Droga do Pornopolis V

W poprzednim odcinku, po nagłej wyprowadzce od Ilony spowodowanej powrotem jej męża, Ragadaal zupełnym przypadkiem poznał Dominique i kierowany potrzebą pracy trafił do branży porno.

Rozdział piąty

Po dosyć stresującym wydarzeniu jakim był casting, Rag i Dominique wylądowali w jednej z wielu okolicznych knajpek. O tej porze dnia była pusta a wszędzie czuć było senną, niespieszną atmosferę.

– Można tu palić? – zapytała Raga, na co wzruszył ramionami, po czym głośniej powtórzyła pytanie w przestrzeń.
– Nie – odpowiedział głos z zaplecza.

– Kurwa. Przepraszam, że tak klnę, co nie przystoi damie – zaśmiała się cynicznie – ale czasami jak nie zapalę, to się denerwuję.
– Chcesz wyjść?

– Nie, nie. Luz, wytrzymam. Więc, jak ci się podobało bycie aktorem?
– A tobie aktorką?

– To nie mój pierwszy raz, byłam już kręcona. To co teraz robię, to próba przejścia na pro i zrobienia na tym kasy. Dla ciebie to był pierwszy raz.
– Pierwszy raz z kamerą, przy dziesięciu osobach z ekipy.

– Dzięki bogu, że tego nie spieprzyłeś, wiesz jak się zdenerwowałam jak Hrithik powiedział, że zastępujesz pro?
– Jak można spieprzyć pieprzenie?

– Uwierz mi, można. Słyszałam masę historii o wielkich facetach niemal płaczących z bezsilności, stojących nago na środku, z całą ekipą znudzoną czekaniem.
– Dobry miałem pomysł z barem wczoraj?
– Jesteś szczęściarzem, że załapałam to w ciągu sekundy po APH.
– Co to jest APH?
– Chyba nie myślałeś, że czegoś nie wezmę przed takim castingiem? Romero dał ci szansę, tak?
– Jedną. Wchodzisz w to?
– Jeśli jesteś przekonany, że to będzie hit, tak.
– Jadę na tym tak samo jak i ty.
– Wiem – zamyśliła się.

Rag uśmiechnął się.
– Nie przyjechałem tu, by zostać gwiazdą porno, wiesz? Ja po prostu muszę mieć czym zapłacić za mieszkanie i jedzenie tutaj. Szukam chłopaka w moim wieku. Ghadra, nazywa się Samir.

Dominique zwilżyła usta w zimnym piwie, by po chwili zamyślenia, jakby ocknąć się i odpowiedzieć.
– Powodzenia w takim razie. Rodzina?
– Nie, on…

Jego słowa przerwał hałas na zewnątrz, po czym obok szyby przebiegł pokrwawiony chłopak. Rag spojrzał wielkimi oczami na Dominique.
– Nie mów, kurwa…

Zerwał się na nogi i wystrzelił na zewnątrz, nie oglądając za siebie. Czerwone ślady na szybie prowadziły w kierunku zaułka. Ruszył pędem za znikającą postacią.

– Samir! – krzyknął. – To ja, Rag!

Po ciągnącym się w nieskończoność pościgu wąskimi uliczkami, nagle postać przed nim potknęła się i zwaliła na ziemię. Dogonił go i odwrócił na plecy.
– Samir!
– Rag… – wydyszał z trudem.
Miał na sobie ślady pobicia, trzymał się w okolicach brzucha.

– Co się stało?! Zrobiłeś to?
– Rag, ja…
– Kto cię goni, kto to zrobił?
– Będą tu lada chwila, uciekaj…
– Powiedz mi to, zabiłeś go? Zabiłeś kapłana?

Zrezygnowany pozwolił głowie opaść, uśmiechnął się, przybierając groteskowy wygląd pokiereszowanej twarzy w szatańskim uśmiechu.

– O tak, zrobiłem to z przyjemnością, ale Rag… nie będzie spokoju – złapał go słabą dłonią. – Oni nas zniszczą, będziemy prześladowani i zabijani, nic, co zrobiłem nie jest w stanie tego zatrzymać.

– O czym ty mówisz?

Posłyszeli uderzenia ciężkich butów o chodnik i spojrzeli na siebie.

– Spierdalasz, albo giniesz – syknął Samir.
Rag zamarł na pół sekundy, by z wielkim trudem wstać i rzucić się do panicznej ucieczki. Posłyszał za sobą krzyki i strzały. Biegł i biegł, aż wpadł na jedną z bardziej zatłoczonych uliczek, gdzie wtopił się w tłum.
Serce mu waliło, ręce drżały. Ręce we krwi. Krwi Samira.
– Samir… zabił, Samir nie żyje – szepnął, próbując jakby skatalogować abstrakcyjne wydarzenia.

Przypomniał sobie o Dominique i jedynym sensownym punktem w którym mogła na niego czekać, była kawiarnia w której siedzieli. Powoli postarał się odnaleźć to miejsce. Szyba już była wycierana przez jedną z pracownic, w środku jednak nikogo nie było. Posiedział chwilę, by zebrać myśli, po czym zdecydowanym krokiem udał się w kierunku dawnego mieszkania.

U Gustawa nikt nie otwierał, więc niechętnie poszedł do Ilony. Po chwili otworzyła mu zaskoczona.

– Myślałam, że już nie wrócisz – powiedziała ze swoimi smutnymi oczami, gdy nagle zauważyła jego dłonie. – O Boże, coś się stało?

– Mogę wejść, jesteś sama?
– Tak, jasne, proszę wejdź.

Rag umył dłonie i usiadł na kanapie. Dziewczyna została zastana w trakcie sprzątania. Miała rozczochrane włosy i luźne, szare dresy. Podłoga mieszkania była jeszcze mokra.

– Powiesz mi wreszcie, co się stało?
– Pamiętasz człowieka za którym tu przyjechałem?
– Ten Ghadra, tak?
– Znalazł się.
– I? Skąd krew?
– Prawdopodobnie już nie żyje, znalazłem go prawie konającego.
– Boże – Ilona usiadła z wrażenia. – Co się stało?
– Nie wiem. Powiedział, że zabił tamtego człowieka i że to nie wystarczy, że Ghadra będą prześladowani.
– Przykro mi, ale z jakiego powodu, o co chodzi?

Rag siedział tam i wiedział, że żadne „przykro mi” nie poprawi mu humoru. Siedział w tym po uszy, sam. Nie wiedział, czy ma zostać, czy wracać. Nie mógł wrócić, co ułatwiało sprawę. Zdenerwowany strącił poduszkę na podłogę i wstał. Ilona wstała razem z nim i zatrzymała go, przyciągając do siebie.

– Dlaczego on tu przyszedł? Dlaczego wszystko się wali?! – syknął, potrząsając za jej ramiona.
– Co mogę zrobić? Jest częścią mojego życia, nic ci do tego. Masz wystarczająco dużo atrakcji w swoim, nie analizuj innych.
– Co ja mogę zrobić? – zapadła przeciągająca się cisza.
– Możesz zostać. Nie wróci przez najbliższy miesiąc.

Spojrzał na nią, jakby to jakkolwiek miałoby coś zmienić.

– Jeśli jakoś mogę ci pomóc, zrobię to.

Wygląd znajomego mieszkania i jej zapach działały bardzo kojąco. Pomagały utrzymać w głowie naiwną mantrę „wszystko będzie dobrze”. Zetknęli się czołami i spojrzeli sobie w oczy.

– Pieprzyć to, przetrwamy – syknął.
– Przetrwamy. Nie odchodź już. Nigdy.

Wziął ją w ramiona i mocno przytulił do siebie, kołysząc miarowo.
– Tęskniłem.
– Ja też.
– Naprawdę?

Nieśmiało zbliżył usta do jej policzka, ale Ilona szybko i pewnie wpiła się w nie z całą zapalczywością. Jak oaza spokoju w chaosie, z tym, że to na zewnątrz tryby tajemniczej machiny wykonywały swój misterny plan, a on tonął w chaosie namiętności. Nawet w szaleństwie, w tym braku kontroli, potrafił odnaleźć bezpieczeństwo, ciepło na przekór lodowatemu światu na zewnątrz.

– Zatrzymaj to, jeśli nie chcesz.
– Chcę.

Oby tylko odciągnąć myśli. Jeśli osłabi uwagę, podążą w setki kierunków, a każdy przyniesie smutek i łzy.

– Nie chcę, by było jak wtedy, nie teraz.
– Nie będzie – uśmiechnęła się.

Kolejne pocałunki wylądowały na jej twarzy i szyi. Był delikatny, czuł, że zależy mu na niej bardziej, niż myślał.

– Tamtej nocy, po prostu…
– Wiem – uciszyła go namiętnym pocałunkiem, a on czuł jak powoli rozpuszcza się w jego ramionach.

Nie należeli do siebie, byli pielgrzymami w chaosie, którzy odnajdywali w sobie tę nutę spokoju, ciepła i dobra, by rozejść bez obietnic, czy zobowiązań.

Chwila bliskości pozwoliła feromonom zadziałać, poczuł jak jej język w jego ustach staje się niecierpliwy, namiętny, dziki. Czuł jak jej biodra zaczynają się poruszać, czuł jak krew gotuje się ponownie w jego żyłach. Jak kamyk spadający w dół, przyspieszający, zabierający ze sobą inne kamienie, tworząc lawinę, której nie da się zatrzymać.

Ku jego zaskoczeniu, Ilona przejęła inicjatywę. Kucnęła, zjeżdżając po zgrubieniu na jego spodniach, pospiesznie rozsunęła je i wydobyła jego rosnącego penisa, by lubieżnie zanurzyć w swoich spragnionych ustach. Nie był na to przygotowany. Cofając, zatrzymał się na oparciu kanapy i zaczął głęboko oddychać, patrząc jak dziewczyna połyka go miarowo, to znowu wyciąga, by zadrzeć i lizać po całej długości, pieścić delikatną dłonią jądra.

Patrzyła jak nadal rośnie, osiągając swoją imponującą pełnię. Jej źrenice powiększały się, a dłonie zaczynały drżeć. Miała skurcze na samą myśl o nim w swoim wnętrzu. Postawił ją na nogi, całując w usta. Jego dłonie zaczęły błądzić po szarym materiale, wydobywając z niego jej kształtny tyłek, gniotąc pośladki. Nie mógł się oprzeć, by nie cofnąć dłoni nieco do góry i nie wsunąć ich w spodnie. Ku swojemu zaskoczeniu nie miała na sobie majtek, przywitała go gładkimi półkolami nagich pośladków.

Ciągle całując, podążył palcami po zmysłowym łuku jej pleców, w górę, pod ubraniem. Oprócz spoconej skóry nie natrafił na nic w drodze do jej łopatek. Żadnej bielizny, żadnych przeszkód. Luźny dres skrywał jej kompletnie nagie ciało. Bez wahania skierował dłonie na obrzeża jej tułowia, by poczuć jak zbiera boki jej zimnych, wilgotnych piersi, kołyszących się pod luźną szarością. Wzdrygnęła się, choć jedynie przesunął dłonie, pozwalając im z powrotem rozsunąć się na swoje miejsce.

Chciwie zatrzymała jego rękę i docisnęła do ciała, unosząc prawą pierś, wtulając ją w jego otwartą dłoń. Mrucząc przy tym z wyraźnej przyjemności czerpanej z jego dotyku. W odpowiedzi znowu zjechał na pupę i zacisnął jednocześnie obie dłonie, aż jęknęła, wyginając się w jego ramionach.

Chciał je znowu zobaczyć. Zadarł bluzę do góry, patrząc, jak seksownie trzęsą się, by równie nagle zatrzymać na jej spoconym tułowiu. Złapała jego wzrok, pełen podniecenia i pożądania. Uwielbiała go, bycie atrakcyjną dla niego. Uwielbiała, gdy ją rozbierał i patrzył na nagie ciało. Lubiła pławić się w tej adoracji, wyjść z szarego cienia codzienności, dać odkryć swoje atuty, zapomnieć się.

Tak jak wcześniej sytuacja wymknęła się spod kontroli, tak teraz znała smak tej przyjemności, poprzednio złamana, teraz zginała się dobrowolnie. Jej usta opuściło ciche westchnięcie, gdy dłonie musnęły miękkie poduszki ciała, gdy podążyły za nimi jego usta. Uwielbiała, gdy sutki znikały jej z oczu, gdy nie wiedziała kiedy poczuje na nich jego język. Bycie zaskakiwaną działało na nią bardzo, fascynowało i przeszywało dreszczem niepewności. Było jak łaskotki, przyjemne, ale też nieznośne przez całkowity brak kontroli nad sytuacją.

Poczuła, jak nogi jej się uginają, a ciepło zalewa twarz. Zabrakło jej powietrza, a po zaczerpnięciu go wyrwał z niej cichy jęk. Ragadaal ssał uważnie, dłonią pieszcząc miękkie ciało, palcami drażniąc drugą, osamotnioną brodawkę, aż nie mógł już znieść odgłosów jej niekontrolowanego podniecenia, jej dłoni jeżdżącej po zadartym przyrodzeniu. Ciągle namiętnie ssąc, raptownie spuścił jej spodnie i zacisnął dłonie na pośladkach, gniotąc je, sięgając palcami wilgotnych zakamarków. Usta Ilony rozchyliły się w dziwnym grymasie odsłaniającym równy rząd białych zębów, jej oczy mówiły „zerżnij mnie”, wyraźnie artykułując każdą niewerbalną głoskę pożądania.

Z wyrachowaną rozkoszą, niby przypadkiem, jego dłoń zsunęła się po gładkim łuku brzucha, przez szorstkość krótko przystrzyżonego wzgórka, aż do jej pulchnego, już mokrego od cieknących soków sromu.
Jej biodra początkowo drgnęły, odruchowo odskakując, by świadomie powrócić, silnie napierając na jego dłoń.

– Odwróć się – nakazał.

Ilona zatrzymała biodra, przez chwilę mierząc go wzrokiem, oddychając głęboko. Powoli odwróciła się, opierając ręce na kanapie, wypinając krągły, nagi tyłek w jego stronę. Rozległ się trzask i jej jęk, pośladki i uda zafalowały, dłoń chwyciła za włosy, a ciężki od krwi, sztywny penis wniknął w jej pochwę, wszedł szybko, głęboko, tak jak chciała, aż jego biodra uderzyły w jej pośladki i pchnęły ciało do przodu. Zwieszone piersi, bezwładnie podążyły za nim, wpadając w luźną bluzę, trąc o nią jedynie szczytami sutków. Pchnięcie powtórzyło się, powoli zwiększając amplitudę, zyskując rytm. Ilona wybuchła nagłymi, głębokimi oddechami, próbującymi nadążyć za akcją, zaradzić deficytowi tlenu.

Jej spocone dłonie kurczowo trzymały oparcie kanapy, skupiały wzrok, ale i tak nie była w stanie myśleć. Fala za falą, rozkosz zabierała jej myśli na wzburzone morze, gdzie wśród piany musisz walczyć o każdy, najmniejszy nawet oddech. Do miejsca, gdzie chciała być, daleko od rzeczywistości.

Dominique patrzyła przez brudną szybę na krajobraz miasta rozpościerający się z jej małego, pustego jeszcze mieszkania na dwunastym piętrze kamienicy. Wszystko skąpane w zachodzącym słońcu nie wyglądało tak zimno i źle.

– Gdzie jesteś Rag? – szepnęła niemal bezgłośnie.

Para z jej ust pokryła jednak zimną szybę. Nadchodziła zima.

Scroll to Top