W domu

– Zestarzałeś się.
Spojrzałem powtórnie w lustro. Nie zauważyłem żadnej, konkretnej zmiany od wczoraj, czy nawet od roku.
– Zrobiłaś się upierdliwa.
Przeczesała palcami swe bujne, kruczoczarne włosy w lustrze, jakby to miało znieść z niej znamię upierdliwości.
Staliśmy oboje przy wielkim lustrze łazienkowym, ona tylko w majtkach, ja w koszulce.
Spojrzałem na swoje zmarszczki. Pełno ich było. Od czoła poczynając. Ale ciało miałem nadal niezłe, bo zawzięcie trenowałem. Uprawiałem tenisa i raz w tygodniu siatkówkę.
Byłem z siebie dumny, że tyle godzin tygodniowo mogę poświęcić na sport.
Ona miała dziesięć lat mniej i żadnego treningu. Z wyjątkiem seksualnego, który lubiliśmy oboje.

I taką odzywką prawdopodobnie zgłaszała pretensje, że się przedwcześnie starzeje. Że nie ma aspiracji olimpijskich, jak ja, że chciałaby po prostu zacząć już bawić się w rodzinę.
Że chciałaby ode mnie czegoś więcej, niż tylko opiekuńczości na codzień.
Nawet wtedy tak nie powinienem się odezwać.
– Posłuchaj….jesteśmy z sobą od trzech lat. Wiedziałaś, kogo bierzesz już za pierwszym razem. Odzywka „Zestarzałeś się” jest co najmniej irytująca, a także szkodząca związkowi.
Co, tak właściwie, chciałaś przez to powiedzieć?
Zastygła przez chwilę w bezruchu. Spojrzała w lustro. Dojrzałem przez pryzmat szkła jej świdrujące oczy.
Wygięła wargi w podkówkę, jakby żal jej się zrobiło.
– Wiesz, kiedy można powiedzieć, że się zestarzałeś? Wtedy, gdy cię nie ma na tyle w domu, by w ogóle cię znać.

Przez chwilę musiałem to przetrawić. Powiedziała to ciut zbyt nagle.
Jak każdy facet pracowałem i starałem się i dla rodziny i dla siebie przynieść korzyści. Przede wszystkim materialne. Starałem się też przeanalizować, co chciała przez to powiedzieć. „Nie ma cię w domu na tyle, by w ogóle cię znać.” Jasne, zjawiałem się w domu o osiemnastej, przeważnie głodny jak wilk. Po obiedzie kapcie, wygodny fotel, domowy dres…..

Może to to? Że nie wyglądałem już w garniturze z pracy na zwycięzcę?
Stawałem się biernym użytkownikiem małżeństwa? Zrzucającym na zonę większość domowej roboty z racji tego, że przecież zarabiam, więc wymagam?
Ona pracowała na pół etatu w miejskiej bibliotece. Nie mieliśmy dzieci, bo byłem bezpłodny.

W dwa badania jeszcze nie wierzyłem. Trzecie, niezależne, wreszcie wpoiło we mnie, że jestem tylko półwartoścowym facetem, idealnym do igraszek i pierdolenia. Gorzej z zasadzeniem drzewa.
– Zdradziłam cię….wczoraj….w myślach. Jak sobie tego życzyłeś, podczas ostatniej naszej rozmowy.- spojrzała na mnie z ukosa. – Zaprosiłam ponadto dwóch kolegów na kolację.
Jedyni mężczyźni, jakich spotkałam w bibliotece. – zaśmiała się lekko.
Ten śmiech nie bardzo mi się spodobał. Po pierwsze, nie wróżył nic dobrego nam. Po wtóre, odebrałem go jakby jakąś zemstę na mnie. Za coś, co zrobiłem uprzednio.
– Dobrze, bawcie się, ja sobie pójdę.. – wyksztusiłem z trudem. Spojrzała na mnie, oceniając swoimi bezbłędnymi, lazurowymi oczami szczerość męża.
Uśmiechnęła się.
– Ty chyba rzeczywiście szczerze to mówisz….

*****

Gdy nabrałem śmiałości, by dojść do okna, zabawa trwała w najlepsze.
Między dwoma pustymi tapczanami, w środku salonu przetaczała się orgietka.
Tancerzy było troje. Dwóch nieznanych mi mężczyzn i żona między nimi. Właśnie blondyn całował ją w ramię, podwijając od tyłu bluzkę. Szatyn obejmował ją od przodu.
Jedną rękę trzymał na jej pupie, drugą ugniatał włosy blondyna.
„A to, kurwa, co?” pomyślałem. „Nie mają już pierdolone pedały co robić???”
Żona podniosła głowę i zetknęła się ustami z szatynem. Pomyślałem przez chwilę, że to tylko przypadek w tańcu, że go odrzuci, ale gdzież tam! Wpiła się w jego usta. Całowali się bokiem do mnie, więc widziałem ich języki. Pilnie i zajadle cwałowały.
Wtedy jeszcze nie sięgnąłem po członka.

Blondyn ściągnął wreszcie tę bluzkę. Objął od tyłu białe, pełne miseczki, podczas gdy dwójka przed nim namiętnie się całowała. A robili to naprawdę długo.
Nie miał już wyboru. Zaczął majstrować przy suwaku spódnicy. Na jego szczęście był z tyłu.
Wtedy nagle, szatyn obrócił kobietę tyłem do siebie, żeby też mogła poczuć soki blondyna.
Jednym ruchem rozpiął jej stanik. Niewielkie piersi z silnie zaznaczonymi, ukrwionymi sutkami bez trudu zmieściły się w jego dłoniach. Kobieta nieznacznie jęknęła, jakby nie była jeszcze pewna, czy to ją doprowadzi na szczyty.
Blondyn tymczasem stał, jak słup soli. Tak mi się skojarzył jego organ, pełen mocy i wigoru, dostępny od zaraz.

Ujęła go delikatnie całą dłonią. Przejechała po jądrach koniuszkami lśniących, krwistoczerwonych paznokci. Po czym po prostu wysunęła do niego twarz. Chyba go pocałowała, ale nie wiem, bo skupiłem się bardziej na tym, co jej robią i jak ona reaguje.
Zwalisty blondyn z zatopionym głęboko w jej ustach językiem delikatnie pobudzał muszelkę, podczas gdy stojący za nią szatyn osunął się powoli na kolana i rozwarł palcami jej pupę.

Wszyscy troje ciągle tańczyli w takt muzyki.
Któreś z rąk delikatnie, w takt muzyki, zaczęło ściągać jej majtki.
Dopiero wtedy ująłem swojego członka. Lekko pochylona żona całuje namiętnie jakąś szmatę, pieszcząć go koralowo i atolowo, jak mnie, za nią jakiś bubek liże jej wszelkie doskonałości. Ująłem członka, bo chciałem wiedzieć, czy urósł.
Nie. Chyba jednak nie chciałem, żeby to robiła.
Nie dość, że się nie podnieciłem, to wezbrała we mnie fala furii.
Jakim, kurwa, cudem, taka sytuacja stała się możliwa? Czym zawiniłem? Czym ona zawiniła?

Poza tym, że się chciała pieprzyć z dwójką facetów? Wiedziałem, że chce, mówiła mi nie raz.
Zrezygnowałem z podglądactwa i poszedłem do kuchni.
Wiedziałem, czego szukam.
Po krótkim rekonesansie, znalazłem.
Leżał, jakby zapomniany w ostatniej szufladzie.
Wyrzucony po wielu szlachetnych, dobroczynnych pracach.
„Maczeta”, tak nazwałem największy, najbardziej ostry nóż. Którego tak pokochałem z racji użyteczności, że nawet mógłbym nim się golić.
Wracając do pieprzącej się trójki miałem piętrzącą się świadomość. A może jej dolne, resztkoświadomowe ostatki.
– Jestem w domu, kochanie! Idę do ciebie!

Scroll to Top