Biwak, śmieci i seks

Posrebrzone blaskiem księżyca lustro wody zadrżało. Fale cicho rozchodziły się od chudych nóg, wchodzących do wody.,,Ale zimna” szepnęła. „No dalej chodź głuptasie” powiedziała zdejmując stanik i swobodnie rzucając go na brzeg. „Jesteś szalona” pokiwał przecząco głową, po czym zsunął spodnie i poszedł za nią. Była jeszcze wczesna noc mimo to nikt nie zauważył ich zniknięcia z grona siedzącego przy ognisku. Poszli popływać, przewietrzyć się, odetchnąć z dala od towarzystwa. Stali teraz zanurzeni po piersi w wodzie, wpatrzeni w swoje tajemnicze ciemne oczy, krople wody ściekające z jej długich włosów w świetle księżyca wyglądały na jej piersiach jak płynne srebro, nawet żaby urwały swój koncert jakby zaintrygowane narastającą w ich stawie energią miłości.
Opuszkami palców, delikatnie dotknął jej policzka, zsunął włosy z piersi na plecy, odsłonił uszko, czuła jego ciepły oddech zbliżający się coraz bardziej, a później gorące pocałunki w ucho, szyję i policzek, spojrzeli sobie głęboko w oczy, po czym ich usta zetknęły się w długim namiętnym pocałunku. Nagle odsunął ją od siebie, zdziwiona stała w wodzie i patrzyła jak wychodzi na brzeg, nie wiedziała, o co chodzi było przecież jak we śnie, a on… Wtedy odwrócił się „Idziesz?” zapytał nieco ściszonym głosem. Wyszła z wody, owinęła ręcznikiem. On złapał ją za rękę „Mam nadzieję, że już śpią” szepnął patrząc jej w oczy a zobaczył w nich ogniki szczęścia, nie miał pojęcia, że to tylko namiastka ognia pożądania gorejącego w jej sercu. Na drodze, pod starą wierzbą płaczącą zatrzymali się, w oddali zobaczyli grupkę usiłującą śpiewać „Morskie opowieści” przy akompaniamencie gitary z kilkoma zarwanymi strunami, co wskazywało na to, iż ich umysłom daleko jest od trzeźwości. „Nie śpią jeszcze” szepnął zrezygnowany odwracając się do niej twarzą. Nie odpowiedziała nic, było jej wszystko jedno czy tam w namiocie czy tu na ręczniku. Zaczęła go całować, najgoręcej jak umiała, powoli namiętnie schodziła coraz niżej, zsunęła w dół bokserki.
Świat zawirował, nigdy nie czuł takich pieszczot, takiego gorąca i wtedy nie wytrzymał świat przewrócił się, zatrzymał jak dziecięcy bączek. Jęknął cicho, otworzył mimowolnie przymrużone z rozkoszy oczy zobaczył uśmiechniętą twarz oblizującą ponętne wargi. Złapał ją mocno w pasie, przywarł do niej, ich usta się połączyły, dłonie biegały po ich ciałach. Położyli się na trawie, ze stopami na ściernisku, nie przeszkadzało im kłucie ostrych źdźbeł, nie czuli już zapachu łąki, skoszonego pola, tylko ich ciała grały razem tą samą melodię, ten sam rytm. Poczuła jak nagle uderzyła ja fala ciepła od koniuszków palców aż po czubek głowy, w której niesamowicie zaszumiało, wszystko wokół tańczyło śmiało się było takie piękne. Opadła na niego zmęczona unosiła się i opadała na jego klatce w rytmie jego uspokajającego się oddechu. „Kocham cię” szepnęła mu do ucha. Popatrzył na nią, nie zauważyła, że uśmiech był wymuszony. On tylko wyjął z leżących obok spodni Foxy, to był ostatni papieros, odpalił wpatrzony gdzieś w mrok.

Saper wstał ok. 10tej. Wypełzł z namiotu zdziwiony nieposłusznością nóg i ciągłym kołysaniem się ziemi. „Co tu się k.. wczoraj działo” pomyślał przecierając oczy. Przy wygaszonym ognisku na kilku karimatach kłębiła się grupa ludzi w śpiworach, tak stłoczeni wyglądali jak dżdżownice w pudełku jakiegoś wędkarza. Odpalił papierosa na śniadanie „Idę popływać” oznajmił reszcie, przewiesił kamasze przez ramie i ruszył boso nad staw. Na ścieżce tuż pod starą wierzbą coś przykuło jego uwagę, zużyte prezerwatywy i paczka po Foxach „No tak. Mogliby, chociaż po sobie posprzątać” przemknęło mu przez myśl i poszedł dalej obojętnie.

Obudził się, nie wiedział gdzie jest. Otworzył jedno oko, śpiwór, karimata, namiot „ok. już wiem, mamy biwak part 2”. Otworzył drugie oko i przez rozchylone wejście do namiotu zobaczył grupę ludzi przy ognisku. Nie miał jeszcze siły i ochoty wstać, przyglądał się uważnie. Długowłosy chłopak obściskiwał dziewczynę.. „co?!” wybuchło w jego skacowanej głowie „jak oni? No to się zintegrowali na tych biwakach, kto by pomyślał” Leżał tak jakieś 5 minut, wyciągnął z kieszeni zgniecioną paczkę fajek „ostatni został.. I mam rzucić, jasne..”, Odpalił złamaną zapałkę i wciągnął znajomy lekko gryzący dymek ukraińskich papierosów. „Ej Saper się obudził” usłyszał znad ogniska, „co?” Ktoś chyba niedowierzał w jego możliwości „no patrz! I pierwsze, co zrobił to zapalił papierosa!” Wyjaśniła zażenowanym głosem Pacynka. Wszedł z namiotu rozejrzał się dookoła, było jeszcze ciemno, ktoś obok powiedział, że jest po piątej, znalazł wolne miejsce przy ognisku i pociągnął łyk wody z piersiówki, napotkał wzrok kumpla, który śmiał się do niego. Saperowi coś nie pasowało w jego zachowaniu, patrzył dalej na niego jak poszedł chwiejnym krokiem do namiotu dziewczyn. „On się położył w naszym namiocie!” Pacynka zerwała się pomóc koleżance ratować wygodne miejsca. W głowie Sapera zahuczało ponownie zakłócając odbiór sygnałów z zewnątrz poszedł się przejść, wytrzeźwieć, wysikać. Kiedy wrócił większość grzecznie spała przy ognisku. Na ścianie namiotu dziewczyn zobaczył światło latarki i dwa cienie walczących rąk.

”No zgaś to!” „Nie” „No, bo ją obudzisz” Dziewczyna o kasztanowych oczach wlazła na niego by sięgnąć, zadziornie daleko wyciągniętą rękę z latarką. Wreszcie udało jej się złapać ją i zgasić, Pacynka odwrócona do pary plecami chrapnęła przeciągle, zamilkli i wystraszeni nasłuchiwali jej spokojnego oddechu. „Gumek szukam” szepnął z twarzą między jej piersiami „Nie trzeba, biorę tabletki” wsparła się na łokciach by pozwolić mu swobodnie oddychać i spojrzeć w oczy. Uwielbiał jej uśmieszek, wyobrażał sobie, że zobaczy go właśnie w takiej sytuacji. Zbliżyła swoje usta do jego, delikatnie złapała za dolną wargę, języki zawirowały w szalonym, namiętnym tańcu. Zdjęła z niego koszulkę, skulała z niego na bok i bawiła palcami włoskami na klatce. Drobna dłoń zjechała po ścieżce rozkoszy pod pępkiem, łaskotało go to a ona z sadystyczną satysfakcją obserwowała jak stara się stłumić śmiech by nie obudzić Pacynki. Rozpięła i zsunęła mu spodnie. Czuł na sobie jej ciepły oddech, każde jej chuchnięcie sprawiało mu niesamowitą przyjemność, było takie delikatne, otulało go jak ciepła kołderka. Złapała go rączką powoli przesuwała w górę i w dół, denerwowało go takie powolne tępo, ale nie chciał jej przeszkadzać, niech to ona dyktuje prędkość, niech ona będzie panią sytuacji poddał się jej całkowicie, skupił na własnej przyjemności. Patrzyli sobie cały czas w oczy widzieli w nich skaczące iskierki, to miłość, nie żadne zauroczenie tylko właśnie to największe i najsilniejsze uczucie. Pałało ono w ich sercach już od dłuższego czasu, a teraz dostarczało radości z dawania przyjemności drugiej osobie. Polizała go od nasady aż po czubeczek żołędzi, nie mógł się powstrzymać, jakby nagle zabrakło mu tchu w piersiach zaczerpnął głęboko powietrza, wszystkie mięśnie spięły się jednocześnie uwydatniając swe krągłości i wcięcia. Kasztanowe oczy tkwiły wlepione w niego za zdziwienia „Nie bądź taki szybki Bill” rzuciła żartobliwie „Nie moja wina, że tak na mnie działasz” wyksztusił zawstydzony. Nie miała, bowiem pojęcia, że to jego pierwszy raz, kto, jak kto, ale on nie cierpi z powodu braku zainteresowania płcią przeciwną, a jednak pozory mylą. Zebrała troszkę jego spermy na paluszek i spróbowała z miną jak kucharka, gdy jest w swoim żywiole. Zamyślona patrzyła na sufit namiotu, jej piersi białe, gładkie jak jedwab, kusiły twardymi sutkami i kropelką potu w rowku między nimi, wyglądała jak posąg wykuty z marmuru. Spojrzała na niego, uśmiechnęła ciepło widząc, że mogą wracać do zabawy, doświadczenie mówiło jej jednak, co innego, na dziś miała inny plan. Usiadła na nim okrakiem i powoli, jak kocica wyprężyła się, wsparta na rękach szła po kolanach do jego twarzy. Widział jej rozszerzoną, lekko wilgotną muszelkę jak zbliżyła się do jego ust. Na początku nie wiedział jak się do tego zabrać, ale gdy poczuł jej zapach zmieszany z zapachem kokosów zawsze jej towarzyszącym, wiedział, że jakoś to będzie, ona zrozumie, ona go kocha był pewien. Pocałował ją, przejechał językiem po obu jej brzegach, zassał lekko, polizał nieco mocniej. By było jej wygodniej złapała słupek podtrzymujący dach namiotu, pieszczoty, jakie serwował jej ukochany sprawiły, że przymrużyła oczy i zaczęła cichutko mruczeć. Przestała myśleć, zapomniała o tym, że Pacynka chrapie jak niedźwiedź, że na dworze ktoś kręci się wokół namiotu, poddała się rozkoszy. Poruszała biodrami do przodu i do tyłu, wyglądała zgodnie z nazwą tej pozycji jak motyl, piękna, wolna i szczęśliwa. Krew pulsowała w jej skroniach, w głowie szumiało. Tak to był ten jeden, jedyny w swoim rodzaju moment. Rozpalone ciało drżało, z trudem tłumiony jęk rozkoszy przedarł się przez gorące i duszne powietrze namiotu. Kropelki potu ściekały po ich plecach i udach. Szczęśliwa wtuliła się do jego boku, wpatrzona w jego oczy pełne dumy i radości zasnęła, przykrył ich śpiworem gdy usłyszał, że Pacynka się przebudziła.

Saper stał w pierwszych promieniach słońca, zapowiadał się pogodny i ciepły dzień. Szelest w namiocie odwrócił jego uwagę, przy zamku majstrowała od wewnątrz ręka Pacynki. Poznał od razu czy może raczej wiedział, że nie należą do pozostałej pary, tamte znał dobrze te zaś były za chude i za długie by należeć do którejś z tamtych dłoni. Po chwili ukazała się cała Pacynka „cześć” szepnęła „siema”, „ale ziiimno” powiedziała zaciskając bluzę z kapturem pod szyją i kręcąc prawym nadgarstkiem, widział już u niej ten gest albo to było tylko deja vu, widział też jak drży z zimna, kiedy szła do „łazienki”. „Faktycznie jeszcze zimno o tej porze” pomyślał. Długowłosy spał z dziewczyną przy ognisku, nagle jego ruchy stały się dość dwuznaczne „śmiał się i dygotał tak czy..?” Saper wolał dalej się nie zastanawiać, złapał siekierę by iść po drewno jak tylko Pacynka wróci, ale jego rękę przeszył ból. Drzazga, już nawet o niej zapomniał. „Idę jeszcze spać” to Pacynka wróciła „ej macie może igłę?” „eee.. nie”. Bezwstydnie wlepił wzrok, gdy pochyliła się wchodząc do namiotu.. „No nic” pomyślał, wyjął nóż, linią przeznaczenia na jego dłoni spłynęła kropla krwi. Już bez drzazgi złapał siekierę i poszedł po upatrzone już dzień wcześniej drzewo, wypadł na skraj pola, pod nogami znalazł mokre plamy każda z wgłębieniem i porzuconą obok chusteczką „a więc to tu sobie znalazły łazienkę, swoją drogą ciekawe czy mieszczuchy zauważyły czynna lisią norę 20m dalej.. eh ale czeka mnie sprzątanie śmieci, śmieci, śmieci..”

Scroll to Top