Przekleństwo ekstazy cz.2

Wysoki, potężnie zbudowany jeździec galopował na karym ogierze przez ciemną noc. Raz po raz kamień pryskał spod kopyt, ale nie przejmował się tym. Wspaniały rumak wychylał łeb przed siebie, jakby chciał sięgnąć chrapami ciemnego horyzontu, ogon zaś siła ciągu skierowała do poziomu, niby przedłużenie kręgosłupa. Krok miał pewny, żadnym fałszywym stąpnięciem nie zdradzał ułomności. Najlepszy koń narodański. Wschodni bożek wszystkich wierzchowców. Wyhodowany dla gwardii królewskiej Narodu, teraz służył żołdakowi Imperatora Rimonu, stając po drugiej stronie barykady.

Półork przygryzał nerwowo dolną wargę, targany przeżyciami po przedwczorajszym wieczorze. Tak, był półorkiem. Ohydnym, przebrzydłym potworem, dziecięciem zrodzonym w siódmym miesiącu z ludzkiej kobiety. Nienawidził swego pochodzenia, które odcisnęło piętno na jego życiu. Mimo iż nie żył już żaden świadek jego wczesnego dzieciństwa ani nawet lat młodzieńczych, doskonale znał swój rodowód. Nie znał jedynie ojca, ale tego się domyślał. Ohydny ork z armii Drinuma, Rimala i Ghaska, trzech najstraszniejszych orków w historii. Wieki temu, gdy pamięć o nich była jeszcze żywa, znał jedyną osobę, która mogła mu pomóc. Ona mu wszystko opowiedziała.

————————–

– Dalej, sucze syny, Rim o dwa dni drogi! -darł się Georak. Dostał dowództwo nad setką największych ciuli, buców i szarlatanów, jakich nosiła Ziemia. Nie cierpiał tego zajęcia, ale dawało mu ono poczucie siły. Każdemu z tych pokrak mógł z byle powodu wepchnąć nóż w plecy lub powiesić za jaja na przydrożnym drzewie. Jestem orkiem, myślał, złym orkiem.

Rimal gładził klingę swego pięknego Miecza Gromu, jednego z najpotężniejszych oręży na świecie. Ile to już ludzkich głów pod nim spadło? Sto? Dwieście? Niesiony na czarnej lektyce przez parę ogrów, zaniósł się złowieszczym śmiechem. To on był tu najważniejszy, Drinum i Ghask to tylko tępe mięśniaki. Ja jestem panem, ja walczę najlepiej.

Pochwalną tyradę na swoją cześć przerwał mu nadbiegający Georak.
– Czego? -warknął niezadowolony.
– Wioska, panie wioska!
– Co?
– Osada ludzka, o tysiąc kroków. Widać ją z pierwszych szeregów. -wytłumaczył setnik.
– Hie, puście armię bokiem, a ja z twoją setką zrobimy sobie mały wypad. W nagrodę dostaniesz córkę wodza wioski. Jeśli nie ma córki, to jego żonę lub syna… -na obu twarzach pojawił się krzywy, potworny uśmiech.
– Syna, o tak, syna… -syknął Georak i wrócił do siebie.

————————-

– Jak myślicie, co oni zrobią? -spytał Sammon. Nie chciał tu umierać razem ze swymi przyjaciółmi, najlepszymi kumplami pod słońcem. Na Shirene, przecież ma taką piękną żonę!

Blask latarni orków nie zbliżał się, wydawało się, że orkowie ich ominą. Skryci w krzakach na skraju lasu i pola, nasłuchiwali każdego niepokojącego odgłosu. Od dłuższej chwili trwała złowroga cisza.

– Chłopaki, chyba nam się upie… -w tej chwili strzała przebiła mu krtań; w parę sekund skonał na ziemi. Nim ktokolwiek z setki jego towarzyszy zareagował, połowa już padła pod ciosami orkowych włóczni i mieczy. Druga połowa próbowała stawić opór, ale w mig ich krew pokryła pole walki. Orkowie ruszyli dalej, zostawiając za sobą ludzkie truchła i siedmiu towarzyszy.

————————-

Płacz dzieci rozlegał się po całej sali, na której stłoczono wszystkie kobiety, dzieci i starców z osady. Razem dwieście głów. Mężczyźni nie wracali już sześć godzin, dawno minęła północ.
– Martwię się… -wyszeptała Keris, żona Sammona. Tuliła do piersi półrocznego synka.
– Nie bój się, Keris. Nasi mężowie nie pozwolą orkom zająć wioski. -słowa te skierowała do niej Girlen, szesnastoletnia córka wodza wioski, Turona. W swym wieku była nad wyraz dojrzała, ale w czasach wojennej pożogi dzieci dorastają szybko. Dziewczyna odziana była w lnianą koszulę i męskie, płócienne spodnie (tylko takie znalazła w domu po ciemku, gdy ewakuowały się tu z matką) przewiązane rzemieniem, żeby nie spadały. Kolszulkę napinało dwoje dorodnych piersi, nieodzianych w żadną bieliznę (której podówczas nie stosowano). Fale długich, rudych włosów opadały jej na ramiona. Oczy miała orzechowe, patrzące ze współczuciem na zebrane dokoła niewiasty.

Przytuliła klika lat starszą kobietę, by dodać jej otuchy. W tym momencie drzwi wyleciały z futryny i w dziurze po nich stanął wysoki (jak na swą rasę) ork. Rimal, dzierżący Miecz Gromu. Rozległ się pisk dziewcząt, płacz dzieci i krzyki pozostałych, gdy do pomieszczenia zaczęły napływać dziesiątki orków. Ludzie nie zdążyli zorganizować obrony; po kilku minutach najmłodsze dzieci i starcy nie żyli a kobiety doznawały hańby ze strony najeźdźców.

W tym czasie Georak znalazł jedną z ostatnich staruch i przybliżył siłą jej twarz do swojej.
– Możesz żyć. -wyharczał do niej- Tylko powiedz, gdzie jest córka wodza.
Kobieta skinęła na rudowłosą dziewczynę, która wyszarpując się z łapsk jego podkomendnego, kładziona była na jednym z licznych stołów. Georak skręcił kobiecie kark, rzucił jej ciałem za siebie i podszedł do Girlen siłującej się z oprawcą. Położył mu dłoń na ramieniu i szepnął do ucha:
– Ona jest moja… Rimal mi obiecał…
– Pierdol się, masz dokoła wiele innych dziewcząt. I chłopców. -usłyszał.
Setnik zaklął, wyjął kordelas zza pazuchy i pchnął w plecy oponenta. Po chwili jego ciało osunęło się na podłogę. Georak kopnął je i przetoczyło się kilka metrów. Teraz mógł odebrać swą nagrodę. Dziewczyna próbowała zeskoczyć ze stołu, ale para silnych rąk przygwoździła jej ramiona do blatu. Jednocześnie plugawe usta zaczęły całować jej szyję i twarz, a kilkunastocentymetrowy język błądził po jej skórze, wnikając do uszu, oczu, nosa, ust. Girlen myślała, że zwymiotuje.

– Zostaw tę rudą ślicznotkę. -usłyszał Georak za swymi plecami.
– Kurwa, czego! -wrzasnął, odwracając się z kordelasem w dłoni. Stał przed nim Rimal.- Ona jest moja, obiecałeś mi ją! Więc poczekaj, aż skończę.
– Ani mi się śni. W tym momencie dzieje się historia, twoja chuć ma gówno do rzeczy. -najspokojniej w świecie wycedził Wódz.
Georak bił się ze swymi myślami. Musiał ulec, szkoda narażać życie dla jakiejś gówniary. Później ją przeleci. Zrobił krok w bok i wskazał ręką Girlenę.
– Miłej zabawy. -rzucił na odchodne i udał się w kierunku kąta, gdzie stłoczono kilkuletnie dzieci- potencjalne śniadanie. Może będzie jakiś ładny chłopiec, pomyślał.

Rimal położył dłonie na biodrach przyszłej kochanki. Zwarła nogi, a on w mig zdarł z niej spodnie. Próbowała się bronić, podkurczyła nogi i zaczęła wierzgać, ale on zdecydowanym ruchem rozwarł jej uda niczym otwieraną księgę. Przycisnął jej kolana do stołu. W pachwinach czuła ostry, piekący ból, ale spodziewała się jeszcze gorszych rzeczy. Tymczasem Rimal zdjął swe czarne spodnie, odsłaniając wielkiego fallusa, mierzącego ponad trzydzieści centymetrów. Skóra na nim była szara, podobnie jak na owłosionej mosznie i nogach. Spojrzała na jego twarz. Ziemista cera i zdeformowana jedna połowa twarzy napawały ją bezbrzeżnym obrzydzeniem. I te oczy… Czarne, z czerwonymi źrenicami…

Wódz przesunął dłonie wyżej, ujął jej piersi i zaczął uciskać. Bolało ją, gwałciciel nawet nie próbował być delikatny. Włożył palce między guziki i podarł koszulę na strzępy. Leżała na stole naga, z nogami rozłożonymi pod kątem 180 stopni, z rękoma we włosach, dzięki czemu jej piersi były maksymalnie napięte. Jasnoróżowe sutki kontrastowały z mlecznobiałą skórą na całym ciele. Rimal zlustrował ją wzrokiem. Stał teraz między jej nogami, z członkiem sięgającym między jej piersi, i przesuwał się oczami w dół. Minął sterczące z zimna sutki, płaski brzuch, aż ujrzał delikatny paseczek miedzianych włosków na podbrzuszu.

Oparł się na niej, ocierając się zwartą od chłodu moszną o łechtaczkę partnerki. Po kilku minutach poczuł na niej wilgoć.
– Dobrze ci, dzieweczko. -wyszeptał szorstko, mając usta kilka centymetrów od jej warg. Patrzył jej w oczy, a ona nie mogła uciec wzrokiem. Już nawet nie próbowała się wyrywać.- Zobaczysz, jaką rozkosz może dać ork. Śmiertelną rozkosz, tyle ci powiem.
Zobaczył w jej oczach bezbrzeżny strach.
– Zabij mnie! -krzyknęła mu w twarz- Zabij mnie, skurwielu! Nie chcę być wychędożoną przez śmierdzącego orka, zabij mnie!
Zaśmiał się paskudnie.
– Nie, nie zabiję cię. Ani teraz, ani później. Poczniesz syna, co nigdy dotąd się nie stało po stosunku orka z kobietą. Dziecko cię zabije, a ty nie będziesz mogła go usunąć. Jeśli pragniesz śmierci, zadam ci ją. Przez ręce mego syna.
– Nie, nie, nie! -ryknęła i popłakała się, ale w tym momencie jego usta przywarły do jej ust, a dłonie zaczęły tarmosić piersi.

Bawił się nią kilka minut, błądząc kilkunastocentymetrowym językiem po jej zębach, podniebieniu i wewnętrznej stronie policzków, nieraz nurkując do gardła. Czuł, jak się krztusi, i sięgął jeszcze głębiej. Słyszał szlochy rozbrzmiewające w jego ustach. Cofnął biodra, by sięgnąć żołędzią do nabrzmiałych i wilgotnych warg sromowych. Uwielbiał to uczucie. Wieki temu ludzie przeklęli orków, a one odwdzięczyły się klątwą po stokroć gorszą- niezależnie od okoliczności kobieta kochająca się z orkiem umrze z powodu orgazmu. Który nadejdzie zawsze, choćby tego nie chciała. Rimal był jednym z rzucających tę klątwę.

Jego biodra zaczęły lekko się kręcić, a Girlena bezwiednie odpowiedziała tym samym. Była jeszcze dziewicą, nigdy nawet nie myślała o seksie, ale on pomyślał o niej. Tarcie krocza napastnika o łechtaczkę sprawiło jej niespodziewaną przyjemność, choć wcale tego nie chciała. Teraz sposobił się do wbicia się w nią, a ona mu w tym pomagała. Absurdalność tej sytuacji doprowadzała ją niemal do kolejnego płaczu. Zajęta rozmyślaniem nawet nie poczuła, jak jego żołądź próbuje się wcisnąć do jej ciasnego wnętrza. Napór był coraz silniejszy, aż członek napiął maksymalnie jej błonę dziewiczą. Teraz cofnął się i wrócił ze zdwojoną siłą, pokonując wszystkie przeszody i zanurzając się w niej prawie do połowy.

Krzyknęła i wierzgnąła nogami, ale ork pozostał niewzruszony. Gdy wszedł w nią po raz pierwszy, miała wrażenie, że pęka jej spojenie łonowe. Czuła krew powoli sączącą się spomiędzy jej napiętych warg sromowych. Ruchy jego bioder stały się wolne i przyspieszały bardzo powoli. Ból zaczął ustępować miejsca rozkoszy. Pomimo nawilżenia poruszał się w niej opornie, czuła tarcie jego szorstkiej skóry o napiętą do granic możliwości pochwę, każdy puls krwi w żyłach ogromnej męskości wysyłał ją do krainy wiecznej szczęśliwości. Jednocześnie ogromny penis przesuwał się po łechtaczce, potęgując ekstazę i uniesienie.

Rimal oderwał się od jej ust, przestał masować jej piersi i oparł się na łokciach, przytrzymując jej ramiona. Mógł teraz wbijać się w nią mocniej i głębiej, o ona miała możliwość krzyczenia wniebogłosy:
– Zwolnij! Tak dobrze! Zabij mnie skurwielu! Tak! Ach!
W mgnieniu oka bezrobotne do tej pory dłonie Girleny wylądowały na piersiach, by szczypać ich skórę i ściskać sutki. Zaczęła kręcić biodrami, by wzmocnić i tak ekstremalne już doznania.

Czuła, że nadchodzi coś wspaniałego, ale nie wiedziała, co. Sutki stały się twarde niczym zierenka grochu, a przyzwyczajona już do niecodziennego zajścia pochwa zsynchroniowała się z ruchami partnera. Zaciskała się, gdy z niej wychodził, a rozluźniała, gdy wracał. Mogła dochodzić jeszcze kilkanaście minut, ale zniecierpliwiony ork nie chciał czekać. Pchnął mocno, do samego końca, docierając w najdalsze krańce jej podbrzusza, napinając macicę niczym rosnący płód. Wbierające podniecenie zmieszało się z gigantycznym bólem, ale Girlena nie zwracała na to uwagi. Rimal pchał tak mocno i szybko, że stół skrzypiał niczym stare schody.

Skurcze stały się coraz mocniejsze i częstsze, ale nie dały rady dopasować się do tempa napastnika. Czuła jądra obijające się o jej pośladki, członka pocierającego nabrzmiałą łechtaczkę i penetrującego ją z maksymalną brutalnością i siłą. W kilkadziesiąt sekund doszła do końca. Fala ekstazy pulsującymi sygnałami posuwała się coraz dalej, sięgając jej stóp, piersi i głowy. Krzyknęła przeciągle, a wraz z nią dziesiątki innych gardeł doprowadzonych w tym samym momencie do finału. Myślała, że orgazm rozerwie ją na kawałki, a serce przez otwarte usta wystrzeli w górę, przebije sufit i uniesie się ku niebu.

Rimal doszedł chwilę później, zalał ją prawie litrem spermy, która po wypełnieniu jej wnętrzności zajęła miejsce wycofującego się, zaspokojonego fallusa. Spomiędzy nóg wypłynęła mieszanina krwi, śluzu, spermy i przetartego nabłonka pochwy. Ogarnęły ją drgawki, spazmatyczne krzyki uwiązły w gardle. Straciła przytomność.

———————–

Kołatanie do drzwi zbudziło całe domostwo niewielkiej wioski na brzegu Rimii. Otworzył gospodarz, przezornie wyposażony w nabijany gwoździami słupek. Wojna skończyła się tydzień temu, ale kto wie, kogo licho przygnało? Ujrzał kilkunastoletnią, rudą dziewczynę w brudnym ubraniu, i spodniach przesączonych krwią. Duży brzuch nierytmicznie się poruszał, jakby coś było w środku i wyrywało się na wolność. Runęła prosto w jego otwarte ze zdumienia ramiona.

———————–

Znachor opatrzył starannie ciało Girleny, ale nic nie mógł poradzić. Musiała umrzeć tej nocy. Nim to się stanie, postanowił podjąć się próby wydobycia z jej łona dziecka. Nie było to proste, ale po całonocnym zabiegu udało się. Pozszywana matka jeszcze żyła, gdy opuszczał dom gospodarza. Kilka minut przed śmiercią odzyskała przytomność i opowiedziała gospodyni swą historię.
– Kto jest ojcem? -dopytywała się poczciwina.
– Ork… -jęknęła dziewczyna i wyzionęła ducha.
Wcześniej udało się jej dowiedzieć, że płód ma siedem miesięcy i ma nosić imię Oron, czyli przęklety. Przeklęty Półork.

———————–

I nim właśnie jestem, pomyślał jeździec. Dotarłem do owej kobiety minuty przed jej śmiercią i dowiedziałem się wszystkiego poza imieniem ojca. Ale chyba je znam. Czeka na mnie. Na Orona- Przeklętego Półorka.

————————

Ciąg dalszy oczywiście nastąpi.

Scroll to Top