Ciężki początek dorosłości

Moja kariera erotyczna zaczęła się dość wcześnie (według mnie) i miała burzliwe początki. Byłem w trzeciej klasie technikum. Pominę nazwę szkoły i lokalizację bo szkół tego typu jest nie wiele a wystarczy powiedzieć że to szkoła średnia i w jakiej miejscowości a wszyscy z tamtych okolic będą wiedzieć jakie mam wykształcenie. Takie to są też uroki nauki w dużej podlaskiej wsi która kiedyś utraciła prawa miejskie podczas wojny. Nie chcąc też, sprawić kłopotów wielu osobom zdradzając ich osobowość, pozmieniam więc też wszystkie imiona i nazwy ulic aby nikt się przypadkiem nie domyślił.
Wspomnę tylko, że byłem reprezentantem naszej szkoły w biegach przełajowych a po ukończeniu osiemnastego roku życia w drugim semestrze trzeciej klasy zostałem jednym z administratorów opiekujących się pracownią informatyczną w szkole po godzinach lekcyjnych. Był dopiero początek roku szkolnego i wkrótce w połowie miesiąca miałem obchodzić swe osiemnaste urodziny.
Jednak bez dalszych ceregieli przejdę do konkretów.
Długa przerwa chyliła się ku końcowi i czas było znów wracać z internatu do szkoły na dalszą część zajęć. Wszedłem do budy i skierowałem się na drugie piętro gdzie miałem mieć historię a potem dwie lekcje przedmiotów zawodowych i w końcu W-F. Przed lekcją postanowiłem jeszcze pobawić się telefonem i sprawdzić czy któryś z kolegów, który tak jak miał aplikację gg na telefonie nie był dostępny, usiadłem na parapecie i zacząłem pisać z kumplem z pokoju by schował papierosy które zostawiłem na blacie kadeta (o dziwo, paliłem i byłem jednym z najlepszych biegaczy na długich dystansach w szkole).
Nagle podeszła do mnie Ewelina z Agnieszką. Obie mieszkały na stancji nieopodal szkoły.
– Co tam Jarku? – zapytała mnie Ewa
– Nic sprawdzam kto jest na gg.
– W jaki sposób – zainteresowała moją odpowiedzią.
– Plus wprowadził niedawno opcję rozmów gg przez telefon, mogę rozmawiać z innymi za pięć złotych miesięcznie bez ograniczenia danych, kiedy tylko mam na to ochotę.
– Fajne. Weź mi zapisz w zeszycie swoje gg bo numer telefonu już mam.
Wziąłem jej zeszyt który mi podała i wyjmując długopis spod poły marynarki munduru jaki obowiązywał w mojej szkole zapisałem swój numer komunikatora.
– Jak coś, to puść sygnał a wejdę na gg.
W tym samym czasie przyszła Grażyna, córka mojego nauczyciela od wychowania fizycznego, który też prowadził szkolną drużynę siatkarską.
– Słuchaj Jarek, mój tata dziś wyjechał z chłopakami na zawody, jednak masz iść na siódmej lekcji do Lewickiej bo ma dla ciebie jakąś robotę.
– Cholera, czemu zawsze ja mam z całej klasy najgorzej przegwizdane? – zapytałem sam siebie łapiąc się za zarost na brodzie.
– Tak na marginesie, facetka od hodowli kazała zebrać zeszyty bo chce sprawdzić nasze wypracowania przez weekend.
– O dziwo nie zostawiłem go w internacie na przerwie. Zbierze dziś a odda zapewne po weekendzie w poniedziałek… – powiedziałem do Grażyny wyciągając z plecaka zeszyt nie sprawdzając jego zawartości.
W woli ścisłości, wymieniona profesorka o nazwisku Lewicka też uczyła W-Fu tyle, że inne klasy oraz była moją trenerką w sekcji biegaczy. Poza tym jako jedyny w szkole nosiłem wąsy i brodę. Z racji tego, że byłem już w trzeciej klasie to czwartoklasiści mieli mi całe g… do powiedzenia względem mojego wyglądu, co innego nauczyciele.
Schowałem długopis i poszedłem pod salę gdzie zebrała się już reszta klasy czekając na nadejście nauczyciela…
Kilka godzin później kiedy rozległ się dzwonek ogłaszający początek siódmej lekcji, udałem się w stronę hali sportowej gdzie dwoje nauczycieli miało swój osobny pokoik na piłki i inne rzeczy łącznie z apteczką, kozetką, biurkiem i trzema fotelami oraz gablotą z pucharami i medalami. Zapukałem i po usłyszeniu komendy „proszę”, wszedłem do środka.
– Dzień dobry, przekazano mi, że pani profesor chciała ze mną rozmawiać.
– A tak Jarku, dzień dobry, wejdź proszę – powiedziała wstając aby się ze mną przywitać podając mi dłoń.
Zwarzywszy że mam 185cm wzrostu lubiłem panią profesor Karolinę Lewicką bo mogłem niemal patrzeć jej w oczy gdyż ona sama miała ponad 177cm. Miała krótkie blond włosy, biust rozmiaru C i naprawdę posiadała figurę osy, ponad to mąż ją puścił w trąbę…
Zazdrościłem i jednocześnie współczułem chłopakom którzy mieli z nią zajęcia bo było na co popatrzeć a z drugiej strony kobieta pomimo 41 lat miała taką kondycję, że chłopaki już po 15 minutach rozgrzewki padali jak muchy. Jednak mnie podobały się jej stopy, mam obsesję na punkcie kobiecych stóp. Dla mnie jeśli kobieta ma brzydkie stopy to reszta też jest do kitu. Koniec w tej kwestii. Brzydkie stopy to dziewczyna jest bazyl. Finto…
– Co znowu zepsułem pani profesor?
– Nic, jednak mam do ciebie sprawę. Chodzi o to, że moja córka jest w pierwszej klasie i chce biegać na długich dystansach. Potrzebuje kogoś z kim mogła by ćwiczyć…
– Nie żebym miał coś przeciwko, jednak dlaczego akurat ja. Przecież Michał i Adam są z grupy wiekowej 15-17 biegają i na 5000m, ja jestem w grupie 17+ i biegam na 9000m. Pani córka będzie biegać na zawodach najwyżej na 4000m, nie ma sensu by paliła mięśnie na tak długich dystansach jakie ja pokonuje na treningach…
– Chodzi o to, że ona już z nimi biegała w pierwszym tygodniu września i nie pasowało im bieganie z moją córką.
– Szczerze przyznam, że nie przyglądałem się jeszcze nowym kotom ale nie słyszałem, żeby ktoś narzekał na urodę nowych uczennic. Dlatego też nie wiem czemu chłopakom nie pasowało bieganie z pani córką.
– Chodzi o to że nie mają więcej niż 176cm wzrostu – drzwi za mną się otworzyły – O właśnie przyszła Wiktoria. Wiktorio to jest Jarek, będziesz z nim biegać.
Odwróciłem się w tył mając oczy skierowane na taką wysokość jakbym nadal rozmawiał z profesorką i stwierdziłem, że patrzę na kobiecą brodę. Spojrzałem więc nieco wyżej i ujrzałem wielkie bursztynowe oczy wpatrzone w moją twarz.
Podniosłem dłoń do twarzy i naciągnąłem okulary z nosa na szczyt czoła. Popatrzyłem na Wiktorię od czubka głowy aż w dół do czubków jej butów na płaskim obcasie.
Przekleństwo które miałem na początku języka ledwo mi się udało powstrzymać przed opuszczeniem mych ust.
Cóż, pod względem wzrostu, byłem w szkole dwudziesty trzeci na ponad trzystu chłopaków którzy stanowili około 90% uczniów. Wiktoria była pierwszą pod tym względem pośród dziewczyn i wątpiłem aby to prędko uległo zmianie.
– Ile masz wzrostu – zapytałem mocno wstrząśnięty wyglądem tego czegoś przede mną.
– Metr osiemdziesiąt trzy – odpowiedziała melodyjnym ale donośnie dźwięcznym głosem.
Zaśmiałem się pod nosem i stanąłem tak by mieć obie kobiety przed sobą, robiąc dwa kroki w lewo.
– Z czego się śmiejesz? – zapytała dziewczyna robiąc wyzywającą minę.
– Na pewno nie z ciebie…
– Ta akurat – skomentowała.
– Wiki, uwierz mi, że Jarek jest szczery do bólu w kontaktach między ludzkich i jeśli mówi, że nie śmieje się z ciebie to tak jest naprawdę.
– To może mu się przypomniał jakiś żart o karłach albo o żyrafach – powiedziała wyzywająco do matki.
– Nie. Chodzi o to, że chłopaki z którymi biegałaś nie są moimi najlepszymi kolegami. Oni są po prostu napalonymi dzieciakami którzy zaczepiają dziewczyny na ulicy szczeniackimi tekstami a potem robią sobie dobrze, zamknięci w kabinie w łazience internatu…
– Do rzeczy Jarku – powiedziała cierpko profesorka.
– Chodzi o to, że raptem mam dwóch kolegów w szkole a reszta to osoby które muszę tolerować. W mojej klasie są trzy fronty. Chłopaków myślących nie tą częścią ciała co trzeba, dziewczyn i mój własny. A ty Wiktorio ćwiczyłaś z chłopakami którzy by mieli ochotę ciebie wymacać w krzakach na pierwszym treningu gdyby tylko nie potrzebowali drabiny – powiedziałem nadstawiając policzek w jej stronę.
– Co ty robisz? – zapytała profesorka?
– Nadstawiam pysk do bicia bo widzę, że pani córka ma ochotę mnie strzelić. Jednak mówię to co myślę – odparłem patrząc wyzywająco w oczy Wiki.
Wika patrzyła na mnie przez chwilę wpatrując się we mnie.
– To jak, będę mogła biegać razem z tobą?
– Tak, o ile odpowiedz mi na jedno pytanie.
– Jakie?
– Jaki masz numer buta?
– A po co ci to wiedzieć?
– 43 – odpowiedziała jej mama.
– No to do zobaczenia dziś o piątej popołudniu na stadionie, tak więc odwołaj randki gdzieś do dwudziestej – powiedziałem i skierowałem się w stronę drzwi.
– Po co tobie mój numer buta? – zapytała za mną Wika.
– Zapomniałam cię uprzedzić, że Jarek jest fetyszystą – odpowiedziała jej matka.
– A skąd to wiesz mamo?
– Bo mnie też o to zapytał na pierwszym treningu dwa lata temu…
Na kwadrans przed umówionym czasem zjawiłem się na stadionie w stroju sportowym w skład którego wchodziła czarna podkoszulka z wielkim czerwonym pentagramem na piersi w środku którego była namalowana głowa Koziołka Matołka i czarne spodenki do jednej trzeciej uda.
Wiki zjawiła się kilka minut po mnie akurat kiedy byłem w połowie fajka.
– Ty palisz? – spytała z zaskoczeniem.
– Mam problemy z jelitami i lekarz zalecił mi leki które usprawniają perystaltykę jelit. Przez nie jednak nie mogę opuścić toalety. Nikotyna działa doraźnie i tylko wtedy gdy tego potrzebuję – powiedziałem i wyciągnąłem w jej stronę dłoń by się z nią przywitać.
– Dużo palisz?
– Cztery do pięciu… Nie palę jak smok – odparłem – Dobra, bierzemy się za rozgrzewkę i zrobimy kilka kółek wokół stadionu. Nie chce mi się dziś biegać po lesie i polach.
– Ok. Do dziewiętnastej mamy czas, potem mama mnie zabierze samochodem.
Zabraliśmy się więc do rozgrzewki. Najpierw jednak Wiktoria zdjęła z siebie dres zostając w krótkich poliestrowych spodenkach które były bardzo obcisłe i ledwie zasłaniały jej pupę, oraz obcisłej bluzce z dużym dekoltem , na ramiączkach, odsłaniającą znaczną część brzucha.
Już wiedziałem czemu Michał i Adam nie chcieli z nią ćwiczyć. Bo bali się, że dostaną po pysku od tak wielkiej dziewczyny jeśli tylko czymś jej podpadną.
Teraz jej się przyjrzałem zimnym i spokojnym wzrokiem. Wiktoria mimo, iż zapewne była ode mnie cięższa o te dobre dwanaście kilogramów to były to dobrze rozmieszczone kilogramy. Bardzo długie, silne i krągłe łydki oraz uda były by w stanie zmiażdżyć miednice nie jednemu erotomanowi który by miał pecha i dostał się pomiędzy nie. Jędrne pośladki równie dobrze mogły by służyć jako dziadek do orzechów a jeśli chodzi o taniec z Wiką, to jakiś nieuważny facet mógłby stracić zęby od uderzenia jednym z jej cycków rozmiaru co najmniej D. Jej usta były kusząco pełne a dołeczki na jej krągłych policzkach tylko dodawały jej uroku typowej modelki. Poza tym miał bardzo ładne, zdrowe i długie włosy barwy ciemnego kasztanu, zaczesane wraz z grzywką do tyłu i spięte wsuwkami.
– O co chodzi? – zapytała.
– Nic, zastanawiam się czy twoja masa mięśniowa nie była by jednak lepsza do biegu na 600m. Jednak skoro twoja mama chce abyś biegała podczas zawodów na pięć kilometrów to jej sprawa.
Zaczęliśmy się rozgrzewać. Typowe rozciąganie nóg i brzucha, skłony i wymachy ramion. Zajęło to nam z jakieś dziesięć minut, chociaż sam osobiście nie lubiłem się rozgrzewać, nie chciałem jednak aby Wiki doznała jakiś kontuzji z powodu braku rozgrzewki.
Nie byłem zadowolony z tego towarzystwa, zawsze lubiłem ćwiczyć sam, a kobiety traktowałem tak jak mężczyzn z racji tego, że tak walczyły o równouprawnienie płci. Nawet ściskałem im rękę na przywitanie z taką samą siłą jak facetowi.
Czytając to zastanawiasz się czy jestem jakimś pedałem czy kastratem? A może w przeciwieństwie do was przekonałem się w dzieciństwie, że kobiece słowa ranią gorzej niż celna seria Michalczewskiego…
Ogólnie rzecz biorąc od zerówki aż do końca gimnazjum miałem bardzo trudne i przykre dzieciństwo jeśli chodzi o układy w szkole. Począwszy od tego, że jako jedyny byłem z innej wsi niż reszta klasy, po drugie mój ateizm był powodem do drwiny dzieciaków które śmiały się, że co niedziele jem czarne koty a po trzecie byłem „mazurem”. Tak ma Podlasiu określa się z pogardą przyjezdnych z innej części polski, zamieszkałych na Podlasiu. Chociaż sam urodziłem się w Białymstoku to rodzice wcześniej przeprowadzili się z centralnej polski.
Więc gdzie bym się nie ruszył ludzie z którymi się uczyłem zawsze robili mi pod górkę gnojąc mnie i poniżając na każdym kroku. I tak było do szkoły średniej kiedy pozbyłem się tych imbecyli ze swego otoczenia. Skończyły się ciągłe bójki z chłopakami i wyzwiska oraz psychiczne prześladowanie ze strony dziewczyn z klasy.
Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, stałem się bardzo odpornym psychicznie nastolatkiem potrafiącym się naprawdę dobrze bić, który dorosłość emocjonalną osiągną już w wieki piętnastu lat. Ale już wracając do treningu…
W końcu stanieliśmy ramię w ramię i zaczęliśmy biec. Po trzech kółkach Wiki nie wytrzymała ciszy.
– Masz dziewczynę?
– Nie, nie mam. Oddychaj równo na trzy! – odpowiedziałem i udzieliłem porady w nadziei, że przestanie gadać.
– Fajna koszulka – kontynuowała – Wiesz, słucham disco-polo a ty?
– A ja nie. Nie podnoś tak wysoko kolan w górę, odbijaj się z łydki a nie z uda – znowu uciąłem.
– Słyszałam od mamy, że jesteś ateistą.
– Serio? Nie wiedziałem o tym… – udałem głupawe zdziwienie – Luźno ręce i trzymaj tempo oddechu!
– Skąd wiesz jak ja biegnę skoro nawet na mnie nie patrzysz?!!!
– Bo tupiesz jak stado kobył na rynku, a przez to sztywne machanie łapami na boki za bardzo macha się twój biust i nie możesz utrzymać tempa oddechu podczas milczenia o mówieniu nie wspominając – powiedziałem w rytm oddechu, szybko odwracając głowę w lewą stronę by spojrzeć jej w oczy.
Wiktoria patrzyła się prosto na mnie kiedy nagle zaczepiła nogą o jakiś kamień wystający z żużlowej powierzchni bieżni i gdybym jej nie złapał pod ramię, zapewne by się nieźle podrapała starając się osłonić twarz przed uderzeniem o ziemię.
– Moja kostka!!! – krzyknęła zwijając się na murawie boiska na której ją posadziłem.
Szybko zdjąłem z jej stopy but i skarpetkę aby sprawdzić kończynę. Z wierzchu wyglądała normalnie jednak mogło dość do jakiegoś zbicia stawu. Niewiele myśląc, schowałem jej but wraz ze skarpetką do kieszeni spodenek a ją wziąłem na ręce i zaniosłem na trybuny po drugiej stronie boiska gdzie miałem swój szkolny plecak w którym trzymałem podręczne opatrunki i całą masę bambetli przydatnych podczas urazów na treningach.
– Dzwoń po pogotowie! Strasznie mnie boli! – wrzeszczała mi w ucho a jej łzy rosiły mi podkoszulek.
– Zadzwonię, ale po twoją mamę aby ciebie uspokoiła ty histeryczko – stęknąłem niosąc po schodkach trybun niemal trzy worki cementu w kobiecym wydaniu – Zaraz się tobą zajmę i będziesz znów mogła skakać pod niebo.
Posadziłem ją na ławce i łapiąc plecak siadłem rząd niżej, wyjąłem z niego spray chłodzący który stosowałem na wszelkie stłuczenia. Delikatnie chwyciłem ją za stopę jakby była z kruchego szkła i oparłem sobie o kolano.
– Słuchaj Wisienko, teraz może za szczypać więc zaciśnij ząbki – powiedziałem do niej sam nie wiedzieć czemu delikatnym i spokojnym głosem.
– Ok. – powiedziała patrząc na swoją nogę przez łzy.
Z dość sporej odległości rozpyliłem mgiełkę, powoli zbliżając ją do kończyny, tak by dziewczyna miała czas na przyzwyczajenie się na narastający gwałtownie chłód.
Po kilku takich zabiegach, zacząłem delikatnie masować jej kostkę wpatrując się w jej stopę. Jak na ironię losu pomalowała paznokcie u stóp na fioletowo, a akurat ten kolor mnie podniecał najbardziej spośród wszystkich kolorów kobiecej garderoby i makijażu.
Masowałem jej stopę coraz bardziej tonąc w swych przemyśleniach i trwało to dobrą chwilę zanim zorientowałem się, że coś się zmieniło.
Otóż nieświadom tego co robie, uniosłem stopę Wiki do swej twarzy i zacząłem całować jej spód.
– Przepraszam, zamyśliłem się – powiedziałem czując, że uszy mi się robią gorące i zapewne czerwone.
– Zauważyłam – powiedziała zalotnie – Dlatego ja również pozwoliłam sobie, też się zamyślić…
I wtedy dostrzegłem drugą zmianę w tej sytuacji. Jej druga stopa, pozbawiona już buta masowała moje krocze w miejscu gdzie materiał się wybrzuszył.
– Mam ochotę aby jeszcze trochę się pozmyślać – powiedziała przyciskając stopę do mych ust.
Nie wiedzieć czemu przystałem na to, tym razem jednak zacząłem wędrować ustami od czubków palców jej stopy w stronę jej kolana, a jej druga stopa odsunęła fragment spodenek uwalniając główkę mojego zwierzaka na światło dzienne, poczym zaczęła go delikatnie deptać swoją stópką. Kiedy tylko minąłem jej kolano i znalazłem się w połowie uda, zeskoczyła ze swej ławki prosto na moje uda i zaczęła całować moją twarz…
– Ależ mnie kręci twój zarost – jęknęła mi w ucho.
– Koleżanki z klasy twierdzą, że jest odpychający – włożyłem dłoń pod jej bluzeczkę aby dotknąć jej piersi, druga już energicznie ugniatała jej tyłeczek.
– Bo to głupie cipy i nie znają się na rzeczy – powiedziała dokładnie w momencie kiedy poczułem uścisk jej dłoni na mojej fretce.
– Możliwe – wsunąłem rękę w jej spodenki czując jak delikatną ma skórę na swej krągłej pupie.
Zdarła ze mnie koszulkę i rzuciła za siebie poczym to samo zrobiła ze swoją. Jako, że niemiała stanika to na wprost mej twarzy ukazały się nagle niczym nieskrępowane piersi o brodawkach szerokich na dwa palce i wielkich nabrzmiałych sutkach.
Delikatnie ująłem jeden z nich wargami i zacząłem zataczać wokół kółka językiem. Można powiedzieć, że zacząłem masować jej pierś ustami, gdy w tym samym czasie drugą delikatnie głaskałem opuszkami palców u jej podstawy.
(Wybacz, że przeszkodzę tobie w samogwałcie, kobiecy biust to nie ciasto na pizzę, należ mu się trochę wyczucia jak sprzęgłu samochodu przy ruszaniu pod górkę na egzaminie na prawko)
– Może się położymy? – zaproponowałem wyjmując z plecaka ręcznik który zawsze nosiłem na treningi.
Wiki wzięła go ode mnie i rozścieliła za ostatnim rzędem trybun i położyła się na nim, kusząco unosząc jedną nogę do góry prezentując całą jej okazałość.
Podszedłem i stanąłem na czworaka nad nią poczym zacząłem całować jej tors i szyję. Przesunąłem górnymi zębami po prawym mięśniu który łączył jej szyję z ramieniem a następnie zrobiłem to samo z drugim i ku mojemu zdziwieniu Wiki silnie zadrżała.
– Coś się stało? Co to było? – zapytałem z deka ogłupiały.
– Nie wiem co to było ale było za******e – powiedziała łapiąc głęboki oddech – Aż mi się myszka zacisnęła z podniecenia – dodała szeroko otwierając swe bursztynowe oczy.
Nie wiele więcej myśląc wbiłem zęby w jej ramię ssąc je jednocześnie. Wika wygięła się w łuk pochylając się do przodu i zaplatając swe wspaniałe nogi wokół moich bioder.
– Kiedy miałaś ostatnio krwawienie – zapytałem nagle łapiąc się na tym, że nie mamy żadnego zabezpieczenia?
– Dwa dni temu mi się skończyło – odpowiedziała z błogim uśmiechem czując moje palce drażniące jej myszkę przez już wilgotne w kroku spodenki.
Wyprostowałem się znad mojej partnerki i stając na kolanach założyłem sobie jej nogi na ramiona, poczym łapiąc za krótkie nogawki jej spodenek ściągnąłem je z niej odsłaniając jej wspaniałe, gładkie łono.
Wiki zdjęła nogi ze mnie i siadając złapała za me spodenki poczym ściągnęła je razem ze slipami. Na jej twarzy wymalowało się miłe zdziwienie.
– Myślałam, że tylko kobiety i aktorzy porno golą włosy łonowe.
– Za bardzo mi się jaja pocą podczas biegu więc się ich pozbyłem
Położyłem się obok niej i wsunąłem rękę między jej uda i począłem delikatnie masować wargi jej myszki, ona w tym czasie masowała mojego małego wodząc po nim swoją dłonią.
Bawiliśmy się tak przez kilka minut, aż w końcu włożyłem do swoich ust palce którymi ją dotykałem.
– I jak? – spytała.
– Gęsty i trochę kwaśny pomijając naturalny smak, znaczy się smakuję jak śluz niepłodnej kobiety – powiedziałem bez pardonu wkładając palce do wnętrza jej norki.
– Dziewczyny z twojej klasy miały rację – powiedziała patrząc mi prosto w oczy mocno zaciskając dłoń na moim ogonku.
– Co masz na myśli – spytałem badając palcami jej przednią ścianę pochwy która była wewnątrz delikatnie pofałdowana.
– Ze jesteś szczerą do bólu świnią której można oddać życie pod ochronę.
– Coś jeszcze? – zapytałem osuwając się niżej by jej piersi znalazły się na wysokości mej twarzy. W tym samym czasie pod mymi palcami w jej myszce poczułem dziwnie gładki i lekko wypukły fałd skór nieco mniejszy powierzchnią od dwóch groszy.
– Że znajomość z tobą jest jak seks analny. Z pozoru odrażający i nieprzyjemny a w rzeczywistości dający dużo przyjemności i radości… – przerwała robiąc głęboki wdech kiedy poczuła że zataczam palcami delikatne kółka wokół jej monety.
– Nie wydaje mi się aby któraś dziewczyna w mojej klasie rzeczywiście mogła coś takiego powiedzieć – stwierdziłem – Są zbyt cnotliwe aby używać tego typu określeń…
Nagle wpadł mi do głowy szatański pomysł. Zacząłem na przemian uderzać palcami w jej delikatną część kielicha jej kobiecego kwiatu który przed chwilą odkryłem, a wewnętrzną stroną dłoni delikatnie ugniatałem jej przednią część łechtaczki tak jakby ocierało się o nią męskie łono podczas penetracji. Wiktoria zaczęła głośno jęczeć i sapać otulając swe ramiona wokół mej głowy, zaczęła ją wciskać w rowek między jej cycuszkami, natomiast jej biodra poczęły falować w przód i tył. Po kilku chwilach naprężyła się jak struna wyrzucając głowę w tył wydając zduszony kszyk na wydechu i dużo głośniejszy na wdechu, jej wewnętrzna strona ud, spodnia część brzucha i płatki jej różyczki silnie zaczęły pulsować. Najgorsze było to, że bezwiednie drapała i wbijała paznokcie w moje łopatki i ramiona.
– O jasna cholera – wysapała Wika – Pierwszy raz mnie facet tak zadowolił, gdzie się tego nauczyłeś?
– W przeciwieństwie do moich kolegów zamiast oglądać głupie pornosy, bazuję na literaturze fachowej i czytam kobiecą prasę w których panie bardzo skrupulatnie nie szczędzą krytyki na temat męskich umiejętności zaspokajania kobiet a raczej ich braku – odpowiedziałem wyjmując palce z jej myszki i je oblizałem.
– Robiłeś to już kiedyś?
– Nie. To mój pierwszy raz – powiedziałem unikając jej spojrzenia i drwiącego uśmiechu.
Jednak nic takiego się nie stało. Zamiast tego przekręciła się na plecy i ugięła nogi w kolanach ukazując swoją mokrą bułeczkę z której soki popłynęły aż na jej wspaniałą pupę.
– Chodź do mnie – powiedziała proszącym głosem – Zrób to zemną.
Kiwnąłem głową i ulokowałem się między jej nogami i popatrzyłem w jej wspaniałe, wielkie oczy. Ujęła w dłoń moją męskość i delikatnie wsunęła jej główkę w swój kielich. Delikatnie kołysząc biodrami jąłem powoli się zagłębiać. Do dziś dnia nie mogę z niczym porównać tego doznania, jednak w tamtej chwili zrozumiałem czemu tuż po narodzinach dzieci płaczą. Po prostu chcą znaleźć się powrotem w środku tej wspaniałej części ciała kobiety.
Im głębiej się w nią zanurzałem tym głośniejsze było mlaśnięcie płatków jej cipki podczas cofania się. Kochaliśmy się tak kilka dobrych chwil wtulając się w siebie wzajemnie i całując w usta, Wiki delikatnie objęła mnie swymi wspaniałymi, gorącymi udami i zaplotła swe nogi na moich plecach. Kołysaliśmy się tak wspólnie jak okręt pośród morskich fal, zapominając o całym tym przeklętym świecie. Mój piętnastocentymetrowy konik delikatnie wiercił jej myszkę. Nigdzie się nie śpieszyłem, czerpałem wielką radość z tego co się właśnie działo.
– Za jakieś pół godziny będzie mama, skończmy to zanim przyjedzie po mnie – powiedziała smutnym głosem.
– Ok. – powiedziałem wysuwając z niej swego małego i zastąpiłem go dwoma palcami swej prawej dłoni.
– Ej… Nie taki koniec miałam na myśli – zaprotestowała.
– Może jednak przypadnie tobie do gustu – stwierdziłem gwałtownie wciskając w jej cipkę swego penisa pomiędzy swe palce.
Oczy mało jej nie wyskoczyły kiedy złapała głęboki wdech pochylając się do przodu i podpierając na łokciach. Wykorzystałem to i wbiłem zęby w jej ramię powodując jeszcze gwałtowniejszą reakcję jej ciała. Strasznie mnie to podnieciło, cieszyłem się tym jaką rozkosz jej daję, czując jak wbija mi paznokcie w plecy i je drapie. Mój koń stał jak nigdy przedtem, po prostu był tak napęczniały, aż mnie bolał.
Wiki nagle mocno mnie oplotła swymi czterema kończynami i zaczęła mnie ściskać pozbawiając tchu, sama krzycząc mi w ucho będąc na granicy przytomności. Ta chwila bezdechu spowodowała, że zakręciło mi się w głowie jakbym miał zemdleć a mój penis silnie pulsując wystrzelił wewnątrz jej kwiatu który ciasno mnie obejmował już od kilku dobrych chwil. Przez ciało dziewczyny przez dobrą minutę przechodziły samowolne skurcze, aż w końcu wyrównała oddech i mnie oswobodziła ze swego splotu. Uniosłem się rękach i spojrzałem jej w oczy wciąż nie wierząc w to co się stało.
Wika po chwili bez żadnego ostrzeżenia sprzedała mi liścia a policzek.
– Pieprzony kłamca! – warknęła.
– O co tobie chodzi? – zapytałem lodowatym głosem, łapiąc ją za przeguby rąk na wszelki wypadek gdyby chciała znów mnie trzasnąć.
– Powiedziałeś, że jesteś prawiczkiem a jeszcze nikt mnie tak nie wyruchał od trzynastego roku życia kiedy miałam swój pierwszy raz.
– Przepraszam, że cię rozczarowałem, jednak naprawdę to był mój pierwszy raz. Po prostu mam tylko książkową wiedzę teoretyczną z poważnych źródeł naukowych i zero praktyki…
– Nie oto mi chodziło – powiedziała przerywając moje słowa – Jestem zaszokowana twymi umiejętnościami. Poza tym masz wspaniały dotyk, już podczas masowania mej stopy przechodziły mnie ciarki.
– Może przedyskutujemy to innym razem. Czas się zbierać…
Kilka minut później byliśmy w dość względnym ładzie i usiedliśmy na trybunach aby odpocząć. Nagle na schodach prowadzących ze zniesienia ponad trybunami pojawiła się mama Wiktorii.
– I jak tam trening? – zapytała zanim jeszcze podeszła.
– Świetnie – powiedziała Wika – W końcu ktoś z kim mogę utrzymać tempo mi się trafił.
– A jak tobie Jarku biega się z moja córką.
– Powinna popracować nad oddechem i luźniej pracować ramionami a nie całym korpusem bo tylko traci siły na zbędny ruch mięśni. Sporo do życzenia zostawia styl w jakim stawia kroki bo zachowuje się jakby biegła tylko na kilometr. Ale to kwestia kilku treningów i będziemy mogli zając się już nie techniką a kondycją – odparłem czując, że dopiero teraz zaczynają mnie boleć rany na plecach.
– Świetnie – odparła z uśmiechem profesorka – Wpadnij w niedzielę po południu do mnie do domu to porozmawiamy na temat przyszłych biegów wojewódzkich w październiku.
– I tak pewnie przybiegnę pierwszy… To znaczy trzydziesty pierwszy tak jak rok temu – dodałem robiąc kwaśną minę.
– Trzydziesty pierwszy na ponad stu osiemdziesięciu biegaczy a to już jest coś.
– Drugi na mecie jest zawsze pierwszym z przegranych tak więc i tak jestem przegranym – odparłem.
– Pozbądź się w końcu swego pesymizmu i się uśmiechnij – powiedziała profesorka – Nigdy nie widziałam abyś się uśmiechał.
– Widocznie nigdy nie mam powodu do śmiechu. Miłego wieczoru – odparłem i ruszyłem w stronę internatu zostawiając profesorkę i jej córkę.
Po niespełna dziesięciu minutach dotarłem do pokoju w internacie który był na drugim piętrze budynku. Otworzyłem drzwi kluczem i zamknąłem je ponownie za sobą. Potrzebowałem chwili spokoju i samotności. Minąłem szafę z ubraniami, swoje łóżko i kadet przy którym odrabiałem lekcje a na półkach którego trzymałem swoje podręczniki wraz z zeszytami. Jako, że kadet stał tyłem odwrócony do wejścia to nikt nie widział, iż ktoś za nim jest. Usiadłem na krześle i zarzucając nogi na blat sięgnąłem po odtwarzacz MP3 który miałem schowany w szufladzie nocnej szafki. Założyłem słuchawki i puściłem sobie Rammstein’a.
Akurat przypadł mi do gustu ich nowy kawałek „Te Quiero Puta” z płyty „Rosenrot”. Woli ścisłości „Te Quiero Puta” znaczy po hiszpańsku „Kocham cię dziwko”. Słuchałem go w kółko ustawiwszy auto powtórkę i gdzieś przy czwartym razie usłyszałem, że ktoś otwiera drzwi i znów je zamyka za sobą, a po chwili kolega usiadł na swoim łóżku po przekątnej stronie pokoju. Ponieważ zajmowałem jego najwęższą część względem drzwi, to miałem jeden bok pokoju tyko dla siebie, z drugiej strony mieszkało trzech innych chłopaków z których lubiłem tylko dwóch. Siedziałem tak jeszcze z dziesięć minut poczym postanowiłem iść pod prysznic. Wstałem nagle i wychyliłem się zza kadeta idąc do szafki po ręcznik, wyjmując jednocześnie słuchawki z uszu. Jakież było moje i zdziwienie widząc jak kumpel siedzi z drutem w garści i go poleruje oglądając pornola na telefonie.
Szybko się zakrył kocem i wyłączył film nie wiedząc co ma zrobić ze wzrokiem.
– Spoko. 87% facetów to robi a pozostałe 13% albo się nie przyznaje lub są kalekami i nie mogą tego robić.
– Myślałem, że jesteś na treningu, nie widziałem ciebie zza biurka – burknął.
– Nikomu nic nie powiem, w końcu przyjaciele nie robią sobie pod górkę – otworzyłem drzwi szafy i wyjąłem ręcznik wraz z majtkami na zmianę i zacząłem się przebierać pod prysznic zaczynając od zmiany tenisówek na kapcie.
– Jak trening z Wiktorią? – zapytał.
– Całkiem nieźle. Mało co nie skręciła nogi przez co musiałem jej zrobić zimny okład, jednak nic groźnego się nie stało i będzie mogła normalnie biegać – powiedziałem stając tyłem do Rafała i zdejmując podkoszulek.
– O ****a!!! – krzyknął przerażony
– Co jest? – zapytałem zdziwiony patrząc na jego minę która zdradzała zarówno podziw jak i szok.
– Ja o tym też nikomu nic nie powiem ale pod prysznic idź w koszulce – powiedział kręcąc z niedowierzaniem głową na boki.
– O co tobie chodzi – nadal nie wiedziałem o czym mówi.
– Stój tyłem – polecił łapiąc za telefon i włączył w nim aparat, poczym zrobił mi zdjęcie pleców – Popatrz tylko co ona ci zrobiła – powiedział podając mi telefon.
To co zobaczyłem na wyświetlaczu jego SE K750i mało mnie nie zwaliło z nóg. Na plecach miałem pełno krwawych ran tak głębokich, że z niektórych popłynęła krew. Spojrzałem na plecy swej koszulki i zrobiło mi się słabo widząc na nich czerwone potwierdzenie tego co pokazywało zdjęcie.
– Dobrze, że Zetka tego nie widzi bo by roz*******ił plotkę po całej szkole – stwierdził Rafał mając na myśli czarną owcę naszego pokoju który często nosił podkoszulki z logiem radia Zet.
– Dobrze, że chociaż ty zostałeś na weekend w pokoju, bo bym sobie narobił przypału idąc z gołymi plecami do łazienki – stwierdziłem starając się powiedzieć coś pomimo strasznie suchego gardła.
– Gratuluję stary – stwierdził szturchając mnie łokciem w żebro – Nie będę pytać jak było bo już mam odpowiedz w postaci jesieni średniowiecza na twych plecach.
– Ale żem się władował na minę. Jak się ktoś jeszcze dowie to chłopaki ze szkoły nie dadzą spokoju dla Wiki a jej matka nie dość, że załatwi mi wylecenie ze szkoły to jeszcze pozwie do sądu.
– Spoko – powiedział z lekkim uśmiechem Rafał – Ode mnie to nie wyjdzie. A tak powiem tobie coś szczerze. Ona jest niemalże stworzona tylko dla ciebie. Dobraliście się i ze wzrostem i zainteresowaniem.
– Facet dla niej powinien mieć koło dwóch metrów bo jak ona założy szpilki to będzie wyższa ode mnie. Nogi i tak ma znacznie dłuższe od moich… Nie ważne – powiedziałem kasując zdjęcie z telefonu – Idę pod prysznic…

Było już grubo po dwudziestej kiedy wróciłem spod prysznica podczas którego starałem się wmówić samemu sobie, że to co się stało na stadionie nie miało miejsca. Przebrałem się w swoje standardowe ubranie. Czarne dżinsy, czarny podkoszulek i tego samego koloru koszulę z cienkiego sztruksu której nie zapinałem na guziki. Nosiłem też koszule bawełniane z prostego materiału, ale tylko kiedy temperatura przekraczała dwadzieścia stopni ciepła. Do tego wszystkiego czarne skarpetki i glany które nosiłem niemal cały rok sznurując je tylko kiedy padało bądź nadchodziła chłodna pora roku. Na sam koniec założyłem na szyję własnoręcznie zrobiony pentagram z powodu którego miałem sporo problemów z bardziej religijnymi osobami w szkole. Chociaż jestem ateistą to nosiłem go jako symbol bogini Wenus przynoszącej szczęście.
Wyjąłem z szafy grzebień, piankę do włosów i małe, kieszonkowe lusterko. Usiadłem za biurkiem i przy świetle lampki stojącej na kadecie zacząłem układać fryzurę.
Włosy miałem na bokach i tyle głowy mocno wygolone na sześć milimetrów, natomiast na górze głowy miałem włosy długie na jakieś pięć centymetrów. To właśnie te długie czesałem na piankę do tyłu robiąc przy tym przedziałek. Mama stwierdziła, że wyglądam jak dzięcioł kiedy obcięła mi w ten sposób włosy a ja je umodelowałem. Maiłem naprawdę dziwną i jedyną w swoim rodzaju fryzurę w całej szkole, nie wspominając już o wąsach i koziej bródce. Jeżeli ktoś pytał o chłopaka z fryzurą podobnego do John’ego Brawo i zarostem to na niemal sto procent pytał o mnie.
Skończyłem już układać włosy i czkałem aby pianka wyschła tak aby po jej wyschnięciu rozczesać je by pozbyć się wzorów po grzebieniu. W przeciwieństwie do lakieru czy żelu do włosów, pianka nie sklejała włosów, nadal były lekkie i reagowały na ruch wiatru.
Nauczyciele walczyli z plagą żelo-żłopów w naszej szkole i chociaż moja fryzura doprowadzała kilku z nich do szewskiej pasji to nie mieli o co się czepiać. Mogli mnie czesać specjalnie przyniesionymi z domów grzebieniami a i tak mnie to nie bolało w przeciwieństwie do kilku chłopaków którzy namiętnie brali włosy na żel.
Dość o moich włosach. Tak się bowiem złożyło, że kiedy skończyłem zabieg na włosach, do mojego biurka podszedł Rafał trzymając w dłoniach jakiś zeszyt.
– Gdzie ci go położyć? – zapytał patrząc na leżące książki i zeszyty na półkach zespolonych z podnoszonym blatem biurka.
– A co to jest? – spytałem biorąc się za przycinanie nożyczkami swych wąsów.
– Twój zeszyt z hodowli, wziąłem go ze sterty makulatury którą zostawiłeś na pulpicie opróżniając plecak na trening – wyjaśnił – Przepisałem jedną lekcję na której mnie nie było.
– Połóż go tam – wskazałem na stos zeszytów na pierwszej półce po lewej stronie gdzie kładłem zeszyty przedmiotowe.
Woli ścisłości, pierwszy rok szkoły mieszkałem na pierwszym piętrze z chłopakami ze swojej klasy. Od początku drugiego przeniosłem się piętro wyżej do kumpli z klasy równoległej.
Dlaczego się przeniosłem? Bo moi poprzedni współlokatorzy byli zapalonymi katolikami słuchającymi disco-polo. Lubili mi robić różne śmieszne (według nich) żarty, począwszy od szpilek wbitych od spodu w kapcie bym kaleczył stopy, poprzez wkładanie suchego chleba do kieszeni marynarki munduru a kończąc na niszczeniu rzeczy osobistych. I zawsze się ich pytałem „Gdzie się podziało „szanuj bliźniego swego jak siebie samego” ”. Ale cóż, ateista nie ma prawa widocznie zwracać uwagi wierzącemu w boga jedynego, bo kończyło się to mordobiciem z którego chłopaki często nie wychodzili bez uszczerbku dla siebie samych. Wracając do tematu…
Kiedy Rafał go odłożył, ruszył do swojego łóżka aby się zapewne położyć, nożyczki wypadły mi z ręki.
– Orzesz *******ona, za****na w dupę ****a mać – wypadło mi z ust z wyraźnym dla mnie przeciąganiem liter „r”.
– Co się stało? – Rafał wiedział, że bluzgam tylko w naprawdę krytycznych sprawach.
– Ruda – tak nazywaliśmy córkę faceta od W-Fu – zbierała dziś zeszyty z hodowli bo Lisicka chce je w ten weekend sprawdzić. Dałem jej nie ten zeszyt co trzeba – oczy zrobiły mi się wielkie jak piłki do golfa z przerażenia a serce waliło jak młotem.
– Oj tam. Dasz jej zeszyt w poniedziałek i powiesz, że się pomyliłeś.
– Ja miałem tylko dwa zeszyty z taką okładką. Od hodowli i moją czarną listę ludzi z przemyśleniami na ich temat.
– Pisałeś coś na jej temat tam? – zapytał z niepokojem w głosie rozumiejąc co się stało.
– Nie, ale jak powie facetowi od gospodarki i facetowi od maszyn co o nich myślę to stary mam kaplicę.
– Wstałeś chyba dziś z łóżka głową a nie nawet lewą nogą bo łapiesz brachu przypał za przypałem.
– Wycha jest? – zapytałem przypominając sobie, że zastępczyni grupowej wychowawczyni i nauczycielka od hodowli są bliźniaczkami.
– Jest, ma dziś nockę…
Nie czekając na dalszą część odpowiedzi wyrwałem z miejsca i wyleciałem z pokoju do gabinetu wychowawczyni który był niemal na wprost, trzymając w garści zeszyt.
– Dobry! – palnąłem na przywitanie – Czy może mi pani profesor powiedzieć gdzie mieszka pani siostra? Pomyliłem dziś zeszyty w szkole i zamiast oddać jej zeszyt z hodowli dałem jej zeszyt od maszyn – skłamałem aby uniknąć niepotrzebnych pytań.
– Mieszka na Żabiej – odpowiedziała patrząc na mnie nieco zszokowana moim błyskawicznym wpadnięciem.
– A dokładniej? – wytrzeszczyłem na nią oczy sponad oprawek okularów.
– 21 przez 4. Pierwsze piętro, drzwi po prawej.
– Danke – rzuciłem jej niemieckie podziękowanie i wyrwałem z pokoju zwijając glanem dywan. Skręciłem na korytarzu w prawo pobiegłem do schodów, poczym zacząłem pokonywać półpiętra jednym skokiem falując za sobą nie zapiętą koszulą jak krótkim płaszczem.
– Uważaj bo schody zarwiesz – zażartował ktoś z pierwszego piętra.
Mając to gdzieś zeskoczyłem już na parter i wybiegłem z internatu na ciemny parking przed budynkiem. Ruszyłem pełnym galopem w stronę furtki i przekraczając wąską ulice pobiegłem alejką krzyżującą się z drogą którą przebiegłem w poprzek.
Rwałem w przód jak tylko się dało wykorzystując masę ciężkich butów do robienia długich kroków, słysząc jak luźne sznurowadła klapią plastikowymi końcami o skórzane cholewy. Tak się fortunie składało, że Żabia biegł przez kilometr długości tej małej miejscowości a jej koniec był pod bramką internatu, pech polegał na tym, iż numer 21 był prawie kilometr od internatu. Kiedy dotarłem do właściwego budynku, nogi maiłem niemal jak z ołowiu a płuca zostały gdzieś daleko za mną. Ledwo miałem siłę aby wdrapać się na to przeklęte piętro, cztero mieszkaniowego budynku. Pokonałem den dystans kilometra sprintem w nieco ponad w dwie i pół minuty…
Stanąłem przed drzwiami i zapukałem… znowu… i znowu…
Kompletny brak reakcji chociaż przez judasz w drzwiach widziałem światło w przedpokoju. Przyłożyłem ucho do drzwi, usłyszałem jak gdzieś w pokoju gra telewizor i jakby szum wody pod prysznicem. Widocznie profesorka brała prysznic i nie słyszała pukania.
Nagle wpadłem na kretyński pomysł. Profesorka była młodą 28 letnią panną podobnie zresztą jak moja wycha z internatu. Postanowiłem sprawdzić czy drzwi są otwarte i jakby co, zakraść się i podmienić zeszyty aby uniknąć zbędnych pytań. Już miałem wprowadzić plan w życie gdy pomyślałem co będzie kiedy jedna siostra zapyta drugą o to czy odwiedziłem ją z zeszytem. Poczekałem jeszcze kilka minut z uchem przy drzwiach czekając aż woda przestanie lecieć i odczekałem jeszcze pięć minut nerwowo patrząc na zegarek w telefonie. W końcu znów zapukałem.
Drzwi się otworzyły i stanęła w nich nauczycielka w szlafroku i ręcznikiem na głowie.
– Dobry wieczór pani profesor – wyjąkałem – Przyniosłem zeszyt z pracą domową bo przez pomyłkę oddałem inny o takiej samej okładce.
– Witaj Jarku – powiedziała wesoło – Myślałam, że zdążę z prysznicem przed twoim przyjściem.
– Wiedziała pani, że przyjdę?
– Moja siostra mnie uprzedziła o tym, podając też cel wizyty. Widzę jednak, że nie na darmo biegasz w szkolnej reprezentacji. Długo czekałeś?
– Jakieś siedem minut kiedy była pani pod prysznicem i dodatkowe pięć w oczekiwaniu, aż się pani profesor z grubsza oporządzi – powiedziałem patrząc jej prosto w oczy.
– Wejdź, napijesz się czegoś? Chciałabym z kimś trochę porozmawiać, bo wieczorami chce mi się czasem wyć do księżyca z samotności – powiedziała cofając się w głąb mieszkania.
– Bardzo chętnie ale o dziesiątej jest już cisza nocna i powinienem się zgłosić na listę obecnych…
– Spokojnie, uprzedziłam moją siostrę, że się trochę spóźnisz. No nie daj się prosić – powiedziała robiąc smutne oczy.
– No dobrze – stwierdziłem unosząc ręce do góry w geście poddania – Ale tylko na kilka chwil.
Wszedłem do jej mieszkania i zdjąłem buty poczym udałem się do dużego pokoju który mi wskazała a sama udała się do kuchni po coś do picia. Na ławie dostrzegłem zeszyty mojej klasy i rzuciłem się do mniejszego stosu sprawdzonych zeszytów. Nie było wśród nich mojego więc zabrałem się za tą większą kopę. Dreszcz przeszedł mi po karku bo tu go też nie było.
– Tego szukasz? – usłyszałem głos nauczycielki za sobą.
Odwróciłem się w jej stronę i zobaczyłem w jej dłoni mój zeszyt.
– Nie będę owijać w bawełnę. Zaglądała pani do niego? – spytałem czując jak zimny pot zalewa mi kark a twarz zaczyna robić się strasznie chłodna jakby zabrakło w niej krążenia krwi.
– Oczywiście – odparła zadzierając władczo głowę – Wiele razy uczniowie czy to przez omyłkę, czy specjalnie dawali mi nie te zeszyty co trzeba. Jednak nigdy nie przybiegali do mnie galopem, do domu aby je zamienić. Zainteresowało mnie po rozmowie z siostrą co jest w tym zeszycie skoro wpadłeś w taki popłoch – powiedziała z drwiącym uśmiechem.
– No to jeśli się pani wygada komu trzeba co o nim myślę to mogę szukać innej szkoły – stwierdziłem, czując jak kolana odmawiają mi posłuszeństwa.
– Spokojnie, nikomu niczego nie doniosę co zawiera twój zeszyt. Poza tym uważam, że zawiera samą prawdę bez wyzwisk i przekleństw na innych ludzi. Jesteś inny niż reszta chłopaków ze szkoły i tworzysz z Rafałem oraz Wojtkiem całkiem zgraną paczkę dorosłych emocjonalnie ludzi – powiedziała podchodząc i kładąc zeszyt na ławie.
– Będę bardzo wdzięczny za to pani…
– Nie powiem nikomu też o tym co robiłeś dziś z Wiktorią za trybunami na stadionie.
Poczułem jak nogi mi się same złożyły i bezwładnie padłem na kolana opierając ręce o panele podłogowe, głęboko pracując klatką starałem się złapać oddech.
– Spokojnie, poza mną i jej mamą nikt tego nie widział, stałyśmy na straży aby nikt wam nie przeszkadzał…
Reszty zdania już nie usłyszałem bo urwał mi się film podczas padania na twarz…
Ile czasu minęło zanim odzyskałem przytomność dowiedziałem się z zegara który wisiał na ścianie. Przez jakieś cztery minuty byłem bez świadomości. Przez ten czas profesorka mnie przewróciła na plecy, założyła nogi na fotel tak by krew spłynęła do głowy, zdjęła okulary z twarzy oraz uchyliła drzwi balkonu. Nauczycielka siedziała obok mnie z podwiniętymi na bok nogami i patrzyła na mnie.
– Jak się czujesz? – spytała tkliwym głosem.
– Więc to z Wiką było ukartowane, dlaczego? – zapytałem zamiast odpowiedzieć.
– Bo jej się podobasz od pierwszego wejrzenia. Powiedziała o tym mamie a ta z moją drobną pomocą dała córce możliwość spełnienia marzenia – powiedziała to tak spokojnie jakby oznajmiała, że jutro będzie słoneczny dzień.
– Z tego co wiem, to dziewczyny w ubiegłym roku wybrały Karpińskiego na najfajniejszego chłopaka w szkole – odparłem czując, że wracam do świata żywych.
– Bo oceniały tylko mięśnie i zabawność. Twój niezwykły wygląd sprawia, że sporo dziewczyn się za tobą ogląda, jednak otaczasz się barierą chłodu która odstrasza je. Jesteś jak seks analny…
– Ok. dalsze rozwinięcie już znam – stwierdziłem – Myślę, że lepiej już wrócę do interku…
Zacząłem się podnosić kiedy poczułem na piersi stanowczy nacisk dłoni nauczycielki.
– Nie tak szybko – powiedziała zalotnie.
Patrzyłem jak zdejmuje ręcznik z głowy uwalniając swe ciemno rude włosy spadające do ramion a następnie rozwiązawszy węzeł szlafroka odrzuciła lekko jago połę odsłaniając sporą część biodra, brzucha i małą pierś której barwa brodawki ledwo się różniła od koloru jej skóry na reszcie ciała.
– Może i mam tylko metr sześćdziesiąt cztery i małe piersi to może jednak będziesz zadowolony – stwierdziła patrząc mi prosto w oczy.
– Jest pani pewna, że chce to zrobić – zapytałem zaczynając wątpić w to, że rzeczywiście odzyskałem przytomność.
– Mów mi Iga – miauknęła zrzucając w tył szlafrok zostając teraz zupełnie nago.
Szybko zdjąłem nogi z fotela i siadłem na płask łapiąc się za głowę, krew na skroniach pulsowała mi tak, że niemal mnie to ogłuszało.
– To nie możliwe, jakbym komuś to powiedział to by mnie wyśmiał. Takie historie są możliwe tylko w głupich opowiadaniach erotycznych z Internetu – powiedziałem bardziej do siebie niż do Lisickiej.
Ta nie czekając na moje dalsze rozmyślenia usiadła na moje uda i odchyliła mi głowę w tył by spojrzeć w moje oczy. Pierwszy raz ktoś patrzył na mnie takim wzrokiem. Połączenie wściekłego głodu i pożądania sprawiło, że jej oczy były pełne dziwnych błysków jakby w nich trwała potężna burza.
– Już od pierwszej klasy miałam na ciebie ochotę – warknęła przez zaciśnięte zęby – Nie pozwolę, aby tylko tamta wyrośnięta gówniara mogła się cieszyć tobą! – widać było, że była zdesperowana i gotowa mnie nawet zabić jeśli odmówię – Chcę poczuć chociaż namiastkę tego co ona! – nie wytrzymała i zaczęła płakać chowając twarz w moim ramieniu wycierając łzy o kołnierz mej koszuli.
W tym momencie zrobiło mi się jej żal…
Objąłem ją ostrożnie lewą ręką w pasie a prawą zacząłem głaskać delikatnie po plecach, podniosłem też lekko głowę i kilka razy pocałowałem jej lewy obojczyk.
– Uspokój się już – powiedziałem szeptem – Nie płacz, chodź usiądziemy wygodnie na kanapie i pomyślimy nad tym wszystkim spokojnie.
Nic nie mówiąc tylko pokiwała głową w geście akceptacji i wstała. Skierowała się w stronę wspomnianego mebla i z opuszczoną głową, pociągając nosem. Usiadła na nim i odgarniając włosy w tył głęboko się zdziwiła widząc, że jestem już bez koszuli i koszulki oraz ,że kończę zdejmować skarpetki.
– Jednak się zgadzasz? – spytała niedowierzając.
– Przyznam szczerze, że zdarzało mi się myśleć na lekcjach z tobą jakby to było kochać się z wami dwiema. Jednak skoro nie ma co się lubi, to się lubi co się ma – odparłem unosząc znacząco lewą brew rozpinając zamek dżinsów poczym zdjąłem je razem z majtkami.
Podszedłem do niej i usiadłem na podłodze łapiąc za kostki jej nóg poczym zarzucając je sobie na ramię złapałem ją za jej mały tyłeczek. Podciągnąłem ją bliżej końca skórzanej kanapy i zbliżyłem usta do jej wygolonej muszelki.
– Z Wiką tego nie robiłeś na stadionie – powiedziała uśmiechając się radośnie.
– Ty nie jesteś nią a ja nie jestem na stadionie i nie wypominaj mi poprzednich partnerek bo tego nie lubię – powiedziałem czując zapach jej świeżo umytej myszki pachnącej różanym mydełkiem.
Zacząłem lizać miękkim końcem języka dookoła jej muszelki, zaczepiając od czasu do czasu jeden z jej płatków. Jej ciało zaczęło się rozluźniać a Iga pozwoliła sobie na głębokie westchnienie z ulgi. Ja natomiast zdecydowałem się na śmielsze zagrania i szeroko rozkładając język zacząłem jego środkiem lizać raz jedną, raz drugą wargę. Te natomiast w miarę zabawy zaczęły się powiększać i rozciągać, w pewnym momencie złapałem jedną z nich ustami i delikatnie naciągnąłem poczym puściłem aby nie sprawić nauczycielce bólu. Zacząłem powtarzać to, aż w końcu Iga nie wytrzymała i powiedziała abym przestał bo ją to łaskocze. W ramach tego przyłożyłem mocno, szeroko rozwarty język w połowie długości miedzy jej brązowym oczkiem a jej myszką i przyciskając go z całych sił przejechałem nim przez jej myszkę rozpychając jej płatki na boki kończąc na jej sterczącym ślimaczku który skrywał łechtaczkę. Dziewczyna mocno zacisnęła uda na moich uszach łapiąc głęboki wdech
– Jezu jak fajnie! – powiedziała łamiącym się na wdechu głosem.
Lizałem ją jeszcze kilka chwil czując jak drapie i czochra moje długie włosy. Spodobało mi się to więc kontynuowałem to pomimo, iż Iga zaczęła miarowo poruszać biodrami a z jej słodkiej bułeczki zaczęło wyciekać coraz więcej lukru.
– Wejdź we mnie – poprosiła po kilku chwilach namysłu.
– Jest mały problem.
– Jaki? – spytała zdejmując nogi z moich ramion.
Odpowiedz ukazała się jak tylko stanąłem wyprostowany. Otóż mój zwierzak nie obudził się do końca i zwisał smętnie głową w dół na wpół podniecony. Nauczycielka ujęła go w swoje dłonie i zaledwie w kilku ruchach postawiła go na baczność. Następnie położyła się na plecach unosząc nogi w kolanach aby mnie wpuścić.
– Proszę, bądź delikatny, mam bardzo płytką pochwę. Członki dłuższe niż dwanaście centymetrów sprawiają mi ból przy próbie pełnego włożenia – powiedziała przepraszająco spuszczając oczy w dół.
– Dlatego nie masz męża?
– Moja siostra Ewa też ma ten problem – wyjaśniła.
– Połóż się płasko na brzuchu i delikatnie rozchyl nogi – powiedziałem przypominając sobie jedną z pozycji dla kobiet z problemem płytkiej pochwy.
Zrobiła to co prosiłem patrząc przez ramię na mnie, ja w tym czasie najpierw stanąłem na czworaka nad nią, opuściłem nieco biodra i trzymając się za swój ogonek zacząłem delikatnie wodzić główką po jej mokrym skarbie aby zmniejszyć tarcie skóry pod napletkiem kiedy będę w nią wchodzić. Delikatnie wsunąłem się w nią kilka centymetrów poczym stanąłem na łokciach i oparłem swe łono o jej pupę. Opierając się piersią o jej plecy i wprawiając jej pupę w delikatny ruch, powoli się w niej poruszałem.
– Pierwszy raz kocham się w tej pozycji i jest mi bardzo przyjemnie – stwierdziła z błogim uśmiechem – Polecę ciebie swej siostrze.
– To już będzie przegięcie – odparłem cicho składając pocałunek z pocałunkiem na jej karku.
W odpowiedzi tylko zachichotała.
Uznałem w końcu, że jej myszka jest wystarczająco pobudzona i przyśpieszyłem tempa nieco mocniej napierając na jej pupę. Złapała głęboki wdech i jęknęła wyginając się w łuk do tyłu.
– Za głęboko? – spytałem przestraszony.
– Nie – jęknęła unosząc wzrok w górę – Szybciej, chcę szybciej – dodała błagalnie.
Nie wiele wiec myśląc przyśpieszyłem tępa i po kilku chwilach profesorka zaczęła głośno sapać i jęczeć wbijając paznokcie w tapicerkę kanapy która miarowo trzeszczała na łączeniach. Jeszcze kilka chwil tej szalonej gonitwy a ciałem mej profesorki zaczęły targać niekontrolowane skurcze mięśni a jej i tak już ciasna, płytka myszka zacisnęła mnie tak mocno, że nie mogłem się ruszyć w niej ani o milimetr. Przerwałem więc dalsze próby penetracji jej miłosnej jaskini i obejmując ją, przyległem całym ciałem do jej pleców. Odczekaliśmy kilka chwil i położyliśmy się na boku nie rozłączając się. Leżeliśmy tak spokojnie i czekałem, aż coś powie. Zamiast tego złapała mnie za rękę i przycisnęła ją do swej piersi pod którą mocno biło jej serce.
W ramach tego uniosłem się na łokciu i zacząłem całować jej ucho od czasu do czasu liżąc jego krawędź.
– Przepraszam, że cię tak wykorzystałam – powiedziała smutnym głosem – Jestem głupią suką która nie mogła się oprzeć możliwości wykorzystania okazji – odwróciła do mnie głowę.
– Nie przepraszaj skarbie – popatrzyłem w jej oczy – Wiesz ilu chłopaków fantazjuje na twój tema i marzy aby znaleźć się na moim miejscu?
– Tyle, że oni nie rozumieją co to znaczy „płytka pochwa” i zaczynają grę wstępną od słów „zrób mi loda suko” – powiedziała spuszczając wzrok jakby odezwały się złe wspomnienia w jej pamięci – Ty nie dość, że masz swój buntowniczy charakter awanturnika który odzywa się w trudnych sytuacjach, to swoją poważną zimną postawą i zwięzłością szczerych wypowiedzi tworzysz wokół siebie barierę próżni którą ludzie omijają. A tak naprawdę w ten sposób objawia się twoja nie akceptacja ludzi w twoim wieku którzy mają w głowie cyrk a w dupie karuzele.
– Tak, wiem, też czytałem podstawy psychologii – powiedziałem i aby przezwać tą dyskusję wykonałem głębokie pchnięcie w jej cipkę, puszczając przy tym oczko.
Iga zachichotała i patrząc znów przed siebie zakręciła lekko biodrami zachęcając mnie do dalszych harców. Złapałem więc ją oburącz w tali i powoli zwiększałem tempo. Iż znów tak jak w przypadku Wiki wpadł mi do głowy inny szatański pomysł.
Mianowicie wykonałem dziesięć płytkich pchnięć i przerwałem na kilka sekund. Profesorka spojrzała w tył i znów zacząłem powolne, płytkie ruchy licząc tym razem do dziewięciu, dziesiąte było szybkie i bardzo głębokie.
– Ojej!!! – wyrwało się Idze która zrobiła nagle wielkie oczy.
Chwila przerwy i znów delikatne wejścia, tym razem osiem i dwa szybkie głębokie. Dziewczyna zareagowała podobnie jednak nie protestowała. Kiedy doszedłem do czterech płytkich i sześciu głębokich, przez jej ciało przetoczyła się potężna fala orgazmu która zwinęła ją na boku w kłębek.
– Ty draniu – sapała ciężko – Ja już drugi raz w ciągu półgodziny a ty ani razu. Moja duma cierpi.
– Nie marudź tylko wypnij do mnie swoją pupę – powiedziałem czując, że jej soki już dawno zmoczyły dokładnie mojego małego łącznie z kulkami.
Popatrzyła lekko przestraszona, ale mimo tego podkuliła nogi pod brzuch dając mi lepszy dostęp do swej brzoskwinki. Wyjąłem z niej swoją fretkę i naciągając skórę na jej główkę zacząłem się wwiercać w jej kakaowe oczko.
– Nigdy tego nie robiłam – w jej głosie brzmiała nuta paniki.
– Ja też, nic się nie bój, odpręż się – zamruczałem do jej ucha.
Kiedy tylko główka wraz ze sporą fałdą otaczającej ją skóry wdarły się do środka, Iga syknęła z bólu. Puściłem skórę na moim małym i powoli, stanowczym ruchem wsunąłem go głębiej. Po czterech pchnięciach byłem już w połowie jego długości, kiedy Iga zacisnęła mnie mocno i wbiła mi paznokcie w kark sięgając rękoma w tył. Zaczęła głośno krzyczeć, jednak to nie był krzyk bólu. Spojrzałem na jej łono i widziałem jak faluje w spazmach. Teraz to dopiero uraziłem jej dumę dając jej trzeci orgazm w odstępie nieco ponad dziesięciu minut od poprzedniego.
– Nienawidzę cię draniu – wydyszała łapiąc chaotycznie powietrze – Jak śmiesz mi tak dawać przyjemność!
– Przepraszam panią, pani profesor. Mam iść do konta za karę? – zadrwiłem z niej.
– Nie! Wychodzi na to, że tyłek mam bardziej pojemny od cipki. Masz mnie zapiąć do końca – rozkazała.
– Cóż, przy tego typu zabawach, stwierdzenie „mam cię w dupie” nabiera innego znaczenia…
– Przestań pieprzyć głupoty i mnie wyruchaj w końcu!
Wyglądało na to, że nabrała ochoty na ostry i wulgarny seks
– Chcesz się zabawić na ostro? – spytałem dla pewności.
– Tak! Chcę byś mnie wyzywał, bił i ostro wy****ł w dupę bo mi się to *****sko spodobało!!! – nigdy przedtem nie słyszałem aby Iga tak klęła, nawet kiedy ochlapał ją rok temu przejeżdżający samochód.
– No to trzymaj się ladacznico bo będziesz przez tydzień chodzić na czworaka – warknąłem i sprzedałem jej siarczystego klapsa w tyłek który chwilę później zaczął łoskotać pod nawałem uderzeń moich bioder. Wszedłem głębiej w jej oczko niż myszkę, jednak nie zagłębiałem go do końca by jednak nie przesadzić i nie zrobić jej krzywdy. Trzymając ją mocno za biodra przyciskałem się do jej pleców, a ona uniósłszy się na łokciu skierowała twarz w górę i z zamkniętymi oczami łapała powietrze. Jej jęki, ciepło i zapach potu jej ciała podziałały na mnie i mój mały stał się znów boleśnie twardy. Iga otworzyła nieprzytomne oczy i zastygła w niemym krzyku gdy przez jej myszkę po raz czwarty przetoczyła się fala skurczów, tym razem nie patrząc na to, że jej oczko mocno mnie objęło dalej kontynuowałem. Wstrzymałem oddech i po chwili ogarnęło mnie błogie uczucie bezdechu i mętlik w głowie. Jeszcze kilka ruchów i zaciskając zęby oraz oczy strzeliłem w nią czując jak mój mały mocno pulsuje wypełniając jej kakaową rurkę bitą śmietaną.
Opadłem bezsilny głową na kanapę i łapałem powietrze jak ryba wyrzucona z rzeki na jej piaszczysty brzeg.
Leżeliśmy tak dobrych kilka chwil, wskazówki zegara na ścianie wskazywały kilka minut po dwudziestej trzeciej. W końcu Iga poruszyła się i biorąc dłonią za moją dłoń skierowała ją do swych ust poczym ją pocałowała.
– Poczułam to – stwierdziła zadowolona.
– Co poczułaś?
– Twój wytrysk. Odwdzięczyłam się chociaż nim jednym za moje cztery wspaniałe orgazmy. Chciałam tylko namiastkę tego co ona a dostałam o wiele, wiele więcej – przycisnęła się plecami do mnie.
– Mnie również się podobało. Zawsze uważałem, że starsze kobiety są leprze. Doświadczona partnerka jest lepsza niż tabun dziewic.
– To miłe z twojej strony, jednak niejeden stary ruchacz powinien się od ciebie uczyć – stwierdziła przyjmując poważny ton.
– Przesadza pani profesor.
– Wcale nie Jarku. A teraz idź się szybko podmyj i uciekaj do internatu. Chętnie bym cię u siebie przenocowała jednak gdyby rano sąsiad by ciebie zobaczył to mogło by być nieprzyjemnie.
– Mogę mieć jedną prośbę?
– Tak?
– Pocałuj mnie. Do tej pory tego nie zrobiłaś…
Iga odwróciła się do mnie przodem wypuszczając mnie z siebie, objęła delikatnie dłońmi za szyję i pocałowała, przez chwilę nasze języki tańczyły z sobą i mnie puściła
Wstałem i popatrzyłem na skórzaną tapicerkę która miała niemal na środku wielką, mokrą plamę z lekko białawego śluzu. Nabrałem trochę na palec i go polizałem…
– Mam niepłodne dni – stwierdziła Iga.
– Widzę, jest gęstszy i nieprzeźroczysty.
Odwróciłem się do niej tyłem by pozbierać ubrania i pójść do łazienki się umyć.
– O Chryste, co ona ci zrobiła na plecach – powiedziała ze współczuciem.
– Dlatego ciebie wolałem mieć plecami do siebie – puściłem oko i udałem się umyć.
Szybko się podmyłem w umywalce i ubrałem poczym wyszedłem z łazienki. Iga już w szlafroku stała w przedpokoju przy drzwiach, poczekała aż założę buty i kiedy się wyprostowałem podała mi mój zeszyt z notatkami po który przyszedłem oraz okulary.
– Po raz pierwszy w życiu cieszę się, że uczeń dał mi niewłaściwy zeszyt – powiedziała z lekkim uśmiechem.
– Kiedyś musi być ten pierwszy raz – stwierdziłem zakładając okulary na twarz.
– Czy mogę cię o coś prosić?
– Słucham panią profesor uważnie…
– Widziałam tylko kilka razy jak się uśmiechasz w szkole i to zawsze był uśmiech drwiący lub szyderczy. Proszę abyś uśmiechnął się tak jak do kobiety którą kochasz i cieszysz się, że ją widzisz. Błagam…
Uniosłem szybko brwi i je opuściłem poczym podniosłem dłonią okulary na szczyt czoła. Zasłoniłem spodem dłoni twarz i po kilku pośpiesznych ruchach nimi opuściłem je w dół przyjmując sympatyczny uśmiech szeroko rozciągając wargi co wywołało na każdym policzku pionowy wałek skórny przypominający wysoki łuk, a oczy przybrały lekko przymrużony wygląd. W oczach natomiast zabłyszczały iskry ukrywanej sympatii jaką darzyłem tą kobietę od pierwszej klasy. Stała i patrzyła jak urzeczona przez kilka chwil które zdawały mi się wiecznością kiedy czułem się nieswojo.
– Dziękuję – powiedziała poczym otworzyła drzwi…
Za kwadrans północ dotarłem wolnym krokiem w końcu na piętro gdzie był mój pokój i zapukałem do otwartych drzwi gabinetu wychowawczyni.
– Proszę!
Przeszedłem przez krótki wewnętrzny korytarz pokoju wychowawcy i wszedłem do głównego pomieszczenia. Wychowawczyni siedziała przy ławie i pijąc kawę rozwiązywała jedną z krzyżówek w książeczce.
– A to ty Jarku. Zastałeś moją siostrę? Udało ci się zamienić zeszyt.
– Tak, czekała na mnie bo przecież ją pani uprzedziła telefonicznie, że się zjawię. Pewnie ona też panią profesor uprzedziła, iż wracam do internatu i opisała pospiesznie czemu mnie tak długo nie było.
Na policzkach wychy pojawiły się lekkie wypieki. Po chwili milczenia popatrzyła mi w oczy w sposób nieco błagalny.
– Czy zrobiłbyś to ze mną? – spytała szeptem.
– Nie dziś – pokręciłem głową – Jest późno, maiłem bardzo nerwowe popołudnie z powodu tego zeszytu, bolą mnie plecy jakby mnie wychłostano, ponad to cala ta sytuacja jest dla mnie bardzo szokująca. Obiecuję, że przy pierwszej okazji to zrobię ale nie dziś – wyjaśniłem starając się mówić jak najciszej – Rozumiem, że pani cierpi jednak proszę mieć litość i nade mną. Nie jestem maszynką do seksu. Wciąż nie mogę uwierzyć w to co się dziś wydarzyło.
– Rozumiem – spojrzała na mnie ze łzami w oczach – Przepraszam, nie powinnam była…
– Spokojnie. Widzę, że obie macie tendencję do płaczu, ale dziś nie mogę już skupić myśli.
Nasłuchiwałem chwilę czy nikogo nie ma na korytarzu poczym szybko pochyliłem się do wychowawczyni opierając dłonie na poręczach fotela na którym siedziała i ją krótko pocałowałem w usta. Wyprostowałem się, a ona z lekkim niedowierzaniem patrzyła na mnie.
– Musiałbym być głupkiem aby nie przespać się z bliźniaczkami – szepnąłem puszczając oczko i wystawiając koniec języka – Dobranoc pani profesor – zadudniłem basowo aby było to słychać na korytarzu poczym zrobiłem w tył zwrot przez lewe ramię, stuknąłem o siebie obcasami glanów i odmaszerowałem do swego pokoju.
Otworzyłem kluczem drzwi do pokoju poczym znów je za sobą zamknąłem. Rafał jeszcze nie spał bowiem siedział na łóżku i czytał zdaje się „Mroczną wieżę” S. King’a. podszedłem do swojego kadeta i odłożyłem zeszyt pod blat.
– Czemu cię tak długo nie było? – spytał wyjmując słuchawkę z ucha.
– A wiesz jak to jest z nauczycielami, zawsze znajdą sposób aby zatruć głowę i zmarnować człowiekowi czas…
– Masz zeszyt?
– Mam, obyło się bez większych kłopotów – mówiąc to zauważyłem przez szparę pod drzwiami, że w strumieniu światła jakie padało z gabinetu wychy widać było, że ktoś stoi tuż pod moim pokojem, za nimi – Jest ktoś na gg?
Rafał wziął do ręki telefon by sprawdzić, gdyż już miał włączoną tą aplikację.
– Nie, niema
– Rozumiem – sam już patrzyłem na telefon czekając aby zalogować się na swoje konto.
Kiedy to zrobiłem napisałem do Rafała „Wycha stoi pod drzwiami i nas podsłuc***e”.
Rafał wychylił się do przodu by spojrzeć pod drzwi i zapytał niby pozorując normalną rozmowę.
– Co masz zamiar robić?
– Przebrać się i iść spać, zgaś już może to światło – powiedziałem wykonując gest palenia i idąc w stronę okna by je otworzyć.
– Masz rację, mnie też już oczy się kleją – zgasił światło i sięgną po papierosy które miał w spodniach.
Ja wyciągnąłem swoje spod blatu i odpaliłem jednego wydmuc***ąc dym w stronę okna. Na telefonie dostałem wiadomość od Rafała który też już się zaciągał.
– „Co żeś znowu od ****ł?” – zapytał wprost.
– „przeleciałem nauczycielkę od hodowli” – odpisałem bez zastanowienia.
Rafał najpierw zrobił wielkie oczy gdy to przeczytał a potem zaczął się dusić papierosem którego mało nie wessał do ust ze zdziwienia co dostał w odpowiedzi.
– Że co ****a? – wysapał.
– Co się stało, coś nie tak z telefonem? – zapytałem widząc nagłe poruszenie cienia pod drzwiami.
– Zawiesił się – odparł łapiąc szybko o co chodzi.
Po chwili odpisał mi.
– „Jak tego dokonałeś?”
– „Ona i matka Wiki pilnowały dziś aby nikt nam nie przeszkadzał”
– „Że co ****a?”
– „Wika powiedziała matce, że chce się ze mną przelecieć i matka jej w tym pomogła”
– „Że co ****a?” – kumpel wyraźnie był tak ogłupiony tym wszystkim, że mu się płyta zacięła.
– „To wszystko było ukartowane, a Iga zadzwoniła do wychy i jej powiedziała, że ją przeleciałem nie dawano”
– „Że co ****a?”
– „Teraz i ona chce to zemną zrobić. Prosiła mnie kiedy poszedłem się zgłosić, że wróciłem”
– „*******isz”
– „Nie *******ę, bo dupą nie ruszam”
Kumpel spojrzał znad swego telefonu na mnie i pokręcił głową z ironicznym uśmiechem
– „To żeś sobie prze****ł” – odpisał poczym wyrzucił peta za okno i poszedł do łóżka.
Położył się i wyłączył gg. Ja chwilę później skończyłem swojego fajka i wziąłem się za ścielenie łóżka, przebrałem się w piżamę, położyłem i ledwie sięgnąłem po telefon, ten zawibrował mi w dłoni. Wiadomość od nieznajomego numery brzmiała następująco.
– „Możesz rozmawiać Jarku?”
– „Zależy kto pyta”
– „Ewa i Aga. Dałeś mi swój numer na długiej przerwie”
– „Nie wiedziałem, że masz neta na stancji”
– „Piszę z laptopa Agi, korzystamy z sieci bezprzewodowej. Jesteś sam w pokoju?”
– „Nie Rafał został na weekend”
– „Mam dziś mało czasu na rozmowę, przyjdź jutro z nim do nas na stancję. Mamy bardzo pilną sprawę”
– „Ale co się stało?”
– „Za długo by było opowiadać. Proszę przyjdź z nim jutro. Potrzebna nam męska pomoc!”
– Słuchaj Rafał. Dziewczyny z mojej klasy potrzebują jutro naszej pomocy na stancji, nie chcą powiedzieć o co chodzi ale podobno same sobie nie poradzą.
– Pewnie trzeba im zrobić przemeblowanie. Powiedz, że ja się zgadzam – odparł przewracając się z boku na bok.
– „Ok. będziemy jutro, tylko o której?”
– „Jak najszybciej! Dobrej nocy J”
Dziewczyna się wylogowała kończąc rozmowę…
– Szykuj się na wczesną pobudkę bo chyba im wyskoczyła nagła awaria. Chcą abyśmy przyszli najprędzej jak to możliwe.
– Tylko jutro nie zdejmuj podkoszulka u nich jak się zgrzejesz przy robocie, bo będą głupie pytania – mruknął już sennym głosem.
Telefon w dłoni zawibrował mi raz jeszcze ukazując wiadomość z nieaktywnego pozornie konta Eweliny
– „PS: Byłeś za******y”
– „Że niby co?” – jednak moje pytanie pozostało bez odpowiedzi.
Wyłączyłem komunikator i schowałem telefon pod poduszkę. Chwilę potem spałem jak zabity…

Obudził mnie szczęk otwieranego zamka drzwi. Uchyliłem oko i zobaczyłem jak Rafał wychodzi z pokoju. Wrócił po chwili wnosząc z sobą zapach L&M’ów które palił. Zapewne strzelił sobie w płuco kiedy poszedł do toalety. Podszedł do mojego łóżka i je kopką kilka razy.
– Jaro obudź się…
– Nie śpię, leżę sobie. Która jest godzina?
– Szósta dziesięć…
– Człowieku, jest sobota. Daj mi jeszcze pognić do obiadu. W tygodniu nawet tak wcześnie nie wstajemy…
– Mamy iść do dziewczyn na stancję, nie pamiętasz?
– Pamiętam, pamiętam. Jednak tak mi się nie chce – usiadłem na łóżku, przeciągnąłem i spróbowałem podrapać po łopatce.
Syknąłem z bólu czując jak paznokieć zrywa jeden ze strupów na skórze.
– O szatanie zlituj się nade mną pobożnym – zadrwiłem swoim starym zwyczajem z kościoła.
– Nie wzywaj imienia pana swego nadaremnie – pogroził mi palcem przyjaciel robiąc parodialną, groźną minę.
– Myślałem, że mi się to wszytko przyśniło…
– Szczerze to ci zazdroszczę takich snów – powiedział z przekąsem.
Nie kontynuowałem tej rozmowy tylko złapałem za przybory kąpielowe i poszedłem w końcu dokładnie zmyć z siebie ślady wczorajszej zbrodni. Umyłem się dokładnie i ogoliłem pachy oraz krocze. Woda była tak przyjemnie gorąca, że nie chciało mi się wychodzić, jednak chcąc nie chcąc musiałem to zrobić. Wytarłem się, ubrałem i wyszedłem spod prysznica, następnie drugą maszynką ogoliłem policzki pomagając sobie jednym z luster zawieszonym nad umywalką których dwa rzędy biegły po oby stronach łaźni. Na korytarzu dały się słyszeć pierwsze kroki lokatorów internatu którzy nieliczną grupą pozostali jednak na trzeci weekend września. W drzwiach minąłem się z Rafałem który wrócił ze śniadania którego ja niemal nigdy nie jadłem i sam udał się do jednej z kabin prysznicowych. Wróciłem do pokoju i podłączyłem MP3 pod głośniki komputerowe które przywiozłem z domu aby nie być skazanym na słuchanie tylko i wyłącznie hip-hopu Zetki z jego radioodtwarzacza .
Otóż ja i Rafał słuchaliśmy głównie metalu i panku a Karol wszystkiego co było związane z japońskim anime lub gotyckimi chórami co z czasem mnie zmotywowało do słuchania gotyckiego metalu.
Wracając do tematu. Ubrałem się jak zawsze na czarno i ułożyłem fryzurę. Dzień zapowiadał się ciepły więc założyłem zwiewną koszulę z bawełny zapinając ją tak by tylko jeden guzik pod szyją był luźny i postawiłem zbójecko kołnierzyk do góry, mankiety też były nie zapięte.
Rafał wpadł do pokoju z ręcznikiem na biodrach zostawiając za sobą mokre ślady kapci na podłodze i zaczął się ubierać. Wyjrzałem zza kadeta by zobaczyć za ile czasu będzie gotowy do wyjścia.
– O. Młody gniewny? – spytał komentując wygląd koszuli.
– Nie. Stary w****iony – prychnąłem mówiąc tylko prawą stroną ust przechylając jednocześnie głowę w drugą stronę.
Dwadzieścia minut później opuściliśmy internat, kiedy chwilę wcześniej wychodziliśmy z pokoju poczułem smutne spojrzenie wychowawczyni na swym karku. Szliśmy żwawym krokiem kiedy przypomniałem sobie, ze nie zapytałem dziewczyn o ich numer domu.
– Nie zapytałem dziewczyn o dokładny adres…
– Spoko. Za to ja wiem gdzie to jest, gdyż mieszka z nimi Dominika z mojej klasy. Byłem u niej kilka razy rok temu bo prosiła mnie abym jej pomógł z maszynoznawstwa.
Tak zapomniałem powiedzieć. Rafał był niższy ode mnie o jakieś dziewięć centymetrów za to był o jakieś dwadzieścia cztery kilogramy „starszy”. Nie był gruby na brzuchu, jednak miał na czym siedzieć, poza tym miał średnie, puchate włosy barwy jasnej miedzi, które samoczynnie tworzyły delikatne baranki. Karola mogę opisać jako niskiego żyda z Oświęcimia z zapadniętą klatką i szczurzą twarzą oraz krótkimi kasztanowymi włosami które szybko mu się przetłuszczały. Finto opisów. Zetkę sobie odpuszczę bo go nie lubię…
Wiedziałem, że dziewczyny mieszkają gdzieś na Żabiej jednak nigdy nie dopytywałem się szczegółów. Mój kontakt z ludźmi z klasy ograniczał się do przywitania i rozmowy kiedy ktoś miał do mnie jakąś sprawę, a i wtedy nie trwała ona wyjątkowo długo bo używałem krótkich zwięzłych odpowiedzi lub pytań. Dziewczyny z klasy mnie jako jedynego nie traktowały jak napalonego samca ale jak profesora z którym się tylko widywały gdyż ich nie uczył. Tym bardziej zaproszenie dwóch z nich do siebie mnie zdziwiło.
Dotarliśmy w końcu do budynku podobnego w jakim mieszkała Iga jednak nie zwracałem uwagi na jego numer. Ulica była pełna tego typu budynków które różniły się tylko kolorystyką i wykończeniem.
Weszliśmy na piętro i zatrzymaliśmy się przed drzwiami opatrzonymi numerem trzy. Wyjąłem telefon i napisałem do Eweliny sms o treści „Puk, puk!!!”. Po chwili usłyszeliśmy zza drzwi sygnał sygnalizujący odebranie wiadomości. Chwila ciszy i dał się słyszeć głos Ewy która krzyczała do swej koleżanki która musiała być w innym pomieszczeniu.
– Jarek napisał sms-a. Jakiś dziwny…
– Dlaczego? – dał się słyszeć bliższy drzwiom głos Agnieszki
– Napisał puk, puk i trzy wykrzykniki…
– Jak to puk, puk?
W tym momencie we dwóch zapukaliśmy dwa razy do drzwi , poczym przyłożyłem dłoń do judasza.
– Kto tam? – zapytała Aga.
– Święty Mikołaj – odparłem.
– I renifery!!! – dodał kolega.
Drzwi się uchyliły i na wprost nas stała Agnieszka ubrana w obcisłe legginsy i bardzo luźną koszulkę która była nieco zbyt prześwitująca. Przynajmniej na tyle aby dało się zauważyć brak stanika.
– Już jesteście? Myślałyśmy, że będziecie dopiero po dziewiątej a jesteście przed ósmą.
– Podobno macie coś ważnego do nas dwóch? – zachrypiałem patrząc jej prosto w oczy i ściskając mocno szczęki kończąc zdanie.
– Wybaczcie ale dopiero co wstałyśmy. Wejdźcie – zaprosiła cofając się nieco aby zrobić nam przejście.
Zdjęliśmy buty i nie wiedzieć czemu pozbyłem się koszuli zostawiając ją na wieszaku.
Rafał wciąż mocował się z opornymi sznurowadłami jego glanów kiedy do przedpokoju wparowała zaspana Dominika która nie zauważyła naszego przyjścia. Stanęła na środku przedpokoju w podkoszulce poczym przeciągnęła się jak kocica unosząc ręce w górę i stając na palcach. Jej koszulka uniosła się ponad jej biodra odsłaniając cały jej wzgórek łonowy przez który przebiegała wąska, krótko przycięta kreska czarnych włosków…
Rafał który miał nos zaledwie półtora metra od jej brzucha szybko spuścił wzrok na buty a ja udałem, że poprawiam układ wąsów, patrząc w lustro pod wieszakiem.
Dziewczyna widocznie myśląc, że jej nie zauważyliśmy, pośpiesznie wycofała się rakiem do pokoju ciągnąc oburącz koszulkę w dół. Widząc leki uśmieszek na twarzy kumpla, szturchnąłem go pod żebro łokciem.
Aga zaprosiła nas do kuchni i zaczęła robić herbatę. Robiła to wszystko tak by stawiać nogi jak najszerzej i nad zbyt jak dla mnie się wypięła aby spojrzeć pod czajnik czy gaz nie jest zbyt mocny. Dziewczyna jakby zapominając, że obserwuje ją dwóch facetów przeciągnęła dłońmi po przedniej części koszulki napinając materiał co uwydatniło jej średnie piersi z profilu podobne do trójkątów których dolna podstawę stanowiły półkola i z mocno sterczącymi sutkami.
Poprawiła swe jasno brązowe włosy sięgające do połowy szyi i odwróciła się do nas.
– Słuchaj Jarku, coś się popsuło w moim laptopie i nie mogę uruchomić edytora tekstu. Będziesz mógł się zająć?
– Jeśli masz płytkę instalacyjną Microsoft Office to nie powinno być problemu. – odparłem patrząc na wchodzącą Dominikę tym razem posiadającą dodatkowo krótkie, luźne spodenki.
– Cześć – powiedziała z miłym uśmiechem.
– AVE – palnąłem od niechcenia
– Morgen – dodał kolega przymykając oczy jakby starał sobie coś przypomnieć.
Doma lub Domi, jak ją nazywali koledzy z klasy, minęła swoją koleżankę i wyjęła z lodówki piwo.
– Chce ktoś? – spytała jakby nigdy nic.
Patrzyliśmy na nią obaj z identycznie uniesionymi lewymi brwiami jakbyśmy nie byli pewni czy to było do nas.
– Rafał? – zwróciła się do niego celując w jego stronę dno puszki.
– Chętnie – odparł.
– A ty Radku?
– Jarku – poprawiłem ją – Nie, dziękuję. Nie piję na pusty żołądek.
– A mnie to nie gra różnicy – podała koledze puszkę – Piwo z rana jak śmietana – dodała uśmiechając się do niego.
– Albo kto sobie rano piwko machnie, temu z ryja ładnie pachnie – palnąłem bez namysłu bardziej do siebie niż do pozostałych , odwracając głowę w stronę okna.
Zapadło niezręczne milczenie. Udając, że coś szukam w telefonie czekałem na rozwój sytuacji. Woda się zagotowała i Aga podała herbatę poczym siadła do stołu przy którym zdążyła się również usadowić Doma.
O ile koleżanka z klasy była szczupłą i smukłą tyczką o wzroście 173cm to Domi była niższa o jakieś cztery centymetry, za to z ponętnie pełnymi biodrami i udami nie zapominając o miseczce C.
Moją skłonnością jest to, że nie przyglądam się ludziom dokładnie ich badając, tylko rzucam krótkie, omiatające spojrzenie i potem zaczynam to wszystko analizować w głowie robiąc listę cech szczególnych wyglądu.
– Cześć chłopaki – zaszwargotała wesoło Ewelina wpadając do kuchni, klapiąc bosymi stopami po płytkach w kuchni – Może przejdziemy do dużego pokoju bo tu będzie nam raczej ciasno przy stole.
Złapaliśmy za swoje napoje i udaliśmy się do dużego pokoju gdzie pomimo otwartego okna wciąż było czuć zapach ciepłego kobiecego ciała spoczywającego we śnie.
Ja z kolegą zajęliśmy miejsca na fotelach stojących wzdłuż krótszych boków ławy a dziewczyny siadły razem na wersalce stojącej najbliżej wspomnianego niskiego stołu.
Zaintrygował mnie ubiór Ewki, albowiem ta mająca ledwie metr pięćdziesiąt siedem dziewczyna miała na sobie czarną męską koszulę która chociaż miała jej pewnie służyć za piżamę, była jakby niedawno prasowana. Dolna krawędź koszuli sięgała do kolana. Równie dobrze mógłbym nosić tę koszulę ja z powodu jej rozmiarów. Dziewczyny jej postury nazywałem „niskopodwoziowymi” bowiem o ile była niska to ważyła tyle co ja, czyli jakieś sześćdziesiąt cztery kilogramy. Przewidywałem, że o ile teraz jest tylko trochę pulchną dziewczyną z fajnie odstającą pupą to po urodzeniu dziecka dostanie szerokiego tyłka i dużego brzucha. Wiedziałem to gdyż końcowy opis dotyczył jej mamy której zdjęcia z wieku tych „kilkunastu” lat pokazywała mi kiedyś Ewa.
Póki co, to właśnie stopy tej niskiej, długowłosej i niemal zawsze uśmiechniętej czpiotki najbardziej mi się podobały ze wszystkich kobiecych stóp w szkole.
W końcu aby przerwać tą ciszę Rafał popatrzył na dziewczyny i zapytał po co on jest im potrzebny bo chyba laptopa we dwóch nie będzie trzeba naprawiać we dwóch.
– Potrzebna mi jest twoja pomoc przy referacie na maszynoznawstwo – palnęła z miejsca Doma – Ten baran chce mi chyba znowu dokuczać cały rok. Gdyby nie twoja pomoc to bym miała na wakacjach poprawkę.
– Poprawki nie są takie złe. Ja miałem w tym roku replay z matmy podobnie jak czterdzieści siedem innych osób – odparłem beznamiętnym głosem.
– Tylko, że ty miałeś pecha paść ofiarą głupiej ambicji nauczycielki, a ja wiem o co chodzi tamtemu idiocie…
– Mianowicie? – spytałem patrząc na dno swojego kubka gdzie cukier się nie rozpuścił.
– On myśli, że dam mu dupy aby mieć spokój – palnęła bezceremonialnie.
Wymieniłem z kolegą znaczące spojrzenie.
– Lepiej siedź z nią na maszynach i pomagaj jak tylko potrafisz nawet jakbyś miał dostawać gole za suflerkę…
– Może lepiej go przyłapać w ciemnej alejce i połamać kilka kończyn jak cztery lata temu zrobili to chłopaki dla twojego byłego wychowawcy z pierwszego piętra.
– Ty chcesz abym go zabił swoimi butami? Niech się dupek pomęczy. Może pęknie mu żyłka na interesie podczas wymyślania coraz to głupszych pytań dla ciebie i sam zdechnie – powiedziałem patrząc w oczy Dominiki.
– Będę tobie bardzo wdzięczna i obiecuję, że nie będziesz żałować pomagania mi – powiedziała poważnym tonem zwracając głowę do Rafała.
Palnąłem się dłonią w czoło.
– Skleroza nie boli – mruknąłem – Powiedz mi Ewo co miała znaczyć twoja ostatnia odpowiedz na gg? – spytałem dziewczyny która odpięła kieszeń w koszuli i wyciągnęła paczkę niebieskich Viceroy’ów.
– Ty palisz Jarku? – zapytała patrząc na paczkę.
– Pytasz czy stwierdzasz?
– Raczej stwierdzam bo to przecież twoja koszula…
Poczułem się jakby mi ktoś wbił bagnet w plecy miedzy żebra.
– Jak to moja koszula – spytałem robiąc wielkie oczy.
– Od dawna pociągają mnie faceci w koszulach. A ty nosisz najbardziej seksowny ich typ. Dlatego więc jak tylko zobaczyłam, że wisi na wieszaku to ją założyłam – powiedziała figlarnie przewracając oczami.
– I co? Masz radoche?
– Jeszcze jak? Mam ją tobie oddać? – spytała odpinając guziki od szyi w dół ukazując nagi mostek.
– Nie musisz. Mam w internacie jeszcze cztery takie więc jak chcesz to możesz ja trochę u siebie potrzymać. Zamiast tego powiedz mi o co chodziło z tym „PS: Byłeś za******y”?
Dziewczyny się dziwnie uśmiechnęły poc zym Aga wskazała palcem na okno.
– Spójrz na sąsiedni balkon – poprosiła.
Odwróciłem głowę w stronę okna i dostrzegłem balkon sąsiedniego budynku na którym nikogo jednak nie dostrzegłem.
– Nie rozumiem o co chodzi – podniosłem lewą brew przymykając drugie oko patrząc ponownie na Agnieszkę.
Doma w tym czasie wyciągnęła zza łóżka aparat cyfrowy i go uruchomiła.
– Pomyśl dobrze – powiedziała tajemniczo Ewa.
Domi zaczęła robić mi zdjęcie za zdjęciem błyskając lampą błyskową po oczach.
– Weź się Jarku uśmiechnij – poprosiła szykując się do zrobienia kolejnego zdjęcia.
– Przestań proszę, nie lubię jak ktoś mi robi zdjęcie i nigdy się nie uśmiecham bez powodu do plastikowego pudełka – szybko odparłem.
– Wczoraj nie przeszkadzało ci, że robimy tobie zdjęcia – burknęła podciągając jedną nogę na siedzisko i odwróciła obiektyw w stronę Rafała.
– Kiedy mi wczoraj robiłaś zdjęcia? – spytałem już potężnie ogłupiały.
Dominika zrobiła koledze zdjęcie i podeszła do niego aby mu pokazać swoje dzieło.
– Ładne? – spytała.
– Tło tak, obiekt na pierwszym planie należało by wyciąć – podobnie jak ja nie lubił kiedy ktoś go fotografował.
– A to? – widocznie pokazała mu inne zdjęcie – A może to?
Oczy Rafała mało nie wypadły z orbit , szeroko otworzył usta w ogłupieniu i patrzył jak skamieniały na wyświetlacz aparatu.
Spojrzałem raz jeszcze na sąsiedni balkon i dostrzegłem jak profesorka od hodowli wychodzi na zewnątrz z mieszkania aby rozwiesić pranie. Zerwałem się z miejsca i wyrwałem dziewczynie aparat z ręki. Moje czarne przeczucie się sprawdziło.
Aparat miał bardzo dobry zoom i bardzo wyraźnie ukazywał błogą przyjemność na twarzy nagiej Igi Lisickiej nad ramieniem której było widać moją twarz oraz to co miała ona między nogami.
Nagle wezbrała we mnie taka wściekłość, że chciałem cisnąć aparatem o ścianę ale wiedziałem, że i tak nie zniszczę dowodu bo wszystko było zapisane na kości pamięci.
– Nikomu nic nie powiemy – zaczęła Dominika.
– Obiecujemy skasować te zdjęcia nawet teraz abyś był świadkiem – dodała Ewa
– Ale byłeś wczoraj tak widoczny, że nie mogłyśmy się powstrzymać aby nie patrzeć – skończyła Aga.
Kątem oka zobaczyłem jak Doma wyciąga z pokoju Rafała za rękę jakby chciała mu coś pokazać.
– Mam nadzieję, że się zaje-ku*wa-fantastycznie bawiłyście wczoraj patrząc co robie. Macie na mnie haczyk i liczycie, że teraz będziecie mnie szantażować jakbym wam coś rzeczywiście zawinił – warczałem przez zaciśnięte zęby patrząc na podłogę.
– Wczoraj wieczorem na gg Wika opisała nam co robiła z tobą na treningu, potem przed dziesiątą pojawiłeś się u profesorki i widziałyśmy całą sytuację… – przymilnym głosem wyjaśniała Agnieszka.
– Zastanawiam się ile osób wie, ze z nią kochałem…
– Sporo ale nie więcej niż powinno…
– W szkole jest jakieś nieco ponad czterdzieści uczennic. Ile z nich o tym wie?
– Z nami trzema to dwadzieścia dwie nie licząc nauczycielek…
Usiadłem kładąc aparat na ławie i odchyliłem głowę w tył mając zamknięte oczy.
– Za jakie dobre uczynki mnie tak karzesz szatanie? – jęknąłem.
Nagle zza ściany dało się słyszeć kobiece jęknięcie.
Otworzyłem oczy aby upewnić się czy mi się tylko wydawało.
– Pół nocy spać nie mogłyśmy i do późna oglądałyśmy te zdjęcia – stwierdziła Ewelina.
Jęknięcie się powtórzyło.
– Co oni tam robią? – spytałem zdziwiony.
– To samo po co cię tu zaprosiłyśmy – wyjaśniła Agnieszka wstając i podchodząc do mnie.
– Z tego co wiem to laptop jest tylko jeden – odparłem bez namysłu.
– Pier**ol laptop – warknęła Ewelina – To znaczy zapomnij o nim, pier**ol nas – poprawiła się ściągając moją koszulę po którą nic nie miała na sobie.
Agnieszka idąc jej śladem też już zrzuciła z siebie ubranie i stanęły obok siebie blokując mi drogę jakby się bały, że im ucieknę.
– Ale dlaczego ja? – spytałem czując że w spodniach robi mi się ciasno.
– Bo masz fajny wygląd…
– Bo widziałyśmy co potrafisz…
– Bo cię lubimy jako jedynego chłopaka z klasy…
– Bo masz całkiem sporego…
– Bo nigdy nam się podpadłeś wrednymi tekstami…
– Bo mamy dość zabawy sztucznymi członkami…
Wymieniały kolejno. Agnieszka używała argumentów bardziej koleżeńskich a Ewa od momentu stwierdzenia co mam z nimi zrobić, wymieniała powody bardziej dosadne.
– Chcecie razem czy osobno?
– Osobno – stwierdziły jednogłośnie.
– Najpierw jedna potem druga czy na przemian?
– Może na przemian aby było po równo – zaproponowała nieśmiało koleżance Agnieszka?
– I tak często zabawiamy się wzajemnie to więc mnie nie będzie przeszkadzało, że jego ch** będzie najpierw w twojej cipie a potem wsadzi go mi – odparła Ewka po której widać było już zniecierpliwienie.
– Macie gumki?
– Nie potrzebuję ich dzisiaj – warknęła już trzymająca się granic cierpliwości dziewczyna.
– No to idziesz na pierwszy ogień – wstałem do niej i bezceremonialnie włożyłem jej dłoń między uda.
– Nareszcie żeś się namyślił – stwierdziła z mściwą satysfakcją rozchylając nogi i sięgając by rozpiąć mi zamek spodni – Masz mnie dymać jak burą sukę, zrozumiałeś? Lubię ostro i szybko bez zbędnego tracenia czasu na głupoty.
Ledwie skończyła z zamkiem, ściągnęła mi spodnie do kostek i padając na kolana wessała mojego małego w swoje usta. Zatoczyła wokół główki kilka kółek swym języczkiem i wsysając resztki powietrza jakie miała w ustach nabiła się na moją lancę tak głęboko, że jej wargi dotknęły mojego podbrzusza. Złapała mnie za pośladki aby mieć lepszy punkt oparcia i przez kilka dobrych chwil połykała moje berło drażniąc językiem jego dolną część. To było tak silne i potężne doznanie, że nie wiedząc co się dzieje strzeliłem prosto w jej krtań. Myślałem, że mnie odepchnie i wyzywa ale się jednak zdziwiłem. Ewa nie śpiesząc się dokładnie mnie wylizała tak by nie zostawić gdzieś przez przypadek nawet odrobinki mojego nasienia.
– Pierwszy głód wstępnie zaspokoiłam – powiedziała z lubieżnym uśmiechem stojąc dalej na kolanach – Idź do niej bo widzę, że też nie może się doczekać.
Odwróciłem się w stronę Agnieszki która patrzyła na tą scenę z dłonią miedzy udami. Podszedłem do niej zdejmując po drodze resztę garderoby i usiadłem obok niej.
– A ty jak lubisz – spytałem patrząc jej w oczy.
Za ścianą było słychać przeciągliwy jęk Dominiki.
– Delikatnie – powiedziała wyjmując rękę spomiędzy ud położyła mi dwa lepkie palce na mych ustach – i czule…
Wziąłem je do ust i oczyściłem z bardzo rzadkiego śluzu który nie miał lekko kwaskowatego posmaku w przeciwieństwie do poprzednich partnerek.
Zabrała palce i przywarła ustami do moich ust po czym przełożyła jedną nogę nad moimi udami i siadła na mnie wypinając swój tyłeczek tak by pod jej łonem powstała przerwa na moją dłoń. Wykorzystałem to i zacząłem masować palcami całą powierzchnię jej warg sromowych. Ona w tym czasie ujęła w dłoń moją fretkę aby znów ją doprowadzić do stanu używalności. Pieściliśmy się tak kilka dobrych minut gdy po chwili odpoczynku moje podniecenie znów powołało do życia mojego małego.
– Połóż się – poprosiła przerywając pocałunek.
Trzymając ją cały czas na sobie przekręciłem się o dziewięćdziesiąt stopni i wyciągnąłem na całą długość wersalki. Chwilę potem Aga delikatnie zaczęła się nabijać na mnie zmysłowo ruszając biodrami w przód i tył. Nie czekając na dalsze polecenia chwyciłem jej szpiczaste piersi, masując je i delikatnie ugniatając obserwowałem uśmiech malujący się na twarzy dziewczyny. Kołysząc się na mnie, oparła swe dłonie o moją klatkę i pochyliła się do przodu tak ty jej łechtaczka mogła ocierać się o moje łono.
Ewelina usiadła w tym czasie na fotelu tak by widzieć plecy koleżanki i czekała na swoją kolejkę niecierpliwie patrząc na moje krocze.
Oddech Agnieszki stał się płytszy i szybszy. Złapałem ją mocno za biodra, przycisnąłem ją mocno do siebie wchodząc w nią bardzo głęboko. Po minucie szybkiego ujeżdżania dziewczyna mocno rzuciła się w tył a z jej ust dał się rwać krzyk rozkoszy. Padła na plecy wypuszczając mnie z swego gorącego wnętrza i przyciskając obie dłonie do swej myszki, starała się złapać oddech.
Było mi mało…
Wstałem z łóżka i podszedłem do Eweliny która tryumfowała szerokim uśmiechem nadejście jej kolejki.
– Stań kolanami na siedzisko, zarzuć ręce na oparcie i wypnij do mnie swoją dupę – warknąłem do niej.
– Możesz powtórzyć bo nie zrozumiałam wszystkiego? – spytała robiąc złośliwą minę.
– Mam ci to ****a narysować? Rusz się bo cię kopnę w dupę szmato!!!
Ewce widać się podobało takie traktowanie co dało się poznać po błysku satysfakcji w jej oczach.
– Tak dobrze? – spytała przyjmując pozycję o którą poprosiłem.
W odpowiedzi dostała siarczystego klapsa w tyłek aż echo odbiło się od ścian pokoju.
– Co tak długo, następnym razem masz wykonywać rozkazy w locie – odparłem kładąc lewą rękę na jej biodrze a drugą wpychając członka w jej cipkę.
Syknęła lekko kiedy jednym pchnięciem wszedłem w nią do końca. Uczepiłem się jej bioder oburącz po czym zacząłem ją posuwać pełnymi, szybkimi i mocnymi pchnięciami.
– Tak!!! Pier**ol mnie mocno, chce mieć go całego w sobie – jęczała ściskając na przemian jedną ręką własne piersi.
Przerwałem na chwilę i pochyliłem się nad jej plecami w stronę jej prawego ucha?
– Za ostro cię traktuje czy może być? – spytałem spokojnym tonem.
– Za****ście, chce więcej i ostrzej, lubię ból – wyszeptała łapiąc oddech podczas chwili spokoju.
Po pokoju rozeszło się kolejne echo klapsa jaki wylądował na krągłym pośladku dziewczyny która syknęła z rozkoszy. Wbijałem się w nią z całej siły tak mocno, że pomimo pełnego wejścia jej biodra poruszały się jeszcze z piętnaście centymetrów w przód.
Muszę szczerze przyznać, że mnie to nie bawiło. Czułem się jak bezmózgi goryl w jakimś beznadziejnym porno z budżetem w wysokości około pięćset dolców, który wali wszystko co mu wskaże reżyser i nie ucieka na drzewo. Ale skoro już zgodziłem się to grubiaństwem byłoby teraz odmówić. Tak więc wykonując ruchy niemal jak robot zadowalałem Ewkę która właśnie podrzuciła energicznie głowę w górę i jęknęła przeciągle po czym opadła na oparcie fotela, kurczowo się go trzymając.
Pominę dalszy opis bo tak chodziłem od jednej do drugiej przez jakieś półtorej godziny, aż w końcu siadłem na fotelu zmęczony, spocony i ledwo przytomny. Obie dziewczyny po sześciu orgazmach na myszkę też leżały i ciężkim oddechem łapały resztki tlenu z powietrza w którym było tyle feromonów, że można było się o nie potknąć przez nieuwagę. Ubarwiam ten opis bo sami wiecie, że po kilku zbliżeniach z waszą drugą połową, powietrze w pokoju robi się ciężkie i ciepłe, aby nie powiedzieć, iż się po prostu staje się lepkie.
Zajrzałem do swojego kubka w nadziei na znalezienie tam choćby kropli płynu. Na darmo…
Wstałem i poszedłem do kuchni aby nalać sobie trochę wody z czajnika. Po drodze zajrzałem do sąsiedniego pokoju gdzie na jedynym łóżku leżały splecione z sobą nagie ciała Rafała i Dominiki. Oboje spali z błogim uśmiechem na twarzach.
Nalałem sobie wody i gasząc pragnienie wróciłem do koleżanek. Każda z nich leżąc na swoim łóżku szeroko rozłożyła ramiona i nogi jakby im miało to ułatwić odpoczynek. Ich spokojny oddech uświadomił mnie, że też się zdrzemnęły. Idąc ich śladem wyciągnąłem się koło Agnieszki i zapadłem w ciężki sen jak, rzadko kiedy.
Zwykle chodziłem z podkrążonymi i czerwonymi oczami gdyż po lekcjach pomijając treningi, przesiadywałem w szkole na pracowni informatycznej, wracając na kilka minut przed ciszą nocną. Dopiero wtedy brałem się za naukę która kończyła się o pierwszej a nawet trzeciej w nocy a wstawałem w pół do ósmej. W trzydzieści minut ubierałem mundur, ścieliłem łóżko, pakowałem plecak, paliłem fajkę, myłem zęby i docierałem pod klasę na minutę przed dzwonkiem lub równo z nim. Dlatego też moje kontakty z klasą były ograniczone bo nigdy nie miałem dość czasu aby się z wszystkimi przywitać. Mój rekord w braku snu który wynosi 76 godzin przeszedł do niemych osiągów szkoły o których nikt nie rozmawia.
Łącząc moje dotychczasowe opisy możesz dojść do wniosku, że oprócz dziwnego stylu ubioru, fryzury i samotniczego podejścia do życia, mój wzrok był często pełen na wpół nieświadomego szaleństwa. W szkole i internacie znali mnie niemal wszyscy, jednak ja znałem tylko wąskie grono osób które lubiłem, resztę traktowałem obojętnie.
Obudziłem się kilka godzin później co wskazywało przejście słońca z jednego skraju okna w jego połowę szerokości. Było gdzieś koło południa.
Otworzyłem oczy i dostrzegłem, że Agnieszka zniknęła. W kuchni dało się słyszeć rozmowę czterech osób które wymieniał się poglądami i wrażeniami z naszej wizyty.
Podniosłem się i poszedłem tam nagi, reszta też czuła się na tyle swobodnie, że paradowała bez ubrań.
– AVE – strzeliłem na wejściu.
– O wstałeś nareszcie – odparł Rafał.
– Która jest godzina?
– Wpół do pierwszej – odpowiedziała Ewelina która trzymała woreczek z lodem na łonie.
– Coś ci zrobiłem?
– Jeszcze się pytasz? Cipka mi zapuchła i mnie boli teraz.
– Przepraszam, gdybym wiedział, że tak będzie to bym przystopował.
– Nie przepraszaj. O to mi właśnie chodziło. Jestem w pełni nasycona i wystarczy mi na dłuższy czas – odpowiedziała z frywolnym uśmiechem.
Dalszą rozmowę przerwało pukanie do drzwi…
Wszyscy jak na komendę zerwali się z miejsc i pobiegliśmy po swoje ubrania. W dosłownie dwadzieścia sekund byliśmy względnie ubrani. Najgorzej miałem ja i Rafał bo musieliśmy założyć spodnie, koszulki i skarpety aby nie budzić podejrzeń. Dziewczyny założyły jakieś sukienki i po chwili Dominika otwierała już drzwi przed moją wychowawczynią z internatu.
– Dzień dobry pani profesor – powiedziała lekko roztrzęsionym głosem.
– Witajcie dziewczyny. Wpadłam zobaczyć co u was słychać – wyjaśniła rozglądając się ciekawsko.
– A koledzy nas odwiedzili – wzruszyła ramionami – Poza tym nudą wieje.
Wzrok wychy padł na mnie i Rafała…
– Mając takie towarzystwo nie narzekała bym na nudę – powiedziała dość tajemniczo.
– Pani profesor mieszka gdzieś w pobliżu czy też nie może pani zasnąć po nocnym dyżurze i nawiedza uczniów po kolei? – spytałem lekko zdziwiony jej obecnością.
– Mieszkam w mieszkaniu naprzeciwko – wskazała głową w tył za siebie – Kiedyś wykupiłam jedno a potem drugie mieszkanie i teraz wynajmuję je jako stancję.
– To już wiemy gdzie wysyłać paczki z wąglikiem – mruknąłem niby do kumpla, ale tak głośno, że wszyscy to słyszeli.
Wszyscy dusząc śmiech w sobie uśmiechali się zdawkowo i patrzyli w moją stronę.
– Aż tak mnie nie lubisz Jarku? – spytała nader poważnie.
– Nie, darzę panią pewną sympatią bo w sumie pani jest tylko pomocniczką głównej wychowawczyni grupy. Z tamtą ropuchą za żadną cholerę nie mogę się dogadać i przyczepia się o byle co. Wystarczy pani wskazać drzwi i już jest wiadomo, że dalsze pozostawanie w pokoju grozi kalectwem lub śmiercią, bo uczeń miał trudny dzień – skwitowałem patrząc na nią wzrokiem pełnym znużenia i brakiem chęci kontynuowania tematu.
– Nie będę wam przeszkadzała – skwitowała krótko – Do zobaczenia w internacie chłopcy. Do was dziewczyny jeszcze wpadnę wieczorem – skończyła i wychodząc zamknęła drzwi.
– Czemu się ona tak na ciebie dziwnie patrzyła – spytała mnie Ewa opierając się biodrem o moje udo.
– Bo chce abym ją zapiął w tyłek jak jej siostrę – skwitowałem któro poczym poszedłem do kuchni.
Po godzinie spędzonej na rozmowie na temat szkoły, klasy, nauczycieli i wszelkich innych sprawach związanych z życiem uczniów doszliśmy z kolegą do wniosku, że czas wracać do internatu na obiad.

Obiad nie dość, że był wstrętny (szczególnie rozgotowana marchew z groszkiem) to jeszcze nie zaspokoił głodu. Złapaliśmy z kolegą za czysty worek na śmieci, poszliśmy do kucharek ze stołówki i wzięliśmy kilka kilogramów ziemniaków. W międzyczasie pogalopowałem do sklepu po olej, keczup i cztery piwa poczym zabarykadowaliśmy się we dwóch w grupowej kuchni. Szybko obraliśmy i pocięliśmy ziemniaki w paski i wrzuciliśmy do frytkownicy. Po dwóch godzinach pracy mieliśmy jakieś dobre cztery kilogramy frytek które po przyprawieniu zabraliśmy do pokoju. W tym całym zamieszaniu „przypadkiem” skonfiskowaliśmy z grupowej świetlicy telewizor i odtwarzacz DVD. Rozstawiliśmy sprzęt, zamknęliśmy drzwi na klucz i usadowiliśmy się na moim łóżku które stało wzdłuż ściany pokoju więc było o co się oprzeć plecami.
Rafał wyciągnął z swojej szafki tubę z płytkami na których miał filmy i muzykę.
– Co oglądamy Jaro?
– A co proponujesz?
– Predator? – spytał.
– Widziałem…
– American pye?
– Widziałem…
– Obcy?
– Widziałem…
Wymienił kilkanaście tytułów w końcu skończyły się płytki.
– Czekaj. U Karola widziałem jakieś płytki… – stwierdziłem podnosząc blat w kadecie kolegi który wyjechał na weekend.
– Coś ciekawego? – spytał Rafał stając obok mnie.
– Kurza twarz. Popatrz, niby taki mały i chudy a jaki erotoman – odparłem podając koledze pudełka z filmami.
– Grzmiące pały cztery; Raj pał sześć… – wymieniał kolega przewracając płyty po kolei.
W końcu padło na „Cztery pały i orgazm” (Tłumaczenie własne z języka angielskiego).
Włączyliśmy więc film i zasiedliśmy do jedzenia. Po kilku minutach akcja filmu nieco się rozwinęła i pewna ponętna pani rasy europejskiej zabrała się za „łapanie smerfa” dla czarnego jak asfalt murzyna.
– Ale on ma wielkiego, jaką kobieta musi mieć pojemną cipę aby go pomieścić? – stwierdził z lekką nutą zazdrości kolega.
Nagle nam obu oczy mało niewypały z czaszek kiedy akcja rozwinęła się jeszcze bardziej.
– Ale numer… Ona ma jeszcze większego niż on – stwierdziłem czując jak frytki podchodzą mi do gardła.
Kiedy doszło do momentu kiedy to niby kobieta zaczęła zaspokajać analnie murzyna a on sobie przy tym polerował batona doszliśmy do wniosku, że lepiej obejrzeć całą serię „Czterech pancernych” którą kumpel ściągną z netu.
I tak też, mając gdzieś nędzną kolację jedliśmy frytki popijając przyjemnie chłodnym browarem. Kiedy podczas przeprawy „Rudego” przez most w Warszawie padło pytanie ze strony Rafała.
– Co zamierzasz zrobić w sprawie wychowawczyni?
– Obiecałem jej, że zrobię to z nią – odparłem otwierając drugą puszkę.
– Masz zamiar dotrzymać tej obietnicy?
– A widziałeś abym nie dotrzymał kiedyś obietnicy?
– Tak, że zaczniesz się w końcu uczyć zamiast siedzieć cały czas na informatycznej – odparł głosem pełnym ironii.
– Nie mówię o postanowieniach noworocznych pacanie…
– Czyli jednak masz zamiar to zrobić – stwierdził wzdychając – Wież, że jak to się wyda to wylecisz ze szkoły z wielkim hukiem a razem z tobą kilka innych osób z Lewicką i jej córka na czele.
– Martwi cię to co robie? – spytałem patrząc na jego profil.
– Nie, jednak nie chcę stracić kolegi. Inaczej poza Domą nie będę miał z kim pogadać a i tak nawet to nie tak jak z facetem.
– A właśnie. To będzie coś poważniejszego czy tylko zapłata za korepetycje?
– Na razie nic nie wiadomo. Robi to bo się jej podobam…
– A ona tobie?
– Połowa klasy patrzy jej na tyłek kiedy pisze na tablicy – odparł przechylając głowę w bok.
– Nie pytam się o reakcję klasy tylko twoje osobiste odczucia…
– Powiem tak. Fajna z niej dupa, ale z tej mąki chleba nie będzie…
– Aha – podrzuciłem lekko głową – Dzięki za odpowiedz…
Przed dwudziestą drugą udałem się pod prysznic, szybka toaleta i siup do pokoju. Po drodze sprawdziłem czy pokój cichej nauki zwany pospolicie „dziobalnią” jest otwarty. Na szczęście był…
Odczekałem sobie do północy i zacząłem zmieniać ubranie. Dżinsy zamieniłem czarnymi bojówkami, koszulę zastąpiła czarna bluza z kapturem a glany ogłosiły abdykację na rzecz halówek.
– A ty gdzie się ku*wa znów wybierasz łajdaczyć powsinogo? – zapytał Rafał spoglądając znad książki którą czytał przed snem.
– Zazdrosny?
– Mało tobie jeszcze na dziś?
– Głupie pytanie, apetyt rośnie w miarę jedzenia – odparłem marszcząc nos i robiąc perfidny, szeroki uśmiech ukazujący górne zęby.
– Idziesz do wychy?
– Jak chcesz to wyłaź z łóżka, zakładaj jakieś spodnie na tyłek i chodź ze mną. Ty odwiedzisz Dome a ja zawitam do drzwi naprzeciwko.
– Wiesz, może innym razem – stwierdził kręcąc głową.
– Jak uważasz – odparłem i wyszedłem na korytarz.
Sala cichej nauki była na lewo od pokoju wychowawczyni, wszedłem do niego nie zapalając światła i otworzyłem ostrożnie okno. Wszedłem na parapet i skoczyłem na dach łącznika internatu ze stołówką. Wylądowałem na czworaka i ruszyłem wzdłuż dachu docierając na dach auli przyległej do stołówki, poczym unikając potknięcia o piorunochrony, zszedłem po drabince przymocowanej do ściany budynku. Przekradając się krzakami dotarłem w końcu przez park biegnący koło szkoły na ulicę Borsuczą biegnącą równolegle do Żabiej. Dalej bez większych przeszkód dotarłem do budynku gdzie mieszkała wychowawczyni i stanąłem przed jej drzwiami.
Przyłożyłem ucho do drzwi aby usłyszeć czy jest sama czy może ma jakiegoś nocnego gościa. Słychać było tylko telewizor który był ustawiony na jakiś kanał muzyczny.
Zapukałem ostrożnie kilka razy aby nie słychać było tego na całą klatkę schodową.
Po kilku chwilach drzwi się uchyliły i zobaczyłem w szparze miedzy nimi a futryną głowę wychowawczyni.
– Tak? – spytała niepewnie patrząc na mnie.
– To tylko ja. Wpadłem na herbatę – odparłem cichym szeptem.
– Jak ci się udało wyjść z internatu o tej porze? – zdziwiła się wycha.
– Uczniowie mają swoje tajne sposoby, mogę wejść czy mam uciekać z powrotem?
– Wejdź – odparła uchylając mocniej drzwi i wciągnęła mnie za bluzę do wnętrza.
Zamknęła za mną drzwi na klucz i wyjrzała przez judasz na korytarz.
– Ktoś cię widział?
– Wątpię w to, chociaż okazuje się, że wszyscy mnie widzą a ja nikogo…
– Nie chodzi mi o uczennice tylko nauczycieli i wychowawców.
– Nie, to jest mało prawdopodobne, szedłem Borsuczą i przeskoczyłem przez kilka innych działek zanim dotarłem na tył budynku. Nie szedłem prosto tylko po kluczyłem trochę po okolicy. Przepraszam, że tak późno się zjawiam – skończyłem wskazując na zegar który wskazywał pierwszą.
– Nic nie szkodzi. Trochę się boję tego… – urwała spuszczając wzrok – Jestem w końcu wychowawczynią.
– Jak coś to ucieknę balkonem do dziewczyn – puściłem do niej oko – jestem pewien, że się ucieszą z mojej wizyty.
– Cóż, opowiedziały mi to i owo o waszej dzisiejszej wizycie – uśmiechnęła się trochę lubieżnie.
– Ładna piżamka – odparłem niby dla zmiany tematu, wskazując na jasno błękitną piżamę profesorki, na materiale której widniały białe misie z różowymi poduszeczkami.
– Żebym wiedziała, że się jednak zjawisz to bym ubrała coś bardziej odpowiedniego – zrobiła zakłopotaną minę.
– Mnie się podoba i to ubranko pani profesor – odparłem głaszcząc końcem palca wskazującego brzuszek jednego z misiów pod którym poczułem sutek lewej piersi.
– Mów mi po imieniu Jarku – odparła przytulając się do mnie.
Staliśmy tak chwilę wtuleni w siebie i delikatnie głaszcząc po plecach.
Następnie jak na komendę się puściliśmy i zacząłem zdejmować buty i bluzę.
– Tylko nie zdejmuj spodni – uprzedziła mnie wycha – Uwielbiam sama rozpinać męskie spodnie i wydobywać z nich zawartość.
– Jak sobie życzysz Ewo…
Przeszliśmy do jej sypialni i stanęliśmy twarzą do siebie. Znów tuląc się do siebie i delikatnie ocierając, całowaliśmy się w usta a nasze dłonie coraz bardziej zbliżały się do okolic intymnych partnera. Ewa ściągnęła ze mnie koszulkę i przygryzając górnymi zębami wargę zaczęła rozpinać me spodnie.
– Pierwszy raz kocham się z facetem w bojówkach i podoba mi się, że zamiast jednego guzika jest ich cztery, suwak jednak nie jest taki fajny – stwierdziła patrząc mi w oczy.
W odpowiedzi tylko zdjąłem z niej bluzkę piżamy i pocałowałem w usta a dłonie wsunęły pod materiał jej spodni wprost na pośladki.
Jej dłoń wsunęła się do moich majtek i złapała mnie za ogonek. Masowała go tak kilka chwil do momentu kiedy zsunąłem dłoń pomiędzy jej uda i pod materiałem jej majtek namacałem podpaskę…
Zamarłem na chwilę zastanawiając się czy dobrze czuję pod palcami to co podejrzewałem, że właśnie dotykam.
– Przepraszam, nie mogłam się oprzeć pragnieniu ciebie, ukryłam fakt, że mam okres – wysunęła się z moich ramion i zrobiła krok w tył – Wiem, że każdy normalny facet nie tknie kobiety która ma krwawienie – dodała opuszczając głowę – Lepiej się ubierz i przyjdź w przyszłym tygodniu o ile jeszcze będziesz chciał w ogóle do mnie przyjść…
– Zapomniałaś o jednej rzeczy Ewciu…
– O jakiej?
– Nie jestem normalnym facetem… – odparłem i rzuciłem się na nią powalając ją na łóżko po czym zdarłem z niej spodnie wraz z majtkami.
Profesorka sięgnęła ręką do szafki nocnej i włączyła lampkę która na niej stała.
– Wolę widzieć co się dzieje – wyjaśniła szybko.
– Ja też – odparłem zdejmując pospiesznie spodnie i zanurkowałem twarzą pomiędzy jej piersi.
Pieściłem je ustami dobrych kilka chwil, podczas gdy Ewa delikatnie drapała mą głowę paznokciami dłoni a jej nogi złączyły się na moich plecach. Powoli zacząłem zsuwać się niżej na jej brzuch i łono aż w końcu dotarłem ustami do jej myszki…
Wycha wyraźnie się rozluźniła bowiem westchnęła kilka razy i opadła bezwładnie poddając się całkowicie przyjemności.
– W każdym kolejnym cyklu smak kobiecej myszki jest inny… – mruknąłem do niej.
– A jaki według ciebie jest najlepszy?
– Kiedy kobieta jest płodna…
– A która dziewczyna miała taki?
– Agnieszka Piestrzyńska – powiedziałem bez namysłu – W przeciwieństwie do Eweliny Bednarczyk była mniej kwaśna w smaku…
– A jak smakuje ja? – spytała ciekawa odpowiedzi.
– Jak kwaśna, żelazna kulka z łożyska – powiedziałem zgodnie z prawdą.
– Jak to, jak kulka z łożyska? – zerwała się na łokcie obruszona.
– W twoich miłosnych soczkach jest krew. Krew zawiera czerwone płytki krwi a one z kolei posiadają w sobie żelazo. Połącz jedno z drugim i wyjdzie taki smak kwaśnej kulki z łożyska – wyjaśniłem poczym podniosłem się spomiędzy jej ud i zbliżyłem do twarzy.
– Masz krew na twarzy – stwierdziła lekko tym faktem strapiona.
– Przecież to tylko ty, tyle, że w wersji płynnej…
– Nie przeszkadza ci to Jarku?
– Bynajmniej – odparłem całując ja w usta.
– To co teraz będzie?
– Zrobimy Blitzkrieg mit dem Fleischgewehr…
– To takiego?
– Wojnę błyskawiczną moim męskim karabinem – wyjaśniłem.
– Wolę długą wojnę pozycyjną – uśmiechnęła się pod nosem…
Kiedy obudziłem się było już blisko godziny dziesiątej. Ewa, wnioskując po odgłosach, była w kuchni. Wstałem i ubrałem się od pasa w dół poczym ruszyłem poszukać wychy.
– Dzień dobry – burknąłem pod nosem stając pół kroku za jej plecami.
– Jezu! – zerwała się nagle z miejsca okręcając się jak fryga na jednej pięcie.
Złapała szybko kilka wdechów i przycisnęła dłoń do serca.
– Czemu się tak skradasz? Specjalnie to zrobiłeś! – skarciła mnie tonem jakim zwykle używała wobec uczniów w internacie.
– Ciche chodzenie jest typowe dla ludzi chodzący w trepach… To samo wchodzi w nawyk. Gdybym stawiał kroki jakbym chodził a adidasach to było by mnie słychać z kilometra.
– Kłamiesz. Jak wchodzisz wieczorem po schodach wracając z informatycznej to słychać ciebie już na parterze – wytknęła mi tą ewidentną prawdę.
– Specjalnie wtedy tupię aby wiedziała pani, że już jestem. Nie chce mi się przychodzić do pokoju wychowawcy aby zebrać nudną reprymendę za późne powroty ze szkoły.
– Gdybyś przychodził przed dwudziestą drugą i bywał na odrabiance to by nie było żadnych uwag – stwierdziła robiąc kwaśną minę.
– Odrabianka w internacie jest tylko obowiązkową ciszą kiedy wszyscy muszą siedzieć w pokojach. Nikomu nie chce się uczyć i gadają na różne tematy utrudniając skupić się tym wyjątkom którzy chcą się uczyć.
– A potem widać kto się uczy po ocenach w dzienniku…
– Ja i 25 % mieszkańców uczymy się po północy kiedy wszyscy już śpią. Ocen nie mam oszałamiających ale uczę się dla siebie, a nie dla rodziców czy dyrektora który patrzy na średnią szkoły. Połowa nauczycieli cierpi na przerost ambicji i stawia dwóję po osiągnięciu ponad połowy możliwych do zdobycia punktów w sprawdzianie…
– Bo chcą was przygotować do sposobu oceniania na studiach…
– Gdybym chciał aby mnie oceniano jak na studiach to poszedłbym na politechnikę a nie do technikum…
– W końcu i tak pójdziesz…
– Popłynę a nie pójdę. Nie wszyscy muszą być magistrami. Poza tym chcę być żołnierzem.
– Chcesz jeździć na misję do Iraku?
– Co chcę to moja sprawa. Czy musimy mieszać pracę z życiem prywatnym? – spytałem przymykając prawe oko.
– Jak to prace z życiem prywatnym?
– Kiedy ja jestem uczniem a ty Ewo jesteś wychowawczynią to jesteśmy w pracy. Wczoraj w nocy byliśmy już po pracy i to jako osoby prywatne.
– Może i masz rację – stwierdziła znów odwracając się do mnie plecami – Masz na coś ochotę? Napijesz się czegoś?
– Pić nie chcę, ale ochotę na coś mam – odparłem kładąc dłoń na jej karku tuż nad kołnierzem jej szlafroka.
Jej ciało nagle stężało, odchyliła głowę w tył i znów odwróciła się do mnie patrząc mi w oczy.
– Zawsze chciałam to zrobić w kuchni – odparła rozwiązując pasek szlafroka i odsłaniając jego poły na boki odsłaniając swe szczupłe ciało.
Nic nie mówiąc przytuliłem ją do siebie. Jedną dłonią wciąż masowałem jej kark, drugą zaś wodziłem po jej plecach.
Jej dłonie wylądowały znów przy guzikach mych spodni i po chwili miałem je już w okolicach kostek. Ewa bez zbędnych ceregieli przeszła do rzeczy łapiąc mnie za penisa w dłoń i zaczęła go stymulować wykonując posuwisto zwrotne ruchy dłonią w poziomie. Idąc jej przykładem wsunąłem dłoń między jej uda i zacząłem masować jej myszkę rozprowadzając wydobywającą się z niej wilgoć po jej płatkach.
Kiedy tak się stymulowaliśmy mój wzrok padł na butelkę oleju roślinnego, która stała na szafce kuchennej obok małego stojaka na różne przyprawy.
Delikatnie, bez słowa odwróciłem wychowawczynię tyłem do siebie i pochyliłem w przód tak, aż oparła dłonie o blat. Podwinąłem tył jej szlafroka do góry odsłaniając jej krągłą pupę, poczym sięgnąłem po butelkę z olejem.
– Co robisz? – spytała nieco oszołomiona.
– Coś czego nie robiliśmy w nocy – odparłem otwierając butelkę i wylewając odrobinę oleju tak by spłynął między jej pośladki.
Drugą ręką zacząłem wcierać płyn w jej kakaowe oczko…
– A ty cwany nicponiu! – zawołała uśmiechnięta dziewczyna – Idziesz na skróty…
Nic nie odpowiadając kontynuowałem dalej swoje zajęcie delikatnie uciskając palcami jej oczko, po dłuższej chwili wsunąłem w nie środkowy palec a po następnej drugi.
Ewa czując moje palce wsuwające się w nią i cofające zaczęła poruszać biodrami w rytm tak by po części samej się nabijać na moje palce. Zamknęła oczy i unosząc głowę w górę cicho jęczała przez delikatnie otwarte usta. Wyjąłem z niej palce i w kilka sekund naoliwiłem swojego członka paroma zwinnymi ruchami.
Stanąłem za wychą i z racji, że była sporo niższa musiałem ugiąć nogi w kolanach aby mój mały znalazł się na wysokości jej pupy. Powoli i delikatnie zacząłem zanurzać się w tyłku wychowawczyni.
Stęknięcia jakie wydawała świadczyły, że odczuwa ból towarzyszący mojemu wnikaniu w nią. Cofając się lekko i zanurzając się ponownie nieco głębiej wszedłem w nią do połowy członka…
Ująłem w dłonie jej piersi i delikatnie je masując, pochyliłem się nad nią by całować jej odkryte ramiona i kark. Powoli kołysząc biodrami poruszałem się w jej oczku…
Stęknięcia Ewy powoli stawały się coraz rzadsze a zastąpiło je ciche pomruki zadowolenia. Złapała mnie za dłoń i poczęła ją ściskać mocniej na swej piersi, jej biodra poruszały się w rytm moich wychodząc im naprzeciw powodując, że mój zwierzak znikał w niej coraz głębiej…
– Tego mi brakowało – szepnęła do mnie cicho unosząc moją dłoń do swej twarzy i pocałowała jej wierzch.
– Co masz na myśli?
– Taką delikatną perwersję. Coś innego co zwykle wydaje się brutalne i nie normalne a jednocześnie jest przyjemne i delikatne…
Kochaliśmy się dalej w tej pozycji a oddech Ewy stał się szybszy, podobnie jak jej ruchy.
– Przyspiesz – jęknęła – Dojdźmy razem…
Złapałem za koniec jej szlafroka który spoczywał na krańcu jej pleców tuż nad jej tyłkiem i zarzuciłem go wysoko na jej ramiona odsłaniając jej talię.
– Odwróćmy się w lewo – zaproponowałem.
Wychowawczyni odsunęła się ze mną do blatu szafki i stanęliśmy w stronę środka kuchni. Naciskając dłonią na miedzy jej łopatki pochyliłem ją do przodu tak, że mogła złapać się za kostki. Złapałem ja oburącz w tali i zacząłem mocno się wbijać w jej tyłek. Moje jądra rytmicznie uderzały o łatki jej cipki, stając się coraz bardziej mokre od jej soków.
Po pomieszczeniu niósł się echem dźwięk naszych zderzających się ciał…
Ewa jęczała i słaniała się na nogach które coraz bardziej odmawiały jej posłuszeństwa.
– Dochodzę…. – jęknęła przeciągle a po chwili zaczęła się skręcać w pół starając się złapać oddech.
Pochyliłem się w przód razem z nią i łapiąc pod pachy wyprostowałem ją do pionu. Nagła, znaczna zmiana położenia głowy względem serca spowodowało niedokrwienie i niedotlenienie mózgu wychowawczyni , które połączone z orgazmem niemal pozbawiło ją świadomości. Osunęła się na kolana podtrzymywana przeze mnie i zwinęła się w pozycję embrionalną przyciskając dłonie do brzucha. Ciężko sapała, cała spocona z potarganymi włosami na głowie i pół przytomnym spojrzeniem wyglądała na zupełnie wyczerpaną…
Usiadłem obok niej na podłodze i czekałem, aż dojdzie do siebie. Trwało to kilka chwil…
– A co z tobą? – spytała wyschniętymi z pragnienia ustami.
– Spóźniłem się… – wzruszyłem spokojnie ramionami.
– Przepraszam, naprawię zaraz to, daj mi tylko chwilę – powiedziała próbując wstać z połogi.
– Nie przepraszaj, leż spokojnie – powiedziałem okrywając ją jej szlafrokiem aby nie zaczęła marznąć.
Leżała tak z kilka chwil, aż w końcu postanowiła usiąść na krześle przy stole. Pomogłem jej usiąść poczym podałem jej szklankę wody mineralnej.
Wypiła wszystko duszkiem i nadstawiła szklankę aby nalać jej znów. Drugą szklankę piła już spokojnie małymi łyczkami.
– Pozwolisz, że wezmę szybki prysznic i ucieknę do internatu już aby nie wzbudzać podejrzeń, że gdzieś zniknąłem i nikt nie wie gdzie jestem?
– Śmiało – kiwnęła głową – Weź sobie zielony ręcznik który wisi koło pralki.
Wziąłem szybki, chłodny, odświeżający prysznic i uciekłem do internatu dając wychowawczyni całusa przed wyjściem…
„Już był w ogródku, już witał się z gąską”, jak to było w bajce. Tak można było opisać moje dotarcie do pokoju gdy naglę ze swojego gabinetu wyskoczyła główna wychowawczyni grupy. „Remedium” jak ją nazywaliśmy zmieniając jej imię w złośliwym żarcie zmaterializowała się na korytarzu piętra niemal nie otwierając drzwi pokoju wychowawcy.
– Jesteś wreszcie Jarku. Od rana cię szukam jak tylko chodziłam z pobudką…
– W weekendy nie robi się pobudki, każdy posiadający mózg wychowawca pracujący w internacie o tym wie.
– Nie zmieniaj tematu, gdzie…
– W dupie – odparłem nie czekając na dalszą część pytania, poczym wskoczyłem do pokoju i zamknąłem za sobą drzwi na klucz.
Rafała nie było w pokoju…
– Otwórz te drzwi! – rozległ się krzyk wychowawczyni z drugiej strony.
– Nikogo nie ma w domu, proszę zostawić wiadomość po usłyszeniu sygnału. Piiii! – odparłem.
– Idę zadzwonić do twoich rodziców!
Nic nie powiedziałem. Była niedziela a od poniedziałku miałem mieć osiemnaście lat. Rodzice mi zapowiedzieli już wcześniej, że od tej pory nie będą brali wszelkiej odpowiedzialności za moje zachowanie i abym problemy z wychowawcami rozwiązywał własnymi siłami. Jedynie wychowawca klasowy miał jakieś zdanie w sprawie mojego zachowania ale tak się składało, że zarówno jak ja lubiłem jego tak i on lubił mnie. Reszta klasy miała go za idiotę którymi tak naprawdę byli sami, bowiem facet tak nimi manipulował, że nawet najlepszych cwaniaków z klasy potrafił wywieść w pole tak by zrobili coś myśląc, że zrobią mu na złość, a tak naprawdę spełniali jego wole.
O ironio losu, wychowawczyni miała tylko numer telefonu stacjonarnego do moich rodziców a ci od pół roku nie mieli już umowy z TP.sa. Przeszli na telefony komórkowe…
Postanowiłem się przebrać z bojówek i bluzy w swoje standardowe ubranie.
Po kilku chwilach stojąc niemal nago przy szafce z ubraniami usłyszałem jak wychowawczyni staje pod drzwiami.
– Dlaczego jak wybieram numer do twojego domu to słyszę „abonent nieznany”?
– Bo rodzice mają teraz komórki.
– Chcę do nich numery – zażądała krótko.
– Ale oni nie chcą by pani do nich dzwoniła?
– Dlaczego?
– Bo wiedzą, że jest pani upierdliwą babą która zwraca uwagę innym na sposób wychowania dzieci a własnych synów pani nie potrafi nauczyć mówić „dzień dobry” do kobiety siedzącej w dyżurce na parterze. Ponad połowa rachunków za telefony, jakie płaci internat jest wynikiem działania pani i jej przerośniętych ambicji.
– Nie zamierzam rozmawiać z tobą przez drzwi! – krzyknęła uniesiona gniewem.
– No to kończmy tą rozmowę…
Usłyszałem jak do zamka drzwi wychowawczyni wkłada zapasowy klucz i go otwiera. Nie wiele więcej myśląc zdjąłem majtki zostając w samych kapciach i stanąłem frontem do niej.
– A co ty robisz? – spytała zszokowana.
– Przebieram się – odparłem spokojnie – A to co pani właśnie robi nazywa się molestowaniem seksualnym i nie poszanowaniem godności osobistej. Zaraz zadzwonię na policję i wyleci pani z roboty prędzej niż rzucona z drugiego piętra prezerwatywa.
Wychowawczyni zamknęła drzwi szybko wychodząc z pokoju tyłem.
Skończyłem się przebierać kiedy do pokoju wszedł Rafał, wpadł tylko po kartkę na obiad. W internacie jak to w tego typu instytucjach bywa jedzenie jest na porcje. Dawało się kartkę i dostawało się talerz z drugim daniem, zupy można było jeść do oporu… Krótko mówiąc internaty pozostały w wyrwie czasoprzestrzeni PRL-u gdzie jedzenie było na kartki.
Po objedzie wróciliśmy na piętro i udaliśmy się do łazienki na papierosa….
Jako, że w internacie wiało pustkami mogliśmy spokojnie rozmawiać.
Nie rozmawialiśmy o tym co się działo w nocy, toczyliśmy luźną rozmowę jak to miedzy nastolatkami. Właśnie Rafał mi opowiadał o tym jak go kiedyś rusek poczęstował papierosami i mało się nimi nie udusił bo zawierały w sobie tyle siana, kiedy do pomieszczenia wpadła wychowawczyni.
– Zgaście to i wychodźcie z tond!!! – zakomenderowała ostro.
– Zgaszę jak skończę – odparł spokojnie Rafał.
– Mam zadzwonić do twojej matki i powiedzieć, że znowu palisz?
Wiedziałem, że połowa telefonów ze skargami jakie wykonywał nasza wychowawczyni była wykonywana do matki Rafała. Jego matka zdaje się dostawała szewskiej pasji kiedy widziała na wyświetlaczu telefonu kto dzwoni. Efekt był taki, że potem matka kumpla dzwoniła do niego i przez godzinę ciosała mu kołki na głowie, aby unikał profesor „Remedium”.
– Może pani dzwonić. I proszę przekazać mamie, aby następnym razem kupiła mi „Premiery” bo po „L&M-ach” strasznie mnie suszy…
Wychowawczyni zrobiła wielkie oczy dowiadując się, że matka sama kupiła Rafałowi papierosy.
– Jak skończycie to macie do mnie przyjść obaj.
– Żeby ktoś tej wizyty nie żałował później… – mruknąłem pod nosem.
Wycha wyszła z łazienki.
Odpaliliśmy po drugiej fajce i rozmawialiśmy systematycznie psując powietrze przy pomocy ruskich papierosów .Kiedy zgasiliśmy już niedopałki wyszliśmy na korytarz kierując się do pokoju, wycha już na nas czekała…
– Zapraszam do siebie na rozmowę – wskazała ręką na wejście do swego gabinetu.
– Nie mam na nią ochoty – odparł Rafał otwierając drzwi do pokoju.
– Nie uciekaj, wracaj tu!
W odpowiedzi Rafał tylko zatrzasną jej drzwi przed nosem. Patrzyłem na to zmieszany mając już dość tego szarpania się z wychowawczynią. Nawet jeśli miała być tylko do dwudziestej drugiej…
– O co pani chodzi?
– Dlaczego palicie i to jeszcze w łazience – zaatakowała mnie niemal natychmiast odwracając się od drzwi w moją stronę.
– A dlaczego pani pali? – spytałem prosto z mostu – Obaj z Rafałem palimy z własnej woli i nikt nam tego ani nie kazał robić ani nie zabroni. Jeśli pani profesor nie odpowiada, że palę w łazience grupowej to będę robić jak pani. Będę przychodzić do pokoju wychowawcy, zamykać za sobą drzwi na klucz i palić w tej małej toalecie na lewo która jest w pokoju. Dokładnie tak samo jak robi to pani od dawien dawna.
– Ale ja jestem wychowawczynią – odparła patrząc mi w oczy.
– Czyli co? Jest pani ponad prawem? Tak się składa, że nawet kierownik wychodzi przed internat zapalić papierosa zamiast palić w swoim gabinecie, respektując zakaz palenia w budynku. Jeśli już czegoś pani od nas wymaga to samej proszę błysnąć przykładem… – odwróciłem się od niej i otworzyłem drzwi swego pokoju – Mesjasz od prawienia morałów się znalazł – stwierdziłem na głos – Szczyt perfidii… galopującej – drzwi się za mną zatrzasnęły.
Rafał siedział na swoim łóżku i tasował karty do gry.
– Partyjkę mako? – spytał pokazując mi talię.
– Znowu mam cię rozwalić w trzech ruchach? – padło krótkie pytanie…

Poniedziałkowy poranek nie różnił się niczym od dziesiątków innych poniedziałków jakie miałem okazję przeżyć w internacie.
Co prawda nie skorzystałem z zaproszenia do mojej trenerki i poświęciłem czas na grę w karty. Za to miało to też swoją dobrą stronę. Chłopaki wracając w weekendu przywieźli masę jedzenia z domów. Począwszy od kanapek i konserw a na rogalikach, ciastkach i ciastach kończąc…
Na pół godziny przed pierwszą lekcją wstałem z łóżka, ubrałem mundur, poszedłem do toalety, spaliłem papierosa, umyłem zęby i chowając szczoteczkę do zębów zabrałem plecak z pościelonego już lóżka, pod klasę dotarłem na minutę przed dzwonkiem.
Minęła jedna lekcja i przyszedł czas na przerwę. Siedziałem na parapecie czekając na kolejny dzwonek i obserwowałem uczniów kręcących się po korytarzu.
Ewa i Agnieszka siedziały na ławce i co prawda udając, że nic się nie stało co jakiś czas posyłały mi ukradkowe spojrzenia i uśmiechały się tajemniczo patrząc jedna na drugą.
Na tym odcinku korytarza gdzie były drzwi do dwóch klas znalazła się jak na swoją zgubę grupa pierwszoklasistów. A wśród jej uczniów była Wika…
Chłopaki z mojej klasy co rusz puszczali do niej złośliwe teksty o wielkiej stopie i wielkoludach. Dziewczyna gotowała się ze złości, a już zagranie „Gruchy” z mojej klasy doprowadziło ją do szewskiej pasji.
Wspomniany chłopak podszedł do miej z tyłu i klepną ją z całej siły w pośladek krzycząc – Jak tam wielka stopo!
Wiktoria nie wiele myśląc odwróciła się i strzeliła go z pięści w policzek. Grucha padł jak długi na plecy z rozłożonymi ramionami. Chłopaki z mojej klasy ryknęli śmiechem. Okazało się bowiem, iż poszedł zakład, że jeśli komuś się uda klepnąć Wikę w tyłek i nic mu ona nie zrobi to wygra dwie dychy. Grucha nie dość, że nie wygrał kasy to jeszcze mało tego nie przypłacił utratą zębów…
Posypały się z jego strony obelgi w stronę dziewczyny oraz groźby, że jej nogi połamie i zgwałci. Przestał dopiero kiedy zobaczył, że nadchodzi nasza profesorka od matematyki
Obie grupy ustawiły się na swoje miejsca gdyż było już po dzwonku. Idąc z kąta korytarza w którym siedziałem podszedłem od tyłu do Wiki i położyłem dłoń na jej pośladku.
– Cześć skarbie – powiedziałem niby szeptem, ale słyszeli to wszyscy.
Wiktoria znów się okręciła jak do ataku jednak tym razem naparła na mnie całym ciałem i pochyliła w tył trzymając mnie w ramionach i pocałowała namiętnie.
Widziało to aż troje nauczycieli. Matematyczka, wychowawca naszej klasy i nauczyciel od wychowania fizycznego.
Plecak który miałem zawieszony na ramieniu spadł na podłogę a echo upadku odbiło się echem od ścian korytarza na którym panowała martwa cisza. Łącznie pięć klas na całym korytarzu patrzyło na nas dwoje.
Wiktoria w końcu mnie postawiła do pionu.
– Witaj Jarku – powiedziała lekko zasapana tym pocałunkiem.
Pochyliłem się by podnieść plecak z podłogi, założyłem go na ramię i idąc na koniec grupy mojej klasy zatrzymałem się na chwilę koło niższego ode mnie o siedemnaście centymetrów Gruchy.
– Tknij ją jeszcze raz a to ja tobie połamię nogi i zgwałcę szczotką do kibla tłusty pokurczu…
Błędny ognik wściekłości tlący się w mym spojrzeniu musiał przekonać chłopaków z klasy, że mówię poważnie…
Moja groźba nie była nigdy poddana wątpliwości, już sam fakt, że Wika rozłożyła jednym strzałem krępego nastolatka na łopatki pozbawiła reszty chłopaków ochoty na dokuczanie jej.
Mijały kolejne przerwy a szkoła coraz bardziej huczała na temat tego, że Grucha dostał po pysku od Wiktorii. Drugim tematem równie na topie był fakt, że kilka chwil później wyszło na jaw, iż Wika jest moją dziewczyną…
Minęła długa przerwa i przyszedł czas na dwie godziny języka polskiego.
Profesorka zapowiedziała, że będzie tylko na pierwszej lekcji bo na drugiej jedzie z dwoma klasami pierwszymi do teatru na „Antygonę”. Tak więc wpadło nam w planie okienko które odznaczyłem sobie na kartce. Niebyło niemal tygodnia aby nam nie wskoczyła jakaś wolna lekcja. Rekord padł akurat w trzeciej klasie kiedy na dwadzieścia siedem godzin lekcyjnych w ciągu czterech dni nauki (we wtorki były praktyki) wypadło nam piętnaście godzin.
Tuż po sprawdzeniu obecności polonistka wyskoczyła do mnie z pytaniem.
– Jarku czemu masz od rana wyłączony telefon? Chciałam zapytać się o twój PESEL bo jest mi potrzebny do wypełnienia ankiety by zgłosić twe wiersze na konkurs – zapytała wbijając mnie w zakłopotanie.
– Jakie wiersze i jaki konkurs? – zgłupiałem do reszty.
– Pozwoliłam sobie przeczytać zapiski na końcu twego zeszytu z polskiego i znalazłam tam kilka ciekawych prac. Chciałabym je zgłosić do konkursu…
– Myślę, że to się mija z celem. Tylko straci pani czas…
– Mimo wszystko zapisz mi swój PESEL na kartce a ja zgłoszę cię do tego konkursu. Nawet jeśli nie wygrasz to będziesz miał dzień wolny od szkoły jak pojedziemy na prezentację.
Wiedziała jak podejść ucznia który zrobiłby wszystko by szkoła stanęła w ogniu i strażacy zbyt szybko jej nie ugasili…
– No dobrze – powiedziałem zapisując swoje dane na kartce papieru.
Podałem profesorce papier a ta się mu przyjrzała. Na jej kościstej twarzy wymalował się wyraz zadumy a po chwili się uśmiechnęła.
– 880918… – powiedziała kilka pierwszych cyfr mojego PESEL-u – Przecież ty masz dzisiaj urodziny…
– A już miałem nadzieję, że nikt się o tym nie dowie. Nawet telefon wyłączyłem aby rodzice do mnie nie dzwonili z życzeniami.
– Dlaczego? – spojrzała na mnie zdumiona.
– Bo nie lubię się starzeć…
– Ale od dziś jesteś dorosłym człowiekiem…
– Czasem wolałbym być dzieckiem które ma znacznie mniejsze problemy.
– Poczekaj, aż skończysz pięćdziesiąt lat jak ja… To dopiero są problemy jak rano wstajesz i połowa stawów i kości boli podczas próby podniesienia się z łóżka.
– W pani wieku bym się cieszył, że mnie coś boli…
– Dlaczego?
– Bo gdybym wstał i nic mnie nie bolało to bym się zastanawiał czy wciąż żyję czy już mam papierowe buty na nogach…
Klasa skomentowała to cichym śmiechem pod nosem. Jednak polonistka nie dała mi spokoju, kazała klasie zaśpiewać mi sto lat a potem złożyła mi życzenia, mając nadzieję, że dożyję przynajmniej stu lat…
– A sama pani ich dożyła, że mi pani tak źle życzy? – skomentowałem jej słowa.
Po przezwie dowiedzieliśmy się, że wypadła nam jeszcze jedna lekcja „urządzania” bo nasz wychowawca który wykładał ten przedmiot musiał zająć się oprowadzaniem jakieś wycieczki z czech która przyjechała do nas na tydzień i będzie mieszkać na ostatnim piętrze internatu. Tak więc dwa okienka pod rząd sprawiły, że udałem się do internatu przeczekać czas wolny. Dotarłem do pokoju. Plecak i marynarka już od wejścia poszybowała na łóżko, drzwi zamknąłem za sobą lewą piętą, podszedłem do kadeta, włączyłem głośniki i odtwarzacz MP3. Pokój wypełniła muzyka KSU a ja siadłem na krześle i zarzuciłem nogi na blat, założyłem dłonie na kark i kierując twarz ku sufitowi zamknąłem oczy…
Wypadło nam dziś łącznie dwie lekcje i została jeszcze jedna, ósma lekcja do odbycia. Przeklęte wychowanie fizyczne i granie w siatkówkę jak zwykle. Jakby mi mało było własnych treningów.
Zgłośniłem muzykę aby zagłuszyć w swej głowię myśl podpowiadającą mi odpuszczenie sobie tej lekcji i zakończenie nauki na dziś. Jutro i tak miały być praktyki…
Moje rozmyślenia przerwało ciche stuknięcie zamykanych drzwi pokoju. Samego ich otwarcia nie słyszałem, jednak nagły przeciąg spowodował ich delikatne klapnięcie podczas zamykania, udaremniając próbę cichego zakradnięcia.
Otworzyłem oczy i zobaczyłem jakąś młodszą ode mnie dziewczynę. Na początku nie wiedziałem kim jest ale przypomniałem sobie, że to jedna z koleżanek Wiki z jej klasy.
– Zgubiłaś się? – warknąłem krótko.
– Cześć, jestem Gosia, koleżanka Wiktorii…
– Nie pytam się kim jesteś tylko co tu robisz.
Woli ścisłości, Goska miała jakieś sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, może trochę mniej. Średniej długości białe włosy, bardzo szczupła sylwetkę i maiła bardzo gładkie plecy… z obu stron.
Obwisły biust na stare lata jej nie groził. Bez dwóch zdań… Dobra to były dwa zdania.
– Słyszałam, że obchodzisz dzisiaj urodziny i mam dla ciebie prezent – powiedziała frywolnie wywracając oczami i zaczęła rozpinać guziki marynarki.
– Źle słyszałaś. Nienawidzę obchodzić urodzin i dostawać prezentów.
– Myślę, że dla mnie zrobisz wyjątek…
– Źle myślisz – warknąłem – Wyjdź – dodałem zamykając oczy i odchylając głowę w tył.
Dziewczyna stała zamurowana moimi słowami. Słyszałem jak drepcze w miejscu przestępując z nogi na nogę.
– Mówisz poważnie? – spytała z lekkim niedowierzaniem.
Opuściłem głowę i spojrzałem na nią – Jeszcze tu jesteś?
Magda wzięła głęboki wdech przez nos, na jej twarzy malował się i gniew i chęć płaczu jednocześnie. Zapięła marynarkę, odwróciła się do drzwi i chwyciła za klamkę.
– Nie wiem co o mnie słyszałaś, ale na pewno było to dalekie od prawdy jeśli chodzi o mój charakter. Pewnie nie jeden z chłopaków ze szkoły by się cieszyło z takiego prezentu jednak nie ja. Nie znamy się nawet. Przychodzisz tu nagle i liczysz na szatan jeden wie co. Z takim podejściem do życia masz prostą drogę do podjęcia pracy Córy Koryntu lub złapania HIV…
Cisza zaległa w pokoju.
– Ale z poprzednimi dziewczynami nie miałeś takich oporów – stwierdziła stanowczym głosem.
– Koleżanki z klasy znam już dwa lata, Wika to czysty przypadek, udało się jej mnie podejść w najmniej oczekiwanym momencie – zastanawiałem się czy wie o obu profesorkach z którymi się kochałem.
– A co bym musiał zrobić abyś się chciał ze mną teraz kochać Darku?
– Po pierwsze zapamiętać, że jestem Jarek a nie Darek a po drugie zakładam, że za dwadzieścia minut zaczną wracać chłopaki z klasy „A” po praktykach i będą mieli niezły ubaw jak nas przyłapią , po trzecie nie jestem promiskutą…
– Kim? – spytała wyraźnie nie znając znaczenia tego słowa.
– Nie jestem człowiekiem któremu jest obojętne z kim idzie do łóżka – odparłem patrząc jej w oczy.
– Rozumiem – kiwnęła głową – Miłego dnia i wszystkiego dobrego w dniu urodzin – dodała otwierając drzwi.
Tak się złożyło, że wychowawczyni Ewa przechodziła koło mojego pokoju idąc zapewne do swojego gabinetu.
– Kto ma dziś urodziny? – spytała ciekawsko wtykając głowę do pokoju.
– Niestety ja pani profesor – odpowiedziałem.
– To wszystkiego dobrego życzę – puściła do mnie oczko i uciekła do swoich obowiązków.
Gośka natomiast opuściła pokój zamykając za sobą drzwi.
Odczekałem resztę czasu do ostatniej lekcji przebierając się od razu w strój sportowy i udałem się do szkoły.
Po obiedzie udałem się na pracownię informatyczną sprawdzić szybko pocztę elektroniczną. Kiedy skończyłem udałem się do internatu aby przygotować się do biegania. Było piękne, słoneczne popołudnie. Aż chciało się biegać pomimo coraz chłodniejszych wieczorów. Przebrałem się po raz kolejny w ubranie sportowe, zostawiłem okulary na biurku, zabrałem odtwarzać MP3 i słuchawki gdyż nie spodziewałem się aby Wika chciała ze mną dalej ćwiczyć. W końcu osiągnęła swój cel…
Wszedłem w alejkę prowadzącą na szkolny stadion sportowy i będąc pewny, że nikt mnie nie widzi, odpaliłem papierosa. Jakież było moje zdziwienie kiedy zobaczyłem stojącą na bieżni Wiktorię robiącą skrętoskłony.
– Spóźniłeś się – przywitała mnie z uśmiechem.
– Wcale nie. Odpuściłem sobie rozgrzewkę.
Poczekałem, aż dziewczyna skończy rozciąganie, paląc spokojnie papierosa. Niedopałek wyrzuciłem do kosza na śmieci i zaczęliśmy biec. Pierwsze dwa kółka po stadionie po czym wybiegliśmy na polną drogę biegnącą za stadionem i skierowaliśmy się w stronę lasu. Nie rozmawialiśmy, Wiktoria walczyła z brakiem koordynacji oddechowej dysząc ciężko, piaszczyste podłoże wcale jej nie pomagało w stawianiu kroków. Niby kobieta a stawiała kroki jak ork bojowy w czasie natarcia, koniec końców był taki, że stanęła cała spocona i zdyszana po czwartym kilometrze.
– Wracaj powoli na stadion, pobiegnę dalej, okrężną drogą. Powinienem dotrzeć na miejsce kilka minut po tobie – zaproponowałem.
– Możemy porozmawiać?
Wiedziałem, że to nie będzie łatwa rozmowa.
– Jeśli musimy… Słucham.
– Dlaczego nie zrobiłeś tego z Gośką? Przecież nie jesteśmy parą, nie masz wobec mnie żadnych zobowiązań.
– Może dlatego, że po prostu miałem taką zachciewajkę. Bądź też nie poczuwam się do obowiązku kochać się z każdą napotkaną kobietą. Nie myśl, że jestem maszyną do seksu rypiącą wszystkie otwory po kolei w jakie się włoży jej końcówkę i którą można sobie pożyczać między koleżankami. Może i zachowuję się jak pozbawiona emocji maszyna co nie zmienia faktu, że mam swoje uczucia i boli mnie fakt, że ktoś chce się ze mną kochać tylko dlatego, bo fajnie wyglądam lub jestem lepszy w łóżku od połowy chłopaków w internacie.
– Ale ona chciała zrobić tobie prezent…
– A skąd mogę wiedzieć ilu innym facetom robiła taki prezent i czy nie ma AIDS? Nie wiem czy chociażby po seksie z tobą nie sprzedałem jakiegoś syfa dziewczynom z klasy. Im bardziej o tym myślę tym bardziej się tego boję…
Wiktoria przerwała mi wypowiedz bijąc mnie z liścia w twarz, nie miałem czasu na unik więc niewiele myśląc oddałem jej aż padła na ziemię
– …z drugiej strony – kontynuowałem dalej wypowiedz – Gratuluję tobie odwagi bo sama nie wiedziałaś czy mówię prawdę o moim pierwszym razie i czy sam nie jestem nosicielem jakiejś choroby. Fakt jest taki, że ponad połowa dziewczyn w szkole myśli o mnie jak o pogotowiu seksualnym kiedy je przypili chcica macicy.
Wiktoria wstała i niemal z miejsca zamachnęła się do drugiego ciosu, jednak łzy w jej oczach skutecznie utrudniły jej celowanie. Zachwiała się i poleciała wprzód tracąc równowagę, złapałem ją za rękę i odwróciłem plecami do siebie. Szybko przełożyłem ręce pod jej pachami i splotłem z sobą palce dłoni na jej karku tworząc coś na wzór pętli uniemożliwiającej poruszanie rękoma do przodu. Następnie ciągnąc ją w tył do dołu posadziłem ją na tyłku sam stając za nią na kolanach.
– Puść mnie ch**u!!! – szarpała się w mych ramionach.
W odpowiedzi tylko padłem na plecy wciągając ją na siebie i oplątałem ją nogami w pasie tak by nie mogła się wykręcić w bok. Jej paznokcie drapały mi uszy, twarz, ciągnęła mnie za włosy i rzucała się w uścisku dobrych kilka minut, cały czas dyszała klnąc i urągając mi.
– A gdzie podziało się przykazanie „szanuj bliźniego swego jak siebie samego”? – spytałem spokojnie.
– W dupie kutasie złamany – zasyczała przez zęby próbując się wyrwać.
W końcu zrezygnowana zaległa spokojnie na mnie.
– LaVey pisze „traktuj ludzi tak jak byś chciał aby oni traktowali ciebie” a następnie „traktuj ludzi tak jak oni traktują ciebie”. Czy chciała byś aby prawie każdy chłopak w szkole przychodził do twojego pokoju i kazał się z nim rżnąć tylko dlatego, że spałaś z jego kolegą?
Zapadła długa cisza i ostatnia próba wyrwania się z mojego uścisku. Udało by się jej gdyby nie to, że chwilę wcześniej zdradziła swój zamiar szybkim, głębokim wdechem.
– Czy gdy ktoś uderza cię w twarz to nie masz ochoty mu oddać? – zadałem kolejne pytanie.
– Czy możesz mnie puścić? – spytała nieco roztrzęsionym głosem.
– Oczywiście…
Zwolniłem uchwyt, jednak Wiktoria nie zeszła ze mnie. Odwróciła się do mnie przodem i zaczęła płakać wciskając swoją twarz w moje ramię.
– Po raz drugi przelewasz łzy bólu na treningu ze mną. Te jednak są prawdziwe a nie wymuszone – powiedziałem cicho kładąc dłonie na jej plecach by ją przytulić.
Leżeliśmy tak kilka chwil. Wiktoria się uspokoiła i uniosła się na rękach patrząc na mnie.
– Co ja ci narobiłam – powiedziała przerażona kładąc dłoń na mym policzku.
– Pewnie to samo co ostatnio. Jesień średniowiecza…
Pochyliła się i zaczęła całować ostrożnie moją twarz.
– Przepraszam za wszystko. Zniszczyłam ci życie w szkole, zrobiłam kochanka na zawołanie i jeszcze tyle cierpienia fizycznego tobie zadałam.
– Jakoś to przeżyje – odparłem zsuwając dłoń na jej pupę i delikatnie ją ściskając.
– Nie teraz – powiedziała uśmiechając się zalotnie – Wiem, że chłopaki z internatu potrafią się wymknąć w czasie ciszy nocnej. Przyjdź do mnie w nocy…
– A co na to Twoja mama? – spytałem zmartwiony wizja, że możemy zostać przyłapani przez jej matkę. Pies drapał fakt, że byśmy się kochali, ale padły by pytania jak się dostałem do jej domu bez wiedzy wychowawcy.
– Przyłączyć się do nas nie przyłączy, ale pewnie chętnie popatrzy – powiedziała jak najbardziej poważnym tonem…

Kiedy dotarliśmy na stadion mama Wiki już na nas czekała. Siedziała na trybunach i rozmawiała przez telefon. Widząc, że wbiegamy na stadion zakończyła rozmowę, podeszliśmy do niej gdyż siedziała koło naszych rzeczy które zostawiliśmy na trybunach.
Przeraziła się widząc nas całych uwalonych piachem, podrapanych na kolanach i łokciach od szamotaniny, z śladami uderzeń na twarzy po tym jak się wymieniliśmy ciosami i krwawe pręgi na moich policzkach i szyi.
– Co wam się stało?! – krzyknęła przerażona – Napadł ktoś was?!
– Nie. Przeprowadziliśmy akcję „jesień w parku” – odparłem spokojnie.
– Jak to „jesień w parku”
– Nie mogliśmy się dogadać kto ma być na górze i posypały się liście na pysk – odparła Wika.
– Czy wyście oszaleli?! Ostatni raz z sobą ćwiczyliście i nie zbliżaj się do mojej córki gnoju – naskoczyła na mnie profesorka.
– Żartowałam mamo. Jarek miał z mojego powodu ostatnio wiele nieprzyjemności…
– Aż tyle, że zaliczył w ciągu dwóch dni jeszcze kilka koleżanek i profesorek – wtrąciła jej matka – Ładne mi k***a nieprzyjemności. Gówniarz nieodpowiedzialny…
– Za to ty się k***a wykazałaś odpowiedzialnością planując moje spotkanie z twoją córką, że przez głupią pomyłkę z zeszytem wpadłem prosto miedzy nogi Igi. Dwie dziewczyny z klasy zobaczyły to i narobiły mi tyle zdjęć z profesorką, że można było by po jednym z nich obkleić każdy słup w tym zadupiu. Też się napasły i rozpuściły famę po szkole jaki to jestem ****ka. Wycha grupy to też powiązana historia z jej siostrą, a dziś jakaś **** z pierwszej klasy przyszła do mnie do pokoju w czasie okienka i myślała, że ją wyrucham skacząc pod niebo z radości, bo mi dała dupy.
– To trzeba było ją wyruchać jak taka była chętna. Takiemu s****ielowi który bije dziewczyny było by to bardzo na rękę…
Podniosłem plecak z ławki i zawiesiłem go na ramieniu, po czym minąłem obie kobiety i ruszyłem w stronę alejki prowadzącej do internatu.
– Oto dorosłość gówniarza, prawdziwy mężczyzna, kuli ogon i ucieka – skwitowała profesor Lewicka.
– Jak widzisz moje obawy były zasadne – powiedziałem do Wiki zatrzymując się na chwilę – Nie dość, że twoja mama nie będzie chciała popatrzeć to jeszcze zabrania nam się spotykać. Jutro zabieram papiery ze szkoły…
Takiego obrotu sprawy nikt się nie spodziewał. Nawet ja…
Kiedy wróciłem do internatu w pokoju zastałem tylko Rafała… Karol i Zetka byli na pracowni informatycznej. Ledwie zamknąłem za sobą drzwi a bez pukania wpadła za mną wychowawczyni Ewa.
– Cześć chłopaki. Wpadłam prywatnie zapytać co u was – powiedziała ściszonym głosem.
– Co ci się stało – spytał mnie Rafał widząc moją twarz.
– Zamknij drzwi na klucz to wam opowiem – powiedziałem wyjmując z łóżka moja torbę podróżną w której przywiozłem swoje rzeczy po wakacjach.
– Po co ci ta torba – spytała Ewa.
– Pakuję swoje rzeczy i odchodzę z tej szkoły.
– Co!!! – zapytali jednocześnie z przerażeniem w oczach.
– Stary co się stało? – spytał Rafał wyjmując papierosy spod blatu swego kadeta i podsuną mi paczkę.
Wziąłem papierosa i odpaliłem nie bacząc na wychowawczynię, ona zresztą też wzięła fajkę od kolegi. Zaciągnąłem się głęboko i wypuściłem dym pod sufit w kierunku żyrandola.
– Cóż, wypadało by zacząć od początku czyli od momentu kiedy Wika powiedziała swej matce, że ma na mnie ochotę… – zacząłem opowieść.
Kiedy już skończyłem opowiadać co się stało, moja torba była spakowana. Przebrany już w normalne ubrania segregowałem książki zawodowe które miałem oddać do biblioteki szkolnej. Miałem zamiar przenocować jeszcze dziś w internacie a rano pójść do dyrektora i ogłosić mu swoją decyzję bez podania przyczyny mojej decyzji.
– Pani profesor?! – dał się słyszeć krzyk na korytarzu.
– Zaraz wracam – powiedziała Ewa wychodząc z pokoju otwierając uprzednio zamek.
Rafał odpalił kolejnego już papierosa, pomimo, że w pokoju było już tyle dymu, iż można było powiesić przysłowiową siekierę w powietrzu.
Nagle do pokoju wpadł Saksoński którego żartobliwie zwaliśmy saksofonem. Był to chłopak z drugiej grupy z naszego pietra. Rafał się z nim kolegował a ja raczej go tolerowałem wiedząc, że jest to chłopak dwulicowy. Starałem się z nim nie wdawać w poważne rozmowy na temat innych ludzi by nie mieć więcej wrogów niż ich potrzebowałem.
– Co od was wycha chciała? Nie gadaj, że paliliście w pokoju jak ona tutaj była – powiedział ni to do mnie ni to do Rafała.
– Saksofon, s********j… – wskazałem palcem drzwi.
– Sam sobie pobiegaj. Do ciebie nie przyszedłem – odparł zwracając się twarzą do mojego przyjaciela.
– Saksofon sprawdź czy przypadkiem nie palisz fajka w łaźni waszej grupy… – uprzedził jego dalsze pytania Rafał.
Saksofon wyszedł z pokoju mijając się w drzwiach z Zetką. Przyszedł przysłowiowy gwóźdź do trumny…
– Ile razy wam mówiłem abyście nie palili w pokoju! Moglibyście chociaż otworzyć okno! – krzykną na cały korytarz pretensjonalnym głosem.
– Zetka masz mózg? – spytał nagle Rafał.
– Mam.
– To pokaż – poprosił kolega.
– Mam dość waszych żartów idę po wychowawczynię…
– Co się stało? – spytała wycha stając za plecami Zetki.
– Pani profesor, oni palą w pokoju. Oddychać nie ma już czym – wyjaśnił pokazując na mnie palcem w momencie kiedy odpalałem papierosa.
– Chłopcy otwórzcie okno i chodzicie do mojego gabinetu. Musimy poważnie porozmawiać… A ty konfidencie – zwróciła się do Zetki – Zapamiętaj sobie, że kapusiów mało kto lubi. Kablem ci z ryja jedzie na kilometr więc się nie dziw, że nawet pierwsze klasy robią sobie z ciebie jaja…
Zabraliśmy popielniczkę i całą trójką udaliśmy się do pokoju wychy. Ewa zamknęła za nami drzwi i wskazała dwa fotele stojące po bokach niskiej ławy. Zajęliśmy miejsca a ona siadając za swoim biurkiem odwróciła się w prawo tak by siedzieć do nas twarzą a twarz.
– Jarku, wiem, że targają tobą emocje i nerwy, ale czy przemyślałeś swoją decyzję? – spytała.
– Nie, nie ma nad czym myśleć. Nie chcę tracić czasu w szkole gdzie chociaż jeden nauczyciel pała do mnie nienawiścią. Wiem, jacy są nauczyciele w szkole i wystarczy podpaść jednemu aby bez wyjaśniania powodów reszta nauczycieli siadła uczniowi na kark.
– Przesadzasz – powiedziała jak to mieli w zwyczaju wychowawcy kiedy wieszało się psy na danego nauczyciela czy też całokształt ciała pedagogicznego – Pomyślałeś co powiesz rodzicom jak jutro wrócisz do domu?
– Właśnie o tym myślę – odparłem wyjmując wyłączony telefon z kieszeni.
Włączyłem go i czekałem w milczeniu, aż się uruchomi system. W kilka chwil przyszło z dziesięć sms-ów z życzeniami oraz raporty o nieodebranych połączeniach. Co ciekawe kilkanaście ostatnich prób nawiązania połączenia było wykonanych w przeciągu ostatniej godziny przez moją trenerkę.
– Lewicka się do mnie dobija od godziny
– Może chce cię przeprosić – podsunęła mi wychowawczyni.
– Albo dodać nową wiązkę ****** której nie zdążyła mi posłać za kołnierz – odparłem.
– Prędzej bym podejrzewał, że przestraszyła się, iż powiesz dyrektorowi dlaczego chcesz odejść ze szkoły i wtedy by wyleciała ze szkoły…
– Może, ale wtedy gdyby ona poleciała to pociągnęła by za sobą jeszcze pewnie koleżanki… – wskazałem głową na wychowawczynię której twarz nagle zrobiła się blada.
Wybrałem opcję oddzwonienia i zacząłem się łączyć z profesor Lewicką. Tuż za drzwiami pokoju rozległ się dzwonek jakiegoś telefonu komórkowego.
– Tak słucham? – rozległ się roztrzęsiony głos kobiety.
O dziwo słyszałem go i w telefonie i przez drzwi gabinetu.
– Rudkowski się kłania. Dzwoniła pani profesor do mnie kilka razy…
– Tak Jarku. Dzwoniłam, właśnie stoję w twoim pokoju w internacie ale nikogo w nim nie ma. Gdzie jesteś?
– Niema mnie w pokoju, jestem u wychowawczyni – odparłem kierując wzrok w stronę wejścia.
Profesorka rozłączyła się i dał się słyszeć dźwięk otwieranych a następnie zamykanych drzwi a po kilku krokach przez krótki korytarz Lewicka weszła do głównego pomieszczenia gabinetu wychowawcy.
Stanęła przed biurkiem wychowawcy i popatrzyła na naszą trójkę. Spojrzała na Rafała poczym bardziej rozkazując niż pytając powiedziała – Możesz wyjść…
– Mogę, ale nie mam zamiaru – odparł hardo patrząc jej w oczy.
– To jest prywatna rozmowa – stwierdziła mając na myśli to co chciała mi powiedzieć.
– Zgadza się, to prywatna rozmowa i nie wiem czemu się w nią wtrącasz – odparła Ewa.
Lewicka wyglądała na zagubioną.
– Czy mogła bym z Jarkiem porozmawiać na osobności?
– Oczywiście – powiedzieli jednocześnie Rafał z Ewą.
On wyjął z kieszeni telefon i zaczął sobie na nim puszczać muzykę a ona otworzyła książeczkę z krzyżówkami i zaczęła je rozwiązywać, ja natomiast zgasiłem papierosa i spojrzałem w oczy profesorki.
– Słucham panią, pani profesor. Co znowu zepsułem? – zagadnąłem ją w swoim starym stylu.
Widać było, że biła się z myślami co powiedzieć. Gdybyśmy byli naprawdę sami to na pewno było by jej łatwiej, ale było inaczej. Chociaż raz po tylu latach jakiś nauczyciel sobie uświadomił, że nie tylko uczeń musi brać odpowiedzialność za swoje zachowanie względem nauczyciela. „Traktuj ludzi tak jakbyś chciał aby oni traktowali ciebie”
– Przepraszam… – wyksztusiła z siebie.
– Przepraszam, że wtrącę – odezwała się nagle Ewa – Nie zapomnij mi jutro zdać pozostałych kartek żywieniowych na wrzesień. Będą podstawą do zwrotu pieniędzy za wyprowiantowanie.
– Dobrze pani profesor.
Lewicka stała zmieszana wiedząc, że jedno słowo nie wystarczy aby mnie udobruchać.
– Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałam. Martwiłam się o to co się stało Wiki.
Rafał odwrócił do mnie głowę i zagadnął mnie głosem jakby pytał się co będziemy jutro robić popołudniu – Pomóc ci jutro zanieść torbę na przystanek PKS?
– Nie, dzięki serdeczne, nie mam w niej wielu rzeczy. Kilka koszul, spodni, strój sportowy i mundur.
Znów odwróciłem się twarzą w stronę stojącej przede mną profesorki. Gniew wywołany upokorzeniem jakie ją teraz spotykało wywołało zaczerwienienie jej policzków. Już miała powiedzieć zdaje się kolejną wersję przeprosin kiedy podniosłem do góry dłoń.
– Może mi pani powie co panią zmusiło do tego by tu przyjść i to mówić. Czy obawia się pani, że powiem dyrektorowi o tym co było miedzy mną a pani córką i poleci pani z pracy za obrazę i poniżenie moralne ucznia. Czy też Wiktoria uciekła z płaczem do domu i nie chce pani wpuścić do domu i chcąc mnie udobruchać usiłuje mnie pani użyć jako negocjatora.
– Nic z tycz rzeczy – odparła.
– Więc dlaczego? Pierwszy raz słyszę aby nauczyciel używał względem ucznia słowa „przepraszam” w kontekście skruchy za swe zachowanie.
– Po tym jak poszedłeś Wika powiedziała tylko jedno zdanie i poszła do domu… – przerwała zagryzając wargi – Powiedziała „Szkoda że Wojtkowi nawet nie zwróciłaś uwagi jak trzy lata temu zgwałcił mnie razem ze swoimi kolegami z klasy”.
Woli ścisłości. Wojtek to pierwsze dziecko Lewickiej i jednocześnie starszy o dwa lata brat Wiktorii. Jej mąż jest adwokatem więc nie ma co się dziwić, że sąd przyznał opiekę rodzicielską nad dziećmi ojcu. Dopiero po ukończeniu szesnastego roku życia Wiktoria wykorzystała możliwość samodzielnego stwierdzenia które z rodziców ma je wychowywać.
W pokoju zaległa głucha cisza…
Rafał wyłączył muzykę i patrzył tempo w wyświetlacz, wychowawczyni patrzyła na twarz swej koleżanki. Wyglądała jakby ktoś jej powiedział, że za dziesięć minut nastanie koniec świata.
– Wiem, że Wika pójdzie twoim śladem i też opuści szkołę. Jednak nie chcę aby mnie zostawiła i wróciła do swojego ojca. Już raz ją straciłam i nie chcę drugi raz. Mąż już dawno ustawił syna przeciw mnie, jednak Wika mnie zawsze kochała. Teraz straciła do mnie wszelki szacunek… – Karolina w końcu nie wytrzymała i wybuchła płaczem zasłaniając sobie twarz dłońmi.
Wstałem i położyłem dłoń na jej ramieniu, Rafał i Ewa bacznie obserwowali co robię.
– Niech stracę – powiedziałem do niej stanowczym głosem pełnym pretensji – Nie odejdę ze szkoły, nie pozwolę aby Wika wróciła do swojego ojca.
– Dziękuję bardzo – zawołała profesorka rzucając mi się na szyję.
– Nie robię tego dla ciebie tylko dna niej, nie chcę aby znów musiała mieszkać pod jednym dachem ze swoim bratem gwałcicielem…
Lewicka zastygła w miejscu jak posąg. Pewnie walczyła z myślami co zrobić, czy mnie odepchnąć i znów wyzywać za wywyższanie się nad nią, czy nadal tulić z wdzięczności.
– Chodzimy może porozmawiać z Wiką? – zaproponowałem.
– Idź lepiej sam. Po rozmawiaj z nią… Jeśli pójdziemy razem to wybuchnie znów awantura – odparła profesorka.
– Czyli jak zwykle cała odpowiedzialność za czyjąś głupotę spada na ciebie Jarku – skomentował Rafał.
Po prawie piętnasto minutowym marszu dotarłem do domu profesor Lewickiej. Stał on na uboczu miejscowości a droga po której szedłem biegła dalej, prosto w las. Otworzyłem sobie bramkę i wszedłem na posesję na której stał średniej wielkości, piętrowy dom z drewna pokryty lipową szalówką. Podszedłem do drzwi i nacisnąłem dzwonek, brak było znaków aby ktokolwiek był w domu. Nacisnąłem klamkę drzwi które okazały się jednak zamknięte…
Wyjąłem telefon i zacząłem dzwonić do profesor Lewickiej.
– Słucham?- odezwał się jej głos.
– Dom jest zamknięty…
– Zaraz przyjadę. Poczekaj na mnie…
– Zrozumiałem, czekam.
Rozłączyłem się i znów zadzwoniłem do drzwi. Postanowiłem sprawdzić czy jakieś okno nie jest przypadkiem uchylone. Obchodziłem dom w około kiedy dostrzegłem przez kuchenne okno Wikę leżącą na podłodze zwróconą tyłem do okna. Szybkie spojrzenie na pomieszczenie i zobaczyłem, że wszystkie kurki w kuchence gazowej są odkręcone.
Niewiele myśląc złapałem za stojącą pod oknem dużą, glinianą donicę z kwiatami i rzuciłem nią w okno. Dwie szyby wprawione w ramę pękły z łoskotem zostawiając sterczące, ostre zęby szkła, trzymane przez silikon montażowy. Druga, mniejszą doniczką wybiłem pozostałe ostre krawędzie i wskoczyłem do środka. Wiktoria, cała spocona i ledwo kontaktując ze światem próbowała się podnieść z podłogi. Żyła!!!
Wyjąłem z jej dłoni zapalniczkę której zapewne chciała użyć w ostateczności, powodując w tym wypadku wybuch gazu. Złapałem ją pod ramiona i wyciągnąłem z kuchni do przedpokoju otwierając uprzednio zamknięte drzwi oddzielające obydwa pomieszczenia. Dowlokłem ją do drzwi wejściowych i mnie zamurowało. W zamku widać było fragment złamanego klucza…
– ****a mać z kobietami! – ryknąłem kopiąc w drzwi wykonane z grubych, drewnianych elementów. But przeszedł na wylot, jednak drzwi nadal nie chciały się otworzyć. Kolejne dwa kopnięcia prosto w zamek zmusiły blokadę do ustąpienia. Wywlekłem dziewczynę na schody a następnie ułożyłem na trawniku.
Ilekroć, później próbowałem dokonać czegoś takiego nawet na zwykłych drzwiach wykonanych z płyty pilśniowej, nie udawało mi się przebić ich na wylot pierwszym kopnięciem… Strach, gniew i niebezpieczeństwo wyzwoliło wtedy we mnie tyle siły, że mogłem zniszczyć calową deskę jednym kopnięciem.
Kiedy tylko uklęknąłem koło dziewczyny, nadjechała jej matka. Wyskoczyła z samochodu jak sprężyna widząc już z daleka, że siłą otwieram drzwi.
– Wika! – krzyknęła z łzami w oczach spodziewając się najgorszego.
– Nic jej nie jest – powiedziałem widząc jak jej źrenice oczu reagują na białe światło diody wbudowanej w dno zapalniczki którą wyjąłem z paczki papierosów – Trochę się otumaniła gazem z butli.
Mama Wiki wbiegła do domu i wróciła po chwili niosąc podręczną butlę z tlenem której używaliśmy często przy biegach sztafetowych kiedy zawodnik kończył bieg i oddawał pałeczkę swojemu koledze. Założyliśmy dziewczynie masce i odkręciliśmy zawór.
Po kilku chwilach Wika otworzyła oczy i patrząc półprzytomnie na nas, nagle bez ostrzeżenia zerwała się z miejsca i sprzedała mi liścia w policzek, a okulary spadły mi z twarzy wykonując kilka efektownych salt w powietrzu.
– Co tak długo ****a?! – krzyknęła mi na powitanie.
– Ciesz się, że w ogóle przyszedłem! – odpowiedziałem bijąc na odlew ja w twarz otwartą dłonią.
Po raz kolejny dzisiejszego dnia rzuciliśmy się na siebie, ona na mnie z pięściami a ja próbując ją obezwładnić. Po dłuższej chwili, nie zważając na krzyki jej mamy, udało mi się wykręcić jej dłoń i obalić na kolana.
– A więc to tak było… – skomentowała mama Wiki mając na myśli bójkę na treningu.

Dobre samopoczucie Wiki odwiodło nas od myśli aby wzywać pogotowie. Ona sama też nie chciała robić poruty i sensacji. Zakręciliśmy gaz i wywietrzyliśmy dom a także posprzątaliśmy szczątki drzwi i szkła. Kiedy skończyliśmy, usiadłem na schodach przed domem i odpaliłem papierosa. Było już po dwudziestej pierwszej, zimne powietrze tego kończącego się, słonecznego dnia wywołało u mnie drżenie. Zapiąłem koszulę i obserwowałem gwiazdy na niebie które zaczęły się pojawiać, paląc spokojnie papierosa.
Na schody wyszła mama Wiki.
– Ty palisz? – spytała wcale tym faktem nie zdziwiona.
– Nie, pilnuję aby żar nie zgasł – odparłem z lekkim uśmiechem wstając, poczym zgasiłem peta i wrzuciłem go do pojemnika na śmieci – Będę się już zbierać, jutro mam praktyki co prawda ale muszę się rozpakować…
– Przepraszam najmocniej za to co dziś powiedziałam o tobie. Jesteś odpowiedzialnym człowiekiem – powiedziała Karolina zmieniając głos na cichy i skruszony – To ja okazałam się nieodpowiedzialną, tępą cipą która nie potrafiła ułożyć własnego życia, a prawi morały młodym ludziom.
Zstąpiła po schodach i stanęła krok ode mnie. Patrzyła mi w oczy w sposób dotąd mi nieznany. Jakby mnie o coś błagała…
– Dziękuję też, że uratowałeś moją córkę. Gdyby zginęła pewnie też bym odebrała sobie życie. Myśl, że to zrobiła przeze mnie nie dałaby mi spokoju. Żałuję, że nie mam takiego syna jak ty… – kiedy to powiedziała dopiero wtedy zauważyłem stojącą w drzwiach domu Wiktorię.
– A ja, że nie mam takiego brata… – dodała do wypowiedzi matki.
– Z którym byś biła się po pysku co rusz? – spytałem.
– Tylko wtedy gdybyśmy nie mogli dojść do porozumienia kto ma być na górze – puściła do mnie oczko, uśmiechając się frywolnie.
– Gdybyś była moją siostrą, to nigdy bym cię nie tknął bez twojej zgody. Nie mogę powiedzieć, że wcale bym cię nie tknął bo nie wiem jakbym się zachowywał gdybyśmy byli rodzeństwem.
– Całe szczęście nie jesteśmy. Straciła bym wtedy możliwość poznania fajnego chłopaka z którym mogła bym się związać.
– Myślę, że nie powinniśmy się wiązać. Mamy zbyt odmienne charaktery… Cytując mojego dobrego przyjaciela „fajna z ciebie dupa, ale z tej mąki chleba nie będzie”…
Zapadło ogólne milczenie. Profesorka stała na wprost mnie opierając czoło o mój mostek i obejmując mnie w pasie a Wika podeszła bliżej i stając za mną przytuliła się do mych pleców.
– Uważam, że w tym miejscu ta historia powinna mieć swój koniec. Każde z nas powinno udać, że nic się nie stało i żyć tak jak żyliśmy do piątkowego popołudnia. A teraz wypadało abym już wrócił do internatu. Dobrej nocy wam życzę… – i kiedy już próbowałem się wyswobodzić z objęć kobiet obie jak na komendę mocno mnie objęły nie pozwalając się im wyślizgnąć.
– Zostań u nas na noc… – poprosiła Wika.
– Nie wiem czy powinienem…
– Ten jeden jedyny raz – dodała Karolina
– No dobrze… – zgodziłem się.
– Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin – usłyszałem z ust Wiktorii która następnie pocałowała mnie w kark…

I tu kończy się ta historia. Jeśli ktoś się spodziewał, że opiszę dziką orgię z matką i córką to się sromotnie zawiedzie. Nie było jej po prostu, co prawda spaliśmy w jednym łóżku ale mając na sobie chociaż bieliznę. Obie kobiety się do mnie przytuliły i zasnęły mając głowy na mej klatce, natomiast ja nie mogłem zasnąć do późna. Następnego dnia wyjaśniłem sprawę z koleżankami z klasy i obiema wychowawczyniami. Z żadną z nich więcej już się nie kochałem ani żadną inną dziewczyną ze szkoły. Z Wiką zostaliśmy kolegami a z czasem nasz kontakt się urwał po skończeniu przeze mnie szkoły. Żałuję jednak że się to skończyło…
Miałem od tamtej pory wiele partnerek jednak z żadną nie chodziłem dłużej jak pół roku. Zawsze o ile poznam dziewczynę to kończy się wielkim zainteresowaniem moją odmiennością a postem okazuję się, że znajdowała innego bardziej pospolitego chłopaka który jednak jest bardzo zabawny i lubi chodzić na imprezy.
A kiedy już poznałem fajną dziewczynę o dwa lata młodszą ode mnie to zmarła w szpitalu trzy dni po tym jak miała wypadek samochodowy. Pojechała do swojej cioci do Wrocławia w odwiedziny i tam wybrała się ze swoją siostrą cioteczną oraz jej chłopakiem na imprezę. Chłopak jej siostry który prowadził auto co prawda nie pił ale wciągną białą krechę… Przeżył on, jego dziewczyna jednak moja miłość wylądowała w szpitali z ciężkimi obrażeniami głowy, po trzech dniach zmarła nie odzyskawszy przytomności.
I tak dochodząc do sedna tej opowieści, jeśli coś będzie się wam nie podobać, zakończenie lub pewne wątki zawiodły wasze oczekiwania… to cóż. Moje życie potoczyło się tak a nie inaczej, to nie jest jakaś tam fantazja ale krótki opis mojej już w tedy długiej i burzliwej historii.

Scroll to Top