Wiejska baba

Kolejne zbliżające się wakacje i kolejny dylemat skąd załatwić kasę na jakiś atrakcyjny wypad w góry lub nad morze. Od rodziców nie mogłem liczyć zbytnio na jakiś zastrzyk gotówki. Remont domu , zakup nowych mebli pochłonęły oszczędności jakie posiadali. Z drugiej strony byłem już siedemnastolatkiem i należało w jakiś sposób samemu dać sobie radę. Rok szkolny dobiegł końca i zacząłem się rozglądać za jakimś zajęciem , które dałoby godziwe pieniądze. Pełen zapału rozpocząłem poszukiwania i wtedy zdałem sobie sprawę że nie jest tak prosto jak myślałem. Przyszli pracodawcy kręcili głową że to jestem bez doświadczenia, bez uprawnień , a tak w ogóle to potrzebują wykwalifikowanego pracownika a nie ucznia. Słowem załamka. Dobry tydzień zeszło mi na poszukiwaniach. Owszem i ja trochę grymasiłem słysząc stawki jakie proponują gdy proponowano mi jakieś zajęcie. Koniec końcem po przespaniu się z problemem doszedłem do wniosku iż nie ma co grymasić , tylko przy nadarzającej się okazji brać robotę. Z takim postanowieniem w piątkowy poranek udałem się na targ , gdzie zjeżdżali się pracodawcy poszukujący pracowników do różnych zajęć. Rodzicom zastrzegłem że dziś to na pewno znajdę jakąś robotę i może mi zejść z nią do wieczora. Przyjęli to bez większego entuzjazmu nie wierząc chyba w moje słowa. Na targu prócz miejscowych lumpów , którzy jak zawsze okupowali miejsca gdzie następowała rekrutacja do pracy zastałem grupkę osób podobnie jak ja szukających pracy. Byli tam i młodzi i starzy. Wszyscy z niecierpliwością oczekiwali na przyjazd pracodawców. Pojawili się i oni po chwili. Przeciskając się przez tłumek osób próbowałem się jakoś wyeksponować. Najpierw potrzebowano pomocników na budowę. Starszy jegomość po zapytaniu się mnie o doświadczenie w pracach budowlanych zabrał trzech mężczyzn , którzy takowe doświadczenie posiadali. Kolejna oferta skierowana była do kobiet więc mogłem sobie darować. Sukcesywnie tłumek poszukujących malał co było dla mnie pocieszające, lecz mniej pocieszający był fakt że w tej pozostałej na targu grupie wciąż byłem ja. Minęła godzina od mojego przybycia na targ i szansa na załapanie się do jakiejkolwiek roboty malała. Wszak po dziewiątej praktycznie nikt z poszukujących do pracy już tu nie zaglądał. Nie traciłem jednak nadziei. Rozglądałem się bacznie chcąc wyłuskać z zbliżających się do tego miejsca potencjalnych pracodawców.
-Człowieka do pracy w gospodarstwie – usłyszałem nagle.
Parę osób poderwało się w kierunku trzydziestoparoletniego mężczyzny , który rzucił tę ofertę. Ruszyłem i ja.
-Za ile? – padło pytanie z ust starszego jegomościa , który dotarł do miejsca stania pracodawcy jako pierwszy.
Stawka jaka padła nie powalała na kolana. Nastąpiła chwila konsternacji.
-Dobrze, ja się zgadzam – rzuciłem bez zastanowienia wykorzystując to że pozostali kalkulowali czy im się opłaci.
Mężczyzna spojrzał na mnie.
-Pracowałeś kiedyś na gospodarce? – zapytał.
-Tak , u wujostwa pomagałem przy żniwach i wykopkach – odparłem bez chwili zastanowienia.
-Panie , ale ja jestem ze wsi, a ten smark… – zaczął mówić starszy jegomość.
-On był pierwszy – uciął krótko mężczyzna.
-Choć za mną – dodał
Za plecami usłyszałem ciche przekleństwa. Zadowolony podreptałem za przyszłym pracodawcą. Przebiliśmy się przez tłum ludzi będących na targu. Po paru chwilach gramoliłem się do jego samochodu.
-Słuchaj, robota nie jest ciężka. Teściowa to już trochę starsza kobieta , a po śmierci męża sama nie daje rady w gospodarstwie. Ja znów nie mam czasu tam bywać zbyt często… – rozpoczął facet i odpalił silnik pojazdu.
-Rozumiem – odparłem.
-Drzewa narąbiesz, węgla doniesiesz, posprzątasz trochę na podwórku i w ogóle to sam zobaczysz. Myślę że do wieczora się wyrobisz. Ja będę po dwudziestej, to Cię zabiorę – kontynuował.
Jechaliśmy rozmawiając. Zapewnił mnie że obiad mam zagwarantowany. Przynajmniej o żarcie nie musiałem się obawiać. Powspominał coś o swojej teściowej, jaka była przed laty. Słuchałem z zaciekawieniem. Droga upłynęła w miarę szybko. Wieś oddalona była od mojej miejscowości jakieś piętnaście kilometrów. Zatrzymał samochód przed murowanym domem.
-To tutaj – powiedział gasząc silnik pojazdu.
Dom jak to dom na wsi. Żadna rewelacja, po prostu zwykły murowany dom. Przed wejściem ławeczka, jakaś niebieska beczka, brązowe drzwi wejściowe. Wysiedliśmy z samochodu. W drzwiach stanęła gospodyni.
-A , witoj Zygmusiu – powitała zięcia.
-Dzień dobry mamo – odparł mężczyzna.
Popatrzyłem na nią. Miała gdzieś ponad sześćdziesiąt lat. Ubrana była w niebieską sukienkę z białymi wzorkami o długości maxi na szerokich ramiączkach. Tęgawa, taka prawdziwa wiejska baba. Uśmiechnęła się szeroko pokazując białe zęby. Krótkie włosy o bliżej nieokreślonym wpadającym w szarość kolorze z nielicznymi siwawymi pasmami. Jak na wiejską kobietę zdziwiło mnie to iż nosi srebrną biżuterię po domu. Łańcuszek z wisiorkiem na szyi , trzy pierścionki na palcach prawej i lewej dłoni, kolczyki a, może klipsy i na przegubie prawej dłoni delikatny łańcuszek. Widać było że nie jest zaskoczona naszym przyjazdem gdyż zauważyłem że jest również delikatnie umalowana i ma różowawy lakier na paznokciach palców u rąk.
-A cóześ mi to za chodoka przywózł – zapytała patrząc na mnie.
-Robił w polu, a że młody to mu szybciej pójdzie – odparł mężczyzna.
-Dzień dobry – wyrzuciłem z siebie.
-A dobry, dobry , właźcie do chałupy – zaprosiła.
Zniknęliśmy we wnętrzu domu. Przysiadłem w kuchni na krześle. Chwila rozmowy , a to skąd jestem , a to co porabiam i takie tam inne. Po chwili oboje znikli w pokoju zostawiając mnie samego. Rozglądnąłem się po kuchni. Standard jak na wsi , choć było widać jakieś nowe sprzęty gospodarstwa domowego.
-No to ja jadę i będę po niego po dwudziestej – stwierdził mężczyzna wychodząc razem z nią z pokoju.
-Dobrze Zygmusiu, roboty trochę jest, jo mu wszystko powiem – odparła starsza pani odprowadzając go do drzwi wejściowych.
Wyszli na zewnątrz domu. Przez okno widziałem że jeszcze o czymś rozmawiają. Po chwili pani wróciła do domu a mężczyzna odjechał samochodem. Weszła do kuchni i zlustrowała mnie wzrokiem.
-Dos Ty rade chodoku, roboty w bród? – zapytała.
-Dam proszę pani – odparłem patrząc na nią.
Teraz dopiero zauważyłem jej ogromne piersi ukryte pod sukienką. Musiała mieć naprawdę duże te balony.
-Odchowana na tłustym mleku i razowym chlebie cycatka – pomyślałem.
-Dawej za mną to Ci ukoze co zrobić – powiedziała i ruszyła w stronę drzwi.
Wstałem z stołka i ruszyłem za nią. Wyszliśmy na podwórze i skierowaliśmy się w kierunku budynku , który pełnił rolę domku gospodarczego. Starsza pani otworzyła drzwi. Wewnątrz budynku panował ogólny nieład. Porozrzucane narzędzia, walające się szmaty i gazety.
-Poukłados to jakoś by miało ręce i nogi i jak skońcys to tu jest sikierka – rozpoczęła wskazując na wnętrze budynku.
Kiwnąłem głową na znak że rozumiem.
-Urąbies drewna i go tu poukłados – dodała.
Podwinąłem rękawy swojej szarawej bluzy. Kobiecina uśmiechnęła się ciepło. Wszedłem do środka a ona skierowała się w kierunku domu.
-Jakbyś cegoś nie wiedzioł to wołej – dodała.
-Dobrze – odpowiedziałem i zacząłem porządkować wnętrze budynku.
Żadnej filozofii do tej pracy potrzeba nie było. Normalne zrobienie porządku , aby potem zmagazynować tu drewno na opał. Odetchnąłem z ulgą. Obawiałem się że zlecona zostanie mi być może jakaś fachowa robota gospodarska i nie podołam. To co miałem zrobić było proste jak budowa cepa. Ostro ruszyłem do roboty. Nawet nie zauważyłem jak gdzieś po godzinie stanęła w drzwiach budynku w którym pracowałem z szklanką kompotu.
-Widze ze ześ sprytny i robotny – mruknęła patrząc na to co zrobiłem.
Zaprzestałem pracować na chwilę. Podała mi szklankę z kompotem.
-Mos , napij się bo ustanies w robocie – dodała.
Łapczywie wypiłem szklankę kompotu. Był dobry, truskawkowy.
-Dziękuję – odpowiedziałem oddając jej pustą szklankę.
Wzięła ją w swe grube dłonie. Pomieszczenie było już prawie uprzątnięte, jedynie w lewym rogu pozostała sterta rupieci , które należało wynieść.
-Ide do sklepu, to mnie nie będzie z pół godzinki, chałupa będzie zamknięta ale zostawię Ci kompot na ławce. Polis papirosy? – zapytała.
Kiwnąłem głową że tak.
-Caro – odparłem podając jej markę papierosów.
-Dobra to takie Ci kupie – odpowiedziała i ruszyła w stronę domu.
Powróciłem do przerwanych czynności. Po paru minutach usłyszałem jak zamyka drzwi domu.
-Kompot mos na ławce – oznajmiła krzycząc tak abym usłyszał.
-Dobra – odpowiedziałem zabierając się za wynoszenie żelastwa z rogu.
Kupka w rogu malała z każdą minutą. Gdy zniknęła jej połowa ku swojemu zaskoczeniu zobaczyłem stojący baniak z winem.
-A to babunia pędzi też sobie winko – mruknąłem sam do siebie.
Wyciągnąłem korek z rurką. Obok baniaka leżała rurka do spuszczania. Postanowiłem spróbować specyfiku. Ostrożnie wyjrzałem na podwórze. Nie było żywej duszy jedynie pies z budy przyglądał mi się z ciekawością. Na ławce stała szklanka i garnek z kompotem. Ruszyłem w tamtym kierunku po drodze zapalając papierosa. Wziąłem szklankę i wróciłem do budynku gospodarczego. Odłożyłem papierosa na parapet okna , wsunąłem rurkę do wnętrza galonu i pociągnąłem ustami. Po chwili poczułem smak wieloowocowego słodkiego swojskiego wina. Napełniłem szklankę do pełna. Z szklaneczką wina i papierosem w ustach wyszedłem na podwórko. Zanurzyłem usta i pociągnąłem parę sporych łyków wina. W żołądku zrobiło się ciepło. Postanowiłem nieco odpocząć. Usiadłem na ławce przed domem. Delektując się winem zrobiłem sobie kwadrans odpoczynku. Winko było smakowite i chyba miało już swoje latka. W myślach podziwiałem kunszt babuni. Potrafiła pędzić wyśmienity alkohol. Postanowiłem że muszę sobie nieco spuścić z galonu żeby mieć na później. Na razie nie chciałem zbytnio dużo go pić ze względu na robotę jaka mnie jeszcze czekała. Wróciłem do pomieszczenia. Po chwili miałem w ręku pustą butelkę po wódce. Przepłukałem ją pod kranem będącym na zewnątrz domu. Chwila i napełniona czerwonawym płynem butelka była schowana w stercie drzewa. Nim starsza pani wróciła pomieszczenie było posprzątane a ja zacząłem rąbać drzewo.
-Juzem jest – oznajmiła głośno otwierając drzwi domu.
Na rąbaniu drwa zeszło mi z dobre dwie godziny z przerwami. Około czternastej wyszła z domu i zlustrowała wnętrze budynku gospodarczego.
-A to mój świętej pamięci stary winecko se upędził – stwierdziła widząc stojący w rogu galon.
Wzruszyłem ramionami. To jednak nie ona ale jej mąż był mistrzem w pędzeniu wina.
-Nie ważne kto pędzi , ważne że dobre – przeszło przez myśl.
-Stareńkie, pewnie mo z trzy lata – kontynuowała wywód.
Nie przestawałem rąbać drewna. Zachowywałem się tak jakby ten galon wina mnie w ogóle nie interesował.
-Będzie do obiadu – zakończyła.
Ta informacja mnie ucieszyła. Wszak gdyby zbliżyła się do mnie nieco bliżej z pewnością poczuła by zapach ode mnie zapach wina.
-Obiod będzie za godzinę – poinformowała mnie i poszła w kierunku domu.
Uspokojony nieco przerwałem rąbanie i postanowiłem zrobić sobie przerwę. Usiadłem za stertą drwa i upewniwszy się wcześniej iż nikt mnie nie widzi pociągnąłem z butelki dwa łyki wina. Naprawdę było przednie. Wypaliłem papierosa i powróciłem do pracy. Roboty pozostało na około półtorej może dwie godziny pod warunkiem że nie znajdzie mi jakiegoś dodatkowego zajęcia. Gdy minęła czternasta usłyszałem jej donośny głos.
-Chódźze chodoku na obiod.
-Już chwilę , tylko dokończę – odparłem krzycząc głośno.
Dokończyłem rąbać przygotowaną na pieńku jednostkę drzewa i ruszyłem w kierunku domu. Zatrzymałem się przy zewnętrznym kranie z wodą i obmyłem twarz oraz dłonie. Po chwili byłem w kuchni. Na stole czekał już obiad. Pomidorowa z makaronem i ryba z ziemniakami. Całość zamykał półmisek mieszanej ogórkowo-cebulowo-pomidorowej sałatki.
-Siodej boześ pewnie głodny – powiedziała starsza pani wskazując mi miejsce za stołem.
Usiadłem i czekałem aż zacznie jeść,
-Jydz, a jo pude po winecko – odpowiedziała widząc moją bierność i uśmiechnęła się szeroko.
Uśmiechnąłem się i ja. Chwyciłem w dłoń łyżkę i zacząłem pałaszować zupę. Dobra , prawdziwa wiejska pomidorówka. Nim zdążyłem ją skończyć wróciła dzierżąc w ręku butelkę z winem. Uśmiechnąłem się ponownie. Po zupie spożyłem drugie danie. Było równie dobre jak zupa choć ryba z pewnością była „sklepowa”. Podziękowałem za obiad.
-Smakowoł- zapytała przyglądając mi się.
-Tak , był bardzo dobry – odparłem.
-No to teroz cos na cosi mocniejszego – odpowiedziała uśmiechając się.
Chwyciła butelkę z winem i wypełniła stojące przed nami szklanki czerwoną cieczą.
-Posmakujem , czy mój nieboszczyk chop robił dobre winecko. Należy Ci się boś robotny jak smok – dodała podnosząc szklankę do ust.
Podniosłem szklankę i ja. Równocześnie zatopiliśmy usta w cieczy. Piłem powoli choć prawdę mówiąc miałem ochotę wychylić szklanicę za jednym razem. Upiłem połowę szklanki i odłożyłem na stół.
-Bardzo dobre, prawdziwe swojskie wino – pochwaliłem.
-No udane , pij chodoku, pij – usłyszałem od niej.
Podniosłem szklankę i wychyliłem resztę wina do dna.
-Pyszne – skwitowałem ocierając dłonią usta.
-No to mos na drugą nózkę – powiedziała nalewając mi kolejną porcję wina do szklanki.
-Nie , już nie , wystarczy mam jeszcze robotę a nie wiem czy pani nie ma czegoś w zanadrzu dla mnie jeszcze – odpowiedziałem.
Popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się nalewając pełną szklankę wina. Nalała również i sobie.
-Porąbies do końca tamto, wniesieś do komórki i po robocie – odpowiedziała.
Przekalkulowałem szybko że może mi to zająć góra z godzinę. Ta informacja ucieszyła mnie niezmiernie.
-No to chlapnij na drugą nózkę bo bedzies kuloł – ponowiła podnosząc szklankę do ust.
Głupio mi było odmówić a z drugiej strony miałem ochotę jeszcze sobie golnąć. Jej zięć miał przyjechać dopiero po dwudziestej a do tej pory miałem nadzieję że wypity alkohol wyparuje ze mnie. Nie czułem się jeszcze pijany, choć wypity alkohol nieco zaszumiał w głowie. Podniosłem szklankę do ust i wypiłem znajdujący się w niej napój. Starsza pani piła małymi łyczkami patrząc cały czas na mnie. Odłożyłem szklankę na stół.
-Dziękuję ślicznie, bardzo dobre. Na mnie czas bo robota czeka – wyrzuciłem z siebie.
-Mos – powiedziała kładąc na stole paczkę papierosów.
-Dziękuję – odpowiedziałem biorąc paczkę ze stołu.
Wyszedłem na zewnątrz. Pojedzony i napity byłem gotowy do dalszej pracy. Odpaliłem papierosa. Zaciągając się pomaszerowałem w kierunku budynku gospodarczego. Dokończyłem tam palić i zabrałem się za robotę. Pogoda była jakby stworzona do tego zajęcia. Nie było zbyt gorąco a miejsce w którym rąbałem drwa było ocienione. Wypite wino nieco szumiało w głowie lecz ostrożnie by nie zrobić sobie krzywdy rąbałem teraz znacznie wolniej. Wyliczona godzina do zakończenia roboty była zbyt optymistyczna. Przez godzinę zdołałem skończyć rąbanie i teraz znosiłem porąbane drewno do budynku. Chciałem skończyć jak najszybciej a tu jak na złość co chwila upominał się o opróżnienie pęcherz. Stanąłem na rogu budynku, rozpiąłem rozporek i po wydobyciu ptaszka na zewnątrz zacząłem sikać. Nagle ku swemu przerażeniu usłyszałem zbliżające się kroki. Nie mogłem przestać lać w połowie. Postanowiłem skończyć jak najszybciej. Jednak nie było to takie proste. Nerwowo zacząłem zapinać rozporek po skończonej czynności.
-Ady łocep go dobrze – usłyszałem zza pleców.
Miała tupet. Zapiąłem rozporek i zażenowany tą sytuacją odwróciłem się. Starsza pani z uśmiechem na twarzy stała parę kroków za mną trzymając w dłoniach butelkę z winem i szklankę. Opuściłem wzrok na ziemię.
-Robis już godzine chodoku, dej se oddychnać – powiedziała z uśmieszkiem na twarzy.
-Skończę i będzie fajrant, nie jestem aż tak zmęczony – odpowiedziałem mając wzrok wbity w ziemię.
-Nie wstydź się no, jscanie to ludzka rzecz – odpowiedziała.
Miałem zamiar odpalić że z pewnością ludzka , lecz nie w obecności innych osób i to bez ich zgody. Podniosłem wzrok i spojrzałem na nią. Uśmiechnęła się dobrotliwie.
-Dej se oddych chodoku i nie boc się – rzekła.
To mówiąc nalała z butelki pełną szklankę wina. Teraz zobaczyłem że na nogach ma czarne pantofelki na niedużym obcasie. Podała mi szklankę z winem. Wahałem się czy wypić kolejną dawkę alkoholu. Wszak pozostało mi jeszcze do zniesienia nieco drewna.
-No chlapnij se chodoku na trzecią nóżkę – powiedziała widząc moje zawahanie.
-A pani nie chlapnie na trzecią nóżkę – wypaliłem.
Wybuchła gromkim śmiechem. Nieco mnie to zdeprymowało.
-Ejze głuptoku, dorosły chłop a nie wi że baby ni mają trzeciej nóżki – wyrzuciła z siebie zanosząc się dalej śmiechem.
Teraz zrozumiałem dopiero dlaczego tak się śmieje. Rzeczywiście palnąłem bez sensu. Sam roześmiałem się z tego i zbliżyłem szklankę do ust. Dalej wahałem się czy wypić cała zawartość. Upiłem trochę i odłożyłem szklankę na parapet zewnętrzny domku gospodarczego.
-Cóześ tak mało upił, chyba ni mos tej trzeciej nózki takiej lichej – zapytała chichotając.
Nieco mnie to zdeprymowało. Kobieta pozwalała sobie zbyt wiele. Nic nie odpowiedziałem i chwyciłem ponownie szklankę z winem. Jednym łykiem wychyliłem pozostawioną tam zawartość.
-Dziękuję , już wystarczy – odpowiedziałem.
-Jak skońcys to powidz – odpowiedziała zabierając szklankę z mojej dłoni.
Odwróciła się i poszła w kierunku domu. Zapaliłem papierosa. Czułem już nieco wypity alkohol. Skończyłem palić i zabrałem się dalej do roboty. Nie minęła godzina a praktycznie wszystko co mi zleciła było zrobione. Wypite dawki alkoholu spowodowały że mój organizm począł domagać się kolejnych porcji. Nie to że byłem jakimś tam pijakiem , lecz po prostu mówiąc w potocznym słownictwie „chwyciłem smaka”. Znalazłem ukrytą wcześniej butelczynę z winem i przemyciłem ją do wnętrza budynku gospodarczego. Usiadłem na ułożonych drwach tyłem do uchylonych drzwi wejściowych i przechyliłem butelkę pochłaniając kolejne łyki czerwonawego trunku. Miła konsumpcję przerwał głos starszej pani prawie zza pleców.
-A to Ty pieronie som se tu łykos, no piknie – prawie krzyknęła.
Momentalnie oderwałem butelkę od ust. Nie za bardzo wiedziałem co powiedzieć. Sam nie wiedziałem jak to się stało że nie usłyszałem jak się zbliża.
-Ale ja tylko… troszkę sobie tu ulałem – wyrzuciłem z siebie po chwili.
-No widze , tylko pół literka – odpowiedziała.
Wstałem i odwróciłem się twarzą do niej trzymając butelkę w prawej dłoni. Byłem wściekły na siebie że tak dałem się podejść.
-Dawej to – powiedziała zabierając mi butelkę z dłoni.
Oddałem bez słowa i wbiłem wzrok w ziemię. Wstydziłem się i zarazem byłem wściekły na siebie. Nie za bardzo wiedziałem co zrobić. Starsza pani patrzyła na mnie poważnym wzrokiem. Czułem ten wzrok na swoim ciele.
-Skońcyłeś robote? – zapytała.
Kiwnąłem głową na znak że tak.
-To chodź , momy se do pogodania – odpowiedziała sucho i ruszyła w stronę domostwa.
Posłusznie poszedłem za nią. Nie bardzo wiedziałem co ma zamiar zrobić z tą sprawą.
-Siadej tu – rozkazała wskazując na ławkę będącą tuż przy drzwiach wejściowych do domu.
Zrobiłem to co kazała. Starsza pani zniknęła w wnętrzu domostwa. Wróciła po chwili zostawiając w domu butelkę z winem. Usiadła na ławce obok mnie po mojej lewej stronie. Nastała cisza.
-Przepraszam , ja tylko chciałem ….. – rozpocząłem próbując się jakoś wytłumaczyć.
-Ej , chodoku, chodoku – odparła patrząc na mnie.
Siedziała blisko mnie. Praktycznie to czułem jej oddech. Tym stwierdzeniem wybiła mnie nieco z rytmu. Nie za bardzo wiedziałem co mówić dalej.
-I co jo mom z Tobą zrobić? – zapytała.
Nie za bardzo wiedziałem co odpowiedzieć. Pomimo tego że wypity alkohol szumiał w głowie myślałem dość trzeźwo.
-No , nie wiem – szepnąłem.
Cały czas przyglądała mi się z ciekawością.
-Powidz no prawde jak na spowiedzi, po co ześ naloł se do tyj butelki tego winka? – zapytała.
-Było tak pyszne że chciałem sobie zabrać do domu – odparłem bez wahania.
-Tak bez pytania? – usłyszałem.
-Przepraszam , nie chciałem, tak jakoś wyszło – odszepnąłem.
-I co jo mom z tym zrobić? – powtórzyła wzdychając.
-Przepraszam , ja odpracuję , niech pani powie co mam jeszcze zrobić – odparłem patrząc na nią łaskawym wzrokiem.
Widziałem że myśli co począć z tą sprawą. Trwało to długą chwilę. Rozglądnęła się po obejściu jakby szukając jakiejś pracy dla mnie. Czekałem co powie.
-A co mi tam, znalozłeś baniok to i ci się znaleźne nalezy, no nie – odpowiedziała uśmiechając się.
Takiego obrotu sytuacji się nie spodziewałem. Podniosłem głowę i popatrzyłem na nią. Patrzyła w moje oczy uśmiechając się dobrotliwie.
-Posiedzimy se tu przed chałupą, pogodomy se szczerze i bedzie po sprawie – dodała podpierając się obydwiema dłońmi wzdłuż ciała o siedzisko ławki.
-Dziękuję, dziękuję pani bardzo – odpowiedziałem uśmiechając się również.
Z zadowoleniem zaplotłem obie dłonie przed sobą patrząc na nią.Takie rozwiązanie tego problemu było dla mnie jak najlepsze. Lepszego nie mogłem sobie wymarzyć.
-Mos dziewuche? – zapytała.
Pytanie trochę mnie zaskoczyło. Było chyba zbyt bezpośrednie i osobiste. Nie za bardzo wiedziałem czy należy na nie odpowiedzieć.
-No mos czy ni mos? – ponowiła pytanie.
Mieliśmy rozmawiać szczerze lecz nie spodziewałem się że na takie tematy.
-No na razie nie ale miałem – odparłem zgodnie z prawdą.
Uśmiechnęła się cały czas lustrując mnie wzrokiem.
-Oj chodoku ozeń ze się ozeń kiej mos twardy korzeń, jak mos w portkach lich siedź na dupie cicho – odparła cytatem z jakiejś ludowej przyśpiewki podśmiec***ąc się.
Poczułem się lekko zawstydzony i chyba się zarumieniłem. Babcia bez ceregieli posuwała się w swoich wywodach za daleko. W innej sytuacji stanowczo bym się odgryzł, teraz jednak znałem swoje położenie i gest jaki uczyniła w stosunku do mojej osoby.
-Do żeniaczki mi jeszcze nie spieszno- odpowiedziałem dyplomatycznie.
Uśmiechnęła się na to stwierdzenie.
-Oj to moze korzonek lichutki? – zachichotała.
Pozwalała sobie na coraz więcej i to mnie denerwowało.
-Jest w porządku – odparłem pewnie.
Popatrzyła na mnie śmiejąc się cały czas.
-No coś Ty jo żartowałam – odpowiedziała cały czas się śmiejąc.
Opuściłem ręce kładąc je na swoich nogach. Zwróciłem twarz w jej stronę i mimowolnie też się uśmiechnąłem. Miałem nadzieję że zejdziemy z tego tematu.
-Ale sprawdzić by nie zaskodziło – dodała a jej prawa dłoń powędrowała w kierunku mojego lewego uda tuż na wysokość gdzie ono się kończy.
Te działanie całkowicie mnie zaskoczyło. Kobieta zaczynała się posuwać coraz śmielej. Nie miałem zamiaru jej na to pozwolić.
-No co też pani robi – zaprotestowałem.
-Ady chce sprawdzić cy korzonek nie lichy – odparła bezpretensjonalnie jakby to było czymś normalnym.
-Proszę przestać – poprosiłem widząc że poprzedni protest na nic się zdał.
-Oj nie bądź taki niedotykały – odpowiedziała przesuwając na ławce swe ciało tak że była teraz w osi prostopadłej do mnie.
Jednocześnie jej prawa dłoń powędrowała na mój kark. Poczułem dotyk jej palców na gołej skórze szyi. Tego już było za wiele.
-Mos tu ckliwotki? – zapytała a jej lewa dłoń dotknęła mojego krocza.
Byłem zaskoczony tym co robi. Postanowiłem działać natychmiast. Siląc się na uśmiech zsunąłem prawą rękę tak żeby całą ją powierzchnią odepchnąć kobietę od siebie. Dłoń dotknęła materiału jej sukienki na wysokości kolana a przedramię ocierało się o jej ogromną pierś.
-Proszę przestać – zaoponowałem.
-Oj tu jest rozbójnicek – odparła gdy jej dłoń wyczuła pod materiałem spodni mojego ptaszka.
Chwyciłem jej dłoń i odwiodłem z powrotem na swoje miejsce. Zrobiłem to delikatnie acz stanowczo. Przestała się uśmiechać.
-No co ty chodok? – zapytała patrząc na mnie poważnie.
-Nic , po prostu nie chcę – odparłem zwyczajnie.
-Myślałam ze jak ni mos dziewuchy…. – zaczęła.
-Nie , nie chcę – przerwałem jej.
Patrzyła na mnie poważnie trzymając dalej swą dłoń na moim karku. Poczęła głaskać mnie po szyi.
-Nie rób ze mi tego, jo bez chłopa juz prawie trzy lata, ty bez dziewuchy…. – znów zaczęła.
-Nie i proszę wziąć rękę z mojego karku – przerwałem ponownie.
Zabrała swą dłoń a jej twarz spoważniała na dobre. Czekałem co teraz zrobi zadowolony w głębi ducha ze swojego działania. Na odpowiedź nie musiałem długo czekać.
-Jak Ty taki to i jo zmienie zdanie – powiedziała zagadkowo.
-To znaczy? – zapytałem zaciekawiony.
-Zobacys jak przyjedzie Zygmuś – odpowiedziała równie zagadkowo.
Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem. Nie miałem bladego pojęcia jaki ma plan i co chce powiedzieć zięciowi. Przez myśl przechodziły różne scenariusze ale jaki był właściwy wiedziała tylko ona. Przyglądała mi się bacznie czekając na moją reakcję.
-Co pani chce zrobić? – zapytałem.
-A zobacys – odpowiedziała przekomarzając się ze mną.
Miała mnie w garści. Mogła naopowiadać niestworzone historie swojemu zięciowi. Nie mogłem tak tego zostawić. Postanowiłem przeciwdziałać jej zamiarom w jakikolwiek sposób. Ale jak? Cały czas mnie obserwowała czekając na moją reakcję. Czułem się dość bezradnie. Nie za bardzo wiedziałem co mam zrobić.
-Ale tak przecież nie można – wyrzuciłem z siebie po chwili.
-Ale co nie mozno, powiedzieć prawdy – odparła.
Znów zbiła mnie z tropu tym stwierdzeniem. Nie za bardzo wiedziałem jaką prawdę chce powiedzieć zięciowi i czy ją zbytnio nie ubarwi.
-Ale co pani chce? – zapytałem w końcu.
Zobaczyłem błysk w jej oczach. Zdawała sobie sprawę że jej ostrzeżenie zaczynało odnosić jakiś skutek.
-Oj, chodoku, ni miałam chopa już dawno… – zaczęła.
To stwierdzenie mnie nieco przeraziło. Nie miałem zamiaru z nią kopulować. Po prostu nie i już.
-Przecież to grzech iść razem do łóżka – odszepnąłem na jej stwierdzenie próbując uderzyć w nutę religijną.
-A kto tu mówi o pieprzeniu, troske się podotykomy i juz – odpowiedziała patrząc na mnie.
Uspokoiło mnie to o ile można tak to ująć. Jednak i tak wewnętrznie dla mnie było to nie do przyjęcia. Biłem się z myślami. Jednak obawa o to że może powiedzieć o mojej próbie kradzieży wina zięciowi przechyliła sprawę.
-No dobrze , ale przez ubrania – wydusiłem z siebie z bólem.
Na jej twarzy zagościł grymas tryumfu. Wstała z ławki.
-Pocekej tu – powiedziała i poszła do domu.
Sam nie wiedziałem czy dobrze postąpiłem. W życiu nie myślałem że takiej starej babie jeszcze figle w głowie. Wróciła po chwili z butelczyną wina i szklankami. Usiadła na poprzednim miejscu. Sprawnie napełniła do połowy obie szklanki i podała mi jedną z nich.
-Napij się bedzie Ci lepi – dodała.
Nie za bardzo wiedziałem w czym lepiej ale domyślałem się że chodzi o przełamanie wstydu. Wziąłem szklankę z jej dłoni i małymi łyczkami piłem wino. Tym razem ona skończyła pić wcześniej. Odłożyłem szklankę na ziemię. Mimowolnie mój wzrok na chwilę zawisł na jej olbrzymich piersiach. Zauważyła to momentalnie i ponownie jej dłoń powędrowała na mój kark. Palcami zaczęła przebierać w moich włosach.
-Ady śmiało, podotykej se – zachęciła.
Moja prawa dłoń powędrowała na jej prawą pierś. Delikatnie poprzez materiał sukienki dotknąłem jej. Patrzyłem na nie leciutko przesuwając dłoń. Starsza pani cały czas mierzwiła moje włosy patrząc również na moją dłoń.
Przesunęła się bliżej mnie będąc w osi prostopadłej do mojego ciała.
-Widzis som ze to nic złego, pogmyrej i drugą – powiedziała cicho.
Otwartą dłonią objąłem jej lewą pierś. Pod materiałem sukienki dawało się wyczuć biustonosz. Zsunęła swoją dłoń na mój kark przestając mierzwić moje włosy. Jej wzrok podążał za moją dłonią dotykającą jej piersi.
Czułem pewien dyskomfort w obmacywaniu balonów starej wiejskiej baby. Marzyłem o tym by zakończyło się to jak najszybciej. Podotykałem jeszcze chwile to jedną a to drugą z piersi i odsunąłem dłoń. Popatrzyła na mnie i jej prawa dłoń zsunęła się na tylne oparcie ławki. Lewa zaś powędrowała na moją klatkę piersiową. W bezruchu patrzyłem jak przesuwa się po materiale bluzy od pępka w górę , prawie aż po samą szyję.
-Podniś te bluze bo jo nic nie cuje – powiedziała.
Nie taka była umowa. Mieliśmy się dotykać przez ubranie.
-Ale miało być przez ubranie – odpowiedziałem.
Spojrzała mi w oczy.
-Nie dej się prosić starej kobicie, tyześ se pogmyroł i cuł moje cycory a jo przez te bluze nic nie cuje – odpowiedziała.
-Ale tylko tam i już – próbowałem się targować.
Kiwnęła znacząco głową. Nim zdołałem sięgnąć ręką w dół rozpięła pasek moich spodni.
-Nie tam nie – zaprotestowałem.
-Ady jo tylko chce zebyś podniósł bluze do góry – odpowiedziała a jej palce rozpięły guzik moich dżinsów.
-No już – odpowiedziałem chwytając jej palce.
-Aleś ty niedotykalec – fuknęła.
Prawą dłoń przysunąłem do materiału bluzy i uniosłem ją do góry , tak na wysokość nieco poniżej sutków. Musiałem się poprawić w siedzeniu na ławce. Koniuszkami palców lewej ręki dotknęła mojej skóry gdzieś na wysokości dolnych żeber. Spojrzałem w dół i zauważyłem że zamek rozporka spodni w wyniku mojego poprawienia się na ławce rozsunął się i poły spodni rozeszły się na boki odsłaniając górną część moich białych slipek.
Kobieta delikatnie przesuwała swe palce po moim ciele. Poczułem że dostaje gęsiej skórki. Należało jak najszybciej zakończyć to przedstawienie. Nie za bardzo wiedziałem jak to zrobić.
-Podniś ją wyzej – poprosiła.
Uniosłem bluzę jeszcze wyżej tak że odsłoniłem swoje sutki. Przesunęła tam delikatnie swoje palce i delikatnie okrężnymi ruchami poczęła je pocierać.
-Ale maciupkie – stwierdziła.
W porównaniu do jej z pewnością wydawały się mikroskopijne lecz ja nie miałem zamiaru tego porównywać. Chciałem jak najszybciej zakończyć te macanie. Czułem dyskomfort. Już miałem wydobyć z siebie polecenie aby przestała gdy ku memu przerażeniu poczułem że mój penis zaczyna nabierać rozmiarów. Zdałem sobie sprawę że to przez te dotykanie sutków. Należało to zakończyć gdyż poprzez odsłoniętą górną część slipek mogła zobaczyć skutki swych „gmyrań”. Co gorsza jej wzrok utkwiony był w dole i z pewnością omiatał tamten sektor.
-No już wystarczy – szepnąłem i zacząłem powoli opuszczać bluzę w dół.
Teraz dopiero zdałem sobie sprawę z mojego błędu. Opuszczając w dół bluzę spowodowałem że jej dłoń a co zarazem za tym idzie i wzrok zaczęły przesuwać się również w dół. Ptaszek natomiast rósł cały czas i jeżeli ja widziałem jego wyraźny zarys na odkrytej części slipek to nie mogło to ujść jej uwagi. Na reakcję z jej strony nie musiałem długo czekać.
-O cykosek ci się chyba obudził – stwierdziła ku memu przerażeniu.
-Nie ,nie co to, to nie – wyrzuciłem z siebie z szybkością karabinu maszynowego.
-Dejze go podotykać, nie dej się prosić – odpowiedziała.
Sytuacja stawała się coraz bardziej niezręczna dla mnie. Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć jej dłoń zsunęła się na górną część moich slipek pod którymi wyraźnie zarysowane były wypukłości ptaszka.
-Nie , dość – zdążyłem powiedzieć i poczułem jej palce na materiale slipek.
-Oj twardziutki ci on – stwierdziła.
-Już wystarczy – powiedziałem i odsunąłem jej dłoń.
Popatrzyła z pewnym niezadowoleniem. Najwidoczniej było jej za mało. Bluza opadła zakrywając to co ją interesowało.
-No ukoz mi go , ukoz go – poprosiła.
-Miało być przez ubranie i tak było – odpowiedziałem widząc że chce jeszcze więcej.
-Cóześ taki, ukoz cykosa – ponowiła prośbę.
Czułem już w głowie wypity alkohol. Mózg pracował nieco wolniej. Byłem jednak jeszcze na tyle trzeźwy by zdawać sobie sprawę z tego co robię. Opuściłem dłonie chcąc zapiąć rozporek i zakończyć te zabawę. Starsza pani chwyciła butelkę z winem i nalała do szklanki pokaźną porcję. Zarówno do mojej jak i do swojej.
-Nie zapinej portek, zostaw – kontynuowała swoje prośby patrząc na mnie.
Popatrzyłem na nią. Wysunęła dłoń z napełnioną do połowy szklanką.
-Nie mi już wystarczy – odpowiedziałem.
-Cóześ taki miękki, napij się – powiedziała trzymając w wyciągniętej dłoni szklankę z winem.
Nie wiem dlaczego ale wziąłem od niej szkło. Nie zdołałem zapiąć rozporka. Podniosła swą szklankę do góry. Zrobiłem to samo. Małymi łyczkami piłem kolejną porcję wina. W myślach przyrzekałem sobie że to już ostatnia.
-Cóześ taki cnotliwy jak panna , no ukoz mi go – ponowiła prośbę po raz kolejny.
-Umawialiśmy się inaczej – odpowiedziałem odstawiając szklankę od ust.
-Ukoz mi go a nie pozałujes – stwierdziła z poważną miną.
To dało mi do zastanowienia. Moja wola słabła z każdą sekundą w wyniku działania alkoholu. Czułem błogi stan w żołądku i delikatny szum w głowie.
-No dejze se pogmyrać w porciętach – ponawiała.
Czułem że nie odpuści. W jej oczach widać było desperacje w tym co czyniła. Skapitulowałem.
-No dobrze – mruknąłem.
Uśmiechnęła się tryumfująco po raz kolejny. W myślach postanowiłem sobie że na dalsze figle już nie dam pozwolenia. Podniosłem szklanicę i skierowałem ją do ust. Ona tymczasem lewą dłoń przesunęła w okolice mojego krocza i poczęła zagłębiać ją pod bluzkę.
-Podniś ją – poprosiła.
Odłożyłem pustą szklankę i palcami prawej dłoni podciągnąłem poły bluzki do góry odsłaniając goły brzuch na wysokość nieco powyżej pępka. Poczułem jej palce majstrujące pod materiałem slipek. Sprawnie wydobyła sterczącego ptaszka na zewnątrz.
-Ales on twardziutki – oceniła.
Lewą ręką objąłem ją za plecy chcąc mieć kontrolę nad tym co robi. Sterczący penis ujęty pomiędzy jej palcami był na widoku. Nagle ku mojemu przerażeniu pochyliła swą głowę i wysunęła język.
-Co pani robi? – zapytałem przerażony.
Nic nie odpowiedziała tylko kontynuowała pochylanie głowy a po chwili i całego ciała. Nie zdążyłem zareagować i po chwili poczułem jak koniuszek jej nosa dotyka odsłoniętą główkę penisa.
-Nie – szepnąłem czując jej oddech na swoim ptaszku.
Nie spodziewałem się że zrobi coś takiego i teraz jak sparaliżowany patrzyłem na kontynuację jej dzieła. Starsza pani oparła głowę o mój brzuch i wysunęła jeżyk. Chwila i poczułem jak koniuszek jej języka muska odkrytą żołądź ptaszka. Palcami dłoni podtrzymywała ptaszka tam gdzie zaczynał się materiał slipek. Miałem za swoje. Kobieta pochylona nad ptaszkiem była całkowicie zajęta nim i z pewnością nie w głowie było jej słuchanie moich protestów. W geście beznadziejności osunąłem dłoń przytrzymującą bluzę do dołu tak ze ta osunęła się swobodnie. Druga z dłoni będąca wcześniej na wysokości jej ramion zsunęła się niżej tak że wewnętrzną częścią dłoni wyczułem materiał i zapięcie biustonosza pod materiałem sukienki. W tym czasie poczułem że górna część mojego ptaszka została pochłonięta przez jej usta. Jej język masował główkę mojego ptaszka.
-Proszę przestać , już dość , wystarczy – zdobyłem się wreszcie na jakiś gest.
Próbowałem przesunąć się na ławce chcąc w ten sposób uwolnić ptaszka z objęć jej warg. Nim jednak to zrobiłem sama podniosła się do góry.
-Ale smacniutki – stwierdziła.
-No dobrze już koniec – powiedziałem.
Popatrzyła na mnie dziwnie.
-Obiecałam Ci ze nie pozałujes – stwierdziła i chwyciła swą dłonią moją dłoń.
Drugą zaś chwyciła dół sukienki i podniosła do góry od słaniając swe nogi i czarne figi. Nakierowała mą dłoń na swoje krocze.
-Mos pogmyrej se i Ty – stwierdziła gdy moje palce dotknęły materiału majteczek.
Zdębiałem. Nie o taki bonus mi chodziło. Bardziej przez myśl przeszło że może jakaś extra kasa albo przynajmniej butelka wina do domu. Moja dłoń biernie spoczywała na jej kroczu.
-No śmielutko, pogmyrej mi w dziurecce – ponowiła.
Nieporadnie palcami lewej dłoni odchyliłem materiał majteczek i błądząc nimi pomiędzy owłosieniem łonowym dotykałem jej krocza. Kobieta rozchyliła nieco nogi tak aby było mi wygodniej. Zabrała swą dłoń. Czułem że sprawy posunęły się już zbyt daleko. Wypity alkohol odbierał mi wolę oporu przed dalszymi działaniami. Znikał gdzieś wstyd i zażenowanie. Nieporadnie wsunąłem palec pomiędzy jej wargi łonowe.
-Śmielyj chodoku śmielyj, cóześ nigdy nie gmyroł – zapytała szeptem.
Jedną dłonią podtrzymywała sukienkę do góry, tą zaś , która teraz po nakierowaniu mojej dłoni na krocze była wolna przesuwała się po moim ptaszku.
-Obmacomy łotorbienie i jojecka – mruknęła sama do siebie i bezceremonialnie wsunęła ją pod materiał slipek.
Poczułem jak jej palce zaczynają tarmosić moje jądra. Chwytała pomiędzy palce to jedno a to drugie jądro chyba w celu oceny ich wielkości. Co chwila jednak pierścionki na jej palcach zahaczały o materiał slipek. Grzebiąc paluszkiem we wnętrzu jej cipki czułem że przegrałem. Było mi już wszystko jedno. Jedyne na co mnie było stać to podniesienie butelki z ziemi i potężny łyk wina. W ten sposób chciałem jakoś zabić wstyd.
-Pij chodoku, pij, torebusie i jojecka mos przednie – odpowiedziała.
Nie zwróciłem na to uwagi. Odłożyłem butelkę na ziemię i przestałem penetrować palcem jej dziurkę. Ona wyciągnęła dłoń z moich slipek i otarłszy się nią o ptaszka również zakończyła macanie.
-Cóześ Ty taki, a może Ty pirsy roz macos babe? – zapytała patrząc na mnie.
-Nie – odparłem zgodnie z prawdą.
-Na pewno? – ponowiła pytanie.
-Na pewno – odpowiedziałem mając wzrok utkwiony w okolicach jej piersi.
Miałem nadzieję że to już koniec tych zbereźnych zabaw. Wypity alkohol coraz mocniej szumiał w głowie. Myliłem się. Starsza pani podciągnęła jeszcze wyżej sukienkę , aż po samą szyję. Oczom moim ukazały się jej ogromne cycki uwięzione w miseczkach czarnego biustonosza. Kobieta sprawnym ruchem dłoni podciągnęła do góry prawą miseczkę stanika. Uwolniony cycek wypłynął na wierzch. Teraz dopiero zobaczyłem jaki jest ogromny. Takich cycków w realu nie widziałem jeszcze nigdy.
-Co tak ślypis, cycka ześ nie widzioł, weź se pociumej bidoku – powiedziała a jej dłoń powędrowała na mój kark a następnie na włosy.
Delikatnym ruchem dłoni spowodowała że pochyliłem głowę. Obiema dłońmi ująłem ogromniastą pierś i otworzywszy usta zbliżyłem je do sutka. Wysunąłem język i jego koniuszkiem musnąłem skraj suteczka. Starsza pani coś mruknęła a ja podtrzymując jej pierś począłem lizać sutek i jego okolice. Czułem jak powoli twardnieje muskany krawędzią języczka. Czułem się nieswojo, lecz teraz to było mi wszystko jedno. Kobieta oswobodziła z okowów biustonosza drugą z piersi tak że po chwili oba jej balony były na ogólnym widoku. Przesunąłem się i pomuskałem sutek tamtej piersi ugniatając ją również dłońmi.
-Oj lubis Ty cycorecki miziać, lubis – stwierdziła z zadowoloną miną.
Jej też musiało sprawiać to przyjemność. Mój ptaszek częściowo odkryty sterczał w dalszym ciągu. Pieszczenie jej piersi powodowało że coraz bardziej odchylał się od płaszczyzny brzucha. Nie dało się ukryć, byłem podniecony. Przesuwałem dłonie to na prawą a to na lewą pierś. Okolice obu sutków były nieźle oślinione przez mój jęzor. Poczułem po chwili suchość w gardle. Przestałem muskać jej sutki. Podniosłem głowę.
-Co się stało?- zapytała.
-Mam sucho w gardle – odpowiedziałem.
Zlustrowała mnie wzrokiem na dłużej zawieszając go na ptaszku.
-Ales Ci on furcy – skwitowała i sięgnęła po prawie już opróżnioną butelkę z winem.
Podała mi ją mając cały czas podciągniętą aż pod samą szyję sukienkę. Podtrzymywała jej skraj jedną z dłoni. Przechyliłem butelkę łapiąc ostatnie łyki wina.
-Wstań – powiedziała gdy odłożyłem butelkę na ziemię.
Nawet nie zapytałem się po co. Wstałem z ławki i poczułem że kręci mi się lekko w głowie.
-Stań tu przodem do mnie – kontynuowała.
-Ale po co? – wreszcie zdobyłem się na pytanie przesuwając się tak jak prosiła.
-A cycuski kcą ugościć ptosecka – odpowiedziała.
Stanąłem twarzą do niej. Siedziała i w tym momencie podciągnęła sukienkę i zsunięty biustonosz wyżej jednocześnie dłońmi chwytając dolne powierzchnie swoich piersi.
-Przysuń się i podniś bluze– naprowadzała.
Zbliżyłem się jeszcze bardziej tak że sterczący ptaszek znalazł się w przestrzeni pomiędzy jej podniesionymi piersiami. Prawą dłonią podciągnąłem bluzę do góry. Patrzyła uważnie na nie i na ptaszka i w odpowiednim momencie ruchem swych dłoni zsunęła je do siebie. Ptaszek znalazł się między jej piersiami i w tym momencie jedynie odsłonięta główka penisa wystawała powyżej płaszczyzny jej piersi.
-Co pani robi? – zapytałem lewą ręką dotykając palce jej prawej dłoni.
-Gniozdecko dla świrgolka – odpowiedziała i równocześnie nieco opuściła w dół obie piersi w wyniku czego skórka z ptaszka zsunęła się jeszcze bardziej.
-Ale po co? – zapytałem naiwnie.
Podniosła wzrok do góry i patrząc na mnie rzekła.
-Ej chodoku, chyba ześ jesce nigdy z swym cykosem nie gościł w gniozdecku, a zobacys ze nie pozałujes – odpowiedziała.
Faktem było że moje doświadczenie seksualne nie było zbyt duże. Nie było też zerowe. Lecz w rzeczywistości nigdy jeszcze nie operowałem swoim kutaskiem pomiędzy kobiecymi piersiami. Postanowiłem nie oponować i czekać na dalsze efekty. Kobieta zwolniła nieco nacisk dłoni na swoje piersi tak że pomiędzy nimi powstała wolna przestrzeń w którą to momentalnie wpasował się mój penis. Gdy tylko tam się wsunął zsunęła je na powrót do siebie tak że teraz ptaszek był uwięziony między nimi. Poczułem jak jej sutki dotykają mojej skóry na wysokości bioder. Pochyliła twarz co spowodowało obniżenie poziomu jej podtrzymywanych piersi a jednocześnie odciągnięcie napletka na do samego końca. Całkowicie odsłoniętą główkę ptaszka liznęła swym językiem. Poczułem przyjemność. Mimowolnie jęknąłem. Sam nie wiem dlaczego podciągnąłem bluzę jeszcze wyżej a drugą dłonią dotknąłem tyłu jej głowy. Starsza pani muskała języczkiem odsłoniętą główkę ptaszka. Było mi przyjemnie choć wcześniej za żadne skarby nie chciałem dopuścić do mniej zbereźnych czynności. Bezceremonialnie poddawałem się czynnościom które ona wykonywała. Byłem pokonany. Z odsłoniętym ptaszkiem uwięzionym pomiędzy jej piersiami, muskanym językiem nie mogłem a co gorsza nie chciałem wykonać żadnego gestu sprzeciwu. Uniosłem jedynie twarz do góry i przymknąłem oczy. Jednym słowem , mój ptaszek został oddany w jej posiadanie. Przestała lizać penisa po chwili i podniosła twarz. Spojrzała na mnie i widząc że mam przymknięte oczy rzekła.
-Nie mówiłam ze nie bedzies załowoł, chwyć no tu u góry za cycory i porusej se dyslem –
Położyłem swą prawą dłoń na wierzchniej stronie jej piersi odsuwając jednocześnie sukienkę i biustonosz ku górze. Delikatnie począłem ruszać biodrami. Ptaszek począł ocierać się o jej piersi. Napletek to się zsuwał , to znów nasuwał zasłaniając i odsłaniając łebek. Czułem że zaczyna wilgotnieć. To było przyjemne , nieznane mi wcześniej doświadczenie. Starsza pani przyglądała się moim poczynaniom. Poruszając się ocierałem jej sutki co dodatkowo potęgowało doznanie. Z początku poruszałem nim delikatnie , lecz po chwili postanowiłem że należy poruszać się mocniej. Nie było to jednak takie proste. Musiałbym przykucać a w takiej sytuacji momentalnie bym się zmęczył lub co gorsza wywrócił. Próbowałem wykonywać mocniejsze ruchy lecz efekty tego były niezadowalające. Zauważyła to.
-Pocekej, będzie Ci lepi – powiedziała wypuszczając piersi z chwytu.
Zwolnione z uchwytu piersi stały się obwisłe co nie było zbyt podniecającym widokiem. Ptaszek uwolniony z ich objęć sterczał teraz na wolności. Kobieta obiema dłońmi chwyciła skraj sukienki i biustonosza i ściągnęła je przez głowę. Szybkim ruchem odrzuciła na bok zbędne części garderoby pozostając w samych majtkach. Ponownie chwyciła dłońmi piersi i natarła na mnie pochwytując ponownie ptaszka pomiędzy nie. Odgiąłem się nieco do tyłu i położyłem prawą dłoń na jej lewej piersi. Teraz to ona poczęła poruszać miarowo obiema piersiami w górę i w dół w wyniku czego zsunęła nieco w dół moje slipki i spodnie. Atmosfera stawała się coraz bardziej gorąca i niebezpieczna. Po chwili zdałem sobie sprawę że przecież ktoś nas może zobaczyć w takiej sytuacji i nawet nie zdążymy się ukryć. O ile wcześniej wystarczyłyby dwa szybkie ruchy dłońmi w celu opuszczenie bluzy i sukienki z jednoczesnym zapięciem rozporka i guzika spodni , tak teraz to byłoby niemożliwe. Być może ja zdołałbym się jakoś pozbierać lecz starsza pani będąca teraz tylko i wyłącznie w majtkach i szpilkach nie miała żadnych szans.
-Przecież ktoś nas może zobaczyć – powiedziałem i zgrabnie pochylając się wysunąłem dołem ptaszka spomiędzy jej piersi.
Opuściła dłonie podtrzymujące swe piersi. Pomyślała chwilę. Moje ostrzeżenie podziałało. Chwyciłem się nadziei że to może koniec tych niecnych igraszek choć teraz to wcale nie miałem ochoty by się one skończyły. Czułem się coraz bardziej wstawiony. Jednak jak na nieźle podchmielonego całkiem trzeźwo oceniałem grożące niebezpieczeństwo. Gospodarstwo było coprawda na krańcu wsi , lecz nie można było wykluczyć pojawienia się postronnej osoby.
-Lepiej chodźmy stąd – zaproponowałem.
-Mos racje, pućmy do chałupy – przystała.
Zrobiłem krok w tył chcąc zrobić jej miejsce. Lekko się zachwiałem. Wypity alkohol dawał znać o sobie. Wstała z ławki i obróciła się w kierunku wejścia do domu. Chwyciła mnie lewą ręką pod pachą i powoli ruszyliśmy w kierunku drzwi wejściowych. Teraz już dostatecznie mocno czułem wypity alkohol. Nogi powoli stawały się jak z waty. Przesuwaliśmy się powoli. Wszak z opuszczonymi spodniami i majtkami nie mogłem przebierać nogami zbyt szybko. Przed samymi schodami głowa opadła mi na jej lewą pierś. Pochwyciła ją swą lewą dłonią i przysunęła bliżej do swego ciała. Przystanęliśmy. Prawą ręką oparła się o ścianę domu.
-Chybaś kapecke za duzo wypił – stwierdziła.
Delikatnie naprowadziła mnie tak że stanąłem prawie na wprost do drzwi wejściowych.
-No chwyć se cycuszka – zaproponowała.
Lewą dłonią pochwyciłem od dołu obwisłą pierś i podniosłem ją ku górze.
-A ubrania? – zapytałem zdając sobie sprawę że zarówno sukienka jak i biustonosz pozostały na ławce.
-A niechze zostaną, pociumej go – odpowiedziała przysuwając moją głowę bliżej swojego ciała.
Otworzyłem usta i zbliżyłem je do uniesionej piersi. Musnąłem ustami skórę cycora. Musiałem jednak przestać po chwili gdyż rozpoczęliśmy forsowanie schodów. Krok po kroczku pokonaliśmy dzielące nas stopnie do domostwa. Minęliśmy próg i po chwili byliśmy we wnętrzu domu. Starsza pani zamknęła drzwi wejściowe za nami. Znaleźliśmy się w krótkim korytarzyku. Czułem jak coraz bardziej opadam z sił. Moja wola również była na poziomie bliskim zera. Odbiło to też się na ptaszku , który począł powolutku zmniejszać swoje rozmiary. Wszak nie dostawał wymiernych bodźców. Na reakcję starszej pani nie musiałem długo czekać. Momentalnie zauważyła że mój ptaszek staje się coraz mniej widoczny zza majtek.
-Ej chodoku bo ci flaceje – rzekła z przerażeniem w głosie.
-Chyba tak – zamamrotałem.
-Oprzyj się tu i podniś bluze do góry – zareagowała natychmiast.
Podciągnąłem bluzę do góry odsłaniając brzuch. Plecami oparłem się o framugę drugich drzwi korytarzyka. Kobieta prawą ręką objęła mnie w pasie. Lewa ręka powędrowała w dół. Pochylona szybkim ruchem ściągnęła prawie do kolan moje spodnie z slipkami i od spodu chwyciła dłonią moją mosznę. Poczułem jak skóra jej piersi dotyka ptaszka. Ten drgnął i po chwili ku jej zadowoleniu stał się bardziej sztywny. Docisnęła go piersią do mojego brzucha a jednocześnie delikatnie masowała jądra. Położyłem swą wolną dłoń na jej plecach. Będąc pochylona miała cały czas wzrok skierowany na penisa.
-Kapke za duzo ześ wypił chodoku i teroz on suchutki – stwierdziła.
Rzeczywiście ptaszek nie był już tak wilgotny jak wcześniej. Oparła głowę o moją klatkę piersiową dotykając ją policzkiem. Samowolnie przesunąłem dłoń podtrzymującą bluzę na swój lewy pośladek. Czułem jej oddech na swojej skórze. Jej włosy delikatnie ocierały się o mój tors. W dole czułem jak przesuwa swoją dłoń po moim kroczu. Dotyk cycuszka na penisie. Było to przyjemne. Oparłem głowę o framugę drzwi i przymknąłem oczy.
-O tak – szepnąłem.
Starsza pani poruszała delikatnie całym ciałem w górę i w dół ocierając się w ten sposób o moje organy. Palcami dłoni stymulowała dodatkowo moje jądra. Jej działania dały pożądany efekt. Ptaszek ponownie sterczał jak należy i stał się delikatnie wilgotny. Przesunęła paluszki nieco wyżej i teraz ich opuszkami delikatnie podbijała moje jąderka. Sutek jej piersi równie delikatnie ocierał się o sterczącego penisa. Bluza zaczęła jej zsuwać się na twarz więc szybko pochwyciłem jej kraj dłonią podtrzymując na odpowiedniej wysokości. Pochwyciła dłonią swoją pierś i docisnęła ją mocniej do mojego ptaszka przesuwając ją w górę i w dół. Napletek począł zsuwać i nasuwać się na żołądź.
-Dobze Ci co? – zapytała.
-Yhm – odpowiedziałem.
Wisiorek który miała na szyi delikatnie musnął odkrytą główkę. Koniuszkami dwóch swych palców podtrzymujących pierś podbijała moje jądra. Czułem przyjemność płynącą z tych pieszczot.
-Pućmy do pokoju – powiedziała zakańczając jakże przyjemne pieszczoty.
Jeszcze wolniej niż wcześniej skierowaliśmy się w stronę pokoju. Dreptałem wolno mając opuszczone do kolan spodnie i majtki. Kobieta popchnęła uchylone drzwi pokoju. Wyłożona panelami podłoga i stojący tapczan – oto co zwróciło moją uwagę. Oboje dotarliśmy do łóżka.
-Stanij tu i uniś bluzke, musze obacyć cy już gotowy – powiedziała siadając na łóżku.
-Do czego? – zapytałem wykonując jej polecenie.
Stałem teraz przed nią z podniesioną do góry bluzką odsłaniającą ponownie me narządy i brzuch. Ona siedziała na kraju łóżka bacznie przyglądając się mojemu sterczącemu kutaskowi. Jej ogromne piersi praktycznie zakrywały cały brzuch spoczywając na udach. Prawą dłonią chwyciła ptaszka tuż przy mosznie i ściągnęła skórkę ku dołowi odsłaniając żołądź.
-Mało śliski – stwierdziła po chwili.
– Trza by był bardzi mokry – dodała.
Puściła ptaszka i zbliżyła swą twarz do penisa. Otworzyła usta i po chwili miała go już w buzi. Języczkiem poczęła wykonywać młyńce skutecznie drażniąc główkę penisa. Poczułem falę przyjemności ogarniającą moje ciało. Nie poruszała jednak głową , pracując tylko językiem. Pragnąłem jednak mocniejszych bodźców i począłem delikatnie kołysać biodrami tak że penis począł przesuwać się we wnętrzu jej ust. Podniosła jedynie oczy ku górze i nie oponowała. Obiema dłońmi od spodu pochwyciła swe piersi i uniosła ku górze. Lewą dłonią chwyciłem się za pośladek , prawą zaś objąłem jej głowę od tyłu cały czas delikatnie poruszając biodrami. Ptaszek znikał i po chwili pojawiał się w jej ustach. Począłem delikatnie przebierać palcami w jej włosach. Teraz było mi o wiele lepiej. Uniosła swe piersi jeszcze wyżej tak że teraz dotykała nimi mojej moszny nie przestając ssać ptaszka. Czułem jak sterczące sutki delikatnie pocierają skórę mojej moszny. Przymknąłem oczy. Czułem gęsią skórkę na całym ciele. To było fantastyczne. Nagle przestała wyciągając penisa z wnętrza buzi. Otworzyłem oczy i spojrzałem w dół.
-Dość już bo mi się zjedziesz w gębe – powiedziała.
-Ale to było przyjemne – odpowiedziałem chcąc by kontynuowała.
Uśmiechnęła się i popatrzyła na penisa. Sterczał jak wściekły dopraszając się kolejnych pieszczot. Był bardziej wilgotny, lecz nie wiem czy było to naturalne smarowanie czy też jej ślina.
-Będzie już dobry do kisenia – oceniła.
-Do czego? – zapytałem.
-Ściągej te bluzkę – usłyszałem w odpowiedzi.
Przeciągnąłem bluzę wraz z podkoszulkiem przez głowę. W tym czasie ona bez pardonu zsunęła moje spodnie wraz z majtkami do kostek.
-Siadej – powiedziała.
Przycupnąłem przy niej na łóżku. Pochyliła się i ściągnęła moje buty. Po butach przyszedł czas na skarpetki a na końcu zgrabnie zsunęła ze mnie pozostałą część garderoby tj spodnie i slipki. Byłem teraz kompletnie golusieńki. Wstałem z łóżka i stanąłem przed nią. Patrzyła na moje nagie ciało.
-No ładnyś, chodź no tu golosie – oceniła i wskazała mi miejsce obok niej na łóżku.
Znalazłem się po jej prawej stronie i chciałem usiąść , lecz dała mi do zrozumienia że ma na myśli co innego. Narzuciłem prawą nogę na łóżko przyklękając na niej, lewa pozostała w pozycji wyprostowanej na podłodze. Ponownie zbliżyłem ptaszka do jej twarzy. Chwyciła go lewą dłonią i natychmiast wpakowała sobie do ust. Jej prawa dłoń powędrowała tuż obok mojej przykucniętej nogi i ocierając się o mój pośladek dotknęła łóżka podpierając ją. Ponownie chwyciłem prawą dłonią swój pośladek. . Parę muśnięć wewnątrz buzi i wyciągnęła moją pałkę na zewnątrz. Palcami uniosła ją do pozycji równoległej w stosunku do mojego brzucha i zaczęła językiem lizać penisa na zewnątrz swojego otworu gębowego. Patrzyłem z poważną miną na to co wyczynia z moim fiutkiem. Po chwili poczułem na swoim brzuchu jej włosy.
-Łodegnij się do tyłu – poprosiła.
Dłoń która dotykała pośladka powędrowała na kanapę. Odchyliłem całe ciało maksymalnie jak tylko mogłem w tył nie wiedząc za bardzo w jakim celu. Puściła z dłoni ptaszka i zsunęła ją w dół podchwytując teraz od spodu cała moją mosznę i unosząc ją lekko ku górze. Otworzyła usta i główka ptaszka ponownie zniknęła w ich wnętrzu.
Ta pozycja nie była dla mnie zbyt wygodna i nie wytrzymałem tak długo. Począłem poruszać się w celu wyrównania sylwetki. Widząc to wypuściła z rąk moją mosznę a z ust mojego ptaszka.
-Trochę niewygodnie – bąknąłem.
-Mos chwyć se cycuska – odpowiedział jakby chcąc mi zadośćuczynić za tę ekwilibrystykę.
Lewą dłonią uniosła swoją pierś przysuwając ją w kierunku ptaszka. Moja prawa dłoń podchwyciła oferowanego cycka. Począłem przesuwać cała dłoń po jego powierzchni chcąc go ująć mocniej.
-Posmyrej je- poprosiła.
Kolistymi ruchami dłoni przesuwałem się po jej piersi nie omijąjąc sterczącego sutka. Zauważyłem że w tym czasie ona odgina w wszystkie możliwe strony mojego ptaszka i puszcza go. Sterczący penis powracał na swoje miejsce za każdym razem. Dwu lub trzykrotnie ściągała skórkę z głowi. Jednym słowem zabawiała się nim na całego.
-Dobry będzie, stawej tam gdzie wceśni – zakomenderowała.
-Ale po co?- zapytałem.
-Stawej , nie pytej – usłyszałem w odpowiedzi.
Cofnąłem się stając centralnie przed nią. Obiema dłońmi chwyciła za swoje majtki i zsunęła je w dół odsłaniając owłosione łono. Patrzyłem z zdziwieniem. Podniosła obie nogi ku górze i przeciągnąwszy tam majteczki odrzuciła je na bok pozostając tylko i wyłącznie w samych szpilkach. Teraz oboje byliśmy nadzy. Chwila i leżała na plecach z rozwiedzionymi nogami ukazując na ogólny widok swoją różową szparkę. Stałem jak skamieniały z wzrokiem utkwionym w dziurce. Stopy obute w szpilki spoczywały na łóżku. Ten gest rozrzuconych nóg mógł wskazywać tylko jedno.
-Ale o tym nie było mowy – wydukałem.
-Co, nie chces se zakisić? – zapytała.
Zamurowało mnie. Przez chwilę nie mogłem wydobyć z siebie słowa. Stałem przy krawędzi łóżka z sterczącym penisem.
-No , dawej chodoku – ponowiła zaproszenie.
Wyciągnąłem prawą dłoń i palcami dotknąłem jej łona odchylając jej wargę sromową. Kobieta położyła obie dłonie nieco powyżej swych pachwin.
-No właź na mnie – ponagliła.
Ruszyłem do przodu i wgramoliłem się pomiędzy jej uda. Ręką chwyciłem ptaszka i zacząłem naprowadzać go na właściwą dziurkę. Wysunęła swą rękę i chwyciła go ode mnie.
-Jo to zrobie – dodała.
Przesunąłem się jeszcze wyżej. Poczułem jak główka penisa ociera się o wargi sromowe. Docisnąłem biodra ku dołowi opierając się na dłoniach tak aby jej nie przygnieść. Poczułem jak mój ptaszek wciska się w jej otwór. Zacząłem delikatnie poruszać biodrami. Chwyciła mnie za plecy obiema dłońmi i palcami poczęła gładzić moją skórę. Rytmicznie rozpocząłem wykonywanie ruchów posuwisto zwrotnych uderzając moimi biodrami o jej brzuch.
-Głębi, głębi – szepnęła
Moje ruchy stały się nieco bardziej zdecydowane i jak chciała głębsze. Wypity alkohol odbiearł mi jednak siłę. Wsparty na wpół wyprostowanych ramionach poczułem że zbyt długo nie dam tak rady. Parę chwil i opadłem jak kłoda na jej ciało.
-No rusej się rusej – skwitowała.
Objąłem ją dłońmi wpół i teraz samymi biodrami począłem wykonywać mocne ruchy. Dał się słyszeć specyficzny odgłos gdy oba ciała uderzają o siebie. Wykonywałem mocne pchnięcia ci ją chyba zadowoliło
-O tak , dobrze – usłyszałem.
Po chwili zaczęła delikatnie sapać i pomagać mi poruszając również swoimi biodrami. Przyśpieszyłem nieco chcąc jak najszybciej zakończyć ten spektakl.
-O tak , jesce mozes głębi – jęczała
Sam już głębiej nie mogłem. Nie patrzyłem w dół lecz wydawało mi się że mój cały ptaszek wchodzi do wnętrza jej cipki. Twarz miałem ułożoną obok jej głowy. Poczułem jak swoimi nogami oplata moje biodra unosząc w ten sposób swą dziurkę nieco wyżej. Teraz to dopiero musiałem się namęczyć by wykonać głębokie pchnięcia.
-Aaaa. Uuuu – pojękiwała.
Szybciej już naprawdę nie mogłem. Co gorsza nie czułem tej fali przyjemności poprzedzającej wytrysk. Niestety , lecz alkohol w znaczny sposób opóźniał mój wytrysk. Miałem nadzieję że tylko opóźni a nie uniemożliwi. Zaczęła sapać gdy poczułem że ten moment już się zbliża. Był przytłumiony, taki na pięćdziesiąt procent. Moje ruchy stały się nieco szybsze i nie synchronizowały się z ruchami jej bioder , które to również od pewnej chwili kołysały się.
-Dobze , tak rób – jęknęła.
Nie musiała mi tego mówić. Poczułem tę przyjemność w dole brzucha i jakże przytłumioną falę niepisanej przyjemności ogarniającą moje ciało. Parę pchnięc i wiedziałem że mój ptaszek wypluwa we wnętrzu jej dziurki porcyjki spermy. Starsza panie sapała jak parowóz dociskając moje ciało rękoma i nogami do siebie.
-Oooooooo, taaaak , jesce – wyrzuciła z siebie.
Zrobiłem jeszcze parę pchnięć i padłem jak zabity. Przewaliłem się na bok schodząc z niej. Ułożony na plecach leżałem wypompowany.
-Dobześ się spisoł chodoku – usłyszałem.
Chwyciła moją rękę i skierowała w kierunku swojego krocza.
-Pogmyrej jesce bo jo ni miała – dodała.
Zagłębiłem palce w jej dziurce, Była wilgotna i ciepła. Sama nakierowała mnie na nabrzmiały guzek w jej wnętrzu.
-O tutej – powiedziała.
Zacząłem przebierać palcami drażniąc jej łechtaczką. Poczęła sapać i głęboko oddychać.
-O tak dobze, mozes głebi – szepnęła
Marzyłem tylko o tym by położyć się spać. Moje palce poczęły dość mocno pracować we wnętrzu jej otworka. Wiła się z podniecenia i zaczęła oddychać coraz głębiej. Po chwili zwarła uda więżąc w środku moje dwa palce.
-Już dość – powiedziała i rozrzuciła nogi na boki.
Byłem szczęśliwy że to tak szybko poszło. W głowie kłębiła się jedna myśl – SPAĆ.
-Prześpię się chwilę -zaproponowałem.
-Ady śpij, obudze Cię po siódmej – odpowiedziała.
Przerzuciłem się na bok i momentalnie usnąłem. Zapadłem w ciemną czarną otchłań snu.

Obudziło mnie lekkie szturchnięcie w bok. Otworzyłem oczy. W głowie szumiało, a w ustach potężna susza. Starsza pani stała nade mną i przyglądał się. Teraz dopiero poczułem delikatny chłód. Nie dziwne. Spałem kompletnie nagi.
-Wstawej golosie, już po siódmej – oznajmiła.
Kiwnąłem głową na znak że rozumiem i rozglądnąłem się po pokoju. Na podłodze leżały moje ubrania. Wstałem i zacząłem się ubierać. Po chwili całkowicie ubrany znalazłem się w kuchni. Na stole czekały na mnie kanapki i wypłata.
-Mos i pojydz co boś lichy – usłyszałem.
-Dziękuję – odparłem chowając pieniądze do kieszeni spodni.
Wsunąłem parę kanapek w oczekiwaniu na przyjazd jej zięcia. Uśmiechała się znacząco nic nie mówiąc. Sam też nie miałem ochoty na rozmowę. Facet przyjechał punktualnie o ósmej.
-Wypił se chodok troche ale robotny jak smok – rzuciła na wstępie próbując usprawiedliwić mój wygląd.
-To dobrze że mamie pomógł – odparł sucho mężczyzna.
-Do widzenia – pożegnałem się całując panią w rękę.
-Do widzenia – usłyszałem.
-Jakbyś go Zygmusiu jeszcze na targu widzioł to bierz bo dobry chłopoczyna i robotny – rzekła do zięcia na odchodne.
Wgramoliłem się do samochodu gościa. Przez drogę nie wymieniliśmy nawet słowa. Wysadził mnie przy targu. Podszedłem do budki telefonicznej i zadzwoniłem do rodziców że pojawię się jutro bo mam jeszcze robotę. Potem do kumpla , który miał wolną chatę z pytaniem czy mogę przenocować. Zgodził się bez wahania. Zniesmaczony powędrowałem w kierunku jego domu.

Scroll to Top