Ostatnia impreza

Patryk- koleś z dobrego domu. Matka prawniczka, ojciec na jakimś ważnym stanowisku w Ministerstwie. Chata, że niejednemu by się w głowie poprzewracało. Służba, limuzyny do szkoły. I ona…

Dziwka bez szkoły, bez języków, bez przyszłości. Edukację skończyła na ósmej klasie szkoły podstawowej. Jednak za każdym razem jak ją widzę to coraz lepiej ubrana, zawsze pachnąca, umalowana. Nie wyglądała jak ostatnia kurwa.

Znam ich oboje, chociaż to dwa różne światy. Plebs i bogacze. Nigdy nie uszanowałem wyboru Magdy, co do jej „zawodu”. Ja sam kończyłem każdą kolejną szkołę z najwyższymi wynikami. Dostałem się na studia bez problemu. Poszedłem na prawo, gdzie na jednym roku studiowałem z Patrykiem.

Chłopak z dobrego domu, co melanżował do białego rana, zaliczając tym samym kobiety bez wyboru. Chłopaki z roku się śmieli: „Nie ma czasu kondonów zmieniać”. Ile było w tym prawdy, Bóg jeden wie.

Fakt, przystojniaczek jak żaden inny. Ale nauka go nie interesowała tak jak seks.

Patryk od kilku tygodni chodził nabuzowany. Skończył z imprezami. Telefon odrzucił w kąt. Stał się innym człowiekiem. Co go do tego popchnęło?

Pod koniec marca przyszła do niego jakaś panna. Ja jej nie znam, on ją znał. Zresztą jak później mówił też niezbyt dobrze. Dymał ją w kuchni na rodzinnym stole. Nie miał gumek, skończył w środku. Mamy maj, a Ona właśnie powiedziała Patrykowi, że będzie „tatusiem”.

-Nie martw się stary, jakoś poradzimy – odparłem sam nie wierząc w to, co powiedziałem.
-Huj a nie poradzimy. Masz zapal sobie – podałem mu dopiero, co zrobionego skręta.
– Hujowa sprawa z tą laską, starym nie powiem, bo koniec z kasą. Przejebane – mówił w przerwach pomiędzy zaciąganym się „papierosem”.
– Poradzimy – przekonywałem – Stary, kurwa, w sobotę jest impreza na chacie u Radka. Wpadnij, zadymasz, coś wypijmy…- łapałem się wszystkich możliwych środków.
– Jakoś mnie nie interesuje – odparł, będąc już zdrowo napalony.
– Krucza 31 – odparłem – zapisałem w twoim notesie.
– Mmmmm – mamrotał.

Zabrałem mu końcówkę skręta i wróciłem do domu. Nie myślałem o sprawie Patryka i tej laski, bo wisi mi to czy będą mieli dziecko czy mutanta, z mózgiem po ojcu. Leżąc już na wyrku, myślałem, co to jest za życie. Kasa jest, alkohol litrami, narkotyki, dupeczki. A potem wszystko się wali na łeb. I jak tu być szczęśliwym?

Nigdy nie byłem typem „macho”. Nie brałem dziewczyn samochodem na okazję, nie dymałem w szkolnej łazience. Laski mnie nie interesowały, tak na jeden raz. Lubiłem wypić, zapalić, ale laski tylko do chodzenia. Starej daty skurwysyn jestem – myślałem.

Krucza 31. Aż mi dech zapierało, co tam się będzie działo. Na sam koniec przyjedzie pewnie policja, spiszą wszystkich i puszczą do domu. Zawsze się tak kończyło. Około drugiej, trzeciej w nocy, a raczej rano.

W sobotę wczesnym rankiem wstałem, bo musiałem jeszcze iść do znajomej po książki z prawa. Mieszkała cztery ulice dalej, więc to blisko.

Już od progu wiało od niej nowymi perfumami pomieszanymi z alkoholem wlanym w siebie.

– Wejdziesz – spytała.
– Na chwilę, bo nie mam czasu zbytnio – odparłem zdejmując kurtkę.
– Na lodzika chyba czasu starczy, co? – złapała mnie za krocze.
– Nie starczy. Musisz sobie poszukać kogoś innego – powiedziałem przechodząc do kuchni.
– Zawsze będziesz taki niedostępny? Czy ty się nigdy nie zmienisz?
– Jak znajdę tą właściwą to będę inny – zapewniłem.
– Dzieciak jesteś – śmiałą się Jolka, koleżanka, u której akurat spędzałem poranek.
– Możliwe. Dla jednych dzieciak dla drugich nad wyraz dorosły.
– Kawy chcesz – spytała Jolka, wstając i nalewając dwie pełne szklanki czarnego napoju.
– Dzięki – odparłem i zlustrowałem Jolkę od góry do dołu.

Filigranowa figura. Czarne włosy. Opalone ciało. Duże, jędrne piersi pod delikatnie zasłaniającą wszystko koszulką nocną w kolorze czarnym. Paznokcie u rąk długie, zaokrąglone, pomalowane delikatnym różem. Nogi zadbane, lśniące świeżością.

– Na imprezę do Radka idziesz – strzeliła Jolka patrząc mi się w oczy.
– Tak, jasne. Będę tam. Przyjdę trochę później, ale już koło dwudziestej będzie tam Patryk.
– Będzie miał dzieciaka z Anką – śmiała się Jolka.
– Z jaką Anką – spytałem.
– Z tą czarną, co siedzi zawsze po lewej, przy oknie. Co ma sweterek w paski.
– Nie uwierzę dopóki nie zobaczę – stwierdziłem.

Pogawędka zeszła zdecydowanie z toru „naszego” a weszła na tor linii Patryk- Ania.

Już czas się zbierać, impreza u Radka w pełni. Założyłem czarną koszulkę, narzuciłem marynarkę i wyszedłem.

Kiedy dochodziłem do bramy od domu Radka, po drugiej stronie stała karetka i dwa radiowozy policji. Muzyka w mieszkaniu grała cicho, nie było wrzasków, krzyków. Nie wiedząc, o co chodzi wszedłem do mieszkania. Złapałem za podane piwo i przeszedłem do centralnego miejsca imprezy, czyli salonu, gdzie jakaś para właśnie uprawiała seks.

– Chodź tu – usłyszałem głos dochodzący z pomieszczenia gdzie nikt nie miał wstępu oprócz Radka.
– Co jest – spytałem.

Dał mi jakiegoś dziwnego skręta i powiedział: „Pal, bo wali w łeb jak huj. Nie będziesz wiedział, co i jak”
Zaciągnąłem się raz, drugi, trzeci i kolory świata stały się inne.

Oszołomiony wszedłem do salonu gdzie para kopulowała dalej. „Dawaj Adaś, wejdź w nią” – jakieś głosy mówiły mi żebym wydymał tą laskę.

Wszedłem w nią od tyłu, mocno napierając i nie otwierając oczu. Kilka szybkich ruchów dało mi orgazm nie z tego świata. Cały ładunek spermy wylądował w środku tyłka tej laski. Ni huj nie wiedziałem, kto to jest.

Odwróciła głowę i wtedy spostrzegłem, że to Magda.

– Dobry jesteś, braciszku – krzyknęła i zanurzyła się w kutasie jakiegoś kolesia.
– Ty jednak jesteś prawdziwą kurwą – powiedziałem i wyszedłem z domu.

Szedłem w stronę policji i karetki, chcąc dowiedzieć się, co się stało. Zobaczyłem stojącą Ankę a uboczu, płakała.

– Co się stało – spytałem podchodząc bliżej.
– Patryk nie żyje – powiedziała i zaczęła jeszcze głośniej szlochać.
– Jak to się stało?
– Skoczył z tego budynku – wskazała palcem w górę.

Około 100 metrów wysokości nie dało szans na przeżycie.

*****

Traumatyczne przeżycie. Razem z Anią zostaliśmy przesłuchani na miejscu a w niedługim czasie potem odwiezieni do domu. Ania wciąż płakała – zresztą, nie dziwię się Jej. Wszystko widziała. Przynajmniej tak mówili policjanci, gdy pytałem, kto znalazł ciało.

Dni mijały powoli. Po pogrzebie Patryka, na których zjawiły się osoby z naszej szkoły, wszystko starało się wrócić do normy. Nie było to jednak łatwe.

Zbliżyliśmy się do siebie z Jolą. Jest bardzo sympatyczną dziewczyną, wiedziałem to od zawsze. Szczera, bardzo otwarta, seksowna, miła, uczuciowa, elokwentna. Wymieniać jej zalety mógłbym całe wieki.

Powoli pamięć i strach przed Patrykiem odchodził a ja z Jolą coraz bliżej byliśmy łóżka. Chcieliśmy tego a jednocześnie coś nam mówiło: „Stop”.

To była niedziela. Cztery miesiące od śmierci Patryka. Dwa miesiące jak jesteśmy razem – ja i Jola. Zadzwoniła z samego rana, zapraszając mnie do siebie na obiad na czternastą. Nie mogłem odmówić, cudownie gotowała.

– Już do Ciebie idę, kochanie – oznajmiłem dzwoniąc do Joli w drodze.
– Jesteś piechotą – spytała.
– Tak. A co miałaś jakieś plany, żebym wziął samochód – spytałem, nadając ton mojego głosu, oznajmiający chęć na seks, gdzieś na uboczu.
– Nie, tak spytałam – odpowiedziała szybko – Czekam na Ciebie. Pa, kochanie.

Nie zdążyłem odpowiedzieć. Często się zdarzało, że słuchawka odpowiadała za Jolkę. Nie słuchała do końca tylko szła robić swoje rzeczy, nie zwracając uwagi – to jej wada.

Zapukałem do drzwi. Otworzyła mi Dorota, koleżanka Jolki.

– Cześć. Zapraszam. Ja już wychodzę, zostawiam Was samych. Joluś jest w łazience – rzuciła szybko i znikła w czeluściach klatki schodowej.
– Dzięki – rzuciłem krótko i wszedłem do znajomego mieszkania – Cicho jakoś…Jola – krzyknąłem lekko.
– Zaraz wychodzę. Zrób sobie coś do picia – usłyszałem spokojny głos mojej dziewczyny.

Podchodząc do barku w dużym pokoju, zauważyłem na stoliku dwa bilety na koncert. Jakiś dziwny zespół, nigdy o nim nie słyszałem. „Dziś. Godzina 21” – Przeczytałem. Pewnie kogoś innego.

– Widzę, że już zauważyłeś – oznajmiła Jola opierając się o framugę drzwi.
– Co? Bilety? Tak, zauważyłem. Kogo to – spytałem odwracając się twarzą do Niej.
– Nasze.
– Jak to nasze – spytałem, budząc nadzieję, że się przesłyszałem.
– No tak normalnie – powiedziała wchodząc do pokoju i siadając w fotelu stojącym przy oknie – Idziemy dziś na koncert. Fajnie będzie, zobaczysz.
– Ktoś jeszcze idzie – spytałem, mając nadzieję, że pójdziemy całą paczką.
– Nikt. Tylko Ty i ja. Oczywiście nie licząc całej sali ludzi.

Obiad smakował wyśmienicie. Jakaś sztuka mięsa i delikatne wino. Nie znam się na kuchni. Jednakże smakowało wyśmienicie. Po obiedzie Jola zaczęła się szykować na koncert. Ubrała krótką spódniczkę w ostrym czerwonym kolorze i bluzkę z wizerunkiem trzech znaczących liter: S E X. Pończochy naciągnięte na delikatne, długie, pachnące nogi tylko podkreślały ich długość oraz sylwetkę. Na stopy założyła czarne kozaczki, długości do kolan. Włosy delikatnie podkręciła, które dzięki tym zabiegom wyglądały jak z reklamy farby do włosów. Piękna – powiedziałem sam do siebie.

– Dla kogo tak się stroisz – spytałem, mając nadzieję, że odpowiedź jest mi znana.
– Trudne pytanie – odpowiedziała, uśmiechając się – Oczywiście, że dla Ciebie głuptasie.

Uśmiechnąłem się krzywo. Wyszliśmy z domu kilka minut po 20. Po drodze rozmawialiśmy o tym wszystkim, o czym mówią w telewizji. Wojny, zamachy, terroryści. Ulubiony temat Joli – kosmetyki, też został poruszony.

Na koncert dotarliśmy około 20.45. Ludzie ubrani na luzie wyraźnie odstawali ode mnie – ubranego w jeansowe spodnie oraz koszulę w kratę, która podkreślała mój sztywno – luzacki styl. Śmiałem się z tego, że wyglądam inaczej niż większość z tych osób. Nikogo nie znałem. I dobrze.

W tle usłyszeliśmy pierwsze takty zespołu, który grał. Rytmiczna muzyka plus słowa w języku polskim dawały swojski efekt „balangi”.

– Jolka – ktoś krzyknął – Kopę lat.
– Bury – odkrzyknęła Ania i zanurzyła się w szaleńczym uścisku „Burego”, jak nazywali Go znajomi.
– Bury to jest Adam. Adam to jest Bury, eee to znaczy Bogdan – przedstawiła nas sobie Jola.
– Bogdan jestem, ale mów mi Bury – ścisnął moją rękę Bury.
– Adam, ale mów mi Adaś – odpowiedziałem i atmosfera stała się od razu luźniejsza.
– Napijecie się czegoś – spytał Bury, prowadząc do stolika w kącie sali.
– Piwo – powiedziałem ja.
– Dla mnie to samo – powiedziała Jola i siedliśmy przy stoliku Burego.

Impreza trwała już dobrą godzinę, gdy mój pęcherz zaczął wołać o pomoc.

– Przepraszam, idę skorzystam z łazienki – powiedziałem, wstając i kierując się w strony toalety.

W toalecie znalazłem się po dłuższej chwili gdyż przejście przed bandą skaczących ludzi graniczyła z cudem. Na chwilę przymknąłem oczy chcą się obudzić.

Skorzystałem z toalety i postanowiłem iść do baru po kilka piw. Wszystko zajęło mi kilkanaście minut. Po powrocie do stolika zauważyłem, że Jolki nie ma przy stoliku. „Dziwne” powiedziałem sam do siebie. Bury siedział z oczami wywróconymi w przeciwne kierunki. Siedzący obok kolega przysypiał z papierosem w ręku, który przygasał na jego koszulce. Złapałem za papierosa i przygasiłem go w popielniczce.

– Gdzie jest Jolka – spytałem „przysypiającego”.
– Michał – wymamrotał i zasnął na amen.

Poszedłem w głąb sali, na parkiet gdzie ludzie krzyczeli głośno nazwę występującej grupy. Wyszedłem z klubu nie spotykając Jolki ani żadnej znajomej osoby, nawet z otoczenia Burego. „Kurwa Jolka, nie rób sobie jaj” – powiedziałem idąc w stronę końca budynku i stojących tam aut – „Gdzie jesteś”.

– Co tu się dzieje. Kurwa zostaw Ją – krzyknąłem na widok dwóch kolesi kopulujących wesoło z Jolką.
– Adaś. Dołączysz się – powiedziała Jolka, uśmiechając się do mnie.
– Co Ty wyprawiasz dziewczyno – krzyknąłem i podbiegłem do nich. W tle zauważyłem Magdę, która obciągała jakiemuś kolesiowi – Boże, co tu się dzieje.

W tej samej chwili Jolka wyciągnęła mojego fallusa na zewnątrz i zaczęła łapczywie pochłaniać go w swoich gorących ustach. Robiła to doskonale. Mój penis z każdym ruchem języka stawał się coraz twardszy. Dwóch kolesi, którzy zabawiali się z moją partnerką właśnie kończyło na ciele mojej Joli. Wszedłem w Nią do samego końca. Ostry seks na Świeżym powietrzu obudził mnie. Począłem mocno pchać napierając z całych sił na muszelkę Joli. W tej samej chwili zauważyłem jak Magda siada na swoim „partnerze” tylnią dziurką. Pchał Ją w tyłek mocno, a Ja z każdym swoim ruchem wiedziałem, że Ona nie może być moją siostrą. Jednak była.

Kilka ruchów potem nastąpił wytrysk wprost do środka Joli. Poczułem falę rozkoszy napływającej na moje ciało, Jola wygięła się w ekstazie. Nasz orgazm równał się z wytryskiem chłopaka Magdy do jej ust.

Usiadłem opierając się o drzwi stojącego obok auta. Orgia. Odpływ rozkoszy i przypływ chłodu powietrza.

Zauważyłem jak wszyscy stają nade mną i mówią coś do mnie. Nic nie słyszałem. Pogrążałem się w ciemności.

– Adam – wrzask Joli obudził mnie.

Otworzyłem oczy i zauważyłem, że siedzę w kącie toalety. Nade mną stała Magda, Jola i trzech nieznajomych chłopaków. Przyglądali mi się uważnie.

– Co się stało, Adaś – spytała mnie Jola.
– Co…Gdzie…O Jezu – mamrotałem – Moja głowa.
– Chyba przesadził – powiedział jeden z nieznajomych – Niech Pani nie daje Mu już dziś alkoholu.
– Ma Pan rację – odpowiedziała Jola podając mi rękę.

Jeden z mężczyzn pomógł mi wstać. Chyba straciłem przytomność. Nie wiem, co się stało. Mnie tu nie było.

– Chodź do domu – powiedziała Jola podając mi rękę.
– Co się stało – spytałem wciąż nie wiedząc, co mi jest.
– Chodź. Jutro porozmawiamy.

Wychodząc z toalety spostrzegłem Magdę chowającą się w łazience z jakimś chłopakiem.

– Kurwa – powiedziałem.
– Już spokojnie. Wiem, że głowa boli. Chodź, idziemy do domu. Prześpisz się i będzie wszystko dobrze.
– Kurwa – powtórzyłem.

Jola tylko się uśmiechnęła. Usłyszeliśmy głośne: „Aaaahhhh”.

Wyszliśmy z toalety.

Scroll to Top