Chłopak z EMPiK’u

Kolejny już dzień upał sięgał zenitu. Trzydzieści kilka stopni (w cieniu) i zupełny bezruch powietrza osłabiał każdego, nawet tak wysportowanego, jak ja. Jedyna przyjemnością po pracy było zimne piwo wypite na balkonie, który na szczęście mam od północnej strony. Przyjemnie tak legnąć sobie na leżaczku, wyciągnąć nogi i poleżeć, a jak się trafi wieczorny powiew, przyjemnie chłodzi nagie ciało.
No tak, ale leżeć i gapić się w niebo to tak ciut nudnawo. Przydałaby się dobra książka, a swój księgozbiór (mimo sporych rozmiarów) znam już niemal na pamięć. Stąd też podjąłem męską decyzję (a w tym upale to była naprawdę męska decyzja) o wyprawie po pracy do EMPiK’u.
Mimo lejącego się żaru z nieba i nagrzanego niczym piekarnik samochodu podjąłem ten trud dotarcia, choć miałem nieprzepartą ochotę zrzucić z siebie ubranie i wskoczyć pod chłodny prysznic. Na szczęście sklep był klimatyzowany i z przyjemnością zanurzyłem się między półki. Nawet nie wiem, jak długo szperałem w zasobach. Kucałem właśnie z książką w rękach, gdy zauważyłem kątem oka, czy raczej poczułem czyjąś obecność koło siebie.
Spojrzałem w lewo i zobaczyłem nieowłosioną, opaloną na brązik i umięśnioną łydkę. Automatycznie skierowałem wzrok ku górze. Wiadomo, fajna łydka, trzeba sprawdzić czy i dalej też tak fajnie J. Sportowe spodenki okrywały wypukłe, zajebiste pośladki. Niewiele brakowało, a zacząłbym się ślinić niczym jakiś zbok. Wyżej trudno było dostrzec, bo gość przeglądał jakąś księgę wielkości encyklopedii. Nie pozostało nic innego, jak „rozprostować” nogi.
Okazał się raczej szczupłym, choć umięśnionym facetem. Krótkie blond włosy, chłopięca uroda i opalenizna odmładzały go, dawałem mu jakieś dwadzieścia osiem, trzydzieści lat. Miał na sobie jeszcze lejącą się koszulkę, która uwypuklała jego fajną klatę i sterczące sutki. Był nawet, nawet – niczego sobie. Jednak najbardziej fascynował mnie widok jego pośladków, od których nie mogłem oderwać wzorku.
Gość szybko zorientował się, że nad książki przedkładam studiowanie jego dupska J. A ja chyba zbytnio nawet tego nie ukrywałem zauroczony kształtami pośladków – zamurowało mnie i tak tkwiłem niczym słup telegraficzny.
– Tak podobają ci się moje spodenki czy moja dupa?
Jego głos wyrwał mnie z zadumy i sprowadził na ziemię. Całkiem wbrew sobie i własnemu rozumowi odpaliłem:
– Dupa.
– Masz chęć na nią ?
– A dajesz ?
– Jak masz czym…
– Dwadzieścia na szesnaście – rzuciłem bez namysłu, aczkolwiek zgodnie z prawdą.
– Idziemy ?
– Masz gdzie ?
– Znam tu miejsce w pobliżu, gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał.
– Chodźmy do mnie – mieszkam niedaleko. Mam auto.
Droga do domu minęła szybko, aczkolwiek nie odezwaliśmy się słowem. Wjechaliśmy windą na X piętro i wpuściłem go pierwszego do mieszkania.
– Chcesz wziąć prysznic ? – spytałem.
– Nie zaszkodzi.
– Ja muszę. Wiesz, osiem godzin w pracy bez klimy…
Podszedłem do szafki i wyciągnąłem ręcznik. Tomek, bo tak się przedstawił, ściągnął z siebie koszulkę, a ja ponownie zamieniłem się w słup soli, wpatrując się w to boskie ciałko. Ani jednego włoska, piękna brązowa opalenizna, całkiem fajna rzeźba ciała i ta wypukła klata ze sterczącymi sutkami….
Tomek spojrzał na mnie i odwracając się, ściągnął z tyłka spodenki. Wypiął się przy okazji tak, że mój fiut momentalnie osiągnął maksymalny wzwód. Idąc do łazienki, rytmicznie poruszał biodrami, a ja miałem chęć wyjąć swojego gnata z ukrycia i zwalić go.
Zamiast tego poszedłem do kuchni. Nalałem sobie zimnej wody i całą szklankę wydoiłem duszkiem. No, ciut mi przeszło… Przygotowałem także jemu i zaniosłem do sypialni, sprawdzając czy panuje tam przynajmniej jaki taki porządek. Minęliśmy się w drzwiach. Jego skarby i te z przodu i te z tyłu, okrywał ręcznik owinięty dookoła w pasie. Napalony jak diabli wziąłem szybki prysznic i wyszedłem z łazienki.
Mój Apollo leżał na łóżku. Jedna ręka odrzucona niedbale na bok wręcz zachęcała do położenia się obok. Druga, położona pod głową, uwypuklała bicepsy. Lekko rozchylone nogi wręcz zapraszały, aby zająć się leniwie spoczywającym członkiem. Mój nie był tak leniwy. Na sam widok Tomka leżącego w takiej pozycji stanął na baczność i wiedziałem, że zbyt szybko nie opadnie.
Położyłem się obok. Musiałem napatrzyć się, nacieszyć wzrok tak pięknym ciałem. Mój fiut lekko podrygiwał, krew buzowała, a ja siłą woli powstrzymywałem się, aby nie rzucić się na Tomka niczym zwierz. Powoli zacząłem głaskać go po piersi. Brałem w palce jego twarde, sterczące sutki, a on z nieodgadnionym wyrazem twarzy cały czas patrzył się na mnie.
Nachyliłem się i zacząłem wpierw lizać, a za chwilę ssać jego sutki, a jednocześnie ręka zaczęła wędrować po biodrze, udzie na dół. Oddech Tomka stał się szybszy, głębszy… Jego zapach upajał mnie – czuć było męskie ciało. Feromony musiał mieć jakby idealne dobrane dla mnie. Moja ręka wróciła w górę, po wewnętrznej stronie uda i napotkała jego nabrzmiałego członka. Mniejszy od mojego, ale jak spojrzałem to tak jak i reszta ciała, bez zarzutu. Powoli, niespiesznie, wciąż opanowując zwierzęcą chuć, zacząłem przesuwać się coraz niżej. Twardy brzuszek, pępek, podbrzusze… Przesunąłem swój język na udo, twarde, gładkie i męskie. Jeszcze chwila… I już, już liżę jego sterczącego fiuta. Już biorę go do ust. Tomek oddycha szybko. Cichutko jęczy. Pręży się pod moimi pieszczotami.
Nagle… Chwycił mnie za głowę i oderwał od swojego członka. Zdumiony spojrzałem na niego.
– Daj, chcę go poczuć w swoich ustach….
Ton, w jakim wypowiedział te słowa, uwolnił, tak długo pohamowywaną przeze mnie zwierzęcą chęć wydymania go. Wstąpił we mnie rzadko ujawniający się demon, drapieżnik, zwierz… Klęknąłem nad nim, chwyciłem jego głowę w obie ręce i bez żadnego pardonu wepchnąłem swoje dwudziestocentymetrowe działo w jego usta. Wpierw opór, zachłyśnięcie się, ale nie dla mnie takie przeszkody. Lekko cofnąłem biodra i naparłem jeszcze raz, tym razem mocniej. Fiut wszedł do końca. Zatem powtórka, lekkie wycofanie i do przodu, w tył i w przód. Zacząłem go brutalnie ruchać w gębę, a Tomuś z uległym wzrokiem wpatrywał się we mnie, błagając o coś, ale ja nie miałem ani chęci, ani zamiaru odgadywać czego chce ode mnie. Łzy stały mu w oczach, a mi sprawiało to dziką radość. Nigdy nikogo tak nie traktowałem i sam nie wiem, co we mnie wstąpiło.
Nie wiem, jak długo rżnąłem go w usta. Nagle, nie wiadomo skąd, naszła mnie chęć na spróbowanie jego twardej dupy. Sięgnąłem do szafki nocnej, gdzie ukryty był żel i gumy. Nim nałożyłem gumę, spojrzałem na Tomka, który bezwładnie leżał na łóżku w całkowitym bezruchu, odpoczywając i łapiąc powietrze po rżnięciu, jakiego doświadczył.
Obróciłem go na brzuch. Poderwałem jego biodra do góry. Chciał podnieść i głowę i barki, ale przycisnąłem je do łóżka. Ma być wypięta sama dupa. I była. Dwa, piękne pośladki niczym półksiężyce, nieowłosiony rowek i dziurka, zwarta, malutka… Posmarowałem ją dużą ilością żelu, chwyciłem ręką za biodro, w drugą chwyciłem za swojego gnata i naparłem.
Niesamowite, mój bądź co bądź duży gnat został zassany do środka. Jedynie głośniejszym westchnięciem dał znać, że wszystko jest OK. I rozpoczęło się na nowo. Trzymając go za biodra, posuwałem na maksa. Dobijałem do końca, mocno, zdecydowanie. Moje biodra zatrzymywały się na jego twardych niczym stal pośladkach i bardzo szybko każde dobicie kończyło się sygnałem bólu przenikającym moje ciało. To mnie dopingowało do jeszcze szybszego, jeszcze bardziej zwierzęcego ruchania… Gdybym mógł, zacząłbym gryźć jego ciało, szarpać na strzępy.
Nie wiem nawet czy jęczał. Nie wiem czy było mu przyjemnie. Ja się po prostu zapomniałem, a wyszedł ze mnie zwierz, który musiał wyjebać tę twardą dupę. Nie wiem, jak długo jeździłem w te i z powrotem. Kiedy zacząłem dochodzić, wyszedłem. Jednym ruchem ręki zdarłem gumę, a drugim odwróciłem mojego Apolla na plecy. W moim umyśle tkwiła jeszcze jedna żądza – ten piękny Apollo musi spić moją spermę. Chwyciłem go za głowę i zacząłem walić swojego kutasa tuż przed jego twarzą. Chyba zrozumiał, o co mi chodzi, bo otworzył usta. I w tym momencie poczułem, jak sperma zbiera się w moich wnętrznościach i przebija się przez moczowód, aby wytrysnąć z siłą strażackiej sikawki wprost do jego ust.
Chyba musiał się zachłysnąć ilością, jak i siłą uderzenia, bo zamknął na moment usta i reszta potężnego naboju strzeliła mu prosto w twarz. Opadłem z sił i ległem na łóżko. Poczułem mokre prześcieradło i dopiero po chwili dotarło do mnie, że Tomek musiał się spuścić, gdy go ruchałem. Ale było mi wszystko jedno.
Leżeliśmy koło siebie kilkanaście minut. Odpoczywaliśmy. W tym czasie w mojej łepetynie zaczęło się rozjaśniać, zgwałciłeś faceta i więcej już go nie będziesz miał. Nie wiedziałem co począć, co powiedzieć. Ale Tomek był prawdziwym Apollem.
– Spotkamy się jeszcze ? – usłyszałem.
Spotkaliśmy się. I to nie raz. Regularnie mnie odwiedza i choć już ten sex nie jest taki zwierzęcy, to za każdym razem sprawia nam dużo frajdy.

Scroll to Top