Pani Anderson

Mój pokój. Po kilkuletnim pobycie na Uniwersytecie Yale’a wróciłem do domu. Chcę odpocząć od nauki, zajęć, egzaminów i całego sztucznego blichtru osławionej uczelni. Dobrze sytuowani rodzice wyprawili przyjęcie, jak to powiedział ojciec „na cześć pierworodnego wracającego na matczyne łono”. Wróciłem tylko odpocząć. Tylku tu tak naprawdę potrafiłem.

Zebrała się cała śmietanka naszego miasta. Znani przedsiębiorcy i politycy. Wszyscy w kręgach znajomych i dobrych przyjaciół moich rodziców. Wytrawne potrawy, wybitnie dobry alkohol, piękne kobiety ubrane w lalkowe suknie i mężczyźni w szytych na miarę garniturach. Wszystko działo się na tyłach posiadłości moich rodziców, tuż przy basenie. Miejsce skryte wśród ogrodu – miejsca, którego pilnuje pan Dover. Wybitnie stary ogrodnik, znający się na roślinach jak mało, kto. Jak się urodziłem już pracował dla rodziców. Dziś też pracuje.

Przez lata nauki w garniturze, tutaj też, choć miałem ochotę ubrać wytarte jeansy, starą koszulkę i dziurawe adidasy. Iść i pobiegać nad jezioro czy po okolicznych parkach. Niestety – przyjęcie.

Wszedłem na schody tuż obok basenu i stałem tak razem z panem Bowlingiem, biologiem z tutejszego uniwersytetu. Pytał, czemu nie wybrałem biologii. Odpowiedziałem, że nie lubię chemii. Zaśmiał się i odszedł chyba trochę obrażony. I znów stałem sam. Z kieliszkiem szampana w dłoni patrzyłem się na załatwiających interesy ludzi. Tak zabieganych w tym pędzie, że nawet na prywatnych przyjęciach załatwiają swoje sprawy. Wiem, kto odpowie mi na najbardziej nurtujące pytanie.

– Dobry wieczór panie Dover – uśmiechnąłem się do siedzącego pod drzewem ogrodnika.
– Witaj Richardzie – wstał i otrzepał spodnie – Co cię do mnie sprowadza? Czy towarzystwo dystyngowanych osób ci przeszkadza – pytał wiedząc, jaką dostanie odpowiedź.
– Nie byłem tu kilka lat. Pamiętam jak siadałem z panem wieczorami i opowiadał pan mi o czasach z wojny w Wietnamie. Te historie, to wszystko. Pan zawsze potrafił ze mną rozmawiać. Nie interesowało pana to gdzie będę się uczył tylko, jakim będę człowiekiem.
– I nadal nie interesuje. Jesteś młody, masz życie przed sobą. Jeszcze doświadczysz wiele złego z tego świata. Twój dziadek był inny niż twój ojciec. Nie biegał za pieniędzmi a dorobił się tego wszystkiego – mówiąc to rozłożył ręce i spojrzał mi w oczy – Idź do nich, zapewne cię szukają. Jeszcze porozmawiamy kiedyś.

I tak pożegnałem się z panem Doverem i z duszą na ramieniu poszedłem do towarzystwa bawiącego się na „moim” przyjęciu. Siadłem na krześle przy stoliku i dolałem sobie szampana. Przypomniałem sobie, że mój prezent od rodziców z okazji uczczenia szkoły dalej stoi przed domem. Trzeba wypróbować jak jeździ mój nowy Chrysler Crossfire Roadster. Pomyślałem, że może pan Dover przejedzie się ze mną. Odwróciłem się o napotkałem wzrok wbity we mnie. Pani Anderson. Delikatnie wykrzywiłem usta w uśmiechu bardziej zgrozy niż szczęścia. Podeszła bliżej i podała mi rękę.

– Widziałam twoje auto Richardzie, piękne – oczy patrzyły głęboko w moje. Odwróciłem wzrok i spojrzałem na siedzącego pod drzewem ogrodnika.
– Dziękuję – odpowiedziałem nie patrząc już na panią Anderson.
– Odwieziesz mnie do domu? Głowa mnie trochę boli – teatralnie złapała się za skroń i zacisnęła oczy.
– Yyyy w zasadzie miałem trochę inne plany, całkiem inne.
– Proszę….
– A pani mąż, pani Anderson?
– Nie ma go. Odwieź mnie, bardzo cię proszę.

Męczyłem się wymówkami dobre kilka minut i przegrałem ze zdecydowaną panią Anderson. Wsiadłem w samochód i zaprosiłem do środka „nieszczęsną” panią Anderson. Zamknęła drzwi i ruszyłem w kierunku jej domu.

Na miejsce dotarliśmy kilkanaście minut po 23. podróż musiała trwać nie dłużej niż 15 minut. Wyszła i szła w kierunku drzwi. Patrzyłem za nią jak zahipnotyzowany. Pierwszy raz w życiu widziałem tak krągłe pośladki kobiety w jej wieku. Nie była stara, o nie. Miała jakieś 40 lat. Odsłonięte nogi prezentowały też wysoki poziom. Patrzyłem wciąż mając uruchomiony silnik. Chyba słyszała, że nie odjechałem, więc odwróciła się. Otworzyłem okno i spytałem:

– Coś się stało? – ależ głupie pytanie. Serce mi dygotało jak oszalałe. Dojrzała kobieta nachyliła się i oparła łokciami i drzwi. Moje oczy wbiły się teraz w dekolt. Cudownie ściśnięte piersi były imponujących rozmiarów. Podnieciłem się do granic możliwości. Ręką zjechałem na spodnie i się głupkowato uśmiechnąłem.
– Może wejdziesz? Zobaczysz zdjęcia ze szkoły Mary – nie lubiłem tej dziewczyny. Chamska dziewczyna nowobogackich rodziców. Nie uważała nikogo, kto jeździłby byle, jakim samochodem. Głupia bogata córeczka.
– Nie, lepiej nie. Pani mąż niedługo wróci i będzie to wyglądało, co najmniej dziwnie. Jest już późno – speszyłem się zaproszeniem, więc odpowiedziałem naprędce.
– No chodź, Richardzie. Mojego męża nie będzie do końca tygodnia, więc nie martw się, że złapie nas o tak późnej porze – puściła mi oczko. Teraz jeszcze bardziej serce mi waliło. Podniecała mnie, ale nie mogłem.
– Nie, naprawdę.
– Chodź. Jak nie wejdziesz to się pogniewam – uśmiechnęła się pokazując szereg cudownych białych zębów. Odwzajemniłem uśmiech swoim i nie chcąc tego robić zgasiłem silnik. Wysiadłem z samochodu i poszedłem wraz z panią Anderson do jej domu.

Piękna posiadłość usytuowana na końcu miasta. Mieszkają tu bogaci i wielcy tego miasta. W zasadzie są dwa miejsca gdzie budują swoje domy bogacze. Osiedle gdzie teraz się znajduję oraz osiedle gdzie mieszkają moi rodzice. Wszedłem za panią Anderson do domu. Od razu skierowała się na górę. Weszła do sypialni a ja za nią. Nalała mi wódki, którą wypiłem jednym haustem. Gorąco objęło całe moje ciało. W oczach pojawiły się łzy, które szybko, ale dyskretnie wytarłem. Usiadłem patrząc w stronę okna. Pani Anderson wyszła z pokoju. Siedziałem i popijałem dolaną uprzednio wódkę. Rozejrzałem się po pokoju. Taki zwykły, jakich wiele w amerykańskich domach. Różowe ściany tylko dobijały moje oczy. Nigdy nie ceniłem tego koloru. Tylko dla laleczek. Odwróciłem głowę na prawo i spojrzałem na niedużą szafeczkę, na której stało zdjęcie Mary. No tak, teraz wiem, dlaczego kolor ścian jest taki obleśny. To jest pokój Mary.

W tym momencie usłyszałem za sobą hałas i się odwróciłem. Wzięty łyk wódki wylądował na drewnianej podłodze. Zachłysnąłem się widokiem. Pani Anderson stała naga. Spojrzałem na stopy i powoli szedłem w górę. Wypielęgnowane łydki, cudowne uda i wreszcie jest…dziurka spełniająca życzenia…fantastycznie przystrzyżony pasek na wzgórku dodawał wigoru mojemu penisowi. Poczułem, że drgnął. Płaski brzuch i wyżej fenomenalne piersi. Cudowny rozmiar C, patrzące na mnie sutki. Nieruchomo i tępo patrzyłem na ten obraz. Oczy szły wyżej aż doszły do twarzy. Uśmiech malował się na ustach pani Anderson. Nie wiem, co ze mnie za mężczyzna? Co mną targało, co się ze mną działo, że zadałbym nigdy w życiu innej kobiecie. Byłem zszokowany i powiedziałem:

– Co to jest?

Roześmiała się głośno i rozłożyła ręce. Moje oczy zjechały na szklaneczkę z przeźroczystym napojem. Nie zastanawiałem się teraz ile procent ma owy napój. Przychyliłem szklankę i zawartość spłynęła po moim gardle. Głośno odetchnąłem i spojrzałem jeszcze raz na panią Anderson. Wyglądała przepięknie. Ale tak czy tak nie mogłem zrobić z nią tego, na co miałem niesamowitą ochotę. Jej mąż, pan Anderson, był przyjacielem ojca jeszcze z liceum. Nie myślałem jednak o nim teraz. Miałem przed oczami widoki, jakich nie widziała połowa tego świata. Cudo. Po prostu cudo.

Podeszła do mnie i odebrała mi szklankę. Postawiła ją na szafce i zbliżyła swoje piersi do moich ust. Niepewnie wysunąłem język i zacząłem lizać. Bałem się reakcji pani Anderson więc robiłem to strasznie delikatnie, ledwo dotykając sutków. W moich spodniach kotłował się już członek gotowy do wyjścia i zajęcia się panią Robinson. Spojrzałem na nią. Zamknięte oczy i przyśpieszony oddech sugerowały, że całkiem dobrze wychodzi mi pieszczota piersi. Przynajmniej tak mi się wydawało. Oderwała swoją pierś i podstawiła bliżej. Teraz pewniejszym pocałunkiem obdarowałem dany mi prezent. Niepewnie podniosłem rękę i złapałem za nadstawioną pierś. Delikatnie ścisnąłem i przysunąłem bliżej. Mój ucisk wywołał aprobatę doświadczonej kobiety. Całowałem i pieściłem cudowne piersi. Nigdy nie widziałem na żywo tak dużego biustu. Koleżanki ze szkoły mogły się pochwalić jedną trzecią wielkości piersi, jakie teraz całowałem. Napawałem się widokiem i nie myślałem o mężu pani Anderson a tym bardziej o rozwydrzonej córce – Mary.

Odepchnęła moją głowę od swojego biustu i rzuciła na łóżko. Rozebrała mnie i dotknęła ręką naprężonego członka. Był bliski wystrzału. Zbliżyła swoje usta do mojego członka i cicho go pocałowała. Nie wzięła do ust bojąc się zapewne szybkiego wystrzału. Sięgnęła po prezerwatywę i naciągnęła na twardego jak stal penisa. Leżałem jak oniemiały. Miał to być mój pierwszy raz. Od razu z tak doświadczoną nauczycielką. Stanęła nade mną okrakiem i zaczęła wolno się opuszczać. Przed samym wejściem złapała mojego penisa i wprowadziła go do swojej cipki. Dosiadła mnie do samego końca i zaczęła się kręcić w celu wygodnego usadowienia na łóżku a w szczególności na moim członku. Kiedy już zajęła wygodną pozycję zaczęła wolno się poruszać. Góra i dół. Góra i dół. Rękoma oparła się o mój tors i zamknęła oczy. Sprawiało mi to niesamowitą przyjemność. Leżałem bezbronny. Byłem poddany wymaganiom pani Anderson. Przymknąłem oczy i oddałem się przyjemności.

Każdy ruch sprawiał mi radość. Poskakiwała na moim członku wprawiając mnie w drżenie. Czułem, że orgazm jest bliżej niż dalej. Starałem się go powstrzymać jednak nie było to takie proste. Moje dłonie powędrowały znów do nabrzmiałych piersi i zaczęły je ściskać. Przeżywałem rozkosz. Cudownie piękną rozkosz. Jej ruchy stawały się coraz szybsze. Czuła się jak na koniu. Dzika przejażdżka, która niedługo się skończy.

Leżałem nieruchomo i czekałem na zbliżający się orgazm. Bardziej mój, ponieważ byłem pewien, ze pani Anderson nie da się tak łatwo doprowadzić do ekstazy. Czułem wbijające się paznokcie w mój tors. Pani Anderson zaczęła szybciej dyszeć i wydawać z siebie nieskoordynowane dźwięki. Czułem jak orgazm przeszywa także moje ciało. Doszedłem i wypełniłem prezerwatywę białą cieczą. Pani Anderson opadła na mój tors i się do mnie przytuliła.

Głupi jestem. Kiedy pani Anderson zaczęła ze mnie schodzić zadałem pytanie, jakiego nie chciałaby usłyszeć żadna kobieta po skończonym stosunku.

– Doszła pani do orgazmu? – pani Anderson uśmiechnęła się delikatnie i wyszła z pokoju.

Wróciła po kilku minutach, kiedy już byłem ubrany i gotowy do wyjścia. Siedziałem na tym samym miejscu, co przed wspaniałą zabawą. Pani Anderson weszła do pokoju i oparła się o framugę.

– Nigdy nie zadawaj takiego pytania kobiecie, kiedy już skończysz. Nigdy.
– Dobrze. Będę pamiętał pani Anderson.

Zeszliśmy na dół, do salonu. Usiadłem na kanapie a pani Anderson na fotelu naprzeciw. Nalała do szklanek wódki i zaczęliśmy pić. Zapaliliśmy po papierosie i atmosfera stała się bardziej luźna. W pewnej chwili do salonu wpadł pan Anderson. Zaczął krzyczeć, że w jego firmie brakuje pracowników i grozi mu bankructwo. Uśmiechnąłem się w duchu.

Pan Anderson był bardzo dobrym adwokatem. Nieco roztrzepanym i kontrowersyjnym, ale skutecznym. Wiedziałem, że jego firma ma kłopoty kadrowe i sam bardzo chętnie bym się przyjął do niego do pracy, ale nie chciałem żeby praca taka przyszła sama.

Podziękowałem za wódkę i papierosa i pożegnałem się z właścicielami.

******

Pracuję teraz w firmie pana Andersona. Umowa była prosta. Poprowadzę sprawę o kradzież bardzo cennej karty bejsbolowej. Zgodziłem się i w trudach wyszedłem cało z opresji. Zostałem częstym gościem w domu państwa Andersonów. Poznałem nawet bliżej Mary. Z głupiej i tandetnie ubierającej się laski wyrosła mądra i sympatyczna dziewczyna. No tak, w końcu nie widziałem jej kilka lat. Wydoroślała tak jak i ja. Zostaliśmy parą a po niedługim czasie małżeństwem. Kolory ścian w naszym domu nie mają na szczęście różowego koloru ani nawet jego odcienia. Wyprowadziliśmy się od rodziców i zamieszkaliśmy nieopodal domu moich rodziców. W naszym domu został zagospodarowany jeszcze jeden pokój. Pokój dla specjalnej osoby w moim życiu. Osoby, od której tak wiele się nauczyłem. Pan Dover zajmuje się teraz naszym ogrodem. Wciąż dużo rozmawiamy. Mary spędza dużo czasu z panem Doverem. Uwielbiamy go. Uczy nas życia jak uczył mnie w młodości. Na pewno pozostanie w naszych sercach na zawsze. Mówi, że jesteśmy jego rodziną. I tak jest. W końcu znam go od urodzenia.

Teściowa? Dziwne słowo i dlatego go nie używam. Wolę standardowe i pełne szacunku dla osoby, która nauczyła mnie przez ten jeden raz jak kochać.

Na zawsze będzie panią Anderson.

Scroll to Top