Na brzegu

Łeb mi pęka. Adam obudził się w środku nocy. Ostatnio często mu się to zdarzało. Nadal uważasz, że wszystko jest w jak najlepszym porządku? Zapytała, przeciągając się Monika. Tyle trąbią, żeby się badać i nie lekceważyć kiedy coś się dzi… Dość! Uciął Adam. Nic mi nie jest. Miał już po dziurki w nosie tego biadolenia. Muszę iść się przewietrzyć. Zakomunikował oschle. Dała za wygraną. W tym domu on zawsze miał decydujący głos. Niejednokrotnie próbowała wykrzesać tę odrobinę siły, która przechyliłaby szalę na tyle, by to ona mogła postawić na swoim. Jednak to on rządził i także tym razem kropka, podobnie jak wielokrotnie w przeszłości należała do niego. Kiedy jej mąż odrzucił kołdrę jej oczom ukazał się znajomy, kuszący widok. Małżeństwem byli od niespełna pięciu lat. To niewiele, dlatego wciąż widząc jego pośladki, tym razem opięte niebieskimi majtkami, nieświadomie przygryzała dolną wargę. Jej mężczyzna był wysoki, szczupły, ale bardzo silny. Czupryna na jego głowie układała się w charakterystyczny nieład, mający w sobie szczyptę erotyzmu. Zaraz wracam- rzucił wychodząc z sypialni.

[Marna z ciebie żona, powinnaś go zmusić, żeby poszedł do lekarza, to nie żarty, a jak to coś poważnego? Typowy pieprzony chłop. Nic mu nie jest. On wie. On!! Niby skąd. A może Britney Spears ciągle jest dziewicą? Gówno. Pieprzony uparty s****iel.]

Leżąc tak w ciemnym pokoju, Monika zastanawiała się, jaką rolę odgrywa w tym związku.

[Taaak mała cipo, wygląda na to, że jego matka miała rację, nie potrafisz zaopiekować się swoim mężem. Jasne, tylko, że gdyby nie był uparty jak wół byłoby łatwiej, a to akurat zasługa mamusi, tylko i wyłącznie. Stara dwulicowa krowa.]

Owinięta kołdrą, przesiąkniętą jego zapachem, skupiła swoje myśli na dolegliwości jej męża. Po prostu, najzwyczajniej w świecie się o niego martwiła. Do tego dochodziły te koszmary. Kilka tygodni temu, kiedy nie mogła zasnąć, bo ucięła sobie zbyt długą drzemkę po obiedzie, zauważyła, że Adam niespokojnie przewraca się z boku na bok. Ewidentnie coś złego mu się śniło. W sumie to nic niezwykłego, tylko, że te sytuacje się powtarzały, a po przebudzeniu miewał te dziwne bóle głowy. To ją zaniepokoiło. On myślał, że ona nie wie, o nawiedzających go snach. Mylił się jednak. Kiedy próbowała go o to zapytać, zbagatelizował całą sytuację. [Myśl głupia. Myśl, jak pomóc swojemu chłopcu skoro prośby ani groźby nie skutkują].

Noc była ciepła. Gdy spojrzał w górę, ujrzał miliardy obcych światów, spoglądających na niego z granatowoczarnego nieba. Ten widok zawsze napawał go pokorą. Dreszcz prześlizgnął się po jego kręgosłupie. Adam ruszył przez podwórze. Po kilku sekundach marszu dotarł do furtki [muszę w końcu zająć się tym zawiasem… może jutro, jak nie zapomnę] i wyszedł na zewnątrz po czym skręcił w lewo. Zapragnął jak najszybciej znaleźć się w miejscu, które go uspokajało.

Mieszkali nad rzeką, w małym, wiejskim domku. Od asfaltowej drogi i reszty zabudowań dzieliło ich jakieś siedemset metrów. To była zaleta. Wokół tylko cisza i spokój, łąki i świeże powietrze. Mieli to wszystko tylko dla siebie. Dom sam w sobie nie był nowym budynkiem. Nie znali jego historii, pewne jednak było, że musiała być długa i barwna, gdyż nieruchomość popadała w ruinę. Dla nich nie było to przeszkodą. Nabyli swoje małe gniazdko za tanie pieniądze. Adam wyremontował to i owo i dało się mieszkać.

Stanął na brzegu. Nie musiał się wcale oddalać od domu. Południowa ściana wyrastała zaledwie kilkanaście metrów od leniwego nurtu, przesuwającego się z wolna przed jego stopami. Pomiędzy budynkiem a wodą, rozpanoszył się mały ogródek otoczony siatką, która najlepsze swoje lata miała za sobą, oraz trzy metry ziemi niczyjej, przy samym brzegu. Kiedy wprowadzali się tutaj tuż po ślubie, Adam żartował z kolegami, że przy odpowiednio długiej wędce, mógłby łowić ryby z okna sypialni. Dziś jednak nie myślał o tym. Zaczynał się niepokoić. Te nocne nawroty bólu, wwiercającego się w jego czaszkę, utrudniały mu funkcjonowanie. Na początku się tym nie przejmował, ale z czasem Monia zaczęła marudzić. Idź do lekarza, zbadaj się, martwię się, coś ci jest bla bla bla ****a jego mać. Co ona może wiedzieć, rentgena ma w oczach, czy medycynę skończyła? Czasem naprawdę go irytowała. Kochał ją zależało mu na niej, wiedział, że to z troski, lecz mimo wszystko denerwowało go to. Nic mu nie jest, czuł to. Co innego te sny. Gdyby o nich wiedziała, na sto procent nie dałaby mu spokoju. Pewnie dlatego, gdy próbowała kiedyś zapytać o jego niespokojny sen, skłamał, mówiąc, że to nic takiego. Ona nic nie wie i niech tak pozostanie.

Stał tak nad wodą rozmyślając, gdy do jego uszu dotarł cichy plusk, po czym chwila ciszy i coś jakby szamotanie w krzakach. [To pewnie bobry, wszędzie ich peł…] W tej właśnie chwili doznał uczucia, które zna każdy. To wrażenie, kiedy czujesz, że ktoś na ciebie patrzy. Odbierał to, niczym promieniowanie, przenikające na wskroś każdą komórkę jego ciała. Włosy zjeżyły mu się na karku. [Skoro to bóbr, to skąd to uczucie?] Trzy ciche, mokre plaśnięcia o glebę i plusk. Ten odgłos przywrócił go do rzeczywistości. Serce znów zaczęło bić swoim normalny rytmem. Nieprzyjemne uczucie minęło. Wokół zaległa cisza, żadnego szmeru. Tylko miarowy śpiew świerszczy i rechotanie żab. [Co to ****a było?!] Nerwowo uśmiechnął się sam do siebie. [Widzisz stary, już na głowę ci padło. Boisz się żab i bobrów. Ciekawe co by na to powiedziała twoja żona..] Zadrżał. Stwierdził, że chyba się ochłodziło. Ból głowy jednak trochę zelżał, postanowił więc zostać jeszcze chwilę.

Jego myśli znów zaprzątały koszmary. Śniły mu się okropne rzeczy. W sumie zaczęło się jakieś dwa lata temu. Na początku sporadycznie, z czasem coraz częściej, by w dwóch ostatnich miesiącach męczyć go niemal każdej nocy. Niedawno dotarło do niego, że jego dolegliwości zaczęły się wraz z początkiem ich starań o dziecko. W ostatnim czasie, robili to jeszcze intensywniej, póki co, niestety bezowocnie. A sny, no cóż, tłumaczył to sobie zaistniałą sytuacją, presją i chęcią doczekania się potomstwa. Tematem jego koszmarów były sceny, których wolałby nigdy nie oglądać. Urywki, coś jak migawki z filmu. Dłoń zaciskająca się na drobnej szyi. Małe, wierzgające się pod wodą ciało. Pamiętał też tajemny rytuał, w pomieszczeniu oświetlonym migotliwymi płomieniami świec. Wiadro w studni a w środku małe zawiniątko… Najbardziej wstrząsające było to dziwne ostrze kreślące makabryczne znaki na pokrytej perlistym potem, młodej skórze. To wszystko wyprowadzało go z równowagi. Zastanawiał się jak długo można tak funkcjonować, a przede wszystkim skąd wzięły się te przerażające wizje? [Jeszcze trochę i żaden lekarz mi nie pomoże] Podniósł głowę, gwiazdy pięknie świeciły. Zaczerpnął jeszcze kilka haustów rześkiego, nocnego powietrza, po czym obrócił się na pięcie i ruszył w stronę domu. Przeszedł przez furtkę i zniknął za rogiem. Chwilę później był już w sieni i zamykał za sobą drzwi. W tym momencie, nad wodą, znów rozległy się dźwięki, których nikt już jednak nie słyszał. Jakby coś mokrego, coś, co właśnie wygramoliło się z wody, a powinno na zawsze w niej pozostać, nieudolnie próbowało przemieszczać się po ubitej ziemi małego ogródka.

Gdy jej mąż wyszedł na dwór, Monika uznała, że musi iść do toalety. Niechętnie się podniosła i usiadła na brzegu łóżka. Pod stopami poczuła przyjemną miękkość. Uśmiechnęła się pod nosem. To były wielkie puchowe kapcie w kształcie psich głów. Miały ogromne uszy, które niemal uniemożliwiały chodzenie, mimo wszystko lubiła je. Były prezentem od Adama. Ostentacyjnie kupił jej takie, bo jak powiedział „Ze swoich pluszaków i tak nie zrezygnujesz więc masz dwa kolejne dziecino” [Głupek] Za to go kochała. Wsunęła kapcie na nogi i ruszyła do łazienki. Dotarłszy na miejsce zdjęła majtki, które spoczęły na jej kostkach, usiadła na sedesie i zaczęła robić siku. Kiedy ciepły strumień wypływał z niej, czuła ulgę. Wytarła się, majtki wróciły na swoje miejsce na jej kształtnych biodrach. Umyła ręce, lecz gdy wychodziła, zatrzymała się przy lustrze. Zdjęła cienką koszulkę, którą miała na sobie. Dokładnie w chwili, gdy jądra jej mężczyzny skurczyły się do rozmiarów orzeszka, a włosy na jego karku stanęły na sztorc, Monika ze skwaszoną miną i zmarszczonym nosem przyglądała się swojemu odbiciu. Była ładną kobietą, niezbyt wysoką, miała zgrabne nogi i seksowne wcięcie w talii. Sięgnęła do swoich piersi. Dziewczyna w lustrze zrobiła to samo. Zaczęła je ważyć w dłoniach. Były nieduże ale kształtne. Włosy koloru ciemnobrązowego, które tak bardzo lubiła czesać w kitkę, teraz miała rozpuszczone. Stała tak jeszcze chwilę zamyślona, by w końcu ujrzeć, że jej odbicie się do niej uśmiecha. Lubieżnie i zachęcająco. Adam lubił ten uśmiech. Twierdził, że gdy go widzi ona jest jego prywatną zdzirą. Już wiedziała co zrobić, by jej facet spokojnie zasnął. Najprostsze metody są najskuteczniejsze. Zadowolona z siebie, w samych majtkach pomaszerowała do sypialni.

Gdyby ktoś był w tej chwili w ogrodzie za domem, z pewnością poczułby intensywną woń rozkładu. Nie był to typowy smród otwartego grobu, raczej cos na kształt mdlącego zapachu trupa, ryb i glonów. Ten ktoś mógłby pomyśleć, że pewnie coś zdechło i leży gdzieś w wodzie ukryte w krzakach. Cóż, w pewnym sensie miałby rację, ale nie do końca.

Wszedł do domu, zrzucił buty w przedpokoju. Bluzę cisnął na wieszak i już w samych bokserkach, raźnym krokiem ruszył w stronę sypialni. Gdy wślizgnął się pod kołdrę od razu poczuł kojące ciepło nagich piersi swojej ukochanej. Ona nie zwlekając sięgnęła do jego majtek, zsuwając je i wydobywając z nich jego imponującą w jej mniemaniu męskość. Pod kołdrą Monika wyczuła dłonią znajomy kształt, niezbyt długi, za to gruby. Kształt, który dostarczył jej już tak wiele przyjemności.

W pomieszczeniu było ciemno, jednak światła gwiazd, docierającego zza okna, było wystarczająco dużo by mogli się widzieć. Adam spojrzał na swoją żonę. Monia, przepraszam, ale chyba nie jestem dzisiaj w najlepszej formie, innym razem co? W odpowiedzi otrzymał tylko uśmiech, po czym głowa jego żony zniknęła pod kołdrą. Ty..yy zdzirooo.. wydusił z siebie, kiedy otuliła ustami jego członka. Z przeciągłym westchnieniem opadł na poduszkę i poddał się pieszczotom.

Monika była w swoim żywiole. Uwielbiała pieścić go w ten sposób. Kochała jego smak i zapach. Lubiła i chciała to robić. Językiem masowała żołądź, spijała każdą kroplę, wypływającą z twardej męskości, której raz po raz pozwalała głębiej podrażnić jej gardło. Lewą ręką czule drapała brzuch swojego mężczyzny, prawą zaś, pieściła jego jądra- gładkie i kuszące jak zawsze. Słyszała szybki oddech dobiegający znad kołdry. Boże jak ona kocha tego faceta. Wyjęła penisa z ust i zaczęła się z nim drażnić. Przesuwała nim po swojej twarzy, jego zapach doprowadzał ją do szaleństwa. Majtki kleiły się już do jej muszelki. Czuła to ciepło rozpływające się po jej ciele. Lizała jądra, delikatnie je ssała i całowała. Po chwili, spragniona wróciła do pieszczot członka. Z trudem mieścił się w ustach. Robiła co mogła, by dostarczyć mężowi maksimum rozkoszy. Wiedziała, że Adam zbliża się do końca. Przez kołdrę poczuła również, jak jego dłoń dociska jej głowę do podbrzusza i delikatnie ale stanowczo przytrzymuje w tej pozycji. To nie było konieczne. Nie miała zamiaru się wycofywać. Pragnęła przyjąć z wdzięcznością wszystko, czym obdarzy ją ten wspaniały kutas. Kutas, do którego miała słabość. Od momentu położenia dłoni na jej głowie minęły dwie, może trzy sekundy gdy ten moment nadszedł. Ciało Adam wyprężyło się, a on sam gwałtownie nabrał powietrza, by wypuścić je w długim wydechu. Monika skupiła się na doznaniach, na przyjemności, którą dawał eksplodujący członek. Poczuła na języku, przyciśniętym do twardej męskości, porcje nasienia, przeciskające się do wyjścia, w kierunku jej chciwego gardła. Ułamek sekundy później, jej usta wypełniły się gorącym słonym płynem, który tak lubiła. Mąż wciąż przyciskał ją do krocza, ona zaś zakrztusiła się nadmiarem spermy, część spłynęła jej po brodzie i wylądowała na jądrach. Monika w porę zacisnęła usta na pulsującym członku by więcej nie uronić. Zadowolona z siebie przełykała wszystko, do ostatniej kropli leniwie wydobywającej się z mięknącego już obiektu jej uwielbienia.Jej mężczyzna po krótkiej chwili zabrał dłonie i opadł wyczerpany na łóżko, wyszeptał tylko- dziękuję….. zdziro. Oblizała usta ze smakiem. W tym momencie była szczęśliwa.

Kiedy Adam kładł dłoń na głowie swojej żony, oczy miał zamknięte. Gdyby je otworzył i spojrzał w okno, rzeczywiście postradałby rozum. Z zewnątrz bowiem, z dłońmi przy skroniach i głową przyciśniętą do szyby, ktoś mu się przyglądał. Twarz koloru sinozielonego, choć tego nie mógłby dojrzeć w tym świetle. Za to z łatwością mógłby spostrzec, że była to twarz bez życia, patrząca niewidzącymi oczyma, twarz dziecka, twarz , dla której zegar dawno się zatrzymał.

Scroll to Top