Zakazany owoc…

„Wspominam dawne chwile co nie wrócą już. A miłość w serce wbija długi, ostry nóż”. Cóż w życiu czasem tak bywa, że po chwilach triumfu i szczęścia zostaje się na lodzie. Ktoś mądry kiedyś powiedział: „że nie da się zbudować związku na nieszczęściu drugiego człowieka”. Cóż… przekonałam się o tym aż nazbyt dokładnie.

Jestem mężatką od 4 lat. Właściwie to powinnam napisać, że nią byłam. Miałam poukładany cały porządek otaczającego mnie świata. Z mężem – Sebastianem – układało nam się nieźle. Zakochaliśmy się w sobie jeszcze jako nastolatki (on miał 19, ja 17 lat). Po kilku latach chodzenia zamieszkaliśmy razem. Tak na próbę. Z początku dla mnie, to była zabawa w dom. W całkiem spory dom liczący sobie bowiem 170 m2. Potem był ślub, jak z bajki, podróż poślubna oczywiście do miasta wiecznych kochanków – Wenecji. Kasy mieliśmy pod dostatkiem. Sebastian bowiem miał dobrze płatną i satysfakcjonującą go pracę w polsko – włoskiej firmie. Ja też sobie dorabiałam korepetycjami i tłumaczeniami. Właściwie sielanka… a jednak nie do końca.

Praca Sebastiana wymagała od niego wyjazdów do Mediolanu przynajmniej raz w roku. Nie było go różnie: czasem 2 tygodnie, a innym razem trzy miesiąca. Wiadomo kobieta sama w domu stanowi niezły kąsek, nie tylko dla nachalnych sąsiadów, ale przede wszystkim dla złodziei. Zawsze wtedy zostawałam z jego starszym o trzy lata bratem Sławkiem.

Pierwsze takie wyjazdy Sebka mijały nam spokojnie. Cóż właściwie to od początku naszej znajomości traktowaliśmy się jak rodzeństwo – tak też się zachowywaliśmy. Mieliśmy praktycznie tą samą paczkę znajomych, z którymi każda impreza to totalny odlot, czasem chodziliśmy do kina, jeździliśmy razem na zakupy, basen. Czasem pozwalaliśmy sobie na głupie żarty – jednak zawsze w granicach przyzwoitości.

Podczas tego feralnego wyjazdu Sebka, wszystko uległo zmianie. Teraz po pewnym czasie myślę, że tak być prędzej czy później stać się musiało. Zbyt wiele było tamtym razem „przypadków”, niedomówień i flirtów.

Sobotni wieczór. Wyjątkowo spędzany w domu. W salonie na dole oglądaliśmy jakiś wyciskający łzy melodramat. Głupia poryczałam się jak bóbr. Potem szukałam pocieszenia w męskich silnych ramionach. Niby wszystko jak zawsze – przecież już nie raz Sławek mnie przytulał – jak brat siostrę, głaskał po głowie i pocieszał w takich momentach. Czemu tamten raz był inny? Czyżby dlatego że Sebka nie było już przeszło 2 miesiące, że akurat Sławek z nikim się nie spotykał, że za oknem padał śnieg i było cholernie zimno? Przyczyn dopatrywać bym się mogę w nieskończoność.

Nieistotne. W każdym bądź razie wtedy pojawiło się między nami to subtelne napięcie. Głowa przestała myśleć, sumienie przestało mieć wyrzuty. Nie obchodziło nas nic. Ani nikt. Nie liczyliśmy się z niczym. Nie myśleliśmy o konsekwencjach, po prostu daliśmy się ponieść chwili…

Zapłakana i przytulona do Sławka odchyliłam głowę tak że opuszki jego palców znalazły się na moich ustach. Zamarłam w bezruchu. Pocałowałam jego palce dotykające moich ust. W odpowiedzi na tą pieszczotę Sławek powiódł kciukiem po brzeżku moich warg. Rozchyliłam je lekko. Rozpoczęłam delikatne zaciskanie zębów na opuszkach jego palców. A Sławek jak zaczarowany pochylił się nade mną. Złączył usta z moimi spragnionymi pieszczot wargami. Pocałował… Całował tak, jak jeszcze nikt nigdy mnie nie całował. Dłońmi objął moją twarz i wpił usta w moje usta. Nasze języki połączyły się w długim zmysłowym tańcu rozkoszy. Zęby dostarczały delikatnych pieszczot wargom. Były to pocałunki od których krew szybciej pulsowała w skroniach a ciało przeszywały prądy gorąca…

Dłonie szaleńczo pozbywały nas ubrań. Usta Sławka niestrudzenie błądziły po moim dekolcie. Nieogolona broda potarła stojące i twarde już sutki. Sławuś polizał jeden z nich, wziął go do ust i ssał z zapamiętaniem. Moje dłonie zanurzyły się w jego włosach. Usta całowały głowę. Muskularne ciało zmieniając ułożenie, przygniotło mnie go kanapy.

Moje ręce znalazły się nad moją głową przygniecione jedną dłonią Sławka do oparcia kanapy. Jego zaborcze usta ponownie pieściły moje piersi. Zęby kąsały sutki, ciepły język zataczał na nich kółka, a wargi je ssały. Oddychałam ciężko. Z żalem i jednoczesną ulgą gdy Sławek uwalniał wrażliwy koniuszek moich piersi. Marzyłam o tym by nie przestawał się tak bawić.

Dłonie rozpoczęły wędrówkę po moim brzuchu w kierunku złączonych ud. Niemal od razu przyzwyczaiłam się do tej erotycznej pieszczoty szorstkich rąk mojego kochanka. Sławek ręką przesunął po moim nagim brzuchu, zatrzymując się na ubranym jeszcze wzgórku. Pieścił mnie mocno ocierając przez materiał spodni najczulszą część mojego ciała.

Zmysłowy język Sławka lizał mój pępek. Palce powoli rozpinały guziki moich jeansów, po czym zmuszając mnie abym uniosła biodra lekko w górę zsunęły je ze mnie, wraz ze skromnymi majteczkami. Wszędobylskie palce Sławka zatopiły się w mojej kobiecości. Kciukiem pocierał mój najczulszy punkt najpierw okrągłymi ruchami, potem zaczął długie posuwiste ruchy wzdłuż.

– Kotku, powiedz proszę jak chcesz być pieszczona? – wyszeptał z chrapliwym pożądania głosem.
W odpowiedzi uniosłam tylko biodra ku górze. Udami ściskając mocno jego pieszczącą mnie dłoń.

Z trudem łapałam oddech. Trzęsącymi się rękoma szybko odpinałam pasek i guziki spodni Sławka. Palcami prawej dłoni chwyciłam jego nabrzmiały już członek. Pieściłam go przesuwając całą ręką po jego twardej męskości. Paznokciami lekko drażniłam główkę. Uwodzicielsko poruszyłam nim kilkakrotnie w przód i w tył. Sławek jęknął z rozkoszy.

Oderwał się tylko na chwilę. Aby zdjąć z nas spodnie. Po czym przyciskając moje nagie ciało do kanapy ułożył się dokładnie na mnie. Jego nagie kolano rozchyliło moje zwarte uda, pocierając nogę aż do punktu łączącego uda, po czym wolniutko się wycofało. Cholernie zmysłowa i podniecająca pieszczota.

Obejmując jego biodra swoimi udami, wygięłam biodra w kierunku jego męskości. Jego piwno – zielone oczy odnalazły mój zamglony pożądaniem i resztkami świadomości wzrok. Moment zawahania. Wiedzieliśmy, że jeśli we mnie wejdzie nie będzie już odwrotu. Nic nie będzie tak jak dawniej i nie będziemy mogli powiedzieć:
– „Przecież nic się nie stało”.

Mino to nasze ciała połączyły się jednym płynnym ruchem. Sławek wtargnął we mnie z taką siłą, że pociemniało mi w oczach i zaparło dech. Poruszał się we mnie szybkimi pchnięciami. Moje biodra wychodziły mu na spotkanie z taką płynnością jakbyśmy kochali się po raz setny, a nie pierwszy. Paznokciami lekko drapałam jego plecy. Ustami całowałam szyję. Język zatapiałam w jego uchu – obdarzając go tą zmysłową i intymną pieszczotą z zachłannością małego dziecka spragnionego słodyczy.

Spełnienie osiągnęliśmy niemal równocześnie. Z mojego gardła wydobył się przeciągły, głośny krzyk. Długie i ostre paznokcie przeorały plecy Sławka, który z trudnością łapał oddech. Muskularne ramiona przyciągnęły moje wiotkie ciało jeszcze bliżej do siebie. Leżeliśmy tak długo. Pomału dochodząc do siebie.

Tej nocy, ani przez następne trzy dni nie wychodziliśmy z łóżka prawie w ogóle. Poznawaliśmy wzajemnie swoje ciała nie tylko wzrokiem i dłońmi, ale i ustami. Dostarczaliśmy sobie wzajemnie wyrafinowanych pieszczot. Kochaliśmy się w każdej znanej nam pozycji. Na myślenie o tym „co robimy?” nie mieliśmy czasu.

Nawet nie wiem kiedy zakochałam się w bracie swojego męża. Ostatniej wspólnej nocy kochaliśmy się z niezwykłą powolnością. Wyczuwając jakby instynktownie, że to nasz ostatni raz.

Po powrocie Sebastiana nie umiałam odnaleźć w sobie tego uczucia, którym go kiedyś obdarzyłam, te pieszczoty nie były tymi, których pragnęłam, pocałunki były tylko namiastką pocałunków Sławka, pełne uniesienia noce stały się zwykłą małżeńską rutyną. Po trzech tygodniach wyprowadziłam się do siostry.

Sebastian cierpiał, nie doczekał się ode mnie żadnych słów wyjaśnień. Nie było żadnego „przepraszam, przykro mi”. Sławomir wyjechał nie kontaktując się ze mną ani razu. A ja… no cóż… zrozumiałam, że „ kochać kogoś a później go stracić to jak kupić szczęście i łzami zapłacić”…!

Scroll to Top