Krótkie chwile

Październik.

Wtorek.

Godziny popołudniowe.

Spotykamy się w jednym z naszych miejsc. Z początku tylko rozmawiamy. O ostatnim kontrowersyjnym filmie, o kiczowatej płycie pewnej wokalistki, o tym, dlaczego mamy tak mało czasu dla siebie…

Potrzebowałam tego spotkania, bo moje ciało dopominało się pieszczot. Usta były spragnione pocałunków, piersi głodne pieszczot, kobiecość łakoma dotyku…

Dostałam to wszystko. O nic nie pytałeś, nic nie oczekiwałeś w zamian – po prostu całowałeś, dotykałeś, pieściłeś – tak bym otrzymała wszystko to, po co przyjechałam.

Wracałam nasycona, zrelaksowana, hmm… szczęśliwa…

Styczeń.

Sobota.

Wczesne godziny wieczorne.

Znów spotykamy się w jednym z naszych miejsc. Za tyle lat już ich się nam tych naszych miejsc trochę nazbierało… Mamy dla siebie niewiele czasu, więc wykorzystujemy go na maksa. Bez zbędnych słów zdzieramy z siebie ubrania, całujemy nagie ciała, zachłannie się pieścimy. Oddechem drażnisz moje piersi, językiem liżesz brzuch, palcami pieścisz kobiecość… Swoim oddechem drażnię twoje uszy, językiem liżę szyję, palcami pieszczę męskość…

– Chciałbym być w tobie – szepczesz.

A ja się śmieję…

Pada deszcz. Uchylasz szybę. Wtulona w twoje ramiona, palę papierosa i pozwalam by zimne krople spadały na mą twarz. Pieściły czoło, moczyły włosy… Tak mi dobrze…

Potem całujesz mnie na pożegnanie i prosisz bym jechała ostrożnie.

A moja dusz ma skrzydła, moje oczy się błyszczą, a po ustach błąka mi się uśmiech spełnienia…

Kwiecień.

Wtorek.

Godziny popołudniowe.

I ponownie jedno z tych naszych miejsc. I znów cholernie mało czasu… Wystarcza go jednak bym miała twoje dłonie wplecione w swoje włosy, twoje usta na mych piersiach, palce w mojej kobiecości… Byś trzy razy szczytował w moich ustach…

Było nam tak dobrze, że o niczym innym nie myśleliśmy jak tylko zasnąć wtuleni w siebie. Niestety rzeczywistość wymuszała na nas zupełnie coś innego. Szepnęłam krótkie „cześć”, cmoknęłam cię jeszcze raz w usta i już zatrzaskiwałam drzwi samochodu…

Maj.

Poniedziałek.

Południe.

Masz dla mnie tylko półtorej godziny. Tym razem zabierasz mnie w inne miejsce. Niemniej przyjemne niż wszystkie pozostałe. Twoje zaborcze usta całują mnie, dłonie niecierpliwie błądzą po plecach, odpinają biustonosz by po chwili niczym nieskrępowane pocierać moje sutki…

Tymczasem ja mówię ci, że chciałabym całować twój brzuch, masować ci plecy, zimnym – pachnącym miętą oddechem – drażnić twoją dumnie prężącą się męskość… Spełniam tylko maleńką część tych wyszeptanych obietnic, na resztę brakuje nam czasu…

Po tym spotkaniu nie wracam od razu. Wsiadam do swojego samochodu, puszczam głośno muzykę, kładę się na tylnym siedzeniu, uchylam okno i zapalam papierosa. Zamykam oczy. Pozwalam by krople majowego deszczu koiły moje opuchnięte od pocałunków usta, ochładzały moje policzki, by chłodny wiatr orzeźwiał mój zamroczony jeszcze przyjemnością umysł…

Dopiero dobrą chwilę później, po wypiciu puszki napoju energetyzującego mogę spokojnie uruchomić silnik i włączyć się do ruchu…

Maj.

Piątek.

Wczesny wieczór.

Jadę do ciebie. Po raz pierwszy nigdzie nie musimy się spieszyć. Po raz pierwszy decyduje się na małe szaleństwo. Chcę zrealizować jedną z twych drobnych, niegroźnych fantazji…

Przymykam oczy.

Moje dłonie zaczynają niespieszną wędrówkę po moim ciele. Palce przeczesują długie włosy. Odgarniają je na plecy. Następnie tylko same opuszki delikatnie błądzą po szyi i dekolcie. Palce zagłębiłam pomiędzy moimi piersiami a pozostałą częścią dłoni wykonuję niespieszne kolisty ruchy. Od tej powolnej i zmysłowej pieszczoty twardnieją mi sutki…

Niecierpliwe palce zaczynają wędrówkę po brzuchu. Muskają go przez materiał sukienki. Przesuwają się na biodra i wykonują parę wolnych ruchów w dół i w górę… W dół i w górę. Tymi ruchami unoszą troszkę sukienkę. Na odsłoniętych udach wyczuwają szorstkość koronki pończoch.
Moje dłonie zewnętrzną częścią ud podążają do kostek. Unoszę powieki. Stoję bokiem do ciebie, na wyprostowanych nogach. Powolnymi, zmysłowymi ruchami jakby drażniąc się sama ze sobą rozwiązuję rzemyki butów – splątane wokół moich łydek. Trwa to dobrą chwile. Przez cieniutki nylon seksownych pończoch czuję na skórze ogień palącego mnie dotyku. Własnego dotyku…

Odczuwam podniecenie…

Cała ta niecodzienna sytuacja zaczyna mi się coraz bardziej podobać. Pozbywam się butów. Stoję na miękkim, puszystym dywanie w kolorze kawy z mlekiem. Znów zamykam oczy. Tym razem moje palce podążają drogą powrotną wewnętrzną częścią nóg. Muskają łydki, uda, kierując się niebezpiecznie wysoko…

Jedna z dłoni zaczyna błądzić pod stanikiem sukienki, a druga pozostaje na udzie. Im wyżej nią podążam tym bardziej eksponuję nagie uda. Dotykam wzgórka. Hmm… przyjemne, niespieszne, delikatne muśniecie własnych palców…
Przenoszę dłoń na brzuch. Pieszczę go po kolei, wszystkimi palcami. Taki łagodny i zmysłowy dotyk gładkich opuszków na czułym fragmencie ciała powoduję, że z zaciśniętych ust wydobywa się cichy jęk. Obie ręce krzyżują się na wysokości bioder. Chwytają za końce sukienki. Powolutku zaczynają ją zdejmować. Miękki materiał drażni stojące już sutki jeszcze bardziej. Prostując uniesione dłonie pozbyłam się mojego dzisiejszego stroju. Długie włosy swobodnie opadają na plecy. I częściowo na piersi. Skromny kawałek materiału sukienki ląduje u mych stóp.

Niecierpliwe dłonie znów poczynają dotykać ciało. Palce trącają stojące z podniecenia sutki, starają się je okryć spadającymi z ramion włosami. Odchylam głowę maksymalnie do tyłu. Czuję jak moje włosy muskają nagie pośladki. Ręce podążają za ich śladem. Opuszki paluszków błądzą po dolnej partii pleców, przesuwając się raz za razem na spragnione pieszczot pośladki. Próbują je objąć całą dłonią. Ściskam mocno. Lekko drapią paznokciami. Wsuwam palce prawej dłoni pomiędzy pośladki, jak najbliżej wejścia w krainę rozkoszy. Zagarniam na nie swoje soczki a następnie podążam nimi po całej długości rowka…

Jęczę… Bezsilnie opadam na kolana. Palce przenoszą się na piersi. Unoszą je od dołu delikatnie dociskając kciukami prężące się sutki do pozostałej części dłoni. Właśnie takie pieszczoty lubię najbardziej. Takie mocno – delikatne ściskanie, niewielkich piersi, powodują u mnie szybsze krążenie krwi…

Z tego, co robiłam potem, pamiętam tylko smak własnego podniecenia na ustach… Wszystko zatraciło się w przeżywaniu własnej rozkoszy. W pieszczeniu swojego ciała. W dostarczaniu sobie nieopisanych przeżyć. By uwieńczyć preludium jednym przeciągłym i głośnym okrzykiem spełnienia, chwilową utratą świadomości…

Chwilę potem wyszedłeś z pokoju…

Poczułam się głupio…

Szybko ubrałam sukienkę i z butami w dłoniach wybiegłam z twojego mieszkania. Nieracjonalne myśli prześcigały jedna drugą. Buty ubrałam dopiero w windzie. Na szczęście pustej. Nerwowo przeszukiwałam torebkę by odnaleźć niedbale wrzucone kluczyki.

Wsiadając do samochodu słyszałam natarczywy dźwięk telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz. Twoje imię. Odrzucam połączenie. Robię to samo z każdym następnym…

Czerwiec.

Wtorek.

Rano.

Wysyłam Ci wiadomość z prośbą o spotkanie.
Czekam na odpowiedź…

Czwartek.

Wieczór.

Dzwonię.
Nie podnosisz słuchawki….
Więcej nie będę próbować…
Mam swój honor…
Pieprzone wysokie mniemanie o własnej osobie…
Mam nasze wspomnienia…
I zwinne palce…

Czerwiec.

Sobota.

Godziny popołudniowe.

Stoisz w moich drzwiach.
– Skąd wiedz gdzie mieszkam? – pytam zaskoczona.
– Teraz to nieistotne. Dlaczego zmieniłaś numer telefonu? – z kolei pytasz ty.
Nie chce rozmawiać w domu. Proszę byś poczekał na mnie w samochodzie. Schodzę dziesięć minut później.

– Dlaczego wtedy uciekłaś?
– Bo potraktowałeś mnie jak kurwę, kurwę, której nie zapłacono. Bo…
– Kobieto ja cię potraktowałem jak kurwę? – przerywasz mi i podnosisz głos – A ty jak mnie traktujesz? Widzimy się wtedy, kiedy ty chcesz, nigdzie ze mną nie chcesz wyjść, nie odbierasz moich telefonów, nie odpisujesz na maile, smsy… Wytłumacz mi, więc, po co się ze mną spotykasz? Bo jak na razie, to chyba ja, powinienem się czuć jak męska kurwa, jak maszynka do zaspokajania twoich potrzeb – kończysz zdanie niemal krzycząc.
– A wyszedłem po drinki – dodajesz po chwili już spokojniej.

Milczę. Bo co mam ci powiedzieć. Wszystko, co przed chwilą wykrzyczałeś to prawda… Obserwuję jak zapalasz papierosa i się nim zaciągasz…
– Wszystko wyjaśnię ci w swoim czasie, a teraz, jeśli chcesz to jedźmy do ciebie – mówię.
– Po co? – pytasz.
– Bo chcę cię mieć w sobie – odpowiadam.

Godzinę później.

– Kawa, herbata, kieliszek wina? – pytasz.
– Wino poproszę.
Wchodzisz do pokoju z kieliszkami napełnionymi bursztynowym trunkiem. Właśnie kończę rozmawiać przez telefon.
Wypijam łyk wina i odstawiam kieliszek. Podchodzę do ciebie. Dłonie wkładam w twoje włosy. Patrzę ci w oczy i szepczę:
– Kochaj się ze mną.

Pochylasz się nade mną. Zachłannie całujesz. Jedną z dłoni pieścisz moją szyję, drugą odpinasz spodnie.
Ściągam Ci koszulkę. Ustami pieszczę twój tors. Opuszkami palców głaszczę twoje piersi. W powietrzu unosi się odgłos naszych przyspieszonych oddechów. Chwytasz mnie za rękę i prowadzisz do sypialni. Panuje tu przyjemny półmrok. Ponownie bierzesz mnie w ramiona i mocno przytulasz. Gładzisz moje plecy. Podnoszę głowę i patrzę na ciebie. Patrzę na twoje usta i lekko rozchylam wargi. Prawie natychmiast tracisz nad sobą kontrolę…

Całujesz mnie mocno. Niemal na siłę rozchylasz moje wargi i językiem próbujesz wedrzeć się w moje usta. Pozwalam Ci na to. Chętnie przyjmuję twój język. Twoje dłonie ściągają moją bluzkę, biustonosz. Pochylasz się i zsuwasz ze mnie spodnie. Kładziesz mnie na łóżku. Zaczynasz odpinać swoje spodnie. Unoszę się na łokciu i patrzę na ciebie niemal zahipnotyzowana. Zastygasz w chwilowym bezruchu z pacami na guzikach. Spoglądam na ciebie szeroko otwartymi oczami, leżąc bez tchu. Z kieszeni wyjmujesz małe szeleszczące opakowanie. I zdejmujesz spodnie.

Obserwuję cię. Spoglądam w dół i widzę, że twoja męskość jest twarda i gotowa. Ty rozchylasz moje uda. Smakujesz je językiem. Oddychasz urwanym oddechem, szepcząc namiętnie:
– Wiesz, co chcę teraz zrobić?
– Tak – była to moja ostatnia jasna myśl, ostatnie sensowne słowo.

Dłońmi dotykasz moich piersi. A twój język wnika w moją kobiecość. Jedną ręką przytrzymujesz moje pośladki, pocierając je, smakując. Krążąc językiem wokół centrum mojej kobiecości. Z trudem łapię powietrze. W końcu na chwilę wstrzymuję oddech. Szerzej rozsuwasz moje uda. Penetrujesz językiem nabrzmiałe wargi. Za każdym razem, gdy jestem na granicy rozkoszy ty wycofujesz się…

Całujesz dół mojego brzucha. Liżesz górną część ud. Przesuwasz językiem zostawiając ognisty ślad po wewnętrznej ich stronie. Znów rozpoczynasz swój zmysłowy taniec. Kładziesz swój język na mojej perle. Liżąc i drażniąc ją. Budując napięcie. Wzbudzając pożądanie. Szalona namiętność ogarnia mnie ponownie.
Wiję się. Poruszam biodrami. Palce wplatam w twoje włosy. Mocno chwytam twoją głowę. A ty wciąż mnie smakujesz. Rozpalasz wznosząc na coraz to wyższy poziom rozkoszy.
Jestem zgubiona…

Po chwili układasz się między moimi nogami, podnosząc je i zakładasz je sobie na ramionach.
– Spójrz na mnie – prosisz szeptem – Chcę widzieć twoją twarz, gdy będę w ciebie wchodził. W twoich oczach widzę gorące pragnienie. Czuję jak twoja męskość przyciska się do mnie. Twarda i nabrzmiała. Wsuwasz się we mnie. Nieświadoma unoszę biodra otwierając się na ciebie jeszcze bardziej. Przymykasz oczy. Wsuwasz się we mnie niemal do końca.
– Jesteś słodka – mówisz głębokim, niemal szorstkim głosem i zaczynasz się we mnie poruszać.

Moje ciało wygina się w łuk. Ty jednak nie przestajesz poruszać się we mnie. Robisz to coraz głębiej. Czuję cię w sobie tak bardzo, że każdy oddech sprawia mi ból. Odczekujesz chwile. Odnajdujemy nasz wspólny rytm. Pozwalasz mi zachwycać się wspaniałością i wyjątkowością tego intymnego doznania. Przyjemność przenika mnie do głębi, jestem rozanielona tym uczuciem.

Odsuwasz się ode mnie tak, że niemal się rozłączamy. Ogarnia mnie ból pragnienia. Szaleńczo chcę cię mieć znów w sobie. Śmiejesz się. Ponownie zatapiasz się w moim wnętrzu, niestrudzenie powtarzając sekwencję.

Prosisz bym odwróciła się brzuch. Twój oddech muska moje plecy. Niecierpliwie odnajdujesz drogę prowadzącą do mojej kobiecości. Wnikasz we mnie. A twoje palce poruszają się na moim skarbie w rytm naszych pieszczot. Moje dłonie zaciskają się na poduszce. Czule odgarniasz mi włosy z twarzy. Pochylasz się. Lekko gryziesz moje ramiona. Twój język wnika w moje ucho…

Po chwili układasz się na plecach. Przylegam do ciebie całym ciałem. Czuję twój pulsujący organ w sobie i mam ochotę na jeszcze… Zaczynamy się całować. Dłońmi pieścisz moją pupę. Palce wsuwasz między moje pośladki. Ustami pieścisz moje usta. Uwielbiam się tak kochać. Zatapiam język w twoich ustach. Dłonie złączone z twoimi dłońmi trzymamy nad naszymi głowami. Obojgu nam brakuje tchu. Skurcze moich mięśni przyspieszają twoją rozkosz. Zamykasz oczy i głośno krzyczysz wykonukjąc ostatnie pchnięcie…

Parę minut później.

Leżysz przytulony do moich pleców. Obejmujesz nie ramieniem. Delikatnie dłonią przesuwasz wzdłuż mojego ramienia. Jest mi dobrze. Fizycznie czuję się wspaniale. Psychicznie trochę gorzej. To był najcudowniejszy seks mojego życia. A mam już trochę lat. Jeśli to, co przed chwilą zrobiliśmy było takie…, hmmm… nieziemskie, wspaniałe, fantastyczne, genialne, niesłychane, fenomenalne, wręcz boskie – to jak w takim razie nazwać wszystko to, co przeżywałam do tej pory???

Nieporozumienie?

Atrapa przyjemności?

Namiastka rozkoszy?

Imitacja szczęścia?

Substytut spełnienia???

Kwadrans później.

Zasnąłeś. Delikatnie opuszczam ciepły azyl twoich ramion. Zbieram swoje rzeczy porozrzucane koło łóżka, będącego niemym świadkiem naszych zmagań. Wychodzę z sypialni. Cicho się ubieram. Na skrawku kartki leżącej na stole piszę, że pożyczam twój samochód, dopisuję swój nowy numer telefonu i niemal bezszelestnie, spokojnie wychodzę z mieszkania.

3 godziny później.

Po raz drugi tego samego dnia jadę do ciebie. Widzę jak czekasz na mnie przed blokiem, paląc papierosa. Zajmuję miejsce parkingowe nieopodal. Wysiadam z samochodu i podchodzę do ciebie, podając ci dokumenty i kluczyki.
– Odwieziesz mnie czy wezwiesz taksówkę? – pytam.
Dziwnie na mnie patrzysz… Aż przechodzą mnie ciarki.
– Nie zostaniesz? – odpowiadasz pytaniem na moje pytanie.
– Nie mogę…
– Nie możesz, czy nie chcesz? –ponownie pytasz.
– Nie mogę i nie chcę – odpowiadam zgodnie z prawdą.

Gasisz niedopałek, rozdeptując go bezwzględnie butem. Idziesz w stroną samochodu. Otwierasz mi drzwi po stornie pasażera i nie czekając jak wsiądę przechodzisz na drugą stronę. Wsiadasz trzaskając głośno drzwiami. Odpalasz silnik i głośno puszczasz muzykę. Tym samym dajesz mi znak, że nie chcesz rozmawiać. Odwozisz mnie.

Zatrzymujesz samochód przed klatką mojego bloku. Patrzę na ciebie i widzę twoją mocno zaciśniętą szczękę. Zbielałe kostki palców rąk trzymających kierownicę. Patrzysz przed siebie.
– Wejdź za 10 minut na górę – proszę.
– Po co?- pytasz.
– Chciałabym ci coś pokazać – odpowiadam i zatrzaskuję drzwi.
Wchodząc po schodach niczego nie jestem już pewna. To wszystko trochę nie tak miało wyglądać… Nigdy miałeś się niedowidzieć… Nigdy miałeś się nie angażować…
Tobie tymczasem przestały wystarczać te krótkie, szalone, namiętne, urwane brutalnej rzeczywistości chwile… Miałam się taktownie wycofać w odpowiedniej chwili. W chwili, gdy poznasz kogoś… W moim życiu nie ma miejsca dla ciebie. Jest mi dobrze tak, jak jest teraz. Nie chce niczego zmieniać. Nie jestem gotowa…

Pukasz do drzwi 20 minut później. Gestem nakazuję ciszę. Biorę Cię za rękę. Prowadzę ku uchylonym drzwiom pokoju. Otwieram je całkiem. Pokój zalewa przyciemnione światło z lampki stojącej przy łóżku…
Łóżku, w którym śpi mój pięcioletni syn…
Otwieram twoją dłoń i kładę ci na niej mały złoty krążek…
Nie potrzebuję nic mówić. Jesteś inteligentny i w lot pojmujesz co chciałam ci przekazać…
Całujesz mnie jeszcze raz…
Ostatni raz…
I niemal bezszelestnie wychodzisz…
Z mojego mieszkania…
I mojego życia…

Scroll to Top