Urlop, sierpień 07

Urlop, sierpień 07.

Napisał do mnie list syn Marek, który mieszka w Paryżu, że w dniach 19-26 sierpnia ma wolne i chętnie ten czas on i jego narzeczona spędziliby ze mną , zapraszając do siebie. Mając jeszcze niewykorzystany urlop za zaszły rok nie było problemu, abym ten wyjazd nie uzgodniła z Dyrektorem Popatrzyłam w kalendarz, że 15-tego jest Święto i mogłabym pojechać kilka dni wcześniej. Okazało się to nie do końca uzasadnione, bo Marek dopiero 18-tego wracał z obozu szkoleniowego. Więc z nim byłam umówiona od 19-tego, a czas pomiędzy 15 a 19-tym postanowiłam spędzić w Hamburgu.

W Hamburgu nie byłam od lipca ubiegłego roku. To też pisząc do Manfreda list proponowałam, że „ z przyjemnością” przypomniałabym sobie wszystkich starych znajomych, a ponieważ nie byłam u nich rok, uważam, że te odwiedziny powinny być odpowiednio mocne. Dysponowałam czasem w czwartek, piątek i sobotę więc proponowałam na czwartek „dziewiątkę” na piątek „piekiełko” a na sobotę „koniki”. Przyjechałam w środę późnym popołudniem i oczywiście od razu spotkaliśmy się w łóżku. Między jednym a drugim zbliżeniem omawialiśmy mój pobyt. Okazało się, że piątek w Piekiełku jest już zajęty, dlatego zasugerował, aby wizytę w nim przenieść na następną sobotę, kiedy będę wracała z Paryża. Przejrzeliśmy rozkłady lotów i okazało się, że jest to możliwe, więc korzystając z Internetu od razu przebukowałam bilet powrotny, aby już nie było żadnych wątpliwości.  Natomiast na ten pobyt pozmieniał mi trochę program proponując w czwartek „Duety” w piątek Piekiełko i „Młodych diabłów”, a w sobotę „Koniki”. Co to Duety wiedziałam, ale co to Młode Diabły, nie. Manfred w kilku słowach wyjaśnił mi, twierdząc, że nie mam się czego bać, bo na pewno będzie mi bardzo dobrze. I praktycznie na tym nasze ustalenia skończyły się. Swoim zwyczajem, w czwartek do południa poszłam do miasta, odwiedziłam znajomy sklep z „zabawkami”, zawsze coś sobie z takich wyjazdów przywożę, a na pewno biorę katalog, co umożliwia zrobienie zakupów później. Po obiedzie poszłam tylko na masaż, zwracając uwagę na zabiegi rozciągające, wróciłam do domu, położyłam się i odpoczywałam. Jak wygląda Duet, nie muszę nikomu tłumaczyć. W moim przypadku wyglądało to w następujący w sposób. Wyszłam do „sali ćwiczeń”, gdzie moi partnerzy założyli mi opaski na ręce, po czym przymocowali je do drążka rozporowego, mocno rozpinając mi ręce na boki. To samo zostało wykonane przy nogach. W końcówki tego drążka były wpięte linki, podciągając mnie do góry moi „panowie” mieli mnie wyprostowaną, jak strunę. Ale im na tym wyprostowaniu wcale nie zależało. Podeszło do mnie dwóch jednocześnie, ten z tyłu lekko popchnął mnie do przodu, a ten co był z przodu już nastawiał swoja pałkę. Kiedy się na nią nadziałam, ten drugi wszedł mi w pupę, rozpoczynając tym sposobem jednoczesne zbliżenie. Problem polegał na tym, że obie te pałki były zupełnie słusznych rozmiarów. Kiedy skończyła pierwsza para, weszła druga para, można powiedzieć, o numer większa. Każda następna była również o „numer większa”. Pomimo, że za każdym razem byłam mocno rozciągana, to mimo to, każdą następny „duet” pałek czułam bardzo mocno. Kiedy przyszedł ósmy duet już darłam się bardzo głośno, bo ich pałki, nie dość, ze rozsadzały mnie od środka, to miałam wrażenie, że za chwilę wyjdą mi pod brodą. Na szczęście na ośmiu się skończyło. Wróciłam do hotelu, spokojnie przespałam noc, ale rano długo musiałam masować brzuch, aby móc spokojnie usiąść.

*

Piątek. Od rana długi masaż brzucha, trochę gimnastyki i nareszcie mogłam zejść na śniadanie. Po śniadaniu znowu trochę leniuchowania, krótki spacer po mieście i ponowny odpoczynek. O określonej godzinie pojechałam pod wskazany adres. Okazało się, że jest to kamienica, na dole znajdował się „normalny” bar piwny. Wiedziałam, że mam się zgłosić do określonego człowieka, ten, jak to się mówi „głębokim wzrokiem” popatrzył na mnie, po czym zaprowadził mnie właśnie do piwnicy, otworzył drzwi, mówiąc wejdź. Na wejściu przywitała mnie kobieta o azjatyckich rysach, zaprowadziła do pokoiku, w którym miałam się rozebrać. Kiedy byłam już naga, poleciła mi wejść pod prysznic. Próbowałam wytłumaczyć, że przed wyjściem z domu myłam się, ale ona się upierał, a kiedy byłam pod prysznicem, wsunął mi w pupę jego końcówkę, długo puszczając wodę. Kiedy uznał, ze wystarczy, zamknął prysznic, polecając mi jeszcze przez chwile pod nim pozostać, abym wypróżniła się do końca. Owiniętą w ręcznik zostałam przeprowadzona do sali „ćwiczeń”. Zaraz pojawiły się dwa diabły, kazali mi się położyć na takim materacu, założyli na ręce i nogi opaski, po czym podciągnęli prawie do poziomej pozycji, tak, aby krocze było mocno wyeksponowane i wyszli. Po chwili pojawił się następny i przyniósł klasyczny szpitalny statyw, na którym wisiał pojemnik, dokładnie taki sam, jak do kroplówki. Ten który go przyniósł, zbliżył się do mojej pupy, ładnie ją pogłaskał, po czym rozsunął pośladki i wsunął w dziurkę dosyć długą końcówkę. Najprawdopodobniej w momencie wsuwania wylało mu się trochę, bo po chwili poczułam zapach alkoholu. Ale przede wszystkim poczułam, jak wlewa się ta ciecz do mojej pupy i jak robi mi się w niej dziwnie zimno. Domyśliłam się, że to, co jest w tym pojemniku, to alkohol. Było go dosyć mało, więc niezbyt długo to trwało, za nim całkowicie przemieścił się do mojej pupy. Wyjęli tę końcówkę, zabrali ten stojak i wszyscy poszli. Nie bardzo wiedziałam, co to ma znaczyć, ale nie to było w tym momencie najważniejsze. Leżałam spokojnie, czekając na rozwój sytuacji. Nie mam pojęcia, jak długo tak leżałam, ale prawdę powiedziawszy, nawet ucieszyłam się, kiedy otworzyły się drzwi. Mina, jak to się mówi, szybko mi zrzedła, kiedy zaczęli wchodzić. Okazało się, że jest ich sześciu. Podeszli, poluzowali linki, położyli mnie na podłodze i pociągając materac za boki, wysuwając go, „przeturlali” mnie na podłogę. Zrozumiałam, że coś dziwnego ze mną się dzieje. Niby wszystko widzę, niby kontroluję, ale nie byłam w stanie ruszyć ani ręką, ani nogą. Miałam ciało absolutnie bezwładne. Oni to zobaczyli i zaczęli się śmiać. Ale ten śmiech był tylko hasłem do dalszych ich działań. Systematycznie zdejmowali swoje szlafroki i chwytając mnie jak chcieli wchodzili we mnie, jak w masło. W tym pomieszczeniu były różnego rodzaju „kobyłki”, na które byłam kładziona. Od przodu, od tyłu, byłam kładziona na stół, gdzie wchodzili we mnie jak chcieli, również w pupę. Tak, można powiedzieć, skończyła się pierwsza runda. Zostawili mnie na podłodze i poszli. Już wcześniej zorientowałam się, że jestem całkowicie odurzona alkoholem. Teraz leżąc nie byłam w stanie niczego zrobić, nie byłam w stanie usiąść, nie mówiąc już o wstawaniu. Przyszła dziewczyna, która mnie myła na początku i praktycznie ciągnąc mnie, zaciągnęła do łazienki, pościła wodę i opłukała. Posadziła na ręczniku i taką bezwładną ponownie zaciągnęła do sali. Oni już na mnie czekali. Do oczek przy rękach wpięli mi linki i zawieszając, bo nogi ledwo dotykały podłogi, zaczęli mnie obijać. Po pośladkach, ale również trochę po udach, celowo rozciągając nogi na bok. Od przodu „podobał” im się jeszcze wzgórek łonowy, na którym złożyli też kilka swoich śladów. Nie jestem w stanie powiedzieć, który ile razy mnie uderzyli, ale wystarczy, że każdy po trzy razy, to już razem jest 21 batów, a myślę, że na trzech się nie ostało. W pewnym momencie uznali, że wystarczy. Kiedy okładali mnie tymi swoimi batami, ja się darłam. Jak się darłam, to zasychało mi w gardle. A jak miałam sucho w gardle, to dawali mii coś pić. Myślę, że w tym drinku był jakiś środek „pobudzający”, bo po pewnym czasie, pomimo, że byłam nieźle sklepana nie mogłam doczekać się, kiedy zaczną mnie rżnąć. Nie jestem w stanie do końca ocenić, jak często we mnie wchodzili. Przekładali mnie z miejsca na miejsce, rozciągali nogi na boki i wchodzili w każdej dowolnej pozycji, w której byli w stanie mnie utrzymać. Nie jestem w stanie powiedzieć, co sprawiało im taką satysfakcję, ale co róż jakiś diabeł pojawiał się przy mnie i mnie rżnął. Po pewnym czasie już nie kontrolowałam sytuacji, tym nie mniej, z jednej strony darłam się, jak we mnie wchodzili, czy to w cipkę, czy w pupę, ale z drugiej strony, jakby podświadomie chciałam wypiąć się tak, aby we mnie weszli jak najgłębiej. Aż w pewnym momencie stwierdzili, że mają dość i sobie poszli. Przyszła moja asystentka, wyciągnęła mnie do łazienki, tam długo zbierałam się, żeby chociaż trochę się obmyć. Nie było to takie proste, bo cały dół brzucha potwornie mnie bolało. Jakoś pozbierałam się, dziewczyna pomogła mi się umyć, ubrać i odwiozła do hotelu. Kiedy usnęłam, nie mam pojęcia, ale w sobotę obudziłam się prawie półprzytomna. Długo trwało, za nim doszłam do siebie, nie mówiąc o tym, że wszystko mnie bolało. Znowu ciepła kąpiel, masaże no i jakoś stanęłam na nogach. Tym razem już cały dzień nie wychodziłam z hotelu, mocno pracując nad swoja sprawnością, bo przecież po południu znowu miałam spotkanie.

*

W sobotę byłam umówiona „ na koniki” Pojechałam tam o szóstej po południu. „Obsługę” stajni stanowiło sześciu mężczyzn, którzy na „dzień dobry” potraktowali mnie „drinkiem”. Myślę, że w tym drinku był odpowiedni środek „podniecający”, bo chciałam je jak najprędzej posiąść tego swojego konika. Ale wcześniej zaczęło się „normalne” rżnięcie. Sześciu dobrze zbudowanych mężczyzn wzięło mnie w obroty. Jak jeden w cipkę, to drugi w pupę. I tak powtórzyli kilka razy. Czułam ich bardzo mocno, tym bardziej, że czułam jeszcze wczorajszy dzień, ale jakby mi to nie przeszkadzało, natomiast w mojej podświadomości tkwiło już, że po tym rżnięciu są koniki. Więc jak już mnie nieśli do tej stajni, to we mnie aż się wszystko gotowało, a kiedy już zobaczyłam pierwszego ogiera, dostałam takiego skurczu brzucha, że aż wrzasnęłam. Oni powiedzieli, nie krzycz, nie krzycz, bo nie masz jeszcze czego. Natomiast kiedy już mnie podstawiali pod tą pałę to cipka rozwarła się tak, jak by chciała powiedzieć, no wchodź we mnie ty mój „malutki. Wpychał się, ja darłam się, że chce mnie rozsadzić, ale z drugiej strony chciałam, aby wszedł jak najgłębiej. Jak się spuścił ten pierwszy, to nie mogłam doczekać się, aż mnie przestawią pod tego drugiego. Kiedy tylko znalazłam się pod nim, już sama wypinałam biodra, żeby we mnie wszedł. I znowu, z jednej strony uczucie, że mnie prawie rozsadza, ale z drugiej strony chęć, żeby wszedł jak najgłębiej. I był naprawdę bardzo głęboko, a kiedy się spuszczał, czułam, jak bym była cała nim wypełniona. Umyłam się i wróciłam do hotelu, a w niedzielę poleciałam do Paryża. Tam mijał czas spokojnie, dużo przebywałam z Markiem i jego narzeczoną, Małgośką. W całym tym tygodniu wyjątek stanowiła środa, kiedy to wieczorem przyszedł do mnie Ahmed. Najpierw miałam z nim zbliżenie, a następnie przejechaliśmy do jego kolegi, gdzie było jeszcze czterech młodych, dobrze zbudowanych mężczyzn. Ahmed stwierdził, że przecież musisz mieć „jakąś pamiątkę” z Paryża, więc tych pięciu mężczyzn rżnęło mnie do późnych godzi nocnych. Rano zadzwoniłam do marka, że przyjdę dopiero na obiad, bo przecież po takim rznięciu musiałam chociaż trochę odpocząć.

* Sobota powrotna.

Zgodnie z umową z Manfredem, w sobotę, 25.08 przeleciałam z Paryża do Hamburga, po to, aby spotkać się w „Czerwonym Piekiełku”. Tuż po dziewiętnastej przyjechałam na miejsce. Tutaj małe wyjaśnienie. Piekiełka, to miejsca spotkań, w których występują elementy przemocy i sadyzmu. W zależności od koloru narasta różnorodność i stopień nasilenia agresji. Najlżejsze, to kolor biały, następny to żółty i najwyższy stopień, to kolor czerwony. No i do takiego Piekiełka zmierzałam. Zaraz na wejściu moi Panowie Diabły bardzo się ucieszyli informując mnie, że po dzisiejszym spotkaniu to ja ich dobrze sobie zapamiętam. Niestety, mieli racje. Założyli mi na ręce opaski, przypięli do linek i podciągnęli do góry poprzez bloczek umocowany wysoko na ścianie. Kiedy byłam już odpowiednio wyprężona założyli mi stanik. Jak wygląda stanik damski, wszyscy wiedzą. Ale ten był specjalny. Był normalnie zapinany z tyłu, ale miał również zapinane z tyłu ramiączka. Na dodatek miseczki były dosyć płytkie. Zapięli go, przełożyli przez ramiona ramiączka i zaczęli je podciągać. Wówczas okazało się że w miseczkach wklejone są „jeże”. Jeże, to nic innego jak odpowiednio umocowane szpilki o odpowiedniej długości. Te miały może ze 3mm, ale były dosyć gęsto zamocowane. Podciągając coraz wyżej stanik poprzez napinanie ramiączek doprowadzili do momentu, że dolna część piersi oparła się właśnie na tych szpilkach. Oczywiście, zaczęłam się drzeć, bo mnie to zaczęło boleć, ale oni na to nie zważali. Wręcz odwrotnie, stali przede mną, a z ich uśmiechniętych twarzy widać było zadowolenie. Darłam się dalej, spojrzeli, stwierdzili, co kłuje, będzie jeszcze mocniej kłuło i coraz mocniej naciągali ramiączka, stanik podciągał się coraz wyżej, aż te szpilki zaczęły mnie mocno kłuć. Ale im było tego mało. Dolna część piesi była oparta o „jeże”, więc postanowili przekłuć ją w poprzek, wbijając w nią długie szpilki. Ponieważ w tym staniku były dosyć płytkie miseczki, część piersi, z brodawką wystawała poza ich obrys. I oto im chodziło. Pojawiło się dwóch następnych, każdy trzymał w ręku dosyć grubą błyszczącą szpilkę z dużym łebkiem. Patrząc na mnie, śmiejąc się i komentując, że takiej pięknej brodaweczki nie można nie przekłuć. Po czym, jeden chwycił poziomo brodawkę w palce, drugi, wolniutko i majestatycznie wbijał w nią tą szpilkę. To samo zrobili z drugą brodawką. Trzeba było widzieć ich twarze, jak z zadowoleniem i uśmiechem, komentując, co boli, wolniutko wbijali te szpilki, aż przeszły na wylot. Ponieważ dalej się darłam, postanowiono mnie uciszyć, zakładając mi knebel. Jest to piłeczka wielkości piłeczki pingpongowej z miękkiego tworzywa, w którą można zacisnąć zęby. Nie spotkałam jeszcze takiej kobiety, która by nie wrzeszczała, jak dobierają się do niej Diabły. Następnie założyli mi opaski na nogi, przypinając je jednocześnie do drążka rozporowego, abym miała je odpowiednio szeroko rozstawione. Dalszym zabiegiem było założenie mi pasa biodrowego, po to, aby odciągnąć mnie na odpowiednią odległość od ściany. Kiedy już mnie tak ustawili, wzięli się za swoje baty. Mają doskonałą umiejętność trafiania w sam rowek, sięgając całej cipki. Tak „poczęstowali” mnie 10 uderzeniami, po których moje pośladki wyglądały jak rumieniec panny młodej. Mając mnie tak przygotowaną, zaczęli ze mną zbliżenia. Pierwszy w cipkę, komentując, że do takiej malinki to sama przyjemność się przytulić, rozciągnął pośladki, po chwili poczułam, jak mnie wypełnia. Ale za nim wszedł, wbił mi w pośladek swoją szpilkę. Nie da się ukryć, że po chwili poczułam, jak wdziera się do mojego wnętrza. No i zaczęło się, jeden w cipkę, drugi w pupę. Każdy wchodząc we mnie pozostawiał w moich pośladkach swoją szpilkę. Okazało się, że było ich dwunastu. Było ich dwunastu, ale zbliżeń zdecydowanie więcej, bo za nim skończył dwunasty, pierwszy już był ponownie gotowy do wejścia we mnie. W cipkę ładowali się „na żywca”, bez zabezpieczenia, w pupę z prezerwatywach. Tym sposobem po pewnym czasie nadmiar tej ich spermy wręcz kapał z cipki, ale to im w niczym nie przeszkadzało. Kiedy już skończyli, czyli wypluli z siebie wszystko przystawili mi do pupy wcale nie małych rozmiarów kołek analny osadzony jakby na teleskopie. Rozciągając mocno pośladki wsadzili go w pupę i puścili, patrząc jak się w nią wbija. Kręciłam głową na lewo i prawo, bo przecież nie mogłam krzyczeć, czując, jak mnie bardzo mocno wypełnia. Ile go weszło, nie wiem, ale przestałam czuć napór. Pewnie cały. Po tym zaczęli część druga zabawy. Podstawili mi od przodu maszynkę, w jej gnieździe osadzili wyjątkowego jak na moje możliwości penisa i ja włączyli. Praca silnika powodowała, że z maszynki wysuwał się tłok do góry z prędkością ok. 1cm na minutę. Odpięli mi usta, mówiąc, teraz możesz sobie pokrzyczeć. Na początku nie krzyczałam, tylko jęczałam, czując, jak on się we mnie wpycha. Kiedy już wszedł kawałek, stwierdziłam, że to we mnie nie wejdzie, przecież w pupie jest kołek. Na co jeden z nich stwierdził, pupa pupą, a cipka cipką. Zmieściły Ci się koniki, to zmieści się ten też, skomentowali. Stali przede mną dalej komentując, jak on się we mnie wbija. Kiedy już miałam połowę w sobie, stwierdziłam, że już dość, bo mnie rozerwie. Na co jeden z nich stwierdził, że jeszcze nie, po czym podszedł do mnie i zaczął pieścić mi swoim palcem łechtaczkę. Przy takim naprężeniu wszystkich mięśni ten ruch spowodował obłęd. Wrzasnęłam, o dziwo, jeszcze się trochę wsunęło, ale  już dalej nie dało rady. Natomiast oni zaczęli się teraz mną bawić. Mówiąc, no wbijaj się jeszcze zaczęli ściskać moje bolące brodawki i mocno pieścić łechtaczkę. To doprowadziło mnie do absolutnego obłędu. Zaczęłam się drzeć, bo bolały mnie brodawki, ale także doszłam do obłędnego podniecenia łechtaczkowego. Kiedy jeden z następnych zaczął mi pieścić łechtaczkę doszłam do takiego stanu podniecenia, że w pewnym momencie krzycząc, po prostu zemdlałam. Ocknęłam się, ich już nie było, natomiast była przy mnie moja „asystentka”, która wpuszczała mnie do Piekiełka, pomogła wyplątać się ze wszystkich pasków, wyjąć kołek z pupy, a przede wszystkim wyjąć tego drąga z cipki. Praktycznie na czworakach doszłam do łazienki, puściłam ciepłą wodę, a ona zaczęła wyjmować mi z pośladków szpilki, te z piersi wyjęłam sama. Okazało się, że nie są to zwykłe niklowane szpilki, tylko stalowe, posrebrzane, każda z nich w główce miała osadzony mały diamencik. Było ich w sumie czternaście. Nie bardzo wiedziałam, co mam z nimi w tym momencie zrobić, ale schowałam do torebki. Kiedy już dobrze ochłonęłam, ubrałam się i wróciłam do hotelu. Po powrocie do domu pokazałam te szpilki zaprzyjaźnionemu jubilerowi. Okazało się, że mają wcale nie małą wartość.  Było to w sobotę

Na przełomie sierpnia i września mój kuzyn Wojtek zamówił na dwa tygodnie praktycznie mieszkanie. Był to parterowy dom prawie w centrum miasta. Od frontu mieszkali gospodarze, ale od tyłu było samodzielne, niezależne wejście do dużego mieszkania. Dwa pokoje, kuchnia, łazienka. Mieli jechać ze swoimi dziećmi, ale dzieci wyjechały zagranicę, a ponieważ było to mieszkanie, więc trudno było dokoptowywać kogoś obcego, dlatego zaproponowali ten pokój mnie. Ponieważ nie miałam innych planów przyjęłam.

Pierwszy tydzień „odpoczywałam” po poprzedniej części urlopu. Wejście na plażę było obok latarni morskiej a tuż przy wejściu na nią był piękny „Dom Zdrojowy”, w którym przede wszystkim interesował mnie basen i jacuzza. Tam chodziłam prawie dwa razy dziennie „liżąc” siniaki po „Czerwonym Piekiełku” w Hamburgu. Ale już od czwartku zaczęłam szukać innej formy spędzenia czasu. Chciałam pożeglować. Byłam w porcie jachtowym w jastarni, byłam we Władysławowie. Okazało się, że nie ma nigdzie wolnych miejsc. Podczas sobotniej kolacji z gospodarzami troche się na ten stan poużalałam. Wówczas gospodarz zaproponował mi zamianę żagli jachtowych na żagiel na desce. Pojechałam w niedzielę na rozpoznanie tematu i już w poniedziałek byłam na kursie. Okazało się, że w Jastarni jest Szkoła Zdrowia – Centrum Windsurfingu „Draga”. Szefem, a jednocześnie właścicielem szkoły jest Lech Powolny – doktor nauk o wychowaniu fizycznym, pracownik AWF Katowice. Kadrę szkoleniową stanowią licencjonowani instruktorzy, absolwenci i studenci AWF Katowice. Miejsce szkolenia – Jastarnia, Zatoka Pucka (na prawo od molo). Jedno z najlepszych miejsc do uprawiania windsurfingu w Europie. Kilka kilometrów kwadratowych płycizny o głębokości do 1m, z płaską i ciepłą wodą, piaszczystą plażą, stabilnym i równym wiatrem stwarzają rewelacyjne miejsce dla początkujących i liczących na szybkie postępy w nauce zwolenników windserfingu. W poniedziałek o dziewiątej zameldowałam się u kierownika szkoły, wypożyczyłam odpowiedni sprzęt i przy pomocy instruktorów zaczęłam naukę pływania na desce. Instruktorami okazali się być studenci 4 roku AWF-u Katowice, którzy w ten sposób odbywali praktyki studenckie. Ponieważ miałam obycie z wodą i żaglami, a do tego niezłą sprawność fizyczną już trzeciego dnia umiałam sama utrzymać się na wodzie i robić podstawowe zwroty. Przy pomocy tych studentów robiłam szybkie postępy i pod koniec tygodnia już sobie nieźle radziłam. Ale 8 września kończył się czas naszego pobytu w Jastarni, a mnie się dopiero teraz zaczęła podobać ta zabawa. Los mi sprzyjał. Okazało się, że mieszkanie nie jest wynajęte i mogę na jeszcze jeden tydzień swobodnie zostać, w pracy miałam umówiony urlop do 15 września więc nie było problemu. Tym sposobem zostałam na następny tydzień. W środę, kończąc zajęcia zaprosiłam do siebie „ na kawę” trzech instruktorów – Andrzeja, Marka i Wieśka, którzy się w szczególny sposób mną zajmowali i pomagali. Tutaj kilka słów wyjaśnienia, co to znaczy w szczególny sposób mną się zajmowali. Ponieważ mam taka a nie inną figurę, na dodatek byłam już troche opalona, więc w pierwszej chwili potraktowali mnie jak „małolata”. Podszedł Andrzej, zapytał, jak mam na imię i „waląc” mi po imieniu pokazywał wszystkie zasady stania na desce, operowania żaglem i bomem. Po dwóch godzinach ćwiczeń na lądzie przeszliśmy na wodę i podtrzymując mnie coraz częściej pozwalał mi samej płynąć. Zorientował się, że mam wyczucie wiatru i już po godzinie sama stałam na desce. W tym momencie on wziął swoją deskę i płynąc obok mnie cały czas instruował, co mam robić. Pod koniec porannych zajęć już swobodnie utrzymywałam się na wodzie, nie przewracając się robiąc nawrót. Zajęcia popołudniowe to dalsze doskonalenie pod czujnym okiem Andrzeja. Pływając, dyskutowałam z nim o sprzęcie. Wszystko miałam wypożyczone oprócz własnej bielizny, koszulki i ciepłych rajtuz. Dlatego chciałam się zorientować, ile by mnie kosztowało nabycie takiego amatorskiego sprzętu. Okazało się, że jest to w granicach moich mozliwości finansowych, więc umówilismy się, że następnego dnia pojedziemy do zaprzyjaźnionego sklepu w Gdyni i dokonamy zakupów. Przyszłąm we wtorek, a Andrzeja nie ma. Pytam kierownika, co się stało i gdzie jest, a on się śmieje. Zapisując się na kurs okazałam swój dowód i kierownik wiedział, ile mam lat. Widząc, jak Andrzej mnie traktuje tylko się śmiał, a po zajęciach powiedział mu, z kim miał do czynienia. Że nie jest to żaden małolat tylko dojrzała kobieta, więc teraz się przestraszył. Ale ja się jego nie przestraszyłam, poszłam na zaplecze, wyciągnęłam za uszy, dałam grzecznościowego buziaka i pojechaliśmy po sprzęt. Pojechał z nami również Marek, obróciliśmy w miarę szybko, tak, że zdążyłam na popołudniową sesję zajęć. Tym razem już ubrana we własny kostium zaczęłam coraz śmielej poczynać sobie na wodzie, do tego stopnia, że w połowie drugiego tygodnia udawało mi się nieźle pływać, nawet kiedy wiała piątka. Tutaj szczegółne zasługi w instruktarzu miał Wiesiek. Dlatego uznałam, że chłopakom należy się podziekowanie. Przyszli we dwóch – Andrzej i Marek. „Zrobiliśmy” jedną „Finlandię”, oczywiście sprowokowałam ich i odbyliśmy po jednym zbliżeniu. W czwartek przyszli już we trzech i też „po małej wódce” odbyłam zbliżenie z każdym. W piątek przyszli też w komplecie, bo przyszedł czas podsumowania, wypiliśmy trochę wódki i miałam przynajmniej po trzy zbliżenia z każdym. Było fajnie i wesoło. Tak skończyłam „planowy” urlop roku 2007.  09 września 2007r, Baśka

Scroll to Top