Punkt G

– I tak wszystko sprowadza się do seksu – Marek podniósł na mnie oczy. – Podobno faceci myślą o seksie parę razy na minutę.
– Jeśli tak, to bardziej podświadomie, niż świadomie – odparłem – Nie myślę świadomie o seksie częściej, niż ze 20 razy na dzień. A wy? Jak to jest z kobietami? – pytanie skierowałem do dwóch pań siedzących przy nas.

Moja żona Ania nerwowo odgarnęła grzywkę. – Czy ja wiem? Nie wiem, co masz na myśli mówiąc o myśleniu o seksie. Czy jak jakiś facet podchodzi do mnie i podoba mi się jego chód, kołysanie bioder, czy po prostu twarz, to wtedy niby myślę o seksie?

– Według nich chyba tak – żona Marka, Alicja uśmiechnęła się do nas.
– Zaraz, zaraz…. – Marek poprawił się na krześle. – Nie o to chyba chodziło statystykom, sądzę, że 'myśląc o seksie’ znaczy myśleć o nim naprawdę, wyobrażać sobie np. jak taki facet podchodzi do ciebie, ale nagi, albo zwyczajnie fantazjujesz na temat tego, co ma w spodniach, albo jak cię pieści, wchodzi w ciebie tak, jak lubisz. Może też znaczyć, że po prostu robisz się mokra na jego widok, a wtedy przelatują ci setki lubieżnych myśli na sekundę, których za chwilę nie będziesz w stanie nawet określić.

– Zaraz mokra, tak? – Alicja sięgnęła po butelkę Porto. – Któryś z dżentelmenów mógłby obsłużyć wreszcie kobiety – dodała, patrząc z wyrzutem na pusty kieliszek.
– Się robi – poderwałem się energicznie, biorąc butelkę z jej rąk.
– My jeszcze po piwku? – pytająco spojrzałem na Marka. Skinął potakująco głową. Podszedłem do lodówki i wyjąłem dwa Żywce. Odkapslowałem i nalałem do szklanek.
– W takim razie przekroczyliśmy już dzisiejszy limit 'myślenia o seksie’, bo gadamy na ten temat ze 20 minut, i to nieprzerwanie – Ania rozparła się wygodnie na kanapie.- Ale nie powiem, całkiem miło się rozmawia – dodała, patrząc na mnie filuternie, a zarazem tak po naszemu.

Znałem ten wzrok. Czasami tak na mnie patrzyła, gdy zmęczeni, po ciężkim dniu kładlismy się do łóżka i nie bardzo wiedziała, czy mam ochotę na seks. Czy przytulić się, pocałować mnie w ucho, szepnąć 'kocham cię’, jakoś mnie pobudzić. Jednym słowem, gdy sama miała ochotę, a ja wcześniej nie dałem żadnych sygnałów, że też mam. Muszę w tym miejscu przyznać, że nie przesadzałem mówiąc, że myślę o seksie tylko ze 20 razy dziennie, ponieważ taki już byłem. Nie odczuwałem specjalnie ciągot seksualnych, za młodu tak, ale po 40-tce libido trochę wycichło. Wyciagnąłem do niej szklankę.
– Zdrowie tych co wiedzą, co w trawie piszczy – puściłem do niej oko. Odpowiedziała mi drugim. Wszyscy podnieśli menzurki.
– Dodałabym jeszcze, i tych co z niejednego pieca chleb jedli – stwierdziła niejasno Alicja , upijając łyk wina.
– Właśnie, co do chleba, ma ktoś ochotę?

Zgodnym chórem stwierdziliśmy, że owszem, mamy ochotę, ale się napić.
Siedzieliśmy na naszym comiesięcznym walnym zgromadzeniu akcjonariuszy klubu wtajemniczonych w życie, jak śmiejąc się nazywaliśmy nasze przyjacielskie spotkania, upływające na plotach, piciu, dyskusjach o polityce, młodości, dzieciach, seksie, modzie, i wielu innych tematach, także takich, które aktualnie nas nurtowały. Gdy ktoś miał jakieś kłopoty, tak długo drążyliśmy, doradzaliśmy, martwiliśmy się wspólnie, aż nie poczuł się lepiej i nie stwierdził pół żartem, żeby kurde dać mu już święty spokój, bo w Afryce, a czasami i w Polsce dzieci głodują, a my zajmujemy się duperelami. Jednym słowem czerpaliśmy pełną radość z bycia z sobą.

Marek jest moim przyjacielem od szkoły podstawowej, nasze drogi czasami się rozchodziły na krótko, np. jak wyjechał jako tłumacz na roczny kontrakt do Anglii, jeszcze w czasach dogorywającej komuny, czy po jedynej naszej kłótni, gdzieś rok po jego ślubie, gdy zarzuciłem mu zaniedbywanie przyjaciół na korzyść żony. Wtedy nie rozmawialiśmy ze sobą prawie pół roku. Jest tak naprawdę jedynym prawdziwym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek miałem

Ożenił się z ładną, zmysłową blondynką z szopą włosów a’la jeden z Aniołków Charliego, o piwnych, radosnych oczach, wspaniałym, klasycznym biuście, długich, umięśnionych nogach i inteligencji zdecydowanie powyżej średniej blondynek z kawałów – czyli z Alicją – jakby żywcem wyjętą z reklamy żony roku. Uczyła w szkole podstawowej polskiego.

Po ich ślubie (byłem świadkiem, podobnie jak on na naszym) wpadaliśmy do nich przynajmniej raz na dwa tygodnie, a oni dużo rzadziej, jakby Marek niechętnie dzielił się swoją nową własnością, o co oskarżyłem go w trakcie wspomnianej kłótni. Z czasem jednak sytuacja się unormowała, a gdy kupili letni domek nad jeziorem, zaczęliśmy z Anią tam ich odwiedzać, co przerodziło się w nasze obecne comiesięczne spotkania, nawet zimą, bo w domku dobudowali w salonie wielki kominek.
Siedzieliśmy właśnie w owym salonie w pewną deszczową, październikową sobotę, jak w każdą ostatnią sobotę miesiąca.

Salon wyścielony był brązowo-szarą grubą wykładziną. Na wprost wejścia były drzwi prowadzące na taras i do ogrodu. Na prawo na skos, przy zbiegu ścian prawej i przeciwległej do wejścia stał kominek, aktualnie wesoło buzujący (na jego gzymsie seria 7, czy 8 zdjęć ich dwójki dzieci), po prawej stronie stół na sześć osób z blatem dębowym, pociągniętym jasnobrązowym lakierem (tzn. blat w wystroju drewna pociągniętego lakierem)), obok, na prawo, przy ścianie drzwi wejściowych stał tapczan (w obiciu oczywiście jasnobrązowym), po lewej zaś aneks kuchenny z wszelkimi udogodnieniami, typu kuchenka (na propan-butan), zlewozmywak, zmywarka, czy słynna szafka z przyprawami (w życiu nie widziałem tylu przypraw, ile tam).Od drzwi po lewej stronie ciągnął się zestaw szaf, trzech dokładnie, każda inna (ale wszystkie w odcieniach brązu), sięgający kuchni. Ściany ozdobione były czterema powiększonymi, kolorowymi fotografiami naszych gospodarzy w różnych sytuacjach. Całość miała ok. 30 m2 i sprawiała mimo metrażu bardzo przytulne wrażenie.

Przy wyjściu z salonu był korytarzyk prowadzący do trzech pomieszczeń; do pompowni, gdzie stała pompa tłocząca wodę głębinową (nie było kanalizacji, więc było też szambo) do łazienki i do sypialni.
Łazienka jak łazienka, czysto, kafelki od podłogi po sufit, brodzik z prysznicem i zasuwaną foliową kotarą, umywalka, lustro i sedes.

Natomiast sypialnia to dopiero był odlot; centralno-lewą jej część (na podłodze ciemnobrązowa wykładzina) zajmowało łóżko, właściwie megałóżko, jak kiedyś o tym monstrum 2,5×3 m wyraził się Marek. Ja chętniej nazywałem to 'lotniskiem’. Samo pomieszczenie miało nie więcej jak 15 m2, po obu stronach łóżka szafki z nocnymi lampkami, po lewej stronie od drzwi stała dwudrzwiczkowa , trzyszufladowa, nowoczesna, jasnobrązowa komódka z lustrem, z wsuwanym pod nią krzesełkiem, zwieńczona ozdobnym kinkiecikiem, włączanym prawą nogą przy podłodze dopiero wtedy, gdy się usiadło na krzesełku, natomiast na prawej ścianie było zawieszone olbrzymie lustro, od podłogi do sufitu na całą szerokość ściany. Gdy po raz pierwszy zobaczyłem ten pokój, pomyślałem, że nikt ani nic nie ma prawa prześlizgnąć się tu niepostrzeżenie. I jak się później okazało, miałem rację.

Mieliśmy ochotę na picie i w końcu się napiliśmy. Po paru godzinach coraz senniejszych rozmów Polaków, nagle otrzeźwiło wszystkich jedno zdanie. Zdanie wypowiedziane przez Anię.
– Wracając do tematów tych tam… wiecie… rozwijając ten temat… może każdy z nas by powiedział, gdzie leży jego punkt G?
Zapadła cisza. Spojrzeliśmy z Markiem niepewnie po sobie. – Jak to? – pomyślałem – mam się zwierzać, nawet przyjaciołom z najbardziej intymnych swoich zachowań? Przecież każdy ma pewną nieprzekraczalną granicę, do kiedy można coś powiedzieć… To tak, jakby Ania chciała, byśmy ją przekroczyli.

Z miny Marka wyczytałem podobne obawy, ale Alicja nagle się uśmiechnęła, klasnęła w dłonie i beztrosko rzekła :
– No wreszcie jakiś porządny pomysł! Podoba mi się. – Spojrzała na Marka i mnie z wyczekiwaniem.
Obrzucilismy się lekko nieprzytomnym wzrokiem (wypiliśmy ze dwa razy więcej na głowę niż panie),
po czy Marek niespodziewanie oznajmił :
– Właściwie, czemu nie, przynajmniej nie będziemy tyle gadać o tych debilach w Sejmie. – spojrzał na mnie przepraszająco.
Papatrzyliśmy po sobie, jakby nie do końca rozumiejąc, co to ma znaczyć.
– Dobrze – rzekła Alicja, kładąc się na tapczanie z głową na kolanach Ani i z wyciągniętymi nogami.
– Ale ty zaczynasz…
– Zaraz…. czy ja też mam głos? – odezwałem się, spoglądając na Marka.
Alicja była szybsza.
– Pewnie, że masz, ale i tak będziesz przegłosowany.

*******

– No cóż…. właściwie to nie wiem… jak zacząć…. – Ania lekko się zarumieniła.
– Wal z grubej rury – Marek nie popisał się finezyjnym dowcipem, ale usiadł wygodniej bliżej przysuwając twarz ku rozmówczyni.
– Tak naprawdę…. to ja mam punkt G…. prawie wszędzie – nieśmiałość Ani była dla mnie obezwładniająca. Nie taką ją znałem na codzień. Śliczna, delikatna z wyglądu brunetka o głęboko osadzonych, przeźroczysto-niebieskich oczach, jasnej karnacji wbrew włosom, dziewczęcym tembrze głosu, dużych jak na jej wzrost, zawsze wysuniętych do przodu piersiach, i niesamowitej, wąskiej 'męskiej’ pupie, a przy tym umiejętnie dobierająca słowa, dziś nie mogła się wysłowić.
– Rozumiem – zabrałem jako pierwszy głos – wszędzie, gdzie cię nie dotknę, sprawiam ci rozkosz.
– To nie tak… – Ania skrzyżowała na powrót nogi – Gdy popracujesz nade mną wystarczająco długo…nie oglądając się na siebie… przede wszystkim nad piersiami, bo bez nich nie ma zabawy, potem nad innymi częściami ciała, ale nadal pieszcząc piersi, wtedy staję się …. innym człowiekiem.
Zaniemówiłem z wrażenia. Czy chciała mi powiedzieć, że te wszystkie orgazmy, które miała były udawane? Skąd wiedziała, że staje się inna, jeśli mówiła, że mnie nie zdradza? Skoro nie tak to robiłem, trzeba było mi to powiedzieć paręnaście lat temu….I to '…nie oglądając się na siebie…’.

Byłem aż tak egoistyczny w seksie?
– Chcesz powiedzieć, że rzadko byłaś z Mariuszem…. tym innym człowiekiem? – Marek zawsze wykładał kawę na ławę. Mariusz – czyli ja – uśmiechnął się gorzko.
– Wtedy, jakbym to nie była ja, staję się tak namiętna, tak okropnie pożądająca… że gdy nie ma spełnienia, to tak strasznie boli.
Teraz sobie przypomniałem. Rzeczywiście były dwa takie momenty w naszym życiu seksualnym, gdy Ania wprost szalała, ale zawsze tłumaczyłem to sobie zbyt dużą ilością wypitego alkoholu. Pierdolony ślepiec. Laskarz, umysłowy i sensoryczny kuternoga.
– Tak boli, że gdy odwracam się bezradnie od przysypiającego męża, nawet robienie palcami nic nie pomaga, wtedy, gdy go chcę, płonę, spalam się w płomieniu pożądania i chuci. Nie ma na to ochłody.

Autentyczne łzy zakręciły mi się pod powiekami.
– Kochanie….- zacząłem, ale Alicja mi przerwała.
– Wiesz co, Aniu? Jest na to prosty sposób. Powiedz mu wreszcie, jak chcesz być kochana, nie patrz na niego i tylko jego potrzeby, dojrzyj też siebie, i idźcie to zrobić. Natychmiast.
Roześmieliśmy się z Markiem półgębkiem. Ania otarła ukradkiem toczącą się łzę.
– Nie…. nie patrzę tylko na niego….
– Dobra, dość małżeńskich żalów – Marek zdecydowanie zabrał głos. – Teraz, jeśli pozwolicie, moja kolej.

Nastąpiło lekkie odprężenie, atmosfera jakby się trochę oczyściła z… chyba ze smutku przede wszystkim.
A Marek jak już zabrał głos, to zabrał.
– No więc…. cóż…. hmmmm…. jakby to powiedzieć….
– Wal z grubej rury – podpowiedziałem i wszyscy wpadli w rechot.
Wszyscy, ale nie Ania. Lekko się uśmiechnęła, ale to jeszcze było bardzo daleko od jej normalnego uśmiechu. Wstałem z krzesła przy stole i usiadłem przy niej na tapczanie.
– Kochanie… nie wiem, jak ci to powiedzieć…. ja… byłem…chciałem pewnie być samcem, a pozostały tylko twoje łzy… – bąkałem, obejmując ją prawym ramieniem – Przepraszam cię, nigdy nie przypuszczałem, że tak to jest….Że nie masz orgazmu, że kochasz się ze mną tylko dla mnie… że

– Dosyć, gołąbeczki – Alicja podniosła głowę z kolan Ani. – Już tego nie przeżywajcie, będzie wam dobrze później, obiecuję, a teraz skupcie się na wypocinach Marka.
Ania odwróciła do mnie głowę i słabo się uśmiechnęła. Cmoknąłem ją w mokry policzek i oparłem głowę na jej ramieniu.
– Czekamy, mistrzu.
– No cóż… – zaczął podobnie – właściwie, jak się głębiej zastanowiłem, to mam dwa punkty G….- zawiesił głos, chyba nie w oczekiwaniu na oklaski – kutas i pachy.
– Pa… co? – grzecznie spytałem – Mówisz o swoich przepoconych, owłosionych ponad miarę, obrzydliwych pachach?? – Aż się wzdrygnąłem na samą myśl, że mógłbym zbliżyć się do nich, poczuć bijące od nich 'ciepło’, a co dopiero lizać.
– To też nie tak…- ukłonił się w stronę Ani – gdy już Alicja jest po finiszu, a ja jeszcze nie….wtedy najchętniej rozłożyłbym ręce nad głową, a ona leżąc przy mnie masturbowałaby mnie, liżąc pachy i całując w usta na przemian.

Spojrzałem po paniach, ale nie takiej reakcji się spodziewałem. Ania jakby bardziej się ożywiła, oczy lekko jej zabłysły, wyraźnie zakręciła się na pupie i zerknęła na mnie. Natomiast żywioł Alicji był nieokiełznany. Aż ją poderwało z tapczana.
– Dopiero teraz mi to mówisz???
– Spokojnie, Al… – zacząłem, ale nie było mi dane skończyć. Ania przyciągnęła moją głowę do siebie i mocno pocałowała. Mocno, to eufemizm na wpicie mi się w usta z pełnym impetem, włożenie języka i polizanie migdałków i żołądka. Ale pocałunek oddałem i to z nawiązką. Pocałowałem ją tak namiętnie i czułem się tak rozgorączkowany, jakbyśmy byli na pierwszej, tej niezręcznej, żenującej randce. Po prostu spijałem z niej soki i gdy chciała już oderwać głowę, przytrzymywałem ją. Upajałem się całkiem nowym doświadczeniem w życiu. Trwało to podobno, tak oni później mówili, niezłych parę minut. Wyłączyłem się zupełnie, świat stanął w miejscu, a tym miejscem był tapczan, te przecudowne usta, i świadomość, że ją nieświadomie skrzywdziłem, ale chcę, koniecznie chcę naprawić całe zło.

Odpłynąłem, a jedyne koło ratunkowe tak ściskałem, że potem wypominało mi parę siniaków na ramieniu.
– Przecież cię kocham, dupku, zrobiłabym dla ciebie wszystko, albo więcej….- jak z oddali dobiegł do mnie podniesiony głos Alicji. Dopływałem do brzegu…..z kołem.
Niech to szlag, kocham ten świat! Kocham życie, jego wzloty i upadki, choć upadki może mniej….
– Przestańcie już… – to był chyba głos Ani – nie po tu jesteśmy, by wyciągać żale, ale by ich nie było.
Cholera….to było mądre – zastanowiłem się, ale nie mogłem na razie złapać żadnego błędnego tropu – to Ania tak powiedziała? Moja Ania? Jezu…. Ty kretynie, ty zadufany w sobie palancie!
– No dobra…. teraz kolej Mariusza – kochana Alicja jak zawsze wspięła się na wysokość zadania.
– Opowiedz, co cię rajcuje, jaką w seksie jesteś bestią…- aż mnie się uśmiechnęło, Ania i

Marek lekko się roześmiali.
– No nie wiem….po tych przejściach….
– Jakich przejściach? Wieczór na dobre jeszcze się nie zaczął! – Alicja, nauczycielka, już wiedziałem, dlaczego ma powołanie do nauczania. Nie ma to jak pozytywne nastawienie.
Wszyscy troje wygodniej się ułożyli i spojrzeli na mnie z oczekiwaniem.
– A mówimy o czym? – udałem głupa.
– O twoim punkcie G – szepnęła mi do ucha Ania. I głośniej – Nie ma to, jak udawać niedorozwiniętego, czasami ma w tym wprawę, zwłaszcza, jak mówię o zmywaniu naczyń.
Chyba rzeczywiście mnie zmuszali. Wszyscy troje powiedzieli coś skrywanego, coś, czym ich partnerzy byli zaskoczeni, to teraz ja muszę? Naprawdę muszę? Kurwa mać….
– Nie wiem, czy to możliwe to powiedzieć….przy was…. tak dziwnie…
– Wal z grubej rury – nie no, to już przestało być zabawne w wykonaniu Marka.
– Sam się wal, albo nie, niech cię wali od tyłu murzyn z 30-centymetrowym kutasem. – odciąłem się natychmiast, ale chyba nie za bardzo.
– Wiedziałem, że dobrze mi życzysz – Marek uśmiechnął się serdecznie – Twoja kolej…..mistrzu.

Cisza. Jak makiem zasiał. Cisza grobowa. Cisza otępiająca zmysły i nie prowadząca do niczego.
Fuckingshit, zmusili mnie do tego!
– Wiecie, jedynym punktem G, jaki mam, to…..moja żona.
Jakiś poświst przeszedł po widzach.
– Nie, taki punkt ma każdy mężczyzna, mówimy o twoim ciele, o skrywanych żądzach, o czymś, czego nie zrealizowałeś, a chciałbyś – oczywiście Alicja.
– No dobra… punkt G mam w dupie.
– Przestań…- Ania spojrzała na mnie z dezaprobatą – Baw się razem z nami, mów poważnie.
– Powiedziałem jak najbardziej poważnie – odparłem – punkt G to odbyt, a właściwie należyte się nim zajęcie.
Marek wyciągnął rękę do góry, jakby zgłaszał się do odpowiedzi w klasie Alicji .
– Mój też, chyba z wrażenia zapomniałem, cholera.
Ania przysunęła się bliżej.
– Co znaczy należyte zajęcie?

Popatrzyłem na nią czule. Byliśmy po ślubie dwadzieścia parę lat i tak niewiele wiedzieliśmy o własnej seksualności…
– Gdy ty jesteś zaspokojona, ale nie musisz, to może być w trakcie, wtedy siadam na tobie, ty liżesz mnie po tyłku, ręką doprowadzając do finału. A ja tylko patrzę, jak wijesz się pode mną z rozkoszy, co już sprawia mi rozkosz, bo masz rozkosz doprowadzając kochanego faceta do rozkoszy, prawda?
– Prawda – obie odpowiedziały jednym, pełnym głosem.
– Nie mogłeś tego już bardziej zawikłać? – Marek zdziwił się niemiłosiernie. – Rozumiem o co chodzi, i podpisuję się pod tym obiema rękami, ale skąd wziąłeś w jednym zdaniu tyle rozkoszy?
No cóż…..mógłbym napisać dlaczego, ale po co wyważać już otwarte drzwi?
– A może byśmy tak tego wszystkiego spróbowali? Razem? Oni i my….- głos Ani wyrwał mnie z chwilowego letargu.
– A może byśmy tak….raz do Tomaszowa – Alicja zaśpiewała znany motyw.
– Chciałbym, kochanie, ale nie wiem, jak oni się zachowają – szepnąłem jej czule prosto do ucha.
– Jak się zachowają? Powiedzą tak, albo nie i już – No tak, tak być musiało. Pomyślałem, że jednak bez wstydu się nie obędzie. Szeptałem dalej.
– To znaczy, oni przy nas będą robić to wszystko, o czym nie wiedzieli wcześniej? – Ania uniosła głowę i parsknęła śmiechem.
– Właśnie, Einsteinie, brawo – muszę przyznać, że poczułem się doceniony.
– Ale dlaczego przy nas? – zapytałem.
– Dlatego, że później, jak stąd wyjdą, to rozmyje się w codziennych obowiązkach, kłopotach….tego dla nich nie chcemy, prawda?
– Nie….ale czy jak będę patrzył na Alicję, jak się kocha, i przyjdzie mi na myśl, żeby ją….- palec Ani zakrył mi usta. Spojrzała na mnie znów tak po naszemu. Zrozumiałem bez słów.

Odrzekłem:
– To znaczy dopuszczasz możliwość…. wymiany? – Ania zerknęła na mnie.
– A ty nie? – Fakt, cholera, ale człowiek jest zakompleksiony. Bardzo nie chce, żeby to czego chce wypłynęło na wierzch. Wszystkie moje standardy, wszelkiego rodzaju wierzenia waliły się jak domek z kart. Wystarczy jedno spotkanie z przyjaciółmi i już jesteś przewartościowany? 'A gdzie twe opoki, twoje podstawy wiary’….właśnie… jakiej wiary i jakie opoki? No, to, w co wierzyłeś całe życie. ’ A w co wierzyłeś te całe życie?’ Nie wiem….Miałem swoje zasady, a tu nagle mi je zabierają….’Nie zabierają, tylko nie miałeś żadnych zasad, bo silnemu człowiekowi z zasadami nic nie wezmą’.
– Nie wiem, kochanie… to takie inne od tego wszystkiego, z czym żyłem… ale … Alicja…mi się podoba .
– A mnie podoba się Marek.
– Kochasz go? – Cały czas mi mówiła, że może kochać się tylko z facetem, którego kocha.
– Nie, głuptasie, nie kocham, ale pożądam – O pożądaniu wcześniej nie było mowy. Zamilkłem. Cóż było odpowiedzieć na kobiecą pokrętną logikę?
– Ale mówiłaś, że możesz się kochać tylko z tym…- położyła mi palec na ustach.
– Owszem, wiesz sam, jakie ty masz potrzeby…niewielkie, a ja ciągle czuję się młoda, krew wrze …

Krew wrze. Cholera, jakby we mnie już całkiem zastygła i byłem tylko do odstrzału! Ale podtekst odebrałem bardzo dobrze 'Mariusz, już jej nie wystarczasz’. Co można w takiej sytuacji zrobić?
Jak zadziałać, żeby jej nie stracić? Nie wiedziałem, więc zgodziłem się na to, co los przyniesie.
– Kochanie, skoro tak chcesz… to może rzeczywiście….
Uniosłem głowę i spojrzałem na szeptających Alicję i Marka.
– Spiskujecie jak obalić praworządnie wybrany rząd? – uśmiechnąłem się z przymusem.
– Nie, jak dobrać się do Ani i ciebie – odpowiedź Alicji zaskoczyła nawet Anię. Ale szybko się otrząsnęła.
– Szybki prysznic parami…. no już, szorować do mycia.
– Al, weź pigułkę – jej głos jeszcze rozbrzmiewał w salonie, a Alicji i Marka już nie było. Więc tak to jest…. na tym polega żądza? Nie powiem, mój mały na widok ich pośpiesznych ruchów do łazienki, wyraźnie drgnął. Ania przysunęła się i pocałowała mnie w policzek.
– Nie było tak źle, co? – nie wiedziałem nadal, co o tym myśleć, ale czas płynął nieubłaganie. Zaraz wyjdą z łazienki, a ja jeszcze niezdecydowany….
– A ty wzięłaś? – uśmiechnęła się ciepło i nic nie odpowiedziała.

*******

Kończyłem myć zęby, gdy Ania była już ubrana….ubrana to może za duże słowo…miała na sobie tylko półprzeźroczystą, beżową piżamkę w jasnobłękitne grochy, sięgającą jej ledwo pupy. Stanęła w drzwiach i czekała. Czekała na mnie, cholera. Wypadki tego dnia rozwijały się tak szybko, że nie poskładałem ich jeszcze do kupy.
Ale pomału miałem dość myślenia. Włożyłem bokserki w misie Yogi i podszedłem do niej. Jeśli nie wiesz, zdaj się na uśmiech szczęścia. Miałem nadzieję, że ten uśmiech będzie szczęśliwy.

Objąłem ją za ramię i wyszliśmy z łazienki. Niemal natychmiast poczułem na pupie jej palce, szukały rowka, znalazły i się zagłębiły. A przecież szliśmy tylko parę metrów do łóżka. Jezu, co będzie dalej?
Z łazienki były ze trzy metry do sypialni. Wydawało mi się, że idziemy wieczność, a to była raptem sekunda. Stanęliśmy w drzwiach. W sypialni praktycznie nie było nic innego, tylko lotnisko.

I to ogromne lustro, oczy występków tego świata.
Alicja siedziała w samym środku w pozycji lotosu, naga, nie miała tylko zamkniętych oczu. Wręcz przeciwnie, pożerała nas wzrokiem. Marek leżał za nią chyba w spodenkach kąpielowych, gładząc jej plecy. Podeszliśmy do łóżka, a ja ciągle czułem ten palec na dziurce.

Zapadło niezręczne milczenie. Oni przypatrywali się nam, my im, i nic to nikomu nie dawało. Nie znosiłem impasów. Więc walnąłem się obok Alicji, aż podskoczył dobrze zbudowany Marek i niewinnie zapytałem :
– A gdzie jest ten Tomaszów? – chwilę trwała cisza, zanim nie zrozumieli sensu. To chyba ten stres, ten pierwszy raz, ten niepokój i nadzieja spełnienia….to wszystko tak zareagowało w nich, że …wybuchnęli śmiechem.
Alicja przekręciła się na bok, ku mnie, ciągle nie mogąc złapać dechu wśród śmiechu.
– Od dziś jesteś…. Tomasz. I to masz, co chcesz.
Chwilę trwało, zanim załapałem ten homonim.
– Naprawdę to co chcę?
– Jesteś Tomasz.

Wtedy ją pocałowałem. Delikatnie, subtelnie, jakbym trącał motyla w locie. Starałem się nie uszkodzić najdroższej pamiątki przyjaciela. 'Jak można o kobiecie mówić pamiątka?’??? Starałem się jak mogłem tylko ograniczyć nas do delikatnego dotykania, ale bokserki żyły własnym życiem. Facet już zerkał na zewnątrz. Wyglądał na oficera, ale jednym ciosem powaliłem go do poziomu. To był niestety niesubordynowany oficer.
– Zdegradujesz go później – szepnęła mi na ucho i wzięła go do ręki.

To rozbroiło część militarystyczną moich zapędów, jeśli w ogóle takie miałem. Spojrzałem na chwilę na żonę…. od razu odwróciłem wzrok i ukłuło mnie żądło zazdrości. Leżała na Marku i namiętnie się całowali. W moich 'dawnych’ zasadach stało napisane : kobieta nie może się całować z nieznajomym, to najwyższy stopień zdrady, może na nim siadać, pieścić go, ale nie całować. Zasady żywcem wyjęte z filmu „PRETTY WOMAN”. Wszystko to przemknęło mi przez myśl….i uleciało. Skoro sam zgodziłeś się tu być, to przyjmuj rzeczy jak mężczyzna. Nie zazdrość, lecz władza czyni nas Bogami, jak napisano w „Księdze Grzmotów i Błyskawic”. Stąd prosty wniosek, że należało kogoś posiąść. Bo władzę się posiada. Najbliżej była Alicja. Błyskawicznym ruchem przeturlałem ją na plecy i okrakiem usiadłem na jej twarzy.
– Jestem doskonale umyty…- potwierdziła ręką, że usłyszała i przyciągnęła moje biodra ku sobie.

Pierwsze ruchy jej języka były słabo wyczuwalne. Ale za chwilę….przysunęła tylko język do dziurki i już skakałem, bezwiednie, oplatając ręce wokół głowy. Zresztą i tak nie miałem ich gdzie położyć, bo mały też był zajęty przez jej prawą dłoń. A nie lubię podpierać się pod boki, bo wtedy facet wygląda, jak z pomnika tych nieśmiertelnych, którzy tylko chcieli przeżyć.Zerknąłem na żonę, na chwilę tylko, bo tyle dechu łapałem w kontaktach z Alicją, ale to już mniej mnie zdziwiło. Klęczała przed Markiem, a on wpychał jej jęzor do pizdy i dupy. …Chyba mi się coś popieprzyło. Miałem brać przykład z Alicji…pozytywne myślenie…Ach, tak, jeszcze raz ten sam tekst…Klęczała przed nim, a on lizał ją delikatnie po jednej dziurce i drugiej. Nieprawdaż, że teraz lepiej brzmi?

Pozytywne myślenie. Człowiek uczy się całe życie, a na podstawy nauki braknie mu czasu.
Czułem jej język w sobie i pomału zaczynałem wibrować….Gdy spojrzałem na dół i zobaczyłem, co wyprawia ręką, w trosce o nieprzysparzanie Polsce Polaków wyszedłem z niej. Zerknąłem w drugą stronę, ale nie musiałbym, bo przecież było lustro na całą ścianę, więc w nie spojrzałem. Ania leżała na plecach, jej język dosłownie przewalał się po jego ustach, a on ją rżnął. Nie pieprzył, nie dymał, ją RŻNĄŁ. Na kawałki chyba. Tak to wyglądało z perspektywy lustra, ale nie miałem czasu głębiej się zastanowić, bo już byłem w Alicji. Jednym zwinnym ruchem się odwróciła pociągając mnie za członka za sobą. Badałem delikatnie jej wnętrze, mościłem się parę minut w niej, wreszcie wyczułem, która pozycja najbardziej jej odpowiada. Zacząłem delikatnie, już nie zmieniając pozycji o włos, potem lekko przyśpieszyłem, gdy poczułem wpychający mi się do dziurki palec. Czy tak nie można było przez cały czas, dupku???

Chyba nie można było, bo żona nie chciała słyszeć o lizaniu mi pupy, po czym szeroko otwierałałbym się na świat. Jak teraz. Leżałem na Alicji i miałem twarz od jej o milimetry. Czułem jej gwałtownie wydychane powietrze, czułem, co dziś jadła, ale i tak chciałem ją całować, bo tylko wtedy, gdy człowiek tak naprawdę zaczyna być z tym drugim, na dobre i na złe, tylko wtedy jest nadzieja na przyszłość A tak się zaczynałem wreszcie czuć. Czułem ją całym sobą, jakbym pierwszy raz spotkał się w cipce, wtedy, przez ten krótki moment naprawdę ją kochałem Wręcz ubóstwiałem! I ona mnie też… przez tą krótką chwilę. Gdy w niej kończyłem,wyprężona wysunęła cały język do ssania i powiedziała 'zawsze będę cię kochać”.

Do tej pory nie wiem, ile w tym jest prawdy.
Gdy się obejrzałem, czego nie musiałem robić, bo lustro, to lustro jednak bardziej mnie denerwowało, niż podniecało, moja żona leżała na plecach i gwałtownie wymachiwała maczugą przed jej nosem, co chwila wysuwając język. Niedługo to trwało.Maczuga nagle znikła w jego dłoni i wystrzelił z niej perlisty płyn, sięgnął chyba ściany, potem jeszcze jeden i jeszcze…Poza włosami Ania została nienaruszona. Może to omen?
Podczołgałem się do niej i pocałowałem ją w usta. Marek nadal jeszcze wyduszał z siebie choćby kropelkę. To nie o kropelkę w życiu chodzi, a o cały ocean.
Gdy ma się ocean, wtedy kropli są miliardy, a na odwrót?
– W ilu byłeś dziś punktach G? – Ania delikatnie ścisnęła jąderka.
– W swoim ukochanym przez chwilę, ale nie do końca – Spojrzała na mnie ze zrozumieniem. Też zapewne obserwowała nasze wyczyny.
– A ty? – spytałem.
Wzruszyła ramionami, co znaczyło tylko jedno, nie było jej tak dobrze, jak chciała.
– Pomogę ci, jeśli nie doszłaś, zaraz się zajmę…
– Mariusz! Nie chcę tak. Chcę spróbować ciebie i ją równocześnie, bez niego. Ale też bez żadnych uwarunkowań. Kiedyś. Wkrótce.

Byłem szowinistycznym gnojem, ale to był w końcu mój przyjaciel, dla którego zrobiłbym prawie wszystko. Mój rezydent drgnął delikatnie, ale nie było sensu wstawać… za mało danych.
– Ale wspólnie z Alicją popieścicie Marka tak, jak chciał?
Spojrzała na mnie z pokpiwającym uśmieszkiem.
– Nikt stąd nie wyjdzie bez swojego finiszu.
– Ale Alicja jeszcze nic nie powiedziała o punkcie…- położyła mi palce na ustach i uśmiechnęła się tajemniczo.
– I tak miało być. O tym później.

Alicja wyszła do ubikacji, a Ania pospieszyła za nią. Rozciągnąłem się wygodnie na łóżku, założyłem ręce za głowę….Spojrzałem na boki…. czysto…. spojrzałem na swoje owłosienie pod pachami. Przecież to im się wkręci w zęby! Może nie…
Marek wyszedł z łazienki i niósł szklanki piwa.
– Jak ci się udało załatwić piwo w łazience? – zażartowałem, licząc na dowcipny odzew.
– Już je niosłem, ale coś mi się przypomniało – rozświetlił się swym zniewalającym uśmiechem.

Chyba oklapł mój stary druh. Normalnie odpowiedziałby w stylu 'mają tam tego w kiblu na pęczki, albo litry’, a dziś był jakis przygaszony. Widziałem przecież, jak szczytował. Coś z Alicją? Jakieś drobne nieporozumienie przeradzające się w wielką kłótnię?
– Co jest z tobą? – zajrzałem mu w oczy.
– Nic.
To szybkie stwierdzenie utwierdziło mnie bardziej w przekonaniu, że coś jednak jest.
– Marek…. kurwa….bądź ze mną uczciwy, ja z tobą jestem…co jest grane?
Zwiesił głowę. Powiedziałbym, że po tym zwieszeniu głowy wyglądał na dziesięć lat więcej. Jednak, skoro nie chciał powiedzieć, musiałem to uszanować.
– Dobrze. Wiedz jednak, że panie już szykują nam niespodzianki, a w takim stanie nie przekroczysz progu naszego klubu.
Jednym haustem opróżnił zawartość szklanki, po czym oznajmił.
– Pójdę to umyć.

-Chłopaki!! – głos wyraźnie dobiegał z sypialni. Dziewczynki nie próżnowały.
– No już!! Mamy wam wsadzić szpilę w dupę na zapęd?
– Wystarczy języczek – Oo… Marek się obudził. i wyglądał ciut lepiej.
– To już masz jak w banku – dobiegło z sypialni.
Ania ubrana w swoją piżamkę, Alicja tylko w czarny stanik, trzymająca coś długiego i wiotkiego w ręku. 'Chyba nie będzie sado-maso’? Pomyślałem, gdy ruchem palca do siebie zapraszała Marka.
Podszedł do nich, a ja stałem, niepewnie oparty o futrynę. Jednym ruchem ściągnęła mu majtki i rzekła
– Obróć się i pochyl.

Ujęła jego miękkiego, ale dochodzącego członka w rekę. Z drugiej strony Ania podsunęła się i uderzyła go otwartą dłonią w pośladek. Zawył. Nie jęknął, nie krzyknął…Zawył… jak kojot.

Przymierzyła drugą ręką w drugi pośladek. To samo. Alicja wzięła go do ust i zaczęła pieścić. Przesuwała dłonią naprzód i do tyłu, ciągle trzymając go w buzi. Ania uderzyła jeszcze raz prawą ręką, po czym niespodziewanie chwyciła jego pośladki, rozciągnęła je i zaczęła lizać wnętrze.

Oblałem się gorącem. Spodziewałem się pach, leżenia, ssania, ale tego nie.
Marek jęknął gwałtowniej. Ania wpiła mu się ustami w pośladki. Alicja wyjęła usta i podniósłszy go nieco do góry, trzepała go jak szalona.
– Nie na mnie – wyczuła moment, gdy dochodzi i obróciła go w stronę Ani. Masturbowała go nadal będąc z tyłu, a Ania przybliżyła usta do niego. Przez jego ciało przebiegł jeden, dostrzegalny spazm i wystrzelił.

Pierwsza seria jak zwykle po ścianie, ale druga już w usta, trzecia też. Ania chyba przełknęła ładunek i wzięła go do ust. Delikatnie marszczyła jego więdnącego członka, tymczasem Alicja wstała i mocno go pocałowała.

– Panu już dziękujemy…jest ktoś jeszcze w poczekalni? Jeśli tak, prosimy.
„A to co?” Żachnąłem się na zbyt, moim zdaniem, luźne podejście do tematu. „Seryjne obciąganie kutasów? Może raczej powinny trafić do ogrodów Gang-Bang.”
Ania zauważyła mój lekki niesmak.
-Zaufaj nam. Marka to podnieca.

Pchnęły mnie na łóżko. Alicja usiadła mi na piersiach i rozsunęła ręce daleko za głowę. Ania chwyciła moje uda i podciągnęła je w górę. Musiałem wyglądać jak ostatni palant w takiej pozycji.
Alicja schyliła się i przeciągnęła dłonią po mojej pasze, potem językiem. Przebiegł mnie dreszcz.

Absolutnie niesamowite! Ania zagłębiła się między uda i znalazła słoneczko.
Alicja, klęcząc nade mną, lizała mi raz jedną, raz drugą pachę, co chwila namiętnie mnie całując, Ania coraz intensywniej lizała mi tyłek, jednocześnie masturbując członka. Wciskała się językiem, gniotła, obchodziła, przesuwała wzdłuż i wszerz. Czułem że moje sekundy są policzone.
– To nie dla mnie – Ania szybko wyprostowała się i przesunęła w górę, a Alicja w tym tempie zsunęła się na dół.

Wystrzeliłem. Nie był to może strzał stulecia, ale zważywszy na to, co przeszedłem w ten weekend i tak należało odnotować każdy wytrysk na koncie sukcesów. Alicja z wyraźną przyjemnością wzięła całość do buzi. Obserwowałem jej usta powoli przesuwające się w górę i w dół i wypływający z nich biały płyn szczęścia.

Nie mogłem wytrzymać, żeby nie zadać tego pytania.
– Al, a co z tobą? Gdzie jest twój punkt G?
– Jeszcze nie zauważyłeś, że to wy jesteście? – Odparła. Teraz dopiero mnie olśniło. Rzeczywiście, to ona przecież była pierwszą do dawania, a ostatnią do brania.

Bogini seksu. Żałowałem, jak każdy facet żałowałby, że tak krótko ją znałem, ale miałem przyjemne przeświadczenie, że wszystko jest do nadrobienia.
Nieprawdopodobna kobieta, co udowodniła już wkrótce obwieszczając nam :
– Wiecie, że pierwsze litery naszych imion składają się na najwspanialsze słowo świata? I wszędzie rozpoznawalne?
M-A-M-A
– Czyż nie powinniśmy też być najwspanialsi?

Scroll to Top