Czasami marzenia się spełniają

„-Takiego widoku nie ma nikt, nawet król. Mogłabym tu zostać na zawsze.
– No, to możesz.
– Nie, nie mogę.
– Możesz, masz tu azyl.
– Ale nie wolność…”

Zuzanna stała na niewielkim balkonie i podziwiała światła miasta. Jej miasta – ulice, którymi codziennie przechodziła, parki i skwery, teraz skryte w ciemnościach, lecz tak dobrze jej znane w południowym słońcu, oraz skrzącą się rzekę, w której budynki miały swoje drugie, wodne życie. Chłonęła całą magię nocnego życia toczącego się u jej stóp i tej niezwykłej chwili, kiedy czas i codzienne troski nie mają żadnego znaczenia…

Wiedziała, że stanął za jej plecami. Złapał za barierkę po obu stronach jej ciała i lekko nachylił się ku niej. Przez głowę przebiegało jej tysiące bezładnych myśli, przecież tak bardzo czekała na podobny moment, a jednak tak się bała… Dobrze, że nie słyszał, jak mocno bije jej serce. Uśmiechnęła się mimowolnie do tych przemyśleń, po czym powoli odwróciła głowę w jego kierunku.

– O czym tak myślisz, Księżniczko? – O wszystkim i o niczym… chyba kocham to miasto – odpowiedziała trochę smutno i posłała mu swój najpiękniejszy uśmiech. Jego twarz zbliżyła się niebezpiecznie – O! herbata – nim zdążył się zorientować szybko go minęła i weszła do pokoju. Podniosła spodek z filiżanką z ławy i nieśpiesznie przeszła wzdłuż niemodnej meblościanki, takiej, jakich wiele w mieszkaniach bloków „z wielkiej płyty”. Półki i szafki zastawione były typowo męskimi przedmiotami – kilka pucharów za sportowe wyczyny Pawła jeszcze z czasów jego lat szkolnych, model shelby mustanga gt 500 z 67 roku, plastikowy budzik, nieliczne książki, głównie o motoryzacji i jedno jedyne zdjęcie z szklanej ramce przedstawiające jego psa, Lily, szaloną bokserkę o rdzawej sierści. Dalej telewizor, sprzęt grający i niski stojak na płyty CD. Zuzanna z najwyższą ostrożnością podwinęła sukienkę i usiadła na podłodze. Wodziła oczami po nieznanych jej tytułach albumów mgliście kojarzonych zespołów. Odwróciła się do Pawła, który do tej pory siedział głęboko w fotelu i uważnie obserwował każdy jej ruch w tej wędrówce po swoim czterościennym świecie, i poprosiła „Puść mi swoją ulubioną płytę”. Wstała i zajęła jego poprzednie miejsce. Dopijała aromatyczny płyn błądząc myślami po wydarzeniach ostatnich dni…

(…)

Z zamyślenia wyrwały ją ciche, miłe, acz zdecydowane dźwięki. Nie wiedziała co to za zespół ani jaka to płyta, ale każda muzyka wprawiała ją w dobry nastrój. Najpierw opera i jej ukochane partie tenorów, teraz metalowe dźwięki przypominające odległe czasy licealnych zabaw z przyjaciółmi. Podniosła wzrok i zobaczyła Pawła, który stał z wyciągniętą ku niej ręką. Uśmiechnęła się, odstawiła filiżankę na stoliczku i pozwoliła poprowadzić się na środek niewielkiego saloniku. Poddała się partnerowi i nieśpiesznie kołysała się w rytm tej specyficznej ballady. Przymknęła oczy i głęboko wciągnęła powietrze – czuła zapach nocnego powietrza wpływającego przez nadal uchylone, balkonowe drzwi i tą specyficzną woń, którą pachniał tylko On. Poczuła też swoje ulubione różane perfumy, którymi spryskała się owej felernej nocy…

(…)

Uniosła twarz i napotkała jego wzrok, który nieśpiesznie przesunął się na jej pełne wargi. Bezwiednie zwilżyła je końcem języka, co spowodowało natychmiastowy skutek – ich usta spotkały się w namiętnym, gorącym pocałunku, który trwał w nieskończoność. W pewnej chwili Zuzanna odsunęła się od niego, podniosła rękę i wyciągnęła z włosów klamrę, pozwalając by długie, jasne kosmyki opadły jej łagodnie na ramiona. Ten gest był jak przyzwolenie, jak klucz do tej chwili, w której nie potrzebowali słów, by być dla siebie wszystkim i tworzyć doskonałą jedność.

Paweł złapał jej podbródek i gwałtownie wpił się w jej słodkie wargi, całując brutalnie, a jednocześnie z całym żarliwym uwielbieniem i czcią dla jej osoby. Drugą ręką błądził chwilę po jej plecach, by jednym sprawnym ruchem rozpiąć długi suwak jej sukienki. Odszedł wówczas pół kroku i popatrzył na swoją Księżniczkę. Miała zaróżowione policzki, a jej niebieskie oczy zasnuła lekka mgiełka oszołomienia. Pchnął brzegi kreacji z jej ramion, a wówczas suknia opadła lejącą się kaskadą błyszczącego materiału i miękko ułożyła się u jej niewielkich stóp w złotych szpileczkach.

Stała tak, gotowa na wszystko. Poddała się intuicji, odwiecznemu rytmowi kobiecego ciała wiedzionego instynktownym dążeniem do spełnienia miłosnego aktu. Przywarli do siebie, nie mogąc nasycić się swymi pocałunkami. Ona zalotnie przygryzała jego wargi i pozwalała, by jego zachłanny język tańczył w jej ustach. Jednak pożądanie kazało mu szukać spełnienia niżej, wzdłuż jej szyi, zarysu obojczyków, aż do obnażonych piersi.
Zuzanna westchnęła głęboko, a jej kolana ugięły się mimowolnie, gdy zaczął delikatnie pieścić jej sutki. Muskał palcami jędrne półkule, obsypywał drobnymi całuskami i ssał brodawki aż nabrały barwy dojrzałych malin. Ona w tym czasie błądziła palcami w jego krótkich włosach kreśląc delikatne koła na karku, szyi i ramionach kochanka. Jej oddech stał się nierówny, a serce waliło jak oszalałe. Zupełnie zatracili się w tych wzajemnych pieszczotach, zapominając o zapalonym świetle i otwartym oknie. Tętniące obok miasto zdawało się czymś odległym i tak nierzeczywistym, że nie zaprzątali sobie tym zupełnie głowy.

W pewnej chwili Paweł chwycił dziewczynę w ramiona i przeniósł do sąsiedniego pokoiku pełniącego rolę skromnej sypialni – miejsca starczyło wszak na proste, podwójne łóżko i niewielką bieliźniarkę. Nie miało to jednak znaczenia. Posadził ją na skraju materaca i uklęknął tak, by bez trudu mogła rozpiąć jego koszulę i zdjąć ją razem z wieczorową marynarką. Muskała przy tym opuszkami palców zarysowane pod skórą mięśnie, gładziła silne ramiona, w których czuła się tak bezpiecznie, i końcem paznokcia rysowała na jego klatce piersiowej płynne wzory. Zaraz też przyłożyła wargi do miejsca tuż pod jabłkiem Adama i poczęła delikatnie ssać. Zaskoczony poddał się tej wysublimowanej pieszczocie i pozwolił, by jej wargi zeszły w dół, poprzez sutki aż do linii spodni.

Spojrzeli sobie głęboko w oczy i nie przerywając hipnotyzującego spojrzenia razem pozbawili go, szlufka po szlufce, paska, później spodni i bokserek. Popchnął ją wówczas w głąb łóżka, układając się na niej. Pozwolił poczuć jej swój słodki ciężar i uświadomić, że droga, na którą wkroczyli, nie ma żadnego wyjścia awaryjnego i to, co za chwilę miało nastąpić, jest równie nieuchronne jak koniec świata. Zuzanna nie czuła lęku, zapomniała o wszystkich mniejszych i większych kompleksach i wątpliwościach – liczył się tylko Paweł i gorące uczucie, które do niego żywiła. Z tym mężczyzną była najzwyczajniej bezpieczna i szczęśliwa.

Powrócił do pieszczenia jej pięknego ciała, długo wodził rękami i ustami po lekko brązowej, lśniącej skórze, jakby nie chciał pozostawić żadnego skrawka nie poznanym. Lizał jej pępuszek doprowadzając łaskotkami do śmiechu, gładził stopy, gdy zdejmował z nich szpileczki na cieniutkich paseczkach, dalej masował łydki i wyżej, po wewnętrznej stronie ud… Tutaj wyraźnie zwolnił i obserwował, jak raz po raz w gardła partnerki wydobywają się ciche jęki, a plecy mimowolnie wyginają się w łuk. Sprawnym ruchem pozbawił ją cieniutkich, koronkowych majteczek całkowicie przesiąkniętych oznakami jej cudownego podniecenia i patrzył na nią, nagą, uległą, zależną od jego woli i rozkazów. A jednocześnie nie mógł nasycić się jej delikatnym pięknem, czarem, który roztaczała wszędzie, gdzie tylko się znalazła. Mógł tak obserwować ją w nieskończoność, upewniając się, że wciąż jest tutaj, przy nim i tylko jego, ale wiedział, iż jest gotowa i nie może przedłużać jej cierpienia niezaspokojenia.

Jeszcze przez głowę przebiegła jej prędka myśl, co za chwilę się stanie, ale pozwoliła, by zmysły same nią pokierowały. Chciała tego najmocniej na świecie, tutaj i teraz, nie mogła odmówić swojej miłości, ale przede wszystkim nie mogła odmówić sobie. Nie czuła żadnego skrępowania w tym, co z nią robił i jak na nią patrzył, a jedynie wielką, kobiecą dumę.

Jeszcze ich wargi złączyły się w czułym uścisku, a po chwili już byli jednością. Cichy jęk wydostał się z jej ust, ciało drgnęło, a niewielki ból wyostrzył na chwilę wzrok.

– Co… – Ciii! – przerwała mu szybko – nawet nie warz się przestać.
Zaraz też odnaleźli wspólny rytm, a rozgrzane ciała i przyspieszone oddechy łączyły się w odwiecznym, erotycznym tańcu. Wciąż odnajdywali w sobie nowe siły, by dawać sobie wzajemnie jeszcze więcej rozkoszy. Zmieniali pozycje, układając się tak, jak podpowiadały im instynkty, przedłużali akt cudownej jedności jak tylko długo mogli, ale nadchodzące spełnienie nie chciało dłużej czekać. Jeszcze kilka miarowych pchnięć i rozbłysła, pojaśniała niczym jutrzenka, straszna i piękna w naturalnej ekstazie. Drapała, krzyczała, łkała i wiła się jak opętana, nie mogąc uwierzyć w obezwładniającą siłę orgazmu, gdy wyczuła, że i on podąża za nią do tej samej krainy cudownego niebytu. Rozkosz zasnuła im zewnętrzny świat, odarła ze wszelkich zahamowań, pielęgnowanych dotąd konwenansów i kulturalnych uwarunkowań, uwalniając najdziksze tereny ich dusz, jedyną prawdziwą gnu.

Świt zastał ich splecionych, niewinnie śpiących po wydarzeniach ostatniej nocy. Byli spokojni świadomością tego współistnienia, szczęśliwi niedawnym spełnieniem i tym, że oto odnaleźli się, dwie małe istoty tego wielkiego świata, mogące tyle wzajemnie sobie dać, być razem naprzeciw wszystkiemu i wszystkim. A w dole, nieświadome niczego, miasto otrząsało się z magicznej, nocnej mgły i wracało do codziennego, gwarnego rytmu swej egzystencji – na tak dobrze znane Zuzannie ulice wrócił normalny ruch, drzewa dawały cień zmęczonym przechodniom, a w rzece nadal żyły odbicia pobliskich budynków, raz po raz przecinane przez zmącony szlak pracujących statków…

Mojemu ukochanemu Niebieskiemu – bo nie wierzyć w miłość to największy grzech.
Coś ją opętało, jakiś nigdy nie znany dotąd demon pożądania. Tak po prostu, przyszedł z nikąd w najmniej odpowiednim momencie i nie chciał się wynieść. Wysuszał usta, szklił wzrok, rozpędzał wszystkie myśli.

Nerwowo przechadzała się po pokoju, w końcu chwyciła komórkę i zadzwoniła do Pawła:
– Jesteś? Będę u ciebie za kwadrans!- nie czekając na odpowiedź wybiegła z domu i zatrzymała przejeżdżającą taksówkę. Jazda trwała chwilę, a jej się zdawało, że całą wieczność, że nigdy już nie zajedzie przed dobrze znane drzwi, że nie wciśnie w dłoń spoconego kierowcy przygotowanego banknotu i nie zatrzaśnie drzwi z drugiej strony.

Już w windzie przebierała nerwowo nogami, nie potrafiła zrozumieć swojego stanu, ale nie pozwalał on jej racjonalnie myśleć, w ogóle o czymkolwiek myśleć poza seksem. To nawet ma swoje określenie. Chcica. Głupie myślenie cipą. Karciła się za swoje zachowanie, za to, że tu jest i poddaje się czysto biologicznemu pragnieniu, ale niezbyt skutecznie…

Otworzył drzwi zmęczony i w złym humorze. Zazwyczaj Zuzanna nie zachowywała się histerycznie, a w jej głosie nie wyczuł niepokoju, no właśnie – o co mogło jej chodzić? Nie zdążył się jednak dowiedzieć, a może dowiedział się tak szybko, że tego nie zauważył do końca, bo gdy tylko przekroczyła próg mieszkania, rzuciła mu się na szyję. Całowała nadzwyczaj brutalnie, z dziką namiętnością. Przyparła zaskoczonego Pawła do ściany w ciasnym przedpokoju i jednym kopnięciem zatrzasnęła wejściowe drzwi. Chciał odskoczyć, gdy zbyt mocno zacisnęła zęby na jego wardze tak, iż poczuł słodkawy smak własnej krwi, ale skutecznie go powstrzymała wbijając mu w stopę szpilkę.

Tymczasem ona była jak w transie. Oderwała się od ust kochanka i zaczęła lizać go po twarzy – kreśliła wilgotnym językiem koła wokół oczu, muskała szyję, grdykę, powieki… Sięgnęła do paska płaszcza i ściągnęła go zdecydowanym ruchem – była kompletnie naga, jeśli nie liczyć seksownych, wysokich kozaczków z lakierowanej skóry na dość wysokiej szpilce.

Jego zmęczenie powoli zastępowało rosnące podniecenie. A więc to taka gra? No to się zabawimy!

Brutalnie odepchnął dziewczynę i oparł o przeciwległą ścianę tak, że stała do niego wypięta tyłem, ręce opierając po przeciwległych stronach dużego lustra, w którym odbijały się jej swobodnie puszczone piersi i zaczerwienione od pocałunków usta. Złapał ją za włosy i zaczął rozpinać pasek. Już miał spuścić spodnie, gdy do głowy wpadł mu diabelski plan. Jemu również udzielił się ten nadzwyczajny stan. Wyciągnął gruby, skórzany pas i przyłożył w wypięte pośladki dziewczyny. Cicho krzyknęła, gdy jej skórę przecięła czerwona pręga, jednak po chwili wyszczerzyła zęby w lubieżnym uśmiechu.

– Sama tego chciałaś. Teraz zobaczysz, co to znaczy być niemiłą dla mnie!- zamachnął się jeszcze kilka razy, a im tyłek robił się czerwieńszy, tym z jej mięsistych warg wypływało więcej soków rozkoszy. Odrzucił narzędzie tortur i szybko pozbył się zbędnej bielizny. Ona w tym czasie w bardzo wyuzdany i prowokacyjny sposób kręciła pupą, prezentując wszystkie swoje wdzięki w całej okazałości. Złapał za piersi i mocno ścisnął, zagłębiając jednocześnie swego penisa aż po same jądra.

Czuła dziką przyjemność „bycia braną”. Męskość jej partnera nie była bardzo długa, ale za to dość gruba i w tej pozycji doskonale czuła go całego, jak brutalnie wdziera się w jej ciasne wnętrze. Słyszała klaskanie jąder o zmaltretowane pośladki i zacisnęła zęby, gdy kolejny raz zagłębiał się w nią. Odebrała jako swoistą przyjemność, gdy bez ostrzeżenia złapał ją na włosy i rzucił na podłogę. Uklękła i wzięła mu do swych czerwonych ust. Lizała i ssała bez opamiętania. Złapał ją z głowę i wepchnął go po same jej migdałki, tak, że dławiła się nim i nie mogła przez chwilę oddychać, ale mimo to spojrzała mu lubieżnie w oczy. Jednocześnie chwyciła go zdecydowanie za jądra, a długie, czerwone jak usta, paznokcie drugiej ręki wbiła mu w pośladki.

Patrzył na nią, taką zmienioną, i bardzo mu się podobała. Miała w oczach ten pierwotny instynkt, który do tej pory tak szczelnie ukrywała pod płaszczykiem grzecznej dziewczynki. Ale wciąż pozostała tą samą Zuzanną, którą tak uwielbiał. Z każdą chwilą coraz bardziej. I gdy tak widział, jak jej namiętne, wilgotne wargi zaciskają się na jego organie, przyszła mu do głowy kolejna niegrzeczna myśl…

Postanowił nie kończyć w jej ustach, a zrobić coś, na co do tej pory nigdy mu nie pozwoliła. Ale nigdy też nie była jak opętana. Kazał jej się podnieść i znów przywarli dziko do siebie, przewracając kilka najbliższych sprzętów. Każde chciało dyktować tempo, nie szczędzili sobie bolesnych uszczypnięć i przygryzień, a jej paznokcie wpijały się w ramiona kochanka i poharatały mu plecy wzdłuż i wszerz, prawie do krwi.

W końcu zwyciężyła jego siła i zdecydowanie przerzucił ją przez niewielki, tapicerowany stołek mocno przyginając jej głowę do ziemi. Nacelował rozgrzanego penisa między jej pośladki i pchnął. Krzyknęła w proteście, jakby na chwilę opadła kurtyna szalonego podniecenia i objawiła się naga prawda całej sytuacji, ale on nie przestawał, powoli torując sobie drogę w jej ciasnej dziurce. Kiedy zagłębił się w całości zaczął rytmicznie się poruszać. Włożył paluszki w rozgrzaną do czerwoności muszelkę i silnie stymulował ścianki oraz łechtaczkę, a jej soki zalewały mu dłoń.

Czuła ból, ale jednocześnie wielką rozkosz. Liczył się tylko stosunek, dzika żądza, żar, jaki rozlewał się po ich zziajanych ciałach, ciężkie oddechy tnące powietrze. Kiedy szala przesunęła się w kierunku przyjemności, bezwstydnie obróciła twarz w stronę Pawła, oblizała wargi i wysyczała:

– Chcesz tego, chcesz. To rżnij mnie tak, mocniej! Mocniej!
Nigdy nie słyszał z jej ust takich słów. Teraz już oboje stracili wszelkie hamulce i głośno pojękiwali w jednym rytmie, a Zuzannie niewiele było do końca. Byli jak para wojowników, którzy walcząc ze sobą za wszelką cenę nie chcą oddać zwycięstwa przeciwnikowi aż do ostatniej kropli krwi. Po kilku pełnych pchnięciach wrzasnęła w niezwykle sinym, obezwładniającym orgazmie, który rozlał się na całe jej ciało. Jemu też nie trzeba było wiele, więc gdy wyczuł rytmicznie zaciskające się mięśnie na swoich palcach i ściśnięte pośladki na penisie, podążył za partnerką zalewając ją lepkim, białym deszczem. Trwali tak chwilę, ogarnięci niemocą przeżytej rozkoszy i opadli bezsilni na podłogę. Właściwie nie wyszli nawet z niewielkiego przedpokoju, który był świadkiem ich starcia.

Zuzanna oddychała głęboko, nie mogąc dojść do siebie po tak silnym szczytowaniu. Była sponiewierana, obolała i nagle… rozpłakała się. Czuła się jak dziwka, sprzedajna uliczna panienka. Spojrzała na Pawła szukając odpowiedzi na pytanie, czy jest jeszcze w stenie ją kochać i szanować tak, jak dotychczas, po dzisiejszej nocy. On tylko przytulił ją i czule pogłaskał po głowie. W jego opinii przeżyli ze sobą jeszcze jedną zaskakującą przygodę, dzielili ze sobą kolejną intymną chwilę, która jeszcze silniej umocniła ich związek. Wiedział, że powie jej o tym, powie, jaka jest piękna, a jaka seksowna, gdy nie hamuje swoich jęków, krzyków i pragnień. Powie jej to, ale teraz chce jeszcze ją chwilę obejmować, swoją maleńką, bezbronną dziewczynkę – chociaż nie wiadomo, czy aż tak bezbronną, wciąż przecież czuł bolesne rany na plecach…

Scroll to Top