To miał być normalny dzień. Następny dzień na uczelni w końcowych dniach października. Kolejny dzień, gdy słońce nieśmiało przebijało się przez chmury, dając ostatnie ciepłe promienie. Dzień ten nie zapowiadał niczego szczególnego, nie było żadnych znaków, że będzie inny niż pozostałe. Miał być normalny dzień … a jednak taki nie był.
Poczułam to nagle, w jednej chwili. Coś kazało mi spojrzeć w jej kierunku, dostrzec ją wśród innych osób siedzących na ławce. Mój wzrok zatrzymał się właśnie na jej postaci. Była zajęta rozmową, śmiała się, poprawiała kosmyk rudych włosów, który spadł na jej czoło. Widziałam to wszystko jakby w zwolnionym tempie. Chwila ta była dla mnie wiecznością, choć trwała zaledwie kilka sekund. Musiała poczuć mój wzrok, bo spojrzała w moim kierunku, wciąż się uśmiechając… cóż za cudowny uśmiech pomyślałam… to spojrzenie zza okularów… Ocknęłam się, wróciłam do rzeczywistości, odwróciłam wzrok i poszłam dalej korytarzem…
– Co to było?! – pomyślałam. Dlaczego przez te parę sekund byłam jakby w innym świecie? Dlaczego w ogóle spojrzałam akurat w jej kierunku, skoro było tam tyle innych osób? Dlaczego serce biło mi jak oszalałe, gdy, i ona na mnie spojrzała? Chyba się jednak nie wyspałam, skoro mózg płata mi takie figle. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że tak wielkie wrażenie zrobiła na mnie ta ruda? Mocna kawa i wszystko powinno wrócić do normy, powinno, tylko, dlaczego nie mogę wymazać z pamięci spojrzenie jej czarnych oczu?
Minęło kilka dni a ja wciąż nie mogłam zapomnieć o tym incydencie. Wciąż miałam przed oczami jej uśmiech. Dziwnie się czułam, myśląc o niej. Nie chciałam, by to wydarzenie się powtórzyło, dlatego starałam się nie rozglądać po korytarzach, gdy byłam na uczelni. Udawało mi się przez jakiś czas. Już myślałam, że mi przeszło, że był to nic nieznaczący incydent, chwila niedyspozycji psychicznej… Aż tu nagle…
Odwróciłam głowę i mój wzrok nieświadomie spoczął właśnie na niej. Stała przed szkoła z koleżankami. Co robić? Przecież muszę jakoś wejść do tej cholernej szkoły, ale musiałabym ją minąć, bo stała tuż przy drzwiach. Przerażała mnie myśl, że dostrzegłaby rumieńce na mej twarzy, że usłyszałaby, jak mocno bije moje serce… Zatrzymuję się więc w bezpiecznej odległości od niej (jeśli taka odległość w ogóle istnieje) i postanawiam zapalić papierosa. No to pięknie! – myślę sobie – to nie był cholerny jednorazowy incydent! Ta dziewczyna po prostu mi się podoba! Mnie podoba się dziewczyna! Coraz zachłanniej zaciągam się fajką… zerkam co chwila na nią… Łapie moje spojrzenie… mija krótka chwila… Dość! – mówię do siebie. Gaszę na wpół spalonego papierosa i wręcz wbiegam do szkoły z sercem w gardle.
Siedzę na zajęciach, staram się słuchać, co wykładowca do nas mówi, staram się poukładać w logiczną całość jego monolog… staram się, ale z marnym skutkiem. Kątem oka widzę, jak mój wydział wręcz chłonie to, co on mówi, pisząc wciąż coś w zeszytach. Mój zeszyt jest pusty, moje myśli wciąż krążą wokół tego, co się wydarzyło tego ranka przed szkołą. Wtedy, gdy na mnie spojrzała, serce przestało mi bić na moment. W tej jednej krótkiej chwili zapragnęłam być blisko niej… przez te krótkie sekundy widziałam tylko ją, nie było jej koleżanek, nie było szkoły, nie było żadnego dźwięku prócz szybkiego rytmu mego serca… Właśnie w tej krótkiej chwili uświadomiłam sobie, że po prostu pragnę tej dziewczyny! Nigdy wcześniej mi się to nie przytrafiło, nigdy przedtem nie patrzyłam na kobietę w ten sposób, nikt nigdy nie wzbudził we mnie takich pragnień! Czułam się zagubiona w tym nowym doświadczeniu, nie wiedziałam, co mam o tym myśleć i czy w ogóle powinnam o tym myśleć! Pomimo całej tej emocjonalnej dezorientacji, zaciekawiło mnie to. Zafascynowały mnie te nowe uczucia. Pozwoliłam, by się rozwijały, ciekawa, co przyniosą…
Nikomu o tym nie powiedziałam, było to tylko moje i przynosiło mi pewnego rodzaju radość. Chciałam poznać imię tej dziewczyny, chciałam wiedzieć gdzie mieszka, co studiuje, na którym jest roku… Ale jak się tego dowiedzieć, nie wzbudzając podejrzeń? Przecież nie zapytam jej wprost! Zaczęłam więc szukać jej wzrokiem, sprawdzać pod jaką salą siedzi, szybko biec na plan, by sprawdzić, kto ma tam teraz zajęcia. Dobra, już wiem, co studiuje, na jakim roku jest. Niby przypadkiem zaczęłam mijać sale, gdzie miała zajęcia w nadziei, że ją zobaczę… udaje mi się dziś… widzę ją… idę… mijając oczywiście, patrzę jej prosto w oczy… śmiecham się… patrzy i uśmiecha się również… Ten dzień już jest udany – myślę sobie. Jeszcze tego samego dnia spotykam ją na przystanku, stoi na jego drugim końcu, sama. Ja z koleżankami. Podjeżdża autobus, ona również się do niego kieruje, puszczam ją przodem. Ma ładne pośladki – myślę sobie. Trochę przestraszona tym śmiałym spostrzeżeniem siadam daleko od niej, ale i tak nasze twarze są do siebie skierowane. Teraz ona musi mi się przyglądać, bo gdy na nią spojrzę, ona patrzy na mnie… To jest naprawdę udany dzień!
Kilka dni później poznałam jej imię. Dość przypadkowo. Szłam na przerwie z kumpelą do łazienki. Rozmowa pochłonęła nas całkowicie. Chwytam za klamkę od łazienki i niemal wpadam na „moja rudą”, która właśnie stamtąd wychodziła. Po krótkim obustronnym „sorry” mijamy się, ona wychodzi, ale ktoś woła ją po imieniu, by zaczekała… Tak, Aga. Moje rude cudo nosi imię Agnieszka! Uradowana tą cenną informacją do końca dnia nie tracę dobrego humoru.
Musiał mi sprzyjać dobry los, bo przez kilka następnych tygodni nie było dnia, bym jej nie widziała. A może nieświadomie specjalnie przechadzałam się korytarzami, by ja zobaczyć? Te tygodnie były dla mnie cudowne. Z chęcią wstawałam rano do szkoły, bo wiedziałam, że i ona tam będzie, że znów ją zobaczę, jej uśmiech, te cudowne krótki rude włosy, ten jej zabójczy wręcz wzrok. Gdy tylko miałam okazję, obserwowałam ją, podziwiałam jej zgrabną, niewysoką sylwetkę… Często łapała mnie na tym, że się jej przyglądam, widziałam zdziwienie na jej twarzy, ale nic nie mówiła, tylko się uśmiechała. Nie miałam odwagi poznać jej bliżej, by po prostu do niej podejść i zagadać. Wystarczało mi samo jej obserwowanie… W końcu musiała zacząć coś podejrzewać…
Pewnego listopadowego dnia, nie mogąc wysiedzieć na wykładzie, wyszłam z sali kupić sobie kawę. Postanowiłam wypić ją na ławce przed salą. Na korytarzu było pusto, bo jeszcze nie było przerwy. Siedziałam i sączyłam moją kawę. Usłyszałam, że ktoś schodzi po schodach. Mimowolnie spojrzałam w tamtym kierunku… To był ona! Szła sama, w moim kierunku. Serce zaczęło mi bić szybciej. Usiadła koło mnie i zagadała:
– Cześć! – usłyszałam dźwięczny głos.
– No cześć… – z wielkim trudem wydobyłam z siebie dźwięk.
– Zauważyłam, że od dłuższego czasu mi się przyglądasz, masz coś do mnie? – zapytała bezpardonowo.
No tak, to już koniec! – pomyślałam. Zaraz się wyda, że mi się podoba, wyjdę na lesbę, wyśmieje mnie i zrobi obciach w całej szkole! Kombinuj Monia, kombinuj – ponaglam się w myślach.
– Owszem, przyglądam ci się – wypaliłam – bo kogoś mi przypominasz, ale nie mogę sobie przypomnieć czy cię gdzieś już nie poznałam – skłamałam.
– Nie sądzę, bym ja cię wcześniej poznała, ale mam na imię Agnieszka, może to pomoże ci sobie przypomnieć? – zapytała.
– Nie, raczej nie. Musiałam cię jednak z kimś pomylić.
– Cóż, skoro tak, to już ci nie przeszkadzam w piciu kawy. Cześć!
I poszła tam, skąd przyszła. Odprowadziłam ją wzrokiem a gdy znikła, zamknęłam oczy i oparłam głowę o ścianę. I co teraz? Koniec już z obserwacjami, bo jak to wytłumaczę? Co innego mogłam powiedzieć? „Agniesiu, strasznie mi się podobasz, pragnę każdego kawałka twojego ciała?” Tak, to już koniec …
Cóż mogłam poradzić? Przestałam się jej przyglądać. Było to dla mnie trudne, ale co miałam począć? Jak na złość od tamtego dnia jeszcze częściej była w polu mojego widzenia! Musiałam się zmuszać, by na nią nie zerkać. Tylko, gdy miałam pewność, że tego nie zauważy, pozwalałam sobie na krótkie obserwacje. To były jedyne chwile szczęścia. Często też mijałyśmy się na korytarzu, przeciskając się przez tłum, czasem się o mnie otarła… ogarniał mnie wtedy wielki smutek za tym, co mogłoby być… Właśnie… co mogłoby być?! Nic nie mogłoby być! To, co uroiło się w mej głowie, nigdy się nie urzeczywistni! Gdzieś znikła ta radość, która towarzyszyła mi przez te kilka tygodni. Zauważyli to znajomi, ale udawałam, że wszystko jest OK. Tylko kumpela nie wierzyła w mój niby spokój, tylko ona widziała smutek na mojej twarzy, gdy Agnieszka pojawiała się w pobliżu. W końcu chyba dostrzegła, przez kogo tak nagle blednę, ale nic nie powiedziała. Któregoś dnia wspomniała, że jakaś dziewczyna przygląda mi się od kilku dni. – Tak, chciałabym, by tak było – pomyślałam. – Wydaje ci się, może chodzi o ciebie? – zażartowałam. Bałam się zapytać, o którą dziewczynę chodzi. Tak bardzo nie chciałam się rozczarować, gdyby tą osobą nie okazała się ona…
I tak jakoś dotrwałam do połowy grudnia…
Spadł śnieg, przykrywając swym białym puchem wszystko wokół. Wszystko było białe – chodniki, ulice, dachy, drzewa, trawniki… takie bezbarwne, smutne, zimne. Tak jak moje dusza. Znów marznę na przystanku, czekając na autobus. Znów wrócę do domu, do swoich czterech ścian, które dobrze znają już moje łzy smutku i tęsknoty… Autobus podjechał, wsiadam, zajmuję najbliższe wolne miejsce. Kierowca zamyka drzwi, lecz po chwili znów je otwiera… Co jest?! – myślę. Wbiega do niego zdyszana dziewczyna… to ona! Siada naprzeciwko mnie, niemal dotykamy się nogami… Chryste! Zaraz cała spłonę! Patrzy na mnie, uśmiechając się i zagaduje jak gdyby nigdy nic.
– Już myślałam, że nie zdążę – zaczyna – jeszcze nigdy tak szybko nie uciekałam z tej szkoły.
– Urwałaś się z zajęć? – pytam zaciekawiona.
– Stary dziad zrobił nam nagle kolokwium a ja ni w ząb nic nie umiem, więc uciekłam.- kończy z uśmiechem
Ten uśmiech będzie mnie chyba prześladował do końca życia! No i te zaróżowione z zimna policzki jeszcze podkreślają piękno jej oczu… Muszę przestać o tym myśleć! Muszę przestać na nią patrzeć! Ale jak? Przecież siedzi naprzeciwko… tak blisko… Myśl o czymś innym!
– To, co, już wiesz, kogo ci przypominam? – zapytała nagle.
Jej bezpośredniość przyprawi mnie chyba o zawał serca!
– Nie, wciąż nie mogę skojarzyć. Może po prostu widziałam cię wcześniej w szkole – pogratulowałam sobie tej szybkiej odpowiedzi.
– Pewnie tak, ja cię pamiętam. W końcu już trochę chodzimy razem do tej samej budy.
Uff… moje kłamstwo nie ujrzy światła dziennego!
– O kurczę! – zaczęła nagle – W domu domyślą się, że znów nie poszłam na zajęcia, znów będą gadać. Cholera, nie pomyślałam o tym.
– To idź na piwo! – wypaliłam.
– A to dobry pomysł. Ale tak sama? Śpieszy ci się do domu? – zapytała.
Że co, że jak? Mam iść z nią na browar? Tak po prostu? W dniu, w którym zamieniłyśmy więcej niż dwa zdania? A czemu nie? Taka okazja może się już więcej nie powtórzyć. Móc spędzić z nią więcej czasu, poznać ją bliżej… Nie ma nad czym się zastanawiać!
– Nie, nie śpieszy mi się. A tak w ogóle to jestem Monika.
Gdy wróciłam do domu cała w skowronkach, moje cztery ściany nie zobaczyły już łez. Widziały natomiast radość, szczęście i niedowierzanie. Spędziłam całe trzy godziny z obiektem moich wielotygodniowych westchnień! Wciąż nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę się wydarzyło, że z nią rozmawiałam, że siedziałam blisko niej… Ona jest cudowna, po prostu cudo! Szybko znalazłyśmy wspólny język po pierwszym piwku i gadałyśmy jak dwie dobre znajome. Tyle się o niej dowiedziałam, tyle cennych informacji… Ten dzień wszystko zmienił. Już nie mijałyśmy się jak obce osoby na korytarzu, już nie obserwowałyśmy się z daleka, tylko gadałyśmy, jak tylko się przypadkiem się spotkałyśmy. Wróciła do mnie ta radość życia, którą gdzieś ostatnio zapodziałam… moje szczęście nosiło imię Agnieszka!
Wszystko potoczyło się jak we śnie. Zaczęłyśmy się spotykać również po szkole, poznałam jej znajomych, ona moich. Było kilka wspólnych imprez, wyjść na browara do pubu. Poznawałyśmy się coraz bliżej, dobrze się czułyśmy w swoim towarzystwie. Cieszyło mnie to, że mogłam czasem jej dotknąć, nie wzbudzając podejrzeń. Ot, tak, koleżeńskie muśnięcie ramienia, dłoni… Byłam w siódmym niebie, gdy i ona tak robiła. Rozmawiałyśmy o wszystkim… no prawie o wszystkim. Jakoś nasze rozmowy nigdy nie zeszły na temat facetów. Nie wiem, dlaczego. Intrygowało mnie to.
– Mój były okazał się ostatnim draniem i dlatego na dłuższy czas mam dość facetów – powiedziała kiedyś na imprezie i tyle.
Fascynowała mnie coraz bardziej, coraz bardziej jej pragnęłam i coraz bardziej bolało mnie to, że nie mogłam nic z tym zrobić. Bałam się, że jeśli jej o tym powiem lub gdy zrobię coś niestosownego, to się ode mnie odsunie i stracę to, co mam teraz – jej sympatię, jej towarzystwo, jej zaufanie… Nie chciałam ryzykować, że ją stracę. Było mi bardzo trudno, gdy była blisko, ale cieszyłam się, że w ogóle była.
Któregoś dnia nie było jej w szkole. Następnego również. Zaczęłam się martwić. Jej znajomi też nic nie wiedzieli. Zaczęłam się martwić coraz bardziej. Postanowiłam napisać do niej sms-a. Rzadko to robiłam w obawie, że mogłabym się przypadkiem zdradzić jakimś słowem. Odpisała, bym do niej wpadła po szkole…
Otworzyła mi drzwi a na jej twarzy pojawiło się coś jak cień uśmiechu, zaledwie cień tego cudownego uśmiechu. Ogarnęła mnie złość na tego kogoś lub na to coś, co ten uśmiech z jej twarzy zabrało. Zaprosiła mnie do środka i zniknęła w swoim pokoju. W domu było cicho, pewnie była sama. Zdjęłam buty i podążyłam jej śladem.
Chodziła po pokoju, jak tygrys zamknięty w klatce. Była wzburzona, ale ciągle piękna. Zdjęła okulary, więc jej cudowne oczka były bardziej wyraźne. Włosy całkowicie w nieładzie, co do niej niepodobne. Miała na sobie bluzkę na ramiączkach, która uwidaczniała zarys jej piersi, obcisłe dżinsy… wyglądała bardzo pociągająco… Spokojnie, nie po to tu przyszłaś! – myślę sobie.
– Co się stało? – zapytałam po prostu.
Przystanęła na środku pokoju z rękami na biodrach, spojrzała na mnie a z jej ust wypłynął potok słów.
– Niech szlag trafi tych padalców, idiotów, świnie zwanych powszechnie facetami! – znów zaczęła chodzić po pokoju – Już nikomu nie można ufać, nikomu, nawet najlepszej przyjaciółce! Jak mogłam być taka ślepa, taka naiwna, taka głupia?! – przystanęła – Jak można było nie zauważyć, że robią cię w balona, knują za twoimi plecami?
– No, ale co się stało? – ponawiam pytanie.
– Co się stało?! Wyobraź sobie, że mój były i moja, niby, najlepsza przyjaciółka spotykali się za moimi plecami! Mydliła mi oczy i przytakiwała, że to idiota, ignorant a potem do niego leciała! A najgorsze, że obydwoje obrabiali mi tyłek wśród wspólnych znajomych! Niech to szlag!
– To przez to nie było cię w szkole? Boisz się wyjść z domu? Aga, no co ty?!
– Nie boję się wyjść z domu! – prawie krzyczy i podchodzi do okna – Nie mogę dorwać ani jego ani jej. Komórki mają powyłączane, w domu ich nigdy nie ma, więc czyham na nich, by im wygarnąć, co o nich myślę!
– I co? Udało ci się?
– Nie miałam szczęścia, raczej oni je mieli. Chodzę pięć razy dziennie do sklepu, wychodzę na spacer z psem sąsiadów a ich ani śladu! Ale i tak ich dorwę! Szkołę mam na razie w głębokim poważaniu!
– No to nieźle musieli ci zajść za skórę – stwierdzam.
Aga spuszcza głowę, siada na łóżku i ukrywa twarz w dłoniach…
– Jak można być tak dwulicowym, tak fałszywym, tak okrutnym? – ledwie słyszę te słowa – czy ze mną jest coś nie tak, skoro tak mnie potraktowali? – wytarła łzy.
Serce mi się krajało, gdy tak na nią patrzyłam. Nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Coś mnie ścisnęło w środku. Podeszłam do niej, usiadłam obok i po prostu przytuliłam.
– Nie, Aga, z tobą jest wszystko w porządku. To raczej z nimi jest coś nie tak, skoro bez skrupułów cię tak potraktowali – masuję jej ramię, dodając otuchy – Nie płacz, oni się są warci twoich łez, nie daj im tej satysfakcji… Aga, proszę, nie płacz już!
Rozpłakała się. Rozpłakała i wtuliła we mnie jak małe dziecko szukające schronienia u matki. Jej mokra od łez twarz wtulona była w moja pierś… Chryste! Przytulam ją do siebie jak najdelikatniej potrafię… staram się by moja ręka głaskająca jej plecy była jak najbardziej naturalna… Jestem zepsuta, skoro myślę o takich rzeczach w tak trudnej dla niej chwili. Jestem za to na siebie wściekła! Od niechcenia kładzie rękę na moim udzie…
– Teraz to już chyba nikomu już nie zaufam – mówi przez łzy – nikomu już w nic nie uwierzę – i znów wstrząsnął nią szloch …
– Nie mów tak Aga – delikatnie głaszczę jej włosy – zaufasz, ale będziesz po prostu dużo bardziej ostrożna. Co cię nie zabije, to cię wzmocni – wtuliła się we mnie jeszcze bardziej. Oparłam brodę o jej śliczną główkę, wciąż uspokajająco głaszcząc jej włosy …
Zaczęła ocierać się o mnie. Nieświadomie chyba chciała wytrzeć swoje mokre od łez policzki w moją bluzkę… Chryste! Aga! Proszę przestań! Nie rób tego! Nie masz pojęcia, co ze mną robisz, co we mnie budzisz! W końcu poczujesz, jak stwardniały mi sutki, jak urosły mi piersi … Chyba coś poczuła, bo nagle podniosła głowę i spojrzała mi pytająco w oczy… patrzyła a jej ręka wciąż była na moim udzie, druga na biodrze… Patrzyła tymi swoimi pięknymi, zapłakanymi oczkami… nieświadomie zwilżyła wargi językiem…
To był właśnie ten moment. W chwili, w której to zrobiła, puściły moje hamulce. Już nie mogłam dłużej czekać, nie miałam już siły z tym walczyć… W tej jednej chwili zapomniałam o całym świecie, o tym, dlaczego tu jestem, o jej łzach… liczyła się tylko ona… Pochyliłam głowę i delikatnie musnęłam jej usta… nie odsunęła się… znów musnęłam… też się nie odsunęła… Popatrzyłam głęboko w jej oczy i pocałowałam… z początku delikatnie, ale gdy tylko otworzyła zachęcająco usta, straciłam panowanie… całowałam ją z całą namiętnością, zapałem, zachłannością, jakie tkwiły we mnie od tylu miesięcy… usłyszałam jej niby westchnienie, niby mruczenie i oddała mi pocałunek z zachłannością równą mojej… smakował słodko i gorzko zarazem… jej wargi miały naturalny słodki smak i były gorzkie od jej łez zarazem…
Była równie jak ja zaskoczona tym, co się stało. Obie patrzyłyśmy na siebie, zastanawiając się czy to, co się przed momentem wydarzyło, rzeczywiście miało miejsce …
Odsunęła się i stanęła twarzą do mnie.
– Przepraszam cię Aga, wiem, że nie powinnam tego robić, szczególnie teraz. Mogłabyś pomyśleć, że wykorzystałam sytuację – wstałam i podeszłam do okna – ale już dawno miałam na to ochotę. Teraz, gdy tak na mnie spojrzałaś… – postawiłam wszystko na jedną kartę. Albo mnie wyrzuci, albo pozwoli wyjaśnić.
Jej odpowiedź ścięła mnie z nóg.
– Jednak dobrze cię wyczułam – zaczęła – Podejrzewałam to już wtedy, gdy mi się przyglądałaś. Kurczę, Monia, tyle się ostatnio wydarzyło, jestem trochę zdezorientowana, nie wiem, co mam o tym teraz myśleć, ale – patrzy mi w oczy – podobało mi się to…
– Mnie również, nawet nie wiesz jak bardzo… ale jestem wściekła na siebie, że wykorzystałam sytuację …
– No cóż, może wtedy w ogóle bym się o tym nie dowiedziała? Nie ma tego złego… Cieszę się, że dziś tu do mnie przyszłaś…
Czyż mogło być coś piękniejszego? Czyż mogło być coś wspanialszego niż jej słowa? Słowa, które napajały szczęściem? Słowa, które unicestwiły strach, ból samotności i tęsknoty? Przepełniała mnie radość, że Aga zaczyna czuć to co ja, pragnąć tego co ja.
Miejsce strachu zajął jednak lek. Lęk przed tym, co miało się wydarzyć. Co innego fantazje, co innego rzeczywistość. Chryste! Na samą myśl ręce mi się trzęsły! Czułam się jak uczniak przed pierwszym sprawdzianem w swym życiu! Weź się w garść, Monia! Marzeń nie należy się bać, tym bardziej ich spełnienia. Jednak lęk przed nieznanym pozostał…
Zachowanie Agnieszki też się zmieniło. Uśmiechała się jakby niepewnie, zaczęła patrzyć na mnie w jakiś inny sposób, obserwować z dziwnym wyrazem twarzy. Jakże paliło mnie jej spojrzenie! W jej oczach zaczęłam dostrzegać dokładne odbicie swoich uczuć: lęk, ciekawość, nadzieję wymieszaną z tęsknotą, z pożądaniem…
Gdy byłyśmy w szkole lub ze znajomymi wręcz wyczuwalne było napięcie między nami. Jakże musiałyśmy się napracować, by nikt nie odkrył naszego sekretu, by nikt nie dowiedział się, co zamierzamy zrobić. Byłyśmy spięte wśród ludzi, lecz gdy tylko zostawałyśmy same, obie oddychałyśmy z ulgą. Wciąż nie mogłyśmy nasmakować się swoich ust… Tylko na tyle sobie pozwalałyśmy przez te kilka tygodni. Czekałyśmy na przerwę semestralną, planowałyśmy wspólny wyjazd w góry. Sesja, nauka, brak czasu. W tym okresie nie widywałyśmy się zbyt często. Moja tęsknota i pożądanie rosły z każdym dniem. Agnieszki również. Widziałam to w jej oczach, czułam w namiętnych pocałunkach podczas tych nielicznych spotkań.
Nadszedł długo oczekiwany czas wolny. Znalazłyśmy przytulny pensjonat w małej, górskiej miejscowości. Dotarłyśmy do niego późnym popołudniem. Okolica była przepiękna. Zaśnieżone stoki, góry, las, drogi… Jednak najpiękniejszy widok miałam przed sobą. Aga stała na schodach wejściowych i walczyła z wiatrem, który rozwiewał jej cudowne, rude włosy. Spojrzała na mnie. W jej oczach wyczytałam to samo, co było we mnie. Nareszcie same, nareszcie razem. Tak długo na to czekałam. Serce waliło mi bardzo mocno, głos się załamywał, gdy odbierałyśmy klucz od naszego pokoju. Nogi się trzęsły, gdy wchodziłyśmy po schodach. Gdy zamknęły się drzwi od naszego gniazdka, napięcie sięgnęło zenitu. Stałyśmy tak obie na środku pokoju w całkowitej ciszy, nie wiedząc, co powiedzieć, co zrobić. Rozejrzałam się więc po pomieszczeniu. Pokój nie był duży ale bardzo przytulny. Było w nim wielkie łóżko, przy nim fotel, szafka z telewizorem i szafa na ubrania. Za dużym oknem rozciągał się cudowny widok. Słońce już zachodziło zmieniając kolor śniegu na żółto-pomarańczowy. Aga zdjęła kurtkę i stanęła przed oknem, podziwiając ten widok. Podążyłam jej śladem. Stanęłam za nią i przytuliłam się. Objęłam ją w pasie, położyłam brodę na jej ramieniu, chłonąc ten widok, jej zapach, jej ciepło, jej bliskość… Czułam, jak mocno bije jej serce, moje zresztą również.
– Pięknie tu – przerwała ciszę, opierając głowę na moim ramieniu, przykrywając moje dłonie swoimi.
– Masz rację – przytulam się do niej jeszcze mocniej. Czuję, że jest bardzo zdenerwowana, podobnie jak ja – Nie wiem jak ty, ale zjadłabym coś.
– Też jestem głodna – odwraca się – i koniecznie musimy napić się czegoś mocniejszego – kończy z uśmiechem.
Podczas kolacji miło sobie gawędzimy na błahe tematy. Atmosfera w jadalni jest również przytulna. Było niewielu gości, więc czułyśmy się dość swobodnie. Przygaszone światło lamp, spokojna muzyka płynąca z niewidocznych głośników i wino sprawiły, że rozluźniałyśmy się coraz bardziej.
W dobrych nastrojach i zapasową butelką wina wróciłyśmy do pokoju. Było już ciemno, księżyc w pełni dumnie rządził na niebie wśród rozsypanych wokół niego gwiazd. Zapalam lampkę, która daje niewiele światła. Aga zapala przywiezione ze sobą świeczki. Uśmiecham się do niej ze zrozumieniem. Powoli pokój wypełnia słodki zapach wanilii i róż. Czuję już rozluźniające działanie alkoholu. Napięcie jednak nie opada, z tą różnicą, że bardziej mnie to teraz podnieca niż paraliżuje. Patrzę na Agę, w ogóle nie kryjąc pożądania. Ma na sobie spodnie koloru jej oczu i jasny sweter. Krąży po pokoju, wciąż coś rozpakowując, przestawiając. Siedzę w fotelu i obserwuję jej ruchy.
– Nie patrz tak na mnie! – prosi błagalnie.
– Jak? – uśmiecham się.
– No… tak, jakbyś chciała mnie zjeść!
– Bo tak na mnie działasz. Mam ochotę cię schrupać! – wino dodaje mi odwagi. Słyszę jej jęk, jęk jakby rozpaczy – chodź do mnie – wyciągam zachęcająco rękę.
Podeszła bardzo powoli i nieśmiało patrząc mi w oczy, wzięła moja dłoń. Posadziłam ją sobie bokiem na kolanach. Jedną ręką objęłam ją w pasie, druga spoczęła na jej udzie. Zaczęłam powoli przesuwać ją od kolana do biodra i z powrotem.
– Boję się – usłyszałam jej szept – nie wiem, co mam robić, jak się zachować.
– Nie przejmuj się tym – poprawiam jej grzywkę – po prostu czuj, rób to, na co masz ochotę – zaczynam pieści jej szyję – Dla mnie to też nowa sytuacja, ale tyle razy przerabiałam to w marzeniach, że dokładnie wiem, co chciałabym zrobić, z tobą.
– No, proszę – uśmiecha się pewniej – zaczynam się ciebie bać! – kończy, udając przerażenie.
– Nie masz czego się obawiać, moja droga, nie zrobię ci krzywdy – całuję ją czule – wręcz przeciwnie. Chcę cię całować, każdą część twojego ciała, pragnę poczuć twój smak – szepczę tuż przy jej ustach.
Moja dłoń powraca do pieszczoty jej uda, przesuwając się coraz wyżej, na jej biodro, na jej brzuch. Lekko muskając pierś, by jej nie wystraszyć. Całując jej szyję, powoli rozpinam zamek od jej swetra. Czuję, że Aga powoli się rozluźnia. Zamknęła oczy, poddając się tym nieśmiałym pieszczotom. Nie przestając pieścić jej szyi, wsuwam rękę pod jej bluzkę. Czuję ciepło i gładkość jej ciała. Masuję jej plecy, potem brzuch, zataczając palcem kręgi wokół pępka. Ręka wędruje wyżej aż do piersi ukrytych za cienkim materiałem stanika. Wewnętrzną stroną dłoni masuję jedną pierś, potem drugą. Czuję, jak twardnieją jej sutki. Słyszę jej ciche westchnienie, wypina się lekko. Bardzo podniecająco zadziałał na mnie jej gardłowy dźwięk, ten zmysłowy ruch. Podniecił i dodał odwagi.
– Co powiesz na prysznic? – szepczę jej do ucha – na wspólny prysznic?
Otworzyła powoli oczy, spojrzała w moje bardzo głęboko i wstała.
– No to chodź – wzięła mnie za rękę – dobrze, że mamy pokój z łazienką.
Widocznie nie była już tak przerażona, skoro chętnie przystała na moją niespodziewaną propozycję. W jasnym świetle łazienki zobaczyłam, że jej oczy były prawie czarne, jej policzki płonęły. Nie wiem, czy to przez wino czy z podniecenia. Jej rzeczywiste podniecenie onieśmieliło mnie trochę. Nawet w moich marzeniach nie wyglądała tak pięknie.
– Aga, tyle razy rozbierałam cię w myślach, że teraz, gdy stoisz tu przede mną ogarnia mnie strach – zewnętrzną stroną dłoni głaszcze jej policzek – Boję się, że mogłabym zrobić ci jakąś krzywdę. Nie masz pojęcia, jak na mnie działasz, co się we mnie budzi, gdy patrzę teraz na ciebie.
– Nie możesz zrobić mi krzywdy – uśmiecha się, biorąc moją dłoń w swoja – pragnę tego, co ty, więc nie możesz zrobić mi nic złego. Rozbierz mnie jak w swych fantazjach – szepcze tuż przy ustach – Zrób to!
Jej zmysłowy głos uspokajał i zachęcał do śmielszych poczynań. Pocałowałam ją bardzo namiętnie, nasze języki tańczyły w naszych ustach. Moje dłonie spoczęły na jej biodrach. Zaczęłam znów całować jej ucho, jej szyję a ręce powędrowały wyżej, aż do ramion. Zdejmując jej rozpięty sweter, pozwoliłam, by upadł na podłogę. Poczułam jej usta na swojej szyi. Jej ciepłe usta pieściły wrażliwy kawałek skóry bardzo zmysłowo, czułam jej mokry język. Było mi cudownie! Zgrabnym ruchem zdjęła mi sweter wraz z podkoszulkiem Zostałam w samym staniku. Zaczęła całować nagie ramiona. Jej dotyk wręcz mnie palił, wstrząsnął mną lekki dreszcz. Nigdy czegoś podobnego nie przeżyłam. Kobiece usta są takie delikatne, jej usta są delikatne. Przez materiał dotknęła mojej piersi. Wzięła ją całą w swoją dłoń i delikatnie masowała. To samo zrobiła z drugą, nie przestając pieścić mojego ucha. Czułam się wspaniale! Bardzo mnie tym rozpaliła. Przerwałam jej pieszczotę i szybko zdjęłam resztę jej górnej garderoby. Jej piersi pięknie się prezentowały, jej sutki dawno już stwardniały. Zapragnęłam poczuć ich smak. Pochyliłam głowę, wzięłam w dłonie te dwa wzgórki. Zaczęłam całować miejsce między piersiami, potem końcem języka drażnić nabrzmiałe sutki, jeden, potem drugi, okrężnymi ruchami. Aga cicho westchnęła i przycisnęła głowę do swoich piersi. Całowałam je bardzo namiętnie, żarliwie, bez opamiętania. Ręką odnalazłam zapięcie jej spodni. Powoli rozpięłam guzik, zaczęłam rozpinać zamek. Końce moich palców dotykały odsłonięte miejsca. Uklękłam przed nią a moje usta schodziły coraz niżej. Obie ręce wsadziłam w jej spodnie, na pośladki, powoli je z niej ściągając. Została w samych majteczkach. Całowałam wszystko wokół zasłoniętego jeszcze miejsca. Słyszałam jej przyśpieszony oddech, gdy włożyłam rękę między jej uda. Czułam przez cienki materiał, że zaczyna robić się mokra i gorąca. Zaczęłam pocierać powoli to wrażliwe miejsce. Czułam pod palcami narastające podniecenie. Zaczęła się lekko kołysać. Jej ciche i coraz częstsze jęki rozpaliły mnie jeszcze bardziej. Powolnym ruchem zdjęłam jej majteczki.
– Nie przestawaj – usłyszałam jej cichą prośbę.
– Spokojnie, kochanie – wstałam – mamy czas, nie śpieszmy się. W końcu przyszłyśmy tu, by wziąć prysznic, nie pamiętasz?
– To, dlaczego ty jesteś jeszcze w ubraniu? – uśmiechnęła się zalotnie.
Delikatnie odwróciła mnie tyłem do siebie. Odpięła mi stanik, przesadnie pomagając jego ramiączkom zsunąć się z ramiom. Przytuliła się do mnie. Czułam na plecach dotyk jej nagich piersi. Całując mój kark, zaczęła pieścić dłońmi moje piersi, lekko ściskała, pocierała twardniejące coraz bardziej sutki. Jej dłonie szybko zsunęły się niżej. Delikatnie zagryzając mi ucho, jedną ręką rozpinała mi spodnie, drugą wsunęła wprost pod bieliznę. Poczułam jej palce na swojej łechtaczce. Już dawno byłam wilgotna, więc taniec jej palców był bardzo płynny. Mimowolnie wydałam z siebie głośny jęk, zaczęłam kołysać biodrami. Było mi po prostu błogo. Dobrze wiedziała, których miejsc dotykać.
– Aga…
– Wiem…
Przerwała tą pieszczotę, powoli ściągając ze mnie spodnie wraz z majteczkami. Czułam jej usta schodzące wzdłuż kręgosłupa, jej dłonie na pośladkach, udach, łydkach. Kolejny jęk wydobył się z moich ust. Gdy stanęła, odwróciłam się z powrotem do niej. Pocałowałam lekko w usta i bez słowa poprowadziłam do kabiny prysznica. Odkręciła kurek i spłynął po nas ciepły strumień wody. Wpadłam w zachwyt, patrząc jak jej ciało robi się mokre, jak strumień wody znika we wnętrzu jej ud. Wzięłam żel pod prysznic, lecz zrezygnowałam z myjki. Dłońmi rozprowadzałam pachnący płyn po jej ciele, poczynając od szyi. Oddała się w moje ręce bardzo ufnie. Przymknęła oczy i chłonęła mój dotyk. Mydliłam jej ramiona, ręce, przysuwając się do niej bliżej. Nasze uda, nasze piersi spotkały się po raz pierwszy. Otworzyła oczy i spojrzała w moje. Namydliłam jej plecy, pośladki, zadziornie zagryzając jej dolna wargę. Odsunęłam się lekko i bardzo dokładnie wymyłam jej piersi, jej brzuch. Przykucnęłam i zajęłam się jej nogami celowo omijając jej wrażliwe miejsce. Wspaniale było móc patrzeć na jej nagie ciało, dotykać jej. Pozwoliłam, by woda spłukała z jej ciała pianę. Na jej usta złożyłam kolejny namiętny pocałunek a dłonie ponownie pieściły jej piersi. Szybko jedna ręka zsunęła się niżej, do miejsca wcześniej ominiętego, tam, gdzie znikał strumień wody. Rozchyliła lekko uda zapraszająco. Nie było już majteczek, już nic nie przeszkadzało mi dotknąć jej łona, poczuć jej kobiecość. Nie przestając smakować jej ust, pieściłam jej łechtaczkę, pocierałam jej wargi sromowe. Jej biodra i moje palce kręciły się zgodnym ruchem. Patrzyłam na jej twarz, by wiedzieć, które miejsca ma szczególnie wrażliwe. Nietrudno było je znaleźć. Zaczęłam całować jej ramiona, kierując się coraz niżej. Otworzyła oczy.
– Tylko tym razem nie przestawaj – usłyszałam znów tą samą prośbę.
Uśmiechnęłam się tylko na te słowa. Ponownie przed nią uklękłam, przekładając jej nogę przez swoje ramie. Najczulsze miejsca Agnieszki znajdowało się tuż przede mną. Chciałam poczuć smak kobiety, jej smak, smak jej podniecenia. Palcami rozchyliłam łechtaczkę i końcem języka posmakowałam, posmakowałam mojej Agnieszki. Miała lekko gorzkawy smak. Pod tym delikatnym dotykiem aż jęknęła. Co to był za jęk? Zachęciło mnie to do bardziej żarliwych pieszczot. Zaczęłam na zmianę lizać, ssać i całować jej cudowne wnętrze. Nie sądziłam, że może mi się to tak spodobać. Może to dlatego, że Aga tak żywiołowo reagowała na te pieszczoty? Bez zahamowania jęczała coraz głośniej, coraz szybciej ruszała biodrami, przyciskając moją głowę do siebie. Językiem odnalazłam wejście do jej jaskini rozkoszy, zaczęłam krążyć wokół tego miejsca. Aga mało nie dostała szału.
– Już nie wytrzymam Monia! Zrób coś! – wręcz błagała.
Dobrze wiedziałam, co mam robić. Szybko odnalazłam palcem wejście do jej szparki i delikatnie go tam wsadziłam. Zaczęłam poruszać nim w jej wnętrzu, na zmianę wyciągając i na powrót wkładając. Moje ruchy stawały się coraz płynniejsze pod wpływem jej soków. Wsadziłam drugi palec i obracałam nimi w każdą stronę. Moje usta ponownie zajęły się jej wargami sromowymi, wewnętrzną strona jej ud. Na zmianę lizałam i wkładałam palce do jej dziurki. Towarzyszyły temu rytmiczne pojękiwania Agnieszki. Były coraz szybsze i coraz częstsze. Wiedziałam, że jest już blisko. Poczułam i usłyszałam jednocześnie jej orgazm. Jej wnętrze zacisnęło się na moich palcach, czułam jak wstrząsnął nią dreszcz a z jej gardła wydobył się głośny i długi jęk. Było to cudowne przeżycie również dla mnie. Wstałam i przytuliłam się do jej spełnionego ciała. Uwiesiła się na mojej szyi, lekko dysząc.
– To było niesamowite – zaczęła – nigdy czegoś podobnego nie przeżyłam, czegoś równie przyjemnego. Dzięki Monia!
– To ja dziękuję, że pozwoliłaś mi to zrobić.
Pocałowała mnie czule. Długo ciszyłyśmy się tą chwilą. Długo syciłyśmy się smakiem swoich ust.
– Pozwól, że ci się zrewanżuję – przerwała pocałunek.
– Jeśli chcesz …
– Chcę …
Odkręciła wodę. Nawet nie wiem, kiedy przestała lecieć. Rozsmarowała żel w swoich dłoniach i zaczęła rozprowadzać go po moim ciele. Cudowne uczucie, cudowny dotyk. Nie zamykałam oczu, chciałam patrzeć na nią, na jej delikatne acz stanowcze ruchy. Widok jej dłoni na moich piersiach bardzo mnie podniecił. Przesuwała je coraz niżej, powoli masując każdy kawałek ciała. Zamknęłam oczy i chłonęłam całą sobą jej dotyk. Czułam jej ręce wszędzie. Chwila tej błogiej przyjemności trwała dla mnie wieczność. Gdy woda spłukała ze mnie pachnący płyn Aga, wciąż kucając, włożyła nieśmiało rękę miedzy moje uda. Westchnęłam głośno i rozchyliłam szerzej nogi. Byłam już bardzo podniecona. Zdążyła jeszcze przelotnie spojrzeć mi w oczy i jej twarz zniknęła miedzy moimi udami. Poczułam jej język. Jej nieśmiałe poczynania przyprawiły mnie o zawrót głowy. Jeszcze mocniej oparłam się o ścianę. Zamknęłam oczy i poddałam się całkowicie tym nowym doznaniom. Czułam jej palce, jej język na swoich wagach sromowych. Pocierała, lizała i ssała delikatnie, lecz bez przerwy. Zatracałam poczucie rzeczywistości. Nie panowałam już nad swoimi jękami, nad ruchami bioder. Chłonęłam jej pieszczoty. Istniała tylko ona, jej palce, jej język… Ręką zaczęłam pieścić swoją pierś a drugą przyciskałam jej głowę do siebie, coraz szybciej kręcąc biodrami. Poczułam jej rękę na drugiej piersi. Nie mogłam już wytrzymać!
– Aga, proszę…
Uniosłam zapraszająco nogę. Dwoma palcami zaczęła pieścić miejsca wokół szparki, aż wreszcie je tam wsunęła. Przeszył mnie lekki dreszcz a z ust wyrwał głośny jęk. Zaczęła szybko nimi poruszać, ssąc moje wargi sromowe. Co za niesamowite doznanie! Wzięłam jej dłoń masującą moją pierś i włożyłam jej palce do ust. Ssałam je, jęcząc coraz głośniej. Jej ruchy stawały się coraz szybsze, coraz mniej delikatne. Ponownie jej dłoń spoczęła na piersi. Przykryłam ją swoją, tracąc poczucie rzeczywistości. Po krótkiej chwili osiągnęłam orgazm. Orgazm tak silny, tak długi, że zakręciło mi się w głowie! Wstrząsnął mną dreszcz, usłyszałam własny krzyk rozkoszy… Aga stała już przede mną, gdy otworzyłam oczy. Uśmiechała się, bardzo z siebie zadowolona. Przytuliłam się do niej, próbując odzyskać normalny oddech. Stałyśmy tak przez chwilę a woda wciąż spływała strumieniami po naszych ciałach. Otworzyłam oczy, zakręciłam wodę. Spojrzałam w jej oczy. Nie musiałam nic mówić. Wszystko mogła wyczytać z mej twarzy.
Pocałowałam ją, dziękując za to cudowne doznanie. Wyszłyśmy z łazienki owinięte ręcznikami. Cały pokój wypełniał słodki zapach świeczek, tworząc swymi małymi promykami intymny nastrój. Zmęczone acz zaspokojone skierowałyśmy się od razu do ciepłej pościeli. Leżałyśmy nagie, przytulone pod kołdrą, ciesząc się swoim ciepłem, wzajemną bliskością i tym, co się wydarzyło…
Miałyśmy jeszcze dwa dni. Dwa dni pełne rozkoszy, pełne namiętności, pełne nowych doznać i doświadczeń. Tylko my dwie i to cudowne miejsce… Z tą rozkoszną wizją usnęłam w jej ramionach…