Zimowa fantazja..

Śnieg padał jakby miał przysypać w ciągu jednego popołudnia cały świat puszystą kołdrą. Było pięknie… Jeśli się siedziało pod ciepłym kocem w przytulnym domku pijąc gorącą herbatę z sokiem malinowym.. Ja niestety sunęłam przez miasto, które już na miesiąc przed świętami rozświetlone było tysiącami światełek. Ludzie przemykali, otuleni szalikami, kapturami, czapkami i czym tam jeszcze można było się osłonić, przed zacinającą w oczy śnieżycą.
– Cholera! Czemu ja zawsze zapominam tych rękawiczek… – mruczałam zła na siebie. Palce miałam już skostniałe, buty przemoczone i oczywiście byłam wściekła jak osa! „Taaaak, jak wrócę do domu to jeszcze muszę wyjść z psem – przeklinałam w duchu mojego kochanego czworonoga – i nic nie mam do jedzenia… Jestem najgorszą panią domu jaką można sobie wyobrazić!! No i oczywiście nikogo do pomocy… Wszystko sama, jak zwykle. Ech…” Marudziłam, ślizgając się na oblodzonych płytach chodnikowych – cóż.. zima znowu w tym roku zaskoczyła drogowców.. 😉
Byłam sama, ale już przestałam być samotna. Przyzwyczaiłam się. Poza tym, wychodziłam z założenia, że pobycie ze samym sobą bez żadnych dodatkowych osób, które wprowadzają zawirowania, jest dobre dla zdrowia psychicznego… Taaak – przynajmniej próbowałam sobie to tak tłumaczyć.
Jeszcze nie do końca wyleczyłam serducho po ostatnim romansie – najpierw zawróciła mi w głowie a potem wróciła do swojej byłej.. Serce nie sługa jak mawiają. Nie miałam jej tego za złe – szukała swojego szczęścia, jak każdy. Czasem przed snem jeszcze wspominałam te słodkie chwile, które miałyśmy okazję przeżyć ze sobą. Te kilkusetkilometrowe wyprawy na złamanie karku byle tylko spotkać się jak najszybciej, te obiadki, które dla siebie szykowałyśmy bawiąc się w dom, te przypalone zupy 😉 no i… nasz pierwszy raz.. Ech..

„Dwa tygodnie rozmów, godziny na telefonie, kasowanie historii gg, rumieńce kiedy mieć ich nie wolno, smutek, ale przecież ani Anioły ani Supergirls don’t cry. Nie można płakać. Za tym czego nie ma.
Wsiadłam w pociąg. Tylko 300 km. Po drodze jakiś egzamin – nie wiem nawet jak poszedł. Nieważne. Przyjechałam do niej. Wysiadłam na dworcu i czekałam. Przyjechała za chwile. Przytuliłyśmy się, jakbyśmy nie widziały się cale wieki. Bo tak było, tak czułyśmy. I ta droga jej samochodem do domu.. Pełna ukradkowych spojrzeń, urywanego śmiechu, ścisku w żołądku, elektryczności.. Zaprowadziła mnie do domu.
Obowiązkowa herbata, coś ciepłego do jedzenia, kąpiel.. Takie cudnie domowe czynności, które nadawały tym kradzionym chwilom otoczkę normalności. Ten magnetyzm, przyciąganie.. ta elektryczność – jak zwykła to nazywać.. Cały wieczór czekałyśmy na tą wymarzoną chwilę. Kiedy już będziemy razem. Kiedy będziemy mogły wtulić się w swoje ciała, wykochać się za ten cały czas kiedy nie mogłyśmy.. I nakochać się na zapas..
Aż tu nagle.. Nie mogłam, po prostu nie mogłam! Leżałam jak kłoda i nie byłam w stanie odczuć żadnej przyjemności z tego, że ona mnie dotyka! Jak to możliwe? Przecież jej pragnę, przecież tego właśnie chciałam, o tym marzyłam, a tu nic? Próbowałyśmy jakiś czas, ale sfrustrowana zrezygnowałam. Buzi w czółko i dobranoc.. Może to była kwestia oczekiwań wobec tej nocy.. może stres, że to byłaby moja pierwsza kobieta.. że nie podołam, że nie umiem, że nie wiem, tyle pytań i wątpliwości tłoczyło się w mojej głowie..
Obudziłyśmy się wcześnie. Dziwnie nam było patrzeć na siebie teraz.. Starałyśmy się obrócić wszystko w żart. Poszłam do toalety na chwilkę i wracając, zatrzymałam się przed zamkniętymi drzwiami do jej pokoju… I coś we mnie pękło. Przecież to nie są zawody, kobieto! Nie przyjechałam tu na konkurs pt. „ kto da komu więcej orgazmów” tylko do Niej. Dla Niej. Pragnęłam jej bliskości, chciałam czuć jej dłonie na swoim ciele, chciałam ją dotykać i dobrze wiedziałam, że ona pragnęła tego równie mocno. Więc poddałam się temu uczuciu, popłynęłam z jego falą.. czułam jakby ogromna zapora pękła i właśnie strumieniami wylewały się ze mnie te wszystkie tłumione długo uczucia. Weszłam z figlarnym uśmiechem na twarzy i całkiem bezceremonialnie usiadłam na niej…
– Hmmm.. cóż za przemiana.. – zamruczała uśmiechając się do mnie..
A ja przestałam się zastanawiać i po prostu zaczęłam działać..
-Ktoś tu nie lubi dominacji…? – zapytałam z niewinnym uśmiechem przechylając główkę
Przytrzymałam mocniej jej ręce, a ona tylko uśmiechała się patrząc na mnie chytrze spod przymrużonych powiek. Pozwalała mi na tą grę.. Całkiem miłe z jej strony.. Ściskając jej nadgarstki zaczęłam całować jej twarz.. wiecznie zmarszczone czoło, nosek, cudne usta.. uszka.. zapędziłam się w pocałunkach na szyję.. na piękne zagłębienie między szyją a ramionami.. na ręce.. na brzuch.. Och! Pominęłam piersi.. o piersiach nie zapomniałam, o nie… Mogłabym zamieszkać w cienistej dolinie pomiędzy nimi.. moje usta wdrapywały się pomału na te strome i gładkie wzgórza aby osiągnąć szczyt….”

Taaak… nasz pierwszy raz był piękny.. I wszystkie kolejne. Czasem ponosiła mnie fantazja i przeżywałam nawet te, które miały miejsce tylko w mojej głowie..
Te pogodne myśli sprawiły, że nie zauważyłam nawet kiedy doszłam do domu. Można by było nawet zaryzykować twierdzenie, że wyobraźnia przenosi w przestrzeni :). Otworzyłam drzwi na klatkę schodową i zaczęłam wbiegać na górę. W końcu jeszcze spacer z psiakiem mnie czekał. Nagle usłyszałam jego szczekanie… Hmmm nigdy nie szczeka jak mnie słyszy kiedy siedzi sam w domu.. Zaczęłam wchodzić wolniej.. Pies już wariował ze szczęścia za drzwiami. Ktoś mógł być właśnie w moim mieszkaniu, a mnie się nie uśmiechała walka wręcz.. Psa mam mało obronnego 😉 Jedną ręką złapałam telefon komórkowy (w razie, gdybym miała od razu bić 😉 ) a druga klamkę..
– Żaba! To Ty? – odezwał się z kuchni znajomy głos
– To TY? Co Ty tu robisz? Jak się tu znalazłaś?? Wystraszyłaś mnie na śmierć.. Myślałam, że to jakiś włamywacz albo coś.. Hmmm jak pięknie pachnie.. Dawno Cię nie widziałam…Ech.. – zarzuciłam ją słowotokiem, wciąż nie mogąc uwierzyć w to co widziałam.
Na stole stały pachnące świeczuszki – karmel, wanilia i czekolada.. Mniam – wybuchowa mieszanka 😉 A Ella Fitzgerald akompaniowała z głośników słodkim „Dream a little dream of me..”. Na kuchence bulgotała smakowicie jej popisowa pomidorówka. Żyć nie umierać… Tylko wciąż nie wiedziałam jak się dostała do mojego mieszkania, żeby stworzyć ten raj.
– Zdejmij te przemoczone rzeczy Ewa. Zaraz dostaniesz pysznej zupki to się zagrzejesz, bo widzę, że zmarzłaś. Boże.. palce masz jak lód! Wskakuj pod koc raz dwa! – zaczęła komenderować, co muszę przyznać, wychodziło jej świetnie.. 🙂
– Zostawiła mnie.. znowu mnie zostawiła i już nie mogłam siedzieć w domu, postanowiłam tu przyjechać. Tu mam przynajmniej kilka bliskich osób. A dostałam się do Ciebie bardzo prosto, przez drzwi, otwierając je Twoim własnym kluczem, który mi dałaś jakieś dwa miesiące temu 🙂 Mam nadzieję, że się nie gniewasz za to najście. Wyprowadziłam Ci psa.. pomyślałam, że nie będzie Ci się chciało z nim wychodzić teraz..
– Myszko moja.. Tak mi przykro.. To było w sumie do przewidzenia, ale cóż.. Człowiek czasem musi uczyć się na własnych błędach, a one zazwyczaj bolą.. Bardzo się cieszę, że przyjechałaś.. Przeklinałam dziś wszystko po kolei, jak wracałam do domu i byłam zła na cały świat, ale teraz jest mi po prostu błogo…
– A mogę zostać?. wiesz.. nie chciałabym stresować rodziców o tej porze..
– Pewnie, że możesz 🙂 Za taką zupę to możesz zostać przez tydzień 🙂
Zaczęłyśmy się krzątać po domu, śmiejąc się i rozmawiając.. Już nie przeszkadzał mi padający śnieg – podziwiałyśmy go razem jak cudnie wiruje w świetle zapalonych latarni.. Włączyłyśmy sobie jakiś film, zakopałyśmy się pod nagrzanym już kocem, wtuliłyśmy się w siebie i zaczęłyśmy oglądać..
I dopiero wtedy, kiedy już ochłonęłam po pierwszym zaskoczeniu jej obecnością w moim domu, zorientowałam się, że tak niesamowicie bliska jej obecność niesie ze sobą także pewne zagrożenia…..
Zagrożenia… Poczułam się trochę niepewnie, kiedy znalazłam się pod jednym kocem z Ewą.. Ta dziewczyna zawsze piekielnie działała na moje zmysły. Jednym uśmiechem, jednym figlarnym czy też czasem odrobinę melancholijnym spojrzeniem swoich cudnych czarnych ślepi potrafiła zniewolić mnie absolutnie. Byłam na każde jej skinienie.. Szczególnie teraz, kiedy właściwie nic nie stało na przeszkodzie, żebyśmy spędziły ze sobą nie tylko tą jedną nadchodzącą noc, ale i tysiąc następnych.. Kobieta, z którą wiązałam w myślach swoją przyszłość znów mnie rzuciła – przyznam, że wychodziło jej to coraz lepiej… Bałam się tylko o serducho Ewy – już raz je nadwerężyłam, nie chciałam, żeby cierpiała ponownie. A teraz ta mała diablica przytuliła się do mnie.. Ot.. lisiczka.. Jej słodki oddech pachnący pomidorówką muskał moją szyję. Jak ja się mam zachować w tej chwili? I to jej drżenie.. Nie spotkałam do tej pory kobiety, czy też dziewczyny, która tak pięknie reagowałaby na moją bliskość. Nawet nie zdawała sobie sprawy jak bardzo mnie podniecała tymi dreszczami. Pamiętam ją jeszcze, jako gówniarę, którą poznałam, kiedy chodziła do pierwszej klasy liceum. Biedactwo z wiecznie złamanym sercem. Zawsze musiała zakochiwać się w jakiś palantach, którzy nie umieli uszanować jej dziewczęcych uczuć. Czasem udawało mi się ją pocieszyć, chociaż moja ówczesna dziewczyna zgrzytała zębami okrutnie. A potem nasze drogi się rozeszły na wiele lat. Po tym czasie, kiedy już prawie zapomniałam, że ktoś taki jak ona istnieje, spotkałyśmy się na jakiejś wspólnej imprezie. Ona pijaniutka zaczęła mnie po prostu podrywać. Szybko to podchwyciłam i jakoś się ta nasza dziwna znajomość potoczyła. Z górki, jak mawiają.

W pewnej chwili zauważyłam, że wcale nie oglądam już filmu, który mi puściła na komputerze. Jej bliskość, ciepło i miłe wspomnienia, w których się zanurzyłam zupełnie odwróciły moją uwagę od tego, co się dzieje na ekranie. Poczułam na szyi miękkie, wilgotne usta Ewy. Hmmm… zapowiada się nieźle.. Postanowiłam nie reagować. Zobaczyć jak to się potoczy. Jej pocałunki delikatnie drażniły moją szyję. Czułam na plecach miękkość jej doskonałych piersi. Gorące uda ściskały moje nogi. Zapragnęłam ją pocałować, kiedy ta szelma ugryzła mnie w kark. Mocno, ale wiedziała, że to lubię.. Chciała dziś rządzić.. No cóż, tym razem może jej na to pozwolę…

********

Usiadła przede mną a ja objęłam ją nogami i przytuliłam się do jej pleców. Już po chwili odurzona jej zapachem, który zawsze działał na mnie elektryzująco, przestałam zwracać uwagę na film trwający w najlepsze na monitorze komputera.. Wtuliłam swoją twarz w zagłębienie między jej szyjką a ramionami i chłonęłam aromat jej skóry, drżąc nieświadomie co chwilę. Moje usta zaczęły delikatnie muskać jej rozgrzaną skórę, niby przypadkiem ocierałam swój policzek o jej ucho i dmuchałam cieplutkim powietrzem na jej kark… Jej ciało naprężyło się niebezpiecznie, dając mi do zrozumienia, że pragnie więcej tych pieszczot.. może nawet oczekiwało mniej subtelnych… Udawała, że nie zwraca uwagi na to co robię. Tylko jej przyspieszony oddech zdradzał, że podniecają ją moje dłonie zakradające się pomału pod koszulkę.. Przycisnęłam ją do siebie i tym razem całkiem otwarcie pocałowałam jej szyję.. sunęłam ustami to w górę.. w kierunku uszka, to w dół, w stronę karku.. Już chciała złapać moją głowę w swoje dłonie i oczywiście przejąć inicjatywę, kiedy ukąsiłam jej szyję wystarczająco mocno, żeby zrozumiała, że tym razem to moja zabawa.. Moje dłonie sunęły pewnie w dwóch przeciwnych kierunkach… Jedna zataczała kręgi wędrując w kierunku jej cudownych piersi, a druga podążała na spotkanie z jej krainą rozkoszy… Kilka szybkich ruchów i już moja ręka zatopiła się pod jej majteczkami.. Oj.. trochę suchutko jeszcze.. Ale niedługo ;). Przytulona kurczowo do jej pleców, przyciągnęłam ją jeszcze bliżej siebie i pomalutku, niespiesznie zaczęłam pieścić jej guziczek.. Tylko jedno miejsce z całej gamy możliwości, jakie dawał jej skarb.. Delikatnie, ale zdecydowanie i bez pośpiechu zataczałam kółeczka.. Byłam bezlitosna w tym powolnym rytmie.. wiedziałam, że pragnie, żebym wreszcie przyśpieszyła, żebym wzięła ją mocno.. Jej urywany oddech, zamknięte oczy i napływająca wilgoć, były najlepszym potwierdzeniem słuszności obranej drogi.. Moje palce już bez oporów sunęły w jej jeziorku.. Jeszcze kilka ruchów i poczułam, że odpływa mi w ramionach.. Te cudowne jęki rozkoszy i drżenie jej ciała sprawiły, że sama zrobiłam się całkiem mokra..

Za oknem śnieg wciąż sypał z taką samą intensywnością a my czułyśmy się jak w bajkowej szklanej kuli – bezpieczne, odgrodzone od całego świata, same ze sobą.. Przytuliłam ją mocno do siebie – tego teraz najbardziej potrzebowała.. tej zwykłej czułości i poczucia, że jest kochana.. Zamknęła oczy i już po chwili jej piersi unosiły się w spokojnym sennym rytmie..

Scroll to Top