Droga do Pornopolis I

Witam po przerwie. Tym razem coś bardziej nietypowego. Serial będący mieszanką fantasy, religii, filozofii, polityki, przygody i oczywiście seksu. Postaram się, by każdy rozdział mógł funkcjonować jako pełnoprawne opowiadanie. Pozdrawiam, Lithium.

Wstęp

Były dwa słońca i trzy księżyce nad Bedelheim – wiosce zamieszkałej w większości przez bliskich kuzynów ludzi, rasę Ghadra-palaam, spokojną i pokorną. Kościół górował nad okolicznymi chatami, pokazując wagę religii w tej zamkniętej społeczności. Ragadaal, nazywany przez znajomych Rag, lub po prostu Szmatą, w swoim otoczeniu był typowym nastolatkiem. Metr siedemdziesiąt wzrostu czyniło go wysokim, ale już rysami twarzy, lekko innymi niż u ludzi, czy dość silnym, ciemnym owłosieniem ciała w ogóle nie wyróżniał się wśród swoich towarzyszy.

Cała jego edukacja skupiała się na przygotowywaniu do zawodu oraz poznawaniu tajników religii. U Ghadra-palaam, każde dziecko oceniane jest w bardzo młodym wieku przez grupę mędrców, którzy w oparciu o wykryte predyspozycje oraz aktualną potrzebę w społeczności, wybierają jego przyszły zawód. To nie podlegało dyskusji.

Od młodych lat, Rag uczęszczał do szkoły budowniczych i cieśli razem z dziesiątkami innych, byli falą, wypuszczoną na przeciw rosnącemu zapotrzebowaniu mieszkaniowemu. Szkolenie do zawodu dało mu kondycję, siłę i pewne ręce, zawsze jednak czuł pewien niedosyt intelektualny. Słyszał plotki, że jego ojciec – intelektualista i filozof podpadł jednemu ze starszyzny i to właśnie temu incydentowi zawdzięcza przynależność do klasy robotniczej – był to gest wymierzony w jego ojca. Cały jego buzujący bunt, trzymany był w ryzach przez bezpieczeństwo i wygodę. Miał tam dom, dostatnie życie i nową dziewczynę z którą wiązał swoją przyszłość.

Rozdział pierwszy

– Szybciej z tymi belkami, Rag! Do licha z tym, chcę wrócić do domu przed meczem! – wydarł się jego krępy kolega.
– Serio będziesz go słuchał zamiast iść do kościoła?
– Spotykamy się tam codziennie, a Ridersi grają raz w miesiącu, nie? Ty idziesz?

– Shaasti czeka na mnie, spotykamy się po mszy.
– Powodzenia zatem.

Jak zwykle czekał niecierpliwie na koniec mszy, kazanie głoszące niebezpieczeństwo nadchodzące z drugiego świata znał na pamięć. Rag nauczył się ignorować to, z czym się nie zgadzał, był tam ze względu na wiele czynników – obowiązek, swojego ojca i najważniejsze – Shaasti.

Była od niego trzy lata starsza i również należała do rodziny inteligenckiej, bardzo wierzącej. Miała typową dla Ghadra – Palaam ciemną karnację skóry i czarne, długie włosy.
– Tęskniłeś? – zapytała go po mszy.
– Jeszcze się pytasz? Chodź do mnie, ojciec mówił, że chyba wychodzi dzisiaj.
– Nie wiem, czy powinnam, Rag.
– Mogę cię jakoś przekonać? – zapytał stając na palcach i całując ją w usta. Jak większość kobiet Ghadra, była wyższa – miała sto siedemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu.

Udali sie wprost do jego domu, zastając ojca na dole, w kuchni. Shaasti poszła na górę, a Rag zatrzymał się.

– Ojcze, dlaczego kapłan musi tak mieszać tamten świat z błotem? Kreować go na coś bardzo złego, na…

– Nazwij to wprost, na ikonę nihilizmu. Wiem. Ja nie widzę powodu, by rzucać w nich kamieniami, ale mam jasne poglądy, głęboko wierzę w ideały tej społeczności, wiem, że są słuszne. W tej wiosce jest masa ludzi słabych, łatwych do skuszenia, złamania przez wabiki tamtego świata. Ci prości ludzie wymagają systemu czarno białego, a najlepszym wrogiem dla nich jest właśnie kusiciel.

– Jakkolwiek, wydaje mi się, że ostatnio przesadza. Wychodzisz zaraz?
– Mam kilka papierów do wypełnienia i idę. Masz prezerwatywy?
– Tato, błagam.

Gdy wszedł na górę, Shaasti siedziała na fotelu, rozglądając się niepewnie.
– Kapłan by tego nie pochwalił, Rag – powiedziała wskazując na ledwo odpakowany panel wideo.
– Oni nie mają nic przeciwko sprzętowi, po prostu nie opanowali tej technologii, a większość materiałów pochodzi od kultury, której nie popierają, to wszystko.

– Nie wiem, Rag. Twój ojciec jest w radzie, mam nadzieję, że wie, co robi.
– Shaasti, spójrz na mnie. Stęskniłaś się?
– Tak.
– Zostawmy więc mojego ojca i religię na zewnątrz, ok?

Zaczął całować jej usta i głaskać włosy. Shaasti była tematem rozmów z jego kolegami już długi czas. Przyciągała uwagę zgrabnym ciałem o pełnych kształtach, ale od razu była skreślana za niedostępność i wyniosłość. Rag poradził sobie z różnicą w wieku, pomogło mu też na pewno pochodzenie. Czuł się jak w ogniu tego dnia, rozdrażniony i nerwowy. Wiedział, że myśli jednotorowo. Chciał jej bardzo, ale Shaasti była trudna w tym temacie, wymagała strategii, podejścia. Tego dnia czuł jej chcicę, stopowaną przez wszystkie hamulce jakie sobie zaciągała.

Jego dłonie przerwały szereg i wyrwały do przodu, łapczywe, porywcze, sunąc po jej ubraniu, wyłuskując kształty ciała. Jej język, podejmujący grę z jego własnym, dodał mu odwagi, dłonie mnąc materiał wpełzły na jej piersi, zostając od razu przejęte, odrzucone, odparte.

– Ragadaal… – szepnęła oporem zmieszanym ze wstydem i słabością.

Plac zabaw na który wkraczał, był na granicy jej ziem zakazanych, nakładający się, zmuszający do tworzenia wymówek, zakrzywiania norm, by dalej funkcjonować. Spojrzał w jej oczy, szukały zrozumienia, ale pulsujące w nim, zwierzęce libido nie podlegało pod ideologie i religie. Objął ją mocno, wpijając się ustami w szyję aż jęknęła, wsunął dłoń we włosy i całował.

– Nie! – odepchnęła go z widoczną frustracją i zamarła bez słowa, dysząc.

Powoli zbliżył się do niej z lekko rozwartymi wargami i zatrzymał, prawie dotykając nosa. Przekręciła ciut głowę i z zamkniętymi oczami powróciła do całowania jego ust. Jej dłonie zacisnęły się na jego, zatrzymując je na kolanach. Poczucie „teraz” poskromiło „później” i „wcześniej”, zawężając świat do małego pokoju na poddaszu. Bicia serca i cmokania ust. Pasja narastała, wzniecając burzę, napinając jego mięśnie, pokonując jej. Jego dłoń wylądowała na jej talii, druga mimo przeciwnościom poderwała się do lotu, zamykając na jej trzymanej pod gorsetem piersi.

Elementy zbudowane przez człowieka na jego zwierzęcych fundamentach są cienkie jak papier i niestałe jak domek z kart. Lekki wstrząs i moralność upada, zasady nie obowiązują a ideologie zostają skomprymowane do poziomu instynktu samozachowawczego. Poły materiału zostały rozchylone, odkrywając przed nim jej jasny gorset i szczyty gładkich piersi w kolorze pysznego kakao.

– Ragadaal… – jęknęła bezsilna, a on dopadł jej podgardla, schodził niżej i zatapiał twarz w dekolcie, całował mimo próbujących go zatrzymać dłoni. Złapał je za nadgarstki, uwięził, jednocześnie zwalniając, powoli całując jej szyję, aż uspokoi się i odda przyjemności.

– Cała przez ciebie drżę – wyszeptała nie otwierając oczu.

Leżała, rozciągnięta na jego kolanach, a on, naelektryzowany obserwował szczyt gorsetu gdzie w rytm jej oddechu poruszały się wylewające z niego piersi, raz za razem racząc go szczytem jasnej aureoli. Położył dłoń na jej oczach, ciągle całując szyję. Jego wzrok podążył wyżej, gdzie w mroku gorsetu zdawał się dostrzegać jej sutki. Uniósł bardziej kolana i naparł dłonią na jej głowę, jeszcze bardziej wyginając w łuk. Gorset odchylił się a przekręcona Shaasti nieświadomie wysunęła się z niego, niemal całkowicie obnażając prawą pierś.

Rag całował namiętnie jej szyję, ale nie mógł oderwać oczu od jasnej elipsy na ciemnej skórze. Dziewczyna delikatnie wiła się pod jego ustami, wzdychając, a on jak zahipnotyzowany patrzył, jak drgająca, miękka poduszka pokrywa się gęsią skórką, a jasny róż aureoli ściąga, stawiając sutek na baczność. Chciał go dopaść od razu, ale wiedział, że Shaasti we wstydzie zakończy tę cudowną ekspozycję z chwilą zreflektowania się ze swojej przypadkowej nagości.

Jego dłoń puściła jej nadgarstki i powolutku przesunęła się po szyi samymi opuszkami palców, aby po chwili musnąć delikatną skórę jej dekoltu. Poczuła go bardziej, reagując niekontrolowanymi drganiami ciała. Palce sunęły bokiem jej ciała w dół, aż do gorsetu, dając jej wskazówkę, jak nisko został, po czym wróciły na górę i sennie zaczęły zataczać coraz większe półokręgi w głąb jej dekoltu. Gdy doszedł blisko brodawki, odbił w bok i zatoczył okrąg, obrysowując pierś. Jej lekko spierzchnięte wargi rozsunęły się, musiała zdawać sobie sprawę z sytuacji, ale nic nie powiedziała, jej ręce były tam, gdzie je zostawił.

Głaszcząc jej dekolt, lekko zanurzył palce w miękkim ciele i zaczął ciągnąć je w stronę szyi. Widział, jak lewy sutek zahacza o szczyt gorsetu, usta Shaasti otworzyły się szerzej i nagle zaczerpnęły haust powietrza, gdy wyskoczył na powierzchnię. Serce waliło mu jak diabli. Ostrożnie, by jej nie spłoszyć, położył rozczapierzone czubki palców na obrzeżach piersi i powoli zaczął zbierać je ku sobie. Jej ciało napięło się, unosząc bezwiednie do góry, aż palce osaczyły pomarszczony róż aureoli i zamknęły na twardym sutku, wtedy wyprężonym tułowiem szarpnęło, a z ust wydarł się cichy jęk.

Bał się, że z chwilą, gdy odsłoni jej oczy, cały czar pryśnie wraz z jej moralnym przebudzeniem. Ponownie zacisnął palce na jej nadgarstkach i spadł na odkryte podgardle, chciwie i pazernie całując je i kąsając. Jej dłonie szarpnęły, ale utrzymał je bez wysiłku i sunął w dół. Shaasti zaczęła raptownie dyszeć i wić się, świadoma kierunku jego pieszczot, przestraszona ale i niecierpliwa. Twarz Raga wsunęła się między jej piersi, poruszane szarpiącym tułowiem, poczuł ich zapach i miękkość, a pulsujące, rosnące prącie w jego spodniach, uwolniło w nim zwierzę. Jak w obłędzie zaczął je całować i lizać, kąsać miękkość ciała i ssać uciekające mu przed ustami sutki. Shaasti wyglądała, jakby doszła po raz pierwszy, nieobecna drżąc i dysząc.

Nagle zerwała się z jego kolan, podbiegła kilka kroków i opadła na dywan, ciężko dysząc. Rag podążył za nią na podłogę i zaczął iść na czworaka w jej kierunku. Gdy dotarł do jej jaśniejszych, pomarszczonych spodów stóp, zadarł spódnicę do góry, odsłaniając kształtny tyłek w białych, koronkowych majtkach.

– Jak śmiesz mi to robić przed ślubem – wybuchła z wyrzutem, ale on był zbyt podniecony, patrzył na jej zakryte jedynie koronką wargi, położył dłonie na biodrach i wcisnął w nie usta, czując ich miękkość.

To zatrzymało jej słowa, zastąpione wysokim jękiem. Była bezsilna przy takiej rozkoszy. Wśród silnego zapachu, zaczął pazernie lizać jej mięsiste wargi, erotycznie pętane białą koronką. Lizać wystające z niej skrawki ciała, by w końcu wsunąć palce i rozedrzeć ją na boki, wcisnąć język wgłąb. Shaasti odwróciła się i wymierzyła mu silne uderzenie otwartą dłonią w twarz. Pod wpływem emocji dopadł ją, przycisnął do ziemi, złapał za włosy. Gdy opamiętał się, ona płakała i uderzała go pięściami.

– Wynoś się stąd, albo o wszystkim powiem ojcu! Nie chcę cię widzieć! – ryknęła, wybiegając z pokoju.

Rag leżał półprzytomny na podłodze, próbował zabrać myśli i zrozumieć co się stało. Nie bardzo docierało do niego, co tak naprawdę zaszło. Wszystko zaczęło mu się mieszać, nie mógł zasnąć, gdy nagle usłyszał hałasy na zewnątrz. Wybiegł, by po krzykach ludzi poznać straszną prawdę – ktoś zabił kapłana, co więcej, jego kolegę Samira ponoć widziano odchodzącego z wioski.

Kolejny dzień minął mu w stanie kompletnego rozpadu i zagubienia. Próbował rozmawiać z dziewczyną, ale okazało się, że nie żartowała, była śmiertelnie poważna. Wiedział, że Shaasti nie da mu wiele czasu.

Siedział na zbiorniku pompy wodnej, na samym środku wioski. Nocne powietrze niosło zapach nadchodzącej zimy. Nagle nie było kompletnie niczego, co mogłoby go tu trzymać. Na horyzoncie majaczyły światła wieżowców miasta. To tam, według plotek kierował się Samir. Czy to on zabił kapłana? Wcześniej rozmawiał z ojcem. „Wyjedziesz, prawda synu?” – zapytał go. Dał mu adres swojego dawnego przyjaciela wraz z listem dla niego. Światła Tiangun kusiły go już wystarczająco długo. Tutaj w wiosce, miasto to znane było pod nieco inną nazwą. Pornopolis.

Scroll to Top