Przemiana Matyldy

Opowiadanie powstało na fali serii „Resident Evil”, jednak czerpie z niej w dość luźny sposób.

Historia mówi o młodej zakonnicy, która pod wpływem otaczającego koszmaru staje się zupełnie inną kobietą. Pierwsze dwie części nie są związane z erotyką.

Opowiadanie unika obrażania uczuć religijnych, nie ma takiego zamysłu i nie to stanowi jego sens. Jeśli jednak ktoś jest bardzo wrażliwy na te tematy, lepiej zrobi, jeśli go nie przeczyta.

Nie kopiujcie tego opowiadania nigdzie, chyba że do własnych celów.

Przyjemnej lektury 😉

Część I – Ucieczka

Droga szła przez las. Wiła się setką zakrętów, jakby omijała jakieś okropieństwa ukryte w roślinach, oplatających ją ze wszech stron. Albo jakby drzewa same w sobie były jedynymi egzemplarzami gatunków na wymarciu, których budowniczowie drogi nie mieli prawa ruszyć i omijali szerokimi łukami. Oczywiście to były złudzenia. Flora przewijająca się za oknami samochodu była bardzo typowa dla stanu Minnesota. Widok sosen i topól, topól i sosen, przemieszanych z rzadka krzakami oraz dodatkową dawką sosen i topól, był dla wielu mieszkańców tego stanu przeciętny aż do znudzenia.

Jednak nie dla Matyldy. Dla niej podróż była interesująca. Prowadziła samochód z prawdziwą przyjemnością, ciekawie oglądając się na boki. Nie wyglądała przy tym naiwnie, jak mała dziewczynka. Wręcz przeciwnie: jej zielone oczy lśniły blaskiem wiedzy i zdecydowania, dając wrażenie małych, niebezpiecznych ogników drgających na dnie studni dobroci i miłosierdzia. Było w nich coś specyficznego, nieuchwytnego, jakaś wewnętrzna siła i godność przemieszana z nutką smuku. Wszystko to wydawało się zakorzenione głęboko w duszy i pielęgnowane latami. Jej wygląd zewnętrzny dopełniał obrazu pięknej kobiety.

Matylda była dojrzałą kobietą, około 30. roku życia. Wyglądała trochę młodziej niż na swój wiek, jednak od razu można było zauważyć, że jest kobietą silną, a jednocześnie delikatną, promieniującą zdrowiem. Była wysoka jak na kobietę. Jej czarne włosy opadałyby jak fala na ramiona, lecz w tym momencie ukryte byłe pod nakryciem głowy. Twarz pasowała do oczu: ostre, jakby wojownicze rysy, czarne łuki brwiowe, niezbyt długie rzęsy, mały, lecz kształtny nosek. Usteczka różowe, teraz lekko ścięte. Skóra dość blada, nie znająca zbyt wiele słońca, lecz delikatna i wonna. Ciało Matyldy było piękne, niestety często ukryte pod długim, siegającym do pasa nakryciem. Piersi miała niezbyt duże, okrągłe, z ciemnoczernownymi sutkami. Figura kobiety był może nie wysportowana, lecz szczupła i płaski brzuszek z owalnym pępkiem, pośladki jak brzoskwinia i smukłe nogi – wszystko to było prawdziwą przyjemnością dla oka. Matylda bardzo dbała o higienę i całe jej ciało zdawało się być jakby kąpane w mleku. Wszystko go dawało obraz kobiety silnej i pięknej, niezależnej i pewnej siebie, choć jakby zamyślonej i lekko zmartwionej.

Matylda przyciągała wzrok wielu mężczyzn, wielu też mogłaby zaciągnąć do łóżka. Jednak nikt nie próbował – jeden rzut oka na jej ubiór tłumaczył wszystko. Białe z elementami granatu, nakrycie głowy opadające na plecy, granatowa tunika aż do ziemi i krzyż na piersi składały się na ubiór siostry Zakonu Świętej Klary. Był to jedyny strój Matyldy od 12 lat i nosiła go z dumą. Jej życie wydawało się jej związane ze służbą Bogu od najwcześniejszych lat i kiedy będąc jeszcze nastolatką miała okazję wstąpić do Klarysek, nie wahała się ani przez chwilę. Wytłumaczyła wszystko rodzicom, którzy przyjęli to z płaczem, lecz i ze zrozumieniem. Podkochującym się w niej chłopakom też starała się wytłumaczyć, ale oni nie chcieli słuchać – dziewicze ciało Matyldy przybierało wtedy kobiece kształty i żaden z nich nie mógł znieść myśli, że zostanie ono ukryte na zawsze pod grubym habitem, za murami klasztoru. Mogli jej więcej nie zobaczyć – prawa zakonu Świętej Klary były surowe, zakazywały kontaktu ze światem zewnętrznym. Siostry opuszczały swoje dobrowolne więzienie bardzo rzadko, w wyjątkowych przypadkach.

Matylda niegdy nie żałowała swojej decyzji. Twarde życie klasztorne, drakońska dieta, godziny na klęczkach, hartowanie swojego delikatnego ciała – wszystko to znosiła z pokorą i radością. Wiedziała, że może odejść w każdej chwili i rozpocząć życie jako zwykła kobieta. Nie chciała tego. Chciała służyć Bogu.

Jej wyjazd był dość nieoczekiwany dla niej samej. W pewnej wiosce położonej kilkadziesiąt kilometrów od klasztoru znalazło się kilka dziewcząt, które wyraziły chcęć wstąpienia do zakonu. Należało przyjechać i opowiedzieć im o życiu w klasztorze, o wszystkich wyrzeczeniach cielesnych, ale też o radości i harmonii. Jeśli dziewczęta nie zmieniły zdania, należało je przygotować do ślubów. Miało to trwać kilka dni. W podróży towarzyszył jej ksiądz Marcus, siedzący na siedzeniu pasażera w aucie, wesoły i paplający o byle czym, jak to miał w zwyczaju.

Sludzy boży wracali już z powierzonego im zadania. Wioska okazała się prawie odciętym od świata miejscem. Wokół tylko lasy i rzeki. Ludzie z rzadka jeździli do miasta, a podczas jej pobytu nie zdarzyło się to ani razu.

Mimo swoich obaw, podróż Matyldy okazało się owocna i przyjemna. Przebywając w osadzie o tak małym zaludnieniu, nie przeżyła szoku po odosobnieniu w klasztorze. Na pewno było by gorzej, jeśli posłano by ją do miasta. W wiosce poczuła harmonię i zgodę z przyrodą, w jakiej mogą żyć ludzie. Widziała rolników na swoich polach, drwali, zbieraczy, spokojny i satysfakcjonujący trud prostych ludzi. Po raz pierwszy od długiego czasu poczuła, że mogłaby się odnaleźć w innym miejscu niż w klasztorze. Lekka tęsknota zakorzeniła się w jej sercu. Tęsknota za zielenią i błękitem, za uśmiechem ludzkim, za życiem dla innych. Osadnicy także służyli Bogu, służąc sobie nawzajem pomocą i życzliwością.

Matylda nie dała się unieść za daleko swoim myślom. Jej wola była zahartowana, jej życie ułożone. Po kilku dniach wracała do Zakonu z wieściami, że 3 z 5 dziewcząt potwierdzają swoją wolę przybycia do klasztoru i wkrótce można ich oczekiwać. Jednym z zadań Matyldy było wysłuchanie opowiadań dziewcząt o swoim dotychczasowym życiu, swoista spowiedź i odrzucenie grzesznych myśli. Matylda była zdziwiona słysząc jak swobodne zwyczaje seksualne panują w takich małych, zamkniętych społecznościach. Jej uczennice opowiadały ze szczegółami o tym, do czego doprowadzali ich wioskowi chłopacy. Mimo młodego wieku każda dziewczyna miała już wiele przygód, z wieloma partnerami, w różnych miejscach i pozach.

Matylda słuchała ich opowieści jakby czytała zakazaną książkę. Mimo że ganiła się strogo, nie mogła nie wyobrazić sobie młodziutkiej Marthy z twarzą spływającą nasieniem 5 wioskowych chłopaków, w tym jej starszego brata. Albo Jenny, którą ojciej jej chłopaka spotkał przez przypadek nocą w zagrodzie i który wziął ją tam, na sianie, brutalnie, siłą, zatykając usta. Jenny potem sama do niego przychodziła. Te dziewczyny miały już prawie wszystko, co cielesne za sobą, nawet za dużo. Może dlatego postanowiły odciąć się od tego życia i wstąpić na ścieżkę czystości. Matylda miała wątpliwości, czy zdołają dotrzymać ślubów. Ona sama nie miała takich pokus – jej ciało nigdy nie zostgało skalane rękoma mężczyzna, pozostało dziewicze.

Tym niemniej należało uszanować wolę młodych dziewczyn i siostra Matylda wracała do Zakonu z dobrymi wieściami. Oglądała przesuwające się za okne drzewa, jakby żegnając się z wesołą przyrodą. Miała wrócić do klasztoru, do modlitw i chłodnych murów. Z pewnością za szybko znowu jej nie wypuszczą, jedna wyprawa na 10 lat to i tak za dużo według praw. Jeszcze raz poczuła lekkie ukłucie smutku za pięknem świata i za zwykłymi ludźmi, jednak szybko je odrzuciła. Wróci i będzie dobrze służyć swojej wierze. Na jej usta powrócił uśmiech.

– Czyli, bracie Marcusie, będzie się musiał brat trochę podleczyć. Wystarczy codziennie przez trzy godziny moczyć dłonie w wodzie z mydłem i rączki będą jak nowe – żartobliwie wtrąciła Matylda.
Marcus ze strachem przyjął perspektywę moczenia rąk w miednicy przez pół dnia. Jednak szybko zrozumiał, że to żart i także zaczął się śmiać. Jego ręce były zniszczone od prac polowych, w których pomagał rolnikom w wiosce, jednocześnie opowiadając im o Bogu. Był to najlepszy sposób dotrzeć do tych ludzi i po kilku dniach ludzie odnosili się do niego z szacunkiem, z chęcią słuchając jego nauczań.

***

Przedmieścia miasta Green Pine oznaczały koniec podróży dla obojga. Matylda miała wysadzić Marcusa pod kościołem w którym służy, sama zaś udać się prosto do klasztoru. Wysłuchując niekończących się żartów Marcusa, skręciła w jedną z głównych ulic miasta i zatrzymała wóz z piskiem opon.

W osłupieniu oglądali okolicę. Cała ulica była zniszczona, okna powybijane, śmietniki powywracane. Przed maską wozu, na środku ulicy stało kilku ludzi…. chyba ludzi. Ich twarze, ręcę, cała skóra miała chory, zielony kolor i pokryta była wrzodami. Ich ubrania poszarpane i zakrwawione. Ich oczy zaćmione i szalone. Na dzwięk samochodu obrócili się w ich stronę i zaczęli podchodzić.

– Co tu się dzieje?? – oburzył się Marcus.
– Nie wiem, ale wyglądają na chorych. Jakby jakaś epidemia ich poraziła. Boże, miej ich w swojej opiece – Matylda była przestraszona, jednak zachowywała spokój.
– Pójdę z nimi porozmawiać. Pewnie potrzebują pomocy, trzymaj wóz na gazie, być może zaraz będziemy z nimi jechać do szpitala. – To mówiąc Marcus otworzył drzwi i wyszedł. Matylda chciała rzucić słowo ostrzeżenia, że może Ci ludzie są niebezpieczni, jednak Marcus już szedł w stronę głośno pytając co się stało. Chorzy skupili sie na nim, podchodząc, zapewne aby porozmawiać. Jednak kiedy podeszli blisko, jeden, a potem wszyscy rzucili się na Marcusa, zębami wgryzając się w jego szyję.
– Na Boga, co wy robicie! Ludzie, opanujcie się! Pomocy! Pomocyyyyy! – wył Marcus, starając się oswobodzić z objęć morderców.
Matylda siedziała jak sparaliżowana. Pierwszym jej odruchem było rzucić się na pomoc, jednak tych…. tych wampirów było wielu i wydawało się, że dysponowali niespotykaną siłą. Ksiądz (bądź co bądź osiłek) nie mógł się wyrwać, więc ona także by w niczym nie pomogła.
– Uciekaj, Matyldo, ucieeeekaj!! Ratuj się! – Głos Marcusa był rozdzierający, lecz już słabł. Matylda chciała wyjść, krzyczeć, wołać o pomoc, ale zamiast tego wcisnęła gaz do dechy. W ostatnim momencie – usłyszała jak rozbija się tylne okno i inny maniak, którego nie zauważyła, zaczął pakować się do wnętrza. Nagły start uratował jej życie.

Przejechała obok grupy ciał, lawirując, aby nikogo nie potrącić. Przez łzy widziała ciało Marcusa rozdzierane zębami mutantów. Przeklinała swoją słabość, która sprawiała, że nie może mu pomóc. Wzniósł jeszcze na chwilę rękę do góry, jakby chcąc jej dać znak, aby uciekała. Wtedy widziała go ostatni raz. Przez wiele późniejszych dni żarliwie modliła się o jego duszę.

Jej pierwszą myślą było pojechać na policję i wrócić z pomocą. Ku jej przerażeniu, okazało się, że nie była to tylko banda zwyrodnialców. Cało miasto wydawało się jej zarażone. Podobne stwory szwędały się po całym mieście, wyjąc, starając się zagrodzić jej drogę. Matylda, będąc dobrym kierowcą, lawirowała pomiędzy nimi, starając się nikogo nie potrącić. W większości wypadków się jej to udawało, jednak czasem słyszała głuchy stuk pod jej kołami. Nie zatrzymywała się.

Przejeżdżając obok posterunku policji także się nie zatrzymała. W okół niego, niczym stado much, w czarnych mundurach chodzili porażeni chorobą policjanci. Ich zachowanie w niczym nie odróżniało się od pozostałych, dlatego też jeszcze raz przyspieszyła i uciekła z miasta.

***

Zatrzymała się na jakiejś polnej drodze i zwymiotowała. Potem długo, długo płakała. Nie mogła zrozumieć, co się mogło stać. Epidemia? Promieniowanie? Dlaczego nic nie było wiadomo o tym w wiosce, w której przebywała kilka ostatnich dni? Matylda przypomniała sobie, jak bardzo odizolowana była ta miejscowość, jak mało informacji i towarów przedostawało się z zewnątrz. To wszystko mogło się wydarzyć podczas jej nieoecności. Siedzieli z Marcusem (biedak!) w tej głuszy, gdy tutaj rozgrywała się tragedia. Chciała wrócić i zobaczyć, co się stało z jej siostrami, ale wiedziała, że nie da rady przedrzeć się do bram klasztoru. Zresztą, być może zaraza dotarła i tam…

– Boże, jak mogłeś do tego dopuścić?! Jak zgrzeszyliśmy, że spuszczasz na nas taką okrutną karę?! – Matylda padła na kolana i zaczęła wykrzykiwać swoje pytania – Czy Ci wszyscy ludzie byli winowaci? Nikt nie zasłużył na taką torturę! O Boże….

Matylda czuła, że Ci ludzie nie mogli dopuścić się takich grzechów, aby zasłużyć na aż tak nieludzką karę. Nie rozumiała decyzji Boga. Czuła, że coś w niej pęka. Jakaś pewność w sprawiedliwość bożą, w słuszność jej wiary. Wiedziała, że Bóg ma własne plany i nie musi ich nikomu tłumaczyć. Jednak Matylda była zbyt wrażliwa, aby to zaakceptować. Jej dotąd silna wiara chwiała się jak potężny, żelazny most pod wpływem huraganu.

Kiedy po kilku godzinach odjeżdżała, czuła wewnątrz czarną pustkę.

***
*
Matylda skierowała się do kolejnego miasta po drodze, w poszukiwaniu pomocy. Do tamtej wioski nie mogła wrócić, aby ich ostrzec. Oznaczało by to przedzieranie się kolejny raz przez ulice Green Pine, na co nie mogła się odważyć. Postanowiła szukać pomocy dalej, jednak miała straszne przeczucie, że epidemia nie ograniczyła się do jednego miasta. Nie miała jednak wyboru, zbliżał się zmierzch, poza tym nie miała nic do jedzenia.

Do następnej mieściny wjechała z trwogą w sercu. Chciała uciekać, kiedy tylko zobaczyła poniszczone ulice, zdemolowane sklepy. Jednak miasto wydawało się wymarłe. Nie zauważyła żadnych ciał, więc wydawało się, że wszyscy zarażeni opuścili miasto. Mając duszę na ramieniu, Matylda zatrzymała wóz przed domem handlowym. Rozglądając się w około, przeszła przez rozbite drzwi. Oświetlenie działało, co dodawało jej otuchy. Wnętrze domu handlowego było ogromne, wielopiętrowe, zbyt duże jak na miasto o takiej małej populacji. Ameryka to bogaty kraj.

Matylda zaczęła swoją wędrówkę po sklepach. Echo odbijało jej kroki i czasami cichy jęk, chyba kilku osób. Nigdzie nie mogła jednak ich dojrzeć, co jednak niezbyt dodawało jej odwagi.
Po zamknięciu w klasztorze, dziwiła jak bardzo zmieniła się moda. Dziewczyny najwyraźniej ubierały się dość odważnie. Postanowiła zmienić ubranie. Nie tylko dlatego, że habit mógł czasami przeszkadzać w poruszaniu się, a jej szybkość mogła jej uratować życie, wiedziała o tym. Zrzucenie habitu odzwierciedlało także jej przemianę wewnętrzną, jej powrót do świata zwykłych ludzi. Wybrała dla siebie jasnoniebieskie dżinsy, obuwie sportowe oraz prostę koszulę flanelową w czerwoną kratę. Spięła włosy. Spojrzała do lustra i omal nie wybuchnęła śmiechem. Wyglądała jak żona drwala, zwykła dziewczyna z tych okolic. Była to duża zmiana w stosunku do habitu, który nosiła przez wiele lat. Tym niemniej schował stare ubranie do torby, aby przypominało jej o przeszłości. Miała przeczucie, że coś na świecie się zmieniło nieodwracalnie, więc postanowiło pozostawić sobie wszystkie pamiątki normalnego życia. Do torby schowała jeszcze kilka innych ciuchów i wyszła z sekcji odzieżowej.

Skierowała się do supermarketu, skąd zabrała ze sobą prowiant na kilka dni. Tak obciążona zaczęła wracać do samochodu. Przyspieszyła kroku, bo wydało się jej, że jęki się zbliżają. Z domu handlowego już wybiegła, w samą porę, aby zobaczyć, że do jej samochodu zbliża się kilku chorych. Na szczęście byli dość daleko i poruszali się niemrawo, więc kobieta zdążyła wrzucić „zakupy” do środka i odjechać jak najszybciej.

Na wylocie z miasta zatrzymała się jeszcze na stacji benzynowej. Nie spotkała tam nikogo.

***

Jadąc w ciemności zastanawiała się, co robić. Nie mogła przebywać w mieście, tam na pewno te stwory by ją znalazły. Postanowiła wyjechać na polne drogi, na odludzie, a tam drzemać po godzinie i przemieszczać się dalej. W ten sposób być może te stwory jej nie wytropią. Zdając sobie sprawę z mizerności tego planu, skręciła na którąś z bocznych dróg, prowadzących do farm.

W stanie Minnesota jest wielu farmerów, którzy żyją w swoich domach otoczonych potężnymi polami uprawnymi. Droga, po której jechał Matylda, wydawała się drogą dojazdową do jednej z takich farm. Postanowiła minąć domy i ułożyć się do snu trochę dalej.

Nie dojechała. W pewnym momencie z krzaków wyskoczył na nią jeden z mutantów. Zakrył całą przednią szybę. Matylda zupełnie nie oczekiwała ataku, a nagle, tuż przed sobą za szybą, miałą wykrzywioną twarz z odpadającymi płatami skóry. Zaczęła krzyczeć i gwałtownie skręciła w prawo, chcąc zrzucić intruza z maski. Nagle poczuła silne uderzenie i prawie straciła przytomności. Wydało się jej, że wryła się w jakiś betonowy mur, zaś uderzenie przeżyła tylko dlatego, że samochód był solidnej konstrukcji. Myślała, że może zabiła to monstrum, jednak mdłe ruchu przed szybą wyprowadziły ją z błędu. Przeskoczyła na siedzenie pasażera i wydostała się z kabiny, padając na kolana.

– Stój, bo strzelam! – Matylda podniosła wzrok i zobaczyła mężczyznę mierzącego do niej ze strzelby. Nie wydawał się oszalały tak jak pozostali, więc krzyknęła – Proszę, nie! Ja jestem normalna! Jestem człowiekiem. Pomóż mi!

Mężczyzna podejżliwie spojrzał na nią i wystrzelił.
Gramolący się przez kabinę kierowcy mutant zawył i padł. Mężczyzna podbiegł do Matyldy i pomógł jej wstać. Następnie wspólnymi siłami przetoczyli ciężką, żelazną beczkę, blokując przejście przez samochód.

Matylda miała chwilę, aby się rozejrzeć. Ogromne podwórze było otoczone wysokim betonowym płotem, z prześwitami. Przez nie można było zobaczyć tłum ludzi, nie, potworów starających dostać się do środka. Bezskutecznie. Po środku stał dom z wygaszonymi światłami, bardzo typowy dla farmerskich rodzin. Matylda zauważyła także solidną studnię, starego pick-up’a, a także niewielkie poletka z warzywami oraz zagrody. Wszystko to świadczyło o zaradności, gospodarności oraz względnym bogactwie właściciela.
Mężczyzna zaprowadził ją do domu.

Część II – Schronienie

Wewnątrz okazało się nie zupełnie ciemno. Wszędzie rozstawione były świece i lampy naftowe lub gazowe. Przechodząc przez pomieszczenia Matylda zauważyła, że dom był urządzony ze smakiem i bardzo przytulnie. Zupełne przeciwieństwo klasztoru. Jeśli nie baczyć na sytuację, Matylda poczułaby się jak w domu.

Pokój gościnny także był oświetlony świecami, co jeszcze dodawało temu i tak bardzo ładnemu pokojowi. Na jednym z wielkich i wygodnych foteli siedziała kobieta, mężczyzna który ją przyprowadził zasiadł na drugim, ona także spoczęła.

Kobieta była ładniutka. Może nie Miss Minnesoty, jednak przyciągająca uwagę. Rude, dość długie włosy wydawały się promieniować ciepłem. Oczy błękitne wydawały się niezbyt pasować do koloru włosów, jednak robiły pioronujące wrażenie, jak dwa lodowe jeziora. Kobieta była niższa od Matyldy i trochę bardziej od niej „grubokoścista”. To nie nadwaga, po prostu miała wszystko na miejscu i było za co chwycić. Z pewnością piersi były większe niż Matyldy. Skóra wyglądała na opaloną, co w połączeniu ze dłońmi podpowiadało, że nie stroni od pracy. Wyglądała na dobrą żonę i gospodynię, pozostając przy tym atrakcyjną kobietą.

Mężczyzna także był opalony i widocznie ciężko pracował. Jedno słowo dobrze oddawało jego budowę: duży. Silne dłonie, umięśnione ręce, szerokie plecy i pierś, nogi jak konary. Kolor włosów odpowiadał oczom: bardzo ciemny brąz. Mężczyzna aż kipiał zdrowiem.

Matyldzie było przyjemnie popatrzeć na ich oboje. A szczególnie na to, jak patrzeli na siebie nawzajem. Ich twarzy promieniowały spokojem i dobrotliwością, a oczy płonęły, gdy spoglądali na siebie. Matyldzie nikt nie musiał mówić, że to miłość. Tym przyjemniej, że oboje wyglądali na ok. 40 lat, więc nie byli już raczej młodym małżeństwem.

– Witaj, mam na imię George, a to moja żona, Jenny – przestawił ich mężczyzna – czy dobrze się czujesz? Ten wypadek wyglądał na groźny…
– Dziękuję, może jestem trochę w szoku, ale nie od wypadku. Co tu się dzieje? Widzieliście te monstra? – odpowiedziała Matylda
– Tak, oczywiście że tak. Zombie. Chodzący umarli. Jak się pewnie domyślasz, jest to moja farma i razem z Jenny tutaj żyjemy. Mamy lato, więc więcej pracy poświęcaliśmy ostatnio na pracę w polu, niż na wyjazdy do miasta. Pewnego dnia musiałem jednak tam pojechać. Kilkaset metrów za bramą zostałem zaatakowany przez te szkarady, ale udało mi się uciec razem w samochodzie. Natychmiast wróciłem do Jenny i zablokowaliśmy wrota. Wokół naszego domu jest ogrodzenie, które zbudowałem przeciw niedźwiedziom i innym dzikim zwierzętom. Są prawdziwą plagą okolic, często niszczyły nasze urządzenia i ogródki warzywne. Ogrodzenie przydało się jak nigdy wcześniej. Wkrótce zostaliśmy otoczeni przez te potwory, nie dające się opędzić i czyhające na zewnątrz.
– Tak, to jest straszne. Te jęki, te palce wciskające się między słupy… Ciągle je słyszę… – Jenny miała przyjemny, lecz wyraźnie wystraszony głos.
– Próbowaliśmy dodzwonić się do policji, jednak telefon jest martwy… przepraszam, głuchy. Dwa dni temu wysiadła także elektryczność. Jesteśmy więc tutaj uwięzieni. – George także miał zmartwiony głos.
– Głód nam nie grozi. Ostatnio odnowiliśmy nasz magazyn z jedzeniem – śniegi czasem nie pozwalają przejechać, więc zawsze robimy na zimę spore zapasy. Mamy także paliwo i gaz, dużo świec. Akurat jest pora zbioru warzyw, mamy także ptactwo i trzodę
– Nie musimy więc sobie torować drogi przez ten tłum potworów. Czekamy, aż ktoś przyjedzie z odsieczą. Przecież musiało to zostać zauważone i wojsko zjawi się tu lada dzień – te ostatnie słowa George wypowiedział niezbyt pewnie.
– Ale skąd się one pojawiły? – Matylda starała się dowiedzieć czegoś więcej.
– Nie mamy pojęcia. Po prostu tam byli. I przychodzi ich coraz więcej. To odrażające, ale wyglądają jak ludzie, być może nawet nimi byli. To musi być jakaś straszliwa choroba – George także nie mógł powiedzieć niczego nowego.

Zapadło milczenie. Matylda zdziwiona była rzeczowością i swoistą obojętnością na tragedię, jaką prezentowali George i Jenny. Po chwili jednak pomyślała: na pewno na początku też panikowali, jednak teraz co im zostało? Nie wolno było kryć się w piwnicy, drżąc od każdego odgłosu. Trzeba było jakoś żyć.

Zorientowała się, że sama się nie przedstawiła. Chciała opowiedzieć im swoją historię, jednak postanowiła inaczej. Tamten świat się skończył, tak jak jej życie z zakonie. Zerwała z tym raz na zawsze. Tutaj nie musiała mówić, kim jest, mogła zacząć nowe życie. Pomyślała, że może podać także inne imię, jednak się nie zdecydowała. Matylda zawsze się jej kojarzyła z bibliotekarką w okularach, co nie pasowało do wyglądu silniej i zdecydowanej kobiety. Pozostawiła jednak Matyldę.

– Nazywam się Matylda i mieszkam podobnie jak Wy, na farmie z moim mężem – Matylda kłamała po raz pierwszy od niepamiętnych czasów – Wybrałam się do kuzynki w odwiedziny do pewnej odciętej od świata wioski. Kiedy wracałam, to mi się przytrafiło. Tak się cieszę, że trafiłam do dobrych ludzi… – głos Matyldy zaczął się łamać.

Małżeństwo uspokoiło ją ciepłymi słowami, obiecując, że będzie wszystko dobrze. Trochę nie pasowała im historia Matyldy do jej wyglądu ani zachowania: jasna skóra, delikatne ręce i sposób wyrażania się nie świadczyły o pracy na farmie. Jednak uznali, że mąż nie pozwalał jej pracować, zaś sama żyła w swoistym odosobnieniu – sami znali to uczucie, gdy zimą mogli miesiącami nikogo nie spotykać.
Matyldę ułożyli do snu w pokoju przylegającym do ich sypialni.

***

Rozpoczęło się ich dziwne życie w zamknięciu.
Matylda przeżyła w „więzieniu” wiele lat, więc fakt, że nie można opuścić podwórza nie była dla niej szczególnie męcząca. Jednak ciągłe wycie potworów starających dostać się do środka mogło doprowadzić od obłędu. Z czasem jednak człowiek przyzwyczajał się do nich, jak do ciągłego pochrząkiwania świń czy gdakania kur.

Matylda rozpoczęła pracę w gospodarstwie domowym razem z Georgem i Jenny, aby zachować jakieś pozory normalności w tej przerażającej sytuacji. Sama świetnie gotowała, wzorowo sprzątała i wykonywała inne sprawunki bardzo pieczołowicie.

Jenny była bardzo zadowolona z obecności Matyldy. Wreszcie miała okazję porozmawiać z inną kobietą. Dziwiła się nieobyciu w świecie Matyldy – nawet ona, farmerka, trochę więcej wiedziała o życiu w mieście, modzie, polityce, nooo i oczywiście uprawie. Wszystko to zrzucałą na karb odizolowania Matyldy w domu jej męża. Robiło się jej trochę jej żal , więc pokazywała jej wszystko: ubrania, zdobycze techniki, uczyła ją uprawy i opowiadała interesujące historie. Wszystko to Matylda chłonęła całym umysłem, z otwartymi ustami. Zdawała sobie sprawę, jak wiele ją ominęło. Teraz starała się to nadrobić. Coraz bardziej czuła się jak kobieta z krwi i kości.

Obie bardzo zaprzyjaźniły się i często George je widywał chodzące pod rękę i śmiejące się jak nastolatki. Podziwiał wtedy ich odporność na stres (byli odcięci od świata), a także to, jak różne są te kobiety. George zresztą często obserwował je obie jak pracują, jak żartują i gotują. Matylda zauważyła, że przyglądał się jej z pewnym błyskiem w oku, który widziała bardzo dawno temu w oczach chłopców. Twarz Matyldy wtedy rumieniła się nie tylko od słońca, ale też od wzroku George’a. Jenny także zauważała jak George na nie obie patrzy, ale tylko uśmiechała się z wyrozumiałym i trochę tajemniczym uśmiechem.

Ciała obu kobiet silnie kontrastowały. Matylda była jedna delikatnej fizjonomi. Jenny krzepka i wytrzymała, zawsze roześmiana. Ta pierwsza była posągiem z marmuru, dostojnym i poważnym. Czekającym na odsłonięcie. Jenny była dojrzałym, rumianym i smacznym owocem, partnerką Georgea od wielu lat i najlepszą przyjaciółka. Znał każdy kawałeczek jej ciała, wiedział co lubi tak na stole, jak i w łóżku. Z wzajemnością.

Oboje wiedzieli, że Jenny nie lubiła fantazjować, wolała delikatny seks w klasycznej pozie. George czasem wspominał o swoich licznych fantazjach, jednak Jenny nigdy nie mogła się przemóc. Szczególnie do niektórych, bardziej… brudnych pomysłów. Nigdy jej tego nie powiedział, ale Jenny widziała, że bardzo chciałby niektórych rzeczy popróbować, a ona niestety nie mogła mu tego dać.

Jenny czasem wypytwała Matyldę o jej męża, lecz ta szczególnie się wtedy plątała. Doświadczona żona czasem dorzuciła do opowiadania jakąś pikantną historyjkę, na co Matylda się strasznie rumieniła. Jednocześnie wyrabiała sobie wyobrażenie o seksie, o głębokich przeżyciach cielesnych z nim związanych. Dowiadywała się także wiele o gabarytach i możliwościach Georga. Czuła przy tym narastającą jak ciepła fala ciekawość. Po raz pierwszy od bardzo wielu lat poczuła do mężczyzny coś innego, niż tylko szacunek, listość, przyjaźń czy miłosierdzie. To tęskne uczucie nie było zlokalizowane w jej sercu. Było o wiele niżej.

Część III – Przemiana

Pokój Matyldy znajdował się tuż przy sypialni George’a i Jenny, a łóżko tuż obok jej ściany. Mimo że wszyscy zdawali sobie sprawę z pewnego dyskomfortu winikającego z tego faktu, ustawienie mebli w pokoju po prostu nie pozwalało na przeniesienie łóżka.

Matylda miała zatem pełny obraz tego, co się dzieje w sypialni jej znajomych.Była w stanie słyszeć normalną rozmowę. Starała się nie podsłuchiwać, ale leżąc w ciemności i czekając na sen czasem nie miała wyboru. Słyszała ich małe radości i małe utrapienia. Słyszała jak odnoszą się do siebie: z miłością i szacunkiem. Przyjemne ciepło rozlewało się w jej sercu. Czuła, jak jej uczucia były zamrożone przez te lata. Wydawało się jej, że jest jak wyjałowiona ziemia, jak suszony owoc, jak woda pokryta warstewką lodu.

Czasem patrzyła na swoje dziewicze ciało w lustrze. Na usta, nie znające innych ust. Na szyję bez ani jednego kąśnięcia. Na piersi jak marmurowy pomnik, chłodne i niepieszczone. Na pośladki, po których spojrzenia mężczyzn ześlizgiwały się na smukłe nogi, bezcelowo. Na swoje łono, delikatną szparkę, stanowiącą dostęp do jej gorącego wnętrza. Nieotkryty ląd dla każdego mężczyzny.

Matylda czuła, że jej ciało budzi się do życia jak młode pędy na wiosnę. Zaczęła odczuwać potrzeby kobiety. Zdawać sobie sprawę ze swojej fizjonomi, wrażliwości, erotyki. Jej skóra wołała o dotyk jak ziemia pragnie uprawy. Jej piersi pragnęły ugniatania jak ciasto oczekuje na ręce piekarza. Jej łono potrzebowało wilgoci innego człowieka, jak płodna gleba potrzebuje.

Matylda wszystko to czuła i wiedziała, że budzi się w niej kobieta. Z zewnątrz już nią była, jednak instyntkty ukryte głęboko wewnątrz próbowały się wydostać z oszałamiającą siłą.

O wszystkim tym myślała tego wieczoru, leżąc w ciemnościach. Za ścianą słyszała jak George i Jenny rozbierają się do snu. Sama nie wiedząc dlaczego, zaczęła sobie wyobrażać jak wyglądają i co robią. Jak George ściąga koszulę odsłaniając szeroki tors. Jak ściąga spodnie (a może Jenny to zrobiła?), gdzie pod bielizną wyraźnie zarysowane są jego pośladki i męskość. Jak Jenny odsłania swoje pełne piersi. Jak stoi naga przed swoim mężczyzną. Matylda pomyślała, jak Jenny musiała się czuć: bezbronna, odsłonięta, oddana w ręcę ukochanego człowieka. Na tą myśl Matylda poczuła, jak w jej piersi budzi się ciepło, które zamienia się w żar i schodzi niżej i niżej.

Jenny także musiała czuć to co Matylda, gdyż po kilku minutach z sypialni dało się usłyszeć pierwsze westchnienie. Potem drugie i trzecie. Matylda wiedziała, że w tym momencie oddają się sobie. Że ich płyny mieszają się ze sobą. Z niecierpliwością kąsają swoje wargi. Matylda wyobrażała sobie, jak George wypełnia Jenny swoim twardym jak stal członkiem, a Jenny wpuszcza go do miękkiego, lepkiego wnętrza. Mimowolnie jej dłoń zaczęła swoją wędrówkę po brzuchu aż do zakazanego miejsca. Będąc w klasztorze Matylda także czuła potrzeby swego ciała, jednak potrafiła je kontrolować. Teraz nie miała już siły. Pierwszy dotyk jej palców wywołał jej głębokie westchnienie. Opuszki i paznokcie przeczesywały drobne włosy łonowe w poszukiwaniu tego najprzyjemniejszego miejsca. Matylda czuła, jak stają się śliskie od jej soków. Ciężko dyszała. Swoją dłonią odkrywała w sobie kobietę. Jej palce przesunęły się wzdłuż warg do jej ciasnego otworu. Czuła bijący z niego żar, potrzebę wypełnienia go ściśle przez coś grubego i twardego, potrzebę ugaszenia żaru wytryskiem życiodajnego płynu. Cofnęła się jednak na górę i znalazła to miejsce, którego dotyk zmusił ją do zduszonego krzyku. Pod jej palcami tańczyła maleńka łezka, a każde dotknięcie jej było elektryzujące. Z początku delikatnie, potem coraz śmielej tarła, głaskała i zataczała kręgi. Jej oczy szeroko otwarte wbite były w sufit. Skóra zaróżowiona, twarde piersi falowały z każdym ciężkim oddechem, z każdym jękiem. Jej dłonie pracowały coraz sprawniej i czuła nadchodzące spełnienie. Słyszała, że George i Jenny także są już blisko. Zapewne słyszeli jej jęki i zdawali sobie sprawę z tego, co robi.

Długim, przeciągłym jękiem zakończyli wszyscy troje. Ciało Matyldy wygięło się w łuk i tak trwało przez kilka sekund, targane spazmami rozkoszy. Słyszała jak ciężko dyszy George, uwalniając całodzienny stres w ciało swojej żony. Jenny lekko kwiliła i powtarzała George’u, jak jej dobrze, jaki jest wielki i ile nasienia w niej się teraz znajduje.

Matylda pierwszy raz poczułą taką wspólnotę z ludźmi. Słyszała, jak Jenny służyła swoim ciałem Georgu, a on jej oddawał to, co najcenniejsze, cząstkę jego samego w postaci gęstego nasienia wypełniającego jej łono. Matylda dotąd służyła tylko Bogu, jednak teraz wiedziała, że mogłaby służyć także ludziom. Z takim samym oddaniem służyć swoją radą, obecnością i ciałem.

***
*
Następnego dnia George i Jenny zachowywali się jak gdyby nigdy nic, mimo że słyszeli jak Matylda uczestniczy w ich akcie. Sama Matylda czuła się dziwnie. Robiła to, co dotąd uważała za grzeszne i brudne, oddawała się potrzebom swojego ciała. Ale nie mogła zapomnieć tej przeciągłej rozkoszy, odbierającej oddech. Jej ciało już jej nie słuchało.

Zachowanie George’a i Jenny uległo jednak pewnej zmianie. Jenny chodziła lekko rozdrażniona, ale Matylda domyślała się przyczyn. Każda kobieta ma swoje dni w miesiącu. Poza tym jednak zaczęli na nią trochę dziwnie patrzeć, częściej dopytywać się o jej zdrowie. Jenny zawsze wtedy miała na ustach swój tajemniczy, wyrozumiały uśmiech. George wyglądał, jakby był rozdarty pomiędzy dwoma uczuciami, jakby bił się z myślami.

Matylda nie mogła odgadnąć o co im chodzi i zaczęła się obawiać, że może jej towarzystwo w czymś im przeszkadza. Ale przecież nie mogli jej „wyprosić” do bandy potworów czekających za ogrodzeniem (zauważyła, jak mało zwraca na nie teraz uwagę, jakby byli odcięci od świata nie przez armię mutantów, ale przez np. śnieżycę; umysł ludzki jest zadziwiający).

Rozwiązanie dosłownie przyszło same. Kolejnej nocy Matylda znów leżała w swoim łóżku i oddawała się rozmyślaniom. Znów czuła to gorące pieczenie, które nie chciało odejść. Słyszała, jak George i Jenny kładą się do łóżka i rozmawiają. Przysłuchując się im, jej ręka mimowolnie powędrowała do wilgotnej szparki i zaczęła ją gładzić.

– Jenny, dziś choćby trochę, proszę – George mówił stęsknionym głosem
– George, wiesz że dziś nie mogę. Po prostu nie
– To może chociaż weźmiesz go w swoje piękne usteczka, Kochanie. Wiesz jak to lubię…
– A Ty wiesz, że ja nie lubię. Poza tym George naprawde nie mam dziś ochoty. Proszę.
– Nie wytrzymam, Jenny, musisz coś zrobić.
– George, przecież rozmawialiśmy już o tym. Wiesz, co powinieneś zrobić.
– Jenny, Słońce, Ty naprawdę tego chcesz ?! – George wydawał się oburzony, ale nie za bardzo.
– Nie, nie chcę. Ale także nie przeszkadza mi to. Ja wszystko rozumiem. Przecież widzisz jak ona się męczy – Jenny spokojnym głosem tłumaczyła Georgowi, zaś Matylda pomyślała „Ona? Jaka ona?”. Jenny ciągnęła dalej – To młoda kobieta i ma swoje potrzeby. Sam słyszałeś. Jej mąż jest daleko, tutaj nie ma nikogo poza nami. Jesteśmy za nią odpowiedzialni. Poza tym… widzę, że chcesz.
– Oooochh – George cicho jęknął, najwyraźniej pod wpływem ręki Jenny ułożonej na jego nabrzmiałym członku – Ale Jenny, jesteś pewna że nie zniszczy niczego pomiędzy nami? To przecież będzie jak zdrada. A poza tym ona może się nie zgodzić.
– George, idź i zaproponuj. Widzę, jak na nią patrzysz, do końca życia byś żałował, jeślibyś nie spróbował. Poza tym… jej się to należy. A ja obiecuję Ci, między nami będzie jak poprzednio.

Matylda usłyszała jak całują się i George wstaje. Jej myśli biegły przez głowę jak wiatr. „Ona? Przecież chodzi o mnie! Czy oni mówią serio?”. Skrzypienie drzwi było odpowiedzią na jej pytanie. W nich zobaczyła w mroku sylwetkę mężczyzny. Nie poruszyła się.

– Matyldo… Matyldo? – George myślał, że śpi, jednak gdy oczy przyzwyczaiły się do ciemności, zauważył, że ma oczy otwarte i go słucha.
– Matyldo, posłuchaj… – George mówił czule i spokojnie. Zaczął bardzo powoli zbliżać się do niej. – Rozmawialiśmy z Jenny o Tobie. Zdajemy sobie sprawę, że jesteś tutaj uwięziona od dłuższego czasu. Jesteś młodą, zdrową kobietą i masz swoje potrzeby. Na pewno jest to dla Ciebie bardzo frustrujące. Zresztą, sami słyszeliśmy jak wczoraj… no, sama wiesz. Dlatego chciałbym Ci zaproponować… hmmm, pomoc. Chcemy Ci pomóc, Matyldo.

Matylda przestraszona słuchała Georga. Wiedziała, do czego zmierza. Ale czy była na to gotowa? Nigdy z nikim nie była, jej ciało należało tylko do niej i do Boga. A teraz miała pozwolić komuś go dotykać. Nie byle komu, George był dla niej bardzo dobry i była za to wdzięczna. Zresztą teraz także przyszedł dla niej, a nie tylko żeby uspokoić swoje potrzeby. Jenny mu pozwoliła, sama słyszała. Poza tym George był przystojnym mężczyzną i z przyjemnością na niego patrzyła, kiedy czasem pracował półnago. Matylda nie wiedziała co zrobić. W głębi duszy nadal była zakonnicą, odrzucającą potrzeby cielesne. Lecz teraz leżała w lekkiej halce na łóżku, a naprężony, podniecony mężczyzna zbliżał się w jej stronę. Czuła jego podniecenie, jego zapach. Zakręciło się jej w głowie. Postanowiła. Odda się… sytuacji.

– Wiem, że nie jestem już młody, jak pewnie Twój mąż. Ale wierz mi, potrafię być delikatny i dać Ci wiele przyjemności. Ty tego potrzebujesz, widzę to. To zostanie tylko pomiędzy Tobą, mną i Jenny, obiecuję. Powiedz tylko „nie”, od razu przestanę i więcej o tym nie będziemy rozmawiać – mówiąc to, usiadł na skraju łóżka.

Matylda nie wiedziała co zrobić. Nie mogła mu powiedzieć, że jest dziewicą, że powinien nią zająć bardzo delikatnie. Nawet nie wiedziała, jak mu dać znak, że chce. Powoli odwróciła się i spojrzała swoimi szmaragdowymi oczami prosto w jego oczy.

George patrzył na tą młodą dziewczynę, z oczami wypełnionymi pożądaniem, z lekko rozchylonymi ustami. Widział jej falującą pierś pod prześwitującą halkę. Wiedział, że się zgodziła i że wkrótce weźmie ją jako swoją kobietę.

Jego ręga zaczęła od stóp i powoli wędrowała wyżej. Jej nogi naturalnie gładkie, jędrne, wydawały się drżeć pod jego dłonią. Szorstkość jego spracowanej dłoni silnie kontrastowała z bielą ciała trzymanego przez tyle lat w odosobnieniu. Delikatnie ją gładząc, przeszedł do ud.

Matylda cała drżała. Czuła jak mężczyzna po raz pierwszy dotyka jej ciała. To było taaaaakie przyjemne. Czuła ciepło rozchodzące się po całym ciele.

– Ooooochhh – westchnęła, gdy dotarł do jej pośladków. Czuła, jak je obejmuje i je ugniata. W tym momencie była już bardzo mokra i George mógł poczuć ślady jej wilgoci spływającej po jej udach. Na chwilę podniósł palce i polizał. Chciał posmakować swoją kochankę zanim ją weźmie. Potem położył rękę z powrotem na jej pośladku i przesunął ją na plecy. Podwijał jej halkę wyżej i wyżej. Teraz mógł zobaczyć jej plecy, wygięte w łuk pod wpływem jego dotyku. Całe jej ciało pokryło się gęsią skórką. Jej halka już jej zakrywała, więc George dał jej znak, że ciałby ją ściągnąć. Matylda uniosła się na ramionach i pozwoliła mu na to, dając tym samym odpowiedź, że pozwala także na wszystko inne.

George jeszcze chwilę podziwiał jej ciało. Potem położył się przy niej, tak że wyglądali jak dwie złożone łyżeczki. Przylgnął całym ciałem do jej ciała. Matylda oddychała bardzo szybko. Czuła ogrom jego ciała, w porównaniu z jej kruchością. Żar bijący od jego ciała ogrzewał ją i pobudzał. W powietrzu unosił się zapach jego zwierzęcej huci i jej wilgotnej gotowości. Jego tors przyciskał się do jej pleców. Pomiędzy jej pośladkami poczuła jego członka. Był wielk, twardy i trochę ślizki. Wdzierał się do rowka pomiędzy jej pośladkami. Matylda nie wyobrażała sobie jak mogłaby zmieścić go w sobie.

– Jesteś piękną kobietą, Matyldo – George szeptał, aby nie Jenny nie mogła go usłyszeć za ścianą. Chciał jej powiedzieć wszystko to, czego nie mógł wypowiedzieć głośno – ciąglę Cię obserwuję. Chcę poczuć to ciało pod moimi dłońmi. Chcę cię gładzić i pieścić, we wszystkich miejscach.

To mówiąć, objął ją i zaczął wodzić dłońmi po jej brzuchu. Matylda nadal nic nie mówiła, oddawała się w jego ręce i przyjmowała wszystkie pieszczoty.
– Często wyborażałem sobie, jak możesz wyglądać nago. Chciałem jednym ruchem zedrzeć z Ciebie ubranie i obserwować Cię. Napatrzeć się na to marmurowe ciało – słowa Georga były coraz bardziej gwałtowne, jednak ruchy pozostały delikatne. Gładził jej idealny brzuszek kręgami. Potem nieoczekiwanie objął jej pierś i lekko ścisnął.
– Aaaaaaahhhh – to wszystko, na co Matylda mogła się zdobyć. George dotykał jej wrażliwych piersi, masował je i wodził palcem wokół sutka.
– Czujesz jak twoje piersi reagują na mój dotyk? Stajesz się twarda, Matyldo. Ja też jestem twardy.
– Ooooochhh tak – Matylda czuła i jego masywne dłonie na swoim biuście, i jego męskość przesuwającą się pomiędzy jej nogami.
– Jesteś wspaniała. Twój mąż to bardzo szczęśliwy człowiek. Szkoda, że go tu nie ma, mógłby zobaczyć, jak reagujesz na pieszczoty innego mężczyzny. Widzę, że Ci się to podoba – George zdawał się zapomnieć o tym, że przyszedł zaspokoić jej potrzeby. Mówił coraz „brudniej” i z zaangażowaniem, poddając się swojej huci. Maleńkimi ruchami, opuszkami palców dotykał bardzo delikatnie jej sutków.
– Och.. ooochh… ooochhh – Matylda reagowała na każdy jego dotyk.
– Zaraz w Ciebie wejdę, Matyldo. Całą swoją długością i grubością. Nie mogę się już doczekać, aby poczuć Twoje aksamitne wnętrze. Założę się, że jestem bardzo wąska. Na pewno będziesz mnie ściśle obejmować – George szeptał jej wprost do ucha, czasem końcówką języka liżąc jej płatki lub wkładając język do ucha, nie za głęboko. Matylda traciła już zmysły, zupełnie oddając się emocjom. Liczyło się tylko to, że ten mężczyzna chce wsadzić swojego kutasa w jej rozpaloną cipkę i tam się spuścić. Nie ważne, że był żonaty, a jego żona leżała tuż za ścianą, przysłuchując się ich jękom. Nie ważne, że myślał, że ona także zdradza swojego męża. On był samcem, a ona jego samicą.

Jego dłoń zsunęła się z piersi na brzuch, a potem jeszcze niżej. Całą swoją dłonią nakrył jej łono. Gładził jej włosy łonowe, wilgotne od jej śluzu. Jego palec znalazł rowek pomiędzy wargami i powoli przejechał palcem w górę, do jej stwardniałej łechtaczki. Matylda cała drżała.

– Jesteś taka mokra. Chyba tego naprawdę chcesz. Cicho, cichutko, zaraz dostaniesz to, na co czekasz. Ten post, z dala od swojego męża, musiał Cię naprawdę wymęczyć, Złotko – George szeptał jej do ucha, a Matyldzie się wydawało, że znęca się nad nią. Tak, chciała jego. Tak, chciała poczuć wewnątrz jego członka i zająć się z nim miłością… Nie! Chciała wewnątrz jego twardą pałę i żeby ją zerżnął jak kobietę. Tego właśnie chciała. Kobiecy instykt podpowiedział jej, co robić. Podniosła jedną nogę do góry i wypięła pupę w jego stronę, dająć mu otwarty dostęp do jej cipki. Jego członek przesuwał się po jej wilgotnym rowku.
– Doooobrze, Złociutka. Widzę, że już nie możesz się doczekać. Ale czy jesteś pewna, że możesz go przyjąć całego? Jest taki gruby i długi, na pewno Cię mocno rozepcha. Czy Twój mąż tego nie zauważy po powrocie? Tego że rżnął Cię inny mężczyzna – George nie zwracał już uwagi na to, że może wystraszyć takim gadaniem leżącą przed nim nieśmiałą kobietę. Kiedy wchodził do pokoju, myślał, że ona ucieknie. Teraz wiedział, że otworzy przed nim swoje sekrety, odda mu wszystko. Szeptał jej sprośne rzeczy, a jej to podobało się.

Jego ręka powoli powędrowała na jej brzuch.. na jej piersi… i na jej twarz. Matylda nie zrozumiała do ostatniej chwili o co mu chodzi. Szybkim ruchem zakrył jej usta i mocno przytrzymał. W tym momencie jego członek wcisnął się do niej na pół głębokości. George głęboko westchnął czując żar i śliskość innej kobiety niż ta, z którą kochał się przez tyle lat. Matylda krzyczała z rozkoszy, ale też i z bólu – właśnie została rozdziewiczona. Jenny przewróciła się na łóżku za ścianą, domyślając się co właśnie zaszło.

George był bezlitosny. Powoli wpychał w jej wilgotność swojego członka, głębiej i głębiej. Matylda chciała krzyczeć, szamotała się, ale jednocześnie wychodziła na przeciw jego ruchom. Wydawało się jej, że ją rozerwie, że w jej cipce nie ma już ani krztyny miejsca, tak ją dobrze wypełniał. Czuła, jak jego pała ją rozpycha, bierze, rozdziewicza. Wydawało się jej, że to nie będzie miało końca, a on zagłębiał się i zagłębiał. Wreszcie przyjęła go całego. George dobił jądrami do jej pośladków i wydał niski mruk zadowolenia.

– No, no, nie spodziewałem się, że dasz radę. Dobra dziewczynka. Będziesz krzyczeć?
Matylda pokręciła głową, że nie. „Brudne gadanie” najwyraźniej podniecało Georga.
– Dobrze. Wiesz Matyldo, zdradzę Ci sekret. Nie będę Cię brał delikatnie, tak jak obiecałem. Sądząc po Twoich reakcjach nie jesteś taka świątobliwa, za jaką razem z Jenny Cię braliśmy. Delikatnie by Ci nie wystarczyło. Ja Cię zerżnę, brutalnie. Tak jak mi się podoba. I tobie także to się będzie podobało, prawda Matyldo? Bo w głębi serca tego chcesz?

Matylda nie mogąc już mówić odwróciła tylko głowę, lecz on wyczytał wszystko z jej oczu. Weź mnie, jestem cała Twoja. Zrób ze mną co zechcesz. Matylda nie zwracała uwagę na ból jej pierwszego razu, była zbyt podniecona.

George zaczął powoli . Wysunął swoją pałę do połowy i znowu dobił do końca. Matylda jęczała, ale już żadne z nich nie myślało o Jenny, która słyszała, jak jej mąż bierze młodszą od niej kobietę. Jak dzieli go z kimś innym. I jak im się to podoba.

George przyspieszał, sapiąc. Sciśle obejmował ramionami ciało Matyldy, nie pozwalając jej się ruszać. Nadziewał ją na swojego członka, samemu kontrolując ruchy. Od czasu do czasu rzucił jeszcze jakieś sprośne słówko, co tylko podgrzewało atmosferę.

Matylda czuła, jak jego jaja odbijają się od jej pośladków. Jej ciało dawało bardzo jasne znaki: chcę tego! Mocniej! Jeszcze! Czuła, że się zbliża. Natłok emocji spowodował, że orgazm zbliżał się do niej siedmiomilowymi krokami. George także to poczuł i przyspieszył ruchy.
– Ooooooooo taaaaaakkkk… Ooocchhhh TAAAAKKK… O Boże, o tak, tak tak! – ciało Matyldy wygięło się w łuk. Dostała spazmów. Jeśliby George jej nie przytrzymywał, mogłaby zrobić sobie krzywdę. Matylda krzyczała i jej ciało krzyczało. A potem opadła na pościel, ciężko dysząc. Milczała.

– Dobrze, dobrze… Świetnie się sprawiłaś. Brakowało Ci tego, prawda? Ale wiesz, Matyldo, jest mały problem. Co prawda Ty już doszłaś i w zasadzie po to przyszedłem, aby dać Ci rozkosz. Jednak mój członek nadal jest twardy, a jądra pełne. – To mówiąc wziął jej maleńką rączkę i położył na swojej męskości, zatopionej częściowo w jej wnętrzu. – Tak nie może zostać. Tak łatwo nie odpuszczę takiej ciasnej cipki jak Twoja.

To mówiąc George brutalnie wszedł do końca i posuwał ją dalej. Teraz już nie zwracał uwagi na jej potrzeby ani uczucia, chciał się w niej spuścić. Głowa Matyldy podskakiwała przy każdym ruchu. Nie była zdolna niczego powiedzieć, dawała się używać jak kawałek mięsa, jak zabawkę. Czekała na Georga.

George wykonał jeszcze kilka ruchów, dobił swoją pałę do końca i głęboko jęknął. Ciasne, śliskie wnętrze cipki Matyldy zalała sperma. George wpompował w nią całą frustrację, jaką zgromadził przez kilka dni bez seksu. Tłusta, lepka i płodna maź wypełniła jej szyjkę i macicę po brzegi. Czuła gorącz jego spermy, jej śliskość wewnątrz jej ciała. Czuła się jak kobieta, dobrze zerżnięta kobieta.

Jego nasienie zaczęło wyciekać pomiędzy ich połączonymi ciałami. Chwyciła rąbek pościeli i zaczęła ją wycierać, nie wiedząc co robić. Wytarła też jego członka, kiedy wychodził z niej, zmazując także krew. George niczego nie zauważył.

– Matyldo, to było wspaniałe. Twój mąż musi często korzystać z Twego ciała… Na razie ja przejmę jego obowiązki – to było stwierdzenie, a nie pytanie. Matylda nie musiała odpowiadać, wiedziała że tak będzie. Nie dlatego że George tego chciał. Dlatego, że ona sama by do niego przyszła.

George wstał, zebrał bieliznę i ruszył do wyjścia. Zatrzymał go szept Matyldy.
– George….ja… dziękuję.

George nie odwrócił się do niej i wyszedł, jednak na jego twarzy malował się usatysfakcjonowany uśmiech.
Matylda została sama, jednak nie poszła się umyć. Chciała ponosić w swoim ciele nasienie jej pierwszego mężczyzny. Czuła się wspaniale, jak prawdziwa kobieta. Zasypiając usłyszała, jak George i Jenny zajmują się delikatną miłością, szepcząc sobie czułe słówka. Zasnęła z uśmiechem na ustach.

***

Przez kilka następnych dni Matylda czuła się jednak zagubiona. Wszystkie śluby czystości, którym była wierna przez tyle lat, zostały ostatecznie zerwane. I nie miała żalu, wręcz przeciwnie, spodobało się jej. Była wdzięczna Georgowi za to, że zajął się potrzebami (mając przy tym oczywiście i własną satysfakcję). Nie przychodził do niej następnej nocy ani w późniejsze, ale tylko dlatego, aby nie nadużywać „gościnności” Matyldy, ani żeby nie dawać podejrzeń Jenny, że może zaczyna preferować Matyldę. Nie wydawało się także, aby Jenny była zła czy zazdrosna. Wnioskując z tego oraz ze słów, które słyszała, wydawało się, że to ona właśnie była inicjatorką spotkania i pchnęła Georga w ramiona Matyldy. Pomiędzy nimi trzema nawiązała się nić dziwnego, ekscytującego zrozumienia.

Część IV – Wyprawa

Kilka dni później nastąpiło to, czego George już wcześniej się obawiał. Jenny zachorowała. Wydawało się, że nie jest to ta choroba, na którą cierpiała horda zombich, wciąż pojękująca za murami farmy. Nikt z ich trojga nie miał z nimi kontaktu bezpośredniego, a jeśli choroba przenosiła się przez powietrze, już dawno wszyscy by się zarazili. Było to raczej zwykłe zapalenie płuc, choroba nie mniej groźna, jeśli odpowiednio nie leczona. George, który już kiedyś ją przechodził, wiedział jakie antybiotyki się stosuje, jednak nie było ich na farmie. Poza tym zaczynało też brakować innych produktów i narzędzi, które na ogół były dostępne w zwykłym sklepie.

Mimo sprzeciwów Jenny, decyzja została podjęta: George i Matylda muszą się przedrzeć do miasta i zabrać potrzebne rzeczy. Jenny miała zostać, ponieważ była zbyt osłabiona, poza tym ktoś musiał od wewnątrz otworzyć zmechanizowaną bramę wjazdową, będącą dopełnieniem muru.

Plan był prosty. Po drugiej stronie farmy niż znajdowała się brama, cała trójka miała zrobić zamieszanie, które miało zwrócić uwagę mutantów. Oznaczało to robienie hałasu, rzucanie kurczaków na pożarcie (zombie nie jedli tylko siebie na wzajem, oprócz tego nie byli zbyt wybredni), nie wykluczali nawet użycia własnej krwi jako wabika. Kiedy już zarażeni zgromadzili by się w wybranym miejscu, Jenny miała kontynuować dywersję, zaś George i Matylda wsiąść do półciężarówki, którą dodatkowo wzmocnili kratami i kolcami. Na dany znak Jenny miała otworzyć przyciskiem automatyczną bramę i zamknąć ją tuż po ich wyjeździe. George i Matylda mieli pojechać do miasta, nie zatrzymując się bez względu na wszystko, dotrzeć do potrzebnych sklepów, z których najważniejszą była apteka, zabrać co w ich mocy i uciekać z powrotem. Mieli nadzieję, że miasto będzie raczej wymarłe, tak jak to, które Matylda mijała jeszcze przed dotarciem na farmę. Jenny miała przez ten czas ciągle przez lornetkę obserwować drogę. W momencie, gdy zauważy ich na drodze, miała za zadanie znów odwrócić uwagę mutantów i otworzyć bramę. Plan był prosty i niezbyt bohaterski, ale musiał się udać.

Wydawało się, że mają szczęście. Zombich rzeczywiście przyciągnęły łatwe ofiary w postaci kur – cała trójka z odrażeniem patrzyła, jak rozszarpują je zębami na żywca. Na szczęście nie musieli nacinać własnych żył, aby je zwabić. Patrzyli, jak tłum wyciąga do nich tęsknie ręce, aby móc uszczknąć choćby kawałek ludzkiego mięsa. Z zapatrzenia obudził ich głos Georga, który dał komendę do rozpoczęcia akcji. Zgodnie z przewidywaniami, za otwartą bramą nikogo nie było, więc George i Matylda bez problemu wyjechali, zostawiając Jenny samą. Na początku ich podróży do miasta mieli jednak sporo problemów – spotykali zombi czasem same, czasem w grupkach, jednak zawsze starające się im zagrodzić drogę. George nie miał dla nich litości i przy krzyku Matyldy przebijał się wzmocnionym samochodem przez ciała zombi jak przez masło. Matyldzie robiło się niedobrze.

Czym bliżej miasta, tym droga coraz bardziej pustoszała i ku ich radości, miasto wydawało się wymarło. Nie zastanawiali się jednak nad przyczyną. George skierował samochód w stronę znanego mu centrum handlowego, gdzie mogli dostać wszystko, co im było potrzebne, łącznie z lekami. Wysiedli z samochodu taszcząc torby oraz dodatkowo strzelbę Georga. Teren wydawał się pusty, więc weszli do środka i pobieżnie sprawdzili, czy także nikogo nie ma. Wydawało się pusto. Rozdzielili się. George poszedł szukać leków, ponieważ wiedział, o które chodzi. Matylda miała zebrać inne produkty, których brakowało na farmie. Półciężarówka była pojemna, więc mogli zabrać w niej wiele niezbędnych rzeczy.

Byli już podczas drugiej tury zabierania rzeczy i przenoszenia ich do samochodu, gdy Matylda, stojąca na skraju półki z żywnością, usłyszała szmer. W ostatniej chwili zdążyła odskoczyć, gdy zombi, chowający się z drugiej strony półki wyskoczył na nią. Nie dosięgnął jej swoimi zębami, jednak ręką zaczepił o jej koszulę, która z trzaskiem rozerwała się, odsłaniając nagie piersi Matyldy. Zaczęła się cofać, będąc w zbyt wielkim strachu, aby uciekać lub krzyczeć. Zombi był płci męskiej i nagi. Wyglądało na to, że kiedyś był młodym, dobrze zbudowanym mężczyzną. Choroba dotknęła tylko jego górnej części ciała, twarzy i klatki piersiowej. Dlatego też Matylda ze zdziwieniem i przerażeniem zauważyła, że mutant zaczął reagować na jej nagość. Wpatrzony w jej ciało, sunąc nogami zbliżał się w jej stronę. Jego członek, należący do zdrowej części ciała, zaczął reagować i wkrótce stał na baczność, odsłaniając grubą, pokrytą śluzem żołądź. Było to tak groteskowe, że Matylda zamarła. Potem wykonała jeszcze jeden krok do tyłu i potknęła się o puszkę leżącą na podłodze. Upadła, ale to ją przywróciło do przytomności, zaczęła krzyczeć i wołać Georga. Słyszała, jak biegnie, sama starając się odczołgać od zbliżającego się napastnika. I kiedy wydawało się, że zaraz się na nią rzuci, padł strzał i głowa mutanta dosłownie odleciała od ciała. Padł tuż obok niej. Mężczyźni, którzy umierają poprzez powieszenie, w ostatnim momencie ich życia dostają wytrysku. Zombie bez głowy także trysnął potężnym strumieniem i jeśliby Matylda nie odwróciła głowy, niechybnie zalałaby jej twarz. Jednak reakcja Matyldy była szybka i sperma pociekła na jej szyję i obnażone piersi. Wzdrygnęła się od obrzydzenia.

George ze zdziwieniem patrzył na Matyldę, półnagą i zapaćkaną nasieniem truposza. Szybko jednak się opanował, podbiegł do niej i zaoferował chusteczkę, którą ona starła z siebie białą maź. Jeszcze przez chwilę George ją uspokajał, potem już nie rozdzielając się dokończyli „zakupów” i ruszyli w drogę powrotną. Po drodze Matylda opowiedziała dokładniej jej przygodę w sklepie.

Nie wiedzieli, czy Jenny nic się nie stało i czy zauważy ich przybycie. Ze strachem zobaczyli, że kiedy podjeżdżali do bramy, znajdowało się przy niej kilku mutantów. Na szczęście zaczęła się ona otwierać – znak że Jenny spełniła swój obowiązek. Z pełną prędkością George wjechał na teren farmy, słysząc, jak za nim zamyka się brama. Jednemu z zombi udało się przedrzeć przez bramę, jednak George pewnym ruchem odstrzelił mu głowę.

Jenny powitała ich jak zbawienie, opowiadając o tym, jak się bała, że coś im się stanie. Była zdziwiona negliżem Matyldy, jednak wysłuchawszy ich opowieści, radowała się tylko, że nic gorszego się nie stało. Matylda poszła się szybko umyć, Jenny przyjęła lekarstwa, a George zajął się rozpakowywaniem samochodu.

Część V – Fantazje

Po przyjęciu kąpieli Matylda wyszła na zewnątrz, aby ochłonąć. Było późne popołudnie, zbliżał się wieczór. Wspięła się na mur okalający farmę i patrzyła w dół, na tłum ciał bezsilnie starający się wspiąć na górę. Tłoczyli się ludzie obu płci, różnego wieku i postury ciała. Choroba dotykała wszystkich. Zauważyła jednak, że część ludzi jest mniej zmutowanych. Wydawało się, że im ktoś jest młodszy, tym mniej zmieniona jest jego skóra. Widocznie silniejszy organizm. Tym niemniej szaleństwo malujące się w oczach zarażonych było jednakowe u wszystkich. Matylda zauważyła także ze zdziwieniem, że choroba dotyka tylko górnej części ciała, maksymalnie do okolic brzucha. Nogi i narządy płciowe wydawały się nietknięte. Zastanawiała się, czy zatem sperma owego mężczyzny, który ją zaatakował w sklepie była dla niej niebezpieczna. Wydawało się, że nie, ponieważ czuła się dobrze. Doszła do wniosku, że ludzie muszą się zarażać poprzez ugryzienie, jak wampiry, a nie poprzez wymianę płynów.

Od zbyt długiego wpatrywania się w dół, na mozaikę ciał, Matyldzie zakręciło się w głowie. Przechyliła się przez mur i w ostatniej chwili złapała się za poręcz. Stado zombi z jękiem wyciągnęło do niej ręce. Matylda przestraszona odstąpiła parę kroków, wyobrażając sobie, co by się stało, gdyby spadła. Na pewno od razu rozszarpaliby ją na strzępy. Chociaż…. sądząc po reakcji tamtego mężczyzny w sklepie, być może zaspokojenie głodu nie było jedynym instynktem, jakie odczuwały zombi. Może czuły, że kontakt z niezarażoną osobą jest jedynym sposobem, aby przekazać swoje zdrowe geny. Nie oznaczało to pociągu płciowego w normalnym znaczeniu, lecz bardziej instynktowną chęć uratowania choćby części swojej osoby.

Matylda wyobraziła sobie jeszcze raz, co mogłoby się stać, gdyby spadła…

Mur nie był wysoki, więc tylko się potłukła, zamiast zrobić sobie coś poważnego. Oszołomioną upadkiem, szybko okrążyły ją zombi. Poczuła na swojej skórze nie ostre zęby, lecz kilkanaście chłodnych rąk upajających się ciepłem jej zdrowego ciała. Szybko zdarli z niej odzież i była naga, tak jak większość z nich. Ich ręce penetrowały jej każdy zakamarek ciała, błądząc po piersiach, pośladkach, przytrzymując jednocześnie przy ziemi. Jeden z zombi wpełzł na nią i przed jej twarzą pojawiła się zmutowana twarz. Na szczęście ten mężczyzna był młody, więc nie była ona tak schorowana i odrażająca.. Naraz jednak poczuła, jak jego naprężony członek wciska się do jej nieprzygotowanego wnętrza. Na nic by się zdały krzyki i odepchnięcia, zombi trzymali ją dobrze. Ten, który w nią wszedł, zaczął posuwać ją szybkimi i brutalnymi ruchami. Czuła na sobie jego skażone ciało i swoją bezsilność.

Matylda nie mogła sobie wyobrazić, co robiłyby inne zombi. Czy czekały, aż ten pierwszy z dzikim okrzykiem napełni jej wnętrze jego zanieczyszczoną spermą. Następnie inny zająłby jego miejsce, gwałcąc ją zwierzęco. Czy może zaczęliby walczyć między sobą, jak samce które mają ustalić, kto ma pokryć samicę. Wyobraziła sobie różnych mężczyzn, którzy rzucają się na nią i gwałcą, będąc odpychanymi przez innych. Za każdym razem kiedy jakiś zombi został od niej odciągnięty, jego członek był zastępowany następnym, jeszcze bardziej zdeterminowanym, aby to on ją zapłodnił. Czy może wreszcie wszyscy wpadliby w amok, starając się przekazać jej tyle swoich plemników, ile to możliwe. Nie zważaliby wtedy, czy tryskają w jej pochwie, ustach czy odbycie. Czy wewnątrz jej gorącego ciała czy na niej. Każdy starałby się po prostu dać jej swoją spermę. Co chwila ktoś inny by ją gwałcił. Czułaby członki wpychające się do jej odbytu. Ręce przytrzymywałyby jej głowę i kolejny zombi wpychałby jej swoją twardą pałę głęboko do gardła. I po kilku ruchach zalewał je swoim zanieczyszczonym nasieniem. Jednak Matylda, krztusząc się spermą, nie mogłaby jej wypluć, ponieważ zaraz ktoś inny by wykorzystywał jej usta jako miejsce ujścia jego plemników.

Jeśli Matylda uciekłaby w tym momencie, być może nic by się jej nie stało. Jak się jej wydawało, same płyny nie przekazywały choroby, potrzebne było ugryzienie. Zalana spermą zombi uciekłaby do lasu, gdzie może potem znalazłby ją George i zabrałby ją do domu. Fizycznie nic by jej nie dolegało, jednak do końca życia pamiętałaby masowy gwałt dokonany przez tłum mutantów.

Jeśli jednak nie udałoby się jej uciec, w końcu zombi zamęczyliby ją na śmierć. Ostatnie, co by widziała przez potoki spermy, to kłąb ciał porażonych chorobą ludzi. A kiedy by zdali sobie sprawę, że zmarła, może w tym momencie by ją rozdarli na strzępy, dając upust innym instynktom….

Matylda z przerażaniem odrzuciła te myśli. To się nigdy nie mogłoby stać, to nieludzkie. Jednak wiedziona chorobliwą ciekawością jeszcze raz podeszła do barierki. Zastanowiła się, czy można jakoś zbadać zachowanie tych monstrów. Wydawało się, że pojmanie jednego osobnika nie byłoby takie trudne. George mógłby zrobić lasso i wyciągnąć, na przykład… tamtą dziewczynę. Była bardzo młoda, nastolatka i musiała być bardzo atrakcyjna przed zarażeniem. Jej choroba prawie nie dotknęła. Oznaczało to, że miała silny organizm i można by zrobić wiele eksperymentów na niej. Wystarczyłoby unieruchomić jej ręce i dać obrożę na szyję, na sztywnym uchwycie. Byłaby bezbronna. Na farmie było wiele pomieszczeń, jedno z nich mogłoby się nadać do eksperymentów.

W tym momencie Matylda zdała sobie sprawę, że być może George już to zrobił. Czasem znikał wieczorem na jakąś godzinę, ale mówił, że idzie sprawdzić zabezpieczenia. Być może schwytał już jakąś zarażoną i poddawał ją eksperymentom. A może…. Matylda wyobraziła sobie zamknięty pokój i zarażoną dziewczynę stojącą pośrodku. Jej ręce oraz szyja są unieruchomione. George po nieudanych eksperymentach z elektrowstrząsami popada w zadumę. Kolejny raz zauważa, że musiała to być piękna dziewczyna o pełnych kształtach. Taka nastoletnia blondyneczka. Jeśliby nie patrzeć na twarz, jedyne miejsce dotknięte chorobą, to można by ją uznać za normalną. George patrzy jeszcze przez chwilę, a na jego ustach wykwita okrutny uśmiech. Bierze do ręki uchwyt obroży i prowadzi ofiarę do krawędzi żelaznego stołu. Następnie blokuje jej ręce. Dziewczyna jest zgięta wpół, piersiami przyciskając się do zimnego blatu. Warczy na Georga. Chce go ugryźć, ale jest bezsilna. George ze złym uśmiechem podchodzi do niej z tyłu i spuszcza jej te resztki spodenek, które na niej zostały. Ma przed oczami jędrne pośladki młodej dziewczyny, wierzgające na boki. George przeprowadził już eksperymenty i wie, że zarazić się można tylko poprzez ukąszenie. Nie zastanawia się więcej. Ściąga spodnie, przytyka swój członek do jej cipki i wpycha się od razu do samego końca. Słyszy, jak tamta wyje, jednak nie zwraca na nią uwagi. Dla niego jest bardziej jak zwierze, niż człowiek. Ma ciało, nawet piękne, ale nie ma duszy. Więc jeśli może przysłużyć się jemu, prawdziwemu człowiekowi, to po co się powstrzymywać? Przecież i tak nikt się o tym nie dowie, nikt nie będzie jej szukał. George bierze ją jak chce: brutalnie i szybko. Jakby nie zajmował się seksem, lecz tylko załatwiał swoją potrzebę. Tryska głęboko w jej młodym, rozpalonym ciele. Bez słowa podciąga spodnie, a następnie prowadzi rozszalałą dziewczynę z powrotem na środek pokoju i przypina w dawne miejsce. Wie, że wróci tu jeszcze nie raz…

Matylda szybko otrząsnęła się z tych odrażających myśli. Zachciało się jej wymiotować. Nie, to jest niemożliwe, aby George mógł w ogóle pomyśleć o takim okropieństwie! Mając do siebie żal za takie myśli, szybko zeszła na dół i skierowała się do domu.

Część VI – Wdzięczność

Kuchnia tonęła w półmroku, rozświetlana tylko kilkoma świecami, rozłożonymi gdzieniegdzie. Panowała prawie zupełna cisza. Okna dobrze izolowały to wnętrze od ciągłych jęków zombi rozlegających się na zewnątrz. Dawało to poczucie choćby chwilowego bezpieczeństwa i przytulności.

George właśnie mył naczynia po kolacji. Wcześniej zaaplikował lekarstwa Jenny, która od razu po tym poszła spać. Miał nadzieję, że ten sen ją pokrzepi. Usłyszał, jak otwierają się drzwi. Matylda cicho weszła do kuchni.

– Nie przeszkadzam?
– Skądże, Matyldo. Usiądź sobie. Porozmawiaj ze mną przez chwilę. – George był widocznie uradowany, że nie jest tu sam.
Matylda usiadła i przez chwilę obserwowała go w ciszy. Ściągnął koszulę, najwyraźniej po to, aby jej nie zachlapać mydlinami.
– Ten potwór w sklepie musiał Cię nieźle wystraszyć. – podjął temat George
– No tak…. Myślałam, że mnie zaraz pożre…
– Wydawało mi się jednak, że chciał Cię skonsumować w inny sposób…
– Tak, wszyscy mężczyźni są tacy sami, nawet po śmierci – Marta starała się obrócić traumatyczne przeżycia w żart.
– Widzisz, jak działasz na facetów? Każdego potrafiłabyś rozpalić! – George w lot zrozumiał jej intencje. Wiedział, że lepiej jest, aby jak najszybciej o tym zapomniała.Matylda była mu za to wdzięczna.
– A jak się czuje Jenny?
– Było z nią już dość kiepsko. Bardzo dobrze, że zdobyliśmy te leki. Jeszcze kilka dni i choroba rozwinęłaby się niebezpiecznie. Myślę, że to co dostała jej pomoże. Jutro zobaczymy. – George mówił zmartwionym głosem. Matylda jeszcze raz przekonała się, jak bardzo bliscy sobie są Ci ludzie. Nie zazdrościła im miłości… ona zachwycała się nią.
– To mi przypomnia, jak trzy lata temu dostała udaru słonecznego. Pewnie pamiętasz, jak gorące było tamto lato. Ciągle powtarzałem jej, aby skryła się w domu. A ona ciągle mi mówiła, że musi mi pomóc, praca sama się nie zrobi. Czasem potrafi być taka uparta… Wieczorem bardzo źle się poczuła, mała omamy. Byłem przerażony, robiłem co mogłem, ale symptomy nie były typowe. Bałem się, że mogę nie zdołać jej pomóc. Pojechaliśmy do lekarza. Jak na złość tej nocy rozpętała się cholerna burza. Kilka razy mój samochód wpadał w poślizg. Myślałem, że oboje się rozbijemy. Ale nie mogłem zwolnić, Jenny naprawdę potrzebowała pomocy….

George ze szczegółami opowiadał ich przeżycia. Historia kończyła się dobrze. Jenny wkrótce po tym wyzdrowiała. W trakcie opowieści Matylda obserwowała Georga. Był bardzo spięty. Martwił się o Jenny i było to słychać w jego głosie. Mięśnie na jego nagich plecach były wyraźnie naprężone. Mimowolnie Matylda zaczęła oglądać jego ciało. Silny i naprężony kark, rozpoczynający szerokie, męskie ramiona. Wyrobione latami pracy bicepsy. Plecy twarde, proste. Matylda wiedziała, że z takim mężczyzną czułaby się bezpiecznie. Jego stalowe ciało mieniło się kropelkami wody, odbijającym światło świec. Najwyraźniej przed tym, jak przyszedł do kuchni, wziął kąpiel. W milczeniu obserwowała grę jego mięśni i wdychała świeży zapach jego ciała.

Poczuła nagły przypływ wdzięczności i podziwu dla Georga. Był przykładnym gospodarzem i mężem. Jego uczucie do Jenny było czyste i głębokie. W obliczu tragedii nie tylko się nie załamał, ale starał się ją pocieszać. I nie tylko ją. Matylda zjawiła się tutaj w sposób, który mógł przynieść im wszystkim zgubę. A on ją uratował i zaopiekował się nią. Dzielił się z nią wszystkim. Zadbał o wszystkie jej potrzeby… Dziś znów uchronił ją od śmierci. I zachowywał się jak gdyby nic nie zaszło. Nie oczekiwał wdzięczności.

Matylda właśnie wtedy poczuła, jak bardzo jest mu wdzięczna. Był dla niej taki dobry… Chciała coś dla niego zrobić. Ale co mogła zrobić ona, słaba i zagubiona dziewczyna, która nawet nie należała do tego świata zwykłych ludzi? Co mogła by mu dać, aby poczuł jej wdzięczność…. co pomogłoby mu się zrelaksować i choć przez chwilę zapomnieć o problemach?

Matylda z lekkim zakłopotaniem przypomniała sobie, co robiły dziewczyny, które swego czasu uczyła, kiedy chciały sprawić przyjemność swoim chłopakom. Kiedy jej to opowiadały, starała się nie słuchać zbyt uważnie, jednak mimo wszystko pamiętała teraz wszystkie szczegóły. Młodziutki dziewczyny opowiadały jej bez żadnych zahamowań jak zadowalały swoich chłopaków ustami. Często to oni na to nalegali, ale czasem same dziewczyny przed nimi klękały i pozwalały wykorzystać im swoje usta. A kiedy połykały ich nasienie, byli w ekstazie.

Wtedy przez myśl nawet jej nie przeszło, że sama mogłaby to zrobić. Niektóre dziewczyny uważały to za coś normalnego, inne za upokarzające dla kobiety. Ona wtórowała tym drugim. Jednak wszystkie nastolatki zgodnie twierdziły, że ich partnerzy byli zachwyceni…

Matylda po cichu zaczęła rozpinać swoją koszulę. George, pochylony nad zlewem i opowiadający kolejną historię, wydawał się niczego nie zauważać. Nagle poczuł, że Matylda stoi tuż za nim. Zamilkł. Zobaczył jej ręce powoli obejmujące jego tors. Po chwili poczuł jej zimne sutki przyciskające się do jego mokrych pleców. Matylda objęła go i przylgnęła do niego całym, półnagim ciałem. Czuł jej kształtne, młode piersi na swoich plecach. Jej maleńkie dłonie były splecione na jego brzuchu.

Poczuł jej oddech na swojej szyi. Był szybki i płytki. W powierzu unosił się zapach ich podniecenia. Pierwsze muśnięcie jej warg było prawie nieodczuwalne. Późniejsze były już bardziej śmiałe. Matylda swoimi różowymi ustami muskała każdy centymetr jego szyi, potem jego ramion. Czasem zaledwie dotykała jego skóry, czasem czuł jej język zlizujący krótkimi ruchami kropelki czystej wody z jego ciała. Matylda poczułą się śmielej i jej pocałunki nabrały gwałtowności. Całowała, lizała i kąsała. Jego szerokie plecy, zchodząc coraz niżej. George zaczął się rozluźniać, jego mięśnie zwiotczały. Oprócz naprężonego do granic wytrzymałości członka.

Matylda pokrywała pocałunkami całe jego plecy, powoli zbliżając się do pasa. Uklękła i całowała jego ciało tuż nad pośladkami. George bez słowa rozpiął pas i zsunął spodnie oraz bieliznę. Matylda na chwilę zaprzestała swoich pieszczot.

Kilka centymetrów od twarzy miała jego mięsiste pośladki. Wiedziała już, że znajduje się nie z tej strony…. ale nie wiedziała, jak to przekazać Georgowi. Ten, głęboko oddychają, czekał na jej ruch. Powróciła do pieszczot w tym samym miejscu gdzie skończyła. A potem zaczęła całować jego ciało tuż nad miejscem, gdzie zaczynała się szczelina. Chciała mu powiedzieć, aby się odwrócił, jednak usłyszała jego dyszenie. Czuła, jak bardzo jest podniecony i że czegoś od niej oczekuje. Powoli, niepewnie zaczęła całować jego pośladki. George był dużym mężczyzną i nie było lepszego określenia na tą jego część ciałą niż chłopska dupa. Matylda jednak już od dawna obserwowała Georga i jego pośladki bardzo jej się podobały. Teraz miała okazję zobaczyć je z naprawdę bliska.

Matylda nie przerywała pocałunków. Liżąc i przygryzając pieściła pośladki Georga. Potem wróciła na sam początek szczeliny. Słyszała, że George sapie jak piec. Chyba po raz pierwszy był tak pieszczony i bardzo go to podniecało. To dodało Matyldzie odwagi. Wiedziała, czego chciał. Nie wydawało się jej to brudne. W tym momencie zrobiła by dla niego wszystko.

Swoimi delikatnymi palcami zagłębiła się pomiędzy pośladki Georga i rozchyliła je lekko na boki. Tuż przed twarzą miała owłosiony odbyt tego mężczyzny. Jego słoneczko poruszało się na boki wraz z całym ciałem – George drżał z podniecenia. Matylda postanowiła nie stopniować tej przyjemności. Jej twardy, różowiutki języczek przywarł do ciemnego odbytu i zaczął świdrować go z niezwykłą natarczywością, starając wedrzeć się do środka. George zajęczał i wsparł się o zlew, aby od siły doznań nie stracić równowagi.

Jeśliby Jenny teraz weszła do kuchni, zobaczyłaby niezwykłą scenę. Jej mąż, nagi, wspierał się o zlew, wypinając pupę. Ciężko dyszał z podniecenia. Świadczył o nim także jego wyprężony członek. Całe jego ciało było zaczerwienione od rozkoszy. A za nim klęczała młoda, piękna dziewczyna o śnieżnobiałej skórze. Od pasa w górę była rozebrana, widoczne były jej twarde od podniecenia piersi, falujące w takt oddechu. Jej łabędzia szyja była pochylona w stronę mężczyny, a jej piękna i delikatna twarz… znikała między czerwonymi, mięsistymi pośladkami wypiętego w jej stronę Georga. Biel jej policzków i czerwień pośladków stanowiły silny kontrast. Jej brwi były ściągnięte w skupieniu. Ze wszystkich sił starała się wedrzeć swoim językiem do wewnątrz. Lizała i nawilżała okolice dziurki, aby George zrelaksował się i dał jej dostęp do swego wnętrza. Po kilku próbach tak się stało. Bez skrupułów wdarła się w jego oczko, wwiercając się coraz głębiej. Nie czułą nieprzyjemnego smaku. Napawała się przyjemnością, jaką dawała temu wielkiemu mężczyźnie. Nie przerywała swojej penetracji i zaczęła szybkie ruchy w tą i spowrotem, tak jakby…. to ona jego psouwała. Językiem w odbyt.

Po dłuższej chwili zabrakło jej tchu i wysunęła się z niego, puszczając pośladki. Przez moment oboje ciężko dyszeli. Dla obojga było to bardzo intensywne uczucie i sprawiło im wiele przyjemności. Matylda nigdy nie podejżewała, że może jej to sprawić tyle satysfakcji.

Przez chwilę gładziła białymi dłońmi pośladki Georga, jakby nie mogąc się zdecydować, co dalej. George wyczuł jej intencje i dał jej znak – stanął w lekkim rozkroku. Matylda zrozumiała. Zaczęła całować tylną część jego ud, a następnie przeniosła się między nogi. Była teraz w dość niewygodnej pozycji, jednak starała się jak utrzymywać równowagę. Chciała dać mu tyle rozkoszy, ile tylko dać mogła.

George poczuł, jak jej delikatne usta znowu pokrywają pocałunkami jego ciało. Tym razem były to nogi. Swym językiem Matylda zlizywała kropelki potu na udach Georga. Dla niego było to bardzo intensywne uczucie. A potem… Odwróciła głowę i polizała spod spodu jego jądra. I jeszcze raz. I jeszcze. Czuł, jak jej chropowaty języczek gładzi jego nabrzmiałe jaja. Była to rozkosz nie do opisania. Wydawało mu się, że Matylda może poczuć pod językiem zgromadzone w jądrach nasienie. Chciał, aby poczuła je bezpośrednio na swoim języku. Spojrzał w dół i jęknął. Pomiędzy jego nogami widział twarz Matyldy odwróconą do niego. Jej czarne włosy spływały wzdłuż jego nóg falami, głaszcząc go, pieszcząc delikatnie. Jej zielone, nieziemskie oczy były wpatrzone w niego. Widział w nich determinację, aby dać mu głęboką ekstazę. Wiedział, że była na dobrej drodze, aby to zrobić. Jego wielkie, czerwone, owłosione jaja leżały jej na twarzy. Znów widoczny był ten silny kontrast między rozpalonym do czerwoności samcem i delikatną, służącą mu kobietą. Jego jaja spływały jej na policzki. Czasem mignął mu jej języczek, doprowadzający go do szaleństwa. Bał, że zaraz wytryśnie, a nasienie z pieszczonych przez Matyldę jąder spłynie jej na włosy. Chciał temu zapobiec, tym bardziej że Matylda nie mogła długo wytrzymać w tej niewygodnej pozycji.

Zrobił ruch i Matydla, jakby go oczekując, wysunęła się spomiędzy jego ud. Wróciła do klęczenia. George odwrócił się do niej przodem i spojrzał jej w oczy. Przez chwilę patrzyli tak na siebie. Dobry i przykładny mąż oraz była zakonnica. Ona na kolanach, on z nabrzmiałym, drgającym członkiem, kilka centymetrów od jej twarzy. Dla Matyldy George wyglądał teraz bardzo władczo, tak jak powinien wyglądać mężczyzna przyjmujący służbę od swojej kobiety. Mógł z nią zrobić wszystko, żądać wszystkiego. George podziwiał po raz kolejny jej ciało. Była piękna, delikatna, mlecznobiała. Miała w sobie jakąś ukrytą twardość i determinację. I teraz była zdeterminowana, aby dać mu rozkosz. Klęczała przed nim oddawała mu siebie.

George stłumił w sobie prawie zwierzęcy ryk. Powoli dłońmi objął jej głowę. Przez chwilę jeszcze patrzyli na siebie, a następnie zaczął zbliżać jej usta do swojego członka. Matylda czuła jego męski, drażniący zapach. Przed jej oczami widziałą pokaźnych rozmiarów pal, twardy jak stal. Odsłonięty napletek ukazywał gruby żołądź, z kropelkami śluzu na końcu. Wydawało się jej, że cały drżał, jakby w oczekiwaniu na aksamitną wilgoć jej ust. Do Matyldy na chwilę wróciło uczucie upokorzenia i zawachała się. George nie zwrócił na to uwagi – nie mógł już siebie kontrolować. Czubkiem żołędzia dotknął jej ust i przejechał wzdłuż nich, zwilżając je swoim śluzem. Przez chwilę wykorzystywał je w ten sposób, ślizgając się po zaciśniętych ustach Matyldy. Dawał jej czas, jednak cały czas zwiększał nacisk, starając się wcisnąc do środka. Matylda poddała się i otworzyła usta. Poczuł jej płytki oddech na swoim nabrzmiałym narządzie. Następnie włożył jej swojego penisa głęboko do ust.

Jęknął, czując aksamitny dotyk jej podniebienia. Ślizgał się po chropowatej powierzni jej języka, doprowadzającej go do szaleństwa. Było ciepło i wilgotno.

Matylda czuła smak jego męskości. Narząd, o którym myśl kiedyś sprowadzała rumieniec na jej policzki, którego tak niedawno miała w sobie, teraz penetrował jej gardło. Czuła, jak wypełnia ją szczelnie i robiła wszystko, aby nie urazić go zębami. Jednak wydawało się, że George przestał reagować na cokolwiek. Przymknął oczy i dłońmi splecionymi ma jej głowie kontrolował tempo. Nie zwracał już uwagi na to, że czasami brakuje jej powierza. Że krztusi się, gdy wchodzi zbyt głęboko, pocierając się o ścianki jej gardła. Że tempo zaczyna jej sprawiać trudności. George już nie kontrolował się. Jebał jej dziewczęcą twarz ze wszystkich sił. Zapomniał o jej delikatności, o jej poświęceniu. Ważne dla niego były jej język, gardło i to, aby wszystko to zalać swoim płodnym nasieniem. Ciężko sapiąc, posuwał ją w usta.

Po poprzednich pieszczotach Matyldy, niewiele mu było trzeba. Stało się. Z niskim jękiem wysunął się z jej ust. Matylda, ciężko łapiąc powietrze, poczuła, jak jego członek wylewa z siebie falę nasienia, jak wulkan lawę, zalewając jej całą twarz. Pierwsza erupcja poszła na włosy. Biel nasienia przemieszała się z czerną jej włosów. Następne fale poleciały na jej czoło i powiekę – musiała ją zamknąć. Potem policzki, i okolice nosa, gdzie sperma zaczęła błyskawicznie spływać na jej usta, ściekając aż do podbródka i dalej, na jej piersi. Jego penis wyrzucał z siebie potężne ilości soków, nagromadzonych przez kilka ostatnich dni. Miały one specyficzny, bardzo intensywny zapach i było ich naprawdę dużo. Kolejnymi wytrystkami pokrywał systematycznie całą twarz Matyldy. Krztusiła się, gdy któraś fala powędrowała wprost do jej gardła, kiedy otwierała usta, aby zaczerpnąć powietrza. Lecz George nie zwracał na to uwagi, pokrywał jej twarz gęstą i lepką mazią.

W końcu spazmy jego pały ustały i mógł popatrzeć na swoje dzieło. Przed nim, na kolanach siedziała Matylda, kobieta, którą poznał tak niedawno. A teraz jej delikatna, dziewczęca twarz pokryta była grubą warstwą jego nasienia. Lepka, gęsta maź była wszędzie – na jej włosach, powiekach, policzkach, ustach i języku, ściekała po brodzie na piersi i brzuch. Wyglądała pięknie. George nawet nie zdawał sobie sprawy, że trzyma Matyldę za głowę i siłą zmusza ją, żeby na niego patrzyła, aby mógł podziwiać swój akt.

Matylda wyglądała tak, jak każda kobieta czasami wyglądać powinna. I tak też się czuła. Jak kobieta. Może i nie podobały się jej strugi spermy pokrywające jej twarz, jednak widziała głęboką satysfakcję w oczach Georga i wiedziała, że dała mu to, co mu było potrzebne. Zadowoliła go, więc sama także była zadowolona. Tylko tak mogła okazać mu swoją wdzięczność.

George pogłaskał ją czule po włosach. Nie zdobył się jednak, aby pocałować ją na dobranoc. Uśmięchnął się tylko i wyszedł, zamykając za sobą cicho drzwi. Matylda jeszcze przez pół godziny starała się doprowadzić do porządku – sperma nie chciała tak łatwo schodzić z jej skóry, a szczególnie z włosów.

***

Kiedy wreszcie uporała się ze wszystkimi pozostałościami jej przygody, Matylda skierowała się do sypialni. Przechodząc koło sypialni Georga i Jenny, usłyszała jego głośne chrapanie. Z satysfakcją pomyślała, że musiała go nieźle wymęczyć i zrelaksować. Gdy jednak przechodziła koło łazienki, usłyszała słabe wołanie:
– George… George? – to Jenny wołała swojego męża.
Matylda, wiedząc że George nie może jej usłyszeć, uchyliła drzwi. Jenny leżała w wannie z gorącą wodą i pianą. Była lekko zaskoczona widząc Matyldę.

– Matyldo, nie śpisz jeszcze? Myślałam, że był to dla Ciebie bardzo ciężki dzień i zaraz pójdziesz spać.
Jeszcze jak, pomyślała Matylda. Ciągle czuła odrętwienie języka od lizania całego ciała jej męża oraz tępy ból w szyi, od gwałtownych ruchów głową, gdy George wykorzystywał jej usta do własnej satysfakcji.
– Nieee, nie mogłam spać. Chyba za dużo emocji – z uśmiechem odpowiedziała Matylda – za to George śpi jak dziecko, słyszałam jak chrapie.
– Tak, ciężko go nie usłyszeć – obie kobiety roześmiały się krótkim, dźwięcznym śmiechem.
– Tak czy inaczej, teraz tu nie przyjdzie. Może ja mogę Ci pomóc, Jenny? – zaproponowała Matylda
– Jeśli to nie stanowi dla Ciebie kłopotu… Mogłabyś przynieść trochę gorącej wody z kuchni i dolać jej do wanny. I jeszcze… czy mogłabyś mi umyć plecy… jeśli możesz – Jenny wydawała się trochę zawstydzona.
– Ależ oczywiście, już się robi.
Matylda poszła do kuchni i nabrała do czajnika wrzątku z kotła, który pełen wody zawsze stał na płycie. Jako że nie było elektryczności, całe gotowanie i ogrzewanie wody odbywało się za pomocą palenia w piecu. Dobrze, że trochę staromodna farma posiadała taki sprzęt. Matylda krzepko chwyciła ciężki czajnik i wróciła pod drzwi łazienki. Następnie cicho zapukała i weszła. Otoczyło ją wilgotne ciepło wnętrza łazienki, przepełnione parą, przesiąknięte zapachem kąpieli. Jakby wkroczyła do jakiejś bajki. Uśmiechnęła się do Jenny, która odpowiadziała uśmiechem. Zamknęła za sobą drzwi.

Podeszła do wanny. Jenny była prawie cała skryta pod warstą różowawej piany. Jej rude, mokre włosy tworzyły na wodzie gwiazdę wokół jej głowy. Skóra była zaczerwieniona, nie tylko od gorącej wody, ale też od lekkiej gorączki, która trawiła Jenny. Matylda z zadowoleniem zauważyła jednak, że czuje się ona znacznie lepiej, zniknęła z jej oczu szklistość będąca oznaką choroby, mniej pokasłuje i w ogóle wydaje się żywsza. Widocznie leki zadziałały od razu, a ta kąpiel jej służyła. Matylda zastanowiła się, co mogłaby jeszcze zrobić, aby pomóc Jenny…

– Uważaj, zaraz zrobię Ci tutaj saunę. – z uśmiechem powiedziała Matylda. Jenny podkurczyła nogi – Matylda po raz pierwszy zauważyła, jakie są gładkie. Następnie powoli wylała zawartość czajnika do wanny, starając się nie poparzyć ciała Jenny. Spływająca woda odsłoniła stopy Jenny. Tak jak podejrzewała, mimo że nie należały do najmniejszych i szczególnie delikatnych, były bardzo zadbane. Po wylaniu wody odstawiła czajnik i przez chwilę milczała, nie wiedząc co robić.

– To Matyldo… czy… mogłabyś mi pomóc? – zakłopotana spytała Jenny, wyciągając rękę z gąbką w stronę Matyldy.
– Jasne – łagodnie odpowiedziała Matylda. Bawiła ją skromność Jenny, jakby młodej dziewczynki wstydzącej się swojego ciała. Mimo że była młodsza, Matydla poczuła falę czułej opiekuńczości w stosunku do tej kobiety.

Podeszła do nie z tyłu i uklękła przy wannie. Jenny uniosła swoje włosy i pochyliła się. Matylda namydliła gąbkę i bardzo powoli, ledwie muskając skóre, myła szyję Jenny. Potem przeniosła się na ramiona. Jenny była zdrowa i silna, jak na gospodynię żyjącą na farmie przystało. Jej skóra była twardsza, ramiona szersze, mięśnie większe. Była po prostu bardziej przystosowana do pracy niż Matylda. I do rodzenia dzieci także. Matylda po raz pierwszy zastanowiła się, dlaczego George i Jenny nie mają jeszcze potomków. Przecież to niemożliwe, aby nie chcieli. Kochali się. Nie byli już tacy młodzi. Matyldzie przyszła na myśl tylko jedna przyczyna – któreś z nich nie mogło mieć dzieci. Zrobiło się jej żal tych przykładnych męża i żony… Postanowiła sobie, że musi się dowiedzieć dokładniej, ale w jakiś delikatny sposób.

Jenny nie wiedziała o czym myśli w tym momencie Matylda, jednak poczuła, że jej ruchy stały się jeszcze bardziej delikatne i jakby… czulsze. Jenny zdawało się, że Matylda bardziej głaszcze ją niż myje. Poddała się temu przyjemnemu uczuciu. Matylda pokryła już pianą całe jej plecy i swoimi ruchami kierowała się niżej i niżej. Gdy osiągnęła linię wody, Jenny trochę podniosła się i Matylda mogła teraz dotrzeć do części pleców znajdującej się tuż nad pupą. Z uznaniem zauważyła, że Jenny ma bardzo zgrabną i jędrną pupę. Nic dziwnego, że George często na nią spoglądał. Każdy by się obejrzał.

Kiedy Matylda dłonią z gąbką dotarła do pośladków, zatrzymała. Obie zastygły w bezruchu. W łazience panowało dziwne napięcie. Matylda jednak tylko lekko musnęła górną część jej pupy i wróciła do mycia pleców. Jenny opadła do wody. Matylda jeszcze przez chwilę myła jej ramiona, a potem spokojnie, jakby ważąc każde słowo, zaproponowała:
– Jenny, wydajesz się trochę spięta. Nie chciałabyś się rozluźnić… Mogę zrobić Ci masaż. Masz ochotę?
Jenny tylko odwróciła głowę i kiwnęła.

Matylda odłożyła gąbkę, podkasała rękawy koszuli położyła dłonie na ramionach Jenny. Ta wzdrygnęła się od pierwszego dotyku chłodnych dłoni. Matylda rozpoczęła powolny, dokładny masaż jej mokrych ramion. Co prawda nie miała doświadczenia, jednak wyraźnie czuła pod palcami spięte mięśnie Jenny i instynktownie ugniatała je i masowała. Dawało to dobre efekty – po chwili Jenny widocznie się zrelaksowała i oddała przyjemności. Tego jej było trzeba. Przymknęła oczy i zaczęła rozmowę:

– Wiesz, cieszę się że jesteś tu z nami. Kiedy zaczął się ten cały koszmar, myślałam, że jesteśmy ostatnimi normalnymi ludźmi na świecie. Tak się bałam! George też… Twoja obecność bardzo nam pomaga. Georgowi szczególnie… – Jenny zawahała się. Matylda wiedziała o co jej chodzi, ale na razie milczała.
– Wiesz, ty mu się naprawdę podobasz. Jesteś taka inna niż ja. Taka delikatna, krucha. Ja pracowałam całe życie i to widać po mnie. Spracowane ręce, twarda, opalona skóra. Poza tym jesteśmy już ze sobą tyle lat. Na pewno znudziłam mu się już… – głos Jenny zaczął się trochę łamać.
– Głupoty opowiadasz, Jenny. Ja i George… sama wiesz, on to robi dla mnie, nie dla siebie. Mój mąż jest daleko i George… hmmm, poświęca się dla mnie. To wspaniały człowiek – Matylda tylko wiedziała, ile George przyjemności czerpie z obcowania z nią i jak się zachowuje, co mówi. Ale tego Jenny powiedzieć nie mogła.
– Poza tym, Jenny, nikt nie mógłby się Tobą znudzić. Jesteś piękna.
– Żartujesz, prawda? – Jenny zapytała z nutką ironii
– Nie, Jenny, wszystko u ciebie jest w harmonii. Masz gęste, mocne włosy – Matylda przeczesała ręką zwilżone wodą pasma włosów Jenny. Naprawdę takie były. Chwilę bawiła się w tym buszu, sprawiając tym wyraźną przyjemność Jenny. Potem przeniosła dłonie na szyję i znowu ją masowała.
– Twoja szyja i ramiona są silne, lecz bardzo kobiece. Taką szyję chce się całować, takie ramiona chce się podtrzymywać w trudnych momentach. George o tym wie. I uwielbia je… – Matylda nie przerywała masażu. Jenny z zamkniętymi powiekami wsłuchiwała się w jej głos. Jej twarz pokryły rumieńce, może wstydu a może czegoś innego… Matylda widziała, jaki efekt przynoszą jej pochwały i brnęła dalej, sama nie wiedząc dokąd chce dotrzeć.
– Twoje plecy są także silne, możesz pomagać swojemu mężowi w różnych pracach. Zazdroszczę Ci. Na pewno George to docenia. Jenny, masz skórę jak pomarańcza. Nie jak aksamit, ale za to pachnącą zdrowiem, opaloną, przyjemną w dotyku. George musi kochać ją, często głaskać i całować… – Matylda nie przerywała masażu i, sama nie wiedząc dlaczego, pochyliła się i wargami musnęła plecy Jenny, która w tym momencie cicho jęknęła i zaczęła szybciej oddychać. Dostała gęsiej skórki. Jednak nie prostestowała.
– Twoje ręce są takie zadbane i delikatne. Na pewno i przynosisz nimi chlubę tej farmie, a także wiele przyjemności swojemu mężowi. Delikatny dotyk kobiecych dłoni to skarb – Matylda głaskała ramiona i przedramiona Jenny. Polewała je wodą z pianą i masowała. Gdy dotarła do dłoni, ich palce na chwilę się splotły. Ale tylko na moment, Matylda zaraz wróciła do pleców Jenny. Powoli, powolutku zaczęła przenosić swoje dłonie pod pachy Jenny, a potem tuż pod jej szyję… z przodu. Czekała na reakcję Jenny, jednak ta nic nie mówiła, tylko cicho dyszała. To ciche przyzwolenie dodało Matyldzie odwagi. Jak najwolniej, aby jej nie spłoszyć, Matylda zaczęła zataczać kręgi z przodu ciała Jenny. Rozszerzała je i w pewnym momencie zaczepiła o piersi Jenny. Nie czując żadnego sprzeciwu, musnęła je jeszcze raz i jeszcze raz.
– Masz z czego być dumna, Jenny. Twoje kobiece ciało jest wspaniałe. Masz bardzo kształtne i krągłe piersi. Takie jędrne… – Matylda wodziła po nich ręką, szczerze wpadając w zachwyt. Coraz odważniej je muskała i głaskała, w pewnej chwili ujęła oba globy w dłonie i lekko ścisnęła.

Jenny jęknęła i rozchyliła usta. Nikt nigdy jej tak delikatnie nie dotykał… nigdy też nie była pieszczona przez kobietę. Zawsze myślała, że jeśli już poczuje kiedyś dotyk kobiecej ręki na swoim ciele, nie będzie to miało na nią żadnego wpływu, jakby ją dotykała pielęgniarka w szpitalu. Jednak ciepła woda, pieszczący głos Matyldy i jej coraz śmielsze dłonie pobudzały w niej znajomy żar. Nie, nie znajomy, inny od tego, co czuła zwykle z Georgem. To, co teraz się działo, miało zupełnie inny wymiar. Obie czuły drżenie nie tylko ciał, ale też umysłu. Pieszczoty odbywały się też na innym poziomie, poziomie głębokich uczuć. I ten smak zakazanego owocu, taki pociągający… I świadomość, że nikt ich nie widzi i nie słyszy i nikt nigdy się nie dowie…

Matylda sama nie wiedziała, skąd wzięła odwagę, jednak poprosiła:
– Jenny, czy możesz wstać? Chciałabym… Tak będzie mi łatwiej Cię umyć.
Jenny, tłumiąc w sobie poczucie wstydu, poddała się miękkiemu, lecz podświadomie władczemu głosowi Matyldy. Ostrożnie wstała, zasłaniając swoje łono. Stała naga i rozpalona – czy to gorączką, czy temperaturą, czy może sytuacją. Kropelki wody spływały z jej włosów po zarumienionej twarzy i czasem spływały w rozchylone usta, a czasem spływały niżej, na kształtne piersi i twarde sutki, potem na miękki brzuszek i niżej, na dłonie zasłaniające łono, jakby chcąc zwilżyć to zakazane miejsce. Było to jednak zupełnie zbędne – Jenny była tam już bardzo mokra.

Matylda w ciszy podziwiała Jenny. Mimo że żyła w żeńskim zakonie, nie miała często okazji widzieć kobiece ciało. Wstydliwość była cnotą, którą wszystkie zakonnice przestrzegały. Dlatego też uczucia, jakie budziło w niej nagie, rozpalone ciało Jenny były dla niej tak nowe, świeże i… niepojęte. Nigdy nie podejrzewała siebie o to, że może tak reagować na ten widok. A jednak… Czuła znajomy żar, wzbierający w niej maleńkimi falami, tak jak morze faluje pod wpływem najdelikatniejszej bryzy. Odczuwała coraz wyraźniejsze podniecenie, znane dręczące ciepło tam na dole i napływającą wilgoć.

Matylda bez słowa namoczyła gąbkę i zaczęła spłukiwać szyję Jenny, potem spuściła się na piersi. W jej ruchach było tyle erotyzmu, że Jenny nie mogła się powstrzymać i zaczęła delikatnie poruszać palcami dłoni, którą zasłaniała swoje łono. Obu kobietom już nie chodziło o mycie i dobrze to rozumiały, chociaż nie zdobyłyby się, aby to powiedzieć głośno. Ręka Matyldy powoli, lecz niepowstrzymanie schodziła niżej i niżej i w końcu dotarła do dłoni Jenny. Miękkim ruchem Matylda nakryła ją swoją dłonią i odsunęła. Jenny stawiała tylko minimalny opór, tracąc resztki wstydu. Matylda muskała gąbką włoski Jenny, dając jej tym paralizujące odczucia. Ciepła woda spływała pomiędzy jej wargami, obmywała łechtaczkę – to wszystko Jenny już znała, czasem sama tak doprowadzała się do rozkoszy. Jednak te same ruchy wykonywane inną ręką… właśnie, ręką! Jenny dopiero po chwili zorientowała się, że Matylda odłożyła gąbkę i teraz gładzi ją palcami. Nie było już mowy o myciu, Matylda odnajdowała najbardziej wrażliwe miejsca na pochwie, gładziła, drażniła, muskała i tarła. Jenny bezwolnie roztawiła nogi szerzej i prawie od razu poczuła jak maleńki paluszek Matyldy zagłebia się w jej ciasnej i rozpalonej norce. Centymetr po centymetrze penetrował jej wnętrze, pocierając jej wilgotne ścianki, wykonując ruchy niemożliwe do wykonania przez członka. Żaden mężczyzna nie dałby jej tyle rozkoszy, co w tym momencie palec Matyldy. Czuła, jak wije się w niej, gładzi, rytmicznie wsuwa i wysuwa. Jęczała.

Emocje była tak niekontrolowane, że, aby nie stracić równowagi, Jenny musiała się schwycić głowy swojej kochanki. Wsunęła dłoń w jej włosy i gładziła. A potem, zaskakując samą siebie, lekko pociągnęła ku sobie. Bliżej i bliżej, aż poczuła oddech Matyldy na swoich wargach sromowych. A potem jej drobny język między nimi. Dla Jenny świat przestał istnieć. Liczył się szorstki, zwinny języczek Matyldy wykonujący raz krótkie, raz długie ruchy na jej łechtaczce, ósemki i kręgi, lekkie muśnięcia i nagłe maratony szybkich, stanowczych liźnięć. To wszysko potęgowane było ruchami palca… nie, palców w jej szparce. Matylda wypełniła rozwarte wnętrze Jenny swoimi palcami i zachodząc głęboko, posuwistymi ruchami doprowadzała ją do szaleństwa. Jenny traciła kontakt z rzeczywistością i starała się poprosić Matyldę, aby przestała, lecz ona była nieubłagana. Tak, jak tylko kobieta kobiecie może to zrobić, Matylda odgadywała życzenia swojej kochanki. Raz delikatna, raz zdecydowna, powolna i gwałtowna, prowadziła ją do piorunującego orgazmu. Ten przyszedł jak błyskawica. Matylda poczuła jak ścianki pochwy rytmicznie zaciskają się na jej palcach, jak ręka trzymająca jej włosy gwałtownie odsuwa ją od źródła lepkiego nektaru. Słyszała, jak Jenny jęczy nie kontrolując się. Wstała i chwyciła ją w ramiona w ostatniej chwili. Jenny zmęczona i omdlała objęła ją silnie i zawisła na niej. Matylda gładziła ją po włosach, szepcząc, jak pięknie ona wyglądała w esktazie, jak bardzo jej kobiecość ją podnieca i że jest po prostu najlepsza na świecie. Jenny tylko słuchała, nie mogąc wydobyć słowa, a potem się uniosła, spojrzała Matyldzie prosto w oczy i soczyście i długo pocałowała. Gdy przestały, uśmiech nie schodził z ich twarzy. Jeszcze przez chwile gładziły się po twarzy i po włosach, a potem Matylda powoli wyszła, całując jeszcze swoją oblubienicę na dobranoc.

Część VII – Oddanie

Matylda stała oparta o ścianę domu i patrzyła na gwiazdy. Wspominała wszystkie przejścia minionych miesięcy. Jej życie w klasztorze wydawało się odległe. Wtedy też patrzyła na niebo, jednak myślała o Bogu i jego tajemnicach. Teraz wdychała głęboko świeże powietrze i po prostu cieszyła się widokiem. Właśnie. Gdyby nie okropieństwo sytuacji, w której się znalazła, mogłaby szczerze powiedzieć, że przez kilka ostatnich miesięcy cieszyła się życiem więcej, niż przez całą pozostałą jego część. Życie na farmie dało otworzyło przed nią świat prostej i satysfakcjonującej egzystencji. Praca i rozmowy z Georgem i Jenny dawały jej wiele radości. Czuła się dobrze pomiędzy ludźmi, tak jak kiedyś pomiędzy chłodnymi ścianami klasztoru. A to, co odkryli przed nią w świecie fizycznej przyjemności… nie mogło się równać niczemu, co dotąd przeżyła. To był wspaniały i rozległy ląd, z ogromnymi obszarami czekającymi na odkrycie. Matylda westchnęła.

Kilka dni temu zaczęły się zmiany. Zombie za ogrodzenia „kończyły się”. Nie mogąc znaleźć pożywienia, traciły energię, próbowały pożerać siebie nawzajem, ale to im nie wystarczało. Stawały się coraz bardziej niemrawe, częśc z nich już padła i nie dawała znaków „życia”. W tym samym czasie nad farmą zaczęły przelatywać helikoptery. George rozpoznał, że rządowe. Na razie nie reagowali na ich sygnały, jednak Matylda widziała kilkukrotnie jak lądują w oddali. Kiedy opanują sytuację, z pewnością zajmą się akcją ratunkową.

A to oznaczało, że Matylda musi podjąć decyzję. Czyżby miała odejść z farmy? Wrócić do dawnego życia? George ją uratował i chronił tutaj, nie miała przecież dokąd pójść. Wkrótce bramy staną otworem. Czy będzie mogła zostać? Czy chciała tego?

Dla Matyldy były to już pytania retoryczne. Podjęła decyzję dawno temu. Nic nigdy nie dawało jej tyle satysfakcji i spokoju, co życie na tej farmie z Georgem i Jenny. Była tu po prostu szczęśliwa. Nie negowała swojej przeszłości, ani sióstr, które będą kontynuowały takie życie. Po prostu zrozumiała, że to nie dla niej. Była zadowolona ze swojej decyzji. Będzie tu żyć tak długo, jak tylko George i Jenny pozwolą. Była przekonana, że usłyszą o jej decyzji z radością. Oni także bardzo przywiązali się do niej. Stanowili rodzinę, byli przyjaciółmi, współpracownikami i kochankami. Matylda im jeszcze o tym nie wspominała, jednak chciała im wkrótce dać największy dar, jaki mogła im ofiarować. Jenny była bezpłodna, dowiedziała się o tym pewnego razu. Lecz Matylda mogła dać im upragnionego potomka. Bała się, jak oni to przyjmą, szczególnie reakcja Jenny ją martwiła. Sądziła jednak, zrozumieją, że po prostu będzie dobrze. Nie będzie zawiści, nie będzie mowy o zdradzie. To przecież jej George i Jenny…

Ale to wszystko w przyszłości. Dziś także coś chciała ofiarować, ale tylko Georgowi. Była przekonana, że przyjmie jej prezent. Z uśmiechem zagryzła wargi, wyobrażając sobie jego minę. George i Jenny byli wewnątrz, jedząc kolację i pijąc piwo za rychłe oswobodzenie. Matylda kilka minut wcześniej wymknęła się, mówiąc, że chce się przejść. W rzeczywistości przygotowała się i skryła się za domem czekając…

George, wiedziony wiadomą potrzebą, lekko słaniając się, wyszedł z domu. Tak jak zawsze, skręcił za róg i już rozpinał rozporek, kiedy zobaczył Matyldę. Nic nie mogąc pojąć, stał tak z otwartymi ustami i łapą na roporku.

Przed nim stała naga Matylda. Prawie naga. Jedynie z okryciem głowy należnym zakonnicom. George nie wiedział co powiedzieć, czy to może jakiś niesmaczny żart. Matylda wyglądała jednak poważnie i pięknie.

– George, chciałabym Ci coś powiedzieć. Nie jestem tym człowiekiem, za którego podawałam się wcześniej. Przepraszam, że Was okłamałam. Wtedy naprawdę nie mogłam powiedzieć prawdy. Tak, do momentu, kiedy pojawiłam się na Waszej farmie, byłam siostrą zakonną. Kiedy do Was przybyłam, byłam już kimś innym. Podjęłam decyzję, której teraz nie żałuję. Mam nadzieję, że ją uszanujesz i kiedyś to zrozumiesz – to mówiąc zdarła z siebie nakrycie głowy i odrzuciła, stojąc zupełnie naga przed Georgem. Tak jak była stworzona, jakby zaczynała dopiero swoje życie.

– George, teraz jestem inna, niż kiedyś. Jednak dla Ciebie ta sama – ta sama Matylda, którą znasz. Z którą pracowałeś, którą ochroniałeś, którą brałeś tyle razy. Znasz każdy kawałeczek mojego ciała i charakteru. George, chcę zostać z Wami. Chcę być Wasza, tak jak to było dotąd. Chcę być Twoja, George. Ty uczyniłeś mnie prawdziwą kobietą, swoją kobietą. Znasz mnie. Znasz tak, jak tylko mężczyzna można znać swoją kobietę. Chcę być Twoja, tak jak Twoją jest ta ziemia – to mówiąc Matylda opadła na kolana, a potem położyła się na czarnej glebie. Leżała tam naga, jej biel zbrukana była czernią wilgotnej ziemii – George, jestem Twoja, tak jak ta płodna ziemia. Należę do Ciebie. Możesz ze mną robić to, co zechcesz. Możesz mnie… oznaczyć. Chcę tego…

George jak oniemiały patrzył na tą cudną kobietę, która teraz leżała przed nim umorusana w ziemii i wyczekująco patrzyła na jego rękę. Matylda nigdy taką nie była, a wydawało się, że dobrze ją już poznał. Teraz była taka… wyniosła, a jednocześnie zupełnie mu oddana. Chciał podejść do niej i ją podnieść, jednak czuł, że powinien dokończyć ten akt zupełnego oddania. Chciał rozebrać się i wziąć ją tam, gdzie leżała, tarzając się po ziemii jak pierwsi ludzie. Jednak nie tego od niego oczekiwała i w końcu zrozumiał. Przecież chciał zrozumieć – to była jego fantazja, którą tak tęsknie chciał spełnić. Jenny nigdy na to się nie zgodziła. Matylda leżała teraz przed nim i wyczekiwała tego.

George niecierpliwym ruchem rozpiął rozporek i wyjął swojego członka, tylko częściowo twardego. Podszedł do Matyldy. Spojrzał jej głęboko w oczy. A potem gorący strumień jego moczu uderzył w jej włosy i policzki. Intensywny zapach rozpłynął się w powietrzu, podczas gdy kropelki złotego płynu spływały po całej twarzy Matyldy, tak że musiała zamknąć oczy. Strumienie rodzielały się na małe witki, opływające jej usta, oczy i podródek. Matylda na chwilę rozchyliła usta, pozwalając kilku kroplom spłynąć na jej język. George powoli skierował strumień dalej, chcąc oznaczyć swoim moczem całe ciało jego oddanej sługi, każdy jej najmniejszy kawałeczek. Złoty płyn obmywał z błota ramiona i piersi kobiety, wypełnił kilkoma kroplami pępek i rozlał się po łonie. Matylda westchęła od nieoczekiwanej przyjemności, jaką wywołał gorący strumień uderzający w jej pochwę. Mocz spływał po jej pośladkach i nogach, czyniąc ją czystą i ostatecznie oddaną Georgowi.

Gdy George skończył, Matylda jeszcze przez chwilę leżała na ziemii. George nigdy jeszcze nie widział takiego oddania w oczach, u nikogo. Na chwilę zamknął powieki, aby jak najlepiej zapamiętać ten moment. A potem spojrzał na Matyldę, uśmiechnął się do niej, dając jej znać, że przyjmuje jej dar. Mówiąc, jak bardzo jest wdzięczny za spełnienie jego „brudnej” fantazji. A potem podszedł i pomógł jej wstać i ręka w rękę poszli do domu.

Tę noc wszyscy troje spędzili na rozmowach i świętowaniu. Nad ranem zasnęli, z radością oczekując jutra.

Scroll to Top