Dupcia Madzia – Gorące Życzenie

Czwartek, 6 grudnia 2007 roku. Godzina 7:38

Magda Wojnowska miała dobry humor.

Święta Bożego Narodzenia zawsze kojarzyły jej się z Mikołajem, śniegiem i zabawą. Idąc ulicami swojego miasteczka uwielbiała wpatrywać się w kolorowe wystawy sklepów, często zatrzymując się przy tym z niewiadomych powodów przed witrynami zapełnionymi przeróżnymi zabawkami. Fascynowało ją jakim to przedziwnym sposobem nawet najmniej ciekawe miejsca tego świata potrafią zmienić się w tętniące życiem i kolorem, ozdobione migającymi lampeczkami, zieloniutkimi choineczkami z plastiku czy też srebrno-złotymi foliowymi łańcuchami.

Ta zima nie przyniosła zbyt wiele śniegu, ale wynagradzała to mrozem, dokuczając dość cienko ubranej Magdzie. Święta to był dla Madzi czas wyjątkowy. Szczególnie dla niej.

Dziewczyna nie mogła oderwać zafascynowanego wzroku od przecudnych pluszowych zabawek oddzielonej od lekko zaparowaną szybą. Mimo tego, że pluszowy miś naprawdę wydawał jej się słodki, nie weszła do sklepu zapytać o cenę. Nawet gdyby był wyjątkowo tani, nie było by ją na niego stać z jednego prostego powodu – Magda nie dostawała żadnych pieniędzy. Podczas gdy jej koleżanki fundowały sobie nowe fryzury czy kiecki, a koledzy przechwalali się pomiędzy sobą osiągami swoich komputerów, Magda nie mogła sobie pozwolić nawet na głupi soczek w sklepiku szkolnym. Jednak nie odczuwała tego w jakiś szczególny sposób, nigdy nie była przyzwyczajona do posiadania własnych pieniędzy. Czasam, prawda, zdażyło jej się znaleźć coś w swojej kieszeni, zwykle jakąś pozostałość po zakupach jakie zlecił jej ojciec lub brat, ale taka sytuacja zdażała się nader rzadko. Pół roku temu odkładała nawet w sekrecie na sukienkę którą swego czasu była naprawdę zafascynowana, zdołała nawet zebrać sporą jak na jej wyobrażenie kwotę 17 złotych i 58 groszy, jednak pewnego dnia kiedy Madzia była w szkole jej mamusia zdecydowała się zrobić porządki w jej pokoju. O ile pani Wojnowska zawsze trzymała się z daleka od wszystkich miejsc należacych do brata Magdy to jej szafeczki były przez nią naprawdę regularnie sprzątane. W związku z czym, przemyślny schowek na skarb ukryty w pudełeczku po jogurcie zawiniętym w jeden z jej swetrów został dość szybko odkryty i ogołocony. Magda nie zorientowała się gdzie zniknęły jej fundusze, nie wiedząc nawet o rewizji jaką sprawiła jej mamusia. Za to przeszukała wszystkie miejsca gdzie – zdawało jej się – mógłaby je schować ona sama, po czym uznała ze smutkiem i irytacją że jej kryjówka (gdziekolwiek by nie była) jest tak udana, że ona sama nie może jej odnaleźć. Niedługo potem jak zwykle zapomniała o całej sprawie.

Z uśmiechem odwróciła się od rozświetlonej tysiącem kolorowych światełek witryny sklepowej i ruszyłą w dalszą drogę do swojego liceum. Dzisiejszy dzień był dla niej wyjątkowy także z innego powodu.

Madzia Wojnowska pełniła funkcję członka Samorządu Uczniowskiego klasy 2C już od kilku miesięcy, wybrana przez pokaźny odsetek uczniów biorących udział w głosowaniu. Nie mogła oczywiście wiedzieć, że większość klasy, jeśli nie jej całość, postanowiłą zabawić się jej kosztem i sfałszować te małe wybory, wynosząc Dupcię na pozycję niegroźną dla otoczenia ale też pozwalającą angażować się jej w przeróżne akcje związane z samorządem. Zrobili o oczywiście dla czystej zabawy i przyjemności oglądania Magdy toczącej nierówną walkę z licznymi powierzonymi jej zadaniami, które często wzostały wymyślane tylko po to, żeby dać Magdzie jakieś zajęcie i zapewnić sobie tym samym trochę rozrywki. Mimo wszystko Magda była z siebie dumna. Dziś także miała do wykonania specjalne zadanie. Wszakze dziś były klasowe Mikołajki!

#

Wchodząc do szatni Magda strzepnęła resztki śniegu pozostałe na podeszwach jej butów. Uśmiechnięta zeskoczyła lekko z kilku schodków prowadzących w dół i skinieniem główki witając się z naburmuszonym woźnym. Gdy tylko go minęła mężczyzna obowiązkowo spuścił wzrok na jej przyjemnie zaokrąglone pośladki, miękko ruszające się w szybki rytm stawianych przez Magdę kroków. Wydawało się, że lekko pokręcił głową.

Gdy dotarła do swojego rzędu szafek, Aneta – dziewczyna z jej klasy dzieląca szfkę z Magdą właśnie kończyła zmieniać obuwie na obowiązujące w szkole klapki. Koleżanka przywitała Madzię zmęczonym wzrokiem, wsuwając stopę w drugi klapek. Magda ściągnęła swój kolorowy plecaczek i rzuciła go na podłogę pod szafką.
– Zaczekasz na mnie Anetko? Za momencik się przebiorę, tylko…
– Oj wiesz… nie mogę – rzuciła Aneta równie znużonym głosem – Muszę jeszcze przepisać matmę więc lece… Na razie.
– Na razie – odpowiedziała Madzia już do pleców odchodzącej koleżanki.
Po chwili dziwnego wachania Magda zaczęła ściągać kurteczkę.

Wokół krzątało się coraz więcej osób. Dochodziła już godzina ósma, za kilka minut zaczynała siępierwsza lekcja, gdy do wciąż przebierającej się Magdy podszedł Marek. Marek Witanowski był przewodniczącym Samorządu jej klasy i dziewczyna zawsze podziwiała go za jego umiejętności organizacyjne. Tutaj trzeba było jej przyznać rację, chłopak zawsze znajdował dla niej coś do zrobienia, co sprawiało że naprawdę czuła się ważna i potrzebna.

– Słuchaj Magda… zaczał, krzyżując w charakterystyczny sposób ręce na piersi – Chodzi mi o dzisiejsze Mikołajki. Pamiętasz, że będziesz nam pomagać?
Magda uśmiechnęła się do przystojnego, ale niewysokiego bruneta.
– No pewnie! Ale ciągle nie powiedziałeś mi co będe miała robić.
Tym razem to przez poważną dotąd minę Marka przeleciał cień uśmiechu.
– Nic trudnego, ale wszystko ci wytłumaczę na zebraniu. Przypominam, że jest na długiej przerwie, przed wychowawczą. Tam gdzie zwykle, ok?
Uradowana kiwnęła głową, na co on również zareagował tym samym gestem. Chwilkę potem spojrzał na zegarek, odwrócił się i unosząc rękę odszedł. Mandi zamknęła żółtą szafkę na klucz i udała się tą samą drogą. Po drodze minęła jeszcze raz woźnego, tym razem przechodząc do lekkiego biegu aby zdążyć na lekcje. Gdy strażnik szkolnego porządku oderwał wreszcie natrętne spojrzenie od podskakującej pupy Madzi, odzianej w obcisłe jeansy pokręcił głową i mruknął do siebie.
– Ech, te dzisiejsze podlotki… – po czym dodał, wracając do obserwacji zupełnie już innej części szkolnego korytarza – Zupełnie jakby nie miała nic pod spodem…

#

Pierwszymi zajęciami był polski. Magda wpadła na salę zaledwie minutę po tym jak drzwi zamknęły się po ostatnim uczniu i zdyszana usiadła w przedostatniej ławce, dosiadając się do szczupłej blondynki w okularach o imieniu Kasia. Ta ostatnia nie zwróciła na nią większej uwagi.

Tymczasem Madzia już siedząc wzięła na kolana swój osławiony już w całej szkole plecaczek, którego nie powstydziłaby się żadna uczennica drugiej klasy. Niestety, co najwyżej gimnazjum. Błękitno-żółty, niewielki tornister który ledwo mieścił książki formatu A4 był tak ciasny, że Magda z trudem pakowała kilka zeszytów i może ze dwie książki na raz. Dodatkowo szelki które posiadał były o wiele za krótkie żeby mogła go swobodnie nosić, w rezultacie czego chodziłą wiecznie wyprężona, a cokolwiek by nie nosiła i tak ładnie opinało się jej na jej zgrabnym biuście. Dopełnieniem jednak tego lekko dziecinnego wizerunku był wybijający się napis „Pokemon” umieszczony na dolnej części tornistra Magdy, co bywało inspiracją dla przezywających ją często chłopaków. Najciekawsze w tym wszystkim było jednak to, że Magda zdawała się nie widzieć absolutnie niczego złego w noszeniu takiego a nie innego plecaka do szkoły. Zresztą, nigdy przecież nie miała innego.

– Madzia…! – odezwał się szept za plecami rozpakowywującej się dziewczyny – Chcesz gumę?
Mandi odwróciła głowę i spojrzała na chłopaka siedzącego za nią w ostatniej ławce. Trzymał w wyciągniętej ręce małą paczkę gum Orbit.
– Nie lubię miętowych – wypaliła i wróciła do grzebania w malutkim plecaczku.
Tymczasem chłopak z ostatniej ławki skrzywił się i uśmiechnął krzywo.

Mandi starała się skupić na lekcji. Mimowolnie jednak jej myśli odwróciły się zupełnie od tematu jakim było omawianie kolejnej lektury i odleciały wspominając zdarzenia z ostatnich dwóch dni. Najgorzej oczywiście było we wtorek wieczorem, kiedy to jej tata wrócił z późnego obiadu. Wydawało jej się, że już trochę ostygł ze złości jaką wywołała u niego informacja o kolejnym niepowodzeniu Magdy, jednak dalej czuła promieniującą od niego niechęć. Tego wieczoru dostała jeszcze zakaz odzywania się, ale na szczęście obowiązywał ją tylko do następnego ranka. Zresztą, wcale nie miałą ochoty na rozmowę i prawdę powiedziawszy nie bardzo miałaby nawet z kim porozmawiać – tego wieczora była sam na sam z ojcem który zamknął się w salonie oglądając telewizję. Brat Magdy wrócił późno, a z jego wyglądu i zachowania wywnioskowała że był na jakiejś porządnej imprezie.

Brat Madzi po powrocie nie omieszkał naturalnie zbesztać starszej siostry. Nie wiedzał też nic o jej szlabanie na odzywanie się, więc zdziwiony kontynuował swój obraźliwy monolog przez dobre pół godziny. Magda wolała nie ryzykować mówienia przy nim, nauczona że jej brat wiernie i szybko przekazywał wszelkie informacje o niej ojcu, a zapytany rano czy rozmawiała z nim na pewno przekazałby prawdziwą i niekorzystną dla niej wersję zdarzeń. Poza tym wiedziała, że Kara ciszy nie jest taka zła jak mogły by być pozostałe.

Blondynka zorientowała się, że mineło już dobre dwadzieścia minut odkąd zatopiła się w swoich wspomnieniach. Spojrzała na swoją koleżankę z ławki.
– Co robimy? – spytała półszeptem.
– A nic ciekawego. „Zbrodnia i Kara”, ciąg dalszy. Nie przejmuj się. – odpowiedziała, zapisując coś w zeszycie.
Mandi westchnęła cicho. Przypominała sobie co działo się następnego dnia, czyli wczoraj. Poranek, szkoła i powrót minęły jak zwykle, bez większych wydarzeń. Niezwykłym wydarzeniem było tylko to, że ktoś zadzwonił do Magdy. Nie do ojca, nie do brata czy o mamę ale właśnie do niej.

Poszukała go wzrokiem i znalazła, uśmiechając się. Marcin Witanowski siedział w prawym rzędzie koło ściany. To właśnie on – imponujący jej facet wykonał do niej wczoraj telefon, jak się okazało aby się upewnić, że Magda może mu dzisiaj pomóc w organizacji Mikołajek. Magda zgodziła się z chęcią, nie żałując nawet potem małego przesłuchania jake urządził jej ojciec w związku z tajemniczym telefonem. Całe szczęście, że obecna była tylko mama Magdy, która potem i tak poinformowała co jej mała Mandi robiła przez cały dzień.

Dziś zdawała się cała aż drżeć z podniecenia na samą myśl jaka to rola jej przypadnie. No i oczywiście jaki prezent dostanie podczas losowania klasowego. Te wszystkie myśli biegały po jej ślicznej główce, aż do momentu kiedy ostre polecenie nauczycielki wyrwało ją zupełnie ze świata domysłów i marzeń.
– Kontynuować będzie.. Wojnowska Magdalena – zapadł wyrok z ust wiekowej kobiety siedzącej za ciężkim burym biurkiem.
Madzia jęknęła cicho, ale posłusznie podniosła się z krzesełka do odpowiedzi. Miała dość poważne przypuszczenia na temat swojej przyszłej oceny, i wcale nie malowały się wesoło.

Kilka chwil później chłopak siedziący tuż za nią jakby od niechcenia spojrzał wprost na gorące krzesełko Madzi…

#

Magda stała oparta plecami o pomalowaną na zgniły żółty kolor ścianę. Była zupełnie obrażona i wnerwiona, co było po niej widać – jej słodką buzię wykrzywiał niepasujący do niej grymas dziecka które zostało niesprawiedliwie skrzywdzone przez rodziców. I prawdę powiedziawszy tak też się właśnie czuła.

Pierwszą rzeczą której nie mogła nikomu darować to to, że jej dzisiejszy dzień został zepsuty kolejną złą oceną. Magda od lat kolekcjonowała złe oceny, ale przyznać trzeba bylo, że w tym roku jej kolekcja wyglądała naprawdę imponująco. Lub porażająco, w zależności od punktu widzenia. Drugi rok liceum ogólnokształcącego przyniósł Madzi nie tylko całą masę złych ocen – na jej koncie figurowała także pokaźna liczba uwag wypisywanych przez różnych nauczycieli za – w najczęstszym przypadku – „naganne zachowanie” lub „niestosowny ubiór”. Oczywiście większość z tych negatywnych opinii wpisywana była bez większych konsultacji ze zdaniem Magdy i z jej punktem widzenia sprawy. Nauczyciele, w większośći przypadków przestali już dochodzić do przyczyn które sprawiały, że Magda zasługiwała na taki wpis i głusi na wszelkie tłumaczenia Magdy wstawiali uwagę – nawet dla świętego spokoju. W innym wypadku cała klasa solidarnie buntowałaby się z pretensjami czemu oni mogą dostać taką notatkę, a jedna głupia Magda jest nietykalna. Więc nie była.

Statystycznie Magda zajmowała jedno z najniższych miejsc w szkole o ile nie najniższe w ogóle. Ponadto była również jedną z najstarszych uczennic – podczas gdy inni ludzie z jej klasy mieli po siedemnaście lat ona w tym roku obchodziła swoje dziewiętnaste urodziny. Jednak mimo swojego wieku nie wyglądała wcale na starszą od reszty klasy – przeciwnie – zarówno styl jej ubierania się oraz zachowanie dawało wrażenie że ma się od czynienia z małolatą która nie dorosła jeszcze nawet do liceum. To również czyniło Madzię wyjątkową.

Teraz jednak Magda była wyjątkowo zła. Nie dość, że do jej obfitej kolekcji trafiła kolejna zła ocena, co na pewno jeszcze bardziej rozzłosci jej tatę – to dodatkowo musiała usiąść gdzieś w jakimś głupim miejscu, bo dosłownie przed chwilą zorientowała się, że do jej spodni przykleiła się obrzydliwa guma do żucia. Pomogły w tym wpradzie śmiechy osób które mijała na korytarzu i pokazywanie jej palcami. Teraz walczyła z nią w ukryciu, oparta o ścianę starając się zebrać ją palcami, które co rusz wycierała o pomalowany tynk. Szło jej nieźle i po chwili guma praktycznie zupełnie zeszła z jej tyłeczka. Napięcie jednak nie zeszło z niej zupełnie.

Obserwowała ludzi ze swojej klasy tłoczących się wokół drzwi prowadzących do sali 38, gdzie zaraz miała odbywać się lekcja fizyki. Każdy zajęty był swoją własną sprawą i prawdopodobnie niewielu zauważyło jej zażartą walkę z kawałkiem gumy do żucia.

Uwolniona od rezultatu przykrej niespodzianki Magda dostrzegła nareszcie tego kogo szukała wzrokiem – Marcin stał kilkanaście metrów dalej, jak zwykle otoczony wianuszkiem bliskich kolegów. Magda bardzo chciała dosłyszeć o czym rozmawiają, jednak panujący na szkolnym korytarzu hałas skutecznie jej to uniemożliwił. Zresztą i tak chwilę później świdrujący odgłos dzwonka zmusił wszystkich do przerwania zcegokolwiek by nie robili i wejścia tłumnie do klasy w której odbywały się zajęcia z fizyki.

#

Gdy nadeszła długa przerwa Madzia drżała z podniecenia. Kiepski humor zginął gdzieś po drodze, Magda nawet nie pamiętała że wogóle była zła na cokolwiek tego dnia. Liczyło się tylko tu i teraz – a tu i teraz miało być specjalne!

Magda została wybrana na członka, a właściwie członkini samorządu uczniowskiego zaraz na początku drugiego roku liceum. Wszyscy w klasie zdążyli już ją poznać i dobrze wiedzieli… że Mandi absolutnie nie nadaje się na żadne odpowiedzialen stanowisko! Oczywiście zamiast powiedzieć jej to wprost – głosowali, ale w taki sposób aby nieświadoma dziweczyna wylądowała na ostatnim miejscu hirerarchii – tam, gdzie nie będzie mogłą nikomu zaszkodzić. Sama zainteresowana była oczywiście zachwycona tym faktem, ale jak się szybko okazało – powierzane jej zadania były conajmniej nietypowe i niezbyt produktywne. Ale były zabawne, o co chodziło jej „wyborcom”.

Wczorajszy telefon podbudował jednak w niej wielkie nadzieje – dziś, w klasowe Mikołajki Magda miała odgrywać”bardzo ważną rolę” – jak to powiedział Marcin. Podekscytowanej dziweczynie cały ranek przechodziły przez główkę najróżniejsze kombinacje co takiego miała by robić. Nie zatrzymała się jednak w końcu na żadnej konkretnej myśli, więc teraz niespodzianka jeszcze przybrała na tajemniczności.

Po ostatniej lekcji którą była biologia klasa Magdy rozeszła się po liceum – jedni w stronę szkolnego sklepiku, inni do toalety, a jeszcze innych na mróz wygnał głód nikotynowy. Madzia zmierzała w kierunku pomieszczenia gdzie znajdował się radiowęzeł, spełniającego też rolę głownej kwatery samorządu. Tłoczyła się własnie w ciasnym przejściu pomiędzy dwoma budynkami liceum gdy obok niej wyłonił się Artur – skarbnik jej klasy, któr także podążał w tą samą stronę co ona.
– Hej, hej Arti! – zdołała przebić swój głosik nad tłumem, machając przy tym ręką.
Chłopak dostrzegł ją i poprawiając okulary podniósł dłoń w powitalnym geście. Po chwili zdołali przedostać się blisko siebie i Madzia zauważyła, że oprócz swojego zwykłego plecaka Artur w rękach niesie zawiniętą reklamówkę.
– No co cie nie było na lekcjach? – zagadała, jak tylko zbliżyli się na odległość pozwalającą prowadzić normalną rozmowę.
Artur odchrząknął i poprawił reklamówkę w rękach, sprawdzając przy tym czy jest szczelnie zawinięta.
– Musialem załatwić pare rzeczy w związku z dzisiaj, no wiesz… Te Mikołajki. – odpowiedział.

„Ach tak!” – Magdzie aż zaświeciły się oczy. Jeszcze raz rzuciła okiem na trzymaną kurczowo przez swojego kolegę torbę i uśmiechnęła się szeroko. W tej chwili była po prostu przekonana, że pakunek który niesie Artur ma duży związek z jej dzisiejszymi obowiazkami.
Postanowiła nie dopytywać się już więcej, napawając się satysfakcją czerpaną ze swojej znaczącej pozycji. Nie poczuła z tego powodu nawet dotyku na swoim udzie, na który w tłumie pozwolił sobie jeden z uczniów innej klasy, również stłoczony w ścisku.

Kilka minut potem Madzia i Artur byli już pod drzwiami sąsiadującymi z pokojem woźnego, w którym znajdował się cały osprzęt radiowęzła. Magda nacisnęła klamkę – było otwarte. Niewiele myśląc radośnie wszła do przodu, a tuż za nią Artur który zamknął za sobą drzwi i pzrekręcił mały kluczyk tkwiący w ich zamku.

W małym pomieszczeniu radiowęzła znajdowało się w sumie sześć osób. Oprócz przewodniczącego – Marcina, Madzi i Artura znajdowała się tam jeszcze trzy osoby. Ciemnowłosa Anka pełniąca rolę zastępcy przewodniczącego patrzyła na nią chłodnym wzrokiem. Stojący obok sekretarz klasowy – Damian rozmawiał z kimś przez komórkę, natomiast szczupły Rafał który grzebał przy dużym worku z materiału oprócz odbywania służby harcerskiej znajdował też czas na pełnienie roli kolejnego członka samorządu.

– Jesteśmy w pełnym składzie? – zapytał Marcin.
Nie czekając na odpowiedź skinął głową i swoim zwyczajem skrzyżował ręce na piersi. Tymczasem telefoniczna rozmowa Damiana dobiegła końca, schował komórkę do kieszeni i przeciskając się w wąskim pomieszczeniu między pozostałymi kolegami przedostał się za plecy Magdy i oparł wygodnie o drzwi. Magda stała w dalszym ciągu uśmiechnięta, Marcin zerknął na zegarek.

– Dobra, drużyna. Zostało nam mało czasu, przerwa zaraz się kończy. – zaczął wyjasniać – Przejdziemy od razu do rzeczy.
Przesunał się trochę w stronę Artura i wziął od niego kurczowo trzymaną reklamówkę. Sympatyczny okularnik zdawał się wyraźnie zrelaksować w tym momencie, jakby zostało z niego zdjęte wielkie brzemie. Tymczasem przewodniczacy kontynuował, a Magda słuchała z zapartym tchem.

– Plan jest taki: na początku krótki wstęp, ogólne życzenia od samorządu i inne takie duperelki. Potem Rafał z Damianem wnoszą ten worek – tu wykonał ruch dłonią w kierunku plecionego, pękatego worka przy okazji szeleszcząć trzymaną w ręku foliową torebką – i zaczynamy rozdawać prezenty. Troche nam zejdzie, bo w tym roku mamy nowy pomysł.
Ciemnowłosa Anka podniosła się z parapetu i widząc przyzwolenie Marcina kontynuowała.
– Każdy dostanie swój prezent indywidualnie, będą podchodzić do nas pojedyńczo a my będziemy im je rozdawać. Damian, ty będziesz trzymał worek żeby się wszystko nie wysypało w cholerę, a Rafał będzie podawał prezenty. Ja zajmę się robieniem fotek, pewnie przydadzą się do szkolnej gazetki lub coś w tym stylu.
– Lub coś w tym stylu, no tak – podjął Marcin, widząc że jego koleżanka skończyła omawiać swoją część. – Wszystko może trwać nawet całą lekcję, więc przygotujcie się, dobra?
Małe pomieszczenie przeszedł szmer zgody. Jedna tylko Magda patrzyła tylko ze światełkiem w oczach na swojego idola w oczekiwaniu na przydzielone zadanie.
– A co ja będę robić? – zapytała w końcu, gdy w radiowęźle zapadła cisza.
Damian parsknął cicho, tłumiąc śmiech, Marcin na chwilę wbił wzrok w sufit, natomiast skryty za plecami Magdy Artur wyraźnie się zaczerwienił.

Szeroki uśmiech, dotąd goszący na buzi Magdy powoli zniknął i zastapiło go zdezorientowanie. Marcin szybko jednak odzyskał fason i z przekonaniem otworzył reklamówkę trzymaną w rękach.
– Ty, Magda, będziesz dzisiaj najwazniejszą osobą – zaczął, przerzucając przez chwilę zawartość torby.
Serce dziewczyny zabiło mocniej – jej marzenia nareszcie przybierały formę. Podeszła krok bliżej do przewodniczącego, nie mogąc opanować emocji. Gdy tylko Marcin wyciągnał z reklamówki kawałek różowego, półprzezroczystego materiału, Magda tylko przez moment zastanawiała się co to takiego. Sekundę później chłopak złapał za koniuszki tkaniny i rozpostarł ją w powietrzu.
– Będziesz naszą Śnieżynką – oznajmił, prezentując Wojnowskiej naprawdę malutką, prześwitującą spódniczkę.

#

Usta Madzi otworzyły się samoczynniew miarę jak obserwowała kostium zaprezentowany jej przez samorząd. Jakoś nie mogła – lub nie chciała przyjąć do wiadomości w co przyjdzie jej się przebrać.

Przed sobą, ładnie rozłożone na stoliku różowe, lekko prześwitujące wdzianko składające się z ekstremalnie krótkiej spódniczki, małego topu z śmiesznymi, bufoniastymi rękawakami oraz pary wąskich baletek.
Madzia nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Patrzyła tylko wystraszonym i zdezorientowanym wzrokiem na ubranko prawie dziecięcego rozmiaru, nie wiedząc co właściwie ma to oznaczać. W każdym razie, ten dzień rzeczywiście zapowiadał się specjalnie.

Marcin spojrzał jeszcze raz na zegarek i odchrząknął.
– Dobra Magda, wyjdziemy na chwilę i damy ci się przebrać. Streszczaj się tylko, bo musimy już lecieć do klasy.
– Czy naprawdę muszę…?
– Wszyscy na ciebie liczą. Cieszę się, że chcesz nam pomóc. – przerwał jej Rafał, jakby nie słysząc nieśmiało zdawanego przez nią pytania.
Odwróciła się chcąc jakoś zaprotestować, ale nie zdołała wydusić z bezsilnie uchylonych ust już nic więcej. Patrzyłą tylko jak zamykając za sobą drzwi radiowęzła Marcin unosi jeszcze plaec w górę.
– Masz minutkę.
Po chwili była już zupełnie sama w wąskim pomieszczeniu, sam na sam z przerażającym ją kostiumem Śnieżynki.

Madzia walczyła sama ze sobą. Ubranie się w COŚ TAKIEGO przerażało ją głównie z tego powodu, że nie miała absolutnie nic pod spodem i z tego też powodu nie planowała nosić niczego oprócz spodni. Tu jednak miałą do czynienia z wyjątkowo odsłaniającą spódniczką, śmiesznie małego wręcz rozmiaru. Potrafiła już przeboleć dziwaczną koszulkę z błazeńskimi wykończeniami krótkich rekawów czy też połyskujące białe buciki, jednak na myśl o zmianie jej spodni na miniówkę tego typu nie potrafiła do niej dotrzeć.

Stała tak, gapiąc się ciągle niezdecydowanie gdy ktoś energicznie zapukał do drzwi.
– Skończyłaś już? – odezwał się głos zza zamkniętych drzwi, ewidentnie należący do Marcina.
– Chwila! – odezwała się Madzia i w akcie desperacji zaczęła zdejmować z siebie ubranie.
Nie chciała zawieźć swojej całej klasy, kiedy wreszcie miała szansę się wykazać. Tym bardziej nie chciała sprawić zawodu Marcina. W momencie gdy rozpięła pierwszy guzik swoich jeansów korytarze szkoły przebiegł wibrujący dźwięk dzwonka kończącego przerwę.

#

Każdy z jej kolegów starał się ukryć uśmiech oraz starać sięnie gapić zbyt nachalnie na biedną Magdę. Szli teraz w kierunku sali – Damian taszczący worek szedł z tyłu grupy, tak samo jak Magda, nieśmiało szurająca baletniczkami, które i tak okazały się być kilka rozmiarów za małe. Reszta szła przodem, czasami oglądając się na przebraną dziewczynę.

Sama Madzia wygladała prześmiesznie. Była dosłownie wciśnięta w różowy kostiumik przypominający baletnicę. Prześwitujący kawałek szmatki owinięty poniżej jej pasa nie powiniem wogóle być nazwany spódniczką – mimo, że Magdula starała się jak mogła nasunąć ją możliwie jak najniżej, to i tak zakrywała zaledwie lekko ponad dwie trzecie jej krągłych pośladków. Pozbawiona jakichkolwiek majteczek dziewczyna starała się iść możliwie jak najkrótszymi krokami, stawiając nogi bardzo wąsko, ciągle zasłaniając swoje półodkryte krocze splecionymi dłońmi.

Wprawdzie w liceum do którego chodziła Magda nie było oficjalnego zakazu noszenia bluzek odkrywających pępek, jednak gdyby którykolwiek z pedagogów w tym właśnie momencie zobaczył Magdę to na pewno by się to zmieniło. Bluzeczka jaką nosiła kończyła się tuż za splotem słonecznym a w dodatku była mocno wydekoltowana. Kolorem pasowała do miniówki, a dopełnieniem słodkiego obrazu były śliczne rękawki tego mini-topu, kończące się zaraz za ramionami Magdy, zakończone wielkimi bufami. Krój bluzeczki wykluczał noszenie normalnego biustonosza, tak więc i jego musiała się pozbyć. Zarówno jego brak, jak i rozmiar oraz materiał topu sprawiały że piersi Magdy ładnie kreśliły się pod nią, znacząc położenie sutków dwoma mało dyskretnymi punkcikami.

W tym całym kostiumie nawet buty okazały się źle spasowane – Magda uważała, że mogły by być conajmniej o trzy do czterech rozmiarów większe. Mimo wszystko jakoś udawało się jej w tym poruszać.

Cała sytuacja wydawała jej się dziwnie znajoma. Nieodparte wrażanie, że historia powatarza się nie dawało się przegonić. Jednak Magda wolała skoncentrować się na obecnej sytuacji i unikaniu chciwych spojrzeń przypadkowych osób.

Cale szczęście korytarze były zupełnie wyludnione. W całej szkole trwała własnie szósta z koleii lekcja, w planie klasy drugiej „c” odbywały się teraz zajęcia wychowawcze. Madzia dzielnie pokonała schody prowadzące na piętro, stawiając niepewny krok na każdym pojedyńczym stopniu. Przy tym nie zauważyła nawet, że niosący prezenty Damian dał się jej wyprzedzić o kilka kroków i obserwował wysiłki dziewczyny z bardzo satysfakcjonującej perspektywy.

Nareszcie stanęli przed drzwiami oznaczonymi numerkiem szesnastym. Marcin wyłamał palce i odezwał się.
– Dobra. Wszyscy wiedzą co mają robić? Umówiłem się z Grędrzejową, że zostawi nam salę na tą godzinę, więc powinniśmy mieć spokój.
Magda w duchu odetchnęła lekko. Pani Grędrzej była bardzo wymagajacą wychowawczynią a dodatkowo ucząc ich matematyki była jednym z jej licznych koszmarów. Ucieszyła się, że chociaż jej nie będzie.
– Co tam, Magda? Stres? – zagadał Rafał do półnagiej blondyneczki.
– Nie no.. tylko nie wiem co mam robić tak wogóle… – odpowiedziała z wątłym uśmiechem, nie dostrzegając że chłopak najwyraźniej pomylił się i zamiast w jej oczy wpatrywał się w dwa punkciki wybijające się na różowym materiale.
– Nie przejmuj się, nic trudnego. Musisz tylko… – tutaj spojrzał się na kolegów, po czym skończył – usiąść każdemu na kolanie, wysłuchać jego życzeń i dać mu całusa w policzek. Łatwe, no nie?
Marcin westchnał cicho i nacisnął na klamkę drzwi.
– Dobra, wbijamy się. – zakomendował.

W klasie panował ogólny chaos. Każdy siedział gdzie popadnie i gadał w najlepsze. Na widok wchodzacych członków samorządu ucichli trochę, ale ta poznorna cisza zakończyła się pogwizdywaniem gdy tylko Madzia przekroczyła próg pomieszczenia. Kilka osób biło brawo, ktoś wyciągnął komórkę i zaczął kręcić filmik, komentując go przy tym na głos.
Magda weszła, drobiąc zgrabnymi nóżkami i dołączyła do stojących na podeście grupy kolegów z samorządu. Podczas gdy Marcin wraz z Anką składali życzenia całej klasie, co trwało kilka minut, Mandi zauważyła coraz większą liczbę telefonów komorkowych, wycelowanych w nią obiektywami.
„Fajnie, że nagrywają sobie życzenia” – pomyślała. „Też chciałabym mieć komórkę…” Nie zdążyła jednak nawet się rozmarzyć, gdy przyszła kolej na następny punkt programu.

Rafał z Damianem wtaszczyli worek przez drzwi i to na nim koncentrowałą się przez chwilę uwaga wszystkich uczniów. Artur ustawil krzesełko pośrodku podestu i odsunął się na bok, robiąc miejsce na torbę z prezentami, którą podtrzymywał Damian. Drugi z członków samorządu stanał obok, czekając na pierwszego szczęśliwca do obdarowania.

Ciemnowłosa Anka przesunęła się tymczasem w głąb sali, wyjmując ze swojego plecaka kamerę cyfrową. Poświęciła chwilę na uruchamianiu sprzętu i odpowiadaniu na pytania podekscytowanych kolegów, po czym machnęła ręką do Marcina na znak, że wszystko jest gotowe.

Przewodniczący klasy uniósł mały, przezroczysty pojemniczek i grzebiąc w nim ręką wylosował mała karteczkę z nazwiskiem.
– Paweł Maliński, zapraszamy!
Wyczytany energicznie poderwał się z miejsca i szeroko uśmiechnięty wyszedł na przód sali. Szybko usadowił się na miejscu wskazanym przez Rafała i jego wzrok spoczął na stojącej obok zestresowanej Madzi. Ta nie wiedząc co ma zrobić w tej sytuacji usłyszała szept Damiana trzymajacego worek z prezentami.
– Siadaj! Siadaj mu na kolana!
Nie chcąc zepsuć swojej „roli” skąpo ubrana dziewczyna wykonała obrót i szybko klapnęła gołymi pośladkami na kolana uradowanego Pawła.
-O, taak… – zamruczał. – Jesteś zajebistą Śnieżynką, Mandi. Robota w sam raz dla ciebie!

Madzia przygryzła dolną wargę, czując ciepło bijące od chłopaka. Nie była pewna, czy jej ojciec pochwalałby takie zachowanie. Chłopak pociągnął ją za biodra i wsunał bliżej swojego ciała, w taki sposób, że jej odsłonięta pupa dotykała już jego brzucha.
– Tak więc, czego życzyłbyś sobie w Mikołajki? – zapytał Rafał siedzącego Pawła.
Anka trzymająca kamerę zbliżyła się trochę, stała teraz odrobinkę z boku i kręciła cała akcję.

– Noo… jest tego całkiem sporo. Hehe. – zaśmiał się Paweł, ani myśląc szybko opuszczać miejsca. Zaczał wymieniać swoje potencjalne prezenty i zachcianki.
Równocześnie Magda poczuła jak jego ręka przylega do jej pleców, tuż za linią kończącego się materiału koszulki. Powoli osunęła się w dół i zatrzymałą dopiero w miejscu w którym różowa gumeczka jej miniówki przechodziła w prześwitujące falbanki. Madzia czuła się dziwnie, od pewnego czasu przechodziły ją ciarki, a przed sekundą dopiero poczuła jak bardzo wilgotna jest w swoim Niegrzecznym Miejscu.

Paweł kontynuował wylicznie, wcale nie zamierzając przestać. Specjalnie przeciągał zdania, ale nikt nie pospieszał go ani trochę. W międzyczasie chłopak przesunął Madzię odrobinkę na bok, tak, że jego noga znajdowała się pomiędzy gładziutkimi nóżkami Śnieżynki. Obydwie ręce Magdy oparły się teraz o jego kolano aby pomóc utrzymać jej równowagę w tej pozycji.

Nie przerywając wypowiadania coraz to mniej składnych zdań na temat swoich wymarzonych prezentów zaczął poruszać naprzemiennie w tył i w przód nogą na której przysiadła Magdula. Z początku bardzo powolny ruch stopniowo przybierał na sile, tak samo jak coraz głębszy oddech Pawła.

Po chwili dupcia Madzi już dosłownie jeździła po jego nodze, z każdym razem powodując ciche jęknięcie dziewczyny. Zaczynała czuć drażniące, palące ciepło pomiędzy nóżkami a dodaktowo od nadmiaru wrażeń zaczynało kręcić jej się w głowie. Zupełnie nie zwróciła uwagi na to, że dziecięcego rozmiaru spódniczka którą nosiła podjechała w trakcie składania życzeń o kilka centymetrów w górę przez co jeszcze bardziej widać było wszystko to, co nieumiejętnie do tej pory skrywała. O ile szparka Madzi ciągle pozostawała zasłonięta dzięki temu, że dziewczyna musiala lekko się pochylać, to jej krągły tyłeczek wystawał sporo do tyłu, dając mnóstwo radości Pawłowi.

Magda dyszała, nie potrafiąc znieść coraz to intensywniejszych ruchów. Jej naga szparka paliła niewidocznym ogniem, ciągle pocierana o jasne jeansy chłopaka, a jej nózki zaczynały od czasu do czasu spazmatycznie zaciskać się na jego. Dodatkowo gdy była zmuszona się cofąć na swoim prawym pośladku czuła przez spodnie Pawła twardniejącego pod nimi kutasa. Cały świat wirował, przymknęła oczy. Zapomniała o klasie, patrzącej na nią wścibskimi oczami czy o Ance trzymającej w ręce kamerę wycelowaną prosto na nią. Dziwnym trafem wciąż myślała o stojącym kilka kroków od niej Marcinie. Otworzyła oczy i spojrzała na niego. Patrzył na nią prawie obojętnym wzrokiem. Madzia uśmiechnełą się przymykając oczy, czując, że nadchodzi dla niej bardzo wyjkątkowy moment… Nagle przewodniczący machnał ręką.
– Dziękujemy Paweł. Mamy nadzieję, że twoje życzenia się spełnią.

Chłopak zaśmiał się cicho i w miejscu zatrzymał rozbujaną Madzię. Ta, nagle wytrącona z ruchu musiaął złapać się jego drugiej nogi aby nie spaść na podłogę.
Stojący obok Rafał wyciągnał z wielkiej torby średniej wielkości paczuszkę opatrzoną odpowiednim imieniem i nazwiskiem i wręczył ją Pawłowi. Ten klepnał wolną ręką Magę w udo po czym wstając zdjął ją z kolan. Odchodząc w głąb sali zatrzymałsię jeszcze i pokazał stojącym wokół uczniom podłużną mokrą plamę na swojej lewej nogawce, na co odpowiedział mu ogólny śmiech znajomych.

Magda Wojnowska siedziała tymczasem na rozgrzanym krzesełku, kurczowo zaciskając nóżki i wiciąż dysząc z podniecenia. Kolejny raz podniosła swój zmęczony nieco wzrok na przewodniczącego. Ten krótko odwzajemnił spojrzenie, po czym ponownie zanurzył dłoń w pojemniczku z nazwiskami. Do klasy 2”c” zapisanych było szesnastu chłpaków. Odliczając samorząd, dwunastu w kolejce.

#

– Dzielnie się trzyma, co? – Rafał ukradkiem odezwał się do Marcina po tym, jak kolejny obdarowany opuscił stanowisko.
Przewodniczący szybko ocenil sytuację, spoglądając na siedzącą na skraju krzesełka Magdę. Dyszała już mocno, starając się usilnie wcisnąć obydwie ręce pomiędzy kurczowo zaciśnięte kolana. Dwa stwardniałe suteczki przebijały się mocno przez cieniutki materiał bluzeczki.

Na liście pozostały jeszcze dwa nazwiska, a lekcja dobiegałą końca. Marcin westchnął.
– Kończymy zabawę.
Kolejną wylosowaną osobą okazał się być Adrian, ten sam którego Magda miałą pecha spotkać dwa dni temu podczas oczekiawnia na dodatkową lekcję matematyki.

Gdy tylko jego nazwisko zostało wyczytane przez Marcina, Śnieżynka jęknęła cicho, przeczuwając najgorsze. Ze strachu przed spotkaniem poprawiła jeszcze raz skromną miniówkę i przełknęła ślinę. Była w stanie zrobić bardzo dużo dla Marcina, ale akurat w tym przypadku nie zapomniała co zrobił jej rudawy kolega.

Adrian podszedł pewnym krokiem, usmiechając się od ucha do ucha. Gdy tylko Magda opadła mu na kolana oblizał się i zarechotał.
– No cudnie, Dupcia. Podoba ci się bycie taką dziwko-śnieżynką? – powiedział, kładąc dłoń na jej kolanie.
Magda, naburmuszona parsknęła cicho.
– Nie jestem dziwką. – wypaliła, obracając do niego głowę.
Zaśmial się znowu. Podnosząc kolana zdołał posadzić ją głębiej i bardziej na środku. Szeptali teraz do siebie – on trzymając ją na kolanach, ona wygięta w tył aby móc mu się odgryzać po cichu. Nie chciała żeby Marcin widział u niej jakikolwiek sprzeciw w wykonywaniu powierzonej jej roli.

– O, przepraszam Pannę Madzię… – wyszeptał szyderczo, kładąc dłoń wprost na jej pośladku. – Czy może powienienem powiedzieć Pannę Dupcię?
Poczuła jego palce naciskające na jej rozgrzane ciało, podwinął jej spódniczkę z tyłu, dotykając jej pupy. Magda starała się uwolnić z tej pozycji, ale drugą ręką złapał ją za kolano.
– A może masz ochotę na mały show, co? – wyszeptał jej do ucha.
W tym momencie Adrian powiększył odrobinkę rozkrok w jakim siedział. Równocześnie przytrzymywał obiema rękoma kolana Magdy w ten sposób, że wraz z jego nogami ruszały się nóżki Madzi.
– Co ty wyprawiasz…? – zdołała rzucić przez ramię, gdy odległość pomiędzy jej nogami ponownie się powiększyła.

Magda zaczęła panikować. Wraz z rozsuwaniem się jej nóg, skrawek miniówki zakrywającej jej rozpaloną szparkę unosił się lekko do góry. Nie zamierzała jednak sie tak łatwo poddać. Naprężyła mięśnie i spróbowała ściągnąć ich nogi spowrotem do środka. O dziwo, dało to nawet dokładnie taki efekt, ale zdołała zbliżyć je do siebie tylko na kilka centymetrów zanim Adrian zorientował się co się dzieje i sam nie zatrzymał „buntu” Śniezynki.
– Aż tak chcesz walczyć, Panno Dupciu? – zapytał z nieukrywanym jadem. – Proszę, może mnie pokonasz…
Nie spodziewała się takiej siły, która nagle zadziałała na jej nogi, rozchylając je niemalże dwukrotnie bardziej niż do tej pory. Rąbek spódniczki zatrzymał się dosłownie na granicy ukazania całej klasie jej sekretu.

Nie poddała się, owijając stopy wokół jego łydek. Zaparła się, zaciskając zęby.
– No proszę – rudzielec zachihitoał – To się nazywa siła.
Magda wyglądała jakby ćwiczyła na siłowni na jakiejś bardzo dziwnej, ludzkiej maszynie. Wkładając w to wielki wysiłek utrzymywała swoje i Adriana nogi w mniej więcej równej odległości.
– O, tak. Naprawdę świetna zabawa, co? – zagadał Adrian. – Pobawmy się jeszcze trochę!

Tym razem nie miała najmniejszych szans. Nogi chłopaka odsunęły się od siebie błyskawicznie a wraz z nimi rozjechały się nóżki Madziuchny, zupełnie eksponując nagą cipkę. Cała klasa zawyła śmiechem. Magda czuła nieopisane upokorzenie, nawet pomijajac taki publiczny pokaz – bardziej z powodu przegrania pojedynku z Adrianem.
Tymczasem chłopak robił z nią już co chciał. Zaczął naprzemian rozszerzać ich nogi i zamykać, co naprawdę sprawiało wrażenie jakby Madzia trenowała obdarzonej własną wolą, sadystycznej maszynie. Trwało to kilka minut, a na sam koniec Adrian puscił jej kolana i pozwolił jej osunąć się na podłogę.
Magda się podniosła, poprawiając spódniczkę która wywróciłą się na drugą stronę podczas zjazdu z jego kolan. Cała klasa tonęła w śmiechu.
– Dwa – zero dla mnie, Dupciu. – Adrian puścił oczko do czerwieniącej się Magdy.

#

Magę zaskoczył odgłos dzwonka kończącego lekcję wychowawczą. Wszyscy rzucili się aby zebrać swoje rzeczy i potokiem ludzi wytłoczyli się na korytarz. Marcin podszedł do wyczerpanej dziewczyny.
– Świetnie się dzisiaj spisałaś, Magda. Naprawdę wielkie dzięki. – powiedział do niej z uśmiechem.

Wszystkie złe emocje nagle ją opuściły. Nie wiedziała dokładnie czemu, ale upokorzenie związane z kolejną przegraną z Adrianem uciekły gdzieś daleko, poza horyzont. Marcin swoim zwyczajem spojrzał na zegarek.
– No, lepiej zmykaj się przebrać, kochanie. – powiedział, wskazując na drzwi.

Magdzie zaparło dech w piersiach. Kręciło jej się w główce i sama nie wiedziała czy to rozpalane w niej przez ostatnie czterdzieści minut podniecenie czy słowa wypowiadane przez przewodniczącego.

Jako że nie wiedział co odpowiedzieć, wypadła uradowana na korytarz. Szła sprężystym krokiem, szeroko uśmiechnięta. Pełna dumy nie zwracała uwagi, że niegrzczna spódniczka znowu wycięła jej numer, podjeżdżając kilka centymetrów wyżej niż powinna była być, a każdy kogo mijała obracał głowę, aby przyjżeć się tej ponętnej istotce chwilę dłużej.

#

Damian schował pusty worek do plecaka.
Wstał i otrzepał ręce.
– No, na dziś skończone. – westchnął, podchodząc do Marcina. – To co, całkiem nieźle się udało, co?
Marcin skończył pisać smsa i schował komórkę do kieszeni.
– Całkiem. – przyznał – Musimy jeszcze tylko skonfiskować od wszystkich materiał z dzisiaj. Wiecie: zdjęcia, filmy… Prawie każdy coś kręcił, a nie chcemy żeby coś się przedostało do netu.
– Zawsze o wszystkim pomyślisz, co nie? – przekornie spytała Anka, wkładając kamerę do czarnego futerału.
– Skąd właściwie wykombinowałeś ten idiotyczny strój? – zwróciła się do patrzącego przez okno Artura.
Ten uśmiechnął się bardzo nieprzyjemnie i pstryknął palcami.
– Moja siorka ma w podstawówce zajęcia z czegoś w stylu baletu, nie obrazi się chyba że nasza Dupcia pożyczyła sobie jej strój.

Anka zaśmiała się, całkiem szczerze rozbawiona.
Marcin spojrzał na koleżankę o czarnych włosach. Jego wzrok błądził chwilę po jej gładkich policzkach i ładnie pomalowanych ustach, aby potem przejść do obserwacji jej ładnych, delikatnych dłoni.

– Wyślę jeszcze raport do „T”, a potem chodźcie na fajkę. Trzeba się jakoś…
Zauważył jak ciemne włosy koleżanki opadają jej na bluzkę, zaokrągloną w miejscu jej biustu.
– …wyluzować – dokończył zdanie.

#

Wszystkie postacie oraz zdarzenia przedstawione w opowiadaniu są fikcyjne. Podobieństwo do realnych postaci niezamierzone. Wulgaryzmy zastosowane w celu podniesienia realizmu opowiadania. Autorka nie pochwala wszystkich zdarzeń / poglądów opisanych w opowiadaniu.

Scroll to Top