Houseboy

Wojtek siedział jak na szpilkach wracając z internatu do domu. W tym tygodniu była wywiadówka. Pierwsza w technikum, do którego poszedł we wrześniu. I… nie poszło dobrze. Prymus w podstawówce i gimnazjum, a tu taka plama. Właściwie to świadczyło o poziomie jego poprzednich szkół, bo okazało się, że ich poziom był, oględnie mówiąc, denny. Zaskoczeniem były tylko wyniki egzaminu gimnazjalnego, zaskakująco wysokie. Już za chwilę spotka się z mamą, bo ojca pewnie jeszcze nie będzie. Co mama powie, bo sytuacja wyglądała właściwie dramatycznie. Niektórzy nauczyciele ciągle mu powtarzali, że lepiej, żeby się przeniósł do zawodówki. Zawodówki! Wojtek właściwie chciał iść do ogólniaka, ale ojciec go przekonał, że chłopak powinien mieć zawód. Tylko czemu miał być mechanikiem, skoro nie miał żadnych predyspozycji. Z zamyślenia wyrwał go głos matki,
Cześć synuś, jesteś. Super, mam świeżutkie pierogi, zaraz wrzucę na wodę, bo chciałam, żeby był gorące.
Żadnych wyrzutów, nawet aluzji do wywiadówki. Aż tak zawiódł rodziców? Rany! W sumie, bywali upierdliwi, ale ogólnie byli nawet spoko.
Przywitał się. Rodzicielka była w dobrym humorze.
Kiedy tata przyjedzie? – zapytał.
A czy ja wiem, z Twoich ojcem jest zawsze loteria. Mam przeczucie, że dziś może zapić. Dawno mu się to nie zdarzyło, to byłby niestety czas.
Ojciec faktycznie od czasu do czasu pozwalał sobie na przegięcia w wódką. Jeździł cieżarówką, więc pić nie mógł, ale w piątki jak kumple organizowali popijawę, to chętnie się dołączał.
Faktycznie tuż przez 23.00 pojawił się z trudem trzymając się na nogach.
Od rana atmosfera w domu był napięta. Matka zrobiła focha, a ojciec leczył kaca. Chcąc uciec, Wojtek poszedł do kumpla. Kiedy wrócił był właśnie świadkiem, jak ojciec próbował udobruchać żonę. Prędzej czy później zawsze pękała. Kiedy wreszcie wszystko wróciło do normy, Wojtek był pewien, że wieczorem czeka go ciężka rozmowa, ale nie. Rodzice mieli zwyczaj w sobotę siadać przy grzaneczce i obgadywać cały tydzień. Przez drzwi swojego pokoju widział jak siedzą przy stole. Potem zasnął. Obudził się w niedzielę rano z niepokojem. Coś było nie tak. Poszli wszyscy na Mszę. Potem obiad i wyjazd do miasta.
Jednak przy obiedzie ojciec poprosił go:
Wojtek mógłbyś pojechać do szkoły jutro rano? Chcielibyśmy z mamą spokojnie z Tobą pogadać. Wiem, że musisz wtedy bardzo wcześnie wstać, ale to ważne.
OK. Jak ważne, to dobra. O której? Bo w taki razie idę do Jarka.
Widział, że jak będzie siedział, będzie myślał, a że myśli przychodziły mu najczarniejsze, postanowił iść do najlepszego kumpla z gimnazjum.
Może być o czwartej?
Dobra to o czwartej.
Kiedy wrócił mam przygotowała jego ulubiony sernik i usiedli przy stole.
Wojtek – mama odezwała się pierwsza – na wywiadówce wychowawca powiedział mi, że z taką wiedzą, trudno będzie ci zdać do następnej klasy. Radził, żebyśmy przemyśleli przenosiny do zawodówki. Chociaż cię nie skreśla jeszcze, ale musiałbyś nadrobić zaległości. Jak myślisz, dasz radę?
W internacie chyba nie, mamo. Mówiłem wam, że tam się trudno skupić.
Mamy z mamą dla ciebie propozycję, która przynajmniej może zmienić tę sytuację. W piątek po południu kumpel z pracy mi mówił, że już dwa razy go okradli, bo wiedzą, że go często nie ma domu. Ja też wspomniałem, że ty masz ten problem z nauką i zaproponował, czy ty byś się do niego nie przeniósł. Wtedy nie będziesz narzekał na to, że nie możesz się uczyć, a on będzie spokojny, że w tygodniu zawsze ktoś jest w domu. Chce tylko, żebyś utrzymywał porządek i wkładał jego brudne ciuchy do pralki i je rozwiesił, bo czasem się nie wyrabia.
Więc to prawda, ale może to jest jakieś rozwiązanie. Poza tym, bez wychowawców, bez kontroli… Samemu w mieście. Brzmi nieźle.
OK. Spróbujmy. Jak daleko to jest do szkoły.
Jakieś 10 minut na piechotę.
OK.
Pan Jacek mówił, że mógłbyś się wprowadzić od razu i właściwie jest jeszcze 10 dni do 1 listopada, więc zostałbyś jeszcze tylko parę dni w internacie. W takim razie jutro zadzwonię do kierownika internatu i powiem mu, że rezygnujesz.
Idąc spać Wojtek już sobie wyobrażał wolność i może trochę warunki do nadrobienia zaległości.

*******

Minął tydzień i czas przeprowadzki. W niedzielę cała rodziną podjechali piętnastoletnim golfem trójką pod internat. Wojtek zabrał resztę swoich rzeczy i pojechali do nieznanego pana Jacka. Mieszkał w starej, ale zadbanej kamienicy, na trzecim piętrze. Kiedy się wdrapali, otworzył im młody mężczyzna.
Cześć Staszek. Witam panią, pani Elu. Miło poznać. Jacek Nagadowski. A to pewnie wasza latorośl z problemami szkolnymi – spojrzał na Wojtka.
Wejdźcie proszę. Co zrobić; kawę czy herbatę?
Dla mnie kawa – odezwał się ojciec.
Dla nas herbata – odpowiedziała za Wojtka pani Elżbieta.
Wojtek nie mógł się napatrzeć na swojego nowego gospodarza. Zajebiście przystojny, jaki zbudowany. Jakieś 180 i parę wzrostu. Brunet, z lekko długimi włosami, piwne oczy, przenikliwie patrzące. Ubrany w jeansy zapięte na skórzany, brązowy pasek i obcisły t-shirt, który odsłaniał kaloryfer.
Wojtek widział, że i pan Jacek też mu się przyglądał.
Żeby nie było nieporozumień ustalmy zasady. Skoro chciałeś się uczyć, to po szkole i obiedzie w szkolnej stołówce, wracasz tutaj i mam rozumieć, że starasz się nadrobić zaległości. Ponieważ w sumie biorę za ciebie odpowiedzialność, to nie wyobrażam sobie, że wychodzisz kiedy chcesz.
Co jest kurwa, za kogo on się ma – myślał Kozubski.
Jeśli chodzi o twoje obowiązki tutaj to jak widzisz, jestem raczej facetem, który lubi porządek, więc chciałbym, żebyś i ty się dostosował. Poza tym chciałbym cię prosić, żebyś wkładał moje brudne rzeczy do pralki, a po praniu je rozwiesił. Będzie mi łatwiej, bo czasem dochodziło do sytuacji, że nie miałem się w co ubrać.
Mówił zdecydowanie i konkretnie.
I mówię to synu przy mamie i panu Jacku, że jeśli coś przeskrobiesz, to upoważniam go do użycia tego paska, który nosi. Zrozumiano? – pogroził pan Stanisław
Tak, tato.
Ojciec co prawda rzadko go lał, ale jak już, to długo pamiętał, bo pasa wtedy nie oszczędzał. Raz, dwa razy do roku wystarczało, żeby go postawić do pionu, a pręgi nosił z tydzień. Gdyby nie to, to z ojca był spoko gość.
Potem Nagadowski pokazał im pokój Wojtka i kuchnię, łazienkę, żeby wiedzieli jak to wszystko wygląda. Potem rodzice Wojtka pożegnali się i wyszli.
Teraz przyszedł czas na obwąchiwanie się.
No, młody, jakoś się dogadamy. Zaraz ci pokażę jak i co z tym praniem. Ale najpierw się rozpakuj, a ja zrobię coś do jedzenia.
Po chwili rozległo się głośne: – Żarło gotowe!
Kiedy przyszedł do kuchni Jacek postawił na stole całkiem dobre rzeczy.
To z czym masz taki sajgon?
Trochę z wszystkim – odpowiedział Wojtek – Okazało się, że moje gimnazjum było denne i mam dużo zaległości. Sypią się pały, jedna po drugiej.
Dobra, to z czego masz najwięcej, albo z czego myślisz, że masz największy problem.
Z matmą i fizyką. Jestem z tego noga.
Może uda ci się trochę pomóc. Mam kilku znajomych, którzy są w te klocki nieźli. Tylko, że oni za ciebie się nie nauczą. Wymieńmy się numerami komórek, będzie nam łatwiej.
Po kolacji Wojtek się chciał umyć naczynia, ale gospodarz powiedział – Potem owszem, ale pierwszego wieczora czuj się jeszcze jak gość.
Potem mu wyjaśnił jak i co tym praniem i pierwsza noc w nowym miejscu. Super miejscu. Obudził się przed 7.00. Gospodarza już nie było. Ogarnął się, zjadł śniadanie. Na stole zobaczył kartkę a na niej napisane: „Dziś o 16.00 przyjdzie chłopak od matmy a na 18.00 dziewczyna od fizyki. Nie spierdol tego!”.
Ja piórkuję. – pomyślał Wojtek – Co to jest?
I poszedł do pieprzonej szkoły, żeby złapać jeszcze parę jedynek. Ja pierdolę!
Szkoła jak szkoła. Dzisiaj się udało, bo nikt go nie pytał. Może z litości, żeby nie dobijać. Po szkole na obiad do stołówki i na miasto. W końcu skąd ten ten palant będzie wiedział kiedy wróciłem.
Korepetytorzy faktycznie przyszli i byli dobrzy. Ale wyssali z Wojtka wszystkie siły. Kiedy odrobił zadania na następny dzień był totalnie wypompowany. Dni mijały. Kozubski czasem wieczorkiem robił wypady do kina, albo spotykał się z kumplami.

*****
Minęło półtora tygodnia. W tym czasie Wszystkich Świętych. W środę pan Jacek już o 16.00 był w domu, ale nie zastał swojego sublokatora. Kiedy Wojtek wszedł gospodarz czytał książkę. Spojrzał na niego.
Kolego, chodź no tu do mnie…
No tak, pan Jacek go nakrył.
Jaka była umowa? No co, zapomniałeś języka w gębie? Przypomnisz sobie czy ja mam to zrobić?
Próbował robić dobrą minę.
No…, że się będę uczył i uczę się. Dzięki wielkie za korki. Ci ludzie są świetni.
Cieszę się, że ci spasowali, ale mnie nie spasowało, że ze mną pogrywasz. Od kiedy tu zamieszkałeś, ani jednego dnia nie przyszedłeś zaraz po szkole. Trzy dni po korkach, wieczorami się gdzieś włóczyłeś. Co z tym zrobimy? Jakaś propozycja? Mam powiedzieć ojcu czy załatwimy sprawę pomiędzy nami?
Wojtkowi żołądek podszedł do gardła. O co chodzi? Jak załatwimy?
Pamiętasz co ojciec powiedział? Upoważnił mnie do użycia pasa. Są dwa wyjścia: albo jutro powiem ojcu albo dostaniesz wpierdol ode mnie i będziemy kwita. Oczywiście po tym będziesz szanował naszą umowę. Co wybierasz?
Zapadła cisza. Kurwa. Co wybrać. Jak ojciec się dowie to mnie zabije, a przynajmniej spuści taki wpierdol, że dwa tygodnie nie usiądę. Poza tym okaże się, że oni się starają a ja ich zawiodłem. No i jeszcze ta zawodówka, kiedy już zaczynam trochę poprawiać dzięki korkom od Jacka. Może lepiej niech on to zrobi. Może nie będzie tak źle.
Opcja druga – mruknął pod nosem.
Słucham? Proszę wyraźnie. – powiedział lekko podniesionym głosem gospodarz.
Wybieram lanie od pana.
OK. Proszę bardzo. U mnie to będzie 25 na dupsko. Podejdź do stołu, oprzyj się i pochyl.
Wojtek z ociąganiem podszedł do stołu. Pochylił się…
O nie, młody. U mnie tylko na gołe dupsko. Inaczej nie warto.
Ja pierdolę, pomyślał Wojtek. Taki wstyd. Niechętnie ściągnął jeansy i bokserki i oparł się o stół.
Tylko zasady są takie. Przyjmujesz pasy jak mężczyzna, bez płaczu i stękania. Nie uciekasz przed pasem i nie zasłaniasz się. Jeśli ci się zdarzy to zaczynam od początku 25. Za drugim razem rezygnuję i mówię ojcu. Mam nadzieję, że masz jaja. Zrozumiano?
Tak, proszę pana
Z lękiem, ale i dziwnym podnieceniem czekał na pierwsze uderzenie. Kiedy przyszło, okazało się duuuużo mocniejsze nie się spodziewał. Jacek miał ciężką rękę. Potem było już tylko gorzej. Mówił sobie, że nie może się skompromitować. Nagadowski łoił u skórę bez litości. Po połowie myślał, że nie da rady, ale skóra trochę ścierpła i nie bolało tak strasznie. Zresztą chyba i razy nie były tak mocne. Pod koniec uświadomił sobie, że jego penis chyba zaraz wystrzeli. Kiedy poczuł 25-ty pas Jacek ostro nakazał: – Wyprostuj się! Cały czerwony, bardziej ze wstydu niż z bólu, wstał a jego oprawca: – No, no! Chyba to nawet lubisz. Kiedy ostatnio waliłeś konia, bo stoi na baczność. Mogę ci pomóc? Wojtek stał jak wryty, nie mogąc się poruszyć, kiedy Jacek wziął jego, co tu dużo mowić, nieduży sprzęt w dłoń i zaczął miarowo poruszać. Nie trzeba było wiele, żeby wystrzelił.
– O, kurwa, nieźle młody.
Faktycznie ilość spermy zaskoczyła nawet Wojtka.
Teraz twoja kolej. Chcesz mi zwalić i rozpinając swoje jeansy wyjął ze slipów swojego kutasa. Ładny był. Długi, ale chudy. W pełnym wzwodzie. Widocznie lanie go nakręciło
No dawaj, młody. Zrób dobrze swojemu gospodarzowi.
Jeszcze nigdy nie miał w rękach penisa kogoś innego. Na początku zaczął nieśmiało. Nagadowski chwycił go za nadgarstek i nadał tempo. Trwało to trochę więcej, ale też trysnęła niezła fontanna.
OK, młody, jesteśmy kwita, tylko od teraz nie przeginaj. Dzisiaj wpierdol był trochę lajtowy. Czułeś, że od połowy już się tak nie starałem. Nie po to kurwa przyjąłem cię, żebyś teraz spierdolił sobie rok szkoły. Masz zapierdalać, a ja ci w tym pomogę.
Kozubski szybko poszedł do łazienki i ocenił skalę zniszczeń swojego dupska. Mimo, że miałoby być „lajtowo” to i tak był mocno czerwony i bolało jak cholera. Potem poszedł do pokoju się uczyć. Jedyna opcja to było na leżąco, na brzuchu, żeby uniknąć styku dupy z jakąkolwiek powierzchnią. Około 19.00 usłyszał:
Młody, kolacja!
Wstał i zobaczył stół, a na nim zapiekanki. Nagadowski sie postarał. Siadł, nie bez bólu i zaczęli jeść.
Jaką masz następną lekturę z polaka?
Muszę jeszcze poprawić „Mity greckie”, bo dałem ciała.
Kurwa, Wojtek, rozumiem, że czegoś nie kumasz bo miałeś chujową szkołę, ale nawet przeczytać ci się nie chciało? To jak ty chcesz coś poprawić, jak ci nawet nie chce przeczytać w sumie niedużej książki. Następnym razem, jak się widzimy, przepytam cię z treści. I bez ściemy. Jestem w tym niezły.
Od tego pierwszego wpierdol Wojtek zaczął przychodzić zaraz po szkolnym obiedzie i kuć. W szkole szło powoli lepiej.

******

Po laniu nie widzieli się kilka dni. Pan Jacek był w trasie. Był, tak jak ojciec Wojtka, kierowcą ciężarówki. W tym czasie miał kilka korków i starał się przyzwyczaić do tego, że od teraz nic nie przyjdzie samo, tylko trzeba zakuć. Nie miało ochoty, ale cóż, alternatywa była tylko taka, albo zawodówka i powrót do internatu, albo co gorsze, dojeżdżanie codziennie do szkoły, albo super warunki u Nagadowskiego i zakuwanie, żeby się ratować w technikum.
We wtorek Jacek wrócił około 17.00. Widział, że Wojtek siedzi w pokoju i chyba się uczy. Nie chciał przeszkadzać. Po drodze wstąpił z zakupami do dwóch sąsiadek, starszych pań i zrobił wywiad, kiedy jego podopieczny wracał i czy siedział w domu czy może się gdzieś szlajał. Widział, że one dla niego zrobią wszystko. To był Jacuś, ich pupilek na klatce. Kiedy przyszedł czas kolacji, Wojtek wyszedł do kuchni zrobić sobie coś do jedzenia. Kiedy zobaczył Nagadowskiego przy kuchni chrząknął:
Dobry wieczór. Nie usłyszałem jak pan wchodził.
Nie szkodzi, Nie chciałem ci przeszkadzać. Za pięć minut będzie gotowe. Możesz nakryć?
Kiedy siedli przy stole, gospodarz zapytał:
I jak w szkole, jakieś postępy?
A owszem… zaliczyłem dwa sprawdziany z matmy i jeden z fizyki. Dzięki za korki. Trochę mi głupio, bo pan chyba płaci za to, a ja nie mam jak się odwdzięczyć.
Przyjdzie na to czas – odpowiedział Jacek tajemniczo i lekko się uśmiechnął.
Uprasowałem panu koszule i jeansy.
O, dzięki – tym razem szczerze się uśmiechnął i pomyślał. Gówniarz idzie w dobrym kierunku.
Kiedy skończyli i Wojtek pozmywał i posprzątał, usłyszał z salonu wołanie:
Młody chodź no tu!
Wszedł, nie spodziewając się niczego.
Przeczytałeś w końcu te „Mity”
Tak, w piątek będę poprawiał.
No to sprawdźmy jak ty je przeczytałeś.
I zaczęło się. Nie było tragicznie, ale Jacek wykazał mu kilka poważnych braków w wiedzy o szaleństwach bogów i herosów greckich.
Kurwa mać, młody. Musisz się wziąć do roboty na serio. I mam zamiar ci w tym „pomóc”. Do piątku masz to jeszcze raz przeczytać tak, żeby cię sorka nie zagięła. Zrozumiano. Jak mi się uda wrócić w czwartek, to cię przeegzaminuję. Idź się uczyć, bo dopóki nie wyjdziesz z zagrożenia, ma szans na ulgi. Najpierw praca, potem ewentualnie przyjemności.
Wrócił do pokoju no i znowu zakuwał. Przez 22.00 poszedł wziąć prysznic. Kiedy wrócił do pokoju usłyszał, że Jacek poszedł zrobić to samo. Po dłuższej chwili rozległo się pukanie do drzwi.
Proszę – odezwał się Wojtek. W drzwiach pojawił się Jacek w bokserkach.
Mogę?
Proszę.
Usiadł na skraju tapczanu. Kurwa jak on jest zbudowany – pomyślał Wojtek. Jego kutas dał o sobie znać i w spodniach od piżamy można było dostrzec rosnący namiot.
Miałem wrażenie, że nasza zabawa tydzień temu ci się spodobała. Chciałbyś spróbować czegoś więcej?
W Wojtku zaczęła się znowu kotłowanina uczuć. Zażenowanie, podniecenia, lęk i paraliż. Ten facet jakoś dziwnie na niego działał.
Tttak?
Serio?
Tak, proszę pana.
OK. Wiesz, że kutasa można pobudzać nie tylko ręką, ale i ustami. Wiele kobiet robi tak swoim facetom. Ale moim zdaniem, tylko facet rozumie jak to zrobić dobrze innemu facetowi, bo wiemy co nas kręci. Chciałbyś?
Ale, że jak? Ja panu?
Ja tobie.
OK.
Wstań i podejdź. Wojtek wstał od biurka i przybliżył się do Jacka. Ten przyciągnął go do siebie i spuścił spodnie piżamy także cały kutas był na wierzchu. Wojtek, miał wcześniej stulejkę i dlatego był obrzezany. Jacek zaczął delikatnie lizać czubek, potem obejmować główkę. Wojtek czuł ciepło delikatnych ust a penis coraz bardzie się prężył. Jacek się nie spieszył. Powoli coraz bardziej wkładał sobie go do ust. Czasem wyjmował i tylko lizał. Wojtek czuł jak napięcie rośnie. Miał ochotę pospieszyć, ale się bał. Postanowił zdać się na doświadczenie pana Jacka. Kiedy już się wydawało, że poleci, Jacek nagle wyjął kutasa z ust, objął dłonią i zaczął intensywnie ruszać. Wojtka przeszyły dreszcze a sperma poleciała daleko. Nie widział, że potrafi tak daleko.
Podobało się?
No pewnie – niepewnie uśmiechnął się. Co ten facet kombinował.
Mogę liczyć na rewanż?
Że co, że ja? Ale ja nie umiem
Każdy się uczy. Przypomnij sobie jak ci było przed chwilą i pomyśl, że ja też bym chciał tak się czuć. Poza tym, nikt od razu nie jest mistrzem. No i podpowiem ci, jak będzie coś nie tak
Ja pierdolę, a jak dam plamę.
No, odwagi. Podejdź ty teraz, może na kolanach. Zdejmij ostrożnie bokserki… Tak.
Jacek widział, że młody ma grymas obrzydzenia.
Nie ma co się brzydzić. Świeżo po kąpieli, nie capi, a pachnie. Będzie fajnie. Zacznij jak ja.
Potem Jacek robił za instruktora seksu oralnego. Szału nie było, ale jak na pierwszy raz może być.
Ale ja nie jestem pedałem! – zdecydowanie powiedział Wojtek
A kto tak mówi! Młody, wyluzuj! Dwóch samotnych facetów robi sobie dobrze, nikogo nie krzywdzi, to w czym problem!
Jacek wyszedł, a w głowie Wojtka zaczęło się kotłować. Kurwa, co on robi. Przecież to pedalskie. Ale jakie przyjemne. Takiego orgazmu walenie konia nie daje.

****
Mijały dni. W szkole zaczęło iść lepiej. Głowa, a jeszcze bardzie dupa Wojtka już zapomniała o bólu. I we wtorek był pewny, że Jacek jest w trasie i nie przyjedzie więc postanowił się trochę rozerwać. Po szkole wrócił do mieszkania Jacka, odrobił lekcje, zjadł wcześniejszą kolację poszedł do kina. Wracając nawet nie zauważył, że w oknie Jacka się świeci. Dopiero kiedy otworzył drzwi mieszkania zorientował się, że gospodarz jednak jest. Niestety przy w chodzeniu nie był cicho więc od razu usłyszał:
Chodź no tu gówniarzu. Masz coś na swoje usprawiedliwienie?
Kurwa, został nakryty i to ten jeden raz, kiedy sobie odpuścił.
No słucham! Zaniemówiłeś? – powiedział Jacek w sposób stanowczy ale opanowany.
Bo.. już dawno nigdzie nie byłem i pomyślałem, żeby się rozerwać.
Rozerwać? Kurwa gnoju, to ja kombinuję jak ci pomóc wygrzebać się z bagna, a ty idziesz się rozerwać? Teraz to ja mam ochotę ciebie rozerwać, albo może chcesz, żeby to zrobił twój ojciec?
Przepraszam!
No jasne, że przepraszasz, ale to nie załatwia sprawy. Mój stary zawsze mówił, że złe postępowanie musi mieć swoje konsekwencje. Jakaś propozycja, jaka powinna być konsekwencja tego złamania naszej umowy? Mam w to wciągać ojca czy jak poprzednio załatwimy to miedzy nami?
Napięcie rosło. Kurwa znowu wpierdol, przecież miał 16 lat. Z drugiej strony jeśli nie Jacek to kto mu pomoże no i zawiódł go. No i lepiej, żeby stary się nie dowiedział.
Kurwa, nie chce mi się czekać cały wieczór na twoją decyzję – głośno, choć bez krzyku powiedział Jacek.
Wolę między nami
No to do roboty. Tylko tym razem, nie odpuszczę jak poprzednio. Zapamiętasz na dłużej.
Wojtek podszedł do stołu w salonie, spuścił spodnie i majtki do kostek.
Za nisko, do kolan i rozszerz nogi. Pamiętasz zasady?
Tak, proszę Pana.
Pokaż, że masz jaja i przyjmuj wpierdol jak mężczyzna.
Kurwa, dobrze mowić, jak to ty lejesz. Słychać było jak Jacek wysuwa pasek ze swoich jeansów, i już samo to nieźle Wojtka podnieciło. Pierwszy strzał prawie dobrał u dech. Kurwa mać, czy da radę. Każdy następny nie był wcale lżejszy. Ale walił celnie. Tylko w dupę. Przy piętnastym zaczął głośno stękać…
Kurwa, nie pękaj, tylko ponieś do końca konsekwencje!
Przy dwudziestym, udało się nie stękać głośniej, ale łzy same leciały. Z drugiej strony kutas był na maksa wyprężony. Kiedy padły dwudziesty czwarty Kozubski bardziej czuł podniecenie niż ból i tuż przed ostatnim, dwudziestym piątym, trysnął. Kurwa jaki wstyd.
Wstań.
Widok jak Jacek zobaczył wzbudził śmiech ale i jeszcze bardzie go nakręcił.
Widzę, że pas na ciebie działa bardzo podniecająco. Bez pomocy, twój interes sam tryska.
Wojtek, czerwony jak cegła, wbił wzrok w podłogę.
To może teraz pomożesz i mnie… Obciągnij mi.
Wojtek podszedł z gołą dupą, Jacek, położył ręce na ramiona współlokatora i przycisnął do ziemi. Wojtek ukląkł.
Rozepnij mi rozporek i wyciągnij.
Tym razem poszło mu dużo lepiej. Uczył się.

*****

Wojtek miał w głowie mętlik. Co ja, kurwa robię? Obciągam kutasa facetowi, jak dziwka? Z drugiej strony nie jest to w gruncie rzeczy nieprzyjemne, a kiedy Jacek obciąga jemu, to wręcz zajebiste. Rozmyślanie przerwało mu wejście gospodarza do domu.
Młody? Jesteś?
Jestem, proszę pana.
No to chodź coś zjeść.
Jacek przyniósł coś gotowego do jedzenia.
Nie chciało mi się pitrasić. Jak tam w budzie? Jakieś postępy?
Tak, proszę pana. „Mity” zaliczone na 4, z matmy też zaliczyłem jeden sprawdzian.
No to, powoli idzie w dobrym kierunku. Tylko nie pękaj, jest szansa, że może się uda wyjść z dołka i cię nie wywalą do zawodówki. Wojtek – powiedział po chwili ciszy Jacek – podobało ci się nasze zabawy z kutasami?
Uhhy – odpowiedział nieśmiało Wojtek, cały czerwony ze wstydu.
Może chciałbyś doświadczyć czegoś nowego…
Ale w jakim sensie?
No, seksualnym.
No, nie wiem… To trochę chyba pedalskie jest, nie?
Czy to ważne jakie, jak daje radochę? Zastanów się, to dziś wieczorem, możemy się „zabawić”.
Cholera, co ten Jacek kombinuje. Z jednej strony to w sumie zboczone…. ale z drugiej skoro nie mogę wychodzić, nie mam dziewczyny, to może nie trzeba być takim sztywnym. To trochę „Z braku laku i kit dobry”.

Przed 22.00 Jacek zapukał do pokoju Wojtka.
I jak? Namyśliłeś się?
A co mielibyśmy robić?
Wiesz co to jest stosunek analny?
Że niby w dupę? Fe…
Facet z kobietą też tak współżyją.
Dobra, raz kozie śmierć. A czy to boli?
Postaram się, żeby nie bolało. Tylko do tego trzeba dupsko przygotować.
Jacek wyjaśnił jak się robi lewatywę. Potem Wojtek poszedł do łazienki, wykąpał się i wyczyścił jelita i z lękiem a jednocześnie podnieceniem wrócił do Jacka.
Jacek z kolei myślał, jak tego nie spieprzyć i jak to zrobić, żeby młodemu Kozubskiemu było jak najlepiej. Bo jest szansa, żeby mieć w domu chłopaka do jebania. Tylko musi mu się spodobać. Poza tym Nagadowski od pierwszego ich spotkania był przekonany, że syn kumpla jest gejem. Może tego jeszcze nie wie, może tego nie dopuszcza do siebie, ale sposób w jaki patrzy na niego sugeruje, że chłopcy mu się podobają.

Chodź! Nic nie bój! Mam w tym doświadczenie i nie zrobię ci krzywdy. Obiecuję. Czasem na początku boli, ale to, co jest potem jest warte tego bólu, obiecuję. Połóż się na stole na placach…
Jacek położył na stole koc i prześcieradło.
Tak na pierwszy raz będzie lepiej i wygodniej. Teraz będę ci trochę rozciągał zwieracz. Widzisz, że mu kutas jest cienki, dlatego łatwiej wchodzi, ale mimo wszystko trzeba trochę luzu. Może być trochę zimne, bo na palce nałożę żel.
Rzeczywiście Jacek włożył palce do zwieracza. To było dziwne, ale nie nie przyjemne, potem drugi i trzeci. Na razie nie było źle.
Teraz włożę ci kutasa, oczywiście w kondomie. Będę to robił ostrożnie. W każdej chwili możesz zrezygnować. Mogę też poczekać, aż się zwieracz przyzwyczai do rozpierania…
Jacek delikatnie wchodził. Nie było źle. Wojtek nawet się nie krzywił. Jeszcze trochę.
Mogę?
Tak, tak…
Jacek za wszelką cenę chciał poszukać swoim kutasem prostaty Wojtka. Widział, że tylko niesamowity orgazm, może go przekonać. Kiedy w pewnym momencie zobaczył wyraz twarzy młodego, wiedział, że się udało. Na początku delikatnie, potem coraz mocniej dotykał czułego punktu, a Wojtek wydał z siebie niesamowity okrzyk.
Tak, jeszcze, proszę jeszcze!!!!!
Tak, młody, posmakuj jak zajebisty jest seks z facetem… W pewnym momencie Jacek zwolnił, bo chciał, żeby doszli razem.
Kiedy wreszcie doszli, prawie równo, Jacek położył się na piersiach Wojtka i westchnął.
Kurwa, to było zajebiste. Chuj z tym, że pedalskie. Czegoś takiego jeszcze nie przeżyłem.
Mi też było dobrze.

Potem poszli się razem wykąpać. Dla Wojtka to też było pierwsze takie doświadczenie. Być nago przed innym facetem i widzieć w całej okazałości gołego mężczyznę. I do tego był nim Jacek, który świetnie wyglądał.
No młody, spać, bo jutro szkoła. Dzięki za dzisiaj i jak będziesz chciał jeszcze to ja jestem otwarty.
Ale ja nie jestem pedałem. Jestem normalny.
Jacek wyszedł do swojego pokoju bez słowa.
Wojtek, znowu miał głowę nabitą. To było ekstra, tyle, że to jest zboczone, pedalskie, nienormalne… ale jakie przyjemne…
Dzień poźniej po szkole siedział w internecie i szukał czegoś na temat analu. Miał chcicę. Chciał to powtórzyć. Jeszcze raz dać się wyjebać. Może z kimś innym, żeby Jacek nie pomyślał sobie, że jest pedałem. Wszedł na czat gejowski i umówił się na późne popołudnie z jakimś facetem. Był jak w amoku.
O 17.00 zadzwonił dzwonek do drzwi. Wszedł młody chłopak, jakieś 25 lat.
To, co młody do roboty, bo mam chcicę.
Zaczęli się rozbierać. Kiedy nadzy zaczęli się całować, nagle ktoś wszedł do mieszkania. Wojtek już wiedział, że nie wiedzieć czemu, Jacek, który miał wrócić dopiero jutro, wrócił jeszcze dziś. Coś poszło nie tak.
Jacek, kiedy zamknął drzwi wejściowe, zauważył czyjeś buty w przedpokoju. Pomyślał, że Wojtek, bez jego zgody zaprosił kogoś. Kiedy otworzył drzwi salony i zobaczył dwóch nagich chłopaków, na chwilę zaniemówił. Poziom adrenaliny wyskoczył w górę i Jacek zaczął krzyczeć:
– Co to kurwa jest? Co wy robicie? Kim tym jesteś? – zapytał nieznajomego.
Nikt i on mnie tu zaprosił.
Zbieraj manatki i wypierdalaj. Nie miał prawa cię tu zapraszać, bo to nie jego mieszkanie.
Nieznajomy w ekspresowym tempie włożył majtki i spodnie i zabrawszy resztę rzeczy wyskoczył na klatkę schodową.
Może mi to jakoś wyjaśnić? Co to kurwa miałoby być? Sprowadzasz sobie dziwki do mojego mieszkania? A jeszcze wczoraj nawijałeś „nie jestem pedałem”. To kim jak nie pedałem kurwa jesteś?
Wojtek, blady jak ściana stał nago na środku salonu. Nie wiedział, co mam robić. Miał wrażenie jakby świat mu się zawalił.
No, mowę ci odjęło. Słucham. Może jakieś zdanie wyjaśnienia. Ciekawe co na to twój ojciec, kiedy się dowie, że nie tylko jesteś pedałem, ale pieprzysz się z kim popadnie. Znasz tego faceta?
Nie, proszę pana. Wyczaiłem go na czacie
Nie mówiłem, że dziwka.
Proszę niech pan nie mówi tacie. Zrobię wszystko, co pan zechcę!!!! Błagam pana. Tata mnie zabije.
To nie jest mój problem. No i muszę cię wypierdolić z mieszkania, bo zrobiłeś sobie z niego burdel…
Błagam, zrobię co pan chce, tylko proszę mi da szansę.
Wybuchnął spazmatycznym płaczem – Proooszę, niech mi pan spuści wpierdol, niech mi pan da inną karę, ale niech pan nie mówi rodzicom… Przepraszam, zrobiłem głupotę, ale proszę mi dać szansę.

Jacek patrzył z politowaniem na gówniarza. Już go miał. Chłopakowi tak bardzo spodobał anal, że wbrew zdrowemu rozsądkowi sprowadził sobie nieznajomego, żeby go wyjebał. A na dodatek został na tym przyłapany. Teraz może go szantażować.
Przestań się mazać. Teraz rzeczywiście spuszczę ci wpierdol, że popamiętasz. Do stołu i pochyl się.
Wojtek posłusznie wykonał polecenia. Pas przecinał powietrze ze świstem. Każdy bolał jak cholera, ale Wojtek mimo silnego bólu odczuwał przede wszystkim wielki strach, na myśl co teraz będzie.
Kiedy Jacek skończył, powiedział:
Wstawaj. Ubierz się.
Jacek poszedł do swojego pokoju, coś wziął i wychodząc odezwał się:
Masz pecha pedale. Zapomniałem czegoś z domu i cię przyłapałem. Teraz jesteś pod jeszcze większa obserwacją. Muszę wracać do pracy. Wrócę pojutrze i w drodze się zastanowię, co mam robić. Mówić rodzicom czy nie. No i jakie inne konsekwencje musisz ponieść.
Błagam pana!!! – krzyknął Wojtek
Zamknij mordę gnoju. Do nauki. Pojutrze zdecyduję co robić a ty sraj w gacie ze strachu.
Trzasnął drzwiami i wyszedł. Kozubskiemu nie pozostało nic innego jak tylko czekać na rozwój wypadków.

Czekać na rozwój wypadków. Kozubskiego ogarniały dziwne uczucia, sprzeczne jednocześnie. Z jednej strony wielki strach, że rodzice się dowiedzą, że straci (przy wszystkich ograniczeniach) w sumie komfortowe życie i szanse na odbicie się w technikum… Z drugiej strony wspomnienie „pierwszego razu, albo raczej emocje pierwszego razu, były tak żywe, tak… że jego kutas od razu budził się do życia. Jednak i szara rzeczywistość skrzeczała niemiłosiernie. Jutro miał sprawdzian z matmy. Niby Marek, korepetytor wyjaśnił mu materiał, ale prosił, żeby poćwiczył zadania. No to ćwiczył, usiłując się skupić. Poczytał trochę lektury, żeby nie było zaległości. Pomiędzy tym wszystkim strach i żądza. Przed spaniem włączył jeszcze laptopa, zalogował się na gejowski czat:

chcica: Mam straszną chcicę. Dam dupy. Ktoś chętny na jutro popołudniu? Krak.
jebaka234: Ile lat, wymiary?
chcica: 17/182/80/13
jebaka234: ja 24/185/72/18, pasi?
chcica: pasi
jebaka234: masz lokal?
chcica: nie, ostatnio próbowałem i niezła jatka się zrobiła
jebaka234: daleko masz do Cichego Kącika? Niedaleko pętli są krzaki. Nie jest b. zimno. damy radę/ Wchodzisz? będę miał oczojebne seledynowe najki i taką samą czapkę
chcica: 17.30 pasuje?
jebaka: to do jutra

Wybrał tę godzinę, bo wtedy miał basen (opłacony przez Jacka).
Rano był tak podjarany, że nie mógł się skupić na niczym. Tylko na matmę się zebrał, bo miał sprawdzian. Wrócił do domu, zrobił porządną lewatywę, prysznic. Czas wlókł się strasznie. W końcu wyszedł o wiele za wcześnie pod Muzeum Narodowe, żeby złapać 0 lub 20. Poznał go od razu. Wahał się jeszcze ale nagle przyszedł mu do głowy moment, kiedy trysnął po jebaniu Jacka i podszedł.
To ja
Cześć. Chodź
Kurwa, nawet się nie przedstawili. Szli chwilę
Dobra, rób mi laskę.
Wojtek przykucnął. Inny (bo jak go nazwać) wyciągnął fiuta. Był mniejszy niż Jacka, ale grubszy. I zaczął obciągać.
No młody, robiłeś to już kiedyś?
Uhmy
No mistrzem to nie jesteś, Dawaj dupy, bo z tego kurwa nic nie będzie.
Wojtek odrócił się, sciągnął spodnie, wypiął się. Tamten walił konia, jednocześnie palcem w lubrykancie zaczął rozciągać dupę Wojteka
Fiu, fiu, jak ciasna kurwa, Czy ty nie jesteś prawiczkiem czasami?
Nie, robiłem to już
OK, OK
Po chwili dwa palce, trzeci juz bolał. Jebaka234 widocznie uznał, że wiele tu już nie zmieni. Nałożył kondoma i… Nagle jakieś błyski. Chyba flesze.
Nie wiedział jak, ale szybko wciągnął spodnie na siebie i w te pędy, przez krzaki. Cięły mu twarz, bolało jak skurwysyn, ale nie zatrzymywał się. Zatrzymał się dopiero w okolicach Parku Jordana, bo brakło mu tchu. Kurwa, co to było. Ustawka czy jak kurwa. Wrócił do domu całkiem skołowany. W lutrze zobaczył twarz i nie wyglądało to żle, ale też ukryć się nie dało. No nic. Stało się. Jeszcze coś się pouczyć i spać.
Nazajutrz był piątek, dzień wyjazdu do rodziców. Żeby nie wracać do mieszkania Jacka, zebrał swoje rzeczy i plecak szkolny i wyszedł.
Pojechał do domu najwcześniejszym autobusem. W czasie jazdy przyszedł SMS.
„Tobie chyba całkiem odjebało. Myśli chyba dupą, bo chyba nawet nie kutasem. Do zobaczenia w niedzielę. Pan JN”.

********
O nasz synuś! Tak wcześnie?
No, udało się tym razem – powiedział bez emocji
W domu nie umiał wysiedzieć. Przed matką trudno było ukryć podły nastrój. Zaczął odwiedzać kolegów z gimnazjum. Niektórzy byli trochę zdziwieni, ale on wiedział, że inaczej szlag go trafi. Wrócił późnym wieczorem. Specjalnie nie brał że sobą komórki.
Co się stało? Z domatora stałeś się włóczykijem – zapytał ojciec
Zjesz coś? – to matka
Nie, nie jestem głodny. Zjadłem kolację u Morków. Idę do siebie.
Z lękiem wziął do ręki komórkę. Na szczęście nie było niczego od Nagadowskiego. Postanowił jak najszybciej pójść spać, ale nic z tego. Czarne scenariusz przewalały się przez głowę. A to, że Nagadowski mówi wszystko rodzicom, że wywala go z mieszkania. Kurwa, dlaczego nie mogę zasnąć. Zszedł do kuchni coś się napić. Była 1.00 w nocy. Myślał, że będzie sam, ale napatoczył się na ojca, który wypalał ostatniego przed snem papierosa.
Co tam Wojtek? Nie możesz zasnąć? Coś Cię męczy?
Nie, tato, nic. Tylko pić mi się zachciało.
A jak tam w szkole?
Lepiej, powoli, ale idzie ku lepszemu, mam nadzieję.
A jak z panem Jackiem
Dobrze, dogadujemy się – starał się być przekonujący.
Idę spać
Dobranoc synu
Dobranoc
I dalej nic, tylko czarna dziura i lęk. Przed jutrem.
Zasnął wreszcie koło czwartej. Matka wołała go rano, ale nie było mowy, żeby wstał. Wreszcie wstał na obiad.
Co się z tobą dzieje Wojtek? Nie można cię dobudzić.
No, dobra. I co się takiego stało, że trochę dłużej pospałem.
OK. Nie kłóćmy się – stwierdziła wreszcie matka.
Potem obiad już był w miarę spoko. Nie chciał jechać do Krakowa zbyt wcześnie, ale żeby nie wzbudzać podejrzeń rodziców postanowił jechać jak zwykle o 16.00. Potem połazi po mieście, żeby jak najpóźniej dotrzeć do mieszkania Jacka.
Kiedy tak chodził po Krakowie, nagle usłyszał sygnał przychodzącego SMSa.
„No, gdzie jesteś? Opóźnianie spotkania niczego nie zmieni. Widzę Cie zaraz u mnie!”.
Nie musiał podpisywać. To był Nagadowski. Nie było wyjścia. Trzeba to wziąć na klatę.
Wchodził do mieszkania z duszą na ramieniu.
A, witam małą, wredną suczkę – usłyszał z salonu – chodź, no tu…
Muszę do łazienki
OK. Jak się ogarniesz, to czekam…
W ppporządku… niepewnie odpowiedział Wojtek.
Przedłużał jak się dało, ale w końcu po dwudziestu minutach pojawił się w salonie.
Chodź, usiądź! Chce ci coś pokazać.
Włączył sześćdziesięciocalowy telewizor i na ekranie zobaczył dwie postaci w ciemności. Jedna drugiej chyba robiła laskę, potem nagle zobaczył jak to robiąca laskę wstaje, odwraca się i ściąga spodnie. Nie, to nie możliwe. To on i ten facet?
Gdybyś miał wątpliwości… kilka fotek.
Na ekranie pojawiły się już zdjęcia w fleszem, jak daje dupy nieznajomemu.
Jacek kazał go śledzić.
Tak, wiedząc, że dupa cię swędzi, zacząłem cię kontrolować. Co z tym zrobimy? Jakieś propozycje?
Kozubskiego zamurowało. Zaległa ciężka cisza.
No, słucham!
Zrobię co pan chce, ale proszę, niech to zostanie między nami. Błagam. Ojciec mnie zabije! – wykrzyczał Wojtek.
Co tylko zechcę?
Tak, wszystko! Tylko błagam…. – zaczął płakać
Wstań! Nie becz ja baba, tylko podejdź do tego jak facet z jajami. Mam propozycję. Wydaje się nie do odrzucenia, ale… jesteś wolnym człowiekiem… Proponuję ci deal. Przeglądałem historię w twoim komputerze i domyślam się, że wiesz to to jest gejowski układ SM. Ja będę twoim panem, masterem, władcą… jak to chcesz nazwać, a ty będziesz moim niewolnikiem, cwelem czy jak tam chcesz. Ja się będę tobą opiekował, w ciebie inwestował, zapewnię ci jebanko, żeby dupa była zaspokojona i wpierdol, bo też to lubisz, a ty będziesz moim houseboyem. To znaczy do prania i sprzątania dojdą jeszcze inne sprawy związane z utrzymaniem mieszkania. Wchodzisz w to?
Wojtka mózg się wręcz gotował. Nastała niezręczna cisza. Po dłuższej chwili Kozubski odezwał się nieśmiało:
Zgadzam się.
Co? Możesz wyraźniej? Jak kurwa chodziło o dawanie dupy nieznanym fagasom, to nie byłeś nieśmiały. Wiesz co? Ty się dobrze zastanów, przemyśl, o ile jeszcze używasz mózgu, bo w to wątpię. Zrób sobie bilans zysków i strat i jutro dasz mi odpowiedź. Jutro będę w domu zaraz po czwartej, więc masz trochę czasu. Tylko kurwa nie zawal szkoły, bo cię zajebię. A teraz spierdalaj mi z oczu, gnoju.
Blondyn wyszedł zdruzgotany. Musiał się uczyć, bo w poniedziałek miał spory sprawdzian z fizyki. Na parę godzin udało mu się „wyłączyć”, żeby powtórzyć materiał, ale jak tylko skończył, do razy myśli o tym co się stało, uderzyły z nową mocą.
Kurwa jego mać. Wkopał się i to chyba bez wyjścia. Zmęczony całą sytuacją zasnął grubo po północy. W poniedziałek, skoncentrował się na tym, żeby zaliczyć fizykę i chyba się udało. Geograf, zresztą wychowawca też się uwziął, żeby go pytać, alei tu udało się wyjść obronną ręką. Tyle tylko, że przez resztę czasu był kompletnie rozkojarzony. Przemyśliwał wszystko na wszystkie strony i wynik był zawsze jeden. Nie ma wyjścia. Musi przyjąć propozycję Jacka. Nie może się wydać, że tak mu się spodobał męski seks i jakby to powiedzieć nawet wpierdol pasem jest podniecający.
Z niecierpliwością czekał w mieszkaniu Nagadowskiego na jego powrót. Kilkanaście minut po 16.00 usłyszał otwieranie zamka. Wyszedł do przedpokoju skruszony.
No, jak tam, przemyślałeś sprawę?
Tak, proszę pana. Zgadzam się być do pana dyspozycji, tylko niech pan niczego nie mówi rodzicom i w ogóle nikomu.
No to się dogadaliśmy, tak? Jak stoisz z nauką na dzisiaj? Masz coś pilnego?
Nie proszę pana, jestem na bieżąco. Muszę jeszcze tylko zrobić jedno zadanie na angielski, ale to nie powinno zająć więcej niż pół godziny
No to gra. Jak skończysz meldujesz się cwelu w salonie. Czekam
Jakimś cudem udało mu się przez pół godziny nie myśleć o Jacku i wszystkim co go czeka.
Przed piątą pojawił się w salonie. Jacek podniósł oczy znad książki.
No, to teraz będziesz moim houseboyem do wszystkiego. Od teraz jesteś mi posłuszny we wszystkim. Oczywiście musimy brać pod uwagę twoich rodziców. Rozmawiałem z twoim ojcem i jutro nie idziesz do szkoły. Natomiast masz tu dwa pojemniczki na gówno i siki do badania. Dziś jesteś na czczo. Pijesz wodę, ale nie za dużo i nic nie więcej. Jutro jeśli musisz trochę wody i bez jedzenia. Przed ósmą pojawisz się z tymi pojemnikami w szpitalu na Kopernika, na oddziale wewnętrznym i znajdziesz doktora Grzegorza Kamińskiego. Jest tam ordynatorem. On cię skieruje na badania. Do południa powinieneś się z tym wyrobić. Potem pojedziesz na Królewską pod nr 24 mieszkania 7 do pani doktor Załuskiej na przegląd i leczenie zębów. Zrozumiano?
Tak, proszę pana.
A teraz ścigaj spodnie, kładź się na stole i wpierdol.
Kozubski pokornie podszedł do stołu, spuścił spodnie i matki i położył się w oczekiwaniu na pierwsze uderzenia.
To będzie kara. Wiesz za co?
Za to, że chciałem dawać dupy byle komu?
Za to też.
Nagle spadły na dupę pierwsze razy. Mocne. Liczył w myślach, bo miał nadzieję, że będzie 25. Przeliczył się po 30-tym przestał liczyć. Na szczęście zaraz potem lanie się skończyło.
Nie ruszaj się!
Dupa paliła jak cholera. Zaraz potem poczuł jak palec Nagadowskiego przeciska się przez odbyt.
Za chwilę moja i twoja żądza zostanie zaspokojona, żeby, kurwa nie szukał byle jebaki.
Po chwili do jednego palca dołączył drugi i trzeci. Jacek go rozciągał. Wojtek bał się, że będzie bolało, ale na szczęście jego nowy/stary pan był dość delikatny. Kiedy już wszedł i odbyt się przyzwyczaił zaczęło się jednak ostro. Wojtek nie mógł powiedzieć, że mu się nie podoba. Było inaczej niż za pierwszym razem. Zdecydowanie nie romantycznie i nie delikatnie, raczej męsko, samczo i szybko.
Tym razem jeszcze było z gumą. Jak zrobisz badania, pokażę ci moje i będziemy jechać bez gumy. Teraz gnoju, spierdalaj! Doprowadź się do porządku. Pamiętaj o kupsku, może być dzisiaj, tylko wstaw do lodówki, a siki mają być z pierwszego lania rannego.
Rano, we środę zgodnie z poleceniami pana, odlał się do pojemnika, wziął prysznic i poszedł na piechotę na Kopernika. Był zestresowany. Myślał, że spacer dobrze mu zrobi, ale stres nie minął. Odnalazł oddział wewnętrzny. Zapukał do sekretariatu…
Dzień dobry
Dzień dobry – odpowiedziała mu gruba, niemiła sekretarka
Ja do pana doktora Kamińskiego. Byłem umówiony. Wojciech Kozubski.
Poczekaj chłopcze, pan doktor zaraz przyjdzie.
Wyszedł z pokoju i od razu wpadł na miłego, wysokiego mężczyznę. Mógł mógł jakieś 45 lat. Był trochę szpakowaty.
Ty pewnie jesteś Wojtek od pana Nagadowskiego
Tak, panie doktorze.
Potem wypadki potoczyły się z szybkością błyskawicy. Doktor Kamiński nie zdradzał czy wie jaki układ jest między nim a jego przyjacielem. Zlecił mu furę badań. Zorganizował to tak, że po 11.00 był już po wszystkim. Gdzieś ok. 11.30 czekał na korytarzu na doktora. Ten pojawił się w drzwiach pokoju zabiegowego.
Wejdź chłopcze. Jeszcze cię obejrzę. Wejdź za parawan i rozbierz się do majtek.
Po chwili wszedł za parawan. Osłuchał, zajrzał do gardła i te wszystkie ceregiele, które lekarze robią.
Opuść majtki, proszę. Przodem do mnie.
Wprawdzie w rękawiczkach, ale wziął jego członka w rękę, potem macał jądra. Wojtek płonął ze wstydu.
Odwróć się tyłem i pochyl.
Nagle Kozubski poczuł w odbycie palec. Chciał wstać, ale lekarz drugą ręką przytrzymał go silnie.
Spokojnie. Tylko badam prostatę. Już kończę. Ubierz się.
Ubrał się, wyszedł zza parawanu, jeszcze cały czerwony.
No, co ty taki cnotliwy. To tylko badanie. To wszystko z mojej strony. Pan Jacek zlecił badanie i on dostanie wyniki. Dziękuję ci już i dobrego dnia.
Kurwa, to ja się już tu nie liczę? – pomyślał Wojtek. No tak, początek tracenia kontroli nad własnym życiem.
Potem pojechał do dentystki.
No tak, nie jest źle, ale rewelacyjnie też nie. Trochę te zęby zaniedbałeś. Dobra, zabieramy się za nie.
Wojtek zbladł. Od zawsze bał się dentysty
To może zacznie pani następnym razem…
Odbiło ci? Zaczynamy od razu, chyba, że mam zadzwonić do pana Jacka.
Wojtek zrozumiał, że nie ma nic do gadania.
Nie, nie trzeba. Proszę robić.
No chłopie, nie bądź baba, Nie jestem sadystką. Trochę bólu jeszcze nikogo nie zabiło.
Trochę bolało, ale dało się przeżyć. Wrócił do domu przez 15.00. Po drodze zabrał od kolegi zeszyty, żeby przepisać. Zaczął się uczyć. Koło 17.00 zadzwoniła komórka. Pan Jacek już wcześniej wpisał mu do książki adresowej „PAN JACEK”.
Co tam cwelu? Zadania wykonane?
Tak proszę pana.
OK. Za chwilę wpadnie gość z paczką. To nie jest kurier tylko mój znajomy. Odbierzesz i zaniesiesz do mojego pokoju. Zrozumiano?
Tak, proszę pana.
Siedź w domu i się ucz. Wrócę jutro, mam nadzieję wcześniej, więc pogadamy co dalej.
Kolejny dzień zwykłej rutyny. Przynajmniej do popołudnia. Wstanie, śniadanie, szkoła i… No właśnie co? Trochę strachu, ale też ekscytacja, jak to będzie? Kiedy gdzieś po 16.00 usłyszał jak Jacek, jego Pan przekręca klucz, spiął się.
Gnoju, do mnie! – krzyknął Nagadowski.
Wojtkowi żołądek poszedł do gardła. Wyszedł niepewny ze swojego pokoju.
Gotowy? Jak lekcje?
Odrobione proszę Pana.
Dobra. Jeszcze będziesz miał potem chwilę na naukę. Wyskakuj z ciuchów!
Wojtek nie zrozumiał.
W try migi nago! – krzyknął jeszcze głośniej Jacek
Kozubski gwałtowanie przyspieszył i zaraz stał przed swoim panem nago.
Do łazienki! – rozkazał Jacek
Kiedy weszli Jacek polecił: – Na kolana psie! Czymś z czego nie zrezygnuję i mam dupie twoje ewentualne opory, jest piss. Otwieraj mordę i pij. Pewnie dzisiaj trochę rozlejesz, dlatego odlewam się w ciebie w łazience, ale musisz szybko dojść do wprawy, bo lał będę w ciebie, gdzie mi się spodoba i nie chce mieć obsikanego mieszkania.
Nagadowski wyjął swojego kutasa i skierował na usta Wojtka, Wkrótce duży strumień moczu lał się w usta Kozubskiego. Jak było do przewidzenia, trochę się rozlewało.
Kurwa pij, bo marnujesz cenny napój Pana.
Wojtek starał się i pod koniec już prawie nic nie uronił.
Nieźle, nabierzesz wprawy. Teraz do salonu.
Kiedy weszli, Jacek przyniósł ze swojego pokoju pakunek, który Wojtek odebrał od jakiegoś przystojniaka dzień wcześniej.
Stopniowo będę cię uczył jak być cwelem. Zacznijmy od ubrania. Do szkoły chodzisz w ciuchach od rodziców. Tu masz trzy komplety moro. Kiedy wracasz ze budy, przebierasz się w moro. Spodnie na gołe dupsko, bez majtek, t-shirt, skarpety i sandały. Gdyby przypadkiem było ci zimno, w co nie wierzę, masz jeszcze bluzę. A tu masz ciuchy sportowe. Masz wyraźną tendencję do tycia i nie masz kondycji. Nie chce mieć spaślaka. Od jutra codziennie rano zaprawa poranna. Nie cykaj się! Zaczniemy powoli, bez forsowania. Kiedy ja jestem rano w domu, zaprawa ze mną, kiedy mnie nie ma, będzie cię ćwiczył Darek, student drugiego roku AWF-u. W środy zaczniesz chodzić na siłownię.
Jacek wyjaśnił mu jeszcze trochę innych zasad. I wyraźnie zaczynał się czuć dobrze w swojej roli, tego, który ma władzę nad Wojtkiem. Ten ostatni natomiast czuł, że zaczyna się coś nowego, że wkopał się w jakąś kosmicznie dziwną historię, która jednak zaczynała mu się podobać.
Kiedy Nagadowski skończył pouczać Wojtek, nagle powiedział:
Dobra, kurwa, dość tego gadania. Kupiłem nowy pasek do wpierdolu.
Podstawił mu pod nos pasek z miękkiej skóry, nie za szeroki, ciężkawy…
Powinien ładnie ciągnąć, bo lepiej przylega do skóry. Spuszczaj gacie i jedziemy z tym koksem.
Wojtek posłusznie zdjął szelki i opuścił spodnie. Oparł się o stół i… zaczęło się lanie. Bolało, ale Wojtek miał wrażenie, że brunet nie uderzał z całej siły. Po jakichś 20 uderzeniach Pan przestał. Po chwili poczuł zimny, nażelowany palec w odbycie, potem drugi i trzeci. Potem nagle Jacek wyjął palce i pojawił się przed twarzą cwela pokazując mu jakiś papier.
To są moje wyniki badań. Nie mam HIVa ani choroby wenerycznej. W ogóle jestem zdrowy. Dlatego dzisiaj będzie bez gumy. Tak ma wyglądać nasz układ pod tym względem. Ty jesteś moim jedynym partnerem a ja rucham się tylko z tobą. Jasne? To jest gwarancja, że nie złapiemy żadnego syfu. To do dzieła.
Potem zaszedł o tyłu i bez zapowiedzi wszedł w dupsko. Oj, zabolało, ale szybko przyjemność przeważyła. Jacek ruchał coraz szybciej a Wojtek instynktownie zaczął dostosowywać swoje ruchy do tempa Pana. Trwało to trochę, ale w końcu poczuł, że Jacek doszedł i… poczuł w sobie jego spermę. To było nowe doświadczenie. Całkiem przyjemne. Nagadowski wyszedł z niego i niespodziewanie znowu poczuł na dupie kolejne uderzenia pasa. Dostał jeszcze z dziesięć. Potem usłyszał zdecydowane polecenia Pana:
Spierdalaj do łazienki i ogarnij się. Potem do nauki.
Poszedł więc, wymył sobie spermę z dupy, wziął prysznic i w moro, poszedł do swojego pokoju zakuwać. W końcu jednym z celów jego Pana jest wyciągnąć go z czarnej dziury jedynek w szkole. Trochę po 19.30 usłyszał głośne wołanie: – Cwelu, do nogi!
Wystrzelił jak z procy do salonu, skąd dobiegał głos. Trochę się zdziwił widząc jacka w moro.
Co takie oczy? Pan Jacek też w domu będzie w moro. A teraz kolacja. Delektuj się nie tylko jedzeniem, ale i tym, że ci ja je przygotowałem, bo już niedługo role się odwrócą, ale powoli. Wszystkiego cię nauczę.
Kolację jedli prawie w milczeniu. Blondyn bał się odezwać, a Jacek też nie podejmował rozmowy.

No, to teraz pozmywaj. Potem jeszcze trochę instrukcji.
Kiedy skończył pojawił się znowu w salonie. Jacek siedział wygodnie na kanapie i czytał książkę.
Co się, kurwa nie odzywasz? Mówisz „cwel melduje się na rozkaz” jasne?
Tak, proszę Pana. Cwel melduje się na rozkaz.
No. Kiedy będę wracał z trasy, dam ci znać SMSem. Wtedy czyścisz dupę na jebanie i wchodzisz w tryb standby. Jak wrócę do domu, na dole domofonem dam ci znać, ze jestem. Cztery dzwonki. Idziesz do przedpokoju, siad kucny przy szafce z butami w czekasz. Kiedy wejdę, powiem ci na co mam ochotę, czy na odlanie się w ciebie, czy na jebanie, czy na obciąg czy kurwa na co innego. Jasne?
Tak, proszę Pana.
To teraz zrób mi laskę i a potem spierdalaj do nauki.
Wojtek podszedł do kanapy, klęknął przed Nagadowskim, rozpiął rozporek, a z niego wyskoczyła pała jego pana. Kiedy skończył, Jacek powiedział do niego:
Kurwa, szybko się uczysz, niezły lachociąg z ciebie. Spierdalaj do pokoju.
Rano, o 5.30 zadzwonił budzik, Wojtek wyskoczył w łóżka, przebrał się nowy dres od Nike i wyszedł do przedpokoju. Jacek już czekał.
No to do roboty. Zejdziemy cicho, żeby nasze babcie-sąsiadki się nie pobudziły. Kiedy wyszli na zewnątrz, poczuli chłodny wiatr. Mimo, że Nagadowski nie forsował i dla niego samego ta rozgrzewka była totalnie light, Wojtek się dobrze zmachał, ale dał radę.
Widzisz, kurwa jaki cienias z ciebie. Musisz nad tym popracować. Ja cię już, kurwa, zmotywuje.
Wrócili do mieszkania, szybki prysznic, śniadanie i… Jacek do pracy, a Wojtkowi została prawie godzina wolnego.
To gnoju możesz jeszcze coś pokuć, albo poczytać. Jutro Darek będzie pół godziny później. Zadzwoni domofonem i będzie czekał.

Mijały, dni, nawet tygodnie od kiedy Wojtek został houseboyem Jacka. Mijały szybko. Pobudka, zaprawa poranna, szkoła, sprzątanie, pranie, prasowanie, gotowanie, zakuwanie, basem, siłownia. Kiedy przychodziła godzina 22.30, wyznaczona przez Nagadowskiego na spanie, Kozubskiego nie trzeba było zachęcać do spania. Jedynie weekendy były oddechem, bo wracał na wieś do rodziców.
No i i oczywiście regularny wpierdol na dupsko i jebanie. Wojtek zaczynał się przyzwyczajać, że każde siadanie na krześle przypominało boleśnie, że na jego dupie są pręgi. Ale za to już jebanie, i to regularne, to było coś. Przyszła zima, Boże Narodzenie, zakończenie semestru, całkiem dobre. Z dna wyciągnął się na średnią 3,84. Na razie chyba wszyscy zadowoleni. Ojciec i matka, bo w szkole dobrze, ma gdzie spać i się uczyć, Nagadowski zadowolony, bo ma cwela do szkolenia i Kozubski, w sumie zadowolony.

Środa przed zakończeniem półrocza. Jacek wrócił z pracy już przed 16.00. Zwyczajowy już rytuał. Poczwórny dzwonek domofonem, Wojtek po lewatywie, siada na chodniku w przedpokoju. Wchodzi Jacek, klepie lekko z liścia Wojtka w policzek:
– No, śmieciu, Pan przygotował ci napój, trzymałem od kilku godzin. Otwieraj mordę!
Wojtek posłusznie otworzył usta, Jacek prawie oparł swojego członka, dolną wargę. Wojtek, po kilku ostrych lania, nauczył się, żeby pić nie roniąc nawet kropli. To był ten element jego tresury, który mu się nie podobał, ale nie miał wyjścia, a poza tym się już jakoś przyzwyczaił.
Masz jakieś żarcie dla Pana?
Tak proszę Pana, jest gorące. Kiedy pan chce.
Podaj, na stół, a ja idę do umyć ręce. Ty też kurwa umyj.
Wojtek szybko poszedł do kuchni. Umył ręce pod zlewem w kuchni, podał jedzenie do stołu. Jacek wszedł, siadł i zaczął jeść.
Meldunek!
Cwel Pana Jacka melduje wykonanie wszystkich zadań. W szkole tylko pytanie z angielskiego i szóstka oraz kartkówka z matematyki. Wyniki po feriach, ale wydaje mi się, że poszła dobrze.
Dobra gnoju. Pan ci kupił jeansy. Skocz po reklamówkę i przymierzaj. Zobaczymy czy pasują.
Kozubski szybko poszedł do przedpokoju, rozpakował reklamówkę i przymierzył spodnie. Leżały idealnie.
Ja pierdolę, ale mam oko. Rozmiar w sam raz. Teraz przebierz koszulę i ubierz sweter. Zaraz wychodzimy.

Jak się okazało pojechali tramwajem na Kazimierz. Starą, żydowską dzielnicę, Weszli do świeżo odnowionej kamienicy i Jacek zapukał do jednego z mieszkań. Otworzył im starszy pan. Mógł mieć jakieś 70 lat.
A pan Jacek witam serdecznie. Proszę, proszę.
Dzień dobry panie Antoni. Przyprowadziłem dziś kogoś. To mój młody podopieczny. Rodzice szukali dla niego jakiegoś lokum, żeby mógł spokojnie uczyć i wyszło, że u mnie. Chciałbym, żeby pan mu uszył dwa garnitury. Może najpierw zdejmie pan miarę, a potem wybierzemy materiał i fason.
Rozbierz się młody człowieku. Jak masz na imię?
Wojtek, proszę Pana
Zdejmij też sweter, żebyś był w spodniach i koszuli.
Krawiec zmierzył go.
Jakie ubranie byś chciał, kolor, fason? – zapytał Wojtka. Wtedy Nagadowski zainterweniował.
Panie Antoni, to będzie prezent ode mnie, dlatego ja bym chciał zadecydować.
Potem, jak gdyby nigdy nic zamknęli go w pokoju i zostawili samego. Po jakiś 20 minutach wrócili.
Zaraz po feriach przyjdziesz na przymiarkę. Pożegnaj się z panem Antonim i idziemy.
Miło mi było cię poznać Wojtku – uścisnął rękę Wojtkowi. Do widzenia panie Jacku, Panu może też by się przydał nowy garnitur.
Na wiosnę na pewno, obiecuję.
Szybko wrócili do domu.
No to zabawmy się. Wpierdol nie będzie, bo będą ślady a na ferie to nie fajne. Ale dasz dupy panu i obiecuje, że to będzie długie jebańsko i że dziura będzie ci długo nim przypominać. Poszli się przebrać obaj w moro i za chwilę Wojtek czekał w gotowości na swojego Pana.
Na co czekasz. Gacie w dół. I pochyl się. Trzeba cie rozciągnąć.
Wojtek posłusznie wypiął dupę, opierając się o stół w salonie. Lania miało nie być, ale kilka solidnych klapsów spadło na dupę. Potem Wojtek poczuł jak zimny palec wpycha się do dziury, za chwilę kolejny, w końcu i trzeci. Starał się rozluźnić jak tylko potrafił. Wreszcie poczuł w dupie kutasa Jacka. Ten się nie spieszył. Gładko wszedł, powoli i zaczął powoli ruszać. Podniecenia Wojtka zaczęło gwałtownie rosnąć. Już sięgał ręką do swojego, kiedy usłyszał:
Nie ruszaj! Ja decyduję kiedy czy i kiedy dojdziesz!
Jacek trochę się w nim poruszał, ale wyraźnie nie szukał prostaty Wojtka. Potem się wysunął, poszedł do kuchni się napić, zostawiając cwela samego. Za chwilę wrócił i znowu w niego wszedł, trochę szybciej, ale nie za bardzo. Potem znowu trochę był dziurze, trochę na zewnątrz.
Kurwa, w co on gra – myślał Wojtek, którego ciało domagało się spełnienia. Kiedy po raz chyba czwarty Nagadowski wszedł i zaczął się poruszać, Wojtek zaczął wydawać jęki domagając się „swojego”.
Zamknij mordę gnoju! Dojdziesz jak będę chciał.
Potem Jacek wyraźnie przyspieszył. Dłoń Kozubskiego instynktownie powędrowała do własnego kutasa, ale Jacek czuwał.
Kurwa, czego nie rozumiesz – krzyknął Nagadowski sapiąc – won z tą ręką. Jeszcze chwilę a Jacek zaczął szczytować. Wojtek nie mógł już wytrzymać. Tym bardziej, że Pan za każdym razem uderzał w jego prostatę. Kiedy Pan wysunął się z niego i sperma zaczęła wylewać z dupy cwela, krzyknął: – Odwróć się i wal gruchę.
O tak, to był chyba najintensywniejszy orgazm, jaki do tej pory przeżył.
Kurwa, kutasie, masz być posłuszny, zrozumiano? Źle było? No źle?
Zajebiście, proszę Pana.
Masz szczęście, że nie mogę się sprać, bo za coś takiego nie usiadłbyś przez tydzień.
Przepraszam Pana
Dobra, idziemy do łazienki, doprowadzimy się do ładu, a potem mam jeszcze do ciebie słówko i lulu.
Prysznic wzięli razem. Jacek nawet pomógł swojemu niewolnikowi wypłukać spermę z dupy. Potem przeszli do salonu.
Przynieś mi piwo a sobie wodę.
Wojtek wrócił w z kuchni i usiadł przy stole.
Dogadałem się z twoimi rodzicami, że jutro po szkole, to znaczy trochę po szkole, żebyś miał czas na spakowanie, jedziesz na szkołę nauki jazdy na nartach do Białki Tatrzańskiej. Kupiłem ci strój, a narty ci pożyczą. Będziesz tam do następnej niedzieli. Twoi łyknęli gadkę, że to jest za jakieś grosze z dofinansowaniem, więc nie powinno być problemu. Uczył cię będzie mój znajomy, też pedał, więc będę na bieżąco. Mam nadzieję, że się przyłożysz i kiedyś będziemy mogli pojechać razem na narty. Nie wiem czy jutro zdążę cie odwieźć. Jak mnie nie będzie do 16:00 dzwoń po taksówkę. Zostawię ci kasę na taxi i na szkołę. Wracasz w niedzielę i od razu zabiera cię ojciec. Nie chcę cię tu widzieć do końca ferii.
Wojtek zrobił wielkie oczy. Jak to, dwa tygodnie bez prania, prasowania, sprzątania? Co jest.
Kurwa nie rób zdziwy. Mam swoje powody i nie muszę ci się tłumaczyć. W niedzielę na koniec ferii przyjadę na wieś na obiad i cię zabiorę.

Szkółka był całkiem fajna, choć dla Kozubskiego niełatwa. Dlatego codziennie dostawał esemesy w stylu: „Ty cioto, nie potrafisz się utrzymać na nartach?”, „Gnoju, daj coś z siebie” itp. Pod koniec, kiedy zaczęło mu iść lepiej, pojawiły się inne: „No, cweluszku, podobno całkiem nieźle ci idzie. Gratulacje!”.
Rzeczywiście w niedzielę powrotu z Białki, na Wojtka czekał tata. Wrócił do domu. Następny tydzień się trochę nudził. Co prawda Pan nakazał mu przeczytanie kilku książek i ćwiczenia z gramatyki angielskiej, ale na szczęście nie zajmowały mu całego dnia. Odwiedził kumpli z gimnazjum i się lenił. Spał do 10:00 albo dłużej. Ale i tak robił zaprawę, może już nie poranną, ale przedpołudniową, bo wiedział, że nie może stracić kondycji. Jego komórka właściwie milczała. Od Nagadowskiego nie było znaku życia i zachodził w głowę, co takiego mogło się stać, że przez dwa tygodnie mieli się nie widzieć. Był tym zdziwiony, ale też podekscytowany.
Ferie dobiegały końca. Po śniadaniu i Mszy z rodzicami, Wojtek nie mógł się doczekać spotkania z Nagadowskim. Wreszcie tuż przez 14.00 usłyszał silnik jego samochodu. Bez pośpiechu, ale jednak zdecydowanie wyszedł ze swojego pokoju i zszedł na dół. Mama już kokieteryjnie się uśmiechała, kiedy Jacek całował ją w dłoń.
Dzień dobry Elu, cudownie wyglądasz. Jak zawsze zresztą. Cześć Staszek! – zwrócił się do ojca, ściskając mu zdecydowanie rękę.
Aaa, Wojtek, jak ja cię dawno nie widziałem – szybkim krokiem podszedł do schodów, z których blondyn szybko schodził. Uścisnęli sobie ręce a potem Jacek go przytulił szepcząc do ucha: – Stęskniłeś się za mną? Mam dal ciebie niespodziankę…
Obiad gotowy, siadajcie – zaprosiła mama do stołu.
Przy stole Wojtek z rzadka się odzywał, a poza tym rozmowa toczyła się między dorosłymi. Kiedy przyszła kawa i smaczny sernik gospodyni, Jacek wstał i zaczął się żegnać:
Pora na nas Wojtek, nie myślisz? Spakowany?
Wojtek kiwnął głową.
No to pakuj bety do bagażnika – rzucił mu kluczyki – a my tu z ojcem omówimy jeszcze jedną sprawę, ale możesz się też pożegnać, to zajmie chwilę.
Rzeczywiście po chwili Jacek wsiadł do auta i zapalił silnik.
Dupa swędzi? Już dawno w niej byłem a i „klepana” dawno nie była – uśmiechnął się do cwela szeroko – Jak ci minął ten tydzień?
Trochę nudno, proszę Pana, ale ćwiczyłem trochę i czytałem książki, które mi Pan zadał no i wkuwałem słówka.
Dobrze, dobrze, teraz nuda się skończyła, pora wrócił co tresury cwela.
Potem zasadniczo jechali w ciszy, czasem Jacek o coś zapytał. Po 40 minutach wchodzili już do mieszkania. Wojtek po wejściu zrobił wielkie oczy. Przedpokój wyglądał całkiem inaczej. Może dlatego jego Pan nie chciał go widzieć u siebie przez dwa tygodnie. Ale dlaczego w takim razie ominęło go sprzątanie bałaganu po remoncie?
Ze zdziwienia wyrwał go Nagadowski:
No co, podoba się?
Jasne, super proszę Pana.
Rozbieramy się. Na razie powieś kurtkę na wieszaku dla gości i zdejmij buty przy wejściu. Pamiętasz, że obiecywałem ci niespodziankę?
Tak proszę Pana.
Więc remont przedpokoju odbył się przy okazji. Od jakiegoś czasu myślałem, że skoro mam niewolnika, to nie może mieszkać w luksusach. Trzeba mu zrobić jakąś celę. No i ci zrobiłem.
Jacek podszedł do szafy przesuwnej i odtworzył ją.
Pamiętasz to niewykorzystane pomieszczenie obok twojego pokoju?
Tak, proszę Pana. Taka graciarnia to była.
Teraz to będzie twoja cela.
Jacek pokazał swojemu cwelowi drzwi do tego pomieszczanie, które teraz były ukryte w dnie szafy
To tak, żeby zachować nasza tajemnicę. Wchodzimy! Duże jak wiesz to nie było, ale wykorzystałem to, że jesteśmy w starym budownictwie i wysokość mieszkań jest spora, dla tego zrobiłem ci pięterko.
Weszli do wąskiego korytarza, w którym na szerokość mogła się zmieścić tylko jedna osoba. I to nie za gruba. Oświetlony był paskami ledów, bo światła naturalnego tu nie było. Kiedy skończył się korytarz zobaczył coś w rodzaju niskiego kąta, w którym stało metalowe łóżko i proste szafki. a na lewo… no cóż to był rodzaj celi. Na lewo był aneks sanitarny, tzn. jakiś rodzaj łazienki, tylko bez drzwi.
jak widzisz chciałem to upodobnić do celi, a w celi więzień nie ma intymności, więc w głębi masz prysznic i kibel w jednym. Odkryłem to rozwiązanie we Włoszech na starych stacjach benzynowych, w których nie ma muszli i pisuarów tylko jest taka porcelanowa dziura do której się leje i potem, kiedy się chce srać to się na nią kuca i robi swoje. Może też, jak widzisz służyć jako prysznic, bo jest bateria prysznicowa. Gdybyś się bał, że noga ci się poślizgnie i wpadnie do dziury podstaw sobie tę kratkę. A tu bliżej masz umywalkę. Wszystko jest, żeby pachnieć i być czystym. A! Przy prysznicu masz już zamontowany wąż do lewatywy, żeby było wygodnie przygotować dupsko do jebania. A teraz miejsce pracy. U góry!
Na „pięterko” wchodziło się dość prymitywnych schodach/drabince. Tylko tutaj, u góry dawnego pomieszczenia było małe okno. Przy nim Jacek ustawił biurko do nauki, a na reszcie platformy były szafki ciuchy i półki na książki. Ta część była wyższa. Bez problemu mogli się wyprostować, choć do sufitu było bardzo blisko.
OK! Zostawiam cię w twojej celi na godzinkę. Rozejrzyj się gdzie co masz, jak to zorganizowałem, weź prysznic i wyczyść dupę, bo pewnie już bardzo tęskni za moim kutasem no i oczywiście pasem. Aha, dwie rzeczy jeszcze. Zostawiłem trochę twoich rzeczy w dawnym twoim pokoju, żeby było, że tam mieszkasz, wiesz, kiedy mama przyjeżdża, albo co. I druga, przy okazji remontu zamontowałem dyskretne kamerki w całym mieszkaniu. Teraz nawet w pracy będę cię miał na oku przez neta. No to się aklimatyzuj.
Wojtek nie mógł wyjść z szoku. Jasna cholera, coraz bardziej wchodzi w tę pojebaną sytuację. Co gorsze (albo lepsze, zależy jak patrzeć) całkiem mu się to podoba. Pobuszował trochę po szafkach, półkach, żeby się zorientować gdzie, co jest. Zszedł z platformy, oglądał swoje nowe łóżko, „łazienkę”. Chciał zobaczyć, gdzie są kamery. W końcu zaczął robić sobie lewatywę i wziął prysznic. Tak, jak sobie życzył Pan, po godzinie pojawił się w salonie:
Panie, cwel melduje gotowość do służby
OK. Załóż je na nogi – powiedział rzucając mu skórzane opaski. Kiedy ten blondyn poradził sobie z tym usłyszał: Chodź tu, założę ci na nadgarstki.
W pewnym momencie Wojtek zauważył, z sufitu zwisa łańcuch. To coś nowego. Jacek podwiesił go u sufitu. Potem przewiązał mu oczy opaską i… No właśnie, chyba wyszedł. Wojtek przynajmniej nie wyczuwała jego obecności w salonie. Trwało to chwilę. Podwieszony blondyn zamyślił się. Nagle ból wyrwał go brutalnie z tego stanu. Jego pośladki zaczęły palić. Bolało, ale zachodził w głowę, czym Jacek go bił. To był jakiś punktowy ból. Ponieważ nie nic nie widział, doznania były jeszcze mocniejsze. Bolesne to było, ale cholernie podniecające. Tym bardziej, że nie wiedział skąd i kiedy spodziewać się uderzeń.
O, suczka się rozkręca, widzę. Brakowało ci tego, gnoju, nie?
Tak, Panie, bardzo.
No to pobawmy się jeszcze inaczej
W pewnym momencie, nie spodziewane uderzenie tym „czymś” spadło nie jego kutasa. Zawył, było mocne. Potem Nagadowski zaczął zdecydowanie, ale nie za mocno uderzać od dołu w jądra. To było dla Wojtka nowe doznanie. Tym bardziej, że do tej pory Jacek nie bawił się jego jajami. Trwało to chwilę, a Wojtek zaczął już odczuwać potrzebę dojścia.
Panie, proszę, mogę dojść?
O, nie kurwa cwelu, ile razu mam powtarzać! Czy i kiedy dojdziesz, to jest moja decyzja.
Ale ja już nie mogę.
Co możesz albo nie to też jest w mojej gestii.
Wojtek coraz bardziej jęczał, jego jaja nabrzmiewały coraz bardziej a kutas stał ostro na baczność. Pan jeszcze chwilę coraz delikatnie uderzał w jądra. Nagle, zdjął mu z oczu opaskę.
Podobało się nowe narzędzie? Pewnie byłeś ciekaw, czym cie biję? i pokazał mu palcat, zakończony delikatną skórą – Dobra, zmiana scenerii.
Jacek opuścił go na całkowicie na podłogę, tak, że całymi stopami dotykał podłoża, odpiął go z łańcuchów. Wojtek rozmasował sobie trochę nadgarstki, bo mimo, że opaski był bardzo miękkie i komfortowe, to jednak nie był do nich przyzwyczajony. Jacek kucnął i powiedział: Wsiadaj mi, młody na barana. Widzisz te dyskretne otwory w suficie, równoległe, do tych, na których wisiałeś?
Tak, proszę Pana.
To wkręć tam te haki i zaraz ci podam łańcuchy, żebyś je zawiesił
Wojtek być strasznie ciekaw o co chodzi. Kiedy zamontowali haki i łańcuchy, Jacek wyjął z szafy spory kawałek skóry, z czterema zaczepami na karabinki.
Pomóż mi to zamocować.
Kiedy po chwili wszystko było gotowe, brunet wyjaśnił:
To jest sling, kładź się na tym a ja cię zapnę do łańcuchów, żeby się unieruchomić.
Zaraz Wojtek faktycznie nogi i ręce miał przypięte do oczek łańcucha i leżał na slingu. Jacek przyniósł mały podwójny strap, który Wojtek już znał i jeszcze raz zaczął mu okładać nim dupsko, szybko i dość mocno. Nie trwało to długo, chodziło tylko o to, żeby obydwaj znowu byli gotowi. Nagadowski zwinnie sięgnął po lubrykant, zdecydowanie włożył palec do odbytu, zaraz drugi i trzeci, posmarował swojego kutas i ostro wjechał Wojtkowi w dupę. Ten tylko jęknął. Trochę bolało, po dwóch tygodniach, ale zaraz rozkosz zdominowała wszystko. Jacek ruchał szybko, zdecydowanie, choć czasami zwalniał, ale ruchy było ostre, głębokie. Sling się huśtał i odciążał Jacka od wysiłku. Po prostu master huśtał cwela i nabijał go na swoja pałę. Dla obu to było coś owego i bardzo fajnego. Jacek chciał trochę poczekać na swojego cwela. Wziął jego chuja w rękę i razem ze swoimi ruchami w cwelu zaczął go masturbować. Wojtek zaczął się głośno drzeć, kiedy jego prostata kilka razy została ostro dotknięta. Doszli prawie w tym samym momencie. Wojtek czuł jak fale spermy wlewają się do jego odbytu. Jacek szybko wyszedł z cwela. Rzeczywiście ilość spermy był imponująca. Ale cóż, po dwóch tygodniach celibatu… Bo zawziął się, że nie będzie sobie ręką dogadzał. Potem klepnął poddanego w dupę:
Spierdalaj, ogarnij się, a ja tu posprzątam. Dasz radę za pół godziny zrobić coś do żarcia? czy potrzebujesz więcej czasu?
Może lepiej godzinkę, proszę Pana? – nieśmiało, z proszącym głosem powiedział wymęczony cwel
OK! Za godzinę kolacja.

Po godzinie Wojtek zapukał do salonu, informując, że kolacja gotowa. Siedli do stołu.
Co ty na te nowości?
Hmm – nie wiedział co odpowiedzieć
Mów kurwa, bo ci przypierdolę! – krzyknął nagle Jacek.
Wojtek nie wiedział skąd ta złość, ale domyślał, że skoro Nagadowski tyle się napracował i tyle zainwestował chce wiedzieć, czy mu się to wszystko podoba.
Trochę dziwne, ale mnie podjarały. No i chyba idziemy krok naprzód w moim byciu Pana niewolnikiem. Muszę się chyba trochę przyzwyczaić, ale OK. Za to ruchanko…
Zamknij mordę i jedz! uciszył go Jacek.
Reszta kolacji odbyła się w ciszy. Kiedy mieli wstać, Wojtek nieśmiało, cicho powiedział: – Przepraszam, że Pana rozczarowałem. Podoba mi się tylko to jest niespodzianka, i to duża.
OK! Niepotrzebnie się uniosłem. Ogarnij kuchnię i przyjdź do salonu. Przenieś mi piwo, a sobie coś do picia.

Po chwili zgodnie z życzeniem Pana pojawił się pokoju. Podał piwo Jackowi i sam chciał usiąść na podłodze, jak to często bywał.
Chodź, usiądź mi na kolanach, obejrzymy jakąś głupią komedię, żeby się rozerwać.
Wojtek zaskoczony tą niecodzienną czułością Jacka, usiadł i od razu poczuł ciepło jego ciała. Jacek natomiast poczochrał mu włosy i pogładził po policzkach. Potem ręką ujął go za brodę, skierował jego twarz do swojej i delikatnie pocałował.
Wymęczyłem cie dzisiaj, nie?
Tak, proszę Pana, ale to jest bardzo miłe zmęczenie.
Podobało ci się jebanko?
Jasne, było super, coś nowego. – patrzył na Pana i zastanawiał się czy może kontynuować. Jacek mruknął i widać było, że chce słuchać dalej.
Niesamowite było to, kiedy miałem zasłonięte oczy, bo jakby te Pana uderzenia palcatem były jeszcze bardziej podniecające. Nie wiedziałem czym obrywam, skąd i kiedy… Zaje… Wiedział, że nie wolno mu przeklinać, ale chociaż tak chciał pokazać jakie to było nowe dla niego.
Jacek przytulił go do siebie, znowu pocałował, zaczął głaskać po głowie i policzkach.
Dobry cwel, dobry. Uczysz się szybko! Jestem z ciebie dumny. A widzisz, że i ja się staram, żebyś był zadowolony.
Dziękuję Panu bardzo za wszystko.
To co, dość tych słodkości, bo za chwilę tę kolację wyrzygamy – obruszył się Jacek.
Obaj parsknęli śmiechem. Dobrze im było razem.
To, co głupiutka komedia? i włączył film.
Wojtek chyba nawet nie zwracał uwagi na film, tylko czuł jak jest mu dobrze w silnych ramionach tego dziwnego człowieka, którego parę miesięcy temu spotkał i który wprowadził go w świat, o istnieniu którego do tej pory nawet nie wiedział. Obydwaj wymęczeni, zasnęli. Kiedy Jacek się przebudził, czuł, że ręce mu ścierpły a poza tym po piwie musiał się odlać. Szturchnął Wojtka
E! cwelu! Do parteru, już!
Wojtek szybo się ocknął.
Lać mi się chce
Blondyn szybko kucnął na podłodze, rozpiął rozporek moro swojego Pana, wyjął kutasa, włożył do usta i czekał. Wkrótce ciepły mocz zaczął spływać mu do gardła. Kiedy Nagadowski skończył, cwel wyczyścił chuja i chciał go schować kiedy Jacek mruknął zaprzeczająco: Uh uh.
Aha, chce żebym mu zrobił loda – pomyślał. Od razu, mimo, że zaspany zabrał się do roboty. Kiedy jeszcze całkiem spora porcja spermy wylądowała ostatecznie w jego żołądku, Jacek zarządził:
Jutro normalny rytm dnia. Rano zaprawa, potem szkoła itd. Przed basenem pojedziesz do pana Antoniego na przymiarkę garnituru. Nic nie gadaj tylko mierz. Ufam mu, a ty nie masz nic do gadania. Po szkole idź do pani Gudowskiej i Zaus i zapytaj czy nie zrobić im zakupów. I ogarnij pranie, bo jak widzisz posprzątałem na ganc, ale pranie i prasowanie z ostatniego tygodnia ci zostawiłem. I wynocha do łóżka. I bez jakiś kombinacji. Do łóżka i spać.
Tak proszę Pana, dobrej nocy i dziękuję za dzisiaj – uśmiechnął się na wspomnienie popołudnia, chociaż dupa po dwutygodniowej przerwie bolała, i „dziura” i pośladki

Kozubski usłyszał znajomy dzwonek domofonu, cztery krótkie sygnały, spiął się, zamknął książkę i szybko usiadł na podłodze w przedpokoju, gotowy do służby.
Prawie od razu w drzwiach wejściowych pojawił się jego Pan.
Witam Pana, Pański cwel melduje się do usług.
Otwieraj paszczę – wyciągał już kutasa i zaraz skierował strumień moczy do usta Wojtka. O kurwa, trzymałem specjalnie dla ciebie. Ja pierdolę, jaki jestem padnięty.
Skończył się odlewać.
Przygotuj mi kąpiel.
Tak, proszę Pana. A obiad też?
Nie.
Jacek właściwie siadł ze zmęczenia w przedpokoju i czekał aż woda naleje się do wanny. Po kilku minutach, kiedy prawie zasypiał, Wojtek wyszedł z łazienki i oświadczył, że kąpiel gotowa. Pomógł Panu się rozebrać i zostawił go w wannie. Skoro obiadu nie trzeba, to postanowił dokończyć przerwane zadanie domowe. Kiedy wszedł po dłuższej chwili do łazienki Nagadowski otrząsnął się – O kurwa, zasnąłem. Opłucz mnie i wytrzyj.
Po chwili obaj byli w salonie.
Raport z ostatnich trzech dni – sucho rozkazał.
Cwel melduje, że z polskiego dostał piątkę z wypracowania i piątkę z odpowiedzi. Z matematyki z kartkówki cztery plus, z fizyki – i tu głos mu zadrżał – trzy z minusem i z geografii jedynkę. Pozostałe zadania zarówno w domu jak i poza nim zostały wykonane.
Garnitur od krawca przyniesiony!
Tak, proszę Pana.
Masz jakieś wytłumaczenie tych nędznych ocen? No słucham! – poniósł głos.
Z fizyki nie potrafiłem załapać materiału. Nauczyłem się na pamięć, ale nie umiałem rozwiązać zadań. A z geografii na śmierć zapomniałem. – cichym głosem tłumaczył się, z tego, że zawalił.
Widzę, że pamięć muszę ci wyostrzyć. A z fizyką… ile razy ci mam powtarzać, nie rozumiesz, dzwonisz i jak załatwiam korki, takie trudne?
Ale to było przedwczoraj, a już dzisiaj była kartkówka.
Kurwa, gnoju, przecież mamy komórki, codziennie ze sobą gadamy… ja pierdolę. Przygotuj „kozła” i podwójny miękki strap. A i opaski na nogi i nadgarstki.
Zaczął czytać gazetę. Wojtek wiedział, że szykuje się na ostro, bo skoro opaski to chce go unieruchomić, a ten strap robił niezłe spustoszenia na dupie. Ale cóż, nawalił, to teraz ma. Wyciągnął ze schowka „zabawek” mastera „kozła” czyli składany przyrząd na wzór kozła murarskiego, przez który trzeba było się przechylić i oprzeć ręce na dole. Dupa, oparta o górną część, nie uciekała i była nieźle napięta i stąd bardziej bolało. Kiedy wszystko było gotowe, Wojtek zapiął sobie opaski na kostki i podszedł do Jacka z opaskami na nadgarstki. Jacek wstał, w milczeniu zapiął opaski, pchnął cwela do kozła, zapiął mu kostki kabinkami. Wojtek zdjął szelki spodnie, opuścił je do kolan a Jacek niecierpliwie przycisnął go do dołu. Kiedy miednica leżała już na górnej krawędzi kozła, szybko zapiął mu i nadgarstki do kozła. NA odsłoniętej dupie widoczne były jeszcze pręgi z niedzielnego ruchania.
No więc, mamy dwa elementy kary, odświeżenie pamięci i fałszywa pokora, żeby nie prosić o pomoc, kiedy jest potrzebna. Ile to razem będzie gnoju?
Cisza. Wojtek poczuł nagłe szarpnięcie za włosy. Jacek przykucnął i podniósł głowę Kozubskiego do góry.
Jak pytam, to znaczy, że czekam chuju na odpowiedź.
To by było dwa razy po dwadzieścia pięć, proszę Pana.
Poprawna odpowiedź. Ponieważ jednak mam plany na dzisiejszy wieczór, kara będzie dwuczęściowa. Teraz pierwsza część a kiedy wrócimy do domu druga. Liczysz na głos! Nie musisz dziękować.
Bez zbędnej zwłoki poczuł pierwsze uderzenie.
Raz – czuł, że Jacek „wkłada serce” w uderzenia, bo prawie odbierają dech.
Dwa….
Miał łzy oczach, ale nie krzyczał. Pan odpiął go z kozła.
Zostaw wszystko jak jest. Będzie druga tura. Za godzinę wychodzimy. Przygotuj mi stalowy garnitur, szarą koszulę i bordowy krawat. Ty też wystąpisz w nowym garniaku.
Potem usiadł na kanapie i czytał gazetę. Wojtek z obolałym dupskiem zajął się domem, bo wolał unikać siedzenia. Poprasował trochę ciuchów, pościerał kurze i po 45 minutach w spodniach od nowego garnituru i nowej koszuli pojawił się przez Jackiem z jego ubraniem w rękach.
Jacek w milczeniu ubierał się. Po czym i Wojtek założył krawat i marynarkę. W przedpokoju ubrali płaszcze i wyszli. Szli spacerkiem w stronę Rynku Głównego.
Byłeś kiedy w restauracji?
Tak proszą Pana.
W jakiejś drogiej?
Nie, proszę Pana
To dziś pójdziemy do drogiej restauracji.
Weszli do klimatycznej restauracji „Cyrano de Bergerac” na Sławkowskiej. Stolik był zarezerwowany, w ustronnym miejscu. Kelner wskazał gdzie. Kiedy Wojtek siadał, skrzywił się. Dupa strasznie bolała.
To tylko konsekwencje. Wcale tak nie musiało być. Ale teraz skup się na tu i teraz.
Oczywiście Kozubski nie miał nic do powiedzenia, jeśli chodzi o zamówienie. Pan zamówił krewetki, bo uczył swojego cwela jak je jeść. Oczywiście Jacek mu opowiadał wiele na temat kultury stołu, różnych kuchni itd. Było ok. 18.20, kiedy brunet zarządził wstanie. Dla Wojtka ciągle bolesne.
To nie koniec naszego wieczoru. Idziemy do teatru na „Hamleta”.
Rzeczywiście poszli do Teatru Starego.

Wrócili do domu ok. 22.30. Kiedy weszli Jacek zimnym głosem przypomniał: – Rozbierz się z ubrania, i załóż moro i migiem cie widzę przy koźle. Też mi się chce spać.

Nagadowski natomiast tylko zdjął marynarkę i krawat, podwinął rękawy koszuli i czekał. Kiedy ofiara pojawiła się w pokoju, bez zbędnych ceregieli przymocował go do kozła.
Teraz możesz nie liczyć, będzie szybko.
Po 15 zaczął stękać, a po 20 krzyczeć. Po dwudziestym piątym, już myślał, że koniec. Jacek pobłądził gorącą dupę i powiedział:
Ile razy ci mówiłem, że karę trzeba przyjąć jak mężczyzna i nie wrzeszczeć. Wrzeszczeć możesz przy ruchaniu, z rozkoszy. Dlatego będzie suplement. Jeszcze dziesięć, chyba, że znowu będziesz jak dziecko.
O kurwa, chyba nie dam rady – pomyślał Wojtek. Spiął się jednak i chyba dlatego, że te dziesięć było jeszcze szybciej, jakoś poszło. Pan szybko zaczął mu smarować tyłem maścią na rany. Kiedy został odpięty, Jacek popatrzył na niego z litością i uśmiechem.
Hej, no, nie becz. Dzielny byłeś – i przycisnął go do siebie. Pogładził po głowie, po plecach.-
Już dobrze, ból już był, zapominamy. Tylko popraw te oceny, OK? 0 – kciukami zaczął Wojtkowi wycierać łzy.
Dobrze, ja przepraszam. Panie Jacku, ale ja nie wiedziałem, że wychodzimy i jeszcze miałem powtórzyć z chemii na jutro.
Dobrze, ile ci trzeba, trudno, będziesz niewyspany. Teraz zmykaj do siebie.
Jeszcze raz poczochrał my włosy i pocałował w czoło.

Zaczynała się powoli wiosna. Po ostrym jebaniu w czwartkowy wieczór, zmęczeni, leżeli na kanapie w salonie. Słuchali Chopina a Jacek delikatnie dotykał cwela w różnych miejscach. Najbardziej masował „cztery litery” bo znowu trochę je nadwyrężył. Nie, żeby Wojtek się skarżył, bo robił spore postępy i próg bólu mu się bardzo przesunął, ale jednak odczuwał dyskomfort.
Wiesz co, chciałbym, żebyś poznał moich przyjaciół. Dwóch. Oni też są masterami i mają swoich cwelów. Jeden ma jednego a drugi nawet dwóch. Trzeba by było tylko jakiś weekend zorganizować. Pogadasz ty z rodzicami czy ja mam.
Może obydwaj, niezależnie?
Racja. Powiedzmy, że chcę ci pokazać kawałek gór. OK. Za tydzień.
Ja pogadam może z twoim tatą a ty, jak będzie w w ten weekend w domu.
OK. Proszę Pana, w weekend majowy moja klasa jedzie na wycieczkę w Bieszczady, trzydniową.
OK. To za tydzień orgia a potem już tylko ruchanko, bez wpierdola. Ale coś wymyślimy, żeby trening nie miał przerwy.
Proszę Pana?
No?
A jacy są ci Pana przyjaciele i co ja będę musiał robić na tym spotkaniu?
Spoko goście. Starsi ode mnie, to znaczy masterzy, chociaż cwele to studenci, czyli też starsi od ciebie. Trochę się poseksimy, trochę pogadamy. Myślę, że zostawimy was, cweli trochę samych, żebyście pogadali.
Trochę się boję.
Ale czego, piesku, nie będziesz musiał robić nic innego niż robimy we dwóch. Może któryś z nich spuści ci wpierdol albo najwyżej obciągniesz któremuś, ale w gumce. Całkiem nagi jesteś tylko dla mnie. O analu z obcymi nie ma mowy. OK. Wyluzuj. Nie dam ci zrobić krzywdy, przecież nie chcę, żebyś się zraził.

Akcja z weekendem SM się udała. Znajomi Nagadowskiego nawet mu się spodobali. faktycznie nie było nic strasznego. Trochę dziwnie było patrzeć jak inni się jebią. No i docenił swojego Pana, bo pozostali masterzy byli bardziej hadkorowi. Wojtek nie wiedział, czy Jacek go przywiózł, żeby go przygotować na coś trudniejszego czy po prostu, żeby ich poznał. Fajnie było też to, że na kilka godzin w niedzielę do południa zostawili samych cweli. Mogli pogadać, poplotkować o masterach….
Kiedy wracali Jacek co chwila zza kierownicy spoglądał na podopiecznego. Kiedy wreszcie wrócili do domu, Jacek w końcu zapytał:
– No i jak, podobało się?
Tak, bardzo, chociaż na niektóre rzeczy, co oni robili to chyba nie jestem jeszcze gotów.
Ja też – uśmiechnął się – ale z nimi mogę na te tematy pogadać i uczyć, żeby obu nam było dobrze i żebym ci krzywdy nie zrobił. Chcesz jeszcze jeść?
O nie, zaraz pęknę! Patryk i Jurek świetnie gotują.
Ja też nic nie wcisnę. Masz coś na jutro do szkoły?
Tak, ale nie dużo, jakaś godzinka wystarczy.
To spadaj do siebie

Koło wpół do dziesiątej usłyszał krzyk:
Cwel, do nogi!!!
Szybko zeskoczył z platformy i błyskawicznie pojawił się dużym pokoju, gdzie zastał swojego Pana, który czytał jakąś książkę.
Pański cwel melduje się na wezwanie!
Idę spać, na dobranoc chce loda.
Wstał, sam wyciągnął już z lekka twardego kutasa. Wojtek ukląkł przed nim i zabrał się do obrabiania. Brunet chyba zmienił zdanie, bo pewnie ujął w dłonie głowę niewolnika i zaczął ją nabijać na swoją pałkę. Blondyn szybko się zorientował, że trzeba wejść w tryb bierny. Maksymalnie rozluźnił gardło i zaczął nabierać powietrza nosem. Jacek przyspieszał, ale trwało to chwilę zanim gorzkawa ciecz wypełniła usta Kozubskiego. Jacek spełniony odetchnął, poklepał przyjaźnie cwela po policzkach i ręką pokazał, że ma odejść.

Czas mijał szybko. Jacek z jednej strony cieszył się, że ma stałego cwela i to jakiego, nawet houseboya, z drugiej żył w ciągłym napięciu, żeby sprawa się nie wydała, bo przecież to kryminał, Nie dość, że nieletni, yo jeszcze syn znajomych. Pocieszało go tylko to, że młodemu się to podobało. Poza tym udało mu się zyskać zaufanie jego rodziców. Matka wręcz „jadła mu z ręki”.
Nadszedł koniec czerwca – koniec szkoły. W szkole pełny sukces. W wrześniu przegrany, kandydat do zawodówki a po dziesięciu miesiącach świadectwo z paskiem. Para Nagadowski-Kozubski postanowiła to uczcić. Dogadali się z rodzicami Wojtka, że ten na weekend zostaje z Jackiem i przyjeżdżają na niedzielny obiad. Jacek zabrał podopiecznego za zakupy ciuchowe i nie tylko, ekstra obiad w dobrej restauracji i…
Skoro na świadectwie są dwa paski to ja ci spróbuje je zrobić na dupie. Jeden szerszy i drugi wąski.
Master jak maszyna starał się trafiać w to samo miejsce. najpierw szerszym strapem a potem wąskim rzemieniem. I nim bolało jak skurwysyn. Po tej operacji, której efekty mogli podziwiać, Jacek postarał się ekstra jebanie, długie i intensywne. Wyczerpani położyli się na dywanie w dużym pokoju. Jacek wciągnął Wojtka na siebie mocno go pocałował.
Jestem z ciebie dumny ja skurwysyn. Ja pierdolę z samego doła szkolnego dziś jesteś prymusem. Wojtuś – jeszcze nigdy tak do niego nie powiedział – jesteś niesamowity. Oprócz tego, jesteś kurwa prawie perfekcyjna pani domu i coraz lepszy cweluch.
Dzięki. Wiele z tego zawdzięczam Panu. Dzięki za wszystko, gdyby nie Pan byłbym gdzie indziej i kim innym.

Dobra, dość tej wanilii. Cieszył się z pochwał, ale nie lubił tego okazywać. Wzięli jeszcze wspólny prysznic i poszli spać.
Tyle, że Kozubski nakręcony sukcesem nie mógł zasnąć. Zastanawiał się, rozmyślał. To, co robi z Jackiem to jakaś totalna perwersja. No ta, ale jak przyjemna. Poza tym, przecież nikogo nie krzywdzą. Gdybyś kto popatrzył z zewnątrz, to, on jest pokrzywdzony, bo prawie nieustannie jego dupa jest czerwona, czasem nawet sina. Ale dla niego ta cena jest warta zapłacenia. Kiedy dostaje wpierdol jako „sos” do seksu, to go cholernie kręci, a kiedy wpierdol jest za karę, to mobilizuje do pracy.

Cześć chłopaki, Wojtek pokaż no to świadectwo – krzyczała podekscytowana mama.
Synu, jestem z ciebie dumny. Pokazałeś, że niepowodzenia nie muszą załamać, ale zmobilizować do walki. Super – Wojtek dostrzegł łzę w oku ojca i ścisnęło go w gardle. To miłe.
Dużo mi w tym pomógł Pan Jacek, to też Jego sukces – dodał Wojtek
Nie przesadzaj, przede wszystkim Twoja ciężka praca. Bez imprez, bez leniuchowania. Ja też jestem zbudowany – chwalił go Jacek
Siadajcie, bo wystygnie
Przy obiedzie jeszcze nie raz łechtali próżność Wojtka.

Elu, Staszku, tak jak rozmawialiśmy, chętnie bym wziął Wojtka za tydzień na dwa tygodnie w góry. Przyda mu si taka szkoła i odpoczynek jednocześnie, Zasłużył na to – podjął temat Nagadowski
Jasne, Jacek, zgadzamy się jak najbardziej. Masz niesamowicie pozytywny wpływ na Wojtka.
Przesada.
Po obiedzie stary Kozubski i Jacek wyszli na zewnątrz na papierosa. Jacek nie palił, ale dla towarzystwa…
Jacek, powiedz mi jak to się stało, że mój syn tak ci ufa, tak jest za tobą.
Nie wiem, jakoś zaiskrzyło – jeszcze jak, pomyślał – Wiesz, ale nie mów mu tego pod żadnym pozorem, pamiętasz, jak przywieźliście go do mnie pierwszy raz, powiedziałeś, że mogę użyć pasa, jeśli będzie niegrzeczny. No więc kilka razy na początku się zdarzyło. Dałem mu wybór czy mam tobie powiedzieć czy załatwimy sprawę pomiędzy sobą, po męsku. Wybrał drugą opcję. Obiecałem, że nie powiem, więc nie wygadaj się. Potem mu trochę pomogłem, bo mam znajomych nauczycieli i tak poszło, ale faktycznie ten rok to była dla niego ciężka orka.
Mogę cię coś zapytać?
Wal
Może Wojtek u ciebie mieszkać od września
No jasne, dziwię się, że miałeś wątpliwości.

Wakacje się skończyły. Jacek i Wojtek spędzili dwa tygodnie maszerując z Ustrzyk Górnych do Zakopca. Nie sami. W towarzystwie znanych już obydwu gejów spod znaku SM. Nie było jakoś ostro, przynajmniej jeśli chodzi o Wojtka. Jacek go oszczędzał. Za to napatrzył jak może wyglądać taki układ całkiem dobrze, patrząc na pozostałych. Potem byli w kontakcie telefonicznym czasem na skypie. Wojtek co dwa tygodnie jeździł do mieszkania Jacka, żeby ogarnąć porządek, pranie, prasowanie…
W końcu przyszedł wrzesień i sprawy wróciły do codziennego rytmu. Blondyn dobrze zaczął szkołę. Było oczywiście profilaktyczne, ostre wpierdol, żeby nie usiadł na laurach. Ale i odjazdowy, jak zawsze z Nagadowskim, seks. Była środa, trzeci tydzień roku szkolnego. Jacek miał wrócić z pracy ok. 16.00. I faktycznie kilka minut przez czwartą wszedł. Kozubski się zdziwił, bo przecież zawsze go uprzedza domofonem, żeby ten był w gotowości, przedpokoju. Siedział u siebie, w „celi”, kiedy usłyszał łoskot otwieranego zamka.
Wojtek, szybko, do mnie!
Wojtek? Co jest? Zeskoczył z platformy od biurka w przepisowym moro i stanął na baczność przez Panem.
Cwel…
Poczekaj, twoi rodzice mieli wypadek. Dzwonił tata, żebyśmy przyjechali
O kurwa. Wojtka sparaliżowało. Po chwili zdołał wykrztusić z siebie:
Co im jest, kiedy, gdzie ten wypadek?
Nie wiem, Wojtek. Spokojnie. Już jedziemy, to się dowiemy. Tylko migiem przebierz się.
Z tego wszystkiego pewnie by pojechał w moro, bez bielizny. Szybko wskoczył jeansy i założył t-shirt i skierował się do wyjścia.
Zabierz bluzę, nie wiadomo jak długo tam będziemy.
Nie, jedźmy.
Jacek ostro, ale nie podnosząc głosu, powtórzył: – Zabierz bluzę, proszę… naciskając r. Wojtek szybko wrócił z bluzą.

Po kilkunastu minutach byli na miejscu. Jacek rozejrzał się chwilę i znalazł nazwę oddziału: Oddział Kliniczny Chirurgii Ogólnej, Ortopedii i Obrażeń Wielonarządowych. Ja pierdolę, co im się stało – myślał Wojtek. Szybkim krokiem doszli na oddział. Młody był za bardzo w szoku, poza tym młody, dlatego działa brunet.
Dzień dobry. Szukamy pana Kozubskiego, z wypadku – zwrócił się do pielęgniarki na dyżurce.
Sala osiem, po prawej stronie.
Szybko się zorientowali weszli szukając starszego Kozubskiego. Wojtek natomiast zachodził w głowę gdzie jest mama i brat. Weszli, z trudem rozpoznali po aparaturą pana Staszka.
Staszku, jesteśmy, jak prosiłeś – odezwał się Nagadowski
Tato!!! Co ci jest? – krzyknął.
Cicho synku! Są jeszcze inni na tej sali – odezwał się nienaturalnie cichym głosem starszy Kozubski – Podejdź bliżej, bo muszę ci coś powiedzieć. Jacek ty też możesz podejść.
Przybliżyli się do chorego.
Wziąłem sobie wolne, bo mama chciała jakieś zakupy i na skrzyżowaniu wjechał na nas dostawczak. Uderzył w bok pasażera.
W oczach ojca Wojtka pojawiły się łzy i na chwilę go zatkało.
Mama i twój brat nie przeżyli tego wypadku, zginęli na miejscu.
Co? jak to? Wojtka zatkało.
Wojtuś, bądź dzielny, proszę. Ja mam zaraz jechać na jakieś badania, bo podejrzewają jakieś uszkodzenia narządów wewnętrznych.
Wtem do sali weszły dwie panie.
Przepraszamy bardzo. Zabieramy pana na badania.
Jak długo to może potrwać? – odezwał się Nagadowski
Nie wiemy, co najmniej godzinę.
My tu Staszek poczekamy na ciebie z Wojtkiem- zapewnił Jacek.
W międzyczasie pojawili się inni członkowie rodziny. Rodzeństwo taty Wojtka i brat mamy.
Panie zaczęły płakać, a panowie rozmawiać o wypadku. Ciocie Jola i Marzena przytuliły Wojtka do siebie.
Państwo pewnie mnie nie znacie. Jacek Nagadowski, Wojtek u mnie mieszka – przedstawił się.

W istocie badania trwały ponad dwie godziny. Krewni Wojtka usiłowali się czegoś dowiedzieć. W końcu wyszedł do nich jakiś lekarz.
Państwo wszyscy są rodziną? – zapytał.
No, oprócz tego pana – wskazując na Nagadowskiego – to tak.
Za dużo was, Mogę rozmawiać z dwiema lub trzema osobami. Zapraszam do gabinetu.
Kilka minut naradzali się. W końcu poszedł wujek Waldek, brat mamy, ciotka Jolka. Na szczęścia stwierdzili, ze Wojtek też ma chyba prawo wiedzieć. Dowiedzieli się, że badania nie wykazały uszkodzeń organów wewnętrznym, poza stłuczeniami oczywiście, ale wykazały coś, co może być nowotworem. I jutro jak będzie gotowe badanie histopatologiczne to zdecydują czy operować.
Wojtek, zabieramy cię na wieś. Co tu będziesz robił. Odezwała się ciotka Jolka.
Nie, zostanę tutaj, Tu jest bliżej do taty. Nie ma mowy.
OK, jak chcesz.
Jeśli mógłbym coś pomóc to jestem do dyspozycji – zaoferował Jacek
Nie, dziękujemy, poradzimy sobie. Niech pan się zaopiekuje Wojtkiem.
Poczekali jeszcze jak starszy Kozubski wrócił na salę, ale lekarz zabronił wchodzić wszystkim. Pozwolił tylko synowi.

Wrócili do domu. Atmosfera była ciężka.
Głodny jesteś, Wojtku?
Nie dzięki, nie będę jadł. Pójdę do siebie
Jak chcesz to śpij w pokoju, tam jest trochę przytulniej.
Nie, dzięki, wystarczy u mnie.
Całą noc nie spał. Ze zmęczenia przysnął trochę nad ranem. Obudził się po 8.00. Nie miał zamiaru iść do szkoły. Zdziwiło go tylko, że słyszał jakiś ruch w mieszkaniu. Kiedy sam wstał się odlać, usłyszał:
Wojtek, jak będziesz gotowy, chodź na śniadanie.
Nie miał ochoty jeść, ale chyba trzeba. Wykąpał się, ubrał i poszedł.
Co chcesz jeść – zapytał Jacek.
Obojętnie.
Postawił przed nim kanapki z szynką, z serem i pomidorem.
Jadę do szpitala, do taty – powiedział.
Pojedziemy razem, bo tato dzwonił wcześnie rano, musimy się zbierać.
Wsiedli do samochodu, ale Nagadowski jechał jakoś inaczej. Ale… może chce ominąć poranne, krakowskie korki. Nagle skręcili w osiedle i podjechali na przystanek.
Zabierzemy tego pana. Tata prosił, żeby go zabrać. On ci wyjaśni, po co.
I tak Wojtek był jakiś nieobecny. Resztkami sił walczył, żeby się nie rozpłakać. W końcu mama i Oskar nie żyją.
Kiedy dojechali, szybko poszli z tym facetem na górę. Weszli do sali gdzie leżał ojciec Wojtka.
Cześć – zaczął brunet – jesteśmy
Wojtku, zostaw nas samych na chwilę, potem ci wyjaśnię to całe zamieszanie.
Młody Kozubski wyszedł z sali.
Jacek, mam sprawę. Wykryli u mnie raka. O 10.00, może trochę po, mam mieć operację. Powiedzieli, że jest ryzyko, że jej nie przeżyję, ale bez niej mogę umrzeć na dniach. Gdybym jej nie przeżył, albo się nie wybudził, zgodziłbyś się zostać opiekunem prawnym Wojtka? Masz świetny kontakt z nim i duży wpływ na niego. Powiedz szczerze. nie chcę naciskać, ale chcę zapewnić synowi jak najlepsze warunki.
Nagadowski zdębiał.
Daj mi chwilę pomyśleć. Dosłownie dwie minuty.
OK. Spokojnie.
Po chwili Jacek się odezwał: – Dobra, będzie dobrze, wierzę, że z tego wyjdziesz, ale zgadzam się.
Widzisz, Jacek, – kontynuował starszy Kozubski – nie jestem naiwny. Ja wiem, że ty za te wszystkie korepetycje dla Wojtka płaciłeś. Może Ela dała się nabrać, ale ja nie. Nawet jestem trochę zazdrosny o relację jaką masz z moim synem, ale nie ma niczego, czego bym nie oddał za szczęście mojego dziecka. Teraz jestem pewien, że najlepiej, jeśli zostanie z Tobą. Dlatego poprosiłem notariusza, bo chce spisać testament, w którym mogę ustanowić cię opiekunem prawnym Wojtka. Zawołaj go i na chwilę odejdź, ale blisko…
Nagadowski poprosił Wojtka.
Synu, wykryli u mnie nowotwór. Muszę mieć dziś operację, bo bez niej nie przeżyję. Ale ona też jest ryzykowna, dlatego chciałem cię zapytać, czy widzisz taką możliwość, na wszelki wypadek, żeby pan Jacek był twoim opiekunem prawnym i się tobą zajął, gdybym miał nie przeżyć?
Wojtka zmroziło.
Tato, jak to? Nie zostawiaj mnie. Mam tylko ciebie.
Spokojnie Wojtek, dlatego zgodziłem się tak szybko na operację, ale ona też jest ryzykiem, dlatego pytam, że Pan Jacek mógłby być twoim opiekunem prawnym na wypadek mojej śmierci, czy chcesz, żeby to wujek Waldek, albo dziadek?
Jeśli tak miałoby być, to pan Jacek! – odpowiedział zdecydowanie ojcu.
Zawołaj pana Jacka.
Jacek wrócił na salę.
Wybrał ciebie – uśmiechnął się. Zawołaj notariusza i powiedz pielęgniarce, że poprosiła lekarzy.
Wszyscy pojawili się w sali. W kilka minut Stanisław Kozubski podyktował testament, w którym ustawiał Jacka Nagadowskiego opiekunem prawnym Wojciecha Kozuskiego i zarządcą tego skromnego mienia, jak miał odziedziczyć w przypadku śmierci ojca. Lekarze potwierdzili, że był w pełni władz umysłowych. Notariusz załatwił swoje i wyszedł. Jacek z Wojtkiem zostali, ale zaraz pojawiły się pielęgniarki, żeby przygotować pacjenta do operacji.
Chcę zostać i czekać- powiedział blondyn do Jacka
OK. To może potrwać. Ja pojadę do roboty i załatwię sobie wolne. Zadzwoń do rodziny, bo nie wiem czy wiedzą. Zaraz wracam, OK. Będzie dobrze, to tylko na wszelki wypadek – pocieszał podopiecznego – zaraz wracam – i wyszedł ze szpitala.
Wojtka rozbolała głowa. Co jeszcze życie mu przyniesie? Czy może być jeszcze gorzej – myślał. Mama i Oskar nie żyją, tata ma raka i nie wiadomo czy przeżyje. Wszystko to przerastała nastolatka. Jacek też jadąc przez miasto intensywnie myślał: Kurwa, a jak będę się musiał zająć tym chłopakiem. Lubię go, ale to całkiem inna odpowiedzialność.

Mijała już druga godzina operacji. Do szpitala dojechała ciota Jolka. Pojawił się też i Jacek. W pewnym momencie z z dużych drzwi wyszedł lekarz, którego mina przeraziła wszystkich.
– Państwo jesteście krewnymi pana Kozubskiego?
Kiwnęli głowami.
– Zapraszam do gabinetu.
Weszli szybko. Jacek jako „niekrewny” został na korytarzu. Ciotka, do razu: – Panie doktorze i co? Jak operacja?
– Przykro mi bardzo. Kiedy otworzyliśmy, okazało się, że rak jest tak zaawansowany, że nic już nie da się zrobić. W dodatku były też obrażenia wewnętrzne po wypadku. Według mojej wiedzy z takimi obrażeniami nie powienien przeżyć tej doby. Pani brat był, z tego co wiem, nałogowym palaczem. Serce nie wytrzymało. Przykro mi. Wyrazy współczucia.

Świat się dla Wojtka zawalił. Jak to? Kiedy wyszli Nagadowski od razu zrozumiał. Wojtek zamiast do ciotki, rzucił się do Jacka, objął go i zaczął szlochać. Trwało to dobrą chwilę. Kiedy się trochę uspokoił, Jacek zapytał: – Chcesz zobaczyć tatę?
– Nie teraz, boję się. Chcę do domu.
Ciotka od razu zainterwieniowała: – Za chwilę będzie tu wujek Janusz i nas zabierze. Wojtek popatrzył na Jacka – Chce do Pana, mogę?
– Jasne. Wie pani – zwrocił się do Jolanty – jeśli chce do mnie, to ja go zabiorę i spróbuję pogadać. Pani pewnie nie ma mojego numeru telefonu. Będziemy w kontakcie.
Podał jej i pożegnali się.
Następne dni Wojtek był jak zombi. Fizycznie był na jakichś spotkaniach, był na pogrzebie, potrójnym, najbliższych sobie osób. Coś jadł, ale tylko dlatego, żeby wszyscy dali mu spokój. Spać chciał zawsze w mieszkaniu Jacka. Ten wziął sobie urlop i pomagał jak mógł.
Pojechali na odczytanie testamentu, który jak można było się spodziewać oburzył rodzinę. Jacek stał się wrogiem numer jeden, bo jak można Wojtka oddawać pod opiekę obcemu człowiekowi, w dodatku samotnemu, jakby nie miał rodziny.

Od pogrzebu minęło kilka dni. Kozubski zapadał się w depresję. Całymi dniami leżał na łóżku, nie mył się, jadł tylko tyle ile wmusił w niego Jacek, kiedy wracał z pracy lub sąsiadki, które dostały od ich Jacusia klucze i polecenie, żeby zadbały o podopiecznego. Jacek w piątek starał się jak najszybciej skończyć i wrócić do domu Trzeba było działać.
Wszedł, pod drodze pytając sasiadkę, czy Wojtek coś jadł.
– Jestem! krzyknął. Cisza. Bez reakcji. Wszedł do „celi” Kozubskiego i zastał go, jak zwykle do tygodnia, leżącego na łóżko, tępo wpatrzonego w sufit. Potrząsnął nim, skierował głowę do swojej twarzy: – Za dziesięć minut widzę cię w salonie, mamy do pogadania.
– Nie ma o czym gadać – beznamiętnie odpowiedział Wojtek
– Kurwa, to nie jest zaproszenie. Jeśli za chwilę nie pojawisz się w pokoju, wezmę cię za bety i siłą przyprowadzę, zrozumiano!!!! Krzyknął z całej siły brunet.
Widać było, że Kozubski trochę się ocknął.
– Dobrze – cicho odpowiedział.

Potem przez ponad dwie godziny Jacek starał się go przekonać, żeby Wojtek wrócił do „żywych”, do życia. Miał wrażenie, że mówi do jakiegoś zombi. Co jakiś czas nim potrząsał, żeby go wyrwać z jakogoś letargu.

– Kurwa jego mać, Wojtek, czy nie po to tata cię pytał, czy chcesz być ze mną i na własne uszy słyszałem jak mu przyrzekałeś, że będziesz mnie słuchał. Sam tak zdecydowałeś. Nie mam zamiaru ustąpić. Twoim najbliższym, taką postawą, życia nie przywrócisz. Wiem, że jest ciężko, nie wiem jak ciężko, bo sam tego nie przyżyłem, ale kurwa jestem tu, żeby cię wspierać, pomóc ci, ale trudno to zrobić, kiedy ty nie chcesz.
– Ja chcę!!! – krzyknął blondyn, zanosząc się płaczem – ale nie daję raaaady!!! Nie potrafię! Zostałem sam, całkiem sam na świecieeeeeee!
Jacek ukląkł przy nim, objął go – Wiem młody, wiem, samemu jest ciężko, dlatego chcę ci pomóc. Trwali w taki uścisku dłuższy czas. Żaden nie liczył czasu. Po chwili sierota odezwał się cicho: – Potrzebuję chwili, dobrze? Sam. Spokojnie, chcę tylko chwilę, racjonalnie pomyśleć. Mam nadzieję, że potrafię. Niech Pan poczeka. na pewno przyjdę. Czas się Jackowi dłużył. Chociaż nie palił, nerwy miał napięte jak struny. Stał w oknie i palił już trzeciego papieprosa. Nagle do pokoju wszedł podopieczny Nagadowskiego, wykąpany, uczesany, ubrany w jeansy i sweter. Twarz już nie była tak beznadziejnie smutna.
– Możemy dokończyć rozmowę?
– Jasne, słucham, jestem tu dla ciebie.
– No więc… nie wiedział jak to powiedzieć
– Spokojnie, mamy czas. Nie musisz się spieszyć.
Ale Wojtek nie chciał czekać.
– No więc, pomoże mi Pan, tak?
Jacek kiwnął głową nie chcąc przerywać.
– Chcę wrócić do normalnego…. – zawachał się – do codziennego życia. Ale chcę, żeby było jak przedtem tylko jeszcze bardziej. Myślę, że muszę mieć tak zajęty czas, żebym nie miał czasu myśleć o sobie, o stracie…. – na chwilę go zatkało. Jacek przybliżył się i zaczął go delikatnie klepać po plecach. – o stracie mamy, taty i Oskara. Chcę, żeby Pan był moim opiekunem prawnym i chcę tu mieszkać. Seks też, chociaż chyba na wielkie kroki, żeby było ostrzej, chyba mnie jeszcze nie stać, ale to do czego doszliśmy już, to tak, tylko ostrzej, intensywniej. Zgadza się Pan?
Jacek, przycisnął go do siebie. – Jasne. Obiecałem twojemu tacie, że się tobą zaopiekuję i to zrobię. Tylko wiesz, teraz jest trochę inna sytuacja. Gdyby ta sprawa z naszym popierdolonym seksem by wyszła to ja ląduję w perdlu. Nie dość, że uwiodłem nastolatka, to jeszcze jako opiekun prawny wykorzystałem go seksualnie.
– Spoko. Tata zawsze mnie uczył, żeby dotrzymywać słowa. Pan zresztą też. Obydwaj uczyliście mnie tego nie oszczędzając pasa, więc coś z tego musi wyjść. Obiecuję, że to zostanie między nami.
Potem jeszcze uzgodnili, że w niedzielę pojadą na wieś, do rodziny i Wojtek wyjaśni całą sprawę z testamentem. Jeszcze w piątek byli u notariusza, żeby się dowiedzieć jak to zrobić, żeby sąd ustanowił Nagadowskiego opiekunem prawnym. Piątkowy wieczór spędzili oglądając dobrą komedię. W sobotę wybrali się na długi spacer po Ojcowie. Wojtek był odprężony i w miarę pogodny. Czasem tylko się zawieszał, wtedy brunet interwieniował delikatnie. Niedziela to przede wszystkim „przeprawa” z rodziną, która chciała obalić testament.
– Nie wiem czy wam się uda, ale jeśli spróbujecie, staniecie się nie moją rodziną, ale moimi wrogami – wykrzyczał rodzinie, które zebrała się u wujka chrzestnego, Waldka – Panu Jackowi wiele zawdzięczam i sam chciałem, żeby to on decydował o mnie, tata też tego chciał, bo mu ufał.
Wrócili do domu poźnym popołudniem. Skonani. Poszli na spacer do Cichego Kącika.
– Czy to nie tu chcałeś dać dupy przypadkowemu gachowi? zapytał złośliwie Jacek. Twarz Wojtka wyglądał jakby płonęła.
– Głupi byłem. Sorry, niech Pan nie przypomina.
Kiedy wrócili, zjedli kolację. Nagadowski zadzwonił do wychowawcy klasy Kozubskiego i umówił się z nim na poniedziałek. Minęła już 21.00 kiedy zadzwoniła komórka gospodarza. Nieznany numer.
– Halo, czy pan Jacek Nagadowski?
– Tak, to ja, a z kim rozmawiam?
– Waldemar Madej, chrzestny Wojtka – Jacek się wyraźnie spiął. Dyskretnie włączył na głośnik, żeby obaj słyszeli – Całe popołudnie dyskutowaliśmy o tym, co powiedział nam Wojtek i pan. Nie podoba się to nam i nie rozumiemy decyzji ojca Wojtka, ale postanowiliśmy uszanować wolę ich obu. Tylko prosimy, żeby nam pan nie utrudniał kontaktów z naszym krewnym.
– Jasne, nigdy nie miałem zamiaru izolować Wojtka od nikogo. Dziękuję bardzo. Wojtek też o tym powinien się dowiedzieć.
– Tak, zaraz do niego zadzwonię.
Faktycznie za chwilę także Kozubski odebrał telefon, ale tym razem do dziadka, z tą samą informacją. Podziękował dziadkowi. Uśmiechnęli się do siebie.
– Chodź, usiądź – odezwał się Jacek
Wskazał mu swoje kolana. Gdy ten usiadł, przytulił go do siebie i szepnął do ucha: – Damy radę, młody. Damy radę, zobaczysz. Nas dwóch nic nie pokona.
– Ale nie będzie zawsze tak słodko – zażartował Wojtek
– O ty draniu, jeszcze ci pokażę. Dupa cię swędzi, co? Dzisiaj nic z tego. Za bardzo jesteśmy zmachani przeprawą z twoją rodziną. Od jutra, od 5.30 wracamy do życia. Do naszego układu.
Poszli spać wcześniej. Obydwaj z poczuciem, że udało się, że jest nadzieja.

I faktycznie. Wojtek, chociaż trochę spokojniejszy, nie umiał przespać spokojnie nocy. Natłok myśli nie pozwalał zasnąć. Już przez piątą rano nie spał. Niecierpliwie czekał na 5.30, ustaloną godzinę pobudki, żeby móc wstać. Na korytarzu prawie zderzył się z Jackiem. Poranna zaprawa po prawie dwóch tygodniach przerwy była mordęgą, ale blondyn dawał z siebie wszystko, aż Pan musiał go trochę hamować.
Idziemy najpierw razem do sądu razem z adwokatem, żeby złożyć papiery o ustalenie opieki prawnej nad tobą, a potem idziemy do szkoły. Umówiłem się z twoim wychowawcą. Weź książki i zeszyty, bo zostaniesz na lekcjach po rozmowie z profesorem.
W sądzie poszło szybko. Dziwnie się czuł, wchodząc do szkoły po takiej przerwie. Kiedy weszli do pokoju nauczycielskiego, jego wychowawca wstał.
Może przejdziemy obok – wskazał ręką drzwi – tam będziemy mogli swobodnie porozmawiać. Kiedy usiedli, zaczął nauczyciel:
Cieszę się Wojtku, że wracasz. Jeszcze raz, wyrazy wielkiego współczucia. Co was sprowadza.
Otóż, rzeczywiście Wojtek zdecydował, że czas wrócić do szkoły – zaczął Nagadowski – Ja też się z tego cieszę. Tato Wojtka przed śmiercią napisał testament, w którym za zgodą Wojtka, ustanawia mnie jego opiekunem prawnym. Oczywiście musi to jeszcze potwierdzić sąd. Dzisiaj zawieźliśmy notarialnie potwierdzony testament. Zajmie to parę tygodni, ale chciałem pana, panie profesorze, poznać osobiście i się przedstawić. Wojtek, jeśli to możliwe od następnej lekcji zostałby już w szkole. Weźmie sobie zeszyty, zorientuje się, co ma do nadrobienia.
Super – odezwał się wychowawca – rozmawialiśmy z waszymi nauczycielami i z klasą. Możesz liczyć na nasze wsparcie. Gdybyś miał jakieś problemy to ja jestem do twojej dyspozycji.
Wojtku – spoglądając na zegarek, odezwał się Jacek z dziwną jak na niego czułością – może pójdziesz już do klasy. Mam jeszcze do pana profesora słówko. Spotkamy się w domu.
Oczywiście, już idę – nieśmiało odezwał się Kozubski.
Kiedy wyszedł, Nagadowski kontynuował: – Wie Pan, już się bałem, że się z tego nie otrząśnie. Do soboty był w takiej depresji, że bałem się, że bez psychiatry czy nawet szpitala będzie ciężko. Na razie, po twardej, męskiej rozmowie udało się wyciągnąć z domu, ale chciałbym prosić Pana i wszystkich uczących, poprzez pana, żebyście mieli oko na niego, na jakieś momenty zamyślenia na lekcjach czy jakieś inne dziwne zachowania. Ustaliliśmy, że będzie miał dni szczelnie zajęte, żeby nie miał czasu myśleć.
Jasne, oczywiście. Może wymienimy się numerami komórek, to będziemy w stałym kontakcie.
O! Super, bo wie Pan, ja często wyjeżdżam. Taka praca i ciężko go mieć stale na oku. To jest dobry chłopak. Udało się mu, z jakąś moją pomocą, wyjść w tamym roku na prostą, a teraz ta tragedia… Nie chcę, żeby się załamał.
No, muszę przyznać, że jeszcze w listopadzie ubiegłego roku, nie dawałem mu szans, a na koniec świadectwo z paskiem…
A teraz musi się przygotować, żeby stawić czoła rzeczywistości sam. Jasne, że mu pomogę, ale mimo to, że udało nam się znaleźć wspólny język, to nie zastąpię mu rodziców. Może pan do mnie dzwonić w jakiejkolwiek sprawie, która dotyczy Wojtka. Oczywiście, kiedy będę miał decyzję sądu, przyjdę od razu.
Pożegnali się silnym uściskiem dłoni.

Kiedy Kazubski wchodził do domu miał dziwne uczucie. Do tej pory to raczej on czekał na Nagadowskiego. Tym razem był inaczej. Niepewnie wszedł.
Chodź tu, cwelu! – krzyknął z salonu Jacek
Wojtek szybko rzucił plecak w przedpokoju i pobiegł do Pana. Nagadowski wstał.
Na kolana! Morda!
Wojtek otworzył usta, w których wylądował penis Pana. Zaraz poczuł jak ciepły płyn, silnym strumieniem wlewa mu się gardło. Skoncentrował się na tym, żeby nie uronić ani kropli. Nigdy nie przepadał za pissem, ale świadomość poniżenia, bycia traktowanym jak pisuar, tym razem bardzo go podnieciła.
No, napoiłem cwela, teraz dawaj. Jak poszło? Dużo masz do nadrobienia? I w ogóle, jak cię przyjęli?
Dobrze proszę Pana. Wszyscy byli życzliwi, znaczy koledzy i nauczyciele. Trochę muszę nadrobić, ale dali mi czas.
Dobra, to ogarnij się i spierdalaj do siebie zakuwać. Znaj łaskę Pana. O szóstej kolacja. Ja zrobię, a ty nadrabiaj. Nie ma cię, ale już.
Wojtek z jednej strony się cieszył, ale z drugiej jakiś lodzik chociaż… No nic, on tu jest cwelem.
Kilka minut po 18.00 pojawił się w kuchni. Pachniało super. Domowa pizza.
Jak idzie? – zaczął brunet
Przepisałem już prawie wszystko z zeszytów, które mi dzisiaj pożyczyli – odpowiedział blondyn.
Widzisz jakieś problemy. Będziesz potrzebował korków z czegoś?
Hmm, chyba z matematyki i fizyki. Brali jakieś rzeczy, których chyba nigdy nie widziałem. Poza tym to będzie pamięciówka.
Dobra, wsuwaj i wracaj do nauki.
Wojtek był rozczarowany. Jak to? Już miał trochę dość. A jakieś jebanko?
No co się patrzysz. Samo się nie zrobi. Spierdalaj i patrz na mnie takimi maślanymi oczkami. Najpierw obowiązki a potem może rozważę przyjemności.
Z wyraźną niechęcią podniósł się z taboretu.
Co to za fochy. Potrzebujesz mobilizacji? I zapewniam cię, że nie będzie to nic przyjemnego. Kurwa, to ja gotuje, zmywam, a cwelowi się zaczyna w głowie przewracać…
Przepraszam, proszę Pana. Zapomniałem się.
Wojtek otrzeźwiony trochę tonem Nagadowskiego zajął się nauką. Około dziewiątej usłyszał głośne: – Cwel do nogi!
Z prędkością światła pojawił się przed masterem.
Kozioł, strap, ten gruby i ten podwójny i pas pojedynczy! Migiem.
W kilka minut Wojtek spełnił polecenia.
Wygląda na to, że dupa cię strasznie swędzi. Zdejmuj t-shirt, opuść gacie i połóż się.
Nagadowski prawie nie czekając zaczął okładać dupsko cwela szybkimi razami. Kozubski zaczął stękać, bo poziom bólu powoli zaczął przekraczać poziom podniecania, a przechodził do poziomu realnego bólu. Starał się trzymać, bo nie chciał zawieść Jacka. Nagle Jacek zapytał – Dupa przygotowana?
Tak, proszę Pana.
Dobra suka! – pochwalił – czekała na mojego kutasa, nie?
Tak, proszę Paaaana – krzyknął blondyn, kiedy poczuł jak kutas wpycha się w jego dziurę. Po chwili czuł już tylko coraz większą rozkosz. Ale brunet miał ochotę na dłuższe ruchanie. Zwolnił tempo, potem ku zaskoczeniu Wojtka wyszedł z niego, wziął pasa i zaczął na nowo lanie. Już nie tak silne, niemniej bolesne. Potem znowu wszedł. Tym razem powoli. Kozubski czuł w sobie znajomy kawał kutasa i kiedy ten wchodził do końca, czuł materiał moro. Tak jak obaj lubili. Pieprzyli się możliwie ubrani. Chyba, że ubranie ewidentnie przeszkadzało. Jacek znowu zwolnił i tak kilka razy doprowadzając cwela do szału. Wojtek w pewnym momencie zaczął jęczeć.
Stul ryj, gnoju! – krzyknął Jacek – dojdziemy, kiedy ja będę chciał.
W końcu ostrymi pchnięciami Jacek zaczął uderzać w prostatę cwela. Obaj zaczęli krzyczeć. Chwilę później dupa cwela zaczęła wypełniać się spermą Pana. A sam cwel szczytował tak, jak najbardziej lubił: bez dotykania jego pały.
Leż tu i nie ruszaj się, chyba, że ci się chce lać, albo musisz się napić.
Muszę, proszę Pana.
To wypierdalaj do siebie i wypłucz sobie dupę też, ale za chwilę cię tu widzę.
Okazało się, że za chwilę była powtórka z rozrywki, tylko w innej pozycji. Dochodziła dziesiąta. Obaj byli nieźle zmęczeni.
Dobry piesek – poklepał go dobrotliwie po policzkach.
Potem zaczął ostro, po męsku całować. Trwało to chwilę, z przerwami na zaczerpnięcie powietrza. W końcu Jacek zarządził: – Wystarczy na dziś. Prysznic i do spania. Jutro normalny dzień.
Dziękuję Panu.
Pożegnał go promienny uśmiech Nagadowskiego, który miał nadzieję, że młody wychodzi na prostą. Obaj byli tak zmęczeni, że wystarczyło, że przyłożyli głowę do poduszki i już spali.

Rano Wojtek jak zwykle wstał rano na zaprawę, ale dziura nieźle go bolała. Pojawił się jednak w dresie, w przedpokoju.
Dzień dobry Panu – odezwał się do nachodzącego Jacka
Spuszczaj spodnie i pochyl się.
Blondyn posłusznie wykonał polecenia i po chwili poczuł jak palec Nagadowskiego wchodzi w dziurę. Wchodził z jakimś maścią czy kremem.
To powinno pomóc, żeby cię nie bolało. Zostawiam na półce. Jak wrócisz ze szkoły i będzie bolało to posmaruj sobie.
I wybiegli na zaprawę poranną.

Wojtek wrócił do swoich normalnych obowiązków. Musiał się nieźle uwijać, żeby pogodzić nadrabianie zaległości, bieżącą naukę i utrzymanie domu. Mimo to cieszył się, bo wieczorem padał z nóg i natychmiast zasypiał. Nagadowski podglądał go przez internet. Nadszedł weekend. W piątek poszli obaj do kina. Sobota zapowiadała się trochę smętnie. Wojtek zajął się domem. Pranie, prasowanie, trochę sprzątania. Około południa usłyszał z przedpokoju: – Cwelu! Do mnie!
Rzucił wszystko i stanął na baczność.
Przygotowany?
N-nie, nie całkiem.
Masz 20 minut. Potem nago w salonie.
Przed upływem tego czasu, cały podekscytowany Wojtek wszedł do salonu. Pomieszczenie było już przygotowane. Rolety w oknie opuszczone, haki w suficie umocowane, dywan zrolowany pod ścianą.
Suczka stęskniona wrażeń? – powitał cwela Nagadowski, ironicznie się uśmiechając.
Potem zapiął cwelowi opaski na ręce i nogi, podwiesił go nieco, żeby się wyciągnął, ale stał jeszcze na podłodze. Obciążył je, żeby ciało było dobrze napięte i trochę pochylone wprzód.
To zaczynamy zabawę.
Na dupsko Kozubskiego poleciały razy, chyba ze strapu, bo tak to odczuwał. Tyłek się coraz bardziej rozgrzewał. Nagle przestał, a w dziurze poczuł palce. Jeden, potem drugi i wreszcie trzeci. Brunet dłuższą chwilę pracował, żeby rozluźnić otwór. „Dobrze idzie” – pomyślał blondyn. Jednak zamiast gorącego kutasa Pana, dupę zaczął rozpychać jakiś silikon czy coś takiego. Owszem, nawilżony, ale jednak zimny. Kiedy Jacek wepchnął go Wojtkowi ostrzegł: – Trzymaj go i nie puszczaj, bo będzie źle. Potem znowu wrócił do okładania dupska. Żeby nie plug nie wyleciał, dupa musiała być napięta, a w konsekwencji każde uderzenie bardziej bolało.
Na razie wystarczy. Pan musi odpocząć.
Jacek wyszedł z pokoju. Wrócił po jakiś 20 minutach ze szklanką i słomką.
Napij się.
Wojtek łapczywie wsysał napój. Potem Pan włączył telewizor i zaczął oglądać. Chyba pornola, bo blondyn nie mógł widzieć ekranu, ale odgłosy jęczenia i stękania na to by wskazywały. Po jakimś czasie włączył muzykę, jakąś operową, podszedł do Wojtka i…
Zmiana pozycji, bo zdrętwiejesz. Z sztucznym kutasem w dupie, został odpięty.
Ubierz te buty – rzucił nowe glany cwelowi – i załóż tę uprząż. – dodał rzucając zaraz paski, które miały opinać glany. Domyślił się, że chyba zawiśnie głową w dół. I rzeczywiście Jacek podpiął go do wyciągu i zawiesił tak, żeby głowa była na wysokości krocza bruneta.
Poproszę loda, panie cwelu.
Wojtek w tej niewygodnej pozycji zaczął obciągać, ale Pan szybko przejął inicjatywę. Nagle odszedł i zaczął to głaskać, to poklepywać, lekko, a czasem mocniej cztery litery poddanego. Potem opuścił go i kazał przyjąć pozycję pieska. Wyciągnął niespodziewanie sztucznego penisa i z rozpędem wjechał w dziurę Kozubskiego. Ten nawet nie zajęknął, rozciągnięty przez pluga. Jacek szybkimi pchnięciami do samego końca ruchał go jak sukę. W pewnym momencie chwycił też pałę cwela i zaczął szybko poruszać. Chwilę potem, Nagadowski zmęczony ostrą jazdą położył się na plecach Wojtka. Ten, nie mniej zmęczony, resztkami sił utrzymywał się na rękach.
Połóż się na podłodze – rozkazał master. Podłożył mu pod ciało duży ręcznik kąpielowy.
Z dupska sączyła się sperma. Jacek też się położył za Wojtkiem. Odpoczywali dłuższą chwilę.
Idź się wypłucz i zaraz wracaj.
Wojtek poszedł do siebie. Wziął prysznic, wypłukał dobrze dziurę i ostrożnie przemył obolałą dupę. W tym samym czasie Pan też wziął szybki prysznic.
Za chwilę bez słów Wojtek znowu wisiał u sufitu. Tym razem nawet stopy były kilka centymetrów nad ziemią, ale też obciążone, żeby ciało było napięte jak struna. Jacek założył cwelowi czarne gogle na oczy, tak, że nie mógł nic widzieć i słuchawki na uszy. W słuchawkach Wojtek słyszał nie hałaśliwą, ale dość głośna muzykę. Nie znał jej. Nagle na swoich plecach poczuł dotkliwy ból, jakby ktoś rozcinał mu skórę. Mimo tego, poczuł, że jego pała prawie natychmiast wyprężyła się na baczność. Razy padały jeden za drugim, chwila przerwy i z drugiej strony. To coś, chyba bat, zawijało się przez ramię, czasem tnąc też skórę na ramionach. Doznania były jeszcze mocniejsze, bo nic nie widział i nic nie słyszał. Razy padały nieregularnie, tak, że trudno było wyczuć, kiedy się ich spodziewać.
W pewnym momencie poczuł na swojej pale gorącą dłoń Jacka, którą zaczął rytmicznie, szybko poruszać. Nie trzeba było dużo, żeby Kozubski wystrzelił.
Nagadowski zerwał mu gogle i słuchawki i pokazał długi bat z rzemieni.
Niespodzianka! Specjalnie dla mojego psa.
Potem postawił go na podłodze, a chwilę potem położył na slingu. Znowu wszedł w niego i raz leniwie, raz szybko jebał go. Trwało to i trwało. Wojtkowi dłużyło się strasznie. Już prawie dochodził, a wtedy Jacek zwalniał. W końcu wyraźnie przyspieszył i z krzykiem zaczął strzelać w dupie Wojtka spermą.
Kiedy próbował postawić Kozubskiego na nogi okazało się, że ten się słania. Dlatego zręcznym ruchem wziął go pod kolana i w pasie, i zaniósł do swojej łazienki. Wojtek był nago, ale Jacek musiał jedną ręką, bo drugą podpierał cwela, zrzucić ciuchy. Potem obydwaj weszli pod prysznic i brunet delikatnie zaczął myć Wojtka. Dla blondyna było to niesamowite odczucie. Duże, mocne łapska Pana delikatnie mydlą każdy zakątek jego skóry. Kiedy Jacek skończył, wytaszczyli się spod natrysku. Brunet oparł cwela o pralkę i zaczął go wycierać. Kiedy ich spojrzenia spotkały się, Jacek dostrzegł wielkie łzy cieknące z oczu Wojtka
Ej, młody przegiąłem? – niepewnie zapytał.
Nie wiem, tak mi Pan robił dobrze, że to tego nie czułem – mówił cicho, starając się nie płakać – ale teraz cholernie boli.
Moment, zaraz coś spróbujemy poradzić.
Jacek szybko wypadł z łazienki i tak samo szybko wrócił z jakimiś pastylkami i szklanką wody.
Wypij, powinno uśmierzyć ból. Chcesz się położyć u siebie?
A mogę blisko Pana – nieśmiało zapytał Wojtek
Jasne, zaniosę cię do salonu
Nie trzeba, sam pójdę..
Nie dyskutuj.
Tak, jak go wniósł, tak go wyniósł z łazienki. Położył go ostrożnie na kanapie, na brzuchu. Za chwilę przyniósł koc i okład.
Uważaj, będzie zimne, ale powinno pomóc.
I położył mu coś w rodzaju poduszki z lodem na tyłek. Potem plecy ze śladami razów bata posmarował maścią i przykrył kocem.
Zaraz przyjdę, tylko sam wezmę kąpiel.
Kiedy wrócił, usiadł na kanapie, wziął sobie głowę Kozubskiego na kolana i zaczął czytać książkę. Jednocześnie jedna ręka delikatnie dotykała głowy, twarzy, czasem też wchodziła pod koc i przesuwała się po plecach cwela. Oczywiście po dolnej części, która nie była poraniona. Obaj właściwie stracili poczucie czasu. Było ciemno. Jacek spojrzał na zegarek…
Chyba powinniśmy coś zjeść, bo seks nam zastąpił obiad, ale nieźle nas zmęczył.
Potem wstał, ostrożnie podtrzymując głowę blondyna. Za chwilę zmienił mu okład z lodu i wyszedł do kuchni. Po dłuższej chwili Wojtek poczuł zapach potraw.
Wstawaj, obiadokolacja gotowa.
Nie mogę się ruszać.
Jacek podszedł do kanapy i pomógł wstać Wojtkowi. Ten objął go za szyję, a Jacek w pasie i wolno przeszli do kuchni.
Chyba nie dasz rady siedzieć, nie?
Wolę nie.
A ustać dasz radę?
Oprę się i blat
Jacek usiadł na stołku barowym naprzeciwko blondyna i zaczął się w niego wpatrywać. Wojtek, nie mając odwagi zapytać, spojrzał pytająco na mastera.
Oj młody, trochę mi stracha napędziłeś. Czemu nie użyłeś ani żółtego ani czerwonego hasła? Nawet nie krzyczałeś. Czemu chciałeś zgrywać bohatera? A ja cię podziwiałem że próg bólu ci się tak przesunął.
To nie tak, proszę Pana. Ja naprawdę nie czułem tego, To była taka adrenalina, że dopiero w łazience, zaczęło ostro boleć. Przepraszam, prze..
Już dobrze, dobrze. Zadzwonić po doktora Kamińskiego? Obejrzy to, może coś pomoże, żebyś szybciej się wygoił?
Może nie trzeba. Zobaczymy jutro, dobrze… – z oczkami płaczącego kotka spojrzał na Jacka.
OK! – odpowiedział, po czym nachylił się i z pełnymi ustami zaczął całować Wojtka. Ten w pewnym momencie zaczął się śmiać.
Co w tym śmiesznego – oburzony oderwał się od Wojtka Nagadowski
Nic, chyba nic, tylko przyszło mi do głowy, że jak normalnie wymieniamy się śliną, a teraz wymieniamy się też przeżutym jedzeniem.
Jacek parsknął śmiechem, po czym wrócił do ust Kozubskiego. Potem wrócili do jedzenia. Kiedy skończyli Wojtek rzucił się do zbierania talerzy i mycia.
Spierdalaj, idziesz odpoczywać. Zaraz do ciebie dojdę.
Wojtek wrócił na kanapę w salonie i położył się na brzuchu. Za chwilę dołączył do niego brunet.
I co nieboraku, śpisz?
Nie, proszę Pana, tak sobie leżę.
Obejrzymy coś?
Niech Pan wybierze.
Dobra, może jakiegoś Chaplina, bo krótkie i jak się nam znudzi to wyłączymy.
Włączył telewizor. Blondyn obrócił głowę w jego stronę i tak jak wcześniej, ułożył ją na kolachach Pana. „Hmm, jak dobry pies” – pomyślał i uśmiechnął się do siebie.
Była blisko dziewiąta wieczór, Jacek widząc, że Kozubski „odlatuje”, wstał, zabrał mu okład z tyłka, posmarował kremem, tak samo plecy. Podał mu jeszcze tabletkę przeciwbólową. Wrócił na miejsce. Kiedy zobaczył, że blondyn chrapie, wziął go delikatnie na ręce i zaniósł do klitki cwela, ułożył na brzuchu i pogłaskał o głowie. Wojtek odpowiedział mruczeniem.
Kozubski wrócił ze szkoły i zabrał się za robotę.Wrzucił brudy do pralki, nastawił program. Potem zabrał się za sprzątanie salonu, kurze na stole, półkach… odkurzanie, zmywanie. „Na błysk” jak mówił Jacek. Potem kawa i zadania domowe. Siedział nad nimi jakąś godzinę, kiedy zadzwonił telefon. Spojrzał na wyświetlacz – Pan Jacek.
No co tam, młody – musiał nie być sam, bo inaczej mówił cwelu, gnoju, suczko i tym podobne.
Spokojnie, proszę Pana. Kończę odrabiać lekcje. Zaraz idę na basen, a potem mam jeszcze powtórkę z historii na klasówkę i może uda mi się pociągnąć trochę lekturę. No i jeszcze mi zostało prasowanie tego, co wyschło.
OK. Masz jeszcze jedno zadanie. Spakuj siebie i mnie na wyjazd. Na której lekcji masz tę klasówkę?
Na pierwszej, proszę Pana.
W porządku. Zwolniłem cię u wychowawcy z dwóch ostatnich lekcji. Spakuj mi ten granatowy garnitur, dwie niebieskie koszule, bordowy krawat i półbuty. Weź adidasy i jeansy…
Te jasne, które Pan lubi?
Tak, tak, te i bokserki i skarpety, paska do spodni nie bierz. Weź za to ten wąski, podwójny strap i kosmetyki… jasne. Sobie weź ten ciemniejszy garniak i koszule z krawatem do kompletu i buty do niego, a luźniejsze ciuchy, to jakie chcesz. Na dwa dni. Po szkole pojedziesz od razu do mnie, do firmy i poczekasz. Jak coś to będziemy w kontakcie.
A gdzie jedziemy, jeśli mogę wiedzieć, proszę Pana?
Nie, nie możesz wiedzieć, bo zepsujesz sobie niespodziankę.
To przepraszam, nie było pytania. Jeszcze coś proszę Pana?
Nie, na razie nie, jak sobie coś przypomnę, to dam Ci znać. Trzymaj się i bądź grzeczny – odezwał się z przekąsem.
Dobrego wieczoru Panu życzę
Tobie też, młody.
Ciekawe gdzie jedziemy – myślał Kozubski. Bez moro, w garniakach…
Nie ma co myśleć, tylko trzeba działać. Miał jeszcze sporo zajęć do wieczora, a Nagadowski czasem go podglądał przez internet. O 22.20 wychodził spod prysznica, kiedy usłyszał dźwięk komórki. Rzucił się, żeby odebrać.
No co tam, suczko?
Właśnie wziąłem prysznic, proszę Pana i idę spać.
Grzeczna suczka. Walizki spakowane?
Tak, proszę Pana.
Na historię umiesz?
Umiem, proszę Pana.
Kurwa gdybym nie padał na twarz, to bym ci zrobił egzamin, ale moja czacha już nie działa. Do jutra cwelu, w firmie.
Dobranoc Panu.
Aha, czy zrobić Panu coś do jedzenia na drogę?
Nie trzeba, ty też nie jedz. Zjemy po drodze.
To dobrej nocy.
Pa, suczko… hehe.

W piątek Wojtek obudził się przed budzikiem. Zauważył, że „nabuzowany” tajemniczym wyjazdem z Panem Jackiem. Przyłożył się do zaprawy porannej, tak, że endorfiny buzowały w nim. Klasówka z historii wydawała się łatwa. Na kolejnych lekcjach starał się skupić, ale myślami był już przy wejściu do firmy Nagadowskiego. Po czwartej lekcji wypruj jak z procy do domu. Tam szybki prysznic, inne ciuchy i wyjście z walizkami.
Taksówka prawie dojechała.
Dzień dobry.
Dzień dobry.
Wpakował walizki do bagażnika i szybko wsiadł do auta.
Pachońskiego 9 poproszę.
Proszę bardzo.
Jechali w ciszy, gdy nagle zadzwonił telefon.
Daleko jesteś?
Za chwilę będę. Jestem w taksówce.
OK. Zapytaj gościa, czy może poczekać parę minut. Ja też już dojeżdżam.
Kozubski zwrócił się do taksówkarza:
Mógłby pan poczekać chwilę, zabralibyśmy znajomego i pojechali dalej. Jakieś do 10 minut, nie więcej.
Dobra, tylko zgłoszę do centrali.
Kiedy dojeżdżali, blondyn zobaczył jak Nagadowski już coś załatwia z dyspozytorem.
Kilka minut później jechali już na dworzec.
Jak ci poszła historia?
Dobrze, łatwe było.
Dobry humor? Super.
Nie mogę się doczekać…
Mam nadzieję, że ci się spodoba
Droga trochę zajęła trochę czasu przez krakowskie korki. Wreszcie dojechali.
Chodź, nie ma czasu. Idziemy od razu na peron – stwierdził Nagadowski
Kiedy doszli, okazało się, że wsiadają do pendolino do Warszawy.
No to teraz wiesz gdzie jedziemy. Więcej, to niespodzianka – powiedział brunet – Chodź poszukamy czegoś do żarcia, bo mi burczy w brzuchu.
Jacek zamówił zrazy, chociaż Wojtek wolałby pierogi, ale cóż cwel nie nic do gadania.
Kiedy dotarli do stolicy, na dworcu czekał na nich Patryk, znajomy Nagadowskiego, który załatwił im darmowy nocleg w mieszkaniu znajomych. Kiedy znajomy Jacka ich zostawił, ten odezwał się do Wojtka: – Idę wziąć prysznic, a ty rozpakuj walizki, żeby ubrania rozprostowały i może już zacząć się przebierać w gajer.
Dobrze proszę Pana.
Jak powiedział, tak zrobił. Kiedy wyszedł zobaczył cwela prawie kompletnie ubranego. Nie miał tylko marynarki.
No, cwelu dobry lodzik odstresuje Pana, jeszcze mamy trochę czasu.
Wojtek od razu rzucił się przez brunetem na kolana i zabrał się do pracy. Po dłuższej chwili czuł, że Pan dochodzi i nagle wytrysnęło tyle spermy, że z trudem ją połknął.
Dobra suka, miły początek pobytu w stolicy. Dawaj ubranie. Idziemy do teatru.
Jacek zamówił taksówkę, która zawiozła ich na stare miasto, do Teatru Polskiego. Po meczącym tygodniu „Zemsta” Fredry była całkiem fajną rozrywką. Potem jeszcze przeszli się Drogą Królewskim do Rynku. Wiadomo Warszawa by night. Około 23.30 dotarli do swojej „bazy” na Mokotowie.
No, cwelu, chyba coś się Panu należy. Wyskakuj z ciuchów.
W tym czasie Jacek też się szybko rozebrał. Wyciągnął swój pas z jeansów. Wojtek nie wiedział za bardzo, czego Pan od niego oczekuje.
Żeby dupsko chętnie przyjęło kutasa, trzeba je trochę rozgrzać. Kładź się na łóżku i dupa w górę.
Wojtek posłusznie wypełnił polecenie. Na dupę spadło kilkanaście sążnistych uderzeń, a potem Nagadowski szybko sam wskoczył na łóżko i wsunął posmarowanego lubrykantem palca do dziury. Trochę to trwało, ale też całkiem sprawnie. Kiedy uznał, że jest OK, od razu, jednym szybkim ruchem wepchnął kutasa w dziurę i od razu narzucił szybkie tempo. Całe ruchanie nie trwało zbyt długo, ale Jacek, jak zwykle zadbał i o cwela, regularnie uderzając w prostatę, także doszli prawie równo. Kiedy opadł na Wojtka, szepnął: – Jesteś dobrą suczką. Teraz szybki prysznic i spać. Padam ze męczenia.
Po dziesięciu minutach byli już każdy w swoim łóżku.
Jutro pobudka o 7.00 i zaprawa – odezwał się tylko jeszcze do cwela.

W sobotę zwiedzili Muzeum Narodowe i Powstania Warszawskiego. Po obiedzie byli w Zamku Królewskim i szybko wrócili do mieszkania.
Młody szybko w garniaki. Idziemy na kolację i do Opery.
Do Opery?
No, byłeś kiedyś?
Nie, ale to chyba nudne.
Nie „chybaj” tylko się przekonaj. Ale najpierw na żarcie do Gesslerowej.
O, ja cię.
Kozubski był podekscytowany. I niesamowicie wdzięczny Nagadowskiemu. Taka niespodzianka i tyle czasu z nim.
Wrócili do „domu” późno. „Rigoletto” Verdiego było bardzo fajne. Było też nocne ruchanko, ale bez fajerwerków. W niedzielę udało im się jeszcze pójść do Łazienek, choć pogoda nie była zbyt dobra. Wiadomo, listopad. Potem obiad w Atelier Amaro i pociąg powrotny.
Kiedy przekroczyli próg domu, Jacek zapytał:
Dużo masz nauki na jutro.
Zejdzie mi ze dwie godziny, chyba.
Dobra cwelu, to ja zrobię kolację, na siódmą, a ty do roboty.
Punktualnie o 19.00 pojawił się w kuchni. Smaczna, choć bez fanaberii, kolacja była gotowa. W końcu przez weekend jedli bardzo wyszukane rzeczy. Siedli do stołu. Przez chwilę jedli w ciszy, którą przerwał brunet:
Podobało się?
Jasne! – wykrzyknął z uśmiechem blondyn – Wielkie dzięki, Super niespodzianka.
To się cieszę. Pomyślałem, że czasem możemy zrobić taki wypad turystyczny-edukacyjny.
No właśnie, skąd Pan ma taką wiedzę z historii.
Uczyłem się! – wykrzyknął z uśmiechem Jacek.
Podziwiam Pana. Naprawdę było super! Dziękuję jeszcze raz.
Prawie kończyli, więc Jacek wstał i kładąc rękę na głowie przyjaźnie rozczochrał cwelowi włosy.

W środę Nagadowski wrócił do domu po 18.00. Cwel jak zwykle czekał na niego w przedpokoju. Najpierw posłużył mu jako pisuar, potem przygotował kąpiel w wannie. Kiedy gospodarz się moczył, Wojtek przygotował kolację. Chwilę później siedzieli w kuchni przy stole. Jedli w milczeniu. Kiedy Kozubski pozmywał i szedł do swojej „celi” usłyszał wołanie:
Cwel, do nogi!
Skierował się więc do salonu.
Meldunek.
Cwel posłusznie melduje, że z fizyki profesor oddał klasówki i dostałem piątkę, z klasówki z angielskiego szóstkę, z historii z pytania piątkę. To tyle jeśli chodzi o szkołę. Zadania w domu wykonałem zgodnie z planem.
To wszystko?
Tak, proszę Pana.
Na pewno?
Tak, nie przypominam sobie nic innego.
Czemu paczka, która leży w przedpokoju, jeszcze tam leży i czemu nie odebrałeś z paczkomatu przesyłki do mnie?
Wojtek pobladł i tylko westchnął cicho:
Ja cię, zapomniałem…
I głośniej: – Przepraszam, całkiem zapomniałem.
Kurwa, gnoju, paczkę masz przed oczami, kod do paczkomatu też. O czym tym myślisz – krzyknął groźnie. Wojtek już wiedział, co się święci.
Ja ci pamięć odświeżę. Naprostuję ci myślenie i odświeżę pamięć. Szeroki strap, ten z grubej skóry, kozioł i opaski z ręce i nogi z karabińczykami.
O, kurwa – pomyślał Wojtek – idzie na grubo. Zawaliłem.
Po chwili wszystko było przygotowane, Wojtek leżał na koźle, a Master zapinał już karabińczyki do kozła, żeby unieruchomić cwela.
Liczysz na głos i prosisz o jeszcze! Zrozumiano!
Tak, proszę Pana – szepnął cicho
Nie usłyszałem odpowiedzi!
Tak, proszę Pana, zrozumiałem. Proszę o wymierzenie mi kary.
Ledwie skończył, pierwsze uderzenie spadło na dupsko
Jeden, dziękuję Panie, proszę o następne.
Jacek pokazywał swoją siłę. Razy było bardzo mocne. Blondyn trzymał się dzielnie. Kiedy doszli do dwudziestego czwartego, miał nadzieję, że zaraz się skończy.
Dwadzieścia pięć, dziękuję Panie, proszę o następne – powiedział z nadzieją, że go nie będzie.
Ale był. Po trzydziestu pięciu było już ciężko. Jacek jednak cierpliwie czekał na odliczanie kolejnych uderzeń, rozumiejąc, że Kozubski jest u kresu. Nie zamierzał jednak odpuszczać. Kiedy padło pięćdziesiąte, Wojtek, resztką sił wykrzyczał płaczliwym głosem:
Pięćdziesiąt, dziekuuuję Panie, proszę o następne.
Wystarczy, młody, dostałeś za swoje.
I zaczął go odpinać. Blondyn z trudem wstał, odwrócił się w stronę Pana, kiedy ten z dobrotliwym uśmiechem, z otwartymi ramionami podszedł do niego i uścisnął go mocno szepcząc do ucha:
Już, już, spokojnie, jesteśmy kwita. Już zapomniałem. Jutro zrobisz, co zapomniałeś. OK?
Wojtek przyciśnięty kiwnął głową.
Poza tym, jestem z ciebie taki dumny, wiesz? Twardziel z ciebie się zrobił. Wytrzymałeś.
Stali tak jeszcze chwilę, w uścisku. Wojtek, czuł pulsowanie dupy, ale też radość, że Pan go docenia, że mówi mu takie rzeczy, które go wzmacniają.
OK? Zapytał Nagadowski odsuwając trochę Kozubskiego
OK! Będzie OK!
Przynieś maść to ci dupsko posmaruję.
Wojtek zapiął spodnie i poszedł do szafki po maść. Kiedy wrócił, położył się na kolanach Pana, a ten spokojnie, cierpliwie posmarował mu tyłek. Kiedy skończył. Wojtek wstał.
Młody jest jeszcze jedna sprawa. Niedługo Wigilia. Mam rozumieć, że jedziesz do dziadka albo do chrzestnego?
Na twarzy Kozubskiego pojawił się dziwny wyraz twarzy. Ni to strach, ni to panika, ni to smutek.
Co jest, młody? – odezwał się Jacek
A muszę? zapytał niepewnie blondyn
Nie, nie musisz. Tylko pytam, bo ja tutaj nigdy nie robiłem Wigilii.
A mógłbym tu zostać? Nawet bez Wigilii. Boję się.
Gospodarz wstał i znowu przytulił Wojtka.
Nie masz czego. Możesz zostać, jak najbardziej.
Odsunąwszy go trochę od siebie, spojrzał mu w twarz:
Wiesz co? A może zapytam tych moich przyjaciół Masterów, czy oni by nie przyszli do nas na Wigilię, bo oni też nigdzie nie jadą, co?
No, możemy zrobić taką gejowsko-sadomaso Wigilię – uśmiechnął się Kozubski
Nie pierdol. To będzie normalna Wigilia. Ale masz świadomość, że i tak w święta powinieneś jechać na wieś?
Tak, tylko, że boję, że wszystko odżyje. Mama, tata, Oskar…. – odezwał się znowu ze smutkiem Wojtek.
Jak chcesz, pojadę z tobą. Pójdziemy razem na cmentarz.
OK.
Tylko zadzwoń do rodziny ich przygotuj.
Tak, oczywiście.
No to mamy jasność. Masz coś jeszcze do nauki?
Nie, tylko chyba poczytam lekturę.
No to dobranoc. Pamiętaj, że jestem z ciebie bardzo dumny, ty mój houseboy’u – uśmiechnął się Jacek o pocałował go najpierw w czoło, a potem, krótko, ale namiętnie z usta.
Zmykaj.
„Ciemno wszędzie…”. Wojtek przypomniał sobie, kiedy wstawał o 5:30, 24 grudnia. W Wigilię, wstawać tak wcześnie. Ale cóż, cwel nie ma nic do gadania. Po przedłużonej do 45 minut intensywnej zaprawie porannej brał prysznic. Wyczyścić dupę? – zapytał w myślach – chyba tak, cholera wie, co Panu strzeli do głowy. Tym bardziej, że wczoraj wrócił późno, całkiem padnięty, tak, że zaraz poszedł spać.
Co ty tam, kurwa robisz?! – krzyknął Jacek z przedpokoju – robota czeka…
Już idę, proszę Pana – odpowiedział Kozubski, pośpiesznie ubierając regulaminowe moro.
W kuchni zastał już Jacka, który wyciągnął coś na śniadania. Obaj nie byli za bardzo wierzący, ale Jacek był przywiązany do tradycji. Jedli więc jakieś śledzie ze słoika, twarożek itp.
No, młody, jak tam choinka?
Stoi proszę Pana, ale wczoraj już nie zdążyłem jej ubrać. Wszystkie ozdoby są już w salonie.
Dobra, zaraz dokończymy, ale najpierw co innego. Wyciągnąłeś karpia z zamrażarki?
Tak, proszę Pana.
OK. Pozbieraj i umyj po śniadaniu, a ja się zabiorę za drzewko.
Kiedy dołączył do Pana, światełka były już powieszone.
Dawaj bańki*, od największych…
Blondyn posłusznie podawał Nagadowskiemu ozdoby. Po pół godzinie choinka była skończona.
Przypomniało mi się dzieciństwo. Od pewnego wieku to było zadanie moje i braci, żeby choinkę ubrać. Chodź do kuchni. Tam nie będzie tak prosto.
Jacek podzielił robotę, tak, żeby dać Wojtkowi okazję do przyglądnięcia się jak się przyrządza poszczególne potrawy.
Gdzieś koło południa, kiedy mieli już trochę ogarnięte kapustę, kluski z makiem i inne, Jacek nagle zarządził przerwę. Zniknął na chwilę, a kiedy się pojawił w kuchni, powiedział:
Cwelu wiesz, że jest taki przesąd, że co w Wigilię, to cały rok, więc chodź do salonu.
Kiedy weszli, Pan rzucił:
Spodnie w dół i oprzyj się o stół – jednocześnie rozpinając pasek do spodni. Nie było to
najbardziej bolesne narzędzie lania w arsenale Pana, ale i tak, nieźle dawało. Usłyszał jeszcze dźwięk szybko wysuwanego ze szlufek narzędzia kary i „klaskanie” jednej połowy paska o drugą.
Liczysz głośno i prosisz o więcej.
Wojtek wiedział o co chodzi. Usłyszał świt paska przecinający powietrze.
Jeden, dziękuje proszę Pana i proszę o następny.
Dobra suczka – powiedział pod nosem „oprawca”.
Pierwsze kilka było w stylu Nagadowskiego, z całej siły, a miał jej naprawdę dużo. Potem widać było, że choć to nie klapsy, to siła nie była już tak duża.
Piętnaście, dziękuję, proszę Pana, proszę o następny.
Wystarczy, w końcu nie mamy czasu na całą sesję, a to nie było to za karę, tylko po to, żeby kutas Panu stanął, a skoro już tak, to zróbmy to, co mamy nadzieję rodzić cały rok.
Kozubski od razu poczuł oblepiony zimnym żelem, palce w dupie. Widział, co teraz będzie. Jacek pracował nim sprawnie, wystarczająco, żeby rozciągnąć. Potem, jednym ruchem wdarł się w cwela. Blondyn wstrzymał powietrze. Bardziej z irracjonalnego strachu i gwałtowności, niż z bólu, bo bólu nie doczuwał. Najwyżej lekki dyskomfort i rozpieranie. Potem dał mu chwilę na przyzwyczajenie się i zaczął ruchać. Najpierw spokojnie, potem szybciej. Kutas Wojtek też się wyprężył. W pewnym momencie Pan wziął go w rękę i zaczął walić mu konia. Trzeba przyznać, że był w tym dobry. Doszli prawie równo. Zaciskanie kiszki upewniło Jacka, że jego cwel doszedł. On też się spuścił w środku.
Dobra, opierdol mu fiuta i wracam do roboty. Ty się migiem ogarnij i przyjdź mi pomóc.
Obaj zadowoleni zjedli coś, żeby zaspokoić głód i kontynuowali przygotowania do Wigilii.
Po 17:00 wydawało się, że mają wszystko.
Stół nakryty?
Tak, proszę Pana.
OK, ale sprawdzę.
Obejrzał jak wygląda salon.
W porządku. Teraz pod prysznic i wbijamy się w gajery i czekamy na gości. Tylko wiesz, ten ciemniejszy. I koszula biała, koniecznie. Na spokojnie. Mamy czas.
Tak jest, proszę Pana.
Rozstali się i spokojnie pindrzyli się, każdy u siebie. Wojtek wyszedł pierwszy. Było za dwadzieścia szósta. Był chwilę sam. Hmm, ciekawe. Takiej Wigilii jeszcze nie miał, ale chyba lepsza, niż w znanych mu ścianach rodzinnego domu, gdzie wszystko przypominało rodziców i Oskara. Z zamyślenia wyrwał go głos gospodarza:
– Hej, nie zawieszaj się. I bez ślimaczenia się. OK. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej. Za pięć szósta domofon oznajmił, że goście są na dole.
Otwórz drzwi!
W drzwiach pojawili się: Pan Piotr ze swoim niewolnikiem Mikołajem i Pan Darek ze swoim cwelem Kubą. Wszystkich znał z kilku spotkań, głównie towarzyskich, swojego Pana.
Zapraszam do środka! – powiedział, nie bardzo wiedząc, jak się odezwać. Rozebrali się, wszyscy w garniturach. Nawet Pan Darek, który na codzień chodził ubrany zupełnie inaczej. Dzisiaj tylko jego tatuaże na szyi wyglądały spod kołnierzyka.
No, wchodźcie. Wszystko gotowe. Super, że jesteście.
Weszli do salonu.
To ja proponuję… jedna para po mojej lewej, a druga po prawej, a ja z moim młodym naprzeciwko, co? – powiedział podając talerzyk z opłatkiem.
Było trochę sztywno, ale uroczyście. Życzenia, raczej zdawkowe, bo co można życzyć. Kiedy Jacek z Wojtkiem podeszli do siebie, chwilę milczeli. W końcu Jacek zaczął:
Hmm, młody… Nie jestem dobry w te klocki. Strasznie się cieszę, że jesteś. Życzę, żebyś nie obniżał poziomu, ani w nauce, ani w prowadzeniu domu, ani… wiesz w czym.
Dziękuję Panu… hmm, bardzo. Ja też nie bardzo wiem, co powiedzieć. Jestem bardzo wdzięczny, że mogę tu być z Panem i za wszystko. Życzę spełnienia marzeń i szczęścia….
Przełamali się opłatkiem. Wyglądało na to, że byli ostatni.
No to siadajmy.
To może, któryś, ze slave’ów pomoże twojemu, aby sobie posiedzimy.
Dobry pomysł. Młody, pokaż co i jak?
Dobrze, proszę Pana.
Podczas kolacji atmosfera się trochę rozrzedziła. Rozmawiali głównie Panowie, a pozostali odzywali się zapytani. Żarcia było sporo, jedli spokojnie i kiedy skończyli, gospodarz zarządził:
Cwele, zróbcie porządek na stole. Znieście na razie do kuchni, tylko szybko. Teraz czas na prezenty!
Niewolnicy szybko posprzątali ze stołu. Już wcześniej Panowie dogadali się, że poddani kupują tylko swoim Panom i kwota prezentu to ok. 100 zł. Panowie natomiast kupują tylko swoim niewolnikom i kwota nie jest ograniczona.
Kurwa, jak za małolata, kiedy się czekało na ten moment – zauważył Pan Darek
Młody, jesteś najmłodszy, robisz za sierotkę Marysię – rozkazał Jacek
Kozubski posłusznie rzucił się pod choinkę i wyciągał po kolei prezenty odczytując dla kogo są przeznaczone.
Blondyn długo myślał, co kupić, w końcu wpadł na pomysł krawata. Kosztował co prawda prawie 150 zł, ale Wojtek dostał od chrzestnego jakieś zaskórniaki. Wprawdzie wszystkie do tej pory oddawał lojalnie Panu, jako swój wkład w utrzymanie, ale tym razem zachował je na te okazję. Natomiast Nagadowski kupił cwelowi dobre słuchawki do biegania na bluetooth. Kosztowały pewnie sporo, ale Jacek miał gest.
Dobra, Panowie przenosimy się na kanapy. Coś mocniejszego? – zapytał
Jeśli masz koniak, to ja chętnie – odpowiedział Piotr
A ja wolałby whisky z lodem, jeśli to nie problem – odezwał się Darek
OK. Młody przynieś lodu z kuchni i zorganizuj tam pracę – zakomenderował brunet – potem możecie iść do małego pokoju i pogadać.
Panowie rozsiedli się wygodnie i zaczęli rozmawiać.
No, dzięki Jacek za ten miły wieczór. Dawno nie miałem Wigilii i szczerze mówiąc jakoś za nią nie przepadałem. – zaczął Darek – To jest trzecia moja Wigilia z Kubą, ale na dwóch to jakoś tak dziwnie. Super pomysł.
Wiesz, dla mnie też, od powrotu ze Stanów ten wieczór był jakoś obojętny. Poza tym, że ten skurwysyn, który nazywa siebie moim ojcem, bywał wtedy niemiło miły, a do 18-stki w każdą Wiglię dostawałem wpierdol, bo wiecie, co w Wigilię to cały rok. Hmm, młody zresztą też dziś dostał oklep. Lekki, ale jednak, dla tradycji – odpowiedział Jacek – Poza tym Wojtek bardzo nie chciał jechać na wieś, bo wiecie, wspomnienia jeszcze świeże. Z drugiej strony pomyślałem, że we dwóch to też będzie za bardzo smutno, więc pomyślałem o was
No, i dobrze zrobiłeś. Tak, poza tym, przy tym gówniarzu odżyłeś. stary. Wrzuciłeś na luz trochę.. – zaripostował Piotr.
Pierdolisz – żachnął się brunet – jestem tak samo wredny, jak wcześniej. Chociaż to prawda, że to inaczej jak ktoś na ciebie czeka, jak chałupę masz ogarniętą i dupę do ruchania na zawołanie. Poza tym, chyba mi się z nim podoba ten układ, chociaż jest totalnie pojebany.
Potem zmieniali tematy. Gadało im się całkiem fajnie. Nigdzie się nie spieszyli. Tymczasem niewolnicy odpicowali kuchnię, że się świeciła. Kiedy przechodzili do małego pokoju, Piotr krzyknął do Mikołaja – Szmato, chodź, znaj łaskę Pana – I podał mu szklankę whisky z lodem.
Cwele zamknęli się w pokoju i też swobodnie sobie gadali. Była już blisko dziesiąta, kiedy Piotr stwierdził – No, stary, wystarczy tego dobrego, wypierdol nas już.
Co ty, kurwa, za kogo mnie masz, jak wam dobrze, to siedźcie.
Ty, jednak, na żartach się nie znasz, kurwa, wystarczy, jak spadam, nawet taksówką, ale spadam – odparł Piotr.
Nie no, przywieźliśmy was to i odwieziemy. Piotrek ma rację. Dziękujemy za odjechany wieczór i narka – dodał Darek – Cwele! Do nogi!
Wszyscy cwele, jak jeden, zostawili swoje szklanki i rozmowy i stanęli w drzwiach. Po kilku minutach Jacek zamknął za nimi drzwi i zostali znowu we dwóch.
Kozubski zaraz schował do barku alkohole, które pili Masterzy i zabrał naczynia do kuchni. Od razu je umył, żeby nie psuły porządku jaki zostawili cwele. Nagadowski w tym czasie wszedł do łazienki… Kiedy blondyn wychodził z kuchni, Jacek siedząc w salonie na kanapie powiedział:
Chodź tu cwelu!
Wojtek posłusznie wszedł. Był bez marynarki, bo przeszkadzałaby mu w myciu szkliwa.
Zdejmij krawat.
Posłusznie wykonał polecenie.
Podejdź do mnie.
Kiedy podszedł, Jacek uklęknął przed nim i zaczął odpinać pasek od spodni, a następnie same spodnie i opuszczać je nieco. Potem zwinnym ruchem wyciągnął dość małego kutasa blondyna i zaczął miętosić w rękach. Ten ostatni zdębiał. Co jest? Czyżbym śnił? Obciąganie od Mastera? Kiedy „męskość” cwela trochę stwardniała Jacek wziął go do ust i zaczął go obrabiać. Nie to niemożliwe! Jacek zrobił mu loda tylko raz, na początku, kiedy go uczył jak się to robi. Podniecenie był tak duże, że nie trwało to długo, nawet jeśli Master starał się opóźnić wytrysk maksymalnie.
Prooosz…Pa… do.. – wystękał Kozubski. Jacek szybko wyjął z ust i zaczął szybko walić konia cwelowi. Wiedział, że jego zasoby spermy nie są, delikatnie mówić „porażające”, więc podstawił swoją dłoń. Kiedy Wojtek trochę ochłonął, zauważył nieręczną sytuację Pana, wyciągał z kieszenie chusteczkę do nosa i podał Jackowi. Ten wytarł rękę i kutasa, jak mógł.
Chodź do łazienki. Doprowadzimy się do porządku.
Blondyn skierował się do swojej kanciapy.
Chodź do mojej. Bliżej
Nie wiedział jak się zachować. Kiedy myli ręce, a Wojtek także małego (nawet dosłownie) spojrzeli na siebie. Brunet widząc zdziwienie w oczach młodego zaczepnie zapytał:
Co, co jest? Co taki zdziw? Skoro dzisiaj nawet zwierzęta mówią ludzkim głosem to czemu nie twój Pan. Chodź! – i kiedy Wojtek wytarł już ręce w ręcznik, pociągnął go za rękę na zewnątrz. Kiedy weszli do salonu, Jacek podszedł blisko cwela, tak, że czuli nawzajem swój oddech. Jacek zbliżył twarz i zaczął namiętnie całować. Po swojemu, agresywnie, ale było też coś nowego. Jakiś rodzaj „uczucia”? Trwało to chwilę.
Wiesz co, to był długi dzień. Mam propozycję. Wyskakujemy w tych garniaków, i czekam na ciebie w mojej sypialni, nago, chyba, że chcesz to włóż jakieś bokserki. OK.
Tak, proszę Pana – odparł niezdecydowanie zszokowany blondyn.
Po kilku minutach, stanął w drzwiach sypialni gospodarza. Nigdy tu nie przebywał w nocy. Wchodził tu kiedy sprzątał, albo na polecenia Jacka, żeby coś zrobił. Poza tym, to była jego „świątynia”. Światło było przyciemnione, Świeciła tylko lampka nocna przy łóżku Jacka. Ten ostatni, widząc niezdecydowanie cwela, z uśmiechem zachęcił:
No, młody! Połóż się koło mnie. Pomyślałem, że może to będzie taka „waniliowa noc”… albo nie… Chciałem pogadać, tak na luzie. Wiesz, że ja mam fizia na punkcie dotrzymywanie słowa, nie?
Tak, proszę Pana.
Więc, obiecuję, że nie wykorzystam niczego z tej rozmowy przeciwko tobie, Najwyżej może lepiej cię zrozumiem, a ty, mam nadzieję, mnie. Zacznijmy od Q&A. Dobra? Ustalmy, że mogą być wyjątkowo pytania, na które któryś z nas nie chce odpowiedzieć, to po prostu to powie, ale wolałbym, żeby raczej szczerze odpowiadać. Idziesz na to?
Może być – odpowiedział Wojtek, nie przyzwyczajony do takiego tonu Pana.
OK. Ale jutro rano wszystko wraca do normy, zrozumiano – blondyn kiwnął głową – Jakbyś określił w kilku słowach ten nasz układ. Tylko krótko.
Kozubski zaskoczony chwilę myślał. Trochę się bał, ale w końcu miał być bezpieczny i odpowiedział:
Poczucie bezpieczeństwa, duże możliwości i szanse i poczucie, że jestem dla kogoś ważny – wydusił z siebie. Zaległa niezręczna cisza. Jacka wprost zatkało. Widział lęk w oczach poddanego, więc westchnął i wypuszczając powietrze, rzucił:
Kurwa, ja pierdolę, Wojtek! Aleś przypierdolił! Nie wiem co powiedzieć. Nie bój się! Jest więcej niż OK, ale muszę chwilę pomyśleć, dobra?
Niby cisza, jaka zaległa, nie trwała długo, ale wydawała się obu wiecznością. Wreszcie Nagadowski uznał, że nie może tego przedłużać.
Wojtek, dzięki chłopie! – przycisnął go do siebie z radości i zaczął całować – Chyba… nie zdajesz… sobie sprawy…., co powiedziałeś – szeptał w przerwach między jednym całusem a drugim, jakimi pokrywał twarz, całą głowę i piersi Wojtka. Kiedy się trochę uspokoił, zaczął dopytywać:
Rozumiem, poczucie, że komuś na mnie zależy. Ja też się cieszę, że nie wracam do pustego mieszkania, że ktoś na mnie czeka i cieszy się, że jestem… bo cieszysz się chyba? zapytał
Jasne…
A możesz więcej powiedzieć o tych szansach i możliwościach?
Hmm, no bo… powiedzmy sobie szczerze… takich możliwości jakie Pan mi stwarza, moi rodzice nie byliby mi w stanie zapewnić… od nadrobienia zaległości w szkole (bez korków byłbym bez szans), przez angielski, fitness… cała wiedza humanistyczna, jaką Pan mi daje…. wycieczki… savoir vivre…
No może masz rację, ale ja jestem dumny, jak ty wszystko chłoniesz i cieszysz się. To mnie też nakręca. … hmm chyba najbardziej tajemniczo i niezrozumiale zabrzmiało poczucie bezpieczeństwo. Po tych wszystkich laniach, ruchaniach, eksperymentach SM, po tym jak cię czasem traktuję, ty mi mówisz, że czujesz się bezpiecznie??? Wytłumacz mi, bo nie kapuję…
Hmm.. – westchnął, szukając słów – no, bo tak w sumie, to nigdy mnie Pan nie skrzywdził…przez ten ponad rok…
Co?…. – Jacek nie wierzył własnym uszom
No tak. W seksie w 99% pamiętam, że Pan dba, żeby mi było dobrze i jest… – tu zawahał się, bo wiedział, że Jacek nie chce u niego słyszeć wulgaryzmów, choć sam od nich nie stronił.
Dawaj, pierdol zakaz… na tę noc… – doprecyzował z uśmiechem
No jest zajebiście, wykurwiście, nie wiem jak to lepiej określić, a poza tym, to nawet jak Pan mnie leje. No dobra – zawahał się – może… nie może… jest Pan bardzo surowy, ale to jest zawsze pod kontrolą i na spokojnie, stanowczo, ale na spokojnie. Tata jak mnie lał to zawsze było odreagowanie jego złości za coś co zrobiłem, nie tak. Dlatego wtedy czuję, chociaż bardzo boleśnie czasem, że Panu na mnie zależy, ale czuję się bezpiecznie.
Jacek wypuścił powietrze. Ten gówniarz nieźle go zaskoczył. Kurwa to mu się śni. Inteligetny cwel, który docenia jego wysiłki, żeby obu było dobrze.
Potem jeszcze długo gadali, kiedy brunet przerwał i powiedział:
Mam ochotę na ciebie. Skocz po poślizg.
Wojtek szybkim susem wyskoczył najpierw z łóżka, a potem z sypialni Pana. Migiem był znowu z lubrykantem. Nagadowski miał w głowie tylko jedno, uszczęśliwić Wojtka. Zabrać do seksualnego nieba. Po ponad roku znał jego ciało bardzo dobrze. I jego dziurę też. Powoli i cierpliwie zaczął go rozciągać. Chciał, żeby możliwie nie było żadnego bólu, tylko sama, nieziemska przyjemność. Kiedy wreszcie uznał, że wystarczy, jego kutas niecierpliwie stał na baczność. Chciał to zrobić na pagony, żeby widzieć twarz cwela. Trochę zaryzykował, ale wszedł jednym pchnięciem. Niezbyt gwałtownym ale jednak. Na szczęście było OK. Potem już tylko było lepiej.
Kiedy padli na pościel, obaj mieli anielski wyraz twarzy.
Kurde, dziękuję. To było coś – odezwał się Kozubski
Cieszę się. Mnie też było świetnie. Idziemy pod prysznic, co?… Ty, a może ty wolisz tak, na waniliowo, tylko chcesz mi się przypodobać – zapytał Jacek.
O, nie, proszę Pana. Podobało mi się, ale na sesjach to jest dopiero odlot. Szkoda, że ciało jest takie delikatne…
OK. Idziemy, bo się kleimy…
To było takie niecodzienne brać prysznic razem z Panem. Super, ale dziwne. Kiedy się wytarli, wrócili do łóżka i jeszcze chwilę gadali. W pewnym momencie Nagadowski spojrzał na zegarek:
Kurwa, jest pół do trzeciej. Spać. Jutro, a właściwie dziś rano ostra zaprawa, żeby spalić Wigilię i przygotować się na obżarstwo. Ja daję sygnał do pobudki.
Uch – westchnął Wojtek – to nie pośpię.
Jacek nie skomentował. Po chwili w sypialni słychać było tylko chrapanie obu panów.

Jacek był rannym ptaszkiem, więc obudził się już o siódmej. Pomny na jęk żalu, jaki Wojtek wydał przed zaśnięciem, postanowił mu dać trochę pospać. O ósmej wszedł do sypialni, usiadł na łóżku, zdjął z Wojtka kołdrę. Ten ostatni leżał nago na brzuchu, tak, że pośladki były dobrze eksponowane. Zamachnął się i siarczystym klapsem, gwałtownie obudził cwela.
Co to ma znaczyć? – głośno, ale z uśmiechem powiedział – co to za wylegiwanie się do południa i to na łóżku Pana!
Kozubski rozespany, z początku nie bardzo kojarzył, co się dzieje. Dopiero po chwili do niego dotarło co jest:
A która jest godzina. Ja… ja przep…
Przestań, idź do siebie i ogarnij się. Śniadanie czeka.
Wojtek szybko wyskoczył z łóżka i z podrygującym fiutem pobiegł do „celi”. Szybka toaleta i… Cholera, co ja mam ubrać? Jak Pan był ubrany? Dobra, zaryzykuję, włożę dres i t-shirt.
Chwilę potem wchodził do kuchni.
Śniadanie lekkie, bo pozostałe posiłki będą bardzo ciężkie.
Faktycznie, musli z mlekiem i kawa.
Ja już jadłem. Postaraj się szybko uwinąć. Ja czekam w salonie i biegniemy na pole**.
Piętnaście minut później biegali już po zaśnieżonym, pobliskim parku. Jacek dawał wycisk, że hej. Kiedy wrócili, byli bardzo przyjemnie zmęczeni. Znów prysznic i wbijanie się w garnitur. Jechali w końcu do rodziny na święta. Ściślej, do rodziny Wojtka. Wyjechali trochę po dziesiątej. Po godzinie byli na cmentarzu, gdzie byli pochowani jego rodzice i brat. Kozubski bał się tego wyjazdu. Kiedy przeszli przez bramę, Nagadowski chwycił go mocno za ramię – Jak chcesz, płacz, ale pamiętaj, nie rozsyp się. Jestem tu! Z tobą! – I uścisnął go mocno dając sygnał, że może na niego liczyć. Chwile stali w milczeniu. Ku jego zaskoczeniu Jacek wyciągnął ze swojej torby, która zawsze nosił, trzy znicze. Jasne, syn i brat o tym nie pomyślał. Podał je Wojtkowi, a zaraz potem zapalniczkę. Stali tak dłuższą chwilę w milczeniu. Koło pół do dwunastej, Jacek spokojnie, ale zdecydowanie powiedział: – Rodzice są z ciebie dumni! Napewno! Z tego, jak się poradziłeś sobie w szkole i z ich odejściem. Wojtka przez chwilę ścisnęło w gardle, ale zaraz odpowiedział: – Mam nadzieję, że ich nie zawodzę. Z pomocnikiem, jakiego mi znaleźli to się mogło udać. Inaczej chyba… – Jacek objął go za ramię i szepną cicho di ucha – To tylko twoja zasługa, ja najwyżej trochę pomogłem. Ale ty dajesz radę, dajesz radę i tak zostanie, nie? – Kozubski pokiwał głową na znak, że się zgadza. – Dobra, idziemy, bo się spóźnimy do kościoła. Blondyn tak się umówił z rodziną, że spotkają się na mszy w południe, którą rodzina zamówiła za jego zmarłych rodziców i brata. Wojtek, od śmierci rodziny, był z Bogiem na bakier. Rodzinie jednak nie chciał tego tłumaczyć. Po mszy pojechali do dziadków. Kiedy weszli do domu, dziadek, patrząc z gniewem na Jacka odezwał się:
A ten, tu po co?
Dziadku, jeśli on jest tu nieproszonym gościem, to ja też wracam do Krakowa – stanowczo odpowiedział wnuk.
Zareagowała babcia – Uspokój się Zdzichu, są święta. Nawet dzisiaj nie możesz dać spokój – a zwracając się do Kacka i Wojtka – wejdźcie, nie przejmujcie starym zgredem.
Dziadek widząc, że jest w mniejszości, dał sobie, tym razem, spokój. Atmosfera jednak była co najmniej przyciężkawa. Widząc to Kozubski po skończonym obiedzie, nagle oświadczył:
Słuchajcie, przed kawą i wujka chcemy jeszcze pojechać na cmentarz… Tak, że… no… dziękujemy za obiad i jedziemy już.
Nagadowski na chwilę zamarł, ale postanowił pogadać z podopiecznym na osobności. Dopiero kiedy wsiedli do samochodu powiedział ze złością:
Co ty, kurwa, odpierdalasz? Czemu kłamiesz?
Nie chciałem, żeby Pan siedział w takiej atmosferze – odpowiedział blondyn.
Jestem dużym chłopcem, poradziłbym sobie. Kłamstwo to nie jest wyjście. Masz wpierdol za to…
Dla Pana jestem gotów także na wpierdol.
Tylko, że ja nie chcę takiej troski, rozumiesz kurwa – krzyknął. Zaraz zapalił silnik i odjechał, żeby nie robić sensacji pod domem dziadków.
I co teraz mamy robić do trzeciej, siedzieć w samochodzie? – zapytał brunet.
Chce Pan, to pokaże stary dwór… trochę zniszczony, ale oryginalny – blondyn próbował rozładować napięcie.
OK. Jedźmy, przynajmniej zabijemy czas.
Obejrzeli drugi obok kościoła zabytek na wsi. Wypili kawę u chrzestnego. Było już ciemno, kiedy wracali do Krakowa. Zaległa niezręczna cisza. Wojtek postanowił ją przerwać:
Przepraszam za to kłamstwo. Nie chciałem, żeby Pan musiał siedzieć w takiej atmosferze, a nic innego nie przychodziło mi do głowy. Chciałem dobrze, a wyszło… no źle i jeszcze popsułem atmosferę między nami. Naprawdę mi przykro…
Dłuższą chwilę nie było reakcji ze strony Jacka. Po kilku minutach postanowił jednak zaregować:
Młody, dziękuję za dobre chęci, ale to nie jest usprawiedliwienie. Umówmy się, że nie kłamiesz. Z okazji świąt będzie amnestia, ale następnym razem nie licz na ulgi, żadne… – i dodał twardo, podnosząc głos – rozumiemy się?
Tak, proszę Pana, rozumiem. I dziękuję, że mi Pan wybaczył.
OK. Podwiozę cię do chrzestnej. Ja mam dość na dzisiaj… jedzenia i nie tylko. Dotrzesz sam do domu?
Oczywiście, proszę Pana.
Wysadził w go w Nowej Hucie pod blokiem i odjechał. To gówniarz! Na bezczela kłamał w żywe oczy, w jego obecności. Kurwa, tylko nie pokazać po sobie…
U chrzestnej Wojtek, choć nie był głodny, wcisnął w siebie jeszcze trochę jedzenia. Do domu wrócił gdzieś po ósmej.
Cwel melduje swój powrót, proszę Pana – odezwał się głośno.
OK! – krzyknął ze swojego pokoju gospodarz. Ponieważ nie było żadnych szczególnych poleceń, poszedł do siebie i zaczął czytać książkę. Za piętnaście dziesiąta usłyszał:
Cwel, do nogi!
Zastał Nagadowskiego w salonie, rozwalonego na kanapie.
Celu, obciągnij mi na dobranoc, żeby spuścić trochę „powietrza” bo ciężkim dniu.
Oczywiście, proszę Pana. Do usług.
Zabrał się ochoczo do roboty. Chciał Panu wynagrodzić to przewinienie, które go kosztowało chyba sporo nerwów, no i kontakt z jego rodziną, który też nie był przyjemny.
Jacek zorientował, że chłopak się stara. Niech się cieszy, że tylko na tym się skończyło… Jego cwel naprawdę był mistrzem w robieniu lodów, w dodatku, ponieważ jego kutas był długi, ale cienki, młody starał się go wziąć do końca, i główka często ocierała się o migdałki, co jeszcze bardziej podniecało. Lodzik był naprawdę odjazdowy i pozwolił na chwilę zapomnieć o całym dniu.
Spierdalaj do siebie, cwelu. Możesz dziś posiedzieć do pół do dwunastej, jak chcesz. Jutro, punkt siódma zaprawa.
Rozumiem, panie Jacku. Dobranoc.
Nie usłyszał odpowiedzi.

26 grudnia było dość mroźno, ale to nie przeszkadzało, że Jacek i sobie i cwelowi dał niezły wycisk, podczas zaprawy, przedłużonej do prawie godziny. Potem śniadanie. Po śniadaniu obejrzeli „Madagaskar”. Uśmiali się obydwaj nieźle. Kiedy skończyli, Wojtek myślał, że pójdzie robić obiad, ale Master miał inne plany.
Idziemy coś lekko przekąsić. Dzisiaj się zabawimy – uśmiechnął się z przekąsem. Zjedli kilka tostów z szynką i serem, popili sokiem. Wojtek umył naczynia, a Jacek mu się przyglądał. Kiedy ten pierwszy skończył, Pan rozkazał:
Cwelu, przygotuj się, tylko porządnie. Masz pół godziny, a potem meldujesz się w salonie.
Kozubski wiedział co to znaczy. Wziął długi prysznic, myjąc się dokładnie, zwłaszcza kutasa, pachwiny i dupę. Zrobił sobie porządną lewatywę. Kiedy widział, że leci tylko czysta woda, uznał, że wystarczy. Wysuszył się, nabalsamował (trzeba miło pachnieć dla Pana), ubrał świeżutkie spodnie moro, t-shit i poszedł do salonu. Jak zwykle z niezłą adrenaliną w żyłach (kto wie, co dziś wymyśli) i podnieceniem. W tym samym czasie Jacek też wziął porządny prysznic, nałożył balsam. Wiedział, jaki zapach Wojtkowi się podoba.
Pański cwel melduje gotowość do służby.
Super.
Salon był już przygotowany.
Cwelu, opuść spodnie do kolan, pochyl się głęboko i oprzyj ręce o podłogę. Dostaniesz teraz mocne wpierdol. Masz się utrzymać w tej pozycji. Inaczej będzie dodatkowa kara rozumiesz? Nie liczysz.
Rozumiem, proszę Pana.
Wykonać.
Po chwili Kozubski dostawał baty, miękkim, średnio szerokim strapem podwójnym. Trzeba powiedzieć, że Pan miał krzepę. Mimo, że Jacek lał z całej siły, ten pierwszy tylko się lekko uginał. Dostał dwadzieścia pięć solidnych razów. Dupa zaczerwieniła się widocznie.
Wyprostuj się.
Jacek, podszedł do cwela z przodu, załapał za podbródek, podniósł głowę i popatrzył mu w oczy. Uśmiechnął się ni to zalotnie, ni to z przekąsem. Jego ręce powędrowały na pośladki, które lekko głaskał i ściskał na przemian. Potem chodził dookoła cwela dotykając w różnych miejscach. Obaj byli już trochę podnieceni. W pewnym momencie Master, stojąc za cwelem, nawilżył palec lubrykantem i zaczął wkładać go w odbyt, jednocześnie całując go w szyję, podgryzając, czego efektem były „malinki”. Potem dokładając kolejny palec, przygryzł lekko ucho. Rozciągał go wprawnie. Kiedy wszedł trzeci palec, a cwel widocznie rozluźnił dziurę, padł rozkaz.
Oprzyj się o stół.
Jacek nałożył żel na kutasa i ostro „wjechał” w cwela. Ten wstrzymał na chwilę oddech, ale zaraz się znowu rozluźnił. Nagadowski nie czekał, tylko zaczął go posuwać, najpierw powoli, ale do końca, najgłębiej jak się dało. Cwel chętnie współpracował wychodząc naprzeciw uderzeniom Pana. Jacek się nie spieszył. Mieli mnóstwo czasu. Powoli przyspieszał, ale dawał sobie czas. Trwało to dłuższą chwilę, kiedy tempo przyspieszyło do tego stopnia, że finał był blisko. Wojtek też zaczął stękać, ale Master chwycił mocno kutasa cwela, żeby uniemożliwić mu dojście. Sam cały czas przyspieszał. W końcu dreszcz orgazmu wstrząsnął nim mocno. Uspokoił się, nie wychodząc z dupy cwela.
Zachowaj pozycję! – rozkazał.
Wysunął się. Wziął korek analny, pożelował go i zaczął wsuwać w dupsko poddanego.
Wstań!
Wojtek wyprostował się z lekki grymasem. Zaraz jednak na twarzy pojawił lekki uśmiech zadowolenia.
Jacek chwycił go za stojącego na baczność kutasa i pociągnął na środek salonu, gdzie z sufitu zwisały już łańcuchy. Nagadowski zaczął zapinać cwelowi opaski na kostkach i nadgarstkach. Kiedy skończył, zwrócił się do Kozubskiego:
Stań na palcach – i zręcznym ruchem zaczepił go karabińczykami tak wysoko, jak potrafił, że ten stopami ledwie co dotykał podłogi. Było to cholernie niewygodne, ale o to chodziło. Potem do kostek przyczepił obciążniki, żeby cwel był porządnie wyciągnięty. Podszedł z przodu do niego, pogłaskał w różnych miejscach wdychając nosem męski zapach, mieszaninę, żelu pod prysznic, balsamu, adrenaliny i potu. Potem założył mu na głowę lateksowy kaptur z otworem na usta. Cwel nic nie widział. Potem, Wojtek miał wrażenie, że Pan wyszedł z pokoju. Była cisza. Nie widział jak długo trwała. Kiedy już zaczął nerwowo się wiercić najpierw usłyszał świst, a potem zaraz poczuł na swoich plecach ostry, przeszywający ból. To był bat. Jacek biczował go nie za mocno, chociaż ze sporym zamachem i siłą. Ból przenikał się z podnieceniem. Kutas cwela znowu się obudził. Pana tak samo. Pan podszedł do cwela, ujął chuja swojego cwela w dłoń i zaczął poruszać, ale nie chciał, żeby doszedł. Potem założył cwelowi klamerki na sutkach i zaczął przyczepiać je też od wyprężonego kutasa. Wojtkowi średnio podobała się taka zabawa, ale cóż, dopóki daje radę, bez sensu jest przerywać zabawę Panu. Potem znowu Nagadowski podszedł blisko do cwela, obwąchując go, dotykając delikatnie, raz rękami i ustami, to palcatem. Kurwa, jak to podnieca! – pomyśleli obydwaj. Kiedy „ofiara’ przyzwyczaiła się do klamerek, Master silnymi, szybkimi uderzenia palcatu zaczął strącać je z fiuta cwela. Rozległ się krzyk bólu. Kiedy te z sutków też zniknęły. Jacek ujął w pasie Wojtka i odczepił karabińczyki, uwalniając go.
Stój tu chwilę.
Szybko zainstalował sling i na nowo ująwszy cwela w pasie popchnął go na niego. Wojtek był zdany na Pana, bo nic nie widział. Kiedy leżał już na nim wygodnie i został unieruchomiony, nagle, bez uprzedzenia szybkim ruchem, Nagadowski wyciągnął korek z dupy Wojtka i wjechał najostrzej jak potrafił. O kurwa, zajebiście! pomyślał cwel. Jacek też czuł, że jak się nie zatrzyma to zaraz się spuści, a byłoby szkoda, dlatego w ogóle się zatrzymał, dopiero jak fala gorąca padła zaczął ostro poruszać slingiem, żeby dupa cwela się na niego nabijała się z jak największą siłą. Wojtek znowu zaczął jęczeć. Jego kutas i całe ciało domagało się spełnienia.
Poczekaj, suczko, cierpliwości! Jeszcze nie teraz.
Z ust cwela wydobył się jęk zawodu. Jeszcze kilka mocnych pchnięć i Jacek z krzykiem oznajmił swoje spełnienie. Po chwili wysunął się z dupy i korek znowu zatkał otwór uniemożliwiając spermie opuszczenie odbytu cwela. Musieli trochę odpocząć. Bo to nie koniec. Cwelowi należało się spełnienie, „jak psu buda”, a i Jacek czuł, że za chwilę będzie znowu gotów.
– Podnieś głowę cwelu! Napij się! – rozkazał Jacek. Podał mu napój z minerałami. Obaj byli mocno spoceni i zmęczeni, ale złaknieni jeszcze. Cisza, która zapadła była tak gęsta i naelektryzowana testosteronem, że niewiele trzeba było, żeby eksplodowała.
Po jakimś czasie Nagadowski pomógł Kozubskiemu zejść ze slingu. Podprowadził, nic niewidzącego, do stołu i położył jego tułów na nim. Zapiął karabińczyki, żeby nie mógł się za bardzo ruszać. Zaraz potem usłyszał świt i dupa znowu paliła ogniem. Ja pierdolę, co to jest, żaden strap tak nie boli, jakoś dziwnie – jak błyskawica przeszło przez głowę Wojtka. Pierdolić, trzeba się skupić, żeby wytrzymać.
Ból był niesamowity. Chyba do tej pory takiego nie doświadczył. Jacek uważnie przyglądał się dupie cwela. Nie chciał jej przecież zdewastować. Grymas ust cwela też pokazywał siłę rażenia nowego nabytku. Dupa zaczynała być już dobrze wiśniowa. Jacek zdjął kaptur z głowy cwela, uwolnił szybko nadgarstki z karabińczyków, odsunął go lekko od blatu stołu, sprawnym ruchem wyciągnął korek z dupy i znowu wszedł w jego dziurę. Tym razem jednak skupił się na tym, żeby jego poddany miał mega orgazm. Ujął w dłoń, kutasa cwela a z drugiej strony starał się trafiać swoim w prostatę. Po tym jak Kozubski reaguje widział, że to działa. Wreszcie blondyn trysnął, daleko i obficie i rozanielony wzrok wbił swojego Pan, wdzięczny za sesję.
Trochę odpoczęli, potem brunet zdjął Wojtkowi opaski z kostek i nadgarstków, ujął go po kolana i trochę powyżej pasa i podniósł.
Chwyć mnie rękami za szyję. Nie chcę cię urazić w plecy.
Zaniósł go łazienki, postawił na podłodze.
Wejdź do wanny, wypłuczemy spermę. Oprzyj się o mnie.
Wszedł, a Jacek pochylił go lekko do przodu, włożył mu końcówkę do lewatywy do odbytu i delikatnie wypłukiwał potrójny wytrysk. Kiedy skończył zaczął mydlić przód cwela. Delikatnie obmył obolałego od klamerek kutasa. Potem położył na wannie deskę i położył go, bo ten nie miał już siły stać i się słaniał.
Już, piesku, zaraz skończę i odpoczniesz – cicho pocieszał umęczonego niewolnika.
Kiedy skończył i wysuszył go, zaniósł do salony na sofę.
Rozszerz trochę nogi, posmaruję dziurę.
Blondyn wykonał polecenie, a palec z maścią przeciwbólową i regenerującą delikatnie wsunął się do odbytu, dając szybką ulgę. Potem Master przyniósł woreczki z lodem i położył na pośladkach i górnej części pleców. Wreszcie sam poszedł pod prysznic. W t-shircie i spodniach dresowych dołączył do Wojtka. Położył mu głowę na swoich kolanach i sam trochę przysypiał, głaszcząc cwela po głowie, twarzy, tych częściach pleców, które nie ucierpiały. Po dłuższej chwili Wojtek odwrócił głowę w stronę Pana i uśmiechnął się do niego.
Podobało się? – zapytał
Tak, bardzo. Dziękuję.
Chcesz zobaczyć, co robiło takie spustoszenie na twoje dupie?
Uhhy
Jacek sięgnął za kanapę i pokazał mu gumowy strap. Z jednej strony był gładki a z drugiej miał wytłoczony wzór jodełki. Uśmiechnął się i ze zmęczenia znowu zasnął.
– To też prezent gwiazdkowy, ale chciałem, żeby był niespodzianką.
Po ponad godzinie Jacek poczuł głód. W końcu zamiast obiadu była tylko przegryzka. Lekko wysunął się spod cwela i poszedł do kuchni zrobić coś do jedzenia. Był tak głodny, że kiedy podgrzewał mięso i kapustę, podjadał trochę. Poszedł do salonu i delikatnie zaczął budzić podopiecznego:
Nie jesteś głodny? – zapytał
Uuuuh, bardzo…- usłyszał w odpowiedzi
To wstawaj, kolacja gotowa.
Z grymasem bólu na twarzy, podniósł się z kanapy. Jacek założył jego rękę za swoją głowę i pomógł mu dojść do kuchni. Tam, przy stole barowym czekało jedzenie.
Może się jakoś podeprzesz, albo co… Żebyś się nie przewrócił – poradził Nagadowski.
Nie, nie trzeba, jest OK. Dam radę.
Jadł łapczywie. Był głodny. Jacek tymczasem zjadł trochę, obszedł stół i ujął w pasie Wojtka, starając się nie dotykać poranionych miejsc.
Jestem bardzo dumny z mojego cwela. Było ostro, a ty wytrzymałeś. Mam nadzieję, że nie tylko wytrzymałeś, ale ci się trochę podobało…
Kozubski odwrócił głowę w stronę bruneta – Nawet bardzo – i uśmiechnął się – Ten ból jest tego wart.
Cieszę się, że potrafię ci dogodzić. Bo ty mnie, aż nadto. Chcesz iść spać do siebie?- zapytał Jacek – Jesteś bardzo zmęczony.
Jestem, ale mogę… jeszcze trochę pobyć z Panem?
W sensie… obejrzeć coś… nie wiem… powiedział niezdecydowanie Master.
Obojętnie, byle z Panem.
Do dziesiątej oglądali jakiś odjechane, odmużdżające filmiki na youtubie. Potem Jacek zdecydowanym głosem nakazał:
Czas spać. Chodź.
Poszli do „celi” cwela.
Połóż się na brzuchu, posmaruję ci rany. Najpierw dziura, potem dupsko i plecy. Jak powiedział, tak zrobił – Jutro możesz spać do wybudzenia i do południa może być leniwie. Potem zadzwoń do mnie i czekaj na polecenia. Dzięki za dzisiaj. Byłeś zajebiście dobry.
Wychodząc, powiedział niby do siebie, ale na głos, tak, że Wojtek słyszał:
Chłopak, chłopak, co ty ze mną robisz?.

bańki – krakowski regionalizm oznacza bombki choinkowe
** na pole – jak wyżej, oznacza wyjść na zewnątrz, na dwór

Święta dawno się skończyły. Cwel i Pan wrócili do codziennego życia. Codziennego, ale ekscytującego, fajnego. Po „romantycznej” jeśli tak można powiedzieć nocy wigilijnej zdawało się, że się do siebie zbliżyli. W codziennych relacja można nawet było ostrzej, niż przed ową nocą, ale widać było jeszcze więcej wzajemnego zaufania. Odbyli obaj wycieczkę do Poznania i ostrą sesję weekendową. Może nie było jakichś nowości, ale była intensywna i wyczerpująca.
Zbliżał się koniec semestru drugiej klasy Wojtka. Był poniedziałek. Blondyn wracał smętnie ze szkoły. Od ponad tygodnia męczyła go pewna sytuacja. Zaraz po nowym roku wyszła głupia sytuacja z profesorem od materiałoznawstwa. Taki śmieszny gostek, niski, brzuchaty i łysy. Najśmieszniejsze było, że włosy z tyłu głowy zaczesywał na łysinę. Nie był jakiś super wymagający. Materiał zresztą był raczej pamięciowy, więc wystarczyło zakuć, żeby mieć dobre oceny. Tyle tylko, że po przerwie świątecznej Wojtkowi lekcje się wyjątkowo dłużyły. Nuda straszna. Z tych nudów zażartował do Patryka, kolegi z ławki: „On ma tupet, robić sobie tupecik w resztki włosów, które mu zostały”. Powiedział to raczej szeptem, niż półgłosem. Tylko, że wtedy zaległa jakaś głucha cisza w klasie i Gumior (taką miał ksywkę) to usłyszał. Ta uwaga musiał nieźle dotknąć jego ego, bo oceny od razu poszły w dół. W ciągu tego krótkiego czasu z odpowiedzi, klasówki i kartkówki nie dostał więcej niż czwórkę, chociaż był przygotowany nawet lepiej niż wcześniej. Wyraźnie się na Kozubskim odgrywał. Ale najgorsze, że przed to średnia minimum 4,8, jaką obiecał Nagadowskiemu „poszła się czesać”. A była w zasięgu jego możliwości.
Kurwa mać, ja pierdolę. Jak można być takim małostkowym, takim mściwym. – myślał Wojtek. I jak ja to wytłumaczę Jackowi. Zwiodłem go. Kurwa. Pal sześć wpierdol jaki mnie czeka, ale obiecałem i nie mogę dotrzymać obietnicy. Chociaż w myślach mógł sobie pokląć, bo brunet mu na to nie pozwalał, chociaż sam rzucał mięsem ile wlezie. Dzisiaj podjął ostatnią próbę ratowania sytuacji. Zapytał Gumiora czy może poprawiać na piątkę, ale z tonu odpowiedzi i wyrazu twarzy nauczyciela nie obecywał sobie wiele. Fuck! Kurwa! – próbował sobie ulżyć.
Wrócił do domu, nastawił pranie, poprasował wszystko, ułożył w odpowiednich szafkach. Robił wszystko jak maszyna. W głowie kotłowało się mnóstwo myśli. Kiedy skończył postanowił zakuć do tej poprawki. A nóż wiedza przekona tego zakompleksionego skurwysyna. Udało mu się skupić na zakuwaniu. Z transu nauki wyrwał go dźwięk otwierania drzwi. Co jest? Przecież Jacek powinien być w trasie. A jak nie on to, kto? Tylko Nagadowski i on mają klucze. Wyskoczył jak z procy ze swojej „celi”. Przy wejściu stał Pan. Jego mina była marsowa, surowa. Odruchowo już zaczął:
– Cwel, me…
– Zamknij mordę – odpowiedział ostro brunet – do salonu. Do naga! Opaski na kostki. Przygotuj też na nadgarstki, knebel i najcięższy strap. Migiem, nie mam czasu.
Mówił spokojnie, ale stanowczo. Z trudem trzymał emocje na wodzy. Gdy Wojtek przygotowywał salon, Jacek szybkim krokiem poszedł do kuchni, włączył ekspres do kawy, zaraz poszedł do łazienki, odlał się, umył ręce. Potem wrócił do kuchni, zrobił sobie podwójne espresso. Jednym haustem wypił i już był w salonie. Tam czekał na niego nagi cwel. Trzymał w rękach knebel i opaski na nadgarstki. Jacek podszedł szybko. Wziął knebel, odwrócił blondyna tyłem do siebie, szybko zapiął knebel. Ciasno, na granicy bólu. Potem w milczeniu odwrócił chłopka do siebie, założył opaski i popchnął na stół. Sprawnie zapiął opaski przy kostkach do kółek przy stole, zaraz potem zaszedł stół od drugiej strony, mocno pociągnął za Kozubskiego za ręce, przypiął do pasków, które wyciągnął spod blatu i przypiął do nich opaski. Mocno naciągnął regulację długości pasków, tak, że ciało Wojtka ściśle przylegało do stołu, a dupa była wypięta.
– Patrzysz przed siebie albo w stół! – powiedział oschłym, beznamiętnym głosem brunet,
Potem bez słowa zaczął okładać go strapem. Robił to z całej siły, z furią, czasem stękając. Wojtek pierwszy raz widział Pana w takim stanie. Był kompletnie zagubiony. Razy padały jeden za drugim. Na dupę, na uda, plecy… Oszczędzał okolice nerek, ale i tam czasem przyłożył. Po jakimś czasie, cwel zaczął panikować. Przypominał sobie, że trzeba starać się głęboko, spokojnie oddychać. Ból był okropny, kompletnie nieseksualny. Po jakiś piętnastu minutach bezlitosnego okładania, ciało Wojtka bezwiednie zaczęło reagować na ból skurczami. Jacek nie przestawał. Po dłuższej chwili Jacek oczami wyobraźni zobaczył ojca z pasem w ręku. Natychmiast przestał. Oddychał ciężko. Sapał. Rzucił strap na podłogę. Wybiegając z mieszkania zabrał kurtkę, w pośpiechu zamykając drzwi na klucz. Kozubski, kompletnie zszokowany, strasznie obolały, słyszał tylko ciszę. Kurwa, chyba mnie tak nie zostawi. Boli jak skurwysyn, a ja się ruszyć nie mogę. Pewnie jak się uspokoi, to wróci… chyba… Mam nadzieję. Nawet, kurwa, krzyczeć nie mogę, bo jestem zakneblowany… Jacek natomiast wielkimi susami, po kilka stopni zbiegał klatką w dół. Śpieszył się jakby uciekał ze swojego mieszkania. Dopadł do drzwi kamienicy i zatrzasnął je z hukiem. W jego głowie także kotłowały się myśli. Kurwa, co ja zrobiłem. O mało nie zatłukłem gnoja na amen. Ja pierdolę! Ale jak on, kurwa mógł? Czemu mnie oszukał. Szybko podbiegł do kiosku za rogiem:
– Paczkę mocnych papierosów i zapalniczkę.
Jego oddech wciąż był nierówny, a ręce drżały z nerwów. Zapłacił. Szybko zapalił papierosa i zaczął łapczywie wciągać dym. Głęboko, jak najmocniej, w nadziei, że to go uspokoi. Kilka machów i papierosa nie było. Wyciągnął z kieszeni iphone’a. Ręce wciąż mu drżały. Z trudem wybrał nazwisko Kamiński. Niecierpliwie czekał, aż odbierze.
– Grzesiek, kurwa, zrobiłem coś strasznego… Skatowałem… człowieka. Puściły mi nerwy. – mówił nerwowo, połykając sylaby na wdechu. Ratuj, Grzesiek, proszę, pomóż mi… – prawie krzyczał.
Doktorowi Kamińskiemu z trudem udało się dojść do głosu.
– Jacek, Jacek, słyszysz mnie? …
– Tak, – huuuu
– Proszę cię, uspokój się! Weź kilka głębokich oddechów i postaraj się krótko, ale tak, żebym zrozumiał powiedzieć co się stało.
Trwało to chwilę.
– Wiesz, kilka godzin temu zadzwonił do mnie wychowawca Wojtka i zapytał mnie czy wiem, że skonfliktował się z jednym z nauczycieli. Nie wiedziałem. Potem poinformował mnie, że z tego przedmiotu dostał kilka ocen gorszych ocen. To było jak grom z jasnego nieba… no bo.. wiesz, ostatnio mieliśmy jakby honeymoon, a okazało się, że mnie oszukał, albo przynajmniej ukrywał to przede mną.
– Aha, to już rozumiem więcej.. OK. I co dalej…
– Ciśnienie mi skoczyło na maksa i zamiast od razu jechać w trasę wpadłem do domu i stłukłem go na kwaśne jabłko. I tu jest drugi problem, bo nie sprałem go jeszcze nigdy tak bardzo. Wpadłem w szał… i nie wiem czy oprócz siniaków mu czegoś nie uszkodziłem. Lałem na oślep. W pewnym momencie na chwilę się ocknąłem… co ja robię i uciekłem stamtąd – kontynuował Nagadowski.
– Kurwa, mam rozumieć, że zostawiłeś go tam samego bez pomocy. Jeszcze może mi powiesz, że go związałeś? – zapytał Kamiński
– No tak…
– Kurwa, to wracaj tam, chuju jebany…
– Grzesiek, nie mogę, cały się trzęsę z nerwów. Jeszcze pogorszę sytuacje. Przyjedź tu i mu pomóż. Ja nie dam rady, Poza tym na jutro rano muszę być w Poznaniu. I tak mnie czeka krótka noc. Muszę ochłonąć. Pomóż… plizzzz…
– Dobra! Jacek idź do apteki koło was i weź sobie coś ziołowego na uspokojenie, bo kurwa siebie albo innych zabijesz na drodze. Nie powinno cię uśpić a trochę wyciszy. Ja się zbieram i jadę do ciebie.
– Dzięki brachu. Klucze są w tarym miejscu.
Nagadowski poszedł do apteki, kupił jakieś tabletki ziołowe na uspokojenie. Wsiadł do ciężarówki i odjechał. Nic po tu po nim. Była już prawie siódma. Wiedział, że w Poznaniu będzie grubo po północy. Lek faktycznie zaczął działać. Nerwy uspokoił, ale głowę już nie szczególnie. Kotłowanina myśli.

Tymczasem do mieszkania Nagadowskiego dotarł doktor Kamiński.
– Wojtek, to ja, doktor Kamiński, zaraz ci pomogę.
Lekarz znał doskonale rozkład mieszkania. Nie raz tu nocował, a nawet przez jakiś czas pomieszkiwał. Poszedł od razu do kuchni, nalał wody do szklanki i przeszedł do salonu. Widok jaki zastał go zszokował. Zmaltretowany Wojtek, bezwładnie wiszący na stole. Widać było, że jest bez sił. Szybko podszedł do niego. Zdjął mu knebel. Usłyszał tylko ciche łkanie.
– Już, już dobrze, już ci pomogę.
Sprawnie odpiął opaski z nóg i nadgarstków i ostrożnie pomógł Wojtkowi wstać.
– Połknij te leki i popij. Przestanie boleć, albo przynajmniej znacznie wyciszy ból – podał mu dwie tabletki i wodę w szklance. – Chodź, przejdziemy do małego pokoju. Tam jest szerszy tapczan, będzie wygodniej.
Wojtek prawie nie reagował. Wykonywał jednak posłusznie polecenia. Kamiński położył blondyna i zaczął od obejrzenia ran. Uda i pośladki i górna część pleców były w dwóch kolorach: wiśniowym i fioletowym. Co on zrobił? Jak mógł? Tyle czasu był spokój – myślał Kamiński o przyjacielu.
– Wojtek, teraz przemyję rany. Przeciwbólowy działa, więc może tylko trochę szczypać, ale nie bardzo.
Delikatnie przemył rany.
– Wojtek, wy chyba macie w zamrażarce jakieś okłady na rany? Tak? Macie?
– Tak, w górnej kieszeni zamrażarki… odpowiedział Wojtek, cichym głosem.
Lekarz wrócił po chwili i położył zimne okłady na ranach. Potem usiadł na podłodze przy tapczanie, tak, żeby widzieć głowę pacjenta.
– Możesz mi opowiedzieć co się stało? Proszę…
Zaległa cisza. Wydawało się, że Kozubski nie chce, albo nie ma siły opowiadać. Wreszcie po długim milczeniu zaczął:
– Zawiodłem Pana Jacka, na całej linii. Obiecywałem, że nie będę miał przed nim tajemnic i to spieprzyłem… Nie dziwię się, że wpadł w szał… Nigdy go takim nie widziałem…
Szczegółowo opowiedział całą historię Kamińskiemu, tłumacząc powody, jakimi się kierował, nie mówiąc niczego swojemu opiekunowi.
Kamiński westchnął:
– Chyba już rozumiem, dlaczego pan Jacek stracił nad sobą panowanie. Uderzyłeś w jego najczulszy punkt. Gdybyś wiedział ilu już znajomych i przyjaciół odsunął do siebie, bo odkrył jakieś małe kłamstewko albo, że coś przed nim ukryli. Taki jest.
– To co teraz będzie? Odrzuci mnie, prawda? – zapytał z lękiem w oczach Wojtek
– Z tobą tak nie będzie. Jestem pewien – stwierdził stanowczo lekarz – Jak się czujesz? Boli cię?
– Nie, trochę ćmi, ale niewiele. Bardziej boli, że go zawiodłem. Zawiodłem, kogoś, kto mi ufał i jest najważniejszy dla mnie… I boję się…
– Ciiii, nie ma czego. Zobaczysz, ułoży się – pocieszał Kamiński, głaszcząc blondyna po głowie. – Wiesz, co? Będę tu spał dzisiaj, ale jeszcze muszę podskoczyć do szpitala, zobaczyć pacjentów. Będę za godzinę, najdalej dwie. Masz co jeść? Może zamówię pizzę i po drodze przywiozę.
– Chyba tak, bo coś jest, ale trzeba rozmrozić.
– OK. To tu masz wodę i w razie bólu tabletki.
Za chwilę był już w samochodzie. Wybrał numer od Nagadowskiego.
– No cześć Grzesiek, co jest? Co tak długo? – zapytał przyjaciela. Słychać było, że jest w ciężarówce.
– No, stary, byłeś o krok od trwałych uszkodzeń. Mało brakowało. Ale wygoi się. Tylko trzeba na to czasu. Ciało się wygrzebie, ale on też cierpi w środku. Jest załamany, bo cię zawiódł.
– Dobrze, kurwa, że ma tego świadomość. Zawiódł jak skurwysyn! – mimo leków uspokajających, dalej to w nim siedziało.
– Jacek, daj spokój. To jest drobiazg. Mała sprawa. Trochę go przerosła, ale on ma siedemnaście lat… Odpuść!
– Wiem, wiem, w głowie już to poukładałem, ale nerwy dalej mną trzepią. Potrzebuję trochę czasu – odpowiedział brunet.
– Dobra, będziemy w kontakcie. Jadę do roboty i zaraz wracam do Wojtka. Będę spał dziś u ciebie, mogę?
– Jasne, gościu, dzięki. Pociesz go jakoś. Ja dziś nie dam rady. Będzie dobrze, ale muszę mieć kilka dni. Znasz mnie. Dzięki za pomoc.

Nazajutrz ciężarówka Jacka została rozładowana i na drugim końcu Poznania załadowany został inny ładunek, na drogę powrotną. Nagadowski wsiadł do szoferki i wybrał numer przyjaciela:
– Cześć Grzesiek, właśnie wracam do Krakowa. Mógłbym się przekimać u ciebie?
– Popierdoliło cię? Masz wracać do domu i wyprostować to, co spierdoliłeś! – krzyknął przez telefon doktor Kamiński
– Grzechu, naprawię, obiecuję, ale muszę mieć jeszcze trochę czasu. Nie chcę się kłócić. Jak odmówisz, pójdę do kogoś innego, W ostateczności do hotelu. Jeszcze dzisiaj nie ma odwagi stanąć przed młodym. Sorry.
Kamiński westchnął do słuchawki.
– No dobra! Wbijaj się.
– Dzięki, chcę pogadać też, wiesz….
– Wiem, wiem. Do wieczora!
Tymczasem Wojtek wysłał już kilkanaście SMSów, w których przepraszał za swoje zachowanie. Wszystkie pozostały bez odpowiedzi.

***************

– Cześć Grześ – odezwał się brunet, kiedy drzwi odtworzył mu Grzesiek.
– No wchodź, sieroto, wchodź…
Nagadowski, jak nie on, wchodził ze schyloną głową.
– Chcesz coś jeść? – zapytał gospodarz
– Nie, dzięki, jadłem, nie chciałem robić kłopotu. Masz coś mocniejszego?
– Piwo, wino, whisky czy koniak?
– Piwo, jutro jadę. Nie mogę się nawalić.
Gadali cały wieczór. Do późna.
– Odpowiedz wreszcie Wojtkowi. Chociaż parę słów, że będzie dobrze, bo do mnie też przysyła SMSy, że ty nie odpowiadasz. Chłopak jest przerażony, że go wyrzucisz, żeby nie mówić, wypieprzysz, bo pieprzysz go regularnie.
– Nie wyrzucę, nie wyrzucę. Przecież i jemu, i jego ojcu obiecałem. Tylko jeszcze mi nerwa siedzi i nie chcę się na nowo nakręcić. – po chwili dodał – Dobra, napiszę do niego. Krótko.
Wziął komórkę do ręki i napisał: „Młody, będzie dobrze. Obiecuję. Jeszcze trochę cierpliwości. Zobaczymy się w piątek”

***********

Nagadowski, cały spięty, jak nigdy, wchodził schodami do swojego mieszkania. Nie wiedział jak go powita jego podopieczny. Kiedy przekręcał klucz w zamku, Kozubski dosłownie wyskoczył ze swojej „dziupli”. był jednocześnie ucieszony i przestraszony. Stanęli w przedpokoju naprzeciw siebie. Chwila konsternacji. W końcu Jacek postanowił zacząć:
– Wojtek, przepraszam, za to, co się stało w poniedziałek. Przepraszam – powiedział błagalnym tonem – wybaczysz mi?
– To ja Pana przepraszam. Zawiodłem. Nie byłem uczciwy i szczery, chociaż obiecywałem, Przepraszam, wybaczy mi Pan?
Stali tak chwilę, oddaleni od siebie, aż wreszcie brunet rozłożył ramiona w geście zaproszenia. Podeszli do siebie, a Jacek objął Wojtka serdecznie, uważając, żeby go nie dotknąć w poranione miejsca.
– Jasne, że ci wybaczam, głuptasie. A ty mi? – zapytał Nagadowski
– To, co boli na skórze to nic, proszę Pana, w porównaniu z tym, że mogłem stracić najbliższą mi osobę. Już kiedy Pan wybiegł wybaczyłem i miałem nadzieję, ale nie byłem pewny, czy Pan wybaczy mi. Dziękuję.
Stali tak dłuższą chwilę przytuleni do siebie. W końcu Pan odsunął się.
– Możesz mi pokazać jak cię „zmasakrowałem”?
– Zagoi się, nie ma co pokazywać
– Pokaż! Chcę zobaczyć.
Cwel zdjął koszulkę i opuścił spodnie moro do kolan. Po czterech dniach wyglądały jeszcze strasznie. Jak musiały wyglądać w poniedziałek… – pomyślał ich „autor”. I odezwał się:
– Kurwa, przegiąłem. Ja pierdolę. Co we mnie wstąpiło? – zastanawiał się na głos – Chcesz coś jeść?
– Mam coś gotowego, wystarczy podgrzać, proszę Pana – odpowiedział ucieszony cwel. Najgorsze chyba już za nami – pomyślał.
– Powaga? To ja tu cię piorę na kwaśne jabłko, a ty mi kolacyjki robisz?
– To miała być kolacja przeprosinowa – odpowiedział Wojtek – Nie był Pan w domu cały tydzień, więc ma Pan wolne, a za pół godziny zapraszam na jedzenie.
Pół godziny później wszedł do kuchni, w której roznosił się apetyczny zapach. Bouef Strogonof pachniał cudownie.
– Wow, co za zapach, dzięki – wykrzyknął Nagadowski – a ty? Nie jesz?
– Już jadlem wcześniej – odpowiedział.
Kolacja była przygotowana na stole. Wojtek stał obok i patrzył na swojego Pana. Jacek szybko się zorientował, że jego podopieczny pewnie siada z bólem.
– OK, to ja się przesiądę na stół barowy, żebyśmy się widzieli. Dzięki młody! Super ci wyszedł.
Jadł z apetytem, patrząc uważnie na blondyna. Kiedy skończył, powiedział:
– Wiesz co? Chyba powinniśmy sobie wyjaśnić kilka rzeczy, co? Chodźmy do mojej sypialni. Położymy się… pogadamy.
– Ale naczynia… – zaoponował młody.
– Zostaw, potem. To jest ważniejsze.
Przeszli do sypialni Jacka. Wojtek położył się na brzuchu, Jacek bokiem. Po czym zaczął:
– Muszę ci się z czegoś zwierzyć. Mój ojciec to skurwysyn. Niewyżyty sadysta. Lał mnie i moich braci bez litości. Właśnie za kłamstwo obrywaliśmy najbardziej. Nie powiem, oduczył mnie kłamstwa skutecznie… tylko jakim kosztem. Potem, kiedy już się do niego uwolniłem, byłem strasznie naiwny i kilka osób mnie oszukało. W dwóch przypadkach w grę wchodziły uczucia, więc mam straszną „alergię” na kłamstwo. Już tu, w Polsce, po moim powrocie nie potrafiłem wybaczyć kilku znajomym i urwałem kontakt. No więc, trafiłeś z mój czuły punkt. Po prostu tak mnie zagotował ten telefon od wychowawcy, że straciłem nad sobą kontrolę. Kiedy cię tak okładałem, w pewnym momencie, jakbym zobaczył mojego starego, jak mnie okłada i przestraszyłem się, że chociaż chcę być do niego całkiem niepodobny, to jestem. Dlatego tak skończyłem i poprosiłem „doktorka” o pomoc… Bałem się, że jak wrócę to zacznę znowu cię katować, bo… bo.. tak byłem wkurwiony…
– Przepraszam, bardzo… czy ja też tak skończę jak ci Pana znajomi?… – nieśmiało odezwał się Wojtek.
– Nie, nie Wojtek. Będzie dobrze. Obaj spierdoliliśmy koncertowo… więc nie. Naprawimy i będziesz się ze mną męczył dalej… o ile jeszcze chcesz? – odpowiedział Master przyjaźnie przeczesując włosy cwela.
Zapadła cisza. Nie była jakaś niezręczna. Raczej pełna spokoju. Przerwał ją brunet:
– No, ale może bym poznał Twoją wersję. Co?
– Jasne!
Wojtek opowiedział ze szczegółami całą sytuację i skończył:
– Nie chciałem, żeby tak wyszło. Zanim się zorientowałem to byłem w bagnie. W poniedziałek, kiedy Pan przyszedł chciałem właśnie podjąć ostatnią próbę poprawienia ocen z materiałoznawstwa, zdecydowany, że jeśli się nie uda, wszystko Panu opowiem. No i nie zdążyłem.
– Ale wiesz, że gdybyś nawet powiedział, to wpierdol i tak byś dostał? – zapytał Jacek.
– Tak wiem, ale chodziło o naprawienie sytuacji, bo zawiodłem na całej linii, nawet jeśli tego nie chciałem. Nie to, że nie boję się lania, ale gorsze było poczucie winy, że stracę zaufanie Pana, bo Pan to jest najbliższa mi osoba…
– OK. Mamy jasność. Nie przejmuj się zakompleksionym nauczycielem. Dla spokoju pójdziemy w poniedziałek do szkoły i przeprosisz sierotę i może będzie dobrze.
Potem Jacek przytulił podopiecznego a zaraz potem czule go pocałował.
Po pięciu dniach celibatu kutas Jacka sam wstawał przy tych pieszczotach. Kozubski szybko to zauważył, więc wyszedł z propozycją:
– Może ulżę Panu trochę co? W dupę może jeszcze niekoniecznie, ale lodzik bardzo chętnie.
Nie widząc sprzeciwu, zaryzykował. Szybko uwolnił kutasa ze spodni i bokserek. Starał się bardzo. Jacek szybko strzelił. Spermy było bardzo dużo, także blondyn zaczął się krztusić. W końcu jednak udało się połknąć wszystko. Tylko trochę zastało na wargach, bo się „ulało”. Nagadowski przyciągnął cwela do swoich ust i oblizał, czule całując.
– Dzięki. Faktycznie potrzebowałem ulgi. Wiesz pięć dni. Jak na mnie to dużo, a nie chciałem walić konia, bo twoje usta i twoja dupa są duuuużo lepsze. Chodź przytul się do Pana.
Wojtek położył głowę na piersi Jacka i leżeli tak długo. Obaj lekko przysnęli.
– Hmm, nie śpij! – pierwszy odezwał się Jacek
– Nie, tak leżę.
– To co, pokój? Załatwiliśmy nasze sprawy? – zapytał brunet
– Tak. Myślę, że tak. Dziękuję.
– To jak to ma teraz według ciebie wyglądać?
– Tak, jak do tej pory, proszę Pana – odpowiedział blondyn.
– Bez taryfy ulgowej?
– Bez.
– OK. Dasz radę jutro zrobić zaprawę rano, bo mu się tu utuczysz… Będzie lajtowo, obiecuję.
– Dam radę.
– Dobra, Wojtek. Zmykaj do spania. Dobranoc.
Przycisnął głowę cwela do swojej i namiętnie pocałował, a potem poklepał dobrotliwie po policzku i uśmiechnął się. Z obu zeszło ciśnienie. Teraz relaks…

Semestr w szkole się skończył. Przyszły ferie zimowe. A jakże, zaplanowanie przez Jacka. Pierwszy tydzień to obóz narciarski. Wojtek wrócił z niego dopiero w poniedziałek około południa, Kiedy Nagadowski był już w trasie do Szczecina. Kiedy brunet wrócił do domu, jego podopieczny musiał jechać na wieś, żeby jego rodzina nie czuła się całkiem odstawiona. Przez prawie dwa tygodnie słyszeli się tylko przez telefon. Było dobrze, ale obaj mieli niezłą chcicę. Kiedy wreszcie w niedzielę późnym popołudniem spotkali się w ich krakowskim mieszkaniu praktycznie bez słów przeszli do rzeczy. Kiedy blondyn poszedł do swojej „kanciapy”, żeby się przebrać w swój cwelowski uniform i przygotować dupę na rozkosz, Pan też się przebrał w moro i przygotował salon na sesję. Zakręcił w suficie uchwyty, linki i łańcuchy, wyciągnął opaski na nadgarstki i kostki, i kilka „zabawek” do lania, i jeszcze kilka innych rzeczy. Młody wszedł do salonu. Uśmiech na twarzy mówił wszystko. Jacek też się uśmiechnął z przekąsem. Obaj byli mocno „wyposzczeni” i „napaleni.
– Zapnij paski na kostkach – powiedział Master do cwela.
Kiedy opaski były już na miejscu.
– Chodź, zapnę ci na nadgarstkach.
Potem przypiął Wojtkowi ręce do łańcuchów przymocowanych do sufitu, tak, żeby pięty były nieznacznie oderwane do podłoża. Potem zapiął opaski na kostkach do metalowej rozpórki i unieruchomił nogi przyczepiając je do ciężkich obciążników. Wszystko to wzmogło podniecenie obydwu. Nagadowski podszedł do Kozubskiego, lewą ręką mocno chwycił nieźle już stojącego kutasa cwela, prawą zaś chwycił go za podbródek i uniósł głowę do góry. Kiedy spojrzeli sobie w oczy, powiedział:
– Widzę, że suczka ma chcicę.
Blondyn uśmiechnął się od ucha do ucha.
– Dobrze, bo Pan też. Koniec celibatu, nie? Ja nawet się zaparłem i przez ten czas nie ulżyłem sobie. Także przygotuj się na ostrą jazdę.
– Ja też sobie nie ulżyłem, proszę Pana – odważył się odezwać cwel.
– Dobra, spróbujemy dzisiaj tak, że nie odwracasz się do tyłu, żeby zobaczyć, co chcę zrobić. OK? Sprawdzimy obaj, na ile mi ufasz. Postaraj, bo inaczej, nie dość, że założę ci kaptur, to jeszcze będzie kara. Rozumiesz?
– Rozumiem, proszę Pana – odezwał się młody.
Wtedy Jacek chwycił Wojtka za kark i zaczął ostro całować, wpychając od razy język do ust. Cwel ochoczo oddawał pocałunek. Po chwili tak samo nagle, jak zaczął, przestał. Zaszedł Kozubskiego od tyłu. Blondyn, mimo wielkiej pokusy zobaczenia co go czeka, nie odwrócił głowy, tylko z niepokojem czekał na, to co się stanie. Wtedy znienacka zaczęły spadać na jego dupsko ostre razy czymś skórzanym. Nie był pewien, co to jest, ale przypuszczał, i słusznie, że to jeden ze strapów. Była to seria kilkunastu uderzeń. To był początek zabawy, więc „ofiara” wytrwale przyjmowała ciosy, nie poruszając się prawie. Tylko oddech lekko przyspieszył. Jacek tak samo nagle przestał bić i szybko podszedł do cwela, ale tym razem z tyłu. Pochylił głowę nad szyją Kozubskiego, jednocześnie po chwili włożył nażelowany palec w odbyt i zaczął szeptać do ucha cwela:
– Zamierzam zaspokoić twoją chcicę cwelu. Twoje dupsko się przyjemnie zaróżowiło, a to dopiero początek.
Kozubski westchnął głęboko na znak, że z wdzięcznością przyjmuje zamiary Pana. Tymczasem brunet, sam podniecony, ostro rozciągał dziurę cwela. Szybko dodał drugi, a potem trzeci palec, mrucząc do ucha poddanego. Kiedy uznał, że wystarczy, wyciągnął palce i zaraz w to samo miejsce zaczął wkładać korek analny. Zaraz potem zaczął znowu okładać pośladki Wojtka. Ten ostatni zaciskał zęby i tylko wydawał jeszcze dość ciche dźwięki. Jacek czując, że mimo braku bokserek, jego członek przestaje się mieścić w dość luźnych spodniach moro, rozpiął rozporek i uwolnił swojego chuja. Podszedł do Kozubskiego i zaczął ocierać się jego główką o odbyt. Blondyn zaczął sapać, a brunet, tak jak poprzednio, szepnął, tym razem do drugiego ucha:
– Nie tak szybko, piesku. Wszystko w swoim czasie. Jednocześnie chwycił jedną dłonią kutasa partnera i zaczął lekko poruszać.
– Uhh, prosssszzz…. Pa.. – zaczął jęczeć
– Cii… ciii, spokojnie, będzie fajnie – powiedział ledwie słyszalnym głosem Master. Jednocześnie przeniósł swoją dłoń z penisa cwela na sutki i zaczął je mocno ugniatać. Potem ręce zmieniły pozycję i zaczęły ugniatać i poklepywać na zmianę pośladki. W najmniej spodziewanym momencie brunet wyciągnął korek z dupy i ostro wjechał kutasem w cwela. Ten ostatni aż krzyknął:
– Aaaaaa.
Nie z bólu, bo był rozciągnięty, ale z rozkoszy. Strasznie chciał chwycić swojego chuja, ale ręce miał unieruchomione, a Pan też się nie kwapił, żeby mu ulżyć. Jacek natomiast w zasadzie zaraz zaczął poruszać udami. Na początku wolno, z czasem przyspieszając. Trzymał mocno cwela za miednicę i dopychał. Zresztą Wojtek sam starał się dociskać dupę, tak żeby kutas Pana wchodził tak najgłębiej. Uwielbiał to uczucie… On sam myślał, że jego kutas eksploduje, ale potrzebował jeszcze kilku ruchów. Ale nic z tego. Nagadowski zaczął wyraźnie przyspieszać i głośno sapać. Aż wreszcie przyszło spełnienie. Poruszał jeszcze trochę. Potem sprawnym ruchem wysunął się i włożył korek w odbyt cwela, tak, żeby sperma nie wyciekała. Obszedł cwela i stanął przed nim. Chwycił za kutasa. Cwel mocno drgnął. Blondyn miał nadzieję na orgazm, ale jego Pan miał inne plany. Odpiął mu ręce z łańcuchów, żeby trochę odpoczęły. Przycisnął go do siebie:
– Powieś sobie ręce na moich ramionach, trochę odpoczną. Inaczej ci zdrętwieją – odezwał się do cwela.
Stali tak jakiś kwadrans, czując nawzajem, ciepło ich ciał, zapach, bicie serc.
– Cwelu, co? Koniec zabawy? Czy idziemy dalej – zapytał Jacek.
– Nie, nie koniec, ja się męczę, proszę Pana – odpowiedział Wojtek, oburzony
– Żartuję, przecież cię tak nie zostawię. Runda druga!
Potem Jacek ponownie zapiął Kozubskiego. Zaczął go całować po szyi, klatce piersiowej, delikatnie go gryząc. Efektem był wyraźnie „malinki”. Potem nagle zniknął z pola widzenia cwela. Ostry ból wysoko na plecach wyrwał go z sielanki. To musiał być bat. Szybkie razy, kilka z jednej, kilka z drugiej strony. Jacek podziwiał cienkie, czerwone pręgi, jakie powstawały barkach blondyna. Ból był ostry, ale pobudził do życia nie tylko całe ciało Kozubskiego, ale przede wszystkim jego kutasa, który był ciągle pełen spermy. Kiedy Nagadowski uznał, że wystarczy, gwałtownie odpiął ręce uległego i przytrzymując go w pasie pomógł mu przyjąć pozycję „na pieska”. Nawilżył swojego chuja i wyciągnąwszy korek z dupy cwela, wjechał ostro w niego. Natychmiast zaczął się w nim poruszać. Jednak wolno. Dość szybko nalazł prostatę i kiedy uderzył, reakcja Wojtka upewniła go, że dobrze wycelował. Teraz systematycznie, chociaż nie za szybko raz za razem uderzał w jeden punkt. Robił to tak wolno, żeby samemu móc dojść równo z Wojtkiem. Widział, że tamtemu, przy tym jego podnieceniu, nie trzeba dużo. Nawet w pewnym momencie, słysząc szybszy oddech poddanego i jego jęczenie, mocno chwycił za jego kutasa, żeby uniemożliwić dojście. Kozubski prawie warknął rozczarowany.
– Jeszcze chwilę, już, już. Ja też chcę ciebie „dogonić” – uspokoił go Pan.
Kiedy poczuł, że i on powoli zbliża się finału, zaczął poruszać swoją ręką po członku cwela. Ten ostatni trysnął kilka razy. W tym czasie i i brunet stęknął głośno i wystrzelił w środku. Opadł ciężko na Wojtka. Po chwili położyli się obaj dywanie w salonie. Po dłuższej chwili brunet sięgnął po butelkę wody, która stała na stole.
– Napij się cwelu. Bo to jeszcze nie koniec.
Blondyn pił łapczywie.
– Chcesz się odlać? – zapytał Nagadowski
– Nie, dzięki, jest OK. Możemy jeszcze chwilę poleżeć?
Jasne. Ile chcesz. Powiedz, jak będziesz gotowy
Poleżeli jeszcze jakieś dziesięć minut. Pan uważnie przyglądał się cwelowi. Ten ostatni podniósł się i nic nie mówiąc, pokiwał głową, że mogą kontynuować. Jacek podniósł postawił go na nogi. Na nowo zapiął opaski przy nadgarstkach do łańcuchów, tylko dłużej, żeby Wojtek mógł się pochylić. Na razie stał na nogach, a Jacek objął go pasie i mocno przycisnął do siebie wyraźnie wąchając spocone ciało cwela.
– Uwielbiam zapach spoconego samca – cicho powiedział do ucha partnerowi – czuć testosteron.
– Uhh – westchnął Wojtek
Master tymczasem poluzował uścisk i ugiął nogi. Zaczął najpierw lizać sutki uległego. Po czym chwycił je w zęby i zaczął je zaciska, patrząc uważnie w górę na reakcję. Wojtek syknął, ale się uśmiechnął. Uznał to znak przyzwolenia. Zaciskając zęby na sutkach zaczął nimi poruszać w lewo i prawo.
– Ahh – krzyknął cwel, ale był to okrzyk rozkoszy.
Jego kutas też zareagował pozytywnie. Potem brunet klęknął przed uległym i zaczął delikatnie lizać czubek chuja. Uśmiechał się widząc ile radochy daje swojemu cwelowi. Czuł, że to będzie ostatni raz tego wieczora i chciał, żeby obydwaj wycisnęli jak najwięcej przyjemności. W pewnym momencie wstał, wziął ze stołu gumowy strap, swój najnowszy nabytek i zaczął okładać Kozubskiego. Robił to wolno. Spodziewał się, że guma może dobrze ciagnąć, więc uważnie obserwował reakcje blondyna, ale też jak reaguje jego skóra. Wojtek tymczasem chciał pokazać, jak bardzo ufa swojemu Panu i konsekwentnie nie ulegał pokusie odwracania głowy, żeby zobaczyć, co robi Master. Nowy strap był z jednej strony gładki i z drugiej był prążkowany w jodełkę. Kiedy jego kutas był już dobrze sztywny, zobaczył, że członek cwela też, postanowił wypróbować stronę prążkowaną. Kiedy pierwsze uderzenie spadło na pośladki Kozubski głośno krzyknął:
– O, kurwa!
Jacek uśmiechnął się do siebie i uderzył po raz drugi, po chwili trzeci… W mieszkaniu rozlegał się co chwila krzyk „Ja pierdolę, łaaaa”, i tym podobne. Na dupie powstawał super jodełkowy wzorek. Kiedy był już dość widoczny, Nagadowski nie chcąc zmasakrować dupy cwela przestał. Podszedł do niego, pochylił go mocno w przód, wyjął korek z dziury i wjechał od razu po jaja. Świadomy, że z jednej strony są już dość zmęczeni, a z drugiej ostro podnieceni, narzucił duże tempo. Właśnie dlatego, że to nie był pierwszy raz trochę trwało, aż ciała obydwóch zaczęły drgać. Pierwszy doszedł Kozubski. Po kilku ruchach także jego Pan. Jeszcze chwilę tak stali, ale Jacek widząc, że uległy nie może już ustać ze zmęczenia, wyszedł z niego, włożył korek do dupska, żeby sperma nie wyciekała, szybko go poodpinał, pozdejmował opaski i obrócił przodem do siebie.
– Młody, obejmij mnie za szyję!
Potem chwycił go pod kolanami i pod ramionami i zaniósł do łazienki.
– Oprzyj się rękami o drugą krawędź wanny i siądź udami na drugiej krawędzi. Chcę wypłukać ci dupę ze spermy – poprosił Jacek.
Wojtek wykonał polecenie. Do węża był przykręcona już końcówka do lewatywy. Brunet odkręcił wodę badał jej temperaturę. Chciał, żeby była letnia. Zbliżył końcówkę do dziury cwela i zapytał:
– Może być? Nie za gorąca?
Blondyn cicho powiedział:
– OK, dobra…
Po chwili z dupy leciał już tylko czysta woda.
– Podnieś się teraz – polecił Master – wejdź do wanny. Oprzyj się o mnie.
Kiedy znalazł się w wannie, Brunet mył go szybko, ale delikatnie. Starał się szczególnie w okolicach obolałych od lania. Szybko też go wysuszył i zaprowadził do salonu. Tam miał już przygotowane duże prześcieradło. Rozłożył je na kanapie, a potem pomógł położyć się cwelowi na brzuchu. Szubko poszedł do kuchni i wyciągnął z zamrażarki dobrze schłodzone okłady. Położył na dupie, udach i górnej części pleców. Przykrył go kocem i pochyliwszy się na nim powiedział mu nad głową:
– Wezmę prysznic i zaraz wracam młody do ciebie.
Rzeczywiście po chwili wrócił. Podniósł głowę uległego i siadł, tak, żeby opierała się ona na jego kolanach.
– Boli? Dać ci przeciwbólowy?
Wojtek nieznacznym ruchem głowy potwierdził, że chce. Podniósł go trochę i dał mu tabletkę i szklanek wody do popicia. Zaległa cisza. Jacek delikatnie przesuwał ręką to po plecach, to pogłowie Kozubskiego. W pewnym momencie blondyn odezwał się:
– Dziękuję, to było super.
– Podobało ci się? Cieszę się.
– No, i były nowe elementy – dodał Wojtek
– Tak, a jakie? – zapytał zdziwiony.
– Na przykład malinki, która Pan zostawił na moje skórze. Dotykalstwo…
– Tak mnie jakoś naszło. Fajnie, że ci się podobało – odpowiedział z uśmiechem Jacek.
Potem spojrzał ma zegarek. Była już prawie dziewiąta.
– Wiesz co jest późno. Musimy coś zjeść po takim wysiłku. Pójdę do kuchni i coś podgrzeję, żeby było szybko.
Po piętnastu minutach wrócił do salonu. Dotknął delikatnie cwela:
– Młody, chodź coś zejść.
Po czym zdjął z niego okłady i pomógł mu się podnieść. Kozubski z trudem wstał, krzywiąc się. Opierając się na ramionach Pana, włożył spodnie dresowe i t-shirt. Kiedy wszedł do kuchni zauważył, że na jego krześle leżą dwie poduszki. Uśmiechnął się widząc troskę Pana Jacka. Delikatnie siadał, aby ból był jak najmniejszy.
– Dajesz radę, młody? – odezwał się Jacek
– Tak, nie jest źle.
– Dzięki za dzisiaj. Cieszę się, że mi ufasz, albo przynajmniej chciałeś mi to pokazać. Nie odwróciłeś się ani razu, o ile dobrze widziałem… i jestem pod coraz większym wrażeniem twojej odporności na ból.
0 To ostatnie było hardkorowe, co to było?
Jacek wyciągnął komórkę z kieszeni, odnalazł zdjęcie i pokazał go cwelowi.
– To twoja dupa po ostatniej serii. To był gumowy strap. Z jednej strony ma wzorek w jodełkę.
– To już rozumiem dlaczego tak piekło. Ale było w sam raz, chyba…
Jedli chwilę w milczeniu.
– Wojtek, jutro sam zobacz czy dasz radę zrobić zaprawę poranną. Jak coś to krzyknij, że nie idziesz. OK? Aha, zostawię ci jutro paczkę do wysłania. W przedpokoju. I wiesz co? Trzeba posprzątać piwnicę. Nawet trochę kosztem sprzątania w domu…
– Dobrze proszę Pana, zajmę się tym – odpowiedział Kozubski
Kiedy skończyli kolację, było pół, do dziesiątej.
– Jesteś wykończony. Do łóżka! Chodź, odprowadzę cię.
Weszli do „celi” blondyna.
– Umyj zęby! – polecił Nagadowski.
Potem odkrył łóżko. Kiedy Wojtek się położył, Master nalał na ręce żelu gojąco-przeciwbólowego i delikatnie rozsmarował na miejscach, które ucierpiały podczas sesji. Zaraz postawił na szafce obok łóżka małą butelkę wody mineralnej i tabletki. Pochylił się nad Wojtkiem, pocałował go w głowę i szepnął:
– Jestem z ciebie dumny. Byłeś niesamowity. Jak cię będzie bolało, to weź proszki. Dobranoc suczko!
W środę późnym popołudniem Wojtek niecierpliwie czekał na swojego Pana. Ostatnio było tak dobrze, że… Pan był, owszem, jak zwykle zdecydowany i agresywny, ale też czasem pogłaskał, przytulił, więc czego chcieć więcej. Kiedy usłyszał domofon, wyskoczył jak z procy ze swojej klitki do przedpokoju. Zajął pozycję i czekał. Jacek wszedł energicznie do mieszkania. Popatrzył na cwela:
Jesteś suko! – powiedział jakoś mało przyjaźnie. Może miał ciężki dzień.
Podszedł do Kozubskiego i zimnym głosem oznajmił:
– Morda, cwelu.
Ten otworzył szeroko usta. W tym czasie Nagadowski wyjął swojego kutasa z jeansów i od razu zaczął odlewać się w usta uległego. Wzdychał jednocześnie z poczuciem ulgi. Widocznie trzymał „złoty napój” dość długo.
– Jak masz coś do żarcia, to przygotuj, a ja idę wziąć prysznic – oznajmił gospodarz.
Blondyn bez słowa poszedł do kuchni podgrzewać obiad. Po chwili w kuchni pojawił się też brunet, przebrany w ustalony strój: spodnie moro, zapięte szerokim pasem i t-shirt w kolorach militarnych. Bez słowa usiadł za stołem. Po chwili ciszy odezwał się zdecydowanie do cwela:
– Możesz mi powiedzieć co ty odpierdalasz?
Uległy ze strachem pomieszanym ze zdziwieniem podniósł oczy na Pana.
– Nie patrz tak, kurwa na mnie, tylko mi wytłumacz, co ta paczka, która miałeś wysłać w poniedziałek, robi w przedpokoju? I dlaczego nic nie zrobiłeś w piwnicy? Nie sądziłem, że się z tym szybko uporasz, ale ty nawet palcem nie ruszyłeś! Żeby to jeszcze dom był odpicowany, ale już się koty zaczynają walać po kątach. Kurwa, co się z tobą dzieje! – krzyknął
– O paczce całkiem zapomniałem, proszę Pana, a na piwnicę nie starczyło mi czasu – odpowiedział cicho przepraszającym tonem. Widział, że sprawy przybrały zły obrót.
– Kurwa jego mać! Jak można zapomnieć o paczce, koło której przechodzisz kilka razy dziennie, co?!!! A co do braku czasu, mam odpalić kompa i pokazać ci monitoring. Zobaczysz, co robiłeś, kurwa. Leżałeś, tańczyłeś, siedziałeś w necie i oglądałeś pornole!!! A szkołę też zawaliłeś? Co? Skoro cię już tak na lenistwo zebrało.
– Nie, proszę Pana. W szkole wszystko dobrze. Z polskiego, z wypracowania domowego dostałem szóstkę. Z odpowiedzi pięć plus. Z historii szóstkę, z odpowiedzi. Z matematyki, z kartkówki pięć – szybko odpowiadał, mając nadzieję, że to trochę uspokoi opiekuna.
– Chociaż tyle. Dobra, dokończmy jedzenie, pozmywasz, a potem spotkamy się w salonie.
– Dostanę lanie? – zapytał Wojtek
– Nie, kurwa, nagrodę miesiąca, za obijanie się i wzorcowe wykonywanie poleceń – brunet pokusił się o ironię.
Kiedy już doprowadził kuchnię do porządku, a starał się tym razem bardzo, żeby nie wkurzyć dodatkowo opiekuna, wszedł niepewnie do salonu. Jacek od razu podniósł się z kanapy.
– Nie przedłużajmy tego. Opuść spodnie do kolan, oprzyj się o ławę i rozszerz nogi.
Kozubski wykonał polecenie.
– Znasz zasady. Dzisiaj tylko liczysz. Tylko nie zwlekaj za długo, bo nie mam dziś cierpliwości, żeby czekać. Twoja dupa jeszcze nie wydobrzała po niedzielnej, sesji, ale sam sobie jesteś winien. Pokaż, że masz jaja i przyjmij to jak mężczyzna. Rozumiesz?
– Tak, proszę Pana, rozumiem – odpowiedział smutno, ale wystarczająco głośno.
Usłyszał świst strapa w powietrzu i za chwilę poczuł ostry ból pośladków.
– Jeden.
Kolejne uderzenia nie były słabsze. Jacek nie zamierzał go oszczędzać. Jakimś cudem udawało mu się liczyć głośno i jednocześnie nie płakać. Posykiwał tylko trochę i z każdym kolejnym pasem postękiwał coraz wyraźniej.
– Czterdzieści osiem
– Czterdzieści dziewięć
– Pięćdziesiąt – resztami sił liczył Wojtek.
Dupa już zaczęła sam pulsować z bólu i czuł jakby paliła się żywym ogniem.
– Wstawaj i odwróć się – nakazał Jacek – Nie chcę ci uszkodzić dupy, bo mi się podoba – tu uśmiechnął się lekko – i chcę ją jeszcze czasem wykorzystać, ale ta beznadziejnie nieudolna próba usprawiedliwiania się też musi zostać ukarana.
Brunet wziął z kanapy wcześnie przygotowany tawse podwójny.
– Dlatego dostaniesz dzisiaj po łapach. Wyciągnij ręce do przodu i trzymaj sztywno. Dłoń na dłoń. Nie uciekaj z nimi. Po każdym uderzeniu zmieniasz dłoń. OK?
– Dobrze proszę Pana.
Master zamachnął się i z całej siły uderzył w dłonie cwela. Ten starał się jak mógł, ale po czwartym uderzeniu łzy same zaczęły płynąć. Na szczęście po piątym Jacek rzucił tawse na kanapę. Podszedł do Wojtka. Objąwszy go powyżej pasa lewą ręką, przycisnął go do siebie, Prawa powędrowała w stronę karku i głowy. Trwali w takim uścisku chwilę. Młody czuł ciepło starszego, a starszy czuł jak serce uległego uspokaja się.
– Młody, masz jaja, wiesz! Twardziej z ciebie niezły. Jestem pod wrażeniem.
Wojtkiem zaczęło trząść.
– Ciii, wszystko jest OK, wszystko dobrze. Była wina, była kara, trochę poboli, ale jest dobrze – pogłosem mówił uspokajająco do ucha cwela.
– Przepraszam, że znowu Pana zawiodłem.
Nagadowski odsunął się trochę, ujął głowę Wojtka w obie ręce, popatrzył mu w oczy i powiedział:
– Nie mów tak. Nie wolno ci tak myśleć. W niczym mnie nie zawiodłeś. Rozumiesz. Ogarnęło cię tylko lenistwo i mam nadzieję, że na jakiś czas je wytrzepałem z ciebie, ale mnie nie zawiodłeś, kapujesz młody. Jest OK. Jesteś moją dumą. W tylu sprawach.
Znowu go przycisnął do siebie. Włożył rękę pod t-shirt i głaskał go po plecach.
– Już spokojnie. Nic się nie stało. To tylko mała sprawa, nie?
Nie wiedzieli ile tak stali, ale w pewnym momencie Kozubski powiedział cicho do Pana:
– Zmarzł mi tyłek, proszę Pana.
Jacek zaczął się trząść ze śmiechu. Zaraz dołączył do niego i młodszy. Sytuacja była absurdalna.
– No tak, racja, Stoisz z gołą dupą. Poczekaj chwilę.
Szybko przyniósł żel i z uśmiechem poprosił:
– Pochyl się, dobra, to ci posmaruję te seksowne cztery litery. Wytrzymaj jeszcze chwilę, żeby się wchłonął.
Tymczasem brunet zauważył, że jego przytulanie i zabiegi spowodowały erekcję u Wojtka. Bez wahania ujął w rękę jego kutasa i zaczął poruszać. Twarz poddanego nabrała wyrazu anielskiego i wkrótce orgazm szarpnął nim mocno, a sperma wytrysnęła daleko. Na szczęście na parkiet a nie na dywan.
– Teraz chyba możesz się już ubrać, co? Bo się przeziębisz jeszcze.
Blondyn założył spodnie i z uśmiechem popatrzył na bruneta.
– To może się odwdzięczę, proszę Pana.
– Twojej dupy wolę na razie nie używać, ale jakiś lodzik, to bardzo chętnie.
Usiadł wygodnie na kanapie. Wojtek ukląkł przed nim i sprawnie zaczął rozpinać spodnie moro. Chuj Jacka, już podnieconego, był w pół wzwodzie. Niewolnik ochoczo zabrał się do roboty. Jak zwykle okazywał się mistrzem oralu. Raz połykał kutasa w całości, to znowu zasysał się na nim mocno, żeby zaraz potem lekko, koniuszkiem języka delikatnie lizać jego końcówkę.
– Młody, kończ, bo wybuchnę – wysapał Jacek.
Ale młody chciał trochę pobawić się z Panem. Chciał mu dać więcej rozkoszy i celowo opóźniał orgazm. Wreszcie usłyszał głośne:
– Kur…. wa, ja pier…
I potoki spermy zaczęły wlewać się Wojtkowi do gardła. Kiedy kutas przestał pulsować, Wojtek powoli zaczął go chować do spodnie i zapinać spodnie i pasek Jackowi, ciesząc się widokiem rozanielonego Pana.
– Oral to twój mistrzowski popis, wiesz? Naprawdę jestem twoim pierwszym?
Naprawdę, to Pan mnie tego nauczył.
– Zabrałeś mnie do nieba. To było ekstra! Jesteś przygotowany do szkoły na jutro?
– Tak, na jutro jest dobrze. Wszystko opanowane.
– A chcesz ze mną trochę posiedzieć. Czy chciałbyś odpocząć, czy coś poczytać?
– Jeśli mogę to chętnie posiedzę.
Nagadowski wskazał miejsce obok siebie na kanapie. Blondyn usiadł i spontanicznie przytulił się do Pana.
– O, jaki przytulacki się zrobiłeś. Jak cię za bardzo dupa nie boli to może chcesz mi usiąść na kolanach.
Dupa co prawda Wojtka bolała, ale postanowił to olać i wykorzystać okazję. Usiadł na kolanach Mastera i cieszył się ciepłem jego ciała.
– Znasz Pink Floydów? Taki zespół – zapytał Jacek
– Pewnie coś słyszałem, ale za bardzo nie kojarzę – odpowiedział
– Co to za pokolenie, nie znać klasyków rocka! To może obejrzymy ich koncert z Pompejów i trochę ci o nich opowiem, co? Trochę edukacji muzycznej zrobimy.
Wojtek tylko energicznie pokiwał głową na znak, że się zgadza. Jacek jak zwykle kompetentny, opowiadał o zespole, rzucał nazwiskami, datami, tytułami utworów. Wojtek starał się słuchać uważnie. Kiedy koncert się skończył Kozubski spontanicznie siadł okrakiem na kolanach Nagadowskiemu, podkurczając nogi, tak że byli bardzo blisko siebie i patrząc w oczy Panu, nieśmiało zaczął mówić:
– Mam sprawę, mogę?
– Młody, jasne, że możesz. Chcę, żebyś mi mówił wszystko. Nieraz może to nie jest moment, albo ja mam gorszy dzień, ale wal śmiało…
– No, bo… – nie wiedział jak zacząć – no… – opuścił głowę, unikając wzroku partnera.
– Wojtek – ujął go za podbródek – wal prosto z mostu, najprościej jak się da, OK? Przecież ci nic nie zrobię. Jesteś bezpieczny, nie bój się, proszę…
– No bo, wie Pan w tym roku mój rocznik ma osiemnastki i właśnie zostałem zaproszony na jedną, czy… – zaczął niepewnie pytanie.
– Jasne, Wojtek, trzeba trzymać z kolegami. Czemu się bałeś, myślałeś, że ci nie pozwolę?
Wojtek pokiwał głową o dodał – Bałem się, że nie.
– Najpierw jedna rzecz. Wiem, że trzymam cię krótko. Na wiele rzeczy ci nie pozwalam, ale zrozum, młody, jeszcze dobrze pamiętam co ja robiłem w twoim wieku. A teraz kiedy za ciebie odpowiadam, także prawnie, po prostu boję się, rozumiesz mnie? Niektórych rzeczy nie przeskoczę u siebie. Ale tak, jak najbardziej możesz chodzić, na osiemnastki. Oczywiście nie byłbym sobą, jakbym nie postawił warunków. Po pierwsze możesz się napić – i tu Kozubski zrobił wielkie oczy – tak, możesz, ale tylko albo dwa kieliszki wódki, albo dwa piwa, albo dwie lampki wina. Ale nie mieszaj, proszę cię… i drugi warunek, pewnie trudniejszy. Wychodzisz z imprezy o pierwszej w nocy. Ja będę czekał na ciebie w samochodzie, żebyś się nie włóczył po nocy. Wiem, że to trudne, ale to nie podlega dyskusji. Po prostu za bardzo mi zależy, żebyś był bezpieczny.
Blondyn nie wiedział czy się cieszyć, czy martwić, ale nie chciał popsuć sobie relacji z opiekunem, która zaczynała być naprawdę dobra.
– Dziękuję. I jeszcze jedno. Pod koniec kwietnia mamy wycieczkę klasową, trzydniową w Bieszczady, mogę jechać?
– Pewnie, kasa ci potrzeba na już?
– Nie, za dwa tygodnie jest wywiadówka i profesor będzie zbierał od rodziców.
– Super, kiedy ta wywiadówka? To sobie zapiszę w telefonie.
Kiedy gospodarz zapisywał w kalendarzu datę zaległa cisza. Zdał sobie sprawę, że jego podopieczny chyba boi się, że zostanie odrzucony, jeśli nie spełni jego oczekiwań, jeśli go zawiedzie, a skoro atmosfera tego wieczoru, dziwnym trafem, zrobiła się bardzo intymna, to warto to wykorzystać. Popatrzył znowu Wojtkowi w oczy i zaczął:
– To ja też mam sprawę do ciebie.
Wojtek się zaciekawił.
– Wiesz co, mam wrażenie, że bardzo boisz się mnie zawieść i boisz się, że jeśli nie spełnisz moich oczekiwań to ci powiem „spadaj”. Dobrze myślę?
Kozubski opuścił głowę ze smutkiem. Jacek przycisnął go znowu do siebie i po chwili znowu ujął głowę podopiecznego w ręce i zaczął mówić:
– Wiem, że się boisz. Niepotrzebnie! Pod koniec stycznia zobaczyłeś moje inne oblicze. Zobaczyłeś, że mam swoje ograniczenia, wady. Wtedy bardzo się bałeś, że cię odrzucę. Wojtek, jestem skurwysynem, pojebanym sadystą, ale nie można mi zarzucić, że nie dotrzymuję słowa. Dałem słowo twojemu tacie i tobie, że się tobą zajmę i to zrobię. Niezależnie od tego, co się stanie.
– Ale ja bym chciał, żeby Pan mnie też lubił, a nie musiał tylko spełniać obowiązku – powiedział Wojtek, sam zaskoczony swoją odwagą.
– Wojtek, nie czujesz, że cię lubię. Chłopie, do tej pory z nimi się nie całowałem, nie lizałem, nikomu nie zrobiłem malinek. Czy ty rozumiesz, co ze mną robisz? Poza tym od niedawna zacząłem to mieszkanie nazywać domem. Kiedyś mówiłem „idę do siebie” i traktowałem to miejsce jako moją sypialnię, ale nie lubiłem tu być. Teraz jest zupełnie inaczej. Mówię: „Idę do domu” bo to jest mój dom, bo ty go tworzysz. Czekasz na mnie. Kapujesz? Wiem, że nie umiem okazywać uczuć, ale sam jestem zaskoczony, że ty jesteś dla mnie ważny. I to nie tylko dlatego, że zostałem twoim opiekunem prawnym, ale po prostu dlatego, że mi na tobie zależy. Owszem wiem, że czasem w popierdolony sposób, tak jak z tymi osiemnastkami, ale zależy mi, żebyś starał się mnie też zrozumieć. Obaj mamy swoje wady, ale chciałbym, spróbował zaakceptować mnie takim jakim jestem. Jestem popierdolony, jestem skurwysynem, ale w jakiś dziwny dla mnie sposób, z tobą czuje się swobodnie, czuję się sobą. Może się mylę, ale chyba ty też.
Twarz Kozubskiego zaczynała promienieć, rozjaśniać się, choć był też cień smutku.
– Ma Pan rację. Boję się, żeby Pan mnie nie odrzucił, chcę żeby Pan mnie zaakceptował. On się wzmocnił po tym okresie w styczniu. ale cieszę się z tego co Pan mi powiedział. Tak, w sumie przez ten czas, kiedy się znamy, Pan mnie nie zawiódł.
– Tak, a wtedy, kiedy cię sprałem, to nie?
– Nie, to ja zawiodłem…
– Chłopie masz niespełna osiemnaście lat, masz prawo do błędu. Zresztą, pomijając to, że nie byłeś ze mną szczery, to próbowałeś sobie sam poradzić z tą sytuacją. Nie oskarżaj się, to ja spieprzyłem sprawę. Zrobiłem z igły widły, bo jestem popieprzony…OK. Wyhamujmy, bo nie o to mi chodziło. Wojtek, chodziło mi to, żeby tu – wskazał na głowę, – nie było takich głupich myśli. Rozumiesz. Nie wiem, jak cię przekonać, jak ci to udowodnić…
– Nie trzeba. Jest Pan najbliższą osoba jaką mam. Pewnie jeszcze nie raz się zdarzy, że się nie dogadamy, że Pan mnie stłucze, ja zawiodę, ale chyba muszę sam przekonać siebie, że to głupie, i że, tak, jest Pan moim opiekunem prawnym, ale też przyjacielem, choć dość… specyficznym, moim sadystą, który po sesji z delikatnością sadysty mnie myje i pielęgnuje, żeby nic mi się nie stało. No.. i, że w ogóle to może obaj jesteśmy jak to Pan określił po…
– Popierdoleni. OK, chyba się rozumiemy. Może tu się zatrzymajmy. Jest dziesiąta. Marsz do łóżka!
– Tak proszę Pana. Dobrej nocy
– Aha, jutro zaprawa normalnie. Wiem, że będzie ci niekomfortowo, ale sam jesteś sobie winien… cwelu… Dobranoc.

W piękny sobotni poranek, całkiem wiosenny Nagadowski z Kozubskim brali właśnie prysznic po zaprawie porannej. Chwilę potem, jedli już śniadanie w kuchni:
– To dzisiaj idziesz ma tę osiemnastkę, nie? – zapytał Jacek
– Ta, wieczorem.
– Idziesz z kimś czy sam?
– Oskar poprosił, żebyśmy przyszli sami, wie Pan, taka impreza we własnym gronie. Oficjalnie, że niby ma małe mieszkanie, ale tak naprawdę chyba dlatego, że sam jest singlem.
– Zawieść cię?
– Nie, chłopaki po mnie przyjadą. Jakoś koło pół do ósmej.
– OK. Dasz mi adres, żebym po ciebie podjechał. I pamiętasz o trunkach i godzinie. Nie ma cię piętnaście minut i wchodzę, żeby cię z imprezy wyciągnąć.
– Ta – Wojtek ciężko westchnął.
– Młody, żebym się profilaktycznie nie rozmyślił.
– OK – cwel rozłożył ręce w geście poddania się – przepraszam, wszystko w jak najlepszym porządku, proszę Pana.
– No, to rozumiem.
– Dobra, jak stoisz z piwnicą? Dużo jeszcze jest do roboty?
– Nie, tylko zrobiło się ciasno, bo nie wiem, co zrobić z niektórymi rzeczami.
– To dopołudnie mamy zaplanowane. Idziemy do roboty. Mamy coś na obiad, wiesz taki szybki…
– Jasne, są schabowe zamrożone i kapusta zasmażana. Wyciągnę teraz i tylko się potem podgrzeje. Może z ryżem to będzie migiem.
– To się nazywa houseboy – uśmiechnął się Master, poklepując blondyna dobrotliwie po policzkach i karku.
– Ale zanim zejdziemy do szeolu to jeszcze spuścimy „ciśnienie”. Jak się ogarniesz tutaj to przyjdź do salonu.
Wojtek szybko wrzucił naczynia do zlewu, umył, wyciągnął z zamrażarki ich dzisiejszy obiad i dołączył do bruneta. Ten kończył rozmowę przez telefon:
…. no , bo wiesz Grzechu, zostaję dzisiaj… jak to powiedzieć w naszej wersji, że zostaje słomianym wdowcem, nie wiem, kumasz, młody ma imprezę, to pogadamy trochę… wpadnij po ósmej – rozłączył się – A, jesteś… Chodź do mnie!
Kiedy blondyn podszedł, Pan od razu położył mu ręce na ramiona i sprowadził na kolana.
– Postaw mi go! – nakazał.
Wojtek od razu ochoczo zabrał się do roboty. Wyciągnął szybko kutasa Mastera i objął ustami.
– Uhh, rozepnij spodnie i odsłoń dupę, zacznę cię rozciągać.
Cwel ciągle zasysając się chuju Pana, rozpiął spodnie, podniósł się z kolan i wypiął tyłek, Jacek pochylił się, żeby ręką nawilżoną już wcześniej dostać do dziury poddanego. Po chwili wydał kolejne polecenie:
– Wystarczy, obróć się! Do ściany!
Gwałtownie popchnął go przodem do ściany. W tym czasie dołączał kolejne palce, które wwiercały się w jego odbyt. Kozubski słyszał jego coraz cięższy oddech. Pan był bardzo pobudzony. On sam nie mniej. Czuł na swojej szyi gorące powietrze z ust Nagadowskiego. Wtem, w jednym momencie zamiast palców poczuł jak kutas mastera przedziera się przez zwieracze. Blondyn starał się jak najbardziej rozluźnić. Kutas zdecydowanie, ale prawie bezboleśnie wszedł do końca. Brunet narzucił spore tempo. Trzymał go mocno w biodrach i dociskał mocno. Dość szybko odsunął ich obu od ściany i półgłosem powiedział:
– Pochyl się mocno i oprzyj o podłogę.
I nie wychodząc z niego podtrzymywał duże tempo.
– Zwal sobie!
Wojtek, nie czekał ani chwili tylko wziął swojego kutasa w rękę i zaczął równie szybko walić. Nie zdołał „dogonić” Pana, którym szybko zaczęły szarpać drgawki. Poczekał jednak na uległego i dopiero kiedy ten trysnął, spokojnie wyszedł z niego. Obaj wstali, a Jacek klepnąwszy go mocno po pośladku, powiedział:
– No, doprowadzimy się do porządku i idziemy do piwnicy. Swoją drogą, dupę masz jeszcze nieźle czerwoną i pręgi po ostatnim wpierdolu wyraźne.
– Bo też nie były to pieszczoty, proszę pana – odpowiedział z lekkim uśmiechem Wojtek.
– Pan odpowiedział też uśmiechem, tylko dużo bardziej wyraźnym.
Praca istotnie zajęła im sporo czasu, ale ostatecznie o trzeciej po południu została szczęśliwie zakończona. I to na tip top. Kiedy wrócili do mieszkania Wojtek od razu skierował się do kuchni, pytając jednocześnie Jacka:
– Może być, że zrobię obiad, a dopiero potem wezmę prysznic?
– OK, jak chcesz. Ja w każdym razie idę się umyć. Krzyknij jak będzie gotowe.
Po dwudziestu minutach blondyn wszedł do salonu i poinformował:
– Obiad gotowy, proszę Pana.
– Ta, już idę.
Kiedy siedli do stołu Nagadowski zaczął rozmowę:
– Za dwa tygodnie Wielkanoc. Chcesz jechać na wieś, do rodziny czy zostać tutaj?
– A może być jak na Boże Narodzenie, że zostanę z panem? – zapytał Kozubski
– Pewnie, to jest twój dom. Bierz tylko pod uwagę, że i tak musisz jechać tam na święta.
– No tak, ale tylko na obiad do dziadków i kawę do wujka.
– Ale mógłbyś mnie zwolnić z obowiązku jechania tam z tobą, co? Twój dziadek mnie mrozi swoim wzrokiem.
– Tylko jak się dostać na wieś w pierwszy dzień świąt.
– O to nie bój żaby, obwiozę cię, bylebym nie musiał się z nimi spotkać.
– Dobrze, proszę pana, zadzwonię do nich.
Chwilę jeszcze jedli w milczeniu.
– Ale chyba nie będziesz się pindrzył na tę imprezę już teraz, co?
– Aż taki narcyzem nie jestem, chyba w ogóle nie jestem narcyzem…, ale chciałbym wziąć prysznic.
– OK, chcę ci pokazać film.
– Dobrze, proszę pana, zaraz przyjdę.
Po kilkunastu minutach Wojtek pojawił się w salonie. Jacek w ramach edukacji filmowej wybrał „Piękny umysł”. Obejrzeli go w, jak zwykle bardzo kompetentnymi uwagami Nagadowskiego. Było kilka minut przed siódmą, kiedy Kozubski zaczął się niecierpliwie wiercić. W końcu odważył się zapytać:
– Proszę pana, mógłbym już się przebrać, bo o pół do ósmej przyjadą po mnie kumple. Mam wyjść na ulicę, żeby się od razu zabrać.
– Jasne, tylko przyjdź się pokazać. Muszę zatwierdzić twój look – brunet uśmiechnął się zadziornie.
Po dłuższej chwili przyszedł do Pana. Wybrał ciemno-granatowe jeansy, czarną koszulę i szary, a właściwie srebrzysto-szary krawat.
– A jakbyś do tych spodni założył tę jasno-niebieską koszulę i kontrastujący krawat, ja wiem, może ten bordowy… Tak… przebierz się, chyba, że ci całkiem nie pasuje, hmm? – mruknął pytająco.
– Może ma pan rację. Zaraz będę.
Wrócił do siebie i przebrał się. Pierwszą jego reakcją na krytykę ze strony Mastera był bunt, ale potem zadał sobie sprawę, że w przeciwieństwie do niego, Jacek ma duży gust, i postanowił mu zaufać. Kiedy wrócił, zobaczył szeroki uśmiech na twarzy opiekuna:
– Tak, teraz zdecydowanie lepiej.
Kiedy skończył mówić zadzwoniła komórka cwela:
– No cześć, jestem gotowy, już schodzę – powiedział do słuchawki
– Muszę już iść.
– No to idź… się integrować z klasą – podszedł do Wojtka, ujął jego głowę w swoje ręce – tylko pamiętaj, bez wygłupów. Pan będzie czekał o pierwszej przed blokiem, a jak znajdę klatkę, to nawet przed klatką. I uważaj z trunkami, hmm.
I pocałował go czule w czoło.
Będę, proszę Pana. Do widzenia
See you.

************

Dźwięk domofonu oznajmił Jackowi, że Grzesiek się pojawił. Otworzył mu drzwi do klatki i szybko podszedł do drzwi wejściowych. Doktorek miał niezłą kondycję, bo szybko wspiął się po schodach i pojawił się w drzwiach mieszkania. I nie był zasapany.
– No cześć – powitał go Nagadowski
– Hej – odpowiedział Kamiński
Wszedł, rozebrał się i poszedł za gospodarzem do salonu.
– Nic nie zamawiałem. Co chcesz? Pizza, chińszczyzna, jakaś inna kuchnia… Gadaj!
– E! Nie jestem twoim cwelem. Nie poganiaj. Poczekaj… – zastanawiał się chwilę – Jak szaleć, to szaleć. W końcu ostatnio nie mamy za dużo okazji do pogadania. Twój młody cię bardzo absorbuje. Zamawiaj pizzę, tylko jakąś tradycyjną. Zdam się na ciebie.
Jacek kiwnął głową, wybrał sprawdzoną pizzerię i zamówił swoje ulubione pizze. Usiadł na fotelu i uśmiechnął się.
– To mówisz, że stęskniłeś się za naszymi posiadówkami? – zapytał
– Trochę tak. Kiedyś przesiadywałeś u mnie tyle wieczorów. Ja tutaj… a nawet tu trochę pomieszkiwałem, pamiętasz? – odpowiedział lekarz
– Jasne. Trochę cię zaniedbałem, sorry, ale trudno mi teraz znaleźć czas.
– Spoko, rozumiem. I nawet się cieszę.
– Z czego? – zapytał zdziwiony brunet.
– Hmm, bo to znaczy, że twoje życie się unormowało. Przecież siedzieliśmy razem głównie po to, żebyś się mógł wygadać, wyżalić… a teraz… masz dużo mniej problemów chyba… tak się przynajmniej wydaje. No i zmieniłeś się. Na lepsze! I nie jest to tylko moje zdanie. Już kilka osób z naszej paczki mi to powiedziało.
– Pierdolisz jak potłuczony. Ale zaraz, co pijesz, piwo, wino… Ja nie piję, bo jadę potem po młodego.
– Wino, czerwone, jak masz.
– OK!
Jacek poszedł do spiżarki przy kuchni wyciągnąć jakieś wino. Po chwili pojawił się już otwartą butelką i kieliszkiem w rękach.
– Sprytne ucięcie tematu, stary – skomentował całe zajście Kamiński
– Nie, sorry, jak chcesz możemy pogadać. Wiesz, że kiedy mówi się o mnie pozytywnie, to ja odruchowo ucinam… ale tak sobie myślałem w kuchni, że chyba masz rację. Pojawił się jakiś cel w życiu – pomóc temu chłopakowi. Potem się okazało, że jest pedałem i w dodatku, lubi to co ja, tylko w odwrotną stronę. A teraz jeszcze ta sprawa z odpowiedzialnością prawną. Po prostu zajmuję się nim, chcę mu stworzyć jak najlepsze warunki. No i jest mi cholernie wdzięczny.
– No widzisz. Zresztą ja myślę, że to jest jednak coś więcej.
Jacek uniósł brwi w geście zaciekawienia, może zdziwienia, ale w tym momencie zadzwonił domofon, znak, że dojechała pizza. Gospodarz wyszedł odebrać zamówienie. Potem poszedł do kuchni po talerze. Nie chciał, żeby jedli z pudełek.
– Chodź mi pomóż, Grzesiek – krzyknął z kuchni.
Po chwili siedzieli już przy stole i smakowali pizzę.
– Dobra, naprawdę! – skomplementował Kamiński
– No, ja ją lubię. Ale wracając do tematu. Po czym tak sądzisz, że jest u mnie lepiej…?
– Hmm, jesteś spokojniejszy nie taki narwany. Nie szukasz już tak nerwowo towarzystwa… to znaczy… nie że się izolujesz, ale widać, że znalazłeś sobie zajęcie, albo może ono znalazło ciebie… – kontynuował lekarz.
– Dobra, ale przed przyjazdem pizzy mówiłeś, że to coś więcej… – powiedział, z wyraźnym oczekiwaniem na wyjaśnienia.
– Obawiam się, że do tego się nie przyznasz, ale wasza relacja to coś więcej. Ostatnio było to widać… te spojrzenia, delikatności między wami. Zresztą nawet bym się ich po tobie nie spodziewał… przytulanie… ty i przytulanie, przyznasz, że to coś nowego…
Jacek westchnął głęboko.
– No dobra, jeśli nie tobie, to komu to powiem. Też mi się tak wydaje, ale nawet ja nie umiem się do tego przyznać. Przywiązałem się do tego gówniarza, kurwa. Wiesz, ja tu teraz chętnie wracam… bo jest ktoś, kto na mnie czeka. Poza tym, cieszę się z jego sukcesów. Mnie to cholera nakręca… pozytywnie. Sam jestem zaskoczony tymi pieszczotami, ale wiesz, jak on na nie odpowiada? Kiedy go zachęcę, to się przytula, ale ewidentnie chce, żeby było też twardo. Jest pierwszym facetem, z którym jak mam sesję przychodzi mi, żeby go pocałować, oczywiście nie romantycznie, ale wiesz, tak po męsku… Nie ty chyba nie wiesz – skrzywił się do Kamińskiego – Nieważne… żeby go polizać. I pierwszy raz mi się zdarzyło i teraz to jest taki nasz mały rytuał, że po sesji, kiedy go stłukłem strasznie (nie tak, jak wtedy w styczniu, ale bardzo), ale on twierdził, że go tak nakręciłem, że nawet tego nie czuł, wziąłem go delikatnie na ręce, zaniosłem do łazienki i umyłem. Nie podejrzewałem się o coś takiego. Jakbyś widział jego twarz, kiedy go opatrzyłem, położyłem na ranach zimny okład i położyłem jego głowę, na moich kolanach. Chodzące szczęście, chociaż obolałe od pasa.
Kamiński patrząc na twarz Nagadowskiego wykrzyknął:
– Kurwa, miałem rację! Ty się Nagadowski zakochałeś. Na swój pierdolony, sadomasochistyczny sposób, ale się zakochałeś… Ja pierdolę…
Jacek milczał. Ta cisza była dziwna. Niby nie niezręczna, ale jakaś niewygodna. Po chwili zamyślenia gospodarz się odezwał:
– Nie nazwałbym tego w ten sposób… Sam nie wiem, co czuję, ale wiem, to jest ekstra, że czuję, że to jest dobre… czuję się z tym niewygodnie i dobrze jednocześnie… Nie ogarniam tego, ale chcę, żeby trwało…. Dobra skończmy, bo boję się co z tego wyjdzie.
Potem tematy się zmieniały spontanicznie. Były wspomnienia, dyskusja i inne dziwne rzeczy. Taka rozmowa bliskich przyjaciół, gdzie jest zaufanie i można powiedzieć wszystko. I największą głupotę i najpoważniejsze sprawy. I tak dotarli do północy. Lekarz był lekko wstawiony, bo wypił kilka lampek wina.
– Wracając do tematu z początku naszego wieczoru, ja ci mówię, że jesteś zakochany i Wojtek też jest w tobie zakochany.
– Stary, nie umiem tego nazwać teraz. To się musi poukładać. Ale wiesz co, musimy jechać. Odwiozę cię do domu i pojadę po młodego. Umówiłem się z nim na pierwszą…
– Kurwa, wyciągasz chłopaka o pierwszej z imprezy, pojebało cię?
– Sorry, mój ojcowski instynkt nie pozwala mi na więcej. No i zobaczę czy jest posłuszny…
– Skurwysyn z ciebie. Fajny skurwysyn, ale jednak, a mówię ci, że on przyjdzie. Czasem może zawalić, ale jak cholera boi się ciebie zawieść.
– Grzesiek, kurwa, bo ja się spóźnię. Ubieraj się i wychodzimy.
Doszli do samochodu i wsiedli do niego. Niestety lekarz mieszkał w przeciwnym kierunku. Najpierw Nagadowski musiał jechać w kierunku Bronowic, a potem do Nowej Huty, na osiedle Mistrzejowice. Dojechał za pięć pierwsza i nerwowo wpatrywał się w drzwi klatki, z której miał wyjść jego podopieczny. Wcale nie był pewien, czy skończy imprezę o pierwszej. Musiał przyznać, że postawił go w strasznie niewygodnej sytuacji. Z drugiej strony obrazy pijanego jak bela podopiecznego, albo włóczącego się na ranem po mieście, sprawiały, że i tak siebie podziwiał, że zgodził się na tyle. Na jego zegarku piknęła pierwsza. Już zaczął się wkurwiać, kiedy drzwi klatki z impetem uderzyły o ogranicznik. Pojawił się w nich Wojtek, szukający wzrokiem znajomego Forestera swojego Pana. Jacek przyglądał się czy nie jest pijany, ale kiedy ten go zauważył prostym, szybkim krokiem skierował się w stronę samochodu. Wszedł do środka. Brunet starał się wywąchać czy i ile mógł wypić.
– No witaj młody. Zabieram cię do domu – stwierdził oczywistość.
– Witam Pana – odparł sucho blondyn.
Droga zajęła jakieś dziesięć minut. Kiedy weszli do mieszkania, Jacek ręką zatrzymał cwela, który chciał iść prosto do siebie. Odwrócił go twarzą do siebie.
– Młody, znowu pokazałeś, że masz jaja. Wiem, że stawiam cię w głupiej sytuacji przed kumplami, ale nie przeskoczę siebie. Ufam ci, ale nie ufam innym.
– Hmm, perspektywa, kiedy Pan wkracza do mieszkania i mnie z niego wyciąga, skutecznie pokonała wszystkie pokusy zostania dłużej – odpowiedział z lekkim wyrzutem. Sam się dziwił swojej odwadze. Może to te dwa piwa, które wypił.
– Co ci mogę odpowiedzieć. Nie było to grzeczne, hmm? Masz pana skurwysyna i już – Po czym przyciągnął go do siebie i przytulił – Ale Panu na tobie sakramencko zależy i myśl, że siedziałbyś z twoimi nawalony kumplami, albo się szlajał po nocy po mieście szukając autobusu… Nie wiem, nie potrafię.
Wojtek zdziwił się temu wylewnemu wynurzeniu, ale było to miłe.
– I dzięki, że nie wypiłeś więcej… to też dla mnie ważne… A teraz do spania! – powiedział już bardzo zdecydowanym tonem.
– Dobranoc Panu.

Wielka Sobota. Wreszcie chyba trochę spokojniej. Przynajmniej dla Kozubskiego. Od środy dwoił się i troił, żeby mieszkanie lśniło. I chyba się udało. Po porannej zaprawie siedzieli w kuchni przy śniadaniu.
– Dobrze by było, młody iść do kościoła ze święconką. Co prawda jakoś specjalnie religijni nie jesteśmy, ale tradycję trzeba podtrzymywać, nie? Poza tym Piotr jest wojujący z Kościołem, to nie będzie miał nic święconego. Aa, doprosiliśmy jeszcze naszego doktorka, żeby sam nie siedział. Akurat ma wolne. To co, obczaisz jakiś kościół i kiedy tam kropią te jajka?
– Tak, proszę Pana.
– Dobra. Dom masz posprzątany, to może coś poczytasz? Nie siedź w necie, bo tracisz czas. Ja idę do kumpla coś załatwić i będę na obiad.
Sobota potem była bardzo leniwa. Blondyn znalazł kościół w pobliżu. Taki sobie, przedwojenny budynek. Spodobał mu się wystrój. Raczej ciemny, może to było bordo, chyba sprzyjał skupieniu. Jemu jednak po śmierci rodziców i brata nie było po drodze z Bogiem. Wypełnił polecenie Pana i tyle. Wrócił spacerkiem, bo pogoda była świetna. Po powrocie zabrał się za obiad. Trochę po pierwszej usłyszał jak Nagadowski wchodzi do domu. Wyszedł mu naprzeciw.
– No jak tam, cwelu z obiadem – zapytał Jacek
– Prawie gotowy, proszę pana. Nie widziałem dokładnie, o której pan przyjdzie i nie dogotowałem ziemniaków. Zaraz podkręcę i za jakieś piętnaście, dwadzieścia minut będzie gotowe.
– OK! Coś ci pomóc, nakryć czy coś?
– Nie, dziękuje proszę pana, wszystko gotowe… to ja poproszę jak będzie gotowe.
Brunet bez słowa rozebrał się i wszedł do swojego pokoju. Za chwilę jednak pojawił się w kuchni i usiadł przy stole przyglądając się uważnie temu, co robi blondyn. Ten poczuł na sobie wzrok Mastera, odwrócił się i spojrzał na pana pytająco.
– Nie, nic. Spokojnie. Tylko jak patrzę na ciebie, to przypominam sobie jak się tu pojawiłeś i umiałeś może zrobić jajecznicę i niewiele więcej, a teraz ogarniasz porządny obiad.
– To pana zasługa przecież. Pan mi to wszystko pokazał.
– No, byłeś na kursie kucharskim, nie?
– No, kurs właściwie mi tylko uporządkował i uzupełnił niektóre rzeczy. Ale… już zaraz będzie gotowe. Odcedzę tylko ziemniaki.
Faktycznie, po chwili siedzieli już obaj przy stole i jedli pełny, dwudaniowy obiad.
– Wiesz co – odezwał się Jacek – chciałbym, żebyś przeczytał pewną książkę. „Cień wiatru” Zafona. Nie wiem czy słyszałeś, ale to taki popularny już pisarz z Barcelony. Świetnie buduje klimat, chociaż trochę magiczny, ale zacznij to czytać dzisiaj, dobra?
– Dobrze, proszę pana. Tylko tu pozmywam i posprzątam po obiedzie.
– Spoko, ile ci to zajmie? Może się przejdziemy na Błonia? A potem Zafon do kolacji? Co?
– Jasne.
– To jak się uwiniesz, to mi powiedz.
Błonia Krakowskie leżały niedaleko ich domu, więc znali je bardzo dobrze. To był świetny teren. Ich felerem było mnóstwo odchodów psich. Trzeba było uważać, żeby w nie nie wdepnąć. W sumie, sprawnym krokiem chodzili jakieś półtorej godziny. Kiedy wrócili do siebie, Wojtek potrzebował kawy.
– Chciałbym się napić kawy, takiej szybkiej. Pan też chce?
– Nie, dzięki. Aha. Zrobię kolację. Jak będzie gotowa to cię zawołam.
Kozubski wypił szybkie espresso i poszedł do siebie. Na biurku znalazł już książkę do przeczytania. Widocznie, kiedy sprzątał po obiedzie Nagadowski już ją przyniósł. Zabrał się do czytania. Była prawie dziewiętnasta trzydzieści, kiedy usłyszał wołanie:
– Cwelu, żarcie gotowe.
Zeskoczył z platformy, gdzie siedział przy biurku i szybko znalazł się w kuchni. A tam, góra kanapek z nowalijkami.
– O rany, tyle roboty! Dziękuję bardzo – wykrzyknął Wojtek
– Proszę! Smacznego!…. Słuchaj, te jajka poświęciłeś?
– Tak, proszę Pana. W necie znalazłem po tej stronie alei kościół św. Szczepana, taki przedwojenny. Nawet fajny.
– OK. To co robimy po kolacji?
Wojtek wzruszył ramionami.
– Gdzieś do pół do dziesiątej luz. Możesz pociągnąć książkę, chyba że masz jeszcze coś do ogarnięcia w domu… A potem proponuję wieczór „waniliowy” w moim łóżku i dalszy ciąg Q&A z Wigilii. Może być?
Blondyn z uśmiechem od ucha do ucha prawie wykrzyknął:
– Super, jasne.
Cwel jednak miał jeszcze coś do roboty. Prasowanie ubrań na święta i dokończenie sprzątania łazienki Nagadowskiego. Po dziewiątej w domu słychać było tylko szum wody w prysznicach. Obaj mieli nadzieję na dobry seks. Mimo że, jak to określił Jacek, „waniliowy”, co w jego wydaniu oznaczało, że nie będzie innego bólu, jak tylko ból dupy, bo i tak będzie ostro. Kozubski tuż przed wyznaczoną godziną w spodniach dresowych i jasnym t-shircie stał w korytarzu, czekając na znak. Drzwi pokoju Jacka otwarły się i gospodarz pojawił się nich także w spodniach dresowych, ale bez koszulki. Wyglądał seksownie. Szerokie ramiona, wyrobione bicepsy, wydatna klata i widoczny sześciopak. Wszystko z umiarem. Wszystko w sam raz. Włosy jeszcze trochę wilgotne. Kozubski spojrzał na niego z uśmiechem i pożądaniem.
– No co? Coś nie tak? – zapytał zdziwiony brunet
– Nie, nie, wszystko dobrze.
– No to skąd ts spojrzenie?
– Po prostu…. – zawstydził się widocznie blondyn.
– No wal śmiało.
– Jest pan strasznie seksowny. Super ciacho. I jest pan moim masterem.
Jacek spojrzał na cwela, zaraz skierował wzrok poniżej jego pasa, gdzie widoczny był już namiot, niezbyt duży, bo też i sprzęt cwela nie był imponujący.
– No, chodź, nie pitol.
Obaj położyli się na łóżku. Starszy objął ramieniem Wojtka i przycisnął do siebie. Przyciągnął jego twarz do siebie i zaczął mocno całować. Potem chwilę się przytulali do siebie. Nagadowski w pewnym momencie stwierdził, że już dość i zaczął rozmowę:
– No dobra, to co? Pytanka? Ja mam jedno na początek. Choć nie wiem czy już można? Wiesz, chciałem cię zapytać o ten moment, z twoim tatą, kiedy cię zapytał z kim chcesz być. Dlaczego chciałeś zostać ze mną?
– Hmm, wie pan, to trudno mi tak jednoznacznie powiedzieć. Byłem strasznie skołowany i przestraszony, że tata umrze… –
Wojtek na chwilę się zapowietrzył. Jacek pogładził go ręką po szyi i głowie:
– Jak to za trudne, to nie musisz… wiesz, wszystko OK. Nie musisz o tym mówić…
– Chcę, nie mogę ciagle tego odpychać…. No więc, w sumie wtedy wydawało mi się to całkiem logiczne, o ile w tamtym momencie w ogóle logicznie myślałem. Poza rodzicami pan był już wtedy najbliższą mi osobą. Wydawało mi się, i jak się okazuje się nie myliłem, że z panem będę najbezpieczniejszy. Poza tym chyba nie było to jakoś racjonalne, chyba bardziej to czułem… Nie wiem.
– Dzięki. W tym bezpieczeństwem to chyba nie do końca się udało, co?
– Jak to? ma pan na myśli to lanie z końca stycznia?
– Uhy – potwierdził ze smutną miną brunet.
– Niech pan przestanie już – powiedział zadecydowanie Wojtek – Ja też dałem nieźle ciała. Ale wyszliśmy z tego, nie? Nie chcę, żeby pan się ciągle o to obwiniał. Należało mi się i już. Tego się już nauczyłem. Przydało się.
– Twoje przywiązanie do mnie i twój bezkrytycyzm mnie przeraża – kiwał głową Jacek – Mam wrażenie, że uważasz mnie z uosobienie cnót, a ja jestem zwyczajnie skurwysynem. Może trochę utemperowanym ale jednak.
– Ja to widzę inaczej. I do bezkrytycyzmu mi daleko. Za to Pan, o dziwo ma problemy z samooceną – stwierdził blondyn i zaraz zawstydził się swoją odwagą, a może już bezczelnością – Przepraszam, jeśli jestem za śmiały…
Brunet uśmiechnął się dobrotliwie i odpowiedział:
– Spoko, ale wolałbym, żebyśmy zmienili temat, co? Może kiedyś do tego wrócimy, dobrze?
– Jasne!
– To teraz kolej na ciebie.
– Mógłby pan coś powiedzieć o swojej rodzinie. Bo ja właściwie niewiele wiem…
Nagadowski westchnął głęboko. Wojtek odwrócił głowę w stronę Pana i zaniepokojony reakcją popatrzył niepewnie na Pana:
– Spoko, odpowiem… Tylko wiesz… to nie jest łatwy dla mnie temat. No to tak… Oczywiście mam rodzinę. Oprócz mnie, wszyscy są w Stanach. Mam trzech młodszych braci. Różnica wieku między nami jest nieduża.. dwa albo trzy lata. O moim ojcu już trochę słyszałeś. To jest czystej wody sadysta. W tym sensie, że chyba uwielbia sprawiać ból. Lał nas strasznie i często. Pewnie jesteś ciekawy, że nic sobie nie robię z tego, kiedy się drzesz na naszych sesjach i podczas seksu. Zauważyłeś, że ściany zewnętrzne tego mieszkania z karton-gipsu. Dziwnie nie, z budynku przedwojennym z cegły. Kiedyś jedna z sąsiadek nie wytrzymała naszych wrzasków i zadzwoniła po psy. Stary się trochę wystraszył, a że byliśmy tuż przed remontem, kupił za dolary dziadków materiał wygłuszający i od tej pory mógł nas lać i nic nie było słychać. Jak miałem piętnaście lat ojciec zdecydował, że jednak jedziemy do Ameryki. Byłem tam sześć lat. Skończyłem szkołę średnią i zdałem maturę. Tam upewniłem się, że jestem jednak pedałem, a potem, że lubię mocno, z bólem. Z braćmi mam fajny kontakt. Często gadamy na whatsupie. Z ojcem właściwie nie utrzymuję kontaktu. Wysyłam mu tylko zdawkowe życzenia na imieniny i święta. A tak, to w ogóle nie rozmawiamy. Bracia też się usamodzielnili i unikają z nim kontaktu, Taka porypana rodzina… To tak w skrócie… A propos najstarszy z braci bierze ślub z końcem maja i jeśli dostanę wizę, to bym się wybrał na dwa tygodnie. Nie mówiłem ci, bo to było mocno niepewne, ale teraz już tak, więc we wtorek idę do konsulatu złożyć wniosek o wizę. Jakby to było w wakacje, to bym cię zabrał, ale dwa tygodnie ze szkoły to za dużo. Innym razem, co?
– Chętnie, i dziękuje za szczerość – powiedział Wojtek
– A jak to się stało, że odkrył Pan SM?
– To już kolejne twoje pytanie, nie ma tak. Dobra, odpowiem, ale teraz miły przerywnik, co? Wyrucham cię. Dawaj dupy. Tym razem chcę widzieć twoją gębę.
Podniósł się i pochylił się nad blondynem, bez żadnych wstępów podniósł jego nogi i założył na swoje ramiona, sięgnął po lubrykant i jedną ręką zaczął masturbować siebie, a drugą cwela. Uległemu nie trzeba było dużo więc zaczął rozciągać jego dziurę. Jak zwykle chciał mieć pewność, że nie będzie Kozubskiego bolało, ale młody też nauczył się już trochę rozluźniać, tak, że po chwili długi i cienki kutas wjechał bez ceregieli w chętne dupsko Wojtka. Jacek od razu zaczął ostrą jazdę. Dlatego wcale nie trwało to długo, kiedy obaj byli cali czerwoni i zbliżali się do chwili szczęścia. Jacek, nie zapomniał oczywiście o prostacie cwela, w którą regularnie uderzał, wywołując głośne krzyki i stękanie. Wreszcie spoceni i zmęczeni padli na materac. Chwilę tak leżeli, kiedy Nagadowski zadecydował.
– Do łazienki, musimy się umyć i wypłukać ci dupę, bo ci coś cieknie… – i zaczął się śmiać.
Po kilku minutach pachnący i odświeżeni wrócili na łóżko.
– OK, to wracamy do mojej opowieści. Jezu, dawno nie opowiadałem tak dużo o sobie. Nieważne. W Stanach po pierwszym laniu od ojca, kiedy byłem cały posiniaczony i tydzień nie chodziłem do szkoły, matka chrzestna zabrała mnie do siebie do Chicago, i tam chodziłem do szkoły. Skoro wiedziałem, że wolę facetów, zacząłem szukać homo w mieście. Wyglądałem na więcej niż miałem i przypadkowo trafiłem do klubu gejowskiego. Wpuścili mnie bez problemu, ale okazało się, że to klub dla SM i tak wtopiłem. W skrócie… poznałem jednego mastera, który mi nie podszedł. Był za ostry. Potem następnego, który mnie nauczył wszystkiego i…
– Ale jak to mastera – przerwał u blondyn – przecież Pan jest masterem.
– Wtedy byłem uległym – i zaczął się śmiać – tak młody przez dwa lata byłem subem i na własnej skórze sprawdziłem większość tego, co ci funduję… hehe.
– A kiedy Pan zmienił front?
– Po dwóch latach ojciec się trochę uspokoił i wróciłem do domu, to znaczy na przedmieścia Nowego Jorku. Byłem już starszy i czy stary chciał czy nie chciał sam jeździłem do miasta, do centrum i już wtedy odwiedzałem kluby. Trochę nielegalnie, bo większość jest od dwudziestu jeden lat, ale się udawało. Poza tym szukałem w sieci i trafiłem na gościa, który lubił w obie strony i tak spróbowałem być też dominem, i bardziej mi się podoba ta strona. Właściwie teraz podoba mi się tylko ta strona. Chyba wystarczy, co?
– Super i ja trafiłem na takiego Pana! Młodego, przystojnego, doświadczonego, nawet po drugiej stronie, co za szczęście.
– Hmm, a ja na takiego młodziutkiego uległego, który uczy się w ekspresowym tempie… Idziemy spać, bo mnie mdli o tych słodkości. Aha zapomniałbym ci powiedzieć. Od środy zaczynasz kurwa prawa jazdy. U znajomego na Bronowicach. Dobry instruktor i on cię będzie uczył. Trochę ostry, ale to dla ciebie nic nowego, nie? Spać, cisza!

***********

Rano Jacek obudził Wojtka siarczystym klapsem w dupę:
– Cwelu, rusz dupę, trzeba się poruszać, skoro mamy się obżerać.
Zrobili solidną, czterdziestominutową zaprawę poranną, wzięli prysznic, ubrali się odświętnie, ale bez przesady, zabrali „święcone” i pojechali do pana Piotra. Tam, razem z Mikołajem, niewolnikiem pana Piotra i doktorem Kamińskim podzieli się jajkiem i zjedli śniadanie wielkanocne. Cwele potem posprzątali i pomyli wszystko, a panowie sobie rozmawiali. Przed pierwszą zapakowali się w dwa samochody i po drodze wysadzili Wojtka niedaleko domu dziadków. Potem pojechali do Ojcowa na piknik. Kazubski zaś poszedł do dziadków. Zjadł świąteczny obiad. Babcia nawet się dziwiła, że jest sam, ale wytłumaczył, że skoro Nagadowski jest niemile widziany, to nie przyjechał. Zmusił się do siedzenia u starszych Kozubskich aż do czwartej trzydzieści, potem poszedł na cmentarz, na grób rodziców i brata. Chwilę tam postał i poszedł do ojca chrzestnego:
– A twój opiekun to gdzie? – zapytał wujek Waldek
– Przyjedzie po mnie koło siódmej – odpowiedział
– To zaproś go do nas na kolację. Albo nie, ja do niego zadzwonię.
Wybrał numer:
– Halo? Tu Waldemar Madej, chrzestny Wojtka
– Coś się stało? – zapytał zaniepokojony Jacek
– Nie, nie, to my się niepokoimy, że nas pan nie odwiedził. Jak pan przyjedzie po Wojtka to proszę wstąpić na kolację. Zapraszamy! Wie pan, może początek naszej znajomości nie był najszczęśliwszy, ale zostawmy co było. Zapraszamy serdecznie!
– Dobrze, dziękuję bardzo, będę zaszczycony.
Rzeczywiście Nagadowski pojawił kilka minut przez dziewiętnastą. Zjedli kolację w bardzo dobrej atmosferze. Po ósmej brunet dostrzegł błagalne spojrzenie podopiecznego i dał sygnał do „odwrotu”. Mimo nalegań Madejów opuścili towarzystwo i wrócili do Krakowa. Wojtek skonany odwiedzinami rodziny chciał tylko odpocząć. Kiedy się jednak rozebrali, Jacek przyciągnął go do siebie i zaczął intensywnie całować. Jednocześnie pociągnął go w kierunku salonu, Kiedy doszli starszy powiedział:
– Wiem, że jesteś skonany, ale nie odmówisz Panu loda, co?
Kozubski uśmiechnął się:
– Pewnie, że nie. To będzie wielkie odprężenie, bo intensywnym psychicznie dniu.
Uklęknął przed Panem, mając na wysokości głowy rozporek jeansów bruneta. Zaczął wąchania zapachu potem odpiął pasek i szybko wyciągnął nabrzmiałego kutasa. Skoncentrował się tylko na jednym – dać maksimum przyjemności Masterowi. Robił to swojemu, z wyczuciem i co chwila słyszał razem posapywaniem i krzykami Jacka:
– Tak, cwelu… tak młody…. głębiej… jesteś mistrzem… dajesz itd.
Po chwili wyczuł wargami, że chuj zaczyna drżeć i napinać się i nagle kilka tryśnięć prosto w gardło blondyna. Ten sprawnie, choć nie bez wysiłku połknął cenne biało i z uśmiechem popatrzył w górę na równie uśmiechniętego Jacka. Ten pochylił się lekko, ujął Wojtka mocno pod pachami, postawił na nogi znowu zaczął całować. Potem obaj usiedli na kanapie. Właściwie to Nagadowski posadził cwela na swoich kolanach i mocno przycisnął do siebie. Po chwili odezwał się:
– Wiesz, że nigdy tego przed tobą z nikim nie robiłem?
– To znaczy czego? – zapytał Wojtek
– Tego – i przycisnął go jeszcze bardziej do siebie – przytulania, pieszczot… tego typu rzeczy. To przez ciebie, wiesz? – z uśmiechem popatrzył na niego – Jak poszło i dziadka, bo u chrzestnego to wiem. Lepiej niż się można było spodziewać.
Wojtek westchnął:
– Poszło. Co będę opowiadał. Gdyby nie wujek i ciotka to byłoby jeszcze gorzej. Ale obowiązek odwalony i spokój. A panu jak minął dzień, to znaczy ta część beze mnie?
– Super. Wiesz… pochodziliśmy doliną, byliśmy pod Bramą Krakowską, w Pieskowej Skale, pod zamkiem… Super. Potem, pod wieczór się zrobiło chłodniej, to wróciliśmy do Krakowa.
– To dlatego pan zmienił ubranie, bo się zdziwiłem.
– Tak. Chcesz jeszcze posiedzieć, czy idziesz spać, bo za chwilę zaśniesz mi na kolanach.
– Bo dobrze mi tu….
– Za dobrze. OK. Pomogę ci dotrzeć do ciebie, ale nie pozwalam na dzień dziecka. Weź prysznic i umyj zęby. Zrozumiano? Za to jutro zarządzam leniwy poranek. Pobiegamy trochę o pół do dziesiątej. Każdy je co chce przed zaprawą, tylko nie za ciężko, bo się zerzygasz… Dobranoc. Tylko idź się umyć, śmierdzielu… dodał drwiąco Nagadowski.
Przyszedł wreszcie poniedziałek i wyjazd na wycieczkę. Wojtek był już na dwóch w pierwszej klasie, więc miał doświadczenie, ale po śmierci rodziców na jesienną wycieczkę się nie wybrał. Trochę się jej bał. Koledzy byli co prawda fajni. Prawie wszyscy… i byli klasą dość zgraną, ale mieli do niego pretensje, że o ile w szkole jest równy gość, to poza nią ich unika.
Pan Jacek przez te dwa tygodnie zachował się super, bo rzeczywiście jeśli go bił to z wielkim rozsądkiem, a w ostatnim tygodniu przed wyjazdem w ogóle przestał, dlatego jego skóra była bladoróżowa, bez żadnych siniaków i zaczerwienień. Dziwne to było, bo od dawna taka nie była. Co prawda wymyślał inne kary, w stylu pompki, albo stanie w jakiś super niewygodnych pozycjach, albo w ostatnim tygodniu zero kieszonkowego, więc zero kawy poza domem. Już chyba wolał ból dupy…
Na zaprawę poranną nie było czasu, bo wyjazd był o szóstej rano więc, trzeba było wyjechać z domu co najmniej dwadzieścia minut wcześniej.
– Młody, ruchym bo będą czekać tylko na ciebie… – usłyszał z kuchni, kiedy wkładał do plecaka kosmetyczkę i klapki.
– Już, już, idę – odpowiedział wychodząc ze swojej „celi”
– No, no, widzę, że stylu też się uczysz. Wyglądasz super. Boję się, że jeśli wśród twoich kumpli jest jakiś gej, to może być niezręcznie.
– E tam… – zbył zawstydzony i rzucił się na jedzenie, które tym razem przygotował brunet.
– Tu masz termos z kawą, bo bez niej będziesz spał, zamiast integrować się z klasą.
Chwilę później jechali na miejsce zbiórki. Nie było daleko, ale rano w Krakowie ruch jest raczej duży i nieprzewidywalny. Dotarli na miejsce pięć minut przed planowanym odjazdem. Jacek przywitał się z kilkoma rodzicami, których kojarzył z wywiadówek i z wychowawcą. Kiedy wszyscy wsiedli, wszedł na chwilę do autokaru i głośną krzyknął do uczniów:
– Bawcie się dobrze, chłopaki!
Kozubski zakrył oczy rękami. Pomyślał, że to było obciachowe, ale Piotrek, który siedział obok niego, skomentował:
– Równy ten twój opiekun, nie?
– No, w sumie tak, ale są takie aspekty, gdzie nie jest taki równy…
– Jak u każdego, stary…
Jechali w Bieszczady, właściwie do Ustrzyk Górnych. Z jednym przystankiem zajęło im to pięć godzin. Zajechali prawie na obiad. Po nim profesor zarządził spacer, żeby, jak powiedział, się rozruszać. Blondyn, w myślach, dziękował za poranne zaprawy, basen i siłownię, do których zmuszał go Pan, bo oprócz kondycji do ruchania, widać było różnicę. Mino, że oficjalnie nie chodził na w-f, to możliwości miał o wiele lepsze niż pozostali. Chyba tylko Oskar, u którego był na osiemnastce mu dorównywał, ale on coś trenował w klubie. No i większość paliła papierosy. Wrócili z pierwszej wycieczki już po zmroku. Po kolacji był czas w pensjonacie. Wojtek był w pokoju z trzema innymi chłopakami. Wszyscy byli bardzo towarzyscy i szybko w niezbyt dużym pomieszczeniu pojawiła się większa część klasy. Od słowa do słowa, uwaga skupiła się na Kozubskim.
– Wojtek, jesteś spoko gość – zaczął Jarek – w szkole, tutaj, na wyjeździe… tylko czego ty się tak izolujesz poza budą. Nie dasz się nigdy wyciągnąć na piwo, na disco czy coś. Tak w sumie to impreza u Oskara to była pierwsza na której byłeś…
– OK. Chłopaki, to może jest dobra okazja, żebym się wytłumaczył. Wiecie… mniejsza o to, czy was przekonam, ale przynajmniej będziecie wiedzieli jak ja to widzę. Wiecie, jakimś cudem zostałem przyjęty do tej szkoły. Tyle, że pierwszy miesiąc to było jak zderzenie ze ścianą… kurna, wyobrażacie sobie… w gimnazjum być prawie u szczytu, byłem jakoś drugi albo trzeci, a tu? Bania za banią… I nauczyciele ci mówią, że jeśli już to zawodówka. Ja się czułem jakby mi powiedzieli: „Jesteś głąbem, jesteś głupi, nic nie warty”. Naprawdę się nieźle zdołowałem. I wtedy pojawił się pan Jacek, mój obecny opiekun prawny, przyjaciel mojego taty…
Potem ciągnął o nadrabianiu zaległości, o roli Jacka w tej historii. Oczywiście mówiąc tylko to, co konieczne i pomijając całą część o ich intymnej relaacji. I kontynuował:
– Kiedy moi rodzice zginęli, tylko dzięki niemu nie zapadłem się w depresję… był twardy i nie pozawalał mi na słabość. Tata przed śmiercią pytał mnie z kim chcę zostać i jego też pytał, czy by się zgodził… No i tak wyszło, że jest dla mnie kimś bardzo ważnym. Prosiłem go, żebym miał cały dzień szczelnie zajęty, bo tylko wtedy nie myślę o tym, że zostałem sam. W sumie, nie jestem sam, bo jest on. Z nim czuję się bezpieczenie i czuję, że ktoś się cieszy z moich sukcesów, że mogę mu powiedzieć o wszystkim. Poza tym jest nas dwóch facetów, z których jeden jest najczęściej jedno popołudnie w tygodniu w domu. Oczywiście jesteśmy razem w weekendy. No i ktoś ten dom musi ogarnąć no i wyszło, że głównie ja… ale robię to też dlatego, że on wydaje na mnie duuużo więcej niż wynosi moja renta rodzinna… wiecie… nie chcę być darmozjadem, bo rodzice to co innego, ale on to robi bo chce… Nie mówię już o wszystkim, co mi zafundował. No i widzicie jak jestem ubrany… Czasami się kłócimy, że ja chcę coś tańszego, a on, że to jego pieniądze i że skoro chce je na mnie wydawać, to mnie nic do tego…
– Ale czy on cie nie trzyma za krótko, Wojtek? Przecież to normalne, że jak się jest młodym, to trzeba się wyszumieć… – wtrącił Oliwier.
– Może i tak… może masz rację, ale nikt, nawet on nie jest doskonały… Z jednej strony jestem raczej domatorem i nie przepadam za imprezowaniem, z drugiej w tygodniu nie ma szans, a i niektóre weekendy mam zajęte… Na przykład raz w miesiącu jedziemy razem do jakiegoś miasta, do teatru czy nawet opery i na zwiedzanie…
– Ale syf… – skomentował ktoś inny z tyłu.
– Zależy dla kogo. Mnie to pasi bardzo. Myślisz, że szóstki z polaka to dlaczego dostaję? Bo mam wiedzę dużo szerszą niż program. Wiesz, technikum to był pomysł mojego taty, nie mój… No to tak skrócie, doba ma dwadzieścia cztery godziny i więcej już w jej nie zmieszczę. Ale cieszę, się Pan Jacek się zgodził na osiemnastki.
– Taa, tylko musisz spadać o pierwszej, sorry, ale słabe to – zauważył Patryk
– No cóż, to jedno z jego ograniczeń – mieć wszystko pod kontrolą Z drugiej strony, on tam o pierwszej czekał na mnie i mnie zabrał do domu
– Fju – gwizdnęli niektórzy
– No to mniej więcej tak. Więc nie obrażajcie się panowie. Jesteście spoko i szacun za wasze zachowanie po wypadku rodziców i za pomoc, ale niektórych życie nie oszczędza…. dodał z pewnym smutkiem
– Stary, spoko, nie przejmuj się i tak jesteś bohater – komentowali chórem.
Rozmawiali jeszcze chwilę. Kiedy dochodziła północ, do akcji wkroczył wychowawca i inny profesor i zaczęli „wyganiać” do spania. Kiedy zostali tylko we czwórkę, koledzy jeszcze raz wrócili do tego co powiedział:
– Stary, wielki szacun. Masz, kurwa jaja. I chodzisz twardo po ziemi – zauważył Marek – my to mamy lajcik. Każdy ma jakieś małe jazdy w domu, ale ciebie to pieprznęło w życiu nieźle.
– Wiesz, co, i tak teraz myślę, że jest wporzo. naprawdę, Jacek ma swoje fazy, ale mnie we wszystkim wspiera, pomaga i jest jednocześnie ostro wymagającym facetem i przyjacielem. Mogę mu powiedzieć wszystko. Nawet tacie i mamie nie mówiłem tyle, co jemu, a teraz jeszcze bardziej.
– To masz szczęście…
– Też tak myślę…
– Ale mógł być dać więcej luzu…
– Może, zobaczymy. Dobra chłopaki. Zejdźcie ze mnie, bo się uduszę.
– Spoko, w każdym razie dzięki, że powiedziałeś, bo wiesz w klasie różny głosy krążyły.
Kolejny dzień wycieczki był bardzo ciekawy. Prawie wszyscy kumple podchodzili do Kozubskiego i klepali go po plecach, mówili miłe słowa wsparcia, dziękowali za wyjaśnienie sytuacji. Aż wychowawca zapytał o co chodzi. Gdzieś około jedenastej zadzwonił Nagadowski. Wojtek został trochę w tyle, żeby móc swobodnie rozmawiać.
– Jak tam młody? Możesz swobodnie rozmawiać?
– Tak, proszę Pana. Zostałem w tyle.
– I jak wam idzie?
– Dobrze. Na razie jest super. Wie Pan, myślałem, żeby kumplom wyjaśnić, bo mieli trochę pretensje, że nie chodzę z nimi na imprezy i te rzeczy, no i wczoraj Jarek mnie sprowokował i starałem się im powiedzieć dlaczego nie mam czasu. Oczywiście tyle ile mogłem, żeby sobie czegoś nie pomyśleli i chyba się udało… Dzisiaj większa część przyszła i klepali mnie po placach albo mówili, że im imponuję.
– Super! Mnie też imponujesz. Mówiłem ci, że jestem z ciebie dumny?
– Tak, dzięki – powiedział z uśmiechem Wojtek
– Tylko cwelu, zachowuj się! Żadnego picia czy bijatyk, zrozumiano?
– Rozumiem, proszę Pana.
– No! Już się nie mogę doczekać, żeby zmienić kolor twojej dupy… hehe. – Szkoda, że chyba będę musiał czekać do weekendu. Ale spoko… już magazynuje dla ciebie super ładunek mleczka
– Ja też się nie mogę doczekać – Wojtek obejrzał się czy ktoś nie słyszy.
– Tylko nie wal gruchy, bo szykuję i dla ciebie super strzał…
– Takie rozmowy nie pomagają, proszę pana.
– OK. Odezwę się wieczorkiem. Trzymaj się cwelu.
Potem musiał gonić grupę i dostał ochrzan od wychowawcy. Na szczęście jego kondycja była o wiele lepsza niż wielu kumpli. Wieczór, drugiego dnia, został zajęty przez wychowawcę na zajęcia integracyjne. Bardzo pomysłowe zresztą i poza wiecznymi marudami, nikt nie miał pretensji, że nie było wolnego. Trzeciego dnia z rana znowu zadzwonił brunet:
– Hej młody! Słuchaj – przeszedł od razu do rzeczy – faktycznie, okazało się, że musiałem wziąć trasę do piątku. Plus jest taki, że jak się uda to będę w domu dość wcześnie. Gadałem z wychowawcą. On cię podrzuci do domu, żebyś nie dźwigał plecaka.
– Dziękuję panu.
– Ależ proszę – odparł żartobliwie – To dobrej drogi i do usłyszenia. Wieczorkiem zadzwonię to pogadamy swobodnie. Na razie.
– Do widzenia panu, spokojnej i szerokiej drogi.
Rozłączył się bez odpowiedzi.

*******

Kiedy wrócił ze szkoły w piątek po obiedzie, jego fantazja totalnie wariowała. Był tak napalony, że nie wyobrażał sobie, żeby dziś po południu nie było seksu, i to ostrego. Wziął prysznic, zrobił sobie lewatywę i radośnie poszedł do kuchni chcąc przygotować Jackowi coś ekstra do jedzenia. Jego metoda, jeśli chodzi o kuchnię polegała na tym, że robił zawsze więcej, potem, to co zostawało mroził, a potem miał jak znalazł, kiedy zachodziła potrzeba. Dzisiaj niby miał czas, ale nie miał głowy do gotowania. Jackowi, w dzień powszedni spokojnie wystarczało duże drugie danie. Przypomniał sobie, że w zamrażarce są jeszcze kotlety do volaille, a w lodówce kiszona kapusta, która Pan uwielbia. Jakiś ryż i będzie super. Kiedy wszystko było przygotowane, włączył pranie, wrócił do swoje celi i zajął się zadaniami domowymi. Lepiej mieć to z głowy. Trochę po czwartej dźwięk domofonu oznajmił, że Nagadowski wrócił. Blondyn wyskoczył szybko do przedpokoju, klękną przy ścianie i w siadając na udach, ze spuszczonym wzrokiem czekał na wejście Mastera. Zamek drzwi zgrzytnął i po chwili pojawił się w nich uśmiechnięty Jacek:
– Hej, cwelu!
– Witam Pana – odpowiedział.
Podszedł do Wojtka, stanął przed nim w rozkroku.
– Spragniony? – jakkolwiek brzmiało to dwuznacznie, bo blondyn był spragniony seksu przede wszystkim, wiedział, że chodzi o to by wypił cały zapas moczu, jaki brunet dla niego zachował. Pokiwał głową.
– No to pij!
Sprawnie odpiął pasek jeansów i razem z bokserkami opuścił je, by uwolnić nabrzmiałego jackowego kutasa. Otworzył usta i czekał. Po chwili duży strumien żółtego „napoju” zaczął wypełniać mu usta. Nabrał już wprawy w połykaniu, dlatego i tym razem nie uronił nawet kropli. Kiedy Pan skończył sam naciągnął majtki i jeansy na tyłek, po czy poklepał dobrotliwie uległego po policzkach.
– Głodny jestem, za długo będziesz miał obiad? – zapytał
– Za jakieś dwadzieścia minut.
– Dobra, ja sobie trochę legnę, bo padam ze zmęczenia.
Wojtek wstał, poszedł do kuchni i szybko zabrał się do podgrzania obiadu. Kiedy skończył i wszystko było gotowe, delikatnie zapukał do pokoju Jacka. Ten prawie natychmiast pojawił się w drzwiach. Bez słowa wszedł do kuchni i usiadł przy stole. Cwel stał obok. Biorąc pierwszy kęs, Master wskazał ręką taboret bok siebie. Blondyn usiadł:
– No, młody relacja, w miarę szczegółowa. Opowiadaj! Nie widzieliśmy się pięć dni… Co?
Wojtek starał się szczegółowo zdać relację z wycieczki. Jacek czasem o coś dopytywał. Kiedy skończyli temat wycieczki, zapytał:
– A szkoła?
– Czwartek był dość luźny, proszę pana, bo po wycieczce mieliśmy ulgi. Wczoraj polonistka zrobiła, chyba pierwszy raz, szczegółowy test ze znajomości „Kordiana”. Wyniki będą w poniedziałek, ale według mnie poszło mi bardzo dobrze…
– Widzisz, dobrze, że cię przemaglowałem w sobotę.
– Pewnie. Dostałem też piątkę z matmy za rozwiązanie zadania… i to tyle ze szkoły.
W tym czasie Jacek skończył obiad i wstał od stołu. Wojtek wziął się za sprzątanie. W głowie miał mętlik. Czuć było jak testosteron buzuje w obydwu, ale Pan jakoś wydawał się nie kwapić do… no właśnie. Kiedy wychodził z kuchni usłyszał, że Pan bierze prysznic. Kiedy nie wiedząc co robić, kierował się do swojej kanciapy, z łazienki wyszedł brunet. Był tylko w bokserkach. Podszedł do blondyna, objął go mocno i łapiąc za szyję przyciągnął do swoich ust. Zaczął go ostro całować. Kutasy obydwu natychmiast odpowiedziały na sygnał i stanęły na baczność. Kiedy po chwili Jacek oderwał się od cwela, szepnął mu do ucha:
– Stęskniłem się, bardzo. Ale wiesz, co pomyślałem… Mam niespodziankę i post zaostrzy jeszcze apetyt… chyba cię rozczaruję… poczekamy do jutra…
Wojtek myślał, że się zagotuje w środku. Był o krok od wybuchu, kiedy Pan go przytulił i poprosił:
– Bądź cierpliwy! Panowanie nad sobą to jest duża wartość – a potem głośniej – i żebyśmy się nie pozabijali i zapomnieli na chwilę o tym napięciu, jakie nosimy w sobie i jest pomiędzy nami, idziemy do teatru, na Hamleta. Po sąsiedzku. Do teatru STU. Moja błękitna koszula jest wyprasowana?
– Nie, ale już wyschła. Miałem ją wyprasować jutro.
– No to zrób to teraz, bo chcę ją włożyć. Ty też się odstaw. W ten ciemny gajer….
Kozubski zajął się więc prasowaniem, a Nagadowski siadł przy komputerze i sprawdzał maile, odpowiadał na niektóre, przeglądał wiadomości… Widział, że chłopak jest maksymalnie napalony, ale miał nadzieję, że jutrzejsza sesja tym bardziej będzie udana. O szóstej wyszedł od siebie. Wojtek stał czuwając. Był już ubrany w spodnie od garnituru. Szybko przyniósł ubranie Pana i pomógł mu założyć. Jak zwykle uśmiechnął się widząc jaki przystojny jest Jacek. Potem sam założył koszulę, krawat i marynarkę. Niestety nie było jeszcze tak ciepło i musieli założyć lekkie płaszcze.
Teatr STU był piętnaście minut spokojnego spaceru od domu. Byli pół godziny przed spektaklem. Obaj, podekscytowani wydarzeniem, wyraźnie zapomnieli i napięciu, jakie było między nimi. Przedstawienie było super, pełne efektów specjalnych. I było długie. Z dwoma przerwami trwało prawie do dziesiątej. Wracali żywo rozmawiając o tym, co zobaczyli. Obaj znali dobrze tekst i dyskutowali o tym jak reżyser przedstawił historię. Jacek był zdania, że bajery specjalne zdominowały treść, a Wojtkowi z kolei podobały się bardzo. Wrócili do domu trochę po dziesiątej. Rozebrali się z płaszczy. Nagadowski podszedł do Kozubskiego:
– Dzięki za super wieczór i za cierpliwość. Mam wielką nadzieję, że dzięki temu jutro będzie odjazdowo. Dobranoc cwelu!
– Dobranoc Panu! Ja też mam nadzieję – odpowiedział Wojtek z nutą rozczarowania.
– Tylko pamiętaj, żadnego walenia gruchy… Rozumiemy się.
– Tak proszę Pana.
– No! Do spania, ale biegiem. Siusiu, ząbki i do łóżeczka – rzucił wchodząc do swojego pokoju.

Obaj wstali rano niesamowicie pobudzeni i z wielkimi oczekiwaniami. Jacek przedłużył poranną zaprawę. Godzinę z okładem biegali, robili pompki i inne ćwiczenia. Kiedy dotarli do domu byli strasznie spoceni i zmęczeni. Od razu poszli po prysznic, każdy do siebie. Wojtek chciał być pierwszy, żeby przygotować śniadanie. Brunet, wycierając się już usłyszał, że młody zaczyna tłuc się po kuchni i krzyknął:
– Bekon masz pokrojony i jajka już rozbite!
– OK, widzę, dziękuję.
Nagadowski musiał jeszcze przed poranną zaprawą przygotować wszystko pod solidny posiłek. Kiedy Master pojawił się w kuchni, blondyn wlewał właśnie jajka na patelnię. Jacek sięgnął do chlebaka po bułki. Chwilę potem siedzieli przy stole. Cisza, która zapadła, była tak przesiąknięta testosteronem, że można było prawie „kroić”. Obaj wiedzieli na co z takim utęsknieniem czekają. Po skończeniu jedzenia starszy wstał i wychodząc z kuchni rzucił:
– Do pierwszej mnie nie ma. Jak masz coś do roboty, to się uwiń, albo poczytaj, czy coś… Aha i nie rób obiadu.
Wojtek westchnął ciężko i zabrał się do sprzątania. Potem odpalił pralkę i zabrał się za lekturę książki na polski. Ciężko mu się było skupić, bo wyobraźnia podpowiadała tysiące obrazów, dlatego wracał do przeczytanych już stron, bo z drugiej strony wiedział, że kiedy Pan go zacznie przepytywać, to się wścieknie, że tyle szczegółów nie pamięta. W końcu poszedł prasować ciuchy. To nie wymagało aż takiej uwagi. Te kilka godzin było dla niego udręką. Kiedy Jacek wrócił młody aż poskoczył.
– Młody! Przygotowany? -zapytał Master
– Jeszcze tylko się wypłukam, chciałem być świeży.
– To idź, ja ja zrobię coś lekkiego na ząb.
Kiedy zjedli jakiś jogurt i owoce, okazało się że Jacek już wszystko przygotował w salonie. Pan zobaczywszy cwela z drzwiach palcem pokazał, żeby ten podszedł:
– Cwelu jesteś tu po to, żebym miał przyjemność, ale ty też będziesz miał nie mniejszą. Podaj ręce!
Wojtek wyciągnął dłonie do Jacka. Ten zapiął mu opaski na nadgarstkach. Potem bez słowa ujął mocno Wojtka za plecy i drugą ręką popchnął go w tym. Przytrzymując, żeby nie upadł, położył go podłodze. Rozpiął mu spodnie moro i zdjął. Młody podniósł się, żeby ułatwić zadanie Panu. Zaraz zapiął mu specjalne opaski na stopy, inne niż zazwyczaj. Potem podpiął je do wyciągu, zawieszonego u sufitu i przesuwając łańcuchy zaczął go za nogi podciągać go do góry. Tak jeszcze slave nie wisiał. Kiedy głowa młodego była na wysokości rozporka Jacka, ten zablokował wyciąg, ugiął się na kolach, żeby spojrzeć, o ile to możliwe, w twarz cwelowi.
– Wygodnie ci? – zapytał
Wojtek uśmiechnął się szeroko. Potem Master zaczął gładzić mu skórę w różnych miejscach, co jakiś czas dotykając jego kutasa i jego dziury… wywołując dreszcze uległego. Potem podchodził do jego twarzy i ocierał się spodniami o nią. Obaj jakby obwąchiwali się. W końcu Nagadowski przypiął nadgarstki wiszącego do linek przymocowanych do obciążników, tak, żeby Kozubski nie mógł się obracać, ani uciekać. Znowu pochylił się nad „ofiarą” i półgłosem powiedział:
– Teraz cię trochę rozgrzeję.
Zaraz kolejne razy padały na to na plecy, to na dupsko cwela. Na początki próbował się nie rzucać, ale kiedy ból zaczął mu dokuczać, próbował unikać pasów. Musiał to być jakiś cienki pasek, bo ciągnęło niemiłosiernie. Kiedy blondyn musiał, że już jest na granicy, starszy przestał.
– I jak cwelu, żyjesz?
– Tak – odezwał się Wojtek chrapliwym głosem – ale co to za życie – pokusił się o ironię.
Jacek ujął jego, już w pół wzwodzie, chuja w dłoń i zaczął intensywnie poruszać, wyczuł jednak, że ten już niedługo może wystrzelić, przestał. Spotkało się to z jękiem zawodu, ze strony blondyna.
– Nie tak szybko, młody… trochę cierpliwości jeszcze.
I zaczął całować dupę i uda młodego, coraz częściej dotykając to palcem, to językiem odbytu. Potem odpiął mu ręce od obciążników i podniósł go i zapiął do łańcuchów zapiętych zwisających z sufitu. Potem zaczął go mocno, gwałtownie całować w usta. Trwało to trochę. Skończywszy całowanie nagle zniknął z pola widzenia. O jego obecności przypomniał ból pośladków. Musiał go okładać jakimś szerokim strapem. Było to kilka uderzeń, które były przerywane rozciąganiem dziury, potem znowu kilka uderzeń i znowu palce w dupie. W końcu po kilku uderzeniach, Wojtek zamiast palców poczuł główkę znajomego kutasa, który niezbyt gwałtownie, ale zdecydowanie przedzierał się przez zwieracze. Kiedy cały wszedł, Jacek zaczął raz szybko, potem wolno i tak na zmianę. Wiedział, że po tak długim poście, może skończyć się szybko, a dla przyjemności obydwu nie chciał, dlatego celowo opóźniał orgazm. W końcu zaczął strzelać w środku Kozubski przestał liczyć po trzecim. Kiedy ciało Mastera przestało drżeć, zaczął on gładzić brzuch, boki i uda wiszącego. Jego kutas stał na baczności błagał i pomoc, ale brunet nie zamierzał na razie nic z tym robić. Musieli trochę odpocząć. Opuścił najpierw nogi cwela, a potem pomógł mu stanąć na nogi. Odpiął karabińczyki od łańcuchów i położył go na brzuchu, na kocu. Sam położył się koło niego gładząc go w ciszy po głowie i delikatnie po plecach. Przerwa trwała jakieś pół godziny. Master widząc, że młody zasypia, klepnął go boleśnie w pośladki i nakazał:
– Wstajemy, to jeszcze nie koniec
Podprowadził cwela do ustawionego wcześniej koło ściany kozła. Popchnął, żeby ten położył się od pasa w górę na nim. Zapiął opaski do niego. Potem zmienił opaski na kostkach i zapiął je też karabińczykami do kozła. Pochylił się nad nim i głaszcząc, i dotykając pobudzał go do działania. Po chwili odszedł. Po następnej chwili Wojtek poczuł na swoich placach ostry ból. To Pan batożył jego ciało. Nie były to jednak mocne uderzenia. Spadały raczej siłą grawitacji niż siłą ramion „oprawcy”. Nagadowski wkrótce był gotowy następny raz. Upewnił się czy dziura nie skurczyła się za bardzo, wjechał tym razem bez znieczulenia. Kozubski krzyknął. Trochę bolało. Jacek zaczekał chwilę. Kiedy blondyn szepnął: – OK – zaczął się delikatnie poruszać w nim. Jednocześnie wziął w dłoń kutasa cwela i powoli, delikatnie go pobudzał. Po kilku minutach obaj byli spełnieni. Po czym Jacek włożył cwelowi korek do dupy, żeby mu nie wyciekało. Uległy jednak oczekiwał czegoś więcej. Znowu chwila na odpoczynek. Jacek podszedł do unieruchomionego Wojtka z butelką wody i głaszcząc go powiedział cicho:
– Napij się. Nie chcesz do kibla?
– Nie, dzięki
Potem sam się napił. Potem jeszcze raz poczęstował cwela. Zniknął na jakiś czas. Nie trwało to długo. Po powrocie słyszał jakieś odgłosy łańcuchów. Szybko podszedł od kozła, odpiął Wojtka, podniósł i poprowadził do przygotowanego slingu. Położył go wygodnie pozapinał opaski, tak, żeby był unieruchomiony. Schylił się, także blondyn go nie widział i zaraz zobaczył Mastera, który miał na rękach rękawiczki z silikonu i jednej dłoni jakiś nażelowany pręt.
– A teraz niespodzianka! – wykrzyknął radośnie zbliżając ręce z sondą do członka cwela. Nagle oczy Wojtka zaczęły się nienaturalnie rozszerzać i zaczął krzyczeć:
– Nie, nie, ratunku!!!!
Przy czym szarpał się strasznie próbując się wyrwać z matni. Jacek błyskawicznie rzucił sondę na podłogę i szybko zaczął odpinać chłopaka z opasek, żeby go uwolnić. Mimo, że był już wolny, dalej pogrążał się w panice, tak, że brunet nie mógł go utrzymać. W końcu z całych sił wymierzył mu siarczysty policzek i krzyknął:
– Uspokój się Wojtek, już ci nic nie grozi!!!
Ten spojrzał zdziwionym wzrokiem i zaczął płakać. Nagadowski wziął go pod ramię, mówić półgłosem:
– Chodź pod prysznic. Umyjemy się.
W milczeniu myli się, przy czym Jacek dokładnie wypłukiwał z dupy cwela spermę. Widział, że ten popada w jakieś dziwne otępienie, ale wykonuje polecenia. Kiedy skończył myć młodego, wytarł go i polecił mu:
– Ubierz się i idź do salonu. Zaraz przyjdę, dobrze? – spojrzał na niego, chcąc się upewnić, czy zrozumiał i czy ma zamiar wykonać polecenia.
Wojtek zrobił to, o co go poprosił starszy. Usiadł na kanapie i zdawał się popadać w jakiś letarg. Po chwili i brunet wszedł do pokoju, podszedł do uległego, kucnął obok i podniósł go delikatnie.
– Dałbyś radę usiąść mi na kolanach, okrakiem, czy za bardzo boli cię dupa?
Ten pokiwał głowa na zgodę. Jacek usiadł więc na krześle koło stołu, wziął z kanapy miękką poduszkę, żeby tyłek chłopaka jak najmniej się urażał. Potem gestem zachęcił go, żeby usiadł. Potem przycisnął młodego po siebie i delikatnie obiema rękami głaskał go po plecach, szyi i głowie. Wojtek delikatnie zaczął łkać, jednocześnie nie pozwalał się przycisnąć do końca, zachowując minimalny, ale jednak dystans. Po kilku minutach zaczął przepraszać, ale ze strony Pana usłyszał tylko:
– Ciiii, nieważne, ciiii
Sami nie wiedzieli ile tak siedzieli. Kiedy Nagadowski zauważył, że młody całkiem się uspokoił, oddech się wyrównał i młody przestał być już spięty, chwycił go za ramiona, popatrzył mu w oczy i odezwał się:
– Wojtek, chciałbyś spróbować mi powiedzieć, co cię tak przestraszyło?
Ten ostatni pokiwał głową.
– Jak chcesz to jeszcze poczekamy – dodał Jacek.
– Nie, nie trzeba. W sumie to nie bardzo umiem to wytłumaczyć. Ogarnęła mnie jakaś panika totalna… Pojawił się w mojej głowie jakiś obraz rozrywającego się kutasa i pojawił się straszny lęk, że nie dam rady. Nie wiem… chyba całkiem irracjonalny, proszę Pana.
Jacek zbliżył swoje czoło do jego czoła i zaczął się dobrotliwie uśmiechnął:
– Młody, powiedz… czy ja cię kiedyś tak naprawdę skrzywdziłem? Czasem pewnie lekko przegiąłem, ale jak tylko zauważyłem, to przerwałem. Nie liczę tego, że boli, bo to jest wliczone w tę zabawę, ale taka krzywda realna?
– Jasne, że nie, dlatego panu ufam – odpowiedział cicho Wojtek
– To co się stało, że nagle straciłeś do mnie zaufanie?
Młody przesunął głowę na bok i mocno objął szuję Mastera.
– Nie straciłem proszę Pana, dalej panu ufam… Nie wiem co się ze mną stało… Przepraszam, że zawiodłem.
Jacek nagle odsunął go do siebie, żeby mu popatrzeć w oczy:
– Ej, nie zaczynaj, dobrze? Nie zawiodłeś. Chcę tylko zrozumieć, gdzie popełniłem błąd, żeby to się nie powtórzyło.
– To nie pana wina, to moja wina. Wstyd mi strasznie.
– Nie ma czego się wstydzić, spokojnie, nic się nie stało… Trochę mnie przestraszyłeś tym atakiem paniki, ale nic się nie stało. Naprawdę – próbował pocieszyć cwela Jacek.
– Tak, tylko spieprzyłem dokumentnie niespodziankę, jaka pan przygotował.
– Może i spieprzyłeś, ale mnie nie zawiodłeś, rozumiesz?
– To może teraz spróbujemy… – odezwał się błagalnym tonem, jakby chciał zakryć wstyd, jaki odczuwał.
– Wojtek, nie chodzi o to, żebyś mnie zadowalał swoim kosztem i żebyś na siłę mi udowadniał jaki odważny jesteś, ale o to, żeby to zaufanie stale było i rosło… ale to jest też moje zadanie, nie tylko twoje. Więc dzisiaj, nie. Obaj mamy dość wrażeń.
– Ale spróbujemy kiedyś z tą sondą?
– Obiecuję, że jak chcesz, to spróbujemy, ale nie dziś, OK?
– OK.
– To, co? Po popołudniu pełnym wrażeń, proponuję odstresowanie. Jakaś dobra kolacja, może film? Hmm?
Kozubski ochoczo pokiwał głową.
Poszli do restauracji Cyrano de Bergerac na Sławkowskiej. Nagadowski, jako Pan zamówił dla obu medaliony z jelenia z czarnym bzem i jeżynami, a na deser crème brûlée z wanilią Bourbon. Kozubskiemu, po wyśmienitym jedzeniu, humor wyraźnie się poprawił. Potem poszli do kina na św. Tomasza, do Ars i zapytali o jakiś film do odmóżdżenia. Kasjer się uśmiechnął, ale coś zaproponował. Oprócz nich w sali były jeszcze wie osoby. Film był beznadziejny, ale im humor dopisywał i na głos komentowali wszystkie beznadziejne sceny. Nie przeszkadzało im, że pozostali dwaj co jakiś czas odwracali się i wymownie patrzyli. Po wyjściu nawet nie pamiętali tytułu filmu, bo nie był wart zapamiętania. Wrócili do domu trochę po jedenastej. Wojtek chciał iść spać, żeby jak najszybciej zapomnieć o tym dniu, ale Jacek objął go za szyję i powiedział:
Chodź jeszcze na chwilę – pociągnął go do salonu.
Po drodze jakoś dziwnie się schylił, rzucił się na kanapę i zaprosił podopiecznego, żeby usiadł, ale nie obok, tylko na jego kolanach. Właściwie to trochę się jakby położył plecami na Nagadowskim. Ten szepnął mu do ucha:
– Rozepnij spodnie i opuść razem bokserkami. Pokaż mi kutasa.
Ten trochę zdezorientowany, spełnił prośbę. Brunet podał mu butelkę lubrykantu i poprosił:
– Wylej mi trochę na rękę, nie będę tak tarł.
KIedy starszy rozprowadził żel po dłoni, mocno chwycił sterczącego juz nieźle chuja cwela i zaczął mu walić gruchę. Nie za szybko, ale zdecydowanie szepcząc mu do ucha:
– Nie mogę cię tak zostawić, miało być inaczej, ale przynajmniej tak chcę ci to wynagrodzić.
Blondyn coraz bardziej sapał, wzdychał, aż wreszcie trysnął spermą, daleko.
– Będziesz chyba miał sprzątanie, co? Tak daleko!
Cwel obrócił głowę w stronę Pana i spotkał się z otwartymi ustami, które natychmiast przywarły do jego ust i zaczęli się ostro całować. W pewnym momencie starszy przerwał, a Wojtek nieśmiało zaproponował:
– To może się odwdzięczę jakimś lodem?
– Nie trzeba, dobrze jest młody, bardzo dobrze. Odwdzięczysz się jak pozbędziesz się poczucia winy i wstydu za to się stało dziś po południu, dobrze? Liczę na to bardzo! Dobranoc. Tylko dobrych snów. Jutro spotykamy się na zaprawie.
Kozubski wstał, zapiął spodnie i powiedział półgłosem:
– Dziękuję bardzo i… – zawahał się, chcąc przepraszać, ale zorientował się, że nie powinien i dodał – dobranoc.

Jacek wszedł do swojego pokoju, wziął telefon do ręki i wybrał numer. Po chwili w słuchawce odezwał się znajomy głos.
– Cześć stary!
– No cześć – odezwał się Darek
– Jest sprawa. Miałem dzisiaj z młodym małą przeprawę. Wystraszył się chłopak sondy i teraz ma wyrzuty sumienia, że mnie zawiódł i że jest złym cwelem. Może byśmy się jutro spotkali we czwórkę… No ty z twoim i Piotr ze swoim i powiedzieli mu, że to się zdarza, bo szkoda, żeby się zniechęcił, a jakoś chyba nie jestem za bardzo przekonujący.
– Hmm, dobra, zobaczę co się da zrobić. To znaczy ja owszem ale nie wiem co Piotrek porabia. Dobra, kończę, bo my też się bawiliśmy i padam na twarz. Wyślę mu SMSa i dam ci znać, albo jeszcze dziś, albo jutro do południa. Może być u mnie… szesnasta, siedemnasta pasi? A i wyślę po was Kubę, bo ma szlaban na alko, więc się poświęci, a ty jakiegoś koniaczka wypijesz.
– Pewnie, daj znać czy i o której.
– Nara.
Nagadowski prawie zasypiał, kiedy usłyszał powiadomienie o SMSie.
„Jutro o 17.00 u mnie. Bez kolacji, sorry….”

********

Następnego dnia rano zmęczyli się równie dobrze jak w sobotę. Kiedy kończyli śniadanie Nagadowski oświadczył:
– Wychodzę, będę na obiad… aha, na obiedzie będzie też doktor Kamiński, może przyjść trochę wcześniej. Mówił, że najwyżej ci coś pomoże.
I wyszedł. Kozubski z nudów obrał ziemniaki, natarł czosnkiem i ziołami udka z kurczaka i postawił na zupę. Wziął sobie laptopa do kuchni, bo bał się, że jeśli wyjdzie to coś wykipi czy się spali. Siedział i czekał. Przeglądał internet. Po tym, co się wydarzyło wczoraj, szukał też coś o soundingu kutasów. Nie wyglądało to jakoś źle i sam się dziwił, że tak spanikował. Zaglądał czasem do garnka i siedział przez kompem. Nagle usłyszał dzwonek. Wyszedł otworzyć drzwi. W nich pojawił się zapowiadany lekarz.
– Cześć Wojtek, mam nadzieję, że pan Jacek mnie zapowiedział?
– Tak, proszę wejść panie doktorze – przepuścił go i starając się podtrzymywać rozmowę, kontynuował – co prawda Pan Jacek powiedział, że przyjdzie na obiad, czyli o pierwszej, a ja się zajmuję obiadem…
– To może ci w czymś pomogę, co?
– No, nie wiem, panie doktorze. Właściwie wszystko już mam poza sałatką. Zupa się gotuje, udka za niedługo trzeba wstawić do piekarnika, a ziemniaki mam już obrane, tylko postawić na gaz – odpowiedział Wojtek
– To dobra, ja się biorę sałatkę, powiedz mi tylko co chciałeś i daj mi elementy – zaoferował się kiedy wchodzili razem do kuchni.
Widząc laptop na stole, obrócił go do siebie i kliknął. Komputer nie miał hasła, bo master sobie tego nie życzył. Kiedy na wyświetlaczu pojawiły się otwarte strony, których większość przedstawiała kutasy z wsadzonymi prętami, Kamiński otworzył oczy szeroko i popatrzył na blondyna, który stał całkiem czerwony na twarzy. Lekarz popatrzył na chłopaka i powiedział:
– Wydaje mi się, że wrażeń seksualnych ci nie brakuje z twoim dominem, dlatego węszę tu jakiś problem, hmm?
Wojtek westchnął głęboko.
– Nie wiem czy powinienem z panem o tym rozmawiać – odpowiedział smutno.
– Daj spokój Wojtek, przecież mi ufasz i już cię wyciągnąłem z większego gówna, właściwie to was obu. Dawaj.
Wojtek opowiedział całą wpadkę z sondą i jak się fatalnie czuł z tym, że zawalił i że Jacek go pociesza, ale on nie bardzo mu wierzy…
– Młody, daj spokój. Nie stała się żadna tragedia. Ja co prawda, nie wiem, co wy widzicie w tych waszych zabawach i w jakiś sposób ból może być podniecający, ale skoro obaj tego chcecie, to raczej Jacek spieprzył, że z tobą tego nie obgadał. Po prostu niespodzianka mu nie wyszła i tyle. Poza tym, ty się dopiero tego wszystkiego uczysz, więc nie wyrzucaj sobie… Naprawdę. W dodatku twojemu panu na tobie strasznie zależy, więc podejrzewam, że on ma większe wyrzuty sumienia, niż ty… wrzuć na luz, po prostu. Brrr – spojrzał na komputer z obrzydzeniem.
– A tak… jako lekarza, mogę zapytać, czy to może być niebezpieczne? – z kolei on spojrzał wymownie na komputer
– Nie, raczej nie.
– A boli?
– Sam wiesz, że ból, to w większej części problem mózgu. Pewne jest, że w zależności jak jest gruba, będzie poczucie rozpierania i może jeśli masz jakieś zwężenie, to może trochę poranić. Ale to nie będzie nic poważnego. Istotne jest, żeby zrobić to w miarę czysto, bo można sprawić sobie jaką infekcję dróg moczowych.
– Pan Jacek to robił w lateksowych rękawiczkach.
– No widzisz? Pewnie i same sondy były sterylizowane. W sumie to od ciebie zależy czy chcesz.
Potem zabrali się do pracy, bo pierwsza zbliżała się nieubłaganie. Kończyli obiad, Lekarz nakrył do stołu w salonie. Kilka minut po pierwszej pojawił się i brunet.
– No jak tam, dawno przyszedłeś – zwrócił się do Kamińskiego.
– Tak, że zdążyliśmy z Wojtkiem z obiadem i nawet krótką pogawędkę medyczną…
– O! Na jaki temat?
– Bezpieczeństwa seksu SM.
Brunet zrobił bardzo zdziwioną minę, spojrzał na obu. Grzegorz uśmiechnął się promiennie, a Wojtek zrobił zakłopotaną minę. Zjedli dobry obiad, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Zresztą rozmowa toczyła się głównie między dwoma przyjaciółmi. Kozubski odzywał się w sumie tylko pytany wprost. Po obiedzie poszli na długi spacer odprowadzając doktorka do domu. Wrócili już autobusem. Kiedy weszli do domu, Jacek zakomunikował w korytarzu:
– Na siedemnastą jedziemy do Pana Darka, wiesz którego. Kuba po nas przyjedzie za dwadzieścia. Hmm, przede mną nie powinieneś mieć tajemnic, nie?
Uległy kiwnął głową.
– To o czym rozmawiałeś z doktorem?
Wojtek zawstydzony spuścił głowę:
– No, bo… ten. Jak się gotowało to wziąłem laptopa do kuchni szukałem czegoś no…
– O soundingu, co?
Cwel kiwnął głową:
– I kiedy pan doktor wszedł ze mną do kuchni zajrzał do kompa i zobaczył i zapytał z czym mam problem. No i mi wyjaśnił.
– Nastraszył cię czy cię uspokoił?
Uspokoił…no…
Jacek podszedł do podopiecznego, pogłaskał go po głowie a potem poczochrał mu włosy.
– Będzie dobrze, zobaczysz, nic się nie przejmuj.
Odszedł i wszedł do swojego pokoju. Do wyjazdu zostało niecałe pół godziny. Punktualnie za dwadzieścia pięć piąta zadzwonił domofon. Wojtek, ponieważ był bliżej odpowiedział:
– Kuba, po pana Jacka i ciebie.
– Zaraz schodzimy – odłożył słuchawkę, podchodził do drzwi pokoju Nagadowskiego, kiedy ten stanął w nich gotowy do wyjścia.
– Kuba już jest proszę Pana.
Szybko wyszli i wsiedli do samochodu. Kilka minut po piątej byli na miejscu. Ku zdziwieniu blondyna, okazało się, że jest i Piotr z Mikołajem. Wszyscy siedli w dużym pokoju. Wojtek był pierwszy raz u Pana Darka. Mieszkanie miało zupełnie inny charakter niż to, w które oni zajmowali. Widoczny był lekki bałagan, było bardziej kolorowo i eklektycznie. Taki misz-masz. Kiedy wszyscy się usadowili, każdy pan miał obok siebie swojego cwela. Wojtek czuł się trochę niezręcznie i nieswojo. Rozmowę zaczął Darek zwracając się do Jacka:
– Co ten twój cwel taki jakiś nie w sosie?
– Mieliśmy małą przygodę i zmartwił się, że jest wystarczająco dobry, jako uległy.
Wojtek popatrzył z wielkim wyrzutem na bruneta, który zapytał go:
– No co, pan Darek pyta, więc odpowiadam, jeśli ty nie chcesz.
– Bo jest mi wstyd – powiedział chcąc się schować w ramionach Pana. Jacek objął go czule i przycisnął, potem dodał:
– Młody, popatrz na wszystkich nas w pokoju. Nie ma tu nikogo, kto by nie miał jakiejś wpadki w zabawach SM. Wszyscy mieli i to niejedną.
– Młody! – odezwał się gospodarz – popatrz na mnie! Co widzisz? Dużego faceta, wytatuowanego, pewnego siebie. Wszyscy, którzy mieli ze mną do czynienia mówią, że jestem ogier. Trzy razy podczas każdej zabawy to jest pewne. Nierzadko cztery, a przy dobry wiatrach nawet pięć w kilka godzin. Kiedyś z Kubą jesteśmy maksymalnie najarani. Jesteśmy po pierwszym orgazmie, krótki odpoczynek, znowu dajemy czadu. Ja go napierdalam czymś, założyłem mu klamerki na sutki i z niepokojem patrzę, że mój kutas ani drgnie. Cwel widząc mój problem chce mi obciągnąć, żeby stanął, a tu, kurwa nic. To było na początku naszego układu, więc sobie wyobrażasz jak się czułem? Kurwa i co? Wiesz, tylko w pornolach wszystko chodzi jak w zegarku, tyle, że oni to kręcą i montują, a w życiu różnie wychodzi.
Potem każdy z nich opowiedział jakieś wpadki podczas seksu. Także związane ze strachem, lękiem. Trwało to prawie trzy kwadranse. Śmiali się nawzajem z siebie, uczestnicy zabaw dopowiadali sobie szczegóły… Kiedy skończyli Kozubski zwrócił się w stronę Pana z oczekiwaniem, że on też coś powie.
– Młody, też nie jestem ideałem. Oni znają niektóre moje kiksy i chwile wstydu. Opowiem ci innym razem, co? Prywatnie, ze szczegółami – powiedział się uśmiechając się zalotnie
– A teraz proponuję się rozdzielić. Masterzy zostają, a cwele idą do drugiego pokoju.
Zrobiło się małe zamieszanie, które wykorzystał Jacek wyciągając Wojtka do korytarza:
– I jak Wojtek, mam nadzieję, że pomogło. co? Ukartowałem to, ale miałem wrażenie, że jak ci mówiłem, że nic się nie stało, nie byłem przekonujący.
Wojtek przytulił się do piersi pana i powiedział tylko „dziękuję”, bo wołali go już Kuba i Mikołaj.
O pół do siódmej Kuba miał ich odwieźć do domu. Kiedy wsiedli do auta, brunet zarządził:
– Kuba, odwieź nas do doktora Kamińskiego.
– Dobrze
Po chwili dotarli do mieszkania lekarza, który jak się okazało zaprosił ich na kolację.
– Cześć, wejdźcie.
– Cześć – odpowiedział Jacek
– Jacek, ty już znasz Zuzię, ale pozwól, że przedstawię ją Wojtkowi – i zwracając się do Kozubskiego powiedział – Wojtek, pozwól, moja siostrzenica, Zuzia, Zuzia to jest Wojtek, podopieczny Jacka, on jest jego opiekunem prawnym.
– Wow, nie wiedziałam.
Usiedli zaraz do stołu. Nie była to jakaś wystawna kolacja, ale bardzo smaczna. Widać było smaki lekarza i jego zamiłowanie do zdrowego jedzenia. Pyszne, proste sałatki, razowy chleb, wiejskie wędliny…
– No więc, Zuzia, wpadła na chwilę, szczerze mówiąc interesownie, do wujka, lekarza, ale kiedy nieopatrznie się zdradziłem, że przyjeżdżacie, uparła się, że musi poznać Wojtka. Jest rok młodsza od ciebie – zagaił gospodarz
– No właśnie – odezwała się dziewczyna – słyszałam, że Jacek kogoś ma, to kiedy wujek mi powiedział, że przyjeżdżacie, musiałam cię zobaczyć. Chodzisz do drugiej klasy, nie?
– Tak, do technikum mechanicznego – odpowiedział grzecznie.
– Super, skoro jesteś gejem – bez zahamowań kontynuowała Zuzia – to może byś kiedyś potrzebował dziewczyny jako przykrywki, to ja się chętnie zaoferuję…
– Zuzia, przestań. Wiem, że jesteś bezpośrednia, ale trochę kultury – zaczął strofować siostrzenicę Grzegorz.
– Wujek, nie lepiej od razu wiedzieć na czym się stoi, niż krążyć naokoło.
Nagadowski z zainteresowaniem przyglądał się tej scence. Nigdy nie widział jak jego podopieczny zachowuje się wobec dziewczyn. Blondyn natomiast po pierwszym szoku uśmiechnął się i nabrał odwagi. Dziewczyna zrobiła na nim dobre wrażenie. Postanowił odpowiedzieć na propozycję:
– A wiesz co, że to może być pomysł. Właśnie w piątek kumpel z klasy mnie zaprosił na osiemnastkę i to z osobą towarzyszącą, to nie musiałbym już szukać, bo wiesz… – zrobił znaczącą minę wskazując głową na Jacka. Impreza jest w połowie maja. Poszłabyś ze mną?
– Jasne, dla formalności zapytam jeszcze mamy, ale ona jest luzacka, nie powinno być żadnych problemów. Wymienimy się numerami, to ci dam znać.
– Tylko, wiesz, nie wiem czy to nie będzie dla ciebie problem, że ja opuszczam imprę o pierwszej w nocy.
– Co? Dlaczego?
Tu wkroczył do akcji brunet:
– Wiesz Zuzia, ja nie jestem taki luzacki jak twoja mama. Mam inne zasady, ale w pakiecie mogę ci zaoferować odwiezienie do domu, co ty na to?
– Chętnie skorzystam, ale i tak myślę, że jesteś porąbany.
Jacek uśmiechnął się szyderczo. Znał dziewczynę trochę i wiedział, że jest niegroźna. W dodatku lubiła gejów i nie miała z tym żadnych problemów. Poza tym, to mogło być super rozwiązanie, żeby nie trzeba było kombinować dlaczego młody nie ma dziewczyny.
Reszta kolacji minęła w super atmosferze żartów i luzu. Nawet Nagadowski dał się wkręcić. Kozubski z kolei odkrył inne oblicze doktorka. Po kolacji, o dziwo do sprzątania rzucili się Kamiński z Masterem. Chyba po prostu chcieli dać chwilę młodym, żeby się lepiej poznali. Było jakoś koło dziewiątej kiedy dojechali taksówką do siebie. Rozebrali się z kurtek i butów. Młody myślał, że to koniec dnia i zapytał:
– Czy to wszystko, proszę pana.
– Nie, jeszcze nie… Idź do siebie, weź prysznic i zrób lewatywę i przyjdź do dużego pokoju. Zaraz tam przyjdę.
Sam wszedł na chwilę do łazienki pod prysznic. Wyszedł z niej w spodniach od dresu i czekał na cwela. Kiedy ten dołączył, podszedł do Pana, do kanapy. Ten go odwrócił tyłem do siebie, popchnął go, żeby się pochylił. Sam uniósł biodra i ściągnął swoje spodnie dresowe i wyciągnął swojego kutasa. Potem opuścił spodnie cwela do kostek i zaczął pieścić szparę. Najpierw dmuchał prosto na otwór, potem zaczął ją lizać lekko, drugą ręką powoli masturbując siebie. Potem polizał swój kciuk i zaczął przepychać się przez zwieracze. Wreszcie nalał lubrykantu na palce i zaczął wkładać, powoli dodając drugi i trzeci. Jednocześnie nie przerywał pobudzania swojego kutasa. Kiedy uznał, że wystarczy odwrócił Wojtka przodem do siebie i polecił:
– Nabij się na mnie! Po swojemu… może być od razu, może być powoli, jak chcesz. W swoim rytmie.
Wojtek poczerwieniał z podniecenia. Jacek pomógł mu trafić na sterczącego drąga. Kiedy poczuł go na swoim otworze zaczął dość mocno naciskać. W momencie jak poczuł na swojej dupie jaja mastera zaczął się poruszać, najpierw wolno, niepewnie. Ale poczuł, że nic nie boli i znacznie przyspieszył. Brunet cały czas uważnie patrzył na chłopaka. Jego twarzy czerwieniała, oddech przyspieszał. Widać było, że jest zrelaksowany i coraz bardziej rozanielony. On sam poddał się też pożądaniu i współpracował z ruchami młodego, wbijając się coraz mocniej w dziurę cwela. Obaj zaczęli sapać, a potem krzyczeć. Jacek ujął drąga blondyna i pomógł mu ręką. Po chwili z gardeł obu mężczyzn wydobył się stłumiony krzyk. Obaj przylgnęli do siebie, szczęśliwi.
– Chodź, zaniosę cię, nabitego na mnie, do łazienki – szepnął Jacek śmiejąc się.
Kiedy wstawał z nabitym na swój flaczejący już kutas cwelem, obaj śmiali się do rozpuku. Umyli się, wysuszyli, wciągnęli na siebie spodnie od dresu. Już się chcieli właściwie żegnać na dobranoc, kiedy Nagadowski niby poprawiając mokre włosy blondyna, uśmiechnął się i zbliżając głowę do jego twarzy, powiedział:
– To było cudowne uczucie, patrzeć jak byłeś wyluzowany i szczęśliwy przed chwilą. Chciałbym, żeby zawsze taki był.
Młodszy przyłożył głowę do piersi Jacka odpowiedział: – Jestem szczęśliwy z panem.
– Młody, co ty ze mną robisz? Kurwa, w życiu takich rozmów nie przeprowadzałem… z nikim. Strasznie mi na tobie zależy. Cieszę się z każdego twojego sukcesu, z każdego osiągnięcia, z tego, że coraz lepiej gotujesz, że jest coraz lepszy z anglika… smutno mi, kiedy jesteś zamyślony i negatywnie myślisz o sobie. Podglądam cię… tak, żeby cię kontrolować, ale też jestem ciekawy co robisz, Kiedy jadę myślę, co robisz, jak się czujesz. Pewnie moi przyjaciele ci mówili, że się zmieniłem… Muszę przyznać im rację… nie przychodzi mi to łatwo… i to z twojego powodu się zmieniam… po prostu po raz pierwszy mogę żyć dla kogoś… Ja pierdolę, nie wierzę, że to mówię, ale tak to czuję…
Wojtek odsunąwszy się trochę patrzył jak skamieniały.
– Gdyby nie pan, nie byłbym taki… Wiem, że czasem myślę, że jestem beznadziejny, ale jeśli coś się zmienia, to przez pana… sorry, że to powiem… Moi rodzice mnie bardzo kochali, ale nigdy mi nie powiedzieli, że są ze mnie dumni… Pan mi to ciągle powtarza. Tata, jak mnie zlał, nigdy mnie nie przytulił, nie powiedział, że jest już OK, pan to robi cały czas, to jest super…
Zaległa cisza, cudowna cisza.
– Młody… spać… nie rozwiążemy dzisiaj wszystkich problemów, a poza tym, nie chciałbyś, żebym jutro zasnął za kierownicą… co? Ja bym nie chciał, żebyś zasnął na lekcjach… O jedno chcę cię prosić i siebie też… Nie spieprzmy tego, co?
– Też tego bardzo chcę… to, co… dobranoc?
– Dobranoc.

Minął już ponad tydzień od nieudanej sesji. Poniedziałek minął Wojtkowi bardzo spokojnie. Udało mu się nawet dostać dwie dobre oceny. Jacek za to miał dzień bardzo nerwowy. Kłopoty w samej pracy i obawy czy niespodzianka, jaką przygotował dla podopiecznego się uda. Niby wszystko przygotowane, ale wyszło kilka niespodziewanych problemów. Może niedużych, ale wszystko razem powodowało spore napięcie. W dodatku był w trasie i do jutra był zdany tylko na telefony. Wybrał numer cwela:
– Cześć cwelu, jak tam mija dzień – starał się nie okazywać jaki jest wkurwiony.
– Dobrze proszę pana, ale po pana głosie, mam wrażenie, że jest pan zdenerwowany. Coś się stało?
Nagadowski zdziwiony wyczuciem Kozubskiego odpowiedział:
– Takie tam, problemy w pracy… nieważne, nic co ciebie dotyczy – kłamał – ty jesteś moją dumą, cwelu. Mam sprawę. Na długi weekend majowy wyjeżdżamy na pięć dni. Wysłałem ci mailem co masz mi przygotować na wyjazd. Jeśli coś jest brudne albo nieuprasowane, to masz czas jeszcze to zrobić. Rozłóż to na moim łóżku. Jak przyjadę do domu się przebrać, to spakuję. Gdybyś czegoś nie rozumiał z maila to dzwoń. Ty też się spakuj. Może bierz nic ciepłego, najwyżej coś od deszczu. Jasne?
– Tak, proszę pana, a gdzie jedziemy?
– Niespodzianka, nie chcę ci jeszcze zdradzić. Zrobiłeś to, co cię prosiłem?
– Tak jest, proszę pana. Załatwione.
– OK. Jutro zwolniłem cię coś po dwunastej. Jak będzie już obiad na stołówce, to zjedz, a jak nie to odmroź coś i podgrzej. Postaram się być wcześniej. Będziemy w kontakcie, OK?
– Dobrze proszę pana.
Tylko rób coś dzisiaj popołudniu. Ucz się, zrób zadania na po tym weekendzie, bo wracamy późnym wieczorem. Nie leń się i chatę ogarnij… No…
– Przykro mi, że pan jest taki zły. Gdyby pan tu był, pewnie coś mógłbym poradzić, żeby pana odstresować…
– Hehe… good boy… nie przejmuj się, przejdzie mi. Mam nadzieję, że wycieczka mnie odstresuje, a tobie się spodoba.
– Na pewno.
– Dobra, do roboty, jak coś to dzwoń – i rozłączył się.
Blondyn po telefonie dostał powera. Sprawdził maila od opiekuna. Sprawdził czy wszystko, czego chciał jest czyste. Okazało się, że dwie koszule, jego ulubione trzeba przeprać, a spodnie uprasować. Nastawił pranie, uprasował i poszedł się uczyć. Zjadł coś, znowu zabrał się do pracy. Posprzątał, co mógł. Tuż przed dwudziestą drugą wziął prysznic i kładł się do łóżka, kiedy usłyszał motyw Master of Puppets Metaliki ustawiony jako dzwonek Pana.
– No, jak tam młody. Ogarnąłeś się?
– Tak, proszę Pana.
– Masz wszystko do mojej walizki?
– Tak jest, proszę pana.
– Nie miałeś żadnych wątpliwości?
– Nie proszę pana. Mail był bardzo jasny.
– A ty już spakowany?
– Pozwoliłem sobie, proszę pana, zrobić podobnie i rozłożyłem moje rzeczy na łóżku w małym pokoju, jeśli to nie problem…
– Nie – uśmiechnął się do telefony brunet – spoko. Chciałem tak pogadać trochę po chujowym dniu. Widziałem, że bierzesz prysznic, dlatego zadzwoniłem. Dobry chłopiec, że idziesz spać punktualnie.
– Staram się być dobrym, posłusznym cwelem, proszę pana.
– No i idzie ci dobrze. Czasem jakiś kiks, ale generalnie jest OK… Dobra, idź spać już. Ja też padam na twarz.
– Dobranoc, do zobaczenia jutro, proszę pana.

***************

Kozubski wracał w podskokach ze szkoły. Obiadu jeszcze nie było, a Nagadowski wysłał mu SMSa, że będzie wkrótce w domu. Prosto z przedpokoju wszedł do kuchni, wyciągnął z zamrażarki schabowe, a z lodówki sałatę i pomidory. Schabowe włożył do mikrofali na rozmrażanie i wyszedł się rozpakować, wziąć prysznic z lewatywą. Nigdy nie wiadomo. Potem zaczął się pakować do walizki. Ciągle nie wiedział, gdzie jadą. Około pierwszej nagle zazgrzytał zamek w drzwiach. Wszedł widocznie spięty gospodarz:
– Cześć cwelu, jak się masz? Gotowy do drogi? – starał się trzymać fason.
– Tak, proszę pana, właśnie pakuję walizkę, ale pan jest jakiś zdenerwowany…
– Kurwa, jestem…
– To może chociaż trochę mógłbym pomóc? – zapytał znacząco blondyn
– Poczekaj, niech się obmyję, to może trochę zejdzie ze mnie, inaczej boję się, że cię zajebię…
Rozebrał się w trakcie tej dziwnej rozmowy i wszedł do łazienki. Brał drugi prysznic, bo choć potrzebował seksu, nie chciał wyżywać się na chłopaku i tak chętnym, żeby sobie ulżył. Kiedy wyszedł młody już zamykał walizkę.
– No to chodź tu, chętny cwelu.
Uległy nie był pewny czego chce Pan.
– Chodź tu, nie mam chyba siły na pełne ostre jebanie, wyjebie cię w mordę. Tylko przygotuj się, bo będzie chyba ostro…
Rzeczywiście, ponieważ wyszedł z łazienki nago, kiedy tylko Kozubski ukląkł przed Nagadowskim, też od razu włożył mu do ust. Poczekał aż kutas stanie mu trochę. Młody starał się bardzo. Kiedy już był wystarczająco sztywny, mocne dłonie Mastera ujęły głowę cwela i zaczęły nadawać rytm. Ostry rytm. Jebał go jak sukę. Ponieważ był spragniony seksu, doszedł dość szybko. Kiedy potoki spermy zalewały gardło i usta Wojtka, Jacek oddychał jeszcze szybko. Po chwili starszy podniósł partnera, objął za szyję, przycisnął do siebie i szepnął do ucha:
– Przepraszam, że tak ostro, ale byłem strasznie wkurwiony, dzięki…
– Nic się nie stało. Mam nadzieję, że pomogłem.
– Masz coś do żarcia. Ciebie już nakarmiłem białkiem wysokiej jakości, ale ja też czegoś potrzebuję… – zażartował dając dowód, że humor mu się poprawił.
– Tak, będzie za dwadzieścia minut.
– OK. To ja sprawdzę rzeczy i spakuję walizkę.
Kiedy zjedli obiad brunet dał znak do wyjścia. Taksówka czekała już na nich na dole. wjechali na autostradę i młody dalej nie wiedział, gdzie jadą, a bał się zapytać. Kiedy skręcili na lotnisko Balice, domyślił, że gdzieś lecą, ale dalej nie wiedział. Do momentu, kiedy Pan wręczył mu wydrukowaną kartę pokładową. Spojrzał i nie wierzył – Rzym.
– Do Rzymu???!!! – wykrzyknął Wojtek do opiekuna
– Tak, tu niespodzianka się w dużej części kończy – uśmiechnął się Jacek
– Ale super niespodzianka!!!
Kiedy przeszli przez kontrolę po chwili okazało się, że nie lecą sami. Dwie inne znane mu już pary, też leciały z nimi. Okazało się, że Mikołaj, cwel Piotra jako nastolatek jeździł na wakacje do Włoch, do swojej mamy, która tam pracowała i całkiem dobrze mówi po włosku.
Zanim po wylądowaniu dotarli do hotelu było już całkiem późno. Zamieszkali w małym hotelu Nizza w samym Rzymie, niedaleko stacji metra. Wszyscy byli zmęczeni, ale i głodni. Mikołaj zapytał więc w recepcji o jakąś knajpkę w pobliżu. Trafili do pizzerii. Kiedy późnym wieczorem wrócili do hotelu, byli tak zmęczeni, że od razu usnęli. Rano, to znaczy około dziewiątej, pojawili się na hotelowym śniadaniu.
– To co proponujesz na dzisiaj Mikołaj? – zapytał radosny od rana Jacek
– Dziś proponuję omijać centralę Kościoła, bo dziś jest audiencja, więc ludzi co nie miara. Przejdziemy się po starym mieście… wiecie Koloseum, Forum Romanum, Circus Maximus, i te okolice… obiad na mieście i późnym popołudniem powrót tutaj, a potem trochę Roma by night z dobrą pizzą. Może być?
Wszyscy się zgodzili. Po chwili na przebranie zeszli na dół i wyruszyli na spacer. Wszędzie było blisko więc chodzili na piechotę. Było przyjemnie ciepło. Jeszcze nie upały, ale już bermudy i krótki rękaw były jak najbardziej komfortowe. Chodziło się bardzo fajnie. Mikołaj powalał swoją wiedzą o Wiecznym Mieście. Nagadowski, jako nadworny historyk, często coś dopowiadał. Było już koło czwartej po południu, mieli powoli wracać, żeby trochę odetchnąć, kiedy Darek obejrzał się i zapytał:
– Jacek, a gdzie ty swojego młodego zgubiłeś?
– Jak to, kurwa, zgubiłeś? – odezwał się brunet
– No, nie ma go w polu widzenia.
Faktycznie Kozubskiego nigdzie nie było. Master wybrał jego numer, ale od razu włączył się komunikat po włosku, chyba, że jest poza zasięgiem. Nagadowskiemu ciśnienie szybko podskoczyło. Zaczął bluzgać, ponaglać do szukania podopiecznego. Piotr, najstarszy z nich próbował go uspokoić.
– Jacek, wyluzuj, Umówmy się tak; Mikołaj i Kuba przejdą się trasą jaką przeszliśmy ostatnią godzinę, bo wcześniej przecież był, nie? – Jacek kiwnął głową potwierdzając – a my tu poczekamy w cieniu. Jak się nie znajdzie, to przecież jest duży chłopiec, jakoś trafi do hotelu…
– Ale on jest pierwszy raz zagranicą…
– No to co, przecież świetnie zna angielski… i nawet coś łapał z włoskiego. Wyluzuj.
Ekipa poszukiwawcza wróciła po trzydziestu pięciu minutach, dość zmęczona, ale nie znalazła zguby. Jacek zdenerwowany i wściekły na młodego szedł z tyłu ekipy. Kiedy tylko weszli do foyer hotelu, zobaczyli wstającego na ich widok blondyna. Nagadowski bez słowa podszedł do recepcji, wziął klucz i suchym tonem odezwał się do podopiecznego:
– Marsz do pokoju! – i podążył za nim.
Reszta grupy nawet nie śmiała się odezwać. Wszyscy poszli do swoich pokoi. Kiedy tylko przekroczyli próg pokoju i Jacek zamknął drzwi, od razu podniesionym głosem zapytał:
– Masz coś na usprawiedliwienie? Możesz to jakoś wytłumaczyć?
Zapadła cisza. Atmosfera zrobiła się gęsta.
– No słucham! Chętnie poznam twoją wersję, cwelu? – dopowiedział ironicznie – choć wątpię, żeby mnie przekonała.
– Przepraszam.
– Dobrze, od tego trzeba zacząć – przerwał mu master.
– Bo chłopaki mi mówili, że lody we Włoszech są bardzo dobre… i kiedy tak panowie stali i rozmawiali chwilę, zobaczyłem elegancką lodziarnię i chciałem sobie kupić lody. Myślałem, że to będzie szybko, ale akurat tego smaku jaki chciałem zabrakło i chwilę trwało, zanim przynieśli, a ja … już zapłaciłem… no i jak wyszedłem to was już nie było i nie wiedziałem, gdzie poszliście.
– A co z komórką? Dlaczego jest wyłączona?
– Wczoraj, chyba ze zmęczenia, zapomniałem jej podłączyć i padła… Ja naprawdę nie chciałem… nie chciałem robić kłopotu i denerwować Pana.
– No i nie udało ci się, cwelu – skomentował Jacek, ale już wyraźnie spokojniejszy.
– Wiesz, co teraz będzie?
Kozubski pokiwał twierdząco głową.
– Co? – zapytał, domagając się odpowiedzi.
– Lanie, proszę pana.
– Zdejmuj spodnie i kładź się na rogu łóżka! I liczysz, zrozumiano? – nakazał
– Tak jest, proszę pana.
Usłyszał charakterystyczny dźwięk wyciągania pasa ze spodni i po chwili spadło pierwsze uderzenie. Było mocne, nawet bardzo mocne.
– Jeden.
Potem kolejne. Każdy mocny. Wojtek miał nadzieję, że nie będzie ich za dużo, albo, że z czasem bedą lżejsze, ale kolejne razy nie potwierdzały jego nadziei. Do dwudziestego piętego, nawet do trzydziestego jakoś szło. W końcu był przyzwyczajony. Standardowa „dawka” u Pana wynosiła dwadzieścia pięć. Później było już gorzej, ale dawał radę. Wiedział, że opiekun chce, żeby był twardy, więc się starał. Kiedy doszli do pięćdziesięciu, myślał, że już koniec. Okazało się, że nie. Przy sześćdziesiątym głośno stęknął.
– Wytrzymaj, młody, nie pękaj! – odezwał się już trochę zasapanym głosem master.
– Sześćdziesiąt jeden
– Sześćdziesiąt dwa
– Sześćdziesiąt trzyyyyy
Po następnym chwila ciszy, stęknięcie i:
– Sześćdziesiąt cztery
– Sześćdziesiąt…. pięć – dodał cichym głosem Wojtek
Jak się okazało to był ostatni pas. Dupa zaczynała pulsować. Może już kiedyś dostał tyle, ale to było bardzo dużo. Po chwili ciszy, Pan ujął go za ramię i cicho powiedział:
– Wstań, młody.
Kozubski wstał, obrócił się w stronę bruneta, ten podszedł, wyciągnął raniona i przycisnął go do siebie, szepcząc do ucha:
– Już dobrze, OK, jest OK Wojtek. Bałem się o ciebie, wiesz?
– Wiem i przepraszam.
Odsunęli się trochę od siebie. Na policzkach Wojtka spływały łzy. Jacek otarł je delikatnie i znowu przysnął do siebie.
– Przeprosiny przyjęte. Już dobrze. Nie rób mi tak więcej, OK?
Młody oparty o szyję bruneta kiwał twierdząco głową i potwierdzał:
– Nie będę, obiecuję… Nie spodziewałem aż tak dużo – dodał z żalem.
– Myślisz, że nie zasłużyłeś?
– Na pięćdziesiąt na pewno.
Nagadowski odsunął się nieco do młodego i wyjaśnił:
– Te piętnaście było za mój wstyd. Wstyd, że mój cwel nie jest mi posłuszny i samowolnie się oddala bez pozwolenia, rozumiesz?
– Tak. Teraz jasne.
– To OK…..
Chwilę tak stali w uścisku. Po czym starszy dodał:
– Wiesz, znowu pokazałeś, że jesteś twardziel. To był ostry łomot i dałeś radę. Gdybym wiedział, że nie dasz już rady już, nie biłbym cię więcej. Ale naprawdę, młody, zasłużyłeś.
– Wiem, wiem. Poprawię się. Nie gniewa się pan już.
Nagadowski znowu spojrzał w twarz podopiecznego i z uśmiechem powiedział:
– Nie, nie. Wszystko OK. Tylko wiesz, co, nie psujmy sobie więcej fajnej wycieczki, co?
– Już nie będę.
– Dobra, połóż się, posmaruję ci dupę, bo inaczej się krwiaki zrobią.
Po czym wyciągnął ze swojej walizki żel przepisany przez Kamińskiego. Posmarował czerwone, a miejscami nawet granatowe pośladki Wojtka. Potem położył się na łóżku obok niego.
– Odczekaj trochę, żeby się wchłonął…
Leżeli tak patrząc w milczeniu na siebie. Co jakiś czas uśmiechali się do siebie. W końcu starszy przyciągnął młodego do siebie i przycisnął do piersi. Potem pocałował w głowę.
– Dasz radę iść z nami wieczorem?
– Chciałbym bardzo. Wiem, że to lanie było za karę, ale może z jakimś przeciwbólowym dam radę. Już i tak panu i innym zepsułem zabawę…
– Eh, ty draniu! – uśmiechnął się do niego Jacek – wiesz, że jak za karę, to powinno boleć, nie?
– Wiem, wiem – odpowiedział zrezygnowany.
– Ale dam ci, pójdziesz z nami, ale bez żadnego narzekania. Najwyżej wezmę jeszcze jedną tabletkę w razie czego. OK?
Wojtek uśmiechnął się i przycisnął do pana.
– No to się zbierajmy, co, bo będą na nas czekać.
W tej chwili rozległ się dźwięk dzwonka komórki Nagadowskiego.
– Tak, daj nam jeszcze kilka minut. Ogarniemy się po bolesnej pogawędce i zaraz będziemy – odpowiedział do słuchawki – A, młody, i portfel do zwrotu, skoro nie umiesz się powstrzymać, to teraz będziesz prosił pana.
Blondyn sięgnął do tylnej kieszeni bermudów i podał portfel z pieniędzmi, jakie dostał jako kieszonkowe. Jacek podał mu tabletkę przeciwbólową, poklepał po policzkach dobrotliwie i pociągnął do wyjścia. Na dole czekała już reszta grupy. Patrzyli na Wojtka z ironicznym uśmieszkiem. Poszli na pizzę, a potem połazili po mieście. W pewnym momencie masterzy oddalili się nieco od cweli, wtedy Kuba odezwał się ze współczuciem:
– Boli?
– Boli jak cholera… to po przeciwbólowym – odpowiedział.
– Nie mogłeś zostać w hotelu? – zapytał Mikołaj.
– Mogłem, pan Jacek mnie pytał, ale pozwolił zdecydować. Nie chciałem tracić i psuć wam zabawy. Już wystarczy, że mieliście popołudnie spieprzone.
– My nie, pan Jacek tak! Był nieźle wkurwiony, ale chyba bardziej bał się o ciebie. Lubi cię, nie?
– Chyba tak, robi się coraz czulszy. Nie, żeby nie bolało… co to to nie, ale chyba mu na mnie zależy.
– To widać. I chyba mu już przeszło – dodał znowu Kuba.
Potem byli już za blisko swoich masterów, żeby swobodnie rozmawiać. Wrócili do siebie po jedenastej. Kiedy się rozebrali, Jacek z uwagą obejrzał dupsko cwela.
– Mam nadzieję, że nie przesadziłem i nie spierdoliłem ci wyjazdu. Potem ci posmaruję jeszcze raz. Z tym dupskiem dasz poruchać?
– Proszę mi dać tę tabletkę, którą pan wziął na wszelki wypadek i za chwilę będę gotowy. Tylko muszę do łazienki.
– Ty, młody, nie bolało cię?
– Bolało, ale chcę być twardy.
– Nie pierdol. Mów, jak boli, Szkoda wyjazdu. Będę miał wyrzuty sumienia, że sam zorganizowałem niespodziankę i ci ją spierdoliłem.
– Jeśli już, to sam sobie ją… no wie pan… Zobaczymy jutro, ale dzisiaj naciąganie i ruch może pomóc… – uśmiechnął się wchodząc do łazienki.
Wymył się, zrobił lewatywę i świeży wyszedł z niej gotowy, a nawet spragniony seksu. Jacek wyminął go w drzwiach. Też się chciał odświeżyć. Po szybkim prysznicu wyszedł gotowy do akcji. Gotowy, bo jego długi kutas już stał na baczność.
– Odwróć się, to cię rozciągnę.
Cwel posłusznie przyjął postawę na pieska. Wkrótce palce nawilżone żelem przyjemnie rozciągały dziurę. Blondyn mimo lekkiego bólu, starał się współpracować jak potrafił.
– Obróć się na plecy, chcę widzieć, czy cię boli. Chcę cię widzieć. Połóż się na skraju łóżka, żeby jak najmniej dotykać dupą podłoża, OK?
Wojtek pokiwał głową. Jacek rozprowadził sporą ilość żelu po swoim kutasie i delikatnie wchodził w blondyna, obserwując uważnie jego reakcje. Ten zaś za wszelką cenę, chcąc poczuć bruneta w sobie, starał się nie pokazywać bólu. Powoli starszy wszedł na całą długość. Młody pokiwał głową, że jest OK. Z każdą chwilą ból ustępował miejsca rosnącej przyjemności. Zwłaszcza, że Jacek znając dobrze, tę dziurę, wiedział, gdzie szukać „przycisku” szczęścia. Kiedy pierwszy raz trafił, wielki krzyk wydobył się gardła cwela. Jacek słysząc to nakręcił się jeszcze bardziej. Nie zapominając, że młodego może boleć, starał się o to, żeby sprawić jeszcze większą przyjemność. Kiedy obydwaj doszli byli zmęczeni, ale szczęśliwi.
– Jest pan niesamowity!
– Ty też, z granatowym dupskiem się ruchać, to jest coś.
– W pewnym momencie, zapomniałem, że coś mnie boli.
– A teraz, teraz nie tylko dupa, ale i dziura. Dawaj, posmaruję, bo jutro będziemy przecież chodzić.
– Jest pan bardzo troskliwy…
– Po prostu dbam o ciebie. To też jest moja rola, nie?
Wykończeni, szybko zasnęli.
Rano kiedy pojawili się na śniadaniu, powitały ich ironiczne uśmieszki pozostałych. Szczególnie, masterów. Piotr w pewnym momencie stwierdził:
– Dość hałaśliwe było to wasze godzenie się.
– Godzenie? – zapytał Nagadowski
– No, po wczorajszym – doprecyzował Darek.
– Panowie, nie wiecie wiele o naszej relacji. My się musimy godzić, bo my się na siebie nie gniewamy, nie młody.
Wojtek, w cudownym nastroju, mimo bólu dupska potwierdził:
– To prawda, pan Jacek załatwia sprawę mocno, szybko i potem jest od razu OK. Wczorajsze hałasy nie były godzeniem się… – dodał zawstydzonym, bo to głównie on krzyczał.
– Po twoich wrzaskach można wnioskować, że było dobrze! – skomentował Darek.
Twarz Wojtka nabrała koloru cegły.
– Dajcie mu spokój. Was też było słuchać, więc nie czepiajcie się młodego.
Drugi dzień wycieczki był poświęcony Watykanowi. Najpierw Muzea Watykańskie, potem bazylika św. Piotra w środku, a potem wjazd na kopułę. Wreszcie plac św. Piotra i via di Conciliazione aż do Zamku Anioła. W piątek wybrali się na plażę do Ostii i cały dzień opalali się i trochę pluskali w morzu, chociaż nie było jeszcze zbyt ciepłe. W sobotę pozostałe bazyliki, via san Giovanni, miejsce spotkań rzymskich gejów. Próbowali nawet wejść do któregoś z gejowskich klubów, ale wszędzie skrupulatnie sprawdzali wiek, więc z Kozubskim się nie dało. Wrócili więc do hotelu, po stosunkowo wczesnej kolacji. Jacek wziął cwela ostro, ale długo nie pozwalając mu się spuścić. Po krótkim odpoczynku uśmiechnął się do Wojtka i powiedział:
– Teraz trzeba jakoś zaradzić twojemu cierpieniu, co?
Wojtek uśmiechnął się i pokiwał głową twierdząco, przygryzając zalotnie wargi.
– Połóż się na plecach.
Podszedł do swojej walizki i ku zdumieniu Kozubskiego, wyciągnął z niej dwa krawaty. Przecież niepotrzebne im krawaty.
– Daj ręce do przodu!
Sprawnie związał my nadgarstki i przywiązał do szczebli łóżka na którym leżeli. Potem związał mu nogi w kostce i przywiązał do jednej z nóg łóżka. podniósł żel z podłogi, rozprowadził po swojej dłoni i delikatnie dotknął kutasa cwela. Ten drgnął natychmiast. Jacek wziął go w dłoń i zaczął posuwać energicznie. Nie trzeba było dużo, bo po wcześniejszym ruchaniu był pełen spermy, gotowy wystrzelić. Master bawił się z młodym długo. Kiedy ten prawie dochodził, przestawał i uśmiechał się złośliwie.
– Proszę, już chcę strzelić! – wołał błagalnie.
– Jeszcze nie, młody, jeszcze chwilę
– Ale boli, już nie mogę…
– Ty, taki twardziel?
– To niech mnie pan zleje pasem, ale pozwoli dojść, proooooszę… – płaczliwym głosem błagał Kozubski.
Kiedy wreszcie brunet się zlitował i doprowadził do wytrysku, ten był niesamowicie obfity, a blondyn odetchnął z ulgą. Leżeli chwilę spokojnie, w milczeniu. Po czym Jacek zaczął uwalniać uległego z więzów. Potem położył się obok niego, położył go na sobie na plecach. Obaj czuli bicie swoich serc.
– Jak ci się podoba wycieczka? – zapytał Wojtka.
– Super, dziękuję.
– Twoja dupa, gdyby mogła mówić, to by chyba tak nie wykrzyknęła, co?
– Miałaby pretensje tylko do właściciela, że tak spieprzył początek, ale nie do organizatora.
– Hehe, wiesz młody, jest dużo rzeczy, które robię pierwszy raz z partnerem, jeśli tak można to określić. Na przykład to, co teraz. Nigdy wcześniej nie leżałem tak z cwelem, z masterem zresztą też.
– I czuje się pan z tym dziwnie?
– Nie, całkiem spoko. Sam się dziwię, ale chcę tej bliskości z tobą. Wychodzi jakoś tak sama, niewymuszona. To przytulanie, na przykład, po laniu też tak samo wyszło, leżenie po sesji na moich kolanach podobnie. To coś nowego, wiesz? Chciałem tak pobyć z tobą, nie wiem, czy tak to określić, intymnie, bo jutro chłopaki chcą jakieś pijaństwo odstawić. A ty jak się z tym czujesz?
– Ja? Odjazdowo! Nie mam żadnego porównania, ale czuję, że taki układ mi odpowiada. Pan mnie ćwiczy, czasem boleśnie, ale dzięki temu się nie rozłażę, no i osiągnąłem to, co osiągnąłem. I pan się mną opiekuje, troszczy. Kiedy trzeba jest twardy i stanowczy, ale czasem, tak jak teraz, bliski, ciepły. Ciekawe, że czuję, że zawsze akceptujący.
– Z tym ostatnim się zgadzam w pełni. Jesteś, w jakiś dziwny dla mnie sposób, mi bliski i dla mnie cholernie ważny, wiesz. Wiesz, nawet jak przedwczoraj cię lałem, to były we mnie dwa uczucia, złość, że musiałem się tak bać o ciebie, i przekonanie, że chcę ci pomóc być odpowiedzialnym, bo kiedyś mnie zabraknie. Nawet jak cię muszę tłuc, to to jest dla twojego dobra. W dodatku ty to tak spokojnie przyjmujesz i nie masz focha, ale się cieszysz… hmmm
– Bo wiem pan, boli czasem bardzo. To ostatnie lanie było na granicy… mówiąc prawdę, jakby przyszedł jeszcze jeden albo dwa pasy, to chyba bym nie dał rady…
– Wiem, sorry przesadziłem, ale było mi też wstyd, kiedy pozostali mi wygadywali, że robisz coś po swojemu…
– Nie szkodzi… no i wiem pan, wiem, że zasłużyłem na lanie i pan mnie nauczył, żeby je przyjmować jak facet… Ale ważniejsze są dla mnie te momenty bliskości po laniu. To jest bezcenne… absolutnie cudowne… porównywalne chyba tylko z najlepszymi orgazmami, jaki mi pan zafundował… Głupie, nie, to znaczy na innym poziomie, ale tak bym to porównał.
Jacek odwrócił cwela i wpił się w jego usta. Ostro i gwałtownie się całowali. Chwilę tak leżeli, kiedy starszy odezwał się:
– Odwróć się, bo mnie pobudzasz, a nie ma już siły i byłaby tylko kicha z tego. Ty też już, po tym co ci zrobiłem, nie tryśniesz, więc szkoda porażki.
Jeszcze trochę tak leżeli, w końcu zmęczeni zasnęli. Była już zupełna cisza w hotelu i ciemno, kiedy Jacek połamany niewygodną pozycją się obudził. Nie chciał budzić uległego, ale obaj kleili się od spermy.
– Hej, młody, musimy się wykąpać.
– Nie mam siły, jutro rano – wymamrotał zaspany
Siarczysty klaps obudził go wystarczająco.
– Nie pozwalaj sobie za dużo. Dalej jestem twoim masterem i masz być posłuszny zrozumiano.
– Tak jest proszę pana, przepraszam.
Wzięli razem szybki prysznic i poszli spać.
W sobotę łazili trochę to tu, to tam, gdzie ich Mikołaj ciągnął, ale już bez specjalnego entuzjazmu. Kiedy wreszcie wrócili do „bazy”, zrobili porządną sjestę i cały wieczór siedzieli w pobliskiej knajpie. Wojtek, z racji wieku, pił tylko colę i soki, Nagadowski wypił kilka drinków, ale bardzo spokojnie kontrolował sytuację. Natomiast ich kompani tak się upili, że trudno ich było dostarczyć do pokoi.

Niedziela rano była dosyć leniwa. Trzeba było wyleczyć kaca. Jacek z Wojtkiem wykorzystali czas na bieganie i ćwiczenie. Później szybki obiad i podróż na lotnisko. Po odprawie okazało się, że ich lot ma dwie godziny opóźnienia.
– Kurwa, a tak dobrze szło – odezwał się nerwowo Darek
– Dobra, i tak nie mamy na to żadnego wpływu. Chodźmy gdzieś w kąt i pogadajmy o ostatnich dniach – zaproponował Piotr.
Wszyscy zgodzili się.
– Wiesz, Wojtek, pierwszą propozycją pana Jacka był Londyn, ale tam obok zabytków największą atrakcją są kluby gejowskie, a tam pilnują wieku, więc odpadło. Tak zresztą jak tu, nie udało się wejść do klubu. Może po twojej osiemnastce, co? – powiedział Mikołaj patrząc wymownie na Nagadowskiego.
– Zobaczymy, ale jak nam zginie w Londynie, to przejebane – powiedział dowcipnie brunet.
– A tobie, jak się podobało? – zapytał Wojtka wprost Darek.
– Bardzo, dzięki za towarzystwo, za wsparcie, za wyrozumiałość. Było super i sorry za mój wyskok.
– Ej, młody, nie przejmuj się. Zresztą twoja dupa chyba jeszcze pamięta ten wyskok.
Kozubski spalił cegłę i pokiwał głową. Jacek natomiast przycisnął go do siebie z wielką czułością i rozczochrał mu fryzurę. Tymczasem zauważyli, że ustawia się kolejka do samolotu. Szybko więc ustawili się. Wrócili zmęczeni i pełni wrażeń. Kiedy Jacek z Wojtkiem wrócili do domu, uległy rzucił się na szyję bruneta i zaczął go ściskać i całować.
– Dziękuję, dzięki, jest pan taki dobry dla mnie…
– Młody, spokojnie, ja też ci dziękuję, bo dzięki tobie czuję się szczęśliwszy. Nie rozstajemy się, więc chodźmy spać. Znajdziemy jeszcze czas, żeby pogadać.
– Oczywiście, proszę pana, tylko jestem taki szczęśliwy, że nie mogłem się powstrzymać.
Nagadowski jeszcze raz uścisnął mocno cwela i pocałował w czoło.
– Widzę, widzę i się strasznie cieszę. Jestem szczęśliwy, z tego, że jesteś szczęśliwy.

W poniedziałek obaj obudzili się z poczuciem, że niestety codzienność wraca. Po zaprawie porannej siedzieli w kuchni i jedli śniadanie.
– W sobotę idziesz na osiemnastkę, nie? – odezwał się Nagadowski
– Uhhy – potwierdził z pełnymi ustami blondyn – z Zuzą.
– Hmm, właściwie się nie znacie. Może byś ją zaprosił na kawę i byście pogadali, wiesz, ustalili co macie mówić… – włożył sobie od ust kolejną łyżkę musli – no, czy jesteście tylko kolegami, przyjaciółmi, czy parą? – uśmiechnął się zawadiacko.
– Dobry pomysł dziękuję. Napiszę jej SMSa i umówię się.
– OK. Wiesz co, zapłać rachunki, OK. Robiłeś to już, a ja zapomniałem przed wyjazdem. Wejdź ze swojego kompa OK? Tylko nie bądź za bardzo ciekawski, nie przeglądaj historii transakcji.
– OK. Dobrego dnia.
– A, i nie zapominaj włączać dzwonka po szkole, bo potem nie mogę się do ciebie dodzwonić.
– Postaram się.
– Nie postaram się, ale wypełnię, polecenie, jasne?
– Tak jest, proszę pana.

*********

Ja – Cześć Zuzia, Tu Wojtek. pamiętasz, że w sobotę idziemy na osiemnastkę do mojego kumpla, Dawida?
Zuzia – Jasne, nie mogę się doczekać.
Ja – To może byśmy poszli gdzieś na kawę? Wiesz pogadali…
Zuzia – Super. To może na Starym Mieście, gdzieś koło Rynku?
Ja – OK. To spotkajmy się na Rynku, pod Adasiem, a potem wybierasz knajpę. Jutro? o piątej, pasi ci?
Zuzia – Jasne, super, to nara.
Ja, No, nara.

– Cześć Zuza – Wojtek pierwszy ją odnalazł w tłumie pod pomnikiem Mickiewicza. W tłumie, bo akurat była jakaś wycieczka szkolna.
– Cześć. Super, dzięki za zaproszenie. Ale… czemu Rynek, tu jest drogo?
– Wiesz, ja za bardzo nie znam kawiarni, a tu jest łatwiej. Nie martw się, stawiam. To gdzie idziemy?
– Tu jest takie fajne miejsce, Magia cafe z tyłu za Mariackim.
– OK. Prowadź.
Usiedli, zamówili caffe latte. Wojtek czuł się niezręcznie, ale Zuzia nie miała żadnych problemów.
– To, chciałeś żebyśmy się poznali, tak.
– No tak, przede wszystkim, ale potem też, żebyśmy mieli wspólną wersję na imprezie.
– Aha.
– No, bo wiesz, moi kumple niewiele wiedzą o moim życiu poza szkołą.
– No tak, Jacek cię trzyma krótko, nie? – zauważyła Zuza bez ogródek.
– To też, ale wiesz, on na mnie wydaje kupę forsy i skoro jest na dwóch facetów, to ja się lepiej czuję, jak to ja ogarnę, wiesz.. mieszkanie, pranie, prasowanie i tak dalej…
– Jasne…
– Poza tym mam furę zajęć poza szkołą, anglik, basen, siłownia, teraz prawko, no i kucie. Wiesz, pan Jacek pomógł wyjść ze strasznego doła w budzie i dla siebie i dla niego nie chcę tego spieprzyć. No więc nie mam czasu poza szkołą.
– Rozumiem.
Posiedzieli dobre dwie godziny. Opowiedzieli sobie o sobie. Kozubski był coraz bardziej wyluzowany, żartował…
– No, Zuza, ja jeszcze muszę ogarnąć to i owo.
– Co, twój troskliwy opiekun ci wyznaczył czas? – spytała złośliwie.
– Nie, aż tak to nie, ale jutro też jest dzień. Super się gadało i będziemy w kontakcie, nie… – odpowiedział blondyn, w ogóle nie obrażony.
– Jasne, musimy się kiedyś umówić. To nara.

W piątek Nagadowski wrócił z pracy późno. W sobotę, po zaprawie porannej, śniadaniu, „drugim śniadaniu” przynajmniej dla uległego, w postaci świeżej spermy od Pana, usiedli chwilę na drugą kawę.
– O której masz być na imprezie i gdzie? – zapytał jak zwykle konkretny brunet
– Na ósmą, ale pod Sieprawiem. Tam jest jakaś mała knajpa, która Dawid wynajął.
– To zawiozę was, nie?
– Może jakoś dotrzemy, będzie pan jeździł dwa razy?
– Zawiozę was. Jak mówisz, „może” to znaczy, że już oblukałeś sprawę i nie jest łatwo…
– No tak – potwierdził Wojtek, kiwając głową.
– Poza tym nie będę potem szukał po ciemku. Jak za dnia zobaczę, to łatwiej będzie trafić w nocy. Dobra. Masz dużo na głowie teraz… jak obczaję jedzenie na tydzień i wstawię pranie, a tobie zostawię prasowanie, nie? … wiesz, że tego nie cierpię. A, i mój pokój ogarnę sam. A ty wiesz, co masz do roboty. W przerwie zapraszam na super obiad – uśmiechnął się do cwela i wyszedł z kuchni.
Przed siódmą Kozubski odstawiony w nowiutkie levisy i t-shirt z marynarką w rękach, pachnący i świeży, zapukał delikatnie do pokoju pana. Ten zaraz pojawił się w drzwiach.
– O kurwa, jakby nie to, że musisz jechać to bym cie puknął tu, w przedpokoju. Ciacho jesteś, wiesz? Żeby Zuza się tylko nie zakochała w tobie…
Młody uśmiechnął się tylko, kiwając z politowaniem. Tymczasem brunet idąc włożyć buty, poklepał go po policzku i krótko, ale głęboko i soczyście pocałował. Pojechali po partnerkę, a potem do Dawida.
Jacek nawet nie wracał do domu, tylko wpadł do doktorka na dyżur. Na oddziale było na szczęście spokojnie, dlatego w gabinecie mogli spokojnie pogadać. O północy master pojechał po nich z powrotem. Może minutę po pierwszej pojawili się w drzwiach lokalu. Wcześniej umówili się, że nie będą wzbudzać sensacji i ustalili gdzie brunet będzie na nich czekał.
– No jak tam ptaszki? – odezwał się do nich
– OK – odparł zdawkowo Wojtek
Jacek odwrócił się, żeby spojrzeć na dziewczynę. Była lepszym humorze, ale rewelacji nie było.
– Co jest dzieciaki, coś się stało?
– Nie, ale dobrze, że przyjechałeś – zaczęła wyjaśniać dziewczyna – Jakoś sztywno było. Może dlatego, że cały czas byli starzy Dawida. Oboje z kijami w dupach.
– Rozumiem, a ja myślałem, że tylko ja jestem takim dupkiem, co młody.
– Pan nie jest no…- odpowiedział młody
– Dupkiem… mam nadzieję. Czasem chyba jestem, ale może do wytrzymania.
– Bez porównania…

Niedzielna zaprawa była później, ale za to dłużej i intensywniej. Po sutym śniadaniu siedzieli w salonie przy dobrej kawie.
– Rzeczywiście było tak słabo na tej imprezie – zapytał Jacek
– No, starzy ciągle siedzieli miedzy nami, rozmawiali, pytali, kto jest kto… żeby jeszcze byli luzaccy, ale oni strasznie sztywni. Przed chwilą Dawid przysłał mi SMSa z przeprosinami, że starzy tak mu spieprzyli osiemnastkę.
– No to porażka, nie… Zmachany?
– Trochę tak, ale fajnie…
– OK. To, co gotowy na zabawę sondami?
– Yhy, może być… – spojrzał na pana pożądliwie.

Po południu, po lekkiej przekąsce zaczęli sesję. Było to, co zwykle. Oklep dupska, ruchanie, nawet trochę zabawy kutasem, oczywiście Wojtka kutasem. W pewnym momencie, kiedy odpoczywali, Jacek założył rękawiczki i Wojtek już wiedział, że doszli do zabawy sondą. Z jednej strony poczuł skok adrenaliny, z drugiej determinację, żeby przez to przejść, niezależnie, czy mu się spodoba czy nie.
– Wiesz, młody, pomyślałem, że skoro ja to już zrobiłem nie raz, to najpierw zrobię to sobie a potem tobie, OK?
Młody kiwnął głową.
– Dobra, to postaw mi kutasa – dodał starszy.
Wojtek od razu przyssał się ustami do jego chuja. Ten szybko zareagował i zaczął się naprężać.
– Wystarczy.
Z etui z sondami wziął jedną, średniej grubości, obficie nasmarował żelem i zaczął ją wkładać w dziurkę, jednocześnie drugą ręką obejmując kutasa i lekko poruszając. Blondyn miał wrażenie, że panu się podobało, bo ciężko wzdychał, a jego kutas stał na baczność. Sonda weszła do końca, a nawet na chwilę się schowała w środku. Jeszcze trochę się pobawił, wyciągnął całkiem i położył osobno.
– Jesteś zdecydowany?
– Tak, zróbmy to, chcę zobaczyć jak to jest.
– OK. Wezmę najcieńszą, na początek… tylko wiesz, że w każdej chwili możesz przerwać, nie?
– Tak, ale chcę.
Nagadowski ujął kutasa cwela w dłoń i zaczął poruszać, żeby go pobudzić. Kiedy uznał, że wystarczy, poprosił Wojtka, żeby ten się masturbował, a sam założył nowe rękawiczki i wziął najcieńszą sondę i zaczął delikatnie, obserwując uważnie uległego, wkładać pręt do środka. Wojtek poczuł rozpieranie, dość niewygodne, ale nie bolesne. Skoro z najcieńszą poszło nieźle, Jacek wziął potem grubszą i pokazał podnieconemu cwelowi drugą w kolejności. Ten kiwnął potakująco głową na znak zgody. Doszli do czwartej. Kiedy brunet ją wyjął zaczął szybkimi ruchami walić konia cwelowi. Kiedy wreszcie trysnął, to była fontanna i to bardzo wysoka. Niezły orgazm. Miewał lepsze, ale ten był niezły. Potem Jacek pocałował kutasa i póżniej usta podopiecznego szepcząc mi do ucha:
– Dzięki, młody, chodźmy się umyć.
Poszli do łazienki doprowadzić się ładu. Jak zwykle potem pan zadbał o posiniaczoną dupę cwela, kładąc na nią okład. Usiadł na sofie i położył sobie głowę Wojtka na kolanach. Chwilę milczeli. Wreszcie Jacek zapytał:
– I jak?
– Super, ja zwykle z panem…
– Ale pytam o sondy.
– Hmm, OK.
– OK, ale dupy nie urywa, nie? Choć w tym wypadku trzeba chyba powiedzieć, chuja nie urywa…
– Nie, nie urywa. Nie było jakoś szczególnie nakręcające… ale strzał był super.
– To, co? Czasem możemy, ale nie będzie to twoja ulubiona zabawa.
– Yhy
Odpoczywali jeszcze z pół godziny. Potem starszy poszedł zrobić coś do jedzenia. Kiedy siedli do stołu.
– Młody, wiesz, że za tydzień, w niedzielę lecę do rodziny?
– Tak, proszę pana.
– Chciałem o tym z tobą pogadać.
Cwel nic nie odpowiedział, ale całą swoją postawą pokazywał, że czeka na to, co powie jego pan.
– Znasz juz trochę swoje słabe strony, nie? – Wojtek milczał – że się łatwo rozleniwiasz, to, co jest trudniejsze odkładasz na później, potrafisz się na długo zamyślić…
Kozubski kiwał nieznacznie głową, potwierdzając słowa Nagadowskiego
– …. a masz przed sobą sporo pracy… egzamin Profi… co prawda pani Jola twierdzi, że bez problemu dasz sobie radę, ale poprosiłem ją o powtórki, potem masz wewnętrzny egzamin z prawa jazdym no i szkoła, to prawie koniec roku, żebyś nie odpuścił… dlatego przez te dwa tygodnie będziesz mieszkał u pana Piotra. Mikołaj ci odda swój pokój, żeby ci nikt nie przeszkadzał, ale na moją prośbę obaj bedą cię pilnować. Na weekendy będziesz wracał do domu i będzie z tobą pan Grzegorz. Wiem, że macie dobry kontakt, ale jego też prosiłem, żebyś odpoczywał, ale nie przepuszczał całego weekendu, co? OK? To tylko dwa tygodnie. Nie to, że ci nie ufam, ale też trochę cię znam, więc trochę się boję, że bez kontroli odpuścisz, chociaż sam tego nie chcesz, ja też nie chcę.
Zaległa cisza.
– Powiedz coś! – próbował przerwać ją Jacek
– Nie chcę, żeby pan jechał… – odezwał się cicho Wojtek.
– Młody, to wesele mojego brata. Nie mogę nie jechać. Poza tym to nie fair, nie sądzisz? Jestem dla ciebie zawsze… Jadę tylko na dwa tygodnie. Poza tym masz furę roboty. Zabezpieczyłem cię jak mogłem.
– Rozumiem. Nie mam przecież pretensji, że pan jedzie na ślub brata, ale będę się czuł niepewnie bez pana.
– Wojtek – zbliżył się do cwela, objął jego twarz swoimi dłońmi i skierował jego wzrok na swoją twarz – Wojtek, posłuchaj. To tylko dwa tygodnie. Mamy skypa, whatsupa. Będziemy w kontakcie. Poza tym Piotr i Grzegorz bardzo cię lubią i pomogą ci we wszystkim, OK?
– Jasne. Dam radę. Nie zawiodę pana, na pewno! – odpowiedział zdecydowanie blondyn.
Jacek pocałował go w czoło.

Tydzień minął bardzo szybko. Był bardzo intensywny. Seks, bardzo intensywny, jakby chcieli obaj mieć go tyle, żeby starczyło na dwa tygodnie celibatu. Szukanie prezentów dla rodziny, pakowanie pana. Dla cwela intensywne powtórki do egzaminu CERTIFICATE OF PROFICIENCY IN ENGLISH. Niby szło nieźle, ale zawsze stres jest. Poza tym jazdy na prawo jazdy i ćwiczenie testów na komputerze, no i szkoła, sprawdziany, odpowiedzi…
W sobotę sesja przed wyjazdem. Bardzo intensywna. Obaj wieczorem byli wykończeni ale szczęśliwi. Chceli się sobą nacieszyć, nasycić. Blondyn był dodatkowo mocno obolały, bo jego pan chciał chyba, żeby przez dwa tygodnie ból przy siadaniu przypominał o nim. W niedziele rano, wyjątkowo, odpuścili poranną zaprawę. Wstali jednak wcześnie, bo Mikołaj od pana Piotra miał odwieźć Jacka na Okęcie.
– Młody, co jest, nie zawieszaj się. Pamiętaj, jesteś twardzielem, nie? – odezwał się Nagadowski przy śniadaniu.
– Tak , tak – ocknął się z zamyślenia – już się zbieram w sobie. Będzie dobrze – uśmiechnął się do pana.
– No myślę, nie chciałbym być w twojej skórze, kiedy wrócę i okaże się, że coś spieprzyłeś.
Po śniadaniu pili już kawę. Jacek usiadł bliżej podopiecznego, także prawie stykali się kolanami.
– Wojtek, posłuchaj, żartowałem. Świat się nie zawali jak Profi pójdzie słabiej, czy prawko się odwlecze, ale mimo to, jestem pewny, że ty też chcesz mieć to za sobą, nie? Szkoda na końcu spitolić, to na co ciężko pracujesz tyle czasu… Bądź dzielny! Jesteś dobrym, posłusznym cwelem, bądź też taki przez te dwa tygodnie. Niech to będzie trochę taka weryfikacja, że nawet jak pan jest daleko to jesteś dalej jego cwelem, OK?
– Będę, obiecuję – odpowiedział Wojtek.
– Zaraz powinien być Mikołaj. Chodź, bo widzę, że chcesz się popieścić.
Uległy usiadł na kolanach bruneta, a ten go mocno przycisnął do siebie.
– Będziemy w stałym kontakcie, dobra. Zaraz jak dolecę to dam ci namiary na moją amerykańską komórkę, żebyś mógł mnie wszędzie złapać na whatsupie, co?
– Dziękuję, że mogę z panem jechać na lotnisko…
– No, co ty, nie wyobrażam sobie inaczej… Młody damy radę, co?
Sam się dziwił swojej reakcji. Jeszcze nie wyjechał, a już czuł, że będzie tęsknił za tym gówniarzem. Po chwili domofon oznajmił, że Mikołaj już jest. Zebrali się szybko i zeszli do samochodu. W samochodzie siedli z tyłu. Byli cały czas blisko siebie. Trochę rozmawiali, trochę przysypiali. Mikołaj co jakiś czas spoglądał lusterko wsteczne. Kiedy dojeżdżali do Okęcia starszy odezwał się:
– Młody, proszę, bez scen na lotnisku. Obcałuj mnie jak chcesz tutaj, a przed ludźmi zachowuj się – powiedział z uśmiechem.
Rzeczywiście, Wojtek przyssał się na długo do pana. Przestał dopiero kiedy Jacek odepchnął go mocno od siebie, bo zatrzymali się przed wejściem. Wyszli szybko, bo Mikołaj musiał odjechać. Check-in poszedł sprawnie. Tymczasem w hali odlotów pojawił Mikołaj. Odeszli trochę w ustronne miejsce.
– Wojtek, z Londynu też ci prześlę wiadomość, jak mi idzie. Znasz numery moich lotów to możesz śledzić gdzie jestem. Dam ci znać, jak dolecę, o ile to nie będzie tutaj noc. Szybko mnie zobaczysz. Zajmij się tym, co masz do zrobienia, OK? Jak będziesz miał problem, to dzwoń, a jak nie odbiorę to, wyślij wiadomość, to oddzwonię, jak będę mógł.
– Dzięki, będę dzielny. Zobaczy pan. Będzie pan ze mnie dumny.
– Jestem, już jestem i jeszcze będę. Dobra… bo się popłaczemy jeszcze. Cześć, idę już. Cześć Mikołaj dzięki. Jedźcie spokojnie – zwrócił się jeszcze do drugiego towarzysza podróży.
Wojtek odprowadzał wzrokiem Jacka, kiedy Mikołaj klepnął go w plecy mówiąc:
– Młody, nic nie wystoisz. Jedziemy. Za dwa tygodnie będziesz tu witał pana Jacka.
Wsiedli do samochodu. Dłuższą chwilę jechali w milczeniu. W końcu cwel Piotra postanowił przerwać ciszę:
– Wiesz Wojtek, było super patrzeć na waszą relację. Widać, że zależy wam na sobie nawzajem. Ja tam nie potrzebuję takich czułości, ale widać, że między wami jest silna więź.
– Z mojej strony była chyba wcześniej, ale cieszę się, że ze strony pana jest też coraz lepsza.
– A to nie jest tak, że jest łagodniejszy jako master?
– O! Co to, to nie. To robi się coraz fajniejsze u niego. Nic nie stracił z ostrości, z wymagań, ale potem jest super móc się poprzytulać, być w jego silnych ramionach, czuć ciepło jego ciała, jego oddech. Mówię ci wygrałem los na loterii.
Potem zapadła cisza, którą przerwał sam Kozubski
– Co nie znaczy, że nie ma trudności. Ciągle się siebie uczymy, ale teraz jest fajny czas, ale jak widzisz, nie do końca mi ufa, że dam radę ze wszystkim, dlatego macie mnie pilnować…
– No właśnie, mamy cię pilnować, żebyś się uczył głównie. Nie martw się. Piotr czasami jest ostry, nawet bardzo, ale to super facet…
Całą drogę to milczeli, to słuchali radia, to wymieniali uwagi na różne tematy. Droga minęła szybko.

Kozubski nawet się nie spostrzegł kiedy minęły prawie dwa tygodnie. Panowie Piotr i Mikołaj rzeczywiście ostro go kontrolowali i każda próba poluzowania sobie była tępiona. W czwartek drugiego tygodnia pan Piotr przy kolacji zaczął dziwną rozmowę.
– Młody, słuchaj, może byś nie jechał na weekend do was, tylko został z nami. Zobaczysz jak się bawimy z Mikołajem. Będzie też inny cwel, który czasem do nas dołącza. Poznasz coś nowego. Może miło zaskoczysz pana Jacka?
– No nie wiem, musze zapytać czy mogę. Polecenia pana Jacka były jasne.
– Ja już próbowałem z nim o tym gadać, ale może jak ty poprosisz będzie łatwiej.
– OK. Zapytam.
Po kolacji Wojtek czekał na skypa z Nagadowskim. W pewnym momencie usłyszał dźwięk skypa i szybko odebrał:
– No co tam, cwelu? Już nie długo. Pojutrze wsiadam do samolotu i lecę do ciebie, e..
– Tak, już nie mogę się doczekać.
Potem rozmawiali o bieżących sprawach. Kozubski był świeżo po PROFI, więc opowiadał co było na egzaminie, jak idzie kurs prawa jazdy, co w szkole i jak się czuje w domu pana Piotra.
– Właśnie, jeśli chodzi o pana Piotra, to namawia mnie, żebym obejrzał ich sesję w sobotę. Zgodziłby się pan?
– Nie, raczej nie. To nie dla ciebie, młody. Przynajmniej jeszcze nie dla ciebie.
– Ale ja bym się tylko przyglądał. Nic więcej.
– Naprawdę tego chcesz? Piotr jest hardkorowy, znam go.
– Obiecuję, że nic nie będę robił, tylko obserwował.
– Młody, nie wiem, nie jestem przekonany… kurwa, chyba nie.
Widać było na ekranie, że Jacek intensywnie myśli.
– Dobra, Wyślę ci wiadomość z moją decyzją. Muszę jeszcze pogadać z panem Piotrem. Wiedz, że nie jestem zachwycony tym pomysłem.
Rozłączył się, chyba zdenerwowany. Rano zobaczył na whatsupie wiadomość: „Niechętnie, ale zgoda. Daj znać jak było. Twój pan”
Kiedy wstał rano i zobaczył wiadomość, był bardzo podekscytowany. Po porannej zaprawie wpadł do mieszkania Piotra na śniadanie uradowany zakomunikował, prawie krzycząc:
– Zgodził się! Pan Jacek zgodził się!
– Długo musiałem go przekonywać. Masz baaardzo troskliwego Pana – odpowiedział z uśmiechem gospodarz – ale to dopiero w sobotę po południu, wiesz? Więc do tego czasu pracujesz, uczysz się… i wiesz. No i idziesz do szkoły i tam nie dajesz się, zrozumiano?
– Tak jest, proszę pana.
Mikołaj też ma jeszcze kilka zaliczeń i egzaminy, więc musi kuć.
W szkole Wojtek zdobył dwie dobre oceny. Kiedy wrócił, zabrał się do pracy. Wieczorem Piotr zarządził godzinę luzu dla obu cweli i oglądali stare komedie Chaplina. Podobnie było w sobotę do południa. O dziwo, w odróżnieniu od zwyczajów Nagadowskiego, zjedli dobry obiad. Sesja zaczęła się po czwartej. Przyszedł jeszcze Marek, cwel, który dołączał do nich w niektóre weekendy. Zaczęło się w miarę spokojnie. Chociaż serie lania były ostre, to ilość uderzeń była mniejsza niż te, które Kozubski dostawał od Jacka. Było trochę zabaw, które znał, podwieszanie, sling, sondy, ale były klipsy na jądrach, kutasie i sutkach. Ogólnie dość fajnie, chociaż ostro. No i oczywiście jebanie. Tu, Wojtek mógł dostrzec jakim ogierem jest jego pan, bo nie dość, że ci musieli robić długie przerwy, co oznaczało, że brakuje im kondycji, to i możliwości ruchania też mieli mniejsze niż jego pan. Było już gdzie dobrze po dziesiątej, kiedy pan Piotr zaczął intensywnie rozciągać obu cweli. Brunet nie bardzo wiedział po co, bo po ruchaniu ich dziury musiały być jeszcze całkiem luźne. Jednak kiedy zobaczył, że master wkłada całą dłoń, a potem nawet kawałek przedramienia do dupy Mikołaja, cała treść obiadu pojawiła się w przełyku. Wojtek wyskoczył do łazienki i w ostatniej chwili trafił do muszli. Kiedy już wyleciał pierwszy rzut, Kozubski wstał, wyszedł z łazienki i skierował się prosto do wyjścia. Drzwi trzasnęły i chyba dopiero wtedy uczestnicy zabawy zorientowali się, że coś nie tak. Tymczasem Wojtek wybiegł z klatki i biegł przed siebie. Było już ciemno. Biegł ile sił i zatrzymał się , kiedy zobaczył teren zielony. Okazało się, że to Park Lotników Polskich, bo mieszkanie Piotra i Mikołaja było pomiędzy Krakowem a Nową Hutą. Blondyn biegł chwilę alejkami parkowymi aż w końcu zatrzymał się i usiadł na ławce. Chwilę potem znowu wymiotował, ale już tylko treścią żołądkową. Jeszcze trochę go rwało. Zaczął się trząść i płakać.

Siedział na ławce. Nie wiedział jak długo. Miał wrażenie, że jego mózg się zablokował. Widział tylko rękę Piotra w chudej dupie Mikołaja. Był jak zawieszony. Nagle z tego stanu wyrwała go znajoma melodia. „Master of puppets”. To jego master. Musiał już wiedzieć.
– Tak, słucham – odpowiedział beznamiętnym głosem.
– Kurwa, cwelu, gdzie ty jesteś – zapytał wyraźnie zdenerwowany Jacek.
– Nie wiem, w jakimś parku… chyba… – odpowiedział jak maszyna
– Młody, obiecałeś mi, że będziesz posłusznym cwelem. Oczekuję, że dotrzymasz teraz obietnicy. Widzisz jakąś ulicę z tego parku? Odpowiedz! – krzyknął
– Tak, chyba tak… ja przepraszam, panie Jacku.. przep…
– Zamknij się się i wykonuj polecenia, zrozumiano cwelu!
Wojtek zszokowany zaniemówił
– Odpowiedz, cwelu kiedy pan pyta! – ze słuchawki wydobył się krzyk Nagadowskiego
– Tak, jest proszę pana. Widzę ulicę.
– To masz do niej iść. Idziesz?
– Tak, proszę pana.
– Daleko masz? Opisz ją!
– Nie, jakieś dwieście metrów. To duża ulica.
– OK. Jak do niej dojdziesz, upewnisz się jak się nazywa. Tylko mów do mnie, kurwa cwelu, nie rozłączaj się.
– Dobrze, proszę pana, ja…
– Młody, wiem wszystko, pogadamy niedługo, teraz się, kurwa, skup na wykonaniu zadania, jakie ci daję, rozumiesz?
– Rozumiem, proszę pana… To dwupasmowa ulica… Zaraz, jest przystanek, to chyba Jana Pawła II.
– Dobra, byłeś w Parku Lotników. Stań teraz na przystanku i nie odchodź stamtąd, rozumiesz. Potwierdź.
– Tak, proszę pana, stoję na przystanku.
– OK, młody wszystko będzie OK. Już jutro się zobaczymy, już jutro. Wytrzymaj jeszcze trochę.
W tym czasie do przystanku zaczęła zbliżać się znajoma RAV4. Blondyn zadrżał.
– Proszę pana, boję się. Pan Piotr mnie chyba znalazł – powiedział ciszej do słuchawki.
– Wszystko jest OK. Prosiłem go o to. Pójdziesz z nimi, rozumiesz? Tylko na chwilę. Zaraz powinien cię odebrać pan Grzegorz i zawiezie cię do domu. Daj mu telefon na chwilę, jak dojedzie.
Auto zatrzymało się na przystanku. Wysiedli z niego Piotr i jego cwele.
– Wojtek, młody, kurwa, sorry, chodź, zaraz przyjedzie doktorek i cię zabierze. Nie chcieliśmy ci zrobić krzywdy. OK? Już dobrze?
Blondyn podał telefon Piotrowi. Usłyszał tylko zapewnienia tego ostatniego.
– Tak, tak znaleźliśmy go. Spokojnie. Sorry stary, pogadamy jeszcze. Zadzwoń jak będziesz w Londynie.
Kozubski wsiadł z nimi nic nie mówiąc. W kilka minut byli na miejscu. Kiedy dojechali do bramy, prowadzącej do zamkniętego osiedla, na którym mieszkał Piotr, przed nią stał już samochód Kamińskiego. Oba samochody wjechały do środka. Kiedy wysiedli Piotr zapytał Kozubskiego:
– Wojtek, chcesz zostać z doktorem tutaj, a my zbierzemy twoje rzeczy i przyniesiemy czy pójdziesz sam się spakować.
– Pójdę – odpowiedział ledwie słyszalny głosem.
Weszli na górę. Blondyn w ciszy pakował swoje rzeczy. W pokoju był tylko Mikołaj.
– Stary, kurwa, powiedz coś – poprosił błagalnym głosem.
Cisza.
– Kurwa, nie wiedzieliśmy, że tak zareagujesz. Sorry, Wojtek, przepraszam, że tak wyszło.
– Po po prostu dajcie mi spokój… przynajmniej na razie – odpowiedział i spojrzał smutnym wzrokiem.
Po czy zabrał swoje rzeczy i skierował się do wyjścia. Jechali z Kamińskim w zupełnej ciszy. Kiedy weszli do mieszkania Nagadowskiego, Kozubski chciał jak najszybciej zaszyć się u siebie, ale Grzegorz przytrzymał go za ramię.
– Wojtek, chodź do kuchni. Chcesz coś zjeść?
– Nie, rzygałem, nie przełknę niczego.
– Ale musisz się napić. Tym bardziej jeśli wymiotowałeś. Proszę…
Weszli do kuchni.
– Chcesz herbaty czy wody.
– Woda wystarczy.
Kamińskim podał mu szklankę wody, stawiając jednocześnie butelkę mineralne na stole.
– Wojtek, popatrz na mnie, proszę…
Kozubski spełnił prośbę.
– Chyba masz do mnie zaufanie… rozmawialiśmy już wiele razy na różne tematy. Chciałbyś to z siebie wyrzucić? Teraz, czy jesteś za bardzo zmęczony? – zapytał lekarz
– Jestem padnięty, ale boję się, że nie zasnę. Mam cały czas przed oczami te obrazy, szczególnie jeden.
– W porządku, to normalne. To może zrobimy tak, ja ci dam taką ziołową tabletkę, która cię trochę uspokoi i wyciszy i drugą tabletkę nasenną, żebyś spokojnie przespał całą noc. Może być?
Wojtek kiwnął głową zrezygnowany.
– Umówmy się, że jeśli nie obudzisz się do dziewiątej, to zrobię to ja, dobrze?
Dobrze.
– Ja tu będę cały czas, w małym pokoju, Jestem tuż obok.
Po kilku minutach chłopak już spał. Nie miał nawet siły, żeby się umyć.

Lekarz już od pół do ósmej chodził po mieszkaniu. Widząc jednak, że środek nasenny zadział aż za dobrze, kilka minut po dziewiątej wszedł do „celi” Wojtka, usiadł na brzegu łóżka i delikatnie zaczął go budzić. Trochę trwało, zanim blondyn doszedł do świadomości.
– Przyjdziesz do kuchni czy mam ci przynieść śniadanie do łóżka – odezwał się lekarz z uśmiechem.
– Nie, nie trzeba. Przyjdę zaraz, tylko się ogarnę.
To „ogarnianie się” trwało dość długo. Kamiński słyszał… prysznic, golarkę… Wszedł do kuchni gdzieś pół do dziesiątej.
– Dzień dobry, Wojtek – przywitał go z uśmiechem lekarz.
– Dzień dobry.
– Chcesz śniadanie, czy… nie wiem.. chcesz pobiegać, bo wiem, że tak robicie z Jackiem.
– Hmm, może to dobry pomysł. Może mi to pomoże oczyścić głowę. Chociaż, mogę coś zjeść po tych wymiotach?
– Jasne, płatki kukurydziane z mlekiem na przykład.
– OK. A kawa, bo jeszcze śpię?
– Może być. Jak się domyślam, te wymioty nie były spowodowane zatruciem tylko raczej przeżyciem psychicznym.
Wojtek tylko kiwnął głową na potwierdzenie. Nie potrafił wyrzucić z głowy obrazów, które „wdrukowały” mu się wieczorem. Kamiński szybko zrobił śniadanie chłopakowi. Kiedy siedli do stołu lekarz zaczął
– Wojtek, mam prawo sądzić, że cieszę się twoim zaufaniem. Dobrze jest komuś powiedzieć, co się w tobie dzieje. To pomaga. Nie musi być teraz. Będziemy mieli kilka godzin jadąc do Warszawy. Ja mogę rozmawiać w samochodzie. Chodzi o to, jak tobie byłoby wygodniej.
– Dzięki, ale muszę to jakoś poukładać. Może podczas biegu się uda…. Mogę jeszcze z panem posiedzieć… pobiegnę za jakieś pół godziny.
Rozmawiali o wielu sprawach. Po trzydziestu minutach młody poszedł się przebrać. Było juz po jedenastej, a Wojtka nie było. Grzesiek zaczął się martwić o niego. Postanowił poczekać jeszcze trochę, zanim zaalarmuje innych. Około pół do dwunastej wreszcie usłyszał jak chłopak otwiera zamek. Poszedł do łazienki. Po prysznicu szukał doktora. Czując zapachy, wszedł do kuchni.
– A, jesteś – zauważył go lekarz – musimy coś zjeść przed podróżą.
– Właśnie chciałem zapytać, kiedy jedziemy.
– Myślę, że o pierwszej będzie w sam raz. Siadaj. Sorry, że się tu porządziłem. – – Nie chciałem wam węszyć za bardzo i znalazłem tylko spaghetti i polpę pomidorową… a i mielone w zamrażarce. Wystarczy tylko makaron?
– Jasne. Przecież śniadanie jadłem niecałe trzy godziny temu.
Uwinęli się z obiadem szybko. Pozmywali. Wojtek jeszcze chciał trochę posprzątać dom. Z pomocą Kamińskiego udało się migiem poprawić kilka rzeczy i kwadrans po pierwszej byli już w samochodzie do Warszawy.
Grzegorzowi udało się sprawić, że młody się otworzył i opowiedział wiele z przeżyć ostatniego wieczoru. Potem zadawał pytania czy takie wkładanie ręki do odbytu nie grozi jego uszkodzeniem. Lekarz zgodnie ze swoją wiedzą starał się tłumaczyć wszystko. Rozmowa zajęła im prawie cały czas. Na Okęciu byli parę minut po czwartej. Zaparkowali samochód i poszli do hali przylotów. Okazało się, że samolot z Nagadowskim na pokładzie ląduje za kilka minut. Czekali jeszcze prawie czterdzieści pięć minuta, aż brunet pojawił się w wyjściu. Wojtek, nie patrząc na to jak to może wyglądać, ruszył biegiem w stronę pana, rzucił mu się na szyję i ścisnął tak, że tamten, prawie nie mógł nabrać powietrza. Kamiński tymczasem zaopiekował się walizkami. Obaj stęsknieni za sobą panowie, olewając zupełnie opinię innych trwali w uścisku dłuższą chwilę.
– Młody… pozwolisz mi oddychać, co? – szepnął do ucha uległego Jacek
Kozubski zwolnił uścisk i z uśmiechem od ucha do ucha szedł obok mastera.
– Poczekaj, jeszcze chwila i przywitamy się jak trzeba.
Wsiedli do auta. Master z uległym na tylnym siedzeniu. Zapięli pasy i ruszyli. Panowała cisza. Kiedy wreszcie wjechali na siódemkę, Jacek, mimo zapiętych pasów przycisnął Wojtka do siebie i zaczął namiętnie całować. Ściskali się i całowali dość długo. Po czym brunet, na ile pozwalały pasy, odwrócił się w stronę cwela i z poważną miną zaczął:
– A teraz cwelu, opowiadasz panu wszystko, jak na spowiedzi, ze szczegółami. Nie przejmujesz się doktorem, zresztą, jak was znam to jakoś ten temat przegadaliście. No więc gadaj!
Wojtek rzeczywiście starał się w szczegółach opowiedzieć co zaszło poprzedniego wieczora. Potem mówił co go tak głęboko poruszyło, aż do sprowokowania wymiotów. Potem zapadła głęboka cisza. Dłuższy czas słychać było tylko warkot silnika.
– Gniewa się pan bardzo na mnie? – zapytał w końcu Kozubski
Brunet westchnął głęboko, uśmiechnął się do uległego, objął go za szyję i odezwał się bardzo ciepło:
– Za co? Jeśli już, to jestem zły na siebie, że się zgodziłem, kiedy Piotr nalegał. Ty jesteś tu niewinny, a jeśli nawet chciałeś, to z ciekawości.
– I nie dostanę za to lania?
– Wojtuś, dziecko. Masz traumę po tym, co widziałeś i chcesz, żebym cię jeszcze bił. No co ty? Zostałeś już ukarany, chociaż najmniej zawiniłeś. Wiesz jak się straszni bałem, jak mi pan Piotr powiedział, że uciekłeś z mieszkania w nocy i nie wiedzą, gdzie jesteś? Strasznie się o ciebie bałem. To dlatego byłem taki ostry, kiedy do do ciebie dzwoniłem. Chciałem, żebyś był jak najszybciej bezpieczny.
Wojtek przylgnął głową do piersi Jacka.
– Dobrze, że pan już wrócił. Bez pana czasem czuję się taki niepewny.
– Też się cieszę, że jestem. Pozwolisz mi się trochę zdrzemnąć, bo zdaje mi się, że w domu też mi nie dasz od razu spać, hmm?
Nic nie odpowiedział. Kiedy mieli jeszcze jakieś półtorej godziny do Krakowa, Kamiński zapytał:
– Jemy coś po drodze, Jacek czy prosto do domu?
– Masz rację. Co prawda w samolocie coś tam dali, ale to raczej była przekąska. Wiesz co, jeśli chcemy coś zjeść to w knajpie za Brzegami. To jest ostatnia w miarę sensowna.
Za chwilę siedzieli we trójkę w mało eleganckiej knajpie i jedli po schabowym. Nie było to nic specjalnego, ale głód zaspokoiło i dawało się zjeść. Przed dziewiątą dojechali wreszcie do domu. Lekarz nawet nie wchodził do góry, bo wcześniej zabrał swoje rzeczy do samochodu.
– Nie wyobraża pan sobie jak tęskniłem – młody odezwał się, kiedy weszli do mieszkania.
– Naprawdę? – Jacek uśmiechnął się na to spontaniczne wyznanie. Podszedł do niego o pocałował go mocno – Muszę wziąć prysznic, a potem się położyć. Jestem skonany.
– Chce pan coś jeść albo pić… nie wiem… piwo, wino…
– Też weź prysznic i przynieś zimne piwo do mojego pokoju.
Wkrótce cwel wszedł do sypialni pana z piwem.
– Chodź, połóż się koło mnie.
Wojtek położył i położył głowę na piersi Jacka. Ten, trzymając w jednej ręce piwo, drugą mierzwił włosy uległemu, głaskał go to po głowie, to po plecach.
– Ja też tęskniłem – odezwał się w końcu – nie wiem, ale jesteś chyba głównym powodem dla którego wróciłem – zamilkł na chwilę – … jeśli nie jedynym…
– To tak z obowiązku pan wrócił, bo jest pan moim opiekunem? – zapytał cicho z przerażeniem.
– Popatrz na mnie młody! – powiedział zdecydowanie Nagadowski – Nie, kurwa, nie z obowiązku… Myślałem o tobie… martwiłem się… a przez parę godzin byłem przerażony, co się z tobą dzieje, głuptasie. Czemu masz takie niskie mniemanie o sobie. Wróciłem, bo miałem dla kogo wrócić! – podkreślił – dla ciebie, głuptasie.
Milczeli dłuższą chwilę. Przytuleni, dotykali się wzajemnie. Leżeli nadzy. W pewnym momencie master zauważył, że kutas blondyna sztywnieje.
– Ty mały perwersie… Sorry, ale jestem za bardzo zrąbany, nic z tego nie będzie – skomentował brunet.
– To może jakiś lodzik?
– Spróbuj, może go ożywisz – popatrzył zrezygnowany na swojego kutasa
Istotnie, zmęczenie, zmiana strefy czasowej sprawiły, że pan był nieźle sflaczały, jego kutas tym bardziej. Jednak młody się nie poddawał. Trwało to dość długo. Szczęki i usta go już bolały, ale w końcu wydawało się, że się uda. Pomógł sobie trochę dłońmi. W końcu Nagadowski zaczął mocniej sapać, aż z jego ust wydobył się jęk spełnienia. Kiedy młody już połknął całą spermę i wylizał starannie sprzęt pana, popatrzył na niego z satysfakcją, a mężczyzna przyciągnął jego twarz do swojej i mocno pocałował.
– Ty mistrzuniu lodziarski! Nie poddałeś się, co? Dzięki. Skoczysz po poślizg i wilgotne chusteczki? To się jakoś odwdzięczę…
Blondyn wyskoczył jak na skrzydłach i migiem wrócił. Jacek zdecydowanie, ale nie gwałtownie ujął chuja cwela i powoli poruszał, trochę się drażniąc z nim. W końcu i on trysnął z ulgą. Młodszy chusteczkami powycierał siebie i Jacka i znowu położył się obok, opierając głowę o szyję pana.
– Idzie pan jutro do pracy? – zapytał Wojtek
– Nie, nie byłbym w stanie się skupić.
– A mógłbym też zostać?
Jacek podniósł się nagle, spojrzał z góry na podopiecznego:
– Pogięło cię? Dlaczego?
– No tak, z panem… – odpowiedział niepewnie.
Nagadowski znowu się położył. Zaległa cisza.
– Nie masz jutro jakiegoś sprawdzianu, powtórki, pytania czy coś?
– Nie, akurat nic nie mam… zupełnie… – odpowiedział Kozubski cicho.
– Dobra, niech będzie.
Blondyn zerwał się i popatrzył z wielkim uśmiechem na Nagadkowskiego:
– Jezu, dzięki, dzięki….
Ten odpowiedział równie wielkim uśmiechem. Zastanawiał się, co ten nastolatek miał w sobie, że stał się dla niego taki ważny.
– Ale masz to nadrobić, wszystko, wiesz… jak coś z jutra będzie na pojutrze, to nie ma tłumaczeń, że „mnie nie było”, jasne?
– Jak słońce, proszę pana.
Jacek dopił piwo.
– To może ja pójdę do siebie, to pan się porządnie wyśpi?
Nie, muszę paść skonany, inaczej będą jutro zombie. Przynieś jeszcze jedno piwo, co?… i gadajmy. Nie przejmuj się jak będę mruczał a w końcu zacznę chrapać.
Uległy przyniósł drugie piwo masterowi. Gadali jeszcze prawie godzinę, kiedy Wojtek usłyszał, że Jacek chrapie. Chciał iść do siebie. Zaczął się wyplątywać z uścisku mężczyzny, ale ten zamruczał niewyraźnie: – Zostań.
Więc został.

Rano Kozubski obudził się i zaczął wpatrywać się w śpiącego smacznie opiekuna. Mimo, że pęcherz dawał o sobie znać nie poruszył się. Nie chciał budzić gospodarza. Patrząc na spokojną twarz pana zastanawiał się nad tym jak potoczył się los, jak rozwinęła się ich, dość dziwna, relacja i dokąd to wszystko zmierza. W pewnym momencie Nagadowski otworzył oczy.
– Długo tak na mnie patrzysz?
– Trochę – odpowiedział z ujmującym uśmiechem uległy.
– Hmm, czułem, że ktoś się na mnie gapi… która godzina?
– Po dziesiątej
– Może wystarczy… – odchrząknął – jemy coś? Głodny jestem.
– Nie wiem… śniadanie? Może do łóżka.
– No, jak slave oferuje to jasne.
– Jajka na bekonie?
– OK.
Przygotowanie takiego śniadania trwało chwilę. Wojtek wniósł do sypialni Jacka dużą tacę. Postawił na małym stoliczku na łóżku.
– Kurwa, jak gejowskie ptaszynki, romantycznie? – zaczął się śmiać starszy – kiedy cię nie było dzwonił pan Piotr.
Kozubski natychmiast się spiął i spuścił wzrok.
– Czego chciał? – zapytał ze złością
– Wpaść z Mikołajem po kolacji.
– Po co?
– Z przeprosinami…
Brunet przerwał jedzenie. Dotknął brody cwela i podniósł jego głowę
– Młody, posłuchaj. Jest mi przykro, im też. Oni tego nie chcieli, nawet nie planowali. Poniosło ich. Po prostu chcą przeprosić mnie, bo obiecali, że nie będzie ostrej jazdy i przeprosić ciebie… Zrozumiem, jeśli jeszcze za wcześnie, ale zrozum, to jest mój przyjaciel… zawalił, mnie też zawiódł, ale ta przyjaźń jest dla mnie ważna… ciebie też lubi… Mikołaj zresztą też… przecież wiesz… Jak nie chcesz, to odwołam, ale nie chcę, tracić przyjaciela i nie chcę, żebyście byli wrogami…
Wojtek chwilę myślał.
– Nie… OK, ma pan rację, trzeba byka wziąć za rogi… Może być, ale pomoże mi pan? Nie jestem pewien jak zareaguję…
– Jasne, wiesz, że mną ci nic nie grozi…
Reszta dnia byłą cudowna, taki chilli out… Każdy zajmował się swoimi sprawami. Wojtek poprosił kumpli o zdjęcia notatek i je przepisywał, uczył się do lekcji. W międzyczasie zaopiekował się walizkami Nagadowskiego i robił wielkie pranie. Jacek zaś załatwiał swoje sprawy, dzwonił, pisał.
Nagadowski jechał swoją ciężarówką już ponad cztery godziny. Wypatrzył już zjazd na znajomą stację, żeby zrobić sobie przepisową przerwę. Kawa, krótka drzemka, może trochę ruchu, zawsze dobrze mu robiło. Z zamyślenia wyrwał go dźwięk telefonu. Kątem oka zerknął na telefon „Prof. Tutaj, wychowawca”. Ciśnienie mu podskoczyło. Nacisnął przycisk słuchawki bluetooth:
– Dzień dobry, panie profesorze, co się stało, coś z Wojtkiem?
– Tak owszem, ale proszę się nie martwić. To dobra wiadomość.
– Wie pan co, właśnie zjeżdżam na postój bo muszę mieć przerwę. Dosłownie dwie minuty i spokojnie będę mógł rozmawiać.
Podjechał na parking, Wyłączył silnik.
– Już jestem.
– Więc tak – zaczął Tutaj – dzisiaj w szkole był konkurs językowy.
– Tak, wiem, Wojtek mi mówił, ale jego angielskim się nie przejmuję, więc nie znam szczegółów.
– No tak, jest dobry, chyba nawet najlepszy w szkole. Konkurs polegał na tym, że uczestnicy losowali fragment artykuły z gazety i tekst piosenki, oczywiście na ich poziomie. Dodatkowo każdy miał przygotować jakąś piosenkę, przetłumaczyć i, jeśli to możliwe, zaśpiewać. Jak się pan domyśla pana podopieczny był bezkonkurencyjny. Ale nie to jest najważniejsze. A tak, a propos, pan wie, jaki utwór wybrał?
– Nie, nie wiem, Nie rozmawialiśmy o tym.
– „Don’t give up” Gabriela. Otóż, po ogłoszeniu wyników, laureat został poproszony o zaśpiewanie wybranej przez siebie piosenki. Wojtek zamyślił się, muzyka już poszła, a on zatrzymał wszystko i powiedział coś, co mnie, ale nie tylko mnie, wbiło w krzesło. Brzmiało to mniej więcej tak: „Wybrałem tę piosenkę, ze względu na tekst. Jest w nim sporo rzeczy, z którymi mogę się identyfikować. Chciałbym też zadedykować tę piosenkę pewnej, bardzo ważnej w moim życiu, osobie. Komuś, dzięki komu umiem angielski, tak jak umiem. Ale angielski to tylko jeden z powodów. To ktoś, kto wyciągnął mnie z totalnego dołka szkolnego, z tego że z samych jedynek moja średnia dziś to cztery przecinek osiem. Ale nawet to nie jest najważniejsze. Pomógł mi stawić czoła losowi, który mi dokopał kilka miesięcy temu. Dzięki niemu wróciłem do szkoły po wielkiej tragedii. On jest moim najlepszym przyjacielem. Dedykuję tę piosenkę mojemu opiekunowi prawnemu, panu Jackowi Nagadowskiemu. To on wiele razy mi powtarza „don’t give up” „I know you can make it good” „I’m proud of who you are”. Nigdy mu się nie odwdzięczę”. I zaczął śpiewać.
Kiedy nauczyciel wspomniał o dedykacji, Jacek poczuł jak jego gardło się zacisnęło, a łzy same wciskały się do oczu.
– Co pan na to? – zapytał profesor, nie słysząc żadnej reakcji.
Brunet musiał się bardzo spiąć, żeby odpowiedzieć:
– Po.. po prostu zatkało mnie. Nie wiem, co powiedzieć. Dzięki, że pan mi to opowiedział. Nawet pan sobie nie wyobraża, ile to dla mnie znaczy.
– Ja też oniemiałem, kiedy to usłyszałem. Wiedziałem, że ma pan świetny kontakt z Wojtkiem ale że aż tak…
– Tak, mamy świetny kontakt, chociaż jak pan wie, trzymam go krótko, może czasami nawet za bardzo. Ale nie przypuszczałem, że on się tak publicznie do tego przyzna…
– Wie pan, już na wycieczce, przed klasą bronił pana jak lew…
– Wiem, wiem, opowiadał mi. Dziękuję bardzo za tę wiadomość… W sumie, zastanawiałem się, czy nie chciałby pan kiedyś do nas przyjść, nie wiem, na kawę, kolację…
– Właściwie, czemu nie.
– A jutro, kolacja, to za szybko?
– Nie, może być, Nie planowałem niczego szczególnego
– No to, do zobaczenia jutro. Na dziewiętnastą, OK?
Master miał pokusę, żeby natychmiast zadzwonić do uległego i podziękować mu za to, co zrobił w szkole. Pomyślał jednak, że lepiej to zrobić na spokojnie, wieczorem i pogadać na luzie. Dojechał już na miejsce, podstawił swoją ciężarówkę do rozładunku. Kiedy szedł właśnie poszukać jakiejś dobrej kawy, jego telefon zagrał „Slave to love”. Znaczyło, że dzwonił jego slave.
– Cześć młody, jak ci mija dzień – odezwał się pierwszy
– Witam pana, dziękuję, dobrze. Chciałem się pochwalić, że przed chwilą zobaczyłem wyniki PROFI i… zdałem! – wykrzyczał – nawet całkiem dobrze zdałem.
– To teraz powinien powiedzieć: I’m very proud of you, slave, indeed.
– Dzięki, wielkie. Bez pana nie byłoby to możliwe. Cieszę się . To nieeeesamowite!
Jacek uśmiechnął się do siebie słysząc jak młody się cieszy z kolejnego sukcesu. Nie rozumiał tego za bardzo, ale cieszył go absolutnie każdy sukces młodego.
– Masz jeszcze jakieś sukcesy dzisiaj na koncie – zapytał prowokacyjnie.
– No tak, ale to było prościutkie… Wygrałem ten konkurs z angielskiego w szkole.
– I tyle?
– No, tyle. To był spacerek, proszę pana.
– Z tego też się cieszę, ale dużo bardziej cieszę się, z tego co się stało na ogłoszeniu wyników.
Zaległa cisza. Długa cisza.
– Młody, jesteś tam?
– Ta… tak, tylko skąd…?
– Skąd wiem? Domyśl się, kto mógłby mi donieść.
– Wychowawca?
– Yhy. Nie chciałeś mi powiedzieć?
– Nie wiem, to wyszło… no wie pan… tak… no spontanicznie. No i chwalić się to tak jakby powiedzieć: „Patrzcie jaki jestem odważny” czy coś…
– OK. Nie chcę cię dołować. Ale to chyba mnie jeszcze bardziej ucieszyło niż Profi. W każdy razie wielkie dzięki. Pogadamy może jeszcze… no wiesz.. o tym w domu, w cztery oczy. A teraz dzięki i nie obijaj się…. e?
– Jasne. Dobrego wieczoru.
Już odsunął telefon od ucha, kiedy usłyszał:
– Hej, młody, jesteś tam jeszcze?
– Jestem.
– Zapomniałbym w tym wszystkim, jakoś tak wyszło, że zaprosiłem na jutro na kolację profesora Tutaja. Umówiliśmy się na siódmą. Dasz radę coś zrobić? Wiesz, co lekkiego, jakieś carpaccio na przykład i pasta al pesto czy tonno, coś prostego.
– Ta, coś wykombinuję
– Zobacz w spiżarni, chyba sporo rzeczy by jeszcze było…
– Zobaczę, a jutro w drodze ze szkoły kupię resztę.
Rozłączyli się. Kozubski sprawdził co jest w pomieszczeniu obok kuchni. Zrobił listę zakupów i poszedł się uczyć.

Kiedy wrócił ze szkoły w piątek, najpierw poszedł do kuchni, przygotować rzeczy na kolację. Potem wziął się za sprzątanie i odrabianie lekcji. Było już jako po czwartej. Siedział u siebie i kończył odrabiać lekcje. Usłyszał jakiś rumor w przedpokoju i szybko wyskoczył. W korytarzu zobaczył szokujący widok. Nagadowski słaniał się przy ścianie. Był nienaturalnie czerwony i mówił niewyraźnie. Wojtek szybko podszedł do niego i prawie go odrzuciło od smród wymiocin, który wydobywał się ust mastera.
– Panie Jacku, co się dzieje?
– Łazie… – wybełkotał Jacek
Kiedy młody otwierał właśnie drzwi do łazienki, brunetem wstrząsnęło i na ramieniu blondyna wylądował „malowniczy paw”. Uległy mimo, że sam miał odruchy wymiotne, szybko posadził mężczyznę na muszli i podał mu miskę, że wymiotował do niej. Jacek jednak zaczął gwałtownie rozpinać pasek od jeansów. Robił to dość nieporadnie i przy tym się szamotał. Młody odruchowo, gwałtownie odsunął ręce pana i sam szybkimi ruchami rozpiął mu spodnie i upuścił do kolan domyślając się o co chodzi. Kiedy jeansy wylądowały poniżej kolan Kozubski dostrzegł, że Jacek nie dotrzymał kupska i trochę się „wylało” na bokserki i spodnie. Siedzącemu na muszli Jackowi, położył na kolanach miskę, bo wyglądało na to, że leci z obu stron. Po czym rozebrał go całkiem i brudne ciuchy wrzucił do wanny, żeby przepłukać. Potem wrzucił do pralki i włączył. Nad pralką była szafka, w której mieli domową apteczkę. Szybko znalazł termometr bezdotykowy, który niedawno podarował im doktor Kamiński i zmierzył brunetowi temperaturę. Urządzenie wskazywało czterdzieści i osiem dziesiątych. Jackiem dalej targały odruchy wymiotne z muszli wydobywały dźwięki wylewającego się gówna. Wojtek wyciągnął telefon z kieszeni moro i wybrał numer zaprzyjaźnionego lekarza. Nie odbierał. Napisał zatem SMSa: „Proszę o pilny kontakt. Z panem Jackiem coś się dzieje”. Potem bezradnie przyglądał się całej sytuacji. Próbował jakoś dogadać się z masterem, ale z jego ust wydobyła się tylko niezrozumiały bełkot. Na szczęście po chwili zadzwonił telefon.
– Panie doktorze, pan Jacek wrócił z pracy chory. Ma straszne wymioty i biegunkę. I wysoką gorączkę… Nie wiem co mam robić.
– OK, właśnie skończyłem pracę w przychodni. Skoczę po jakieś leki na oddział i postaram się jak najszybciej przyjechać. Jak długo już tak mu leci z obu stron? – odezwał się po drugiej stronie doktor Kamiński.
– Jakieś pół godziny.
– To już raczej nie będzie miał czym. Jak zobaczysz, że tylko go szarpie, postaraj się go położyć. Tylko podłóż pod prześcieradło jakąś ceratę albo grubą folię, bo może jeszcze się trochę wylewać i połóż mu zimny kompres na głowę i, zaraz chyba macie te kompresy ode mnie, którymi Jacek cię okłada po waszych zabawach, to możesz mu położyć nawet na brzuchu.
Wojtek zrobił co mu kazał lekarz. Kiedy już odetchnął po wysiłku przeprowadzenia Nagadowskiego do jego pokoju i położenia go do łóżka, usłyszał dzwonek do drzwi. Kamiński wszedł, rozłożył swoją torbę lekarską.
– Pomóż mi, przytrzymaj rękę, muszę mu zrobić wkłucie, żeby podać leki, bo inaczej się nie da.
Po chwili leciała już pierwsza kroplówka.
– Uff – westchnął pan Grzegorz – chyba nam się udało, Wojtek. W takich sytuacjach najgorsza jest gorączka i odwodnienie organizmu. Teraz musimy czekać, aż leki zadziałają.
– Może pan coś zje, bo pewnie obiadu pan nie miał.
– A masz coś?
– Tak, mieliśmy dzisiaj mieć kolację z moim wychowawcą. ugotuję tylko makaron i pomieszam z pesto i coś pan zje. A właśnie, warto by zadzwonić do profesora.
Czekając aż woda na makaron się zagotuje, Kozubski wybrał numer do wychowawcy.
– Witaj Wojtek, co tam, jakieś komplikacje z kolacją?
– No właśnie tak. Pan Jacek złapał gdzieś jakąś jelitówkę i jest nie do życia… tak, że chyba innym razem, panie profesorze.
– Jasne, pozdrów pana Jacka i życz mu ode mnie zdrowia.
– Oczywiście.
Rozłączył się.
– No to znowu spędzimy trochę czasu razem – odezwał się Kamiński – mógłbyś mi zrobić kawę?
– Pewnie. Będzie pan u nas spał?
– Tak, myślę, że tak. Zjem obiad, sprawdzę co u Jacka i pojadę do domu wziąć rzeczy do spania i na zmianę. Jutro od rana mam dyżur, ale przez wieczór i noc, powinno wszystko się uspokoić.
Kiedy doktorek wrócił długo rozmawiali, co jakiś czas zaglądając do pacjenta w sąsiednim pokoju. Wszystko wskazywało na poprawę. Tuż przed północą się rozstali i poszli do swoich pokojów. W sobotę bruneta rano obudził jakiś ruch w mieszkaniu. Spojrzał na zegarek, było pół do szóstej. Wstał zobaczyć, co się dzieje. Kiedy przechodził obok pokoju mastera usłyszał głosy. Kamiński rozmawiał z Nagadowskim. Wojtek zbliżył cię cicho do drzwi i odróżnił słaby, ale wyraźny głos pana:
– Stary, co ja zrobię, jak ten chłopak mnie tak nakręca. Dzięki niemu, znowu wiem, że żyję, wiem po co żyję. Kurwa, mówię ci, jak ten nauczyciel zadzwonił i opowiedział mi, że on tak o mnie powiedział przed całą szkołą, to nie mogłem powstrzymać łez. Rozumiesz? Płakałem jak bóbr. Powiedział, że nigdy nie będzie w stanie mi się odwdzięczyć, że jestem jego najlepszym przyjacielem. Kapujesz? A on mi się odwdzięcza codziennie… bo mam dla kogo żyć… a wczoraj mi dupę podcierał i sprzątał moje rzygi. Facet jestem cały happy i wkurwiony, bo ten weekend miał być tylko dla niego, a tu dupa, moje flaki się zbuntowały.
– Cieszę się, stary, twoim szczęściem. To faktycznie jest bardzo fajny chłopak. A i ty z niego wykrzesałeś pewnie dużo więcej, niż on myślał, że potrafi. Dobra, idę do roboty. Wpadnę wieczorkiem po dyżurze, OK? Jakby coś to dzwońcie.
– Dobra, dzięki stary.
Kozubski zdążył się jeszcze wycofać do kuchni. Jak tylko lekarz wyszedł do Jacka, wychylił się z kuchni i zapytał:
– Chce pan kawy? Bo ekspres już się grzeje.
– Jasne, tylko szybko, bo na siódmą mam być w szpitalu.
– A jakiegoś tosta chociaż, czy płatki z mlekiem.
– Płatki – odpowiedział z promiennym uśmiechem – wiesz jaki Jacek jest z ciebie dumny? Chłopie, nawet nie zdajesz sobie sprawy, co ty dla niego znaczysz.

Szczęśliwie skończył się rok szkolny. Świadectwo ucieszyło zarówno Nagadowskiego, jak i jego podopiecznego. Średnia jaką osiagnął to cztery i osiemdziesiąt cztery setne. Kiedy pojawił się w domu ze świadectwem z ręku, Nagadowski wpadł na pewien pomysł:
– Co ty na to, żebyśmy spróbowali odwzorować na twoim dupsku ten pasek ze świadectwa. Jedna czerwona cienka linia, potem skóra nie ruszona i potem szerszy czerwony pasek?
– Hmm, dziwna nagroda, ale niech będzie.
– Młody, nagroda jeszcze będzie, a teraz chodzi o zabawę. Owszem bolesną, ale… bo wiesz wyzwanie dla mnie i dla ciebie polega na tym, że trzeba bić w jedno miejsce. Obiecuję, że będzie tylko czerwone, a nie bordowe czy fioletowe. To co? Tego bez twojej zgody nie zrobię. A potem odjechane jebańsko, hmm?
– OK, jak czerwone, to nie powinno być strasznie.
Trochę strasznie było, zwłaszcza ta cienka pręga, bo to był wąski rzemień i uderzanie w jedno miejsce, nieźle bolało. Potem ta szersza część już znacznie mniej. Jacek bardzo się starał, jak zwykle zresztą, być perfekcyjny. Kiedy wg niego „dzieło” zostało ukończone zaproponował:
– To, co teraz fotka, żebyś miał pamiątkę?
– Fajnie, bo przynajmniej zobaczę, czy warto było…
– Jasne, że warto.
Brunet cyknął fotkę komórką i pokazał uległemu.
– Super. Niech ktoś powie, że mój pan nie jest najlepszy. Nawet wp… – Wojtek zawahał się, zdając sobie sprawę, że się zapędził z bluzgiem.
– Nawet wpierdol jest doskonałe?
Pokiwał głową, lekko zawstydzony.
– Dawaj młody, teraz, w nagrodę, zabiorę cię do raju. Sam też się tam chętnie przejdę.
– Po czym wyciągnął kutasa ze spodni, a uległy rzucił się na kolana i przyssał do niego. Obaj byli napaleni, więc szybko kutas Wojtka stanął jak drąg.
– Dawaj dziurę, wyluzuj, a ja dobrze nasmaruję.
Obaj już znali swoje ciała dobrze, więc wiedzieli co robić.
– Już – westchnął młody.
Jacek nie dał mu czekać. Zdecydowanie wszedł z młodego na pieska. Jak zwykle obywało się bez bólu. Potem już tylko tempo tylko przyspieszało. Chociaż Jacek myślał tylko o tym nagrodzić blondyna za cały rok ciężkiej pracy, młody też nie chciał być dłużny i robił wszystko co mógł jako pasyw, żeby odwdzięczyć się panu za pomoc w osiagnięciu tego sukcesu. W pewnym momencie brunet chwycił kutasa uległego i starał się, żeby doszli jednocześnie. Prawie się udało. Kiedy skończyli, master, nie wychodząc z uległego, położył się na nim i całując go w ucho szepnął:
– Jestem taki dumny z ciebie. Jesteś prawdziwym fighterem, wiesz? Myślałem, że będzie dobrze, ale jest lepiej niż dobrze… Dzięki!
– To dzięki panu.
– W dziewięćdziesięciu pięciu procentach to twój sukces.
Wysunął się z niego i jak gdyby nigdy nic, stwierdził:
– Głodny jestem. Idziemy na wypasioną kolację.
Kiedy jedli w pobliskiej restauracji Jacek odezwał się:
– Mam propozycję. Jutro się bawimy, a w niedzielę jedziesz, albo jedziemy, jak chcesz, do rodzinki, pochwalić się świadectwem i innymi rzeczami, co? Taki PR. Myślę, że się przyda. Postaram się, żebyś nie był za bardzo uszkodzony na niedzielę – dopowiedział z uśmiechem.
– Może być. To znaczy jeśli chodzi o sobotę to super, a niedziela może być.
Jak brunet postanowił, tak zrobili. Następne kilka dni były dla Wojtka dość luźne. Master pozwolił mu nawet wstawać później, chociaż zaprawę i tak musiał robić, nawet dłuższą niż w czasie roku szkolnego. Trochę sprzątał, trochę porządkował różne zaległe rzeczy, czytał lektury, które Jacek mu polecił. W czwartek po południu telefon zagrał mu znaną melodię „Master of puppets”.
– No co tam cwelu? – usłyszał w słuchawce.
– Wszystko dobrze, proszę pana.
– Słuchaj cwelu, to jeszcze niepewne, ale być może będziesz miał wyjazd, więc przygotuj sobie rzeczy na kilka dni w góry. Jak mówię, to jeszcze nie jest pewne, ale bądź gotowy na jutro. Ostatnio niczego nie używałeś z tych rzeczy, ale sprawdź i ewentualnie upierz, uprasuj, czy tam co potrzeba… wiesz. Dam ci znać jutro, OK? Aha, nie zapomnij sprawdzić roweru i wiesz, kask i tak dalej. To dobra. Na razie i zachowuj się.
– Tak, tak, zachowuje się, proszę pana.
Było to strasznie enigmatyczne, ale wziął się od razu to roboty. Polecenia mastera to w końcu polecenia do wykonania. Sprawdził czy wszystko ma i w jakim stanie. Uznał, że jest dobrze i jest gotowy do wyjazdu. Przepisowo o dwudziestej drugiej trzydzieści zgasił światło i poszedł spać.

Był już po zaprawie, śniadaniu, kawie, lekturze książki. Zbliżało się południe, kiedy zadzwonił telefon. „Master of puppets”.
– Cześć młody, jak tam?
– Dobrze proszę pana.
– Więc młody, pakuj się. Jedziesz z Mikołajem i Kubą w góry. Pod Szczawnicą moi znajomi mają domek. Za jakąś godzinę, może półtorej, przyjadą po ciebie. Potrzebujesz odpoczynku poza Krakowem. Przyjedziemy do was w sobotę.
– Dzięki, strasznie się cieszę.
– Yhy, kiedy przyjadą wejdą na górę i założą ci pas cnoty, rozumiesz. To jest na moje polecenie. Zabieracie też rowery. My, wasi panowie zaplanowaliśmy wam każdy dzień i proszę się trzymać tego planu. Jest dość luźny….
Jacek jeszcze chwile objaśniał, ale blondyn zatrzymał się już na zdaniu o pasie cnoty. Kiedyś o tym czytał, nawet widział w internecie, ale nie przypuszczał, że kiedyś będzie to nosił. Z zamyślenia wyrwało głośne pytanie:
– Jesteś tam? Zawiesiłeś się?
– Przepraszam, szczerze mówiąc tak, zamyśliłem się i nie słyszałem ostatniej części tego, co pan mówił.
– Co cię tak rozproszyło?
– No… pas cnoty…
– No, to takie ćwiczenie, a poza tym gwarancja, że nie będziecie się ruchać, bo na to nie ma naszej, a właściwie, mojej zgody. Wszyscy to będziecie nosić. – Dobra, to, co mówiłem później i tak chłopaki wiedzą, więc nie będę sobie strzępił języka na próżno. Odezwę się później.
Blondyn zabrał się szybko za pakowanie. Zdążył jeszcze zejść do piwnicy sprawdzić rower i kiedy wrócił do mieszkania, usłyszał dźwięk domofonu.
– Cześć młody, to my.
Otworzył drzwi do klatki i zaraz też uchylił drzwi do mieszkania. Mikołaj i Kuba ubrani w jeansy i t-shirty weszli do mieszkania.
– Wiesz po co jesteśmy więc opuść spodnie, załatwiamy sprawę i spadamy, bo szkoda czasu. Zaraz się zacznie popołudniowy szczyt i będzie sajgon z wyjazdem z miasta.
Kozubski posłusznie rozpiął pasek jeansów i opuścił na uda razem z majtkami. Mikołaj wyjął z reklamówki nowiutki egzemplarz CB 6000 i sprawnie zaczął zakładać na kutasa młodego. Przełożył zwinnie jądra przez pierścień, założył resztę i zamknął na kłódeczkę. Kluczyki demonstracyjnie wrzucił do przeźroczystego, plastikowego pudełeczka bez możliwości wyjęcia.
– Dlaczego tak? – zapytał Wojtek.
– In case of emergency, na wszelki wypadek. Gdyby coś się działo, możemy stłuc pudełko i dostać się do kluczyka. Dobra, spadamy – odpowiedział Kuba – – – Gdzie masz rzeczy?
– Mam duży plecak i mały, a rower jest w piwnicy.
– OK. Dawaj plecak i zamykaj.
Cwel szybko zebrał swoje rzeczy i zeszli na parter. Tam pozostali dwaj poczekali, a Wojtek wyprowadził rower z piwnicy. Po chwili zapakowali wszystko na auto i do środka i ruszyli w drogę. Kiedy wyjeżdżali z miasta Kuba odezwał się do najmłodszego.
– Wojtek, chyba zawdzięczamy ci kawałek wakacji…
– Tak, a dlaczego mnie? – zapytał Kozubski
– To był pomysł twojego mastera. Niechcąco usłyszałem rozmowę naszych panów. Pan Jacek ma wyrzuty sumienia, że za dużo na ciebie włożył ostatnio i jesteś za bardzo zmęczony – kontynuował Kuba.
– Chyba ma rację. Ostatnie miesiące dały mi w kość. A czemu mi mówił, że nie było pewne czy dzisiaj jedziemy?
– Bo ja dzisiaj miałem ostatni egzamin, ustny i nie było wiadomo kiedy zdam i czy zdam. Ale się udało i jestem już po sesji. Zresztą Mikołaj też – odpowiedział Kuba.
– Już, tak szybko? zapytał zdziwiony Wojtek
– No cóż, nasi panowie wzięli przykład z twojego i zmobilizowali nas od nauki. Chcieli żebyśmy zdali wszystko w zerowych albo pierwszych terminach. Jak dojedziemy to pokażemy ci nasze dupy, to zrozumiesz… – zaczęli się obaj śmiać – ale za to mamy już wakacje.
Po dwóch i pół godzinie byli na miejscu. Nagadowski musiał Mikołajowi dokładnie wytłumaczyć jak dojechać, bo bezbłędnie trafili na miejsce. Był to całkiem spory dom. Każdy z nich mógł mieć swój pokój z łazienką, była duży salon z kominkiem i dobrze wyposażona kuchnia i taras ze świetnym widokiem na góry.
– Panowie, bierzemy swoje rzeczy i, zaczynając od najmłodszego wybieramy pokój, a potem wszyscy znosimy rowery i żarcie do domu. Potem jakiś obiad – jako najstarszy zarządził Mikołaj.
W ekspresowym tempie zrobili co polecił i wkrótce wszyscy siedzili w kuchni i, tym razem pod komendą Kuby robili szybki obiad. Kiedy siedli do stołu odezwał się najmłodszy:
– W sumie jest jeszcze wcześnie. Szkoda by było gdzieś nie iść. W końcu to tylko tydzień, nie?
– Racja – potwierdził Mikołaj – Może Homole, potem w stronę Palenicy i zjedziemy wyciągiem i jakoś dotrzemy znowu do Jaworek, co?
– OK – potwierdzili zgodnie pozostali dwaj.
Spokojnie zaliczyli czterogodzinny spacerek. Z małymi przebojami dostali się w końcu ze Szczawnicy do Jaworek, gdzie mieli samochód. Po powrocie zrobili grilla na kolację i w miłej atmosferze siedzieli na tarasie.
– Mówiliście, że wasi panowie was zmobilizowali do nauki. Powiedzcie jak? – z uśmiechem zaczepił towarzyszy wakacyjnych Kozubski.
Kuba, niewiele myśląc opuścił spodnie i pokazał pooraną pręgami dupę.
– Tak mnie mobilizował!
Zaraz Mikołaj też wstał i pokazał swoją, trochę już podgojoną.
– Metoda chyba okazał się skuteczna – kontynuował z uśmiechem Wojtek – ja z kolei miałem na dupie odwzorowany pasem ze świadectwa. Ale już prawie zeszedł, bo miał być czerwony, a nie fioletowy. Chociaż może coś jeszcze zostało – wstał i pokazał już prawie tylko różowe dupsko.
– Młody, słuchaj, nam przysługuje najwyżej dwa piwa dziennie, tobie jedno codziennie, albo jak chcesz to dwa, ale co drugi dzień. W zamian, możesz pić coca-colę do woli. Takie mamy polecenia – wyjaśnił Mikołaj, który siłą rzeczy jako najstarszy był tu trochę szefem – Chcesz dzisiaj piwo, a może dwa od razu?
– Dawaj, ale dzisiaj może jedno. Zresztą, to i tak postęp, bo w domu nie mogę…
Wzięli sobie po piwie i siedzieli dalej na tarasie.
– Chłopaki, jak to było z wami, jak odkryliście, że jesteści homo i że w dodatku lubicie mocny seks? – zaczął blondyn.
– U mnie poszło jakoś samo – zaczął Kuba – wiesz, ja pochodzę trochę z patologii. Matka zmarła na raka jak miałem trzynaście lat. Ojciec chlał i lał nas ile wlezie. Mniej więcej w tym samym czasie doszło do mnie, że wolę kutasy niż cipki… i w pewnym momencie okazało się, że to można połączyć, więc… zacząłem szukać w necie. Miałem dwóch masterów przed panem Darkiem, ale jeden był wiesz, za bardzo soft, a drugi był świrem, który nie liczył się z tym, że może przeginać. Kiedy trafiłem na Darka, akurat stary się zachlał, a ja miesiąc wcześniej skończyłem osiemnaście. Jeszcze trochę mieszkałem w domu, ale najstarszy brat jest kutasem i kiedy pan mi zaproponował, żebym z nim zamieszkał, to się chętnie zgodziłem… no, to tak w skrócie.
– U mnie całkiem inaczej. Jestem ze strasznie szpanerskiej rodziny. U mnie liczyło się tylko, żeby się pokazać. Nigdy mnie nie bili. Jak się okazało, że wolę facetów, to zacząłem się umawiać przez neta. I kiedyś nawaliłem i jeden z moich partnerów dał mi wybór, albo wynocha, albo mi spuści łomot pasem. I okazało się, że mnie to strasznie nakręciło. I zacząłem się interesować BDSM. Jak przyjechałem do Kraka to spotkałem pana Piotra i tak jesteśmy razem. A jak było z tobą, bo akurat tego nie wiemy. Tego pan Jacek chyba nigdy nie opowiadał.
Wojtek westchnął:
– Szczegółów wam nie powiem, ale pan Jacek najpierw pokazał mi jak fantastyczny jest seks z nim, a potem kiedy świrowałem to spuścił mi lanie… dziś się z tego śmieję, bo to były klapsy w porównaniu z tym, co dzisiaj dostaję… ale mój kutas mnie zdradził i potem jakoś poszło. Chociaż widzicie, że idzie dość wolno…
– No, widziałem, kiedy uciekłeś z naszej sesji z Piotrem – wtrącił Mikołaj – napędziłeś nam niezłego stracha, a pan Jacek, gdyby był w Kraku, to napewno by pobił mojego mastera.
– To co jest ekstra z panem to to, że potrafi czekać, że nie naciska… w sumie to nie… nie naciska tylko w tym, co dotyczy seksu, bo w innych aspektach już nie jest taki łagodny…
– Tak? Na przykład? – zapytał Kuba
– Jest chorobliwym pedantem, możecie sobie wyobrazić, co to znaczy dla mnie jako houseboya… Już to ogarniam, ale dupsko nie raz mnie cholernie bolało z powodu jakiejś pierdoły…
Wojtek wstał, podszedł do lodówki i wyciągnął piwo.
– Młody, jeśli teraz weźmiesz drugie, jutro nie będziesz mógł…
– Pieprzyć to, chcę dzisiaj… Kurwa, podjarałem się i mnie kutas boli w tym plastiku czy z czego to jest zrobione… idę się odlać.
Sobota, przedostatni dzień „wakacji cweli”, jak je nazwali. Było południe. Siedzieli w kuchni i gotowali obiad. Byli już po wczesnej przejażdżce rowerami. Teraz czekali na przyjazd masterów. Kilka minut po pierwszej, panowie weszli do domu i Piotr znienacka krzyknął:
– Co to kurwa ma znaczyć? Gdzie komitet powitalny?
Cwele zaskoczeni, stanęli jak wryci. Mikołaj słysząc swojego pana od razu wyłączył palniki i wybiegł z kuchni. Pozostali poszli w jego ślady. Najstarszy z cweli usiadł na podłodze, na kolanach i spuścił głowę. Pozostali widząc to, poszli w jego ślady. Masterzy przywitali swoich cweli. Ku zaskoczeniu Kozubskiego, ale też wszystkich pozostałych Nagadowski wydał komendę:
– Otwieraj mordę! – i na oczach wszystkich wyjął swojego chuja i odlał się w usta blondyna. Potem, niezbyt głośno, ale tak, że wszyscy słyszeli, dodał:
– Obciągnij mi.
Wojtek, nieco zaskoczony, szybko jednak przystąpił do dzieła. Wszyscy pozostali trochę zszokowani tą demonstracją podziwiali parę.
– Na co się gapicie? – przerwał w końcu Nagadowski – po tygodniowym celibacie to nie potrwa długo. Dawajcie obiad na stół.
Mikołaj i Kuba szybko poszli do kuchni. Masterzy poszli do łazienki. Jacek faktycznie szybko doszedł z ustach swojego cwela. Odetchnął z ulgą, zasunął rozporek, chwycił lekko Wojtka za szyję, dając znak, żeby ten wstał. Brunet uśmiechnął się szeroko i mocno pocałował uległego. Kończąc, szepnął:
– Dzięki! Jak zwykle było super. Myjemy ręce i jemy.
Usiedli do stołu:
– To jak, cwele, udane wakacje? – zapytał tym razem Darek.
– Super – odpowiedział jego cwel
Kuba mówił najmniej z całego towarzystwa, dlatego pan Darek chcąc zachęcić Kubę dodał:
– Kuba, wiem, że jesteś syntetyczny, ale możesz powiedzieć coś więcej.
No, chcę powiedzieć, że sesja dała mi w kość… w dupę też – uśmiechnął się – i fajnie było odpocząć. No, oderwać się też od takiej rutyny domowej. No, poznałem lepiej Wojtka. Wcześniej byliśmy, chyba, trochę oficjalnie. Znałem go, ale za dużo o nim nie wiedziałem i okazało się, że jest spoko gość. No, to chyba tyle.
Skończył i badawczo patrzył na pana Darka. Ten od razu wyczuł, że Kuba nie wie, czy nie przegiął i spokojnym głosem odpowiedział:
– Dzięki, cwelu. To o tym odpoczynku od domu, to chyba też od nas, ode mnie… bez obaw. To też było celem. Odpoczęliście od nas. Pewnie wam nie brakowało naszej upierdliwości, ale mamy nadzieję, że jednak coś wam brakowało… – uśmiechnął się szelmowsko.
– A ty, Mikołaj? Dałeś sobie radę? Bo w sumie to byłeś tu szefem – zapytał z kolei Piotr.
– Tak, chyba tak, proszę pana – odpowiedział niepewnie cwel – nie było jakiś problemów. Może ze dwa razy musiałem interweniować, ale szybko ustąpili. A wakacje super. Pogoda dopisała, humory też. Nic nam nie brakowało… – tu zawahał się – No może… spojrzał na swój rozporek, dając do zrozumienia, że pas cnoty im ciążył.
Panowie zaczęli się głośno śmiać.
– Z pewnością, cwelu nadrobimy te braki i to jeszcze dzisiaj.
W tym czasie oczywiście były przerwy na jedzenie. Kiedy dwie pary master-cwel już się wypowiedziały, wzrok wszystkich skierował się na Jacka i Wojtka. Ten ostatni nie chciał wychodzić przed szereg i nie odzywał się. Nagadowski zaś udawał, że nie widzi utkwionego w nim wzroku pozostałych. W pewnym momencie, jakby zaskoczony oznajmił:
– No, co? Młody już dał wyraz czego mu brakowało w tym czasie, a że jest zadowolony to uśmiechnięta micha niech wam wystarczy.
Pozostali jęknęli zawiedzeni.
– Mamy jeszcze kolację i jutro. Spokojnie.
Prawie skończyli, wstali od stołu. Cwele zanieśli wszystko do kuchni i zabrali się za porządki, a panowie na tarasie otworzyli piwo i podziwiając widoki, swobodnie rozmawiali. Kiedy ulegli skończyli, pojawili się na tarasie, czekając na polecenia.
– Młody – odezwał się Nagadowski – idź do samochodu i wyjmij mój plecak. Wyciągnij mi rzeczy w góry i czekaj. Zaraz pójdziemy.
– Dobrze, proszę pana. Przygotować coś do jedzenia?
– W moi plecaku są batony energetyczne, weź je… a i zrób kawy do termosu i butelkę wody.
Po kilku minutach obaj byli gotowi do wyjścia. Nagadowski już wcześniej upatrzył sobie „kółeczko” z Jaworek, przez rezerwat Biała Woda, wzdłuż granicy ze Słowacją i rezerwat Wysokie Skałki i zejście wąwozem Homole. Obaj mieli dobrą kondycję więc sprawnie maszerowali. Szli w ciszy, czasem tylko odzywał się master, ale tak, że nie wymagało to żadnej odpowiedzi, ani dalszej konwersacji. Po jakiś dwóch godzinach brunet polecił:
– Młody, przerwa!
Usiedli na trawie. Na tyle blisko siebie, że czuli ciepło swoich ciał. Na szlaku było dość pusto. Minęli tylko kilka osób.
– Daj wody i batona.
Blondyn wyciągnął co trzeba.
– I jak ci minął ten tydzień? – zagadnął pan.
– Bardzo dobrze, proszę pana. Teraz widzę, że był mi potrzebny. Ostatni czas był bardzo intensywny…
– No, właśnie zauważyłem, że za dużo na ciebie włożyłem, dlatego bardzo chciałem, żebyś tu przyjechał. Sorry, nie myślałem, że to będzie takie ciężkie… wiesz, szkoła, profi, prawo jazdy… Wiesz, że chcę, żebyś był zajęty, bo wtedy się nie rozleniwiasz, ale przesadziłem… przyznaję.
– Jakoś poszło. Dałem radę… ale super było trochę odsapnąć.
– Poszło, i to nie jakoś, ale bardzo dobrze, młody. Możesz być z siebie dumny. A jak z chłopakami się dogadywałeś?
– Dobrze. Nie było większych problemów. Kilka razy jakieś ostrzejsze dyskusje, ale kończyły się dobrze. Ostatecznie, któryś z nas przypominał, że chodzi o luz i przestawaliśmy się spinać. Poza tym poznaliśmy się lepiej. Pogadaliśmy trochę, o seksie też…
– Obgadaliście nas, nie?
– Trochę, ale pozytywnie, naprawdę… – usilnie przekonywał Wojtek – chyba mi trochę rzeczy wytłumaczyli, więc może chociaż część moich obaw się pozbyłem.
Młody, ze mną też możesz pogadać zawsze, wiesz o tym… i o wszystkim w ogóle.
– Tak wiem. To znaczy… nie chodzi o to, że nie mam odwagi z panem, ale tu po prostu chyba było trochę luzu i czasu, żeby na spokojnie rozmawiać.
– A to nie boli? – uderzył blondyna w krocze, a dokładnie w chastity, aż ten się skulił
– W sumie to nie. Przyzwyczaiłem się. Tylko na rowerze trzeba go ułożyć, żeby nie uciskało. Boli kiedy gadamy o seksie, bo on chce wstawać, a nie może.
– Wytrzymaj jeszcze parę godzin. Potem będzie super, naprawdę.
– Zjedli jeszcze po batonie, napili się kawy.
– No, cwelu, w drogę, bo mam pomóc pozostałym w kolacji.
Po dwóch godzinach wrócili do domu. Jak tylko przekroczyli próg, Darek i Piotr krzyknęli do Nagadowskiego:
– Jacek, gdzie miałeś być. My tu już prawie wszystko zrobiliśmy!
– Idę, idę. Dajcie mi pięć minut na prysznic i już wam pomogę! – odpowiedział Jacek.
Pół godziny później siedzieli wszyscy przy stole i jedli dobrą, wykwintną, ale lekką kolację. Rozmawiali luźno o wszystkim. Po jedzeniu, cwele rzucili się do sprzątania, a panowie na taras z piwkiem. Kiedy minęła dziesiąta, Jacek rzucił:
– Młody, idziemy! Czas nadrobić zaległości.
Pozostali uśmiechnęli się szeroko. Tymczasem Wojtek ze swoim panem poszli do swojego pokoju.
– Chyba zapomniałeś końcówki do prysznica – powiedział Nagadowski rzucając mu końcówkę do lewatywy – Ja pójdę pierwszy i poczekam, aż się wyczyścisz.
Kiedy brunet wyszedł z łazienki, uwięziony kutas Kozubskiego mocno zabolał. Master poszedł szafki, wziął kluczyć, po czym podszedł do do niego. Wojtek pospiesznie spuścił jeansy. Jacek przykucnął przy uległym, wziął w ręce obolałego chuja, otworzył kłódeczkę i szybko uwolnił męskość cwela. Ta aż wystrzeliła.
– Idź się przygotuj, tylko ani mi się waż spuścić! Zepsujesz zabawę.
– Oczywiście, proszę pana – odpowiedział i poszedł do łazienki.
Trochę to trwało, ale Wojtek wreszcie pojawił się w drzwiach łazienki. Obaj aż się gotowali do seksu. Młody stał nagusieńki z wyprężonym kutasem. Master natomiast siedział na łóżku ubrany w luźne jeansy, zapięte brązowym, dość szerokim pasem. Na górę ubrał niebieski t-shirt.
– Podejdź tu, cwelu.
Kozubski wykonał polecenie. Pan patrzył z pożądaniem. Obrócił go tyłem do siebie. Delikatnie przejechał rękami po dupie.
– Jaka różowiutka. Zdecydowanie powinna nabrać kolorów! Klęknij przy łóżku i połóż głowę na materacu – powiedział wstając. Uległy usłyszał świst wyciąganego szybko ze spodnie pasa.
– Dziesięć cwelu. Od serca! Liczysz!
Ledwie skończył mówić, na pośladkach poczuł pierwsze uderzenie. Rzeczywiście było „od serca”. Były dość szybkie. Tyle tylko, żeby usłyszeć odliczanie. Kiedy skończył szybko ukląkł za Wojtkiem.
– Młody, rozluźnij się, to będzie szybciej. Krótko potem poczuł w swoje dziurze palec Mastera. Najpierw jeden, potem drugi i trzeci.
– Już – jęknął Wojtek
– Jeszcze chwila, spokojnie…
Po chwili brunet zaczął napierać swoim chujem na dziurę cwela. Nie było to gwałtowane, ale zdecydowane. Kiedy wszedł, zaczął powoli, ale tempo szybko wzrastało.
– Ahaaaaaa – krzyknął młody, zasłaniając sobie twarz ze wstydu.
– Młody krzycz, olej ich, oni też krzyczą słyszysz?
Faktycznie z sąsiednich pokoi też dochodziły ekstatyczne wrzaski i głośne wzdychania, komendy i odgłosy bicia. Czując, że pan jest bliski spełnienia, w pewnym momencie Wojtek zaczął sięgać ręką do swojego kutasa.
– Zostaw! – krzyknął master.
Kozubski westchnął ciężko, ale posłusznie odsunął rękę. Nagadowski westchnął ciężko, a uległy poczuł w dupie pulsowanie i tryskającą spermę. Położył się ciężko na blondynie, polizał mu ucho i szybko wysunął się z niego. Nie wiadomo skąd wziął korek, szybko go nawilżył i delikatnie wetknął w dziurę. Nachylił się jeszcze raz nad głową cwela i szepnął mu do ucha:
– Odwróć się…
Kiedy ten, obolały położył się na plecach, zobaczył na dłoniach mastera rękawiczki, a w prawej zalśniła sonda. Była lekko prążkowana:
– Musimy dokończyć… ale po mojemu…
Nałożył na sondę żel i ostrożnie zaczął wkładać w kutasa. Wojtek poczuł rozpieranie, ale nie było nieprzyjemne. Kiedy włożył prawie całą, zaczął poruszać w dół i w górę.
– Aaa… aaa – westchnął cwel.
Potem brunet objął dłonią kutasa i zaczął delikatnie poruszać, masturbując go. W pewnym momencie szybkim ruchem wyjął sondę z kutasa i przyspieszył tempo.
– Kurwaaaaaa – wrzasnął Wojtek i z jego chuja wysoko trysnęła fontanna spermy.
– Wow, młody, co to było… jak wysoko, kurwa…
– No, ale odjazd, ja cię…
Master zdjął rękawiczki i położył się obok uległego. Chwilę uspokajali swój oddech.
– Dziękuję – szepnął Kozubski
– Proszę… i młody, nie sprzeciwiaj mi się. Wiem co robię. Czasem mi nie wychodzi, ale staram się myśleć o tobie, kiedy cie rucham… żeby tobie też było dobrze.
– Wiem – odpowiedział przepraszająco – ale po tygodniu w chastity, bardzo mnie bolało… ale jak zwykle miał pan rację.
Obaj wiedzieli, że to nie koniec.
Kiedy odpoczęli Jacek powiedział:
– Następna runda. Postaw mi kutasa.
Wojtek ochoczo zabrał się do pracy. Jego zdolne usta szybko przywróciły do życia kutasa mastera.
– A teraz ja się położę, szybko wyjmę korek a ty się na mnie nabijesz, rozumiesz?
– Yhy.
Zaraz potem uległy kręcił swoją dupą, tak, żeby długi, chudy gnat Jacka wszedł w jego dupę. Nie potrzebował dużo czasu, żeby się przywyczaić. Teraz on musiał się postarać, żeby panu był dobrze. I starał się bardzo. Jego uda ciężko pracowały.
– Młody, postaraj się wyczuć swoją prostatę i uderzaj w to miejsce…
Za którymś razem mu się udało o czym świadczyły głośne westchnięcia. W pewnym momencie poczuł znajome pulsowanie w dupsku i i dodatkową ilość spermy. Wiedział, że pan doszedł. Sam swojego kutasa nie śmiał nawet dotykać. Podniósł się, a Jacek znowu włożył mu korek do dziury.
– Jeśli chodzi o mnie, to było super. Ty musisz chyba trochę nabrać wprawy, ale będzie lepiej.
Znowu leżeli na wznak. Tym razem odpoczynek był dłuższy. Jacek poszedł od łazienki się odlać. Wojtek, spocony, napił się wody. W końcu pan zarządził:
– Dam radę jeszcze raz. Zabiorę cię młody do nieba. Będzie jazda. Przesuń się na skraj łóżka.
Blondyn posłusznie przesunął się. Tym razem Jacek sam postawił swojego drąga. posmarował go obficie żelem. Szybkim ruchem wysunął korek z dupy i po wycelowaniu, ostro wjechał w dziurę Wojtka. Znał już tę dziurę dobrze i praktycznie od początku wyczuł prostatę. Zaczął równomiernie uderzać w to miejsce. Jęki, głośne sapanie, wreszcie krzyki Kozubskiego tylko go nakręcały. Patrzył na niego, podziwiając twarz i swoje dzieło. Tempo zaczęło rosnąć, ale mimo to reakcje uległego pokazywały, że rzeczywiście jest w ekstazie. Kiedy master czuł, że już dochodzi, chwycił mocno męskość cwela i starał się, żeby doszli razem. Doświadczenie go nie zawiodło. W momencie kiedy sam poczuł znajome ściskanie własnego kutasa, z tego, należącego do Wojtka wypłynął biały płyn. Jacek wyczerpany upadł na piersi młodego. Oddychali ciężko.
– Chodź, umyjemy się, bo jesteśmy zapoceni i zaspermieni.
Jacek pomógł cwelowi wypłukać spermę, a potem pomogli sobie wzajemnie w myciu. Wysuszyli się i wyszli z łazienki. Jacek sięgnął do swojej torby, wyjął żel znieczulający i polecił Wojtkowi:
– Pochyl się, to ci nasmaruję dziurę.
Była jeszcze dobrze rozwarta. Jacek sprawnymi ruchami palców nasmarował, przynosząc Kozubskiemu od razu wyraźną ulgę. Potem szybko wrócił do łazienki wymyć ręce. Wojtek stał na środku, nie widząc, co robić. Kiedy Jacek wrócił do pokoju położył się na łóżku:
– Połóż się koło mnie, przecież wiem, że chcesz się poprzytulać.
Blondyn szybko znalazł się obok pana, położył głowę na jego piesi, a ten ostatni zaczął go głaskać po plecach, szyi, głowie.
– Dziękuję. Byłem w niebie. To było totalnie zajebiste… – odezwał się Wojtek – Pan jest taki dobry dla mnie, chociaż… nie zasługuję na to…
Jacek szybko się podniósł, ujął głowę Wojtka, odwrócił go do siebie, tak żeby mógł mu popatrzeć w oczy.
– I co ja mam z tobą zrobić, Wojtek.
Ten patrzył na niego zdezorientowany.
– No, żebyś przestał tak głupio myśleć. Facet! Jesteś fantastycznym nastolatkiem, który przez ostatnie dwa lata pokazał fucka losowi. Nie tylko wykaraskałeś się w szkole, ale jesteś najlepszy w klasie i jednym z najlepszych w szkole. Skończyłeś kilka kursów. nauczyłeś się angielskiego… a przede wszystkim wyszedłeś z gigantycznej traumy śmierci swoich rodziców i brata. Gościu, zdecydowana większość twoich rówieśników, nie ma pojęcia przez co przeszedłeś i jak jesteś silny. Zasługujesz na to wszystko i jeszcze więcej.
– Ale bez pana pomocy, to wszystko by nie było możliwe – odpowiedział blondyn.
– Ale przecież ja się za ciebie nie uczyłem, nie harowałem jak wół. Nie ja podjąłem decyzję, że nie daję się depresji i biorę życie za bary i nie poddaję się. To jest twój sukces. Cieszę się, że mogłem ci trochę pomóc.
Wojtek uśmiechnął się szeroko i znowu przytulił do mastera.
– Młody, śpimy, każdy na swoim łóżku, bo są za wąskie i nie wyśpimy się… aha, jutro możesz spać do woli… to znaczy, jeśli do woli miałoby oznaczać jedenastą, to nie… – odezwał się Nagadowski i cmoknął go w czoło – Dobranoc młody!

Siedzieli przy stole, kończąc kolację. Już kilka dni byli na jeziorem Garda, we Włoszech. Nagadowski wynajął bungalow tylko dla nich. Udało się nawet znaleźć taki oddalony trochę od innych, tak, że odgłosy ognistego seksu nie zakłócały spokoju innym wczasowiczom. W czasie tych kilku dni jeździli na rowerach, pływali na desce, pływali w jeziorze, opalali się, byli w Gardalandzie, wielkim wesołym miasteczku. Cały ich pobyt, taki tylko we dwóch, był pomyślany przez Jacka jako część prezentu osiemnastkowego. Do tego dobry seks, niezbyt bolesny. Wszystko to sprawiło, że obaj mieli doskonały nastrój. Siedzieli na luzie przy stole, w strojach sportowych.
– Za trochę ponad tydzień będziesz dorosły… i przestanę być twoim opiekunem prawnym. Nie będę miał już żadnych obowiązków wobec ciebie, młody – oznajmił z uśmiechem Jacek.
– Ja… jak to? To koniec? – z drżeniem odpowiedział Kozubski – … i przecież to wszystko, co Pan robił dla mnie nie było chyba z obowiązku…? – dodał jeszcze ciszej.
Master patrzył wielkim, zdziwionymi oczami na uległego. Jego twarz stężała. Ręce, do tej pory luźno leżące na stole zacisnęły się w pięści.
– Kurwa mać! – wykrzyknął starszy. Poderwał się, wybiegł z salonu, sięgnął ręką do swojej sypialni i wybiegł z domku.
Wojtek, natomiast wybuchnął wielkim płaczem. Trwało to dobre pół godziny. Aż oczy zaczęły go piec. Potem zrezygnowany, pozbierał naczynia ze stołu i zaczął zmywać. Uporządkował salon, poszedł do swojego pokoju, założył słuchawki i najgłośniej jak się dało włączył Rammsteina, usiłując zapomnieć choćby na chwilę. Po półtorej godzinie, zmęczony sprawdził czy Jacek wrócił, ale niestety w dalszym ciągu go nie było. Usiadł w salonie na kanapie i postanowił czekać. Zmęczenie, jednak, zwyciężyło. Obudziło go trzaskanie drzwiami. Spojrzał na zegarek, było piętnaście po pierwszej. Wyskoczył do korytarza i zobaczył spoconego Pana.
– Proszę Pana, moglibyśmy porozmawiać? – zapytał nieśmiało.
– Nawet musimy porozmawiać, młody. – odpowiedział starszy – Dasz mi chwilę? Jestem cały spocony.
Chwila trwała długo. Kiedy wreszcie Jacek wszedł do salonu, napięcie odczuwali obaj. Brunet wskazał, żeby usiedli przy stole. Nagadowski patrzył na cwela. Ten miał spuszczoną głowę.
– Wojtek! – zaczął brunet – popatrz na mnie.
Kozubski uniósł głowę.
– Spróbujmy spokojnie pogadać. OK? – zaproponował starszy.
– OK – mruknął uległy.
– Proszę, powiedz mi, jak zrozumiałeś, to, co powiedziałem.
– No… że to koniec… że mam się wyprowadzić i zniknąć z Pana życia.
– Kurwa mać! – mruknął pod nosem Nagadowski – Nie, to nie do ciebie. To do mnie. Spierdoliłem koncertowo. Młody, to miał być początek… wiesz, takie wprowadzenie, ale po tym, co powiedziałeś nie mogłem już skończyć. Dalej miało być, że teraz to jest twój wolny wybór, czy chcesz zostać ze mną i na jakich warunkach… To znaczy wcześniej też miałeś wybór, bo przecież nie trzymałbym cię na siłę i gdybyś nie chciał to bym cię nie pieprzył, ale teraz jakby… no wiesz jako dorosły, masz pełne prawa i możesz decydować. Chociaż ja – tu sam schylił głowę i patrzył w podłogę – nie wyobrażam sobie, że mogłoby cię nie być ze mną…
Zaległa długa, niezręczna cisza. Dla obu był jak wieczność.
– To znaczy, że mogę zostać? że może być tak jak było? – odezwał się w końcu Wojtek.
– Jasne, bardzo chcę, żebyś został.
– Mogę Pana uścisnąć?
– Chodź! – gestem ręki zaprosił młodego, żeby usiadł przodem do niego, na jego kolanach.
Kiedy tylko przylgnęli do siebie. Wojtkiem zaczął cicho płakać i trząść się. Mimo, że Kozubski nie lubił płaczu, pozwolił jednak młodemu uspokoić się.
– Młody, czemu się tak bałeś, czemu tak nerwowo zareagowałeś?
– Nie wiem, chyba po śmierci moich, bałem się, że tracę najbliższą mi osobę, i że będę sam jak palec…
– Jakiś ty głupi! – powiedział dobrotliwie Jacek – przecież ci obiecałem, że będę się tobą opiekował. Poza tym, co ja bym teraz bez ciebie zrobił? Kto by mi sprzątał dom, prał, gotował, robił zakupy i to wszystko… No i gdzie znajdę taką super dziurę, która tak lubi mojego kutasa…
Obaj zaczęli się śmiać. Po chwili brunet znowu przycisnął do siebie blondyna.
– Jak to dobrze, że mogę być z Panem.
– Hmm, nawet bardzo dobrze. A jak byś chciał być ze mną, to znaczy na jakich zasadach?
– Jak to na jakich?
– No, czy chciałbyś coś zmienić, nie wiem… bo do tej pory ty byłeś uległym dwadzieścia cztery godziny na dobę, właściwie we wszystkim, a ja byłem dominem też na full. Leży ci to? Czy chciałbyś, nie wiem, SM tylko w seksie a potem trochę, nie wiem, równości czy coś…
– Ale ja bym nie chciał niczego zmieniać – prawie wykrzyknął Kozubski.
– Taa? – zareagował z uśmiechem Master – tak, jak jest ci pasi? Całkiem? Nawet jak cię mocno leję pasem i jestem ostry?
– Hmm – zamyślił się Wojtek – w sumie na tym dobrze wychodzę. Mam takie wrażenie, że, gdyby Pan mnie od czasu do czasu nie stawiał do pionu, to moja średnia z pięć i dwie dziesiąte zapikowałaby w dół… – stwierdził z szerokim uśmiechem uległy – Pewnie, że nie lubię lania, bo to co innego niż w czasie sesji, ale wtedy też czuję, że Panu na mnie zależy.
– To co? Zostajemy przy tym, co jest? Zgadzasz się?
– Tak, jak najbardziej.
– A propos „czuję, że Panu na mnie zależy”… Wiesz, chyba bardziej niż ta twoja wątpliwość, że wszystko między nami skończone, tąpnęło mną, to, że niby robiłem wszystko z obowiązku.
Nagadowski zrobił się bardzo poważny.
– Młody, rozumiem twoje lęki, ale spróbuj teraz je na chwilę wyłączyć, co? I włącz myślenie, wiem, że potrafisz, bo masz łeb nie od parady. Postarasz się?
Kozubski pokiwał głową.
– Powiedz to! – spokojnie, ale zdecydowanie zażądał Master.
– Postaram się.
– OK. Pomyśl tylko trochę. Czy dociskanie cię z ocenami jest z obowiązku? Przecież mógłbym powiedzieć: Wyszedł na prostą, ma spoko oceny, jest czwórkowy, to zadanie wykonane, nie?
– No tak – odpowiedział blondyn.
– Czy comiesięczne wyjazdy weekendowe, chodzenie do teatru, opery, muzeów, zwiedzanie miast to jest mój obowiązek? Czy załatwienie ci prywatnych lekcji angielskiego, francuskiego było z obowiązku? Młody! Kurwa! Mnie zależy na tobie jak na nikim wcześniej. Ciągle myślę jak ci pomóc, co zrobić, żebyś się rozwijał, żebyś był oczytany, miał szerokie horyzonty… Tak, robię to też dla siebie. Bo mam dla kogo żyć. Dzięki tobie moje życie nabrało sensu, rozumiesz. I w całym moim skurwysyństwie i sadyzmie, bardzo się staram, żeby cię nie zranić, żebyś mi ufał… – nie dokończył.
Blondyn przycisnął do siebie Jacka i szepnął do ucha Masterowi: – Przepraszam. Nie myślałem logicznie. Jest Pan najbliższą osobą jaką mam. Przykro mi, że tak powiedziałem.
– Już dobrze. Wyjaśniliśmy sobie. Teraz będzie dobrze… Kurwa, sztuka komunikacji jest zajebiście trudna, ale jest zajebista, bo działa, nie młody – stwierdził z radością brunet – Wiesz, co? Jestem skonany, padam na twarz. Chcesz się jeszcze poprzytulać?
– Yhy – przytaknął młody.
– To w łóżku, bo zaraz się przewrócimy.
Przeszli do pokoju Jacka, bo jego łóżko było większe. Rozebrali się i położyli się obok siebie nago. Leżeli tak chwilę. Brunet objął uległego i przyciskał do siebie. Wojtek miał rękę na klatce piersiowej pana. Co jakiś czas Nagadowski przyciskał młodego do siebie całował go w głowę.
– A właściwie to dlaczego Pan mi dzisiaj nie wlał? – zapytał nagle Wojtek.
Jacek odwrócił się bokiem do uległego.
– Popatrz na mnie, Wojtek.
Kozubski spełnił prośbę Jacka.
– Dlaczego piorę ci dupsko?
– Bo się lenię, bo zapominam o swoich obowiązkach, bo trudno mi utrzymać porządek…
– Właśnie, ale poza jedną sytuacją, kiedy straciłem na sobą kontrolę, nigdy ci spuściłem wpierdol za pytanie, nawet trudne, czasem nawet trochę głupie, za szczerość… bo chcę, żebyś mu ufał i nie bał się, że oberwiesz, kiedy mi powiesz co czujesz, co cię gnębi i tak dalej, rozumiesz. Dzisiaj to było dla mnie trudne, dlatego, w sumie, uciekłem, żeby mi nerwy przeszły, bo się bałem, że zrobię coś głupiego, rozumiesz? Robię, co potrafię, żebyś nie miał przede mną tajemnic. Pewnie, że nasz pojebany układ sprawia, że jakbyś chciał coś zrobić, a ja się nie zgadzam to jest problem, ale do tej pory jesteś bardzo uległym i posłusznym cwelem.
Po czym przycisnął go znowu do siebie i pocałował w czoło. Blondyn odwzajemnił uścisk.
– Co ja bym bez pana zrobił? gdzie ja bym był? Dziękuję i proszę, niech pan mnie dalej uczy… no jak być dobrym cwelem.
– Już jesteś dobry. Nikt nie jest doskonały. Nawet ja, chociaż, boję się, że czasem tak na mnie patrzysz.
Leżeli chwilę w ciszy, kiedy cwel zaczął zbliżać głowę do krocza pana.
– Młody, nie! – stanowczo zareagował Master – nic z tego nie będzie. Widzisz, nie jestem doskonały. Jestem ogier, ale dzisiaj mnie wyczerpałeś w inny sposób… na moje własne życzenie zresztą.
– Proszę Pana, chciałbym… ja pana…
Nagadowski swoją dłonią zamknął usta Kozubskiego.
– Młody, obawiam się, że chcesz powiedzieć wielkie słowa. Widzisz, zależy mi na tobie i nie chcę cię rozczarować. Teraz nie mogę powiedzieć tego samego. Proszę cię o cierpliwość. Myślę, że nadejdzie taki dzień, kiedy powiemy sobie to nawzajem, ale nie teraz. Uwierz mi, że jesteś dla mnie najważniejszy. Wypełniasz moje myśli przez większą część czasu i nie umiem sobie wyobrazić życia bez ciebie, ale potrzebuję czasu, nie wiem ile, ale potrzebuję. Może ci przykro, ale chcę być też wobec ciebie szczery i uczciwy
– OK. Najważniejsze, że mogę być z panem.
– Młody, idź do swojego łóżka. Nie mam już siły. Jutro, a właściwie dzisiaj każdy budzi się kiedy chce. Jak chce to poczeka z jedzonkiem na drugiego, a jak nie da rady, to je. OK? Dobranoc.
Pocałował Wojtka jeszcze w czoło na dobranoc i natychmiast zasnął.

Sobotnie popołudnie. Ostatnia sobota lipca. Jeszcze kilka dni i Kozubski skończy osiemnaście lat. Z Nagadowskim wrócili wczoraj, a właściwie dzisiaj na ranem z Włoch. Spali do południa. Potem zaprawa poranna, chociaż w sumie to południowa. Jacek dał im niezły wycisk. Mówił, że po tylu godzinach w samochodzie trzeba się rozruszać. Byli po obiedzie i powoli przygotowywali się do wyjazdu na działkę do Piotra, który zaprosił wszystkich na oficjalną osiemnastkę Wojtka dla gay i gay-friendly znajomych. Mieli jeszcze trochę czasu, więc leniwie każdy sobie coś robił.
– Młody, chodź na chwilę do mnie! – krzyknął przyjaźnie Jacek.
Uległy wszedł do pokoju Pana. Ten siedział przy biurku, przed komputerem.
– Weź sobie krzesło i usiądź przy mnie.
Kiedy młody zajął miejsce, brunet podjechał na swoi fotelu do niego.
– Jest sprawa. Ma dwa wątki – zaczął jak zwykle konkretny i precyzyjny Master Wiele osób, które będą na tej imprezie nie zna ciebie za dobrze i często pytali, no wiesz… skąd jesteś, kim byli twoi rodzice i tak dalej. Myśleliśmy, że ta impreza to może być dobra okazja, żeby cię przedstawić nie tylko z tych lat, kiedy cię znamy, ale i wcześniej. To jest jeden wątek, drugi jest taki: Nie wiem, czy pamiętasz, bo byłeś w kiepskim stanie psychicznym, ale po śmierci twoich, pytałem, co robimy z rzeczami, które po nich zostały. Powiedziałeś mi wtedy, żebym się tym zajął, żebym ubrania rozdał rodzinie, albo wyrzucił, a jakieś pamiątki rodzinne zachował, to kiedy już dojdziesz do siebie to je przejrzysz… Cóż, do tej pory nie wspomniałeś o tym, ja to szanuję, ale wiesz… chcąc ci pomóc trochę przeglądałem te rzeczy i trafiłem na całkiem spore archiwum foto i wideo twojego taty. Pomyśleliśmy z doktorkiem, że może można by je wykorzystać i zrobiliśmy na tę imprezę filmik o tobie. Tyle tylko, że kiedy go skończyliśmy, zaczęliśmy mieć wątpliwości, czy ty już jesteś gotowy, żeby to obejrzeć… Spokojnie, młody! Całość obejrzałem tylko ja, a doktorek widział tylko to, co ja wybrałem do tego wideo. No i dlatego pytanie: czy czujesz się na siłach, żeby do tego już wrócić? Jeśli to za wcześnie, to mamy krótszy, tylko ze zdjęciami i filmami od kiedy się znamy.
Zaległa cisza. Wojtek patrzył na Master z miną, z której trudno było cokolwiek wyczytać. Wreszcie się odezwał:
– A mogę się chwilę na tym zastanowić? Nie chcę wam psuć niespodzianki i doceniam to, że się z Grześkiem napracowaliście.
– Młody, pierdolić to. Ważne, żebyś ty się dobrze z tym czuł. Jasne, że możesz się zastanowić. Pamiętaj, co zdecydujesz, będzie dobrze. Możesz też go obejrzeć teraz i zobaczyć czy…
Wojtek wstał i wyszedł.
Wrócił po dwudziestu minutach. Już w drzwiach powiedział:
– Zgadzam się, dobra, chcę to obejrzeć
Brunet podszedł do Wojtka. Ujął go za szyję i przybliżył się całym ciałem do niego.
– Jesteś pewien? Serio?
– Tak. Wie Pan… doszedłem do wniosku, że uciekanie nic nie daje. Przecież nie da się tego cofnąć. To jest część tych osiemnastu lat, bardzo dobra część. Dzięki Panu, zrozumiałem, że trzeba żyć dalej i trzeba stanąć oko w oko ze swoją historią.
– Młody, ale to ma być fajne… nie chodzi o to, żebyś się ćwiczył, tylko żebyś miał fun.
– Będę miał fun. Grzesiek i Pan to dwaj najbliżsi mi ludzie, więc nie ma ryzyka, że będzie coś, co mi sprawi przykrość.
Master uśmiechnął się i zaczął całować cwela w głowę i czoło.
– To zbierajmy się powoli.
– W co mam się ubrać.. nie wiem… garniak, krawat czy…
Nie, wiesz… coś casualowego. Weź te nowe jeansy, biały t-shirt i marynarkę. To będzie impreza ogrodowa, grill i te rzeczy… Więcej nie powiem, bo zepsuję.

Kiedy wysiedli z samochodu, blondyn zobaczył wielki napis: „Młody, dorastaj, ale nie poważniej”. Zaraz pan Piotr zobaczył Jacka i Wojtka i zaczął krzyczeć:
– Ludzie, ludzie, oto bohater wieczoru! Prawie dorosły Wojciech Kozubski!
Rozległy się gromkie brawa. Jak zwykle policzki blondyna się zaczerwieniły. Jacek rozczochrał włosy młodemu, chcąc mu dodać otuchy.
– Towarzystwo, myślę, że nie do końca się wszyscy znamy, więc każdy dwa słowa o sobie, żebyśmy się dobrze bawili – ponownie zagaił Piotr.
Potem po kolei się przedstawiali. Byli wszyscy korepetytorzy Wojtka, nauczyciele angielskiego i niemieckiego, instruktor pływania i siłowni i stara ekipa. Faktem jest, że z wszystkimi był na ty i jakąś relację miał. Potem siedli do stołu, pałaszując świetne jedzonko z grilla. Po zaspokojeniu głodu mikrofon do ręki wziął doktorek. W tym samym momencie Nagadowski pochylił się w stronę blondyna i szeptem zapytał:
– Jesteś pewien? To ma być teraz.
– Tak, tak, w porządku – takim samym szeptem odpowiedział Wojtek
Wtedy starszy spojrzał na Kamińskiego i kiwnął głową. Ten ostatni postukał w mikrofon i nastała cisza.
– Wielu z was pytało nas, przede wszystkim Jacka, skąd nasz dzisiejszy bohater pojawił się w naszym gronie, kim jest, skąd się wywodzi. Kiedy dowiedzieliście się o tragedii, która dotknęła jego rodzinę, a tym samym jego samego, chcieliście się czegoś dowiedzieć o tym, jaki był przed tym, kiedy go poznaliśmy. Wojtek zgodził się, żebyśmy uchylili rąbka tajemnicy. Ja i Jacek przygotowaliśmy filmik, który, mamy nadzieję, że pokaże młodego, może trochę wzruszy i rozśmieszy. Wiele z tego, co zobaczymy pochodzi w archiwum foto i wideo jego taty. Zapraszam na film. Panie i panowie! Oto osiemnaście lat młodego, w filmowym skrócie.
Master położył rękę na ramieniu podopiecznego, usiadł bokiem do niego, żeby dobrze widzieć jego twarz. Obrazy pojawiały się na ekranie. Kiedy pojawiły się obrazy z jego wczesnego dzieciństwa, Wojtek przytulił się do Jacka zawstydzony, ale nie odrywał wzroku od ekranu, potem śmiał się, kiedy pojawiły się śmieszne sceny z dzieciństwa. Pojawiła się w oku łza, kiedy widać było jego rodziców – wtedy brunet uścisnął bardziej ramię młodego i pochylił się pytająco – ale ten pokiwał głową, że wszystko dobrze. Wreszcie pojawiły się obrazy z ostatnich dwóch lat, nawet takie, na których Jacek i Wojtek byli w czasie sesji, ale na szczęście delikatne. Kiedy film się skończył, młody rzucił się w ramiona Pana uścisnął go i szepnął di ucha:
– Dzięki, to było cudowne! Super!
Jacek odetchnął z ulgą i na twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Blondyn zaraz podbiegł do Kamińskiego, żeby mu podziękować:
– Grzesiek, dzięki, wiedziałem, że się nie zawiodę. Jesteś niesamowity!
– Cieszę się, że ci się podobało. Chcieliśmy, żeby było lekko, zabawnie i super, że nam pozwoliłeś.
– No jasne, trochę się wzruszyłem, no i uśmiałem. Jeszcze raz dzięki, przyjacielu.
Na raz podszedł do uległego jego Pan wręczając mu szklankę napoju. Myśląc, że to cola, spojrzał na pana zdziwiony.
– Spróbuj!
Kiedy wypił łyk, okazało się, że to prosty drink, wódka, cola i sok z cytryny. Blondyn uśmiechnął się szeroko. Impreza się rozwijała, były tańce, alkohol. Co jakiś czas Piotr zapraszał kolejne osoby do toastu-życzeń dla „dostojnego jubilata”. Wszystkie były bardzo miłe i budujące. Gdzieś w okolicach jedenastej brunet widząc, że młody zaczyna mieć „nadzwyczajny” humor, podszedł do niego, zabrał mu prawie pustą szklankę po drinku i wymienił na pełną. Uległy upił trochę i ze zdziwienia otworzył szeroko oczy, bo to była tylko cola.
– Młody, stop z alko. Rozumiesz? – powiedział z poważną miną Nagadowski
– Kiedy nic mi nie jest. Dobrze się bawię. Jest super – zaoponował Wojtek
– Młody – odpowiedział Jacek, odciągając go trochę od gości – chodzi o to, żebyś się dobrze bawił do końca, a masz już dobrze w czubie.
– Dlaczego chce mi Pan zepsuć zabawę? – zapytał w nutą urazy w głosie cwel.
– Kurwa! Młody, jestem dalej twoim Panem, czy coś się zmieniło!
Kozubskim w jednej chwili tąpnęło.
– Oczywiście, że tak, że Pan jest moim Panem.
– To, bądź posłuszny, do chuja!
Widząc wystraszoną twarz niewolnika, łagodniejszym tonem dodał:
– Wojtek, zaufaj mi, tak będzie dobrze. Obiecuję, że jeszcze dziś wypijesz procenty… – dodał z uśmiechem.
– Dobrze, proszę Pana! Poczekam!
– Dobry cwel! – pochwalił go Pan i poklepał dobrotliwie po policzku.
Towarzystwo bawiło się świetnie. Różne trunki lały się obficie, ale o dziwo nikt nie padł. Śpiewali karaoke, rozmawiali luźno, co jakiś czas zmieniały się konstelacje grupek. Kiedy Jacek uznał, że jego podopieczny wystarczająco przetrzeźwiał, wręczył mu kolejną szklankę, już z procentami, na co młody, kiedy skosztował, podziękował z uśmiechem. Cała twarda ekipa organizatorów pilnie obserwowała wszystkich. Napracowali się, poza oczywiście Jackiem, Kamiński, Kuba i Mikołaj, cwele pozostałych Panów.
Na działce u Piotra było sporo miejsc do spania, ale goście, od około trzeciej nad ranem, zaczynali się żegnać. Wreszcie, o pół do piątej, Jacek zarządził spanie. Pan i cwel spali w jednym, na szczęście dużym, łóżku. Zanim, padnięci zasnęli, Wojtek, szepcząc, zwrócił się do Jacka:
– Dzięki za mega imprezę. Było super!
– Cieszę się, że ci się podobało, idź spać!
– I za ten czasowy zakaz picia. Znowu Pan mnie uratował!
– Jak ci o tym mówiłem, to nie byłeś zbyt szczęśliwy – odpowiedział brunet śmiejąc się.
– Zakazy często są trudne, ale na Pana zakazach zawsze wychodzę dobrze.
– Przeprosiny przyjęte. Śpij już!.

Wstali koło południa. Zjedli trochę resztek z imprezy i zabrali się od razu za porządki. Poszło sprawnie, tak, że w Krakowie byli już przed siedemnastą. Jak tylko przekroczyli próg mieszkania, padła komenda:
– Cwelu, przygotuj się na ostre jebanie!
Kozubski sprawnie wypakował ich rzeczy do kosza z brudnymi ubraniami, poszedł do swojej „celi”, wszedł szybko pod prysznic, umył się, zmienił końcówkę i zaczął czyścić „środek”. Po kilku razach uznał, że jest w porządku. Wytarł się i wbił w spodnie moro i t-shirt w kolorach maskujących. Wszedł do salonu w pełnej gotowości.
– Cwelu, do mnie! – krzyknął Jacek ze swojego pokoju.
Blondyn natychmiast dołączył do Pana. Ten ostatni, też przebrał się na wojskowo. Na widok blondyna wstał. Kozubski podszedł bliżej.
– Na kolana szmato i otwieraj pisuar.
Wojtek posłusznie wykonał polecenie. W tym czasie Jacek zdążył wyciągnął swojego kutasa ze spodni i skierował do ust cwela. Prawie go do nich włożył nie chcąc, żeby mocz wylał się ma podłogę.
– No to, pragnienie cwelu zaspokoiłeś, teraz z tej samej końcówki poleci drogocenne białko Pana.
Nagadowski wsunął kutasa jeszcze głębiej i zaczął powoli, rytmicznie posuwać cwela. Ten, miał już praktykę, więc posłusznie poddawał się, obrabiając językiem pałę Mastera. Jacek umiejętnie zmieniał tempo. Kiedy przyspieszał, czasem pojawiła się jakaś łza w oczach Wojtka. Wreszcie, cwel poczuł, że kutas w jego ustach zaczyna się naprężać i pulsować, a Jacek przecisnął głowę maksymalnie do siebie. Po sekundzie sperma zaczęła tryskać prosto do gardła.
No, to pierwszy głód zaspokojony. Teraz odpoczynek. Brunet położył się plecami na łóżku, mając nogi na podłodze. Cwel siedział w kucki przy łóżku mając głowę położoną na prawym udzie Pana. Ten co jakiś czas głaskał go ręką po głowie albo policzku.
Po jakimś czasie Master nakazał:
– Druga tura cwelu! Ruszaj się!
Obaj wstali.
– Pozbądź się spodni i wypnij dupę na łożku.
Kiedy cwel posłusznie wypełnił polecenie, Jacek dodał:
– Trzeba ci cwelu rozgrzać dupsko.
Wojtek obejrzał się i zobaczył w ręku Pana skórzany pas. Spojrzał zdziwiony na Pana, bo przecież nazajutrz miał jechać na wieś.
– Nie bój żaby młody, czerwona będzie tylko dupa i to nie za bardzo.
Zaraz potem poczuł pierwsze uderzenie. Potem szybko następne. Nie były jakieś szczególnie silne, ale ból był odczuwalny. Lanie było krótkie.
Cwelu, pokaż jak bardzo twoja dziura tęskni za kutasem Pana. Otwórz się.
Kozubski już całkiem potrafił rozluźnić zwieracze, ale nie panował na nimi. Starał się, ale otwór otwierał się i zamykał na przemian.
– Pięknie, młody!
Master wycelował, kiedy była uchylona i zdecydowanie włożył, pokryty lubrykantem, palec i zaczął intensywnie masować. Potem drugi i trzeci. Co jak co, ale w sztuce rozluźniania dziury był mistrzem. Cwel tak rozanielony i napalony, tym co robił Pan, nawet nie spodziewał się, że brunet tak zdecydowanie i ostro wjedzie mu w pizdę. Przez krótką chwilę czuł niewielki ból, ale szybko minął. Jacek ujeżdżał go energicznie. Po jakimś czasie zwolnił, na co Wojtek zareagował mruknięciem niezadowolenia.
– Spokój, kurwa, ja tu rządzę i ja nadaję tempo. Byłeś kiedyś niezadowolony?
– N…nigdy
– To zamknij ryj i się poddaj.
Kontynuował dalej, raz szybciej, raz wolniej. W pewnym momencie przyspieszył, chwycił w dłoń kutasa cwela Jednocześnie, znając go dobrze szybko trafił na prostatę i energicznie zmierzał do końca. Krzyki i wzdychania uległego tylko go nakręcały. Doszli prawie jednocześnie i padli na łóżko. Jacek delikatnie głaskał dupę Wojtka, a ten robił to samo, tyle, że po plecach. Kiedy odpoczęli, brunet zarządził:
– Spierdalaj do siebie i doprowadź się do porządku, a potem zrób coś do żarcia.
Po prawie trzech kwadransach Kozubski delikatnie zapukał do pokoju starszego.
– Wejdź – usłyszał.
– Kolacja gotowa, proszę Pana.
Zjedli kolację i była pół do dziewiątej.
– Sprzątasz i pojawiasz się w salonie! – nakazał.
Uporawszy się z kuchnią, wszedł do salonu. Pan siedział rozłożony na sofie i gestem zachęcił podopiecznego, żeby usiadł koło niego.
– Chill, no nie? Posłuchamy trochę opery. Wybrane arie z Haendla.
Po czym Master wybierał z youtube’a kolejne arie, w konkretnych wykonaniach, które mu się podobały i objaśniał, z której opery dana aria jest, o czym opowiada i w jakim momencie losów bohatera jest śpiewana. Oczywiście dodawał, kto ją śpiewa. Tak minęła dobra godzina.
– Młody, strasznie się cieszę, że jesteś. Nawet nie wiesz jak!
Pocałował go namiętnie, ale w swoim stylu, na ostro, głęboko wwiercając się w usta cwela. Kiedy zabrakło im powietrza, Kozubski odpowiedział:
– Radość jest wzajemna, proszę Pana.
I przytulił się do Mastera.
– Wiesz co, twoje wakacje trwają, ale moje się skończyły. Jutro wracam do roboty. Idę spać. I ty też idziesz – podkreślił mocno – od jedenastej śpisz. Jutro do południa ogarniasz chałupę i zaraz po obiedzie jedziesz na wieś. Spotykamy się na zaprawie porannej.
Marsz do siebie.

– Uff, wreszcie! – odetchnął z ulgą Kozubski i zamknął drzwi ich mieszkania na klucz.
– Ma charakterek ta twoja chrzestna, nie ma co. Trudno ją spławić – skomentował z ironią Jacek.
Istotnie, próbowali się jej pozbyć przez ponad dwie godziny. Właśnie dwie godziny temu skończył się uroczysty obiad osiemnastkowy dla rodziny i starych przyjaciół rodziców Wojtka. To był ostatni akt jego wchodzenia w dorosłość. Firma cateringowa zdążyła już posprzątać i się zmyć, a ciotka, dobrze wstawiona, gadała jak najęta, nic sobie nie robiąc z wszelkich prób namówienia jej na opuszczenie mieszkania. Wcześniej z soboty na niedzielę, która właśnie dobiegała końca, była impreza dla kolegów z technikum i z podstawówki. Była chyba bardzo udana, bo towarzystwo, żegnając się o świcie dziękowało za mega melanż.
Blondyn zbliżał się do Pana i w pewnym momencie pod wpływem impulsu przyspieszył kroku, rzucił się na szyję Nagadowskiego, skoczył i objął go nogami w pasie. Potem patrząc w sufit wykrzyknął:
– Mamo, tato, nie mogliście mi znaleźć lepszego opiekuna!!!!! Bo nie ma lepszego!!!!
Zaraz potem uścisnął go tak mocno, że obaj z trudem łapali oddech. Wojtek zaczął obcałowywać policzki, włosy, czoło bruneta, bez opamiętania. Wreszcie ten ostatni zareagował i z trudem przełykając ślinę, wydukał:
– Mło… młody…
Młody nie reagował, dalej ściskając go i całując.
– Wojtek, wystarczy – powiedział dość głośno, ale łagodnie.
Blondyn, stanął na własnych nogach, spojrzał na Pana i ze zdziwieniem, powiedział pytająco:
– Pan płacze?
– A co? Myślałeś, że takiego skurwysyna jak ja, nic nie ruszy – odpowiedział uśmiechając się – Wojtek, to co powiedziałeś, to największa rzecz jaką o sobie słyszałem. To największe docenienie. Dlatego zawsze mowię, że dzięki tobie odnalazłem sens życia. Wiem, po co żyję, a dokładniej dla kogo żyję po tym, co powiedziałeś jestem w siódmym niebie….
Zaległa cisza, piękna, pełna dobrej energii cisza. Jacek, zdjął marynarkę i krawat, usiadł na kanapie i gestem ręki zaprosił uległego. Wziął go za rękę i postawił między swoimi nogami.
– Zdejmij marynarkę i krawat.
Uległy posłusznie wykonał polecenie. Nagadowski sięgnął do paska Wojtka i zaczął go rozpinać, potem rozsunął zamek i szybko sięgnął po kutasa cwela. Wziął go do ręki i zaraz potem do ust. Kozubski nie mógł uwierzyć, że to się dzieje. Brunet ze znawstwem obciągał chuja swojego podopiecznego. Kiedy Wojtek zaczął sapać i zbliżał się moment tryśnięcia, Pan wyjął go z ust i kilkoma sprawnymi ruchami dłoni dokończył dzieła. Spojrzał w górę na zdziwioną i uszczęśliwioną twarz blondyna, oparł się na plecach i odezwał się:
– No co? Specjalny bonus od Pana. Nie zapominaj, że kiedy byłem uległym.
– To może się odwdzięczę? – nieśmiało zapytał Wojtek
– Nie, młody, nie trzeba. Jestem totalnie zrąbany. Zapnij spodnie i usiądź mi na kolanach.
Wojtek szybko spełnił życzenie Mastera. Przylgnęli do siebie i długo żaden z nic nie mówił.
– Nie myślisz, że jest nam dobrze ze sobą – zapytał w końcu Jacek.
– Yhy, bardzo dobrze, dlatego już myślę, kiedy się zepsuje – odpowiedział blondyn.
– Grunt to pozytywne myślenie, nie młody?
Zaczęli się śmiać.
– Wiesz, co ja mam podobny problem, dlatego po pierwsze, myślę, że powinniśmy się cieszyć tym co mamy, jak długo będzie, a po drugie, starać się tego nie spieprzyć. Było już parę małych kryzysów i udało się.
– Ta, większość z mojej winy – skomentował młody
– Te, jak mówisz, z twojej winy, były dużo mniejsze i czasem nawet urocze, a te z mojej były niebezpieczne.
– Tylko, że prawie zawsze Pan był tym mądrzejszym.
– No cóż, jestem starszym, nie? Ale bywało, że potrzebowałem sporo czasu i… pomocy. Wiesz, że kilka z nich bez pomocy doktorka, trudno by było rozwiązać. W każdym razie, nie marnujmy czasu na dołowanie się. Polej trochę kardynała Mendozy, poprawimy sobie humor.
Wojtek wstał, podszedł do barku, znalazł napoczętą butelkę koniaku nalał do kieliszków, wrócił do Pana i podał mu jeden.
– Będziesz w tym tygodniu jeździł ze mną. Chcę, żebyśmy cieszyli się tym, co jest.
– Dobrze, ale co z domem?
– Może jakoś damy radę, zresztą masz wakacje. Nie musi być zawsze tak sterylnie jak sobie życzę.
Uległy spojrzał ze zdziwieniem na bruneta, bo do tej pory jego chorobliwa pedanteria dawała mu się chyba najbardziej we znaki i była najczęstszym powodem obijania jego tyłka.
– No co, nie cieszysz się, że trochę odpuszczam z porządkiem? – zapytał Kozubski.
– Pewnie, że się cieszę – odpowiedział.
– Tylko nie licz, że pozwolę ci na zrobienie z tego mieszkania chlewu, co to to nie.
– Nie, no spoko, też nie chcę mieszkać w chlewie, chociaż mam skłonności, żeby go robić – stwierdził samokrytycznie.
– Dobra młody, chociaż godzina nie jest przesadnie późna, to ja powoli będę szedł spać, bo weekend mnie wykończył. Ale jestem happy, że ty jesteś happy, bo o to chodziło, o radochę dla ciebie, bo zasługujesz na to.
Dopił resztkę koniaka, wstał, oddając kieliszek cwelowi:
– Umyjesz?
– Jasne, to znaczy tak, proszę pana.
Nagadowski uśmiechnął się, ujął jego głowę w dłonie i pocałował go w czoło.
– Dzięki za wszystko i dobrej nocy, ty mój wymarzony housboy’u.
– Dobranoc Panu, jutro zaprawa normalnie?
– Yhy – od niechcenia potwierdził Master i zniknął w swoim pokoju.

Tydzień szybko minął. Pan i cwel spędzili prawie cały razem, w samochodzie, na postojach, załadunkach, rozładunkach… Nie obyło się bez małego lania, ale cóż to jest dwadzieścia pięć na dupę pasem, raz Jacek przywołał go do porządku z liścia, ale ogólnie było super. Był też element dydaktyczny. Nagadowski próbował przekazać mu nieco swojej wiedzy historycznej, takiej, której próżno szukać w podręcznikach, na przykład o rozwoju mody męskiej. Żeby nie być gołosłownym, na iPadzie młody mógł podziwiać przykłady. Pogadali też trochę o muzyce.

Sobota rano. Byli już po zaprawie porannej i śniadaniu. W powietrzu czuć było miłe napięcie i ekscytację.
– O jedenastej w salonie – zakomenderował suchym tonem brunet.
Uległy wiedział co to znaczy. Miał dwie godziny. Ponieważ nie umiał się skupić na niczym, zaczął prasować ubrania. Czas wlókł się niemiłosiernie. Wreszcie pół godziny przed jedenastą, wszedł pod prysznic i zaczął robić sobie porządną lewatywę. Gdy uznał, że jest OK, umył dokładnie całe ciało. Za pięć jedenasta, w przepisowym stroju pojawił się w salonie. Punktualnie o jedenastej Pan Jacek wkroczył do salonu, ubrany w spodnie moro i t-shirt w kolorach maskujących.
– Wyskakuj z ciuchów!
Kozubski w ekspresowym tempie zdjął ubranie i oczywiście ułożył wszystko w piękną kostkę.
– Stań przy ścianie i oprzyj się o nią!
Podszedł.
– Odsuń się trochę i wypnij dupsko. Trzeba je rozgrzać. Będzie seria pasów, Nie liczysz! Zrozumiano?!
– Tak jest, proszę Pana.
Potem poleciała szybka seria pasów, bardzo mocnych. Była jednak krótka.
– Dobra. Pochyl się głęboko, sięgając dłońmi do ziemi.
Cwel wykonał polecenie.
– Pokaż, jak twoja dziura pragnie kutasa Pana. No, młody otwórz ją, kurwa!
Blondyn, rzeczywiście potrafił się już wyluzować, umiał otwierać zwieracze, ale nie potrafił tego utrzymać. Jego dziura otwierała się i zamykała.
– Taaaak, pięknie, super.
Chwilę się przyglądał temu ruchowi zwieraczy, w pewnym momencie palec, posmarowany lubrykantem, wylądował w środku. Potem drugi i trzeci.
– Tak, cwelu, Pan zaraz dzisiaj zadowoli twoją spragnioną cipę… ładnie, rozluźnij jeszcze trochę… taaak…. super.
Nagle wyjął palce, i za chwilę dziurę rozpierał… korek analny. Nie za duży, ale dobrze wypełniający.
– Młody, trzymaj, żeby ci nie wypadł, bo będzie z tobą źle. Teraz siadaj na podłodze przy ścianie.
Jak tylko Wojtek usadowił się się, Jacek wyciągnął swojego drąga, gotowego do akcji i naparł na usta.
– Tylko obejmij, nic więcej nie rób. Pan cię wyrucha z mordę… Zrozumiano. Tylko ciasno obejmij…
– Mhmm – odmruknął twierdząco cwel.
Brunet przybliżył się do ściany, tak, żeby możliwie unieruchomić głowę cwela. Zaczął od razu ostro, szybko, ale nie za głęboko. Stopniowo, zachowując dobre tempo, ruchał blondyna coraz głębiej. Widział, że ten sobie poradzi, bo, co jak co, ale oral opanował bardzo dobrze. Był cholernie napalony i nie chciał się wstrzymywać, dlatego dość szybko doszedł. Za każdym wytryskiem, wchodził głęboko w gardło Kozubskiego, który z trudem, ale opanował sytuację. Kiedy skończył, uległy, do tej pory skoncentrowany, żeby dobrze wykonać zadanie, spojrzał zaszklonymi od łez, ale uśmiechniętymi oczami na Mastera. Ten odwzajemnił uśmiech, wyciągnął chuja z jego ust i dobrotliwie poklepał młodego po policzkach, dodając:
– Dobrze się spisałeś, cwelu! Dobra robota! Teraz odpoczynek do następnej rundy. Połóż się na dywanie w pozycji embrionalnej. Pamiętaj o korku!
– Tak jest, proszę Pana – szepnął.
Sam też opadł ciężko na fotel, sięgając po butelkę wody.
Trochę to trwało, obaj mieli przecież czas. W pewnym momencie Jacek wstał:
– Wstawaj gnoju, dość opierdalania się. Załóż sobie opaski na kostki, a potem ci założę na nadgarstki.
Uległy szubko się z tym uporał. Potem podszedł do miejsca, gdzie z sufitu zwisały już łańcuchy. Jacek sprawnie do zapiął do nich. Do kostek zapiął drążek rozporowy, żeby nogi były rozwarte i unieruchomił obciążnikami. Zapiął na oczach opaskę, żeby cwel niczego nie widział. Zaraz potem jego bark przeszył ostry ból. To był bat, i o ten dłuższy.
– Licz, kurwa cwelu i dziękuj Panu! – usłyszał krzyk.
Cwel posłusznie liczył. Dziesięć z jednej strony, dziesięć z drugiej strony. Kiedy Master skończył, podszedł do cwela, delikatnie dotykał śladów, które dopiero do zrobił, pogłaskał po dupie, lekko dotknął kutasa cwela.
– O! – Wojtek prawie krzyknął.
– Hmm, patrząc na to jak wygląda twój kutasik i na te westchnienia, to podoba ci się cwelu, e?
– Ba… bardzo, proszę Pana.
– Widać jak chcesz poczuć mojego drąga w innej dziurze.
Poszedł do wyciągarki i opuścił trochę ręce blondyna.
– Pochył się do przodu i wypnij dupsko.
Kiedy ten to zrobił, Domin jednym zwinnym ruchem wyciągnął korek z dupy cwela i ostro wjechał do środka. Wojtek aż krzyknął. Tym razem Nagadowski nie spieszył się, jego ruchy były zdecydowane, jebał do końca, ostro, ale między kolejnymi pchnięciami robił przerwy. Po jakimś czasie zaczął zmieniać kąt uderzenia i, najpierw delikatnie a potem coraz mocniej uderzał w prostatę cwela.
– AAAA! Tak, tak! – krzyczał Kozubski.
– Taki, kurwa, spragniony jesteś? Jeszcze nie. Nie tak szybko!
Ujął kutasa podwładnego i zacisnął mocno. Przyspieszył tempo i po chwili obfite ilości spermy zapełniły kiszki cwela. Kiedy doszedł, przysnął mocno cały korpus cwela, delikatnie dmuchając koło uszu i liżąc małżowiny, czym doprowadzał młodego do szału.
– UUuuu – wzdychał Wojtek, nie mogąc doczekać się spełnienia.
W pewnym momencie Jacek, nie wychodząc z dupy cela zaczął się kręcić. Po chwili sprawnie wysunął swojego chuja i zaczął wkładać na to miejsce jakiś przedmiot. Cwel sądził, że to kolejny korek. Potem przeszedł z drugiej strony cwela, przykucnął, założył na jego kutasa opaskę i dość mocno ją zacisnął.
– Nie boli za bardzo?
– Proszę, mogę już dojść? – zapytał cicho zbolały blondyn.
– Kurwa, odpowiedz na pytanie.
– Nie, tylko trochę uciska.
– Tak ma być.
Potem Master odszedł kilka kroków wyciągnął z kieszeni jakiś przedmiot i nacisnął coś na nim. Wtedy uległy zrozumiał, że to, co ma dupie to wibrator. Jacek uśmiechnął się złośliwie i z satysfakcją przyglądał się młodemu. Ten wił się i szarpał, bo jego chuj za wszelką cenę chciał eksplodować.
– Proszę, już nie mogę, pleeeese. TO BOOOOOLI!
Pan podszedł do cwela blisko i spokojnie powiedział:
– Jak boli to chyba cwel się cieszy…
– Ale chce mi rozerwać kutasa – odezwał się ciężko oddychając Kozubski.
– Jak ładnie poprosisz cwelu, to może Pan się zlituje.
– Bardzo Pana proszę, baaardzo… – prawie krzyczał.
Jacek przeszedł z drugiej strony stanął blisko dotykając cwela. Zdjął mu z oczu opaskę. Sięgnął do jego kutasa i sprawnym ruchem zdjął z niego opaskę, potem zaczął my walić konia.
– AAA, tak, proszę, proooooszę – wrzeszczał cwel i w końcu strzelił. Daleko strzelił.
– No, cwelu, to chyba rekord, piękny strzał. Opłacało się męczyć – dodał śmiejąc się.
Pogłaskał go, pocałował. Przeszedł z przodu i zaczął ostro całować. Potem wyciągnął mu z dupy wibrator i zamienił go na korek.
– Odpoczynek, młody, bo to nie koniec.
Odpiął go z łańcuchów.
– Napij się wody i połóż chwilę. Może chcesz się odlać, co?
– Nie, na razie nie, dzięki.
– A propos odlania, w takim razie ja skorzystam.
Podszedł do Wojtka, a ten wiedział, co to znaczy i posłusznie wypił wszystko, co leciało z „końcówki” Pana. Potem się położył na brzuchu i odpoczywali.
Minęło dobre pół godziny.
– Baczność cwelu! – krzyknął Nagadowski – wracaj do łańcuchów.
Brunet sprawnie zapiął znowu młodego. Potem przybliży sobie mały stoliczek, a na nim, jakieś pudełko. Podszedł z przodu i chwycił mocno w palce oba sutki uległego. Ten zasyczał.
– Dzisiaj będzie coś nowego.
Sięgnął do stolika z pudełka wyciągnął klamerkę. Zapiął ją jednym sutku, potem, na drugim, uważnie patrząc na twarz młodego. Krzywił się, ale chyba dawał radę. Potem zaczął zapinać klamerki w rzędzie po prawe i po lewej stronie korpusu. Cwel chyba przyzwyczajał się do bólu. Następnie Master wziął palcat. Na początku kilka razy uderzył w pośladki, ale potem okazało się, ze ma inny pomysł. Delikatnie uderzał w klamerki, które poruszając się, sprawiały większy ból. Trochę ta zabawa trwała, aż do momentu, kiedy Jacek gwałtownymi uderzeniami palcatu zaczął brutalnie odrywać klamerki. Wojtek unieruchomiony wił się i szarpał, aż ostatnia z klamerek nie znalazła się na podłodze. Pan podszedł do cwela, zaczął rozcierać śladu po klamerkach, całując to w usta, to znów w czerwone ślady na klatce piersiowej i brzuchu.
– Odpoczynek?
Kozubski wyczerpany pokiwał tylko głową. Brunet uwolnił młodego. Ten szybko poszedł do łazienki.
– Jakby co, to wołaj młody, bo jak cię długo nie będzie, to przyjdę – krzyknął jeszcze z salonu Jacek.
Znowu pauza. W całkowitej ciszy. Po przerwie Jacek nakazał:
P- rzewieś się o oparcie fotela. Możesz się spokojnie drzeć, ale nie ruszaj się i nie uciekaj dupą, bo się przywiążę, rozumiesz cwelu?
– Tak, jest proszę Pana – powiedział cicho.
– Nie słyszę, rozumiesz czy nie! – krzyknął.
– TAK JEST, PROSZĘ PANA, ROZUMIEM! – wykrzyczał blondyn
– Dostaniesz pięćdziesiąt razy strapem, każde uderzenie odliczasz głośno. Nie dziękujesz! Jasne?
– TAK JEST, PROSZĘ PANA!
Nagadowski bezlitośnie, z całej siły, tłukł obolałą dupę cwela. Ten starał się nie poruszać. Kiedy wreszcie resztką sił, załamanym głosem, ale wyraźnie odliczył pięćdziesiąt, Jacek odrzucił strap i złapał cwela za włosy, odwrócił go twarzą do siebie i bezpardonowo włożył swojego kutasa do ust.
– Teraz ty, cwelu, popracuj trochę. Koncertową laskę proszę!
Wojtek, choć zmęczony i obolały zabrał się energicznie za kutasa bruneta. Kiedy już się wydawało, że jest blisko wytrysku, Master energicznie podniósł cwela, obrócił, chwycił za szyję do tyłu u mocno pchnął do przodu. Potem chwycił jedną ręką za biodro a drugą sprytnie wyjął korek z dziury i natychmiast włożył kutasa. Potem zaczął powoli. Następnie stopniowo przyspieszając, jebał cwela energicznie. To nie był pierwszy raz dzisiaj, więc trochę to trwało. Czując, że jest blisko spełnienia, ujął kutasa Wojtka w dłonie i zaczął go masturbować. Tym razem on odszedł szybciej. Pomógł jeszcze młodemu i obaj, cali spoceni, padli bezwładnie na dywan. Po kilkunastu minutach Nagadowski podniósł się i delikatnie zaczął podnosić uległego.
– Młody, postaraj się chwycić mnie za szyję, żebym cię nie uraził w te miejsca, gdzie cię boli.
Resztką sił, Wojtek chwycił Jacka za szyję, ten ujął go w środku pleców i za kolana i zaniósł do łazienki. Postawił delikatnie na podłodze. Na szafce obok stały już przygotowane: butelka wody i tabletki przeciwbólowe.
– Połknij – powiedział delikatnie Jacek, podając blondynowi proszki i wodę do popicia. Potem pomógł mu wejść do wanny. Wojtek uklęknął w niej na, przygotowanym już wcześniej, ręczniku.
– Najpierw, dziura, dobrze?
Wyciągnął korek z dupy i końcówką do lewatywy delikatnie wypłukiwał spermę. Kiedy zobaczył, że leci tylko woda, zaczął delikatnie, letnią wodą obmywać całe ciało cwela. Potem wysuszył go ręcznikiem i zaprowadził do salonu. Położył na brzuchu na sofie, wziął żel na siniaki i z wielkim wyczuciem sparował wszystkie rany. Potem sięgnął po maść z czymś przeciwbólowym i sięgnął palcem do odbytu. Wojtek zadrżał.
– Ciii, już, już, zaraz przestanie boleć. Jeszcze chwilkę.
Potem przykrył go kocem.
– Zaraz wracam, tylko się sam umyję, OK? – zakomunikował, pochylając się do twarzy Wojtka
– Yhy – odezwał się cwel.
Wrócił za chwilę, ubrany w cienkie spodnie dresowe i białą koszulkę. Podnosząc głowę Kozubskiego, wcisnął pod nią swoje uda. Trwali tak w ciszy dłuższą chwilę. Jacek delikatnie pieścił twarz cwela, przeczesywał palcami jego włosy, czasem sięgał od koc i delikatnie dotykał skóry na plecach, unikając poranionych od bata miejsc.
– Młody? – odezwał się w końcu – Żyjesz?
– Jasne – padła odpowiedź.
– A jak się czujesz?
– Obolały, ale happy.
– Tak? Podobało się?
– Jak zawsze, proszę Pana.
– A klamerki?
– Cholera, bolesne i chyba nie tak podniecające jak myślałem.
– Aha, dzięki za info, będę pamiętał. A wibrator?
– Nooo, to było ciężkie. Myślałem, że mi kutasa rozerwie, ale było warto…
– Super, dobrze się spisałeś. Jesteś świetnym cwelem, kurwa! Serio!
– Dzięki, a Pan jest super Panem.
Przez chwilę nie odpowiedział.
– No to sobie posłodziliśmy.
Potem zapadła cisza. Jacek coś sobie czytał, Wojtek to drzemał, to patrzył na przyciszony telewizor. Była już jakoś koło siedemnastej, kiedy obu zaczęło burczeć w brzuchu.
– No, Wojtek, kiszki marsza grają, znak, że trzeba coś zjeść.
Wstał, wyszedł, ale za chwilę wrócił z nowymi, zimnymi okładami. Potem zniknął w kuchni. Pojawił się po pół godzinie. Młody spał.
– Hej, bohaterze! Obiad gotowy!
Jacek zdjął z niego okłady i pomógł mu wstać. Pomógł mu też założyć spodnie i koszulkę. Jedli, jak to zawsze robili po sesji, na stole barowym w kuchni. Młody na stojąco, a Jacek siedząc na stołku barowym. Jak tylko cwel zobaczył stół, wykrzyknął:
– Wow, taka uczta?
– Należy ci się… no może ja też trochę zasłużyłem.
– Jasne, że tak. Przecież dzięki panu byłem znowu w siódmym niebie!
– A ja dzięki tobie.
Brunet wychylił się przez stół i pocałował Wojtka w czoło.

Minęło prawie dwa tygodnie od sesji. Wakacje dobiegały końca. Jacka nie było cały tydzień w domu, bo miał jakąś całotygodniową trasę. Oczywiście mieli kontakt przez telefon. Kiedy Master zadzwonił domofonem, Wojtek, rzucił się w stronę korytarza, żeby siedząc w kucki, przywitać Pana. Nagadowski wszedł do mieszkania.
– No jak tam, cwelu, spragniony napoju i białeczka od Pana?
– Tak, proszę Pana.
Brunet podszedł do uległego, odpiął pasek, rozpiął spodnie i zamek, wyciągnął kutasa. Młody posłusznie otworzył szeroko usta i zaraz polał się obfity strumień moczu. Kiedy skończył, poklepał dobrotliwie, chociaż nie lekko, cwela po policzkach mówiąc:
– Pan się kurewsko za tobą stęsknił. Idę wziąć prysznic a ty, mam nadzieję gotowy na jebanko?
– Tak, proszę Pana.
Tak szybko, jak wszedł do łazienki, tak szybko z niej wyskoczył, dopadł Kozubskiego i mocno chwytając go za włosy, siłą zaciągnął do łazienki. Tam, pokazując mu palcem przepełniony kosz na brudne ubrania i zasłonięty suchymi ubraniami sufit, ze wściekłością wykrzyczał:
– Możesz mi kurwa wyjaśnić, co to jest?
Cwel milczał.
– No, czekam na jakieś wyjaśnienie. Nie! Poczekaj.
Tak samo, za włosy wyciągnął go do przedpokoju.
– Tu też, kurwa chlew.
Potem w ten sam sposób zaciągnął go do kuchni, Tam wzrok przyciągał zlew, pełen nieumytych naczyń. Jacek chwycił uległego oburącz za głowę i prosto w oczy zaczął krzyczeć:
– Co się z tobą, do kurwy nędzy stało!!!! Skąd ten chlew w domu!!!
Wojtek, ze spuszczoną głową, cicho odezwał się:
– Przepraszam! Bardzo przepraszam. Zawaliłem.
– To widzę, tylko co się stało!!!! – krzyczał dalej brunet.
Kozubski wzruszył ramionami.
– Wiesz, co teraz będzie?
– Tak, proszę Pana. Lanie.
– Tak, i to solidne. Nie zamierzam ci odpuszczać. Do salonu. Mam cię zastać gotowego na wpierdol.
Blondyn, widząc wściekłość Pana, bez ociągania poszedł do salonu, zdjął spodnie moro i położył się na oparciu fotela i czekał. Za chwilę wszedł tam także Master. Otworzył ich szafę z rzeczami do sesji, wziął strap, który chyba najbardziej „ciągnął” i podszedł od cwela.
– Cwelu, liczysz, kurwa, razy. Daruję ci dziękowanie, chociaż nie powinienem. Będzie ostro! Nie pękaj, bo ci doliczę dodatkowo. Odliczanie ma być głośne i wyraźne. Jasne?
– Tak, proszę Pana – odpowiedział uległy.
I zaczęło się. Było strasznie. Razy padały dość szybko, tak, że Wojtek nie miał czasu na oddech, a widział, że jeśli nie zdąży, nie będzie zaliczone, a jeśli się dwa razy zawaha to będzie odliczał od początku. Do trzydziestu szło nie najgorzej. Potem, Pan widząc, że młody potrzebuje więcej czasu na odliczanie, zwolnił tempo. Przy pięćdziesiątym, prawie się załamał, ale dał radę.
Nie pękaj, nie bądź cipa! Bo doliczę dodatkowo! – zagroził Nagadowski.
Doliczył sześćdziesiąt pięć. Przy ostatnich, mięśnie pośladków same drgały. Wojtek czuł jakby cały był bólem. Potem Jacek delikatnie podniósł blondyna i jak zwykle przytulił mocno do siebie. W oczach młodego były wielkie łzy.
– Prze…pra…szam, tak… bar…dzo prze….praszam – łkał cwel.
– Już, już, po wszystkim, Już dobrze, młody. Była wina, była kara. Już dobrze. – – Postaraj się uspokoić. Ciiiii, już dobrze, Pan się już nie gniewa. Dobrze, już dobrze.
Głaskał go jednoczesnie po plecach i szyi, całował czoło i włosy. Kiedy już się wyraźnie uspokoił, odciągnął go trochę od siebie, spojrzał mu w oczy z dobrotliwym uśmiechem. Wojtek, też przez łzy się uśmiechnął nieznacznie. Jeszcze chwilę tak stali. W końcu Kozubski, już dużo spokojniej odezwał się:
– To może ja zacznę ogarniać ten bajzel.
– No myślę, młody! – odpowiedział Jacek, głaskając go jednocześnie po szyi i głowie – i zrób coś do żarcia, bo nie miałem czasu nawet jeść.
– Dobrze, proszę Pana.
Gdzieś koło siódmej, młody delikatnie zapukał do pokoju Pana.
– Wejdź!
– Kolacja gotowa, proszę Pana.
Zjedli ją w milczeniu. Kiedy Jacek się podnosił, Wojtek nieśmiało odezwał się:
– Przykro mi, że tak zawaliłem, przepraszam.
– OK, już załatwiliśmy. Oby się to nie powtórzyło. Jak się odrobisz, to przyjdź do salonu, dobra?
– Tak, proszę Pana.
Po jakiejś godzinie wszedł do salonu. Nagadowski leżał na kanapie i oglądał jakiś film.
– Podejdź i połóż się.
Wojtek spojrzał, nie rozumiejąc. Kanapa była wąska i dla dwóch było trochę ciasno.
– Połóż się na mnie – wyjaśnił Pan.
Kiedy młody to zrobił, Jacek przytulił go mocno i pocałował w policzek i westchnął:
– Dawno mi tak ciśnienia nie podniosłeś, jak dzisiaj, młody.
– Przepraszam, naprawdę…
– Wiem, poprawisz się i będzie OK. Widzisz, na ciebie nawet nie mogę się długo wściekać. A teraz na spokojnie, obiecuję, że będę spokojny, powiedz mi, co się stało? Skąd to twoje zachowanie?
Blondyn, położył głowę na klatce piersiowej Mastera i chwilę zbierał myśli. Potem podniósł głowę i zaczął mówić:
– To zabrzmi głupio, ale to przez książki…
– Przez książki?
– Pamięta Pan, jaki kiedyś dał mi pan książkę Zafona. Spodobała mi się bardzo i w poniedziałek, przy śniadaniu wspomniał Pan, że na półce, u Pana w pokoju, są wszystkie książki jego książki i, że może to jest okazja, żeby je poczytać… no i… strasznie mnie wciągnęły, Czytałem jedna za drugą, jak w amoku: „Cień wiatru”, „Gra anioła”, „Labirynt duchów”. Kiedy tak teraz próbowałem doprowadzić wszystko do jako takiego ładu, uświadomiłem sobie, że z nosem w książce, wiele rzeczy robiłem mechanicznie… no… dlatego…
Widząc niedowierzanie Jacka dodał:
– Nie, no to oczywiście moja wina, absolutnie i lanie mi się należało, ale w sumie… to tak było.
Brunet śmiejąc się przycisnął Wojtka do siebie.
– Jak to miłość do literatury może przyprawić o ból dupy, młody… ale przez to….
Nie dokończył, bo rozdzwoniła się komórka Mastera.
– Podaj mi. Leży na ławie.
Kozubski podał telefon Panu.
– Doktorek…
– Młody, nie bądź ciekawski – upomniał cwela dotykając słuchawki na ekranie.
– No co tam, Grzesiu?
– A żyję jakoś…
– A wy, gołąbeczki, jak się macie?
Nagadowski skrzywił się, słysząc jak ich określał ich najlepszy przyjaciel, ale nie zareagował.
– Właśnie wyjaśniamy przypał, który się zdarzył młodemu.
– To może przeszkadzam?
– Nie, nie. Wpierdol już był i przytulańsko na zgodę też, ale chciałem się dowiedzieć dlaczego? Zresztą, młody cię słyszy… poczekaj, włączę na głośnik, to będzie mógł uczestniczyć…
– Wojtek, bardzo bolało?
– O, bardzo… jeszcze teraz boli
– Kurde, Jacek, możesz czasami odpuścić, nie?
– Mogę i czasami odpuszczam, ale kiedy młody chce z naszego domu zrobić chlew, to jest ponad moje siły – tłumaczył się Jacek, ale bez złości.
– Było aż tak źle?
– Oj było, Grzesiu – wtrącił smutno blondyn
– OK, to się nie wtrącam, skoro ty tak mówisz, ale ale, słuchajcie, mam wolny weekend, ściślej mówiąc, mam wolne do niedzieli do szesnastej i chciałem was zaprosić do mnie na jedzonko. Co wy na to?
– Super – odpowiedział Jacek – to może kolacja, co? Będziemy mieli spokój i możemy się urżnąć, co? Młody będzie kierowcą, a my możemy coś się napić.
– Hej, ale Wojtka też zapraszam… szanuję wasz układ, ale on też jest moim gościem, co?
– OK. Nie obiecuję, ale wezmę to pod uwagę. Jak jutro chata będzie na błysk, to może przyjedziemy taxi albo uberem.
– Jacek, proszę, daj mu trochę powietrza.
– Przecież daję, ale ostatnio to powietrze, jak mówisz, trochę się „zepsuło”.
Wojtek, przysłuchiwał się coraz bardziej czerwony na policzkach. W końcu schował się między głowę i szyję Pana.
– OK, bo młody czuje się bezczelnie obgadywany. Nie obiecuję na pewno, ale jest taka opcja.
– Dobra, wiesz, ja się nie wtryniam między was, bo wiem, że to układ między wami i taki deal, ale chciałbym, żeby mój przyjaciel czuł się u mnie dobrze.
– Będzie OK, Grzesiu, spoko, nie naciskaj – odezwał się w końcu Kozubski.
– To, do jutra, brachu!
– No, nara.
Rozłączył się.
– Dzięki za wsparcie. Pamiętaj! Dom ma lśnić i wtedy wezmę pod uwagę prośbę doktorka.
– Jasne, będzie dobrze, proszę Pana.
– Ale, ale wracając do naszego tematu. Po chujowym dniu, a nawet kilku chujowych dniach, wracałem do domu i miałem nadzieję, na super jebanko z moim uległym, a co zastaję…?
– Wiem, niech mnie Pan jeszcze ukarzę, niech mi Pan jeszcze wleje, pleeese. Obiecuję! To się nie powtórzy.
– OK, pasuję. Sorry, młody, Ta zasada akurat się dobrze sprawdza między nami. Wina, kara, przytulanie i koniec. Sorry. Zamykam japę.
Wojtek spojrzał uwodząco na Mastera i odważył się powiedzieć.
– Fakt, jedna dziura cwela jest dobrze zniszczona, ale może Pan przynajmniej skorzystać z drugiej.
– Racja, złaź ze mnie i na kolana. Skoro nawet oferujesz, to dobrze, ale nie będzie to ssanko, ja rządzę.
– Jak zawsze! – odpowiedział zalotnie Wojtek
Nagadowski natychmiast ułożył się na półleżąco na kanapie, spuścił nogi na podłogę. Między nogami uklęknął młody. Master wyciągnął prawie sztywnego kutasa, chwycił mocno za głowę blondyna i bezpardonowo nabił ją na niego. Potem była juz tylko ostra jazda, aż do spełnienia. Na koniec uległy koncertowo wyczyścił chuja i położył głowę na między udem a kutasem. Jacek pogłaskał go po głowie.
– Kurwa, młody, oral z tobą jest… nie wiem jak to powiedzieć nawet. Kurwa, jesteś mistrzem.
– Pana szkoła.
– Hmm, tu to chyba uczeń prześcignął mistrza. Jakiś filmik? Odmużdżający?
Pasi – odpowiedział radośnie Wojtek.
– OK, umość się jakoś, żeby dupa najmniej cierpiała. Wiesz co, mam pomysł, jest taka odjebana komedia polska. „Idealny chłopak dla mojej dziewczyny”. Głupia jak but, ale podobała mi się.
Poszukał trochę w necie i znalazł w dobrzej jakości. Było już po jedenastej, kiedy skończyli.
– Pora do łóżka. Przynieś jeszcze tę miksturę doktorka na gojenie.
Wojtek przyniósł dwie, jedną ze środkiem przeciwbólowym. Jacek pokiwał przecząco głową i dodał.
– Nic z tego, cwelu. Znasz zasady. Po sesji zawsze ulga, jak największa. Po wpierdolu za karę, to jest część kary, więc dawaj tę bez przeciwbólowego.
Blondyn, trochę się skrzywił.
– Ej, bez fochów mi tu. Dawaj to dupsko na kolana i bądź wdzięczny, że Pan ci smaruje.
Młody położył się na kolanach Nagadowskiego, a ten zanim zaczął smarować delikatnie pogłaskał pośladki. Potem naniósł warstwę żelu i chwilę poczekali, aż się wchłonie.
– Dość tego migdalenia. Spadaj do siebie. Spotykamy się o siódmej.
Blondyn zapiął spodnie i już się odwracał, gdy Pan go zatrzymał:
– Hej, jeszcze cmok w czółko.
Wstał z kanapy, ujął głowę cwela w swoje dłonie:
– Młody, czasem robisz jakiś przypał, ale w ogóle, jestem z ciebie mega dumny i zadowolony. Dobrej nocy.
Cmoknął go czoło o popchnął do wyjścia.

Rok szkolny zbliżał się wielkimi krokami. Wojtek, po całym dniu generalnych porządków, które zarządził jego Pan, padał na twarz. Właśnie pilnował żeby kaszanka, którą podgrzewał dla Jacka, się nie przypaliła, kiedy ten ostatni, po prysznicu, ubrany w ich „kultowe” moro i koszulkę w kolorach khaki wkroczył do kuchni.
– Co tam, młody, dzisiaj podajesz?
– Kaszankę na gorąco, proszę Pana. To, co Pan lubi.
– Mhm.
Wojtek podał na stół i zaczęli jeść.
– Jak tam w pracy, proszę Pana?
– Nienajgorzej, dzisiaj był znośny dzień. Tylko trochę wariatów na drodze.
Potem chwilę milczeli
– Kurwa, skąd się ci ludzie biorą. Koniecznie chcą się zabić… I gdzie to się uczyło jeździć – skomentował od niechcenia Nagadowski.
Zaraz potem brunet odsunął od siebie talerz. Blondyn niepewnie poruszył się stołku.
– Proszę Pana, mogę o coś zapytać – odezwał się cicho i nieśmiało.
– Jasne, młody! Pamiętasz? Zapytać możesz zawsze.
– No, bo… za tydzień zaczyna się szkoła no… i – dukał uległy – no i w tamtym roku Pan kupił mi wszystko sam, czy… no… w ramach tego, że mam te… no osiemnaście, to… czy mógłbym kupić sobie sam?
Jacek przybliżył się z krzesłem do podopiecznego, objął go z tyłu i:
– Przede wszystkim, Wojtek, nie wiem czemu się tak stresujesz, dlaczego jesteś taki spięty? Przecież staram się zawsze cię słuchać i możesz przyjść do mnie zawsze i ze wszystkim – powiedział i uścisnął mocno blondyna, patrząc mu w oczy.
– Wiem, wiem i to robię, ale nie wiem dlaczego dzisiaj jakoś mi trudno.
– OK – odpowiedział Pan – obrócił swoje krzesło przodem do Kozubskiego, a jego krzesło poprawił, tak, żeby siedzieli naprzeciwko siebie.
– Spróbuj powalczyć z tym, dobrze? Jestem dla ciebie. Jasne, nie jestem chodzącą doskonałością i chyba dlatego dzisiaj sondowałeś, jaki miałem dzień i tak dalej… Tak jestem Twoim panem, za twoją zgodą zresztą, ale panem, który stara się o ciebie dbać.
– I Pan to robi.
– Dobra. Cieszę się, że chcesz sam sobie kupić rzeczy do szkoły. Nie ma sprawy, masz kartę, dostęp do konta, ApplePay, więc do dzieła. Książki, jak chcesz możesz kupić w necie, a reszta w sklepie. Teraz jest sporo kiermaszy…
– A czy ubrania też? – zapytał blondyn
– Hmm, chyba jeszcze nie… Wiesz co? W sobotę pójdziemy razem na zakupy ciuchowe. Obiecuję, że postaram się nie narzucać, to znaczy ty wybierasz, a ja zatwierdzam, OK… Mam nadzieję, że mi wyjdzie… – dodał Jacek z powątpiewaniem – Dobra, to mamy, tak?
Wojtek kiwnął głową.
– Ale to nie wszystko… dawaj dalej… – zachęcił brunet poklepując go po plecach.
– Tak, druga sprawa to… no, bo jak mówiłem panu we Włoszech, że nie chce niczego zmieniać w naszym układzie, to tak naprawdę jest i chcę, żeby to dotyczyło też szkoły. Chodzi o to, że chciałbym, żeby Pan dalej czuwał nad moimi ocenami, usprawiedliwiał mi nieobecności, no i to wszystko, i dalej był w trójce klasowej…
– No, to ostatnie nie zależy od mnie. Ale tak, zgadzam się, skoro chcesz i dzięki za zaufanie.
– Ale jak mam to powiedzieć wychowawcy? Tak po prostu czy może lepiej, żeby Pan…?
– Hmm, ja myślę, że lepiej, żebyś ty to powiedział, nie wiem… na przykład, nawet pierwszego września po wszystkich tych bzdurach wiesz i spotkaniu z wychowawcą, a jak chcesz, to potem ja z nim pogadam. Ale jakby ci przyszedł lepszy pomysł, to spoko, wchodzę. Ale to też nie wszystko, co nie?
– W pierwszą sobotę września jest osiemnastka Artka Walickiego i chciałbym na nią pójść.
– Jasne, jak na wszystkie do tej pory. Idziesz z Zuzą?
– Tak, z Zuzą… ale… czy zasady są takie same jak przed moją osiemnastką?
– To znaczy?
– No… jeśli chodzi o alkohol i godzinę powrotu.
– Masz rację. Obiecałem, że sprawę przemyślę po osiemnastce. Biorąc po uwagę, że do tej pory byłeś grzeczny – tu uśmiechnął się szeroko – ustalmy, że: pijesz dla humorku, to znaczy umiarkowanie i przyjeżdżam po was o trzeciej na ranem. OK? Ta najbliższa impreza to będzie trochę taki test, czy dajesz radę. Nie chcę, żebyś się upijał, jasne? – dodał ostrzegawczo Master.
– Chciałeś jeszcze o coś zapytać?
– Nie, na razie to wszystko.
– Chodź, usiądź mi na kolanach.
Wojtek, zrobił o co prosił Pan.
– Powiedz mi, dlaczego się bałeś? Przecież nie raz już gadaliśmy na luzie… Co się stało? Młody! Jak ja coś spierdoliłem, to to poprawię, ale chcę wiedzieć co?
– Nie wiem, może po tym, ostatnio jak Pan się tak ostro wkurzył. Zresztą słusznie, nie wiem, może to jakoś podświadomie, żeby nie usłyszeć nie. Nie wiem. Wiem, że Panu ufam i nie chcę tego skopać. Chcę zasłużyć na to zaufanie.
– Młody, jest OK, naprawdę. Tamto było, minęło. Mnie trochę poniosło, że cię tak ciągałem za włosy, poniosłeś karę, zasłużoną, ale jest OK. Na sto procent nie zagwarantuję ci, że mnie nie poniesie i nie wkurwię się na maksa. Ale staram się być zawsze do twojej dyspozycji, w domu osobiście, ale jak jestem w trasie przez telefon. Chyba, że coś przeoczyłem, to mi powiedz. Może nieświadomie coś spieprzyłem…
– Nie, nie. Jest Pan dla mnie bardzo dobry. Jest Pan tym, kogo potrzebuję. To się chyba mi coś w głowie montuje – powiedział i pochylił głowę w dół.
– Hej, – ujął głowę w obie dłonie – Wojtek! Jak ci przyjdą takie myśli to powiedz sobie: Kurwa, spierdalać. Pan Jacek się stara i nawet mu wychodzi.
Wargi blondyna zaczęły drżeć a w oczach pojawiły się łzy.
– Dawaj młody, Wiesz że nie lubię, ale czasem trzeba.
Wojtek przycisnął się do bruneta, ale opanował łzy.
– Dziękuję za wszystko. Dziękuję.
– Ja też ci dziękuję, że mimo wszystko mi się zwierzasz, pytasz. Może z czasem będzie nam obu łatwiej.

Pierwszy września. Powrót do szkoły. Apel ogólny, potem spotkanie w klasach z wychowawcami.
– Panowie, to byłoby na tyle różnych ogłoszeń parafialnych. Plan lekcji na macie. Widzimy się jutro. Do widzenia – zakończył, lubiany przez prawie cała klasę nauczyciel.
Kozubski poczekał, aż prawie wszyscy opuszczą salę. Potem wolno podszedł do biurka wychowawcy i zapytał:
– Panie profesorze, ma pan chwilę?
– Jasne. O co chodzi?
– Bo widzi pan. Skończyłem w wakacje osiemnaście lat i formalnie, z punktu widzenia prawa, a właściwie Kodeksu Rodzinnego, Pan Nagadowski przestał być moim opiekunem prawnym. Właściwie, jak to określa prawo, jestem pełnoletni i mogę podejmować czynności prawne w swoim imieniu, ale ja poprosiłem Pana Jacka, żeby to on dalej mnie reprezentował w szkole… No wie pan profesor, usprawiedliwianie nieobecności, przychodzenia na wywiadówki i te rzeczy…
– A to ciekawe. Większość twoich kolegów chętnie by się od rodziców uniezależniła.
– Możliwie, ale ja się nie czuję na siłach, dalej będę mieszkał u Pana Jacka. Czy to byłby jakiś problem?
– Nie, nie, skąd. Jeśli tak zdecydowałeś a Twój opiekun się zgadza to OK.
– Może pan z nim chce porozmawiać – zapytał Wojtek
– Tak, zadzwonię do niego.
– To… no… – dukał zmieszany, nie wiedząc jak zakończyć – to ja już pójdę.

Pierwsza sobota września. Osiemnastka u Walickiego, klasowego burżuja. Jego rodzice mają jakiś dobrze prosperujący biznes. Młody już od wczesnego popołudnia był podekscytowany. To jego pierwsza osiemnastka od kiedy został pełnoletni.
– Młody, pamiętaj o umowie. Pijesz dla humorku i o trzeciej was zabieram. Tym razem trochę więcej zależy od tej imprezy. OK?
– Tak, proszę pana. Będzie dobrze, obiecuję.
– Zbieramy się, bo się spóźnisz po Zuzę.
Po chwili jechali już z partnerką na Wolę Justowską. To miła być nowobogacka impreza u najbogatszego chłopaka z klasy. Jacek, nie chcąc robić im obciachu, zostawił ich kilka domów przed domem Walickich. Potem dyskretnie przejechał obok, żeby zerknąć nieco. Pieniądze widać było wszędzie. Kicz niestety też. Nagadowski się żachnął i odjechał. Kiedy wrócił do domu, włączył płytę z sonatami Scarlattiego i wziął do ręki książkę. Z transu czytelniczego wyrwał go dźwięk telefonu. Spojrzał na zegarek. Było blisko północy. Dzwoniła Zuza, co wzbudziło już niepokój u Jacka.
– Tak, Zuza, co tam? – starał się mowić spokojnie.
– Jacek, przyjedź po nas. Nie wiem, co się z Wojtkiem stało. To jest jakiś zgon. – Nie reaguje na nic. Jakby mu prąd odcięli.
– Ale oddycha? – spiął się, ale mimo to starał się być rzeczowy.
– Tak, oddycha, oddycha, ale leży w kącie. Zabierz nas stąd.
– Będę za chwilę. To niedaleko. Trzymaj telefon blisko. Pomożesz mi się dostać do domu.
Brunet szybko wziął klucze, dokumenty i migiem zbiegł klatką schodową. Ruch o tej porze był niewielki, dlatego w kilka minut był na miejscu. Był bardzo pobudzony, wściekły na podopiecznego, który, wychodząc, obiecywał mu, że będzie, jak to powiedział, OK. Zadzwonił domofonem, ale nie było reakcji. Zaraz wybrał numer partnerki młodego. Ta nawet nie odebrała, tylko wybiegła z domu i otworzyła mu furtkę. Master wpadł do domu i gorączkowo szukał blondyna. W całym domy unosił się słodkawy zapach marihuany, a kilku uczestników imprezy było chyba nie tylko pod wpływem alkoholu, ale i jakiś narkotyków. Starszy wziął szybko młodego pod ramiona i kolana i przepychając się po chamsku, kierował się do wyjścia. Za nim szła Zuza. Z ust blondyna czuć było smród wódy, ale po tym co widział, Jacek nie był pewny czy tylko to spowodowało stan cwela. Jak tylko wyszli na świeże powietrze, Jacek spróbował ocucić Wojtka. Bezskutecznie. Sięgnął do kieszeni, wyjął telefon, wybrał numer i czekał. Po dłuższej chwili w słuchawce usłyszał zaspany głos doktorka:
– Hej, brachu, co jest. Ledwie co się trochę zdrzemnąłem.
– Grzechu, wyciągałem właśnie młodego z imprezy i nie ma z nim kontaktu. Śmierdzi gorzałą, ale po tym, co widziałem, to były tam też jakieś dragi. Jesteś w pracy?
– No! mam dyżur.
– To może podjedziemy, to zrobisz mu krew i zobaczymy czy nie ma jeszcze czegoś oprócz wódy?
– OK. Tylko puść mi sygnał, to zejdę do was, do auta…
– Ale ja go przyniosę na oddział – podniósł głoś Nagadowski.
– Zgłupiałeś? Po pierwsze sensacja, a, po drugie musiałbym całą papierologię uruchomić. Nie panikuj. Może tylko się nachlał.
– Dobra, to jadę.
Jechali szybko, a Jacek pod nosem, ale na głos, klął:
– Zajebię go, kurwa, a tak obiecywał, maślane oczka robił, skurwysyn.
– Ale Jacek, uspokój się, coś się musiało stać, bo jeszcze przed wejściem mówił, że jakby go mocno naciskali na chlanie, to żebym mu pomogła się wywinąć. On naprawdę nie chciał. Dla ciebie i dla siebie.
– Nie chciał, nie chciał, ale skutek jest jaki jest, kurwa. Uziemię go chyba do końca roku i spuszę wpierdol, że zapamięta na długo…
Tymczasem dojechali. Według umowy brunet puścił sygnał, a Kamiński w białym uniformie wkrótce pojawił się w drzwiach wejściowych szpitala. Zuza wysiadła i pomachała. Zaraz Grzesiek podszedł do nich.
– Pokaż mi tego denata.
Osłuchał go jak mógł, obejrzał. Zaraz też odsłonił wewnętrzną cześć łokcia i wkłuł się, żeby pobrać krew.
– A ty? Młoda damo też dawaj rękę. Skoro Jacek mówi, że tam były narkotyki, ciebie też trzeba sprawdzić.
– A…ale wujek, co ty? Podejrzewasz mnie?
– Nie, ale nastolatki zawsze warto sprawdzić. Jeśli jesteś czysta, to nie masz się czym przejmować.
– Ale ja wypiłam dwa piwa. Powiesz rodzicom?
– Jeśli wyjdzie tylko alkohol, to nie, obiecuję.
Dziewczyna odetchnął z ulgą i podała rękę lekarzowi.
– Będzie za kilkanaście minut.
Kamiński poszedł do budynku, a Jacek chodził cały nabuzowany wzdłuż i w poprzek parkingu. Zuza najpierw próbowała uspokoić go, ale widząc, że to nic nie daje, wsiadła do samochodu i przysnęła.
Po jakichś dwudziestu minutach doktorek wrócił.
– Jacek, nic nie ma oprócz alkoholu. Po prostu się upił.
– Ja pierdolę. Zajebię go! No kurwa, zajebię go. A tak kurwa obiecywał, jeszcze przed wyjściem…. Ja pierdolę, tak mnie wystawić…. – gorączkował się brunet.
– Hej, brachu! Jacek! – krzyknął Kamiński – zamknij się i posłuchaj! Jak go znam, to obiecywał szczerze. Ja mam taka teorię, że skoro na poprzednich imprezach nie upił się i nie dał się upić, mogli wykorzystać jego naiwność i go po prostu upić. Tak, dla ubawu!
– No właśnie, Jacek, on mi mówił, że ma czasem problem z odmawianiem innym i żebym mu pomogła, jeśli będą naciskać. On naprawdę nie chciał – wtrąciła się Zuza.
– Jacek, nie wtrącam się miedzy was, jak mogę. Teraz nic nie wymyślisz. Jedź do domu. Połóż go do łóżka, podstaw miskę, bo jeśli jeszcze nie wymiotował, to będzie. Postaw mu przy łóżku wodę i przeciwbólowe. Staraj się kontrolować, żeby się przypadkiem nie udławił treścią żołądkową i poczekaj aż dojdzie do siebie. I po prostu pogadajcie. Jeśli się nie mylę, dzięki temu, już kilka razy wyszliście z impasu… nie? Według mnie, możesz założyć, że nie zrobił tego specjalnie i na złość tobie… i albo nie był wystarczająco silny, żeby odmawiać, i tu trzeba mu pomóc być bardziej asertywnym. Nawiasem mówiąc w wasze „dziwnej” relacji asertywność chyba nie jest zasługą. Albo jest zbyt naiwny, w tym dobrym znaczeniu, i dał się wykorzystać. A… a ty młoda damo – powiedział zwracając się do siostrzenicy – rzeczywiście trochę chlapnęłaś, ale niedużo, więc spoko, zostaje między nami.
Pożegnali się. Nagadowski zrobił, co mu poradził przyjaciel. Tej nocy praktycznie nie spał. Co chwila zaglądał do podopiecznego. Rano, kiedy Nagadowski kolejny raz wszedł sprawdzić stan młodego, ten przebudził się i próbował coś mówić:
– Prze.. przepraszam Pana, nie chciałem…
– Młody, spokojnie. Śpij jeszcze! Potem pogadamy. Pij dużo i śpij….
Było późne niedzielne popołudnie. Trochę po siedemnastej. Wojtek wziął prysznic, ubrał się w przepisowy strój i z lękiem wszedł do salonu. Spodziewał się karczemnej awantury, a Jacek podszedł do niego, pogłaskał uległego po głowie i zaproponował:
– Może coś zjesz. Dasz radę?
– Chy..chyba tak.
Przeszli do kuchni. Jacek postawił przed blondynem przygotowaną kolację. Lekkostrawną. Kozubski jadł w ciszy i… napięciu. Po skończeniu odsunął talerz i popatrzył z niepokojem na Pana. Master widział, że młody nie ma odwagi zaczął, postanowił zacząć sam.
– No, cwelu, powiedz mi co się stało. Postaraj się nie panikować, tylko rzeczowo, zgodnie z prawdą, bez kręcenia, powiedzieć mi co się stało?
Blondyn opuścił głowę i patrzył w podłogę. Master sięgnął ręką i ująwszy go za podbródek podniósł głowę.
– Hmm – westchnął ciężko – przez ostatnie parę godzin myślałem, jak to się stało i czy jestem w stanie to jakoś Panu wytłumaczyć… Pomyślałem, że najszczerzej jak potrafię, powiem co myślę, a potem Pan zdecyduje co zrobić… no… czy mi uwierzyć czy nie i jak mnie ukarać, za to… W żadnym momencie tej imprezy… oczywiście, dopóki pamiętam, nie chciałem się spić. Od samego początku, jakoś dziwnie się mną interesowali. Zaproponowali mi drinka, bo miałem spróbować czegoś nowego. Był cholernie pikantny. Potem zrobili konkurs na najszybsze wypicie drinka i potem już nic nie pamiętam. Myślę, że chcieli mnie spić i, przez moją głupotę, dopięli swego. Nie umiem inaczej wytłumaczyć tego, co się stało.
Zaległa cisza. Jacek patrzył uważnie na slave’a, prawie go przeszywając wzrokiem. Ten cały się spiął w oczekiwaniu na wyrok. Dla Wojtka było to jak wieczność. Wreszcie Jacek całkiem poważnie zapytał:
– Wojtek, wymień, na ile pamiętasz, wszystkie powody, dla których dostałeś ode mnie wpierdol.
– Ja…jak to, powody? – zapytał.
– Za co cię tłukłem?
– No, za lenistwo, za to, że zapominałem, zrobić, co Pan mi kazał, za rozpraszanie, albo za marzycielstwo i rozkojarzanie się, za to, że coś robiłem nie tak, jak pan sobie życzył… – zakończył pytająco.
– Pomijając ten epizod, kiedy cię tak stłukłem bez litości, bo niesłusznie myślałem, że mnie oszukujesz, czy kiedyś dostałeś ode mnie za kłamstwo, oszukiwanie mnie?
– Nie… chyba nie… bo ja Pana nie okłamuję… dodał cicho.
– Właśnie, ty mnie nie okłamujesz, dlatego, wiesz, co? Wierzę ci. Wszystko wskazuje na to, że twoi kumple wykorzystując twój brak doświadczenia z alko i naiwność spili cię na umór.
Znowu zaległa cisza. Tym razem krótka.
– Chodź tu, chodź do Pana, bo widzę, że jesteś tak spięty, że jeszcze trochę i pękniesz.
Wojtek prawie rzucił się na kolana Jacka. Przytulili się do siebie.
– No już, już, młody. Jest OK. Nie spinaj się tak. Tylko wiesz co, pomyślałem, że to moja wina. Powinienem był cię upić sam, albo w naszym towarzystwie, ale ja tak nie lubię pijaków, że mi nawet nie przyszło na myśl.
– Tak się cieszę, że mi Pan uwierzył. Chociaż nie zasługuję.
– E! Co ty, gdybyś nie zasługiwał, to bym ci nie uwierzył. Młody! Więcej wiary w siebie.
Trwali w uścisku, kiedy uległy wyprostował się, spojrzał na Nagadowskiego i powiedział:
– Mogę panu przeczytać kilka SMSów od kumpli?
W tych SMSach kumple potwierdzali, że chcieli go spić, bo ich drażniło, że nie upijał się do tej pory.
– Kurwa, młody! Ja pierdolę! Dlaczego mi tego nie przeczytałeś przedtem.
Kozubski wzruszył ramionami.
– Pomyślałem, że nie chcę się podpierać moimi kolegami idiotami. Pomyślałem, że powiem szczerze, i że chciałbym, żeby Pan mi uwierzył.
Jacek tak mocno ścisnął podopiecznego i z trudem powstrzymywał łzy.
– Wojtek, jesteś genialny. I ty mówisz, że na mnie nie zasługujesz? To ja na ciebie nie zasługuję. I cieszę się, że jesteś ze mną.
Ich sielankę przerwał dzwonek domofonu.
– Posprzątaj, a ja otworzę – zdecydował Nagadowski.
Z kuchni słyszał jak Master otwiera drzwi.
– Młody, doktorek przyszedł zobaczyć, czy jesteś w jednym kawałku – z uśmiechem oznajmił Pan.
– No, Grzesiek, nie wierzysz w Pana Jacka? – zapytał Wojtek
– Wiesz, znam Jacka, i wiem, że czasem daje ciała. Ale chyba tym razem się udało, widząc waszą radość.
Potem siedzieli jeszcze dłuższą chwilę. Jacek z Grześkiem wypili po lampce wina. Wojtek nie chciał. Pozostał przy wodzie.

W poniedziałek, kiedy tylko wszedł do sali, zobaczył uśmieszki kolegów. Nie wytrzymał.
– Co was kurwa śmieszy? Co? Że naraziliście zaufanie mojego opiekuna do mnie? Że, kurwa, wbrew mojej woli, mnie spiliście? To was cieszy? Jak kurwa trzeba to, „Wojtek daj odpisać, Wojtek o co chodzi w tym zadaniu”. Jest fajnie nie. Czy kiedyś do chuja, komuś odmówiłem? Czy to jest, kurwa, takie trudne uszanować zdanie drugiego, że chce się bawić i nie zaliczyć zgona? Ja pierdolę takich kumpli, wiecie, pierdolę! Tak was dupa bolała, że się jeszcze nie spiłem? To gratulacje, udało się. I udało wam się stracić kumpla. W dupie was mam! – krzyczał, wściekły do kolegów, aż zadzwonił dzwonek.
W czasie lekcji widział spore poruszenie w klasie. Do tego stopnia, że historyk musiał kilka razy uciszać towarzystwo. Na przerwie, wyskoczył z klasy jak oparzony, nie chcąc patrzeć na gęby swoich kolegów, ucieszonych tym, że go spili. Po chwili Walicki i kilku innych znaleźli go na boisku. Podeszli do niego gospodarz imprezy zaczął:
– Hej, Wojtek, kurwa, naprawdę nie chcieliśmy nic złego. Sorry, nie wiedzieliśmy, że to dla ciebie takie ważne. Proszę, odpuść! Przepraszam! To się trochę wymknęło spod kontroli. Ja też mam przesrane w domu. Sorry jeszcze raz! Dasz się zaprosić na piwko, w ramach przeprosin?
– Zastanowię się! – odpowiedział gniewnie Kozubski i odszedł od nich.
Kiedy odszedł od razu zadzwonił do Pana Jacka.
– No co tam młody!
– No, zagotowałem się, kiedy zobaczyłem uśmieszki kolegów. No i mnie przeprosili…. no i zaprosili, w ramach przeprosin, na piwo. Ja nie za bardzo chcę, ale chyba zajarzyli, że przegięli i chyba te przeprosiny są szczere. Nie wiem co zrobić?
– Młody, dopiero co zobaczyłeś na czym polega kac, więc… – zawiesił głos – OK, idź, wypij nie więcej niż dwa i postaraj się wybrać te mniej procentowe. OK? Aha, i o szóstej jesteś w domu. Sprawdzę…
– Dzięki – wykrzyczał do telefonu.
Po lekcjach poszli do knajpy. Pełnoletni kupili piwo „małolatom”.
– Wojtek, sorry jeszcze raz – zaczął Patryk Drozd – nie mieliśmy pojęcia, że to dla ciebie takie ważne. Miałeś jazdę w domu?
– Przede wszystkim mega kaca. Ja pitolę, coś strasznego! Hmm, miałem gigantycznego stracha. Słuchajcie, jeszcze przed wyjściem, zapewniałem pana Jacka, że będzie OK, że się nie spiję, a przed północą Zuza zadzwoniła po opiekuna. I on wyczuł marychę i nie tylko – odpowiedział Kozubski.
– No, mam przechlapane w domu, Starzy są na maksa wkurwieni. Też wyczuli marychę i podejrzewają, że było coś gorszego.
– A nie było? – zapytał Wojtek
– Nie wiem, kurwa, chyba jeden taki coś przyniósł. Mówiłeś, że ciężko było z twoim opiekunem…
– No, miałem strasznego pietra… Czasem jest strasznie ostry, wymagający, ale przy takich akcjach jest klasa facet. Wyobraźcie sobie, że uwierzył mi, że to wy mnie spiliście. Ale mnie wkurwiliście nieźle…
– Jak to ci uwierzył, tak bez niczego, tylko na słowo?
– No, opłaca się nie okłamywać opiekuna! – z dumą powiedział Kozubski.
– No, jeszcze nie słyszałem, żebyś tak klął. Ale jest git Wojtek, nie masz żalu?
Nie zapomnę wam tego, ale wygląda na to, że jeszcze na kilku imprezach się spotkamy.
No to git.

Ostry dźwięk domofonu oderwał Kozubskiego od książek. Pan wszedł do kamienicy. Przepisowo, cwel przeszedł do przedpokoju i przyjął postawę siadu kucznego, w oczekiwaniu na Mastera. Chwilę potem Nagadowski pojawił się w drzwiach mieszkania.
– Jak tam, cwelu? Pan ma coś dla ciebie…
Podszedł do blondyna i już rozpinał spodnie… Popatrzył na uległego i zatrzymał się.
– Hej, Wojtek, co jest? Skąd ta mina?
Pochylił się i ujął go pod pachami.
– Wstań!
Popatrzył mu w twarz pełną smutku i pustki.
– Wczoraj była rocznica wypadku, a jutro śmierci taty, tak? O to chodzi?
Wojtek nie odpowiedział, tylko pokiwał głową.
– Poczekaj, pójdę się odlać. Poczekaj na mnie w salonie.
Jacek błyskawicznie się załatwił i wrócił do podopiecznego. Usiadł na krześle przy stole i zaprosił gestem, żeby młody usiadł mu na kolanach. Blondyn chętnie to zrobił, mocno przylgnął do Pana i wybuchnął szlochem. Jacek nic nie mówiąc, przyciskał go mocno do siebie i głaskał po plecach. Trwało to długo, zanim chłopak się uspokoił.
– Powiedz mi co się dzieje? Dlaczego płaczesz?
– Bo… to wszystko wróciło… Nie wiem, wszystkie obrazy, słowa… Staaaasznie mi ich brakuje. To… jest jak jakaś dziura…
– Wiem, wiem, Wojtek. Gdybym potrafił ich zastąpić, ale nie umiem. Ale jestem tu, dla ciebie, z tobą…
– Wiem, Jezu, dziękuję, że Pan jest. Bez Pana to…. – urwał Kozubski.
– Chciałbys pojechać na grób?
– Mhm, tylko z Panem. Wczoraj, myślałem, żeby pojechać, ale sam nie miałem odwagi…
– OK. Przebierz się, a ja skoczę do kwiaciarni po wiązankę i znicze. Spotkamy się przy samochodzie, dobrze?
– Mhm.
– Gdzie zaparkowałeś?
– Kilka samochodów dalej niż zwykle.
Nagadowski nie odpowiedział, tylko zamknął drzwi. Po chwili byli już w drodze na cmentarz. Jechali w milczeniu. Brunet zatrzymał się tuż przy bramie cmentarza, wysiadł, obszedł samochód i otworzył drzwi pasażera, zachęcając młodego do wyjścia. Drogę do grobu przeszli także w milczeniu. Jacek zajął się położeniem wiązanki i zapaleniem zniczy. Po czym objął Wojtka mocno i przycisnął do siebie.
– Zostawić cię na chwilę samego? – zapytał.
– Nie, proszę, niech Pan zostanie… nie chcę być sam.
Uległy skłonił głowę w stronę Pana. Stali tak kilkanaście minut.
– Wracamy? – zapytał blondyn
– Jak chcesz, to tak.
– Chcę…
Wsiedli do samochodu. Chwilę jechali w ciszy.
– Wojtek, o czym myślisz? Powiedz, może ci będzie lżej?
– Mam mętlik w głowie… Z jednej strony wiele wspomnień, obrazów z przeszłości, również z dni śmierci i pogrzebu… Dziwne, myślałem, że niewiele pamiętam, ale w tych dniach przypominam sobie wiele szczegółów. Z drugiej strony… w sumie, to zawsze wiedziałem, ale w tych dniach widzę jeszcze wyraźniej jakie, w tej sytuacji miałem szczęście, że spotkałem Pana… Nie wiem, jakbym to przeszedł…
Zaległa cisza. Trwała dopóki nie weszli do mieszkania.
– Zjemy jakąś kolację? – zapytał Nagadowski
– Jasne, zaraz coś przygotuję – odpowiedział blondyn.
Kolację jedli także w milczeniu. W końcu brunet, chcąc przerwać tę dziwną sytuację, zaproponował:
– Może napijemy się po lampce wina…
– Dobrze, chętnie – odpowiedział uległy.
Po chwili siedzieli obok siebie na kanapie w salonie.
– Wojtek!
Kozubski, przywołany, obrócił się w stronę Pana.
– Dzięki za to, co powiedziałeś w samochodzie… Tylko, że to pomaganie ci, nie przyszło mi wcale trudno. Od razu poczułem, że warto. Potem okazało się, że cię kręci seks i to bardzo. Jasne, że ryzykowałem strasznie i mogłeś mnie wpakować do kicia. Wiesz jakie mam pojęcie o sobie. Jestem skurwysynem, ale jakimś sposobem przy tobie chyba mniejszym. Twoja wdzięczność, przytulańsko, pokorne przyjmowanie mojego dokręcania śruby… nie wiem… myślę… mam nadzieję, że z tobą jestem lepszy… – zamyślił się Nogadowski i uśmiechnął serdecznie do Wojtka. – I nigdy bym nie przypuszczał, że będę z moim uległym prowadził takie rozmowy.
Zaległa cisza. Przerwał ją tym razem Kozubski:
– Nie wiem dlaczego pan ma taki zły obraz siebie. Z panem czuję się bezpieczny, zaopiekowany, mam… zawahał się, ale nie czekając na pozwolenie Jacka powiedział – mam zajebisty seks, mam super mentora, który cierpliwie pokazuje mi jak to jest być houseboyem, jaki może być master. Pracuje Pan cierpliwie na moje zaufanie… jak trzeba spierze – brunet uśmiechnął się życzliwie.
– Nie mów, że to lubisz?
– Nie, nie lubię. Czasem nawet myślę, że dostałem za dużo jak na przewinienie, ale zaraz widzę, że wszystko między nami jest dobrze i jeszcze pan mnie podbudowuje. Pokazuje mi pan światy, które były mi nieznane; muzyka, sztuka, savoir-vivre… Kiedy przerażony zgadzałem się … przyparty do muru… zostać pana houseboyem, nie przypuszczałem, że to może być układ tak intymny, tak bliski. Wydawało mi się, że pan jest zimny, nieczuły… jak bardzo się myliłem.
– Tyle tylko, Wojtek, że ja taki byłem, a jeśli jestem trochę inny to dzięki tobie.
Znowu cisza, ale taka, którą można było kroić. Dopijali wino. Ciszę przerwał młody:
– Zepsułem Panu popołudnie moim humorem. Może chciałby Pan…
– Co? W takim momencie cię przelecieć? No co ty?
– Dlaczego? Jeśli nawet istnieje jakieś życie po tamtej stronie, to moim rodzicom nie sprawi to problemu… Przynajmniej tak myślę…
Nagadowski nie był przekonany. Mimo to Wojtek kusił swoim uśmiechem.
– Ech ty, niewyżyty zboczeńcu… A jesteś gotowy?
– Tak, byłem gotowy już popołudniu.
– To wyskakuj z ciuchów.
Blondyn, z nieukrywaną radością, szybko pozbywał się ubrania. Mimo pośpiechu, dobrze wytresowany, składał wszystko w foremną kostkę i kładł na krześle. W tym czasie Jacek zaszył się w szafie z akcesoriami BDSM i wyciągnął z niej długi Lochgelly Tawse.
– Pochyl się przez krzesło, musimy rozgrzać dupsko – nakazał Master.
Zaraz zaczęły spadać na tyłek młodego ostre razy, Były szybkie, czyli pan nie wymagał liczenia. Kiedy pośladki dobrze się zaczerwieniły, brunet przestał. Chwycił mocno uległego za włosy i nakierował na swój rozporek.
– Wyjmij go i obciągnij mi! – stanowczo rozkazał.
Slave ochoczo zabrał się do wykonania polecenia. Jacek trzymał go cały czas za głowę. Raz pozwalał blondynowi utrzymywać jego rytm, a za chwilę energicznymi ruchami głowy, jebał go według swojego upodobania. Potem niespodziewanie przestał. Popchnął go ostro na kanapę. Sięgnął po przygotowany wcześniej lubrykant i zaczął rozciągać dziurę cwela. Jak to miał w zwyczaju, zdecydowanie, ale z wyczuciem, aż do momentu, kiedy pod palcami wyczuwał, że już wystarczy. Kozubski ze swojej strony starał się jak najbardziej rozluźnić, żeby ułatwić zadanie Panu. Tak szybko, jak wyjął palce z dupy, tak szybko załadował swojego kutasa do środka. Zaczął powoli, żeby Wojtek się przyzwyczaił. Jednak po chwili zaczął stopniowo przyspieszać. Pojękiwanie młodego, tylko go nakręcało. Kiedy Master zaczął uderzać swoim chujem w prostatę, slave wydawał głośne krzyki. Master jebał go ostro, jednocześnie w pewnym momencie chwycił kutasa cwela i ścisnął u nasady jąder. Cwel wydał jęk niezadowolenia.
– Morda w kubeł, gnoju. Zawsze miałczysz, a potem mi dziękujesz. Ja tu rządzę!
I kontynuował. W końcu dreszcze orgazmu zaczęły wstrząsać Jackiem. Po krótkim odpoczynku, nie wychodząc z Wojtka, obrócił ich obu tak, że Master usiadł na kanapie, położył się na oparciu, a cwela na sobie. Sięgnął po poślizg i zaczął walić konia blondynowi. Ten, po przestrodze Pana, nie protestował i biernie się poddawał. Jacek umiejętnie pobudzał kutasa aż do super wystrzału, któremu towarzyszył okrzyk Wojtka.
– Widzisz, jeszcze raz się przekonałeś, że trzeba być posłusznym. Źle było? przyciszonym głosem mówił Jacek do ucha cwela.
– Było super – odparł młody – niech się pan nie przejmuje moimi fochami.
– Muszę cie jakoś przywołać do porządku. Dobra cwelu. Polerujesz mi chuja, doprowadzasz się do ładu i meldujesz się z powrotem.
Kozubski bez słowa wykonał polecenie. Była już za piętnaście dziesiąta. Po piętnastu minutach pojawił się z powrotem.
– Młody, a do szkoły na jutro jesteś odrobiony?
– No właśnie… – nie dokończył.
– Co, kurwa, właśnie, ty nie wyżyty zboku. Nakręcasz mnie na jebanie, a nauka idzie w las? – podniósł głos Master.
– To nie tak, proszę Pana. Przed pana przyjściem zrobiłem prawie wszystko. Jeśli Pan by mi pozwolił jeszcze pół godziny do czterdziestu pięciu minut, to bym sobie jeszcze raz powtórzył fizykę do sprawdzianu – tłumaczył pokornie cwel.
– Kozubski, Kozubski, co ja z tobą mam.
Wstał z kanapy, podszedł do cwela, głowę przycisnął do ramienia, a potem ucałował w czoło:
– Niech będzie, ale o pół do jedenastej gasisz. A jak sprawdzian pójdzie źle to będzie wpierdol.
Rozczochrał mu włosy:
– Grzeczny cwel. Dobranoc.

Jedli śniadanie po intensywnej, sobotniej zaprawie porannej. Po wielkim wysiłku, młody zrobił duże omlety z boczkiem smażonym i pomidorami. Mieli dobre humory.
– Młody! Dawno się nie bawiliśmy ostro…
Wojtek aż podskoczył z podniecenia:
– Mhm… no tak – odpowiedział z wielki uśmiechem jak banan.
– No to o jedenastej czekam na ciebie w salonie.
– Dobrze, proszę pana.
Pełen ekscytacji posprzątał naczynia, poszedł do swojej „celi” i zabrał się za przygotowania. Długi prysznic, lewatywa, też kilkukrotna. Potem woda kolońska. Chciał pachnieć, chciał być pociągający dla Pana. Jacek też wziął prysznic do którego użył pachnącego żelu, bo chciał, by uległy go pożądał. Poszedł do salonu i przygotował wszystko. Tuż przed jedenastą Wojtek pojawił się w salonie i zaraz obok drzwi usiadł na udach. Nagadowski podszedł do niego, ujął jego podbródek między kciuk a palec wskazujący, podniósł jego głowę do góry:
– Gotowy?
– Tak, proszę Pana. Cwel jest do pana dyspozycji.
– Rozbierz się! Tylko migiem!
Blondyn szybko pozbył się ubrania, układając go jednak, jak się nauczył, w kostkę.
– Stań pod łańcuchami.
Uległy, posłusznie wykonał polecenie.
– Połóż się!
Kiedy się położył, Jacek założył mu buty z paskami, dzięki którym mógł go podwiesić głową w dół. Potem podniósł go tak, żeby głowa cwela była na wysokości kutasa Mastera. Do ud przypiął opaski, do których z kolei przypiął ręce. Brunet pochylił się nad nim i stwierdził:
– Chyba nie jest ci zbyt komfortowo, ale przecież cwel nie musi czuć się komfortowo.
Poobracał go najpierw chwilę, a potem zaczął okładać tawsem. Może niezbyt mocno, ale dokuczliwie. Potem wyjął kutasa i włożył mu do ust. Trochę go poruchał, ale potem zajął się dupą cwela. Wziął średniej wielkości pluga, nasmarował go żelem, potem tak samo zaczął rozciągać dziurę. Kiedy uznał, że wystarczy, że nie będzie go bolało, zaczął powoli wkładać gumowego kutasa w dupę. Kozubski czuł rozpieranie, ale bólu prawie nie. Gdy wreszcie udało się Masterowi umieścić całego w środku, ostrzegł:
– Trzymaj cwelu, nie wypuść.
Potem zajął się kutasem cwela. Założył mu ring, który dość mocno ściskał nasadę. Później zaczął go bić batem z wieloma rzemieniami. Nie za mocno, ale plecy i klatka piersiowa nabrały intensywnie różowego koloru. Cwel od czasu do czasu wydawał dźwięki, znaki, że jednak trochę go boli. Nagle Master po prostu wyszedł z salonu. Jego nieobecność zaczęła się przedłużać, a w uległego wstąpił niepokój. Zaczął nerwowo się ruszać, krzyczeć:
– Proszę Pana, coś się stało? proszę Pana!!!
Nie było jednak odpowiedzi. Blondyn zaniepokojony próbował się jakoś uwolnić, ale nie miał jak. Rozkołysał się mocno, ale niewiele to dało.
– Halo!!! Jest Pan tam?!
– Cisza młody, jestem – odezwał się wreszcie, stając w drzwiach.
Podszedł do cwela, pochylił się na głową blondyna, jedną ręką ujął go za szyję, drugą położył na plecach:
– Cii, przestraszyłeś się?
– Tak, bałem się, że się Panu coś stało… i – zaczął płakać – i bałem się, że tak zostanę.
– OK. Jestem. Chcesz więcej?
– Tak, tak, tak – gorliwie potwierdzał.
– To zmienimy pozycję. Pamiętaj, trzymaj pluga w dupie.
Opuścił cwela delikatnie na ziemię i popchnął go potem na kanapę. Wziął średniej szerokości pasek:
– Liczysz, młody.
I zaczął bić.
Po trzydziestu uderzeniach, przestał. Tak nagle jak przestał, tak niespodziewanie, szybko wyjął pluga z dupy i wtargnął w uległego swoim kutasem. Ponieważ był rozciągnięty, poczuł tylko lekki ból, a potem już tylko rozkosz. Nagadowski agresywnie i szybko jebał go jak sukę. Kutas cwela nabrzmiewał, ale z powodu ringu nie mógł wystrzelić. W pewnym momencie ciałem bruneta zaczęły wstrząsać dreszcze i wreszcie zaczął strzelać salwami w dupie. Po chwili odpoczynku, kiedy leżał na plecach cwela, wyszedł z niego i włożył mu korek analny.
– Chwila odpoczynku… razem! – oznajmił Jacek.
Położyli się obaj na puszystym dywanie i leżeli obok siebie. Leżeli tak ponad pół godziny.
– Do dzieła, cwelu! Ruszaj się!
Wstali. Pan podniósł blondyna i założył mu opaski na nadgarstki i kostki. Podwiesił go, także ten dotykał podłogi tylko palcami nóg. Potem zawiązał mu oczy opaską i włożył do uszu słuchawki. Puścił mu dziewiątą symfonię Beethovena i zaczął bić palcatem to kutasa, to dupę. W pewnym momencie ból stał inny. Jakby iskry przeszywały skórę w różnych miejscach. Wojtek nie wiedział, co to jest. To był nowy ból. Kiedy to coś dotknęło kutasa i poczuł ból, zaczął krzyczeć:
– Aaaaaaaa, aaaaaa, boliiiii, nieeeee, nie chcę!!
Kiedy się uspokoił, Jacek zaczął zadawać ten ból w innych miejscach i był on znośny, a nawet podniecający. Podniecające było też to, że trudno było się spodziewać, gdzie się pojawi. Wreszcie przestał i opuścił go. Zdjął mu słuchawki. Potem popchnął i delikatnie umieścił na slingu. Wojtek spodziewał się, że Jacek znowu od razu wejdzie w niego. Ten jednak ściągnął ring z jego kutasa i po chwili uległy poczuł, bo w dalszym ciagu nie widział, że coś naciska na główkę jego chuja. Przypuszczał, że to sonda. Pan cierpliwie wkładał ją do środka. Kiedy już wszedł głęboko, zaczął poruszać w górę i w dół. Odczucie było nowe, bo była to sonda karbowana. Potem w sondą w środku zaczął masturbować. Kutas cwela zdawał się eksplodować. W pewnym momencie szybko, ale delikatnie wyjął sondę, nie przestając ruszać. Uległy zaczął wiercić się, dając sygnał, że finał jest już blisko. Wreszcie trysnął i poczuł spełnienie. Master poczekał aż oddech blondyna się wyrówna, jednocześnie stawiając, opadającego już swojego kutasa. Wyjął korek z dziury i znowu jednym ruchem wszedł w Kozubskiego. Poczekał chwilę, a potem, trzymając cwela z pasie, nabijał go na siebie. Najpierw powoli, potem coraz szybciej, aż do finału. Obaj byli zmęczeni. Nagadowski zdjął go ostrożnie ze slingu.
– Nie chcesz się odlać?
Młody pokiwał przecząco głową.
– Napij się i połóż na brzuchu.
Cały tył lekko pulsował z powodu pręg i siniaków, ale dla cwela był to przyjemny ból. Po dłuższym odpoczynku, Jacek zarządził:
– Czas na finał cwelu!
Chwycił go za rękę. Ten wstał. Master popchnął go delikatnie i podprowadził do przygotowanego kozła. Przypiął go do niego, wziął strap:
– Liczysz cwelu i dziękujesz.
I, na już obolałe dupsko poleciały razy, a kutasy obu partnerów znowu zaczęły wstawać. Tym razem Wojtek dostał trzydzieści solidnych strapów i krzyczał coraz głośniej. Kiedy tylko odliczył trzydziesty, Jacek nałożył lubrykant na kutasa i wcisnął trochę do dziury cwela. Po czym ostro wszedł w odbyt i ostro zaczął posuwać młodego. Nie był to pierwszy raz tego dnia, dlatego trwało to trochę, ku radości obu. Nagadowski zaczął dochodzić. Podniósł Wojtka do góry nie przestając go pieprzyć, chwycił mocno jego kutasa i zaczął mu walić. Nie udało się jednocześnie. Pan był tym razem szybszy. Potem pomógł spuścić się uległemu. Padli obaj na kozła i chwilę leżeli, żeby oddech wrócił do normy. Potem brunet odpiął podopiecznego. Zdjął mu opaski, podniósł i delikatnie ujął pod pachy i kolana. Stało się już jakimś rytuałem, że Wojtek najpierw połykał tabletki przeciwbólowe, potem Jacek wypłukiwał mu spermę z dupy a wreszcie mył go delikatnie, starając się nie urazić. Tym razem jednak zaprowadził go nie do salonu, ale do swojej sypialni.
– Połóż się wygodnie na łóżku. Później ci wyjaśnię.
Potem położył mu na plecach i pośladkach zimne okłady, postawił butelkę wody i poszedł wziąć prysznic. Po powrocie z łazienki sam położył się obok cwela.
– Młody – odezwał się do drzemiącego blondyna i położył rękę na szyi – byłeś świetny, super zabawa. Dzięki. A przyprowadziłem cię tutaj, bo chcę patrzeć na twoją twarz… nie wiem, jakoś tak…
Zaległa cisza.
– Dzisiaj było coś nowego. Wiesz co powodowało ten inny ból? – przerwał cisze Pan.
– Nie wiem, to było tak, jakby iskry… mrowienie…
– Dobrze, to był teaser, razi prądem. Podobało ci się?
– Tak, w sumie tak, szczególnie kiedy nic nie widziałem. Ale kiedy dotknął pan kutasa to było straszne. Bardzo bolało.
– Widziałem, dlatego tego nie powtórzyłem.
– Gdyby się powtórzyło, to bym użył hasła bezpieczeństwa.
– OK. Rozumiem. Czyli możemy się bawić teaserem, ale nie dotykać kutasa, sutków… tak?
– Tak. Zapisane.

W domu Nagadowskiego i Kozubskiego tylko poranek był zwyczajny. Potem obaj odwiedzili fryzjera, nie robili obiadu, tylko zjedli coś na zimno. Wzięli prysznic i ubierali się z najlepsze garniaki, jakie mieli. Rozdzwoniła się komórka Mastera. Po dzwonku komórki obaj wiedzieli, że dzwoni doktorek.
– Cześć Brachu – odezwał się Jacek.
– No cze, dzwonię, bo mam wolny wieczór i może byście wpadli…
– Grzesiek, ale my zaraz wyjeżdżamy na wesele.
– Wesele?
– No! Najmłodsza siostra Staszka Kozubskiego się hajta i nas zaprosiła.
– Jako co? Jako parę?
Brunet parsknął śmiechem.
– Nie, tego by brakowało. Zaprosili nas z osobami towarzyszącymi, więc idziemy i mamy nadzieję się dobrze bawić…
– Rozumiem, że młody idzie z Zuzą, a ty?
– Pamiętasz te lesby, które niedawno były na imprezie u Darka? Agnieszka i Marta. Aga zgodziła się być moją partnerką, a w pakiecie Marta nas będzie wozić.
– Dla mnie szkoda, ale wy bawcie się dobrze. Pozdrów Wojtka… Nara…
– Jasne! Pozdrowię i do następnego razu.
Nagadowski odłożył telefon i wyszedł ze swojego pokoju ubrany już całkiem.
– Doktorek cię pozdrawia.
– Dziękuję. Ja cię… ! – wykrzyknął ze wzrokiem utkwionym z bruneta.
– Co? Coś nie tak?
– Wszystko jest OK, ale podziwiam jakie z Pana ciacho i to hot ciacho…
– Pierdolisz… ale dzięki, a ty, jeszcze niegotowy?
– Już zakładam marynarkę i krawat i jestem gotowy.
– To załóż jeszcze kurtkę. W końcu jest październik.
– Dobrze, proszę Pana.
– No, młody, ty dopiero jesteś ciacho.
– E tam…
– O! Aga puszcza sygnał. Schodzimy. Masz prezent?
Mam.
Kiedy zeszli zobaczyli megankę dziewczyn na awaryjnych. Szybko wsiedli.
– Cześć dziewczyny! – przywitał się Jacek.
– Dzień dobry! – zawtórował Wojtek.
– No cześć chłopaki! – prawie jednocześnie odpowiedziały kobiety.
– Jedziemy po dziewczynę młodego?
– Tak!
Podjechali pod blok Zuzy. Wojtek, jak gentleman poszedł po partnerkę. Po chwili oboje wyszli z klatki.
– Ja cię, ale para. Super wyglądają, nie? – skomentowała Marta, ich dzisiejszy kierowca.
Wsiedli do samochodu.
– Marta stwierdziła, że ukradniecie show państwu młodym – zagadnął Jacek.
– Tak, a czemu? – zapytała Zuza.
– No taka, hot para, jak wy?
Dziewczyna uśmiechnęła się i nieco zarumieniła. Potem zlustrowała uważnie Jacka i jego partnerkę.
– Powiedziałabym, że wy jeszcze bardziej. Wyglądacie zajebiście – odpowiedziała.
Zajechali kilkanaście minut przed czasem, prosto pod kościół. Tam zwyczajowa dekoracja panów i ślub. Całkiem sprawny z niezłym kazaniem. W każdym razie cała czwórka nie usnęła. Potem życzenia, rosół i schabowy i tańce. Obaj czuli się mocnymi tancerzami. Trochę po dwudziestej brunet zauważył, że jego podopieczny lekko się zatacza. Zgarnął go szybko na korytarz.
– Młody, co ty odpierdalasz. Zaraz będziesz dead.
– E tam, zaraz dead. Świetnie się bawię…
– Ale zaraz przestaniesz się bawić, i my też przestaniemy, bo się zalejesz na amen. Stop z alkoholem, rozumiesz? Od tej pory nie pijesz.
Kozubski skrzywił się wyraźnie i buńczucznym tonem odpowiedział:
– Chce mi pan zepsuć zabawę, tak? To po co przyjechałem na wesele do rodziny?
Brunet widząc, że zaczynają wzbudzać sensację, rozglądnął się chwilę i otworzył najbliższe drzwi. Był to magazynek. Wepchnął cwela do środka i zamknął.
– Młody, kurwa mać. Czy kiedyś źle wyszedłeś na tym, co ci powiedziałem? Nawet jak ci czegoś zabroniłem?
– Nie… nie przy…pominam sobie.
– To teraz też wyjdziesz dobrze. Proszę cię bardzo – powiedział z naciskiem, zaciskając żeby – przestań na razie pić. Przetrzeźwiej trochę, a potem zobaczymy.
Blondyn chwilę milczał, nie przekonany.
– Wiesz co będzie jak się za chwilę urżniesz? Wiesz? Zadzwonię po Martę i wrócimy do Krakowa. Tego chcesz? Naprawdę?
– Nie – odpowiedział cicho, ale słyszalnie uległy.
– To, co? zrobisz o co proszę?
– Tak, proszę Pana.
– Super. Poproszę Zuzę, żeby się z tobą przeszła trochę, OK? Tu chyba obok jest jakiś park? Można tam pochodzić?
– Tak, dość duży.
– Pospacerujcie jakąś godzinkę. Weź trochę wody i pij. Jak wrócicie to się pokaż.
Widząc smutną minę Wojtka, brunet skierował jego głowę, tak, żeby mu patrzeć prosto w oczy.
– Wojtek, wiesz, że nie jestem twoim wrogiem. Masz słabą głowę do wódki. Nie możesz szaleć. To dla twojego dobra, rozumiesz? Nie bądź zły. Będziesz później dziękował.
Wyszli z kantorka, poszukali partnerki młodego i Jacek wyjaśnił o co chodzi. Brunet wrócił do partnerki.
– Jakiś problem?
Jacek westchnął.
– Młody ma słabą głowę i trochę zaszalał, ale chyba problem rozwiązany. Poszedł z laską się przejść. Mam nadzieję, że mu przejdzie szybko… ale chodźmy poszaleć.
Poszli na tańce i szaleli dobre trzy kwadranse. Kiedy spoceni wrócili do stołu zastali przy nim dziadka Kozubskiego.
– Możemy pogadać? – zaczął. Był lekko wstawiony.
– Jasne.
Nie wiedział tylko co zrobić z Agnieszką, bo czuł, że rozmowa nie będzie łatwa. Tymczasem jakiś facet wybawił go z kłopotu, bo zaprosił blondynę do tańca.
– Nasze stosunki nie były najlepsze. Czułem, jakbyś mi ukradł wnuka i byłem wkurwiony na ciebie. Nie rozumiem też mojego świętej pamięci syna, że przekazał opiekę na swoim synem tobie. Dalej mam żal, ale widzę, że się dogadujecie i że Wojtek jest zadowolony. Wiesz, co? co ty zrobiłeś, że chłopak tak jest za tobą?
– Hmm, nie wiem do końca. Sam jestem czasem przerażony, bo mówi, że jestem najlepszy i takie rzeczy. A ja jestem normalnym facetem. Nie raz się na niego wkurwiam… nie wiem. W każdym razie, wie pan, strasznie lubię pana wnuka i chyba on też mnie. Staram się wspierać go jak mogę i jestem dumny, że tak sobie radzi.
– Widzę i jestem zazdrosny. Martwi mnie, że tak rzadko nas odwiedza. Kiedyś myślałem, że to przez ciebie…
– Nie, panie Kozubski. Dla niego strata rodziców i brata jest strasznie trudna. Do dziś przyjeżdża na ich grób tylko ze mną. W rocznicę wypadku, kiedy wróciłem do domu po robocie, był w kompletnej rozsypce. Płakał. Przyjechaliśmy na cmentarz późnym wieczorem. On mówi, że wszystko mu tu przypomina mamę, tatę i Oskara. Chyba jeszcze trzeba czasu. Ale naprawdę, ja go często namawiam, żeby do was przyjechał. On też nie ma za dużo czasu. Sporo się uczy, co widać po ocenach. Regularnie jeździmy na wycieczki… Nie jestem pana wrogiem, ale za Wojtka dałbym się pokroić.
– Jestem ci wdzięczny za to, co robisz dla niego. I że go nie rozpuściłeś… On cię słucha.
– Na szczęście, bo ja się strasznie boję o niego.
– Tak, a coś się dzieje?
Jacek uśmiechnął się.
– Nie, nie, jest w porządku. To grzeczny chłopak, ale wie pan co się dzieje w świecie. wiem, że go na siłę nie uchronię przed wszystkim, ale boję się, żeby nie wpadł w złe towarzystwo, żeby to, co przeszedł nie spowodowało jakiś problemów… Widzi pan, sam się sobie dziwię, ale gadam chyba jak ojciec nastolatka.
Teraz to starszy Kozubski się zaczął śmiać.
– Przepraszam, że o tobie źle myślałem. Porządny z ciebie chłop. Tylko przekonaj wnuka, że go kocham, że nie chce z nim walczyć…
– Postaram się. Dziękuję za zaufanie.
Dziadek Wojtka odszedł. W samą porę, bo Aga wróciła z tańców.
– I jak? Bo kiedy podszedł to byłeś nieźle wydygany – zagadnęła blondynka.
– Bo do tej pory prawie zawsze mnie atakował. Wiesz, zazdrosny o wnuka. Mówił, że im, to znaczy rodzinie, ukradłem chłopaka…
– N o w sumie, nie znam was długo, ale masz zajebisty kontakt z nim.
– No! I jestem z tego mega dumny… nawet nie myślałem, że mogę z kimś tak…
– Ale oni, nie wiedzą – obejrzała się dookoła czujnie.
– Nie, no co ty.
W tym momencie pojawili się młodzi.
– Już jesteśmy. Wojtek chyba doszedł do siebie – zagadnęła Zuza.
– Super. Jak, młody? – zapytał Jacek
– Chyba dobrze.
– To nadrabiajcie wygibasy i odczekaj jeszcze trochę, dobra?
Blondyn kiwnął głową twierdząco i odeszli. Minęło jeszcze trochę czasu. Bawili się w najlepsze. Nagadowski uważnie, chociaż dyskretnie, obserwował młodego. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, pokazał mu gestem, że może sobie wypić, tylko ostrożnie. Wymienili uśmiechy. Po skończonym kawałku, Zuzę do tańca poprosił jeden z wujków. Wojtek wrócił do stołu, Zaraz przysiadł się wujek, chociaż Kozubskiemu nigdy takie słowo nie przeszło przez gardło wobec niego. Ten „wujek” był w wieku jego Pana.
– Co, kurwa Wojtek? Jak się bawisz?
– Dobrze. Jest OK.
– To dlaczego cię ponad godzinę nie było?
– Nie twój interes. Może chciałem pogadać z dziewczyną?
– Tak, ten kutas cię wypierdolił z wesela twojej ciotki, a sam tę pizdę obracał…
– Piotrek, albo przestaniesz tak mówić o nim, albo spierdalaj.
– Tak, kurwa, kutas bierze twoją rentę i dobrze się bawi.
Wojtek poczuł, że złość w nim wzbiera. Nie chcąc robić afery, starał się odpowiedzieć spokojnie:
– Tak, i wydaje na mnie co najmniej dwa razy więcej. Zabiera mnie do Włoch na wakacje, co miesiąc do innego miasta. We wrześniu do Paryża. Tak mnie wykorzystuje…
– Hmm, to znaczy, że kupił cię i masz w dupie rodzinę…
– Piotrek, kurde, ile razy już o tym gadaliśmy… jesteś napruty i pieprzysz… Nie mam w dupie… Ale to jest człowiek, który mi najwięcej pomógł. Nie tylko przez kasę… Mam do niego zaufanie, na które zresztą ciężko pracuje… Nie zawiódł mnie do tej pory.
Na szczęście przyszła Zuza i Piotr nie miał odwagi przy niej kontynuować. Blondyn czuł, że jest pod uważną obserwacją swojego Pana i starał się pilnować ile pije. Bawił się w najlepsze. Nie zaniedbywał partnerki, ale też tańczył z ciotkami. Po rozmowie z „wujkiem” wpadł na pomysł, żeby pogadać najbliższymi członkami rodziny, bo może faktycznie czuł, że ich zaniedbuje. Trochę po północy Jacek podszedł do młodego:
– I jak, dobrze się bawisz?
– Tak, jest super.
– Może się przewietrzymy. Zabierzemy dziewczyny i na chwilę wyjdziemy.
Jak powiedział, tak zrobili. Było trochę zimno. Obaj, szlachetnie, założyli swoje marynarki dziewczynom na ramiona. Chwilę szli w milczeniu.
– Jak się bawicie dziewczyny? – zapytał w końcu Nagadowski.
– Super – odpowiedział pierwsza Agnieszka – dawno nie byłam na takiej imprezie i tego mi było potrzeba. Marta nie lubi takich eventów. Woli siedzieć w domu.
– A ty Zuza?
– Spoko, wiesz, że ja dla was i z wami zawsze.
– Tak, dla was i z nami. Raczej dla Wojtka i z Wojtkiem
– Nie wiesz, że geje to najlepsi przyjaciele kobiet? – błyskotliwie odpowiedziała Zuza.
Kiedy byli już w zupełnych ciemnościach, Jacek upewnił się, że nikt obcy im się nie przygląda. Pochylił się nad uchem Wojtka i szepnął:
– Wyprzedzamy je!
Rzeczywiście, przyspieszyli kroku. Dziewczyny od razu załapały i same lekko zwolniły.
Gdy obaj byli już tak, że nie można ich było podsłuchać, Master objął blondyna i przyciszonym głosem odezwał się:
– Młody, mało brakowało a napytałbyś sobie biedy…
– Wiem i przepraszam. To wódka tak na mnie działa, chyba… nie chciałem.
– OK. Spoko. Ale nie stawiaj się, bo nie wyjdziesz na tym dobrze… i… w sumie dzięki, że mnie posłuchałeś. Jeszcze wytrzymaj tak, jak jest i będzie OK. Ucz się ile możesz wypić, żeby było w sam raz. Teraz jest dobrze i doceniam to…
– Hmm, zaskoczył mnie pan, że chociaż stanowczo, to użył pan słowa „proszę cię”. To było miłe, ale nie jestem przyzwyczajony, i nie musi się pan ze mną tak patyczkować…
– Fakt, to było „proszę”, ale stanowcze. Poza tym, jak doktorek dzwonił przed naszym wyjściem z domu, prosił, żebym nie był za ostry dla ciebie… tak… że to jego „wina”.
Obaj parsknęli śmiechem. Z tyłu dziewczyny zaczęły komentować:
– Fajna z nich para, nie? I taki trochę dziwaczny miks romantyzmu i sado-maso. Chyba po raz pierwszy coś takiego widzę.
– No, dogadują się coraz lepiej. Szkoda, że Wojtek jest gejem. Podoba mi się.
– Dziewczyno, gdyby nie był gejem, to byś była jego dziewczyną. Widzę jak się dogadujecie. Niestety, tego się nie wybiera…. – westchnęła ciężko Agnieszka.
– Wiem…
Szli jeszcze trochę w milczeniu.
– Wracamy! – krzyknął głośno brunet – zimno jest.
Jeszcze raz objął blondyna i przycisnął do siebie. Pocałował w czoło i przytulił. Wrócili na salę weselną, na której części gości już wychodziła, a inna część dogorywała. Cała czwórka dalej bawiła się na całego. Dochodziła trzecia i Jacek, zgodnie umową, zadzwonił do Marty, żeby ich zabrała. Pół godziny później byli już w drodze do domu.
– Jak się bawiliście? – zapytała Marta.
– Super – od razu wypaliła Aga – dzięki żono, że mi pozwoliłaś. Tego mi było trzeba. A w takim towarzystwie, to sama radość.
– Tak? – zdziwiła się partnerka – no to chyba musimy się lepiej poznać. Co ty na to Jacek?
– Jestem za… obie jesteście zajebiste i warto poznać takie laski…
– A wy młodzi?
– Też, wytańczyłam się, że nóg nie czuję. Ale mając takich rasowych tancerzy, to sama radość.
– Wojtek, co się nie odzywasz…
– Bo dziewczyny powiedziały już wszystko, Dobra zabawa.
Kozubski odprowadził Zuzę pod drzwi jej mieszkania i po chwili wrócili do siebie. Było pół do piątej. Jacek przycisnął do siebie uległego i pocałował namiętnie. Tamten odpowiedział chętnie i ich usta i języki zaczęły mocno pracować. Po chwili Jacek się oderwał:
– Do kompletu brakuje jeszcze jednego, młody. Na ruchanie mam siły, ale na loda tak. Dawaj…
Wojtek nie czekał ani chwili. Uklęknął przed Panem, uwolnił ze spodni i majtek wyprężonego kutasa. Brunet w tym czasie zdjął i odrzucił marynarkę. Wojtek jak zwykle, bardzo sprawnie obciągał, od góry do dołu. Czasem językiem oblizując główkę, to znów jądra. Kiedy kutas był już dobrze sztywny, Brunet ujął mocno głowę cwela i sam nadał rytm. Po chwili dreszcze pokazały, że Jacek dochodzi. Cwel połknął spermę, choć po dzisiejszej diecie, nie byłą zbyt smaczna. Potem Master podniósł blondyna, odwrócił go plecami do siebie:
– Zdejmij spodnie, bo zaplamimy.
Mimo zmęczenia i alkoholu w organizmie, sprawnie pozbył się ubrania. Jacek przycisnął go do siebie, chwycił jego kutasa i dmuchając mu uchem, podgryzając go lekko, rytmicznie poruszał ręką. Chłopak był już tak napalony, że nie trzeba było długo czekać kiedy trysnął. Jacek jeszcze czule go pocałował w ucho, w szyję, potem w usta.
– Wstajemy na obiad, na pierwszą najpóźniej… Potem zobaczymy.

Wtorek, dziewiętnasta trzydzieści. Jak zwykle umówiony sygnał domofonu obwieścił Wojtkowi powrót Pana do domu. Spodziewał się go, więc uporał się do tej pory z wszystkimi obowiązkami. Dom posprzątany, pranie zrobione, wszystko co było uprane, wyprasowane, lekcje odrobione, do jutrzejszej klasówki z geografii wykute… Szybkim krokiem dotarł do przedpokoju i w siadzie kucnym czekał na Mastera. Ten wszedł, zamknął drzwi i szerokim uśmiechem powitał uległego. Podszedł, wyjął kutasa i natychmiast popłynął się złocisty napój. Brunet odetchnął z ulgą. Trzymał mocz, żeby napoić slave’a. Potem zapiął spodnie i poklepał dobrotliwie Wojtka po policzku.
– Cześć młody. Jestem strasznie zrąbany, ale jeszcze bardziej głodny. Masz coś?
– Oczywiście, proszę Pana.
– To umyję ręce i czekam, bo mi kiszki marsza grają. A ty już jadłeś kolację?
– Nie, czekałem na Pana.
– Dobry cwel. Super.
Kozubski miał trzymał w ciepłym piekarniku małe udka z kurczaka, które zrobił na piwie. Podkręcił gaz i szybko nakrył do stołu. Po chwili w kuchni pojawił się Nagadowski. Usiedli przy stole.
– Jak tam młody dzisiaj? Meldunek..
Wojtek już dawno tego słowa nie słyszał. Ostatnio, po prostu opowiadał co u niego. Zaczął więc formalnie:
– Cwel Pana Jacka melduje…
– Hej, młody! Po prostu powiedz jak zawsze. To był żart.
– OK. W domu wszystko ogarnięte. Zakupy zrobione. Dzisiaj byłem pytany z podstaw konstrukcji i dostałem sześć, z angielskiego…
– Sześć… – dopowiedział Jacek.
– Tak, i była kartkówka dziesięciominutowa z budowy silników i poszła według mnie dobrze. Odrobiłem lekcje.
– Młody, ale ja chyba dzisiaj jestem za bardzo zrąbany, żeby cię wyruchać.
Chwilę jedli w milczeniu.
– A Panu jak minął dzień?
– Hmm, całkiem całkiem. Tylko pogoda dawała mi w kość, dlatego chyba jestem taki zmęczony. Aha, byłbym zapomniał. Jutro mam przegląd auta i będę wcześniej, ale zaprosiłem na kolację Martę i Agę. To znaczy właściwie to one się trochę wprosiły. Zaraz zobaczymy co mamy w lodówce i może trochę przygotujemy, a jutro jak będę wracał z roboty to dokupię resztę.
– Dobrze, proszę Pana.
Wojtek słuchał z uwagą, ale jednocześnie wpatrywał się pożądliwie w bruneta. Ten udawał, że nie widzi pożądania w oczach uległego.
– Dobra, ja sprawdzam co w lodówce, a ty zrób porządek po kolacji.
Kozubski jednak nie dawał za wygraną. Przechodząc obok Mastera delikatnie się o niego ocierał, to znowu niby przypadkowo wpadł na niego i gorąco przepraszał.
– Kurwa mać, młody… chcesz to będziesz miał, ale żebyś nie żałował. Chodź!
Przeszli do salonu. Jacek usiadł na kanapie w pozycji półleżącej, rozpiął rozporek swojego moro i gestem nakazał, żeby cwel ukląkł przed nim. Potem, bez słowa wskazał na swojego, leżącego jeszcze swobodnie kutasa. Wojtek wziął go w rękę i włożył do ust. Chwilę zajęło postawienie go pionu. Kiedy brunet poczuł, że kutas jest już wystarczająco twardy, chwycił zdecydowanie głowę cwela w obie dłonie i bezpardonowo zaczął ostro nabijać ją na sterczącego chuja. Młody, zaskoczony trochę gwałtownością Mastera, zakrztusił się początkowo, ale szybko zaczął oddychać nosem i cierpliwie połykać długiego drąga. Mimo to w jego oczach pojawiły się łzy. Jacek jebał blondyna w mordę tak długo, aż wstrząsnął nim orgazm i kolejne strzały poleciały w gardło uległego. Wojtek, wprawiony już w tego typu akcjach, sprawnie połykał wszystko. Po wszystkim Jacek trzymał jeszcze swojego kutasa w ustach cwela. Potem podniósł jego głowę do góry i z uśmiechem zagadnął do niego:
– Aż się popłakałeś cwelu… warto było naciskać?
Kozubski pokiwał twierdząco głową.
– Warto, proszę Pana.
Nagadowski pokiwał ze zdziwieniem głową.
– Że też trafił mi się wyjątkowy masochista. Chciałem go ukarać, a ten jest zadowolony. Wstań!
Wykonał polecenia. Wzrok Mastera skupił się na namiocie w okolicach rozporka uległego. Widać było, że choć jego kutas nie jest imponujących rozmiarów, to jednak chce koniecznie wyjść na zewnątrz.
– Te spodnie idą do prania?
– Yhy – potwierdził czerwony jak burak blondyn.
– Kładź się na mnie, muszę ci jakoś ulżyć biedaku
Wojtek usiadł na kolanach Pana, a ten pociągnął go na siebie, tak że i on był w pozycji półleżącej. Brunet rozpiął rozporek cwela, wyciągnął kutasa, ujął go w dłoń i zaczął od razu mocno poruszać w górę i w dół.
– Jesteś niewyżytym perwersem, młody – szeptał erotycznie Master – miałeś taką chcicę, że zaryzykowałeś…
– Aaa, aaaa – zaczął jęczeć blondyn i zaraz trysnął.
– Wolałbym, żebyś poczekał i miał cierpliwość. To ja w tym układzie mam rozdawać karty. Dziś ci odpuszczam, ale, pamiętaj! Ryzykujesz.
Chociaż mówił to spokojnie i bez widocznego gniewu, to ton był stanowczy i zdecydowany.
Po czym zaczął wstawać. Kozubski poderwał się. Nagadowski chwycił mocno uległego, stanął przed nim patrząc mu w twarz powiedział:
– Młody, jesteś naprawdę dobrym cwelem. Jestem bardzo z ciebie zadowolony, ale pamiętaj o tym, co powiedziałem. Wypróbowałeś dzisiaj, jak daleko możesz się posunąć. Pozwoliłem na więcej, niż powinienem, ale mogło być zupełnie inaczej.
Ucałował go jeszcze w czoło i poklepał dobrotliwie po policzku:
– Teraz spadaj do siebie i o dwudziestej drugiej gasisz światło.
– Przepraszam i dziękuję. Dobranoc.

****************************

Następnego dnia Nagadowski o piętnastej trzydzieści był już w domu. Po zwykłym rytuale powitania, to znaczy napojeniu moczem cwela i meldunku o tym, co w szkole, Master zapytał:
– Jak stoisz z lekcjami?
– Potrzebowałbym jeszcze z godzinę
– Dobra, to idziesz i odrabiasz lekcje, a ja idę do kuchni. Jak będziesz gotowy, przychodzisz do mnie, jasne?
– Tak, proszę Pana.
Jacek poszedł do kuchni, a cwel do swojej „celi”. Zbliżała się osiemnasta, kiedy blondyn pojawił się w kuchni.
– Cwel melduje się do pomocy, proszę Pana.
– Dobrze, zrób sos do pieczeni, tylko wiesz… ten delikatny…
– Tak, wiem, proszę Pana…
– A potem nakryj do stołu.
Wojtek szybko wykonał zadanie. Nakrył do stołu.
– Jakiś deser też Pan przewiduje? – zapytał.
– Tak, zrobiłem mus owocowy, już się mrozi.
– OK.
O godzinie za piętnaście siódma, Master zarządził:
– Przebieramy się.
Szybko pozbyli się swoim moraczy i wbili się jeansy i t-shirty z napisami. Master sprawdził jeszcze osobiście jak wygląda salon. Uśmiechnął się do uległego potwierdzając, że wykonał dobrą robotę. Weszli jeszcze na chwilę do kuchni, przygotowując sobie naczynia na poszczególne potrawy, kiedy dźwięk domofonu oznajmił przybycie gości.
– Chodźmy, przywitamy je razem.
Obaj przeszli do przedpokoju. Jacek szeroko otworzył drwi i w oczekiwaniu na dziewczyny. Zaraz też pojawiły się w drzwiach.
– Cześć. Witajcie w naszych progach – powitał gości szarmancko Jacek.
– No cześć, ale szykownie – odezwała się pierwsza Marta
– Wejdźcie i rozbierzcie się.
Kiedy to zrobiły, wymienili zdawkowe uściski.
– Zapraszamy do stołu – odważył się Wojtek
Usiedli wszyscy i rozpoczęli od przystawki.
– Dzięki za zaproszenie. Od kiedy was poznałyśmy z Martą u Darka, byłyśmy bardzo was ciekawe. Oprócz świetniej zabawy, to był też powód, że tak chętnie zgodziłam się na to wesele – zaczęła Agnieszka.
– Ciekawe, bo wydaje mi się, że nie ma w nas nic ciekawego – zaoponował Nagadowski.
– Przeciwnie – nie zgodziła się Marta.
– Właśnie – gorliwie poparła partnerkę Aga – między wami jest taki super miks dominacji, uległości, troski twojej, Jacek o Wojtka, romantyzmu, czułości…
– Hej, hej, nie rozpędzaj się z tymi analizami, OK? – postawił się Nagadowski – sorry, dziewczyny. To strasznie miłe, że nas tak lubicie i ja się cieszę, ale… nie wiem, sorry, może ten twój entuzjazm Aga, mnie trochę przestraszył…
Po czy wstał, żebrał talerzyki po przystawkach i poszedł do kuchni.
– Chyba zepsułyśmy wieczór – szepnęła do Kozubskiego Marta
– Nie, tylko spokojniej, on ma duży opór przed pochwałami. Po prostu pogadajmy bardziej ogólnie, a potem może się rozpuści – odpowiedział takim samym szeptem blondyn.
– No ładnie, obgaduje cie mnie – gospodarz wszedł z miseczkami zupy na tacy. Był jednak uśmiechnięty, więc atmosfera się poprawiła.
Potem rzeczywiście rozmawiali o różnych sprawach ogólnych. Kiedy byli już w trakcie wyśmienitej pieczeni, Marta spróbowała jeszcze raz.
– Jacek, sorry za to wcześniej. My niestety takie jesteśmy trochę „inwazyjne”.
– Nie ma sprawy – odpowiedział ochoczo już w lepszym humorze Jacek.
– A możemy zaproponować wam zabawę. Jak będzie, wiesz, zbyt prywatna, to powiedz i przestajemy.
– OK. Dajecie.
Blondyn patrzył na tę całą sytuację z wyraźnym niepokojem.
– Chodzi o to, żeby się za bardzo nie zastanawiać, tylko powiedzieć to, co pierwsze przychodzi do głowy. Jak myślicie jeden o drugim to jakie macie pierwsze skojarzenie?
– Sens życia – wypalił Jacek
– Poczucie bezpieczeństwa – odparł młody.
– Kurwa, grubo! – wykrzyknęła Agnieszka – a moglibyście to rozwinąć, jeśli chcecie oczywiście.
– Młody, dawaj, teraz ty pierwszy – zarządził brunet.
– No, nie wiem, co dodać. Po prostu z panem Jackiem czuję się całkowicie bezpiecznie. Pilnuje mnie, opiekuje się mną, mam wszystko co mi potrzeba…
Hmm, ale wiemy, że wy lubicie, ostry seks, czy wtedy też czujesz cię bezpiecznie?
– Tak, całkowicie. Na początku czasem się trochę bałem, ale teraz w ogóle.
– A ty Jacek?
– Wiecie dziewczyny, żeby się nie rozwijać. Do kiedy Wojtka nie było, żyłem dla siebie, zajmowałem się tym, żeby mnie było dobrze i nie cierpiałem tu przychodzić. W ogóle moje życie wydawało mi się strasznie puste. Kiedy się pojawił ten osobnik wszystko się zmieniło. Ja po prostu żyję w dużej części dla niego. On sprawił, że to miejsce zacząłem nazywać domem, bo stało się nim rzeczywiście i to jest absolutnie fantastyczne – zakończył posyłając szeroki uśmiech blondynowi.
– Wow – skomentowała Marta – a teraz trochę trudniejsze – Jakiej cechy drugiego nie cierpicie najbardziej?
– Młody, dawaj, i tak wiem, więc śmiało.
– Pan Jacek jest chorobliwym pedantem.
Nagadowski zaczął się szczerze śmiać – ale się staram, młody, nie?
– Jest lepiej niż na początku, to prawda – potwierdził cwel.
– Jego lenistwa i rozkojarzenia – powiedział z kolei Jacek.
– Dobra, kończymy, ale to było, chłopaki niesamowite. Mała która para jest tak szczera. I to pokazuje jak jesteście fantastyczni i intrygujący.
Potem przeszli do deseru i digestivo. Dobiegała dwudziesta pierwsza, kiedy Marta z Agą się pożegnały.
– Wielkie dzięki za fantastyczny wieczór.
– My też dziękujemy. Do zobaczenia.
Jacek zamknął drzwi i odetchnął z ulgą.
– Są kurewsko inwazyjne i ciekawskie. Fajne, ale bałem się, że będę musiał być niegrzeczny.
– Ale z drugiej strony są fajne i… ciekawe jest to, że robimy takie wrażenie…
Hmm, no nie wiem… Do sprzątania, marsz.
Uwinęli się szybko. To, co się zmieściło, wylądowało w zmywarce, resztę solidarnie pomyli i pochowali do szafek. Kiedy kuchnia i salon błyszczały, Nagadowski spojrzał z szelmowskim uśmiechem na blondyna.
– Teraz moja kolacja, młody! Pozbądź się jeansów i majtek. Góra zostaje.
Kiedy cwel już dyndał kutasem, pociągnął go do swojej sypialni. Rzucił go zdecydowanie na łóżko i sam pozbył się spodni. Kutas Pana był już pełnej gotowości. Jacek pochylił się do szafki i wyciągnął lubrykant. Równolegle rozciągał dziurę blondyna i masturbował się. Trwało to chwilę, bo jak zwykle dbał o komfort młodego. Kiedy dziura była gotowa, z całej siły wtargnął do środka i od razy zaczął ostrą jazdę. Zaraz też znalazł prostatę uległego, a ten szybko odpowiedział :
– Aaaaa, tak tak,
– Tak, niewyżyty zboku, tak, jedziemy ostro.
Jebali się na pieska. Potem Master trochę zwolnił, ale cały czas atakował „to miejsce” w środku Wojtka, przez co sypialnie wypełniał krzyki radości.
Dawaj, cwelu, pomóż zmęczonemu panu.
Zmienili pozycję i teraz to blondyn był na górze i z zaangażowaniem nabijał się na drąga Mastera. Za chwilę znowu zmienili pozycję. Master położył Kozubskiego na plecach, położył nogi na ramionach i wszedł w niego. Tym razem aż do spełnienia. Chwilę leżeli, właściwie Nagadowski leżał na młodym.
– Chodźmy się umyć – zarządził starszy.
Wychodząc z łazienki młody myślał, że ma iść do siebie, ale Jacek chwycił go za ramię i, tym razem delikatnie, pociągnął do łóżka. Położyli się obok siebie.
– Młody, dzięki za ten wieczór. Nie tylko za koniec. W końcu mi się należało, nie? – uśmiechnął się – ale też za kolację. I za to, co powiedziałeś. Bo wiesz, co innego kiedy mówisz to mnie, a co innego do, w końcu, prawie obcych osób.
– Ja też dziękuję. To bardzo onieśmiela, kiedy Pan mówi, ze ze mną odnalazł sens życia. Bo tak jest. A co ty im powiedziałeś, że kiedy wróciłem z zupą, to odpuściły.
– Nic takiego – zaczął się śmiać – ważne, że zadziałało.
– Gdyby nie to, że jutro trzeba iść do pracy, ty do szkoły, to miałbym ochotę na szaleństwo, ale… life is brutal… Dobranoc, młody – pożegnał się Jacek, ale jeszcze ucałowała go czule w czoło i pomierzwił włosy
– Dobranoc panu.
Wtorek, dziewiętnasta trzydzieści. Jak zwykle umówiony sygnał domofonu obwieścił Wojtkowi powrót Pana do domu. Spodziewał się go, więc uporał się do tej pory z wszystkimi obowiązkami. Dom posprzątany, pranie zrobione, wszystko co było uprane, wyprasowane, lekcje odrobione, do jutrzejszej klasówki z geografii wykute… Szybkim krokiem dotarł do przedpokoju i w siadzie kucnym czekał na Mastera. Ten wszedł, zamknął drzwi i szerokim uśmiechem powitał uległego. Podszedł, wyjął kutasa i natychmiast popłynął się złocisty napój. Brunet odetchnął z ulgą. Trzymał mocz, żeby napoić slave’a. Potem zapiął spodnie i poklepał dobrotliwie Wojtka po policzku.
– Cześć młody. Jestem strasznie zrąbany, ale jeszcze bardziej głodny. Masz coś?
– Oczywiście, proszę Pana.
– To umyję ręce i czekam, bo mi kiszki marsza grają. A ty już jadłeś kolację?
– Nie, czekałem na Pana.
– Dobry cwel. Super.
Kozubski miał trzymał w ciepłym piekarniku małe udka z kurczaka, które zrobił na piwie. Podkręcił gaz i szybko nakrył do stołu. Po chwili w kuchni pojawił się Nagadowski. Usiedli przy stole.
– Jak tam młody dzisiaj? Meldunek..
Wojtek już dawno tego słowa nie słyszał. Ostatnio, po prostu opowiadał co u niego. Zaczął więc formalnie:
– Cwel Pana Jacka melduje…
– Hej, młody! Po prostu powiedz jak zawsze. To był żart.
– OK. W domu wszystko ogarnięte. Zakupy zrobione. Dzisiaj byłem pytany z podstaw konstrukcji i dostałem sześć, z angielskiego…
– Sześć… – dopowiedział Jacek.
– Tak, i była kartkówka dziesięciominutowa z budowy silników i poszła według mnie dobrze. Odrobiłem lekcje.
– Młody, ale ja chyba dzisiaj jestem za bardzo zrąbany, żeby cię wyruchać.
Chwilę jedli w milczeniu.
– A Panu jak minął dzień?
– Hmm, całkiem całkiem. Tylko pogoda dawała mi w kość, dlatego chyba jestem taki zmęczony. Aha, byłbym zapomniał. Jutro mam przegląd auta i będę wcześniej, ale zaprosiłem na kolację Martę i Agę. To znaczy właściwie to one się trochę wprosiły. Zaraz zobaczymy co mamy w lodówce i może trochę przygotujemy, a jutro jak będę wracał z roboty to dokupię resztę.
– Dobrze, proszę Pana.
Wojtek słuchał z uwagą, ale jednocześnie wpatrywał się pożądliwie w bruneta. Ten udawał, że nie widzi pożądania w oczach uległego.
– Dobra, ja sprawdzam co w lodówce, a ty zrób porządek po kolacji.
Kozubski jednak nie dawał za wygraną. Przechodząc obok Mastera delikatnie się o niego ocierał, to znowu niby przypadkowo wpadł na niego i gorąco przepraszał.
– Kurwa mać, młody… chcesz to będziesz miał, ale żebyś nie żałował. Chodź!
Przeszli do salonu. Jacek usiadł na kanapie w pozycji półleżącej, rozpiął rozporek swojego moro i gestem nakazał, żeby cwel ukląkł przed nim. Potem, bez słowa wskazał na swojego, leżącego jeszcze swobodnie kutasa. Wojtek wziął go w rękę i włożył do ust. Chwilę zajęło postawienie go pionu. Kiedy brunet poczuł, że kutas jest już wystarczająco twardy, chwycił zdecydowanie głowę cwela w obie dłonie i bezpardonowo zaczął ostro nabijać ją na sterczącego chuja. Młody, zaskoczony trochę gwałtownością Mastera, zakrztusił się początkowo, ale szybko zaczął oddychać nosem i cierpliwie połykać długiego drąga. Mimo to w jego oczach pojawiły się łzy. Jacek jebał blondyna w mordę tak długo, aż wstrząsnął nim orgazm i kolejne strzały poleciały w gardło uległego. Wojtek, wprawiony już w tego typu akcjach, sprawnie połykał wszystko. Po wszystkim Jacek trzymał jeszcze swojego kutasa w ustach cwela. Potem podniósł jego głowę do góry i z uśmiechem zagadnął do niego:
– Aż się popłakałeś cwelu… warto było naciskać?
Kozubski pokiwał twierdząco głową.
– Warto, proszę Pana.
Nagadowski pokiwał ze zdziwieniem głową.
– Że też trafił mi się wyjątkowy masochista. Chciałem go ukarać, a ten jest zadowolony. Wstań!
Wykonał polecenia. Wzrok Mastera skupił się na namiocie w okolicach rozporka uległego. Widać było, że choć jego kutas nie jest imponujących rozmiarów, to jednak chce koniecznie wyjść na zewnątrz.
– Te spodnie idą do prania?
– Yhy – potwierdził czerwony jak burak blondyn.
– Kładź się na mnie, muszę ci jakoś ulżyć biedaku
Wojtek usiadł na kolanach Pana, a ten pociągnął go na siebie, tak że i on był w pozycji półleżącej. Brunet rozpiął rozporek cwela, wyciągnął kutasa, ujął go w dłoń i zaczął od razu mocno poruszać w górę i w dół.
– Jesteś niewyżytym perwersem, młody – szeptał erotycznie Master – miałeś taką chcicę, że zaryzykowałeś…
– Aaa, aaaa – zaczął jęczeć blondyn i zaraz trysnął.
– Wolałbym, żebyś poczekał i miał cierpliwość. To ja w tym układzie mam rozdawać karty. Dziś ci odpuszczam, ale, pamiętaj! Ryzykujesz.
Chociaż mówił to spokojnie i bez widocznego gniewu, to ton był stanowczy i zdecydowany.
Po czym zaczął wstawać. Kozubski poderwał się. Nagadowski chwycił mocno uległego, stanął przed nim patrząc mu w twarz powiedział:
– Młody, jesteś naprawdę dobrym cwelem. Jestem bardzo z ciebie zadowolony, ale pamiętaj o tym, co powiedziałem. Wypróbowałeś dzisiaj, jak daleko możesz się posunąć. Pozwoliłem na więcej, niż powinienem, ale mogło być zupełnie inaczej.
Ucałował go jeszcze w czoło i poklepał dobrotliwie po policzku:
– Teraz spadaj do siebie i o dwudziestej drugiej gasisz światło.
– Przepraszam i dziękuję. Dobranoc.

****************************

Następnego dnia Nagadowski o piętnastej trzydzieści był już w domu. Po zwykłym rytuale powitania, to znaczy napojeniu moczem cwela i meldunku o tym, co w szkole, Master zapytał:
– Jak stoisz z lekcjami?
– Potrzebowałbym jeszcze z godzinę
– Dobra, to idziesz i odrabiasz lekcje, a ja idę do kuchni. Jak będziesz gotowy, przychodzisz do mnie, jasne?
– Tak, proszę Pana.
Jacek poszedł do kuchni, a cwel do swojej „celi”. Zbliżała się osiemnasta, kiedy blondyn pojawił się w kuchni.
– Cwel melduje się do pomocy, proszę Pana.
– Dobrze, zrób sos do pieczeni, tylko wiesz… ten delikatny…
– Tak, wiem, proszę Pana…
– A potem nakryj do stołu.
Wojtek szybko wykonał zadanie. Nakrył do stołu.
– Jakiś deser też Pan przewiduje? – zapytał.
– Tak, zrobiłem mus owocowy, już się mrozi.
– OK.
O godzinie za piętnaście siódma, Master zarządził:
– Przebieramy się.
Szybko pozbyli się swoim moraczy i wbili się jeansy i t-shirty z napisami. Master sprawdził jeszcze osobiście jak wygląda salon. Uśmiechnął się do uległego potwierdzając, że wykonał dobrą robotę. Weszli jeszcze na chwilę do kuchni, przygotowując sobie naczynia na poszczególne potrawy, kiedy dźwięk domofonu oznajmił przybycie gości.
– Chodźmy, przywitamy je razem.
Obaj przeszli do przedpokoju. Jacek szeroko otworzył drwi i w oczekiwaniu na dziewczyny. Zaraz też pojawiły się w drzwiach.
– Cześć. Witajcie w naszych progach – powitał gości szarmancko Jacek.
– No cześć, ale szykownie – odezwała się pierwsza Marta
– Wejdźcie i rozbierzcie się.
Kiedy to zrobiły, wymienili zdawkowe uściski.
– Zapraszamy do stołu – odważył się Wojtek
Usiedli wszyscy i rozpoczęli od przystawki.
– Dzięki za zaproszenie. Od kiedy was poznałyśmy z Martą u Darka, byłyśmy bardzo was ciekawe. Oprócz świetniej zabawy, to był też powód, że tak chętnie zgodziłam się na to wesele – zaczęła Agnieszka.
– Ciekawe, bo wydaje mi się, że nie ma w nas nic ciekawego – zaoponował Nagadowski.
– Przeciwnie – nie zgodziła się Marta.
– Właśnie – gorliwie poparła partnerkę Aga – między wami jest taki super miks dominacji, uległości, troski twojej, Jacek o Wojtka, romantyzmu, czułości…
– Hej, hej, nie rozpędzaj się z tymi analizami, OK? – postawił się Nagadowski – sorry, dziewczyny. To strasznie miłe, że nas tak lubicie i ja się cieszę, ale… nie wiem, sorry, może ten twój entuzjazm Aga, mnie trochę przestraszył…
Po czy wstał, żebrał talerzyki po przystawkach i poszedł do kuchni.
– Chyba zepsułyśmy wieczór – szepnęła do Kozubskiego Marta
– Nie, tylko spokojniej, on ma duży opór przed pochwałami. Po prostu pogadajmy bardziej ogólnie, a potem może się rozpuści – odpowiedział takim samym szeptem blondyn.
– No ładnie, obgaduje cie mnie – gospodarz wszedł z miseczkami zupy na tacy. Był jednak uśmiechnięty, więc atmosfera się poprawiła.
Potem rzeczywiście rozmawiali o różnych sprawach ogólnych. Kiedy byli już w trakcie wyśmienitej pieczeni, Marta spróbowała jeszcze raz.
– Jacek, sorry za to wcześniej. My niestety takie jesteśmy trochę „inwazyjne”.
– Nie ma sprawy – odpowiedział ochoczo już w lepszym humorze Jacek.
– A możemy zaproponować wam zabawę. Jak będzie, wiesz, zbyt prywatna, to powiedz i przestajemy.
– OK. Dajecie.
Blondyn patrzył na tę całą sytuację z wyraźnym niepokojem.
– Chodzi o to, żeby się za bardzo nie zastanawiać, tylko powiedzieć to, co pierwsze przychodzi do głowy. Jak myślicie jeden o drugim to jakie macie pierwsze skojarzenie?
– Sens życia – wypalił Jacek
– Poczucie bezpieczeństwa – odparł młody.
– Kurwa, grubo! – wykrzyknęła Agnieszka – a moglibyście to rozwinąć, jeśli chcecie oczywiście.
– Młody, dawaj, teraz ty pierwszy – zarządził brunet.
– No, nie wiem, co dodać. Po prostu z panem Jackiem czuję się całkowicie bezpiecznie. Pilnuje mnie, opiekuje się mną, mam wszystko co mi potrzeba…
Hmm, ale wiemy, że wy lubicie, ostry seks, czy wtedy też czujesz cię bezpiecznie?
– Tak, całkowicie. Na początku czasem się trochę bałem, ale teraz w ogóle.
– A ty Jacek?
– Wiecie dziewczyny, żeby się nie rozwijać. Do kiedy Wojtka nie było, żyłem dla siebie, zajmowałem się tym, żeby mnie było dobrze i nie cierpiałem tu przychodzić. W ogóle moje życie wydawało mi się strasznie puste. Kiedy się pojawił ten osobnik wszystko się zmieniło. Ja po prostu żyję w dużej części dla niego. On sprawił, że to miejsce zacząłem nazywać domem, bo stało się nim rzeczywiście i to jest absolutnie fantastyczne – zakończył posyłając szeroki uśmiech blondynowi.
– Wow – skomentowała Marta – a teraz trochę trudniejsze – Jakiej cechy drugiego nie cierpicie najbardziej?
– Młody, dawaj, i tak wiem, więc śmiało.
– Pan Jacek jest chorobliwym pedantem.
Nagadowski zaczął się szczerze śmiać – ale się staram, młody, nie?
– Jest lepiej niż na początku, to prawda – potwierdził cwel.
– Jego lenistwa i rozkojarzenia – powiedział z kolei Jacek.
– Dobra, kończymy, ale to było, chłopaki niesamowite. Mała która para jest tak szczera. I to pokazuje jak jesteście fantastyczni i intrygujący.
Potem przeszli do deseru i digestivo. Dobiegała dwudziesta pierwsza, kiedy Marta z Agą się pożegnały.
– Wielkie dzięki za fantastyczny wieczór.
– My też dziękujemy. Do zobaczenia.
Jacek zamknął drzwi i odetchnął z ulgą.
– Są kurewsko inwazyjne i ciekawskie. Fajne, ale bałem się, że będę musiał być niegrzeczny.
– Ale z drugiej strony są fajne i… ciekawe jest to, że robimy takie wrażenie…
Hmm, no nie wiem… Do sprzątania, marsz.
Uwinęli się szybko. To, co się zmieściło, wylądowało w zmywarce, resztę solidarnie pomyli i pochowali do szafek. Kiedy kuchnia i salon błyszczały, Nagadowski spojrzał z szelmowskim uśmiechem na blondyna.
– Teraz moja kolacja, młody! Pozbądź się jeansów i majtek. Góra zostaje.
Kiedy cwel już dyndał kutasem, pociągnął go do swojej sypialni. Rzucił go zdecydowanie na łóżko i sam pozbył się spodni. Kutas Pana był już pełnej gotowości. Jacek pochylił się do szafki i wyciągnął lubrykant. Równolegle rozciągał dziurę blondyna i masturbował się. Trwało to chwilę, bo jak zwykle dbał o komfort młodego. Kiedy dziura była gotowa, z całej siły wtargnął do środka i od razy zaczął ostrą jazdę. Zaraz też znalazł prostatę uległego, a ten szybko odpowiedział :
– Aaaaa, tak tak,
– Tak, niewyżyty zboku, tak, jedziemy ostro.
Jebali się na pieska. Potem Master trochę zwolnił, ale cały czas atakował „to miejsce” w środku Wojtka, przez co sypialnie wypełniał krzyki radości.
Dawaj, cwelu, pomóż zmęczonemu panu.
Zmienili pozycję i teraz to blondyn był na górze i z zaangażowaniem nabijał się na drąga Mastera. Za chwilę znowu zmienili pozycję. Master położył Kozubskiego na plecach, położył nogi na ramionach i wszedł w niego. Tym razem aż do spełnienia. Chwilę leżeli, właściwie Nagadowski leżał na młodym.
– Chodźmy się umyć – zarządził starszy.
Wychodząc z łazienki młody myślał, że ma iść do siebie, ale Jacek chwycił go za ramię i, tym razem delikatnie, pociągnął do łóżka. Położyli się obok siebie.
– Młody, dzięki za ten wieczór. Nie tylko za koniec. W końcu mi się należało, nie? – uśmiechnął się – ale też za kolację. I za to, co powiedziałeś. Bo wiesz, co innego kiedy mówisz to mnie, a co innego do, w końcu, prawie obcych osób.
– Ja też dziękuję. To bardzo onieśmiela, kiedy Pan mówi, ze ze mną odnalazł sens życia. Bo tak jest. A co ty im powiedziałeś, że kiedy wróciłem z zupą, to odpuściły.
– Nic takiego – zaczął się śmiać – ważne, że zadziałało.
– Gdyby nie to, że jutro trzeba iść do pracy, ty do szkoły, to miałbym ochotę na szaleństwo, ale… life is brutal… Dobranoc, młody – pożegnał się Jacek, ale jeszcze ucałowała go czule w czoło i pomierzwił włosy
– Dobranoc panu.

Wojtek cieszył znowu jak dziecko, bo mógł siedzieć za kierownicą. Jechali w odwiedziny do Darka i Kuby. Po drodze zgarnęli doktorka. Wszyscy byli w bardzo dobrym nastroju. Wprawdzie sobota była raczej leniwa. Kozubski wpadł na chwile na wieś, odwiedzić rodzinkę, a Jacek też załatwiał swoje sprawy rodzinne. Młody sprawnie zaparkował w kopertę blisko bloku gospodarzy. Wjechali na górę. Otworzył im Kuba.
– Proszę wejść.
Jacek przepuścił Grzegorza, a potem sam wszedł. Zgodnie z hierarchią ostatni przekroczył próg blondyn.
– Cześć panowie, cześć chłopaki – głośno powitał się Jacek.
W mieszkaniu była stara paczka. Oprócz pary gospodarzy byli tylko jeszcze Piotr i Mikołaj.
– Panowie – zwrócił się do nowo przybyłych Darek – myśmy sobie już coś nalali, a wy, czego się napijecie?
– Ja poproszę koniaku – odezwał się Kamiński
– A ja whisky z lodem – odpowiedział z kolei Nagadowski
– OK! Mikołaj! – zwrócił się Darek do swojego uległego, żeby ten zrealizował „zamówienie”
– A ty, Wojtek, co chcesz do picia? – zapytał Mikołaj Kozubskiego.
– Wodę z cytryną, ale… może ci pomóc?
– Nie, nie trzeba.
Rozsiedli się wygodnie. Brunet wskazał gestem ręki, aby Wojtek usiadł obok niego. Siedzieli blisko siebie stykając się ciałami. Jacek wyciągnął rękę za plecami uległego. Chwilę rozmawiali luźno. Wymieniali najnowsze wiadomości. W pewnym momencie Darek zaproponował.
– A może teraz podział na grupy? Cwele osobno?
– Dobry pomysł – potwierdził Piotr
Widać było, że ulegli też byli zadowoleni.
– Ale jak nie mam grupy – zaoponował Kamiński.
– Nie pierdol brachu! Jesteś z nami! – stwierdził głośno, śmiejąc się przy tym Jacek.
Cwele szybko przenieśli się do pokoju Kuby. Drzwi jednak były szeroko otwarte, zgodnie życzeniem panów. Gwar rozmów przenikał się. Ulegli rozmawiali co u nich słychać, zarówno na uczelni, czy, jak to było w wypadku najmłodszego, Wojtka w szkole i o tym, co słychać ich związkach, oczywiście w granicach dyskrecji. Panowie podobnie. W pewnym momencie słychać było donośmy głos Nagadowskiego, który żywo coś opowiadał. Cwele nieświadomie zamilknęli i wytężyli słuch:
– …. i wiecie, kurwa, młody był po sesji, więc dupska nie można ruszać, poza tym ja w drodze, celibat nie jest łatwy. Pomyślałem, że odpalę pornola na iPadzie i sobie ulżę… ale o dziwo, sprzęt odmówił posłuszeństwa….
– Bo to pierwszy raz… – usłyszeli wszyscy, nie głośny, ale wystarczająco słyszalny głos Kozubskiego.
Ten, zrobił przerażoną minę. Wstał szybko i wbiegł do pokoju, w którym byli panowie. rzucił się do nóg Jackowi, zaczął szlochać i urywanymi sylabami usiłował coś powiedzieć:
– Prze… prze… pra…pra szam…. Ja…ja… ja ie chciałem… Ja tak nie……. nie myś…. myślę.
– Cwelu – przerwał zdecydowanie brunet – zamknij mordę i wstań. Uspokój się!
Wojtek wstał ze spuszczoną głową.
– Popatrz na mnie! – rozkazał twardo – Jeśli chcesz mi coś powiedzieć, to nie panikuj, nie becz jak baba, tylko powiedz wyraźnie, jasne? – krzyknął ostatnie słowo.
Blondyn chwilę zbierał się, żeby w miarę spokojnie, jak na sytuację, przeprosić.
– Chciałem Pana bardzo przeprosić za tem głupi i nieprawdziwy komentarz. Ja naprawdę tak nie myślę. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale słowa wyleciały mi z ust szybciej niż pomyślałem. Nie mam nic innego na usprawiedliwienie.
Zapadła niezręczna cisza. Przerwał ją Nagadowski.
– Cwelu, wiesz jakie będą konsekwencje?
– Tak, proszę pana.
– Ponieważ podważyłeś mój autorytet, upokorzyłeś mnie przed całym tym towarzystwem, wpierdol będzie też w ich obecności.
Wszyscy pozostali spojrzeli na siebie.
– Darek, pokaż mi jakie macie strapy?
– Ale…Jacek…
Nagadowski spojrzał groźnie na przyjaciela, który ostatecznie zrezygnował z oporu.
– Kuba przynieś panu Jackowi nasze strapy.
Chwilę potem Kuba przyniósł kolekcję skórzanych narzędzi do bicia. Jacek wybrał jeden, z miękkiej skóry, dość szeroki.
– Ten będzie dobry. Cwelu, weź krzesło od stołu i postaw na środku.
Mimo, że blondyn wydawał się być sparaliżowany strachem i wstydem, wykonał polecenie.
– Podejdź do krzesła, opuść spodnie i majtki i pochyl się.
Wojtek wykonał i to polecenie.
– Niżej, wypnij dupsko bardziej. Dobrze. Liczysz głośno i wyraźnie, tak, żeby wszyscy słyszeli. Rozumiesz, cwelu?
– Tak, proszę pana rozumiem.
Nagadowski ustawił się w odpowiedniej odległości i pozycji i zamachnął się mocno.
– Raz – zaczął odliczanie uległy
Razy padały nie za szybko, ale też z w równych odstępach czasu. Kozubski bardzo starał się spokojnie liczyć. Chciał tego nie tylko ze względu na pana, ale też ze względu na innych. Odgłosy kolejnych ciosów rozlegały się w mieszkaniu. Przy czterdziestym siódmym Wojtek zaczął pojękiwać, ale w dalszym ciągu głośno odliczał. Po pięćdziesiątym trzecim widać było, że się łamie. Wtedy brunet podszedł do Wojtka i szepnął mu do ucha:
– Nie pękaj. Jeszcze tylko kilka.
Istotnie, kiedy cwel odliczył sześćdziesiąt, Jacek odetchnął i oddał narzędzie kary Kubie.
– Podnieś się i ubierz. Darek, możemy gdzieś pójść na kilka słów w cztery oczy?
– Jasne, wejdźcie do mnie – i gestem ręki wskazał swój pokój.
Kiedy obaj weszli do pokoju. Jacek zamknął drzwi.
– Młody, chcesz mi coś powiedzieć?
– Nie wiem, czy moje przeprosiny coś znaczą, ale zrobiłbym wszystko, żeby cofnąć czas. To, co zrobiłem to są jakieś Himalaje głupoty. Na to nie ma wytłumaczenia.
– Wiesz, że gdyby się to zdarzyło w innym towarzystwie, absolutnie był cię nie zlał w ich obecności? Tylko dlatego, że to byli ci ludzie miałem odwagę. Upokorzyłeś mnie wobec nich. I ja upokorzyłem cię wobec nich. Swoją drogą, jakbyś widział ich miny. Żaden z nich nie dałby rady tak spokojnie przyjąć tyle pasów – stwierdził Jacek z dumnym uśmiechem. Po czym, dodał:
– To co? Jesteśmy kwita? Może być?
– Tak proszę pana, chociaż zasłużyłem na więcej.
– Pamiętaj, że to ja decyduję na ile zasługujesz.
Potem wyciągnął ramiona w stronę Wojtka, a ten przylgnął do niego z całej siły. Jacek zaczął go całować po szyi, włosach, czole.
– Ale nie rób mi takiego wstydu więcej.
– Nigdy, proszę pana… Proszę Pana, chciałbym ich też przeprosić i powiedzieć, że jest pan bardzo dobry w seksie.
– Przeprosiny tak, ale nie musisz ich wtajemniczać z nasze życie intymne, co?
– OK.
Jacek objął uległego w pasie i razem, uśmiechnięci wyszli do salonu. Piotr poparzył na nich zdumiony:
– Co jest, kurwa? Dopiero sprałeś go na kwaśne jabłko, a teraz wychodzicie uśmiechnięci?
– A co? – odpowiedział Nagadowski – zawinił, dostał wpierdol i jest OK. Tak to u nas działa.
– No dobra, dobra. Podziwiamy – odezwał się Darek – i, młody, pełen szacun za wytrzymałość na ból. Z całym szacunkiem, cwele – tu zwrócił się do Mikołaja i Kuby – żaden z was by tego tak relatywnie spokojnie nie przyjął.
Wojtek popatrzył na Master, a ten skinął głową.
– Chciałem Panów, Grzesia i chłopaków bardzo przeprosić. To się w ogólnie nie powinno zdarzyć. To, co powiedziałem o panu Jacku to jest całkowita nieprawda, on…
– Hej, młody! – Przerwał Nagadowski – nie rozpędzaj się.
– Przepraszam.
Chwilę wszyscy milczeli
– No to po takim niecodziennym przerywniku może wrócimy do spotkań w grupach, co? – zaproponował gospodarz
I wszyscy szybko wrócili do swoich podgrup. W podgrupie Panów, w której był też Kamiński, było jakoś drętwo, głównie za sprawą tego ostatniego. Doktorek ewidentnie stracił humor. W końcu nie wytrzymał i zwrócił się do Nagadowskiego:
– Jacek, możemy pogadać chwilę w cztery oczy?
Brunet popatrzył na pozostałych. Gospodarz uśmiechnął się krzywo i wskazał swój pokój, ten sam, w który rozmawiali po laniu Jacek z Wojtkiem. Grzesiek zamknął i drzwi i z widocznym zdenerwowaniem zapytał przyjaciela:
– Jacek, co to miało być? Jakaś demonstracja siły, sadyzmu czy…? – ciężko westchnął – nie dość, że go sprałeś na kwaśne jabłko, to jeszcze poniżyłeś wobec chłopaków.
– Grzesiek, co chodzi? Nie zrobiłem niczego, czego młody nie akceptuje. Zawsze może powiedzieć, że nie chce. Jest moim uległym, bo tego chce…
– Tak, tak… On ci się nigdy nie sprzeciwi, bo jest w tobie zakochany na zabój, rozumiesz?
– Grzesiu, skąd ta twoja reakcja? Przecież doprowadzałeś do stanu używalności dupy naszych cweli niejeden raz. Czemu teraz cię to tak ruszyło? -zapytał zdziwiony Nagadowski
– Nie wiem… w sumie po raz pierwszy to widziałem, może dlatego… Tak mi go szkoda było i… jak parzyłem na ciebie, to… nie wiem, nie rozpoznawałem ciebie…
– Brachu, od lat wiesz jaki jestem pojebany, to nie było nic innego. Może rzeczywiście to co innego słyszeć o tym, a co innego widzieć, ale wiesz przecież jak mi zależy na Wojtku… Taki jest nasz układ…
Kamiński nie wydawał się przekonany. Brunet nie wiedział jak przekonać przyjaciela.
– Grzesiek, nie chce, żeby to popsuło naszą przyjaźń… Proszę cię pogadaj z młodym. Zobaczysz, że nie ma do mnie żalu. Przepraszam cię! Jakby wiedział, że cię to tak ruszy, to bym tego nie zrobił przy tobie, przecież wiesz…
– OK. Pogadam z Wojtkiem – odpowiedział bez przekonania doktorek – i daj mi trochę czasu. Muszę ochłonąć.
Wyszli z pokoju gospodarza a Grzesiek od razu skierował się do pokoju, gdzie siedzieli cwele.
– Wojtek, możesz na chwilę wyjść? Chciałem zamienić dwa słowa z tobą.
Kozubski był wyraźnie zdziwiony tą propozycją, ale wstał i poszedł za Kamińskim znowu do pokoju Darka. Kiedy drzwi się zamknęły, lekarz odwrócił się i z wielką gwałtownością pochylił się w stronę Wojtka:
– Czemu dajesz sobą tak poniewierać, co?
Blondyn szeroko otworzył oczy, zdziwiony atakiem.
– Grzesiu, o co chodzi? Co się stało?
– Co się stało? Pozwalasz, żeby cie lał publicznie i do tego upokarzał?
– No co ty? Ja go przecież też upokorzyłem i to całkiem bez powodu i głupio. Przecież pan Jacek to jest ogier. Pieprzy jak maszyna. Zasłużyłem i dostałem. I tyle… Grzesiek, przecież ja jestem masochistą, zapomniałeś? Nie raz oberwałem więcej, widziałeś moją dupę i plecy poorane pręgami a teraz się wściekasz o lanie? Owszem, mocne. Boli jak cholera, ale mam na co zasłużyłem i miedzy mną a moim Masterem jest OK. Proszę cię nie dramatyzuj. Nie pozwól, żeby coś, co jest między nami normalne popsuło naszą przyjaźń. Pleeese..
– Niby wiem, że to lubisz, a przynajmniej akceptujesz, ale pierwszy raz to widziałem i jestem całkiem skołowany…
– Grzesiek, wiem, że uważasz to za całkiem popieprzone, ale przecież to akceptujesz…
– Akceptuję was, a nie to co robicie – odpowiedział lekarz – ale OK. Tylko muszę ochłonąć. Naprawdę nie masz nic przeciwko temu, że cię leje?
– Nie, naprawdę….
– Bo jesteś w nim chorobliwie zakochany, i dlatego…
– Tak, ale nie jestem samobójcą. Nie poniżaj mnie teraz ty… To co się stało jest w granicach, które jeszcze akceptuje, rozumiesz. Też mam swoje granice i pan Jacek je zna i ich nie przekracza.
– Dobra. Uspokoiłeś mnie, Wojtek. Dajcie i tylko trochę czasu, dobra?
– Jasne. Ile tylko chcesz.
– Wracamy?
– Tak, ta..
Wyszli z pokoju. Spojrzenia master i cwela się spotkały. W tym ze strony bruneta widać było pytanie. Wojtek dyskretnie uniósł kciuk w geście „będzie dobrze”.
Rozmawiali jeszcze o wszystkim i o niczym jakieś pół godziny, kiedy Piotr oświadczył:
– Goście, jestem umówiony i muszę spadać.
– My też musimy spadać – dołączył Nagadowski.
Zaraz wszyscy panowie wstali. Jacek zajrzał do pokoju uległych:
– Młody, zbieramy się!
– Tak, proszę pana.
Potem zwrócił się do Kamińskiego, który nie miał samochodu:
– Grzesiu, jedziesz z nami czy zaczekasz?
– Jeśli mogę, to chętnie.
Pożegnali się z pozostałymi, zjechali windą i wyszli przed blok.
– Młody, przykro mi. Z obolałym dupskiem musisz kierować, bo my jesteśmy pod wpływem.
– Jasne, proszę pana.
Jacek rzucił mu kluczyki od samochodu. Wsiedli wszyscy do środka.
– Brachu! Sorry jeszcze raz za to co się stało. Obiecuję, że już nigdy czegoś takiego nie zobaczysz.
– No właśnie – dodał blondyn – Grzesiek, nie gniewaj się na pana Jacka.
– Dobra, dobra. Nie męczcie już. Jesteście moimi przyjaciółmi. Jest OK. Muszę tylko jakoś sobie poradzić z obrazami, które zobaczyłem.
– To może wpadniesz do nas na kolację, co? – zaproponował Jacek.
– Nie, dzięki. Potrzebuję trochę czasu dla siebie. Ale nie gniewajcie się. Nasz przyjaźń przetrwa. Spokojnie.
Odwieźli więc Kamińskiego do domu. Sami chwile potem weszli do swojego mieszkania.

Wojtek radosnym krokiem wracał ze szkoły. Była po czternastej. Obiad na stołówce szkolnej był nawet dobry, złapał trzy dobre oceny, które tylko potwierdziły jego pozycję prymusa w klasie i pozycję na podium w całej szkole. W fantastycznym humorze wracał do domu, bo tak nazywał mieszkanie Nagadowskiego. Po drodze w warzywniaku kupił kilka rzeczy. Kiedy wszedł do domu, w korytarzu, ze zdziwieniem, zobaczył buty pana.
– Tadam! – wykrzyknął, wychodząc ze swojego pokoju Jacek – tego się nie spodziewałeś. Nie mogłem dojechać wczoraj przez korki, dlatego dzisiaj o siódmej byłem już pod bramą zakładu i rozładowałem mojego TIRa i cóż, wróciłem wcześniej do domu.
– To ja obiad…
– Już jadłem, ale ciebie trzeba, młody napoić i nakarmić. Na kolana!
Kozubski natychmiast, jak stał, z plecakiem na plecach i reklamówką w ręku, padł na kolanach. W tym czasie jego pan wyjął kutasa i skierował do ust cwela. Zaraz popłynął obfity strumień moczu. Blondyn szybko połykał duże ilości płynu. Kiedy brunet skończył, cwel starannie wylizał chuja.
– Dobry cwel! – pochwalił Jacek – nie uronił nawet kropelki. Uff, musiałem, bo już mi pęcherz pękał. A na białko gotowy… od drugiej strony?
– No… no nie, nie spodziewałem się pana tak wcześnie – odpowiedział młody.
– No to na co czekasz. Migiem do siebie i wypłucz dupsko, bo pan jest po trzech dniach, kurwa, celibatu, i nie może się doczekać, kiedy wsadzi w twoją dziurę.
Kozubskiemu, nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zaraz się rozebrał i wszedł pod prysznic. Spieszył się, ale chciał też dobrze się wymyć wszędzie. Potem zmienił końcówkę i włożył ją do dupy. Robił sobie lewatywę kilka razy, aż uznał, że leci tylko czysta woda. Błyskawicznie wytarł się i założył firmowy uniform; spodnie moro w t-shit w kolorach maskujących i wyszedł ze swojej „celi”. Kiedy wszedł do salonu, Pan stał już gotowy.
– Pozbądź się spodni!
Wojtek natychmiast wykonał polecenie.
– Klęknij na sofie i wypnij dupę!
Podniecenie blondyna było tak wielkie, że już lekki dotyk palca Jacka na dziurę, sprawił, że kutas automatycznie stanął na baczność.
– Hej, młody, tylko mi się tu nie spuść od razu.
– ehh! – Wojtek westchnął.
Palce Mastera sprawnie rozciągały otwór. Uległy też starał się zrobić swoją część, żeby się rozluźnić.
– Widzę, że ktoś tu jest niesamowicie napalony. Ja też młody, nawet nie waliłem, żeby się na tobie wyżyć. I widzę, że jesteś chorobliwie perwersyjny! Poczekaj, ja ci już pokażę…
Wszystkie te teksty, nie tylko nie uspokajały młodego, ale jeszcze bardziej podkręcały. Teraz głównie skupiał się, że nie wystrzelić.
– Teraz trzeba trochę rozgrzać twoją dupę. Będzie szybko i mocno. Nie musisz liczyć.
Jak tylko Nagadowski skończył, poleciały ostre strzały pasem. Wojtek nie liczył, ale mocno zaczęło szczypać. Zaraz po skończeniu lania, brunet też podniecony na maksa, ostro wjechał w uległego. Od razu narzucił ostre tempo. Mimo tego przedłużał jak się dało moment ostatecznego spełnienia. Ujeżdżał blondyna bezlitośnie.
– AAa, aaa, mhhh – głośne jęki wydobywały się z ust uległego.
– Tak, cwelu, wbiję ci się do końca. Pan odbiera co mu się należy…
Przy tym wszystkim dość szybko Master zmienił kąt uderzenia, a Wojtek zaczął głośniej jęczeć.
– Taaaaak, tak, tutaj…. – krzyczał – je… je… stem w nie…. bie…
– Ja też cwelu, kurwa….. – dyszał Jacek – ja też.
W pewnym momencie Master zwolnił, a i młody zacisnął się bardziej na jego kutasie. Doszli prawie razem. Jacek, swoim zwyczajem przylgnął swoim torsem do pleców cwela i szepnął mu do ucha:
– Świetny timing, młody. Dobra robota – mówił jeszcze uspokajając oddech.
– To bardziej pana zasługa. Odleciałem, to było… za…- zawahał się
– Dajesz!
– Zakurwiste, nie ma innego słowa – powiedział Wojtek, prawie krzycząc.
– Dobra, młody – odezwał się Pan wstając – wypoleruj mi jeszcze kutasa i doprowadź się do ładu, a potem wróć. Po drodze zrób nam kawę.
Kozubski podniósł się, sprawnie czyścił pałę Mastera, która znowu zaczęła się podnosić. Wojtek miał zamiar to wykorzystać i zaczął sprawnie obciągać. Nagadowski jednak chwycił mocno Wojtka za włosy, wyciągnął kutasa i podnosząc go do pozycji stojącej, stanowczo powiedział:
– Nie!
– Przepraszam – szepnął cicho cwel i odszedł.
Wrócił do siebie, mimo wszystko zadowolony, bo przecież to był super seks. Wymył się i poszedł do kuchni zrobić kawę. Trochę go niepokoiło to zaproszenie. Nie wiedział o co chodzi Nagadowskiemu. Zrobiony napój zaniósł do salonu i mocno zapukał do pokoju Pana:
– Kawa gotowa, proszę pana.
– Idę! – krzyknął zza drzwi Jacek.
Chwilę potem pojawił się pomieszczeniu. Usiedli.
– Co tam, młody? Jak idzie? – zaczął ogólnikowo brunet.
– W sensie… w szkole? – dopytał Wojtek.
– No, w szkole też.
– No to z fizyki dzisiaj pisałem kartkówkę i chyba poszła dobrze, bo sprawdzałem potem w podręczniku, pytany byłem w wyposażenia pojazdów i dostałem szóstkę, z angielskiego też i z polskiego też – wyrecytował dumnie uległy – a w domu wszystko pod kontrolą, proszę pana.
– Widzę, widzę, jest bardzo dobrze – stwierdził dziwnie zamyślony Master – a w szkole dzisiaj była sama nuda… – dodał prowokacyjnie.
– A, była taka śmieszna sytuacja – blondyn ożywił się – na organizacji i zarządzaniu chłopaki po cichu rozmawiali o jednym takim z klasy równoległej, któremu podczas odpowiedzi podpowiedzieli jakąś totalną bzdurę i od on to powtórzył, zresztą to jest niezły przymuł, i ja skomentowałem „idiota”. Tylko, że wtedy, jak rzadko na tej lekcji była całkowita cisza i profesor to usłyszał. Kazał mi wstać i zapytał, czy rzeczywiście tak o nim myślę, więc mu wyjaśniłem, że to nie było o nim. Potem kazał mi usiąść, więc uznałem, że przyjął moje wytłumaczenie – opowiadał ożywiony
– Młody, chyba nie byłeś wystarczająco przekonujący…
Uśmiech, który do tej pory był widoczny na twarzy cwela nagle znikł
– Twój wychowawca dzwonił do mnie jakąś godzinę przed twoim powrotem ze szkoły, że ten nauczyciel mu się poskarżył.
– Ja cię, Jezu, proszę pana, ale to był taki przypadek – spiął się i zaczął się gwałtownie tłumaczyć – ja generalnie uważam na lekcjach, ale nie chcę wyjść na jakiegoś buca, kiedy kumple mnie zaczepiają. Kurde, wie pan, że miałem z nimi pod górkę. Nie o to chodzi, że nie mam czasu dla nich, bo nawet gdybym go miał więcej… ale czasem chyba muszę pokazać, że nie mam ich w nosie…. – próbował wyjaśniać zdenerwowany.
– Hej! Młody! Ziemia do bazy! Chodź tu!
Wojtek niepewnie podszedł do pana.
– Usiądź okrakiem na moich kolanach.
Blondyn usiadł. Jacek objął go i położył dłonie na jego plecach.
– Czemu się spinasz? Wyluzuj! Czy ja powiedziałem, że ci nie wierzę? Wierzę ci, młody. Okłamałeś mnie kiedyś?
– Nie, nigdy! – powiedział spontanicznie i bez zastanowienia, jakby to było oczywiste.
I o to chodzi. Nie mam powodu ci nie wierzyć. Tyle tylko, że problem jest. Ja zadzwonię zaraz do profesora Tutaja i spróbujemy coś pokombinować, a ty jutro też pójdziesz najpierw do wychowawcy, a potem do tego profesora. Podasz swoją wersję, a nauczyciela jeszcze raz przeprosisz, za nieporozumienie i przeszkadzanie w lekcji, jasne?
– Oczywiście, proszę pana.
– To na ten moment mamy to pod kontrolą. Dzisiaj idziesz na siłkę, nie?
-Tak, za pół godziny muszę wyjść.
– Idę z tobą. Robisz coś jeszcze przed wyjściem?
– Mógłbym zrobić angielski, bo to powinna być łatwizna.
– Aha, to spotykamy się przy drzwiach za pół godziny…
Kozubski poszedł do siebie. Ulżyło mu, że Master mu uwierzył, ale był wściekły na profesorka, że taka głupota, go tak ruszyła.
Tymczasem Jacek wyciągnął z kieszeni spodni telefon i wybrał numer wychowawcy Wojtka.
– Słucham, panie Jacku!
– Witam, panie profesorze, ja sprawie, o której pan dzwonił dziś koło południa. Wersja Wojtka jest taka, że ten epitet, którego użył, w ogóle nie odnosił się do nauczyciela.
– Panie Jacku, każdy się broni jak może.
– Tyle tylko, że ja mu całkowicie wierzę. Chłopak ma swoje wady, nad którymi pracujemy, chyba z niezłym skutkiem, ale odkąd jest u mnie, nie przyłapałem go na żadnym kłamstwie, przynajmniej w stosunku do mnie. I mam prawo sądzić, że z powodu takiego drobiazgu też by mnie nie oszukał. Poza tym mówił, że przeprosił profesora za to słowo i za przeszkadzanie na lekcji, więc ja uznaję, że to wystarczy. Jutro przyjdzie do pana i tego nauczyciela i mam nadzieję, że będzie po sprawie.
– Hmm – usłyszał w telefonie powątpiewanie pana Tutaja.
– Panie profesorze, nie sądzi pan, że ze strony tego nauczyciela to jest jakieś przewrażliwienie i małostkowość ?
– Przyznaję, że on trochę taki jest…
– Więc mam nadzieję, że po ponownych przeprosinach, przekona pan swojego kolegę, że nie warto rozdmuchiwać takiej głupoty – stwierdził bardzo stanowczo Nagadowski.
– Mam nadzieję. Porozmawiam z nim jutro.
– To do usłyszenia, w przyjemniejszych okolicznościach. Pan wiem że jestem na miarę moich możliwości, do pana dyspozycji.
– Wiem, wiem, panie Jacku i jestem wdzięczny, że mogę zawsze na pana liczyć. Postaram się załagodzić sprawę. Do widzenia.
Brunet rozłączył się. Poszedł się przebrać na siłownię. Zdążył jeszcze sprawdzić maile, kiedy usłyszał, że uległy już zakłada buty w przedpokoju.
– To idziemy.
– Yhy – odpowiedział onieśmielony Kozubski.
Chyba pierwszy raz szli razem na siłownię. Przez cały czas brunet bardzo dyskretnie obserwował młodego. Przypomniał sobie, jak widział go pierwszy raz, z niewielką, ale jednak, oponką na brzuchu. Był kompletną ofermą sportową. A teraz? Wyraźny kaloryfer na brzuchu, mocne nogi, no i pewniejszy siebie. Kiedy skończyli, przy wyjściu Jacek zapytał partnera:
– Dasz radę zrobić jakąś kolację, czy masz dużo nauki?
– Nie, spokojnie, zrobię.
– Bo ja chcę jeszcze tu chwilę pogadać i muszę jeszcze wpaść w pewne miejsce… ale będę na czas.
Wojtek wrócił sam. W sumie, nauczony doświadczeniem, wolał coś wcześniej przygotować na posiłki, kiedy Mastera nie było, bo jak wracał to był nieprzewidywalny. Dochodziła siódma wieczór, kiedy zamek zgrzytnął, dając znak, że Nagadowski.
– Jestem. Kolacja gotowa? – krzyknął brunet z przedpokoju.
– Tak, proszę pana.
– OK, tylko wskoczę do łazienki.
Po chwili siedzieli przy stole.
– Młody, dobry jesteś na siłce. Wiedziałem od Marcina, ale dzisiaj to widziałem po dłuższej przewie… i naprawdę ciężko ćwiczysz, co zresztą widać…
– Dziękuję, staram się. I cieszę się, że są wyniki. Poza tym rozładowuję się jakoś.
– Wiesz co? Do świąt jest jeszcze parę tygodni, ale Darek zaproponował, że skoro jest tyle dni świątecznych, bo w tym roku razem z sobotą wypada aż cztery, to zaprasza do siebie na wieś, wiesz… tam gdzie była twoja osiemnastka dla naszego grona…Pomyślałem, że gdybyś się wybrał na Wigilię do dziadka, to potem bym po ciebie przyjechał i – mówił miękko, niepewnie, nie chcąc narzucać uległemu swojej woli – moglibyśmy spędzić te dni w fajnym gronie. Nie dałem mu odpowiedzi, bo chciałem o tym z tobą pogadać…
Zaległa niezręczna cisza. Nagadowski pamiętał, że jego podopieczny nie chciał spędzać świąt na wsi, bo przypominały mu święta z rodzicami i ich brak był jeszcze bardziej dojmujący.
– Hmm, to może być dobry pomysł. Dziadek byłby wniebowzięty… może … wilk byłby syty i owca cała. Mogę się zastanowić?
– Jasne, nie ma problemu…
Jakiś czas jedli w ciszy. Jacek uważnie przyglądał się blondynowi. Widać było, że intensywnie myśli.
– Albo nie – odezwał się w końcu pierwszy Wojtek – jestem zdecydowany. Może tak być. Zadzwonię zaraz na wieś.
– Super. Masz jeszcze dużo do szkoły?
– No… trochę, ale chyba wyrobię się do dziesiątej.
– To spadaj, ja to ogarnę. I przyjdź do mnie przed spaniem. Może być trochę przed dziesiątą.
– Tak jest, proszę Pana.
Obaj wstali od stołu. Jacek podszedł do młodego, chwycił lekko jego głowę i pocałował w czoło. Kozubki uśmiechnął się szczerze i poszedł się uczyć. Jacek natomiast od razu zadzwonił do Darka, żeby dać mu znać, że święta spędzą u nich.
Za dwadzieścia dziesiąta Wojtek zapukał do pokoju pana, ten jednak był w salonie i czytał książkę. Słysząc pukanie, od razu pojawił się w przedpokoju.
– Jesteś już. Dałeś radę z nauką?
Yhy, sytuacja opanowana.
– To chodź do mnie.
Weszli do pokoju Jacka. Zamknęli drzwi. Dominujący objął uległego w pasie i dosłownie przyssał się do jego ust. Ten ostatni od razu odpowiedział, uchylając usta. Języki zaczęły szaleć, podniecenie wzrastało.
– Uhh, młody, obciągnij mi, tylko koncertowo, tak jak potrafisz…
Jacek oparł się o ścianę, a blondyn zaraz ukląkł przed nim i zabrał się za rozpinanie paska i spodni moro. Zaraz ukazał się jego oczom długi, chudy kutas pana. Energicznie zabrał się do obciągania. Jak tylko Kozubski objął go ustami, starszy zassał głęboko powietrze…
– Uhh, nie…. spiesz się… spokojnie.
Posłuszny poleceniu, cierpliwie i powoli przesuwał ustami w górę i w dół, z czasem dodając trochę ruchów języka. Brunet lekko pojękiwał. Od czasu do czasu, wiedząc jak to działa na Pana, wyjmował kutasa z usta i masturbując go chwilę ręką, lizał jego jaja. Słyszał jak co jakiś czas Jacek zasysa powietrze. Trwało to jakiś czas. W pewnym momencie brunet ujął głowę cwela w obie swoje dłonie i przyspieszył trochę tempo.
– Ooo, kurwa, tak cwelu, taaak.
Wojtek wyczuł, że kutas, zaczyna się lekko naprężać, a Jacek wygina się do przodu. Zaraz też w ustach poczuł kolejne porcje spermy, którymi tryskał chuj jego Mastera. Uległy sprawnie połykał kolejne porcje. Jacek wreszcie wypuścił powietrze, uspokajając swój oddech. W pewnym momencie, nagłym ruchem podniósł cwela z podłogi, prawie rzucił nim o ścianę, a sam ukląkł przed nim i sprawnie uwolnił jego, stojącego na baczność, kutasa. Wziął go do ust i zaczął „obrabiać”. Teraz to Wojtek zassał głęboko powietrze i poddawał się samej przyjemności. Pan wyczuł, że za chwilę będzie strzał. Co prawda, ciągle nie mógł się przemóc do połykania spermy, ale i tak chciał sprawić młodemu maksimum przyjemności. Wyjął chuja z usta i ręką zaczął szybko poruszać. Zaraz też i Wojtek strzelił kilka razy… i zalał spermą twarz i tors Mastera. Lekko przerażony spojrzał na szeroki uśmiech Jacka i od razu wyluzował.
– I co zrobiłeś? W innych okolicznościach można by powiedzieć, że przecweliłeś pana, haha.
Śmiali się obaj swobodnie.
– Poczekaj chwilę. Doprowadzę się do porządku.
Błyskawicznie poszedł do łazienki i zaraz wrócił. Zastał Wojtka stojącego z opuszczonymi spodniami, kutasem na wierzchu z rozanieloną miną.
– Co tak stoisz? Rozbierz się, poleżymy chwilę razem.
Blondyn szybko pozbył się ciuchów i położył obok Pana. Ten objął go mocno i przytulił do siebie. Czuli ciepło swoich ciał. Trwali w takim uścisku dłuższy czas. Potem położyli głowy na poduszce i przyglądali się sobie uważnie. Wtem Wojtek przerwał ciszę:
– Mogę o coś zapytać?
– Nie pytaj czy możesz, bo wiesz, że tak. Po prostu pytaj…
– Chciałbym wiedzieć o czym pan myśli.
– Ha! Draniu – odezwał się przyjaźnie – nie chcesz wiedzieć za dużo?… hmm, powiem ci, o czym teraz myślałem. Myślałem o tym, co zrobić, żebyś się mnie nie bał. Dużo już się nam udało, ale dzisiaj, kiedy cię pytałem o tę żałosną aferkę w szkole, strasznie się spiąłeś i nie wiem dlaczego. Nie bój się, jestem po twojej stronie. Jasne, jak zawalisz to będzie kara, ale tu przecież nie zawaliłeś, tylko ten zakompleksiony belfer.
– Ale, kiedy pan tak dopytywał, to wydawało mi się, że pan podejrzewa, że coś ukrywam… i no, wystraszyłem się.
– Bo tak niestety, było, młody. Po telefonie pana Tutaja, myślałem, że jesteś tego świadomy i nie chcesz się przyznać. Sorry. Myślę, że jutro będzie po sprawie.
– OK.
Znowu zapadł cisza.
– A co do strachu przed panem. W takich sytuacjach to chyba nie jest strach, bo naprawdę panu ufam… to pewnie jest jakiś respekt, obawa, czy nie zawalę, czy coś…
– Hmm – zamyślił się Jacek – respekt w relacjach pan-uległy to chyba coś dobrego… I wiesz co, jako uległy dajesz radę bardzo dobrze. Nie stresuj się… Kurwa, sam nie wiem, jak to zrobić. Chcę, żebyś mi ufał, żebyś mógł mi powiedzieć wszystko… i możesz, przecież nigdy cię nie sprałem za szczerość, nie..
– Nigdy – wtrącił blondyn.
– No, a z drugiej strony jakaś dyscyplina i respekt musi w takim układzie być, nie?
– I chyba jest. Myślę, że jakiejś doskonałej równowagi nie da się osiągnąć, ale chyba jesteśmy w dobrym punkcie.
– Ja pierdolę, ale mam mądrego cwela – prawie wykrzyknął Jacek i pocałował go – racja… i chyba idziemy w dobrym kierunku… nie, młody? Dobra, możemy tak gadać do rana i, byłoby super, ale jutro trzeba wstać… Poza tym, chyba się nie rozstajemy – stwierdził Nagadowski zaczął się się śmiać – do spania!
– Dobranoc – pożegnał się Wojtek, a Master przyciągając go siebie, pocałował go czule w czoło.

Pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia. Zgodnie z umową Nagadowski pojawił się na Mszy, w miejscowości, z której pochodził jego uległy. Trochę się spóźnił, więc stał w przedsionku, niemiłosiernie marznąc. Wyszli z kościoła i od razu spotkał blondyna w otoczeniu rodziny.
– O! Jacek! – wykrzyknął senior rodu Kozubskich – chodź do nas!
Jacek zdziwiony tym entuzjazmem dziadka blondyna, podszedł i podał rękę każdemu, zaczynając właśnie od najstarszego. Ten jowialnie zapytał. Właściwie to stwierdził:
– Jedziesz do nas na śniadanie, nie?
– Już jestem po. Myślałem, że może pójdę do państwa Madejów, a potem podjadę na wspaniałe ciasto pana żony i zabiorę Wojtka.
– Aha, no dobrze.
Jak powiedział tak zrobił. Wypił kawę u chrzestnego Kozubskiego i pojechał na ciasto do dziadków. Około dwunastej ruszyli wreszcie w drogę do domku Piotra. Ujechali jakieś pół godziny. Jechali przez las, kiedy Jacek nagle skręcił w jakiś dukt leśny i zatrzymał samochód.
– Nie wytrzymam kurwa. Obciągnij mi, ale już! Tylko wiesz, bez opierdalania.
– To może na tylnym siedzeniu… będzie wygodniej.
Przesiedli się szybko do tyłu. Uległy odstawiał swój popisowy numer. Brunet wił się z podniecenia, a młody to szybko wkładał i wyjmował kutasa, to lekko lizał wędzidełko, to znowu lizał wydatne jądra Mastera. Kiedy wreszcie trysnął, Wojtek zaskoczony ilością, zaczął się lekko dławić spermą. Niewielkie ilości wyleciał na usta, ale szybko je oblizał, żeby nic nie uronić.
– Uhhh, zaraz lepiej. Było super, młody.
Bez słowa zapiął spodnie i przesiadł się za kierownicę. To samo zrobił blondyn. W dalszej drodze rozmawiali luźno. Dochodziła czternasta kiedy zaparkowali obok domu przyjaciela. Kiedy tylko weszli Jacek wykrzyknął:
– Wesołych świąt, panowie!
– Wesołych świąt! I oto są nasze gołąbeczki! – odpowiedział gospodarz.
– Pierdol się! – odezwał się Nagadowski, zdenerwowany ironią Piotra.
– Hej, Jacuś, wyluzuj. To nie było złośliwie! To był komplement! Jeśli tak tego nie odebrałeś, to sorry. Nie chciałem ci dogryzać. Po prostu cieszymy się, że wam tak dobrze idzie. Przecież nie raz widzieliśmy, że potrafisz być ostry dla młodego.
– No, dobra, nie gniewam się… tylko wiesz, takie powitanie, jakbyśmy byli przegiętymi cioteczkami…
– Nie, no co ty… ty i ciotka, dobre sobie… – wtrącił Darek.
Wtem wyszedł przywitać się doktorek, a z nim ktoś jeszcze.
– Cześć. Przedstawiam Damiana. Damian, Jacek.
– Miło mi.
W ten sposób doktorek przedstawił swojego nowego chłopaka.
– Pomyśleliśmy, że się przedstawimy szerzej przy obiedzie. Będzie za dwadzieścia minut – poinformował Piotr.
– OK, To my wniesiemy rzeczy, umyjemy ręce i schodzimy. – stwierdził Nagadowski – Który będzie nasz pokój?
– Ostatni po lewej – poinformował.
Wyszli na chwilę do samochodu, wzięli swoje bagaże i poszli na górę do wskazanego pokoju.
Za chwilę wszyscy siedzieli przy stole. Świąteczny obiad ugotowali Piotr i Mikołaj.
– Słuchajcie! Może to jest dobry moment, żebyśmy poznali się trochę bliżej Damiana i on nas, co? – zagaił gospodarz – Mam taką propozycję, żebyś ty, oczywiście jeśli chcesz, powiedział coś o sobie, a potem my też coś powiemy, chociaż znając Grześka, to cię jakoś przygotował na spotkanie z nami i chyba odwalił dobrą robotę, że jednak przyjechałeś.
– Hmm, uznałem, że skoro taki wrażliwiec kumpluje się z takimi twardzielami, to chyba nie jesteście groźni – skończył śmiejąc się – i na razie jest bardzo w porządku. No więc – odchrząknął.
Kamiński od razu wyczuł spięcie.
– Hej, jesteś wśród swoich, nie stresuj się.
– Tak, jasne, to głupie, ale wiecie… każdy chce dobrze wypaść. No więc jestem informatykiem w dużej firmie krakowskiej. Nawet dochrapałem się kierowniczego stanowiska. No i byłem kilka lat w związku i… no, jestem po przejściach, bo skończyło się dość nieciekawie, ale o tym nie chciałbym mówić. Grzesiek wie…
– Jasne, nikt tego od ciebie nie oczekuje. Dzięki – wtrącił Darek – a możecie powiedzieć jak się poznaliście, bo Grzesiek był dość tajemniczy…
– Przez internet, apka randkowa – odpowiedział spontanicznie Damian.
– O! A tak się opierał.
Potem wszyscy po kolei, z wyjątkiem lekarza, powiedzieli parę słów o sobie. Potem Kuba i Wojtek ofiarowali do zmywania naczyń, a reszta przesiadła się na kanapę i fotele. Zapanowała atmosfera relaksu i rozleniwienia. Kiedy dwaj ulegli skończyli sprzątać po obiedzie dołączyli do reszty. Nagadowski wskazał swojemu uległemu miejsce obok siebie i czule objął go w pasie. Potem czule pocałował w czoło. Jakiś czas rozmawiali o wszystkim i o niczym, kiedy brunet zauważył, że Wojtek zasypia. Szturchnął go lekko:
– Hej, to niegrzecznie spać w towarzystwie.
– Miałem krótką noc… Pasterka i ranne wstawanie…
– To idź na górę i drzemnij się.
– Naprawdę? Mogę?
– Jasne, tylko nie śpij całe popołudnie. Widzę cię na dole za pół godziny, najdalej za czterdzieści pięć minut.
– Dzięki.
Blondyn poszedł na górę, a reszta towarzystwa siedziała dalej. Raczyli się winem lub koniakiem. Oglądali telewizję, trochę rozmawiali. W pewnym momencie Kuba zapytał:
– Może moglibyśmy iść osobno? Z Mikołajem?
– Jasne, jak chcecie – odpowiedział Piotr
– Mogę wysłać do was młodego? Za chwile powinien zejść.
– Oczywiście, panie Jacku!
Istotnie po dziesięciu minutach w salonie pojawił się Kozubski.
– A! Jesteś. Chłopaki zaszyli się w pokoju obok. Chcesz iść do nich?
– Mhh
– Młody, obudź się! Idź. Tylko przyjdź z Mikołajem o szóstej, bo nasza kolej na przygotowanie kolacji!
– Dobrze, proszę pana.
Brunet został w towarzystwie Panów i Grześka i jego partnera. Przewijały się różne tematy. Kilka minut przed osiemnastą blondyn i Mikołaj pojawili się w salonie. Potem razem z Nagadowskim poszli do kuchni, gdzie Mikołaj im objaśnił, jakie produkty mają do dyspozycji na kolację. O siódmej zaprosili pozostałych na posiłek. Było smacznie i lekkostrawnie. Po kolacji ulegli z pomocą Kamińskiego pozmywali i posprzątali. Potem niektórzy oglądali film, niektórzy grali w karty. Około dziesiątej Piotr zwrócił się do Mikołaja:
– Na górę i za dziesięć minut gotowy!
Mikołaj natychmiast wstał i poszedł do pokoju. Za chwilę także Darek dał dyskretny znak, Kubie i obaj opuścili pomieszczenie.
– Młody, chyba i my się ewakuujemy.
Damian z Grzegorzem zostali sami.
Kiedy weszli do swojego pokoju Jacek zapytał:
– Potrzebujesz czasu, żeby się przygotować?
– Nie – odpowiedział Kozubski.
– Nie?
– Nie, byłem tu po kolacji i jestem gotów.
– Hmm, sprytnie. Pozbądź się gaci i wypnij dupę…
Blondyn błyskawicznie spełnił polecenie.

Rano Jacek starał się dyskretnie wyjść pobiegać, nie budząc uległego, ale mu się nie udało.
– Wychodzi Pan?
– Tak, poruszać się. Nie mogę już spać.
– Poczeka Pan chwilę, pójdę z Panem.
– Możesz spać, jak chcesz.
– A mogę iść z Panem?
– Jasne, tylko migiem.
Po czterdziestu pięciu minutach wracali całkowicie spoceni i wykończeni. Potem prysznic i śniadanie. Wychodząc z kuchni blondyn spotkał Kubę.
– Cześć, młody, jest sprawa. Chcemy iść z Mikołajem pograć w piłkę na śniegu. Piszesz się?
– Hmm, chętnie, tylko zapytam Pana.
Wrócił do kuchni, gdzie Nagadowski kończył jeść.
– Kuba i Mikołaj zapraszają mnie na piłkę na śniegu, mogę iść.
– Pewnie… – odpowiedział, ale kiedy uległy już wychodził, zatrzymał go – ej, a dlaczego tylko cwele?
Wojtek wzruszył ramionami.
– Poczekaj, zapytam panów i może wszyscy pogramy.
Chwilę potem całą szóstką wyszli na zewnątrz. Ubaw mieli nieprzeciętny, bo granie w głębokim śniegu co rusz powodowało unoszenie jego tumanów w powietrzu. Grali prawie do pół do pierwszej, bo tego dnia doktorek z jego nowym partnerem gotowali obiad.
Zjedli obiad i byli tak wykończeni, że poszli na sjestę. Tylko para waniliowych gejów poszła na spacer po tym, jak całe przedpołudnie spędzili w kuchni. Około czwartej, nie umawiając się wszyscy pojawili się na dole. Piotr zaproponował:
– To może jakiś deser. Jedna z moich współpracownic przed świętami przyniosła mi pyszne ciasto. Pokroimy do kawy.
Większość była jak najbardziej za. Tylko Jacek i Kuba nie przepadali za słodkościami. Jacek oddał swoją porcję młodemu. Potem siedzieli leniwie przed telewizorem. Wojtek prawie leżał, opierając się o tors swojego pana. W pewnym momencie podniósł się i zapytał:
– Mogę jeszcze trochę tego ciasta?
– Nie, zjadłeś już dwie porcje, swoją i moją. Wystarczy.
– Ale proszę… – przekomarzał się błagalnym tonem.
– Nie, powiedziałem.
Blondyn odpuścił, ale nie na długo.
– Proszę pana, mogę jeszcze jeden kawałek?
– Nie! – odpowiedział stanowczo.
W tym momencie wstał i skierował się do toalety. Kozubski nie dawał za wygraną:
– Proszę, tylko jeden kawałek, pleeese.
Jacek pozostawał obojętny. Prawie otwierał drzwi łazienki, kiedy blondyn zaczął go wyprzedzać i chciał stanąć przed nim. Wtedy Jacek z całą siłą zamachnął się strzelił go „z liścia”. Wojtek zatoczył się, nie spodziewając się ataku, a jego Pan stanął nad nim i poniesionym głosem zapytał:
– Czy komunikat wreszcie dotarł, czy trzeba jeszcze mocniejszego argumentu?
– Tak, zrozumiałem, przepraszam.
– To dobrze, idź na górę, ogarnij się, uspokój i wracaj.
Damian zszokowany tym zachowaniem, wstał, chcąc interweniować, ale Kamiński zatrzymał go:
– Nie rób tego! Zasada jest taka, że nie wtrącamy się w spięcia między parami.
– Ale on go uderzył i to publicznie… – próbował oponować.
– Tak, ale to ich sprawa. Nie możesz podważać autorytetu dominującego.
Po jakichś dwudziestu minutach Kozubski zszedł na dół i ostrożnie zaczął zbliżać się do pozostałych. Z lekkim strachem stanął blisko kanapy, na której siedział jego Pan.
– Przepraszam. Gniewa się Pan na mnie?
– Chodź tu, siadaj.
Kiedy usiadł Jacek uśmiechnął się do niego szeroko, przycisnął go do siebie i odpowiedział:
– Nie, nie gniewam się. Wiesz, że nie umiem się długo gniewać na ciebie. Po prostu wkurwiłeś mnie tym jęczeniem jak małe dziecko. Bądź grzeczny, a będzie OK.
– Będę.
Nagadowski pocałował Wojtka w czoło, rozczochrał mu włosy dobrotliwie i spojrzał na niego z uśmiechem. Damian, widząc to, skomentował do partnera:
– Są jak para zakochanych i to na zabój.
– Mnie to mówisz? Tylko Jackowi nie przejdzie przez usta „kocham cię”, nie pasuje mu to do image’u Mastera. Chociaż już się trochę łamie.
– Rozkoszne i dziwne. Daje mu po mordzie, a teraz takie pieszczoty…
Kamiński wzruszył ramionami i zrobił znaczącą minę. Potem rozmowa płynęła swobodnie. W pewnym momencie Piotr i Mikołaj oświadczyli, że idą przygotować kolację. Zrobiło się małe zamieszanie. Nagadowski wstał i podszedł do Damiana:
– Możemy pogadać na osobności – powiedział cicho.
– Jasne.
– Wymknijmy się na chwilę z domu – zaproponował Jacek.
Dyskretnie poszli do przedpokoju i ubrali tylko to, co konieczne, żeby nie zmarznąć. Zrobili kilka kroków w milczeniu.
– Sorry, że musiałeś być świadkiem takiej sceny… no wiesz… kiedy uderzyłem młodego. Poniosło mnie, bo męczył jak dziecko… Widziałem, że cię to ruszyło…
Nastąpiła niezręczna cisza.
– Wiesz, strasznie się cieszymy wszyscy, że Grzesiek znalazł sobie chłopaka i nie chcemy, żebyś przez nasze pojebane pomysły się zraził, dlatego… no…
– OK. Faktycznie, nigdy nie spotkałem gejów SM, ale myślałem, że to jest za zgodą obu stron, a to wyglądało jak przemoc. Poza tym, Wojtek nie jest małym dzieckiem, chyba może jeść co chce…
– Widzisz, mamy pewien układ. On się na niego zgadza. Nie robię niczego, na co on by nie poszedł. Wiem, że to ci się wydaje dziwne, może nawet nieźle pojebane, ale nasz układ to jest bycie w naszych rolach cały czas. Przy czym to nie jest tak, że ja jestem jakieś monstrum, które niszczy młodego. Młody jest pierwszym uległym, na którym mi cholernie zależy.
– No tak, ale to dziwne, bo dałeś mu w mordę, ale za chwilę znowu głaskałeś go i całowałeś, jakby się nic nie zdarzyło.
– Jakby… bo się zdarzyło, ale on też miał doła, bo zachował się jak gówniarz. Wierz mi, że tak się między nami zdarza i nie bierzemy tego do siebie. Zresztą możesz zapytać Wojtka.
– Hmm, kurde, nie kapuję, a nie jest to „syndrom sztokholmski?
– Nie – roześmiał się Nagadowski – młody jest inteligentnym chłopakiem. Nic z tego. Kiedy go boli za bardzo to wiem i odpuszczam, chociaż byłbyś zdziwiony jaka ma tolerancję na ból. Nic z tych rzeczy. Zresztą co jakiś czas gadamy o tym, co nam pasuje a co nie za bardzo, dlatego spokojnie. Wracamy, bo zimno…
– Ta, jasne. Dzięki za wyjaśnienia.
Kiedy weszli do domu, właśnie nakrywali do stołu. Kozubski kiedy zobaczył swojego Mastera od razu podszedł do niego:
– Proszę Pana, czy mógłbym przeprosić na początku kolacji za swoje zachowanie?
– Hmm, OK, ale tylko przeproś i tyle. Rozumiemy się?
– Tak, proszę Pana.
Za chwilę Piotr, swoim donośnym głosem ogłosił kolację. Kiedy usiedli, Jacek delikatnie zastukał w kieliszek do wina.
– Młody chciał coś powiedzieć.
Blondyn odchrząknął:
– Chciałem wszystkich przeprosić za moje zachowanie po południu. To było…
Młody! – zdecydowanie zareagował Nagadowski – wystarczy.
Potem sam zwrócił się do wszystkich:
– Ja też chciałem przeprosić. Poniosło mnie.
Potem szybko przeszli do innych tematów. Atmosfera się poprawiła. Kiedy wstali od stołu, ekipa się podzieliła. Damian z Darkiem poszli zmywać, Mikołaj, Piotr i Kozubski poszli oglądać film, a pozostali postanowili zgrać w „planszówki”. Wojtek po kilkunastu minutach znudził się filmem i podszedł do grających. Ku jego zdziwieniu zobaczył grę „Pędzące żółwie”. Uśmiechnął się, ale nie skomentował. Wydawało mu się to trochę dziecinne, że dorośli faceci grają w coś takiego, ale widać było, że są mocno wkręceni. Stanął tuż za swoim Masterem. Ten obejrzał się:
– Co? Film ci nie podszedł?
– Mhm – odpowiedział.
– Teraz już nie możesz dołączyć, możesz tylko kibicować – odparł – wiadomo komu – dodał, uśmiechając się.
– Jasne, wiadomo! – odpowiedział uległy.
Gra, chociaż prosta, była zażarta. To jeden, to drugi, to wreszcie trzeci z uczestników obejmował prowadzenie. Kiedy sytuacja Nagadowskiego wydawała się beznadziejna, ten, wyraźnie zirytowany, zrobił groźną minę.
– O! Jaka mina. Stary to tylko gra, wyluzuj – odezwał się Piotr.
Jacek spojrzał i… rzeczywiście wrzucił na luz, pytając:
– Co, wystraszyłeś się? Młody też mi kiedyś powiedział, że mam mordę kryminalisty, na widok której trzeba uciekać.
– Nieprawda – żachnął się Kozubski – wcale tak nie powiedziałem.
– A jak? – dopytywał rozbawiony Pan.
– No, że na pierwszy rzut oka, budzi Pan respekt.
– A to nie to samo?
– No, nie. Poza tym chociaż minę ma Pan czasem groźną, to jest Pan bardzo dobrym człowiekiem – dodał uległy.
Master przycisnął go do siebie i czule pocałował w czoło.
– Widzicie jak mnie wybiela? Ja go tłukę, leję po mordzie, a on mówi, że jestem dobry.
Młody zrobił się czerwony jak cegła. Nie wiedział, czy Pan dalej się z nim droczy czy mówi poważnie.
– Ej, młody, przecież mnie już nasz. Fakt, za bardzo mnie idealizujesz, bo wiesz, że do ideału mi daleko, ale miło, że tak to czujesz i nawet to mówisz, ale ale trzeba grać, bo nie mogę przegrać.
Ostatecznie brunet był drugi. Skończyli grę, wypili po drinku, a potem rozeszli się do swoich pokoi. Z każdego z nich słychać było odgłosy świadczące, że testosteron buzował i to tak, jakby chciał rozsadzić od środka cały dom.

Niedziela była trzecim dniem świątecznym. Wojtek obudził się tuż przed dziewiątą. Przerażony, że jest tak późno gwałtownie wstał i szybko poszedł do łazienki. Zaraz potem zszedł do kuchni na śniadanie. Tam zastał większość ekipy.
– Aaa, książę wreszcie wstał – entuzjastycznie wykrzyknął Nagadowski.
– Dzień dobry, no właśnie… przysnęło mi się.
– Nie bój żaby! Zjedz coś, bo niedługo ruszamy.
– Jak to ruszacie – zapytał doktorek.
– No wyjeżdżamy. Widzę doktorku, że jesteś serio zakochany. Mówiłem od początku, że niedzielne popołudnie jest dla mnie i dla młodego. Coś nam się też należy, nie?
– Hmm, jak chcecie.
– No chcemy, chcemy, Grzesiu.
– Tylko nie przesadźcie, co? A przynajmniej ty nie przesadź… – odpowiedział Kamiński
Brachu, dotarliśmy się już, nie bój się, ale dzięki za troskę. Obiecuję, że nie będziesz miał roboty z młodym.
– Dobra, dobra, przestańcie – zaoponował Damian – dla mnie to niezręczne.
– OK, przepraszam – Grzesiek zwrócił się do swojego chłopaka.
– Młody, pakujesz nas i jakaś kawa i… ciacho?
Na twarzy Kozubskiego pojawił się uśmiech od ucha do ucha.
– Ty kurwa, jesteś uzależniony od słodyczy. Trzeba przeprowadzić jakiś odwyk – żartobliwie skomentował Master.
– Daj spokój, Jacek, są święta – zwrócił uwagę Piotr.
– Dlatego tylko żartuję i pozwalam na tuczenie. Po świętach dam mu wycisk, żeby zrzucił to, co nabrał przez te dni.
Około jedenastej para Nagadowski-Kozubski żegnała się z pozostałymi.
– Dzięki chłopaki za super święta w naszym towarzystwie. Była wyżera, był chill i seks, także.. super! – podsumował brunet.
– A! Damian, fajnie było cię poznać. Mam nadzieję, że cię za bardzo nie zraziliśmy do siebie. Chociaż… chuj z tym, ważne, żeby między tobą a Grześkiem była chemia. Jak coś, to zapraszamy do siebie na chatę. Cześć chłopaki – pożegnał się z uśmiechem.
– Do widzenia i dziękuję – dodał z uśmiechem Wojtek.
Kiedy wsiedli do samochodu, brunet spojrzał na partnera:
– Młody, fajnie było, ale pora się zabawić, mam nadzieję, że też chcesz… Mhm?
– Jasne! Już się doczekać nie mogę.
Minęło ponad dwa tygodnie od świąt. Po drodze była sesja SM, potem dochodzenie do siebie. Całkiem udany Sylwester w poszerzonym gronie przyjaciół i znajomych. Potem, dla Kozubskiego, finisz semestru w szkole. Zależało mu na tym, że przynajmniej utrzymać średnią, a może chociaż trochę poprawić. Tymczasem Nagadowski był w trasie. Był już niedaleko domu, ale trafił na korek i wiedział, że będzie w domu późnym popołudniem. W pewnym momencie na jego smartfonie pokazała się informacja, że z jego konta dokonywany jest przelew. Kwota była duża. Pięć tysięcy dwieście sześćdziesiąt złotych. Oprócz niego, jedyną osobą, która miała dostęp do jego konta był uległy. To on od jakiegoś czasu opłacał rachunki i faktury. Do tej pory robił to naprawdę solidnie. Nie przypominał sobie takiej należności i ta informacja mocno podniosła mu ciśnienie. Właśnie w tym momencie zadzwonił Kamiński:
– Cześć brachu, co tam u ciebie, już w domu czy jeszcze w pracy?
– W pracy, kurwa – odpowiedział zdenerwowanym głosem Jacek.
– O! Nie w humorze. Dawaj! O co chodzi?
– Młody mi podniósł ciśnienie na maksa.
Po czym krótko wyjaśnił w czym rzecz.
– I co chciałeś zrobić?
– No jak to co? Zadzwonić do niego i zapytać co odpierdala. Kurwa, cały się gotuję..
– Jacek, spuść powietrze, co?
– Jak to spuść?
– No, uspokój się! Wiesz, że masz z tym problem, więc postaraj się do tego podejść na spokojnie. To jest młody chłopak. Z tego, co wiem, to do tej pory nie odstawił żadnego przypału.
– No nie.
– Ale jest młody, więc jeszcze może być głupi, więc jeśli coś odwalił to nie namawiam cię, żebyś mu to puścił płazem, ale spróbuj na spokojnie do tego podejść.
– OK. Co radzisz?
– Żebyś do powrotu do domu nic nie robił. Potem zapytaj go o co chodzi i zobaczysz. Wiem, że to trudne, ale jak się zaczniesz „gotować”, to po prostu… nie wiem… poślij go do tej jego dziupli, uspokój się i zawołaj jak „ostygniesz”.
– Dobra, spróbuję.
– Jacek, przecież nie chcesz go skrzywdzić, nie?
– No, nie – jęknął do słuchawki – dobra, zobaczę czy dam radę.
– Jak będziesz miał problem, to dzwoń, ja siedzę w domu.
– Dzięki.
– I daj znać co się działo.
– Jasne – odpowiedział zrezygnowany brunet.

Dwie godziny później był w domu. Odbyli swój rytuał, „napojenie” młodego moczem Pana, potem prysznic i obiadokolacja. Potem Jacek krzyknął do kuchni, gdzie Wojtek skończył sprzątanie po posiłku:
– Młody! Mamy do pogadania.
– Tak, proszę Pana! – stanął w drzwiach salonu.
Tam, przy stole siedział Nagadowski ze swoim MacBookiem. Odwrócił laptopa w stronę cwela. Na ekranie była strona banku i na niej potwierdzenie przelewu.
– Możesz mi, kurwa, powiedzieć co to jest?!
Blondyn nie opowiedział. Stał i wbijał wzrok w podłogę. Master wstał, podszedł do uległego, ujął go za brodę, tak żeby ich wzrok się spotkał:
– Nie sądzisz, że należą mi się wyjaśnienia? Co kosztowało ponad pięć tysięcy? Za co zapłaciłeś naszymi pieniędzmi i dlaczego nic o tym nie wiem – zakończył twardo naciskając końcówki. Wbił wzrok w Wojtka i cierpliwie czekał, usiłując zachować zimną krew. Uległy milczał. Nie spuścił co prawda głowy, ale był wyraźnie wystraszony. Brunet zaczął się nakręcać. Chodził niespokojnie po pokoju i nagle z całej siły uderzył pięścią w futrynę drzwi. Wojtek aż drgnął. Po chwili Master stanął przed nim i spokojnym głosem powiedział:
– Młody! Po prostu powiedz o co chodzi, tak jak do tej pory wszystko mi mówiłeś i powiedz dlaczego to przede mną ukrywałeś?
Po chwili ciszy Kozubski cichym głosem, prawie szeptem zaczął:
– Dziadek w poniedziałek ma osiemdziesiąte urodziny i chciałem mu zrobić prezent. Babcia i domownicy mówili mi, że ostatnio bardzo mu się pogorszył słuch i chcieli mu kupić aparat, ale te tańsze są do kitu…. Ten przelew jest za aparat słuchowy. To znaczy oni się dorzucą…, ale niedużo.
Zaległa cisza. Uległy czekał na wybuch Pana, ale ten tym samym spokojnym głosem zapytał:
– A dlaczego to przede mną ukrywałeś?
– Bo… bo Pan nie lubi dziadka i myślałem, że Pan się nie zgodzi… no… ale dopiero teraz sobie uświadomiłem, jakie to było głupie… w sumie to była kradzież – dodał jeszcze ciszej.
– Aaaa! Dopiero teraz do ciebie dotarło? – brunet znowu podniósł głos – a co powiedziałeś rodzinie? Że ja się zgadzam?
– Tak!
– To znaczy okłamałeś ich?
– Tak, proszę Pana. Przepraszam, spieprzyłem wszystko – powiedział z wielkim trudem powstrzymując się od płaczu.
Nagadowski ciężko westchnął i odezwał się spokojnym głosem:
– Spierdalaj do siebie. Muszę ochłonąć i zastanowić się co z tobą zrobić.
– To… z nami koniec? Mam się pakować? – zapytał ze strachem w oczach Kozubski.
– Spierdalaj!!! – krzyknął Nagadowski
Blondyn natychmiast wyszedł z salonu i poszedł do siebie. Jacka nosiło. Przyszło mu do głowy, żeby pojechać do doktorka, ale było za późno. Wziął telefon i zadzwonił niego:
– Cześć – odezwał się Kamiński
– No cześć – odpowiedział smutno Nagadowski
– Aż tak źle?
– Nie, kurwa, tylko mnie nosi. Pięść sobie rozjebałem, bo przypierdoliłem w futrynę, żeby jemu nie przyfanzolić. Szkoda, że jest tak późno, bo bym do ciebie wbił i wypił szklaneczkę whisky.
– No to wbijaj na skypa i będziemy pili razem – zaproponował Grzesiek.
Brunet włączył aplikację, nalał sobie do szklanki whisky i zaczęli rozmawiać:
– I jak tam młody? Po co mu były pieniądze?
– Na aparat słuchowy dla dziadka. Sprawiał wrażenie, że nie myślał, jak podejmował decyzję o przelewie. Chyba do niego dotarło, co zrobił. I wiesz co chyba jest skitrany, bo zapytał czy ma się pakować…
– No to grubo. Boi się, że go wygonisz.
– No! Nie wygonię go, ale musi odczuć, że zawalił i zawiódł mnie. Dobra, brachu, dzięki za ten moment, ale chyba muszę dokończyć to, co zacząłem i stanąć twarzą w twarz w moim mały oszustem i złodziejaszkiem.
– Hmm, jak mówiłem, nie bronię go, ale liczę na twój rozsądek, chociaż rozumiem, że trudno go zachować w tej sytuacji.
– Nie bój żaby, może nie będzie najgorzej, ale kurwa fatalnie się z tym czuję. Nara.
– Cześć.
Zakończył połączenie i dopił alkohol. Wstał, przeszedł do salonu i głośno krzyknął:
– Młody! Do mnie!
Kozubski błyskawicznie pojawił się w salonie, jakby czuwał na korytarzu. Patrzył w podłogę, nie mając odwagi spojrzeć w oczy swojemu Panu.
– Zanim zacznę się z tobą rozprawiać, pojedź tutaj i na kolana! – powiedział groźnie Master.
Blondyn posłusznie wykonał polecenie. Jacek sam wyjął kutasa ze spodni moro. Chwycił pewnie oburącz głowę uległego. Temu ostatniemu nie trzeba było nic tłumaczyć. Otworzył usta, a Nagadowski nabił głowę na stojącego już kutasa. Od razu narzucił szybkie tempo. Kiedy kutas mastera stał już sztywno, ten zapytał:
– Jesteś czysty?
– Tak, proszę pana.
– To nadstawiaj dupę. Muszę cię wyruchać, bo poźniej dupa nie będzie się już nadawała.
Kozubski odwrócił się, opuścił spodnie i majtki i wypiął się w stronę Pana. Ten miał już lubrykant w ręce. Nie był przesadnie delikatny, ale też starał się rozluźnić uległego. Ten ze swej strony też robił swoją część. Kiedy Jacek uznał, że wystarczy, wjechał w dziurę Wojtka z całej siły. Ten wstrzymał oddech na chwilę, bo zabolało. Kiedy Nagadowski uznał, że już można, zaczął się poruszać. Zwiększał stopniowo tempo. Tym razem nie przejmował się satysfakcją blondyna. Po prostu ruchał go, żeby odreagować. W końcu trysnął.
– Zaciśnij dupsko, żeby nie wyciekło i wyczyść mi chuja.
Kiedy wykonał polecenie, Jacek dodał:
– Idź do siebie, wymyj się i wracaj migiem.
Zaledwie kilka minut wystarczyło uległemu, żeby doprowadzić się do porządku. Po chwili pojawił się znowu w salonie. Master podszedł do niego blisko.
– Najpierw odpowiedź na twoje pytanie, które postawiłeś wcześniej…. Nie, nie wyprowadzasz się. Po drugie. Pamiętasz, że kiedyś często, po różnych wpadkach przepraszałeś mnie, że mnie zawiodłeś, a ja zaprzeczałem. Dzisiaj muszę powiedzieć, że mnie zawiodłeś,… zawiodłem się na tobie. Po trzecie, pytanie; jaką karę dałbyś sobie po czymś takim?
– Lanie i to nie jedno, proszę Pana – odpowiedział smutnym i ściszonym głosem Wojtek.
– I tu się zgadzamy, młody. Będzie seria. Co kilka dni będę oceniał, czy twoje dupsko wytrzyma następną „ratę”. Ale to by było za mało. Masz jeszcze jakieś propozycje?
Blondyn wzruszył ramionami.
– Kartę płatniczą proszę! – powiedział Nagadowski – i masz zakaz logowania się do banku. -Poza tym masz zakaz odbierania telefonów i SMSów od kogokolwiek poza mną, dziadkiem i chrzestnymi i korzystania z netu poza tym, co absolutnie konieczne do szkoły. Jasne?
– Tak jest, proszę Pana.
– Aha! Masz karę, więc żadnych miłych chwil nie oczekuj, ale jak będziesz miał problem… nie wiem,… będziesz potrzebował „korków” czy jakaś inna sprawa, mówisz mi albo dzwonisz i ja załatwiam, jasne?
Wojtek kiwnął głową na zgodę.
– Przynieś ten strap z grubej skóry z drewnianą rączką i przygotuj się na wpierdol.
Kozubski wykonał polecenie. Podał strap Masterowi, stanął obok oparcia sofy, odsłonił dupę i przełożył się przez oparcie.
– Aha, jeszcze jedno, niezależnie od bólu dupska, nie jesteś zwolniony z porannej zaprawy, jasne?
– Tak jest, proszę Pana.
– Liczysz!
Od pierwszego uderzenia, czuł, że Pan chciał chyba w każde uderzenie włożyć całe swoje wkurwienie na niego. Razy padały systematycznie, w równych odstępach. Blondyn liczył dzielnie. Po trzydziestym którymś, zaczął się trochę wiercić i stękać.
– Nie ruszaj się, bo będzie więcej! Nie odpuszczę ci ani jednego! – upomniał Kozubskiego Pan.
Doszło do sześćdziesięciu. Po ostatnim Jacek rzucił strap na kanapę.
– Ogarnij się i wynocha do siebie.
Wojtek podniósł się obolały i wciągnął spodnie na siebie. Potem schował strap do szafy i poszedł do swojej „celi”.
Tymczasem Nagadowski poszedł do siebie. Kiedy tylko zatrzasnął drzwi, odezwała się jego komórka. Dzwonił jego młodszy brat:
– Cześć Braciszku, how are you?
– Chujowo – odburknął
– To wchodź na skypa, wlej sobie szklaneczkę szkockiej i wyrzuć to z siebie. U was już późny wieczór, więc chyba możesz…
Trwało chwilę, zanim Nagadowski się z tym uporał, ale wreszcie zasiadł przez komputerem:
– No co jest, Jacek?
– Brunet wyjaśnił bratu co chodzi.
– To już rozumiem twój stan… ale wiesz, weź pod uwagę, że to jest jeszcze gówniarz. Poza tym do tej pory był chyba w porządku, nie?
– Nawet więcej niż w porządku. Był tak otwarty, że mogłem w czytać w nim jak w książce… i nie wiem co go podkusiło. Przecież wiesz, jak jestem cięty na brak lojalności i kłamstwo. Pieprzyć kasę, ale to?
– Wiem, wiem, nawet od ciebie oberwałem za to. Ale chyba z nim jest inaczej, bo z każdym innym byś zerwał natychmiast, nie?
– I to jest, kurwa, problem, bo nie umiem go spławić, wypierdolić… I to nawet nie chodzi o to, że obiecałem jego ojcu, że będę miał na niego oko, bo to by się dało zrobić, ale… nie wiem… On dużo dla mnie znaczy i dlatego to wkurwienie jest jeszcze większe.
– No to spuść mu wpierdol, nie wiem, daj mu odczuć jak bardzo cię skrzywdził, ale biorąc po uwagę kim dla ciebie jest i to, że jest młody, daj mu drugą szansę.
– A co, kurwa robię? – wrzasnął do ekrany Jacek.
– Hej, sorry brat, nie jestem twoim wrogiem, jestem po twojej stronie – odpowiedział, broniąc się młodszy Nagadowski.
– Wiem, wiem, sorry, ale cały się jeszcze gotuję.
– No to, chlup, braciszku, na twoje smutki i wkurwienie.
Wypili po łyku.
– No jakbyś jeszcze chciał się wygadać, to wal śmiało.
– Jasne. Nara!
Nagadowski zakończył połączenie. Dopił resztę whisky i poszedł spać.

Nazajutrz obaj zrobili poranną zaprawę. Prawie nie rozmawiali. Potem w milczeniu zjedli śniadanie i rozeszli, każdy w swoją stronę. Atmosfera między nimi była bardzo napięta. Jackowi trudno było skupić się za kierownicą. Na każdej przerwie ze wszystkich sił starał się skupić na książce, którą zabrał z domu. Blondyn natomiast robił to samo na lekcjach, Kiedy wrócił do domu szybko i w skupieniu sprzątał, prasował, nastawił pranie i zabrał się za naukę. Po jakiejś godzinie zmagań „naukowych”, wziął do ręki telefon. Do tej pory w ogóle do niego nie zaglądał. Chciał za wszelką cenę wypełnić wymagania Mastera. Zastanawiał się czy to jest ta sytuacja, która usprawiedliwia kontakt z Panem. Jednak wyszukał kartę „PAN JACEK” i zadzwonił:
– Co jest, młody? – odezwał się obojętny głos.
– Dobry wieczór! Nie przeszkadzam?
– Do rzeczy…
– Nasz fizyk powiedział, że da nam szansę na poprawę ocen, ale mają to być zadania z wszystkich działów, które przerobiliśmy… no i przymierzyłem się do tych zadań i… jakoś idzie, ale raczej nie będzie to na poprawę… no i…
– Potrzebujesz „korków”, tak?
– Tak, proszę Pana.
– OK, zaraz dzwonię do Mariusza i dam ci znać.
I rozłączył się.
Wojtek znowu zaczął myśleć czy dałoby się tę całą sytuację jakoś „naprawić”. Ale po kilku minutach telefon znowu się rozdzwonił. Nie musiał patrzeć, kto dzwoni. Ten dzwonek był przypisany tylko do jednej osoby.
– Tak, proszę Pana.
– Kurwa, weź się do roboty, bo widzę, że rozmyślasz!
I znowu się rozłączył. Wojtkowi wystarczyło, żeby skupić się na nauce.
Dzień później, w piątek po lekcjach, przyszedł do blondyna Mariusz, fizyk, który dawał mu już wcześniej korepetycje. Pracowali ponad trzy godziny. Tymczasem Master nie kwapił się z powrotem do domu. Po skończeniu pracy wstąpił do Kamińskiego i wypił szklaneczkę ulubionej whisky, a potem późnym wieczorem wrócił do domu.
W sobotę, jak to mieli w zwyczaju zrobili zaprawę poranną. Potem Nagadowski ulotnił się z mieszkania, a Kozubski starał się znaleźć sobie zajęcie; odkurzanie półek, szorowanie, w istocie czystej, kabiny prysznicowej, czytanie lektury… byle tylko nie myśleć o tym, co zrobił i nie dołować się. Kozubski zgodnie z poleceniem Mastera pojechał do dziadka na urodziny. Starał się udawać, że wszystko jest OK. Na pytania krewnych, że chyba jest „nie w sosie” odpowiadał, że ma ciężką końcówkę semestru i jest zmęczony. Brunet, mając świadomość, że Wojtka nie będzie, wrócił na noc do mieszkania. Wczesnym przedpołudniem, znowu opuścił dom. Wrócił po dwudziestej. Kiedy wszedł w korytarzu pojawił się uległy:
– Dobry wieczór Panu! Zrobić panu kolację?
– Nie, już jadłem – odpowiedział Pan beznamiętnie.
– A… moglibyśmy porozmawiać?
– Jeśli o tym, to nie, ale jeśli masz jakąś inną sprawę to owszem.
– Proszę Pana – zaczął błagalnym głosem Wojtek – gdybym mógł, cofnąłbym czas… nie mnie Pan spierze… mogę mieć blizny do końca życia, ale niech mi Pan wybaczy, proszę – skończył, prawie płacząc.
– Młody! Podejdź do mnie!
Uległy spełnił polecenie. Patrzył w podłogę. Jacek ujął go za brodę:
– Popatrz na mnie! Czego uczyłem cię od początku w kwestii przyjmowania kar?
– Że facet z jajami, z godnością ponosi konsekwencje swojego zachowania i bierze karę na klatę.
– Czyli pamiętasz! To dlaczego się mażesz? Poszedłeś na maksa to i kara musi być proporcjonalna. A i mnie też daj czas, żebym to przetrawił, rozumiemy się?
– Tak, proszę Pana, przepraszam.
– Chyba, że ci nie pasuje, to możemy pogadać o innym rozwiązaniu…hmm?
– Nie, nie, zrobię wszystko co Pan każe… – skwapliwie odpowiedział Kozubski.
– Teraz opuść gacie i pokaż dupsko.
Młody wykonał polecenie. Jacek przykucnął, żeby się przyjrzeć. Nawet dotknął tu i ówdzie pośladków, ale nie było w tym nic erotycznego. Potem nagle wstał i powiedział:
– No to, jak przystajesz na moje warunki to do salonu, wyciągnij tawse, ten podwójny z grubej skóry i przygotuj się na kolejną ratę.
Blondyn posłusznie zrobił co, mu Jacek kazał. Leżał z wypiętą dupą na oparciu kanapy. Master wszedł, wziął tawse do ręki:
– Dzisiaj nie liczysz głośno. Będzie pięćdziesiąt, o ile nie będziesz uciekał i się wiercił, jasne?
– Tak, proszę Pana.
Zaraz potem zaczęło się lanie. Razy padały dość szybko, ale miarowo. Wojtek liczył w głowie, choćby po to, żeby wiedzieć ile jeszcze zostało. Po wszystkim, tak jak poprzednio, Jacek rzucił:
– Ogarnij się i do siebie.

Scroll to Top