DEWIAnT 3

Bramka zaczęła pikać. Zgodnie z procedurą ruszyłam w jej kierunku. Zwykle to coś innego je aktywuje, ale sprawdzić zawsze trzeba. Chłopak koło dwudziestki, trochę zaskoczony. Na chwilę wszystkie oczy w pobliżu kierują się w jego stronę.

– Dzień dobry, czy może pan przejść bez plecaka? – pytam.

Przechodzi, bramka pika.
– Sam plecak proszę.

Jest czysty.

– Mogę pana prosić do pokoju obok?

– Nie ukradłem nic, to pewnie moje klucze, albo…
– Na pewno tak. To tylko procedura, a w pokoju będzie dyskretniej, zapewniam.

Jest lekko poddenerwowany, ale jestem przekonana, że nic nie wyniósł. Jest poniedziałkowy poranek. Spokój, nudy, mało osób dookoła. Prowadzę go do „kantorka”, zamykam drzwi. Jego plecak upada na podłogę, dźwięk mrozi moją krew.

– Czy to sen?! – usłyszałam Twoje słowa nade mną, odwróciłam się.

Stałeś nagi na balkonie, widziałam jak wchodzisz na balustradę. Nienawidziłam Cię. Nie jestem słaba, uległa, nigdy mnie nie poskromiłeś, nie zgwałciłeś. Po prostu sprawy potoczyły się nieco wbrew mojej woli.
– Czy to sen?!! – powtórzyłeś głośniej.
– Pierdol się pojebusie – wysyczałam do siebie.

Wtedy usłyszałam TO. Dźwięk przejmujący i rejestrowany gdzieś w głębi. Dźwięk ludzkiego ciała uderzającego o chodnik. Poczułam zimno połączone z ulgą. Przyspieszyłam. Jedyny świadek tego, co było, właśnie wsmarował się w płytki. Zaczęłam śmiać się i płakać jednocześnie, prawie biec.

Pomimo Twojego zniknięcia, tamta noc pozostawiła coś we mnie. Świadomość tego, co można zrobić i co mi zrobiono. Chciałam zemsty, ale Ty… odszedłeś. Zostawiłeś mnie z tym samą, jak naładowany rewolwer, który i tak musiał wystrzelić. Mogłam jedynie celować.

Tamten chłopak stał teraz przede mną, bezbronny jak ja wtedy. Był niewinny, ale ja też byłam niewinna.

DEWIAnT 3

1. Lustro

Jestem grzeczna, ale coraz bardziej podenerwowana, pobudzona, zła. Jego bezbronność i moja dominacja nie pozwalają mi skupić się na pracy. W „kantorku” znajduje się kamera włączana na czas osobistych jako zabezpieczenie dowodowe przed bezpodstawnymi skargami i procesami klientów. Włączam ją praktycznie odruchowo, ale wiem, że w tłoczne dni chłopaki często tego nie robią. Prawie obowiązkowo należy to robić przy rewizji kobiety przez faceta, w tym przypadku moje palce przesuwają się po przycisku dużo słabiej, niż zwykle.

– Proszę o wyjęcie wszystkich przedmiotów z kieszeni i położenie na stole.

Chłopak nerwowo opróżnia kieszenie kurtki i spodni. Komórka, portfel, klucze – klasyk. Kucam i sprawdzam nogawki, przesuwając się w górę. Czuję Cię na swoich nogach, patrzę do góry, a on spogląda na mnie, myśląc, że czegoś chcę. Nie patrzyłam na niego, patrzyłam w róg pomieszczenia w poszukiwaniu jego zbawienia – czerwonego punkcika diody nagrywania. Niestety nie mam wymówki.

Wsuwam dłoń wprost w jego krocze, na co reaguje nagłym wzdrygnięciem. Nie dziwię mu się, poczułam jego jądra. Dłonie objeżdżają biodra i zaciskają się na pośladkach. Jest czysty, ale mój wzrok pada na niedbale rzucony batonik na półce pod blatem. Jeden z tych małych, musli-jak-ja-dbam-o-zdrowie. Udaję, że coś wyczułam w tylnej kieszeni. Wstaję i wsuwam dłoń z towarem, by od razu ją wyjąć i z pytającą miną zaprezentować zawartość.

– Chwila, ale to nie jest…

Jest w kompletnym szoku. Bał się mimo bycia uczciwym, a teraz nie wie co się dzieje.
– Ile tego chciałeś wynieść, co? – pytam głośniej, napierając na niego.

Stres znajduje ujście w ukierunkowanej agresji. Nie daję mu odpowiedzieć na pytanie. I tak nie umiałby sklecić nic sensownego.
– Masz tego więcej? – pytam, ostentacyjnie chwytając za jego genitalia.

Reaguje zmieszaniem, popłochem, jest na maksa zagubiony.
– Ooo, a co to? – pytam, trzymając przez jeansy jego penisa.
Patrzę mu w oczy, widzę jak dyszy zarumieniony na twarzy, nie potrafiąc złożyć zdania, aż nagle impulsami zaczyna twardnieć w mojej dłoni. Odruch bezwarunkowy nawet w obliczu terroru? Ciekawe.

Próbuje wyrwać się z tej sytuacji łapiąc mnie za pierś, ale dostaje po dłoni, mocno.
– Łapy przy sobie. Złodzieju – cedzę przez zęby – co tam masz? Kolejny baton? Większy.

– To nie baton, to… – mamrocze jakby nie rozumiał zasad tej gry, więc przerywam mu, rozpinając spodnie i ściągając je do kolan.

Zasłania wzwód rękami, więc podchodzę i delikatnie wsuwam dłoń między nie, głaszcząc przez majtki mosznę.
– Dobrze ci? – pytam.
Jest sparaliżowany, wstrzymuje oddech, ale kiwa głową.
– Mam to gdzieś! – łapię go mocno, aż kwili jak mały szczeniak i ściągam majtki w dół. Każę trzymać ręce z boku.

Drży ze sterczącym fiutem, muszę mu przyznać niebrzydkim i nie małym i chciałabym go ssać i mieć w sobie, ale niedoczekanie jego. Trącam go ostentacyjnie ręką, patrząc jak kołysząc się wraca do położenia. Biorę go w dłoń, jest twardy i ciepły. Zaczynam obciągać, patrząc jaki jest zażenowany, ale i podniecony. Jak szybko dochodzi.

Wybucham cynicznym śmiechem i pozwalam mu ubrać się.
– Jak nie chcesz rozmawiać z policją, to wypierdalaj i obym nie złapała cię znowu na kradzieży.

Wychodzi a ja nerwowo oddycham. Nie chcę być jak Ty, to nie pomaga. Chcę czegoś innego, ale nie powiem tego przed sobą. Za bardzo Cię nienawidzę.

2.

W czasie przerwy spalam po fajce z kolegą z magazynu. Koleś jest w moim typie, długie włosy, ciężka muzyka. Ma ksywę Thor. Cały dzień od tego przeklętego rana mnie nosi. Thor jest zdziwiony, gdy sama mówię, że chętnie z nimi dziś wyskoczę. Proponował mi to setki razy, po czym spóźniał się rano do pracy na kacu. On nie robi zaocznie studiów, ja tak. Ale dzisiaj mnie nosi, więc fuck it all.

Gdy nałożyłam tamten strój, przeszły mnie dreszcze. Bojówki, glany, czarny T-shirt. Podjechałam tramwajem we wskazane miejsce i po chwili spacerku byłam pod mostem. Pięć osób, ognisko, gitara i Komandos w menu.
– Ej wszyscy, to jest Zuza, Zuza, to są wszyscy – Thor przedstawił mnie uroczyście.

Po opróżnieniu pierwszej butelki i wypaleniu pół paczki papierosów, byliśmy przyjaciółmi, mimo, że nadal nie pamiętałam ich imion. Po kolejnej godzinie zdziwił mnie bardzo, chyba poczuł się w obowiązku zachowania jak grzeczny chłopiec i stwierdził, że z kumplem wracają do domu, bo jutro praca. Radził mi to samo.

Zirytował mnie. Od długiego czasu po raz pierwszy wyszłam na chlanie, a on po raz pierwszy pomyślał o pracy. Zostałam ze względu na okolczykowanego typa zjadającego mnie wzrokiem. Po kolejnej godzinie byłam już totalnie pijana, do tego zaczęło robić się zimno. Ogień powoli dogasał. Sławek nie wysłał mnie do domu, zaordynował przenosiny do swojego.

Jechałam nocnym razem z nim i jego kolegą. Nieznane ulice przemykały za szybą. Poznań się zmienił, ale i ja się zmieniłam.

Wylądowaliśmy na poddaszu starej kamienicy. Moje glany stukały, a podłoga dodatkowo skrzypiała. Zdjęłam buty. Zataczałam się, a białe skarpetki były niesamowicie śliskie na parkiecie i nie ułatwiały zadania. Usiadłam z boku i zsunęłam je, chowając do butów. Często maluję paznokcie pod kolor włosów, ale dzisiaj użyłam czerni, pod dosyć mocny, ciemny makijaż. Odetchnęłam z ulgą, przynajmniej nie groził mi upadek na twarz.

Od tamtej chwili kolega Sławka nie spuszczał mnie z oczu, przez chwilę nawet rozważałam założenie skarpet, bo czułam się jakbym paradowała bez stanika, ale byłam zbyt pijana by o to dbać. Zatrzymałam się przed lustrem w łazience, zastanawiając się, co u licha robię tam o trzeciej w nocy. Moje odbicie ciągle poruszało się z góry do dołu, aż dołączył do niego kolega fetyszysta.
– Ja chcę siiikać – wymamrotałam nieskładnie, lekko poirytowana jego natarczywością, gdy uwiesił się na mnie, obejmując w pół.

Wbił palce w moje boczki, obmacując żebra, czym wyrwał ze mnie piskliwy śmiech, za który skarcił klapsem w tyłek.
– Ciiicho Zuza… – wyszeptał mi do ucha.

Wszystko miało potoczyć się zupełnie inaczej. Miał to być Thor, po zmianie planów miał być nim Sławek, jest Pan Fetyszysta, a ja opieram ręce o umywalkę, spuszczam głowę, zamykam oczy i z głupim uśmiechem na ustach nie oponuję, skupiam się na jego dłoniach.

Czekałam na to od rana i ciężko mi to ukryć. W tym momencie nie robi mi to kompletnie różnicy czyje są te dłonie, ważne, że są na mnie, na moim brzuchu, a ja chcę je wyżej i niżej. Moja wyobraźnia zaczyna działać, bo wiem, co potrafią takie dłonie. Twoje dłonie. Czuję się taka, jaką mnie stworzyłeś. Niegrzeczna, oddana do zabawy obcym. To mnie ekscytuje, same myśli w mojej głowie wywołują dreszcze.

Woda wyrywa mnie z fantazji. Odkręcił ją tuż przed moją głową, zamoczył dłonie i wsunął pod koszulkę na plecach. Ciepła, cieknąca w dół. Nim to zauważam, moje bojówki zjeżdżają w tym samym kierunku, mokre dłonie sięgają pośladków. Moczenie mnie w ubraniu jest takie sexy, woda ściekająca w dół ud rozleniwia mnie i rozmarza, kiedy to nagle dostaję klapsa w odsłonięte, mokre pośladki.

– Ah! – wyrywa ze mnie i pozostawia z bólem, rozkwitającym w narastającym tętnie.

Moczy ręce znowu i wsuwa tym razem pod mój brzuch, sunąc wyżej i zamykając dłonie na staniku. Chowam głowę w ramionach i cichutko wzdycham przez rozchylone usta, nie odrywając rąk od umywalki.

– Greg, co tam się kurwa dzieje? – słyszę głos Sławka dochodzący z oddali i po chwili stuknięcie drzwi. Podnoszę wzrok i widzę go w lustrze. Nie wygląda na zadowolonego.

– No co? Pomagam Zuzi się umyć – Grzegorz wybucha nieskładnym śmiechem.
– Czy mogę obu panów przeprosić? Potwornie chce mi się szczać.

Sławek patrzy na mnie, zaciągając się papierosem, po czym wyciąga fetyszystę za bluzę. Zamykam drzwi. Wszystko mi się kręci, serce wali, rozochocone ciało domaga się więcej. Nieładnie jest być łatwą, ale do diabła – ja chcę. Nie wiem czego chcę. Jestem w bulgoczącym kotle.

3.

Chcę do domu, chcę zostać, chcę cofnąć czas o miesiąc i zmienić jego bieg, albo zawahać się i przeżyć to znowu. Wstaję, opłukuję twarz i ręce, otwieram zamek drzwi…

Nagle coś wpycha mnie z powrotem do środka.
– Musimy porozmawiać – słyszę i podnoszę zdezorientowaną głowę.To Sławek.

– Auć – reaguję na brutalne nadzianie mnie na zlew.

Jest wyraźnie wściekły.

– Czy ten pacan coś ci zrobił? Jeśli coś to powiedz to teraz, a obiję mu mordę.

Uśmiecham się delikatnie. Jest po prostu zazdrosny. Powinnam go uspokoić, zaprzeczyć, ale dzisiaj mnie nosi. Nieładnie jest być złą, ale naprawdę tego chcę. Robię skrzywdzoną minkę.

– Macał mnie i dawał klapsy.

Przełyka ślinę. Obserwuję jego oczy i wiem dokładnie co dzieje się w jego głowie. Podnieca go to, a zazdrość wzmaga agresję. Jest rozerwany pomiędzy natychmiastowym skrzywdzeniem go, a zerżnięciem mnie. Przemoc i seks. Śmierć i życie.
– Co z tym zrobisz? – pytam, gdy przygważdża mnie do umywalki. Tracę grunt pod nogami, dosłownie i w przenośni – gdy sadza mnie na niej.

Bywam taka nierozsądna, przecież w ogóle go nie znam, nie wiem na co go stać, jak bardzo jest popieprzony. Z drugiej strony – i tak nigdy nie będzie Tobą, cokolwiek zrobi, będzie jedynie cieniem, dłonią muskającą bliznę. Powinnam pozwolić im się zagoić, wiem, ale swędzą, kuszą by je rozdrapać. Czuję jego palce na swoich plecach, sytuacja wymyka się spod kontroli. Usta sięgają ust. Zarost, zapach tytoniu, kolczyk w języku. To właśnie się dzieje, gdy dobrze dobierasz facetów. Odpływasz.

Jego dotyk jest chciwy, gniewny, zaborczy. Trzyma mnie tak, jakby chciał nigdy nie wypuścić. Nagle przestaje, patrzy na mnie dysząc, z trudem odsuwa się.
– Co się dzieje? – pytam.
– Potrzebuję kontroli, nie chcę robić z tego emocjonalnego hate fucka, rozumiesz?

– Tak, ale mam gdzieś twoje emocje. Możesz zrobić to na zimno, ja nie pieprzę się w ten sposób, rozumiesz? – wydyszałam z trudną do ukrycia nutą poirytowania.

Zamarł, dystans i arogancja wybiły mu chcicę z rąk, zatrzymało ego. Feromony potrzebowały prawie trzydziestu sekund, by przerwać stagnację i ponownie cisnąć go w moim kierunku. Zostałam złapana za włosy i wyprowadzona z łazienki na środek dużego pokoju. Z komputerowych głośników dobiegała dziwna kakofonia. Skrzyp, skrzyp, skrzyp, mówiła podłoga.

Sławek obrócił mnie tyłem i mocno przyciągnął do siebie, szepcząc do ucha – Macał, tak?
– Tak – odpowiedziałam, gdy od razu pewnie złapał moje piersi. Westchnęłam i zamarłam. Zabolało.

Dłonie powoli zaczęły przez ubranie miętosić ciało, na t-shircie pojawiły się mokre ślady po wodzie.
– Tak? – zapytał.
– Taak – odpowiedziałam lekko dysząc.
– Tylko przez to?

Pokręciłam szybko głową. Wiedziałam, co zrobi, ale i tak obciągnęłam go z powrotem jak tylko uniósł mojego t-shirta. Odpowiedział mocnym klapsem i zadarł go siłą, odsłaniając piersi w cielistym staniku z mocno zarysowanymi sutkami.

Grzegorz wszedł do pokoju z butelką piwa, lekko zbity z tropu oparł się o ścianę i zaczął tępo patrzeć.
– Przestań – zaśmiałam się, próbując zabrać dłonie Sławka, ale pewnie chwycił miseczki. Poczułam ciepło, wzrok Piotra działał.

Zaczął spokojnie gnieść je w dłoniach, wprawiając mnie w zakłopotanie, a jednocześnie nakręcając.
– Przestań! – warknęłam, wbijając mu paznokcie w rękę. Odpowiedział wgryzając mi się w szyję. Cofnęłam palce, a on szepnął – Grzecznie Zuza – i znowu zdzielił mi tyłek.

Adrenalina skoczyła wraz z wyrzutem endorfin, moje człowieczeństwo zostało utracone, zamieniając mnie w zwierzynę łowną, rozszarpywaną w nocy na obcym terenie. Chciałam tego i nienawidziłam jednocześnie. Teraz również nie jestem ofiarą, tak jak nigdy nią nie byłam. Nie jestem słaba, lubię taką się czuć.

Nasze pragnienia splatają się w jedno i choć nie będzie to romantyczne, tego właśnie potrzebuję. Tak trudno jest być szczerym ze sobą samą, ale taką właśnie chcę być.

Jego dłoń zjeżdża w dół, w spodnie, w majtki. Nabieram raptownie powietrza, szarpię, gdy nagle Grzegorz wyrasta przede mną, wylewając w dekolt prawie połowę piwa. Czuję jego zimno, zalewa mnie, pieniąc się w zakamarkach stanika. Nie mogę nic zrobić, Sławek trzyma mocno mój nadgarstek, drugą ręką blokując mi dłoń. Czuję jak opływa mi piersi, kapie na brzuch i ścieka w dół.

4.

Zapach piwa staje się nieznośny, lepkość nieprzyjemna, język Grzegorza ląduje mi w pępku, a jego dłonie na biodrach. Palce Sławka drażnią mi wzgórek, mierzwią kępkę włosów, poruszają ciałem w okolicach łechtaczki. Moje biodra zaczynają się poruszać. Palce zataczają kółka, język liże w górę, zęby kąsają szyję. Wzdycham, wciągając brzuch, przestaję myśleć, jedynie reaguję.

Sławek odgina mi rękę i nie puszczając jej, naciąga wywróconego T-shirta na oczy. Ogarnia mnie ciemność, materiał utrudnia oddychanie. Usta zostają wyrzucone po łuku brzucha na biust. Pan Fetyszysta skrupulatnie oblizuje Lecha z jasnego materiału i mojego upstrzonego piegami dekoltu, palce Sławka przestają krążyć i rozdzielają się, powoli poruszając w górę i w dół, wsuwając w pachwinę. Otwieram szeroko usta i wciągam powietrze, zasysając materiał do środka.

Gorący oddech, skubiące wargi i ocierający o materiał język odciągają moją uwagę od palców drażniących coraz bliżej płatków. Rozdzielają ją i konkurują. Raz Sławek muska wilgotny róż, wstrząsając moimi biodrami, to znowu Grzegorz wgryza się w okolice spętanych sutków, wymuszając cichy jęk. Rywalizacja samców prowadzi do eskalacji pieszczot, radykalizuje je. Moje piersi zaczynają być obłapiane, a palce zdecydowanie sięgają płatków sromu.

Czuję ich ekscytację rosnącą z moją, Sławek zdecydowanie nie robi tego na zimno, choć jest soplem lodu przy Panu Fetyszyście. Jego dyszenie i roztrzęsione, pazerne dłonie próbujące rozpiąć mi stanik, potwornie na mnie działają. Jego stan udziela mi się, przeszywa niekontrolowaną zwierzęcością.
– Grrr, myślisz, że ta spinka mnie zatrzyma? – sapie mi do ucha, podgryzając szyję – Zaraz i tak będziesz świecić cyckami. Lubisz się puszczać, Zuza? Dawać do zabawy?

Słyszę go przy uchu, zapięcie puszcza, jego dłonie wślizgują się pod i chciwie pełzną do przodu zbierając moje piersi, wyciągając je z miseczek.
– Jesteś moją zabaweczką Zuzia… mmm, uwielbiam takie wyrośnięte – mruczy.

Jedną dłonią trzyma mnie za stanik jak na smyczy, drugą czuję na piersiach jak krąży wokół, głaszcze, rozmazując resztki piwa… nagle jęczę głośniej i składam się w pół, gdy bez ostrzeżenia palec Sławka wślizguje się wgłąb mnie. Do pionu przywraca mnie Grzegorz, ciągnąc za stanik i unosząc brodę.
– To, że picz przyjęła palec, to nie powód, by zabierać mi resztę… – mruczy pod nosem, lekko poirytowany. Czuję, że chce patrzeć, wiem, że to robi. Na wilgotnej skórze pojawia się gęsia skórka, a nogi mi drżą.

– Przyjęła bardzo dobrze, ale pokaż mi je – słyszę niski głos Sławka, wzdycham, gdy niedbale wyciąga dłoń z moich majtek, drugą puszcza mnie i nagle obie jego ciepłe i duże dłonie zamykają się na moich piersiach, unosząc je lekko.

Uwolnioną ręką ściągam koszulkę z twarzy i biorę wielki haust powietrza. Mrużę oczy od lampy, gdy niespodziewanie usta Sławka zaczynają całować mi twarz, kąsać ją, wręcz zjadać. Dłonie z wyczuciem ugniatają zebrane razem piersi. Rozpływam się, głaszczę jego twarz, czuję się onieśmielona, pokorna.

– Zdejmij to – szepczę i z jego pomocą ściągam przez głowę t-shirta i stanik.

Trochę przeszkadzają mi szarpnięcia na dole, gdy Grzegorz rozpina mi pasek i spodnie. Patrzę w dół, oczy tym razem działają. Fajne, męskie dłonie trzymają moje nagie piersi o bardzo sterczących sutkach. Niżej, moje spodnie lądują na podłodze.

Chcę przekonać się, czy miałam rację i jednocześnie odsunąć trochę Grzegorza. Wychodzę ze spodni i popycham go, aż siada na podłodze. Na chwilę nie widzę, bo Sławek odchyla mi głowę i całuje w usta. Nim patrzę z powrotem, dłonie sięgają łydek. Unoszę prawą nogę i szczytem stopy przesuwam po jego policzku. Przymyka oczy i wstrzymuje oddech. Panie Fetyszysto, znam Pana słabości i jest to bardzo przyjemne.

Sławek odrywa moje myśli, gdy błądzące kciuki zahaczają o sutki. Jest zazdrosny, a ja biorę szybki, wymuszony wdech. Spoglądam na niego i widzę, że cały czas patrzy mi w oczy.
– Umm… – moje usta rozchylają się wraz z ponownym wymuszonym odruchem. Uśmiecham się, a on każe mi czekać. Nie patrząc, ciągle głaszczę policzek Grzegorza, piersi opadają, palce Sławka lądują w moich ustach. Ssę je łapczywie i spoglądając w dół, daję posmakować swoich. Widzę podniecenie Grzesia, nie wie co zrobić z rękami, namiętnie, ale nerwowo zaczyna całować palce, obejmować je wargami. Ten widok mnie podnieca.

Ciągnąc strużki śliny, palce mojego faceta opuszczają moje usta. Spoglądam mu w oczy, serce bije mi mocniej. Pierwszy dotyk wstrząsa mną, przygryzam wargi. Chwyta pewniej, lekko je uciskając. Są diabelnie czułe w swojej mięsistej, nabrzmiałej formie. Ich pieszczota zlewa się z ciepłym językiem wślizgującym się między palce. Wzdrygam się, popiskując cicho, a stopa zagłębia się w ustach Grzegorza.

Choć przyjemne, tak bardzo nieznośne, jego pieszczoty są jak tortura, rzucająca moim ciałem. Nie chcąc ryzykować wybicia zębów, Grzesiek łapie mnie mocno za kostkę i realizuje swoją fantazję, ssąc mi palce. Ledwo stoję, kolejny silny klaps niemal mnie przewraca. Sławek widzi to i ciągnie mnie za sobą, wyrywając Panu Fetyszyście. Prawa stopa, mokra od śliny, ślizga się niezgrabnie po parkiecie i nie ułatwia zachowania równowagi.

5.

Ku mojemu zdziwieniu, wciąga mnie do pokoju i zatrzaskuje drzwi. Po chwili dobija się do nich Grzegorz, zaczyna walić. Sławek chce mnie tylko dla siebie, to oczywiste. Ja chyba też tego chcę, chociaż to jedna z niewielu szans na niewymuszony trójkąt. Stoję przy drzwiach za którymi krzyczy Pan Fetyszysta. Jest zły w środku nocy. Sławek patrzy na mnie, ściąga koszulkę. Jest zajebiście zbudowany, kilka tatuaży zdobi mu tors od strony ramion, ma kolczyki w sutkach. Przy nim czuję się taka naga w swoim ciele. Zjadam go wzrokiem, gdy bez słowa zsuwa spodnie wraz z majtkami i staje przede mną kompletnie goły.

Zdaję sobie sprawę w jakiej pokracznej pozycji zamarłam. Dłonie mam na drzwiach, nogi wysunięte do przodu, ze stopami skierowanymi do środka. Dyszę, choć ogarnia mnie zimno i staram się dyskretnie poprawić. Wracam do pionu, ręce odruchowo zakładam na siebie. Sławek jak gdyby nigdy nic odpala sobie papierosa i lustruje mnie wzrokiem.

– Masz ładne usta, Zuza – stwierdza, wypuszczając chmurkę dymu.
– Dziękuję – odpowiadam cicho.

– I zajebiste piersi, nie zasłaniaj ich.

Reaguję jak zganiona w szkole uczennica, nerwowo opuszczając je i szukając dla nich nowego miejsca. Widzę jak patrzy, zawstydza mnie. Jego penis drga, wynurzając się z mroku, a on patrzy. Powoli zaciąga się znowu i wskazuje na moje biodra.
– Zdejmij majteczki.

Tym razem nie reaguję jak automat. Zza pleców dobiega głos Grzegorza.
– Otwórz te drzwi, nie bądź chujem stary! – drzwi są otwarte, ale nie chcę go tu.

Sławek czeka spokojnie. Dostanie czego chce. Powoli zsuwam je z bioder, pozwalam opaść, unoszę stopą i ciskam w niego. Zatrzymują się na jego zadartym penisie, przez co wybucham niekontrolowanym śmiechem. Bez słowa zdejmuje je i powoli przykłada do twarzy, wąchając, po czym odkłada na biurko za nim. I wtedy nagle bez ostrzeżenia odwraca się tyłem, strącając tamtą ręką wszystko z biurka. Jednym, pewnym ruchem zmiata masę dupereli na podłogę, a ja przestaję się uśmiechać.

Siada na blacie, stawiając jedną nogę na fotelu obok i zapala lampkę. Jego penis nie jest zadarty, nadal wisi po łuku, powiększony, pokryty siecią żył. Wiem czego chce. Jestem silną dziewczyną, chłopczycą, ćwiczącą od lat karate, pracującą jako ochroniarz. Przy nim nagle to nie ma znaczenia. Czuję się kobieco i ulegle, podporządkowuje mnie bez irytowania, bez słów.

Podchodzę, nie patrzę mu w oczy. Ostrożnie kładę dłonie na jego torsie, całuję kolczyki w sutkach, szybkimi pocałunkami schodzę niżej, po wyrzeźbionym brzuchu. Nagle zwieszone piersi trącają jego prącie, czuję go nimi, a on mnie, spina mięśnie w odruchu. Opieram dłonie na jego udach i unoszę się, osuwając ku niemu na wysokości obojczyków, aż rozpłaszczam biust na jego gorącym torsie. Wtedy powoli osuwam w dół, czując jak się unoszą i trą. Kolczyki przejeżdżają, rysując różowe linie na zbryzganej piegami skórze. Gdy tylko mijają moje ciało, czuję na swoim brzuchu dotknięcie jego powstającego przyrodzenia.

Zjeżdżam do samego dołu, aż klinuje się między piersiami, wtedy unoszę się, pozwalając im swobodnie opaść i delikatnie pieścić, ocierając przy ruchach w górę i w dół. Widok jak jego kutas nabrzmiewa, jego dotyk na biuście nakręca mnie. Muszę rozchylić usta i głębiej odetchnąć. Słyszy to, ma dość takiej zabawy. Lewą dłonią łapie mnie za włosy i ściąga w dół. W ostatniej chwili rozchylam szczęki. Przez chwilę usta zatrzymują się na napletku, ale pchnięcie biodrami wynurza z niego jego nabrzmiałą żołądź.

Trzyma mnie mocno i niespiesznie nadziewa na swój pal, karmi nim, a ja czuję jak nadal rośnie. Kolejnymi impulsami powiększa się w moich ustach, cudownie gruby i soczysty. Zabieram dłonie z ud i obejmuję go u nasady, pieszczę, delikatnie wsuwam palce pod, zamykając w dłoni ciężką, wygoloną mosznę. Przeszywa mnie dreszcz nagłego podniecenia, kolana dotykają dywanu. Sławek dyktuje tempo, moja głowa znowu wiruje, ślinianki wariują, jakbym miała w ustach kawałek tortu. Dyszę, pojękując cichutko, ślina obficie ścieka aż do jego jąder, a ja rozmazuję ją dłonią na całej długości. Nagle popycha mocniej, dławi mnie i wyciąga, pozwalając odetchnąć, robi to znowu i znowu, krztuszę się, a oczy zaczynają łzawić.

Robi krótką przerwę, szukając czegoś z boku. Podaje mi małe lusterko. Zamazany obraz drga. Ciemne, rozmazane usta, ściekający od łez tusz, dudniące serce.
– Jesteś piękna – słyszę jego niski głos – właśnie taką cię chcę, tej nocy jesteś dziwką, moją własnością. Rozumiesz co do ciebie mówię?

– Tak – odpowiadam przełykając ślinę.
– Pasuje ci to, chcesz tego?

Czuję w środku kłębowisko negatywnych emocji, niepozwalających mi ostatnio spać po nocach. Tak długo zastanawiałam się jak pozbyć się tego, co Ty mi dałeś. Teraz chyba zrozumiałam, znalazłam lekarstwo dające ukojenie.

– Chcę.

6.

Ściąga mnie bliżej za włosy, sycząc – Czego?

– Mmm… – zagryzam wargi – chcę być Twoją dziwką, Twoją własnością – ogarnia mnie euforia, spinam uda i pośladki, spoglądam mu w oczy – chcę byś mnie przedmiotowo zerżnął, niecnie wykorzystał, chcę być Twoją zabaweczką… – ciało mimowolnie przeszywa wstrząs, nie mogę przestać – sekretarką, suką, lalunią na jedną noc… – coraz szybciej oddycham, on też, jego kutas podryguje, pulsuje przede mną.

Nagle nie wytrzymuje i wciska mnie ponownie na niego, popychając szybko i mocno. Czuję jak wspina się po szczeblach rozkoszy zanim odzyskuje siłę by mnie zatrzymać. Podnosi mnie z kolan i opiera rękami o biurko, staje za mną. Łapie mnie pewnie za biodra, każe wspiąć się na palce i wciska między moje uda. Czuję jak trze, zaspokaja się między moimi mocno ściśniętymi udami, dokładnie czuję ruch jego sztywnego prącia kilka centymetrów poniżej linii pośladków. Powoli opuszczam pięty, chcąc go bliżej, ale wyczuwa to i gani siarczystym klapsem. Łapie za włosy i pcha w dół, rozpłaszczając piersi na zimnym blacie biurka.

Czuję się zdominowana, podniecona, jest mi niewygodnie, a on przyspiesza, robi to ostrzej, coraz bliżej krocza, tylko aby nagle wyciągnąć go i zacząć kąsać pośladki. Czuję jego silne, męskie dłonie, macające je i rozchylające. Nos muskający wargi, wreszcie usta wpijające się w mój srom, wyeksponowany bezwstydnie między ściśniętą bielą ud. Pieści go zdecydowanie, wciska język głębiej, zalewając mnie falą bezwarunkowej, cielesnej rozkoszy, wymuszając cichy jęk. Wtedy znowu dostaję po dupie.
– Dziwka – słyszę i przeszywa mnie kujący dreszcz – zmoczyłaś pizdę zanim cię dobrze dotknąłem.
– Mmmm… – pojękuję wysoko, biodra same się kręcą, a on podrywa mnie z biurka, odwraca i sadza na nim.

Czuję, że moja twarz płonie rumieńcem, odruchowo chowam ją w dłoniach, przedramionami zasłaniając piersi. Sławek łapie mnie za kostki i unosi nogi, rozchyla je. Tracę równowagę i nagle niezdarnie podpieram się z tyłu.

– O tak, odsłoń cycki zdziro – syczy, patrząc jak się układają, poruszając pod moim szybkim oddechem.
– Pokaż jak się proszą o zabawę, jak stawiają suty… mmm, nie próbuj tego ukryć, pokaż wszystkim, nabrzmiały jak u jurnej suki. Greg! – krzyczy.

– Nie wołaj go – szepczę. Mam sucho w gardle, serce łomocze, a on mówi dalej. Zawstydza mnie i kręci. Sutki już zadarte, ale gdy mówi o nich, mam wrażenie, że ciągle rosną, zraszane uwagą i słowami. Czuję jak biodra lekko wiją się na blacie biurka.

Nagle drzwi się uchylają, ale Grzegorz zasłania się ręką i je przymyka.
– Kurwa, nałóż coś kretynie!

Sławek uśmiecha się.
– Chodź tu i patrz, albo wypierdalaj!
– Na twoją dupę mam patrzeć?
– A patrz se na co chcesz – odpowiada ciszej, stawiając mi lewą nogę na oparciu fotela, prawą ciągle trzyma, odchylając.

Przygryzam wargi, czuję się kompletnie obdarta z tajemnic. Grzegorz jakby z łaską wchodzi do pokoju, zabijając atmosferę intymności między nami, do końca zmieniając mnie w wystawiany przedmiot.

– Patrz Greg, tak wygląda napalona kurewka w rui, ma dni płodne i musi zostać wypieprzona, tak Zuza? – pyta, ale nie oczekuje odpowiedzi. Dyszę z rozchylonymi nogami, próbując nie jęknąć na kolejne, perfidnie dobierane słowa.
– Patrz na tę pizdę, prawie widać jak pulsuje, taka nabrzmiała, rozchylona, tocząca soki.

Moje biodra co chwilę podrygują wbrew mej woli. Uwielbiam mieć tak szeroko rozchylone nogi, czuję się niegrzeczna, wulgarna, łatwa. Teraz dwóch facetów zjada mnie wzrokiem. Sławek na to pozwala, chce tego.

– Chcesz się z nią zabawić? Tylko bez penetracji, Greg.

Pan Fetyszysta jest mocno pijany i trochę zły na Sławka. Nie dziwię mu się. Waha się, ale w końcu podchodzi. Wiem czego chce i nie mylę się. Jedną dłonią łapie mnie za kostkę, drugą wsuwa w swoje spodnie. Czuję go w niespodziewanie silnie przyjemny sposób. Pobudzone ciało reaguje na najmniejszą pieszczotę, nogi i stopy mam ukrwione, czułe. Pan Fetyszysta balansuje na granicy łaskotek, co chwila wzdrygając mną całą, ale jednocześnie fascynuje, podnieca.
– Zostaw giry, zobacz co tu masz, idealne do miętoszenia, pełne…- zaciska dłoń na mojej piersi aż bieleje, a ja cichutko syczę z bólu.

Nachyla się i pyta mnie szeptem – Przegonić go?
Czuję jak trzy palce zanurzają się w ciepłych, wilgotnych ustach, a unoszący się, miękki język wciska między nie, rozchyla i sięga do miejsca ich połączenia. Przeszywa mnie dreszcz stawiający włoski na ciele i rozchylający usta.
– Nie, pozwól mu – szepczę, przymykając oczy.
– Jak chcesz – odpowiada z lekkim zdziwieniem i znowu zamyka dłoń na mej piersi.

W tym samym momencie Grzegorz wyjmuje swoje przyrodzenie i bierze je między moje stopy, a Sławek zaczyna lizać trzymaną w dłoni pierś. Biorę nagły wdech, doznania zaczynają mnie przerastać. Widzę jak Grześ spluwa na swoje zadarte prącie i rozsmarowuje moimi stopami, zaczyna sobie obciągać. Czuję jego grubość i ciepło, ślina dodaje pikanterii, czuję się niegrzeczna, brudna, ale nie jestem w stanie w pełni skupić się na nim, gdy kolczyk raz po raz przemyka po nierównej aureolce mojej brodawki, a otaczający go ciepły język Sławka ociera się o czuły sutek.

Pan Fetyszysta dyszy, przyspieszając, Sławek zaczyna mnie ssać, a ja powoli wariuję. Zastanawiam się, co oni mi robią, co ja sama tu robię. Cicho dyszę, aż Sławek podnosi głowę.

– Wrażliwe? – pyta cicho, z troską. W odpowiedzi przygryzam wargi i kiwam głową. Zaczyna mnie zmysłowo całować w usta, trzymając pierś w otwartej dłoni, szeptać do ucha „Dobrze, lubię czułe cycki u takich suk jak ty, Zuza”.

Romantyzm pęka jak bańka mydlana, przeszywając mnie zimnym, zwierzęcym erotyzmem potęgowanym przez jego zaciskające się palce. Patrzę mu w oczy i rozchylam usta, gdyż sprawia mi ból. W tym samym momencie czuję jak ciepłe porcje nasienia zalewają mi nogi, stopy, ściekają, skapują na podłogę. Widzę jak Grzegorz z grymasem na twarzy wypycha biodra, przeciskając swoje sine prącie po raz ostatni, ale Sławek ściąga moją uwagę, łapiąc pewnie za szyję.
– Rozchyl nogi – syczy.

Czekam chwilę, aż Grzegorz usuwa się w cień i posłusznie rozchylam uda. On staje naprzeciw mnie, kładzie prącie na blat biurka, a mnie przesuwa bliżej krawędzi. Obie dłonie lądują na mojej szyi, czuję się zdominowana, brakuje mi tchu, a wtedy właśnie on popycha biodra do przodu. Sunący pewnie po blacie, twardy kutas Sławka, bezpretensjonalnie wjeżdża w moją wrażliwą pochwę. Zaciskam dłonie na blacie, a ciało próbuje zaczerpnąć powietrza. Przez jego palce na mojej krtani przechodzi tylko charczący wdech, czuję lekkość w głowie, a gruby penis opuszcza moje ciało.

Sławek zwalnia uścisk, nabieram powietrza i razem z nim czuję uderzenie echa rozkoszy, promieniujące z dołu brzucha, wprost z podrażnionej pochwy. Dostaję klapsa w pierś, dłoń się zaciska, a jego kutas wbija się we mnie znowu… i znowu, szybkie, zdecydowane, mocne pchnięcia, zatapiające go we mnie głębiej i wyciągające do końca, z perwersyjnym cmoknięciem zalewające blat moimi sokami. Patrzy mi w oczy i decyduje kiedy oddycham a kiedy nie, kiedy jest we mnie, a kiedy wychodzi.

Zaczynam być bezceremonialnie rżnięta, brakuje mi powietrza. Nagle Sławek ściąga mnie na podłogę, odwraca i bierze ostro od tyłu, mocno uderzając lędźwiami w moją dupę. Kolana mi drżą, zapieram się rękami o biurko, a piersi szarpią przy każdym pchnięciu. Kwilę i jęczę, sapię i dyszę, ale nawet krzyki połączone z szumem krwi w skroniach nie są w stanie zagłuszyć mlaskania mojej pochwy i klaskania obijanych pośladków. Jestem bezwzględnie penetrowana, wiem, że przerżnie mnie dobrze, na wskroś. Ściąga mi włosy jak za lejce, dociska pierś, a ja czuję, że dochodzę.

– Szerzej nogi! – krzyczy i daje mi po tyłku. Orgazm i skurcze dopadają mnie, gdy staram się posłusznie rozstawić nogi. Odblokowane kolana zawodzą i w rozkoszy osuwam się na ziemię, ściągając go za sobą, gdzie dopada mnie znowu i pieprzy mój obscenicznie wypięty tyłek. Głowę mam pod ciemnym biurkiem, kolejne pchnięcia przesuwają mnie do przodu, piersi rozpłaszczają się na brudnym dywanie, a on nie zwalnia, wręcz przyspiesza. Krzyczę, gdy Sławek brutalnie, po męsku rżnie mnie dokładnie tak jak lubię, tak jak potrzebuję.

Czuję jak męczy moją pochwę na granicy bólu, przeszywając ją swoim imponującym narzędziem zadawania rozkoszy. Tracę zmysły gdy raz za razem wchodzi zdecydowanie, do końca.
– Tak, tak, o kurwa tak! – wyję przeciągle, prężąc się i fukając jak zwierzę, aż kończy we mnie, zalewając wnętrze nasieniem.

Dyszymy, po czym podnosi mnie do góry, obejmując pokryte kurzem i piaskiem piersi.
– Dobrze ci było? – pyta.

Czuję się cudownie, ale tez nieswojo.
– Tak – odpowiadam chłodno.

Rozmawiamy, ale szybko idziemy spać. Budzę się trochę skołowana. Słyszę ich rozmowę z sąsiedniego pokoju. Grzegorz ma kaca.

– Alkohol to zło, ale z drugiej strony wiesz jakie szczęście mają pijacy. Po pijaku żaden wypadek nie straszny.
– Jak ten, co mówiłeś u was?
– Aa, tamten. Ale on akurat nie pił. Upadek z takiej wysokości zabił by każdego.

Coś we mnie lekko drgnęło. Wstaję powoli i wychodzę do nich.

– Cześć Zuza, jak kac?
– Fizyczny, czy moralny? – pytam wymownie i dopytuję – Ktoś się zwalił na kacu z wysokości?

– Greg ma praktyki w szpitalu, opowiadał o kliencie, który z miesiąc temu zjebał się z balkonu 3 piętra w bloku i nadal żyje.
– Ale on nie pił.

Zaczynamy rozmawiać, a gula w moim gardle rośnie. Wszystko wraca, wszystko się zmienia. Za bardzo nie wierzę, że ta historia mnie dotyczy.

7. Cukierek

Nie wierzę. W głowie mi się kręci jak na zwariowanej karuzeli, a światełka szur, szur, szur. Leżę chyba, sufit wiruje. Słyszę jak rozmawiają, a rozmawiali już wcześniej. Po badaniach mózgu stwierdzili nieodwracalne zmiany i trzymali mnie w śpiączce farmakologicznej, licząc, że serce przestanie samo bić. Dobre sobie. Kurwa, dobre sobie i dziękuję bardzo.

Złość z bezsilności ogarnęła mnie dwa tygodnie temu. Ale co ja, kurwa biedny, mały, połamany żuczek zrobić mogę sam? Ale złość rosła i rosła i rosła. Aż w końcu stwierdziłem, że czas otworzyć oczęta swe.

8. Papierek

Siedzimy dalej, chcę się zbierać, ktoś włącza telewizor. Na TVN24 nadają coś z Poznania. Nagle każę włączyć głos. Psychopata sterroryzował i opanował jeden ze szpitali. Pokazują zdjęcie. To jesteś Ty. Jednocześnie czuję wielką ulgę i nienawiść. Mogę Cię teraz oskarżyć o to, co mi zrobiłeś. Mogę sama wymierzyć sprawiedliwość. Nie wiem co robić. Policja otoczyła szpital, czekają na negocjatora.

Zrywam się i proszę Sławka, by mnie tam zawiózł. Jadę do Ciebie. Sukinsynu. Kocham Cię.

Scroll to Top