynia wdziera się do jej gardła. Ludzi prawie nie ma, więc folgują sobie. Mam to gdzieś.
Tramwaj zwalnia. Szybko spuszczam głowę, bo „kochankowie” wstają. Będą wysiadać. Ha! Idą do „Malty”! Mogłem się domyśleć. Zbyniu jest znanym fanem tego kina. Niby takie „kameralne”, „niezależne” a podejrzewam, że chodzi mu głównie o bejmy! Dziesięć zeta za bilet studencki to i tak dużo jak na jego zafajdaną, pustą kieszeń. Że też Malwinie to nie przeszkadza? Taka materialistka niby z niej miała być… Nic z tego nie rozumiem.
Tramwaj stoi na przystanku. Widzę jak Zbyniu obejmuje Malwinę, ordynarnie chwytając za tyłek. Traktuje ją jak szmatę, jak kurew jakąś, a ona na to pozwala! Ja taki nie byłem… Idą powoli przez przejście, co jakiś czas zatrzymując się na lizanie. Obejrzą pewnie połowę „Wielkiego błękitu” czy innego Lyncha a potem pójdą się pieprzyć do kibla. Na lepszy lokal do uprawiania seksu Zbynia nie stać.
Drzwi się zamykają. Tramwaj rusza. Nagle potężnie szarpie. Ostre hamowanie. Bezwładnie lecę do przodu. Auaaaaaa! O KURWA! NIEEEEEEEEEEEE!!!!
Mój telefon… Rzuciło mną i coś nacisnąłem… przypadkiem… coś wysłałem… CO? Tylko nie to…. Nie, proszę…..
Tramwaj rusza. Motorniczy wygraża pięścią przygarbionemu siwemu staruszkowi, który niechcący wtargnął na przejście. Jedziemy.
Gorączkowo przetrząsam telefon. Coś wysłałem, ale co? Komu? Jest! To ta wiadomość!
COS KRECISZ CHYBA NIE CALA MOJA, KOCHANIE. Z TEGO CO WIDZE CYCKI I CIPKE OFERUJESZ ZBYNIOWI CHUJOWI PRZEKLETEMU. DOBRZE CI? CIEKAWE CO MYSLI TWÓJ DARECZEK, CO BY ZROBIL JAKBY SIĘ DOWIEDZIAL HA HA WIEM WSZYSTKO
WYSŁANO: 18:32 16.11.2006
ODBIORCA: 602499300 Malwina.
O w mordę! Do niej… Czy to da się jeszcze cofnąć? Nie, nie, nieee… co ja zrobiłem?
Jestem jak nieżywy. Zbladłem. Dyszę ciężko. Tramwaj dojeżdża do przystanku Novotel. Muszę tu wysiąść. Mam tu pracę. Dorabiam w salonie samochodowym jako nocny stróż. Dwa razy w tygodniu.
Ósemka odjeżdża. Czy Ona odebrała tą wiadomość? Co zrobi? Trzęsę się. Znowu zaczyna padać deszcz. Czas wlecze się w nieskończoność.
Nieskończoność.
Jestem ofermą. Nic mi nie wychodzi. Zawsze jest inaczej niż miało być.
KONIEC
…ale jeśli chcecie, jest również:
EPILOG
Zanim dochodzę do mojego miejsca pracy, dzwoni telefon. 602499300 Malwina!!!
Nie chcę…nie mogę go odebrać. Dzwoni pięć, sześć, siedem razy. Drżącą dłonią wciskam zielony guzik.
– Halo?
– To ty, Igor? – jej głos jest drżący, ale nie histeryczny. Zapomniałem wam dodać. Mam na imię Igor. Głupie, wieśniackie imię. Nie znoszę go.
– Ja.
– Dostałam wiadomość.
– Ja chciałem… chciałem… – próbuję się tłumaczyć, ale nie wychodzi mi to zbytnio.
Chwila ciszy
– Czego chcesz? – Ona pyta zdecydowanym, zaczepnym głosem.
– Sam nie wiem… – brnę dalej
– Śmiało! Mów. Powiedz! Czegoś musisz chcieć, skoro się w ten sposób…odzywasz.
– Hm… sam nie wiem.
– Nie rób mi tego. Powiedz, o co chodzi. Zrobię wszystko…
Jej słowa smagają mnie jak bicz. „Zrobi wszystko”? Co to ma znaczyć do kurwy nędzy?
– Co to znaczy „wszystko”?
– Wszystko, żebyś nie powiedział Darkowi.
– Aż tak ci zależy? Ale do kina, przepraszam, do „czytelni” chodzisz ze Zbyniem! Twoje cycki też obmacuje Zbyniu! – wyrzucam z siebie. O kurwa! Chyba powiedziałem za dużo…
Chwila ciszy.
– Igor… Nie wierzę własnym uszom… Ty mnie śledzisz? Jesteś tu gdzieś? Gadaj, gnoju!
Ale wstyd…
– To przypadek. Widziałem was przez przypadek – tłumaczę się nieudolnie.
– Pojebało cię? Mam ci uwierzyć w te brednie? Ty mnie śledzisz… ja pierdolę…
Nie uwierzy mi.
– Wszystko mi jedno, co pomyślisz – rzucam.
– Dobrze. Skoro tak, to gadaj. GADAJ KURWA CZEGO CHCESZ!!! – Malwina wrzeszczy, jak nigdy przedtem.
Zastanawiam się.
– Przyjdź do mnie jutro wieczorem. O siódmej.
– Po co?
– Zastanowię się, czego chcę.
– Igor… pożałujesz…
– Przyjdź.
Milczenie.
– Dobrze. Przyjdę. Ale…
– Bez „ale”. Przyjdź. Cześć.
KONIEC 2
…Ale, jeśli chcecie, mam jeszcze:
EPILOG 2. (element interaktywny)
Rozmowa skończona. Jeszcze wczoraj nie uwierzyłbym, że zostanę małym, wrednym szantażystą. Nikczemnym skurwysynem. A wystarczyło nie zdążyć na tą „ósemkę”… Jutro spotkam się z Malwiną w moim obskurnym pokoiku. Czego od niej chcieć? Parę rzeczy chodzi mi po głowie, ale żeby aż tak siebie i ją zeszmacić? Sam nie wiem… A może Wy mi coś podpowiecie, Kochani? Czego mam od niej chcieć? Czego chcielibyście od zlęknionej lecz gotowej na wszystko ładnej i zgrabnej brunetki o wydatnych ustach, wielkich oczach i miseczce 75D?
Recenzujcie i odpowiadajcie. Czas odpowiedzi – nieskończoność (ósemka w poprzek)
Wasz Autor.
UWAGA: Poniższe opowiadanie jest sequelem „Tramwaju zwanego podglądaniem”. Dobra orientacja w akcji i motywach bohaterów WYMAGA znajomości pierwszej części.
TRAMWAJ 2
– Daga… kupiłem browar. Gdzie masz Reksa?
– Urwał się, kurwa!
– Jak to urwał, tej? Dagmara! Gdzie jest kurwa mój Reks?
– Czego się drzesz, cieciu? Mówię: urwał się! Tam pobiegł…
– Ty kurwo! Na chwilę ci go zostawiłem… Zajebię cię, jak coś mu się stanie… Mój Reksik… REEEEKS!!!!!
Na zatłoczoną ulicę Dąbrowskiego wbiegł okazały pies rasy amstaff. Mimo ciemności, rozświetlonej jedynie odblaskiem reflektorów, motorniczy pędzącego tramwaju linii 2 wykazał się nie lada refleksem. Nagłe i ostre hamowanie ocaliło hasające i radośnie szczekające bydlę, przyprawiając jednak pasażerów miejskiego środka transportu o rozliczne urazy i straty materialne. Jedną z bardziej poszkodowanych była młoda brunetka w białej kurteczce, która z rozpaczą na twarzy zbierała z podłogi resztki swego telefonu komórkowego. Mimowolnym sprawcą jej szkody był jasnowłosy młodzian w „skórze” i śnieżnobiałym obuwiu. W trakcie hamowania wpadł na dziewczynę z impetem, wytrącając jej z dłoni właśnie używane, cenne urządzenie.
– Sory – wybąkał, gramoląc się z podłogi i przyglądając się z uwagą swym nieco zabrudzonym trzewikom.
Dziewczyna spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem.
– To się jeszcze da naprawić… mój kuzaj ma serwis, niedaleko, z buta z pięć minut będzie… – wysapał młodzieniec, obracając w dłoni fragment wyświetlacza.
– O czym ty mówisz, gościu? – dziewczyna stęknęła płaczliwie.
– Wyluzuj, dzidzia! Mówię, komórę se naprawisz i po krzyku. A jak nie, kupisz se nową. Kuzaj ma wuchtę modeli, używane też ma. Powołaj się na mnie. Jestem Siwy z Szamarzewa – to mówiąc, wyciągnął do niej dłoń. W tym momencie motorniczy wcisnął pedał gazu. Młodzieniec ponownie stracił równowagę. Tym razem wpadł na siwiuteńką babcię o świątobliwym wyglądzie, z wyładowanymi po brzegi siatami.
– Uważaj! Ty szczonie, w dupę jebany! Świeżutkie wędliny mam z rynku dla wnusia a ten pener mi się tu rozbija. Orientuj się, cwelu – wrzasnęła babcia, okładając chłopaka sztywnym kawałkiem krakowskiej.
– Auuuuu! – ryknął młodzian. Nie ryzykował dalszego starcia i ostrożnie oddalił się na koniec wagonu, gdzie czekali rozbawieni koledzy.
– He, he, he, Siwy – luju! Na łanię wpadłeś, to rozumie, ale żeby starą babcię molestować? – zarechotał jeden z nich
– Świeć, tej! Ale sucz! Widziałeś jej doje? – zainteresował się drugi, bez żenady wskazując na dziewczynę z uszkodzoną komórką.
– Nie tylko widziałem. Zmacałem! Zajebioza… – odpowiedział młodzieniec, rozcierając guza po twardej jak kamień wędlinie.
– Na pewno studentka…
– Pewnie jedzie na wykłady, tej… he, he, he!
– Ehe, na wykłady… taka dzidzia… pewnie jedzie się ruchać – rozważał głośno blondyn
– Kuźwa, wsadziłbym jej między te balony i sru… spust na ryło!
– Jebałbym ją jak worek… W dupę bym jej wpakował…
– Ciekawe o czym te wykłady, he he…
– Chujologia stosowana!!!
– He he he he he he he!!!
– A ja wam mówię, jedzie przyjąć coś w pizdę! – utrzymywał blondyn
– Pieerdolisz… Wygląda na cnotkę.
– Chuja tam wiesz…
Tramwaj tymczasem zatrzymał się na przystanku obok dawnego „Pozmeatu”. Szczupła brunetka pozbierała resztki telefonu, wrzuciła je do torby i wysiadła. Blondyn w białych butach się nie mylił. Dziewczyna, choć w istocie studentka WNS, nie jechała wcale na wykłady…
Dobry kwadrans wcześniej, młody lokator mieszkania studenckiego przy Szamotulskiej ze skupieniem na twarzy zaczął wstukiwać coś do komórki:
NIE PRZYJEZDZAJ. ZMIENILEM ZDANIE. NIC OD CIEBIE NIE CHCE. NIKOMU NIC NIE POWIEM. ROB SOBIE CO CHCESZ I Z KIM CHCESZ. IGOR.
Napisawszy to westchnął kilka razy i nacisnął zielony klawisz.
WYSŁANO: 18:37, 17.11.2006
ODBIORCA: 602499300 Malwina.
Mijały minuty. Nadawca wiadomości niecierpliwił się coraz bardziej. „Co u licha?” Żadna odpowiedź nie nadeszła. Zamiast tego rozległo się pukanie do drzwi.
„O w mordę, kto to? Chyba nie ona?” – Igor rozejrzał się gorączkowo. Dobrze, że jednak posprzątał… Wziął głęboki wdech i przekręcił zamek.
W progu stała szczupła dziewczyna o czarnych, krótkich włosach. Malwina. Igor spuścił oczy.
– Jednak przyszłaś? – wydukał
– Zdziwiony? Przecież sam chciałeś… Nie wpuścisz mnie? – Dziewczyna utorowała sobie drogę torebką i weszła do środka.
– Kadzidełko? – westchnęła zaskoczona
– Zapomniałem zgasić – Igor wytłumaczył się machinalnie
– Nie szkodzi! Przecież wiesz, że je lubię…Gdzie twoi współlokatorzy? – spytała Malwina, zdejmując kurtkę i wieszając ją na haczyku.
– Wyjechali… – chłopak przyglądał się w milczeniu ubiorowi swej byłej. Był on, delikatnie mówiąc, wyzywający.
– Nie za zimno ci? – spytał z przekąsem.
– A co? Nie grzeją u Ciebie? – uśmiechnęła się Malwina
– Przeciwnie… kaloryfery gorące jak diabli…
Dziewczyna zbliżyła się do niego. Wyciągnęła szczupłą dłoń, ozdobioną niewielką, drewnianą bransoletką. Wyprostowała palec i powoli przeciągnęła nim od klatki piersiowej chłopaka aż do okolic jego pępka. Przygryzła dolną wargę i przeciągle spojrzała mu prosto w oczy.
– To co? – spytała jednoznacznym tonem
Igor ujął jej dłoń i odsunął ją od siebie.
– Przepraszam na chwilę – powiedział cicho.
Nie wdając się w zbędne wyjaśnienia, poszedł do łazienki. Zamykając się w niej zauważył jeszcze, że Malwina wchodzi do jego pokoju. Rzecz jasna znała drogę…
Co dalej? Igor spoglądał na swoje odbicie w lustrze. Ze złością przegarnął ułożone na żel włosy. „Co ja ze sobą zrobiłem? Wyglądam jak ciota!” – stwierdził w duchu. „Dlaczego przyszła? Chciałem przecież odpuścić” – zastanawiał się. Nasuwała się smutna odpowiedź. Mentalność kurwy! Olała go, idąc do bogatego Dareczka. Zdradza Dareczka z bezczelnym i pewnym siebie Zbyniem. Kasa i stanowczość. Oto co ją kręci. Kurwa. Zwykła kurwa! Kiedy tylko on, Igor okazał nieco pewności siebie, od razu przyszła rozłożyć nogi. Do niego, szantażysty! Nie zapytała nawet, czego od niej chce. Od razu wskakuje do łóżka… Igor nie mógł uwierzyć, że to ta sama dziewczyna, z którą spędzał wieczory. Wydawała mu się taka… normalna. A teraz? Przecież to jasne… Cienki, czarny golf z koronkowym ściągaczem. A pod spodem…zero stanika! Dobrze wiedział, jak wyglądają jej sterczące sutki! Nie raz trzymał je w zębach! Spódniczka, kozaki na szpilce. Po to przyszła. „O.K.! Dostanie to” – pomyślał Igor. „A nawet więcej! To niegłupia dziewczyna, ale na bank zdębieje, kiedy odkryję karty…”
Igor spryskał się wydębioną w perfumerii próbką „Bossa”. Po chwili zastanowienia zdjął sweter, pozostając w specjalnie kupionym na tę okazję obcisłym t-shircie. Krytycznie przyjrzał się swojej klacie. Pospiesznie położył się na podłodze i dokonując cudów ekwilibrystyki wykonał pięćdziesiąt niechlujnych pompek. Unosząc się, trzepnął głową w umywalkę. „Auuuuu” – syknął. Z zadowoleniem pomacał się jednak po mięśniach. Stwardniały. Odkręcił wodę i dokładnie przepłukał zęby. Potem starannie umył swego pęczniejącego członka… Świadomość, że za drzwiami pokoju czeka Ona, zaczęła go potężnie nakręcać, spychając na bok inne odczucia.
Wyszedł z łazienki. Malwina stała obok. Na ramieniu trzymała swoją wielką torebkę.
– Przepraszam na chwilę – mruknęła i nie mówiąc nic więcej zatrzasnęła się w łazience.
– Poczekaj! Dam ci ręcznik…
– Wezmę twój – powiedziała zza drzwi – Idź do pokoju.
Igor westchnął i spełnił jej życzenie. To zabawne… Przyszła tu w wiadomym celu. Jest raczej jasne, co będą robić za chwilę… Gdyby to był film, od razu przeszliby do rzeczy. Igor lubił myśleć „hollywoodzkimi” kategoriami… Wziąłby ją od tyłu w przedpokoju, opartą o szafkę na buty. Po prostu zadarłby jej spódniczkę. Majtki zerwałby jednym szarpnięciem ręki. Kamera nie pokazałaby zbliżenia na genitalia… Potem szybka przebitka i po chwili leżeliby w łóżku, paląc papierosa.
Po paru minutach zaskrzypiały drzwi. Malwina oparła się o framugę. Tętno Igora wzrosło niebezpiecznie. Znał swoją byłą, ale na taki widok nigdy nie jest się gotowym… Dziewczyna miała na sobie tylko czarny golfik… i kozaki. Włosy zaczesała do tyłu na żel (chyba pożyczyła sobie trochę). Nabłyszczyła usta… Podeszła do niego. Igor próbował wstać…
– Nie ruszaj się… – poleciła. Przyklęknęła na dywanie i popchnęła go na poduszkę.
– Malwina… muszę ci coś powiedzieć… – Igor podjął jeszcze jedną, bohaterską próbę.
– Nic nie mów, proszę… nie psuj chwili.
– Ale ja muszę…
Dziewczyna spojrzała pytająco.
– Wysłałem ci SMS-a… napisałem tam, że…
Malwina położyła swój palec na jego ustach.
– Popsuł mi się telefon – zamruczała zmysłowo
– Ehe… akurat dziś! – Igor pokręcił głową z niedowierzaniem.
– Naprawdę, uwierz mi – uśmiechnęła się dziewczyna
Prędzej uwierzyłby w globalne ocieplenie.
– Więc może powiem, co… – zaczął Igor
– Lepiej nic już nie mów. Odpręż się – wyszeptała
– Nie wiesz nawet, czego od ciebie chcę…
– A czego można ode mnie chcieć? Porozmawiamy później…
Igor odpuścił. Nie zatrzyma już tego… Malwina rozpinała mu suwak od znoszonych, ale świeżo wypranych jeansów. Chłopak odetchnął, gdy jego zgnębiony penis uwolnił się z okowów sztywnego materiału. Zdjęła mu spodnie, a potem, spoglądając dziko, capnęła zębami gumkę od bokserek. Jego narząd sterczał teraz niczym maszt nadawczy Polskiego Radia…
– Urósł ci chyba ostatnio, co? – spytała, oblizując się niczym Tera Patrick
– Brałaś coś? – Igor spojrzał podejrzliwie. Zachowywała się dziwnie od chwili, gdy przekroczyła próg jego mieszkania.
– Jeśli nawet, to moja sprawa. Jestem pełnoletnia – żachnęła się Malwina. Faktycznie, miała mocno rozszerzone źrenice.
– Więc jak, gotowy?
– Hmmm… Dawno tego nie robiłem…
– A ja wręcz przeciwnie… – parsknęła, przewracając oczyma. Chwyciła sztywną pałę swą drobną dłonią. Igor zadrżał. To było ponad jego siły… Ze wszystkich sił starał się powstrzymać spermę, pędzącą ponaddźwiękowym tempem w kierunku ujścia.
– Na co masz ochotę? – zagadnęła, drocząc się i wciąż ściskając „go” dłonią.
– Poczekaj… – jęknął tylko.
– Na co tu czekać? – Malwina udała zdziwienie. Jej druga, wolna dłoń powędrowała między własne uda, delikatnie pieszcząc łechtaczkę. To koniec.
– Weź go…prędko! – sapnął Igor i nadział jej usta na wyprężonego członka. Lekko się zadławiła, ale po chwili pracowała już niczym miech kowalski.
Trwało to kilkanaście sekund. „Jak zwykle” – pomyślał zawiedziony Igor. Raptem poczuł ulgę i wydał przeciągły, nieartykułowany okrzyk.
– AAAAARGHH !!!!!!!!!!!
– GULP! – Malwina omal nie zakrztusiła się jego nasieniem. Z ogromną wprawą i samozaparciem pracowała jednak językiem, nie roniąc ani kropli. Jej oczy wyrażały triumf. Powoli oblizała lepkie usta.
Igor leżał bez czucia. Malwina wstała, i kręciła się po pokoju. Z zainteresowaniem przyjrzała się płytom CD.
– O! Masz nowego Coldplaya? – zauważyła, odchrząkując resztki spermy.
– Co? – wystękał chłopak.
– OK – Malwina odwróciła krzesło i usiadła na nim, podpierając się brodą o oparcie – a teraz powiedz, czy to wystarczy.
– Co? – jej były wciąż nie kontaktował.
– Mamy, jakby to powiedzieć, biznes. Czy wystarczy ci to, co odstawiłam przed chwilą?
Igorowi powracała świadomość.
– Yyyyy… szczerze mówiąc… to nie. Chciałem…
– W porządku. Spodziewałam się tego – przerwała mu sucho Malwina – przejdźmy do części drugiej!
– Drugiej?…
Dziewczyna wierciła się na krześle
– Miałeś rację. Gorrąco tu strasznie! – mówiąc to, błyskawicznie oswobodziła się z golfu. Została nago, w samych tylko kozakach. Wysmukłe, alabastrowe ciało i para okazałych piersi. Jej wzrok wyrażał suczą obojętność.
Igor dostał czegoś w rodzaju palpitacji. Nawet tak wytrawny koneser pornosów jak on nie był w stanie wytrzymać tego widoku. Jego serce rozpędzało się jak tłoki parowozu, ale główny męski organ smętnie pokładał się na udzie. Igor nie posiadał szczególnych zdolności regeneracji. Dla niego było jeszcze za wcześnie. „Dusza śpiewa, fiut wciąż ziewa…” – pomyślał ponuro.
– No i co? – Malwina przypatrywała się z irytacją sflaczałej męskości – Stanie ci wreszcie? Czyżbym zbrzydła? – zastanowiła się głośno, lustrując swoje piersi. Przeciągnęła się leniwie i powstała. Obróciła się tyłem. Zrobiła głęboki skłon, uwodząc go zgrabną pupą i ogoloną na gładko cipką.
Wtedy jednak mu stanął.
Igor podniósł się z łóżka. Bez zastanowienia nakierował penisa na jej szparkę i ostro dźgnął. Przyjęła go „ze zrozumieniem”. Oparła się dłońmi o ścianę i rozszerzyła nogi. Oboje zaczęli jęczeć w takt gwałtownych pchnięć chłopaka.
– Te-raz r- żnij mnnniee a po-tem o-od-pier-dol się na za-aw-sze! – wystękała.
Igor zebrał się w sobie i przygwoździł ją do ściany. Zaskoczona, próbowała stawiać opór. Na próżno jednak. Jej piersi rozpłaszczyły się na wzorzystej i brudnej tapecie, niczym ciasto na pierogi. Kochanek wykonał jeszcze jedno, brutalne pchnięcie i wyszedł z niej, nie dochodząc do ponownego orgazmu.
Malwina z trudem łapała powietrze. Zatoczyła się i ciężko opadła na łóżko.
– Co jest, do kurwy nędzy? – zapytała wściekła. Jej źrenice dla odmiany się zwęziły.
– Chcę od ciebie czegoś więcej – wycedził Igor
– Jakim prawem, ty gnoju? Dałam ci dupy, łyknęłam twoją spermę, czego jeszcze chcesz?
– Czegoś więcej.
– Ty gnido! Ty śmierdzący kutasie! Kurwa! Niedoczekanie. Pójdę na policję…
– I co im powiesz? Że przypadkiem wstąpiłaś do byłej sympatii i omyłkowo nadziałaś się na jego wyprężoną pytę?
Malwina kiwała się w bezsilnej złości.
– Idę do łazienki – oznajmił Igor
Po dokonaniu niezbędnych ablucji, powrócił do pokoju. Zastał tam swoją byłą już zupełnie nagą. Zdjęła nawet kozaki. Z pewną satysfakcją Igor zauważył, że jej wielkie piersi zaczynają lekko obwisać. „Co będzie, gdy skończy czterdziestkę?” – pomyślał.
– Igorku… proszę…odpuść już… umówię się z tobą jeszcze na seks. Chcesz? Możesz przerżnąć mnie w tyłek… – Malwina zmieniła taktykę
Chłopak przewrócił oczami.
– Co? Przecież tego nie znosisz?
– Ostatnio polubiłam… To jak będzie? – przymilała się Malwina.
Igor wskazał dłonią na biurko.
– Na tej kartce napisałem, czego chcę od ciebie. Przeczytaj ją i podrzyj.
– Co ty odpierdalasz? – zdziwiła się – nie możesz po prostu powiedzieć?
– Może się wstydzę? Przeczytaj.
Malwina złapała się pod boki. Jej cycki dyndały jak wahadełka.
– Co to jest za życzenie? Czy aby dam radę je spełnić, mój Romeo? – spytała z przekąsem.
– Nieee. Potrzebny będzie ktoś jeszcze…
Dziewczyna zmrużyła oczy. Z pewnością była zaskoczona.
– Niby kto? – syknęła
– Szczerze mówiąc, wisi mi, kto. Może to być nawet twój chłopak.
– CO???
– Okej, może być ktoś inny… Sama się zastanów. Może Zbyniu? Wątpię, czy da radę… Może też być więcej „pomocników” – zachichotał Igor.
Malwina spuściła głowę.
– Robisz poważny błąd.
– Wiem. Ale sprawy zaszły już za daleko. Nie wycofam się.
– Jaką mam gwarancję, że to będzie ostatni raz? Że nic więcej nie będziesz chciał?
– Moje słowo – spokojnie odpowiedział Igor.
– Czyli żadną… – stwierdziła głucho.
Chłopak spojrzał na nią z politowaniem.
– Przeczytaj wreszcie tę kartkę.
Malwina wzięła ją do ręki. Aż się wzdrygnęła. Jej oczy zasnuły się mgiełką. Po przeczytaniu podarła papier.
– Nie wierzę… Nie wierzę, że jesteś taki…
– Ludzie się zmieniają. Coś o tym wiesz, prawda?
– To zwykłe skurwysyństwo…
– Trafił swój na swego. Trzeba było uważać – Igor był bardzo spokojny.
– Jesteś mendą, wiesz?
– Dobra, nie gadaj już tyle. Ubieraj się i idź stąd.
Malwina zaczęła wciągać golf. Kilka minut później stała już w drzwiach.
– Jak i kiedy to… zrobimy?
– Widzimy się pojutrze. U mnie. O tej samej porze.
– Nie wiem, czy…
– Dasz radę.
– Jesteś mendą, wiesz? – powiedziała na odchodnym
– Powtarzasz się… te prochy od Zbynia ci nie służą. Chociaż dupy dajesz po nich fajnie. Pilnuj się…
– Spierdalaj – pożegnała się Malwina.
Na dworze zaczęło padać. Dziewczyna przygięła głowę do ziemi i zgrabnie przeskakując przez kałuże popędziła na przystanek. Nie zauważyła, że jej śladem powoli ruszyło granatowe Volvo…
…
Minęły dwa dni. Punktualnie o dziewiętnastej zadzwonił domofon. Igor nacisnął przycisk.
– Tak?
– Wpuść mnie.
– Przygotowana?
– Przestań. Wpuszczaj!
Na schodach rozległo się głośne tupanie. Dziewczyna chyba się spieszyła.
– Świetnie, że już jesteś – powiedział Igor – przyjechałaś z Darkiem?
Malwina zdębiała.
– Co? Co ty gadasz?
– Zdawało mi się, że widzę jego Volvo pod blokiem.
– Pierdolisz… – zaniepokoiła się dziewczyna. Pędem zbliżyła się do kuchennego okna. Nie wyjrzała jednak.
– Ty sprawdź… Ja przecież nie mogę…
Chłopak podszedł spokojnie. Spojrzał na ulicę.
– Nie. Jednak nie stoi. Chyba mi się wydawało – stwierdził
Malwina oddychała szybko. Igor wyraźnie wytrącił ją z równowagi.
– Jesteś sam? – spytała niespokojnie
– Ależ skąd – uśmiechnął się – jest Grzesiek, jest też Adrian.
– We trzech na mnie samą? – spytała z przekąsem
– Lubię Twoje poczucie humoru – stwierdził Igor – Chodź do pokoju.
– Dzisiaj nie masz takich fajnych ciuszków? – spytał. Faktycznie. Malwina była ubrana w czarne jeansy i skromny sweter. Mimo to, prezentowała się nieźle.
– Nie warto było się starać…
Chłopak spojrzał spode łba.
– OK. Przejdźmy do rzeczy.
Rozległo się pukanie. Malwina spojrzała na drzwi z autentycznym lękiem. Do pokoju wszedł długowłosy, dobrze zbudowany chłopak.
– cześć Malwka – rzucił niedbale
– cześć, Adek – wydusiła z siebie. Pytająco wpatrywała się w Igora.
– Wiesz, Adek… nie bardzo jest teraz dobry czas. Przyjdź potem, OK?
– Ale ja wciąż czekam… obiecałeś… Poza tym Malwina już jest…
Dziewczyna zadrżała.
– Wiem, wiem. Poczekaj jeszcze trochę. Cierpliwości.
– OK, stary, ale wystawiasz mnie na próbę…
– On jest…wtajemniczony? – spytała Malwina cicho, gdy zamknęły się drzwi
– Wtajemniczony? On będzie główną postacią w naszym…dealu – odparł Igor wesoło.
– Jak to, on? – dziewczyna przetarła pot z czoła
Igor roześmiał się perliście.
– Bo widzisz mała… To jemu jestem krewny tę kasę!
– Jemu?
– A komu? Przecież to jego starych mieszkanie! Dawaj wreszcie siano!
Dziewczyna wyjęła z torebki starannie zaklejoną kopertę.
– Proszę, przelicz – szepnęła.
Igor rozdarł kopertę i zliczył banknoty z wprawą kasjera NBP.
– Zgadza się! Równiutkie trzy koła! Ratujesz mi życie, Malwino… – zarechotał. Następnie wstał.
– Zaraz wrócę. Nie idź jeszcze – poprosił.
– Masz tę kasę? – spytał Adrian z niedowierzaniem
– A co myślałeś? Że cię oszukam?
– Nie, ale nie płacisz za pokój już od pół roku. Każdy by się zniechęcił…
– Dzięki, Adek że poczekałeś… Wiem, że starzy cię naciskali. Dobry z ciebie kumpel…
– Dobra, przestań bo się wzruszę. Szczerze mówiąc, trudno mi uwierzyć, że Malwina chciała ci pożyczyć to siano…
– Może ma wyrzuty sumienia? W końcu to ona mnie rzuciła, nie? – naprowadzał kolegę Igor
– Dziwna laska… Tak spokojnie sobie rozmawiacie? Po tym, co ci zrobiła?
– Zostaliśmy przyjaciółmi – stwierdził Igor.
Malwina czekała w pokoju.
– Kto ci pomógł z tą kasą? Kto był szlachetnym sponsorem? Darek? – zagaił Igor
– Nie. Nie wiedziałam, jak mu naściemniać. Zbyniu dał…
– Zbyniu? Skąd ten luj miał tyle siana?
– Słabo go widocznie znasz… – machnęła ręką Malwina
– Co mu powiedziałaś?
– Że bardzo potrzebuję. Po prostu.
– Jak mu oddasz?
– To moja sprawa – zawiesiła głos Malwina – Wiesz, wciąż nie wierzę w to co zrobiłeś – powiedziała
– Chciałem się wycofać… wysłałem ci SMS-a. Ale ty i tak przyszłaś…
– Przecież tłumaczyłam. Spadł mi wtedy telefon!
– Dobra, dobra. Przyszłaś i już. Nadarzyła się okazja, to skorzystałem. Co się stało to się nie odstanie.
Dziewczyna spojrzała mu w oczy bez złości. Raczej z niedowierzaniem.
– Dziwię się, że chciałeś pieniędzy. Mogłeś dostać w zasadzie wszystko… Zrobiłabym wiele. Wiesz o czym mówię…
– Nie za łatwo ci to przychodzi? Pomyśl o tym… Nie przeceniaj tych paru ruchów dupą – Igor machnął ręką – seks jest fajny, ale kasa potrzebna. Zresztą, gdyby w przyszłości zaswędziała cię cipka, wiesz gdzie mnie szukać.
– Naprawdę, zmieniłeś się… – powiedziała Malwina ze złością.
– Powtarzam. Nie musiałaś przychodzić!
– Przecież mówiłam, nie wiedziałam, telefon mi spadł!
– Jasne, spadł. Lepiej już idź, Malwina…
Dziewczyna pokręciła głową z rezygnacją. Ubrała się, rzuciła zdawkowe „cześć” i wyszła.
To co stało się w ostatnich dniach, dopiero do niej docierało. To było trochę jak sen, trochę jak film. Miała wrażenie, że przypatruje się temu z zewnątrz. Jasne – zdradzała. Zapłaciła za milczenie swojego byłego. W sumie, należała się jej ta kara…
Poza tym, Igor miał rację. Nie musiała do niego przychodzić. SMS-a przeczytała tuż przed kolizją z tym młodziakiem w tramwaju. Więc po co tam poszła? Przeznaczenie? Ciekawość? Coś jeszcze?
Tego nie wiedziała.
KONIEC