Snow White

– Lustereczko, powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy na świecie – Królowa nie miała wątpliwości, jaka odpowiedź padnie. Taka jak zawsze: „Ty Joanno”. Jednak magiczne zwierciadło milczało. „Czyżby moc czaru się ulatniała w cholerę?” – władczyni zamyśliła się posępnie. Od kilku miesięcy miała wrażenie, że w metalicznym głosie artefaktu pobrzmiewa lekkie wahanie. Kristoros zaręczał wprawdzie, że moc podarunku jest niezniszczalna, ale… „Wiadomo jak to z magikami bywa. Byle wydupcyć białogłowę, obdarować jakimś gadżetem na pożegnanie i zniknąć bez śladu” – kobieta stała postanowiła poczekać przez chwilę. Może zadziała? Lustro miało wysokość rosłego gnoma i z pewnej odległości królowa mogła w polerowanym srebrze dojrzeć całą swą nagą sylwetkę. „A może to ja się starzeję? W końcu trzydzieści pięć wiosen to nie w kij dmuchał” – Joanna spojrzała krytycznie w swe odbicie. No chyba nic nie mogła sobie zarzucić – idealne krągłości dojrzałej kobiety, skóra gładka jak po kąpieli w smoczym mleku, włosy lśnią jak mosiężny moździerz przed wielkanocnymi porządkami. Czarnoksięskie zabiegi spowodowały, że odbicie w metalicznej powierzchni przypominało hiperrealistyczne odbicia krasnoludzkich zwierciadełkach. „I pomyśleć, że podobno gnomy wyrabiają je z piasku. Jaaaaasne, a elfy do swoich delikatnych tkanin doją gąsienice. Też coś”.

Królowa poczuła, że chłód alkowy jest coraz dotkliwszy. Postanowiła wskoczyć pod aksamitną kołdrę. Odwróciła się w kierunku łoża, ale wtedy lustro się odezwało cicho
– Joanno, mam dla Ciebie smutne wieści.
– Co się dzieje, ulatnia się twoja magia? – kobieta wróciła do lustra.
-Jest znacznie gorzej. Jesteś nadal najpiękniesza na świecie, ale…
– Ale…? – Królowa przygryzła dolną wargę. „A więc jednak to prawda,? Starzeję się zbyt szybko?”.
– Ale pojawiła się na tym świecie kobieta równie piękna jak ty. Nie wspominałem wcześniej o niej, bo nic nie było przesądzone. Nie z każdego wspaniałego kokonu rodzi się piękny motyl.
– Jakaś podfruwajka ma być równie piękna jak ja? Co za bzdury…
– Wiesz, że nie mogę kłamać, chociaż do tej pory starałem się nie mówić całej prawdy. Dzisiaj w nocy nadejdzie jednak ta chwila. Dziewczynka zaśnie, a narodzi się kobieta. I będzie tylko jedna na świecie równie piękna co ona. Ty Joanno. Ale nie wiem jak długo…
– Wiem, starzeję się… – kobieta uśmiechnęła się cierpko.
– Byłabyś długo jeszcze najpiękniejszą kobietą na świecie, rydwan czasu zatacza tylko szczęśliwe koła wokół królewskiej mości – lustro wyraźnie obawiało się o całość swej tafli, skoro chciało osłodzić cierpkość wyznania przestając „tykać” władczynię. – Gdyby nie…
– No wykrztuśże wreszcie z siebie to imię… Która mała dziwka…
– Śnieżka – lustro wyszeptało imię królewskiej pasierbicy i zasnuło się matowym nalotem. Dzisiaj już niczego więcej nie można będzie od niego usłyszeń.

Joanna była bardziej zaskoczona, niż zła. Z zaciśniętymi ustami wskoczyła pod piernaty. Leżała na boku wpatrując się w iskry gasnące na drewnie w kominku. Nigdy nie myślała o tej nastolatce w kategoriach konkurencji do prymatu estetycznego. Bardziej jako o niewygodnej pretendentce do tronu Livonii. Śnieżka była córką zmarłej dziesięć lat temu królowej Erathe. Urodziła się jako pogrobowiec ostatniego króla z dynastii Muramnowiczów. Igor zginął pod szablami Hordystańców w bitwie pod Ryczywołem, pozostawiając brzemienną żonę na trzy miesiace przed rozwiązaniem. O wyborze obecnego władcy Livonii i jednocześnie następnego męża Erathe zadecydować musiała Czerwona Rada. Spory w jej składzie trwały trzy tygodnie. Zdążyła skończyć się wojna z koczownikami, a nadal rozkładały się równo siły między optującymi za pozostawieniu tronu w kobiecych dłoniach Erathe, a zwolennikami sojuszu z Vardanią i utworzeniem unii personalnej.
W myśl skomplikowanego kompromisu wewnątrz składu Rady pełnoprawnym Królem został Książe Robert, pogromca Wielkiej Hordy. Wdowa po Igorze II Muramnowiczu po początkowym dystansie do narzuconego małżonka stworzyła z Robertem udane stadło. Śnieżka rosła zdrowo jako dziecko ukochane i wypieszczone przez matkę i ojczyma. Joanna trafiła na dwór w Livonii jako zakładniczka Edytoratu Północnego. Erathe przyjęła ją z wielkim sercem, traktując ją nie jak niewolnicę, ale jak gościa. Joanna nie była jednak w stanie wykrzesać z siebie odrobiny sympatii dla współsprawczyni rozstania z rodziną. Bo do sprawcy zapałała uczuciami zgoła odmiennymi. I to z wzajemnością. W tej sytuacji wypadek Erathe w Ogrodach Zamkowych zdawał się najszczęśliwszym zrządzeniem losu. Joanna zasiadła pół roku później na livońskim tronie wbrew wyraźnemu oporowi Czerwonej Rady. Robert jednak nie bez powodu nazywany był przez poddanych Chrobrym. Wiedziony namiętnością do swej kochanki zgasił opór Rady wraz z żywotem jej sześciu członków z takim samym okrucieństwem, z jakim dobijał uciekające odwody Hordystańców i bunt na pokładach okrętów Kantarowej Floty.

Mimo to Joanna nie spała spokojnie. Zdawała sobie sprawę, że krew Muramnowiczów w żyłach Śnieżki może być zbyt ostrym argumentem w rękach ewentualnych rokoszan. Teraz okazało się jeszcze, że królewna staje się bardzo piękną kobietą. Grono ewentualnych kandydatów do jej ręki i jednocześnia przywrócenia starolivońskiej dynastii z pewnością się nie zmniejszy. „Trzeba będzie podjąć stanowcze kroki” – Joanna nakryła się po samą głowę śliską kołdrą i obróciła na drugi bok. W kilka minut ciszę wnętrza komnaty zakłócał tylko trzask dopalajacych się polan i cichy oddech śpiącej kobiety.

– Jasny gnom by to od tylca trafił. O żeby to wychędożona topielica wzięła. O ja cię niepierdakadabra – Król Robert rzucał wyszukane przekleństwa spod przemoczonego kompletnie kaptura. Nubuk nasycony łojem jednorożca przemókł w kilka sekund po rozpoczęciu ulewy. – Zaiste godny finał najlepszego polowania w tym sezonie – próbował żartować jadący obok Zajob. Jednak po jednym spojrzeniu władcy trefniś zrezygnował z prób pogawędki. i zwolnił konia. Lepiej w końcu stracić posadę, niż głowę.

Na szczęście zza kolejnym meandrem leśnego traktu czekał już wśród pól pokryty tłuczonym kamieniem finałowy odcinek drogi do stolicy. Przed trzecim dzwonkiem ekspedycja powinna dotrzeć za bramę Wysokiego Zamku i wkrótce potem będzie można ogrzać się w cieple kominków. Niestety dla większości niefortunnych myśliwych wieczór zakończy się z samym grzańcem w dłoniach, bez gorącego mięsiwa żubra, jaka czy dzika. Trzy zające i dwie kutropatwy trafią wyłącznie na królewski stół.

Irytację Roberta wzmagał czterodniowy post od łoża. Zwykle na kiludniowych łowach samotność słodziła mu czuła boginka albo pańszczyźniana chłopka z leśnej osady. W Zielonym Gaju jednak pospólstwo płci żeńskiej okazało się jednak nad wyraz szpetne, a leśne ostępy pozbawione stworzeń magicznych. – Już nigdy, przenigdy nie zapoluję w tamtej okolicy bez przewodniego elfa – obiecywał sobie król już drugiego dnia wyprawy.

Konie czując bliskość domu przyspieszyły mimo znużenia daleką trasąi podkowy zastukały po bazalcie wewnętrznego dziedzińca w połowie drugiego dzwonka.
Władca zeskoczył z konia nie czekając na przechwycenie lejcy przez stajennego. – Mam nadzieję, że Joanna nie ma kobiecych dni. Bo dzisiaj wychędożyłbym nawet starego jeża – mruknął wspinając się po schodach do najwyższego krużganku.
– Wasza Miłość!!!! – Robert kątem oka dostrzegł mignięcie czerwonej kokardy na czarnych włosach i ledwo zdołał przechwycić podlotka rzucającego się na szyję.
– Cała się przemoczysz – król starał się utrzytrzymać Śnieżkę z dala od swego kaftana.
– Nic nie szkodzi. Nie jestem z cukru – królewka prychnęła. – Wasza Miłość pewnie znużony po dalekiej wyprawie. Może naszykuję miednicę z gorącą wodą do opuchniętych stóp?
– Czyś ty oszalała dziewczyno? Od czego dziewki łaziebne? A poza tym co ty tobisz poza alkową o tak późnej porze? – Robert zmarszczył czoło. – Uciekaj spać.
– A opowieści o polowaniu?
– Przy śniadaniu. Zresztą nie bardzo jest o czym gadać.
– Obiecaj że wszystko opowiesz rano. Obiecujesz?
– Obiecuję.
Śnieżka odwróciła się na pięcie i zniknęła za dębowymi drzwiami.

Robert szybkim krokiem podążył ku królewskim komnatą Z impetem wtargnął do przedsionka małżeńskiej alkowy. Ze stolca po prawej stronie zerwała się ognistowłosa Magdalena.
– Najmilsza pani raczyła przekazać, że Wasza Królewska Mość ma dzisiaj spać w Lazurowej Komnacie, bo zmęczona nieziemsko i nie byłaby w stanie spełnić wszystkich życzeń swego małżonka – dwórka wymamrotała starając się powstrzymać ziewanie.
– Zmęczona? Po spacerach w ogrodach zamkowych? No chyba, ze po pieniach nowego mistrela. Sam bym się zmęczył w połowie koncertu – Robert nie sądził, żeby Magdalena była w stanie zrozumieć sarkazm. Miał rację.
– Najmilsza pani nie spacerowała dzisiaj, a mistrel Marcello zaniemógł na gardło. Zajmowała się cały dzień szykowaniem uczty powitalnej.
– W takim razie potowarzyszysz mi w sali łaziebnej.
– Ale ja…
– Nie dyskutuj, chyba że wolisz wrócić do swej wioski.
Magdalena spuściła smutno głowę, ale wykonała posłusznie stosowne drygnięcie.
– Tak jest Wasza Królewska Mość.

Scroll to Top