Nocą

Nocą jezioro wyglądało nieziemsko.Wygładzone, bez zmarszczki wiatru, w świetle księżyca mieniło się przy brzegu srebrnymi kółkami baraszkujących płotek. Cichy szum delikatnie wpływających na plażę fal jedynie potęgował nastrój sielanki i całkowitego odprężenia. Nikły cień plaży dawała jedynie niewielka skałka, rozpostarta nieśmiało i umiejscowiona na samym brzegu. Kamil dałby wszystko (może nawet życie?), żeby taka atmosfera owiewała go także w dniach powszednich, nie tylko w weekend.

Wielkie miasto, stresująca praca, powtarzające się kłótnie o błahostki z Kasią, wyzwalały w nim zniecierpliwienie. Także coraz częstszą, jawną złość. Powstrzymywał się jak mógł, ale żółć w nim niepohamowanie wzbierała. Przecież nie po to dorastał, żeby ktoś mu mówił, co i jak ma robić. Przecież w końcu już dorósł. Żadna laska nie będzie mu bruździć. Ani gadać, gdzie ma jechać. Skończyły się czasy podrywu, nastało prawdziwe życie.
Kasia powoli wychodziła z wody. Wiedziała, że świetnie wygląda w mokrym, przylegającym do ciała stroju. Hera, Atena, czy Afrodyta? „Gdzie jest to jabłko?” I gdzie ten Adonis? Przemknęło jej przez myśl, że Afrodyta nie była zbyt miłą boginią, choć piękną. Była niestała w uczuciach, zmanipulowała Parysa, a jak doszło do walki, uciekała w popłochu.

Też tak się zachowam?
Spojrzała na Kamila. Wyraźnie omijał ją wzrokiem.
Ale stał na brzegu jak Tytan, niezachwiany, nieugięty, boski…. okropny. Mógłby choć coś powiedzieć miłego, weekendowego, niezobowiązującego.

Ale nie. Nic. Cisza. Jakby się zaparł. Jakby nie znaczyła dla niego nic ta srebrna poświata, mieniąca się srebrzyście czarnymi kolorami woda i ten szum fal…. Stale słyszalny, będący w głowie, niezatapialny. „Już mnie nie kocha….stara się odgrywać rolę, ale to nie to, co 20 lat temu. Gdyby tu był wtedy, zerżnąłby mnie, a potem spytał, czy może się znamy”.
Kamil błądził wzrokiem po wierzchołkach sosen. Nie bardzo wiedział, co tu właściwie robi.
Co prawda obiecał żonie weekend, ale zostawił sobie furtkę. Telefon z instytutu i już go nie ma. Zaczął żałować, że nie kazał któremuś laborantowi zadzwonić…, a komórka jak na złość milczała. Niechętnie zerknął w stronę Kasi.

I wtedy przestał myśleć…. zaczął patrzeć.

Kasia przeciągnęła się, rozkładając szeroko w górę ręce. Dopasowany, mokry strój opiął się na ciele jeszcze bardziej. Kątem oka zauważyła, że mąż na nią spogląda. „Musi mieć niezły ubaw, widząc te sterczące sutki”. Rzuciła okiem na jego kąpielówki. Tak….chyba coś drgnęło. „O to chodziło!”.

Nadal stał przy brzegu, ale przód kąpielówek robił się dziwnie znajomy. Przepięknie znajomy.

„Nieuleczalnie przesiąknięty mną. Boże, jak ja go ubóstwiam!”.
Kamil zbeształ się po raz kolejny w myślach, ale Prątek żył własnym życiem. Opięty chłodnymi, kolorowymi kąpielówkami ani myślał przestać. „Przecież ona ma prześliczne, jak na 45 lat ciało. I co najważniejsze, ciągle mnie podnieca. Dalej!! Bierz się do pracy!”.
Nie było to, niestety, takie proste.

Tuż przed przyjazdem pokłócili się w samochodzie. Poszło o najkrótszą drogę do jeziora.
Kamil wyrysował ją sobie wcześniej, Kasia miała swoją w pamięci. Gdy już minęli najbardziej charakterystyczny rozjazd, wyszło, że to Kamil miał rację, ale nadal mieli sobie wiele nieprzyjemnego do powiedzenia. Nazbierało się z paru miesięcy. I co gorsza, nie było widać końca.

Nagle jednak skończyli, gdy Kamil nazwał ją „neurasteniczną hipokrytką”, a Kasia odwdzięczyła mu się „przejrzewającym arbuzem”. Kiedyś, dawno temu obiecali sobie, że nie będą używać wulgaryzmów na określenie płci przeciwnej. Słowa dotrzymywali twardo….I hipokrytka i arbuz nie chcieli się kłócić, ale tak jakoś wyszło. Prawie wbrew nim. Prawie.
Kamil zerknął na swoje spodenki. „No nie, mógłbym być nieco mniejszy”. Jednak za wzrokiem swojego Prątka podążył i on. Kasia właśnie wspinała się na skałkę tuż przy brzegu.. Próbowała zrobić to misternie, po kobiecemu, siadając na szczycie prowokacyjnie, lewym bokiem. Na śliskiej skale ześlizgnęła się jednak z lewego biodra i upadła na twarz. Plackiem, na brzuch, wprost na wodę. Walnęła ciałem i twarzą o mokry, rozstępujący się brzeg.

Jednak słoneczny, nagrzany piasek wytrzymał uderzenie. Spadła raptem z dwóch metrów, ale plasnęło, jakby zwaliła się wieża Eiffla. Kamil zerwał się gwałtownie i w pół sekundy był przy niej. Delikatnie ujął jej głowę, palcami przeczesując włosy.

– Nic ci się nie stało?
– Nie… ale nie psuj mi fryzury. Walnęłam tylko w piasek.

Brzeg wyglądał jak dawniej, ale Kamil nie. Wyraźnie był zaniepokojony, choć widział jej wracający uśmiech. „Co one mają z tą fryzurą?”
„Co jest, kurde, przecież nic się jej nie stało….czego ryczysz?”
Zdał sobie po chwili sprawę, że z kącików oczu kapią mu pospolite, słone łzy. Łzy, których zawsze się wstydził. Które skrzętnie ukrywał, odwracając głowę, lub wychodząc z pokoju. Łzy, o które, tak naprawdę, siebie by w tej sytuacji nie podejrzewał. Łzy radości, że komuś bliskiemu nic się nie stało.

Zdał sobie sprawę, że tak nie zachowuje się trzeźwy realista, którym zawsze starał się być.
Kasia nadal będzie przy nim, a to co zaszło….
„Kocham ją, cholera!”…..”Kuuuuurwa maaaaaać, koooooochaaaam ją!!!!”
Zabolało, gdy upadła. Przez chwilę zapomniała, na jakim jest skrawku świata. Z wracającą świadomością wyobraziła sobie przylądek Horn i „wyjące czterdziestki”. Przenikające się obrazy były wielce zabawne, więc przez chwilę się uśmiechnęła.
„Te wiatry i ja, 40-stka z okładem”.
Poczuła przesuwające się we włosach palce.
„Najlepiej chyba być w miłości bezbronną. To zawsze działa”.

Tutaj powinienem zamieścić szczegółowy opis stosunku płciowego.
Jednak olewam to. Mam cały tok w wyobraźni.
Czego i Państwu życzę.
Pozdrowienia

Scroll to Top