Pięćdziesiątka

Urodziłam się 01 lipca 1958 roku. Zbliżał się 01 stycznia 2008 roku, kalendarzowo wchodziłam już w swoją „pięćdziesiątkę”. Wiadomo, że już po pięćdziesiątce to w naszym życiu „ z górki” i to nawet czasami bardzo szybko. Dlatego ten fakt swojego życia postanowiłam w odpowiedni sposób zaakcentować. Pisząc o „zaakcentowaniu” mam na myśli oczywiście seks. Napisałam do Hamburga, do Manfreda list informujący go o tym fakcie, z jednoczesną prośbą, aby mi takie spotkanie naszykował.

Kilka zdań, dlaczego Hamburg. Myślę, że kończący się rok 2007 jest właściwym momentem, aby dokonać określonego podsumowania. W październiku 1997 roku podpisałam kontrakt, w którym zobowiązywałam się, że w 1998 roku będę przyjeżdżać do Hamburga, średnio co 4-6 tygodni. A więc minęło 10 lat, prawdę powiedziawszy nie bardzo wiem kiedy. Ten kontrakt był przedłużany na następne lata, łącznie z rokiem 2004. Od roku 2005 kontrakt został zweryfikowany w punkcie dotyczącym mojej częstotliwości przyjazdów. Uzgodniliśmy, że od stycznia 2005 roku będę przyjeżdżała, kiedy będę mogła. W okresie 1998 – 2004 byłam w Hamburgu 92 razy, ten mój wyjazd był 110. Nie sposób opisać tych wszystkich spotkań, tym bardziej, że prawie zawsze były to pobyty dwudniowe, czyli jakby należałoby to pomnożyć przez dwa. W swoich opowiadaniach przedstawiłam 24, moim zdaniem, najbardziej charakterystyczne. Do tego bilansu trzeba oczywiście dodać 82 zbliżenia, które miałam w kraju. Myślę, że jak na 10 lat, to niezły wynik. W tym roku Sylwester wypadał w poniedziałek, zaproponowałam Manfredowi, że przylecę w piątek, ten czas będzie dla niego, ale na sobotę ma mi naszykować spotkanie w zaprzyjaźnionym „Piekiełku”, gdzie przebywające tam Diabły mają ugościć mnie tak, abym to spotkanie zapamiętała do końca życia. Jedną z moich wad jest to, że czasami szybciej coś powiem, niż pomyśle. Czasami to samo dotyczy listów. Napiszę jakąś myśl, nie przewidując do końca jej konsekwencji. Właśnie to sformułowanie miało wyjątkowe znaczenie podczas moje „diabelskiego spotkania” Ale od początku. Zgodnie z umową przyleciałam piątkowym popołudniem, Manfred odebrał mnie na lotnisku, po czym przez cały wieczór byłam jego. Nie umiem tego wytłumaczyć, to już tyle lat, a pomimo to za każdym razem kochamy się bardzo namiętne. Tym razem również był ze mną do późnego wieczora, doszło między nami do trzech zbliżeń. W tym czasie wyjaśnił mi również, że jestem umówiona w znanym mi piekiełku na godzinę 18-tą. O godzinie 18-tej poszłam do umówionego Piekiełka. Wyszłam do „Sali kominkowej”. Tam naprzeciwko mnie stanęło 12 mężczyzn. Wyjaśnili mi, że przyjaźnię się z czterema klubami, każdy klub wystawił trzyosobową delegację. Ale jaką, chyba po trzech najlepszych swoich Diabłów. Na dodatek każdy klub miał trochę inną specyfikę, więc zastanawiałam się, jak to będzie wyglądało. Za nim się zastanowiłam, jeden z Diabłów podął mi szklaneczkę, mówiąc, że „na sucho to mi to spotkanie nie ujdzie”. W szklaneczce była wódka i sok pomarańczowy, ale miałam pewność, że nie tylko. Że jest jeszcze coś domieszane, „na rozweselenie mnie”. Ale w tym momencie nie zastanawiałam się nad tym, tylko razem z nimi wzniosłam toast i prawie całą szklankę wypiłam. Można powiedzieć, ze zaczęło się zupełnie niewinnie, bo zaczęło się od zwykłych zbliżeń. Z każdej delegacji pierwszy uraczył mnie swoim kutasem. Dobrze podejrzewałam, że byli to wybrańcy. Już po drugim czułam , że pizda jest mocno sklepana. Przy trzecim już jęczałam, czwarty wszedł we mnie od tyłu. Kawał chłopa, a jego kutas tym bardziej. Powiedzieć, że moje biodra fruwały do góry, to żadna przesada. Biodra fruwały do góry, a jego kutas we mnie i to „po sam pępek”. Po tej serii miałam dłuższą przerwę, ponownie dostałam drinka i pojawiło się dwóch z pierwszego piekiełka, a tam są specjaliści od „klepanki” Rozciągnęli mnie na stole, jeden trzymał w ręku odpowiedniej wielkości pejcza, który natychmiast wylądował w moim rowku, sięgając aż do samego krocza. Tak dostałam pięć razy, po czym skończył, wówczas ten drugi wszedł we mnie. Ale wszedł z takim impetem, ze prawie przesunął mnie po stole. Po chwili poprawił się i zaczął swoje wbijanie się we mnie. Każde jego pchnięcie czułam bardzo głęboko, jak by za chwilę miał przebić mnie na wylot. Moment, kiedy doszedł do swojego szczytu potwierdziłam głośnym wrzaskiem. W gardle mi zaschło, więc ponownie dostałam napełnioną szklaneczkę. I znowu wypiłam ją praktycznie do dna. Kiedy już trochę ochłonęłam pokazało się dwóch, tym razem z drugiego piekiełka. A w tym Piekiełku sami „igłownicy”. Położyli mnie na stole, każdy chwycił cycka od swojej strony i wbił w niego po szpilce. Darłam się, ale to nic nie dało, bo jeden z nich stanął przede mną i po chwili jego kutas wjeżdżał w moją pizdę. Ona już dobrze czuła zmagania poprzednich, więc kiedy tylko wjeżdżał, już się darłam, ze mnie boli. Mogłam się drzeć, wszedł we mnie, jak nóż w masło. Chwycił za biodra i ładuję się z całej siły, wypełniał mnie do końca, albo jeszcze dalej. Moment, kiedy wyrzucał z siebie strumień spermy, wbrew pozorom, był momentem ulgi. Wypiłam następną szklankę, ale już się zorientowałam, że zaczyna się za mną coś dziać. Niby wszystko widzę, ale jakby jestem bezwolna. To pozwoliło zająć się mną dwójce z trzeciego Piekiełka. A tam sami specjaliści od różnych „szczęk”. Od razu zajęli się moimi cyckami, ponieważ siedziały w nich długie szpile, to oni swoje „zatrzaski” założyli mi na brodawki. Te brodawki są moją pewną zmorą, bo przy dosyć małych piersiach są one nieproporcjonalnie duże. Nic dziwnego, że łatwo było na nich zacisnąć stosowne zatrzaski. Darłam się, bo czułam ból, ale z drugiej strony zaczynałam jakby chcieć czuć ten ból, a kiedy zobaczyłam przed sobą następnego kutasa, to poczułam w swoim podbrzuszu coś dziwnego. Widziałam go i jakby na niego czekałam, czekałam, aby we mnie wszedł. Prawie mimowolnie wypinałam biodra do góry, żeby tylko już we mnie wszedł. Moment, kiedy wszedł, to moment, jakby palcem przesuwał po papierze ściernym, a pomimo to, kiedy już we mnie wszedł, jakby poczułam ulgę, że już go w sobie mam. Ten stan dziwnego podniecenia spowodował bardzo szybki stan podniecenia i za nim on jeszcze na dobre nie zaczął się we mnie wbijać, ja już jęczałam w skurczach podbrzusza. Po następnej szklaneczce zajęła mną się dwójka z czwartego Piekiełka. Tu byli „zawsze” specjaliści od różnych „zabawek”, więc natychmiast obrócili mnie na brzuch i po chwili poczułam, jak coś mi wpychają w pupę. Nie było to może zbyt duże, ale kutas jednego z nich był wcale nie mały i jak mnie wypełniał, miałam wrażenie, ze za chwile mnie rozerwie. Pizda jednak trochę się poszerzyła, tak, że mógł we mnie dosyć swobodnie wchodzić. No i wchodził, raz za razem czułam go, jak by za chwilę miał oprzeć się o mój podbródek. Na szczęśćcie było to tylko wrażenie pozorne, kilka jego mocniejszych pchnięć i czułam, jak wypełnia mnie swoją spermą. Kiedy skończył, prawie osunęłam się na podłogę, był to koniec drugiej rundy, jeszcze czekało na mnie ostatnich czterech. Myjąc się, pozbyłam się tego „bagażu”, jaki mi zafundowali chłopcy z czwartego Piekiełka i dobrze bo znowu zajęli się mną chłopy od „klepanki” z pierwszego Piekiełka. Położyli mnie na brzuchu, mocno rozciągając nogi i ich bat, w postaci „krowiego ogona” dobrze wpasował się pięć razy w sam rowek, a środkowe rzemyki dochodziły równo do otworu w piździe. Tylko skończyli klepać, zaraz ostatni z tej trójki wszedł we mnie prawie biodra unosząc do góry. Wybijając się lekko do góry jednocześnie jego kutas wjeżdżał coraz głębiej we mnie, wypełniając całkowicie. Chyba zbyt długi okres oczekiwania spowodował, że był bardzo podniecony i po paru mocnych pchnięciach już się we mnie spuszczał. Tym razem już się zupełnie osunęłam na podłogę, kiedy skończył. Ale wyrównałam oddech i poczłapałam się do łazienki. Strumień letniej wody trochę mnie otrzeźwił, ale niezbyt mocno. Kiedy przyszłam na salę ponownie czekało na mnie trzech z drugiego Piekiełka. Nie musiałam się zbyt długo zastanawiać, co będą chcieli mi zrobić, bo od razu rozłożyli mnie na stole, mocno rozsuwając nogi, po czym zobaczyłam w ich rękach błyszczące agrafki. Tym razem dopięli się do moich dużych warg sromowych. Z tej racji, że mam wzgórek łonowy lekko wysunięty do przodu, są one dosyć duże, więc wbili się w nie, zapinając na każdej po agrafce. Może to i wyglądało „ładnie”, ale ja czułam to kłucie mocno drąc się. Niestety, już nie miałam siły na żadną reakcję. Kiedy skończyli tak mnie „dekorować” ostatni w tej trójki wszedł, mocno mnie rżnąć. Już byłam tylko w stanie wyć z bólu, ale jego to nie interesowało. On zrobił swoje wypełniając mnie swoją spermą. Resztką już sił wróciłam, a tam znowu cała trójka z trzeciego Piekiełka. Rozciągnęło mnie na brzuchu, po czym poczułam, jak ściskają mi pośladki blisko pupy, a za chwilę, jak się w nie wbijają „szczęki rekina”. Puścili i zaraz ostatni z tego zestawu siedział w piździe. Już tylko jęczałam, kiedy się we mnie wbijał, zdobywając się na mocniejszy jęk w momencie jego wytrysku. Tylko świadomość tego, że już tylko jeden na mnie czeka pozwoliła mi prawie „poczołgać” się do łazienki. Wracając, już trzymałam się ściany. Widząc to, dwóch z ostatniego Piekiełka podskoczyło do mnie i prawie bezwładną rozciągnęło na stole, mocno unosząc i rozciągając nogi na boki. Spojrzałam, a jakby mogło być inaczej, już jeden z nich szykował odpowiedniego „kołka” aby wsadzić mi go w pupę. Nie był on może duży, ale widząc go wydawał mi się gruby. I zbytnio w tej ocenie nie pomyliłam się, czując, jak mnie mocno wypełnia od tyłu. Skończył i zaraz ostatni wypełnił mnie od przodu. Nie miałam już siły jęczeć, ale pomimo to, kiedy się we nie spuszczał, wręcz rozdarłam się. Skończyli, poszłam do łazienki, a tam „asystentka” pomogła mi pozbyć się tych wszystkich „ozdóbek”, które mi pozakładali, umyłam się i prawie już bez czucia leżałam na kanapie. Nastąpiła dłuższa przerwa po której moje Diabły przyszły po mnie, praktycznie zaciągnęły mnie do sali, ułożyły i mocno przywiązały do tzw. łóżka miłości podkładając pod pupę klin, aby była ona wyżej. To łóżko ma regulowana wysokość, więc nie bardzo rozumiałam jeszcze w tym momencie ten zabieg, ale spokojnie odpoczywałam po poprzednich „ćwiczeniach”. W pewnym momencie otworzyły się drzwi i wszyscy weszli, przy czym część z nich trzymała w ręku jakieś przedmioty. Pierwszy podszedł od strony głowy, dłuższą chwilę oglądał moje piersi, po czym wyjął chyba mazak i coś na nich wymalował. Podszedł drugi, ale ten usadowił się już na łóżku od strony lewej ręki, tułowiem oparł się na moim brzuchu, po czym następny podał mu jakiś przedmiot, był to aparat do tatuażu. Ten przytrzymując mocno moją pierś od dołu w miejscu, gdzie tamten coś malował, zaczął mnie tatuować. Próbowałam protestować, ale byłam tak unieruchomiona, że nie miałam szans się ruszyć. Kiedy zaczęłam się drzeć, usłyszałam, że zażyczyłam sobie spotkania, które zapamiętam do końca życia. W tym momencie uświadomiłam sobie, że takie zdanie napisałam do Manfreda, ale nie przypuszczałam, że oni wezmą je tak dosłownie. Trwało to dłuższą chwilę i okazało się, że na piersi, ok. 1cm poniżej brodawki mam wytatuowaną czerwoną gwiazdkę o średnicy ok.1cm. Ten skończył, ale następny położył się z odwrotnej strony i po określonym czasie miałam wytatuowaną na lewej piersi taką samą gwiazdkę, ale koloru niebieskiego. Uważałam, że to już koniec, ale byłam w dużym błędzie. Moje diabły podciągnęły wyżej łóżko, po czym ten, co chodził z mazakiem dłuższą chwilę przyglądał się mojej cipce i po chwili poczułam, jak dotyka moich mocno przecież spuchniętych dużych warg sromowych. Najpierw coś majstrował na „prawym” baloniku, następnie na „lewym”. Wrócił ten od mazaka, znowu zaczął przyglądać się cipce, po czym poczułam, że coś rysuje mi w samym kroczu. Następny wystartował z aparatem i poczułam, że znowu coś „rzeźbi”. Tym razem trwało to dłużej i poczułam go ponownie w dwóch miejscach. Nareszcie skończyli, a kiedy już mogłam wstać, wyjaśnili mi, że na piersiach dostałam znaki czerwone i niebieskie, bo to są moje kolory, na „balonikach” cyfrę pięć w kolorze czerwonym i zero w kolorze niebieskim, tyle tylko, że zero nie jest owalne, tylko okrągłe, z ramionami, mające przedstawiać znak Mercedesa, natomiast w kroczu mam wyrysowany zodiakalny znak Raka, również w kolorze czerwonym i niebieskim, bo przecież jestem zodiakalnym Rakiem. W ten oto sposób zakończyło się moje spotkanie z Diabełkami, mające symbolizować wyjście w pięćdziesiąty rok życia. Chciałam zapamiętać to spotkanie „do końca życia”, no to zapamiętam, mając odpowiednie ślady. Ale będę je również pamiętała ze względu na otrzymane prezenty. Wychodząc z Klubu otrzymałam piękną skórzaną brązowy damski neseser. Otworzyłam go w hotelu, a tam, oprócz 3 kompletów strojów i 10 par rajtuz erotycznych, jeszcze rulon, a w nim elegancki dyplom na papierze czerpanym upamiętniający to nasze spotkanie oraz gruby naszyjnik z białego złota z wisiorkiem przedstawiającym raka. Oczy raka to 2 rubiny, natomiast w odwłoku 3 odpowiednio duże brylanty. Do tego bransoleta na rękę również z białego złota w którą wtopione jest 50 brylancików oraz klasyczny zegarek na rękę firmy „Delbana” w srebrnej kopercie z eleganckim czarnym skórzanym paskiem. Na wewnętrznej stroni koperty wyryta jest data 01.01.2008 oraz dwie litery i dwie cyfry. W załączonym liście wyjaśniono mi, że jest to kod, na podstawie którego w zaprzyjaźnionych klubach będę traktowana z odpowiednimi honorami. Nie bardzo wiem, co t znaczy, ale będę to wyjaśniała później. Na razie cieszę się z bardzo ładnego, obawiam się, że również wartościowego prezentu. Po powrocie do domu usiadłam do komputera i sprawdziłam te znaczenia. Kolor czerwony – najgorętszy ze wszystkich kolorów, od najdawniejszych czasów była kolorem życia i skrajnych uczuć. Czerwień kojarzy się z miłością (czerwona róża, czerwone serduszka i pasją (gorące uczucia – płomień). Domeny czerwieni to siły witalne, życie i piękno. Z ogromnej ilości symbolizowanych przez nią cech, do najważniejszych należą: ekstrawertyzm, odwaga, antydepresyjność, asertywność, determinacja, przyjazność, ciepło i wrażliwość. Kolor niebieski jest najzimniejszą z barw. Kojarzy się z otwartą przestrzenią, wodą, morzem, niebem. Niebieski jest kolorem pełnym symboliki. Niektóre z nich to: uduchowienie, pokój, higiena, spokój, woda, świeżość i chłód, lecz również dynamizm, kreatywność i inspiracja. Jako „Szafir” kamień szlachetny stosowany w jubilerstwie, wykorzystywany do wyrobu drogiej biżuterii. Kolor czarny w XX wieku stał się kolorem elegancji, luksusu, wyrafinowania i szykowności – na uroczystym balu nie obędzie się bez czarnych marynarek i „Małych czarnych” sukienek Istotne cechy symbolizowane przez czerń to: tajemniczość, seksowność, dostojność oraz powaga. Mercedes — hiszpańskie imię żeńskie, pochodzi od wyrażenia [Maria] de las Mercedes (po polsku łaski pełna ). Mercedes-Benz to marka samochodów osobowych, dostawczych i ciężarowych. W kategorii samochodów osobowych, Mercedes-Benz uważany jest za jedną z najbardziej prestiżowych marek na świecie.

Nie wiem, kto im tak podpowiedział, ale trafili w dziesiątkę. Gwiazdka na piersi nie problem. Nawet, gdy będę gdzieś na „baletach”, to będę miała dodatkowa ozdobę. To samo dotyczy pięćdziesiątki na wargach sromowych, a znak w kroczu będzie też widoczny tylko w określonej pozycji. Trzeba przyznać, że w bardzo symboliczny sposób weszłam w ten swój pięćdziesiąty rok życia.

Scroll to Top