Przekleństwo Ekstazy cz. 8b

Oron był w rozterce. Jak miał postąpić? Zostało mu pięciu ludzi. Kontynuować wypad do Narodu czy wracać? Spojrzał na ocalałych. Dwóch miało wyszczerbione miecze, jeden pęknięty hełm i twarz zalaną krwią. Pozostali mieli się dobrze, jedynie dyszeli po ciężkiej walce. Zwłoki ludzi i koni leżały bezładnie na pobojowisku. Jedyny wyjątek stanowił równy rząd łuczników ściętych przez półorka.
Rozmyślania przerwał tętent kopyt dochodzący z zachodu. Oron chwycił za rękojeść miecza i wybiegł przed grupkę podwładnych, oddzielając ją od nadchodzącego przybysza. Po chwili kontury jeźdźca były widoczne we mgle.
– Stać! -krzyknął po rimońsku Oron.
Koń postąpił jeszcze kilka kroków, po czym zatrzymał się. Wędrowiec zaklął pod nosem i zeskoczył sprawnie z konia.
– Kto tam? -spytał, dobywszy miecza.
– Czternasty oddział kawalerii trzeciej armii Rimonu pod kapitanem Oronem. -odparł dumnie przywódca formacji.
Przybysz drgnął.
– Oron?
Wojownik poznał głos przyjaciela, więc schował broń do pochwy.
– Tori?
Uspokojony szpieg chwycił konia za uzdę i podprowadził go do grupy żołnierzy. Miał na sobie szary płaszcz i wysokie buty, na głowie zaś kaptur. Dłonie okrywały skórzane rękawice. Spod wierzchniego odzienia dochodziły pobrzękiwania kolczugi.
– Coś was mało. -zauważył, nim zlustrował wzrokiem pole walki.- Miałem szczęście. Wpadłbym prosto na nich. Gdybym oczywiście wcześniej ich nie usłyszał. -tu mrugnął porozumiewawczo do Orona.
Półork był pewien, że Tori przemknąłby nawet pod ich nosami i nie spostrzegliby, że ktoś ich minął. Wśród żołnierzy powstało poruszenie. Zbliżyli się na swych wierzchowcach i otoczyli dwóch przyjaciół.
– Cóż, komu w drogę, temu czas. -ozwał się przybysz- Mam zadanie do wykonania w Narze. Stary się wkurzył, gdy nakrył mnie z pokojówką Rycheli. Kolejnego wysłał na śmierć.
– Której rzecz jasna unikniemy. Obaj.
Tori uśmiechnął się krzywo słysząc komentarz przyjaciela.
– Co do ciebie jestem tego pewien. Też chętnie pożyłbym sobie jeszcze kilkanaście lat, ale cóż… Robię to ku chwale ojczyzny.
Nie mówiąc nic więcej padli sobie w objęcia. Minutę później samotny wędrowiec kontynuował podróż na wschód, do stolicy wrażego królestwa. „Ach, Pascelu (bo to był on)… -pomyślał Oron- Za kilka lat spotkamy się, bo tak chce przeznaczenie…”.
Odwrócił sie do swoich, gdy usłyszał odgłosy zbliżającego się jeźdźca. Tori wracał. Przywitali się równie wylewnie, jak pożegnali chwilę wcześniej.
– Zostanę z tobą. -oświadczył szpieg- Przy opróżnianiu redut jest lepsza zabawa niż na dworze króla Narodu.
Półork roześmiał się.

***

Podczas gdy Rychela dochodziła do siebie po zgotowanm jej przez męża orgazmie, Efellas jął niespiesznie się rozbierać. Jego oddech nieznacznie przyspieszył. Była pewna, że weźmie ją jeszcze przed wizytą w alkowie. Obejrzała się za siebie. Król był już bez koszuli. Widziała jego pomnikowo wyrzeźbiony tors. Rzadko porośnięty, z wyraźną linią dzielącą go na dwie części. Małe, brązowe sutki. Uwielbiała je przygryzać i tarmosić je, gdy kochali się w miejscu mniej konwencjonalnym, niż jadalnia, czyli łożu. Powiodła wzrokiem w dół, minąwszy umięśniony brzuch dotarła do pępka, z którego biegł w dół paseczek czarnego owłosienia. Rozpiął pas, wyjął go ze szlufek i rzucił precz, po czym zatrząsł biodrami. Spodnie zsunęły się, ale z przodu zahaczyły o prężącego się monarszego członka. Zirytowany chwycił dłonią za materiał i zdjął spodnie bez zbędnych akrobacji. Uwolnił się z nogawek i stanął za żoną, kładąc dłonie na jej biodrach.
– Chcę twego ciała, najdroższa… -wyszeptał, przytulając tors do jej pleców.
– Skoro tak bardzo zagustowałeś w dziurce spomiędzy mych pośladków, więc może odwiedzi mnie tam twoja męskość? -odparła, rumieniąc się. Po doświadczeniach z Daedrotem zasmakowała w seksie analnym. Często błądziły tam jej paluszki, by popracować nad oporem zwieraczy. Efellas zawsze ochoczo dobierał się do jej odbytu, czerpiąc zeń o wiele więcej przyjemności, niż znanej od kilku lat kobiecości.
– Twe życzenie jest dla mnie rozkazem… -rzekł szarmancko, po czym przebiegł dwoma palcami między wilgotnymi wargami połowicy, by nabrać z nich śluzu niezbędnego do zbliżenia. Poczuła ciepłe opuszki nawilżające jej odbyt. Zawierciła biodrami, zapraszając palce męża do środka. Wsunął czubek jednego do ciasnej dziurki i powiercił nim.
– Nie każ mi czekać, bierz mnie! -nieomal krzyknęła głosem przepełnionym ekstazą.
Wycofał z niej palec i przyłożył wcisnął między jej pośladki swą odsłoniętą żołądź. Rychela położyła się biustem na stole i stanęła w szerszym rozkroku, by mógł czynić swą powinność. Wszedł w nią płytkim ruchem bioder, zaledwie wnikając w nią główką. Kilkanaście ruchów i stała przed nim otworem. Wsunął się w nią głębiej. Czuł, jak się na nim zaciska. Nie spieszył się. Po sprawionym jej masażu erotycznym miał prawo brać od niej rozkosz tak, jak sobie zamarzy. Powoli. Piękna i romantyczna idea Efellasa spełzła na niczym, gdyż zadziałał jeden z najsilniejszych czynników. Nawet on nie miał wpływu na własne pożądanie. Stąd z minuty na minutę przyspieszał, by w krótkim czasie wdzierać się w nią z całymi możliwymi impetem i częstotliwością. Dyszał niczym miech kowalski, poruszając automatycznie biodrami do porzodu i do tyłu najszybciej, jak mógł. Nawet nie wchodził zbyt głęboko, po prostu ją posuwał. Zwieracz bronił się coraz słabiej, ale uważał, że jest wręcz inaczej. Sekunda po sekundzie zacieśniał się na jego penisie, czyniąc doznania Efellasa intensywniejszymi. Nie miał siły odkładać wytrysku na później. Wszedł w Rychelę najgłębiej, jak się dało. Kilka mocnych spazmów targnęło jego męskością, wyzwalając ciepłe nasienie prosto do wnętrza rychelinego tyłeczka. Przytulił się spoconym torsem do żony, niemal przygniatając ją do stołu.

***

– Hagard, kurwa, czego się tam guzdrzesz?!
Krzyk porucznika wyrwał młodego rekruta z zamyślenia. Właśnie robił pod drzewo na skraju Moczar Śmierci. Jak to się zdarza w takich sytuacjach, naszła go zaduma nad sensem egzystencji i szansami Narodu w wojnie z Rimonem. Wkurzał go cały ten imperializm wyznawany przez władcę. Shołdował już sobie cały wschód aż po bramy Reverii. Akuratnie młody chłopak pochodził z Keldonu, małego księstwa tysiące kilometrów stąd. Przybył jako orszak corocznego trybutu i natychmiast rzucili go na front zachodni. Co to za życie… Nawet wysrać się w spokoju nie można…
– Kurwa, ty jebany gówniarzu, wracaj albo ci to gówno z powrotem w dupę wsadzę! -darł się porucznik, gdy młody szeregowy nie odpowiedział na pierwsze wezwanie.
Nie minęła minuta, a z mgły wyłoniła się niska postać Hagarda. W chwili, gdy próbował przekroczyć cichaczem północną bramę, gdy z tyłu spadł nań cios w potylicę. Padł na twarz, ale wnet zerwał się na równe nogi.
– Za co, panie… -wydukał żałośnie.
Porucznik masował sobie prawą dłonią lewą pięść.
– Następnym razem pomyślę, że chcesz zdezerterować. Choćbyś dymał się z dziewką, masz zawsze odpowiadać na wezwania przełożonych! To nie twoje jebane Keldon, rozumiemy się?
– Tak jest, poruczniku.
Po zgnębienu kota oficer był kontent, więc obrócił się i ruszył do swej kwatery. Prowincjusz! Zesłali mu na jedną z najtrudniejszych placówek jakąś ciotę; gołowąsa, który nawet mieczem dobrze robić nie umie. Całe szczęście, że pozostała trzydziestka jego podkomendnych to zabijaki z krwi i kości, zaprawieni w bojach na północy brutale nieznający litości. Aż strach było obrócić się do nich plecami, ale porucznik Nergal wyrobił sobie wśród nich mir jeszcze większym okrucieństwem.
Nic nie widział, nic nie słyszał. Długi, wąski kord wraził się pod jego lewą łopatkę i sięgnął ostrzem serca. Jednocześnie okryta rękawicą dłoń zasłoniła mu usta. Padł na ziemię, rzężąc i charcząc w agonii.

***

Tym razem to Rychala czekała, aż z jej partnera opadnie podniecenie. Czuła przyjemne ciepło w swym wnętrzu. Rozochocił ją tą dziką szarżą, ale nie dał rady doprowadzić jej drugi raz do szczytowania. Cóż, i tak spisał się znakomicie.
– Kochanie? -odezwała się nieśmiało.
– Słucham? -zareagował po dłuższej chwili. W głosie wciąż czuć było uniesienie.
– Chodźmy do łóżka. Zimno mi się robi.

Kilkanaście minut później para królewska wylegiwała się w alkowie w najlepszym łożu w państwie. Po prawej stronie leżał władca, a w jego prawy bok wtulała się zadowolona Rychela. Misternie zdobione kolumny w czterech rogach przedstawiające nagie kobiety w wymyślnych stojących pozach podtrzymywały baldachim. Siennik wykonany z najlepszego sukna skrywał niewyczuwalny żeliwny szkielet obleczony w wiele warstw wełny. Z racji letniej pory za okrycie służyła jedynie dera z wyprawionej, jak należy króliczej skóry. Nadzy małżonkowie tulili się do siebie, snując dalekosiężne plany.
– Nie uważasz, że nadszedł czas pomyśleć o potomku? Trzy krzyżyki na karku, pierwsza połowa życia dobiega końca… -refleksyjnie rzucił Efellas niby od niechcenia. Rychela drgnęła usłyszawszy jego słowa.
– Co się stało? Jeszcze ci zimno? Może zawołać cyrulika? Może choraś?
– Nie, tylko…
– Nie chcesz dziecka? Rychelo, wszak po to się ludzie pobierają…
– Rozumiem cię, ale… Ja chyba nie mogę. Tak, na pewno nie mogę.
Król popadł w zadumę.
– W takim razie -odezwał się po chwili milczenia- W takim razie nie opuścimy tej izby, dopóki nie uczynię cię brzemienną. Będę rządził państwem z alkowy, jeśli wymaga tego racja stanu.
Buteryjka z trudem powstrzymywała śmiech. Uparty mąż jej się trafił, jeszcze z zadatkami na filozofa.
– Skoro aż tak pragniesz mieć mnie w każdej chwili -powiedziała powoli, drapiąc go lekko paznokciami prawej dłoni po podbrzuszu- Dlaczego nie zaczęlibyśmy zaraz?
To powiedziawszy, ujęła w dłoń penisa swego małżonka i zaczęła go masować. W odpowiedzi wcisnął dłoń między jej uda i pogładził gładkie łono połowicy. Położyli się na bokach przodem do siebie. Uniosła prawą nogę i zgięła ją, postawiwszy stopę na posłaniu. Miał wspaniały widok na dwie mięsiste wargi kryjące rozkoszną zawartość. Przywarli do siebie ustami i zaczęli wzajemnie zaspokajać się dłońmi.

***

Tego wieczora, jak co dzień o tej porze, baraki zamieniły się w jaskinię hazardu. Kości stukały, karty szeleściły, monety brzęczały- każdy z żołnierzy był w swoim żywiole. Trzydziestu zakapiorów bez wyjątku szachrowało się wzajemnie i tłukło pod byle pretekstem, którego obecność nierzadko była zbędna. Ledwie jednak drgnęła klamka, a wszystkie dowody zbrodni znalazły się w siennikach lub pod pryczami. Drzwi otworzyły się z donośnym, denerwującym skrzypieniem. Do izby wkroczył porucznik Nergal. Wojacy jak jeden mąż wstali z posłań i zasalutowali. Postawny mężczyzna szedł pewnym krokiem przed ustawionymi w mig w dwuszregu zabijakami. Nim doszedł do ostatniej pary, znienacka trzasnął najbliższą bandycką mordę pięścią odzianą w ćwiekowaną rękawicę. Uderzony runął w tym, wpadając na stojącego zań żołnierza.
– Za co?! -ryknął, masując dłonią obolały policzek.
– Za jajco! Nie wolno mi?! -odparł porucznik- Za pięć minut u mnie na górze. Ty i on! -dodał wskazując ogłupiałego i wywróconego towarzysza żołdaka.
Obrócił się na pięcie i opuścił barak.
– Pojebało go do reszty. -stwierdzili zgodnie wszyscy w pomieszczeniu.
– Widział kto Hagarda? – odezwał się nagle pryszczaty, śmierdzący zdechłym szczurem żołnierz.
– Nie… hej! A może gówniarz zbiera cięgi i stary Nergal zaprasza pod pozorem gniewu dwóch do zabawy? Mało to razy przynieśli mu dziewkę, a on trzasnął kogo przy wszystkich w ryj, by ten po przyjściu doń sobie poużywał? Dziwny ma nasz wódz system wartości, ale nikt jeszcze ma nim źle nie wyszedł poza kilkoma siniakami.
Cudowne wizje roztoczył przed towarzyszami najbardziej śmierdzący i kaprawy ze zgromadzonych.
– Mogłoby to być. -przytaknął inny, mniej śmierdzący, krępy mężczyzna o fizjognomii hieny z płaskim pyskiem.

***

Efellas za każdym razem, gdy kochał się z Rychelą zastanawiał się, jakim cudem po kilku latach małżeństwa i nierzadko kilku zbliżeń dziennie wciąż potrafi czuć do niej tak zwierzęcy pociąg. Rychela zaś nie mogła się nadziwić, że poza Oronem ktoś mógł tak ją podniecić. Dwa skrajne żywioły, płomień z południa i lód z północy, dopełniały się wzajemnie. Jego żar topił ją i rozpalał, zaś jej chłód koił rozpaloną duszę. Gdy jako bezsprzecznie doświadczony dwudziestoczteroletni mężczyzna rzucił się na jej wtórnie dziewiczą kobiecość wiedziała, że ma nad nim władzę. Z Oronem łączyło ją uczucie nieporównanie głębsze, niż z Efellasem. Owszem, był zręczniejszy od Półorka, ale seks z nim nie dawał jej już takiej satysfakcji. Rzadko kiedy szczytowała podczas stosunku, przeważnie musiał ją dopieszczać. Kokietowała go już tylko po to, by podniecić jego żar i wytargować sobie w ten sposób gwarancję satysfakcji.
Tym razem także działała w tak zimny, wyrachowany sposób. Głaskała jego owłosioną mosznę i gładziła palcami jądra, delikatnie je ściskając. Podrapywała wzdłuż i wszerz męskość, przesuwała po nim opuszki palców. Odwdzięczał się jej w dwójnasób. Całował ją zaborczo, wpychając język w jej usta, spijając każdą kroplę uronionej śliny. Zupełnie jak Oron. Nie czuła się wcale źle z tym, że zwierając powieki podczas pocałunków oczyma wyobraźni widziała wielką postać kochanka buszującą w jej ustach swym niepospolitych rozmiarów językiem. To pomagało jej się podniecić. Toteż nie minęło dużo czasu, a masująca jej uda i łono dłoń przemknęła po wargach. Jeden palec naciskał na przerwę między nimi, nabierając soczków i kończąc podróż na łechtaczce. Wtedy czuła się wspaniale. Gdyby mogła, połknęłaby jego dłoń swoją szparką. Wyczuł, że jest jej dobrze. Zawiercił wilgotnym opuszkiem palca na łechtaczce, aż zaczęła drżeć z przyjemności.
Cofnął dłoń i położył ją na ramieniu ukochanej. Delikatnie pchął ją, by położyć Rychelę na plecach. Posłusznie ułożyła się na posłaniu z rozchylonymi nogami. Przestali się całować, a jej dłoń skończyła go masturbować. Szybko położył się na niej, opierając się na przedramionach po jej bokach. Spojrzał na kobietę północy. Zwichrzone włosy otaczające zaróżowioną twarz, głębia jasnych oczu, idealnie wyrzeźbione szyja i obojczyki. Piersi. Niewielkie, nabrzmiałe, głodne pieszczot. Na śmierć o nich zapomniał. Drobne, wiśniowe sutki tak dziś zaniedbane. Wąska talia i zasłonięte jego podbrzuszem łono. Schylił usta do jej lewego sutka i ścisnął go wargami. Drgnęła. Złożyła dłonie na królewskiej potylicy. Miętosił malutki punkcik na jej ciele zdolny dać kobiecie tyle rozkoszy. Dopiero teraz poczuła się gotowa do spółkowania. Próbowała wygiąć się w pałąk, napierając na jego usta piersiami. Dopiero wtedy lewa dłoń Efellasa zajęła się jej drugą, niepieszczoną półkulą. Zakwiliła, gdy ścisnął sutka palcami. Bawił się jej ciałem, aż w końcu nie wytrzymała i naparła łonem na jego członka.
– Weź mnie… -wyszeptała najbardziej podniecającym szeptem, na jaki potrafiła się zdobyć.
Momentalnie oderwał się od jej skarbów i szybkim, mocnym ruchem wszedł w nią. Do samego końca, aż zatrzęsły się jej piersi. Cofnął się i wrócił. Jednocześnie położył dłonie na jej ramionach, by mieć wsparcie dla swych coraz mocniejszych ruchów.
– Och… tak… jeszcze… -jęczała.
Miała ochotę skończyć z tą szopką jak najszybciej, więc starała się go jak najmocniej podniecić. Pozostające na jego głowie dłonie przeniosła na twarde pośladki, by dodać mu animuszu. Oczywiście odczuwała przy tym niemałą przyjemność, ale wiedziała, że i tak nie dojdzie.
– Ale mi dobrze… -zakwiliła wysokim głosem, aż zadzwoniło mu w uszach.
Od dobrych paru minut snów dyszał niczym po wygranym nie bez trudu pojedynku. Zaciskał palce na jej barkach i coraz bardziej starał się wynieść ją na wyżyny. W końcu sam nie wytrzymał i z kolejnym pchnięciem wystrzelił do jej rozgrzanego i wilgotnego wnętrza. Kilka sekund pozostał niczym sparaliżowany, po czym opadł na nią, składając głowę na piersiach Rycheli. „Krótkodystansowiec” -pomyślała, przenosząc dłoń z jego pośladków na swe łono.

***

Pascel siedział w fotelu Nergala i uśmiechał się do siebie gładząc obrączkę skrytą pod skórzaną rękawicą. Jakie to wszystko proste! Zaraz przyjdzie tych dwóch kretynów, on ich zaszlachtuje, a później zdezorganizuje pozostały oddział i wyda na pastwę małej kompanii Orona. A wszystko przez jedną, małą obrączkę! To ona dała mu tak szerokie pole manewru. Umoczona w czyjejś krwi zmienia osobę, która ją założy, w osobę, do której owa krew należała. Najpierw znienacka poderżnął gardło tego chłopaka, a później pod jego postacią zasztyletował porucznika. Wyczyścił klejnot i po chwili był już Nergalem. Wraz z nowym ciałem posiadał pamięć jego wcześniejszego właściciela, stąd tak łatwo wcielał się w role zabitych przez siebie osób. Tak, podróż z Oronem wydaje się znacznie ciekawsze, niż rutynowa akcja w stolicy Narodu…

Scroll to Top