Charlotte

Był zwyczajny, szary styczniowy dzień. Wycieńczony sesyjnymi zmaganiami, gapiłem się w szybę autobusu, który tym razem tkwił w wyjątkowo beznadziejnym korku. Jechałem do mojej dziewczyny, Charlotte, którą z powodu natłoku spraw, ostatnio trochę zaniedbywałem. Na szczęście wszystko miało wrócić do normy. Z sesją wreszcie się uporałem i znów miałem więcej czasu dla Charlotte. Nie mogłem się doczekać, kiedy w końcu otworzy mi drzwi do mieszkania, przytuli, a potem spędzimy miły, spokojny wieczór jak na zakochaną parę przystało.

Taplając się w styczniowej chlapie, nie wiedziałem jeszcze, że to będzie wyjątkowy dzień. Ogarniająca mnie zewsząd w ostatnich tygodniach szarzyzna, zdawała się wypruwać ze mnie emocje i radość z życia. Oczywiście cieszyłem się na wizytę u Charlotte, ale mój wyraz twarzy i sylwetka nie zdawały się tego potwierdzać. Kiedy otworzyła mi domofon i wtoczyłem się już po schodach na czwarte piętro, odetchnąłem z ulgą: „No, nareszcie święty spokój…”. Zdziwiłem się, że Charlotte jeszcze nie czekała na mnie w drzwiach. Odczekałem chwilę, nie otwierała. Chwyciłem za klamkę. Drzwi były otwarte. Przywitał mnie jej kot. W mieszkaniu było cicho. Zdjąłem tylko kurtkę, buty i powoli, niepewnie skierowałem się w stronę jej pokoju. „Charlotte, jesteś tam?”- zapytałem. Nie odpowiedziała. Trochę poddenerwowany tym dziwnym powitaniem, a właściwie jego brakiem, uchyliłem drzwi do jej pokoju.

Była tam. Pomyślałem, że może coś się stało, może jest smutna, może chora, może leży w łóżku, może siedzi i płacze, może jest o coś zła. Żaden z tych domysłów nie okazał się właściwy. Stała tam. Chryste, i to jak pewnie i dumnie. Czarne buty na obcasie, moja ulubiona, seksowna koszula nocna, szałowy makijaż, nienagannie ułożone włosy i cudny zapach perfum. Charlotte wiedziała doskonale, że uwielbiam, gdy tak dla mnie wygląda. Że ubóstwiam, oboje ubóstwiamy, wspólny seks. Że- podobnie jak ona- jestem w tych sprawach gotowy niemal na wszystko, perwersyjny, otwarty na eksperymenty i urozmaicenia, bez zahamowań. Mieliśmy za sobą już wiele takich doświadczeń, których większość par pewnie w ogóle nie brała pod uwagę w swoim współżyciu. I najważniejsze, kochaliśmy się jak diabli. Właśnie dlatego uwielbialiśmy się tak rozpieszczać, dogadzać sobie na wszystkie sposoby…

„Cześć, kochanie…”- tyle tylko zdążyłem powiedzieć, kiedy przerwała mi brutalnie. „Milcz, piesku! Dzisiaj przyszedł czas na rozliczenie się za ostatnie tygodnie zaniedbywania Twojej Pani. Na co czekasz? Na kolana!”. Wiedziałem, co to znaczy. Od dawna mówiłem mi, co mi się marzy. Bycie jej psem. Posłusznym psiakiem. Kundlem, który spełni WSZYSTKIE jej rozkazy. Zostanie przez nią upodlony, wykorzystany do jej najbardziej wyuzdanych fantazji, pozbawiony resztek godności. Chciałem tego strasznie. Charlotte obiecała mi, że zostanie kiedyś moją Panią. Z tym, że z czasem przestaliśmy o tym rozmawiać. Charlotte chyba obawiała się, że nie sprosta roli władczej Pani z moich fantazji. Choć ja byłem pewien, że świetnie odnajdzie się w niej odnajdzie.

Z grubsza wiedziałem, co mnie teraz czeka. Sam przecież naszkicowałem jej scenariusz mojego upodlenia. Ale kolejność, słownictwo, jej ruchy i przede wszystkim moje odczucia pozostawały tajemnicą. Padłem na kolana, skuliłem głowę. Przeszył mnie dreszcz ekstazy. „Będziesz grzecznie usługiwał swojej Pani?”. „Tak”. „Ty kundlu, jak się masz do mnie zwracać?”. „Tak, moja Pani! Moja najlepsza, jedyna, cudowna Pani…”. „No… tak lepiej. Radzę Ci o tym pamiętać”. „Tak jest, moja Pani”. „Chodź tu do mnie, natychmiast!”. Na czworaka, jak prawdziwy, wytresowany piesek dotarłem do zgrabnego bucika Charlotte. Tfu! Mojej Pani.

Jaka ona była piękna… Niska, szczupła, z cudownym, dużym, ale zgrabnym tyłeczkiem, sporymi, pełnymi piersiami, kocimi oczami, za którymi absolutnie szalałem i niewinną buźką, za którą krył się mój kochany perwers. Nie miałem jednak teraz czasu na kontemplowanie jej urody, gdyż Pani wydała pierwszy rozkaz: „Twoja Pani była dziś w pracy i bardzo bolą ją nóżki… Będziesz musiał je wylizać”. „Oczywiście, moja Pani”. Pani siadła wygodnie na łóżko i wystawiła w moim kierunku bucik. Kiedy zabrałem się za jego zdejmowanie, usłyszałem: „Stój! Najpierw umyjesz mi buciki…”. Wystawiłem swój psi język i bez zastanowienia zacząłem krążyć nim po jej bucie. Lizałem go z każdej możliwej strony, z góry, po bokach, od tyłu, wreszcie po podeszwie i na pięcie. Pani była łaskawa, ponieważ buty były umyte. Nie chodziła w nich po dworze. Mimo to ich zapach wymieszany z wonią jej stópki, bardzo szybko doprowadził mnie do podniecenia. Pani chyba to zauważyła i uznała, że należy dać mi więcej. Odsunęła moją głowę, zdjęła buta i kazała mi go lizać w środku, przykładając go mocno do mojego nosa. Była chyba zadowolona, że tak chętnie wdychałem jego zapach.

„Dobrze, niezły z Ciebie pucybut. Teraz zajmij się stopami”. Chwyciłem stópki mojej Pani i pieściłem je tak jak umiałem najlepiej- wolno, zmysłowo, dokładnie. Wjeżdżałem swoim językiem wszędzie- ustawiałem się tak, by wylizać je całe, miejsce koło miejsca. „Bardzo ładnie”- powiedziała Pani. „Ale to była tylko rozgrzewka. Czas na prawdziwą zabawę. Najpierw, rozbierz się. Szybko!”. Zrzuciłem z siebie energicznie t-shirt, jeansy i skarpetki. Zostałem w samych majtkach. Spojrzałem tylko na Panią… „Tak, majtki też! Ruszaj się!”. Klęczałem już całkiem nagi przed swoją Pańcią.

„Widzisz, Pani nudziła się tutaj bardzo bez Ciebie. Powinieneś jej podziękować, że jakoś wytrzymała i nie sprawiła sobie nowego pieska. Dlatego musisz się dzisiaj mocno postarać, żeby tego nie zrobiła. Wyliżesz moją cipkę i to w taki sposób, że popamiętasz ją na długo”. „Jak sobie życzysz, Pani”. Pani stanęła nade mną, rozszerzyła nogi i objęła moją głowę. Miała na sobie te majtki, które lubię najbardziej. Białe, koronkowe. „Poznajesz te majtki?”. „Tak, Pani”. „Tyle razy już je dla mnie nosiłeś, pieprzony kundlu. Zdejmij je ze mnie i załóż, tak jak lubię”. Nie musiała powtarzać dwa razy. Wiedziała, że to uwielbiam. Mocno podniecony, trzęsacymi rękami zdjąłem je z niej i wsunąłem na siebie. Mój kutas sterczał w białej koronce, ale wiedziałem dobrze, że dzisiaj to Pani zdecyduje, czy cokolwiek z nim zrobimy.

„Ale z Ciebie żałosny, po*******ony zbok! Wyssiesz teraz moją cipkę, chodź tu…”. Pani energicznie chwyciła mnie za głowę i przyciągnęła do swojej cipki. Kiedy tylko znalazła się przy moich ustach, wysunąłem język i zacząłem ją lizać jak w transie. Wiedziałem jak lubi być pieszczona. Lizałem łechtaczkę, od czasu do czasu zapuszczając się trochę niżej. Pani przyciskała mnie wyjątkowo mocno. Wiedziała, że facesitting to moja obsesja- że ogromnie podnieca mnie świadomość bycia przyciśniętym do jej cipki i tyłka. „Liż ile sił, psie! Tylko na tyle Cię stać?!”. Robiła to po to, bym dawał z siebie absolutnie wszystko. Nie potrzebowałem dodatkowej motywacji. Wystarczyła możliwość chłonięcia jej soczków, które wymieszane z moją śliną, spływały mi strugami po brodzie. Wykorzystywałem najlepiej jak się da każdą chwilę, w której mój nos trafiał do jej dziurki. Zachwycałem się tym zapachem, po prostu wciągałem go z całych sił. Pani postanowiła tym razem sprawić mi srogą lekcję. Kazała mi usiąść tyłem do krawędzi łóżka i odchylić głowę tak, by leżała na nim. Sama zaś usiadła na mnie z całych sił. Miażdżyła mi twarz swoją cipką, a ja tylko mamrotałem: „Dziękuje, moja łaskawa Pani, dziękuję!”. „Zamknij się, psie i liż ją! Jesteś moim krzesłem, zwykłym przedmiotem, szpargałem. Pokaż, że chociaż do tego się nadajesz?!”.

Chwilę później Pani przesunęła się kawałek i wystawiła mi swoją drugą dziurkę. „A teraz wyliżesz Pani dupę! Dokładnie!”. To była prawdziwa nagroda dla takiego fetyszysty jak ja. Charlotte rzadko zgadzała się na pieszczoty swojego tyłka. Tym razem jednak docisnęła go mocno do moich ust i krzyczała: „No dalej, dalej! Włóż go głębiej! Wyliż najdokładniej jak się da!”. Starałem się wylizać jej „kakałko” najlepiej jak potrafiłem. Kręciłem po nim kółka, próbowałem wcisnąć swój język głębiej, tak by poczuła go tam. Pani wiła się na wszystkie strony, ewidentnie chcąc „nabić się” na niego. W pewnym momencie przerwała: „Wystarczy. Pani musi się załatwić. A Ty musisz jej w tym pomóc. Chodź, psie.”.

Pani szła przede mną, stukając nęcąco obcasami i wypinając swój zgrabny tyłek. Ja spokojnie, posłusznie „raczkowałem” za nią wystrojony w jej białe, koronkowe majtki. Wiedziałem, co mnie czeka. Nasika na mnie. Nasika mi prosto do ust i każe wypić. Straszne? Nie, nie bałem się tego. Robiliśmy to nie raz i ona jedyna znała prawdę- sprawiła, że oszalałem na punkcie pissingu. Piliśmy nasze siki „prosto ze źródełka”, w drinkach, nawet w miejscach publicznych. Podniecało to nas. Ostatnio czułem się pod tym względem nieco wyposzczony, dlatego… miałem nadzieję, że pójdzie na całość. Mówiłem jej kiedyś, jak sobie to wyobrażam.

„Wiesz co Cię czeka, psie, prawda? Pani od rana nie załatwiała się. Cały dzień piła dużo płynów. A wiesz po co?.” „Tak, Pani. Po to, żeby nasikać na swojego psa.” „Nasikać? Haha, to mało powiedziane. Po to, żeby Cię zatopić w moich sikach! Pozbędziemy się tego wszystkiego… Zobacz ile tego jest!.” Pani w tym momencie odsłoniła koszulę i pokazała swój pełny brzuch. Wskazała na prysznic i już za chwilę klęczałem pod nim, nade mną stała moja Pani, a z jej cipki leciał strumień ciepłego moczu. Pozwoliłem, żeby obmywał mi twarz, co pewien czas otwierając usta, by smakować go, delektować się nim, połykać… Jego zapach był tak intensywny, że miałem wrażenie, że uduszę się sikami mojej Pani. Oblewały mnie całego. Moje włosy były wprost nasączone sikami. „O, tak! O, tak! Jesteś moją małą, prywatną toaletą. Będę do niej sikać, kiedy zechcę!”. „Tak, Pani, właśnie tak! Rób to, kiedy tylko masz ochotę!”. Kiedy Pani zbliżała się już do końca, kazała mi podstawić pod jej strumień kutasa w jej majtkach. Obsikała je porządnie. Za chwilę miałem się przekonać po co.

Pani najpierw obmyła mnie z sików, wytarła („Co się tak dziwisz? Przecież nie zaprowadzę Cię do pokoju w tym stanie, psie!”) i zabrała z powrotem do pokoju. Spojrzała na mnie, wymęczonego, klęczącego potulnie z obsikami majtkami w buzi… „To wszystko była zabawa, taki teatrzyk. Dobrze wiesz, że nie jestem Twoją Panią, tylko suką! Ale Ty jesteś psem. I musisz mi teraz pokazać, że potrafisz porządnie tę sukę wypieprzyć!”. Wyplułem pospiesznie majtki i rzuciłem się na Charlotte. Zawlokłem ją do łóżka, zacząłem całować dziko i ssać jej nabrzmiałe sutki. „Suko, postaw pieskowi kutaska!”- teraz to ja wydałem rozkaz. Mój penis sterczał już na tyle długo, że trzeba było go „reanimować”. Ale Charlotte uwielbiała go ssać i potrafiła to robić bezbłędnie. To była maestria ruchów, którą miała fantastycznie opanowaną. Potrafiła idealnie dobrać proporcję- kiedy tylko lizać głowkę, kiedy obciągać powoli i zmysłowo, kiedy ssać jak dziwka i brać go prawie po same jaja. Po chwili byłem więc gotowy. „Wypnij się. Wy****emy suczkę jak należy!”. Wbiłem się w nią, chwyciłem za pośladki i posuwałem jak szalony. „Ała… boli”- pokrzykiwała na początku, ale dobrze wiedziałem, że to zaraz minie. Widok jej tyłka z tej perspektywy, kiedy mój kutas znikał w niej działał na mnie tak, że traciłem głowę. Najchętniej trwałbym w tej roli tak długo jak się da. Łapczywie ocierałem się o jej pośladki, brałem ją tak jak lubiłem najbardziej- jak moją własność, którą kocham, o którą troszczę się i dla której chcę jak najlepiej. Eksplodowałem potężną dawkę nasienia w jej cipce, wyjąc z rozkoszy. Zostałem w niej jeszcze chwilkę, gładząc ją delikatnie i całując po plecach.

Kiedy wyszedłem i położyłem się obok niej, byliśmy już „innymi” ludźmi. Łagodnymi, spełnionymi, którzy zaspokoili swoje najdziksze potrzeby. „Kocham Cię, wiesz? I lubię być Twoim psem”. „Ja też Cię kocham i uwielbiam być Twoją suczką”. „I panią…”. „Tak. Panią też”.

Scroll to Top