Pani jeziora

Mała wieś na mazurach. Jezioro witało lato. Bzyczenie owadów rozbudzało naturę. Delikatne wierzbowe witki gładziły błyszczącą taflę jeziora. Zagwizdał kos. Słodkie dwa tony wydobyły się z maleńkich płuc. Inne ptaki podchwyciły melodię, tworząc kanon drżących nutek. Ptasia muzyka mieszała się z odległymi głosami i krokami kobiet wracających z pola.*

Przodem szły zamężne kobiety, spieszące do swoich domów i obowiązków. Za nimi kroczyła rozchichotana czeladź młodszych dziewcząt. Łapały chłodny wiatr od jeziora, rozsznurowując lekko koszule. Na samym końcu tego pochodu szła drobra, czarnowłosa dziewczyna. Jej warkocz sięgał do pośladków. Piersi pokryte potem unosiły się od oddechu. Patrzyła tęsknie na wierzby dające cień, na wody jeziora dające ochłodę.
Uległa pokusie, skręciła, i zagłębiła się w zaroślach. Przy brzegu położyła sie płasko, delektując się dotykiem wilgotniej ziemi na skórze, stopy zanużyła w wodzie. Rozmarzona leżała w cieniu, pod baldachimem wierzbowych witek. Zanuciła pioseknę swojej babci. „strzeżcie się dziewczyny latawców…”- myślała o mężczyznie z nikąd. Pięknym namiętnym latawcu, którego miłość trwałaby jeden dzień. Jeden dzień z marzeniem był jej droższy niż życie z innym, lecz też obcym.

Żywiołak- „latawce”

Chciała, by jej Latawiec był blisko, tuż przy niej. Jego usta na jej nagim ciele. Własne ręce kładła tam, gdzie chciała czuć Jego. Opadła jej koszula, odsłaniając pokryte gęsią skórką i potem piersi. Sutki twarde jak ziarenka, gotowe na Jego dotyk. Jej ręką wodziła po brzuchu, coraz wyżej, aż natrafiła na wypukłość, scisnęła tak jak zrobiłby to On. Czuła jego usta na swoim brzuchu, tym razem jadące nisko, do skraju jej spódnicy. Tkanina szybko osunęła się do wody ukazując jej nagie łono. Jego język dotykał jej najintymniejszych części. Westchnienia mieszały się z szumem drzew. Coś napierało na jej wejście, jej własne palce gładziły cześć, którą zaraz straci bezpowrotnie. To Latawiec popchnął dłoń mocniej, wywołując jej jęk. Zaraz potem została tylko przyjemność. On był w niej, ona była jego. Dotykał jej kobiecości, naciśkał najczulsze miejsca, wywoływał westchnienia. Jej ciało przeszedł dreszcz, gdy palec natrałił na coś w jej wnętrzu. Wygięła się w łuk, czując palce w sobie i usta na swojej piersi. Świat pociemniał, słyszała tylko swój własny, przepełniony rozkoszą jęk.*
Jej oczy powoli odzyskiwały ostrość widzenia.*

Przy jeziorze były jeszcze dwie pary oczu, szeroko otwarte. Wieczór kradł słoneczne promienie. Dwaj mężczyźni, w sile wieku obserwowali młodą, może 15-stoletnią dziewczynę w spazmach samozadowolenia. Ich spodnie, wypełnione twardą męskością domagały sie spełnienia.*

Żywiołak- „Świdryga i Midryga”

Podeszli do niej, zanim jeszcze sie wybudziła. Jeden ruch podniósł ją do góry. Została popchnięta do drzewa. Zmusili ją do wypięcia do nic swej zakrwawionej kobiecości. Poczuła rękę brutalnie wbijającą sie do jej środka. Chciała krzyczec, lecz silne uderzenie w pośladek i syk mężczyzny temu zapobiegły. Poczuła coś gorącego i wilgotnego na twarzy. Długi, gruby kształt wdarł się do jej ust, poruszał sie szaleńczo. Nie wiedziała co sie dzieje. Czuła ręce na swoich piersiach, sciskające je boleśnie, palce miedzy swoimi nogami, napastnicy chcieli aby czuła upokorzenie. W jej ręce pojawiła się druga męskość, którą musiała masowac. Na jej twarzy łzy mieszały się ze śliną, tak jak jej wstyd mieszał ją z błotem. Nagle poczuła pulsowanie w ustach, podrygiwanie, i z męskości wypłynęły fale nasienia. Przyciskał jej głowę aż połknęła wszystko. Drugi napastnik wyrwał penisa z jej ręki, i jej twarz zalały kolejne fale nasienia. Przycisnęli ją do ziemi, poczuła ugryzienia mrówek na nagim ciele. Bili ją, robiąc to w sposób możliwie najbardziej upokarzający. Ocierali swoje twardniejące penisy o jej twarz, wpychali do jej wnętrza gałęzie. Położyli ślimaka na jej kroczu. Sierpem próbowali wykonac płytkie nacięcia na jej piersiach, ktore po chwili spływały krwią. Jeden z nich znów wepchnął jej swoją długość w omdlewające usta, drugi napierał na jej kobiecość. Czuła, że ją rozrywają. Nagle poczuła nacisk między pośladkami. Mężczyzna z tyłu zagłębiał w niej grubą na stopę, zaostrzoną gałąź. Krzyczała pomimo penisa w jej ustach. Mężczyzna rozrywał jej kobiecość, jej wszyskie części. Zagłębił w niej dwie stopy gałezi. Straciła przytomność. Nad ranem, mężczyźni zostawili ją umierającą. Ona powoli zsunęła się do jeziora. Tam, okryta zieloną florą podwodną, czekała na życie.

Leśne Licho- „Pani Jeziora”

Usłyszała kroki, zanim jeszcze Go zobaczyła. Piękny młodzian w ozdobnym stroju schodził do jeziora napełnic bukłak. Jej szansa znowu nadeszła. Wynużyła się z wody, tuż przed nim. Widział ją. Jej czarne włosy, trupią skórę i ciemnoszare sutki. Upuścił naczynie, wskoczył do wody. Ruszyła do niego, spotykając go, gdy woda sięgała im do kostek. Bała sie go stracić, tak jak setki innych wcześniej. Chciała, żeby ją kochał. Rozpięła nogawice z miękkiej skóry. Wydobyła jego siłę. Patrzyła przez chwilę, złożyła pocałunek i objęła go ustami. Westchnął z przyjemności. Jego przymrużone oczy nie wyrażały czułości kochanka, lecz pożądanie samca. Przeszedł go dreszcz, gdy jej usta napełniały się nasieniem. Wtedy jego skóra stała się blada, wzrok matowy i pusty. Osunął się pod taflę wody, bez życia. Pani jeziora zapłakała

Scroll to Top