Dupcia Madzia – Niepierwsza Gwiazdka

Poniedziałek, 24 grudnia 2007 roku. Godzina 15:26

Kolejny mały płatek śniegu, powoli wirując w powietrzu śmignął tuż za oknem przez które patrzyła Magda i miękko wylądował na parapecie. W tym momencie też dobiegł ją donośny śmiech wujka Krzyśka, lekko przytłumiony zamkniętymi drzwiami pokoju. Dziewczyna odwróciła się od okna, za którym niebo przyjmowało coraz ciemniejsze barwy, wróżąc prędkie nadejście nocy. Przez gęste chmury z których sypał się biały śnieg nie było mowy o wypatrywaniu pierwszej gwiazdki, na co Madzia miała nadzieję. Blondyneczka usiadła na swoim „nowym”, cudnie małym mebelku od kilkunastu dni spełniającym rolę jej łóżeczka i rozejrzała się po posprzątanym do granic pokoju. Odkąd lekko niespodziewanie pojawiła się reszta jej rodziny, czyli jakieś pół godziny temu – Magda zaraz po przywitaniu się z nimi została zmuszona przez ojca do zamknięcia się w pokoju i poczekaniu na „to co jej powie”.

Dziewczyna westchnęła, zamyślona. Po tym co widziała, niechcący podglądając akcję w pokoju rodziców, nie mogła się uspokoić. Zauważyła też, że tatuś, ledwo ogarnąwszy się widocznie po niedawnych przeżyciach na potrzeby przywitania się z bratem Krzyśkiem i jego rodziną, był lekko rozkojarzony. Pan Krzysztof Wojnowski, młodszy brat taty Madzi, razem ze swoją żoną Elą i synem Adasiem przyjechał w okolicach godziny 15. Pan Stanisław i mama Madzi, zajęci „tym czymś”, jak to nazywała sama Dupcia w myślach, sama Magda złapana w pułapkę podglądania i nieobecny Tomek – wszystko to spowodowało na krótko niezły chaos w mieszkaniu państwa Wojnowskich. Słysząc charakterystyczny dzwonek do drzwi, pan Stanisław był zmuszony przerwać zabawę ze swą żoną, a podglądaczka Magdula zdążyła w porę odskoczyć od drzwi pokoju rodziców, ledwo unikając zostania nakrytą. A może drzwi nie były uchylone przypadkiem…?

W każdym razie, w celach organizacyjnych Magda została zapędzona do swojego pokoju – przyzwyczaiła się już do stałego usprawiedliwienia w stylu „żebyś nie przeszkadzała”, używanego przy większości gości odwiedzających mieszkanie na ostatnim piętrze bloku nr. 18 przy ulicy Piłsudskiego. Nie mając nic do roboty, Magda skończyła sprzątanie pokoju rodzeństwa, przysłuchując się w miarę możliwości rozmowom dobiegającym z kuchni i salonu. Niestety, większość głosów tłumiły jej drzwi i obicie przedpokoju więc mogła tylko czasem usłyszeć pojedyncze zdania lub wyrazy wypowiadane przez gotujące panie domu czy ojca rozmawiającego z bratem. Trochę głośniej zrobiło się gdy pan Stanisław dzwonił po swojego syna, który plącząc się ze znajomymi nie wiadomo gdzie został zmuszony do powrotu.

Magda wstała z mięciutkiego łóżka. Jak zawsze, podniecenie związane z oczekiwaniem na ten niezwykły, magiczny wieczór nie dawało usiedzieć jej w miejscu. Odpuściła podsłuchiwanie rodziny, teraz jej główkę zajęła pogoń za nieśmiałymi marzeniami o gwiazdkowych prezentach. Słodko uśmiechnięta podeszła jeszcze raz do okna i wyglądając stanęła na paluszkach, pięknie wyprężając zgrabniutką pupę. Śnieg padał dalej, nawet chyba przybrał na sile, mimo to uparcie szukała jakiegokolwiek nawet najmniejszego odstępu między chmurami, w dziecinnej nadziei, że zauważenie pierwszej gwiazdki przyspieszy nadejście kolacji. Niestety, wypięta Poszukiwaczka Gwiazdek nie dojrzała niczego ciekawego na szarzejącym niebie, zamiast tego myśląc o kolacji jej brzuch przypomniał, że Madzia nie jadła tego dnia ani kęsa. Skuliła się lekko, słuchając jak burczy i postanowiła przyspieszyć nieco nadejście tego świątecznego momentu.

Otworzyła powoli drzwi i patrząc uważnie, czy nie zostanie zauważona przez ojca siedzącego w salonie przemknęła w stronę kuchni. Zastała tam swoją mamę oraz ciocię Elę, obie krzątające się przy kuchni w niezliczonych kulinarnych wyzwaniach. Przy stole ustawionym pod oknem siedział Adam pogrążony w lekturze jakiegoś czasopisma komputerowego i tylko on zwrócił na nią większą uwagę, na chwilę odwracając do niej wzrok.

Kuchnia w mieszkaniu państwa Wojnowskich daleka była od przestronnej, dlatego wszędzie stały półmiski i tace z różnymi daniami czy ciastami. Mandi poczuła w powietrzy przepyszny smak ryby i burczenie w jej brzuchu powtórzyło się. Dała krok do przodu, pogrążając się w kuchennej batalii.
-Co ci pomóc, mamo? – zapytała radośnie.
-Ojej, Madziu… – pani Basia nie zdążyła dokończyć zdania, rozproszona przez kipiącą wodę z wielkiego gara pełnego pierogów.
Uporała się z nim jednak szybko, odstawiają pokrywkę na lodówkę – jedyne chyba wolne miejsce w tym momencie. W międzyczasie sprytnej blondyneczce udało się podkraść jednego gotowego pierożka, którego ze smakiem wcisnęła do swojej słodkiej buzi.
-Madziu, nie teraz, widzisz że mamusia jest zajęta… – zaczęła – Możesz iść pobawić się do swojego pokoju, dobrze?
Jak zwykle nadtroskliwa mama Magdy uraczyła ją swoim jedną z częstych odpowiedzi, w których mieszały się nuty absolutnej nadtroskliwości jak i druga, tak charakterystyczna gdy mówi się do małego, głupiutkiego dziecka.

Madziek fuknęła, znów potraktowana przez mamę niczym małą dziewczynka.
-Mamooo…! Ale ja chcę pomóc! Pozwól mi coś robić, no! – nie chciała dać tak łatwo za wygraną i nie uśmiechała się jej „zabawa w pokoju”.
-Nic z tego, panno. – pani Basia z brzdękiem ustawiła ciężki garnczek na brzegu zlewu. – Idź do swojego pokoju albo tatuś znowu będzie musiał dać ci lanie!
Dziewczyna zrobiła płaczliwą minę, zrezygnowana jęknęła cicho. Nienawidziła sposobu w jaki traktowała ją jej własna mama. „To wszystko przez to że była w tym szpitalu” – powtórzyła sobie w myśli. „Ciągle traktuje mnie jakbym miała głupie 12 lat!”.
Ciocia Ela zaśmiała się i pokręciła głową.
-No, dziękujemy Madziu, ale naprawdę nie ma jak na pomóc, za mało tu miejsca. Słuchaj, weź może Adasia do siebie i posiedźcie tam trochę, bo już miejsca nam brakuje a ten jeszcze z gazetą siedzi…
Z tymi słowami wyszarpnęła mu ze śmiechem gazetę i podała Magdzie. Zdezorientowana dziewczyna spojrzała na Adama, którego wzrok nie należał z pewnością do najmilszych. No, chyba że tekst w stylu „zamorduję cię za to” wydaje się komuś miły.

Chcąc czy nie chcąc, Magda wraz ze swoim bratem ciotecznym podreptała do swojego pokoju, po drodze oddając mu czasopismo. Gdy weszli do małego pokoiku z powrotem, Mandi musiała już zapalić światło, bo na dworze ściemniało się coraz szybciej. Adam usiadł przy biurku z komputerem, z trudem rozkładając tam swoją lekturę i znów oddał się czytaniu, nawet nie próbując nawiązać rozmowy. Tymczasem zniecierpliwiona dziewczyna chodziła nerwowo po pokoju, raz po raz podchodząc do okna. Nie zwróciła uwagi, że pogrążony w lekturze Adam kątem oka raz po raz zerka na jej krągły tyłeczek, wyginający się podczas gdy ona stawiała szybkie kroki. Gazeta była widać jednak odrobinę mniej atrakcyjna.

Śledził ją tak do momentu, gdy Mandolina nie zdecydowała się klapnąć tym słodkim tyłeczkiem z powrotem na swoje przymałe łóżko. Westchnął wtedy i wrócił do czytania.
Madzia zamruczała niepewnie i nieśmiało postarała się zacząć rozmowę.
-Hmm… Co tam u ciebie?
-A, nic takiego… – odpowiedział typowym głosem znudzonego nastolatka.
-Aha… – zamruczała dziewczyna. Konwersacja zapowiadała się nader opornie.

#

Jakieś 40 minut później wszystko wydawało się być prawie gotowe. Większość dań była już zaniesiona na miejsce, do którego to transportu została zatrudniona sama Magda wraz z 16-letnim Adamem. W międzyczasie zdołał również wrócić do domu Tomek, który jednak nie wziął większego udziału w przygotowaniach, za to skutecznie odciągnął o rok młodszego kuzyna w stronę komputera, dzięki czemu Madziek latała trasą kuchnia-salon bardziej samodzielnie. Wreszcie o godzinie 16:30 nadszedł czas zasiąść do stołu, ale wcześniej – należało się oczywiście odpowiednio do tej uroczystości ubrać. I stało się to, czego słodka Dupcia obawiała się najbardziej: jej ubiór, – jak zwykle przy takich okazjach – został podyktowany przez mamusię.

Głównym problemem nie był tutaj normalny w innych przypadkach konflikt w wymiarze gustów na linii matka – córka, a coś o wiele bardziej skomplikowanego. O pani Barbarze Wojnowskiej należy powiedzieć kilka słów, aby sprawę wyjaśnić nieco dokładniej. Na przełomie roku 2000 i 2001 za sprawą kilku czynników oraz niezwykle stresującej sytuacji w rodzinie państwa Wojnowskich wydarzyła się tragedia, która mocno nadszarpnęła zdrowiem psychicznym pani Barbary, w związku z czym została hospitalizowana w jednym z okolicznych szpitali psychiatrycznych. Rodzina Wojnowskich nigdy nie wspominała publicznie o tym incydencie, pod silnym wpływem opinii pana Stanisława. Oficjalnie mama Magdy i Tomka wróciła do domu już niecały rok później, zupełnie zdrowa, choć sama Madzia dość mgliście pamięta te wydarzenia, mając wtedy 13 lat.

Mimo wszystko, mama Dupci nie była całkiem zdrowa, co sama dziewczyna boleśnie i przykro nieraz odczuwała jak również i tego wieczoru. „Choroba” na którą cierpiała pani Barbara objawiała się dość charakterystycznie i dotyczyła głównie nie tyle samej Basi co dwojga jej dzieci. Pomimo tego, że od tego przykrego wydarzenia minęło już prawie sześć lat, dla pani Wojnowskiej część czasu dotycząca jej dzieci widocznie zatrzymała się w miejscu, bo mimo że zarówno Tomek jak i Magda wyrośli już dość sporo, to wciąż uparcie traktowała ich jak małe dzieci. Dla niej, Mandi zawsze miała swoje śliczne, słodkie 13 latek i ani dnia więcej.

Pani Barbara traktowała samą Magdę odpowiednio do jej lekko zakrzywionego światopoglądu – nadtroskliwie, z pobłażaniem odpowiednim dla 13-letniej dziewczynki. Do samego faktu słodka blondynka przywykła już dawno temu, jedyne do czego nie potrafiła znieść i co było dla niej wyjątkowo uciążliwe był właśnie fakt bycia ubieraną przez kochaną mamusię. Jak wiadomo, Magda nie posiadała żadnych funduszy które mogłaby przeznaczyć na własne ciuchy, wobec tego zdana była na to co kupowała jej pani Basia, która to praktykowała swoją dziwaczną tendencję do absolutnego zaniżania rozmiarów noszonych przez jej córkę. Kolorowe majteczki, obcisłe jeansy, bluzki i swetry, spódniczki – w szafie Magdy niepodzielnie królował złowrogi rozmiar S. I cóż z tego, że Madzia wyrosła na całkiem zgrabną kobietkę, na której ciele w niektórych miejscach powinny znaleźć się ciuszki odrobinkę szersze i luźniejsze aby być komfortowo noszone? Pani Barbara zdawała się tego absolutnie nie zauważać, dostarczając dziewczynie komicznie przymałe ubranka, nie raz doprowadzając ją do naprawdę przedziwnych, groteskowych stanów, w których wygląd Magduli mógł przez przypakowanego przechodnia wzięty za albo komiczny albo wręcz kurwiarsko-wyzywajacy. Okazyjnie udawało jej się dostać ubranie bardziej odpowiadające jej budowie ciała, czy to spodnie kupione przez jej ojca (choć i tak w większości przypadków było bardzo przylegające) czy tanie majteczki kupione za jej sporadyczne oszczędności, lecz i tak w większości przypadków musiała polegać na guście i wyborach mamy.

#

Mandi westchnęła.
-Mamooo… a muszę ją wkładać dzisiaj? – półnaga blondyneczka zajęczała lekko zrezygnowanym głosem.
Stała w samym biustonoszu i swoich domowych jeansach pośrodku swojego pokoju, tuż obok pani Basi, grzebiącej w podstarzałej szafce w poszukiwaniu kolejnej porcji garderoby dla swojej córki.
Na wprost samej Magdy, rozciągnięta na jej łóżeczku leżała jej spódnica „wyjściowa”. Gdy tylko dziewczyna ujrzała ciuszek, zaraz przypomniała jej się niedawna rola Śnieżynki jaką zmuszona była odegrać przez samorząd. „Wyjściowa” spódniczka Magdy rzeczywiście doskonały prezentowała by się noszona poza domem, głównie w trzech przypadkach: rozmowy o pracę, na małej dziewczynce oraz na dużej, niegrzecznej dziewczynce lubiącej łapać okazję przy ruchliwej drodze. Niestety, Magda nie należała w tej chwili do żadnej z tych grup.

-Nie marudź Madziu, ubieraj się szybciutko bo wszyscy już czekają. – pogoniła córkę pani Basia, wyjmując z szafy białą koszulę, zapinaną na serię guzików.
Magda raz jeszcze westchnęła i rozsunęła suwak spodni (w miejscu guzika świeciła tylko mała dziura). Jednym ruchem zsunęła spodnie do kolan, dopiero wtedy orientując się że brakuje jej wciąż tej witalnej części kobiecej garderoby. Zasyczała, starając się wykręcić tyłem do mamy, niezdarnie podskakując ściągnęła spodnie do końca.

Po chwili Magdula była już zupełnie przebrana i przygotowana do uczestniczenia w kolacji. Tomek, wchodząc do pokoju przystanął i zagwizdał. Jego siostra prezentowała się tym razem nie tyle dziecinnie co kusząco. Głównym efektem była komicznie krótka minióweczka z czarnego, fałdowanego materiału, sięgająca niewiele poza zgrabny tyłek dziewczyny. Dzięki temu jej gładkie nogi prezentowały się wprost kosmicznie kusząco. Uroku dodawały króciutkie białe skarpetki oraz biała bluzka o ni to krótkich, ni to długich rękawach. Uczesana w dwa nieodłączne kucyki wyglądała wręcz słodko. Tomek pokiwał głową w zadowoleniu. „Mamuśka znów się spisała” – pomyślał, idąc do salonu razem z resztą rodziny.

#

Stół w salonie zastawiony był po brzegi, a choinka dawała przyjemne światło. Magda została posadzona pomiędzy Tomkiem i Adamem, naprzeciwko siedział jej ojciec wraz z bratem, kobiety natomiast zajmowały stronę najbliższą kuchni. Łamanie się opłatkiem przebiegło spokojnie, nie dostała nawet zbyt uszczypliwych życzeń od swoich mężczyzn, oprócz stałego już „żebyś zmądrzała”. Kiedy weszła do salonu i ujrzała leżące pod drzewkiem paczki, jej serce zabiło mocniej. Naprawdę, nie mogła się już doczekać, zwłaszcza że drzewko stało naprzeciwko, za plecami taty. Ale, trzeba było czekać. Tymczasem mama przyniosła pierogi, nakładając każdemu po kolei.
-Ech, jak ja się dawno z wami nie widziałem, prawda Stachu? – radośnie westchnął wujek Krzysiek, przecierając usta serwetką.
Magda lubiła odwiedziny ze strony rodziny, pomimo tego że były tak rzadkie – dawały odpoczynek od ojca i brata, bardzo łagodząc nastawienie tych dwojga do niej samej. Tata nie był tak wymagający a brat uszczypliwy. Poprzednie święta spędziła raczej mało radośnie, ale tamte odbywały się tylko w gronie jej najbliższej rodziny. Ze smakiem ugryzła kolejny kęs pieroga.
-Te siostra, nie jedz tyle bo będziesz jeszcze grubsza – zadrwił siedzący obok Tomek. Adam zaśmiał się cicho, nikt inny nie zwrócił uwagi. Mandi parsknęła i nadziała kolejnego.
Tymczasem zagadała ciocia Ela.
-Magda, ty to już maturę zdałaś, prawda? Ile ty masz lat dziecko…?
-Dziewiępnafpie – zamamrotała z pełnymi ustami dziewczyna.
-To jak, to już studentka, tak? – ciągnęła.
Ojciec Magdy odchrząknął.
-Nie, nie jest na studiach. Pamiętasz Elka, że ona później do szkoły poszła.
-Aa, tak, tak, prawda… To ona jest rocznikowo razem z Tomkiem w klasie, tak?
Pan Stanisław przytaknął ruchem głowy.
-Tak, nawet do tej samej szkoły chodzą. Ale nie są w tej samej klasie.
W tym momencie Mandi poczuła że coś ciepłego dotyk jej lewej nogi, tuż nad kolanem. Nie nosiła żadnego rodzaju pończoch czy rajstop, dlatego też czuła wyraźnie dotyk obcej dłoni. Nic nie mówiąc, popatrzyła w dół i spostrzegła, że to jej brat, Tomek, położył sobie beztrosko dłoń akurat w tym miejscu. Wkurzona fuknęła na niego, ale ten nawet nie patrząc na nią kontynuował posiłek.
-Czyli co, podwójna studniówka będzie za rok, tak? – kontynuowała wesoło ciocia Elżbieta.
-Tak, będą razem. – potwierdził tata Magdy.
Tymczasem dłoń Tomka przesunęła się niebezpiecznie wyżej po gołej nóżce dziewczyny. Razem z tym jak wędrowała wyżej i wyżej, usta Madzi rozwierały się coraz szerzej w czystej panice. Naprawdę nie chciała psuć tego wieczoru, na który czekała tak długo. Dłoń brata zatrzymała się w miejscu gdzie napotkała skrawek materiału minispódniczki, po czym mocno i łapczywie zacisnęła się na jej gorącym gładkim ciałku. Magda westchnęła drżącym głosem.
-Co się dzieje kochanie, przejadłaś się już? – zapytała troskliwie mamusia Madzi.
-Nniee mamo, tak tylko ze zmęczenia troszeczkę. – pod koniec tego krótkiego zdania jej głos łamał się jeszcze bardziej niż z początku, bo natrętna dłoń przekroczyła granicę i sunąc wdarła się pod madziną spódniczkę.
Magda przymknęła oczy i pokręciła ledwo widocznie głową. Poczuła jak malutka kropelka zimnego potu spływa jej powoli spod pachy. Za wszelką cenę postanowiła oprzeć się bratu.

Tymczasem jego dłoń stawała się coraz bardziej nieznośna. Wciąż posuwał się wyżej i wyżej, a za każdym milimetrem ciśnienie wewnątrz Madzi rosło. Gdy dotarł już do samego końca, krańcem dłoni dotykając jej brzucha, zacisnął palce na jej udzie, potem znów rozluźnił i ścisnął jeszcze raz. Magda spojrzała na niego – siedział dalej niewzruszony, jedną ręką operując widelcem, a drugą skrytą pod stolikiem zaczął intensywnie masować Madzię. Gdy do ugniatania jej zgrabnej nóżki dołączył ponownie pokonywanie trasy wzdłuż jej nogi, od kolana aż po brzuszek, Magdą wstrząsnął dreszcz i czerwieniejąc na twarzy oparła się na łokciach o stół. Jej oddech stawał się coraz bardziej gorący, urywany i nieregularny. Króciutka spódniczka którą miała na sobie została podrzucona przez napastującą ją dłoń wysoko do góry, tak że zupełnie naga noga była całkowicie bezbronna i odsłonięta.
Mama Magdy wstała od stołu.
-To co, teraz pora na ciasta?- rzuciła i udała się w stronę kuchni.
Tymczasem wystarczyło to żeby jeszcze bardziej rozproszyć biedną dziewczynę, która mimowolnie rozsunęła szerzej nogi, a tą łapczywie dotykaną przez własnego brata uniosła jeszcze nieświadomie do góry, stawiając ją na palcach.

Tomek chrząknął, z kamienną spokojną miną. Nie zdejmując dłoni z ciepłego, miękkiego miejsca szurając krzesełkiem przysunął się bliżej Madzi. Ta opierała się jedną ręką o blat stołu, podtrzymując głowę i zamykając oczy. Z miejsca które zajmował jej brat czy też Adam łatwo było zauważyć jak drży jej dolna warga. W główce Magdy panował chaos. Nie wiedziała czemu nie może skupić się na jakimkolwiek pomyśle obrony przed natarczywym bratem, w myślach migały jej obrazki wyjęte scen które podejrzała w pokoju rodziców, rozmaite sytuacje sprzed paru dni, wszystko przemieszane z magiczną, wyjątkową atmosferą wieczoru.

Tomek zaczął drapać jej nogę paznokciami, podjeżdżając coraz bliżej magicznego punktu, który zaczerwieniony i coraz bardziej mokry wydawał z siebie zapach delikatnie wyczuwalny nawet wśród powietrza gęstego od różnych równie smakowitych aromatów. Kiedy przejechał tak dłonią po całej długości jej nóżki, dziewczyna nie mogła się opanować i wydała z siebie ciche, ale wydłużone jękniecie. W międzyczasie pani Basia nałożyła jej solidną porcję makowca na talerzyk, zupełnie nie dostrzegając co dzieje się pod stolikiem. Tomek nie stracił ani krztyny wigoru gdy jego mama kręciła się w okolicy. Mandi oddychała szybkimi, urywanymi oddechami, cała czerwona na twarzy, oczy miała zamknięte. Nagle poczuła to czego obawiała się najbardziej. Wszystko w środku niej krzyczało: „zerwij się, nie daj się, obudź się!!”. Ale Dupcia nie słuchała. Nie potrafiła… Tomek dotknął jej cipki. Wygolonej, gładkiej i mokrej. Ułożył dłoń delikatnie na całej jej długości i powoli zaczął masować okrężnymi ruchami.

Oddech Madzi przerodził się w cichutki płaczliwy odgłos, zasłoniła dłonią oczy. Jej brat rozkręcał się, okrężny ruch nabrał szybkości, zdecydowania i energii, momentami przez rozmowę biesiadników przebijał się słodki, cichy i mokry odgłos, jakby ciche pojedyncze mlaskanie. Kolorowy świat Madzi walił się i wirował w jej główce.

Nagle, Tomek przestał swój masaż, pocieranie urwało się. Dziewczyna nie widziała tego, ale na twarzy jej brata pojawił się teraz wąski, zadowolony uśmieszek. Brat nieszczęśliwej blondyneczki naprowadził dwa palce na ciasne wejście do jej tunelu rozkoszy. Śliskie, gładkie wejście do magicznej krainy Madzi… Nacisnął lekko dwoma palcami.
-N… Nie… – cichutko wyjęknęła Magda, nawet nie otwierając oczu.
Mimo to chłopak nacisnął mocniej, dwa palce weszły miękko na pierwszy centymetr. Mandi zagryzła wargę, marszcząc przy tym brwi. Tomek zaczął wpychać głębiej…

-Magda, źle się czujesz? – głos…
Dziewczyna oprzytomniała, cała czerwona na twarzy i z mokrym od potu czołem. Rozejrzała się po stole. Głos należał do cioci Eli. Ręka Tomka zatrzymała się bez ruchu am gdzie była.
-Źle wyglądasz, dziecko… – pokiwała głową, zatroskana.
-Ojej, spójrzcie która to już godzina! Mikołaj na pewno już się pojawił… To co, może Madziu rozdasz już prezenty, co kochanie? – zaszczebiotała pani Basia.
Brat Magdy parsknął, a sama dziewczyna poczuła jak zabiera rękę z powrotem. Mimo że oddychała ciężko, a raz po raz przechodziły ją dreszcze, wstała i podeszła do choinki. Gdy schyliła się po pierwszy z prezentów do choinki stojącej za plecami starszego pokolenia, oczom Adama i brata Magduli ukazał się jej zgrabny, rozpalony tyłeczek, na którym pomięty materiał czarnej minispódniczki podjechał znów niebezpiecznie wysoko.

#

Rozmowa przeplatana ciągłym odgłosem zestawianych i mytych naczyń rozlewały się po kuchni, dochodziły do stojącej przy drzwiach balkonu Magdy jakby z oddali. Opierając się o parapet i wyglądając na mroźny świat, westchnęła smutno.

Wieczór jak zwykle daleki był od tego co Mandi mogłaby nazwać „udanym”. Incydent z bratem od którego została cudem wybawiona zdążył już stracić swoje barwy, uspokoiła się i praktycznie zapomniała. Teraz jej śliczna główka zajmowała się prezentami jakie otrzymała w tym roku, będących dla niej kolejnym rozczarowaniem.

Pod drzewkiem które jeszcze rano przytaszczyła i napociła się ubierając znalazła trzy paczki. Zaadresowane odpowiednio „Magda”, „Madzia” oraz „D. Madzia”, wszystkie trzy innym krojem pisma.

Pierwszym prezentem okazała się być sukienka. Gdy Mandi otworzyła pękatą paczuszkę, wydała okrzyk radości. Sukienka była piękna, lekko różowa, ale z gustownie wykończonymi elementami. Zakończone siateczką rękawy, podwójna falbanka, dyskretne guziki i pięknie wyszywany pas. Jedynym mankamentem był jej rozmiar. Mimo że metka przedstawiała ładną literkę „M”, okazało się jednak, że użyta tu skala dziecięca odpowiadała temu samemu strojowi w rozmiarze najwyżej S skali „dorosłej”.

Zawartość drugiej paczki prezentowała się nieco lepiej, właściwie nawet bardzo dobrze. Z rozdziawionymi usteczkami wyciągnęła z małego żółtego pudełeczka flakonik perfum Nanette. Nazwa brzmiała dla niej tajemniczo ale i pięknie. Zapach też spodobał się uradowanej dziewczynie.

Natomiast trzecia paczka… trzecia paczka stanowiła dla Madzi tajemnicę. W ostatnim pudełku podpisanym „D. Madzia”, Magda znalazła aż trzy przedmioty. Pierwszym z nich był mały, całkowicie różowy przedmiot w kształcie małego jajka, z jednym okrągłym otworem na jednym końcu. Nic nie dało jej zaglądanie do środka, niczego tam nie zobaczyło. Nie dawało się też go otworzyć, wiec schowała go póki co w bezpieczne miejsce. Drugim przedmiotem była szczelnie zapakowana w nowe pudełko płyta CD, również nosząca jej imię wypisane czarnym mazakiem. Postanowiła sprawdzić jej zawartość później. Trzeci przedmiot był chyba jednak najbardziej tajemniczy, ale jako jedyny nie pozostawiał złudzeń co do przeznaczenia. Mały metalowy kluczyk na sznureczku… Magda nie mogła pozbyć się wrażenia, że gdzieś go już widziała.

Zamyślona i zapatrzona w kluczyk który trzymała w swojej rączce nie zwróciła uwagi na krzątaninę w mieszkaniu. Do stojącej przy balkonowych drzwiach dziewczyny podszedł Tomek i dotknął jej ramienia. Wystraszona podskoczyła i zacisnęła tajemniczy kluczyk w dłoni.
-Przesuniesz się? – burknął do niej.
Mandi posłusznie zrobiła krok w bok, obserwując co robi jej brat.
-Wychodzimy wszyscy na pasterkę – mówił, międzyczasie naciskając na klamkę i otwierając balkon. Po nogach Madzi przeleciał lodowaty wiatr, lekko poruszając fałdkami jej spódniczki. – Oprócz ciebie, potworze. Nie będzie nas jakieś dwie godziny, masz pilnować domu.
To mówiąc ujął ją za ramię i brutalnie wypchnął Magdę na zawalony śniegiem balkon. Dupcia pisnęła, wyciągnięta w swoim „stroju wyjściowym” na mroźną zimową noc, ale nikt w mieszkaniu tego nie usłyszał. Odwróciła się, chcąc wrócić do ciepłego wnętrza, ale jej rączki rozpłaszczyły się tylko na lodowatym szkle zamkniętych drzwi. Patrzyła z przerażeniem w oczy brata znajdującego się po drugiej stronie. Wykonał parę energicznych gestów; poklepał wierzch nadgarstka sygnalizując zegarek lub czas, a potem następująco liczbę „dwa” na palcach.

-Wpuść mnie Tomeeek!… Wppuuść – krzyczała Madzia, zaczynając szczękać zębami z zimna które bezwzględnie wdzierało się w każdy zakamarek jej ciała.
Brat Magdy wystawił środkowy palec, po czym opuścił zasłonę i odszedł od drzwi.
Magda, trzęsąc się, stojąc po kostki w śniegu rozejrzała po osiedlu. Widok z czwartego piętra był dość imponujący, równie jak siła wiatru. Zauważyła, że śnieg przestał już padać, za to na oczyszczającym się niebie dostrzegła gwiazdkę. Gdy po piętnastu minutach, gdy jej wzrok przyzwyczaił sie już do nowego oświetlenia, widziała ich już niepoliczalne więcej…

#

Wszystkie postacie oraz zdarzenia przedstawione w opowiadaniu są fikcyjne. Podobieństwo do realnych postaci niezamierzone. Wulgaryzmy zastosowane w celu podniesienia realizmu opowiadania. Autorka nie pochwala wszystkich zdarzeń / poglądów opisanych w opowiadaniu. No i cieszy się, że znów mogła coś napisać. 🙂

Scroll to Top