We śnie

Wszedł i ostrożnie zamknął za sobą drzwi. Jasne światło oślepiło go na chwilę. Onieśmielało go trochę, więc zapalił lampkę na biurku i zgasił stuwatowe żarówki. Odetchnął. Teraz było bardziej intymnie. Spojrzał na swoją ukochaną.

– Witaj – szepnął. Czy mu się zdawało, czy odpowiedziała? Znieruchomiał. Ale nie. Spała. Podszedł do niej i powoli ściągnął okrycie z jej nagiej postaci. Żółta żarówka lampki ociepliła bladość jej ciała.

– Moja… – zamruczał. Przeciągnął dłonią po jej płaskim brzuchu i przymknął z rozkoszy oczy. Pochylił się i skrupulatnie badał wzrokiem jej ciało. Jaka była piękna… Nie był urodzonym uwodzicielem i w życiu nie miał tak wspaniałej kobiety. Taka delikatna, wrażliwa… I szczupła, tak bardzo szczupła!

Poprawił okulary. Uśmiechając się, wyjął grzebień z kieszeni i zaczął delikatnie czesać jej bardzo ciemne włosy, długie i gładkie włosy. Jak co wieczór. To był ich rytuał. Przesuwał miękkie kosmyki między palcami. Uwielbiał ją czesać.

Kiedy skończył, przysunął sobie krzesło i usiadł obok niej. Znowu patrzył. Cudowna. Najpiękniejsza, jaką widział. Wysokie czoło zakończone łagodnymi łukami brwi – nie za cienkich, tak jak lubił. Prosty, wąski nos, wysokie kości policzkowe, firanki długich rzęs. Delikatna, niemal przezroczysta skóra. Ostry podbródek przechodził w smukłą, długą szyję.

Kochał jej szyję. Powoli przesunął po niej palcami. Kojarzyła mu się z szyją jakiegoś zwinnego, strachliwego zwierzątka. Była jego antylopką. Chętnie by na nią zapolował, chociaż nie musiał. W końcu była tu, czekała na niego, zawsze chętna i gotowa.

Jego oczy pieszczotliwie spłynęły po jej alabastrowych ramionach, delikatnych dłoniach o szczupłych palcach. Uniósł wzrok i pieścił nim jej piersi, łagodnie rozlane na wypukłości żeber. Ich miękka linia przechodziła w płaską, napiętą powierzchnię brzucha. Od pępka jego ukochanej linia jasnych włosków biegła aż na łono, okryte trójkątną kołderką ciemnych kędziorków.

Zatrzymał na nim wzrok. Poczuł nagłe pragnienie, by go dotknąć, ale powstrzymał się. Powoli. Miał czas. Nie trzeba się spieszyć. Odetchnął i kontynuował podziwianie jej piękna. Miała smukłe, długie nogi, z zadziwiająco okrągłymi kolanami. Zwykle takie szczupłe kobiety miały nieładne, kanciaste kolana. Ona była wyjątkowa.

Miał szczęście. Uśmiechnął się do siebie, gładząc wzrokiem jej łydki i zadbane, małe stopy o wysokim podbiciu. Po chwili wstał i stanął nad nią. Lampka rzucała seksowne cienie na jej gładkie ciało.

Była taka spokojna. Nie dręczyły jej koszmary. Tylko szwy na piersi świadczyły o tym, co przeżyła. Poczuł nagłą tkliwość.
– Nie bój się. Teraz jesteś ze mną. Nikt cię już nie skrzywdzi – szepnął, gładząc jej twarz. Spała tak słodko. Nikomu jej nie odda. Zaopiekuje się nią. Ona była tą, o której zawsze marzył. Nie przegapi takiej szansy.

Musnął palcami jej usta. Pochylił się i pocałował je. „Wspaniałe, takie miękkie” – pomyślał. Powtórzył pocałunek. Potem zsunął usta na jej szyję. Pieścił ją długo, delikatnie, przesuwał językiem po jej gładkiej skórze. Wokół było chłodno, ale czuł, że wzbiera w nim ogień.

Dłońmi otoczył jej piersi. Z rozkoszą patrzył, jak ich ponętne kształty uginają się pod dotykiem. Zataczał koła na ich aksamitnej powierzchni. Bawił się nimi, ściągając je ku sobie i całując powstały w ten sposób rozkoszny rowek. Przerwał po chwili i palcami pogładził sutki. Intrygowały go: bardzo małe, niemal płaskie, schowane w konturze piersi. Chłonąc widok jej seksownego ciała, zwilżył językiem suche z emocji wargi. Wzdłuż kręgosłupa przebiegł mu przyjemny prąd. Ciepło z wybrzuszenia w spodniach promieniowało na całe ciało.

Położył się obok niej i wziął jeden z delikatnych sutków w usta. Na przemian ssał go i całował, jednocześnie rozpinając rozporek w spodniach. Mruczał cicho z rozkoszy.

Wyjął swojego sztywnego penisa. Masował go powoli. Czuł, jak pulsuje mu w dłoni. Po chwili, uśmiechając się do siebie sięgnął do kieszeni po prezerwatywę. Rozwinął ją zręcznie i nasunął na swój członek. Ekstra nawilżana, jego ulubiona.

Ostrożnie rozchylił uda swojej kochanki i położył się między nimi. Pocałował pierś i przesunął się wzdłuż jej ciała wyżej. Jego penis oparł się o ujście jej pochwy. Miękkie płatki otulały jego gorącą główkę. Przeszył go dreszcz rozkoszy.

– Będę delikatny, obiecuję – szepnął, patrząc na opuszczone powieki kobiety. Poruszył delikatnie biodrami i zanurzył się w jej wnętrzu. Westchnął głęboko. Jaka była miękka i ciasna tam w środku! Zaczął wykonywać powolne pchnięcia. Jego penis rozkosznie ocierał się o otaczające go ścianki.

Całował jej twarz i szyję. Kochał ją powoli, ale na jego czole pojawiły się kropelki potu. Był bardzo podniecony. Przyspieszył trochę. Jej smukłe ciało zaczęło poruszać się w rytm jego pchnięć. Po chwili musiał zwolnić, aby powstrzymać wytrysk.

Zsunął zaparowane okulary. Uspokajał ciężki oddech. Cudowna kobieta! Rozgrzewała go, jak żadna. Leżał na niej przez chwilę, pozwalając, by zeszło z niego napięcie. Całował i masował jej pełne piersi. Potem znów zaczął się w niej poruszać. Tym razem dążył do spełnienia. Jego nabrzmiały penis penetrował jej wnętrze. Jądra uderzały o pośladki.

Szybciej, szybciej. Jej piersi falowały rytmicznie. Jego penis pulsował w jej wnętrzu. Zacisnął powieki i odrzucił głowę. Pchnięcia stały się mocne, spazmatyczne. Ciche westchnienia wyrywały się z jego ust. W końcu wytrysnął potężną falą, wypełniając prezerwatywę. Kilka razy wbił się jeszcze we wnętrze swojej kochanki i opadł na nią, ciężko dysząc.

Gdy jego tętno i oddech zwolniły, podniósł się i pocałował jej usta.
– Dziękuję – szepnął. Podniósł się z niej powoli, ostrożnie przytrzymując pełną prezerwatywę. Wylał z siebie dużo – dawno nie uprawiał seksu. A musiał uważać – nie mógł zostawić w niej swojego nasienia. Chociaż bardzo chciał.

Związał kondom i wrzucił do kosza. Schował w spodnie zwiotczałego penisa i zapiął rozporek. Podszedł do ukochanej – tej cudownej istoty, która dała mu tyle rozkoszy. Tak wiele jej zawdzięczał. Będzie się o nią troszczył. Nałożył okulary i wyjętą z szuflady chusteczką delikatnie otarł łono i uda kobiety. Pocałował jej usta i szepcząc do niej czułe słowa, przykrył ją białą tkaniną.

Odetchnął głęboko i złapał za reling wokół blatu. Kółka z piskiem ruszyły po betonie. Wzrokiem odnalazł właściwe miejsce. Kluczem otworzył drzwiczki i wsunął blat w stalową szufladę. Zgrzyt metalu. Zamknął ponownie drzwiczki.

Na tabliczce informacyjnej widniało:

Rozalia K.
kobieta
lat 35
śmierć w wyniku pojedynczego pchnięcia ostrym narzędziem w klatkę piersiową

Poszedł wzdłuż ściany szuflad. Musi wyjąć jakieś inne ciało na zajęcia. Rozalia była zbyt cenna. Znalazł jakąś grubą brunetkę, która zeszła na zawał i zostawił ją na blacie w prosektorium. Zabrał worek ze śmieciami i zgasił lampkę.

Wyszedł, cicho zamykając drzwi. Obok szaf przystanął, oprawił okulary i zdjął fartuch. Westchnął i zmarszczył brwi. Zapomniał. Musi pójść po teczkę, za pół godziny będzie miał na głowie studentów.

Ruszył spokojnie korytarzem. Minęła go pracownica.
– Dzień dobry, panie profesorze! – uśmiechnęła się. W zaciśniętych dłoniach trzymała plik papierów. Zauważył jej pomalowane paznokcie. Nie odpowiedział na powitanie, myśląc: „Pomaluję paznokcie Rozalii na czerwono. Spodoba jej się.”

Uśmiechając się do tej myśli, poszedł dalej, po drodze wyrzucając worek do zsypu.

Scroll to Top