Gangsterskie opowieści cz.4

Samochód z ogromnym impetem uderzył w powierzchnię wody. Rozległ się huk i krople wody uniesione siłą uderzenia połączyły się powrotem z wodą. Mary nie przypięta pasami pływała w samochodzie z kulą w głowie. Szymon zaczerpnął trochę powietrza, dzięki któremu mógł w miarę kontrolować sytuację. Nie umiał pływać, ale wiedział, że za wszelką cenę musi dostać się na powierzchnię. Uchylona szyba zapełniła auto zimną wodą. Szymon kilkoma kopniakami wybił szybę i wydostał się z samochodu. Otwarty od uderzenia bagażnik samochodu wypluł gumową piłkę, która wystrzeliła powoli w górę.

Szymon ostatkami sił dostał się do piłki, która uniosła go w górę. Wynurzył głowę i zaczerpnął powietrza. Na moście zbiegli się zaciekawieni wypadkiem ludzie i przyglądali się z nieukrywanymi emocjami. Migały światła i słychać było syreny. Szymon nie chcąc dać złapać się policji podpłynął do brzegu, na którym stali już nieznajomi mu ludzie. Pomogli mu wydostać się z wody. Stojąca w pobliżu karetka podjechała do rannego.

Sanitariusze szybko opatrzyli rozbitą głowę Szymona oraz zwichnięte ramię. Ulicą zaczęły zbliżać się radiowozy policji. Z kilku wyskoczyli policjanci i od razu podbiegli do Szymona. Pytania o imię, nazwisko, adres zameldowania i najważniejsze pytanie dnia:, co się właściwie stało?

Szymon odpowiedział policjantom, że z jego lewego boku podjechał jakiś samochód i pasażer siedzący przy kierowcy strzelił do Mary.

– Tak normalnie strzelił – spytał policjant?
– A u mnie Pan nienormalnie strzelać – spytał z ironią w głosie Szymon.
– Przepraszam. Jaki to był samochód?
– Czerwony lexus.
– A może zapamiętał Pan serię auta?
– Przykro mi, ale nie interesuje się samochodami. Nie znam się na rodzajach i rzeczach pokrewnych – miło odparł Szymon.
– To skąd Pan wiedział, że to lexus – spytał podejrzliwie policjant.
– Moja narzeczona ma takiego tylko, że srebrnego – odparł z uśmiechem Szymon.
– Ma Pan jakiś dowód? Prawo jazdy?
– Niestety, wszystko zostało na dnie. Nazywam się Mark Bolles. Jestem z Chicago. Prowadzę firmę spadochroniarską razem z bratem.
– To się sprawdzi zaraz.

Policjant odszedł i przez chwilę rozmawiał z centralą.

– Dziękuję. Panie Bolles, może Pan wrócić do Chicago, ale musimy mieć jakiś Pana adres, telefon i przede wszystkim datę urodzenia.
– Oczywiście. Dam Panu wszystko. Mój adres to Odley Street 785 – policjant wszystko skwapliwie notował – Telefon do mnie to 856 766 891.
– Data urodzenia i miejsce jeszcze poproszę.
– 26 kwietnia 1979 roku w New Jersey.
– Dziękuję Panu.
– Proszę – odparł Szymon – Czy mogę już odejść?
– Tak. Skontaktujemy się z Panem.

Szymon wstał i z ogromnym ciężarem ruszył przed siebie. Spojrzał na zegarek. Do odlotu miał tylko 40 minut. Musiał się nieźle sprężyć żeby zdążyć na czas. W zasadzie już powinien być na lotnisku w celu załatwienia wszystkich formalności. Podbiegł na górę mostu i zatrzymał jadący samochód. Wsiadł i powiedział: „Na lotnisko, migiem”.

Przestraszony kierowca ruszył żwawo przed siebie. Szymon rozejrzał się po samochodzie i zauważył z tyłu dużą walizkę, z której wystawały zielone banknoty.

– Pan bogaty taki, że w walizce pieniądze wozi?
– Eeee to nie moje.
– To, kogo?
– Nie Pana sprawa.
– No powiedz – Szymon wyciągnął zamoczoną broń i przystawił ją do skroni kierowcy.
– Jednego kolesia z Chicago. I tak go nie znasz. Tamtejszy gangster. Wiozę mu pieniądze, bo jego.

Na dźwięk słowa „gangster” Szymonowi otworzyły się szeroko oczy. W Chicago było wielu gangsterów, ale tylko jeden był, który obracał sumami zawartymi w walizce.

– To dla Rogera – spytał Szymon i bliżej przystawił broń.
– Znasz go?
– Znam. Skręć tu – Szymon wpadł nagle na plan, który zwabi, Rogera do Detroit.

Kierowca szybko przekręcił kierownicą i wjechał w mocno uczęszczaną ulicę. Przejechał około dwóch kilometrów i Szymon kazał mu wjechać pomiędzy dwa budynki. Miejsce ciche i spokojne.

– Daj telefon – powiedział Szymon.
– Leży w schowku – Szymon otworzył schowek i wyciągnął telefon. Wykręcił numer do Angie i kiedy odezwała się poczta powiedział: „Przepraszam, ale sprawy się o niebo polepszyły. Muszę zostać jeszcze jakiś czas w Detroit. Jak będę wracał to się z Tobą skontaktuję. Czekaj na mnie”.
– Jesteś zwykłym posłańcem, ale nie mogę Cię tak zostawić. Znasz moją twarz i niestety będę musiał Cię zabić.
– Nie musisz! Nie poznam Cię obiecuję.
– Nie obiecuj, nie obiecuj. Wiem, że od razu poleciałbyś do Rogera i przepraszał. Zamknij oczy.

Kierowca zamknął oczy i krzyknął: „Nieeee!”. W tym samym momencie padł cios ze strony Szymona. Głowa kierowcy opadła na zagłówek. Szymon uderzył kierowcą kolbą od pistoletu. Stracił przytomność na jakiś czas.

Szymon szybko przebrał się w ciuchy kierowcy i wyszedł z samochodu zabierając walizkę z pieniędzmi.

Przy ulicy Corey Avenue spotkał jedną z dziewczyn pracujących dla Rogera. Widział ją z daleko. Nie trudno było jej nie zauważyć. Długie kręcone czarne włosy opadały beznamiętnie na plecy okryte śnieżnobiałą bluzką. Bluzeczka zasłaniała z przodu tylko piersi, pępek był wystawiony na działanie promieni słonecznych. Długie nogi przystrojone były spódniczką w kolorze bluzeczki i butami na wysokim obcasie w tymże kolorze. Szymon ukrył się za budynkiem wciąż widząc dziewczynę. „Za dużo ludzi Rogera się tu kręci – pomyślał – Kierowca, teraz ta lala. Coś się gotuje”.

Kiedy był pewien, że dziewczyna czeka na kogoś postanowił wykorzystać chwilę i porozmawiać z nią. Podszedł szybko do niej i wepchnął do opuszczonego budynku. Przez wybite okna wpadało światło do pomieszczeń wypełnionych zdezelowanymi meblami. Ściany w kolorze bliżej nieokreślonym z powodu silnego zabrudzenia.

Nie myślał nad tym, co robi. Jego zwierzęcy instynkt łowcy obudził się w nim. Pchnął dziewczynę na stojący mebel i zerwał bluzeczkę ukazując światu ponętne piersi. Ładnie opalone, dokładnie i delikatnie. Dziewczyna patrzyła na niego z uśmiechem. Nie spodziewała się go tu. Pamięta jeszcze jeden wieczór w Chicago, kiedy na przyjęciu urodzinowym Rogera uprawiali seks na małżeńskim łożu swojego szefa. Na szczęście nikt o tym nie wiedział. Złapała Szymona za włosy i pociągnęła w stronę swoich piersi. Zanurzył twarz i momentalnie zaczął całować jej piersi. Dziewczyna przymknęła oczy i oddała się rozkoszy.

Pieścił jej piersi z dokładnością. Brutalnie wwiercał się językiem pomiędzy oba cuda natury i chirurga plastycznego. A zapewne bardziej zasługa była tam tego drugiego. Całował i całował jakby nie chciał przestać. Dziewczyna oparta o mebel rozszerzyła nogi i czekała na członka Szymona. Ten nie dał się długo prosić i szybko zdjął spódniczkę dziewczyny.

Jego ręka powędrowała w stronę majteczek. Delikatnie przejechał po nich ręką i szybko je ściągnął ukazując dokładnie wygoloną cipkę. Majtki zjechały w dół i zatrzymały się na butach. Dziewczyna podniosła jedną nogę i oparła ją o krzesło. Szymon szybko zdjął spodnie i majtki pokazując członka w pełnej gotowości do działania. Zbliżył się do łona dziewczyny i powoli wsunął swojego penisa w gorącą muszelkę znajomej dziewczyny. Ruchy z wolnych stawały się szybkie i energiczne. I tak na przemian. Członek wsuwał się bez najmniejszego problemu. Był wystarczająco naoliwiony przez śluz dziewczyny. Katie, bo tak miała na imię brunetka, oddawała odgłosy rozkoszy. Wpijała się w szyję Szymona i namiętnie całowała. Pamiętała, że tak naprawdę tylko on potrafił ją tak pobudzić, że orgazm był na wyciągnięcie ręki. Tylko Szymon potrafił mocno uderzać. Czuł kobietę. Wiedział, kiedy kobieta dochodzi i w tym momencie wychodził. Biodra Szymona uderzały mocno wprawiając Katie w drżenie.

Kiedy Katie zacisnęła palce na plecach Szymona ten niespodziewanie wyszedł. Odwrócił ją i oparł o mebel. Dziewczyna wyciągnęła ręce i oparła się o ledwo stojącą szafę wystawiając Szymonowi cipkę i tyłek. Ten długo nie zastanawiając się wsunął naprężonego penisa do mokrej wciąż cipki Katie. Złapał za tyłek i szeroko go rozszerzył ukazując drugą dziurkę. Naślinił palec i wsunął w tyłek. Katie lekko się poruszyła jednak nic nie powiedział. Szymon nadal mocno i szybko poruszał biodrami dając i sobie i Katie niesamowitą przyjemność. Członek, cały mokry, działał niczym dokładnie naoliwiony tłok. Wsuwał się i wysuwał. Penetrował wnętrze Katie z najlepszą dokładnością i dbałością o każdy milimetr. Jednak nie był to seks z ukochaną osobą a z laską, która zapewne daje każdemu, któremu się zachce nagłego seksu. Ot, taka zwykła kurewka.

Czuł nadchodzący orgazm i zaczął jeszcze energiczniej wchodzić w cipkę dziewczyny. Wiedział, że tylko tak wyciągnie z niej informacje. W odchodzącym orgazmie była niewinna niczym dopiero, co narodzone dziecko.

Zwolnił. Mocno wszedł w cipkę i wystrzelił we wnętrze. Katie krzyknęła i zamknęła mocno oczy. Z oczu popłynęły jej łzy. Szymon kiedyś zastanawiał się, dlaczego ona płacze jak dochodzi. Katie zacisnęła muszelkę i oddała się przyjemności. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz i owładnęło ją gorąco. Opuściła głowę i wysunęła członka Szymona ze swojego wnętrza.

Usiadła na krześle, o co najmniej dziwnym kształcie i spojrzała uśmiechnięta na Szymona. Ten wiedząc o słabości, Katie przystąpił do działania.

– Co ty tu, Katie robisz – spytał szybko nie chcąc aby Katie uciekła.
– Mam parę spraw prywatnych do załatwienia – odpowiedziała patrząc prosto w oczy.
– Wiesz, widziałem dziś jakiegoś gościa, co wiózł tą walizkę dla Rogera – Katie się roześmiała.
– Roger to już przeszłość w Chicago. Nie istnieje już tam. Po twoim wyjeździe miał ciebie zlikwidować jakiś człowiek.
– Wiem. Ale nie żyje już. Przez Rogera zginęło za dużo osób – spojrzał uważniej na Katie – Za dużo. Za te kilka osób zginie Roger. Szukam go.
– Znajdziesz jak będziesz dobrze szukał. Coś ci powiem…- Katie zawiesiła głos – Jest teraz w Denver. I to bardzo blisko budynku, w którym teraz siedzimy.
– Skąd masz takie informacje?
– Prawdę mówiąc jestem tu w tym samym celu.
– Chcesz go zabić?
– Zabił moją rodzinę. Mój ojciec został zastrzelony we własnym łóżku. Matka – znów zawiesiła głos – została zgwałcona i zmasakrowana przez goryli tego skurwysyna, więc się nie dziw, że chcę to zrobić.
– Nie dziwię się. Gdzie on jest?
– Polly Avenue. Tam go znajdziesz. Czarny biurowiec, biuro senatora Moritsona. Są tam na pewno. Szymon proszę zrób to za mnie – skryła twarz w dłoniach i cicho zapłakała.

Szymon wstał i wyszedł z pustego budynku. Złapał pierwszą taksówkę i kazał zawieść się na wskazaną przez Katie ulicę. Taksiarz ruszył włączając radio, z którego popłynęły dźwięki latynoskiej muzyki. Chyba Shakira.

„To już koniec – pomyślał Szymon”

Taksiarz się zatrzymał. Szymon wyciągnął kilka banknotów z walizki i podał je facetowi. Chciał wydać resztę, ale Szymona już nie było. Wszedł w czarny biurowiec i odetchnął. Czuł Rogera na wyciągnięcie ręki. Wiedział, że jest blisko.

– Dzień dobry, przepraszam, na którym piętrze jest biuro senatora Moritsona – spytał Szymon ochroniarza stojącego w holu.
– Dzień dobry, senator Moritson urzęduje na 16 lub 17 piętrze. Niech Pan idzie do recepcji, tam pan się więcej dowie.

Szymon podziękował i skierował się do recepcji. Dostał tam szczegółowe informacje dotyczące położenia biura senatora. Wsiadł w windę i poprosił o piętro 17. Kiedy wysiadł rozejrzał się po piętrze. Całe puste. Poszedł w lewo od windy. Jakieś numerowane pokoje, ale nigdzie tabliczki z nazwiskiem. Doszedł do końca holu i zawrócił się. Poszedł w drugą stronę i znalazł na samym końcu tabliczkę z napisem „Senator Gerald Moritson”. Zapukał i wszedł.

– Dzień dobry, zastałem może senatora?
– Pan senator ma gości teraz – odpowiedziała szczupła blondynka z obfitym biustem.
– Może mi Pani jakoś umili czas oczekiwania na senatora – Szymon wsunął jej w rękę 400 dolarów. Blondynka zrobiła się czerwona, ale wstała i podeszła do siedzącego już w fotelu Szymona. Rozpięła mu rozporek i wyciągnęła na wierzch penisa.

Zbliżyła swoje usta i wsadziła go sobie do ust. Zaczęła wolno poruszać ustami na członku. Powoli stawał się większy i twardszy. Blondynka coraz intensywniej zaczęła poruszać głową na członku.

„Pieprzona dziwka” – pomyślał Szymon.

Dziewczyna ruszała głową i w tym samym czasie lizała główkę wielkiego już członka. Mocno obciągała Szymonowi oddychając przez nos. Chciała zasłużyć na te cztery stówy. Szymon napiął mięśnie i wytrysnął prosto w usta blondynki. Dziewczyna połknęła wszystko i dokładnie wylizała penisa do czysta. Szymon schował penisa do spodni, zapiął rozporek i usadowił się wygodnie na fotelu. Blondynka wstała i usiadła na swoim miejscu za biurkiem. Przyrządziła Szymonowi kawę i zaczęli rozmawiać. Szymon zaczął dyskretnie wypytywać sekretarkę o gości senatora. Z jej odpowiedzi wywnioskował, że jednym z gości jest Roger.

Drzwi się otworzyły i wyszedł z nich jakiś mężczyzna.

– Betty, kochanie, jeszcze cztery kawy poprosimy – powiedział do sekretarki i spojrzał na Szymona – Pan do mnie?
– Tak. Jestem przedstawicielem firmy zajmującej się energetyką. Wiem, że Pan zajmuje się energią i chciałbym, żeby Pan ze mną porozmawiał chwilę. Zgodzi się Pan?
– Tak…Proszę poczekać jeszcze z pół godziny. Mam szalenie ważne sprawy teraz. Proszę mi wybaczyć.
– Dziękuję.

I senator zniknął na drzwiami. Szymon nie mógł już wytrzymać w oczekiwania na Rogera i wparował do gabinetu senatora. Zszokowani goście spojrzeli zaskoczenia na Szymona. Ten rozejrzał się i dostrzegł po drugiej stronie stołu siedzącego z przerażeniem na twarzy Rogera. Szymon szybko spojrzał na niewielki stolik stojący z boku, na którym stał wielki świecznik. Podniósł go i podszedł do Rogera. W jego oczach błyskały iskry nienawiści.

– Panowie wybaczą, ale nie mogłem dłużej czekać – powiedział do przerażonych ludzi Szymon stając obok Rogera – To dla ciebie Roger – uśmiechnął się – Ot, taki prezent. Usiądźcie panowie.

Szymon rozejrzał się po gabinecie i powiedział:

– Czy panowie wiedzą, z kim rozmawiają – wskazał palcem na Rogera – Wie Pan, kim on jest – spytał siedzącego mężczyznę.
– Tak. To jest Roger Sviliskiz – powiedział twardo mężczyzna.
– A wie Pan, czym owy Roger się zajmuje?
– Jest szefem firmy energetycznej.
– Racja. A wie Pan może czy Roger działa w mafii?
– To jest nadzwyczaj uczciwy człowiek. To niemożliwe, żeby działał w jak to Pan mówi mafii.
– A wie Pan, czemu jest taki uczciwy? Bo ma tych pieniędzy w bród i nie wie, co z nimi robić.
– Niemożliwe.
– Skoro Pan w to nie wierzy to już jest Pana sprawa Panie Volz.

Szymon rozejrzał się po gabinecie i dostrzegł kilka znanych twarzy: Bernard Buendes pseudonim „Wolf”, Richard Collet pseudonim „Dominic” oraz ten najważniejszy Wladimir Skorosky pseudonim „Josef” – boss rosyjskich gangsterów działających na terenie Chicago oraz Denver.

Wszystkich znał. Oni jego nie znali. Widział ich kilkakrotnie w rezydencji Rogera, w Chicago. Postanowił przechytrzyć gangsterów.

– Roger, przepraszam. Wiem, że nie byłem dla ciebie dobrym pracownikiem, że wiele razy musiałeś działać za mnie. Naprawdę przepraszam. Nie wiem, co się ze mną ostatnio dzieje. Jestem jakiś pobudzony, czepiam się o wszystko i do każdego. Wybacz mi proszę. Roger, jesteś dla mnie jak ojciec – Szymon klęknął przed Rogerem i ucałował go w rękę.
– Fox, spokojnie. Nie wykonałeś swojego zadania. Miałeś zabić jedną osobę i nie zrobiłeś tego. Popełniłeś błąd. Ja nie wybaczam – Roger wstał i podniósł Szymona – Nie wiem, co się z tobą działo przez cały ten czas. Przez telefon mówiłeś jakieś bzdety, że mnie zabijesz i temu podobne. Co ja mam sobie myśleć? Ojcem dla ciebie jestem? Zabiłbyś ojca? Odpowiedz.
– Roger wybacz – Szymon wiedział już, że znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Wiedział, że musi zabić Rogera i że kiedy to zrobi pozostali zabiją jego. Myślał intensywnie nad wyjściem z tej pułapki.

Szymon wstał i odwrócił się. Stał do Rogera plecami. Przy boku Volza w kaburze ukryty był pistolet. Szymon wiedział, że ma tylko kilka strzałów. Musi zabić wszystkich. Spojrzał raz jeszcze na kaburę i wiedział już, ze broń ma doczepiony tłumik.

Zamachnął się i wyrwał broń z kabury. Pierwszy strzał zabił Volza. Drugi pocisk trafił prosto w głowę Josefa. Uderzył Rogera nogą i zrobił krok do przodu. Znów wycelował i strzelił do Colleta oraz do Wolfa. Obaj zginęli. Roger próbował wstać, ale Szymon się odwrócił i jeszcze raz kopnął Rogera. Senator stał z rękoma w górze. Szymon spokojnie wycelował i oddał strzał. Senator opadł na ziemię. W tym momencie do gabinetu wpadł Betty.

– Stój! – krzyknął Szymon – Podejdź do mnie. Powoli.
– Co się stało? – powiedziała cicho, ledwo słyszalnym głosem.
– Nieważne.

Szymon odwrócił się w stronę Rogera i strzelił prosto w głowę. Złapał Betty za rękę i wystrzelił prosto w czoło. Krew ochlapała mu ubranie. Zdjął górne ubranie i rzucił do kosza. Broń wsunął za spodnie.

Wyszedł z biurowca tylnim wyjściem i szybko oddalił się w kierunku lotniska. Broń rozłożył na części i wyrzucał je, co jakiś czas. Wstąpił jeszcze do sklepu i kupił czyste ubranie. Elegancki czarny garnitur.

„Mówiłem, że cię dopadnę gnojku” – Szymon pomyślał o Rogerze.

Szymon pomyślał i doszedł do wniosku, ze lotnisko odpada, ponieważ sprawdzają tam dowody tożsamości. Nie miał żadnego. Ani jednego. Ani prawdziwego na nazwisko Szymon Broll, ani fikcyjnych na nazwiska Douglas Perkovitz, Barry Safid, Morty Koloski oraz tego którym się posługiwał najczęściej: David Morris.

Wsiadł w taksówkę i kazał jechać do Chicago. Zapłaci za tą podróż grube pieniądze, ale nie ma wyjścia. Tylko tak dostanie się do Chicago szybko. Tamtych znajdą zapewne wieczorem w najgorszym wypadku. W najlepszy znajdą ich jutro. Cóż, tak czy tak znajdą. Mi pozostaje tylko wyjechać. Sprawy swoje pozałatwiałem i moje życie w Chicago się skończyło.

****** (10 lat później)

– Zaczynam kolejny rok swojego życia tutaj. Nie wiem, co przyniesie następny dzień. Zresztą nie zastanawiam się nad tym nawet. To, co zrobiłem uważam za słuszne. Minęło dopiero 10 lat mojego życia tutaj. Zrozumiałem wiele rzeczy. Nie mam rodziny, nie mam żony, dzieci. Moja matka zmarła zaraz po zabiciu Rogera. Ojciec zginął w ubiegłym roku. Kim ja jestem? Czy Bóg mi wybaczy?
– Bóg wybacza wszystkim. Będzie mu trudno, ale wybaczy ci na pewno. Musisz tylko sam w to uwierzyć. Ile zostało do końca?
– 50 lat.
– Koniec spowiedzi. Więźniowie wracają do swoich cel – krzyknął klawisz wchodzący do kaplicy więziennej.

Szymon wstał i wolnym krokiem ruszył w kierunku wyjścia.

Scroll to Top