Maska

Johannes Svensson miał praktycznie wszystko. Urodzony w majętnej rodzinie z tradycjami, ten zdolny i niezwykle przystojny mężczyzna miał świadomość, że świat leży u jego stóp. Dwudziestotrzyletni student prawa o krótkich blond włosach i wyrzeźbionej grą w tenisa, pływaniem i siłownią sylwetce, patrzył ze swoich stu dziewięćdziesięciu centymetrów w dół. Jeśli nie wyglądem, czy pieniędzmi, przewyższał innych inteligencją.

Zbytnio rozbuchana pewność siebie często jednak przeradza się w arogancję.

– Anni, nawet po wykładzie się z tobą zgodzić nie mogę. Nie i koniec, ta teoria nie ma podstaw prawnych – powiedziała Lakshmi, bliska koleżanka.

– Nie było jeszcze na tej uczelni przypadku, by kontrowanie moich teorii wyszło komuś na dobre. Teraz buntujesz się statystyce, a ja odchodzę – odburknął.

Lakshmi zatrzymała się na schodach i zrezygnowana pozwoliła opaść rękom. Podążała za nim wzrokiem, aż nie doszedł do swojego sportowego Saaba, przy którym czekała jego dziewczyna. Wtedy odwróciła się na pięcie i zniknęła w cieniu głównego holu.

– Cześć kwiatuszku, jak tam rozmowa? – zapytał otwierając auto.

– Wrr, ta praca nie jest dla mnie Anni, tam są sami kretyni i… – wybuchła zirytowana.

– Odrzucili cię?
– Pytali mnie o jakiegoś Ceterisa Paribusa i zasadę Maslowa, ja pierdolę Anni, tego nie ma w moich obowiązkach!

– Maslow to był koleś, a Cete… OK, posłuchaj kwiatku. To nieistotne, dostaniesz lepszą robotę.

– Obiecujesz? – zapytała z nad dachu auta z ekscytacją.

Nina otarła łzę, a wiatr rozwiał jej blond włosy.
– Obiecuję kwiatku.

Saab ruszył zrywnie do przodu, wydając z siebie imponujący, niski pomruk i cisnął ich za bramę uczelni. Siedząca na przednim siedzeniu dziewiętnastolatka uchyliła szybę by zapalić papierosa.

Johannes rozejrzał się, wrzucił kolejny bieg i z lekkim poślizgiem wypadł z jasnego grysu na czarny asfalt ulicy. Spojrzał na nią i mimowolnie zjechał ku jej udom w mini.

– Wiesz, że nie lubię jak palisz w aucie.
– Zamknij się – odrzuciła wypuszczając kłąb dymu.

Nie spodobało mu się to, lubił mieć nad nią kontrolę. Obcesowo sięgnął w jej kierunku i szarpnął w górę kremowe mini, odsłaniając jej białe majtki. Nawet nie zareagowała, mrużąc oczy od narastającego pędu powietrza targającego jej włosami.

Przy kolejnej prostej, wsunął dłoń między miękkość białych ud, które delikatnie docisnęły się do siebie, jakby w przeciwwadze do lekko rozchylających się, ciemnoczerwonych ust. Wiatr zerwał popiół z końcówki jej papierosa i cisnął nim w dal, rozżarzając pozostawiony czubek do czerwoności. Silnik ryczał, wkręcając się na coraz wyższe obroty. Jego dłoń wylądowała na jej policzku, przesunęła się po nim delikatnie, wtedy Nina zaciągnęła się i obróciła w jego stronę.

Gdy kciuk wsunął się w jej usta, omiotła go cienka wstążka szarego dymu, który zaraz został porwany i wyssany za okno. Właśnie wyjeżdżali poza obrzeża miasta, kierując się w stronę willi jego rodziny.

Johannes nagle zaczął hamować i bez ostrzeżenia zjechał na polną drogę. Rzucane na wybojach auto wzniecając chmurę kurzu raptownie wytracało prędkość. Gdy w końcu stanęli, chmura dogoniła samochód, topiąc go jak w piaskowej burzy.

Mężczyzna wyskoczył na zewnątrz, obszedł samochód i otworzył drzwi przed zagubionym wzrokiem Niny. Odpiął jej pas i wyciągnął ze środka. Ledwo zachowała równowagę, gdy ciągnął ją za sobą aż do maski auta. Pchnął ją na nią, a dziewczyna aż wygięła się w łuk, zaskoczona jej ciepłem. W trosce o lakier zrzucił z niej buty na wysokim obcasie, co od razu wykorzystała, wciągając nogi wyżej.

Patrzył jak jej delikatne, drobne, blade stopy o czerwonych paznokciach suną po czarnym lakierze auta, jak zapiera się nimi, by nie zsunąć na brudny piach. Pochylił się, zatrzymując między jej udami, całując je porywczo, pazernie, aż do majtek. Jego dłonie zaciśnięte na kostkach i chciwość pocałunków uderzyły w nią falą podniecenia, jej facet brał ją na masce swojego wozu, a ona nie mogła i nie chciała go powstrzymać.

Jedynym aktem instynktownej obrony była jej lewa dłoń lądująca na łonie. Patrzyła jak ją całuje pospiesznie, zaczyna lizać, jak jego język tańczy w przerwach palców, jak nieustannie napiera, naciska, pręży się i wije, by nagle wślizgnąć się między nie, dotknąć przez materiał jej ciała, przeszyć ją dreszczem.

– Kotku – szepnęła, a palce w konspiracji zelżyły swój nacisk by ów wypadek wydarzył się znowu i znowu, i znowu.

Nagle podniósł lekko jej stopy, odbierając punkt oparcia. Przestraszona zjechała kilkanaście centymetrów w dół, lądując płasko na masce. Oślepiło ją słońce, widziała tylko czarną sylwetkę Johannesa, czuła parzący jej plecy metal. Oparł jej kolana o siebie i sięgnął koszuli.

Zamknęła oczy przed słońcem i czuła, jak rozpina kolejne guziki, wyciąga koszulę ze spódnicy. Poczuła prażące słońce na skórze brzucha i powiew wiatru na włoskach. Jego usta były następne. Całował pospiesznie, ale dokładnie, pełznąc od pępka w górę. Wiedziała, że zapinany z przodu stanik nie stawi oporu, przeciwnie – nabierając powietrza wygięła się w kuszący łuk, by nagle poczuć jak uwolnione piersi rozsuwają się lekko na boki i spływają, piętrząc przy obojczykach. Czuła się wolna i dzika. Jej wszystkie chwilowe zmartwienia zagłuszał łomot serca i szum pulsującej w skroniach krwi.

Czuła jak wydzielany w ekscytacji pot jest błyskawicznie osuszany wiatrem i słońcem. Oddana mu całkowicie, wiła się przed nim na masce. Patrząc w bok, z dala od oślepiającego słońca, widziała swoją rękę sięgającą w dal. Przeniosła wzrok niżej i ciągle wpatrzona w odległy punkt, zobaczyła chmury odbijające się w czarnym lakierze. Nagle wraz z głębokim wdechem, ostrość jej wzroku skupiła się na dłoni. Odległe chmury rozmyły się, a jej ostre palce przejechały opuszkami po gładkiej powierzchni, zaciskając się w pięść.

– Och… – jęknęła wysokim tonem gdy jego język wdarł się między mokre wargi, ściągając ją ponownie do „tu i teraz”.

Jego dłonie przecięły wzdłuż brzuch, pewnym i silnym ruchem zamykając się na miękkich półkulach jej bladych piersi, by dosadnie poczuć jędrność jej młodego ciała. Jej biodra drgnęły, wybijając się w górę, pisnęły bose stopy na gorącej czerni.

– Weź mnie, o Boże, weź mnie… – wydyszała tonąc w falach rozkoszy.

Jak na zawołanie poczuła jego obrzmiałą żołądź przy wargach i zamarła w oczekiwaniu. Dłonie przytrzymały ją za piersi, a twardy penis z łatwością wślizgnął się do środka, cudownie wypełniając jej wnętrze. Było w tym coś surowego, epatującego bezwzględnością i podporządkowującego, coś, co zalało Ninę rumieńcem i wyrwało z jej ust jęk pełen uległości.

Czuła pożądanie, manifestujące się w imponującej twardości i długości jego kutasa, który wbijał się w nią raz za razem. W silnych dłoniach trzymających jej biust, jak lejce zakończone wędzidłem w końskim pysku.

Wśród dyszenia i chlupotu, widział krople jej soku wypluwane z ostro pieprzonej piczy, lądujące na nieskazitelnym, czarnym lakierze jego auta. Atmosfera przeszła wulgarnym naturalizmem. Śliczna twarz Niny, zaczerwieniona i wykrzywiona, jej zmysłowe usta teraz rozpaczliwie łapiące powietrze i wyrzucające nieartykułowane dźwięki mieszane z niekontrolowanymi przekleństwami. On, zwierzęco gaszący swoją chuć w jej mokrej piździe.

Johannes nagle zadarł jej długie, smukłe nogi do nieba, objął jej uda i wszedł między ciasno złączone pośladki. Nina zatrzymała dłońmi taniec wymęczonego, naznaczonego czerwonymi śladami biustu, na tle oślepiającego słońca zobaczyła czarny kształt swoich zwężających się do kostek nóg i napiętych stóp o rozsuniętych palcach.

Niedługo po tych wydarzeniach, Johannes i jego koleżanka oblewali wspólnie zdane egzaminy. Siedzieli w pustym pokoju. Lakshmi wywodziła się z hinduskiej rodziny, co widać było nie tylko po imieniu. Reprezentowała typowo indyjski typ urody – miała ciemniejszą cerę i czarne, proste włosy. Z wyglądu była najzwyklejszą kobietą, ale jedyną, jaka potrafiła stawić czoła Johannesowi.

Przyjechała razem ze swoim ojcem, ambasadorem i dzięki typowej dla hinduskiej klasy wyższej, perfekcyjnej znajomości angielskiego, w miarę szybko zaaklimatyzowała się w nowym miejscu i poznała język. W końcu zdecydowała się też tu zacząć studia. Ojciec wyjechał po dwóch latach, ona została by skończyć edukację.

– Anni, zawsze zastanawiam się do jakiego stopnia mówisz to co myślisz i myślisz to co mówisz – rzuciła, popijając wino.
– I?

– I nic. Często czuję się przy tobie niewidzialna . Patrzysz, ale przeze mnie, a nie na mnie. Nie widzisz co do ciebie czuję.

– Lakshmi, o co ci chodzi skarbie? Jesteśmy przyjaciółmi, tak? Od ilu lat się znamy? Dziewięciu, dziesięciu?

– Posłuchaj Anni, zapomnij co przed chwilą powiedziałam, OK? – odpowiedziała zrezygnowana.

– Nie muszę, o czym rozmawialiśmy?

Ta reakcja wyraźnie ją rozsierdziła. Zamarła na chwilę w miejscu, nieznacznie tylko kołysząc się z kieliszkiem w dłoni.
– Zapominasz trochę za szybko – odparła po namyśle i trochę brawurowo opróżniła kieliszek do końca.

W ich wspólnej przeszłości, cztery, czy pięć lat temu, doszło do wydarzeń w których wyniku młoda hinduska odważyła się na krok w przód, a przystojny Szwed cofnął się o ten krok do tyłu. Od tamtego czasu, ona trzymała się tych wspomnień, a on podkreślał do nich dystans.

Pusty kieliszek brzęknął o drewniany blat stołu i niezdarnie przewrócił, podkreślając stan Lakshmi. Z jej oczu biła pewność siebie na skraju desperacji, podsycana i jednocześnie znieczulana alkoholem. Kolejne guziki puszczały, aż w końcu zobaczył jej biały stanik i brązową skórę z lekko zaokrąglonym nad jeansami brzuchem.

– Lakshmi! – warknął przeciągle Svennsson, wiedząc, co się szykuje.

Miał przed soba bliską mu osobę pchającą się w newralgiczną sytuację w której jedno rozsądne „nie” może wywołać płacz i poniżenie. Mimo alkoholu we krwi wiedział, w jak trudnej sytuacji go stawia. Ale ona była pewna, spokojna, zdecydowana. Kontrolowała sytuację kopiując scenę z przed lat. Domagała się uwagi i troski w sposób niezwykle jawny, nie dając mu szans za cynizm, czy zamianę w żart.

Jej ręce zniknęły z tyłu i biały stanik po chwili nie krył jej ciała.
– Jesus fucking Christ, Lakshmi, nie. Słyszysz mnie?

Z zimnym wyrachowaniem zrzuciła swoją zbroję, otworzyła się, wystawiając swoją intymność na osąd. Jego ręce były związane, jak mógłby wbić jej teraz nóż?

Jego dłonie stały się wilgotne, oczy przemieszczały się po jej skórze, lekko obwisłych, pełnych piersiach. Zaczęła do niego iść. Powolne, rytmiczne uderzenia jej obcasów zmroziły go. Jej szerokie biodra kołysały się przy każdym kroku. Była jak pijany demon, który rzucił na niego swój urok.

– Wypieprz mnie jak wtedy, Anni – poprosiła, uważnie dobierając słowa.
– Zerżnij dobrze…

Czuł jak włosy stają mu dęba, pomimo niepewności w środku, podbrzusze zalewa ciepło, alkohol ułatwia sprawę i czuje jak jego prącie powiększa się, pulsuje. Spogląda na spodnie, próbuje to ukryć, siadając na zatrzymującej go z tyłu ławce. Lakshmi idzie dalej, już czuje zapach jej ciała, widzi, jak wdrapuje się na ławkę, siada na nim okrakiem. Powoli, sennie, jak kot podchodzący do swojej ofiary uwięzionej w zaułku.

Rozkłada go na ławce, dociska do ściany, nęci zwieszającym się biustem, który kołysze się nad jego twarzą. Widzi, jak ona ujmuje jedną z piersi w dłoń i przesuwa mięciutkim ciałem po jego policzku, wsuwa w otwarte z wrażenia usta. Opiera ręce o ścianę nad nim i wyginając się w łuk, zwiesza swe piersi na jego twarz, przesuwa po niej, starając się zanurkować brodawkami w jego ustach.

Pomimo pasywności, wbrew woli doznaje ich zapachu, miękkości, ciężaru. Czuje zimną skórę, łapczywie oblizuje wargi po kolejnych trąceniach, ma dość ich przypadkowości, tego jak drażni się z nim, kusi i igra. Patrzy w jej oczy, a ona zawisa centymetr nad nim. Chce jej. Daje się ponieść i pozwala sobie na jeden ruch. Wystawia język do góry i jego czubkiem wykonuje jedno, niepewne liźnięcie, które przemyka po jej aureoli. Przeszywa ją dreszcz, a ciało reaguje. Przy drugim razie, przez ułamek sekundy czuje opór gorącego, powstającego sutka, który ześlizguje się z mokrego języka i lekko kołysze z całą piersią.

Słyszy jej nagły wdech, słowa „Nie przestawaj” dźwięczą mu w uszach, czuje ich niewyobrażalnie ciężką słodycz, niepozwalającą jej się oprzeć. Wyciąga się do przodu i językiem zaczyna szybko obrabiać jej spuchniętą aureolę, trącać coraz większy, mięsisty sutek. Lakshmi sapie i podryga w spazmach. Pomimo, że jej ciało jest dalekie od perfekcji, cała sytuacja taką się staje.

– O tak kotku, mmmm – wyszeptuje zmysłowo, powoli tracąc nad sobą kontrolę, gdy nieznośna przyjemność przeszywa jej ciało.

Odpycha się od ściany i wygina do tyłu, jednocześnie łapiąc jego dłonie i ściągając na swój brzuch. W jego miękkości, Johannes odkrywa niespodziewany erotyzm. Dziewczyna nachalnie oddaje mu swoją nagość. Kierowany jej gestem, silnie zatapia dłonie w jej ciele i prowadzi w górę, aż opływają żebra, zabierając po drodze rozlane piersi. Lakshmi ekstatycznie zanurza dłonie we włosach, piętrzy je, powodując u niego przebłysk przeszłości.

Wygląda tak samo, jak wtedy. Dzika, chętna i ufna. Ściska jej piersi razem, aż grymas ściąga jej brwi. Zamiera tak na chwilę, po czym cofa ręce, pozwalając im opaść. Jak zahipnotyzowany, robi to znowu. Lakshmi odwraca głowę i cichutko jęczy, gdy piersi bieleją w więzieniu z palców, a wzwiedzione sutki figlarnie sterczą między nimi. Pozostaje mu jednak posłuszna, dając do zrozumienia swoje oddanie. Widzi jej maślany wzrok zakochanej i potwornie podnieconej kobiety, gotowej ścierpieć wiele dla jego dotyku.

Jest sparaliżowany sytuacją, niezdolny by wstać i odejść. Napięty i nerwowy, działający impulsywnie, nagłymi zrywami rozładowujący budujące się w nim napięcie.

– Nie możemy się pieprzyć, Lakshmi – wypalił cofając dłonie.

– Dlaczego nie? – zapytała kusząco, przejeżdżając po jego wybrzuszonych jeansach.

– Czy Nina brzmi jak dobry powód?
– Od kiedy przejmujesz się tą lalą? – zapytała z nieukrywanym oburzeniem – o nie, nie, to się tak nie skończy, myślisz, że tak po prostu wyjdziesz i zostawisz mnie tak tutaj, jak idiotkę, jak tanią dziwkę?

– Lakshmi, proszę.

Zapadła cisza świdrująca uszy. Słowa które ją przerwały były równie mocne.

– Zerżnij mnie, weź tak jak tą swoją młodą sukę – jej paznokcie wbiły się w jego tors, ból zmieszał się z podnieceniem – chcę go znowu poczuć w sobie, Anni. Pamiętasz jak to jest być we mnie? Pamiętasz jeszcze jak smakuję, jak pachnę?

– Zejdź ze mnie – warknął – już!

Nie miała pojęcia, czego jest to zapowiedzią. Przestraszona zeskoczyła na podłogę, czuła się przegrana, w jej oczach pojawiły się łzy. Johannes brutalnie odwraca ją do siebie tyłem i opiera o ławkę. Teraz jest skołowana. Szarpnięcia rozpinają jej spodnie, kolejne ściąga je do kolan. Svensson kuca i łapczywie wgryza się w jej puszyste pośladki, marszczy na nich łososiowe majteczki, bez konwenansów zdziera je, odsłaniając nagi tyłek.

Lakshmi jest w pustce, spada, łzy rozmazują jej widok, palce zaciskają się na drewnianym blacie a przez ciało przechodzi błyskawica, serce przyspiesza a nogi miękną.

W punkcie gdy jest przegrana i zagubiona, przeszywa ją na wskroś swoją wzbudzoną lancą, bierze zwierzęco od tyłu, posuwając jak król swoją chętną ladacznicę. Jej pośladki klaszczą i cmokają pod uderzeniami jego porywczych lędźwi, a hinduska wyje ulegle, tracąc poczucie rzeczywistości.

Kiedy kończą, on jest skołowany, unika wzroku, szybko wychodzi jak zawstydzony pies. Ona jednak delektuje się rozkoszą do ostatniej chwili, sięga palcami i rozsmarowuje w palcach jego nasienie, postanawiając, że już go nigdy nie odda innej.

Czas leciał i jak grom z jasnego nieba na Johannesa Svenssona spadł straszliwy wypadek. Otwierana przez niego paczka eksplodowała mu w twarz, dodatkowo parząc dotkliwie kwasem. Był to wielki szok dla całej rodziny, jeszcze większy dla niego, gdyż eksplozja odebrała mu wzrok i zmieniła przystojną twarz w zdeformowane poparzenie.

Tego wieczora, kilka tygodni po wypadku, leżał sam w szpitalnej sali. Pieniądze i pozycja jego rodziny zapewniały mu osobną salę w ustronnej części szpitala i dogodne czasy odwiedzin.

Nina była zdenerwowana. Kiedy dowiedziała się o wypadku nie potrafiła zareagować. Bała się tego, co może zobaczyć, chowała się za wymówkami o jego wciąż słabym stanie zdrowia i potrzebie wypoczynku. Ale w końcu nadszedł ten dzień.

Jej buty powoli stukały, niosąc się echem po pustych, szpitalnych korytarzach. Ochrona wpuściła ją po potwierdzeniu tożsamości i odnalezieniu na liście dostępowej. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie zawrócić.

Pokój był ciemny, czuła zapach nieskończonych bukietów kwiatów czających się gdzieś w mroku. Jego stan był stabilny, on sam świadomy, nie było więc słychać budującego klimat pikania, zastępowała go złowroga cisza.
Przez uchylone okno wpadało rześkie, zimne nocne powietrze. Nina skupiła się na tym chłodzie gdy nagle wstrząsnął nią jego głos.

– To ty?

Był słaby, trochę zmieniony, ochrypły. Czy myślał o niej? Czy miał jej za złe, że się nie odzywała? Myśli krążyły po jej głowie.

– Światło jest na ścianie po prawej. Przynajmniej tak mówią.

Ciągle wahała się przed wypowiedzeniem pierwszego słowa.

– Chyba, że boisz się tego, jak wyglądam. Zrobili dla mnie maskę. Przypomina festiwalowe maski weneckie, jest jednak zupełnie biała i bez zdobień.

– Pewnie jest śliczna, co? – odważyła sie na słowa.
– Nigdy się już tego nie dowiem, Nina – powiedział, a ona w tym samym momencie ich pożałowała.

– Włącz światło, chyba, że chcesz przede mną uciekać przez resztę życia, wtedy po prostu wyjdź.

Usłyszał kliknięcie przełącznika, ale nie towarzyszyło mu buczenie rodzących się jarzeniówek. Postanowił ją sprawdzić.

– I co?

– N-nie tak źle – odpowiedziała niepewnie.
– Pomyliłaś guziki kretynko, nadal jest ciemno jak w piekle! – wydarł się na nią w furii.

Cisza. Tylko ją słyszał. Poczuł się znowu samotny i wymamrotał pod nosem:

– Sorry, że krzyczałem, ale robienie ze mnie durnia przy pierwszej możliwej okazji to nie był najrozsądniejszy pomysł, Nina.

Nie było jednak nikogo, by mu odpowiedzieć. Wysilił swój słuch, nawet zatrzymał na chwilę oddech by odnaleźć ślady jej respiratoryki. Nic jednak nie znalazł. Po dłuższej chwili usłyszał szelest. „Zdjęła buty” pomyślał. Słyszał tło – dziwne wysokotonowe bzyczenie urządzeń. Na podstawie zmian tego dźwięku potrafił rozpoznać przemieszczanie się po sali.

Rozległo się kliknięcie i impulsami wykwitło buczenie jarzeniówek. Zamarł. Szelest zaczął się zbliżać. Poczuł perfumy Niny, uspokoił. Jej dłonie zaczęły majstrować przy jego nadgarstkach, zaciskać umieszczone tam, szerokie, skórzane pasy. Drgnął, ale pozwolił jej na to, nie chciał znowu zostać sam.

Wtedy poczuł podnoszącą się kołdrę, ciepły pocałunek dotknął jego stopy. Wzdrygnął się. Kolejne powolne pocałunki i jej ciepły oddech, omiotły jego kostki i wślizgnęły się pod szpitalną piżamę. Był taki wrażliwy, a brak wzroku i unieruchomienie, jeszcze wzmacniały doznania. Jej zimne palce na łydkach przeszyły go dreszczem, poczuł, że jego penis zaczyna budzić się impulsami, nie jest w stanie go kontrolować. Zatrzeszczały pasy przy rękach, gdy ona lekko rozchyliła jego nogi i zaczęła całować uda.

– Nie przestawaj – szepnął.

Do pocałunków dołączyły zmysłowe kąśnięcia, czuł jej paznokcie na skórze. Serce przyspieszyło a krew pewnie popłynęła wznosząc jego męskość, aż naparła na piżamę i wzniosła lekko kołdrę. Zimne palce coraz bliżej, ciepły oddech omiatający nagą mosznę i nagle jej język na niej. Twardy, gorący i mokry, zanurzający się w miękkości i przesuwający jego jądra. Jej rozczapierzone palce powędrowały po udach, by spotkać się razem z językiem.

Wyprostował nogi jak mógł i naciągnął pasy, gdy jej język podążył w górę jego nabrzmiałego penisa. Jej dłonie przesunęły się wyżej, dotykając jego rozgrzanego brzucha. Johannes spiął się cały, prężąc w tej erotycznej pułapce, łapiąc powietrze szybkimi, płytkimi łykami. Z dłońmi sięgającymi jego brodawek, samymi ustami wjechała na szczyt jego łzawiącej lancy i połknęła całą. Wróciła na górę i naparła w dół, obciągając powoli napletek z czerwonej żołędzi, aż nagle cały kutas jednym, pewnym ruchem wślizgnął się w jej usta.

– Ahhhh… – syknął z przyjemności zalewających jego lędźwia, które miarowo i bezwolnie unosiły się i opadały penetrując jej rozwarte usta.

Kiedy delikatnie poczuł jej zęby, odkrył, że coś jest nie tak. Nina nigdy nie kochała się tak z nim oralnie. Miała też mniejszy ciężar. Tonąc w przyjemności, niby w ekstazie poruszył udami, złączył je, zginając i poczuł jej spory biust. Strach przeszył jego umysł, ale nie chciał jej zatrzymać. Ciaśniej objął udami jej głowę, by poczuć kosmyki włosów.

Pachniała jak Nina, ale kochała się bardziej zwierzęco, bardziej impulsywnie. Kochała się jak…

– Lakshmi, ty diable… – wymamrotał.

Nie odpowiedziała, ale zostawiła jego członka i wpełzła wyżej. Poczuł szorstką twardość jej jeansu, zadzierającego jego męskość i przyciskającą ją do brzucha. Zadarła jego piżamę wyżej i wpiła się wargami w jego brodawki, powoli masując jego przyciśniętego kutasa biodrami.

– Chcę go między twoimi cyckami, bardzo.

Powoli, jakby zastanawiając się uniosła się do góry, po czym posłyszał szelest, a ciepły, miękki sweter wylądował na jego torsie. Po chwili potrzebnej na zdjęcie stanika, poczuł jej dorodną parę, kołyszącą się i muskającą jego brzuch w dół, aż tracającą sztywny pal. Poczuł jak zanurza się w miękkości, która masuje i napiera, otacza go ciaśniej, aż tarcie pociąga za sobą napletek i odbiera dech.

Wtedy już był pewny, że jest to Lakshmi i całkowicie się z tym pogodził. Nie potrafił odrzucić być może jedynej kobiety, która od niego nie uciekła. W świecie deformacji i ciemności dawała mu nieludzką przyjemność. Po niecałej minucie wstała i posłyszał jej suwak, szelest zdejmowanych jeansów. Łóżko skrzypnęło. Poczuł jej dłonie zaciskające się na swoich kostkach, tyłek na biodrach. Musiała opierać swoje kolana po bokach jego ciała, bliżej głowy, bo tuż nad twarzą delikatnie poczuł zapach jej stóp.

Niespodziewanie jej mokre wargi naparły na podstawę jego penisa, przyciskając go do brzucha, czuł jak rozsmarowuje swój śluz na całej jego długości, ociera się o jądra. Uniósł nieco głowę i rzeczywiście jego usta natrafiły na palce jej złączonych stóp. Jak w amoku zaczął je łapczywie całować spierzchniętymi wargami, ssać duże palce, a ona ocierała się o niego mocniej i mocniej.

Nagle poczuł jej zimne dłonie kierujące jego penisa wprost do gorącej i mokrej nory. Z wielką ulgą przyjął jej nabijający się na niego tyłek. Warknął i zaczął kąsać jej paluszki, aż pisnęła i zabrała nogi pod siebie, pionizując się i coraz szybciej kręcąc biodrami.

Tego dnia Lakshmi otrzymała maila od bliskiej przyjaciółki, brzmiał tak: ” Wiem, co zrobiłaś. Jestem w szoku, ale postaraj się mi to jakoś wytłumaczyć.”

Odpowiedź była następująca: ” Pamiętasz jak byłam mała i dorastałam razem ze Sushmitą? Była rok młodsza, ale i tak wszystkie najlepsze zabawki dostawała ona. Kiedyś zepsuła jedną z lalek i zaczęła ryczeć. Ojciec skleił ją taśmą ale i tak jej nie chciała. Kupił jej nową, ja dostałam tamtą w spadku.
Cieszyłam się, dla mnie była w porządku. Po kilku miesiącach strasznie pozazdrościłam jej innej zabawki. Wiedziałam, że nowej jej nie dostanę. Byłam gotowa zapłacić cenę. Pomimo uszkodzeń, była piękna, była moja.”

Lakshmi wygięła się w łuk, szczytując w jęku. Cichy szept „jesteś mój” opuścił jej usta.

This story was created in collaboration with Silvershine – thanks again, gorgeous! Kisses fly to Greece.

Scroll to Top