Korepetytor cz.1

Cześć! Mam na imię Ania. Jak wyglądam? Myślę, że niewielu z was obejrzałoby się za mną na ulicy. Jestem drobną blondynką (długie kręcone włosy), 1.64 wzrostu, niebieskie oczy. Lubię nosić dżinsy i luźne bluzki z kolorowymi napisami. Jestem po prostu zwykłą szesnastolatką. Mówią, że miłą i grzeczną. Nie za bardzo mi się to podoba, ale cóż mogę na to poradzić. Coś więcej o mnie? Hmm, no dobrze. Jest pewien szczegół, który jest dla mnie bardzo kłopotliwy. Natura obdarzyła mnie mianowicie bardzo dużymi piersiami. Wiem, że większość dziewczyn marzy o dużym biuście, ale dla mnie jest on przyczyną wielu kłopotliwych sytuacji. Nieważne, czy jadę tramwajem, czy idę ulicą, ciągle widzę na sobie spojrzenia mężczyzn. Przylepiają oczy do moich piersi, niektórzy cmokają z zachwytu odprowadzając mnie wzrokiem aż do końca ulicy. Czuję się wtedy tak niezręcznie i głupio. Nie jestem jedną z tych lasek, które pozwoliłyby facetowi na wiele. Nie mam chłopaka, nie chodzę na dyskoteki, nie cierpię namolnych gości i prostackich zaczepek.

Co wiem o seksie? Niewiele. Oczywiście mam za sobą jakieś pocałunki, romantyczne spacery, byłam parę razy zakochana, ale nigdy nie doszło między nimi a mną do czegoś poważniejszego. Uważam, że należy się szanować i najpierw poznać kogoś dobrze, zanim pokaże mu się swoje ciało. Tak zostałam wychowana. Moje koleżanki nieraz śmiały się z moich zasad, opowiadając niby od niechcenia o swoich najnowszych podbojach, jakie to „ciacha” przewiozły je samochodem i co potem robiły w ich mieszkaniach. To było takie wstrętne i banalne. Jeśli za szybko otworzysz się przed chłopakiem nie będzie tego cenił. Taka jest prawda.

Jestem w miarę dobrą uczennicą. Nie żeby od razu jakieś szóstki, ale nigdy nie miałam problemów z żadnym przedmiotem. Aż do wtedy. Nie lubię angielskiego. Po prostu nie mam za bardzo słuchu i talentu do tych wszystkich dziwnych wyrazów, które inaczej się pisze a inaczej czyta. Poza tym jestem dyslektyczką i pisanie czegokolwiek było dla mnie zawsze koszmarem, szczególnie w obcym języku. Zaczęłam zawalać klasówki, narobiły mi się zaległości i pojawił się problem ze zdaniem do następnej klasy. A już za rok miała być matura. Istny dramat. Powiedziałam rodzicom, że nie wyrabiam i poprosiłam ich o pomoc. Mama rzuciła się do przeglądania gazet, żeby znaleźć mi jakiegoś dobrego korepetytora.

Po kilku dniach szukania umówiła mnie na lekcję z pewnym nauczycielem. Ponoć skończył anglistykę, miał się doktoryzować itp. W każdym razie robił poważne wrażenie i moja mama uznała, że skorzystam z jego usług. Cenę miał przystępną, jedyny problem polegał na tym, że mieszkał na drugiej części miasta i musiałam do niego dojeżdżać. Nie uśmiechało mi się to za bardzo, ponieważ w grę wchodziły wyłącznie godziny wieczorne (był strasznie zapracowany, a więc dobry- słowa mojej mamy), ale koniec końców stanęło na tym, że przyjadę do niego we wtorek o godzinie 19:30. Tata obiecał mnie podrzucić samochodem, żeby było wygodniej i raźniej. Powiedział, że musi poznać tego pana. Mój tata podchodzi do wszystkiego z rezerwą, jak na
prawnika przystało.

Nadszedł wtorek. Spakowałam do torby wszystkie pomoce naukowe, umyłam włosy i lekko umalowałam (nie żebym chciała mu się spodobać, po prostu lubię wyglądać czysto i schludnie). Wsiadłam do samochodu i pojechałam. Mój korepetytor mieszkał w starej kamienicy na peryferiach miasta. Gdy dojechaliśmy na miejsce czułam się raczej nieswojo. Okolica robiła nieprzyjemne wrażenie, budynek był stary i odrapany. Kiedy wchodziliśmy do klatki minął nas pijany mężczyzna mrucząc coś pod nosem. Przyznam, że spodziewałam się czegoś bardziej na poziomie. Mój tata podzielał chyba mój pogląd, bo rozglądał się wokół podejrzliwie. Chciałam poprosić go o to, żebyśmy zrezygnowali, ale w sumie nie po to jechaliśmy przez całe miasto, żeby teraz wracać. Mój angielski nie polepszy się przecież sam z siebie. Tata sprawdził adres w notesie, pojechaliśmy windą (tragedia!) na szóste piętro i zadzwonił pod numer 42.

Po kilku sekundach oczekiwania po drugiej stronie drzwi zaszurały czyjeś kroki i po chwili stanął w progu mój nauczyciel. No, przyznam, że byłam pod wrażeniem. Pan Rafał (przedstawił się mojemu tacie) był wysokim, bardzo przystojnym brunetem o magnetyzujących brązowych oczach. Stałam jak zahipnotyzowana. W końcu pan Rafał zaprosił nas do środka i zaproponował herbatę. Jego mieszkanie wyglądało o niebo lepiej niż kamienica, w której się znajdowało. Pokój, w którym usiedliśmy był urządzony bardzo nowocześnie. Wiśniowe meble ze skóry, mnóstwo dizajnerskich drobiazgów, dobry sprzęt grający, dużo płyt CD i DVD. Trochę zdziwił mnie prawie całkowity brak książek. Przecież skoro miał zostać doktorem powinien chyba coś czytać? Ale w sumie nie zaprzątałam sobie tym długo głowy. Grunt, żeby nauczył mnie angielskiego.

Pan Rafał był naprawdę czarujący. Mniejsza o jego wygląd, potrafił mówić w taki sposób, że człowiek czuł się jak jego dobry znajomy. Nawet mój tata, z natury bardzo na dystans uległ chyba jego urokowi. Piliśmy herbatę, pan Rafał pytał o mój angielski, co sprawia mi największy kłopot, czym się interesuję, zapytał nawet o to jakiej słucham muzyki. Tłumaczył to tym, że w jego metodzie nauczania bardzo ważne jest dokładne poznanie psychiki ucznia, to bardzo wpływa na szybkość i skuteczność nauczania. Wspomniał, że pisze o tym pracę doktorską, zacytował jakieś nazwiska i poważne terminy. Mój tata kiwał głową z uznaniem. Pan Rafał kupił go bez dwóch zdań.

Nie spostrzegliśmy jak minął kwadrans i tata zorientował się, że przecież przywiózł mnie na lekcję angielskiego. Powiedział, że poczeka w samochodzie i życzy nam owocnej pracy. Po jego wyjściu pan Rafał zaprosił mnie do stołu, zaproponował kolejną herbatę i na chwilę zniknął w kuchni. Poczułam, że w pokoju jest bardzo gorąco (to chyba po tej pierwszej herbacie), więc zdjęłam sweterek i zostałam w samej bluzeczce. Pan Rafał wrócił po chwili z kubkiem aromatycznego napoju, postawił go na stole i usiadł obok mnie.

Był bardzo dobrym nauczycielem. Wystarczyło kilkanaście minut, parę ćwiczeń i to, co do tej pory było dla mnie czarną magią stawało się proste jak dwa razy dwa. Miał przy tym taki głęboki, kojący tembr głosu. Poczułam, że dzieje się ze mną coś dziwnego. Zaczęłam się czerwienić, chichotać, trajkotać jak opętana, przybierać różne nienaturalne dla mnie pozy, trochę za długo patrzeć mu się w oczy. Po prostu zaczęłam się w nim zakochiwać. W oparach tego odurzenia nie zauważałam tego, że pan Rafał często patrzył na moje piersi i coraz bardziej przysuwał do mnie swoje krzesło. Niby przypadkiem muskał moje dłonie wskazując na błąd, który zrobiłam w pisowni. Nie przeszkadzało mi to. Byłam na tyle „wredna”, że zrobiłam specjalnie dwa błędy, żeby jeszcze częściej mnie dotykał.

Godzina minęła błyskawicznie, aż żal było kończyć naukę. Posłusznie zapisałam zadanie domowe, które zadał mi pan Rafał, zapłaciłam umówioną wcześniej kwotę i zapisałam w zeszycie datę następnej lekcji- piątek o 19.30. Ech, dopiero piątek. Trzy dni czekania. Trudno, wytrzymam. Przynajmniej powtórzę dobrze dzisiejszą lekcję, żeby nie rozczarować mojego korepetytora. Wstałam z krzesła, założyłam z powrotem sweterek, podziękowałam za lekcję i pyszną herbatę, po czym pożegnałam się i wyszłam. Na do widzenia pan Rafał uścisnął mi rękę i posłał mi filmowy, uwodzicielski uśmiech, aż ugięły się pode mną kolana.

Tata czekał na mnie w samochodzie. Zapytał, jak poszła nam lekcja. Musiał zapytać dwa razy, bo pierwszego pytania nie usłyszałam, pochłonięta myślami o panu Rafale. Powiedziałam, że bardzo wiele zrozumiałam i że jestem zadowolona z mojego nauczyciela. Tata pokiwał głową i uruchomił silnik. Dobrze, że było już ciemno i nie widział moich rozpalonych policzków. Nie mogłam przestać o nim myśleć. Nie przeszkadzało mi, że mieszka w takim brzydkim miejscu, zastanawiałam się, czy ja też zrobiłam na nim takie wrażenie. Nagle zaczęłam być zazdrosna o to, że może mieć dziewczynę. Ech, na pewno kogoś ma, przecież dzieli nas jakieś dziesięć lat! Skarciłam się w duchu za te myśli, ale one powracały tak natrętnie, że musiałam im się poddać.

Gdy wróciłam do domu było już dosyć późno. Przed pójściem spać poczułam ochotę na gorącą kąpiel. Napuściłam wody do wanny, wlałam do środka wonny olejek i powoli rozpięłam bluzeczkę. Nigdy nie rozbierałam się w taki sposób. Zwykle zrzucałam z siebie ciuchy w pośpiechu, żeby nie tracić cennego czasu. Tym razem jednak celebrowałam ten moment oglądając w lustrze swoje odbicie. Bluzeczkę położyłam już na pralce i zostałam w samym staniku. Wzięłam w dłonie moje piersi i zaczęłam je ugniatać. Są tak duże, że co rusz jedna z nich wyskakiwała mi przez palce. Poczułam jak bardzo są nabrzmiałe i że stanik zaczyna coraz bardziej mnie uwierać. Sięgnęłam więc do sprzączki i uwolniłam je z uwięzi. Podkoczyły jak dwie dorodne pomarańcze. Zaczęłam ponownie gładzić je i ściskać. Tym razem skoncentrowałam się na moich dużych, brązowych sutkach. Ugniatałam je palcami, prawie do bólu, po czym zmniejszałam siłę uścisku, rozkoszując się przyjemnym mrowieniem. Podniosłam jedną z piersi do ust i polizałam mojego sutka. Hmm, to było super! Chwyciłam drugą z piersi, również zwilżyłam jej sutka moją śliną i zaczęłam pocierać je obie o siebie, robiąc kuliste ruchy. Obdarzały się nawzajem swoim ciepłem i miękkim dotykiem. Patrzyłam na moje pieszczoty odbite w lustrze i byłam coraz bardziej podniecona. Nigdy nie zachowywałam się w ten sposób. Wydawało mi się to takie zwierzęce i głupie. Przecież masturbacja to grzech!

Teraz jednak ogarnęła mną jakaś dziwna siła, która nie pozwalała mi przestać, nie zważając na złe pomruki mojego sumienia. Poczułam chłód w moich majteczkach. Sięgnęłam do nich i zauważyłam że są już zupełnie mokre. Moja myszka wypuściła już soczki. Szybko zsunęłam majteczki na podłogę, oparłam się o ścianę i włożyłam dwa palce do mojej cipki, rozmazując śluz po moich nabrzmiałych wargach. Było mi tak przyjemnie, że chciałam jeszcze i jeszcze. Wsunęłam głębiej moje paluszki, aż zrobiło mi się słabo. Kciukiem odnalazłam mój guziczek i zaczęłam go pocierać, coraz mocniej i szybciej. Moje uśpione ciało zaczęło się budzić w oszałamiającym tempie. Poczułam jak każdy centymetr mojej kobiecości woła o spełnienie, o dotyk, o mężczyznę! Pędziłam jakimś niesamowicie szybkim pociągiem. Bałam się, chciałam wysiąść, wyskoczyć, ale coś ciągle trzymało mnie w miejscu. W końcu tory się skończyły, koła pędziły po gęstej trawie, coraz bardziej w dół. Moje palce tarły cipkę jak dwa błyskawiczne tłoki napędzające machinę rozkoszy. Poczułam, że kończy się grunt, że zbliżam się do przepaści. Straciłam kontrolę nad swoim ciałem. Dostałam niezwykłych dreszczy, zaczęłam krzyczeć z rozkoszy i tryskać śluzem na podłogę. Miałam nogi jak z waty. Moim ciałem nadal targały spazmy a ja oddychałam szybko, nie mogąc złapać oddechu. Spojrzałam w lustro. Patrzył na mnie pan Rafał! Był nagi. Patrzył na mnie tym swoim filmowym spojrzeniem trzymając w ręce swojego dużego, naprężonego członka. Wyciągnęłam dłoń, by go dotknąć, gdy nagle usłyszłam głośne pukanie do drzwi. „Aniu! Otwórz! Aniu!”. Oprzytomniałam w jednej chwili. O Boże! Woda przelała się z wanny i stałam w niej aż po kostki. Rzuciłam się do kranu. Jak wytłumaczę to moim rodzicom??

CDN…

Scroll to Top