Przekleństwo Ekstazy cz.3

– Bardzo interesujące. -król Efellas pokiwał zadowolony głową.
Oron wrócił z jednej z wielu misji zwiadowczych w Narodzie; tym razem przynosił wieści bardziej niż dobre. Agent skopiował i spreparował królewską pieczęć, dzięki czemu teraz zaleją wrogie państwo fałszywymi dekretami i rozporządzeniami. Udało się jeszcze Półorkowi zdobyć sygnet jednego z ważniejszych oficerów armii, a jego samego utopić w Rimii. W całej stolicy szukano teraz odpowiedniego sobowtóra dla denata.
– Świetnie się spisałeś. Odbierz zaległy żołd i wróć za dwa dni rano po nowe zadanie.
– Oczywiście, królu. -Oron ukłonił się nieznacznie (właściwie schylił głowę) i odwrócił, sposobiąc się do wyjścia z komnaty.
– Ileż to już lat Oronie mnożysz nam dostatek? Pamiętam, że służyłeś już mojemu dziadowi. I jego dziadowi. I wcześniej też.
– Jestem prawie tak stary jak twoja dynastia. Ale niewiele młodszy. -odparł szczerze Oron. Mało ludzi znało o nim prawdę. Poza królami Rimonu, w zasadzie tylko kika wiedźm i nieliczni przyjaciele.- Muszę już iść. Wiesz, gdzie mnie szukać.

Otworzył drzwi i opuścił pokój. Lubił tego faceta. Dawno już Rimon nie miał króla przed trzydziestką. Ten był nie tylko młody, ale też niezwykle energiczny. Po niecałej dekadzie jego panowania królestwo miało za sobą trzy wojny, w tym dwie wygrane i jedną patową. Oczywiście Przeklęty w dość znaczący sposób przyczynił się do sukcesów monarchy. Pomimo sporych gabarytów (ponad dwa metry wzrostu, a bary szerokości futryny) świetnie radził sobie w akcjach dywersyjnych, gdzie zwinność i szybkość nierzadko liczą się bardziej od siły. Ale miał czas, by wszystkiego się nauczyć; i szermierki, i akrobacji. Przed wiekiem zaczęło się trzecie millenium jego życia.

– Och, Oron, jesteś w stolicy?! -usłyszał za plecami podniecony ze zdziwienia, ciepły, kobiecy głos.
– To ty, Rychelo. -przywitał ją ukłonem- To radość dla mnie widzieć moją królową w rozkwicie sił kobiecych.
– Nie chrzań, chodź do mnie.

Komnaty królowej leżały w sąsiedztwie pokojów małżonka, a sama Rychela opuszczała je tylko na noc, którą spędzała w alkowie. Nieustannie od sześciu lat. Oboje uchodzili za bardzo jurnych, mimo to wciąż nie mieli potomka. Może to wydawać się nienaturalne w przypadku trzydziestoletniego mężczyzny i dwudziestoczteroleniej kobiety, ale tak było. Sama królowa nie rozpaczała z tego powodu, zwykła mawiać, że „na dzieci przyjdzie czas”. Krążyły słuchy, jakoby jej kobiecość była ułomna, ale ani Rychela, ani Efellas nigdy tego nie potwierdzili. Oron też uważał, że z jej Kwiatem Lotosu wszystko w porządku.

W sali królowej spędzili tylko kilka minut, kobieta szybko przebrała się i opuściła z Półorkiem pałac. Incognito czuła się swobodniej, poza tym zawsze spędzali ze sobą czas w zamtuzach, gdzie wynajęcie pokoju na kilka godzin nie stanowiło probemu. Mieli nawet upatrzony jeden, od dwóch lat zabawiali się tylko tam.

– Dawno się nie widzieliśmy. -przywitała ich ponętna, aczkolwiek pulchna brunetka.
– Podróżowałem. -odparł Oron- Trzynastka jest wolna?
– Jasne… Dla ciebie zawsze.
Na ladzie zabrzęczała sakiewka, a para lżejsza o dziesięć dukatów ruszyła do swego gniazdka, odprowadzana wzrokiem nieletnich prostytutek prężących się w drugim kącie sali.

Pokój trzynasty był gustownie urządzony. Dwuosobowe łoże z krwistoczerowną pościelą, stolik i dwa krzesełka. Naprzeciw łoża dwuosobowa balia napełniona do połowy ciepłą, spienioną wodą. Na szafce przy łóżku butelka przedniego czerwonego wina i para drążonych w wielkich perłach kieliszków. Ściany pomalowane na różowo i ozdobione scenami mitologicznych kochanków Madrosa i Fiernany w najwymyślniejszych, erotycznych pozach. W kątach wysokie lichtarze, na których płynęły różowe świece wydzielające pobudzającą woń. Oron przystawił stolik do balii, a Rychela postawiła nań wina i kieliszki.

Rozebrała się szybko, Oron zobaczył tylko mlecznobiałe, podrygujące piersi, zanim królowa wbiegła niemal do wody i zanurzyła się w niej po gładką, bladą szyję. Oron nie chciał być gorszy i po chwili dołączył do niej. Pili sobie wino, a ona przytulała się do jego ramienia.
– Efellas chyba coś podejrzewa. -podjęła- Po ostatnim naszym razie słabiej wyszła mu minetka i stwierdził, że pewnie w środku jestem za luźna. Powinnam chyba znowu poddać się zabiegowi, inaczej po twoim wyjeździe wszystko się wyda.

Oron wypił jednym haustem kieliszek i pocałował kochankę, sącząc do jej ust ciepłe wino. Po setkach lat poszukiwań odnalazł wreszcie swoją połowicę. Była wtedy dziewicą, ale nie narodańską, lecz buteryjską w niewoli Narodu. Przepowiednie tym się jednak wyróżniały, że spełniały się zazwyczaj połowicznie (jeśli w ogóle się spełniały). Gdy przywiózł ją na dwór, król zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia i ani myślał ustępować. Ponieważ wcześniej ona i Oron używali sobie do woli, więc Efellas nie spodziewał się po niej dziewictwa. Na szczęście znajomości Półorka w Gildii Magów pomogły rozwiązać ten problem, więc małżonek dostał ją „z drugiej ręki” co prawda, lecz ponownie dziewiczą. Później król wyprawił go z misją i dopiero dwa lata temu Przeklęty wrócił do Rimu. W ciągu tygodnia nadrobił zaległości i udał się ponownie do Narodu. Wrócił dziś o świcie.

Wyszli z wanny i legli na posłanie. Teraz mógł w pełni docenić piękno ciała Rycheli. Pochodziła niemal z najdalszej północy, gdzie Słońce świeci tylko przez kilka miesięcy w roku. Północna uroda kobiet z Buterii była powalająca. Mlecznobiała skóra, jasnoniebieskie (krystaliczne wręcz) oczy, jasnoróżowe wargi ust i kobiecości. Wraz z zabiegiem przywrócenia jej dziewictwa Oron postarał się o wieczyste usunięcie włosów poniżej szyi, dzięki czemu trójkącik na podbrzuszu był gładki niczym jej cera, podobnie jak skóra pod pachami. Średniej wielkości, blade piersi przyozdabiały dwa wiśniowe sutki, okolone niewielkimi obwódkami.
– Co tam na dworze? -zagaił Oron, drażniąc muszelkę kochanki.
– Spokój. Dwórki przychodzą dziewicze i po kilku miesiącach wychodzą z powodu ciąży za giermków rycerzy rezydujących w pałacu. Konsekwentnie odrzucam awanse kolejnych gołowąsów. W moim życiu jest tylko dwóch mężczyzn.

Lekko zdenerwowany Oron wtargnął palcami do środka Rycheli. Każdy z nich miał rozmiary małego członka, więc dwa naraz w pełni zaspokajały potrzeby królowej.
– Ach… Nie obraź się. Kocham Efellasa, chociaż jest gorszym kochankiem od ciebie. Och… -jęknęła, gdy usta Orona objęły jej sutek i zaczęły go stymulować.
– Po czterech latach małżeństwa trudno nie pokochać człowieka, który adoruje cię na każdym kroku… -próbowała się wytłumaczyć, ale to nie pomogło. Siekacze zacisnęły się na brodawce, a szczęka jej kochanka zaczęła się przesuwać. Poza dwoma penetrującymi ją palcami działał jeszcze pocierający łechtaczkę kciuk. Podniecenie szybko narastało. Uwielbiała, gdy ją masturbował. Czuła każdy jego ruch, spazmy powodowały bezwiedne poruszanie biodrami.

– Tak… Szybciej… Jeszcze chwila… – jedna ręka zacisnęła się na pościeli, a druga na nabrzmiałym, ogromnym członku Orona. Ujęła jego koniec i zaczęła odsłaniać i zasłaniać żołądź, pocierając o nią napletkiem. W tym czasie doszła na szczyt. Wierzgnęła nogami i uniosła w górę biodra, wyginając się w pałąk. Półork nie doszedł.

– Jesteś wielki! -krzyknęła Rychela kwadrans później, gdy wielka męskość Orona wsunęła się od tyłu do jej pochwy. Nie czuła już bólu, jak zdarzało się wcześniej, tylko samą rozkosz. Klęczała na czworakach, a muskularna postać kochała się z nią, trzymając dłonie na jej biodrach i nabijając ją na siebie. – Tego mi było trzeba!

Oron delektował się ciałem kochanki. Czuł na swoim członku mięśnie zaciskające się w takt bicia jej serca. Przepływająca przez nią krew potęgowała doznania obojga. Zmieniał tempo, podczas wolniejszego zanurzał się w nią do połowy, a gdy przyspieszał, wsuwał się do końca, głośno zderzając mosznę z łechtaczką i podbrzuszem Rycheli. Każdy jego ruch kwitowała jękiem, nieraz wyrywał się jej głośny krzyk. Spragnieni siebie, nie wytrzymali dziesięciu minut. Zanim doszedł, wysunął się z niej i wystrzelił kilkoma obfitymi, mocnymi seriami prosto w wyeksponowaną łechtaczkę. W odpowiedzi z wnętrza kobiety (która po tym zabiegu krzyknęła głośno „och!” i wybuchła spazmatycznym śmiechem) wypłynęły ciurkiem bezbarwne soki, kapiąc na posłanie i mieszając się tam z jego spermą. Rychela zebrała to ręką i wysmarowała mieszanką swoje piersi i tors ukochanego.

– Przyjdziesz jutro?- spytała, przytulając się do niego w balii i masując jego męskość.
– Jasne. Jutro mam cały dzień wolny. Pojutrze znowu wyjeżdżam.
– Efellas jedzie na polowanie. Nie będzie go od świtu do południa. Będziemy mieli dla siebie dużo czasu.
– Świetnie. -rzekł, po czym pocałował ją w usta, a potem w czoło i przytulił jej głowę do swego torsu.

Wychodzili z zamtuzu w pięć kwadransów po przyjściu. W okolicach pałacu rozdzielili się, ona poszła do siebie, on do tawerny „Chutliwy byk”. Tam Oron spotkał dawno niewidzianego przyjaciela (naprawdę dawno, co najmniej dwadzieścia lat).
– Słyszałem, że zabawiasz się z naszą Pierwszą Damą. -zwrócił uwagę kompan przy trzecim kuflu najlepszego piwa w Rimie.
– No, sam ją znalazłem, sam ją przywiozłem, a nie mogę mieć jej tylko dla siebie. -wyżalił się Oron. Miał ochotę wstawić się w sztok, ale do tego potrzebował co najmniej kilkunastu piw więcej. Dlatego pił trzy razy szybciej od Pascela.
– Gdzieś taką piękność spotkał? Chyba nie w estińskim burdelu?
– Nie. Od śmierci Whiskasa dwieście lat temu nie zaglądam do tego miasta. Nowe szefostwo zrujnowało mu opinię najbardziej rozkosznego miejsca pod Słońcem. Rychela jest Buteryjką, chociaż przywiozłem ją z Narodu. Sześć lat temu.
– Z Narodu? Opowiedz mi. Kurde, ty zawsze potrafisz łączyć obowiązki służbowe z korzyściami osobistymi.

Scroll to Top